Swaty (Historyczka)  3.61/5 (59)

21 min. czytania

Nylony-pl, „magic of suspenders”, CC BY-NC-ND 3.0

Marta była wzburzona propozycją ciotki.

Co to jest?! Handel żywym towarem?! Chce mnie wyswatać ze starym dziadem! Rolnikiem, który nawet nie skończył podstawówki. Mnie, kobietę wykształconą, elegancką… no i w końcu niebrzydką.

Ostatecznie doceniła dobre serce ciotki, przecież najprościej w świecie martwiła się o nią, już dawno uważała za starą pannę, a gdy tylko Marta przekroczyła trzydziestkę, uznała, że trzeba ją koniecznie ratować. Ze względu na szczere intencje, zgodziła się przyjść do cioci Jadzi na niedzielny obiad. Ponadto ciekawiło ją, jak przebiegnie spotkanie. Swaty.

Zaplanowała, przy okazji, swoistą gierkę. Od zawsze uwielbiała kokietować mężczyzn, prowokować ich ubiorem, a potem opierać się. Ofiarą miał się stać Zenon – rolnik, z którym próbowano ją wyswatać.

Ależ mu utrę nosa! Będę dla niego przemiła, wręcz będę się do niego wdzięczyć. Założę najbardziej seksowną minispódniczkę, bluzeczkę z takim dekoltem, żeby sobie pooglądał co trzeba. Niech się stary pryk na mnie napali… A potem figa! Nie dla psa kiełbasa!

Zenon przyszedł ubrany jak typowy wiejski stary kawaler: we wzorzysty sweter, siwą, wyświechtaną marynarkę oraz brudne buty. Jego włosy raczej nie miewały częstego kontaktu z szamponem. Zarost był nawiedzany przez maszynkę do golenia, ale chaotycznie. Braki w uzębieniu wskazywały, że nie chadza do dentysty. W rękach miął kaszkiet i trzymał wytartą reklamówką, z litrową butelką bimbru oczywiście. Przygarbiony, wyraźnie nieśmiały, nie wiedział jak się zachować i co powiedzieć. Jąkał się.

Z rozmowy wynikało, że mieszka razem z osiemdziesięcioletnią matką. Żyją w drewnianej chałupie z jedną izbą, kuchnią i sienią. Bez łazienki.

– Dla mnie to niepojęte, jak ludzie mogą zrobić sobie kibel w domu. Przecie sracz stawia się nawet nie łobok stodoły, ale tak jak u mnie, za stodołą – mówił Zenon, wycierając usta rękawem i pozostawiając na nim resztki konsumowanych potraw.

Marta wyobraziła sobie życie w roli żony Zenona, z gderliwą staruszką, w zimie brnącą w śniegu, żeby pójść za stodołę za potrzebą. Ona, która jeszcze niedawno nie wyobrażała sobie, że będzie musiała przerwać dobrze rokujący doktorat i opuścić Warszawę.

Zenek, jedząc kaszankę, spod krzaczastych brwi łypał małymi, świńskimi oczkami na Martę jak się krząta, jak kręci pupą. Wyglądała seksownie w białym fartuszku z falbankami. Niczym pokojówka. Blondyneczka, z długimi, lekko falowanymi włosami. Śliczna buzia, duże usta, starannie pomalowane krwiście czerwoną szminką. Niemalże nieustannie uśmiechnięte. Okulary w czarnych oprawkach dodawały jej nie tylko powagi, ale i seksapilu. Kiedy podawała tacę z filiżankami uśmiechnęła się wyjątkowo szeroko, nachyliła nad stołem, świadoma tego, że widać rowek miedzy piersiami. Zenon pożerał ją wzrokiem. Gapił się na jej biust niczym w obraz. Dodatkowo kusił silny zapach słodkich perfum. Ekscytował fakt, że ma do czynienia z kobietą wykształconą, nauczycielką, na dodatek równie wytworną i inteligentną.

Słyszał, że na wieś przeprowadziła się niedawno, z powodu choroby matki. Ludzie chwalili ją za to poświęcenie.

Jadzia też wychwalała siostrzenicę: a to, że była najzdolniejszą studentką na roku, a to, że jako pedagog często dostaje nagrody od dyrekcji, a to, że jej uczniowie odnoszą sukcesy na olimpiadach.

Marta czerwieniła się, udając bardziej skonfundowaną niż była.

– Niech już ciocia nie zanudza pana Zenona…

Zenon nie odrywał wzroku od potencjalnej narzeczonej. Najprzyjemniej patrzyło mu się w dekolt, wycięty w szpic. Gdy kobieta się pochylała, dostrzegał kremowy, koronkowy stanik.

Jezu! Jak ja to wytrzymam! Ależ ona ma wielkie cyce! Żeby się jej tak choć jeden guziczek rozpiął!

Nawet nie śmiał spodziewać się, jak błyskawicznie ziści się to życzenie. Gdy Marta wracała z kolejnym daniem z kuchni, guzik znajdujący się najwyżej był już rozpięty. Uśmiechnięta nauczycielka znowu nisko pochyliła się nad stołem. Tym razem dało się dostrzec jeszcze większy fragment koronki stanika.

Z powodu nieśmiałości Zenona, rozmowa przy stole się nie kleiła, kobiety próbowały podtrzymać ją za wszelką cenę.

– Ależ dziś pogoda! Leje i wieje!

– A ja założyłam taką rozkloszowaną i kusą spódniczkę… Jeśli będę wracać w taki wiatr, wrócę nieźle przedmuchana…

Kokietka osiągnęła swój cel, dwuznaczne słowa żywo pobudziły Zenona. Wiedziała, że taki sam efekt wywołuje komplementowanie płci brzydkiej.

– Podziwiam przedsiębiorczych mężczyzn! Wiem jak rozwinął pan gospodarstwo.

Zenon kraśniał z zachwytu. Kraśniał zresztą nie tylko z powodu pochwał, bimber pędzony przez niego, słynął jako najbardziej krzepki w okolicy, zaś mężczyzna narzucił szybkie tempo kolejek. Mimo, że Marta dzieliła kieliszki na cztery, i tak zaczynało jej szumieć w głowie.

– Panie Zenonie, ja mam taką słabą głowę… Boję się, żebym jakichś głupstw nie robiła…

Rolnik uśmiechnął się pod wąsem.

Ciekawe jakie by robiła? Byłaby łatwiejsza? Ciekawe czy ma cnotkę?

– O czym pan myśli, panie Zenonie? – Marta łopotała rzęsami, odsłaniając dwa rzędy równych, śnieżnobiałych zębów.

– A tak sobie myślę o paniusi…

– O mnie? Czyżby? A cóż takiego? Jeśli mogę zapytać. – Z nieukrywaną ciekawością Marta patrzyła Zenonowi prosto w oczy.

Mężczyźnie już nieźle dymiła czupryna od alkoholu. Nieśmiałość ustępowała.

– A cy ma panienka jesce wianek, cy nie?

Marta upuściła widelec.

A to cham! Co on sobie wyobraża! Skoro tak, to prowadźmy gierkę.

Zdobyła się na wymuszony uśmiech.

