Basza II (AnonimS)  3.68/5 (28)

19 min. czytania

Bob Schaffer, „Have You Been Bad?”, CC BY-NC-ND 2.0

W połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku wyjechał do Niemiec. Był sam, pracował w fabryce, a w wolnym czasie zwiedzał okolicę. Nie pomijał przy tym sexshopów, barów Tiffany, czy specjalistycznych kin, gdzie w kabinach oglądał filmy porno, głównie o tematyce BDSM. W Niemczech kwestie te traktowano inaczej niż w tchnącej zaściankiem Polsce i oferta przedstawiała się naprawdę bogato. W czasie tych wędrówek poznał pewnego rodaka, również zafascynowanego dominacją. Zaczęli wspólnie spędzać weekendy, razem zwiedzając przybytki wszelakiej rozpusty.

Pewnego razu trafili do restauracji na obrzeżach miasta, w której miał się odbyć pokaz sadomasochistycznej tresury. Z wielu zaprezentowanych epizodów szczególnie jeden zapadł mu w pamięć. Muskularna domina, ubrana w lateksowe wdzianko, w butach na szerokich obcasach i z biczem w prawej dłoni, wjechała na scenę, stojąc na grzbietach dwóch niewolników. Mężczyźni występowali niemal nago, nałożono im jedynie czarne pasy cnoty oraz szerokie obroże, zostali też całkowicie pozbawieni owłosienia. Pełzali na rękach i kolanach, zachowując wspólny rytm i uważając, żeby Pani nie zachwiała się, ani tym bardziej nie spadła. Do ich obroży przymocowano smycze, które domina pewnie trzymała w lewej dłoni. Co jakiś czas strzelała w powietrzu z bata, bezlitośnie poganiając swoich poddanych. Niewolnicy nosili wyraźne ślady po otrzymanych uprzednio chłostach. Wbrew pozorom, ich proste na pierwszy rzut oka zadanie nie należało do łatwych. Usytuowana na środku sali estrada posiadała dość spore rozmiary, a oni musieli okrążyć ją trzykrotnie. Domina odznaczała się wysokim wzrostem, była solidnie zbudowana, więc i ważyła sporo. Gdy cała trójka zbliżyła się do zajmowanego przez gości z Polski stolika, obydwaj z kolegą zauważyli, że łokcie i kolana niewolników krwawią.

Po zakończonych pokazach udali się do pobliskiego baru, gdzie pijąc whisky długo dyskutowali o obejrzanych scenach. Przy drugiej butelce rozmówca zdradził, że bywał w Polsce na podobnych, tylko prywatnych imprezach. Ośmielony może wypitym alkoholem, zapytał wtedy znajomego, czy po powrocie do kraju mógłby go na takie „przyjęcie” wprowadzić. Kolega odpowiedział, że o ile organizator się zgodzi, to on nie widzi problemu. Potem spotykali się jeszcze wiele razy, a tuż przed wyjazdem wymienili się danymi kontaktowymi.

Po powrocie do Polski na nowo podrywał kolejne dziewczyny, ale nadal nie zdołał znaleźć w tym satysfakcji. Przed jego oczami przewijały się oglądane na filmach oraz podczas pokazów sceny dominacji. Pragnienie posiadania kobiety całkowicie od niego zależnej, nasilało się coraz bardziej. Wspominał nieustannie pewien opis z „Pana Wołodyjowskiego”, a szczególnie taki oto fragment: była igraszką i niewolnicą tego potwornego ślepca; drżąca jak bity pies, musiała się czołgać u jego nóg i patrzeć mu w twarz, i patrzeć na ręce, czy nie chwytają za batog z surowca – i tamować dech – i tamować łzy.

O takiej właśnie niewolnicy marzył i postanowił, że zdobędzie ją wszelkimi dostępnymi środkami. Zaczął od spotkania z poznanym w Niemczech kolegą. Siedzieli w małej knajpce, gawędząc i pijąc.

– Nadal bywasz na tych prywatnych spotkaniach BDSM? – zapytał w pewnej chwili.

– Tak – odpowiedział znajomy i zamilkł.

Rozmowa przestała się kleić. W milczeniu wypili jeszcze po dwie setki. To dodało mu animuszu, a wspomniawszy o swoich marzeniach, poruszył temat bez ogródek.

– Możesz mnie ze sobą zabrać?

– Chyba mogę. Tylko pamiętaj, absolutna dyskrecja, a w razie nalotu policji sam się tłumaczysz. Coś takiego zostanie ci w papierach.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale zaryzykuję. To dla mnie niedostępne środowisko, świat, o którym często marzę i fantazjuję od lat, a nie wiem, jak samodzielnie zdobyć kontakt.

– Dobrze, czekamy w takim razie na informację od organizatora. Aha, jeszcze jedno! Gdy tam będziemy, to nie wypytuj nikogo o sprawy osobiste i zawodowe. Tylko obserwuj i sam też mów o sobie jak najmniej. Bo dyskrecja to podstawowa zasada obowiązująca w tym gronie. Nie zdziw się, jeżeli niektórzy uczestnicy przyjdą w maskach, albo będą się przemykać na piętro. Tam wolno wchodzić tylko tym, którym gospodarz pozwoli, a ty, jako nowy, nie masz na to szans.

Po trzech tygodniach niecierpliwego oczekiwania udali się na zapowiedziane spotkanie. Otworzyła przed nimi podwoje duża willa, otoczona ogrodzonym parkiem, z biegającymi po terenie dobermanami. W środku zastali kilkanaście osób, najwidoczniej dominujących, sądząc po swobodnym zachowaniu oraz po tym, że nosiły ubrania. Znalazło się wśród nich pięć kobiet, w raczej wyzywających strojach. Pomiędzy tymi uprzywilejowanymi uczestnikami przyjęcia poruszali się nadzy niewolnicy, podający kanapki i napoje. Ich poddańczy status podkreślały zapięte na szyjach obroże oraz skórzane opaski z kółkami i karabińczykami na przegubach rąk i nóg. Dwaj słudzy nosili maski. Z rozczarowaniem zauważył, że wśród niewolników nie ma ani jednej kobiety.

Pomimo tego zawodu, z zainteresowaniem obserwował to, co zobaczył, a działo się sporo i to jednocześnie. Przy drzwiach czekał odźwierny, również z obrożą na szyi, tym razem metalową. On jeden spośród sług nosił ubranie. Przyjmował okrycia i wskazywał gościom drogę do salonu. Oczywiście, nikt nikogo specjalnie nie witał, ani też nie anonsowano niczyjego przybycia. Gdy tylko weszli razem z kolegą, wziął kieliszek wina z tacy podanej przez jednego z niewolników. Powoli sącząc trunek, rozejrzał się uważnie dookoła. Na blacie ustawionego na środku salonu masywnego stołu leżał rozkrzyżowany, nagi mężczyzna, którego przeguby przywiązano do nóg mebla. Stojąca obok kobieta polewała ciało niewolnika woskiem z płonącej świecy, tworząc wymyślne wzory na jego skórze. Od czasu do czasu robiła to z bardzo bliska, wywołując na twarzy torturowanego grymas bólu. Nie ośmielał się jednak jęczeć ani krzyczeć. Niedaleko siedziała w fotelu kolejna domina, rozmawiając ze stojącym obok gościem. Nosiła skórzane kozaki do kolan. Szczegół ten przyciągał spojrzenie, gdyż tuż przed nią klęczał nagi niewolnik i dokładnie wylizywał buty swojej Pani. Ona nie zwracała na to większej uwagi, zajęta adoratorem. Od czasu do czasu smagała tylko poddanego pejczem po nagich plecach. Co prawda, ocenił, że niezbyt mocno. Nawet nie po to, żeby wymierzyć karę za jakieś uchybienie czy niezdarność, ale ot tak, by przypomnieć, że powinien należycie starać się w służbie dla Pani.

