Marta ze zniecierpliwieniem wyglądała przez okno, zdrapując szron z szyby, żeby zrobić jak największe kółko, wizjer na świat.
Idzie! – W oddali zarysowała się szeroka sylwetka. W pośpiechu założyła długie, eleganckie kozaczki na wysokiej szpilce, króciutką kurteczkę i pędem wybiegła w stronę drogi. W jej rodzinie nigdy nie witało się księdza w progu, lecz zawsze wychodziło naprzeciw.
– Szczęść Boże! Szczęść Boże! – egzaltowanie wykrzykiwała Marta.
Od dzieciństwa miała zakodowany wielki szacunek dla duchownych:
– Pamiętaj, że moja babka całowała księdza w rękę! – powtarzała jej matka.
Stąd wytworzył się w dziewczynie specyficzny stosunek do przedstawicieli tego stanu, rodzaj czci, wręcz czołobitności. Jakby spowijała ich jakaś nadziemska aura. Z czasem przekształciło się to w rodzaj fetyszyzmu. Jako nastolatka zaczęła miewać sny erotyczne z udziałem mężczyzn w sutannach.
Gruby mężczyzna przedzierał się przez zaśnieżony chodnik. Wisienka na torcie, na koniec dom mojej najnadobniejszej parafianki – pomyślał, za co szybko się skarcił i przeżegnał. Wszak księdzu nie uchodzi tak myśleć, chociaż…
Gdy dochodził do furtki zobaczył wybiegającą z domu kobietę. Boże jaka ona piękna, a gdyby tak wywinęła orła na tym śliskim chodniku… może by odkryła tajemnicę tego, co ma pod tą kusą kiecką… Nie… nie powinienem tak nawet myśleć!
– Szczęść Boże panno Marto! – ksiądz odkrzyknął i znów się przeżegnał. Jakby na wybaczenie, ze skruchą.
Pannie mocniej zabiło serce: To on! To on mi się ostatnio śnił! I to jak!
Chciała natychmiast odpowiedzieć, lecz gdy wybiegła bliżej drogi, wysuwając się zza szpaleru krzaków, natrafiła na silny podmuch powietrza. Jej elegancka, króciutka, fioletowa spódniczka, przez to, że dość szeroka, załopotała niczym flaga podczas wichury. Wiatr zadarł ją na tyle wysoko, że ksiądz dostrzegł nie tylko zgrabne uda, ale wręcz wydało mu się, że zobaczył koronkowe zakończenie pończoch.
Widząc chwiejącą się sylwetkę parafianki, mimo swojej tuszy, doskoczył by ją przytrzymać. Dochrapał się już urzędu proboszcza, choć miał stosunkowo niewiele wiosen na karku. Nie dobił jeszcze pięćdziesiątki.
– Ale żeby tak od razu w ramiona się rzucać! – zażartował. – Wszystko w porządku?
– Ojej… ojej… – Zmieszana Marta nie wiedziała co powiedzieć. Policzki zaczerwieniły się niemal dorównując kolorowi szminki na pełnych, zmysłowych ustach. Żart księdza o rzucaniu w ramiona jednocześnie speszył ją i podniecił.
Poprawiała spódniczkę, zdając sobie sprawę, jaki seksowny widok to stanowi.
Ministranci, towarzyszący księdzu, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– To dlatego stary chciał ten dom zostawić na koniec! – szeptali między sobą. – To przecież nasza historyczka! Pani Marta. Najefektowniejsza kobitka w całej okolicy! – Cicho rechotali.
Ksiądz z zapartym tchem obserwował ruchy kobiety. Boże drogi, jesteś cudowny, tworząc swoje dzieło! Ech, gdybym nie był księdzem…
Nakazał dziewczynie iść przodem. Poruszała się z gracją, trzymając jedną ręką spódnicę, jakby w obawie, że może znów zostać zadarta, nie przeszkadzało jej to jednak zgrabnie kołysać biodrami. Zdawała sobie sprawę, jak powabnie wygląda w tej kuszącej spódniczce i seksownych czarnych kozaczkach, kontrastujących z cielistymi, lśniącymi pończochami.
Boże, jak on mi się dzisiaj śnił realistycznie! – wspominała. – Ależ to był sen! Aż cała drżę! Ciekawe czy ja mu się podobam? Czy w tym stroju jestem dla niego ponętna?
Ksiądz zmierzał za kobietą. Obserwował jej ruchy i mimowolnie oblizywał wargi. Na schodach poczekał trochę dłużej, żeby weszła wyżej. Może słodkie anielę znów ukaże swe niebiańskie tajemnice…
Mikołaj szturchnął Kacpra pod bokiem.
– Patrz jak stary się na nią gapi! Ciekawe czy poza domem, prześwięci też tyłek pani nauczycielki? Ja bym prześwięcił!
– Noooo… – mruknął wyraźnie podniecony Kacper. – Kropiłbym aż by furgotało! Tu i wszędzie, a na miejscu starego nie tylko tyłek bym poświęcił. A te belferskie usteczka?
– Wręcz stworzone do pewnej posługi… Ha ha…
Rozkręcali się tak podekscytowani, że zaczęli mówić coraz głośniejszym szeptem szeptem. Marta słysząc fragmenty – „prześwięcić tyłek aż by furgotało” – skonfundowała się, ale jednocześnie podnieciła.
Tymczasem ksiądz lustrował mieszkanie i z ukontentowaniem stwierdził, że dom wręcz lśnił czystością, widać, że parafianka poświęciła dużo czasu na sprzątanie, dowodząc swojego szacunku dla spodziewanego, dostojnego gościa.
– A my przybyliśmy niczym trzej królowie. Nawet imiona mamy prawie takie same – żartował. – Ten mały to Kacper, duży tylko to nie Melchior, ale też świątecznie, bo Mikołaj.
– Ależ, ja znakomicie znam chłopców… jestem ich nauczycielką… No i doskonale wiem, że ksiądz proboszcz nosi imię Baltazar…
W środku pokoju rzucił się przybyłym w oczy wielki, dębowy stół, przykryty śnieżnobiałym obrusem, a na nim talerzyk z wodą święconą, kropidło i duży, stalowy krzyż. Na końcu stołu stały świece. Marta, żeby do nich sięgnąć i je zapalić, musiała się nachylić, a co za tym idzie, bardzo mocno wypiąć. Mężczyźni zobaczyli kształt jej tyłka w pełnej krasie, opiętego ściśle spódniczką.