– Zadaje pan odważne, zbyt intymne pytania… W takim razie niech pan powie, jakie kobiety pan woli, takie, które zachowały wianek, czy już go pozbawione?

– No, zawżdy to każden chciałby kobitke nirusanom.

Bawiły ją wywody rolnika. Natychmiast zdecydowała się grać dziewicę.

– Panie Zenonie, a ja na jaką wyglądam? Na taką, która zachowała cnotę, czy… już ruszaną?

– Oj, a bo to ludzie różnie gadajom.

– Ojej! A co takiego ludzie o mnie gadają? Bardzom ciekawa?

Przecież ja tu wyjątkowo dbam o reputację! Czyżby ktoś rozsiewał plotki?

– Łoj tam, coś gadały, że murzyn do paniusi przyjeżdżał.

– No tak… Ale nie murzyn, tylko mulat. To kolega ze studiów.

Boże ty mój! Jakiż on był przystojny! A jaki dziki, wręcz zwierzęcy!

– I mówiły, żeśta szły w krzaki.

Oj tak, już w pierwsze krzaki mnie zaciągnął… ależ był napalony…

 – To możliwe… Pokazywałam mu… pokazywałam mu… grzyby!

Marta odetchnęła, bardzo z siebie zadowolona, że udało jej się wybrnąć z sytuacji.

– A może i co innego mu paniusia pokazywała? Jeden opowiadał, że pani nauczycielka leżała pod nim z podciągniętą spódnicą.

A to bezwstydni podglądacze! Uznali mnie pewnie za jakąś cichodajkę.

– Ach, pamiętam! Wtedy na grzybobraniu wlazła mi mrówka… i mnie gryzła. Martin mnie ratował.

Ciekawym gdzie jej ta mrówka wlazła?

Zenon ewidentnie się pobudził.

– To dzie una wlazła?

Marta pomyślała, że najbardziej prowokująca będzie, gdy uda skromną, mocno zawstydzoną dziewczynę i spuści oczy.

– Ach, panie Zenonie… Nie powiem, gdzie ta mrówka mi wlazła…

Widno jej wlazła w kuciapkę! To wtedy murzyn mógł ratować tylko przepychaniem… Ha ha ha!

Marta zmieniła temat rozmowy.

– Ciociu, cukier się skończył, przyniosę ze stryszku. Tylko trochę się boję sama wchodzić po drabinie. Zwłaszcza w tych szpilkach, na tak wysokim obcasie. Czy pan Zenon zechce mi pomóc i ją przytrzyma?

Marta doskonale zdawała sobie sprawę z wrażenia, jakie wywoła na nim podczas wchodzenia na drabinę w rozkloszowanej spódnicy.

Zenon nie mógł wprost uwierzyć, że taka gratka mu się trafia. Na pewno zobaczy wypiętą pupę! A kto wie, może nawet uda się zajrzeć pod kieckę?

Marta uśmiechnęła się słodko

– Proszę za mną!

Kołysała biodrami, a mężczyzna nie spuszczał wzroku z tyłka.

Kocica! Kręci zadkiem! Może by ją podszczypnąć! Pewno by donośnie pisnęła… – Na sprawdzenie głosu dziewczyny, zabrakło już odwagi.

W sieni energicznie chwycił drabinę, jakby chciał zaimponować swą krzepkością. Obserwował jak Marta ostrożnie stawia na szczeblach stopy w eleganckich szpilkach. Rzeczywiście były na bardzo wysokich, cienkich obcasach.

Ciekawe ile mają centymetrów? Może z piętnaście?

Czarne buciki z wąskimi paskami wyraźnie eksponowały zgrabne stopy. Dostrzegł pomalowane paznokcie u nóg. Niemniej kształtne okazywały się także łydki i kolana.

Oj, pięknie by było, gdyby te nogi się przede mną rozkładały – rozmarzył się Zenon.

– Panie Zenonie, dobrze pan trzyma?

Zorientował się, że zadumany, zluzował chwyt drabiny. Skupił się wyłącznie na zgrabnej pupie, sukcesywnie podnoszącej się coraz wyżej. Uznał ją za idealną. Spora, jędrna, wystająca. Marta oczywiście celowo tak manifestacyjnie wypinała tyłek.

Niech widzi jak kręcę pupą! Ciekawe czy ma chętkę dać mi w nią klapsa?

Wreszcie dotarła do końca. Nie musiała wchodzić na strych, z drabiny swobodnie sięgnęła cukru, wystarczyło tylko wypiąć się jeszcze bardziej.

Ciekawe czy ma odwagę, żeby zajrzeć mi pod spódnicę? – Ta myśl spowodowała szybsze bicie serca i drżenie dłoni. Spojrzała kątem oka. Rzeczywiście patrzył do góry. – A to drań! Ciekawe co dostrzegł? Zobaczył, że mam pończochy? Czy widzi ich koronkowe zakończenia? – Znajdowała w tym sporą przyjemność, celowo przedłużała szukanie cukru. A nich się napatrzy, pewnie jeszcze nie miał takich widoków. – Uśmiechała się w myślach. – No chyba nie zobaczył majtek? A może… Boże! Założyłam te seksowne stringi… ich koronka jest tak… prześwitująca! – Marta zadrżała. Schwyciła cukier i błyskawicznie ruszyła na dół.

Zbyt szybko. Nagle źle stanęła i zaczęła zjeżdżać. Cukier upadł na podłogę, a spódnica zaczepiła się o wystającą drzazgę i odsłoniła nogi w eleganckich pończochach. Zenon był na posterunku. Schwycił ją w ramiona. Jedna dłoń znalazła się na boku Marty, druga na piersi. Mężczyzna znieruchomiał. Nie wierzył w to, co się wydarzyło. Zobaczył takie widoki! Trzyma ją za biust! Cudowny, duży, jędrny. Trwał dłuższą chwilę w bezruchu, dopiero później ją wypuścił, patrząc jak zawstydzona obciąga w dół spódnicę. Jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył równie ekscytującej przygody.

Marta uśmiechając się, załopotała rzęsami.

– Panie Zenonie, uratował mnie pan! Jest pan silny jak tur! Byłabym upadła… – Przytuliła się i ucałowała swojego wybawcę w policzek. – Nie wiem jak panu dziękować…

– Podziękować zawsze można. – Mężczyźnie szumiało w głowie i od tej sytuacji i od alkoholu. – Coś tam by mi paniusia dała… Buziaka, a może i coś wiencyj… Ha ha ha!

– Oj dam, dam co tylko pan Zenon zechce! – Wiedziała, że te słowa jeszcze bardziej go pobudzą.

Zenon puścił kobietę przodem i dzięki temu mógł obserwować, jak prowokacyjnie kręci zgrabnym tyłkiem.

Ech, pasowałoby ją tak porządnie klepnąć w ten seroki zadek! Az by zapiscała i podskocyła.

Na to też brakowało mu odwagi. – Ale… zaraz… zaraz…

– Niech no paniusia poceka. Na tej spódnicynie jakiejśiś pajęcyny się popsycepiały. Niech się paniusia wypnie, to łotrzepię.

Marta natychmiast wygięła się, wystawiając pupę w stronę mężczyzny. Kręciła ją ta sytuacja.

