Pojedynek na podniecenie  3.75/5 (19)

19 min. czytania

Autorzy Najlepszej Erotyki, którzy wyzywają się na Pojedynek, sami między sobą ustalają jego warunki. Tym razem założeniem Pojedynku było stworzenie krótkiego opowiadania ze zminimalizowaną fabułą, za to z rozbudowaną warstwą erotyczną i soczystymi opisami seksu – opowiadania, którego celem jest maksymalne podniecenie Czytelników i zapewnienie im intensywnych doznań.


MRT_Greg – Na ryby (45% Waszych głosów)

Wbita na haczyk, tłusta rosówka wiła się wściekle w beznadziei swojego losu. Posraną z bólu przepłukałem w misce z wodą, po czym wstałem z krzesełka, wziąłem zamach i umiejętnym rzutem posłałem zawartość piętnaście metrów w głąb jeziora. Po chwili znów siedziałem, delektując się świeżością poranka. Lata świetlne za mną został obóz harcerski, z którego cichcem wymknąłem się nad ranem. To był jedyny czas, gdy wyglądał on dostojnie i przykładnie. W ciągu dnia przez dzikie wrzaski przebijały się wiązanki dobiegające od strony kuchni, karcący głos pedagożek lub rechot non stop nawalonego harcmistrza. Wieczorem obóz zmieniał się w plac Pigalle. Nie trzeba było dużej wyobraźni, by ujrzeć młodociane kurwy-kusicielki w witrynach namiotów. Tylko u ośmiolatków i dziesięciolatków był spokój. Aż zaskakujące, bo ich namioty sąsiadowały z kwatermistrzostwem, gdzie conocne libacje przypominały portową knajpę.
Sielankowy obraz obozu ZHP, malowanego niegdyś przez moją mamę, nie istniał. Na pewno nie tu.

Idealne, wydawać by się mogło, miejsce na połów okazywało się być nietrafione. Sądziłem, że ciepła zatoczka przyciągnie o tej porze chmarę rybek, jednak w ciągu ostatnich dwudziestu minut spławik ani drgnął. Trudno się dziwić, że z nudów zacząłem przysypiać. Ciepły gruby koc, podbity od spodu materiałem izolacyjnym, skłaniał ku porannym refleksjom. Ułożyłem się wygodnie, odchylając głowę na plecak, po czym zastygłem w przerażeniu.
Nie wiem, czy to głos czy widok, jaki miałem przed sobą, sprawiły, że zrobiło mi się słabo. Oto bowiem na tle soczystej zieleni otaczającego mnie gąszczu ujrzałem monstrualnego Pinky Pie we wściekle fioletowej bluzeczce i podobnego koloru ubłoconych już tenisówkach. Drobne warkoczyki ściągnięte różowymi gumkami zdobiły główkę największej, a zarazem najmłodszej obozowej kurewki. W dodatku jedynej nieruchanej ze względu na obecność jej mamusi, wychowawczyni zuchów. Tymczasem stała tutaj, przebierając w miejscu nóżkami, nie dalej niż metr ode mnie, z niewinnym uśmiechem na dziecinnej jeszcze twarzyczce. Soczyste „kurwa mać!”, którym mimowolnie przywitała mnie, gramoląc się z gąszczu, idealnie pasowało do jej charakteru. Gdy już sądziłem, że nie da się mnie bardziej zaskoczyć, spośród krzaków niczym korek z butelki wypadła druga dziewczynka. Weronika, najlepsza psiapsiółka pierwszej ladacznicy, miała raczej opinię skrytej i niedostępnej. Stojąc jednak naprzeciw mnie w tak obcisłych leginsach, że wyglądały jak druga skóra, nieco zaprzeczała tej tezie.

Wstałem z koca, klękając przed nimi. W tej pozycji moja twarz znalazła się na wysokości ich pępków.

„Małe zdziry”
Głos w podświadomości zabrzmiał jak dzwon.

Marszcząc brwi, przybrałem pozę surowego starszego harcerza, jakim w rzeczywistości nie byłem, gdyż tylko gościnnie przemieszkiwałem w namiocie kwaterki. Ale o tym wiedziałem tylko ja i szefostwo hufca.
– Co wy tu robicie? – pytanie może trywialne, ale musiałem je zadać.
– Miałeś pokazać mi, jak się rzuca wędką – Anita zabrała głos, przesuwając się o milimetr do przodu. Wciąż miała tą niewinną minkę. Na twarzy jednak błąkał się już u niej podejrzany grymas.
– A ty, oczywiście, nie możesz jej opuścić ani na chwilę? – kolejne retoryczne pytanie, skierowane do drugiej dziewczyny.
Kiwnęła głową, wbijając następnie wzrok w ziemię. Ta przynajmniej chociaż udawała posłuszeństwo.
– Zaraz ci pokażę – mruknąłem do Anity. – Na razie możecie usiąść na pomoście. Tylko uważajcie, bo woda jest cholernie zimna o tej porze.
Karnie ruszyły we wskazane miejsce. Anita spochmurniała, widząc, że nie wejdzie mi na głowę. Za to Weronika, mijając, postanowiła otrzeć się o mnie. Drgnąłem.

„Uważaj!”

– Uważaj – syknąłem do niej.
– Bo co? – odpowiedziała zaczepnie. Wbiła we mnie harde spojrzenie, spoglądając z góry.
Zerwałem się z koca, po czym, złapawszy jej głowę, wbiłem wargi w jej usta. Przez chwilę stała zaskoczona, by po chwili oddać pocałunek. Przycisnąłem ją bardziej do siebie. Musiałem się mocno nachylać, a ona stawała na palcach, by móc pozostać w tej pozycji. Długo to nie mogło trwać. W pewnej chwili zachwiała się. Skorzystałem z okazji przewracając ją na koc. Położyłem się na niej i dalej obrabiałem wnętrze jej buzi. Smakowity języczek splatał się z moim raz po raz. Słodka, gęsta ślina była gorąca, tak jak wilgoć rozlewająca się między jej nogami. Czułem to przez materiały naszych ubrań.

