Perska Odyseja XIV: „Już pora” (Megas Alexandros)  4.21/5 (172)

46 min. czytania

Paul Avril, „Les Sonetts Luxurieux de Pietro Arentini, 9″

Wiatr szarpał płaszczem Kassandra, kiedy wspinał się w górę Wielkich Schodów. Pod sobą miał Persepolis – miasto podbite, okupowane, zniewolone niczym wojenna branka. Nad sobą – najbardziej dobitne świadectwo owego zniewolenia: rozciągający się na skalnym tarasie kompleks pałaców. Niegdyś konkurowały między sobą rozmiarami, bogactwem, pięknem fresków oraz kunsztem ornamentów. Dziś zostały po nich nagie, wypalone mury, odarte ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wymierną wartość.

Mimo to Macedończyk zapragnął się im przyjrzeć. Usłyszawszy o tym Arsames, satrapa Persydy, zaoferował swe usługi jako przewodnika po ruinach dawnego imperium. Generał skwapliwie postanowił z nich skorzystać. Nie dlatego, że uważał Persa za godnego kompana, wręcz przeciwnie – gardził nim i sposobem, w jaki ten uzyskał swój urząd. Czuł jednak, że muszą wreszcie szczerze porozmawiać, to zaś było możliwe jedynie na osobności. Od czasu ich wspólnego wjazdu do stolicy nie mieli ku temu okazji. Dwór satrapy był zawsze pełen ludzi, którym nie sposób było ufać – pysznych arystokratów, zarozumiałych dostojników, pożałowania godnych pochlebców, wreszcie niewolników, którzy służyć mogli wielu różnym panom. Kassander nie mógł pozwolić, by to, o czym będą mówić, dotarło do buntowników i ich tajemniczej przywódczyni, noszącej imię Jutab.

Wciąż nie mógł pogodzić się z faktem, że nieprzyjaciel, z którym zmierzył się w Perskich Wrotach i który zadał jego wojskom tak ciężkie straty, okazał się niewiastą. To po prostu nie mieściło mu się w głowie. Co prawda stare, helleńskie mity opowiadały o amazonkach, dosiadających rączych rumaków i biegle posługujących się łukiem oraz włócznią, jednak generał niezbyt wierzył w ich prawdziwość. Teraz jednak musiał przyjąć do wiadomości, że to kobieta rzuciła wyzwanie macedońskiej władzy nad Persydą. I że wkrótce przyjdzie mu być może skrzyżować z nią miecze.

Kassander i Arsames dotarli w końcu na sam szczyt Wielkich Schodów. Ich oczom ukazały się imponujące propyleje, przed nimi zaś dwa posągi przedstawiające lamassu – skrzydlate byki o ludzkich głowach. Kamienne monstra strzegły niegdyś wysokich, okutych żelazem wrót zwanych Bramą Wszystkich Narodów. Dziś podwoje zostały wyłamane z zawiasów i nic nie tamowało drogi wiodącej w głąb kompleksu. Mężczyźni przeszli w cieniu propylejów i skierowali się na południe, w stronę wielkiego pałacu Kserksesa, zwanego Apadaną. Nawet teraz osmalone kolumnady i reliefy, z których spłynęła stopiona żarem farba robiły niezwykłe wrażenie. Macedończyk unosił wysoko głowę, by dostrzec wszystkie misterne zdobienia, docenić całe mistrzostwo perskich architektów oraz rzemieślników.

Jednocześnie słuchał satrapy opowiadającego o tym, jak wznoszono kolejne budowle, który władca zainaugurował którą konstrukcję i jak gmachy wyglądały po ukończeniu. Razem wkroczyli do wnętrza Apadany. Arsames chciał pokazać Kassandrowi wielką salę tronową, wytyczoną na planie kwadratu. Sufit nad nią podtrzymywały siedemdziesiąt dwie kolumny. Przez liczne otwory w sklepieniu wdzierało się tu dość światła, by nie musieli używać pochodni. Macedończyk rozglądał się oszołomiony. Mimo że pożar doszczętnie wypalił to wnętrze, wciąż można było sobie wyobrazić, gdzie znajdował się wielki tron króla królów, gdzie było miejsce dla wezyra i pomniejszych dostojników, którymi wrotami dostawali się tu pokorni suplikanci. Pod sadzą wciąż można było rozpoznać pozostałości barwnych fresków pokrywających ściany. Geometryczne wzory zdobiące posadzkę przetrwały tylko dlatego, że uwieczniono je w kamieniu.

Nim rozpoczął swą wspinaczkę u podnóża Wielkich Schodów Kassander sądził, że w pełni rozumie powody, dla których Aleksander nakazał zniszczyć to miejsce. Teraz nie miał już tej pewności. Złamanie woli Persów nie wydawało mu się zyskiem wartym ceny, jaka została tutaj zapłacona. Tym bardziej, że ich opór szybko się odrodził i zaczął krzepnąć dzięki działalności Jutab. Wykalkulowana decyzja króla coraz bardziej zdawała mu się aktem bezmyślnego barbarzyństwa. By oderwać się od takich, graniczących ze zdradą stanu, myśli, rzekł do swego przewodnika:

– Arsamesie, jestem ci bardzo wdzięczny za wszystkie te cuda, jakie mi pokazujesz i o których tak zajmująco opowiadasz. Trzeba nam jednak pomówić nie o przeszłości, lecz o ważnych, bezpośrednio nas dotykających sprawach. Nie sądzę, byśmy mieli ku temu lepszą sposobność niż tu i teraz.

Satrapa skinął głową.

– Słusznie prawisz, generale. Jestem pewien, że masz wiele pytań. Zadaj je, a chętnie odpowiem. Szczerze i bez zaciemniających rzecz ozdobników, w których tak lubują się dworacy. Obydwaj jesteśmy żołnierzami, mówmy więc jak żołnierze.

Ja jestem żołnierzem, ty natomiast zdrajcą swojego króla i bratem jeszcze gorszego zdrajcy, pomyślał Kassander. Naturalnie, nie wypowiedział tego na głos. Arsames obiecał mu szczerość, należało więc skorzystać z okazji i dowiedzieć się jak najwięcej.

– Jak wygląda sytuacja w Persydzie? – zapytał. – Czy tłumienie rebelii Jutab posuwa się naprzód?

– Sytuacja wygląda dramatycznie. I nie, nie mam na tym polu żadnych sukcesów – odparł satrapa. – Brakuje mi ludzi, by zdławić ten bunt. Kiedy nasz łaskawy pan zajął Persepolis, obsadził miasto czteroma tysiącami Macedończyków i Hellenów pod wodzą dostojnego Kraterosa. Jednak generał szybko znudził się pilnowaniem porządku w zdobytym kraju. Zabrał połowę swoich wojsk i dołączył do głównej armii. Oczywiście wziął ze sobą najlepsze oddziały, zostawiając mi starych i zmęczonych weteranów falangi oraz zdemoralizowanych hoplitów. Musiałem dodatkowo podzielić tę siłę, by obsadzić garnizony w Pasargadach oraz Isztahr. Za królewskim pozwoleniem poczyniłem nowe zaciągi, wśród arystokracji oraz ludu perskiego. Problem w tym, że nie mogę być całkiem pewien lojalności tych żołnierzy.

– Niektórzy z nich wciąż są wierni Dariuszowi?

Arsames potrząsnął głową.

– Były król królów jest dość powszechnie pogardzany za tchórzostwo. Dwa razy uciekł przed Aleksandrem z pola bitwy. Nikt tu za nim nie tęskni i nie wypatruje jego powrotu. Co innego Jutab. Młoda, piękna dziewczyna, jak głosi jej legenda, nietknięta nigdy przez mężczyznę. A zarazem wojowniczka, walcząca o wyzwolenie swej ojczyzny, kiedy mężowie zawiedli. To przemawia do wyobraźni wszystkich, którym niemiłe są nowe, macedońskie porządki.

– Nietknięta przez mężczyznę? – zainteresował się Kassander. – Przecież poślubił ją twój brat! Chcesz powiedzieć, że małżeństwo nie zostało skonsumowane?

– Wydaje się, że Tiridates nie zdążył skorzystać ze swych świeżo nabytych praw. – Satrapa wyraźnie spochmurniał. – Musiał zostać zgładzony zaraz po tym, jak udał się z panną młodą do sypialni. Gdy go znaleziono, miał jeszcze na sobie weselną szatę.

Macedończyk czuł, że rozdrapuje niezaleczoną ranę, lecz nie potrafił się przed tym powstrzymać.

– Nie mogę pojąć, w jaki sposób wątła dziewczyna była w stanie pokonać zdrowego i silnego mężczyznę, takiego jak twój brat. Nawet jeśli nie była zbyt ochocza do ożenku i nocy poślubnej, to przecież nie powinno to stanowić dla niego wielkiej przeszkody. Z pewnością nie raz i nie dwa zdarzyło mu się niewolić niewiasty…

– My, Persowie, nie zniżamy się do takich czynów – odparł wyraźnie urażony Arsames. – A Jutab nie była zwykłą dziewką. Od dziecka nawykła do broni, polowań i fechtunku. Lecz nawet to nie wystarczyłoby, gdyby nie podstęp, jakim się posłużyła. Na podłodze sypialni znaleziono kielich, z którego Tiridates pił przed udaniem się do łoża. Rozlane wino wsiąkło w dywany, lecz na dnie naczynia zachowała się odrobina trunku. Zmusiłem psa, by wylizał tę resztkę. Po paru chwilach zwierzę zasnęło na długie godziny. Tak więc mój brat był najpewniej nieprzytomny, gdy ta suka podrzynała mu gardło…

Słysząc te słowa, Kassander poczuł, że robi mu się zimno. Wspomniał przedostatnią noc, jaką spędził w Suzie, jednej z podbitych stolic imperium. Elamicką tancerkę, która wpierw przyjęła w sobie jego nasienie, a potem napoiła winem z dodatkiem narkotyku… czy jemu również groziła wówczas śmierć od noża czy sztyletu? I czy niewiasta, którą posiadł, odbierając przy tym dziewictwo, mogła być przywódczynią perskich buntowników?

– Parysatis… takie nosiła miano – głośno wypowiedział nurtującą go myśl. – Królewskie, nietypowe dla dziewczyny z gminu…

Arsames popatrzył nań zaskoczony.

– W istocie. Nim stała się Jutab, postrachem wszystkich Hellenów w Persydzie, morderczynię mego brata zwano Parysatis. Skąd o tym wiesz, generale?

* * *

Choć imponujące, królewskie siedziby zostały bez wyjątku zniszczone, podczas postoju w Persepolis oficerowie macedońskiego korpusu wraz ze swymi kobietami i tak mieszkali wygodnie, korzystając z wszelkich luksusów. Satrapa oddał bowiem do ich dyspozycji najbardziej okazały gmach znajdujący się poza głównym kompleksem: otoczony rozległymi ogrodami Pałac Wezyrów. Dawniej rezydowali tu pierwsi ministrowie imperium, często dorównujący potęgą władcom, którym oficjalnie służyli. Za głównym budynkiem, ozdobionym barwnymi kolumnadami, wśród bujnej nawet zimą zieleni, skrywał się mniejszy pałacyk, niegdyś mieszczący w sobie harem. Ponieważ jednak ostatni wezyrowie byli z reguły eunuchami, przed kilkudziesięciu laty jego wnętrza przebudowano, adaptując na nowy cel – obecnie znajdowała się tu bogato urządzona łaźnia.

Melisa wciągnęła powietrze w płuca i zanurzyła się w parującą lekko toń. Raz jeszcze pokonała długość basenu, płynąc tuż nad pokrytym geometryczną mozaiką dnem. Wynurzyła się przy przeciwległej ścianie, odchyliła głowę do tyłu i odgarnęła włosy. Wypełniająca zbiornik gorąca woda przyjemnie rozgrzewała w rześki i pochmurny poranek. Wprawdzie poprzedniej nocy Kassander nie pozwolił Jonce zmarznąć – ani zaznać zbyt wiele snu – lecz opuścił ich wspólną alkowę przed świtem, udając się na jakieś ważne spotkanie. Pozbawiona jego namiętnych pieszczot musiała szukać ciepła gdzie indziej.

Towarzysząca jej w basenie niewolnica przezornie trzymała się jego obrzeży. Było tam nieco płyciej, a woda sięgała Parmys po nieduże, krągłe piersi. Jednak i ona, choć najwyraźniej nie czuła się tu zbyt pewnie, czerpała wiele przyjemności z gorącej kąpieli. Drugi sługa Melisy, pochodzący z Elamu młody eunuch pozostał na brzegu zbiornika. Stał tam niczym posąg, w długiej, białej szacie, z przewieszonym przez ramię ręcznikiem. Cierpliwie czekał, aż pani zakończy ablucje i będzie mógł do sucha wytrzeć jej ciało.

– Iszanie, dołącz do nas! – zawołała doń Melisa. – Przekonasz się, jak rozkoszna jest woda!

– Jeśli pozwolisz, pani, wolałbym pozostać tutaj – odparł uprzejmie. Oczywiście, mogłaby wydać mu rozkaz, lecz nie uczyniła tego. Domyślała się, czemu nie chce zrzucić szaty – wtedy musiałby pokazać obydwu dziewczynom swą okaleczoną męskość, lub też jej brak. Jonka wiedziała, że niektórym chłopcom obcinano wyłącznie jądra, innym zaś – całkowicie usuwano przyrodzenie. Nie miała pojęcia, do której grupy należał Iszan, nie chciała go też upokarzać bezpośrednimi pytaniami.

– Twoja strata! – rzuciła i znów zanurkowała, tym razem kierując się w stronę Parmys. Wynurzyła się tuż przy niej, całkiem ją ochlapując. Lidyjka pisnęła, udając zaskoczenie. Rozbawiona, po dłuższej chwili pozwoliła swojej pani wciągnąć się na głębszą wodę. Widząc, że bez trudu przychodzi jej utrzymanie się na powierzchni, już bez większych obaw dwa razy przepłynęła basen.