– Niech pan trzepie mocno! Boże! Jak ja się boję pająków!

Zenonowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zawzięcie otrzepywał spódnicę dzierlatki, co raz siarczyście smagając ją w tyłek.

– Auuaa! Nie zasłużyłam na tak dotkliwe klapsy! – krzyczało dziewczę, prowokacyjnie rozcierając dłonią pośladki. Zenona nakręcało to niepomiernie. Marzył, żeby móc kiedyś grzechotnąć ręką gołą pupę nauczycielki.

Ledwie zasiedli za stołem, gdy Marta zakrzyknęła:

– Ojej! Poszło mi oczko! Chyba przez drzazgę w drabinie. Jak dobrze, że mam w torebce zapasowe pończochy!

Kobieta poszła przebrać się do sąsiedniego pomieszczenia. Zenon zauważył jednak, że w lustrze może swobodnie ją podglądać. Widział, jak podciągnęła spódnicę, obserwował nogi w pełnej krasie – długie, zgrabne, opięte cielistymi pończochami, zakończonymi koronką. Widział, jak rozpięła pasek przy szpilkach, zdjęła je, następnie wsunęła palce pod pończochy i zaczęła je powoli zsuwać z nóg. Zenon aż drżał.

Matko Bosko! Daj mi siłę wytrzymać!

Obserwował, jak wyjęła czarne pończochy z torebki. Najpierw przygotowywała je do założenia, a następnie nasuwała na nogi. Ale jak ona to robiła! Z jakim ceremoniałem! Pieczołowicie! Jakby celebrowała ten akt. Jakby wiedziała, że robi to na pokaz. Dla Zenona była to najbardziej erotyczna scena w życiu.

– Panie Zenonie, czy pończoszki w czarnym kolorze, również pasują do mojej spódniczki? – Prowokacyjnie trzymała materiał spódnicy, rozpościerając ją szeroko.

Mężczyzna gotów był rzucić się na kobietę. Czerń doskonale kontrastowała z łososiowym kolorem spódniczki.

Ech! Tak by dopaść ją. Wziąć pod siebie. Zadrzeć kieckę. I bez pytania brać!

Siedział jednak spokojnie, nadal oszczędny w słowach. Ciocia Jadzia próbowała przełamać milczenie. Opowiadała Marcie, jak Zenon z małorolnego chłopa doszedł do wielohektarowego gospodarstwa. Nigdy nie szedł na wsi za falą: kiedy była świńska górka, on wyprzedawał trzodę i odwrotnie – hodował świnie wtedy, gdy wszyscy sprzedawali, dlatego bogacił się, kiedy inni popadali w długi. Nigdy nie szarżował z kredytami i nigdy nie palił opon z Samoobroną. Mimo to i tak na wsi cieszył się autorytetem, bo nigdy nie odmawiał pomocy, za co mocno ganiła go matka, twierdząc, że swoje zaniedbuje, żeby obcemu dopomóc. Zenon jako pierwszy przekazywał pieniądze dla pogorzelców, gdy proboszcz prowadził zbiórkę, ale nie tak jak ci pełni pychy, którzy chcieli, żeby ich nazwiska wyczytywano z ambony; Zenon robił to skromnie – anonimowo. Ale też szacunek plebana dla dobrego gospodarza był wielki, bo jego pierwszego zapraszał do rady parafialnej i do noszenia baldachimu nad monstrancją w Boże Ciało.

Wieś nigdy nie zapomniała Zenonowi, jak wskoczył w ogień ratować dwoje małych dzieci w Borowem, choć nawet ich własny ojciec bał się wchodzić w ogień. Wszyscy też wiedzieli, że nikt we wsi nie ma startu z Zenkiem w zmaganiach na rękę. Że nie tylko jest silny, ale i zdrowy. Podobno nigdy nie był u lekarza.

Opowieści Jadwigi zupełnie zmieniły wyobrażenia młodej nauczycielki o Zenonie. Zrozumiała, że wcale nie jest głupi, a jedynie niewykształcony, dlatego, że w dzieciństwie umarł mu ojciec i jako podrostek miał na swoich barkach gospodarstwo. Na naukę zabrakło sił i czasu. Wydał się jej nie tylko szlachetny, ale też bardziej interesujący i od razu… przystojniejszy. Alkohol również zrobił tu swoje. Zaczęła go nawet podziwiać i zawstydziła się, że do tej pory dworowała z niego. Poczuła się w powinności do rekompensaty.

Przyjemnie byłoby, gdyby zaczął mnie adorować… – myślała – a może nawet się do mnie dobierać…

– Panie Zenonie, my tak sobie tu panujemy, a może przeszlibyśmy na ty? Wypijmy bruderszafta.

– A cego by nie, tać możem. – Zenonowi zaświeciły się oczka.

Z chęcią posmakuję sobie twoich usteczek! Masz takie ślicne, duże, mocno wymalowane!

 – Marta – głos kobiety zdradzał skrępowanie.

Mężczyzna szybko wychylił kieliszek i bez ceregieli objął pannę. Podnieciło go, że kobieta ucieka ustami. Nie było mowy, żeby jej odpuścił. Słodki zapach perfum rozpalał coraz bardziej. Jedną rękę trzymał na plecach, a drugą przyciągnął do siebie głowę. Marta próbowała odchylić ją w bok, ale Zenon dopadł ust i przyssał się, jakby chciał wypić na raz wiadro wody. Gdy puścił, dziewczyna dużym haustem zaczerpnęła powietrze.

– Panie Zenonie… Co pan robi? Straciłam dech w piersiach… Czuję, że muszę poprawić szminkę.

Zenon obserwował kobietę sięgającą po czarną kopertówkę bez żadnych ozdóbek, ale elegancką, najwyraźniej markową, wyciągającą z niej lusterko i szminkę. Bardzo poruszyło go, jak powoli malowała szminką pełne, duże usta. Marta domyślała się odczuć targających mężczyzną. Chciała żeby jej pożądał. Malując usta demonstrowała, że tak mocno je wycałował, że długo musi poprawiać szminkę, dlatego powoli przesuwała pomadką, ze szczególną dbałością o kontury.

Krwisty kolor szminki działał na zmysły mężczyzny. Przyglądał się w milczeniu, przełykając ślinę. Niczym drapieżnik czekający na okazję.

– Zenonie, czy już mój makijaż jest bez zarzutu? – zapytała filuternie.

– A to musiałbym się przyjrzeć… musiałabyś mi siąść na kolana…

Boże! Ależ ty masz piękną twarzyckę! Czy ja śnię, czy naprawdę gadam z taką fajnom kobitą? Skąd u mnie tyle odwagi? Ale ona teraz pewnikiem odmówi…

Marta udawała speszoną, zdawała się mówić: nie, nie, ociągała się, ale jednak wstała, okręciła się bokiem do mężczyzny i usadowiła pupę na jego kolanach. Popatrzyła mu prosto w oczy i zobaczyła w nich niedowierzanie. Zenon rzeczywiście był zdumiony.

– Więc czy może być mój makijaż?

– Czy może być?! Jesteś piękna!

Wyczuła silny wzwód Zenona. Podnieciło ją to dodatkowo.