Rozglądał się dalej. Jego uwagę zwróciła młoda kobieta, siedząca na stołku barowym. Zgrabne, długie nogi w kozakach na szpilce wspierała na brzuchu i torsie kolejnego niewolnika, leżącego na podłodze u jej stóp. Nacisk musiał być silny, na nagiej skórze pojawiły się wyraźne, zaczerwienione ślady. Przyglądając się bliżej służącemu jako podnóżek uległemu zauważył, że jest on znacznie starszy od swojej Pani. Na ciele sługi dostrzegł liczne ślady po chłoście, a także sińce, spowodowane zapewne kopniakami. Kobieta dostrzegła jego zainteresowanie i z uśmiechem na ustach wskazała wolny stołek obok. Chętnie się przysiadł, zaczęli rozmawiać. Powiedziała, że ma na imię K. On również przedstawił się imieniem. Kiedy upewniła się, że jest po raz pierwszy na tutejszej imprezie, stwierdziła tonem głosu doświadczonej bywalczyni, że na nic ciekawego nie należy już raczej liczyć. Jak zwykle, skończy się na wiązaniu i biczowaniu uległych, więc jeżeli on ma ochotę na coś więcej, to zaprasza go do siebie, gdzie wspólnie zajmą się jej niewolnikiem. Zajmą się naprawdę. Zgodził się i uprzedził kolegę, że wychodzi. Znajomy szepnął, że mu zazdrości, bo sam próbował kilka razy umówić się z tą panią, ale mu nie wyszło.

Usadowieni wygodnie na tylnym siedzeniu nowego modelu mercedesa pojechali do domu w podmiejskiej okolicy, prowadził niewolnik. Sporych rozmiarów willę usytuowano na rozległej działce, w dużej części porośniętej świerkowym starodrzewem. Ponieważ nikt nie obcinał gałęzi tych drzew, rosły one bez przeszkód i tworzyły malowniczą plątaninę. Stanowiły zarazem parawan dla oczu ciekawskich oraz tłumiły możliwe odgłosy. Zresztą tych ciekawskich nie trafiało się zapewne zbyt wielu, uliczka była mała i zabudowana tylko niskimi domkami. Willa, nie wyróżniająca się zbytnio z zewnątrz, zaskakiwała swoim wnętrzem. Stylowe meble, parkiety, perskie dywany, umiejętnie dobrane oświetlenie, wszystko to stanowiło starannie skomponowaną całość i świadczyło o dobrym guście osoby, która urządzała dom. Zasiedli wygodnie w fotelach.

– Psie, do nogi! – zawołała K.

Słysząc to, niewolnik przypełznął na czworakach, ponownie kompletnie już nagi i zamarł obok butów swojej Pani, przyciskając czoło do podłogi. Oczywiście, nie zadała sobie trudu przedstawienia sługi, później dowiedział się, że nosił imię Y.

– Od tej chwili masz słuchać tego Pana tak samo jak mnie i pokornie znosić wszystko, co będzie z tobą robił i czego będzie wymagał. Zrozumiałeś?

– Tak, Pani. – Wyraz twarzy sługi wskazywał niedwuznacznie, że to polecenie nie przypadło mu do gustu.

– Buty! – rozkazała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Być może chciała zademonstrować gościowi swoją władzę nad poddanym.

Y zareagował natychmiast, dawało się zauważyć, że został odpowiednio wyszkolony i znał procedurę. Ostrożnie uwolnił stopy swojej Pani od skórzanych kozaczków, każdy z nich z czcią ucałował, zanim ośmielił się dotknąć go dłońmi. Natychmiast wsunął na ich miejsce wygodne, domowe pantofelki, które zapewne uprzednio przygotował. Po wykonaniu tej czynności zamierzał ponownie pocałować stopy Władczyni, ale ta odtrąciła go niecierpliwie nogą.

– Precz! Teraz zdejmij buty Pana.

Nadal na czworakach, Y podpełzł do gościa. Zachował się identycznie jak poprzednio, a po wykonaniu rozkazu zamarł w bezruchu.

– Chodź, pokażę ci dom. A ty, sługo, przygotuj kolację, napoje, nakryj stół. Możesz wstać i chodzić normalnie – zezwoliła łaskawie

– Dziękuję, Pani. – Y szybko podniósł się z kolan i wyszedł.

Wzięła towarzysza pod rękę i ruszyli zwiedzać. Obejrzał dużą sypialnię z olbrzymim łożem, garderobę, dwie łazienki (w tamtych czasach rzadki luksus), pokoje gościnne i jej gabinet. Obok sypialni znajdował się mały pokoik. Na podłogę rzucono tam materac z kocem i niewielki jasiek. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze większa szafa na ubrania oraz szafka na drobiazgi. Na tej ostatniej ustawiono dzbanek z wodą i metalową miskę. Surowość wystroju kontrastowała z gustownym przepychem reszty domu.

– Jak się pewnie domyślasz, to pokój Y. Śpi tutaj, gdy mam dobry humor i niczym mi akurat nie podpadł. W przeciwnym razie nocuje w piwnicy. Chodź, to ci ją pokażę. Powinna cię zainteresować.

Pociągnęła go za rękę. Zeszli po kamiennych schodach do obszernego pomieszczenia z zamurowanymi oknami. Światło dawała elektryczna żarówka. Już na pierwszy rzut oka ocenił, że to prawdziwa sala tortur. Jeden z kątów zajmowała metalowa klatka. Do ściany przytwierdzono łańcuch ze stalową obrożą. Tuż obok stały drewniane dyby. W pobliżu zainstalowano jeszcze kran z wężem. Przeciwległą ścianę zdominował krzyż w kształcie litery X, z uchwytami służącymi do przypięcia przegubów rąk i nóg więźnia.

– Ciekawe, prawda? I bardzo przydatne. Na tym całym przyjęciu nie znalazłbyś niczego tak profesjonalnego – pochwaliła się K. – Ale szczególnie dumna jestem z tego.

Szerokim gestem wskazała na kolejną ścianę. Wzrok przyciągała tam umieszczona na długiej półce oraz rozwieszona na kilku hakach bogata kolekcja przyrządów do chłosty. Pejcze, palcaty, trzcinki, krótkie baty z kilkoma końcówkami. Szczególną uwagę zwracał kilkumetrowy, skórzany bicz, którego używanie wymagać musiało dużych umiejętności. Wyobraził sobie, jaki ból można zadać tym przyrządem niewolnikowi.

Kolejną półkę zajmowały klamerki, opaski na ręce i nogi, skórzane oraz metalowe obroże, a także różnych rozmiarów didola oraz wykonany samodzielnie strapon z drewnianym fiutem. Podłogę wyłożono terakotą, a ściany pomalowano farbą olejną, tworzącą wodoodporną lamperię. Przyglądał się w milczeniu, pomimo tego, co ujrzał i usłyszał wcześniej, zszokowany jednak tym wystrojem.

– Kto to urządził? – zapytał.

– Oczywiście, że Y. – Spojrzała zdziwiona. – Przecież nikogo obcego bym do tego nie zatrudniła. Baty kupiłam w sklepie z akcesoriami do konnej jazdy, a długi bicz przywiózł mi znajomy z wystawy hodowli bydła w Hiszpanii. Bywa na tych przyjęciach w willi, z której właśnie uciekliśmy, więc mogłam go o to poprosić. Chłostanie czymś takim wymaga wprawy, ale warto było poćwiczyć. – W jej oczach pojawił się błysk poniecenia.

Gdy wrócili do salonu, kolacja już czekała. Usiedli do stołu, a Y im usługiwał. Podawał potrawy, nalewał napoje. Okazywał uwagę i skupienie, starał się odgadywać ich życzenia, zwłaszcza zachcianki K. Potem przyszło mu do głowy, że on sam nie był zapewne pierwszym gościem, którego gospodyni zaprosiła do domu, a nieszczęsny Y musiał domyślać się, co go czeka i może pragnął w ten sposób zmiękczyć serce swojej Pani. Jeżeli tak, to starania te okazały się całkowicie daremne. Cóż mu jednak pozostawało, poza nadzieją?