– Nie bądź taki wstydliwy! – zawołała do eunucha. – Obiecuję, że nie będziemy patrzyły!

– Daj mu spokój – łagodnym tonem nakazała Melisa. – Właściwie, my też powinnyśmy wychodzić. Gorąca kąpiel jest rozkoszna, ale nie możemy spędzić w niej całego dnia.

– A co będziemy robić? – zaciekawiła się Parmys.

– Myślałam o tym, by udać się na targowisko. Niedługo przyjdzie nam opuścić Persepolis. Kto wie, czy kiedyś tu jeszcze wrócimy. Chciałabym sprawdzić, co oferują tutejsi rzemieślnicy.

– W takim razie nie traćmy czasu – Lidyjka podpłynęła do brzegu basenu i wynurzyła się, podciągając na rękach. Spoglądając na Iszana, uwodzicielsko zakołysała swym ociekającym wodą biustem. Tkwiące w jej sutkach srebrne kółeczka podskoczyły w rytm owego ruchu.

– Widzisz? Ja nie wstydzę się pokazać tobie.

Efeb mocno się zarumienił, co było widać, mimo jego oliwkowej karnacji. Parmys odwróciła się do niego plecami i wyciągnęła rękę w stronę Melisy.

– Chodź, pani, pomogę ci wyjść z basenu z basenu.

Czyniąc to pochyliła się do przodu, wypinając w stronę młodzieńca lśniące od wody pośladki. Korzystając z okazji wybałuszył oczy. Jonka chcąc nie chcąc parsknęła śmiechem.

– Chyba zyskałaś sobie kolejnego wielbiciela!

Lidyjka obróciła się ku niemu i porozumiewawczo mrugnęła. Iszan pokraśniał jeszcze bardziej i wbił wzrok w posadzkę.

Z pomocą niewolnicy, Melisa wydostała się na brzeg. Eunuch zbliżył się do niej i czym prędzej zaczął wycierać przygotowanym uprzednio ręcznikiem. Nic sobie nie robiła z ukradkowych spojrzeń Iszana, kierujących się to na jej piersi, to zaś między uda. Większość zmysłowych przyjemności stało się dlań niedostępnych, nie zamierzała mu zatem odmawiać tych nielicznych, z których wciąż mógł korzystać. Poza tym, nie był w pełni mężczyzną, więc ukazując mu się nago nie dopuszczała się nielojalności wobec Kassandra.

– Musimy zadbać o eskortę – stwierdziła Parmys. – Czcigodny generał z pewnością nie życzyłby sobie, by jego kobieta spacerowała po mieście sama.

– Skoro będziecie mi towarzyszyć, nie będę samotna – próbowała oponować Jonka. Nie miała ochoty iść na zakupy, otoczona przez pobrzękujących pancerzami zbrojnych.

– Pani, potrafię ułożyć ci włosy, podkreślić oczy henną i umalować tak, że dostojny Kassander całkiem straci głowę… ale nie obronię cię przed rabusiem czy zaślepionym żądzą gwałcicielem. Iszan również tego nie dokona, prawda?

Efeb potrząsnął głową.

– Niestety, nie uczono mnie miecza ani włóczni – rzekł, a w jego słowach dawało się wyczuć smutek. – Gdyby było trzeba, oddałbym za ciebie życie, moja pani. Wątpię jednak, by na coś się to przydało.

Melisa uznała, że dość już się napatrzył na jej wdzięki. Szczelnie owinęła się ręcznikiem i przeszła do mniejszej komnaty łaźni. Było w niej wciąż ciepło, ale znacznie bardziej sucho. Tu właśnie ułożone były suknie obydwu dziewcząt. Podążająca krok za Jonką Parmys zaczęła ubierać swą panią.

Melisa przywdziała tego dnia peplos w kolorze pogodnego nieba, uszyty z dobrego jedwabiu, lecz o dość skromnym kroju. Lidyjka nie miała wielkiego wyboru: jako niewolnicy przysługiwał jej prosty strój z białej wełny. Obydwie zarzuciły na ramiona i włosy himationy, jak nakazywała helleńska tradycja. Jedynie Iszan mógł udać się na targowisko z odsłoniętą głową. We troje opuścili budynek łaźni, przeszli przez jedną z kolumnad Pałacu Wezyrów i znaleźli się na jego dziedzińcu. Tu zaś rozgrywał się zaciekły bój.

Adiutant Kassandra, młody Argyros, atakowany był przez dwóch uzbrojonych w zakrzywione miecze żołnierzy. Bronił się przed nimi przy pomocy spartańskiego xiphosa, podobnego do tego, którym posługiwał się sam generał oraz małej, trackiej tarczy, zwanej peltą. Odbijał i kontrował ciosy nieprzyjaciół, unikał ich sztychów, uchylał się przed cięciami. Co jakiś czas wyprowadzał własne ciosy, a nawet spychał jednego z napastników do głębokiej defensywy. Zaraz jednak musiał się cofać pod naporem drugiego i wszystko zaczynało się od nowa. Przyjęcie uderzenia na peltę i wściekła riposta. Unik, zwód, pchnięcie. I znowu. Dziewczęta podeszły bliżej, by przyjrzeć się morderczemu spektaklowi. Adiutant musiał dostrzec je kątem oka, bo uniósł nagle dzierżącą klingę dłoń i zawołał:

– Wystarczy! Zróbcie sobie chwilę przerwy, chłopaki.

Żołnierze natychmiast opuścili miecze i odstąpili. Argyros wsunął xiphosa w pochwę i zwrócił się ku Melisie i jej sługom. Oddychał szybko, a w oczach wciąż jeszcze miał szaleńczy błysk, spotykany u człowieka, który walczył o życie. Pomimo chłodu miał na sobie jedynie krótką tunikę. Najwyraźniej wciąż grzał go ogień niedawnego boju.

– Pani – skinął głową nałożnicy swego wodza. – Mam nadzieję, że nasze małe ćwiczenia nie zakłóciły twego odpoczynku…

– Jak widzisz, nie wyleguję się w łóżku – odparła z uśmiechem. – Właściwie, zamierzałam udać się na miejskie targowisko. Podobno u kupców z Persepolis można nabyć towary z całego świata! Niestety, będę potrzebować kilku mężnych obrońców, by czuwali nade mną podczas przechadzki wśród straganów… – Jonka nie zamierzała ukrywać, co myśli na ten temat. Kiedy była jeszcze własnością Mnesarete, tamta wiele razy posyłała ją na zakupy. Wówczas świetnie sobie radziła bez zbrojnej obstawy! I choć była Kassandrowi bardzo wdzięczna za wyzwolenie, to jednak czasem zdawało jej się, że jako niewolnica miała więcej swobody niż dziś.

– Jeśli pozwolisz, chętnie zadbam o twoje bezpieczeństwo – odparł młodzieniec. Jeśli wychwycił w słowach Melisy ironię, nie dał tego po sobie poznać. – Generał nie pozostawił mi żadnych poleceń na czas swej nieobecności. Tak więc możemy ruszać choćby zaraz.

– Jestem rada. Może tylko ubierz się nieco cieplej… Nie chciałabym, byś przeze mnie zmarzł!

Argyros żachnął się.

– Masz oczywiście rację, moja pani! Daj mi chwilę, a będę do twojej dyspozycji.

* * *

Pers i Macedończyk opuścili monumentalne wnętrze Apadany. Ich oczom ukazał się znacznie mniejszy pałac Dariusza Wielkiego, kolejna, mniej okazała rezydencja Kserksesa oraz propyleje prowadzące do położonego jeszcze wyżej Pałacu Stu Kolumn. Wszystkie te budowle zostały naznaczone ogniem. Niektóre spośród filarów dariuszowej siedziby załamały się, powodując w konsekwencji zawalenie stropu. Minęli więc ten gmach i ruszyli dalej.

– Od dłuższego czasu milczysz, generale – zauważył Arsames. – Czy to miejsce, do którego przybyliśmy wprowadziło cię w ten melancholijny stan?

Kassander oderwał się od myśli, które nie dawały mu spokoju. Z trudem zdobył się na uśmiech i potrząsnął głową.

– To nie to. Rozważałem po prostu, co zrobić z problemem, o którym mi opowiadałeś.

– Z buntem Jutab? Zapewniam cię, że to nie jest jakaś drobna niedogodność. Poza głównymi ośrodkami sprzyja jej praktycznie cała Persyda. Lękam się, że prędzej czy później dziewka sięgnie także po miasta. Jeśli w Pasargadach albo Isztahr wybuchnie powstanie… cóż, wtedy usłyszy o tym nasz łaskawy pan, bez względu na to, gdzie się obecnie znajduje. Przecież nie może sobie pozwolić na utratę tej satrapii. Będzie więc musiał zaniechać dalszego podboju i powrócić tutaj, by zaprowadzić porządek.

– A ty poniesiesz konsekwencje, jako winny całej sytuacji – stwierdził Macedończyk. Arsames spojrzał nań z irytacją.

– Do stu piekieł ze mną! Widziałeś przecież, jak król Aleksander traktuje buntowników przeciw swojej władzy! Pamiętasz chyba o losie Teb!

Owszem, pamiętam, pomyślał Kassander. Brałem przecież udział w unicestwieniu tego miasta. Zaiste, macedoński monarcha bywał niekiedy łaskawy dla pokonanych nieprzyjaciół. Nigdy jednak nie okazywał im swej łagodności dwukrotnie. Jeśli znów podnieśli przeciw niemu oręż, spadały na nich najokrutniejsze kary. Po zdobyciu zrewoltowanych Teb, Aleksander postanowił uczynić z nich przykład grozy dla całej Hellady. Męska populacja została wyrżnięta w pień, natomiast kobiety i dzieci sprzedano w niewolę. Zburzono także mury oraz wszystkie gmachy, z wyjątkiem domu poety Pindara. W ciągu zaledwie kilku dni kwitnąca polis przemieniła się w żałosne pustkowie omijane nawet przez dzikie zwierzęta. Był tam. Widział to na własne oczy.

– Jeśli nasz łaskawy pan uczynił coś takiego swoim braciom, Hellenom – mówił dalej satrapa – to jak myślisz, w jaki sposób potraktuje Persów? Swoimi działaniami Jutab doprowadzi nasz naród do katastrofy. Setki tysięcy ludzi okupią życiem jej moment chwały!

– A zatem musisz ją powstrzymać. W interesie swoim i rodaków.

– Sam nie dam rady. Ale z twoją pomocą… – Pers zawiesił głos. A więc o to chodzi, zrozumiał Macedończyk. Dlatego chciał ze mną mówić na osobności…

– To niestety wykluczone, Arsamesie. Mam swoje rozkazy. Wojska, które prowadzę mają jak najprędzej wzmocnić królewską armię. Wojna wchodzi w decydującą fazę. Aleksander będzie potrzebował wszystkich sił.

– Wojna z Dariuszem już dawno jest wygrana! – prychnął satrapa. – Wątpię, by udało mu się raz jeszcze wyruszyć w pole. Nikt nie chce służyć pod rozkazami trwożliwego słabeusza. Jeśli udasz się do naszego łaskawego pana, dołączysz po prostu swoje trzy tysiące ludzi do jego trzydziestu. Natomiast tutaj, w Persydzie… tu mógłbyś naprawdę wpłynąć na bieg wydarzeń. Jestem przekonany, że gdy połączymy siły, uda nam się pokonać buntowników i ocalić mnóstwo istnień.

Generał zadumał się nad tymi słowami. Spełnienie prośby Arsamesa pozwoliłoby mu rozwiązać zagadkę elamickiej tancerki. Przekonać się, czy naprawdę była nią Jutab. A gdyby udało się ująć samą buntowniczkę… być może znów uraczyłby się słodyczą jej ciała. Na myśl o tym poczuł narastające podniecenie. Zaraz jednak przypomniał sobie nóż, który zakończył życie Tiridatesa. A także wyraźne polecenie, jakie otrzymał od Antypatra. „Chcę, byś objął dowództwo nad wojskiem, które wyślę Aleksandrowi”…

– Oczywiście na czas stacjonowania w Persydzie przejąłbym utrzymanie twoich wojsk – satrapa sięgnął po ostateczny w jego przekonaniu argument. – Żołd każdego żołnierza, od zwykłego falangity po samego wodza mógłby zostać podniesiony dwu… a co mi tam! Trzykrotnie. A jeśli w tym czasie Jutab zostanie zabita lub pochwycona… przekonasz się, jak bardzo potrafię być hojny, generale.

– Stać cię na taką hojność? – zaskoczony Kassander uniósł brwi.

– Dysponuję królewskim skarbcem w Persepolis – odparł Arsames. – Obecnie znajduje się w nim sto dwadzieścia tysięcy talentów w złocie.

Macedończyk uśmiechnął się przychylnie. Nareszcie Pers zaczynał mówić z sensem.

* * *

W Persepolis znajdowało się kilkadziesiąt ołtarzy Wiecznego Ognia, przy każdym zaś służyło od jednego do trzech kapłanów w czarno-czerwono-złotych szatach, tytułujących się magami. Mieszkańcy dawnej stolicy, w przeważającej liczbie wyznawcy świętego płomienia, gromadzili się wokół tych miejsc kultu, szczególnie teraz, gdy zniknęły wszystkie inne pewniki w znanym im świecie. Chętnie słuchali też nauczania magów, odnajdując w nim odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

Nowa, macedońska władza tolerowała obcą i dziwną religię, jaką zastała na podbitym terytorium. Mogła to czynić dopóty, dopóki kapłani omijali w swych kazaniach kwestie polityczne i nie wzywali do otwartego buntu. Nominowany przez Aleksandra satrapa, Pers z urodzenia i wierny sługa Wiecznego Ognia, nie szczędził ołtarzom hojnych datków, próbując złotem zapewnić sobie ich lojalność. W pierwszych miesiącach, jakie upłynęły od kapitulacji miasta, ta krucha równowaga została utrzymana. Teraz jednak miało się to zmienić.