– Och, Zenonie… Nawet nie wiesz jak na kobietę działają takie komplementy… Zobacz jak mi serduszko szybciej bije… – w tym momencie ujęła jego dłoń i położyła na swojej lewej piersi. Szybko poczuła, że wzwód jeszcze urósł.

Jadwiga widząc, że „młodzi” obiecująco sobie poczynają, krzycząc, że przeprasza, ale pilnie musi iść na zmiankę do Maciejowej, opuściła dom. Martę szalenie podniecało, że została sam na sam z napalonym mężczyzną. Czuła jak bardzo chce być zdobywana.

– Panie Zenonie, więc zostaliśmy sami, sam na sam, ja słaba niewiasta i taki krzepki mężczyzna jak pan… – Marta łopotała rzęsami.

Ciekawe co zrobi, jak zareaguje?

 Zenon przełykał ślinę. Wypowiedziane zdanie podsyciło jeszcze atmosferę. Nie wiedział co powiedzieć, ale chciał dodać sobie animuszu.

– A cego to się boisz paniusiu?

– No wie pan, jestem bezbronną, słabą kobietką… taki atletyczny mocarz mógłby ze mną zrobić, co tylko by zechciał…

Zenon doskonale wiedział co chciałby zrobić.

– Och, panie Zenonie, proszę nie wykorzystywać swojej siły. Wiem, że mężczyźni tylko o tym myślą, żeby włożyć dziewczynie rękę pod spódnicę. – podjudzała kawalera.

Zenon sam z siebie by się na to nie odważył, jednak nie mógł pozwolić sobie być gorszym od typowych chłopów. Niezbyt zdecydowanym ruchem ulokował dłoń na kolanie Marty. Był ciekaw czy ją odepchnie i obstawiał, że niestety pewnie tak. Alkohol również skłaniał do ryzyka.

– Och, panie Zenonie! Co pan robi… – niezbyt stanowczo protestowała Marta, ale nie odpychała jego ręki.

To ośmieliło Zenona. Zaczął powoli wsuwać dłoń coraz dalej, aż czubki palców znalazły się pod spódnicą. Patrzył się przy tym kobiecie w oczy, uśmiechając się głupkowato.

Marta wydęła usta w podkówkę, udając oburzenie.

– Panie Zenonie, niech pan przestanie! Niech pan zabierze rękę spod mojej spódnicy!

Nadal jednak nie odpychała ręki. Wyraźnie nie chciała go onieśmielać. Zenon trafnie to odczytał i kontynuował ekspansję. Gdy dotarł do koronkowej manszety pończoch, uśmiechnął się szerzej. Marta była wniebowzięta, ale starała się tego nie okazywać.

– Oj, tam widno są jakiejsiś eleganckie fatałaszki… chyba to widziałem, jakżeś szła po drabinie.

– Ojej… Zenonie… jak mogłeś! Zaglądałeś mi pod spódnicę!

– A może i jescy zajrzę! – Śmiał się rolnik.

– No chyba nie zadrzesz mi kiecki do góry! – prowokowała dalej Marta.

Zenon w tym momencie, bez słowa, zaczął powoli podciągać do góry spódniczkę. Dziewczyna trzymała ją, markując, że mu przeszkadza.

– Nie… nie… proszę…

Tak naprawdę nieznacznie tylko opóźniła obnażenie ud. Mężczyzna wariował patrząc na zgrabne nogi Marty, opięte seksownymi pończochami. Ich końce zdobiły szerokie, koronkowe podwiązki w kwiatowe wzory. Zaczął je delikatnie gładzić.

– Zenonie, widzę, że rodzi się w tobie instynkt zdobywcy. – Marta z minuty na minutę coraz bardziej chciała zostać zdobyta. Nawet bez jej zgody. Nawet siłą. Zwłaszcza siłą! Zwłaszcza bez jej zgody!

Słowa nauczycielki, patrzącej prosto w oczy, działały na Zenona, niczym płachta na byka. Jeszcze raz chciał posiąść jej usta. Tym razem chwycił kobietę bardziej stanowczo. Mimo cichych protestów, wpił się brutalnie w wargi, jednocześnie prawą ręką zaczął jeździć po piersiach.

– Nie… nie… Zenonie… jesteś zbyt szybki…

Dłoń mężczyzny jeszcze mocniej uchwyciła biust. Podniecony, odurzony alkoholem, zaczął ściskać piersi coraz mocniej, wręcz zuchwale, jak na nieokrzesanego prymitywa przystało. Właśnie tego chciała Marta.

– Ach… Zenonie… ty brutalu…

Mężczyzna nie przestawał całować ust, policzków, szyi kobiety, ani ugniatać jej piersi.

Nagle rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka. Odskoczyli od siebie. To telefon Zenona, bardzo starego typu. Odruchowo odebrał. Marta starała się wsłuchać w niewyraźne głosy, dobiegające prawdopodobnie z jakiejś biesiady alkoholowej. Wyławiała poszczególne słowa, układające się w spójną całość.

– I jak ci idzie z panią nauczycielką? Zbajerowałeś już ją?

A to drań, pochwalił się kolegom randką ze mną!

 – Złapałeś ją za to i owo?

– Nooo… złapałem.

Chamidła! Ciekawe co teraz będą rozpowiadali o mnie po wsi?

– No, daj jej tam do pieca! Daj jej popalić! Pamiętaj, żebyś nam poopowiadał jak ją wyobracasz.

Zenon odłożył telefon.

– Czyżby koledzy? – Marta zaciekawiła się. – Mówiłeś, że co takiego złapałeś?

– Eeee… takie tam…

Marta była zaskoczona, że podnieca ją opowiadanie o niej innym mężczyznom.

– Zenonie, chyba nie pochwaliłeś się im, że złapałeś mnie za biust?!

Kobieta wstała, obciągnęła spódnicę i poprawiła bluzkę na piersiach.

– Ta sytuacja stanowczo zbyt daleko zaszła. To moja wina, na zbyt dużo ci pozwoliłam.

Jednak nie było takiej siły, która powstrzymałaby Zenona. Myślał tylko o jednym: rzucić się na nią, mieć ją!

Marta widziała jego szalony wzrok. Jednocześnie bała się go i pragnęła. Podchodził ze zwierzęcością w oczach. Zdecydowanym ruchem popchnął kobietę na łóżko. Osunęła się na nie, kładąc na plecach. Natychmiast poczuła na sobie ciężar mężczyzny. Czuła, że opór na nic się nie zda. Wywołało to u niej poczucie zupełnej bezradności… bezwolności… Wiedziała, że musi ulec. Chciała ulec…

Rozjuszony Zenon nerwowo rozpinał guziki bluzeczki. Ręce drżały, przez co nie szło mu to sprawnie. Szarpnął nerwowo i urwał dwa. Nauczycielka protestowała, ale jakby pro forma, cicho. Niezwykle podniecała ją brutalność Zenona. Próbowała przeszkadzać mężczyźnie w rozpinaniu bluzki, ale robiła to zbyt słabo. Wkrótce oczom mężczyzny ukazał się biust opięty koronkowym stanikiem. Kobieta teatralnie osłoniła dłońmi piersi, co jeszcze bardziej rozjuszało rolnika.