W trakcie posiłku podtrzymywali niezobowiązującą rozmowę, ale nie dotyczyła ona niczego ważnego. Wreszcie, po kilku kieliszkach wina, K zaczęła opowiadać o Y. Jest jej niewolnikiem już od ponad trzech lat, a ona lubi go dręczyć, szczególnie w towarzystwie innych facetów. Pod koniec kolacji rzuciła krótko.

– Miska!

Y natychmiast przyniósł metalowe naczynie. Pani zsunęła na nią resztki jedzenia i zapytała gościa.

– Zostało ci coś?

– Tak – odpowiedział odruchowo.

– To mu daj.

Wsypał więc do miski to, czego nie dojadł. Niewolnik postawił naczynie na podłodze, opadł na kolana i zjadał resztki bez użycia rąk. K poprosiła gościa, by poczekał na kanapie, a sama wyszła z salonu, gwiżdżąc po drodze na Y, który przerwał jedzenie i na czworakach pobiegł szybko za swoją Panią.

Wróciła po kwadransie, ubrana w czarny, skórzany gorset oraz króciutką, również czarną i uszytą ze skóry spódnicę. Na nogach miała czarne pończochy, a na rękach sięgające za łokcie rękawiczki tego samego koloru. Stroju dominy dopełniały sznurowane kozaki na wysokim obcasie, oczywiście także czarne i skórzane. Spoglądał na K z prawdziwym podziwem. Gorset podkreślał jej talię, eksponując obfity biust, spódniczka opinała dwie krągłe półkule pośladków. Zgrabne, silne nogi w pięknych, wyszczuplających oraz dodających wzrostu butach dopełniały wrażenia. Wyglądała zjawiskowo.

– Jesteś bardzo piękną kobietą, K – wyraził swoje myśli, pożerając ją wzrokiem.

– Dziękuję za uznanie – odpowiedziała z czarującym uśmiechem. – Potem napatrzysz się jeszcze do woli i może na samym patrzeniu się nie skończy, ale teraz pora zabawić się z niewolnikiem. Idziemy do piwnicy! Psie, ty przodem.

Niewolnik zbladł. Jeżeli żywił jeszcze jakiekolwiek nadzieje na łaskę, to właśnie zostały one ostatecznie rozwiane. Posłusznie wykonał jednak rozkaz. Gdy zeszli, K zapytała tonem swobodnej rozmowy.

– Od czego zaczniemy?

– Ty decydujesz, ja nie mam doświadczenia – odpowiedział.

– To od chłosty na krzyżu – postanowiła bez wahania. – Psie, stań twarzą do ściany – zadysponowała. – A ty pomóż mi go przypiąć – poprosiła towarzysza.

We dwójkę szybko zapięli na przegubach rąk i nóg Y skórzane opaski. Po zachowaniu się niewolnika widać było, że odczuwa prawdziwy strach. Zbladł, na czole perlił się pot. Nie ośmielił się stawiać oporu czy choćby błagać o łaskę, ale nie wyglądało na to, by w jakikolwiek sposób ekscytował się, czy tym bardziej rozkoszował całą sytuacją. Jeżeli była to zabawa, to z pewnością nie dla niego.

– Teraz pora wybrać bacik… – rozważała głośno K, która w przeciwieństwie do Y zdawała się odczuwać coraz większe podniecenie.

Po chwili namysłu sięgnęła po długi na około metr palcat z bardzo cienką końcówką.

– Twoja kolej – ponagliła gościa.

Bez słowa wziął do ręki podobny przyrząd. Nie miał żadnego doświadczenia w czymś takim i wolał nie improwizować. Ona zechce pewnie wychłostać niewolnika jako pierwsza i będzie mógł po prostu ją naśladować.

– Biłeś już kiedyś człowieka? – spytała, wyczuwając może niepewność towarzysza.

– Tak, ale nie w taki sposób. Tylko w bójkach, głównie pięściami, a bywało, że i z „główki”.

To popatrz. – Wskazała palcatem plecy, pośladki, uda i łydki więźnia. – Tu możesz bić bez obawy, że coś uszkodzisz, o ile, oczywiście, nie zedrzesz z niego skóry.

Wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnęła się perfidnie, widząc, że niewolnik zadrżał ze strachu. Nabrał pewności, że cała ta sytuacja musi ją silnie podniecać, a wszystkie przekazywane szczegółowo instrukcje służą nie tylko powiększeniu jego wiedzy.

– Omijaj nerki oraz ich okolice, a gdy jest obrócony przodem, również pozostałe „podroby”. No i nogi, trzeba jednak uważać na łydki, o ile chłostany ma żylaki lub zakrzepicę. Możesz spokojnie bić po głowie, ale jeżeli jest krótko ostrzyżony, to widać potem strupy. Czasami to przeszkadza.

Udzielała tych pouczeń ze znawstwem znamionującym duże doświadczenie. Może zresztą celowo przeciągała tę chwilę, rozkoszując się coraz wyraźniej widocznym strachem Y? W obecnej sytuacji więzień i tak nie mógł już nic zrobić, ale jego mimowolne próby sprawdzenia siły pęt musiały sprawiać K satysfakcję.

– No, to zaczynamy – rzuciła.

Na początek mocno smagnęła niewolnika przez plecy, zostawiając czerwoną pręgę. Sługa jęknął. Uderzyła jeszcze dwa razy, z podobnym efektem.

– Teraz twoja kolej – zwróciła się do gościa.

Wybrał najbezpieczniejsze rozwiązanie i uderzył niezbyt mocno w tyłek. Palcat pozostawił ledwie widoczny ślad, a Y tylko sapnął.

– Mocniej, dupa to nie szklanka – zachęciła.

Uderzył jeszcze raz, potem kolejny, ale nie potrafił się przełamać, żeby bić mocniej. To było zupełnie coś innego, niż przyłożyć komuś z pięści w bójce.

– Przerwijmy tę zabawę – powiedziała niezadowolona K. – Na takie pieszczoty to on nie zasłużył – zadrwiła z towarzysza.

– Nie jestem przyzwyczajony, to mój pierwszy raz – tłumaczył się niezdarnie.

– Dobrze, zrobimy inaczej. Odpinamy go i wiążemy na nowo, przodem do nas. Pomóż przynajmniej w tym.

– A teraz się przyglądaj – dodała, gdy uporali się z zadaniem.

Więzień nie stawiał przy tym wszystkim oporu. Pani uszczypnęła niewolnika w sutki i przypięła do nich klamerki. Nie takie do prania, ale jakieś specjalne, metalowe ze sprężynami. Musiały sprawiać duży ból, bo Y syknął, gdy je mocowała. Wzięła następnie krótki palcat z płaską końcówką i kilkoma celnymi uderzeniami strąciła kolejno obydwie na ziemię.

– Twoja kolej! – poleciła.

Z przypięciem klamerek poradził sobie w miarę sprawnie, ale ich zrzucenie nie poszło już tak łatwo. Potrzebował większej ilości uderzeń niż K, bo parę razy nie trafił w cel. O dziwo, gospodyni nie okazała tym razem niezadowolenia. Może dlatego, że jego nieporadne poczynania sprawiły więźniowi tym większy ból?

Następnie Y został unieruchomiony w dybach. Jego Pani dodatkowo przypięła mu rozpórkę pomiędzy nogami. Zmusiło to niewolnika do przyjęcia postawy otwierającej łatwy dostęp do odbytu, a także do moszny i penisa. Domina nałożyła gumową rękawiczkę, wzięła z półki duże dildo i bez nawilżania, zdecydowanym ruchem wcisnęła je więźniowi do odbytu. Usłyszał zdławiony skowyt. Nie zwracając na to uwagi, K bezlitośnie dopchnęła przyrząd do oporu. Torturowany Y ponownie zaskomlał.