Charakterystyczna woń podniecenia rozchodziła się wokół, wnikając głęboko w nasze nozdrza. Uniosłem się znad niej, by szybkim ruchem zerwać jej bluzeczkę, odsłaniając parę ponętnych cycuszków. Śliczne dziewczęce gruszeczki sterczały zadziornie twardymi już sutkami. Przez chwilę bawiłem się nimi, drażniąc podniecone dziewczę, zaraz potem zassałem jeden łapczywie jak mały kociak pierś matki. Przygryzałem je lekko, wiedząc, że ten nikły ból rozłoży ją zupełnie. Nie myliłem się. Rozsunęła mimowolnie nogi, a jej ręka powędrowała w dół. Nie pozwoliłem jej na kontrolę. Pojedynczym szarpnięciem obnażyłem jej krocze. Młoda, gładka cipa otwierała się właśnie niczym ostryga, zapraszając do uczty. Potrzebowałem dosłownie czterech ruchów, by rozebrać ją do rosołu i samemu przy okazji pozbyć się odzienia. Klęknąłem, wędrując spojrzeniem pomiędzy jej udami, po czym nachyliwszy się, polizałem rozkoszny kwiat. Weronika jęknęła przeciągle, rozkładając nogi jeszcze szerzej.

„Poważnie?”
Wkurwiający głos w podświadomości nie dawał spokoju.
– Zamknij się – mruknąłem poirytowany.

– Co? – Weronika uniosła głowę znad koca.
– Nic, nic. Leż!
Złapałem jej piersi i zgniotłem w dłoni; głowę docisnąłem do krocza, wbijając się językiem tam, gdzie tego pragnęła najbardziej. Drgnąłem równocześnie, czując niespodziewany dotyk na mojej pupie. Anita musiałaby być głucha, by nie usłyszeć naszych mruknięć. Drobna dłoń przemknęła mi między pośladkami, po czym zacisnęła się na kutasie. Zgrabne paluszki sprawnie owinęły się wokół trzonu, zsuwając powoli napletek. Mała ladacznica znała swój fach, sprawiając mi tym powolnym ruchem niewyobrażalną przyjemność. Gdy na moment puściła, zerknąłem pospiesznie po sobie. Ujrzałem wsuwającą się pod mnie dziewczynę, a zaraz potem poczułem ciepły oddech na przyrodzeniu. Tym razem do delikatnych dłoni dołączył języczek.

Pierwsze liźnięcie było szorstkie, niedoświadczone i nieco zbyt zachłanne. Miast jednak nauczyć ją poprawności, skorzystałem z rozchylających się warg i wbiłem się w usta. Rzuciła się w panice. Wyciągnąłem ociekającego śliną kutasa, po czym pchnąłem ponownie. Tym razem była wyraźnie przygotowana, ale dopiero za piątym razem udało mi się wejść w całości. Wyjąłem, gdy zaczęła zdradzać objawy duszności. Łapała spazmatycznie powietrze, przygotowując się na kolejny raz.

Gdy już doszliśmy do porozumienia, zająłem się na powrót Weroniką, zdradzającą powoli znane mi i niebezpieczne objawy dziewczęcego lęku pod tytułem: „Co ja tutaj robię?!”. Łapczywie wpiłem się ponownie ustami w jej cipcię. Rękoma zagarnąłem jej nogi i przycisnąłem do swojej głowy. Mimowolnie potarła udami o drapiącą szczecinę zgolonych niedawno włosów. To natychmiast przywróciło jej chęć figlowania. Nie wiem, co bardziej ją podniecało: czy drapanie po delikatnej skórze, czy mój język penetrujący jej gorące wnętrze. Oddawała mi się cała, przyswajając kolejne kroki cielesnej miłości. Gdy w pewnym momencie zadrżała, uznałem, że czas najwyższy, by doprowadzić ją do pierwszego finału i zająć się na poważnie wyuzdaną Anitą. Nie namyślając się długo, wsadziłem palec w anus Weroniki. Zamiauczała donośnie jak kotka w rui, po czym wyprężyła ciało i zacisnęła uda. W samą porę umknąłem stamtąd. Obserwując scenę z tej perspektywy, ujrzałem prawdziwe poczucie spełnienia.

Zostawiłem Weronikę samą z głębokimi przeżyciami, by wrócić do jej koleżanki. Anita tylko na to czekała. W trakcie bowiem, gdy mój kutas rozsadzał jej gardło, ostro brandzlowała się, wsadzając do cipki po kilka palców na raz.
– Klęknij – wskazałem jej środek koca.
Posłusznie wykonała polecenie, wypinając w moim kierunku chudą pupę. Napuchnięty pierożek wyglądał bajkowo. Przesunąłem po nim delikatnie opuszkami palców. Z ust Anity wydobył się przeciągły jęk. Wypięła się jeszcze mocniej, przegięła plecy i przycisnęła twarz do koca. Suka czekała na rżnięcie.
Kucnąłem za nią, objąłem dłońmi jej pupę, przymierzyłem się…

„Za młoda…”
Pierdolone echo sumienia.
– I chuj w dupę z tym! – syknąłem rozeźlony.