Złapał za piersi przez materiał biustonosza i ściskał, ale to mu nie wystarczało, musiał uwolnić biust ze stanika. Brutalnie szarpnął miseczki w dół.

Marta krzyknęła:

– Nie!

Ale jej piersi wylały się z biustonosza i zauroczony mężczyzna podziwiał je w pełnej krasie. Duże, takie jak lubił, spore brodawki i delikatnie sterczące sutki.

– Pani uczycielko, ale masz bułecki…

Marta zawsze była dumna ze swego atrybutu kobiecości. Uwielbiała czuć pożądliwy wzrok mężczyzn w okolicach dekoltu, toteż podziw Zenona sprawiał jej niemałą przyjemność. Jeszcze większą sprawił dotyk. Mimo, że starała się zakrywać piersi, mężczyzna, delikatnie odpychając jej dłonie, gładził skórę. Zrazu nieśmiało, masował, delikatnie drażnił sutki.

Marta wzdychała cicho.

– Achh… Zenonie… nie…

Mężczyzna nie przestawał pieścić piersi. Zaczął je całować. Całe, potem sutki. Następnie lizał. Wreszcie zaczął ssać. Na początku delikatnie, żeby z czasem nasilać pieszczotę. W końcu ciągnął je, jakby chciał przez nie wessać całe piersi.

Jednocześnie ręka mężczyzny zjechała w dół i schwyciła materiał spódnicy. Marta czując, że spódniczka wędruje do góry, próbowała ją przytrzymywać. Na nic się to nie zdało, została zadarta. Ręka Zenona zaczęła buszować w miejscach przed chwilą okrytych jeszcze materiałem. Jeździła zaborczo po udach, po ich wewnętrznych i zewnętrznych stronach. Dotarła na pupę i zaczęła ją badać. Wyczuła sznureczek stringów, co podziałało na wyobraźnię mężczyzny. Podniecało go, że kobieta tak seksownie się ubiera. Tym mocniej zaczął ściskać i ugniatać jędrny tyłek.

– Łoj paniusiu, mas ty na cym siedzieć.

– Zenonie… przestań…

– Ja nie przestaje, ino dopiero zacynam!

W tym momencie przesunął rękę na łono. Przez koronkowy materiał majtek chwycił Martę mocno w kroku. Zrobił to nachalnie, jak uczniak, który chce wymacać koleżankę. I tak to robił. Brutalnie macał.

– Nie… proszę… nie…

Dotyk przez materiał mu nie wystarczał. Wepchnął rękę pod majtki nauczycielki. Wreszcie dotykał nagiej cipki. Wyczuwał gładkość i wąski pasek włosków.

– Zenonie, nie! Tam nie! – krzyknęła Marta.

Zenon jednak wepchnął dwa palce głęboko, na tyle, na ile się dało.

– Ale ześ ty ciasna… Widno to prawda, ześ cnotka-niewydymka… Trza by tę dziurkę cymsiś odetkać…

Mężczyzna słowa przekuł w czyn. Zaczął suwać palcami w tę i z powrotem, jakby symulował ruchy frykcyjne.

– Aaaa… aaaaaa… – Marta nie dowierzała, że to się dzieje naprawdę. Była bardzo podniecona rozwojem sytuacji. Jęczała, jak podczas normalnego stosunku. Te jęki sprowokowały Zenona. Chciał penetracji, ale już nie ręką.

– Teraz poczujesz co innego! Rozłóż nogi szeroko!

– Nie… nie… Zenonie… Jestem jeszcze dziewicą! – Marta liczyła, że kłamstwo jeszcze bardziej podnieci mężczyznę.

Po słowach kobiety rolnik dosłownie dyszał z podniecenia. Żądza i mocny bimber powodowały, że ani trochę się nie kontrolował.

– A to jescy lepij. Nierusana psitka… bedzie ciaśniej… – mamrotał. – Należy się, żeby taka damulkowa, nauczycielska kuciapka została tęgo wychędożona wiejskim, żylastym chujem!

Marta nigdy w życiu nie była równie podniecona.

– Ach… Zenonie… jestem porządną dziewczyną… Błagam… oszczędź moją… cnotę.

Mężczyznę rozpalały błagania. I to, że będzie mu dane zabrać dziewictwo pani nauczycielce.

– Po cnotce to już możesz zapłakać. Pokaż mi swoją elegancką, wychuchaną psioszkę!

Zenon patrzył na śnieżnobiałe, ażurowe wręcz z powodu koronki, stringi. Biel – kolor czystości – jednoznacznie kojarzył się z dziewictwem. Skąpe majteczki obciśle opinały łono nauczycielki, wyraźnie było przez nie widać podłużny rowek. Zenon zsunął je z dużą przyjemnością. Zjechał nimi aż do kostek, ale nie zsuwał ich dalej. Jaśniutkie majtki kontrastowały z czarnymi szpilkami i pończochami, ale przede wszystkim sprawiały wrażenie, jakby kobieta miała spętane nogi.

Marta cała była skrępowana. Mężczyzna, którego niedawno poznała obnażył jej najintymniejsze miejsce i gapił się na nie z rozdziawioną gębą. Z ciekawością nastolatka pierwszy raz oglądającego nagą cipkę. Czuła się upokorzona, co potęgowało emocje.

Golutka piczka… pewnikiem wygolona… i ten paseczek… W sam raz bruzdeczka do przeorania tęgim pługiem!

Rozpalony Zenon rozpiął spodnie i wyciągnął swój ogromny sprzęt. Marta pierwszy raz w życiu zobaczyła równie potężny okaz.

– O Boże! Co za olbrzym! Jaki wielki! – wiedziała, że podobne okrzyki rozognią namiętność Zenona. – Zrobisz mi krzywdę!

– A zrobię!

Mówiąc to położył się na nauczycielce i przyłożył członek do szparki.

– Nie… nie… – Pozorowała opór Marta, ale nawet nie mogła nawet wierzgać nogami. Wiedziała, że musi się oddać.

Tuż nad uchem czuła gorący oddech i słyszała głośne sapanie. Poczuła naprężoną męskość suwającą się po wargach sromowych. Robił to nerwowo, jakby celowo się droczył, albo jakby nie wiedział jak zabrać się do rzeczy. Marta nie mogła się już doczekać, kiedy w nią wejdzie. Żeby prowokować, głęboko wzdychała.

Mężczyzna pomógł sobie palcem – znalazł wejście do pochwy, a następnie go wsunął. Znów przekonał się jak bardzo jest ciasna i mokra. Marta jęknęła. Od razu w ślad za palcem próbował wprowadzić główkę członka. Ale mu nie wychodziło. Wejście okazało się zbyt wąskie.

To dobrze, że się musi natrudzić, w końcu z cnotką nie ma łatwo.

Wreszcie Zenonowi udało się, sunąc wzdłuż palca, wepchnąć główkę w dziurkę nauczycielki.

– Oooooch… Zenonie… – niemal krzyknęła Marta. – Boję się…

Mężczyzna był maksymalnie rozjuszony. Myślał tylko o jednym. Wbić się w nią. Chciał wykonać pchnięcie, lecz wtedy usłyszeli czyjeś kroki.