Owego dnia do każdego z magów w stolicy, a także w innych miastach Persydy, przyszła wiadomość, przekazana tajemną pocztą świątynną. Nie zapisano jej na papirusie, pergaminie ani na byczej skórze, nie uwieczniono w brązie, glinie ani kamieniu. Po prostu, anonimowy kurier szepnął w ucho kapłana dwa krótkie słowa, następnie oddalał się bez chwili zwłoki, by czym prędzej zniknąć w tłumie. Tych, którzy usłyszeli wiadomość, przeszywał dreszcz – strachu, podniecenia, lub niecierpliwości. Jedni posępnieli i schylając głowy, zanurzali się w niewesołych myślach. Inni, wręcz przeciwnie, prostowali nawykłe już do uginania karki i śmiało spoglądali w przyszłość, która zdała im się świetlaną. Każdy jednak wiedział, że musi okazać posłuszeństwo rozkazowi, zawartemu w owych dwóch słowach. A brzmiały one: „już pora”.

Ogień płonący na ołtarzach otrzymał nowe paliwo i strzelił w górę, wyżej niż kiedykolwiek wcześniej od chwili podboju. Magowie w czarno-czerwono-złotych szatach wzywali wiernych, by ci zgromadzili się i wysłuchali tego, co chcą im wyłożyć. To miało być niezwykłe kazanie, inne od wszystkich poprzednich. Już wkrótce niegodny satrapa, sprzedawczyk i zdrajca swego ludu, miał gorzko pożałować roztrwonionego złota.

* * *

Kiedy przywdział prosty, stalowy napierśnik, na głowę włożył hełm z czerwonym pióropuszem, na ramiona zaś wciągnął ciężki, macedoński płaszcz, młody Argyros wyraźnie zmężniał. Zdawał się szerszy w barach, a nawet – jakimś cudem – wyższy niż przedtem. W niczym nie przypominał już tego urodziwego chłopca, na którym lubiła czasem zawiesić spojrzenie Parmys, lecz który nie budził żadnego zainteresowania Melisy, preferującej starszych, bardziej zdecydowanych i świadomych swojej siły mężczyzn. Tym razem jednak udało mu się zrobić na niej wrażenie. Nagrodziła go promiennym uśmiechem, zaś jej niewolnica zawołała z zachwytem:

– Wyglądasz niczym Achilles, panie!

– W drogę! – rozkazał generalski adiutant, by stanowczością przykryć swe zakłopotanie.

Na szczęście nie musieli czekać dłużej: w międzyczasie Iszan poszedł po lektykę i tragarzy. Misternie zdobiony pojazd, należący niegdyś do wezyra imperium, czekał już na pasażerki. Gdy tylko Melisa i Parmys skryły się za jego jedwabnymi zasłonami, czterech rosłych niewolników podniosło go w górę. Elamicki eunuch zajął miejsce przed lektyką. W dłoniach dzierżył długi kij, którym mógł rozganiać tłum, gdyby ten utrudniał podróż. Argyros stanął obok niego, z ręką na rękojeści krótkiego miecza.

– Ruszajmy! – gestem dał znak strzegącym bramy wartownikom, by otworzyli szeroko podwoje.

Pałac znajdował się nieopodal centrum miasta, więc podróż na targowisko nie trwała długo. W miarę, jak się do niego zbliżali, na ulicach robiło się coraz bardziej tłoczno. Co kilka kroków Iszan musiał wołać po persku:

– Z drogi! Przepuśćcie orszak wielkiej pani! Zejdźcie z drogi!

Na razie jednak kij nie został użyty. Może sprawiły to słowa eunucha, a może idący obok i rzucający groźne spojrzenia wojownik. Wkrótce dotarli do rozległego placu miejskiego. Wytyczony na planie kwadratu musiał mieć co najmniej cztery stadiony długości i szerokości. Tę ogromną przestrzeń niemal w całości wypełniały otwarte kupieckie stragany, namioty i drewniane platformy, na których prezentowano niewolników i przeprowadzano aukcje. Na jednej z nich, chwilowo nieużywanej w tym celu, stał samotny, zakapturzony mężczyzna w czarno-czerwono-złotej szacie. Szeroko rozpościerając ręce przemawiał do rosnącej z każdą chwilą ciżby.

Uliczki między stoiskami były zbyt wąskie, by zmieściła się w nich lektyka. Zresztą, czyż cała przyjemność zakupów nie brała się z samodzielnego zwiedzania straganów i przeglądania asortymentu kupców? Tragarze opuścili pojazd tak, by podróżujące w nim niewiasty mogły wygodnie wysiąść. Argyros uniósł zasłonę i podał rękę Melisie, Iszan postąpił tak samo z Parmys. Zafascynowane rozglądały się na wszystkie strony, rozważając, gdzie pójść najpierw. W końcu Jonka podjęła decyzję i cała czwórka skierowała się tam, gdzie sprzedawano orientalne wonności. Po drodze musieli minąć handlarzy przyprawami. Intensywne wonie kręciły w nosie, a czasem wręcz wyciskały łzy z oczu. Znów drogę w tłumie torował elamicki niewolnik, rozpychając się swym długim kijem. Generalski adiutant zamykał orszak, starając się wyglądać jak najbardziej groźnie. Idąc krok w krok za dziewczętami, miał nadzieję, że samą obecnością odstraszy każdego, kto chciałby je napastować. Nie miał ochoty rozlewać dziś perskiej krwi, najchętniej nie czyniłby tego wcale. Gdyby jednak do tego przyszło, był gotów bronić powierzonych mu kobiet, nawet za cenę swego życia. A przynajmniej taką miał nadzieję.

Ze wszystkich stron mijali ich barwnie odziani Persowie o smagłych twarzach i ciemnych oczach. W większości mężczyźni, kobiet na targowisku było dziś niewiele, w większości zresztą pracowały tu jako handlarki. Tu i ówdzie widać było przechodzący patrol zbrojnych z garnizonu. Kilkuosobowe oddziały były mieszane, helleńsko-perskie. Poza tym wśród kupujących można było rozpoznać paru żołnierzy z korpusu Kassandra: tutaj Trak, żywo gestykulując, targował się o cenę noża o zakrzywionej klindze. Tam dwóch Rodyjczyków głośno omawiało barwę i gładkość prezentowanego im jedwabiu. Melisa i Parmys pogrążyły się w rozmowie z kupcem. Lidyjska niewolnica znała trochę perski, z kolei mężczyzna całkiem nieźle posługiwał się greką. Wszak nie od dziś obsługiwał już Hellenów. Widząc, że nie jest potrzebny, Iszan nie próbował włączać się do dyskusji. Cofnął się o dwa kroki, odwrócił plecami od straganu i stanął obok Argyrosa.

– Widziałeś już dwie stolice imperium, dostojny panie – uprzejmie zagadnął Macedończyka. – Persepolis i Suzę. Jak ci się podobają?

– Są inne niż nasze, helleńskie poleis – przyznał generalski adiutant, nie przejmując się wcale tym, że rozmawia ze zwykłym niewolnikiem. – Nawet nie chodzi o to, że większe, bo temu miastu nie równać się z Atenami czy Efezem. Ale bardziej… hmm… monumentalne. Jakby skrojone na boską, a nie ludzką miarę. Te absurdalnie wielkie pałace przytłaczają wszystko inne, nawet jako ruiny. Mieszkańcy gnieżdżą się w ich cieniu niczym mrówki.

Na południe od stoisk kupców wonności znajdowała się wysoka, drewniana konstrukcja przypominająca scenę. Mogła ona służyć zarówno heroldom przekazującym poddanym obwieszczenia władzy, jak i katom przeprowadzającym publiczne egzekucje. Rdzawe zacieki na niektórych deskach zdawały się sugerować raczej to drugie przeznaczenie. Teraz jednak nie toczyła się tu żadna kaźń. Na scenę wyszedł kolejny z tych dziwnych ludzi w czarno-czerwono-złotych szatach. Argyros dostrzegł, że jego twarz skrywa zasłona, nad którą widać było tylko płonące surowością, czarne jak okruchy nefrytu oczy.

– Kto to jest? – zapytał eunucha. – Już drugi raz widzę taką postać…

– To mag – odrzekł Iszan. Kiedy dostrzegł, że jego odpowiedź niczego nie wyjaśniła, dodał szybko: – Kapłan Wiecznego Ognia.

Mężczyzna uniósł wysoko ręce i zaczął przemawiać. Wokół drewnianej konstrukcji szybko gromadzili się ludzie. Wśród nich adiutant Kassandra dostrzegł nawet paru perskich łuczników z garnizonu.

– Kapłan Wiecznego Ognia – powtórzył. – Sporo słyszałem o tej dziwnej religii. Czy to prawda, że jej wyznawcy wierzą tylko w jednego boga?

– Właściwie w dwóch, lecz czczą jedynie Ahurę Mazdę, Mądrego Pana. Jego wróg, Aryman, przybył z nieprzeniknionej ciemności i króluje armii demonów. Nie jest dobrze wznosić do niego mod…

Niewolnik, który od dłuższej chwili mówił, przysłuchując się jednocześnie kazaniu maga, urwał nagle w pół słowa.

– Panie – szepnął do Argyrosa najciszej, jak mógł to uczynić. – Musimy zabrać stąd dostojną panią i czym prędzej się wynosić!

Macedończyk obejrzał się ku kobietom. Właśnie dobijały targu z kupcem. Lidyjka podała Jonce mieszek, ta zaś wydobyła z niego srebrną tetradrachmę.

– Właśnie kupują jakieś fiolki – stwierdził. – Dlaczego mielibyśmy się już zbierać?

– Ten kapłan… on podburza ludzi… przeciw obecnym w mieście Hellenom. Spójrz, jak żywo reaguje tłum! Jego słowa są jak oliwa wylana na żarzące się węgle!

Zaniepokojony adiutant rozejrzał się wokół. Odziane w peplosy oraz himationy Melisa i Parmys wyglądały zdecydowanie helleńsko. On sam również, w napierśniku, sięgającej połowy ud tunice oraz płaszczu wyraźnie odróżniał się od noszących spodnie Persów. Nie mógł nawet uchodzić za perskiego najemnika z garnizonu, ci bowiem przywdziewali łuskowe kaftany, zbrojni zaś byli w zakrzywione szable, a nie proste miecze typu spartańskiego. Na dobrą sprawę jedynie Iszan, ze swoją smagłą karnacją i sięgającą kostek szatą miałby szansę wtopić się w tłum.

Czym prędzej zbliżył się do dziewcząt. Jonka powierzała właśnie niewolnicy flakonik wschodnich wonności.

– Pani, dość już zakupów – szepnął do generalskiej kochanki. – Trzeba nam wracać do Pałacu Wezyrów.

– Tak szybko? Chciałam jeszcze obejrzeć jedwabie, biżuterię, ceramikę…

– Nie mamy czasu – rzekł z naciskiem i stanowczo ujął ją za łokieć, a następnie odciągnął od straganu. Coś w jego głosie sprawiło, że nie obruszyła się na tak obcesowe traktowanie. Zaniepokojona Parmys podążyła krok za nimi. Kiedy dotarły do niej słowa kapłana, szybko pojęła grozę sytuacji.

– Musimy dostać się do lektyki – Argyros zwrócił się do eunucha. – Idź przodem, jak wcześniej, ale nie roztrącaj ludzi kijem i nie ogłaszaj, kogo poprzedzasz.

Iszan zaczął torować im drogę przez coraz gęstszy tłum wypełniający uliczkę. Generalski adiutant oraz lidyjska niewolnica ruszyli za nim, prowadząc między sobą Melisę. Ta zaś, spoglądając uważnie wokół i widząc coraz bardziej zacięte twarze, zaciskające się w pięści dłonie, słysząc coraz bardziej wściekły ton kazania, również zrozumiała, i to bez znajomości perskiego, że wkrótce może tu dojść do tragedii.

Nagle wśród stoisk z wyrobami stalowymi wybuchło zamieszanie. Kupiec, który wciąż wykłócał się z Trakiem o cenę noża, nagle chwycił za inny z oferowanych kindżałów i z całej siły wbił go w szyję niedoszłego kontrahenta. Ten zatoczył się do tyłu, tryskając wokół szkarłatnymi kroplami. Zaraz też spadły nań kolejne ciosy, wymierzone przez stojących wokół Persów. Dotychczas górujący nad tłumem mężczyzna teraz zwalił się między napastników. Rodyjczycy nie czekali, aż ich spotka to samo. Przy pasach nosili zakrzywione kopisy. Teraz wydobyli je z pochew i wsparli się o siebie plecami, tak, by nikt nie mógł uderzyć na nich z tyłu. Trzymając rozwścieczonych obywateli miasta na dystans wyciągniętych kling, zaczęli się przesuwać w tę samą stronę, w którą zmierzała grupa Argyrosa.

Jakiś wysoki drab popchnął Iszana, rzucając mu w twarz obelgę. Niewolnik, przyzwyczajony przecież do brutalnego traktowania, próbował załagodzić spór, ale tylko rozjuszył tamtego. Kiedy mężczyzna zamierzył się nań pięścią, zdzielił go kijem w poprzek klatki piersiowej. Osiłek upadł na ziemię i zaniósł się rzężącym kaszlem. Nagle tuziny par oczu skierowały się na eunucha i tych, którzy szli za nim. A potem z tuzinów gardeł dobył się wściekły ryk.

– Hellenowie!

Adiutant wyrwał xiphosa z pochwy. Pierwszego, który doskoczył doń z kindżałem w ręku, pchnął między żebra, a potem kopnięciem posłał na bruk. Drugi był już zbyt blisko, by wymachiwać klingą, więc Argyros przywalił mu w twarz płazem miecza. Szczęśliwie większość Persów nie posiadała broni. Mogli wprawdzie ze wszystkich stron rzucić się na Macedończyka i rozerwać go na strzępy, lecz widok krwi pobratymców ocucił ich choć na chwilę. Spoglądali wprawdzie z nienawiścią, ale trzymali się na dystans.