Ksiądz podrapał się po głowie i wytężył wzrok, skupiając się na obserwacji. Chłopcy rumienili się po czubki uszu.
Ależ bym jej dał teraz klapsa w tę zgrabną i kuszącą pupę – pomyślał ksiądz, kolejny raz łapiąc się na grzesznych myślach.
Marta doskonale zdawała sobie sprawę ze swej pozy. Ależ ja się przed nimi wypinam zapraszająco! Ciekawe jakie mają teraz myśli? Czy może chcieliby mnie uszczypnąć w tyłek? A może… podwinąć mi spódniczkę?
Kobiecie wyraźnie drżały ręce, gdy zapalała świece. Nie mogła się skupić, myśląc o tym, że to On, właśnie On patrzy jej na pupę. Przez podenerwowanie potrąciła naczynko na wodę święconą i rozlała ją po części na podłogę, po części sobie na spódnicę.
– Ojej… – Ksiądz zauważył rozlaną wodę. – No i mamy mokro. – Zarumienił się, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział, poczuł też jak sztywnieje mu coś pod sutanną.
– Ależ ze mnie niezdara! – Dziewczyna speszyła się, czując na sobie trzy pary oczu wpatrzone w mokrą spódniczkę, przylegającą do ud, doskonale ukazującą ich kształt.
– Przepraszam… to ja teraz zmienię spódnicę… Ale najpierw oczywiście wytrę podłogę.
Marta kucnęła, żeby zebrać wodę. Zrobiła to w taki sposób, że spódniczka podsunęła się wysoko do góry i ukazała wszystkim zgrabne nogi.
– Ach! I ciebie Kacperku zalałam! – Marta wytarła też spodnie jednemu z ministrantów.
Widok atrakcyjnej kobiety, ubranej powabnie, kokieteryjnie pokazującej nogi i do tego kucającej przed nimi, wywoływał sprośne skojarzenia. Ministrant patrzył w dół. Ależ idealna pozycja dla takiej kobiety… kuca przede mną… ma twarz dokładnie na wysokości mojego rozporka… ach… co za usta! Dorodne jak maliny! – Patrzył w dół rozmarzonymi oczami. Widział tylko połysk nylonu i jej słodki uśmiech, gdy czyściła mu spodnie.
Ksiądz z zazdrością przyglądał się wypiętej pupie Marty i temu jak porusza się, czyszcząc spodnie chłopaka. Kobieta jak marzenie… co tu zrobić, żeby tę kolędę przeciągnąć jak najdłużej?
Po uprzątnięciu wody, Marta postanowiła wyjąć spódnicę na zmianę, dlatego przy mężczyznach otworzyła drzwi szafy. Wszyscy trzej goście jednocześnie wychylili głowy, żeby dostrzec, co tak wytworna kobieta może mieć w swojej kolekcji. Nie zawiedli się. Ujrzeli rząd wiszących na wieszakach eleganckich spódniczek, ale też wiele koronkowych fatałaszków. Pasy do pończoch wykonane z misternej koronki, wytworne biustonosze i… prześwitujące majteczki.
Nie mogli wiedzieć, że Marta celowo otworzyła tę część szafy, w której trzymała najbardziej seksowne części swojej garderoby.
Ksiądz, stojący na wprost, miał najlepszy widok. Boże mogłaby dla mnie nie robić nic innego, tylko się nieustannie przebierać. Ileż cudownych sukienek! Ech, gdyby być duchem i móc ją codziennie podpatrywać, jak zakłada, a zwłaszcza, oj zwłaszcza, zdejmuje, te boskie staniczki! Albo jak nasuwa na swe długie nóżęta śliczne pończoszki.
Chłopcy mieli nieco gorszy widok, lecz wystarczający, by zauważyć czarny, koronkowy gorsecik sznurowany czerwoną wstążką, z podwiązkami do mocowania pończoch. Nadawało mu to niezwykle seksownego charakter. Mikołaj rozdziawił usta.
– Ale… takie… dziwkarskie! – wyszeptał do kolegi.
Marta zawstydziła się, słysząc szepty, ale też doskonale wiedziała co im pokazuje. Często specjalnie zakładała ten gorset i pończochy, żeby tylko poprzeglądać się w lustrze. Słowo: „dziwkarskie” bardzo na nią podziałało. Pewnie gnojki nie raz w klasie zastanawialiście się, co mam pod spódnicą… to już teraz wiecie jakie noszę cudeńka…
Starała się stworzyć wrażenie, że łapie z wieszaka spódnicę przypadkowo, byle jak najszybciej się przebrać i nie zmuszać gości do czekania. W gruncie rzeczy, wybrała najodważniejszą mini.
Kurcze… rzeczywiście strasznie krótka! Czy aby nie będzie widać koronek pończoch?!
Pędem wybiegła do łazienki. Oszołomiona, zapomniała zamknąć drzwi. Już miała zdjąć spódniczkę, gdy zdała sobie z tego sprawę. Najpierw zawstydziła się jeszcze bardziej, ale potem poczuła ekscytację faktem, że może być podglądana.
A więc zaraz mogą zobaczyć moją pupę w samych majtkach… Nogi w pończochach. – Speszona przerwała zdejmowanie spódnicy, jakby się nad czymś zastanawiała.
Ministranci jednym susem stanęli przy drzwiach łazienki. Wyraźnie zniecierpliwieni wybałuszali oczy.
– No dalej suczko! Rozbieraj się! – szeptał zniecierpliwiony dryblas. Marta usłyszała ten tekst, choć oczywiście udawała, że nie słyszy. Ale… zastosowała się do komendy! I gdy padło polecenie, posłusznie zaczęła zsuwać spódniczkę. Chłopcy otworzyli usta ze zdumienia. Zobaczyli pupę nauczycielki. A zaraz potem nogi w pończochach.
– Jezu co za striptiz! – szepnął mały.
Marta nie spieszyła się z zakładaniem nowej spódniczki, jakby nad czymś myślała, jakby gdzieś zaglądała. Nachyliła się w stronę umywalki, tym samym wypinając tyłek w stronę chłopców.