– Zenon! To ciocia Jadzia! Zejdź ze mnie!

Jednak Zenon, rozpalony, wciąż pod wpływem alkoholu, ani myślał zsuwać się z Marty.

Boże! Co za wstyd! Zaraz ciotka zobaczy mnie leżącą pod tym buhajem! Z podciągniętą spódnicą! Z zsuniętymi majtkami!

Jednak zamiast dźwięku otwieranych drzwi, usłyszeli pukanie. A więc to nie Jadwiga. Najpewniej jakaś sąsiadka. Zenon zatkał dłonią usta Marty.

– Nie próbuj się odzywać. Jak tu wejdzie, to będziesz miała wstyd na całą wieś.

Martę podniecało brutalne kneblowanie ręką. Czuła siłę i chuć rozochoconego samca, a także swoją bezradność. Podniecało ją takie upokorzenie oraz wstyd jaki spotkałby ją, gdyby ktoś to zobaczył. Jednak po kilku minutach nieproszony gość odpuścił.

Zenon obiecał sobie, że tym razem nie odpuści. Nakierował główkę penisa. Z całej siły wykonał ruch lędźwiami. Jego członek wchodził powoli, czuł jak zaciskają się na nim ścianki pochwy, jak silny stawiają opór, ale nie było siły, która mogłaby go powstrzymać. Z lubością wsłuchiwał się w jęki kobiety. W jej protesty.

– Nie… Zenonie… proszę… nie…

Wreszcie znalazł się w połowie drogi. Wiedział, że teraz już dopnie swego. Naparł z całej siły. Miał tylko jeden cel: wbić się w nią do samego końca. Wykonał kolejne pchnięcie, tym razem gwałtowne. Jego główka uderzyła o dno pochwy Marty.

Stało się! Zdobył ją! Mężczyzna był pijany szczęściem. Posiadł nauczycielkę! Nie mniej szczęśliwa była Marta. A więc oddała mu się. Wreszcie. Chciała, żeby Zenon poczuł się zdobywcą. Chciała, żeby myślał, że posiadł ją, ale też jej cnotę.

– Zenonie… ochhh… zdobyłeś mnie…

Zenon zamruczał szczęśliwy.

– Juześ moja!

– Tak Zenku, jestem twoja, posiadłeś mnie… pozbawiłeś mnie… wianka…

Martę bardzo podniecały te słowa. Liczyła, że Zenona podniecają jeszcze bardziej. Chciała, żeby teraz na nią naparł, żeby ją teraz porządnie zerżnął.

Zenon przymykał oczy, celebrował moment, w którym powoli wycofywał się z pochwy i zaraz potem znowu napierał. Delektował się tym. Poruszał się bardzo powoli, ale wchodził do samego końca.

Po każdym pchnięciu Marta głęboko i głośno wzdychała. Demonstrowała jak bardzo to przeżywa, jak mocno czuje jego pchnięcia.

– Oooochhh! Aaaachhh!

Mężczyznę tak to pobudzało, że w każde uderzenie o dno cipki chciał włożyć całego siebie, chciał pokazać jak jest silny.

Kobieta dostała dokładnie to, czego chciała.

– Zenonie… Ależ ty się nade mną znęcasz… – Po każdym kolejnym pchnięciu pojękiwała. – Nie… nie… nie…

Tak rytmicznie, jak jęczała, tak rolnik wykonywał swoją robotę. Dokładnie. Jakby młócił zboże cepem. Rytm podkreślało, poza jękami nauczycielki, skrzypienie starego łóżka.

– Aaaaa… aaaaa… aaaa…

– A trza się poznęcać nad panią nauczycielką! W szkole łone się nade mną znęcały, teraz ja dam popalić nauczycielce! – Mężczyźnie przypominały się słowa kolegów.

W tym momencie przyspieszył ruchy i uderzał jeszcze mocniej.

– Aaaa! Aaaa! Zenonie… oj… dajesz mi popalić… Jak można tak wykorzystywać kobietę?

Zenon sapał, ale słowa dziewczyny rozogniały, chciał być bardziej brutalny, bardziej wulgarny.

– Łoj należy się taką damulkę porządnie wyobracać! Ciasną dziurkę trza elegancko przepchać, żeby paniusia wracała do domu z rozepchaną kuciapką.

Roznamiętniona Marta jęczała i stękała. Rozpalało ją to, że Zenon jest ostry i wulgarny. Ba, niezwykle podniecało też to, że nie ma żadnego zabezpieczenia. Dziwiła się, że tak działa na nią strach przed wytryskiem w pochwie.

– Zenonie… uważaj… żebyś… nie zmajstrował mi dzidziusia…

O tak! Nie tylko ją wydupcyć! Ale jesce zlać się w jej psicie! I jescse zbuchać jej co!

Mężczyzna sapał. Nic nie mówił, tylko tłoczył w nią swą męskość. Przyspieszył ruchy bioder i pompował jak szalony.

– Boże… Zenku… ależ ty mnie mocno penetrujesz… jutro nie będę mogła chodzić…

Zenon stęknął i wylał w Martę potężną porcję nasienia.

***

Zwlókł się z kobiety, ale nadal nie mógł od niej oderwać wzroku. Patrzył jak naciąga na siebie skąpe majtki, jak wstaje z łóżka, obciąga i poprawia spódniczkę. Wydało mu się, że dostrzegł na czarnych pończochach białą strużkę.

Zrobiłem to! Wyruchałem ją! Tę odpicowaną, wycackaną panią profesor!

– Zaliczyłeś mnie… Pozbawiłeś… Czuję się taka zbrukana…

Zenon uśmiechał się spode łba. Przepełniała go duma.

Ciekawe czy to moje biadolenie, sprawia mu taką samą przyjemność jak mnie? Ale niech czuje się zdobywcą i niech widzi jak się czuję skalana… ja… cnotliwe dziewczę…

– Ano pozbawiłem wianecka! Już nie jesteś cnotka. Jeno wydymka! – Zaśmiał się ze swojego żartu Zenon.

– Zenonie, posiadłeś mnie zbyt szybko… pomyślisz, że zbyt pochopnie ci się oddałam, że jestem łatwa…

– Jak tylko cię zobaczyłem, to wiedziałem, że muszę cię wziąć. A jak pokazałaś, co masz pod spódniczką to już nic by mnie nie wstrzymało!

– No tak… to moja wina… nie powinnam tak się ubrać… mini… pończochy… Nie powinnam być tak uległa…

– Oj, cudnie się ubrałaś, jak cię zobaczyłem taką wyaligantowaną, to żem od razu pomyślał, że tą spódniczkę, to tylko do góry podciągnąć, a tą damulkę wziąć pod siebie.

– No i wziąłeś… I to wziąłeś bardzo ostro… Mam tylko nadzieję, że mi nic nie zmajstrowałeś, miałabym pamiątkę do końca życi, gdybyś zrobił ze mnie mamusię.

Zenon promieniał, mało nie pękł z dumy, gdy o tym pomyślał.

Fajnie by wyglądała taka elegancka damula, paradująca po wsi z brzuchem… i to mojego dzieła!