– Rodyjczycy! Do mnie! – ryknął młodzieniec, starając się zabrzmieć tak, jak Kassander, gdy w ogniu walki wydawał rozkazy. Choć własny głos zdał mu się cienki i drżący, to jednak został usłyszany. Dwaj łucznicy spostrzegli go i ruszyli na spotkanie, torując sobie drogę ostrzami kopisów. Tłum rozstępował się przed nimi, lecz widać było, że jest coraz bardziej wzburzony. Niektórzy pochylali się i próbowali wyrwać obluzowane fragmenty bruku. Kupcy wyrobów stalowych rozdawali za darmo swe noże, sztylety i kindżały. Z każdą chwilą mieszkańcy Persepolis byli coraz lepiej uzbrojeni.

* * *

Po powrocie do Pałacu Wezyrów Kassander postanowił zwołać wysokich oficerów swego korpusu. Ponieważ nigdzie nie mógł znaleźć Argyrosa, rozesłał po nich zwykłych żołnierzy. Ci mieli niejakie problemy z odnalezieniem każdego z dowódców. W końcu jednak, Jazon, Dioksippos i Eurytion stawili się w jednej z większych komnat dawnej imperialnej kancelarii. Wzdłuż ścian tego pokoju, czy może raczej sali, ciągnęły się potężne regały, których półki wypełnione były dokumentami zapisanymi na zwojach papirusu oraz glinianych tabliczkach. Na środku pomieszczenia postawiono solidny, cedrowy stół. Właśnie wokół niego zebrali się uczestnicy narady.

Najpierw przemówił Macedończyk. Przedłożył oficerom propozycję Arsamesa, nakreślił pokrótce stan rzeczy w Persydzie oraz trudny wybór, przed jakim stanął. Słuchali z uwagą, nie przerywając ani słowem.

– Rozkazy, które otrzymałem jeszcze na Peloponezie, były jednoznaczne – kończył swą mowę generał. – Miałem zgromadzić żołnierzy, a potem czym prędzej dostarczyć ich do Aleksandra. Mogę to uczynić w ciągu paru tygodni. Król znajduje się gdzieś na północy, nie wiemy dokładnie gdzie, lecz jeśli ruszymy bez zbędnej zwłoki, z pewnością go dościgniemy. Wtedy jednak, zostawimy za sobą zrewoltowany kraj. Nie ulega wątpliwości, że kierowany przez Jutab bunt zagraża macedońskiej władzy w regionie. Satrapa już teraz nie panuje nad sytuacją, a ta może się tylko pogorszyć. Nim podejmę decyzję, chcę wysłuchać waszych głosów. Co radzicie, moi panowie?

Milczenie, które zapadło po słowach Kassandra, pierwszy przerwał jego zastępca, Trak Jazon.

– Dobrze wiecie, że w tej sprawie nie potrafię być bezstronnym arbitrem. Z rąk siepaczy Jutab zginął mój oblubieniec, młody Herakliusz. A także pięciuset żołnierzy korpusu, naszych towarzyszy broni. Cienie poległych domagają się, byśmy pomścili ich śmierć! Buntowniczka i ci, którzy za nią idą, muszą posmakować helleńskiej sprawiedliwości. Dlatego mówię: rozkazy mogą poczekać! Najpierw rozprawmy się z rebelią, a zobaczycie, że kiedy dołączymy do króla Aleksandra, ten jeszcze nam podziękuje za uwolnienie go od kłopotu!

Macedończyk podziękował mu przychylnym skinieniem, a następnie spojrzał na pozostałych. Drugi na wyrażenie swego sądu zdecydował się Dioksippos.

– Żołnierze giną na wojnie. Taki ich los i powołanie. Nie sądzę, by cienie poległych domagały się od nas czegokolwiek. One są już za rzeką Styks, na szarych równinach Hadesu. Napiły się wód Lete i zapomniały o naszych ziemskich sprawach. Najlepsi zaś z tych, co umarli, kosztują strawy bogów na Polach Elizjum. Jestem pewien, że mężny Herakliusz znalazł się właśnie pośród nich.

– Takie rozważania dobre są dla kapłanów oraz filozofów – zmarszczył brwi Kassander. – Co proponujesz, Ateńczyku? Mów szczerze i bez wykrętów!

– Właśnie miałem do tego dojść. – Pogodnym uśmiechem pankrationista dał znać, że nie uraziły go szorstkie słowa. – Pomimo że różnimy się z Jazonem w poglądzie na życie pozagrobowe, muszę przychylić się do jego zdania w kwestii strategii wojennej. Nie byłoby roztropnie pozwolić, by iskry buntu przerodziły się w pożogę. Persyda to zbyt ważny kraj, byśmy mogli zaryzykować jego utratę. Zwłaszcza, że jesteśmy na miejscu, mając siły wystarczające, by temu zapobiec.

Generał zmierzył wzrokiem dowódcę jazdy, który jako jedyny nie wyraził jeszcze swej opinii.

– Mamy dotąd dwa głosy za pozostaniem i walką z Jutab – rzekł. – Gdybyśmy żyli w ateńskiej demokracji, sprawa zostałaby już rozstrzygnięta. Ja jednak chcę wysłuchać wszystkich głosów, nim zdecyduję. Również twojego, Eurytionie.

– Nie jest mi łatwo sprzeciwić się przedmówcom – zaczął tesalski olbrzym, wspierając pięści na blacie stołu. – Zwłaszcza, że dopiero niedawno zostałem doproszony do tego prześwietnego grona. Zdaje mi się jednak, że powinieneś postąpić inaczej, niż ci radzą, generale. Otrzymałeś swe rozkazy. Żołnierską powinnością jest ich wypełnienie.

– Tylko tyle? – parsknął Kassander. – Czy zalecasz mi ślepe posłuszeństwo? Zdaję się, że awansowałem cię za coś zgoła innego, Eurytionie. Za wykazanie się inicjatywą, gdy przyszła ku temu pora. Czyż nie objąłeś dowództwa nad konnicą, gdy zginął Herakliusz? I nie poprowadziłeś jej do zwycięstwa? Nie było mnie wtedy przy tobie, by wydawać rozkazy!

– To więcej, niż ślepe posłuszeństwo – kawalerzysta nie dał się zbić z tropu. – Wojna, którą toczymy, nie rozstrzygnie się w Persydzie. To tylko jeden z wielu pobocznych teatrów zmagań. O ostatecznym rezultacie zadecyduje jeszcze jedna bitwa Aleksandra z Dariuszem. A kiedy ich armie spotkają się w polu, powinniśmy stać przy królu, a nie uganiać się po górach za buntownikami!

Jazon spojrzał na Tesala ze słabo skrywaną niechęcią. Dioksippos uniósł tylko brwi, zaskoczony stanowczością, z jaką świeżo mianowany oficer wyraził swoje zdanie. Generał natomiast parsknął śmiechem.

– Dla tego ognia cię wybrałem, żołnierzu! Taki właśnie powinien być dowódca tesalskiej jazdy! Zawsze mów przy mnie, co myślisz. Obiecuję, że nie pożałujesz swej szczerości!

– Co zatem postanowiłeś? – spytał Trak, wyraźnie zaniepokojony takim przebiegiem narady. Kassander miał mu właśnie odpowiedzieć, gdy nagle w korytarzu rozległ się odgłos pospiesznych kroków. A potem do sali wpadł satrapa Persydy. Zziajany, roztrzęsiony i blady niczym marmur z wyspy Paros.

– Czemu zawdzięczamy twą wizytę, Arsamesie? – zdumiał się Macedończyk.

– Powstanie! – ryknął tamten i załamał ręce. – Stało się to, przed czym cię ostrzegałem! Całe Persepolis powstało! Krew leje się na ulicach!

* * *

Gdy dołączyli doń Rodyjczycy, Argyros kazał im ochraniać niewiasty. Teraz, we czterech, mogli otoczyć je ze wszystkich stron. Melisa i Parmys stały blisko siebie i patrzyły wokół z lękiem. Tłum wokół zgęstniał do tego stopnia, że już nie dało się torować przezeń drogi. Adiutant rozglądał się rozpaczliwie, szukając patrolu wojsk garnizonowych. Wyglądało jednak na to, że Hellenowie opuścili plac targowy. Co się tyczy perskich żołnierzy, niektórzy dołączyli do rozwścieczonej ciżby. Najwyraźniej słowa kapłana Wiecznego Ognia podziałały również na nich.

W pobliżu znajdowała się jedna z drewnianych platform służących do organizowania aukcji niewolników. Wsparta na solidnych belkach, wyrastała ponad głowy ludzi. Na szczęście nie zajmował jej teraz żaden z magów. Macedończyk postanowił skierować się ku niej. Unosząc nad głowę xiphosa, zmusił stłoczonych ludzi do cofnięcia się i rozstąpienia. Cała grupa ruszyła w tę stronę, opędzając się klingami oraz kijem od coraz bardziej agresywnych Persów. Na platformę prowadziły jedne tylko, dość wąskie schody. Można się tu było długo bronić. Argyros pchnął na nie Jonkę, a potem jej niewolnicę. Przepuścił jeszcze eunucha, dopiero potem wspiął się sam. Stanowiący straż tylną Rodyjczycy poszli w jego ślady.

Niestety, gdy znaleźli się na podwyższeniu, zauważył ich przemawiający z szafotu kapłan. Wskazawszy Hellenów palcem, rzucił w tłum krótki rozkaz. Adiutant nie musiał posługiwać się lokalnym językiem, by zrozumieć, co powiedział. Oto bowiem mieszkańcy Persepolis wznieśli gromki okrzyk, a potem rzucili się w stronę platformy. Koło głowy Macedończyka śmignął kamień. Następny uderzył w bark Iszana, posyłając go na deski. Kilkunastu Persów próbowało wedrzeć się na schody. Rodyjczycy rąbali ostrzami kopisów, a wokół tryskała krew.

– Na podłogę! – zawołał Argyros w stronę dziewczyn. Usłuchały, przez co śmigające coraz gęściej kamienie nie mogły ich łatwo dosięgnąć. On również przypadł do podłoża, ale tylko na jedno kolano. Zobaczył, jak za skraj platformy chwytają czyjeś dłonie. Nie czekając, aż napastnik podciągnie się w górę, ciął xiphosem, pozbawiając go palców. Wrzask okaleczonego utonął wśród ogólnego rwetesu. Następnie Macedończyk przypadł do eunucha, który bezskutecznie starał się dźwignąć na nogi. Pomógł mu się podnieść i posłał w stronę Rodyjczyków. Już po chwili celnymi uderzeniami kija Iszan wybijał zęby i rozłupywał głowy atakujących.

Adiutant skupił się na tych, co próbowali wdrapać się bezpośrednio na platformę. Kolejny kamień zawadził go o skroń, czyniąc długą, lecz niezbyt głęboką ranę. Nie zważając na ból i zalewającą mu oko krew, pchnął mieczem wysokiego Persa, podsadzonego właśnie przez dwóch innych. Niestety, coraz liczniejsi wpadli już na to, że współdziałając, łatwiej sforsują przeszkodę. Argyros dwoił się i troił, by im przeszkodzić. Nagle otrzymał potężny cios w pierś, który targnął nim do tyłu. Popatrzył w dół i ze zdumieniem ujrzał wystającą z napierśnika strzałę. Na szafocie, obok kapłana Wiecznego Ognia stał jeden z perskich łuczników z garnizonu. Nakładał właśnie na cięciwę następny pocisk.

Przy akompaniamencie przerażonych krzyków Melisy i Parmys, pierwszy Pers wdarł się na platformę. Macedończyk przypadł do niego, poderżnął gardło samym końcem xiphosa, a potem chwycił za wstrząsane konwulsjami ciało. Poczuł, jak zaraz wbija się w nie przeznaczona dlań strzała. Nie możemy tu pozostać, zrozumiał. Wystrzelają nas do ostatniego. Od wylotu najbliższej, odchodzącej od placu targowego ulicy platformę dzieliło trzydzieści, może czterdzieści kroków. Ale dystans ten wypełniało rozszalałe, wygrażające pięściami, ludzkie morze.

I wtedy, zupełnie niespodziewanie, owo morze ucichło, a potem rozstąpiło się. Utworzonym w ten sposób szpalerem szedł samotny, niewysoki człowiek w czarno-czerwono-złotej szacie. W dłoni ściskał kostur zwieńczony krwistoczerwonym kamieniem. Na widok tej oznaki godności czy urzędu, Persowie nisko skłaniali głowy. Niektórzy wręcz padali na twarz przed mijającym ich kapłanem. Mężczyzna stanął przed platformą i zadarł głowę. Podobnie jak inni magowie, skrywał twarz za zasłoną, lecz jego oczy spoglądały na uwięzionych Hellenów łagodnie i bez śladu gniewu. Niskim, nawykłym do głoszenia ważkich prawd głosem wypowiedział kilka zdań, najwyraźniej skierowanych do zgromadzonych wokół wiernych.

Argyros przysunął się do klęczącej nieopodal Parmys i szepnął:

– Co on mówi? Tłumacz!

– Poleca im się cofnąć i wypuścić nas – mówiła z niedowierzaniem Lidyjka. – Rozkazuje, by szli zabijać gdzie indziej. Ogłasza, że my jesteśmy pod jego osobistą obroną.

Jakiś Pers wyszedł przed innych i głośno zaprotestował. Kapłan nie zaszczycił go nawet odpowiedzią. Obejrzał się tylko i zamachnął kosturem. Czerwony kamień trafił w sam środek czoła mężczyzny i bez ducha posłał go na ziemię. Nikt już nie próbował kwestionować decyzji zamaskowanego. Ten zaś ponownie zwrócił się ku platformie.

– Możecie zejść – oznajmił całkiem czystą greką. – Dopóki jestem z wami, nikt was już nie dotknie.

Gdy przez dłuższą chwilę żaden z Hellenów nie zareagował, mag westchnął i wyciągnął ku nim rękę.

– Chodźcie ze mną, jeśli chcecie żyć.