– W cipkę – zduszona prośba, poparta palcami rozchylającymi purpurowe wargi sromowe, nie mogła pozostać nie spełniona.
Wbiłem się w nią na raz, uderzając podbrzuszem w jej pośladki. Ryk, jaki wydobył się z jej gardła, niewątpliwie wystraszył wszystkie stworzenia w promieniu stu metrów. Na szczęście obóz był nieco dalej, w dodatku za gęstwiną lasu. Przez chwilę delektowałem się tą chwilą, po czym wyciągnąłem kutasa. Byłem zaskoczony jego wielkością. Zazwyczaj, w towarzystwie kobiet w moim wieku, byłem nieco skonfundowany jego rozmiarami, usiłując tym samym czym prędzej schować się w ich rozepchanych wnętrzach. Najwyraźniej jednak kontakt z młodocianą szparką sprawił, że mój kutas odzyskał dawny wigor. Pełen dumy pchnąłem ponownie, doprowadzając ją do kolejnego wrzasku. O tak. Tego potrzebowałem. I ona też. Miarowe pchnięcia zlewały się z cichnącymi powoli jękami Anity.

Wspominając jej dotychczasowe mizdrzenia i zachowania przyprawiające innych, starszych uczestników obozu o palpitacje serca, postanowiłem zerżnąć tę sukę, tak jak na to zasługiwała. Musiałem dać z siebie wszystko i wyjebać ją tak, by przez resztę dnia najmniejszy ruch przypominał jej obolałej cipie, że nie wolno bezkarnie droczyć się z facetami. Niepomny konsekwencji, chwyciłem mocno jej włosy i wbiłem się za całej siły. I znów. I jeszcze raz. Zamknąłem oczy. Zasłuchany w odgłosy zderzających się ciał i dudnienie pulsu w uszach, przestałem zwracać uwagę na jakiekolwiek dźwięki otoczenia. Liczył się wyraźny, jednoznaczny cel.

Gdyby Anita nie przyprowadziła koleżanki, gdybyśmy byli wyłącznie sami, zapewne doprowadziłbym ją i siebie szybko do finału, by po odpowiednim odpoczynku wrócić jak gdyby nigdy nic do obozu, nim obudzą się pierwsi jego uczestnicy. Tymczasem jednak były w moim otoczeniu dwie gorące laseczki, z których każda pragnęła poznać rozkosze nieskrępowanego seksu. Nie można było skończyć tego dnia, nim się jeszcze na dobre nie rozpoczął.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na Weronikę. Zdumiona obserwowała ekstazę Anity i moje słabnące z każdą chwilą podniecenie. Rutyna kolejnych pchnięć sprawiała, że powoli przestawałem odczuwać przyjemność z aktu. Z artysty stałem się wyrobnikiem. I choć Anita wyraźnie zmierzała do końcowi, moje zainteresowania na powrót pomknęły do jej skromniejszej koleżanki. Nasze spojrzenia się spotkały. Weronika uśmiechnęła się i zarumieniła, tak jak to tylko dziewczynki w jej wieku potrafią.

Przysunęła się i pocałowała mnie. To był przyjemny, lekki i dający dużo więcej satysfakcji pocałunek niż ten pierwszy – zachłanny i natarczywy. W tym czuć było jej niewinną dziewczęcość, gorąc lata, świeżość trawy. Pachniała soczystością i witalnością, ulotną chwilą mikrosekundowej miłości. Była niczym strzała amora, przeszywająca nagle i niespodziewanie, gdy na zimnym peronie jakby znikąd pojawia się anielski ideał fantazji erotycznych. Dzięki Weronice odzyskałem przyjemność fizycznego kontaktu z dziewczyną. Zasnąłem w jej ustach.

Ocknąłem się w ostatnim momencie. Anita zawijała koc po siebie. Spocona drżała na całym ciele, zaciskające się mięśnie pochwy co chwila unieruchamiały mnie w jej wnętrzu. Wykorzystałem moment między skurczami i wydostałem zmaltretowanego kutasa na świeże powietrze. Niedługo się nim cieszył. Weronika w mgnieniu oka nachyliła się i wzięła go do buzi. Ejakulacja, której przed chwilą doznawałem w głębi swej psyche, okazała się być zapowiedzią prawdziwej erupcji. Wybuchłem w jej ustach, zapominając o jej skromnym doświadczeniu w tym zakresie. Na szczęście potrafiła szybko połykać. Dzielna dziewczynka. Pogłaskałem ją czule po włosach. Nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Głębia jej zielonych oczu hipnotyzowała. Rudy kosmyk wyrwał się spod opaski i opadł na policzek, przysłaniając też kącik oka.

Bezceremonialnie odepchnąłem wijące się ciało Anity. Wstałem z Weroniką i poszliśmy na pomost, trzymając się za ręce jak para zakochanych nastolatków. Dla niej był to zupełnie naturalny gest. Ja go już prawie zapomniałem. Dotarłszy na miejsce, przez chwilę moczyliśmy w wodzie stopy. Gdy ziąb zaczynał kłującymi igiełkami przenikać do kości, posadziłem ją na śliskich deskach, sam zaś stanąłem naprzeciw, opierając dłonie na jej kolanach. Objęła mnie pospiesznie nogami i przyciągnęła do siebie. Mój kutas, znów gotowy, celował w jej rozchyloną szparkę.

„Jeszcze…”
Echo podświadomości odbijało się od dalekich falochronów sumienia. W końcu zamilkło.

Jej nieme przyzwolenie było w pełni wystarczające. Wysunąłem biodra do przodu, powoli, wnikając w jej cipkę. Otwierała się przede mną, pozwalając, bym zanurzył się w niej cały. W ostatnim pchnięciu zmrużyła lekko oczy i jęknęła cicho. Objęła rękoma mój kark i wbiła wzrok w dokonujący się poniżej akt.