A niech sobie gówniarze pooglądają… Boże… dlaczego to mnie tak podnieca?
– Reeety! Patrz! Jak doskonale widać pośladki! Majtki chowają się między nimi…
– Jak to stringi… Ale ona ma boską pupę! Taką dużą, a jaką zgrabną!
Wreszcie zaczęła nasuwać skąpą spódniczkę. Robiła to także powoli i erotycznie. Powoli układała ją na tyłku, potem z namaszczeniem zasuwała zamek z tyłu spódniczki. Przejrzała się w lustrze. Rzeczywiście miniówka była tak kusa, że Marta musiała ją nieco obciągnąć, żeby nie odkrywała koronek pończoch.
O kurcze… ledwie co zasłania, to tak erotyczne dla mężczyzn miejsce… Gdy siądę, będzie mi je widać! Ale… cóż… niech się dzieje.
Chłopcy byli pod wielkim wrażeniem. Obaj mieli te same myśli: wparować do łazienki i zadrzeć kobiecie tę krótką kieckę.
Gdy Marta weszła do pokoju w seksownej spódniczce, ksiądz zaniemówił. Mało mu kropidło nie wypadło z ręki. Chłopcy aż rwali się, żeby powiedzieć coś w stylu: ale pani seksownie wygląda, jednak nie byli na tyle śmiali. Jedynie dryblas szepnął małemu:
– Ale z niej sucza!
Pleban sięgnął kropidłem do nowo nalanej wody. Nie był w stanie patrzyć gdziekolwiek, tylko na Martę. A raczej na jej nogi. Drżały mu ręce, toteż nabrał za dużo wody, po czym wszystko skierował na Martę.
Znaczna ilość wody święconej trafiła prosto na bluzeczkę kobiety, idealnie na wysokości biustu.
– Ojej! – krzyknęła Marta.
Woda gruntownie zmoczyła materiał, dzięki czemu efektownie przyległ do ciała i wyraźnie uwidocznił koronkowy, biały stanik.
Ksiądz gapił się jak urzeczony. Z trudem wydukał:
– Prze… praszam…
– Nie no… nic się nie stało… – Skonfundowana Marta nie wiedziała jak się zachować. – Przecież to tradycja…
Chłopcy wpatrywali się nie mniej intensywnie od pryncypała.
– Ależ jej ksiądz urządził konkurs mokrego podkoszulka. Ha ha! – Mikołaj celowo próbował zawstydzić nauczycielkę.
– Ale ma atuty! – Mały w wielkich emocjach szeptał koledze na ucho – Widać było, że ma duże, ale nie myślałem, że aż takie!
Marta mogłaby zmienić bluzkę, jednak przed przyjściem księdza celowo założyła taką, która ma łatwo rozpinające się guziki, dlatego wcale nie paliła się do przebierania.
– Nie będę robiła znów problemów… po prostu się wytrę…
Doskonale zdawała sobie sprawę, że wycieranie biustu na oczach mężczyzn, wywoła łatwy do przewidzenia efekt.
I rzeczywiście, nawet się nie odzywali, jedynie wpatrzeni śledzili ruchy kobiecej ręki. Nagle, przypadkowo, rozpiął się jeden guziczek. Dokładnie na wysokości biustu. Mężczyźni mieli okazję zobaczyć jej biustonosz, nie przez materiał bluzki, ale w luce, jaką zrobiło rozpięcie. Widać było misterną koronkę.
– Ale śliczny stanik! – Wypsnęło się młodemu, a jego twarz przybrała barwę purpury. Marta także zaczerwieniła się i demonstracyjnie zapięła guzik.
Zaraz potem wzięła kopertę z przygotowaną ofiarą i wręczyła księdzu. Czyniła to oczywiście z wielką atencją, więc dygnęła niczym grzeczna dziewczynka po występie i podając datek, ukłoniła się niziutko. Podczas ukłonu umożliwiła mężczyznom zajrzenie w dekolt. Jak na tacy mieli podane piersi, znakomicie widoczne krągłe półkule i rowek między nimi. Ksiądz wbijał wzrok w dolinę między kształtnymi kulami. Kobieta nie mogła tego nie zauważyć.
– Bóg zapłać…
Kokieteria Marty zadziałała na wszystkich panów. Zwyczajowa rozmowa słabo się kleiła.
– Pani tak tu sama mieszka? Nie jest łatwo na wsi bez mężczyzny…
– To prawda… bardzo źle jest samotnej kobiecie… – Wygięła usta w podkówkę i łopotała rzęsami – Często bez mężczyzny czuję się taka bezradna…
– No, to my byśmy mogli się nią zaopiekować… co nie? – szeptał Kacper.
– Brakuje jej bolca! – stanowczo i ze znawstwem odparł Mikołaj.
Pleban zrugał wzrokiem pomocników.
– Ale pewnie do tak pięknej kobiety przybywają konkurenci?
– Ach, ja chyba jestem zbyt naiwną kobietką… przyciągam takich, którzy mają tylko jedno w głowie… – Wiedziała doskonale, jak podobne wyznanie podziała na księdza.
– Co takiego im w głowie? – Pleban udał, że nie wie. Rozmowa ekscytowała go, podniecało, że dziewczyna wyznaje swoje tajemnice. Intymne tajemnice.
– No cóż… to… że… chcą kobietę wykorzystać…
Ksiądz aż zaciskał wargi, słysząc wyznania, zwłaszcza słowo „wykorzystać”. Ech! Jakbym cię odwiedzał, też tylko jedno miałbym w głowie! Wyobraził sobie scenkę wykorzystywania białogłowy: Martę rozłożoną na łóżku, z podwiniętą spódnicą, rozłożonymi nogami, pod jurnym absztyfikantem. Boże… zawróć moje myśli z niecnej, plugawej drogi…
Jednocześnie widząc, że rozmowa ma szansę skierować się na bardziej intymne tory, pleban postanowił oddalić ministrantów. Powiedział im, że wróci sam. Chłopcy strasznie się ociągali.
– Księże proboszczu, nie dopuścimy, żeby ksiądz samiutki jak palec brnął przez śnieg.