– Och! Co za wstyd! Ja… porządna nauczycielka… panną z brzuchem. Ależ sąsiadki by plotkowały! I dopytywały się, kto mi to zmajstrował…

Zenon przymknął oczy. Odpłynął. Widział jak do izby w jego rodzinnym domu wchodzi Marta. Na ręku trzyma małego szkraba ssącego pierś, a jej spódnicy uczepiło się dwoje, niewiele starszych dzieci.

Z zadumania wyrwały go jakieś dziwne głosy… wydobywały się z telefonu. Słabo, ale można je było rozpoznać.

– Zenek wreszcie zamoczył! I to gdzie?!

– Odpieczętował gwinta pani nauczycielce!

– A taka z niej cnotka-niewydymka… I już nie cnotka! Ha ha ha!

Martę speszyło to niezmiernie, patrzyła jak Zenon rozłącza telefon.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Przeczytałem z mieszanymi uczuciami, obca mi jest taka chłopomania. Widać że jest to projekcja jakiejś fantazji autorki, z resztą tego typu fantazje wcale nie są rzadkością u kobiet. Poczyniłem swego czasu pewne studia by wytłumaczyć dla czego tak się dzieje, ale to rzecz na inny czas.

Zastanawiam się czy słowo „wyemancypowana” jest dziś równoważne z tym że idzie do łóżka z kim popadnie ? Wydaje mi się zakłamana taka emancypacja, wiem że jest w nią wpisane łamanie jakichś utartych stereotypów na temat roli kobiety w społeczeństwie, najczęściej krzywdzących ją i ograniczających jej wolność jako istoty myślącej, ale czy od razu należy to utożsamiać z obdarciem z godności ?

Jeśli mężczyznom wolno wszystko, bo żyjemy w świecie przez nich zdominowanym. To czy czerpanie z takiego wzorca jest samo w sobie emancypacją ? Czy wzorowanie się na innym stereotypie zamiast stworzyć własną, oryginalną alternatywę to jest ten „złoty środek” ? Ten szczyt możliwości ? Upodobnianie się do znienawidzonej opcji w obyczajności i zachowaniu, to hołd dla tej opcji a nie żadna emancypacja.

Zakończenie utworu jest nieco chaotyczne. Dialogi które mają wskazać na to zbrukanie i fałszywy lament, są skonstruowane tak że czyta się je z wysiłkiem. Część słów wydaje się trochę mało potrzebna.

Bez urazy, ale co w tym opowiadaniu jest erotycznego???

Coś okropnego. Bardzo mi się źle czytało.

Mega kurde ile czasu musiałaś to pisać 🙂

Czyżby na „Najlepszej..” rodził się nowy nurt ero-polo?

Im więcej nurtów – tym lepiej.
Większa różnorodność.
Każdy znajdzie coś dla siebie.
🙂

Cnotka niewydymka została odetkana. 😀 Autorka ma ciekawą wyobraźnię.

Tekst jest zabawny. Autorka ma talent literacki. Pozwala jej to osadzić sceny łóżkowe w dokładnych opisach specyficznych okolicznościach środowiska wiejskiego, ludycznego. Jest to więc opowiadanie, które będzie dobrze przyjęte przez osoby, które wymagają aby seksualność pojawiała się dopiero jako wynik rozwijającej się, szczegółowej fabuły. Opowiadanie jest więc realistyczne, nie wydumane. Opisane wydarzenia mogłyby się wydarzyć w rzeczywistości. Pracowitej autorce należy pogratulować kolejnego sukcesu.

Autorka zdecydowanie ma własny styl. Właściwie wszystkie jej teksty, z jakimi się zetknąłem, pisane są w gruncie rzeczy na jedno kopyto. Jedne gorsze, inne lepsze. Jedne bardziej utrudniające zawieszenie niewiary, inne mniej.

To opowiadanie nie jest najgorszym. Akcja wypada całkiem przekonująco, a nawet całkiem wiarygodnie. Intencją bohaterki wcale na początku nie był seks, a jedynie podroczenie się z frajerem. Jej ostentacyjnie prowokacyjne zachowanie było więc jak najbardziej uzasadnione. Później doszedł alkohol, zmiana spojrzenia na adoratora, a ponadto – nie oszukujmy się – widać było wyraźnie, że do tej tzw. „cnotki-niewydymki”, za jaką sama bohaterka się uważa, raczej jest jej daleko.

Wracając do pierwszego zdania. Autorka pisze po prostu to, co się jej samej podoba. Bo w sumie, jak by się tak zastanowić, to każdy na tego typu serwisach pisze – przede wszystkim – dla samego siebie. Bo ma taką potrzebę. Bo chce się wyrazić. Bo nie odnalazł do tej pory tego, czego poszukuje – więc w końcu sam się przełamuje i sam zaczyna pisać to, co sam chciałby przeczytać.

I nie ma w tym nic złego. Powiem nawet więcej. Gdyby więcej osób się przełamało i również zaczęło promować swój własny styl, to mielibyśmy większą różnorodność. I więcej osób znalazłoby tutaj coś dla siebie. Być może coś, czego do tej pory poszukiwali, ale nigdy wcześniej nikt im tego nie dostarczył.

Pisanie dla siebie i owszem ale miło jest jeśli jednak zajdzie się aprobatę dla własnych tekstów. Jakąś gromadę fanów itp. Początkujący piszą często teksty w oparciu o sytuacje w których umieściło ich życie, ubarwiają przy tym mniej lub bardziej albo wymyślają fabułę zawierając elementy wspomnień i przeżyć. Ponoć jeśli się pisze o własnych przeżyciach i wspomnieniach to często rzeczywiście pisze się dla siebie, bo nikogo one nie interesują. Tekst jest nudny, ciekawy jedynie dla autora. Tak mawiał mój polonista, pamiętam go jako przepięknego człowieka i chyba mu wierzę.

Widzisz – oczywiście, że miło jest znaleźć aprobatę. Jednak, żeby w ogóle sens miało samo zabieranie się za pisanie, człowiek musi wierzyć, że jest to tekst, który sam chciałby przeczytać. Bo w innym wypadku – po co w ogóle się trudzić? Przecież tutaj nikt za tekst ci nie płaci. Więc miałbyś pisać tylko po to, żeby zadowolić kogoś, nawet wbrew swoim własnym upodobaniom? Daremny wysiłek, który w dodatku nic ci nie daje i niczemu nie służy. Męczysz się bez potrzeby. Więc sam fakt, że ktoś się tutaj za pisanie czegokolwiek zabiera, automatycznie dowodzi, że robi to dlatego, że po prostu chce to zrobić. Bo mu to sprawia jakąś frajdę. Czyli robi to w gruncie rzeczy dla siebie przede wszystkim.

A gromadę fanów każdy styl znajdzie. Niekoniecznie jednak muszą się zaraz udzielać. Nie sugerujmy się brakiem oklasków po każdym tekście.

Dlatego właśnie twierdzę, że o wiele bogatszą byłaby m.in. ta strona, gdyby więcej potencjalnych autorów zebrało się na odwagę i tworzyło po prostu to, co im tam w duszy gra. Bo wbrew pozorom – zawsze znajdzie się ktoś, komu twój styl przypadnie do gustu.