Obserwowaliśmy obydwoje cud boskiego stworzenia. Odwieczne prawa natury zespolone w idealnie dopasowanej formie. Czułem całą głębokość jej pochwy, delektując się każdym kolejnym pchnięciem. Na moment uniosłem ją znad pomostu i uchwyciwszy jej drobne ciało, energicznym ruchem nabiłem na siebie.

Nigdy wcześniej nie pozwalałem sobie na tę pozycję, z obawy przed niepowodzeniem. Nie byłem typem silnego faceta, a to właśnie tę cechę uznawałem za wykładniczą. Dopiero z Weroniką poznałem złotą zasadę równowagi okiełznanej przez dwa współpracujące ze sobą ciała. Szybko jednak zrezygnowałem z tego układu. Mimo iż hipnotyzujący widok jej majdających się cycków doprowadzał mnie do obłędu, obydwie ręce miałem zajęte i nie mogłem pieścić nimi jej ciała.

Nie zważając na zimno gruntu, ułożyliśmy się na nim, bacząc jedynie, by drobinki piasku nie dostały się w niepowołane miejsce. Uwolnieni od skomplikowanej akrobatycznie figury, kontynuowaliśmy rozkoszny poemat. Podniecał mnie widok młodej dziewczyny odczytującej po raz pierwszy kolejne wersety fizycznej miłości. Dla mnie stanowiła otwartą księgę, z której czerpałem pełnymi garściami. Przewróciwszy się na plecy, pozwalałem, by mnie powoli ujeżdżała. Kołysała się w rytmie rosnących fal. Zrelaksowany pozwoliłem sobie, jej, nam, by ten poranek trwał jak najdłużej i nastawił pozytywnie na resztę dnia.

Słuchając szmeru wody, obserwując unoszącą się nade mną dziewczynę, cieszyłem się, że tego dnia ryby jednak zastrajkowały. Dziękowałem też w duchu znajomemu wędkarzowi, który wyposażył mnie w cały osprzęt i pozwolił wyjechać z nim na obóz.
– Powodzenia – rzekł, klepiąc mnie po ramieniu – to cacko pozwoli ci złowić świetne sztuki.
Jakże prorocze były jego słowa.


Ania – Pizza (55% Waszych głosów)

– Poproszę małą z salami i papryczkami jalapenos. – Agata zerka na piętrzące się na stole pudełka. Quatro Fromaggi żadna nawet nie tknęła, za to trzy różne wegetariańskie niemal się skończyły, podobnie jak sałatki, mają już Capriciossę i Hawajską, ją natomiast nagle naszła absurdalna ochota na coś pikantnego i mięsnego, choć przecież już dawno powinna mieć dosyć. – Tak, z podwójnym serem poproszę, do tego ostry sos i butelka coli, jest w promocji za złotówkę, prawda?

– Zobaczysz, tym razem się uda – konspiracyjnym szeptem rzuca Kamila.

– Od początku twierdziłam, że to poroniony pomysł. Wszystkie poupadałyście na głowy! – Wiola wzdycha z rezygnacją. – I jeszcze marnujecie jedzenie. Nie wstyd wam? Tylu ludzi na świecie głoduje!

– Jak ja głoduję, nie przejmujesz się wcale. – W głosie Kamili wyraźnie słychać rozżalenie.

– Ty, żeby schudnąć łyknęłabyś nawet jaja tasiemca! – Atak najlepszą formą obrony. – Albo wypiła pestycydy.

– No wiesz! – Kamila aż czerwienieje na twarzy, wściekła tym bardziej, im większą w rzeczywistości czuje desperację. Mało estetyczne fałdki odbierają jej całą wiarę w siebie, sprawiają, że nie potrafi uwierzyć w szczęśliwe zakończenie. Nic dziwnego, że nadal jest dziewicą. Taką zupełną, nawet z nikim się nie macała. Nie całowała. Nie widziała na żywo penisa. I jak tak dalej pójdzie, nigdy nie zobaczy, za to obeżre się pizzą za wszystkie czasy.

– Spokój! – Wtrąca się Sylwia. – Ma być miło, do cholery! Żadnych kłótni!

– A mogą być małe sprzeczki? – Agata wydaje się podejrzanie rozbawiona.

– Nie! – Sylwia jak zawsze pozostaje stanowcza.

– Powinnyśmy się uczyć. – Wiola po raz kolejny wychodzi na największą malkontentkę.

– Na Boga, do matury zostało nam ponad pół roku – po raz pierwszy odzywa się Zośka, do tej pory niepodzielną uwagą obdarzająca własny telefon. – Umrzemy z nudów albo przeuczenia, jeśli czasem nie odreagujemy!

– To ma być odreagowywanie? – Wiola brzmi jakby była naprawdę zdziwiona. – Marnujemy tylko czas! Pierwszy był ten obleśny grubas, potem staruch z haczykowatym nosem, następnie naziol, ta sucz z fryzem à la Cruella de Mon, a mówiłyście, że tam pracuje Damian. I zawsze w soboty dowozi w tym rewirze!

– Zapomniałaś o rudzielcu bez dwóch przednich zębów – wtrąca się Agata.

– A tak, rzeczywiście… – dziewczyna kontynuuje. – Gdyby chodziło o żarcie, poszłybyśmy na miasto, przynajmniej pizza byłaby ciepła, ale tu przecież chodzi o fantoma do ćwiczeń dla naszej Kamilci. Mówiłam, żeby po prostu zaprosić Grzesia, obyłoby się bez tego całego cyrku.

– Wiola! – Sylwia obrzuca koleżankę gniewnym spojrzeniem.