Jednak nie mieli wyjścia. Jak niepyszni opuszczali mały domek Marty, rzucając ostatnie, głupkowate spojrzenia na jej nogi… biust…
– Pani Marto… jakby coś kiedyś było trzeba, my jesteśmy skorzy do… pomocy…
– Jesteście wspaniali chłopcy! Na pewno będę o was pamiętać. Jak tylko coś… to będę chętna… – Uśmiechnęła się, pokazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
Zostałam sam na sam z NIM! Boże! Jakie to wspaniałe! Co zrobić, żeby przetrzymać go dłużej?!
Marta zaproponowała Baltazarowi obiad, a ten, co prawda z ociąganiem, ale się zgodził. Z lubością obserwował krzątaninę kobiety, która, gdy nakrywała do stołu i podawała posiłek, zawsze, miał przynajmniej takie wrażenie, wypinała się i nachylała, bardziej niż było potrzeba. Oczywiście, niezmiernie mu się to podobało. Miał tyle okazji, żeby znowu podziwiać jej zgrabną pupę… i dekolt. Wyobraźnia plebana pracowała intensywnie. Wyobrażał sobie Martę jak się przed nim rozbiera… jak rozpina stanik, uwalniając wielkie piersi… jak zsuwa przed nim majteczki, po czym rozkłada się na stole, ukazując zadbaną szparkę… Idź precz! Duchu nieczysty!
– Czy mogę podać coś na rozgrzewkę? – Marta patrzyła prosto w oczy.
– Hmmm… ale ja wódki nie piję.
Marta posmutniała.
– Piję tylko coś mocniejszego!
– To się wspaniale składa! Bo mam od cioci przepyszną nalewkę! – Kobiecie najwyraźniej zależało, żeby duchowny się rozluźnił.
Kilka głębszych zaszumiało w proboszczowej głowie, wzmagając zarówno podniecenie, jak i odwagę.
– Mówiła pani o tym wykorzystywaniu przez mężczyzn…
Ciekawe kto ją ostatnio zaliczył? I czy musiał się mocno postarać? Czy aby nie okazała się łatwa?
– Cóż… mówiłam, że jestem zbyt naiwna… i zbyt łatwo daję się wykorzystywać mężczyznom…
O tak! Takiej właśnie bym cię chciał! Żeby cię łatwo wykorzystać! Zaciągnąć do łóżka! Wziąć jak swoją! Wyzyskać… – delektował się w myślach każdym sprośnym słowem.
– Jak mam to rozumieć? Wykorzystać? Kto panią wykorzystał?
Marta czuła, jak bardzo podnieca ją wyznawanie księdzu intymnych tajemnic, a także granie nieco „łatwej do wykorzystania” dziewczyny.
– Proszę księdza… trochę krępuję się o tym opowiadać… ale właściwie… przecież księdzu mogę… jak na spowiedzi…
O tak! Pewnie, że się krępuj! Ale opowiadaj! Opowiadaj jak nadstawiałaś się jakiemuś cwaniakowi. Przecież już kiedyś na spowiedzi wyznałaś, że uległaś pewnemu mężczyźnie.
Po tej spowiedzi Baltazar długo nie mógł ochłonąć, wyobrażenie tego wyznania nie raz nie dało mu zasnąć. Wracał do tego i czekał. Czekał niecierpliwie, aż powabna nauczycielka jeszcze raz przyjdzie wyspowiadać się do konfesjonału. Ale długo się nie doczekał. A tu, teraz, nie patrzył na nią przez drewniane kratki, ale miał ją przed sobą, w jej własnym domu!
– Nie krępuj się córko… Dokładnie… jak na spowiedzi. – Położył delikatnie dłoń na kolanie kobiety, chcąc ją uspokoić.
Jaka miękka i jędrna zarazem. I jaki delikatny materiał pończoch.
– Ochhh… – Dziewczynę aż przeszły dreszcze. A więc ON odważył się położyć rękę na jej nodze. Jeszcze nigdy nie podnieciła ją tak ręka jakiegokolwiek mężczyzny.
– Więc… to był… sporo starszy mężczyzna… Przyjeżdżał… przywoził prezenty… prawił komplementy… ale tak naprawdę… dążył tylko do jednego…
No pewnie. Doskonale wiadomo czego chciał! Bóg mi świadkiem, jak mu zazdroszczę!
– Tak córko? – wpatrywał się w nią bacznie, zaciskając wargi. Czekał z niecierpliwością co jeszcze wyzna.
– Cóż… chciał, żebym… tak trudno mi to mówić… ale to przecież mówię księdzu… nastawał… żebym poszła z nim do łóżka…
– Tak… i co się stało?
To musi działać na księżulka! Pewnie wyobraża sobie, jak starszy mężczyzna, czyli ktoś właśnie w jego wieku dobiera się do mnie!
– Cóż… bardzo na mnie napierał… ja oczywiście protestowałam… ale cóż mogę ja… biedna słaba kobietka…
Czyżby rzeczywiście wziął ją siłą? Biedna… słaba kobietka… Dlaczego to mnie tak podnieca?! Boże! Mój Boże… daj mi siłę wytrzymać…
– Rzeczywiście protestowała pani?
Ciekawe co by go bardziej podnieciło? Czy gdybym wyznała, że okazałam się łatwa i szybko mu się oddałam? Czy że opierałam się i zostałam wzięta siłą? Pewnie trochę to… trochę to… trzeba zagrać coś pomiędzy…
– No cóż… tak sobie teraz myślę… że to moja wina… że opierałam się zbyt słabo… może uznał to za gest przyzwolenia?
O tak byłoby najsmaczniej! Gdybyś opierała się czysto symbolicznie… udając cnotkę… ale w gruncie rzeczy pozwoliła na rozpakowanie słodkiego prezentu… Ciekawe jak to przebiegało?!
– Jak mam to rozumieć? Opierała? Zbyt słabo?
Marta poczuła, że coraz więcej frajdy daje jej takie przypieranie do muru, wydobywanie najwstydliwszych tajemnic.
– No tak… bo właściwie tylko protestowałam… nie odpychałam go…
Marta poczuła ogromną chęć dokładnego opowiedzenia Baltazarowi całego aktu. Przecież on jest księdzem, przedstawicielem najbardziej podniecającego ją zawodu… W dodatku spowiedź, gdy klęczy przed NIM na kolanach, wyznaje mu swe najbardziej intymne tajemnice… swe grzechy! Czyli to, czego powinna się wstydzić! Boże! Jakie to ekscytujące!