Adiutant pojął, że nie mają wyboru. Pomógł wstać Melisie, a następnie także Parmys. Razem zeszli z drewnianego podwyższenia, między stojących poniżej Persów. Ci wciąż mierzyli ich morderczymi spojrzeniami, lecz nie odważyli się niczego spróbować.

Kapłan zaprowadził ich do pobliskiego domu, jednego z położonych tuż obok targowiska. Uderzył w drzwi kosturem. Otwarły się niemal natychmiast. Kryła się za nimi blada z lęku, a może przejęcia niewiasta. Posłuszna woli zamaskowanego, wpuściła wszystkich do środka.

– Zastawcie drzwi meblami – polecił Rodyjczykom. – Trochę poczekamy na odsiecz.

Następnie zwrócił się do ich gospodyni. Parmys sama zbliżyła się do Argyrosa i szeptała mu do ucha:

– Podziękował kobiecie za azyl i obiecał, że gdy w mieście rozpęta się piekło, jej dom przetrwa jako jeden z niewielu.

– Jest bardzo pewny siebie – mruknął Macedończyk.

– Teraz błogosławi ją i obiecuje, że szybko znajdzie nowego męża – mówiła dalej Lidyjka. – To chyba wdowa…

Następnie mag zwrócił się ku nim i płynnie zmienił język:

– Miałem nadzieję powstrzymać to szaleństwo, ale nie zdążyłem… rozkaz z Ukrytej Świątyni trafił już do kapłanów i został wypełniony. To samo co tutaj, dzieje się teraz we wszystkich miastach Persydy. Jedyne, co mogłem zrobić, to ocalić wam życie. Zbyt mało i zbyt późno…

– Dla nas to i tak bardzo wiele – niespodziewanie, chyba nawet dla siebie, przemówiła Melisa i obdarzyła kapłana nieśmiałym uśmiechem. On zaś uczynił coś jeszcze bardziej zaskakującego – zsunął zasłonę skrywającą mu oblicze, a potem zrzucił kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się jowialna, nieco pucułowata twarz z podwójnym podbródkiem. Ich wybawiciel był w średnim wieku, a siwiejące włosy mocno już przerzedziły się na jego czaszce. Jednak oczy spoglądały z młodzieńczą energią, ciekawością, a nawet zmysłowością. Odwzajemniwszy uśmiech Jonki, rzekł:

– Spędzimy tu razem trochę czasu, dobrze jest zatem się poznać. Na imię mi Widarna. Do niedawna byłem trzecim magiem Ukrytej Świątyni…

* * *

Bunt rozprzestrzenił się po dawnej stolicy, niczym pożar w wysuszonej po upalnym lecie puszczy. Wszędzie tam, gdzie dało się słyszeć głos kapłanów Wiecznego Ognia, lud podrywał się do walki przeciw macedońskim ciemiężcom. Bez broni, przygotowania, jakiegokolwiek planu. Niespodziewany sukces powstańcy zawdzięczali przede wszystkim żołnierzom z miejskiego garnizonu. Hellenowie byli apatyczni i niechętni do walki, Persowie zaś nie zamierzali przelewać krwi rodaków, albo wręcz się do nich przyłączyli. Nim minęło południe, miasto należało do zrewoltowanego tłumu, z wyjątkiem kilku zaledwie punktów oporu. Najważniejszymi z tych punktów były: Pałac Wezyrów oraz koszary Nieśmiertelnych.

Wielkie podwoje w murze okalającym koszary zostały rozwarte na oścież. Wpierw wymaszerowali przez nie ateńscy i argiwscy hoplici pod wodzą Dioksipposa. Weterani walk w górach Zagros, dyszący chęcią zemsty na Persach za śmierć swoich towarzyszy broni. Następnie szli Trakowie ze straszliwymi, przypominającymi kosy rhompajami. Rodyjscy łucznicy w kolczugach. Wreszcie – falangici, nad których głowami unosił się istny las długich włóczni. Tesalska konnica Eurytiona z Feraj wylała się na plac ćwiczebny dwoma bocznymi bramami. Pod jej osłoną kolejne formacje ustawiały się w karnych czworobokach. Kiedy wszystko było gotowe, Kassander przeszedł energicznym krokiem wśród podległych mu jednostek. Przyprowadzono mu jego karego rumaka, Kambyzesa. Dosiadł go, by stać się widocznym nawet z najbardziej odległych szeregów. W posrebrzanym napierśniku stylizowanym na tors atlety, lśniąco czarnym płaszczu, oraz hełmie z równie czarnym pióropuszem prezentował się niczym bóg zaświatów, który przybył do krainy śmiertelników, by szerzyć tu spustoszenie. Przy pasie kołysał mu się w wysłużonej pochwie xiphos, ale w dłoni dzierżył długą na sześć stóp kawaleryjską lancę.

Wciągnął powietrze w płuca, a potem ryknął:

– Cześć wam, żołnierze!

– Cześć tobie, generale! – odkrzyknęło dobrze wymusztrowane wojsko.

Wbił pięty w boki Kambyzesa i ruszył wzdłuż równych szeregów.

– Nadszedł dzień, o którym marzyliście od bitwy w Perskich Wrotach! Dziś znowu skrzyżujecie oręż z buntownikami, którzy wymordowali wam tylu przyjaciół! Pokażecie skurwysynom, co znaczy macedońska, helleńska oraz tracka sprawiedliwość! Wpoicie im tę lekcję tak głęboko, że już nigdy nie ośmielą się podnieść broni przeciw lepszym od siebie. Będziecie jak tytani, jak cyklopi, jak giganci o wężowych splotach! A kiedy już zwyciężycie, otrzymacie królewską nagrodę. Do świtu zezwalam na mordy, gwałty i wszelki rabunek! Nic, co należy do naszych nieprzyjaciół, nie będzie dzisiaj święte! A więc powiedzcie, moi druhowie, cieszycie się z tej sposobności?

Odpowiedzią był nieartykułowany ryk z trzech tysięcy gardeł, huk uderzeń mieczy o tarcze i drzewców włóczni o kamienie bruku. Przez dłuższą chwilę wsłuchiwał się w ten jazgot, który brzmiał dlań jak najsłodsza muzyka. Kiedy wreszcie się nim nasycił, uniósł lancę i skierował ją na nieposłuszne miasto.

– Naprzód! – jakimś cudem zdołał przekrzyczeć panujący wokół harmider. – Za króla Aleksandra! Za Macedonię. Za Helladę. I za zemstę, która jest rozkoszą bogów!

* * *

Wszystkie okna domu wychodziły na niewielki, wewnętrzny dziedziniec, tak więc ukryci tu Hellenowie nie byli w stanie obserwować rozwoju sytuacji na ulicach. Słyszeli jednak odgłosy zrewoltowanego miasta: kazanie któregoś z magów, skandowane przez tysiące ludzi nawoływania do walki i oporu. Wdowa poczęstowała niespodziewanych gości podpłomykami oraz winem zmieszanym z przyjemnie chłodną wodą. Pomimo tak życzliwego przyjęcia, czas upływał w coraz bardziej nerwowej atmosferze. Rodyjczycy pełnili straż przy drzwiach, nie zdejmując dłoni z rękojeści kopisów. Parmys obmyła Argyrosowi twarz, zaś Melisa zawiązała mu na głowie opaskę zrobioną z oddartego skraju własnego himationu. Dzięki temu krew spływająca z rany na skroni przestała zalewać mu oko. Następnie obie pomogły mu zdjąć napierśnik. Okazało się, że pancerz ocalił adiutantowi życie. Strzała przebiła wprawdzie stalową osłonę, ale tylko drasnęła pierś.

Kiedy Jonka przyglądała się potłuczonemu barkowi Iszana, Macedończyk wyszedł na dziedziniec. Trochę kręciło mu się w głowie, zapragnął więc zaczerpnąć świeżego powietrza. Przez dłuższą chwilę przyglądał się murom domu, rozważając wspinaczkę na dach. Bardzo chciał bowiem ujrzeć, co porabiają buntownicy. Po zastanowieniu odrzucił ten pomysł. Na razie Persowie uszanowali ich azyl, kto jednak wie, co zrobią, gdy zauważą szpiegującego ich z góry Hellena?

– Panie? – usłyszał zza siebie kobiecy głos. Obrócił się i spojrzał w lekko skośne, brązowe oczy. Dopiero teraz docenił, jak bardzo są urodziwe.

– Tak Parmys?

– Byłeś dziś bardzo odważny – uśmiechnęła się doń w sposób zupełnie inny, niż czyniła to Melisa. Bez śladu nieśmiałości, za to z pełną świadomością wywieranego efektu. Młody adiutant poczuł, że jego serce przyspieszyło nieco bicie. – Tam, na targowisku. Gdyby nie ty, rozdarliby nas na kawałki. Chciałam ci podziękować za uratowanie nam wszystkim życia. A także dać przedsmak mojej wdzięczności.

Nie czekając na reakcję młodzieńca postąpiła krok ku niemu i stanąwszy na palcach, docisnęła wargi do jego ust. Pocałunek był nagły, wilgotny i bardzo przyjemny. Nim zdążył się nad tym zastanowić, już go odwzajemniał. Wiedziony silnym impulsem objął dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie, tak że wtuliła mu piersi w tors. Przez dłuższą chwilę stali tam, blisko siebie, wymieniając czułości i pieszczoty. W końcu Lidyjka cofnęła się. Była zarumieniona, lecz bynajmniej nie za sprawą wstydu. W brązowych oczach dziewczyny płonął ogień.

– Muszę wracać do mojej pani – oznajmiła. – Lecz jeśli powiesz tylko słowo… przyjdę do ciebie, gdy to wszystko się skończy. Czy tego pragniesz, Argyrosie?

Nawet nie zauważył, że niewolnica zwraca się doń po imieniu. Zamiast oburzać się na taki brak szacunku, z ochotą skinął głową.

– Bardzo tego chcę, Parmys…

Chwilę później zniknęła już w głębi domu, on zaś stał samotnie na dziedzińcu, zastanawiając się, czy to wszystko nie było omamem, ubocznym skutkiem uderzenia w głowę. Ale przecież na wargach wciąż czuł smak jej pocałunku… Nie miał jednak wiele czasu na zastanowienie, bo dołączył do niego Widarna. Kiedy już zrzucił swoją powłóczystą szatę, okazało się, że skrywała ona odzienie rodowitego Hellena – elegancki chiton z białego lnu, ozdobiony purpurową lamówką. Zaskoczony Argyros stwierdził, że ubrany w ten sposób, kapłan Wiecznego Ognia nie wyróżniałby się wcale na ulicach Koryntu czy Aten. Fakt, że miał oliwkowy odcień skóry i ciemną oprawę oczu, ale przecież dzielił te cechy z wieloma spośród plemienia Jonów. Karnacja Melisy wcale nie była znacznie jaśniejsza, lecz nikt nie wątpił w jej helleńskość.

– Myślę, że to już nie potrwa długo – oznajmił mag. – Wkrótce wojsko generała Kassandra przywróci porządek.

– I ja mam taką nadzieję.

– Rozmawiałem z eunuchem – ciągnął Widarna. – Zdradził mi, że jesteś adiutantem samego wodza. Zaś niewiasta, której z takim heroizmem broniłeś, to jego towarzyszka.

– Powiedział prawdę.

– To się doskonale składa. Kiedy już stąd wyjdziemy, będę potrzebował twej pomocy, młody człowieku. Muszę uzyskać audiencję u dostojnego Kassandra. Mam dla niego propozycję, która odmieni los całej Persydy i ocali tysiące ludzkich istnień.

Argyros skinął głową.

– Nawet gdyby nie była to tak ważna sprawa, z chęcią ci pomogę. Uratowałeś nas od pewnej śmierci, więc mam wobec ciebie dług wdzięczności. Zrobię wszystko, byś otrzymał tę audiencję, kapłanie.

– A zatem dziękuję ci, w imieniu własnym i całej mojej ojczyzny.

Kolejne klepsydry upływały w pełnym napięcia oczekiwaniu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo ciemniało. Nagle do jazgotu czynionego przez gromadzonych na targowisku buntowników, dołączył nowy, znacznie bardziej regularny odgłos. Generalski adiutant rozpoznał go od razu. To było dudnienie tysięcy stawianych jednocześnie kroków. Równy, osiągnięty kosztem wielu tygodni ćwiczeń marsz regularnego wojska. Dało się również słyszeć rżenie setek koni i wykrzykiwane po grecku rozkazy. A potem wszystko utonęło w szczęku stali i skowycie mordowanych, który wpierw narastał, by potem uciąć się raptownie.

W końcu nastała głęboka, dudniąca w uszach cisza.

Przerwało ją energiczne walenie w drzwi.

– Otwierać! – ryknął ktoś po grecku. – Musimy sprawdzić, czy nie kryją tu się buntownicy! Wychodzić na zewnątrz, ale już! Inaczej puścimy tę ruderę z dymem!

Rodyjczycy zaczęli pospiesznie odsuwać meble, którymi zablokowali wcześniej drzwi. Argyros oraz Iszan rzucili się im pomóc. Wszyscy krzyczeli przy tym:

– Nie podpalajcie! Jesteśmy Hellenami! Nie podkładajcie ognia! Zaraz otworzymy!

Najgłośniej ze wszystkich wołał kapłan Wiecznego Ognia, Widarna.

* * *

Niewiele mieli czasu Persowie, by nacieszyć się swym łatwym zwycięstwem. Oto bowiem piękny sen o wolności i zrzuceniu obcego jarzma obrócił się w mroczny, zbryzgany posoką koszmar. Cywile, którzy z łatwością przegnali zdemoralizowanych żołnierzy z garnizonu, nagle stanęli twarzą w twarz ze znacznie groźniejszym przeciwnikiem. Wojakom Kassandra nie brakowało chęci walki, oni wręcz nią dyszeli. Nie brakowało im też biegłości w morderczym rzemiośle. To byli mężowie, którzy ledwie pół roku wcześniej, w wielkiej bitwie pod Megalopolis, złamali potęgę Spartan. Zaprawieni w stu potyczkach zabójcy. Wynik takiej konfrontacji mógł być tylko jeden.