Nie płoszmy więc potencjalnych autorów, niepewnych tego, czy warto „pchać się” tutaj ze swoimi fantazjami, kontestując każdy tekst, który swoim stylem i tematyką, odstaje od jakichś wyimaginowanych i jakoby już tutaj ugruntowanych norm.

Autorka ma swój styl. I z tego, co zauważyłem, głównie ze tenże styl jej się za każdym razem obrywa. Sam oczywiście również wolałbym nieco inne rozłożenie akcentów tu i ówdzie, ale zdecydowanie nie powiedziałbym, że nie ma tutaj absolutnie niczego podniecającego. Jest to moim zdaniem kompletnie nieuzasadnione twierdzenie.

Podsumowując – cieszę się, że autorka zebrała się pewnego dnia na odwagę i zaczęła tworzyć to swoje „ero-polo” – jak ktoś już zdefiniował ten styl. I cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby więcej potencjalnych autorów, mających być może nieco specyficzne gusta i fantazje, zdecydowało się nimi na łamach strony podzielić. Bo być może udałoby im się trafić również i w me gusta. Im więcej autorów i stylów, tym większe potencjalne szanse na to.

Dlatego apeluję – nie gańmy autorów za to, że mają swój styl i się go trzymają. Bo w ten sposób płoszmy tych wszystkich potencjalnych autorów, którzy się wahają – czy warto próbować, czy jest sens, czy komuś się to w ogóle spodoba? – sprawiając, że oni ostatecznie się nie zdecydują na napisanie czegokolwiek.

Potencjalni autorzy – miejcie odwagę spróbować. Nie patrzcie się na to, czy się spodoba, czy nie. Piszcie choćby i dla samych siebie. To, co sami byście chcieli tu odnaleźć. A zapewniam was – znajdą się i na to odbiorcy. Więcej, niż sobie wyobrażacie. Nawet, jeśli ich nie widać.

No tak. Piękna to cecha widzieć plusy tam gdzie ktoś inny widziałby raczej minusy ;).

Przyznam, że nie dziwią mnie bardzo różnorodne reakcje czytelników, autorka na początku bardzo okrutnie przedstawiła bohatera, ale właśnie dzięki temu zabiegowi mogła później pokazać zmianę nastawienia Marty, której żądza być może jest odrobinę wynaturzona (nie, to złe słowo, choć jakoś tak samo się narzuca… jest dziwna, inna, a przecież jednak naturalna), ale jak najbardziej realistyczna.

Nie istnieją opowiadania, które podobają się wszystkim, każde trafia w większą lub mniejszą niszę odbiorców. To świetny przykład – mamy wyłącznie skrajne opinie, znaczy tekst wzbudził emocje. Zachwyt i sprzeciw. Aż zastanawiam się czemu niektórym przeszkadzają takie fantazje i bohaterka wybierająca niestandardowych kochanków…

To nie o to chodzi że kochankowie są standardowi czy nie, życie różnie podsyła, zwłaszcza tym które mają bardziej luźne obyczaje. Chodzi o pewne nieścisłości w opisie. Na przykład, pada stwierdzenie w stylu „Podziwiam pana jak rozbudował pan gospodarstwo.” a w tle butelka bimbru, niepełne uzębienie i „wiejsko godko”. W moim przekonaniu autorka w przypływie feminizmu zapragnęła stygmatyzować bądź co bądź, mężczyznę i trochę momentami zatraciła poczucie spójności jednego z drugim. Ta mieszanka że bohaterka planowała inaczej a inaczej wyszło, z okazywaniem fałszywego wstydu mogła nie stracić mocy z jednoczesnym zachowaniem większej spójności logicznej, gdyby autorka zrezygnowała choć z połowy środków. No ale może chodziło o coś w stylu „niby taka wyemancypowana a dała się przelecieć takiemu wieprzowi”, wtedy to co innego.

Raczej: taka wyemancypowana, że dała się przelecieć temu, na którego miała ochotę.

Brawo 🙂 !!! Cieszę się że nie Napisałaś „…, że przeleciała tego, na którego miała ochotę.” 😉

No, w tym wypadku raczej trudno byłoby to określić w ten sposób 😉

Są i tacy którzy sprawę z pozoru oczywistą, postrzegają inaczej :).

Nie zrozum mnie źle, bynajmniej nie uważam, że kobieta nie może przelecieć mężczyzny… ale wtedy zwykle akcenty są rozłożone nieco inaczej 😉

No może :). Taki żarcik.

Dziękuję za wszystkie opinie, zwłaszcza te wskazujące, co powinnam poprawić w swoim warsztacie. Oczywiście chętnie poprawię też „niespójności”.

Natomiast zupełnie nie widzę rozbieżności rozbudowania gospodarstwa, z niepełnym uzębieniem i butelką bimbru! Wręcz chyba jest tu spójność – rolnik zarobiony na polu, nie ma czasu na umawianie wizyt w miasteczku u dentysty. Natomiast domowy trunek wytwarzają także zacni gospodarze. Także to, że w „święty dzień” – niedzielę nasz bohater „nie wyleje za kołnierz” nie storpeduje mu rozwoju gospodarstwa.

Postaci bohatera nie wymyśliłam, a raczej skopiowałam konkretną osobę, niewiele tylko przerysowując, obserwując znaną mi wieś.

Natomiast wiem, bo pisali mi to pewni panowie, że nie lubią takich opowiadań, w których jest wynaturzony bohater, jak karzeł czy zaniedbany rolnik, bo nie mogą się w niego „wczuć” podczas czytania…

Żeby powiększyć gospodarstwo to potrzebny jest areał. Tylko wtedy ma to sens. Dzisiejsi rolnicy-biznesmeni to nie są raczej te dawne śmierdzące chłopy. Z bimbrem się zgodzę ale ma to charakter chałupniczy pędzi się dla siebie i rodziny a tu ludzie we wsi powiadają że najmocniejszy. Czyli musiał nim handlować. No chyba że rozdawał z szczodrobliwości serca. Gospodarz handlujący bimbrem sporo ryzykuje, ludzie zaś bywają zawistni o stan posiadania i niekiedy robią świństwa.

Po prostu taki gość to nie jest zakompleksiony stary kawaler. Taki obrotny chłop to sam wybiera w dziewczynach. No i reprezentuje jakaś klasę bo i musi kupić i sprzedać. Do tego trzeba choć sprawiać wrażenie manier i okrzesania.

Jeszcze spytam. W jakich mniej więcej czasach Osadzasz akcję ? Bo może jest to gdzieś w tekście ale nie wpadło mi w oko.

To było chyba najtrudniejsze z moich opowiadań, a największą trudność sprawiło mi to – co trafnie wychwyciła Ania – że musiałam wykazać przemianę postrzegania rolnika przez Martę – najpierw widziała w nim prymitywnego chama, a potem dostrzegła, że jest wartościowy – lubiany przez wieś, parafię, pomocny, gotowy do poświęceń (nawet życia!) no i gospodarny.

Przaśne, lekkie, humorystyczne. Toć mój Zdzisio przy Zenku wygląda jak mumia. A miałem tego wieczoru ochotę trochę się powyżywać. No kurde nie ma na kim… 🙁
😉 Dziękuję za fajne opko
Pozdrówko

Napisz komentarz