Dodatkowo wiedziała jak bardzo może to rozpalić JEGO. Chciała tego. Wręcz pożądała.
– Cóż… powinnam stanowczo odepchnąć jego rękę, kiedy wpychał mi ją pod spódnicę…
Pleban przełknął ślinę.
– Powinnam wyrwać się mu, kiedy chwytał mnie za biust…
Marta, srodze rozpalona, bacznie przypatrywała się jak Baltazar zagryza wargi.
– A zwłaszcza, gdy podciągał mi spódnicę do góry…
Ksiądz dyszał.
– Zatem… uległaś mu?
– Tak… uległam… Choć… protestowałam do końca… Ale… to i tak chyba moja wina…
Na pewno założyłaś taką samą krótką kieckę… pewnie jeszcze bardziej ochoczo łopotałaś rzęsami…
– Marto, wiem, żeś porządna niewiasta, napewno nie prowokowałaś go uczynkiem, czy strojem.
– Ach… niestety… chyba na spotkania z nim zakładałam zbyt krótkie spódniczki… może to wywoływało w nim przekonanie, że jestem… łatwiejsza…
Nauczycielka siedziała tak, że spódniczka podwinęła się i oczom plebana ukazały się szerokie koronki pończoch.
– Czy według księdza nie powinnam chodzić w tak krótkich spódnicach jak ta?
Z trudem przełykał ślinę. Cała jego postawa zdawała się wykrzykiwać: o nie! Chodź dzierlatko wyłącznie w takich kusych kieckach! Niech moje oczy pławią się w tym widoku.
Marta zmieniła pozycję, na taką w której spódnica podwinęła się nieco. Odsłoniła nie tylko całe wyrafinowane zwieńczenie nylonów, ale też kawałek jasnego uda powyżej.
Udała zaniepokojoną.
– Ojej! Czyżby mi było widać koronkę pończochy?
– Odrobinkę… – Ksiądz wycierał perlisty pot z czoła.
– Och… ale proszę księdza… czy taki widok rzeczywiście mocno działa na mężczyzn? – droczyła się, niby nieświadomie.
Oj malutka! Tak działa, że mimo żem stanu duchownego, rzuciłbym się na ciebie jak zbój!
– No cóż… owszem…
Marta zaczęła zasłaniać koronkę spódniczką.
Wyglądało to jeszcze bardziej kokieteryjnie, niż gdyby ją odsłaniała.
– Ach ja biedna… często pewnie nieświadomie kuszę mężczyzn… stąd może ich nachalność… to z całą pewnością moja wina… W dodatku ten mój biust… moje utrapienie… nie dość że jest za duży… to jeszcze prowokuje mężczyzn… ileż to razy spotkały mnie zaczepki z jego powodu…
– Doprawdy? Ależ Marto, to nie twoja wina, opatrzność wyznaczyła ci rolę matki i do niej hojnie… – Tu przełknął ślinę. – Wyposażyła… Ale… jakiegoż typu zaczepki cię spotykają? – Pleban był żądny kolejnych wyznań. Chciał usłyszeć, pragnął usłyszeć wulgarne słowa.
– Ach… proszę księdza… Czasem tylko nachalnie się gapią… ale często słyszę sprośne komentarze…
– Jakie? – Zagryzał wargi.
– Wstydzę się mówić, proszę księdza… ale to rzeczywiście mnie spotyka… – Jak bardzo chciała mu zacytować! – Czasem krzyki: cycatka, daj potrzymać. – Marta sama się podniecała, wyjawiając plebanowi. – Ale mleczarnia, ale bym ją wydoił!
Biadoląc nad swymi piersiami, chwyciła je dłońmi jakby chcąc poprawić ich ułożenie w staniku. Proboszcz wpatrywał się niczym urzeczony.
– Wróćmy do spowiedzi. Jak to się zatem stało, że cię zwiódł ów nikczemnik?
Marta milczała dłuższą chwilę. Zastanawiała się, co może powiedzieć.
Kurcze… co tu mówić?
Chętnie wyznawałaby, jak nachalnie stary lubieżnik wlazł na nią, jak bezceremonialnie podciągnął jej spódnicę, jak bezwstydnie zsunął majtki, jak gwałtownie się w nią wbijał… Rozpustne myśli zawróciły jej w głowie, chciała je wyjawiać i tym podniecać księdza.
– Proszę księdza… był nad wyraz natarczywy… ale to żadne usprawiedliwienie… sama go tu zaprosiłam… sama mu nadskakiwałam… i… byłam zbyt uległa… Posiadł mnie w moim własnym domu… na moim własnym łóżku…
Baltazar otworzył usta. Chciałby zadać tyle pytań, ale przecież nie wypada. Oczyma wyobraźni widział dzikie, samcze zachowanie natręta. Sprawiało mu to przyjemność.
– Był… był… mało delikatny? Ach… nie nadużyję słowa, jeśli określę, że okazał się… okrutnikiem!
Niech pleban wyobraża sobie, jak ten ciemiężyciel brutalnie wdziera się we mnie…
Baltazar zaciskał zęby. W myślach przepraszał Boga za swoją wyobraźnię. Że wyobraża sobie siebie na miejscu tamtego łotra. Ależ bardzo chciałby być tak samo drapieżnym gnębicielem. Objął dziewczynę przyjaźnie i wzniósł oczy do góry.
– Zacna z ciebie Marto niewiasta, a doświadczyłaś zapewne bólu…
Kobieta domyśliła się, że plebana podnieca to, że została tak ostro potraktowana.
Gdyby mógł, pewnie zapytałby mnie, czy bolała mnie cipka?
– Och tak… bardzo boleśnie odczułam jego bezczelną napaść… Ale cóż… sama się o nią prosiłam…
Klechą targało morze zagadek. W jakiej pozycji ją brał? Jak długo ją grzmocił? Czy jęczała pod nim? Jak głośno jęczała? Gdzie się jej spuścił? Ale przecież nie mógł takich pytań zadać. Nie miał ku temu żadnego pretekstu.
A może tak?
– Czy długo się nad tobą pastwił Marto?