– No co? Chuj jest chuj. – Na malkontentkę najwyraźniej nie działa groźny wzrok. – Nie musi być ani duży, ani szczególnie wytrzymały.

– A Grzesia nie jest duży? – Zaciekawienie Zośki wydaje się aż podejrzane.

– Nieszczególnie… – Wiola, to przysuwając, to odsuwając palce wskazujące obu rąk, próbuje utrafić odpowiedni rozstaw. – Ale bardzo zgrabny. W sam raz na pierwszy raz. – Uśmiecha się chytrze.

– Fakt, Maczuga Herkulesa mogłaby tylko niepotrzebnie Kamę wystraszyć.

– Ja tylko nie wiem… – nieśmiało zaczyna Kamila – czy Grześ chciałby, żebym dotykała jego… uhm… penisa.

– Kami… – Sylwia nagle brzmi ciepło. – Słońce ty moje, może jeszcze tego nie rozumiesz, ale dobrze ponad połowa heteryków chciałaby, żebyś ich dotykała.

– Nie wydaje mi się… – Kamila z powątpiewaniem kręci głową.

– Nie musi ci się wydawać – Sylwia instruuje. – Tak jest i już, jesteś piękną, młodą kobietą.

– Nie taką ładną jak wy.

– Ależ Kam. – Do pocieszania dołącza Agata. – To nie ma znaczenia, i tak by chcieli.

– A co jeśli nie? – Zakompleksiona koleżanka nie daje za wygraną.

– Przywiązałybyśmy go do krzesła! – buńczucznie deklaruje Wiola.

– Mógłby nie stanąć… – Kamila na siłę szuka problemów.

– Stanąłby! – wykrzykują we cztery niemal równocześnie.

– A co jak nie?

– Kam… – Sylwia jęczy z rezygnacją.

– Osobiście obcięłabym mu jaja! – Jedynie Wiola nadal się nie zraża, gotowa ciągnąć dyskusję godzinami. – Ale to ci i tak nie grozi, nie przejmuj się.

Nastolatkom przerywa dzwonek do drzwi. Agata wstaje, żeby otworzyć, w końcu jest tu gospodynią pod nieobecność rodziców.

– Trzymajcie kciuki – rzuca za siebie.

Po chwili wraca do salonu z szerokim rogalem przyklejonym do twarzy.

– Chyba mamy sukces – szepcze konspiracyjnie, po czym głośniej dodaje: – Wejdź dalej, nie krępuj się, muszę znaleźć portfel.

– Nie chcę przeszkadzać… – Z przedpokoju dobiega przyjemnie niski głos.

– Ależ nie przeszkadzasz, złotko. – Wiola zrywa się z miejsca, żeby przyjrzeć się muszce wplątującej się właśnie w pajęczą sieć. Mruży oczy. To co prawda nie barczysty i zawsze opalony, jakby dopiero wrócił z Zanzibaru, Damian, ale raczej nie będą miały powodu do narzekań. – Wejdź dalej, skoro zapraszamy.

– To chociaż zdejmę buty. – Chłopak wyraźnie się krępuje.

Mimo czapeczki z daszkiem i puchowej kurtki, wygląda całkiem smakowicie. Zdecydowanie bardziej niż pizza, którą przywiózł.

– Może się poczęstujesz? – Sylwia wskazuje rozłożone na stoliku pudełka.

– Robicie jakiś test?

Proste pytanie wywołuje wybuch histerycznego śmiechu.

– Tak, porównujemy dostawców pizzy. – Agata wręcza chłopakowi banknot stuzłotowy. – Reszty nie trzeba, ale jeśli to nie problem, chętnie zajęłybyśmy ci chwilę.

– No nie wiem… – Wystraszony robi krok w tył.

– Nie gryziemy. – Wiola zagradza mu drogę. – Spróbuj się rozluźnić.

– Muszę dostarczyć jeszcze jedno zamówienie…

– Nic nie musisz. – Sylwia wstaje i zmysłowym krokiem podchodzi do dostawcy. Kładzie mu dłonie na klacie, twardej i umięśnionej, co czuć mimo puchu. Kiedy wystraszony cofa się jeszcze odrobinę, na plecach rozpłaszczają mu się drobne piersi Wioli.

– Muszę, wyleją mnie z roboty.

– Jesteśmy tego warte – dziewczyna za jego plecami, szepcze mu do ucha. – Naprawdę! – dodaje ściskając jędrny pośladek.

– Muszę… – chłopak jęczy.

– Musisz to zdjęć tę okropną czapkę. – Sylwia chwyta za daszek i pozbawia gościa zbędnego nakrycia głowy. – Od razu lepiej. – Wplata dłoń w nieco dłuższe włosy pośrodku głowy. Mimo panujących na zewnątrz niskich temperatur, są lekko wilgotne. – Chyba ci za ciepło – mruczy i sięga ku zapięciu kurtki. Pod spodem jest nieciekawe, służbowe polo. Trudno – myśli, długo mu się raczej przyglądać nie będziemy.

– Przepraszam, ale nie mogę. – Młody mężczyzna odpycha ręce dziewczyny i próbuje wyślizgnąć się z pułapki dwóch świeżych i apetycznych ciał.

– Dajcie mu spokój. – Kamila jako jedyna zdaje się widzieć w chłopaku coś więcej niż kawał mięcha do skonsumowania, choć przecież ma zostać jej pomocą naukową.

– Dlaczego? Nie podobamy ci się? – Agata wytacza ciężkie działa.

– Ależ skąd, jesteście piękne! – Doręczyciel deklaruje pospiesznie.

– A może jesteś gejem? – znad komórki docieka Zośka.

– Nie! – Szybko dementuje.