Mimo to powstanie nie załamało się od razu. Persepolis było zbyt rozległym miastem, by można je było szybko oczyścić, wypalić do cna, bez reszty spustoszyć. Oficerowie Kassandra podeszli do sprawy metodycznie. Ponieważ buntownicy zbierali się na miejskich placach, gdzie czuli się silni w ludzkiej masie, oni również skupili się właśnie na tych miejscach. Najpierw hoplici i falanga otaczali je z każdej strony, blokując wszystkie uliczki z wyjątkiem jednej. Następnie przez nią właśnie na plac wdzierała się tesalska konnica lub Trakowie. Następowała straszliwa rzeź, słabo uzbrojeni mieszkańcy praktycznie nie stawiali oporu. A kiedy szukali schronienia w bocznych alejkach, nadziewali się tam na ścianę tarcz i włóczni. Nie było ucieczki z zastawionych przez Hellenów pułapek. Nie było też łaski dla tych, którzy próbowali się poddać. Tego dnia żołnierze z korpusu Kassandra po łokcie unurzali się we krwi buntowników.

Noc zresztą także nie przyniosła Persom wytchnienia. Wraz z nadejściem mroku strudzeni wojacy przeszli do kosztowania słodkich owoców zwycięstwa. Wdzierali się do pozbawionych męskiej ochrony domów, hańbili niewiasty, łupili, co tylko wpadło im w oczy. Czego nie mogli zabrać, puszczali z dymem. Niebo nad dawną stolicą Achemenidów po raz drugi od macedońskiego podboju rozjaśniły łuny pożarów.

* * *

Gdy po zmroku generał wrócił do Pałacu Wezyrów, w przedsionku czekał już na niego satrapa Persydy. Miał poszarzałą twarz i przygaszone, jakby wyzbyte nadziei spojrzenie. Wyglądał, jakby w ciągu jednego dnia postarzał się o dziesięć lat.

– Kassandrze – zaczął drżącym z emocji głosem. – Proszę cię, powstrzymaj tę masakrę. Tylko ty możesz to uczynić. Mieszkańcy Persepolis dość już zapłacili za krótką chwilę szaleństwa.

Niewolnik zbliżył się do Macedończyka z misą wody. Ten spryskał nią sobie pokrytą kroplami krwi oraz sadzą twarz, a następnie obmył dłonie.

– Jeszcze parę klepsydr temu inaczej nazywałeś to, jak mówisz, „szaleństwo”. Użyłeś, o ile mnie pamięć nie myli, słowa „powstanie”?

– A ty obiecałeś, że zaprowadzisz porządek, a nie puścisz całe miasto z dymem!

– Kończę jedynie to, co zaczął Aleksander. Najwyraźniej spalenie pałaców nie wystarczyło, by złamać wolę walki w twych rodakach.

– Jeśli nic nie zrobisz, Persepolis zginie! Nasz łaskawy pan z pewnością by sobie tego nie życzył.

– Obiecałem żołnierzom, że do świtu będą mogli swobodnie plądrować. Zamierzam dotrzymać słowa. A teraz wybacz, satrapo, ale na mnie już pora. Jest późno, a mam jeszcze do odbycia kilka spotkań.

– Kassandrze… – Głos Persa całkiem się załamał.

– Dobranoc, Arsamesie.

Macedończyk skłamał. Miał już tylko jedno spotkanie, którego wszakże nie mógł się doczekać. Kiedy opuścił przedsionek, zostawiając tam pogrążonego w rozpaczy satrapę, natychmiast udał się na swe pokoje. Kiedy wkroczył do sypialni, Melisa podniosła się z łoża. Była wciąż ubrana, w ten sam błękitny peplos, w którym rano udała się na targowisko.

– Żyjesz! – zawołał Kassander, w paru krokach pokonując dzielący ich dystans. Chwycił w ramiona wiotką dziewczynę i przyciągnął blisko do siebie. – Doniesiono mi o wszystkim, co się wydarzyło. Wiem, w jak wielkim byłaś niebezpieczeństwie.

– Tak bardzo się bałam… – Jonka przytuliła się policzkiem do jego szerokiego torsu. – Lecz Argyros i Iszan nie lękali się wcale. Bronili mnie ze wszystkich sił, nie bacząc na rany… To dzięki nim stoję przed tobą żywa.

– Należy im się sowita nagroda. Z eunuchem prosta sprawa, po prostu go wyzwolę. Rodyjczyków, którzy również wam pomogli, obsypię srebrem. A co do tego smarkacza, mojego adiutanta… Jutro pomyślę, w jaki sposób wyrazić mu wdzięczność.

Melisa spojrzała nań z rozbawieniem, ale też niepewnością i szepnęła:

– Parmys już mu ją wyraża. Jej także ocalił dzisiaj życie. Dlatego zgodziłam się, by do niego poszła. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe…

Generał wybuchnął śmiechem.

– Dlaczego miałbym mieć coś przeciw? Sam często mu powtarzam, że byłby znacznie szczęśliwszy, gdyby od czasu do czasu przespał się z kobietą. Jestem pewien, że Lidyjka w pełni go zadowoli.

– Obawiałam się tylko… – Jonka rumieniła się, z trudem dobierając słowa. – Obawiałam się, że mógłbyś sam mieć na nią ochotę…

Macedończyk przestał się śmiać. Ujął kochankę za ramiona.

– Droga Meliso – rzekł, patrząc jej prosto w oczy – bądź pewna, że tego wieczoru pragnę wyłącznie ciebie.

* * *

Żołnierze, którzy odeskortowali Melisę do Pałacu Wezyrów, zaproponowali Argyrosowi, by wrócił z nimi do miasta i przyłączył się do powszechnej grabieży. On jednak odmówił. Miał dość przelewania krwi, nie chciał też zbijać majątku na tragedii mieszkańców Persepolis, z których wielu nie wzięło udziału w buncie, a teraz płaciło wysoką cenę za swych bardziej porywczych sąsiadów.

Zapadł już zmrok, a korytarze pałacu wyglądały jak opustoszałe. Przemykała się nimi niemal wyłącznie zalękniona służba. Adiutant udał się do swego pokoju. Czuł się zbrukany, więc kazał przygotować sobie kąpiel. Niedługo potem wypełniona parującą wodą balia stanęła na środku pomieszczenia. Krzepcy tragarze, którzy ją tu przynieśli czym prędzej opuścili komnatę, zostawiając za sobą perską niewolnicę w sięgającej do kostek, białej szacie. Młoda i całkiem ładna dziewczyna zbliżyła się do Argyrosa. Chciała rozebrać go i umyć, domyślał się jednak, że zakres jej usług był znacznie szerszy. Najwyraźniej miała szczerą ochotę, by spędzić z nim więcej czasu, gdy bowiem nie pozwolił ściągnąć sobie tuniki, sama zaczęła się rozdziewać. Biust, który przed nim odsłoniła był doprawdy posągowy, lecz młodzieniec powstrzymał ją przed pokazaniem czegoś więcej. Kazał tylko zmienić sobie opatrunek na czole, a następnie odprawił służącą. Usłuchała, choć wyraźnie była niezadowolona z takiego obrotu sprawy.

Młodzieniec wykąpał się i przebrał w świeżą tunikę. Na stole przy łóżku czekał nań dzban wina, kolejny wody oraz pojedynczy kielich. Zmieszał w nim obydwa napoje, skosztował. Całkiem smaczne. Powinno przypaść do gustu Parmys.

Kiedy rozległo się ciche pukanie, podszedł do drzwi z kielichem w dłoni i otworzył je, starając się nie czynić tego zbyt pospiesznie. A potem rozwarł szeroko oczy. Lidyjka wyglądała wprost olśniewająco. Jej lekko skośne oczy podkreślone były henną, wargi zaś – egipską szminką. Miała na sobie nie zgrzebny, wełniany peplos niewolnej, lecz pyszną, zieloną suknię z dekoltem, który pozwalał ujrzeć sporą część jej piersi. Zielone były również wstążki w upiętych wysoko, jasnych włosach. Parmys roztaczała wokół siebie upajający, orientalny zapach, w którym słodycz pomarańczy harmonijnie łączyła się z pikantnością olibanum. Argyros uświadomił sobie, że Melisa musiała użyczyć służce nie tylko szaty, ale też przyborów do makijażu oraz wonnych olejków. W tym momencie poczuł wobec Jonki głęboką wdzięczność.

Nagle uświadomił sobie, że od paru dłuższych chwil wybałusza na dziewczynę oczy, ta zaś stoi w korytarzu, czekając na zaproszenie. Czym prędzej wpuścił ją do środka i zamknął drzwi.

– Pięknie wyglądasz, Parmys – powiedział miękkim głosem.

– Chciałam być piękna dla ciebie, Argyrosie – odparła z uwodzicielskim uśmiechem. – Dzisiejszym męstwem zasłużyłeś na wszystko, co najlepsze.

– Proszę, skosztuj wina – podał jej własny kielich, karcąc się w myślach za to, że nie zadbał, by przyniesiono mu do komnaty drugi. Niewolnica zdawała się tym w ogóle nie przejmować. Upiła parę niewielkich łyków.

– Wyborne – oceniła, stawiając naczynie na pobliskim stole. – Dziękuję ci.

Stanąwszy przed dziewczyną, położył dłonie na jej szczupłych ramionach.

– Zanim uczynimy cokolwiek więcej – rzekł, spoglądając prosto w oczy – chcę się upewnić, że jesteś tu z własnej, nieprzymuszonej woli. Że nie przysłał cię do mnie Kassander albo jego nałożnica… Nie życzę sobie, by wykorzystywali cię w ten sposób.

– Nikt mnie nie wykorzystuje – zapewniła. Po czym dodała: – Przynajmniej nie tej nocy. Przyszłam do ciebie, bo bardzo tego pragnęłam. Jestem wdzięczna mej pani, że wyraziła zgodę. A nawet zrobiła więcej – uniosła rękę i pogładziła gładki jedwab sukni.

– To właśnie miałem nadzieję usłyszeć… – Argyros przyciągnął Parmys do sobie i pocałował w uszminkowane wargi. Z ochotą rozchyliła je przed jego językiem. Dłonie adiutanta próbowały sobie w tym czasie poradzić z wiązaniami peplosu. Pomogła mu w tym, ale tylko odrobinę. Po chwili wspaniała szata spływała już w dół, odsłaniając coraz więcej ciała Lidyjki.

Młodzieniec cofnął się o dwa kroki, by objąć ją całą spojrzeniem. I po raz drugi tej nocy zachwycił się. Niewolnica była odeń nieco niższa, smukła i gibka, lecz niepozbawiona miłych dla oka krągłości. Kształtne piersi ozdabiały przeprowadzone przez brodawki, srebrne kolczyki. Szczupła talia przechodziła w pełniejsze biodra, te zaś w długie i zgrabne nogi. Zaś między nimi… adiutant przełknął z trudem ślinę. Gładko wygolone łono dziewczyny przywodziło na myśl soczysty owoc, którego aż chciało się posmakować.

Nim jednak zdążył cokolwiek przedsięwziąć, Parmys pokonała dzielący ich dystans. Pomogła Argyrosowi ściągnąć tunikę przez głowę, a gdy ta opadła na posadzkę, pogładziła mu tors. Szczególnie pieszczotliwie dotykała okolic świeżego skaleczenia, jakie poczynił grot strzały. Młodzieniec nie wytrzymał długo i również sięgnął ręką do jej piersi. Zacisnął palce, kontentując się jędrnością i wyrywając z ust Lidyjki głośne westchnienie. Teraz z kolei zaczął się bawić tkwiącym w sutku kolczykiem. Dziewczyna przygryzła wargi, próbując nie zdradzić, jakie odczucia wywołują w niej owe igraszki. Skierowała dłoń niżej, muskając opuszkami palców twardy brzuch młodzieńca, a potem okalające jego męskość owłosienie. W końcu ujęła twardego już i wzwiedzionego penisa. Obciągnęła kilkakroć powolnymi ruchami.

Gdy tylko wyswobodził jej brodawkę spomiędzy palców, natychmiast osunęła się na kolana. Odciągnąwszy napletek, jęła całować i lizać żołądź, przyprawiając Argyrosa o dreszcze. Instynktownie zaczął poruszać biodrami w przód i w tył, ona zaś dostosowała się do tego tempa, coraz głębiej przyjmując w ustach jego męskość. Adiutant czuł, jak miękkie wargi co rusz otulają żołądź, a po trzonie penisa spływają strumyki śliny. Nagle zgiął się w pół i głośno jęknął. Balansując na granicy orgazmu, gorączkowo modlił się do Afrodyty, by ten jeszcze nie nadszedł i narastająca przyjemność mogła potrwać dłużej. Zrodzona z Piany najwyraźniej go wysłuchała, bo tym razem jeszcze nie doszedł. Może zresztą była to zasługa samej Parmys, która, czując nadciągającą erupcję rozkoszy, mocno objęła członek u nasady i jakimś cudem powstrzymała wzbierającą falę.

Teraz młodzieniec pragnął tylko jednego – jak najszybciej wniknąć w kochankę, zdobyć jej ciało i uczynić je sobie poddanym. Wziął Parmys za nadgarstek i skłonił, by powstała z kolan. Następnie zaprowadził na łoże. Weszła na nie posłusznie, wsparła się na kolanach i łokciach, z wypiętą ku Macedończykowi, wysoko uniesioną pupą. W tej pozycji była w pełni wyeksponowana, wydana na jego dotyk i spojrzenia. By jeszcze wzmóc jego żądzę, lubieżnie zakołysała biodrami. Tego było już dla Argyrosa za wiele. W pośpiechu przysunął się tuż za nią. Wciąż ociekającego śliną penisa naprowadził na równie mokry srom. Pchnął stanowczo, gotów przełamać wszelki opór. Tego jednak nie napotkał. Przyjmując go w sobie, Lidyjka zamruczała niczym kotka. Mocno chwycił ją za biodra i naparł ponownie. Tym razem nagrodził go przeciągły jęk.