– Ach… proszę księdza… Nie dał mi chwili wytchnienia… przez chyba… nie liczyłam wszak czasu… pół nocy…
Spryciarz z tego księżula! Wie jak się zabrać do rzeczy… Jak tu by mu powiedzieć, że miał fiuta jak armatę i tłoczył mi go w piczkę jak wariat!?
– Nie dość, że długo… to jak ostro mnie traktował… – rozpędzała się Marta.
– Doprawdy? Biedne dziewczę! Ależ byłaś krzywdzona…
Musiałaś jęczeć w niebogłosy! Żal, żem tego nie słyszał!
– Ależ byłaś krzywdzona… – powtarzał. – Musiałaś krzyczeć żałośliwie, a nikt na tym odludziu nie słyszał…
Boże… ależ wtedy jęczałam, stękałam… darłam się jak nigdy…
– Jakby ksiądz przy tym był… dokładnie…
– A czy nie bałaś się konsekwencji?
A to mi się udało sprytnie ją zapytać, gdzie się jej spuścił!
– W sensie, czy nie zrobi mi dziecka? Owszem… bardzo się bałam… Błagałam go, żeby nie… ale on mnie nie słuchał…
Co za farciarz! Nie dość, że młócił ją przez pół nocy, to jeszcze beztrosko zlał się do jej nadobnej dziurki! Boże! Odpuść mnie grzesznemu…
– Marto, nawet nie wiesz jak ci współczuję, ale też chcę wspierać. Przytul się dziecino…
Kobieta widząc otwarte ramiona księdza, oddała się w nie z ufnością.
– Ksiądz jest taki wyrozumiały… Rozmowa z księdzem… jest dla mnie takim… ważnym przeżyciem… aż mi mocno bije serduszko…
Chętne zbadałbym ci to bicie serduszka… Panie wybacz…
– Doprawdy?
– Niech tylko ksiądz posłucha… – Marta kusząco wypięła biust.
Ksiądz zrobił wielkie oczy i cały drżąc, nachylił się. Jeden z guziczków bluzeczki rozpiął się, znów dostrzegł wyrafinowaną koronkę biustonosza.
– Cóż za zniewalający aromat perfum! – Zachwycał się, przykładając ucho do wypiętej piersi.
– Dziękuję za miły komplement! Lubię wybierać dobre perfumy… kwiatowe… o takim kobiecym zapachu…
Oj! Na pewno ten zapach działa na mężczyzn! A na księdza, który nie nawykł do takich sytuacji zapewne wielokrotnie bardziej! Warto było zainwestować w ten drogi flakonik…
– Mmm… ahhh… faktycznie szybko bije pani serce… jakby przyspiesza nawet. – Delektował się miękkością biustu i poruszając lekko głową na boki, rozpiął przypadkiem kolejny guzik bluzki.
O taaak, jego głowa przy moich piersiach… jakież to przemiłe uczucie… Trwaj chwilo, jesteś piękna! Koronka stanika musi na niego działać… wielkość moich piersi zapewne także…
– A zatem, czy słyszy ksiądz bicie mojego serduszka?
Jakże te cycuszki są cudowne. Niczym poduszka. Do tego te oszałamiające perfumy. Co by tu zrobić, żeby to przedłużyć?
– Taaaak… chyba tak… jeszcze sprawdzę…
Postanowił dłonią poczuć bicie serca. Położył ją pod lewą pierś.
Marta, obejmowana przez księdza, usilnie prężyła biust. Baltazar z trudem powstrzymywał się przed chwyceniem go. Z coraz większym trudem. Wreszcie, badając bicie serca, zaczął suwać ręką wokół piersi, coraz mocniej o nią zahaczając. Wreszcie przesunął rękę na nią. Obejmował i delikatnie masował. Nauczycielka była wniebowzięta takim aktem odwagi plebana.
– Achh… ach… – wzdychała. – Tak mi cieplutko na serduszku, gdy ksiądz jest przy mnie.
Proboszcz przełknął ślinę.
– Tak… tak… serduszko bije mocno… ale też twoje piersi, takie dorodne… predestynują do macierzyństwa…
– Doprawdy? Tak ksiądz uważa? – Marta jeszcze mocniej wyprężyła biust.
– Och… zdecydowanie… niechybnie…
Kapłan do tej pory nieśmiało masował tylko pierś przy sercu, jednak teraz, znalazłszy uzasadnienie dla swojego działania, śmielej chwycił obie piersi.
– One aż się proszą, żeby posłużyć tak szczytnemu celu… – Mówiąc to, uścisnął je mocniej w okolicach sutków. Bluzka kobiety spełniła wówczas swój cel. Kolejny guzik rozpiął się pod wpływem działań plebana.
– Ksiądz leje miód na moje serduszko… Jakiemuś mężczyźnie, który tak by mnie dotykał, oczywiście dałabym po łapach… ale ksiądz to co innego… zupełnie w innym celu mnie dotyka… szlachetnym… nie tylko nie dam po łapach, ale nawet mogę rozpiąć stanik, żeby ksiądz jeszcze lepiej ocenił moją przydatność do szczytnego powołania macierzyństwa…
Proboszcza zamurowało. Tak bardzo chciał zobaczyć jej nagie piersi, że nie oponował. Wpatrzony niczym ciele w malowane wrota w jej biust, jedynie kiwał głową.
Marta zgrabnie rozpięła kolejne guziki bluzki. Oczom kapłana ukazał się duży, opięty koronkowym materiałem stanika, biust kobiety. Chłonął całym sobą jego kształt, piękno misternych wzorów koronki. Był to tak elektryzujący widok, że nie potrafił ani oderwać wzroku, ani wykrztusić z siebie słowa. Biustonosz push-up kusząco unosił i eksponował piersi. Między nimi uwidoczniło się zapięcie stanika. Cel najważniejszy obserwatora.
Boże miłosierny! Niech ona tam skieruje dłonie!
Jakby błaganiom klechy miało stać się zadość, dziewczyna właśnie tam położyła paluszki.
Bawiła się zapięciem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak dalece podgrzewa atmosferę.
Szybciej! Do diaska! Szybciej! Chcę już! Już zobaczyć je nagie!
Rozpięła, ale nie rozchylała miseczek, nadal okrywały piersi.