– Nie wyj, zaraz będziesz miał prawdziwy powód do jęków – zagroziła, sycąc się cierpieniem i strachem poddanego.

Wzięła do ręki hiszpański bat do zaganiania bydła i trzasnęła nim w powietrzu, uderzając końcówką o ścianę, na której pojawiło się wgłębienie. Gość spojrzał z pewnym zdumieniem, a przerażony Y w końcu nie wytrzymał.

– Pani, łaski! Proszę, nie bij mnie tym biczem. Nie tym, błagam.

Mówił jeszcze o wiele więcej, ale chyba pobudził tylko w ten sposób okrucieństwo swojej Pani. Wydawała się za bardzo podniecona, by okazać jakąkolwiek łaskę. Słuchała jednak tego skomlenia z satysfakcją.

– Milcz, nędzny kundlu – krzyknęła w końcu i bat owinął się wokół pleców i brzucha niewolnika.

Więzień zawył, tego odgłosu cierpienia nie dało się w żaden sposób porównać z wcześniejszymi jękami. Podniecona K uderzała raz po raz, nie zważając na wrzaski i błagania, bo Y krzyczał teraz bez przerwy. Obserwując jej twarz widział grymas zajadłej, autentycznej nienawiści i satysfakcji, które najwyraźniej odczuwała podczas wymierzania chłosty. Nie spodziewał się, by zlitowała się nad torturowanym sługą, albo by potrzebowała jeszcze jego własnej, niezdarnej pomocy w dziele doprowadzenia więźnia do stanu zwierzęcego bólu i przerażenia. Skóra poddanego pękła w kilku miejscach, pojawiła się krew. Chłostany niemiłosiernie Y nadal wył bez ustanku.

– Zamknij się i nie wrzeszcz! Dobrze wiesz, że będę biła dotąd, aż wreszcie nie przestaniesz!

Usłyszał te słowa z pewnym zdziwieniem. Niewolnik po prostu nie był w stanie zamilknąć, tylko tym krzykiem mógł jeszcze wyrażać swój ból, rozpacz, strach, cierpienie i prośbę o łaskę. A jednak to K miała rację i wiedziała, co chce osiągnąć. Po kilkunastu uderzeniach Y zawisł wreszcie bezwładnie w dybach. Jego okrutna Pani rzuciła bat pod ścianę i podeszła do węża z zimną wodą.

– Uwolnij go, proszę – powiedziała z zadziwiającym spokojem.

Podszedł i wykonał polecenie. Odsunął się, a K polewała poddanego zimną wodą, dopóki się nie ocknął. Doskonale wyczuwała, na ile może sobie pozwolić. Czy jednak kiedyś nie przekroczy nieuchwytnej granicy? Wolałby nie być przy tym obecnym. Gdy Y zaczął się ruszać, K rozkazała mu posprzątać, a oni oboje poszli na górę. Pod drodze, wiedziony impulsem i pożądaniem, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.

Nie opierała się, wręcz przeciwnie – pomagała, oplatając dłońmi jego kark. Kiedy ich usta się zetknęły, języki rozpoczęły szaleńczy taniec. Był nią zafascynowany. Szczególnie podniecał go jej zapach. Zmysłowa woń rozgrzanej skóry z odzienia, pomieszana z zapachem perfum Chanel Nr 5. Dawała się też wyczuć delikatna nuta potu oraz pobudzonej kobiety. Efekt okazał się oszałamiający.

– Pomożesz mi się rozebrać, czy poczekamy na Y?

– Oczywiście, że pomogę – odparł.

– W takim razie mam prośbę. Rozbierz się pierwszy.

Zawahał się na moment, ale szybko zdjął ubranie. Przypatrywała mu się z zaciekawieniem, bez śladu zażenowania, chociaż jego penis ujawniał silne podniecenie.

– Teraz twoja kolej – powiedział zachrypniętym z emocji głosem.

– To od czego zaczynamy? – dodała.

– Od gorsetu.

Odwróciła się plecami, ułatwiając mu dostęp do sznurowania. Kiedy poczuła luz, niecierpliwie zerwała z siebie tę część garderoby i odrzuciła ją w kąt.

– Co dalej? – zapytała, uśmiechając się kokieteryjnie.

Bez słowa rozpiął jej spódnicę, która osunęła się na podłogę.

– Buty także musisz pomóc mi zdjąć. – Wypowiadając te słowa, zajęła na łożu pozycję półleżącą, opierając się na łokciach i kolejno unosiła wysoko nogi, zapraszając do wykonania zadania. Gdy już się z tym uporał, nadal go prowokowała.

– A pończoch nie zdejmiesz?

Obserwując chytry uśmieszek, którego nie potrafiła ukryć, zdał sobie sprawę, że robi to wszystko celowo. Mimo to szybko zrolował pończochę, a kiedy zabrał się za drugą, uwolnioną bosą stopą K zaczęła ugniatać jego podbrzusze i penisa. Utrudniło to dokończenie pracy, ale niebawem wylądował obok niej w łóżku. Rzucili się na siebie jak wygłodniałe drapieżniki na długo nie widziane mięso. Żadnych pieszczot czy gry wstępnej, tylko od razu ostre rżnięcie. K objęła go nogami i wychodziła naprzeciw, jak gdyby chciała wessać kochanka we własne wnętrze. Ostrymi paznokciami raniła plecy. On brutalnie ciągnął ją za włosy, dociskając jądra do jej łona. Penetrował głęboko, czując, że penis wchodzi do samego końca. Oboje spływali potem i ciężko dyszeli. K wykrzykiwała urwane słowa.

– Rżnij mnie… jeszcze dalej… o tak… dobrze… tylko, kurwa, nie waż się przestać… jeszcze…aaaaaaa…

Oboje osiągnęli orgazm równocześnie. On ciężko zwalił się obok niej i długo tkwili w bezruchu. Usłyszeli powolne kroki. To Y człapał po schodach. K ożywiła się.

– Zostaniesz na noc – zapytała?

– Z największą przyjemnością.

K podniosła głos.

– Kundlu! Do mnie!

Y natychmiast pojawił się w drzwiach. Nadal był nagi, bardzo dokładnie dało się więc zauważyć, jak bezlitośnie został skatowany. Szczególnie silne wrażenie robiły rany, bo tak należało je nazwać, zadane przez długi bat. Napuchnięte, sine pręgi, pęknięcia skóry, z których sączyła się krew, przeplatane czerwonymi śladami pozostawionymi przez palcat. K nie miała dla Y żadnej taryfy ulgowej.

– Gdzie się podziewałeś tyle czasu? Masz szczęście, że jestem zadowolona z poznania tego pana, bo inaczej znowu byś oberwał! Przynieś schłodzonego szampana, whisky i przekąski. Tylko się nie guzdraj, bo dostaniesz powtórną lekcję.

Gdy Y wyszedł, położyła się na towarzyszu i zaczęli leniwie wymieniać pocałunki oraz delikatne pieszczoty. Po poprzedniej brutalności stanowiło to miłą odmianę. W pewnym momencie wsparła się łokciem na jego torsie, uniosła głowę i patrząc prosto w oczy, zapytała:

– Podobało ci się?

– Jestem pod wrażeniem – odparł zgodnie z prawdą.

W głowie pulsował natłok myśli. Nie potrafił pojąć, jak taka młoda, sympatyczna, uśmiechnięta kobieta może zamienić się w bezlitosną oprawczynię.

– Widziałam po twojej minie, że byłeś zszokowany. No i sam biłeś go tak słabo, bez przekonania. Może akurat ta strona bata nie jest dla ciebie? – zażartowała. – Może wolałbyś znaleźć się na jego miejscu? Usłużenie mi przy rozbieraniu się poszło ci całkiem sprawnie – dodała z czarującym uśmiechem.

Zorientował się, że to nie tylko kpiny, ale i próba wybadania jego preferencji.