– Więc dlaczego?

– Nie mogę stracić pracy. – Wzdycha.

– Może niech dostarczy to zamówienie – proponuje Kamila.

– Nie, nie wypuszczę go! – twardo oponuje Wiola, chwytając mężczyznę za krocze. – Jemu się tu zresztą podoba – mruczy.

– Kurewsko… – chłopak jęczy.

– To chyba nieadekwatne słowo. – Sylwia przybiera groźny wyraz twarzy.

– Ależ adekwatne. – Wiola uśmiecha się złośliwie. – Zostanie dziś naszą kurwą.

– Nie chciałabym, żeby stracił przeze mnie pracę… – Kamila i jej skrupuły!

– Chciałabyś! – Wiola strofuje koleżankę.

Mężczyzna spuszcza głowę, ciężko wzdycha, po czym prostuje się, demonstrując młódkom w pełni swoje dumne metr dziewięćdziesiąt trzy wzrostu, i zdejmuje rozpiętą już kurtkę. Rzuca ją niedbale na podłogę.

– Czego chcecie? – pyta śmiało, zerkając w oczy Agaty, która choć mało zaangażowana w molestowanie go, wydaje się przewodzić temu stadu.

– Na początek kontynuuj rozbieranie…

– Jestem w ukrytej kamerze czy co? – Niby chwyta za dół koszulki, ale wyraźnie się ociąga.

– Nie, na nieformalnych zajęciach z edukacji seksualnej. – Wiola rozsiada się na kanapie, a w ślad za nią idą pozostałe dziewczyny. – Mam ci pomóc?

– W sumie nie zaszkodziłoby…

– Patrzcie jaki bezczelny! – Aga udaje oburzenie.

– Odrobinę. – Chłopakowi do twarzy z zadziornością.

– Zdejmuj tę szmatę, byle szybko! – komenderuje Wiola.

Doręczyciel pizzy przymyka na moment oczy, jakby wczuwał się w nową rolę. I rzeczywiście, gdy tylko materiał opada na podłogę, wszystko się zmienia. Choć szczupły, niezbyt szeroki w barach, ze swoją harmonijną muskulaturą i wyraźnie przystrzyżoną ścieżką włosów biegnących do pępka, mógłby pracować w reklamach bielizny. Na dodatek zaczyna się niezwykle zmysłowo poruszać w rytm cichej muzyki sączącej się z głośników.

Kamila głośno przełyka ślinę.

– Schrupałabym – szepcze Wiola.

On pod świdrującymi spojrzeniami napalonych nastolatek wydaje czuć się niczym ryba w wodzie. Nie próbuje naśladować dynamicznie tańczących chippendales’ów, po prostu sunąc dłońmi po własnym ciele, podkreśla jego atuty. Rozpina guzik dżinsów, podsycając ich młodzieńczy apetyt. Zamiast jednak po prostu rozpiąć zamek i opuścić je do podłogi, odwraca się tyłem i kręci krągłymi pośladkami. Wsuwa dłoń w kieszeń. Spod nieco zsuniętego ciemnoniebieskiego materiału wyłania się jedynie nagie ciało, w tym dwa ponętne dołeczki w okolicach lędźwi. Żadnej bielizny.

Agata mruczy, Kamila zaciska pięści, zastanawiając się, czy aby na pewno będzie mogła dotknąć tego boskiego ciała. Nawet Zośka podnosi wzrok zaciekawiona reakcją koleżanek.

– Najpierw skarpetki! – żąda Sylwia, gdy mężczyzna ponownie odwraca się przodem i wsuwa prawą dłoń w rozpięty już rozporek.

On posłusznie wykonuje polecenie, nie schylając się, lecz sprytnie nadeptując raz jedną, raz drugą skarpetkę, jakby miał wieloletnią wprawę w podobnych pokazach. Wszystkie są pod wrażeniem i wszystkie mają na niego wyraźną ochotę. Jeszcze większą, gdy staje przed nimi wyprostowany z penisem w pełnej erekcji sięgającym niemal pępka.

– Piękny – szepcze Wiola, a chłopak zsuwa spodnie.

– Duuuży. – Kamila sprawia wrażenie lekko zaniepokojonej, szczególnie że nabrzmiały organ wystrzeliwuje w jej kierunku.

– Nie przejmuj się, nie wszystkie są takie – pociesza ją Sylwia. – Chcesz dotknąć, prawda? Myślałam, że najpierw zobaczysz jak rośnie, ale skoro już urósł, trudno.

– Fakt, to fajne uczucie, gdy pęczniej pod twoimi palcami – wtrąca Wiola, sięgając za siebie po pudełko z lateksowymi rękawiczkami. – Załóż. – Podaje koleżance parę.

– Co to? – dziwi się dziewczyna.

– Nie masz pojęcia, gdzie on wkładał tego monstrualnego chuja – mówi głośno i wyraźnie, tak żeby fantom usłyszał i poczuł się oceniany, może nawet upokorzony. – Lepiej zadbać o higienę. – Wiola ostentacyjnie zakłada jedne.

Sylwia i Kamila spoglądają po sobie, jeszcze niezdecydowane.

– Kładź się – dysponuje Wiola.

Mężczyzna nagi i zupełnie niespeszony swoją nagością, kładzie się pośrodku puszystego dywanu.

– Tylko ostrożnie – prosi, gdy dziewczyna w tych okropnych, kojarzących się bardzo szpitalnie, rękawiczkach klęka tuż obok.

Pozostałe cztery szybko idą w jej ślady. Przeklęty lateks! Chętnie poczułby ich palce bezpośrednio na skórze. Cokolwiek zamierzają zrobić…

– Śmiało – prowodyrka zachęca nieco korpulentną brunetkę o pięknych, wyrazistych oczach.