– Tyle zapewne księdzu wystarczy do oceny? – droczyła się.
Ach ty! Ty przebiegła dziewko!
Musiał jednak powściągnąć swój zapał.
– Taaak… Moja ocena jest jednoznaczna… nadają się do macierzyństwa. Jak żadne! – Mówiąc to, nieśmiało wsunął dłoń pod rozpięte miseczki i delikatnie ujął pierś.
– Achh… – przeciągle westchnęła Marta, w głębi duszy dumna, że udało jej się sprowokować księdza.
Badał wielkość i jędrność półkul drżącymi dłońmi. Materiał miseczek rozchylił się na boki, ukazując swą bogatą zawartość. Patrzył oniemiały.
– Cóż za dorodne kule! Niczym kopuły monachijskiej Frauenkirche!
Kobieta chłonęła osłupiały wzrok plebana. Jakże on schlebiał!
Baltazar rozsunął miseczki na boki, tak by nawet w najmniejszym stopniu nie zasłaniały cudnego widoku. Sycił się nim, jakby zamierzał napatrzeć się na przyszłość, zachować jak najwięcej w pamięci. Średniej wielkości brodawki. Piękne, nieco sterczące sutki. Stworzone żeby karmić. Ależ bym się do nich przyssał, jak niemowlę! Już nie zdzierżył. Nie mógł się powstrzymywać. Ujął je mocniej.
– Achhhh! Jestem wdzięczna księdzu… że tak mnie bada… ocenia… Zwykłemu mężczyźnie bym nie pozwoliła.
– Tak, wiem, po to jestem… – cedził przez zęby, zaciskając coraz mocniej dłonie.
– Ach… jakże gruntowne to badanie…
Ośmielony i rozochocony, rzeczywiście starał się zbadać każdy centymetr biustu. Raz pieścił delikatnie, raz macał brutalnie.
– Achhh! Ochhh! – wzdychała i pojękiwała na przemian.
Pobudzało go to tak niemożebnie, że aż pochylił się i ujął pierś w usta.
– Ochhhhh! – Kobieta była w siódmym niebie. – Chyba rzeczywiście ksiądz ocenił moje piersi jako przydatne do misji macierzyństwa…
– Niechybnie… – nie przestając ssać, wybełkotał proboszcz. Teraz wodził ustami po całych piersiach. Podniecony, delikatnie je przygryzał.
– Ach! – cichutko krzyknęła dziewczyna. – Jak milo być przez księdza tak przychylnie ocenianą…
Tymczasem ministranci za oknem mieli świetny widok.
– Patrz! Nie wierzę! Nasz wielce świątobliwy pleban i arcycnotliwa pani nauczycielka. Uwierzyłbyś?!
– W życiu! Ale podsuwa mu cyce! A jak on ją liże! Do czego jeszcze się posunie?
– Oj… posunie… Posunie!
Podniecona Marta wyginała się i prężyła niczym kotka. Jej sutki sterczały na baczność. Pragnęła tylko jednego. Zrealizować swe odwieczne marzenie. Ulec mu. Oddać się plebanowi. Poczuć w sobie jego twarde kropidło.
– Proszę księdza… a czy moje łono też może nadawać się do macierzyństwa?
Klechę zamurowało. Zwłaszcza, gdy kobieta rozszerzyła uda a spódniczka podwinęła się do góry.
– Czy mam sprawdzić? – przełykając ślinę, nieśmiało wyszeptał.
– Pod warunkiem, że uzna to ksiądz za konieczne… – prowokowała.
Wierzyła, że uzna, choć nie miała stuprocentowej pewności, więc czekała z niecierpliwością. Położył rękę na jej udzie. Zadrżał, gdy przesunął ją wyżej, na koronkę pończoch. Marta już wiedziała, że plan realizuje się znakomicie. Przymknęła oczy i jeszcze szerzej rozchyliła uda.
Ksiądz, zrazu nieśmiało, gładził ciało powyżej koronkowej manszety. Z lubością wsłuchiwał się w głębokie westchnięcia. Ośmielał się. Masował jakby z namaszczeniem, przesuwając dłoń coraz wyżej.
– Ochhhh – Znów westchnęła przeciągle, gdy dotarł do majtek. – Nigdy na coś podobnego nie pozwoliłabym obcemu mężczyźnie… ale ksiądz to co innego. Wiem, że mogę zaufać…
O tak maleńka… ufaj mi, ufaj… Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ochoczo wykorzystam twoje zaufanie!
Bez słowa położył rękę na jej kroczu, trzymając je przez majtki z cienkiej, delikatnej koronki.
Łono samiczki. Samiczki gotowej i uległej! Muszę je przebadać. Muszę!
Muskał waginę przez skąpe majteczki.
– Durniu! Na co czekasz! Profesorka rozłożona jak książka do czytania! – Zniecierpliwieni chłopcy gapili się na rozgrywającą się przed nimi scenkę. Ksiądz jakby usłyszał ich ponaglania, bo wsunął palce pod materiał stringów.
– Ojej… ksiądz jest jednak na tyle odważny, żeby badać moje łono… – mówiła przez zaciśnięte zęby, głosem zdradzającym podniecenie. Czerpała olbrzymią przyjemność z bycia dotykaną w tak intymnym i wrażliwym miejscu.
Jeszcze dzisiaj w nocy śnił mi się proboszcz… był taki napastliwy. Dobierał się do mnie tak nachalnie…. i proszę! Oto trzyma rękę pod moją spódnicą… na cipce!
Jeszcze większe podniecenie odczuwał pleban. Wsunął dwa drżące palce do pochwy.
– To łono niechybnie stworzone jest do macierzyństwa… – wyrażał opinię, wsuwając i wysuwając palce.
– Aaaa… aaaa… dziękuję księdzu… aaaa… aaaa… za te aaa… słowa…
Było jej tak błogo. Osiągnęła tak wiele… Czuła w sobie cząstkę świątobliwego męża. We śnie pleban mnie zgwałcił. Robił ze mną, co chciał… a teraz… urządza mi palcówkę. Niech jego palce zastąpi dostojny pastorał.
Proboszcz, jakby wsłuchiwał się w jej myśli. Chuć wzbierała w nim niczym woda w górskim potoku. Był rozpalony do granic możliwości. Nie zdzierżę! Dobry Boże! Nie zdzierżę! Wezmę ją w obroty. Jak dziwę!