Rozpaleni pożądaniem, kochali się co sił w młodych mięśniach. Stopniowo zapominając o czułych pieszczotach i wszelkiej delikatności. Macedończyk raz po raz wbijał się w ciało Lidyjki, ona zaś odpowiadała na coraz mocniejsze sztychy, śmiało wychodząc im naprzeciw. Sięgnąwszy ręką naprzód, wsunął palce we włosy koloru słomy, owinął je sobie wokół dłoni. Przy następnym pchnięciu szarpnął za nie, zmuszając niewolnicę, by odchyliła głowę w tył. W jej oczach ujrzał jednak nie ból, lecz błogość. Niemal natychmiast silne skurcze ściśle otuliły jego penisa. Ponownie dotarł blisko szczytu, lecz jakimś cudem zdołał się opanować.

Prostując się spojrzał na ciało kochanki. Na jej plecach lśniły krople potu. Krągła pupa drżała w rytm głębokich sztychów. Nagle zapragnął pozostawić na niej swój ślad. Niewiele myśląc, uniósł ramię i wymierzył Parmys siarczystego klapsa. Odgłos rozszedł się po całej sypialni, tuż po nim wybrzmiał krzyk Lidyjki. Chwilę potem obejrzała się na niego, zmierzyła zamglonym spojrzeniem, a jej usta wypowiedziały bezdźwięcznie słowo „jeszcze”.

Wtedy porzucił już wszelkie opory. Na pośladki dziewczyny spadł istny deszcz razów. Wymierzał je to jedną, to drugą ręką, tak długo, aż zaczęły go piec wewnętrzne strony dłoni. Parmys krzyczała, z rozkoszy zmieszanej z cierpieniem, lecz zamiast błagać zmiłowania, prowokowała Argyrosa do coraz silniejszych uderzeń. Jej pupa wpierw się zaróżowiła, a potem przybrała wiśniowy odcień. Widział to w świetle płonących wokół łoża lamp oliwnych.

W końcu Macedończyk poczuł, że dłużej nie zdoła już tamować rosnącej mu w podbrzuszu fali. Raz jeszcze unieruchomił biodra Lidyjki w mocnym uścisku. Wdzierał się w nią z całym impetem, na jaki było go stać. Przygniatał do łoża, nie dając nawet chwili wytchnienia. Spazmatyczne jęki dziewczyny oraz skurcze pochwy dawały mu pewność, że czyni dokładnie to, czego jej potrzeba. A potem była już tylko rozkosz, uderzająca jak wiosenny sztorm na pełnym morzu. Argyros wyprężył się i zastygł w bezruchu, przeżywając swą ekstazę.

Wyczerpana wysiłkiem oraz przyjemnością Parmys osunęła się na pościel, on zaś spoczął na niej, wtulony w mokre od potu ciało. Pochwa niewolnicy wciąż zaciskała się miarowo wokół penisa Macedończyka, dobywając z niego ostatnich strużek nasienia. Oboje stygli po miłosnym maratonie, zaś węgielki orgazmu długo jeszcze tliły się w ich podbrzuszach. Wreszcie Argyros uwolnił dziewczynę od swego ciężaru. Położył się na plecach u jej boku, w pełni zaspokojony. Przynajmniej na chwilę. Czuł bowiem, że zanim owa noc dobiegnie kresu, jeszcze nie raz skosztuje lidyjskiej słodyczy.

Jego kochanka nie obróciła się na grzbiet. Jeden rzut oka na solidnie obite pośladki pozwalał zrozumieć, czemu nie chciała trzeć nimi o posłanie. Po jakimś czasie zdołała jednak podnieść się i chwiejnym krokiem dotrzeć do stołu, na którym nadal stał na wpół opróżniony kielich. Wracając z nim w dłoni, po drodze gasiła pragnienie. Wtedy Argyros ujrzał, jak na jej ciało pada czerwony blask. Z wysiłkiem dźwignął się z łoża i zbliżył do okna. Odciągnął kotarę i oniemiał. Przed oczyma miał bowiem płonące Persepolis. Ogień szalał w wielu dzielnicach, przez nikogo niepowstrzymywany. W oddali, na tle płomieni, mógł dostrzec biegające w tę i z powrotem, drobne postacie. Nocne niebo zasnute było podświetlonymi na czerwono chmurami. Wszystko to sprawiało surrealistyczne wrażenie. Argyros pomyślał, że tak właśnie musiały wyglądać najgłębsze czeluście Tartaru.

A potem do jego boku przywarła kochanka. Ona również spoglądała na ginące miasto, zaś płomienie odbijały się w jej podmalowanych henną oczach. Przytknęła młodzieńcowi kielich do ust. Pozwolił się napoić, nie umiejąc odwrócić spojrzenia od niezwykłego spektaklu, który się przed nim rozgrywał.

– Jakie to piękne… i straszne zarazem – wyszeptał, głęboko poruszony.

– Zaiste, piękne – skinęła głową Parmys. – Chodźmy na taras, Argyrosie. Chcę się z tobą kochać w tym blasku. Wszak nie codziennie umiera perska stolica. Wykorzystajmy to, póki czas.

* * *

Nazajutrz Kassander zwołał swych najwyższych oficerów do wielkiej komnaty imperialnej kancelarii. Stawili się wszyscy, choć Dioksippos i Eurytion do samego świtu brali udział w grabieży Persepolis. Byli wprawdzie niewyspani, ale wyraźnie pobudzeni za sprawą nocnych przeżyć.

– Moi panowie – rzekł Macedończyk, gdy wszyscy zgromadzili się wokół cedrowego stołu. – Podjąłem decyzję w sprawie naszych dalszych kroków.

Trak wpatrywał się w niego z widocznym na twarzy napięciem. Tesal z uwagą, mimo wyraźnego zmęczenia. Ateńczyk nie wydawał się zbytnio przejmować tym, co zaraz usłyszy. Najwyraźniej był gotów na każdą ewentualność.

– Wczorajsze wypadki – ciągnął generał – przekonały mnie, że nie możemy pozostawić tej krainy w stanie wrzenia. Sytuacja w Persepolis została opanowana, lecz bunt płonie w pozostałych miastach satrapii. Dziś rano rozmawiałem z pewnym bardzo dobrze zorientowanym człowiekiem. Przekonał mnie, że walczymy nie tylko przeciw rebeliantce o imieniu Jutab. Naszym głównym i znacznie groźniejszym przeciwnikiem są kapłani Wiecznego Ognia. Wykorzystują oni religijny fanatyzm ludu, by stawiać opór macedońskiej władzy. Dopóki się z nimi nie rozprawimy, Persyda nie zazna spokoju.

Oblicze Jazona wypogodziło się. Wreszcie poczuł, że nic nie przeszkodzi mu w zemście za śmierć kochanka. Eurytion krótkim skinieniem głowy zgodził się z rozumowaniem wodza. Dioksippos pozostał nieporuszony.

– Zaprosiłem owego dobrze zorientowanego człowieka na naszą naradę. Poznajcie czcigodnego Widarnę. Do niedawna był jednym z najważniejszych magów w Persydzie, lecz bracia wyparli się go, bo dążył do pokoju.

Drzwi zostały otwarte i do sali wszedł niewysoki, krępy mężczyzna w gustownym chitonie. Jedyną oznaką godności, jaką niegdyś piastował, była ozdobiona dużym, czerwonym kamieniem laska. Prowadził go adiutant generała, młody Argyros. Swój przebity strzałą, pozbawiony ozdób napierśnik zamienił na nowy, posrebrzany, uformowany na kształt torsu atlety. Pancerz oficera, na który zeszłej nocy w pełni zasłużył.

– Widarno, powiedz moim doradcom, co możesz nam ofiarować.

Mag uśmiechnął się do każdego z obecnych w pomieszczeniu mężczyzn. Następnie rzekł:

– Dostojni mężowie, pozwólcie mi działać, a dzięki mnie zwyciężycie. Dziś macie przeciw sobie cały stan kapłański. Ślubuję to zmienić. Kiedy ukończę swe dzieło, magowie staną się filarem macedońskiej władzy, a prosty lud zobaczy w was nowych ulubieńców Ahury Mazdy.

– Hojna oferta – odezwał się Dioksippos. Głos miał nieco zachrypnięty, od wykrzykiwania rozkazów lub ciężkiego pijaństwa. – Nurtuje mnie jednak pytanie, czego oczekujesz w zamian za swoje usługi?

– Zapewniam cię, że niezbyt wiele – Widarna wsparł się na ozdobionej czerwonym kamieniem lasce. – Mógłbym zażyczyć sobie godności pierwszego maga Persydy. Ale to nie nagroda, lecz instrument potrzebny do tego, bym zdołał wypełnić powierzone mi zadanie…

– Co więc będzie prawdziwą nagrodą? – spytał z naciskiem Jazon.

– Dziewczyna o imieniu Parysatis… – Kapłan Wiecznego Ognia oblizał wargi, jakby niespodziewanie mu spierzchły. – Szerzej znana jako Jutab. Kiedy już wpadnie w wasze ręce, wydacie mi ją. Nie zadając przy tym zbędnych pytań.

– Jutab jest zbrodniarką – zaprotestował Trak. – Musi ponieść karę…

– Zgadzam się – Kassander przerwał swojemu zastępcy. – Zaiste, niewielka to cena za uspokojenie kraju. Pokaż, że umiesz to osiągnąć, a dziewka będzie twoja.

– Skoro to już postanowione – Widarna znowu się uśmiechnął, tym razem cały swój czar skupiając na generale – pozwólcie, że zdradzę wam teraz najświętszy sekret kapłańskiego stanu. Odsłonię samo centrum antyhelleńskiego oporu. Wyjawię tajemnicę, za której dochowanie setki ludzi oddałoby życie. Wskażę, gdzie znaleźć Ukrytą Świątynię…

Przejdź do kolejnej części – Perska Odyseja XV: Nadzieja Persydy

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

i znów udało mi się skończyć kolejny rozdział w ciągu miesiąca. Z jakiegoś powodu wątek persydzko-jutabowy pisze mi się znacznie szybciej, niż poprzednie 🙂 Tak więc przedstawiam Wam, drogie Czytelniczki i mili Czytelnicy, następną część przygód Kassandra i jego dzielnej drużyny. Życzę satysfakcjonującej lektury!

Zwyczajowo już wielkie podziękowania należą się Atenie, która sprężyła się i skorygowała rozdział w bardzo krótkim czasie.

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Ależ wcale nie był taki krótki ten czas, który mogłam przeznaczyć na korektę! Nowy rozdział dotarł do mnie w nocy z wtorku na środę, zatem po odliczeniu czasu potrzebnego na sen, jedzenie, pracę zawodową, życie rodzinne oraz drobne przyjemności dnia codziennego zostały mi całe dwie godziny na trzykrotną lekturę tekstu i naniesienie nań kilkudziesięciu poprawek 😛

Zdążyłam nawet przy okazji zauważyć, że pod względem fabularnym powyższy rozdział jest wielce udany i przyjemny w odbiorze. Aż dwie sceny tętniące romantyzmem w jednym krótkim tekście! Albo Autorowi z wiekiem mięknie serce, albo w końcu udało mi się go zarazić różowym podejściem do życia 😀

Więc twierdzisz, że mięknę, Ateno?

Hmmm… poczekaj, aż wrócę do wątku nieszczęsnej Talii zniewolonej przez Eurytona! Wtedy przekonasz się, czy naprawdę straciłem niegdysiejszy pazur 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Mimo wszystko mam wrażenie, że w tej beczce dziegciu jest coraz więcej miodu 😉

Mocno niepokoi mnie fakt, że z taką satysfakcją zapowiadasz, drogi Aleksandrze, dalsze dręczenie nieszczęsnej Talii na kartach swojej powieści… Czyżby opisywanie aktów przemocy bezlitosnego mężczyzny wobec bezbronnej kobiety sprawiało Ci przyjemność? Czyżbyś w głębi duszy był sadystą i okrutnikiem?! 🙁

Ojej, tylko nie to. Już raz tego próbowałem i skutki były opłakane :(. Może pierwowzorem Talii była nauczycielka od polskiego, Aleksandrosa i w ten sposób rozprawia się on z przeszłością. Nie należy tak pochopnie o takie rzeczy pytać. Wspomnijcie biednego Nefera i jego reakcję na podobne słowa, Pamiętacie jak mu się odkleiło ? Nie można było sobie z nim rady dać.

Aleksandrosie, Czyżbyś chciał nam urządzić spektakl okrucieństwa. Nie Musisz się za Atenę wyżywać na biednej dziewczynie. Ateno, zbyt wysoka może być kara dla nieszczęsnej ;( ;( ;( :O :O :O.

Nie zgodzę się z Tobą, Micku. Sytuacja z Neferem była zgoła odmienna – on również opisuje ludzkie niegodziwości i okrucieństwa, ale stara się zachować do tych zjawisk obojętny stosunek. Natomiast Aleksandra aż różki swędzą z radości, że znowu może kogoś spektakularnie uśmiercić 😛

E tam, z satysfakcją.

Po prostu musiałem odeprzeć zarzuty, że mięknę. Nie interpretuj tego zbyt głęboko 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Tym razem mamy mniej scen erotycznych ale nie zawsze ginie miasto. Poza tym mamy opis politycznej sytuacji który w jasny sposób przedstawia nam sytuację. Jest ona na tyle niestabilna że staje się jasne czemu imperium rozpadło się po śmierci jego twórcy. Na rasowego mężczyznę wyrasta Argyros. Melisa i Parmys są bliżej siebie i też nie zawodzą jako pozytywne jednostki. Kolejny enuch okazuje się wiernym sługą ( poprzedni to Messalina),jakby zaprzeczajac popularnej teorii że facet bez jaj nie zachowuje się jak mężczyzna. Kobieta Jutab którą każdy z liczących osób chciałby mieć. Pozdrawiam

Witaj, S.!