– Zapomnij – Wypowiadając te słowa, również uśmiechnął się najładniej, jak tylko potrafił. – Mogę chyba zrobić wszystko, o co mnie poprosisz, ale nigdy na rozkaz!

Wszedł Y, niosąc trunki i przekąski, których zażyczyła sobie K.

– Postaw to na stoliku i wynoś się. Waruj pod drzwiami.

Wstał, napełnił kieliszki szampanem. Podał K, która podziękowała mu z uśmiechem, proponując formalny bruderszaft. Szampan i pocałunek podnieciły ich oboje. Zaczęli się znowu kochać, tym razem powoli, wzajemnie się smakując i pobudzając pieszczotami. Zadziwiła go. Okazywała czułość i delikatność, starała się odgadywać chęci i nie wypowiedziane życzenia kochanka. Ukazywała łagodną, uśmiechniętą twarz oraz lekko zamglone oczy. Ten obraz kłócił się z wrażeniem, które K wywarła na nim w piwnicy. Kojarzyła mu się z biblijną Lilith. Pierwszy raz w życiu widział w krótkim odstępie czasu aż tak różne, dwie twarze Kobiety. Twarz Demona i twarz Anioła.

Tej nocy kochali się jeszcze kilka razy. Przeplatali to wspólnym braniem prysznica oraz krótkimi drzemkami. Nad ranem zmorzył ich sen. Spali wtuleni w siebie. Obudzili się wczesnym przedpołudniem. Na powitanie od razu zaczęli się całować. Niechętnie oderwali się od siebie. K zawołała niewolnika. Wszedł bez zwłoki i natychmiast uderzył czołem o podłogę, oczekując na polecenia.

– Szykuj nam kąpiel i śniadanie!

Gdy to mówiła, jej twarz ściągnęła się gniewnie, a oczy zaświeciły zimnym blaskiem. Przypominała teraz okrutną oprawczynię z piwnicy. Uświadomił sobie, że K nie tylko nie lubi, ale prawdopodobnie wręcz nienawidzi Y.

On ma zupełnie przesrane, pomyślał. Ciekawe, co go przy niej trzyma?

Na głos powiedział jednak coś innego:

– Ale go wytresowałaś, reaguje natychmiast na każde twoje polecenie.

– Widzisz, czytałam kiedyś jakąś powieść o niewolnictwie w koloniach. I zapamiętałam z niej słowa pewnej właścicielki, Kreolki: „Bicie to kara, brak bicia to nagroda”. Jak widzisz, stosuję tę zasadę z powodzeniem.

Podczas kąpieli myli się wzajemnie, nie unikając miejsc intymnych. Przy śniadaniu zorientował się, że czas wizyty dobiega końca.

– Czy jest szansa, żebyśmy się jeszcze spotkali? – zapytał.

Spojrzała mu w twarz i odrzekła

– Powiem wprost, okazałeś się sympatyczny i dobrze mi było z tobą w łóżku, ale ja szukam czegoś więcej. Kochanka, który wspólnie ze mną będzie się znęcał nad Y i nie okaże żadnej litości. Wiem, że to twój pierwszy raz, więc przemyśl na spokojnie, czy będziesz chciał to robić i czy się do tego nadajesz. Gdy podejmiesz decyzję, zadzwoń i określ się, czy wchodzisz w to, czy rezygnujesz. Masz na przemyślenia dwa tygodnie. Y da ci numer telefonu, gdy będzie cię odwoził. Słyszałeś, psie? Odwieź pana, dokąd zechce, i daj mu numer telefonu.

Słuchając tej rozmowy, Y wyraźnie zbladł. Pożegnali się z K długim, namiętnym pocałunkiem, nie zwracając uwagi na obecność sługi.

Po powrocie do domu czuł mętlik w głowie. Jego fantazje zderzyły się z brutalną rzeczywistością. Z jednej strony miał okazję doświadczyć tego, o czym marzył latami, ale różnica pomiędzy realnymi doznaniami a oczekiwaniami, okazała się bardzo duża. Po pierwsze, marzył o kobiecie, a tu niewolnikiem okazał się mężczyzna. Po drugie, w swoich fantazjach poniżał i wydawał niewolnicy polecenia, karę wymierzając za konkretne przewinienia. Tymczasem tutaj rozkazy wydawała tylko K, a istota spotkania polegała na brutalnym znęcaniu się nad poddanym, który żadnym szczególnym przewinieniem na to nie zasłużył. No i to, co mu zapowiedziała. Szuka partnera, który wspólnie z nią będzie katował Y. To mu się nie uśmiechało, silne wrażenie wywarło na nim już samo tylko obserwowanie sceny w piwnicy. Z drugiej strony, ta kobieta pociągała go i intrygowała. Piękna i władcza, a przy tym okazująca mu wiele względów. Do tego bardzo dobra w łóżku. Poza tym, gdyby zrezygnował, to znowu musiałby zaczynać od początku. Nie miał alternatywy. Mimo to nie potrafił podjąć decyzji i zastanawiał się nad wszystkim przez kilka dni. W międzyczasie kupił w sklepie jeździeckim długi na około metr palcat i zaczął trenować uderzenia. Wykorzystując żyrandol, zawiesił na sznurku korek i starał się trafić weń końcówką palcata, bijąc na przemian lewą i prawą ręką. Ze starych ubrań sporządził też kukłę wielkości przeciętnego człowieka, za pomocą szpilek przymocował do niej czerwone kawałki materiału w miejscach, w których u żywej istoty znajdują się istotne organy i narządy. Na czerwono odznaczały się: imitacja szyi, „podrobów” w jamie brzusznej oraz okolice nerek i kręgosłup. Pozostałe części okładał palcatem z całej siły, aż nabrał pewności, że trafi w dowolnie wybrane miejsce.

Wreszcie podjął decyzję. Podszedł do telefonu i wybrał numer, który otrzymał od Y.

 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Bardzo chciałam być pierwszą osobą, która napisze komentarz do tego opowiadania, ale… Przeczytałam je i zupełnie nie wiem, co powiedzieć. Ten tekst jest tak inny od tego, co dotychczas czytałam – a jednocześnie tak odległy od moich zainteresowań – że czytałam go raczej jak relację antropologa niż opowiadanie erotyczne 😉

Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle… Ale bardzo się cieszę, że na Najlepszej znalazło się miejsce dla AnonimSa i jego niezwykłego spojrzenia na erotykę. I zdecydowanie czekam na więcej! 🙂

Bardzo dziękuję za komentarz. Tym bardziej że jesteś pierwszą i mam nadzieję że nie ostatnią, która była uprzejma go napisać. Sprawozdanie atropologa tak mam rozumieć sedno komentarza? Przyppmina pozbawiony emocjii naukowy opis cxy moze dziennik badacza?:) . Chyba taki styl.wynika z mojego charakteru. Nigdy nie uzewnetrzniam emocji więc pewnie dlatego ich nie opisuję. Co nie znaczy ze ich nie odczuwam. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas. As

Dobry wieczór,

rozdział ten czytałem z rosnącym trudem i w jednym miejscu musiałem przerwać, by wrócić do lektury później, z nieco odbudowanymi zasobami odporności 🙂 Scena torturowania Y jest bardzo sugestywna, tym bardziej, że relacjonowana na chłodno, z bardzo wygaszonego emocjonalnie punktu widzenia. Rozumiem, że K czerpała z tego sadystyczną rozkosz, ale co zyskiwał niewolnik? Przecież nawet jeśli był masochistą, to jednak panicznie bał się tego dużego bicza, którym w końcu został wychłostany. Krwawiące rany to też trochę zbyt wiele jak na niewinną zabawę w Panią i niewolnika. Trudno mi sobie wyobrazić, jaki może być w tym jego interes. Jest ciągle pomiatany, traktowany z pogardą, krzywdzony. Musi usługiwać obcym facetom, z którymi zabawia się jego Pani. Seksualne spełnienie jest praktycznie poza jego zasięgiem. Nie bardzo widzę, jak to może działać, więc trudno mi pojąć całą tą sytuację. Staje się ona dla mnie równie niezrozumiała, jak malarstwo abstrakcyjne.