Popchnął dziewczyną na łóżko. Sapiąc nerwowo, wycedził:
– Sprawdzę to łono jeszcze innym instrumentem…
Zaskoczył Martę błyskawiczną reakcją. Uniósł sutannę i rozpiął spodnie. W jednej chwili był na niej i przygniatał swym wielkim brzuchem. Poczuła się unieruchomiona sporym ciężarem mężczyzny. Podniecało ją to do granic.
Ministranci oniemieli.
– Widzisz to, co ja?! Nasz cny i bogobojny katabas wgramolił się na naszą nieskazitelną i cnotliwą belferkę! Leży bidulka pod nim z podciągniętą spódniczką i rozłożonymi nogami. Teraz widać jak praktyczne są pończoszki!
– Czy aby nie wyzionie ducha pod takim brzuchatym tucznikiem?
– Czuję coś przez skórę, że niedługo i ona może być brzuchata! Ha ha ha!
Marta pomiarkowała, że księżulek niezdarnie próbuje nakierować swój wzwiedziony pastorał na jej szparkę, więc starała się jeszcze szerzej rozewrzeć uda. Wreszcie nabrzmiałe berło trafiło do wyznaczonej kwatery. Była wniebowzięta.
– Ależ ksiądz się dla mnie poświęca… – szeptała rozmarzona.
– Takie moje posłannictwo… – sapał pleban, pakując chuja w kobietę.
– Achh… ach… jaki on twardy… aaa… aaa… jak kolumna przed kościołem.
Kobiece jęki podniecały go bardzo. Z tym większą energią wykonywał płytkie pchnięcia. Opasły bandzioch nie ułatwiał mu zadania. Sapał okrutnie.
Marta reagowała z nadmierną egzaltacją, jakby te sztychy przebijały ją na wylot.
–Aaaa… aaaaa… Ależ jestem badana… aaaa… aaaa… dogłębnie!
Klecha pocił się, wytężał siły, żeby pracować maksymalnie energicznie. Dopingowało go uniesienie kobiety.
Panie… grzeszę. Srodze grzeszę. Ale… chcę grzeszyć srodze! I ją chcę srodze przekropić!
Zdwoił wysiłki, pchnięcia stały się głębsze.
Marta również stękała i jęczała ze zdwojoną siłą.
– Aaaa… Czy jestem zatem białogłową, aaaa… która jest predestynowana do… aaaaa… macierzyństwa?
– Nieza… – sapał zmęczony duchowny – prze… czalnie…
– Aaaa… tylko ja jestem… aaaa… samotną kobietką… nie ma… aaaaaa… kto zrobić mi dzidziusia… aaaaa…
Takie sformułowania niechybnie działają na księżulka, wywołują w nim męskie instynkty i chęć… zmajstrowania mi dzidziusia.
– Ufaj… w swą parafię… i opiekuna duchowego…
O ty, podstępna suczko! Już ja bym cię poratował! Zmajstrowałbym ci chętnie całą gromadkę małych plebanków! – Zwizualizował sobie tę fantazję, wyobraził pląsającą po domku Marty czeredę szkrabów w małych, czarnych sutannach.
– Och… jestem ufna wobec mojego proboszcza w każdej materii… i wierzę w jego misję niesienia pomocy…
Nauczycielka przymknęła oczy, wspominając ostatni sen. Wzięta ostro przez katabasa, wkrótce potem paradowała po wsi z potężnym brzuchem.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Mick
2019-02-19 at 09:23
😀 ekstra ! Ale trzeba przyznać że do samego końca miałem obawy że ksiądz obejdzie się smakiem. Jednak zapunktował :).
Praktycznie od połowy utworu niemal cały czas się śmiałem. Głównie z tekstów typu: „taka posługa”, „miej ufność w swą parafię” itp. wypowiedzianych w gorączce eksploracji parafianki i by usprawiedliwić to czego nie trzeba było usprawiedliwiać.
Cóż można rzec. Osobiście jestem przeciwny celibatowi co oznacza że kler może być z automatu bohaterem wszelkich erotycznych utworów w całym zakresie ich różnorodności.
Dziękuję za opowiadanie i za dedykację :). Jako że Zdecydowałaś zadedykować mi ten utwór, wstrzymam się tym razem z merytoryczną krytyką ;).
Ładne zdjęcie. Przypomina mi taką jedną … :).
Życzę miłego dnia,
Mick
Mick
2019-02-19 at 18:28
Ty już Publikowałaś raz to opowiadanie ;). Pod koniec stycznia
Historyczka
2019-02-21 at 08:10
Niezmiernie mi miło Mick, że udało mi się wzbudzić uśmiech na Twojej twarzy 🙂
Winnam dodać, że to opowiadanie nie jest oczywiście żadnym manifestem wymierzonym przeciwko stanowi duchownemu.
Mick
2019-02-21 at 13:09
Nie zauważyłem żeby opowiadanie zawierało jakiś manifest, gdyby tak było to zapewne bym to skomentował. Mamy tam zdrową orientację a fantazje są na miejscu jak to między mężczyzną i kobietą.
MRT_Greg
2019-02-26 at 09:32
Czytając wyobrażałem sobie Panią Autorkę, przygryzającą wargi, w trakcie wymyślania coraz pikantniejszych szczegółów opowiadania. Potem ujrzałem oczami pożądania jej niewinne słabej bezbronnej kobiety uda rozchylające sie lekko, w czas gdy Ksiondz penetrował palcami łono bohaterki. A gdy wreszcie przegrał batalię z diabłem , ujrzałem szeroko otwarte usta łapiące spazmatycznie powietrze i palce Pani Pisarki wbite w klawisze laptopa. Dziwnie Pani Nauczycielka zeszła na dalszy plan.
Ależ me myśli są zboczoNE…
😉
Historyczka
2019-02-28 at 08:01
Greg. Zaiste, ależ Twe mysli są zboczone…
Paulos Segreto
2020-02-15 at 22:04
Bardzo fajny tekst. Podoba mi sie pomysł. Tekst dość mono erotyczny, przeplatany troszkę groteską. Czytałem mocno zaintrygowany, a czasami się śmiałem . Bardzo mi się tekst podobał.