– Mogę? – ta pyta nieśmiało.

– Ależ proszę. – Mężczyzna uśmiecha się do niej ciepło, a jego penis nieznacznie merda, rosnąc jeszcze kilka milimetrów.

Dziewczyna drżącą dłonią dotyka brzucha, tuż powyżej pępka. Kładzie ją płasko i delektuje się spokojnym rytmem oddechu. Świat się nie zawalił, kutas nie opadł, jest dobrze – myśli. Drugą rękę kładzie na owłosionym udzie, ciekawa czy bez rękawiczki poczułaby łaskotanie.

– Oczywiście możesz dotykać, gdzie tylko zechcesz – wtrąca się Wiola. – Ale zdaje się chodziło o to, żebyś zaznajomiła się z funkcjonowaniem penisa. Może na początek jaja? – Delikatnie kładzie własną dłoń na ogolonej mosznie. – Tylko trzeba uważać, bo są bardzo wrażliwe. To znaczy worek możesz ciągnąć i maltretować, tylko z zawartością trzeba obchodzić się ostrożnie. Spróbuj! – Robi miejsce Kami, a ta z pewnym wahaniem naśladuje jej wcześniejsze poczynania. Obejmuje dłonią z rozcapierzonymi palcami całą mosznę i leciutko nimi porusza. Mężczyzna jęczy.

Ten przeciągły jęk staje się sygnałem dla pozostałych. Wszystkie jednocześnie zaczynają gładzić jego ciało. Szyję. Ramiona. Tors. Uda. Zaniedbują jedynie nogi poniżej kolan. Tylko debiutantka, choć zajmuje najlepsze miejsce, nie musząc z nikim dzielić się męskimi genitaliami, jedynie wpatruje się zafascynowana w sterczący dumnie organ.

– Dotknij go – zachęca Aga. – Nie rozbieraj, pobaw się napletkiem.

– Tak, napletek to najlepsza zabawka erotyczna świata – dodaje Zośka. – Pozwala facetom masturbować się na sucho.

– Ale jak? – Kamila przechyla głowę, patrząc na penisa niemal jak na łamigłówkę.

Z pomocą znów przychodzi Wiola. Pewnie chwyta kutasa, z grubsza w połowie długości i wykonuje powolny ruch w górę, nasuwając więcej skórki na lekko odsłoniętą wcześniej i błyszczącą wilgocią żołądź. Następnie zjeżdża w dół, odrobinę niżej niż zaczynała. Powtarza to samo trzy razy.

– O tak – mówi, gdy Kamila próbuje powtórzyć jej ruch. – Odważnie i z rozmachem. – Mężczyzna stęka. – Nie przestawaj, nic mu nie jest… – śmieje się. – Podoba mu się.

– Tak… – fantom potwierdza z zapałem.

– Nie, jednak przerwij, nie chcemy, żeby za szybko doszedł, cholera wie, czy drugi raz stanie – wtrąca Sylwia.

– Fakt – pozostałe zgodnie popierają propozycję.

– Czy jeśli stanie drugi raz, będę mogła z niego skorzystać? – dopytuje Wiola, nie doczekuje się jednak odpowiedzi, bo skołowany mężczyzna obserwuje ze swojego miejsca nagłe zamieszanie.

Dziewczyny wstają jednocześnie. Wszystkie wychodzą z pokoju, a on korzystając z chwili wytchnienia unosi się i sięga po przywiezioną przez siebie butelkę coli. Bierze duży łyk, po czym zasiada wygodnie na kanapie.

Wracają bez tych przeklętych rękawiczek, jakieś takie zmienione, roześmiane. Nie od razu orientuje się, na czym polega różnica. Nieco zdziwiony pozwala, by prowodyrka założyła mu prezerwatywę.

– Nie ciesz się tak! – Wiola zerka spode łba. – Jesteś tu dla naszej przyjemności! – Widać, że chętnie brutalnie starłaby rogal z męskiej twarzy, choć przecież nie zamierzają robić nic, co mogłoby okazać się nieprzyjemne.

– Widzisz – zaczyna Aga. – Zaraz kończymy liceum, a przez cały okres edukacji nie zrobiłyśmy nic naprawdę głupiego.

– Nawet w gimnazjum – uściśla Zośka.

– Tyle mówi się o tym, jak zepsuta i rozwiązła jest współczesna młodzież, a my między szkołą, dodatkowym angielskim i niemieckim, samoobroną, basenem, robieniem prawa jazdy, ledwo znajdowałyśmy czas na przyjaźń i randki.

– Rozumiesz: żadnych słoneczek i tęcz – tym razem wtrąca Wiola.

– A Kami nawet na randki… biedactwo – niemal jednocześnie, z dobrze wyczuwalnym współczuciem w głosie, dorzuca Sylwia.

– Dlatego ty dziś będziesz naszą rozrywką – kończy Aga.

– Zamęczymy cię. – Uśmiech Wioli wydaje się drapieżny, szczególnie że podkreśla go krwiście czerwona szminka.

Przygląda się pozostałym. Wszystkie umalowały usta. Każda na inny kolor. Kamila na jasnoróżowo. Zośka na ciemnoróżowo. Sylwia na fioletowo. Agata na absurdalnie zielony odcień ze złotymi drobinkami brokatu.

– Widzę, że już się domyśliłeś, jaki będzie następny punkt programu. Inteligentna bestia – chwali Sylwia.

– Przynajmniej jest na czym zostawiać ślady! – Cieszy się Wiola. – Czyń honory. – Wskazuje gospodynię.