Uświadomiłem sobie również przy okazji, że szczerze nie lubię klasycznego BDSM, z całą tą skórzano-lateksową konfekcją, teatralną hierarchią, rytualizmem zachowań i brutalnością dla samej brutalności. To wszystko jest po prostu dla mnie zbyt sztuczne, zagrane, pozbawione autentyczności, przeestetyzowane, a jednocześnie – w moim odczuciu – w złym guście. Nie potrafię czerpać z takiej erotyki przyjemności, bo zbyt wiele rzeczy mnie rozprasza, a czasem wręcz wywołuje uśmiech politowania. Pragnę prawdziwości, a otrzymuję ułudę.

Jednocześnie lubię – co pewnie widać po mojej twórczości – nierówność w relacjach damsko-męskich. Istnienie pewnych hierarchii, przymusu, bezalternatywności. Czasem zresztą zniewalającej obydwie strony – kiedy relacja jest uregulowana np. przez czynniki kulturowe albo nacisk społeczny i nie pozwala kochankom wyjść poza sztywno wytyczone ramy, nawet gdy bardzo tego pragną. Chyba jednak wolę grę o wyższych stawkach – a nie wielkiego udawania, takiego jak w BDSM-owych roleplayach. Stąd moje upodobanie do fabuł historycznych, w których życie ludzkie jest mniej warte i czasem bywa niespodziewanie przerwane. A gwałtu czy chłosty nie trzeba odgrywać – bo nazbyt często zdarzały się one, jako realne wydarzenia.

Same opowiadanie czytało mi się nieźle, z dwoma zastrzeżeniami. Po pierwsze, główny bohater. Piszesz, S., że nie uzewnętrzniasz uczuć, mimo, że je posiadasz. Jednak przez to, że czynisz swego bohatera taką emocjonalną enigmą, trudno go polubić, czy jakkolwiek się z nim utożsamić. Wydaje się raczej logicznie rozumującym komputerem odpowiadającym na rozwój wypadków i robiącym ciągły rachunek zysków i strat, niż człowiekiem z krwi i kości. To trochę utrudnia zagłębienie się w tekst.

Po drugie, niezrozumiała dla mnie maniera nazywania ludzi pojedynczymi literami. Czy naprawdę bohaterce nie dodałoby charakteru, gdyby zamiast krótkiego K. nosiła królewskie imię Karolina? Co do Y. to w ogóle dziwna sprawa, przecież w naszym języku nie ma imion zaczynających się na tę literę. Ale niech nazywałby się choćby Jan czy Paweł, wciąż nabrałby bardziej ludzkich rysów, przestałby być tylko manekinem, który trwa w wybranych dla niego pozach.

Pomimo wszystkich tych zastrzeżeń, jestem jednak szczerze zaciekawiony, w którą stronę to wszystko pójdzie. Czy bohater odnajdzie swą wymarzoną niewolnicę i czy zdołają razem wyjść poza BDSM-owy banał i stworzyć własny, autentyczny, a nie oparty na imitacji związek. No i czy to przetrwa. Będę z zainteresowaniem czekał na kolejne rozdziały tej opowieści. Licząc jednak na to, że nasz bohater nie przemieni się w męską wersję K.

Pozdrawiam
M.A.

Przyznam, że poważnie zastanawiałam się czy w ogóle komentować ten tekst. A jest co komentować… na różnych płaszczyznach… Ot, choćby czy autor nie widzi różnicy między pełzaniem a chodzeniem na czworakach.

Jednak jak widać dopiero Twój komentarz Aleksandrze przekonał mnie do dodania kilku słów od siebie. Masz pełną rację, że w BDSM niemal wszystko jest sztuczne, to gra, zabawa, na dodatek mająca ściśle wyznaczone granice, ale jedna rzecz – jeśli gra się umiejętnie – jest prawdziwa: emocje. Właśnie na emocjach wszystko się zasadza. Tutaj mamy suche sprawozdanie, więc temu dzwonowi brakuje serca…
Na dodatek otagowanie go jako BDSM jest nieporozumieniem, bo z drugiej strony przypomina bardziej twoje pełne przemocy teksty historyczne. Bohaterowie nie grają, K znęca się nad Y nie dla obopólnej przyjemności, on nie jest kochankiem czy nawet uległym, naprawdę z jakiegoś nieznanego nam powodu jest dosłownie niewolnikiem. Obawiam się, że nawet we współczesnym świecie można znaleźć ludzi, którzy oddaliby lub sprzedali swoją wolność i godność… z najróżniejszych powodów…

Serdecznie pozdrawiam

A.

Dziękuję Aniu za komentarz. Faktycznie masz rację co różnicy miedzy chodzeniem na czworaka i pełzaniem. Co do tagu BDSM bo nie ma chyba innego zblizonegoo poza sadyzmem. Zgadzam się takze z tym ze teraz tez mozna znależć takie osoby, które by się zgodziły na takie traktowanie jakie bylo udziałem Y. Pozdrawiam AnonimS

W uzupelnieniu. Odnosnie latexów, skór, butów i innych tego typu akcesoriów. Jest grupa ludzi zwanymi fetyszystami, ktorzy to wręcz uwielbiają. Znam takich dla których te gadżety spełniają rolę afrodyxjaka. Pozdrawiam

Ależ zdaję sobie sprawę, że są takie osoby i szanuję ich odmienność, nawet jeżeli trudno mi uznać (czy wręcz podzielić) ich estetyczne wybory 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Megasie dziękuję za bardzo obszerny komentarz. Dlaczego literki zamiast imion? Bo to opowiadanie jedt relacją prawdziwych zdarzeń i ma to miedzy innymi sluzyć kamuflarzowi tych postaci. Tak samo jak pozmienianie pewnych faktów czy czasu kiedy opisywane wydarzenia mialy miejsce. Co do przebieranek latexowo-skorzanych mam podobne zdanie co Ty . Prawdziwa dominacja to dominacja psychiczna i ona nie potrzebuje ubranek ani więzów. Tak samo jak Ty główny bohater zderzyl się z opisaną rzeczywistością. Ale na bezrybiu i rak rybą , więc miał ograniczony wybór albo uczestniczyc w tym.co mu zaproponowano albo dalej szukać . Szukanie bylo wtedy bardzo trudne bo dzialo to.się za PRL-u kiedy takie ciagoty i zachowania byly w konspiracji. Nie bylo sex shopów, ogłoszeń itd. więc dostanie się do tego zamknietego grona bylo trudne. Dlatego chronologia tych zdarzen nie jest zachowana i są przeskoki czasu, tez po to żeby utrudnić rozpoznanie osób bo srodowisko się dość dobrze zna. Pytasz co.mial niewolnik z tego układu? Trudno to okreslić i zrozumieć chyba ze się to podciągnie pod „syndrom sztokholmski”. Na codzień znamy nadal takie przypadki ze ofiara broni.oprawcy i nie chce od niego odejść. Natomiast nie zgadzam się z Twoim twierdzeniem, że życie ludzkie w czasach historycznych było w mniejszej cenie. Teraz jest podobnie. Zobacz ilu ludzi zginelo w dwóch wojnach światowych – najwięcej w historii. To samo dotyczy morderstw i zabójstw . Giną masowo kobiety i dzieci. Rozlużnily się więzy moralne i. obyczaje. Tulko ze prawodastwo jest moze bvardziej restrykcyjne choć tez można z tym polemizować. Kodeks Hamurabiego glosil zasadę oko za oko. Żydzi kamieniowali cudzolożników. Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam As

Wybacz S., ale Twoje wyjaśnienie mnie nie przekonuje.

To, że opowiadanie jest relacją z prawdziwych zdarzeń, nie ma większego praktycznego znaczenia. Imiona bohaterów można zamienić na inne, zamiast zastępować je pozbawionymi duszy inicjałami. Skutek będzie ten sam, a taka zamiana (podobnie jak modyfikacje odnoszące się do konkretnych wydarzeń czy czasu akcji) wystarczyłaby dla całkowitej anonimizacji. A pozwoliłaby widzieć w bohaterach realnych ludzi, a nie hmmm… automaty.

Oprócz tego, że piszesz relację z wydarzeń, które naprawdę miały miejsce, tworzysz również opowiadanie, w którym powinno znaleźć się miejsce dla mocno zarysowanych bohaterów. Nadanie im imion to ważny krok, bo ludzki umysł jest tak skonstruowany, że po pewnym czasie zaczyna identyfikować imię z osobą. Kiedy powtarzam sobie w myślach słowa „Julia”, „Natalia” czy „Maria”, to w wyobraźni tworzą mi się obrazy konkretnych kobiet, które poznałem. Imię zrasta się z osobowością, staje się jej nieodłączną częścią.

Postacie bezimienne trudniej zapadają w pamięć, dłużej (a być może: całkowicie) pozostają czytelnikowi obojętne. Używanie przez Ciebie inicjałów naprawdę utrudniało mi lekturę. Ciekaw jestem, czy inni odbiorcy Twojego tekstu mieli podobnie.

Pozdrawiam
M.A.

Pozwolę sobie nie zgodzić się również z ostatnim fragmentem Twego komentarza, odnoszącego się do braku ewolucji moralnej w czasie. Dziś życie ludzkie jest warte więcej niż kiedyś, właśnie za sprawą tych dwóch wojen światowych, które pokazały, co się dzieje, gdy życie przestaje być wartością. Wyciągnęliśmy z tego – przynajmniej w świecie Zachodu, bo gdzie indziej bywa różnie – nauczkę.

Od 70 ponad lat Zachód żyje w pokoju, wojny wybuchają tylko na jego peryferiach, a nawet wtedy są co do zasady mniej krwawe, niż kiedyś. Co więcej, staramy się redukować zarówno przemoc, jak i ilość cierpienia w społeczeństwie. Służą temu zarówno regulacje przeciwko przemocy domowej, więziennictwo ukierunkowane na resocjalizację, a nie samą tylko funkcję karną, jak i uniwersalny system świadczeń socjalnych, mających w założeniu redukować najbardziej skrajne formy nierówności dochodowej i dawać szanse tym, którzy inaczej by ich nie posiadali.

Wiadomo, że systemy ten nie funkcjonują idealnie i obrastają wszelkimi patologiami, które czasem czynią je nieskutecznymi, ale sam fakt ich istnienia świadczy o tym, że wyciągamy wnioski z historii nie powielamy wciąż dawnych błędów. Pod tym względem przydatny jest choćby przykład dawnych systemów karnych, które były absurdalnie restrykcyjne i nieskuteczne zarazem. Ich surowość wynikała po części właśnie z nieskuteczności (prawo Hammurabiego), a po części z rygoryzmu religijnego (kara śmierci za cudzołóstwo, niemożliwa do uzasadnienia na gruncie etyki uniwersalnej, oderwanej od arbitralnych, religijnych przykazań).

Jeśli metody kryminalistyczne starożytnego Babilonu pozwalały na ujęcie jednego zabójcy na stu, to należało ukarać go w sposób przykładny i okrutny, by zniechęcić innych do zbrodni. Dziś, kiedy wykrywani są sprawcy ponad 90% zabójstw, nie trzeba z każdego czynić przykładu. Skuteczność samego systemu odwodzi od zbrodni. Potwierdzają to spadające globalnie statystyki poważnych przestępstw, z morderstwami na czele (i znowu, mówię tu przede wszystkim o świecie Zachodu, w Ameryce Południowej mamy do czynienia z eksplozją morderstw, wynikającą m.in. z niesprawności systemu i erozji państwa).

Wciąż identyfikowane są nowe przestrzenie przemocy, gdzie społeczeństwo interweniuje – czasem przez penalizację pewnych zachowań, a czasem przez ostracyzm społeczny – warto tu przywołać choćby akcję #metoo skierowaną przeciwko molestowaniu seksualnemu, które kiedyś należało do sfery działań przemilczanych lub uważanych za nieszkodliwe żarty. Fakt, że akcja ta – jak wszystko inne – z czasem ulega zwyrodnieniu, ale sam fakt, że została podjęta świadczy o tym, że moralność ewoluuje. Spójrz też na afery pedofilskie w Kościele – jeszcze niedawno (a właściwie: przez stulecia) spuszczano na te sprawy zasłonę milczenia. Dziś za społecznym przyzwoleniem sprawy te stają się przedmiotem szeroko zakrojonych dochodzeń i sam papież musi się kajać w imieniu instytucji, którą reprezentuje. Coraz mniej chętni jesteśmy do przyznawania możnym immunitetu.

Jak śpiewał pewien bard, the times they are a-changin.

Pozdrawiam
M.A.

Akurat Ty i ja uzywamy literek w podpisach 🙂 Ty M.A. a ja As ..to taki zart. Pozdrawiam

Zdaje się że na tym kończy się Wasze podobieństwo.

Masz rację Micku. Dziękuję za komentarz.