– Nie, ty pierwsza, zgłodniałam. – Agata sięga po zimną już pizzę pepperoni. – Popatrzę, jak się męczycie, a potem was zdeklasuję, biorąc tego potwora po same jaja!

– Smacznego – uprzejmie życzy Kamila, ale trudno powiedzieć której z koleżanek, bo obie jednocześnie wkładają sobie coś zachłannie do ust.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Druga miniatura. Jakoś bardziej „literacko” 🙂

Też nieco bardziej do gustu przypadła mi druga miniatura.
Można jednakże się doszukać podobieństw w pomysłach – króluje tutaj samcza fantazja polegająca na stworzeniu erotycznej figury geometrycznej z więcej niż jedną partnerką. Dlatego też wydaje mi się, że obie miniaturki wyszły spod wyuzdanej ręki autorów płci męskiej.

To pierwsze opowiadanie było by fajne gdyby bohaterki miały choć po 17 lat, a tak to nie wiadomo czy wypada się tym podniecać czy nie. Także i pod względem założeń to myślę że pierwsze spełnia je lepiej ( 😉 ). Jest tam bezmyślna chuć i czysta pornografia. Wszystko podane na tacy, choć w zbyt młodym sosie. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa ale akurat to, tutaj, nie jest bardzo istotne.

Za to autor drugiego postawił na trochę bardziej specyficzną akcję i w porównaniu do pierwszej miniatury, trochę zaryzykował. Jeśli chodzi o mnie, to osobiście nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Nie będę punktował minusów bo było by to bardzo subiektywne.

Jeśli chodzi o język literacki to obydwa opowiadania są napisane na poziomie.

Czemu podniecenie uzależniasz od wieku? 😜. Przypominam że kodeks cywilny dopuszcza do ślubu dziewczyny, które ukończyły minimum 16 lat. Tylko mężczyzna musi mieć ukończone 18 lat. Niektórzy to uważają za dyskryminację mężczyzn 😇

Witam :). Chodziło mi raczej o moje osobiste preferencje :D. Nie było moim zamiarem narzucanie czegokolwiek, komukolwiek. Gdzieś Wyczytałeś że te dziewczyny miały po 16 lat ? Musiałem to przeoczyć w tekście. Wydawało mi się że były znacznie młodsze.

To dlatego że ustawodawstwo postrzega mężczyznę jako głowę rodziny i stawia mu wyższe wymagania. Poza tym mężczyźni dojrzewają później. Dziś 18 latek to przeważnie jeszcze dziecko.

Przeczytałem i dokonałem wyboru już przed dwoma dniami, ale dopiero mam czas na skomentowanie.

Wybrałem miniaturę 2 (gratuluję zwycięstwa, Aniu) i to pomimo faktu, że scena erotyczna urywa się w najciekawszym momencie.

Miniatura jest po prostu lepiej napisana, a bohaterki bardziej wyraziste, nawet jeśli – z konieczności – zarysowane ledwie paroma kreskami. Kończąc opowiadanie miałem wrażenie, że wiem coś o Kamili oraz Wioli. Tymczasem z tekstu Grega nie wyniosłem niemal nic na temat Weroniki i Anity.

Poza tym styl w dziele Ani jest bezbłędny. W tekście nr 1 trafiały się stylistyczne zgrzyty (wywołujące z kolei u mnie bolesne zgrzyty zębów np. gdy przeczytałem słowa „obrabiałem wnętrze jej buzi”).

Chętnie przeczytałbym rozwinięcie tego pomysłu, Aniu. Gregu, jeśli chciałbyś rozbudować swą miniaturę, to też z przyjemnością ją przeczytam – może dowiem się czegoś więcej na temat bohaterek, poza tym, że były młodocianymi kurewkami (choć co najmniej jedna okazała się dziewicą) 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Dziękuję wszystkim, którzy głosowali w naszej małej zabawie oraz wszystkim, którzy zabrali głos, ale przede wszystkim dziękuję Gregowi, że po raz kolejny podjął rękawicę 🙂

Aleksandrze, nie jesteś pierwszym, który zwrócił uwagę, że akcja urywa się w najlepszym momencie. Cóż, obowiązywały mnie reguły ograniczające objętość tekstu, choć dziewczyny aż się prosiły, żeby zostać z nimi trochę dłużej. Żeby napisać ciąg dalszy potrzebuję jednak małej zachęty… na przykład jeszcze kilku czytelników zgłaszających, że chcieliby dowiedzieć się jak przebiegła dalsza zabawa.

Serdecznie pozdrawiam

Ania

No to Czytelnicy, do dzieła! Nuże zachęcać Anię do pisania 🙂

Chętnie bym poczytał historię Autorki Ani w całej okazałości. Please 🙂

Może… w końcu dziewczyny tak dobrze się bawiły… 🙂

Przeczytałem oba teksty szukając rozrywki i… nie zawiodłem się, w obu wypadkach, było lekko i przyjemnie. Po tekście Ani czuję jednak pewien niedosyt. Cieszy mnie bardzo, że jest szansa na kontynuację. Trzeba ładnie poprosić? Ok, zatem warto zgiąć kark, w imię dobrej literatury.
Usilnie proszę Aniu, rozważ kontynuację tej sympatycznej opowiastki, ostatnio mnie na NE zdecydowanie mniej, ale dobrze jest czasem wrócić i wyłowić dwa sympatyczne kąski.
Kłaniam się zwyciężczyni, Gregowi uchyliwszy kapelusza. Świetny pojedynek!
Lis

Ależ Lisie, nikt tu nikomu nie każe zginać karku, wystarczy tak jak Olaf grzecznie napisać, że chciałoby się przeczytać więcej… 🙂

Napisz komentarz