Beznamiętny, suchy, wyprany z emocji styl opisywania wydarzeń to swego rodzaju znak firmowy AnonimaS. Czy jednak emocje takowe nie pojawiają się w umyśle czytelnika? Muszą się pojawiać, skoro MA stwierdził, że przerwał lekturę, nabierając sił przed jej wznowieniem. Może nie były to wrażenia miłe i pozytywne, ale z pewnością okazały się silne. Ta oszczędność stylu sama w sobie jest więc środkiem wyrazu. Podobną rolę odgrywa, moim zdaniem, kwestia imion. Autor stwierdza, że opisuje zdarzenia prawdziwe i chce zachować anonimowość ich uczestników. Tu rację ma MA, zmiana tychże imion, przetasowanie szczegółów, takie czy inne przeinaczenia, wystarczyłyby w zupełności dla osiągnięcia tego celu. Ale zastosowanie inicjałów (oraz bezimienność samego narratora) podkreśla pewną bezosobowość bohaterów, ich uwikłanie w całą sytuację, swego rodzaju bezsilność. Główny bohater szuka niewolnicy, a trafia na dominę. I chociaż nie staje się jej poddanym, zmuszony jest jednak uczestniczyć w niechętnie widzianych przez siebie praktykach, w sumie jest wykorzystywany. Y to odrębna sprawa, nijaki inicjał podkreśla tylko jego bezsilność. Motywy postępowania w tej chwili stanowią tajemnicę, liczę, że z czasem wyjaśnioną przez Autora. K to również postać enigmatyczna i tymczasem zagadkowa. Wydaje się, że sprawuje pełną kontrolę nad sytuacją, bezlitośnie torturuje niewolnika, właściwie wykorzystuje również bohatera–narratora. Czy jednak rzeczywiście jest aż tak wszechwładna? Moim zdaniem jej bezlitosne i okrutne postępowanie ukrywa jakąś istotną słabość. Z jakiegoś powodu autentycznie nienawidzi Y, ale zarazem odczuwa też niewyjaśnione dotąd obawy. A wykorzystywanie inicjałów należy do uznanych środków wyrazu literatury, mających zwłaszcza podkreślić uwikłanie bohatera w niezależne od niego sytuacje, na które nie ma wpływu i których nie rozumie (by przypomnieć Józefa K. Franza Kafki.)
Uderzyła mnie w tej relacji (z prawdziwych wydarzeń, jak zapewnia Autor) pewna asymetria zachowań i postaw. Bohater szuka niewolnicy, stara się w tym celu wniknąć w świat miłośników BDSM, a gdy już udaje mu się to osiągnąć, to trafia tam w pierwszej kolejności na dominę. Także skład osobowy opisanego w początkowych partiach spotkania grupowego w klimacie BDSM okazuje się proporcjonalnie zachwiany. Pewna liczba dominujących mężczyzn, pięć kobiet-domin oraz duża grupa niewolników płci męskiej. I żadnej kobiety-niewolnicy, jak z rozczarowaniem skonstatował bohater. Czy wynika z tego, że kobiet dominujących więcej stąpa po świecie niż uległych? Nie sądzę. Mam natomiast wrażenie, że kobiecie dominującej łatwiej jest ujawnić swoje skłonności podczas takiego spotkania, niż kobiecie uległej. Podobnie, z mniejszymi chyba oporami ujawni się niewolnik niż niewolnica. Po prostu, ta ostatnia byłaby narażona na zdecydowanie największe ryzyko, choćby zbiorowego gwałtu. Może też kobiety uległe odczuwają silniejszą więź z jednym jedynym panem i wolą realizować swoje fantazje w zaciszu sypialni? Spodziewam się, że Autor rzuci światło na te kwestie, gdy już jego bohater odnajdzie poszukiwaną przez siebie osobę. A tymczasem… przypuszczam, że kobiety–niewolnice były również obecne we wspomnianej willi, tylko przebywały w pomieszczeniach na piętrze, dokąd przypadkowi goście wstępu nie mieli.
I na koniec uwaga do wywodu MA o zmianie praw i obyczajów w naszej bardziej cywilizowanej epoce. Nie do końca zgadzam się z tak optymistycznymi wnioskami. Ludzie żyjący w cywilizowanym, uporządkowanym świecie przełomu XIX/XX w. (oczywiście, w Europie czy w USA) też żywili takie przekonanie. Okrucieństwo i barbarzyństwo to przeszłość, nas to nie dotyczy. A nadeszły dwie wojny światowe, rewolucja rosyjska, nazistowskie ludobójstwo. Okrucieństwo i barbarzyństwo w niespotykanej dotychczas skali. Tym bardziej potworne, że dotykające zwykłych, w żaden sposób nie przygotowanych do tego „mieszczuchów”. Czy dzisiaj my sami możemy czuć się bezpieczni? Od 70 lat mamy w Europie pokój (nie całej, co prawda, chyba że Bałkany za Europę „właściwą” nie uznajemy), ale czy jesteśmy bezpieczni? Czy demony nie czekają tylko na swój czas? Czyż ludobójstwo na Bałkanach właśnie nie udowodniło w latach dziewięćdziesiątych XX w. jak cieniutka jest otoczka cywilizacji? I czy postępowanie obecnych rządzących, którzy zdają się zamykać oczy na pewne bardzo istotne problemy nie budzi tychże demonów?
Co do surowych kar za cudzołóstwo w dawnych epokach, to uważam, że ich korzenie tkwiły o wiele głębiej niż w „arbitralnych przykazaniach religijnych”. Te przykazania też skądś się brały i odzwierciedlały układ społeczny, czyli konieczność nałożenia kobietom restrykcyjnych ograniczeń seksualnych, skoro miały rodzić konkretnemu mężczyźnie prawowitych potomków, spadkobierców i następców. Na tym opierał się porządek władzy, społeczeństwa, dziedziczenia, odkąd nastały stosunki patriarchalne. Typowe zresztą dla ludów pasterskich, koczowniczych i wojowniczych (może z wyjątkiem średniowiecznych Mongołów czy ludów syberyjskich, ale tam nie przywiązywano aż tak wielkiej wagi do bezpośrednich więzów krwi – adopcja i wychowanie tworzyły więzy równie silne społecznie, liczyła się też konieczność zwiększenia puli genetycznej w stosunkowo mało liczebnych społecznościach). A nasza cywilizacja została stworzona właśnie przez patriarchalne ludy pasterskie: indoeuropejskich Greków i Rzymian oraz przybyłych z pustyni Hebrajczyków. Nie przypadkiem u wszystkich tych ludów pozycja społeczna kobiet była niska, w ślad za tym szły ograniczenia obyczajowe. A np. w rolniczym Egipcie (powiązany z cyklem miesięcznym kult płodności ziemi) posiadały one pozycję silniejszą, mniej też krępowały je zasady obyczajowe. Skądinąd, Grecy (Herodot), Rzymianie (propaganda Oktawiana przeciwko Kleopatrze) oraz Hebrajczycy (Biblia) jednym głosem zarzucali kobietom egipskim wyuzdanie i rozwiązłość. Ale o tych sprawach już kiedyś sobie pisaliśmy w komentarzach.
Pozdrawiam i czekam na dalsze części opowieści.

Bardzo dziękuję za komentarz. Wnikliwy i dogłębny. Oczywiście można personifokować osoby żeby byly bardziej ludzkie i dały się lubić czytelników. Większość spotkań ma na celu uzyskania podniecenia seksualnego i później finalnie dąży do spełnienia . I jest duzo mniejsza grupa, która pożąda władzy nad drugim .czlowiekiem. Wtedy kolejni partnerzy są pionkami i oznaczani literkami lub cyframi. K nie jest zainteresowana Y jako partnerem z którym może osiągnąć spełnienie seksualne. Nadal nie widzę różnicy miedzy zagładą Teb i zagładą Warszawy. Tak samo nie widze roznicy w miedzy Rosjanami i pozostalymi aliantami. „Kilka milionów Niemek zostało bowiem zgwałconych – często grupowo i wielokrotnie – przez aliantów. Dopiero dziś głośno mówi się o tym, że nie byli to tylko osławieni Rosjanie, ale także Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi.” Po prostu ludzie są albo dobrzy albo nie. Pozdrawiam AS

Forma narracji, w której bohater relacjonuje kolejne dzieje swego życia z akcentem na zainteresowania erotyczne jest dla mnie zadziwiająco interesująca. Dosyć szybko pochłonąłem opowiadanie, styl jest lekki i dosyć przyjemny. Temat dla mnie jest obcy, nieznany, ale też może z tych powodów nieco kuszący?

Podzielam zdanie M.A. w kwestii zastępowania imion i przydomków inicjałami – utrudnia to identyfikowanie się z opisywana postacią, a jednak…
… W tej części opowiadania zupełnie mi to nie przeszkadzało. Pojawiających się ludzi jest na tyle niewielu, że nie ma problemów z ich odróżnianiem i się nie mylą.
Jednak tutaj pojawia się pytanie co będzie w następnych odcinkach? Jesli będą się pojawiać kolejne literki QWERTY zamiast imion, nawet uważny czytelnik będzie miał problem z identyfikacją postaci pojawiających się w kilku częściach. Autor powinien przemyśleć ten problem.

Studium przemiany bohatera, jego dążenie do realizacji erotycznych fascynacji jest oddane wg mnie wiarygodnie. W dużym stopniu jest też interesującym uzupełnieniem luki w zbiorach czytelniczych portalu, za co należy dodatkowo docenić Autora.

Pozdrawiam
R.

Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Obszerny i życzliwy dla autora. Myślę że literki oznaczające osoby nie wprowadzą az takiego zamieszania zeby utrudniać rozpoznania postaci. Poza tym.to.są wspomnienia więc i te postacie będą się zmieniały poniewaz większość związków tego typu jest niezbyt trwala czasowo. Średnio od kliku miesięcy do kilku lat, choć znam przypadek małżeństwa (on uległy , ona dominujaca) trwający ponad dwadzieścia lat. Ale to ewnement porównywalny ze spotkaniem, dwudziestopięcioletniej dziewicy. Pozdrawiam serdecznie AnonimS

Dobry początek, bez poważnych zgrzytów. Ciekawe, gdzie nas zaprowadzi. Życzę powodzenia Autorowi.
Uśmiechy,
Karel

Bardzo dziękuję za Twoj komentarz. Kolejne części w przygotowaniu. Pozdrawiam AnonimS

Napisz komentarz