Więcej scen erotycznych (podobnie jak wątki Jutab oraz Talii) nie zmieściło się w tym i tak już całkiem długim odcinku. Trudno byłoby je dodać kompozycyjnie i wpasować tematycznie. Tak więc muszą poczekać na swą kolej. Myślę jednak, że rozkoszne chwile Argyrosa i niewolnicy choć trochę to Czytelnikom wynagrodzą.

Faktycznie, figura wiernego sługi-eunucha już drugi (a może i nawet trzeci) pojawia się na stronach moich prac. Najpierw byli Rimusz i Meszalim, słudzy Tais, a teraz Iszan, niewolnik Melisy. Czyżbym zaczynał się powtarzać? Mogę jednak obiecać, że w Perskiej Odysei pojawią się również źli i bardzo nielojalni eunuchowie. Być może nawet obojga płci, bo jak wiemy z pracy Ksantosa z Lidii, w starożytności znano również pojęcie „kobiety eunucha”.

Owszem, Jutab staje się nagrodą pożądaną przez wszystkich. Dlatego w kolejnym rozdziale skupię się na niej, by przywrócić jej nieco własną, samodzielną wolę oraz sprawczość 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Pisząc o lojalnych eunuchach , bardziej zastanawiałem się czy to wymysł autorski czy może to stwierdzenie ma potwierdzenie w historycznych faktach bo na ile ja czytałem o tych istotach to ich wierność nie była najwyżej punktowaną cechą . Pojęcie kobiety eunucha znane jest również wspolcześnie ale bardziej jako określenie kobiety zniewolonej wyrzekajacej się osobistej wolności , potakujacej wbrew wlasnemu zdaniu. Ponieważ słowo eunuch czyli strażnik łoża, tłumaczy się z greckiego od eune – łoże i echein – trzymać, mieć) mam pytanie czego dotyczyło to pojęcie . Czy sfery psychicznej czy jakiemuś fizycznemu okaleczeniu kobiety ( wycięcie łechtaczki??) . Bo typowa kastracja kobiety to wycięcie lub podwiązanie jajników i czy o takie praktyki chodziło w tym określeniu. Pozdrawiam AS

Dobry wieczór,

wydaje się, że w starożytności całkiem ceniono sobie wierność eunuchów – uważano ich na pewno za mniej skłonnych do zdrady, niż pełnowartościowych mężczyzn. Ci ostatni mogli bowiem dążyć do zapewnienia lepszej pozycji swoim dzieciom. Eunuchowie, nie posiadając ich, rzadziej mieli konflikt lojalności. Dowodem na to, że eunuchom ufano, jest fakt, że królowie w orientalnych monarchiach powierzali im pieczę nad swymi haremami. Ale także wysokie stanowiska państwowe. Eunuchowie pełnili w państwie perskim wysokie funkcje dowódców wojskowych (np. u Artakserksesa III) oraz wezyrów, czyli dzisiejszych premierów. Fakt, że ostatni wielki wezyr, służący kilku królom Bagoas, okazał się zdradziecką szują, potrafiącą otruć swego pryncypała. Dariusz III rozprawił się z nim, zmuszając do wypicia trucizny, którą przygotował dla króla.

Pojęcie „kobiety eunucha” współcześnie faktycznie wywodzi się od książki Germaine Greer. Wydaje się jednak, że Lidyjczycy praktykowali (nie powszechnie, ale w pewnych przypadkach) jakąś formę okaleczenia kobiecych narządów płciowych. Istnieją poszlaki (bo już dowody na to są dość słabe), że podobnie czyniono w pewnych okresach w Egipcie. Natomiast pewne jest, że praktyka ta istniała w niektórych społecznościach arabskich oraz subsaharyjskich, na długo przed narodzinami islamu (którego dziś czasem używa się jako usprawiedliwienia tych barbarzyńskich praktyk). Istnieje kilka odmian klitoridektomii, ale żadna z nich nie ma na celu ubezpłodnienie kobiety. Raczej jak najdalej idące odebranie jej przyjemności z seksu – w nadziei, że dzięki temu będzie wierna swojemu mężowi. Jak już wspominałem, zarówno procedura, jak i uzasadnienie, stanowią przykład najpodlejszego barbarzyństwa.

Pozdrawiam
M.A.

Dziękuję za wyjaśnienie. O obrzezaniu kobiet słyszałem zwłaszcza współcześnie. W niektórych afrykańskich krajach liczba kobiet obrzezanych aktualnie przekracza 90% i tu się z Tobą zgadzam Megasie że jest to barbarzyństwo. Myślałem że chodziło o jakiś nieznany mi rytułał . Kiedyś czytałem że jakiś król murzyński używał strażniczek do pilnowania swoich żon, ale wyglada że to była fikcja literacka. Pozdrawiam

Dobry rozdział i teraz jedna kwestia ten Widara nie bardzo wierzę, żeby ten kapłan nagle zdecydował się ot tak zdradzić swoich towarzyszy chociaż to nie jest wykluczone. Nie zdziwiłbym się, gdyby to był taki perski odpowiednik lekarza suku z Diuny, który co prawda zdradził Atrydów dla Harkonenów ale zdając sobie sprawę, że jego żona uprowadzona przez Harkonenów jest martwa dał truciznę ojcu Muaddiba licząc, że ten będzie miał szansę zabić barona Vladimira Harkonena.

Nie zdziwiłbym się, gdyby tutaj był podobny wariant że ten Widara otrzymał misję zabicia samego Aleksandra i do tego chce wykorzystać Kasandra a dla uwiarygodnienia go zdecydowano się poświęcić Jutab.

Inna możliwość równie prawdopodobna jest taka, że ten Widara od początku był szpiegiem Aleksandra i miał na celu doprowadzenie do wybuchu powstania, żeby zdusić je w zarodku.

Tylko podobnie jak PO w przypadku afery taśmowej przedobrzył sprawę.

Być może jest to teoria spiskowa ale całkiem prawdopodobne, że aferę taśmową zrobiono na polecenie Tuska licząc, że da się nią obciążyć PIS tylko wykonawcom wymknęła się spod kontroli

Witaj, Anonimie!

Co do poruszonych przez Ciebie wątków politycznych, powiem tylko, że niezbyt wierzę w teorie spiskowe. W prawdziwym życiu one raczej rzadko się sprawdzają. Co innego w prozie – tu wszystkie chwyty są dozwolone 🙂

Co do Widarny, przedstawiasz bardzo interesujące klucze interpretacyjne dla tej postaci. „Diuna” to jeden z moich ulubionych cykli powieściowych i z pewnością nie raz i nie dwa stanowiła dla mnie inspirację, także przy pisaniu Opowieści helleńskich oraz Perskiej Odysei. Czy tym razem tak się stało? Oczywiście tego nie zdradzę.

Celowo uczyniłem Widarnę postacią niejednoznaczną, przynajmniej na razie. Cieszę się, że zabieg się udał. Z czasem oczywiście jego motywacje staną się bardziej zrozumiałe – ale nawet wtedy bohaterowie będą musieli je rozszyfrować na podstawie poszlak i strzępków informacji.

Pozdrawiam
M.A.

Ach … znowu ta cholerna trucizna: PiS, PO. Naród na prawo i na lewo, byle tylko skłócić i byle o czymś innym nie mówić. Mała sugestia, lepiej o takich rzeczach prawić gdzieś indziej a nie tu. Największa strata czasu rozprawiać o wyższości jednych zdrajców nad drugimi. Nazwy tych partii niech będą przeklęte.

Megasie, jak zwykle doskonała robota, czyta się z przyjemnością i już czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek.
Jaka szkoda że jakiś Anonim musiał powiązać Twoją opowieść ze swoimi głupimi polskimi partyjnymi wyobrażeniami a jakże ciekawy autor Mick dodać od siebie swoją głupotę że jedni i drudzy to zdrajcy zamiast poprzestać na swojej małej i celnej sugestii.

Dziękuję za miłe słowa. Staram się, by kolejne rozdziały mojej pisaniny były warte czasu poświęconego na lekturę 🙂

Co do dyskusji politycznych, to nie mam nic przeciwko ich toczeniu, nawet na łamach NE, ale wolałbym, by odnosiły się do polityki w sensie bardziej ogólnym (wedle starożytnych myślicieli jedynej aktywności godnej obywatela), a nie toksycznego szlamu, jakim jest polska odmiana życia politycznego. Wątpię, by tego typu debaty przyczyniły się tutaj do czegokolwiek dobrego 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo udany odcinek, jest tu wszystko, czego potrzebuje dobra powieść historyczno-awanturnizca: znajomość realiów (zręcznie wpleciony opis ruin pałaców Persepolis), wartka akcja, wątki romansowe, tajemnicze intrygi, krew i seks. Do tego świetnie napisane, czyta się samo. Co do bohaterów, to nie zawodzą. Argyros już uprzednio wyrastał na postać ponadprzeciętną, teraz zbiera profity, że tak powiem. 😀 Iszan dowiódł swojej lojalności, nadal jednak uważam, że ta postać może okazać się głębszą, niż to z pozoru wygląda. Zastanawia mnie natomiast nieudolna organizacja buntu. Zaiste, jego przywódcy wybrali najgorszy chyba możliwy moment, czyli chwilę, w której na miejscu przebywał akurat silny korpus doświadczonych żołnierzy Kassandra. Możemy znaleźć analogie do podobnych sytuacji w naszej własnej historii. Ale, jak słusznie zauważono, to nie miejsce, by mieszać do literatury polską politykę, a już zwłaszcza współczesną. Swoją drogą, nie wierzę, by ten plan powstania ułożyła Jutab. Jakie cele stawiali sobie tak naprawdę kryjący się w cieniu sprawcy buntu? I wcale Ci się nie dziwię, Aleksandrze, że obecne rozdziały „piszą się same”. Tak wyraziści bohaterowie po prostu domagają się prawa głosu oraz pola do działania. Oczywiście, dla mnie najciekawszą z postaci pozostaje Jutab, która bardzo zdynamizowała fabułę oraz emocje bohaterów i czytelnikow. Czyli, nie masz wyjścia, bierz sie do pracy, Autorze.

Witaj, Neferze!

Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu. I mogę w tym miejscu obiecać, że w kolejnym będzie znacznie więcej Jutab. Tu jest obecna tylko w myślach i słowach innych postaci, ale już wkrótce znów będziemy mogli ją spotkać osobiście.

Co do nieudolnej organizacji buntu, w pełni się zgadzam. Słusznie również zadajesz pytanie, kto wymyślił ten szaleńczy plan.

Przyznam, że pisząc ten fragment rozdziału, miałem w pamięci naszą historię. Postarałem się jednak, by kontekst tych wydarzeń, który w następnych rozdziałach nieco się rozjaśni, był tak odmienny, jak to tylko możliwe od tragedii naszych powstań.

Kolejny rozdział już się pisze. Zobaczymy, jak szybko mi pójdzie, ale czuję, że Jutab prowadzi moje pióro 😉

Pozdrawiam
M.A.

Autorze. Mam pytanie. Czy Mnesarette pojawi się jeszcze na kartach tej powieści? Pozdrawiam S

Witaj, S.

Czyż mógłbym zapomnieć tak interesującej postaci jak Mnesarete? Z pewnością prędzej czy później o sobie przypomni. Ale raczej już nie w obrębie wielkiej retrospekcji Kassandra (czyli nie przed rozdziałem XXI).

Pozdrawiam
M.A.

Dzięki za odpowiedź. Postać zaiste interesująca i jestem bardzo ciekawy jej dalszych losów.

Tak przeglądam komentarze i nie mogę wyjść ze zdumienia, że nikt nie zwrócił uwagi na twoją powyższą odpowiedź, szlachetny autorze.
Wynikają z niej bowiem dwa zaiste intrygujące fakty.
1. Przekręty, które robił Kassander z Hassanem na boku, nie wypłynęły przed zesłaniem naszego bohatera. Zakładam wszak, że Mnesarete powróci do historii w tym samym czasie, co Hassan. Ich losy zostały wszakże złączone. Więc skoro jej nie będzie w czasie retrospekcji, to Hassana również
Do tej pory myślałem, że za handel niewolnikami na własną rękę również został ukarany nasz ulubieniec. Pomyłka strategiczna, którą niebawem popełni, knując z czcigodnym Widarną, mogła wszak przydarzyć się każdemu. Prosty chłop, to nic dziwnego, że da zrobić się w balona. Ale taki przekręt na boku utwierdziłby jedynie króla w przekonaniu, że Kassandros z Ajgaj to po prostu cwaniak i hochsztapler, któremu nie można ufać.
I w tym braku zaufania ze strony króla upatrywałem przyczyn zesłania naszego herosa. Sam wszak wciąż tam w preludium snuje nadzieje, że być może niebawem wróci do łask. Czyli odzyska zaufanie króla. Którego brak jawił mi się jako przyczyna przeniesienia na mniej prestiżowe stanowisko. Za coś grubszego by go wszak po prostu zabito, nie?
2. I rzecz jeszcze ważniejsza.
Planujesz koniec retrospekcji w okolicach rozdziału XXI.
Czyli cały wątek Jutabowo-Widarnowo-powstaniowy ma trwać jeszcze zaledwie kilka epizodów. Wydawało mi się, że ty go dopiero nadgryzłeś, a tu takie zaskoczenie!

Popraw mnie, jeśli się mylę.

Nie przykładałabym zbyt dużej wagi do deklaracji Autora dotyczących liczby planowanych rozdziałów. O ile mnie pamięć nie myli, Opowieść Demetriusza była pierwotnie rozpisana na kilkanaście odcinków, a potem nie mogła przestać pączkować… Ku uciesze Czytelników, rzecz jasna! 😀

Witaj, Zgadywaczu!

Dziękuję za miły – i dociekliwy – komentarz. Nie wiem, skąd wniosek, że przekręty z Mezopotamii nie wypłyną przed zesłaniem Kassandra. Przecież obecność Hassana (ani też Mnesarete) nie jest bezwzględnie potrzebna do postawienia Macedończykowi poważnych zarzutów. Świadkowie zawsze się znajdą, niektórzy nawet bardzo chętni do składania zeznań.

Co do mojego planu Perskiej Odysei – tak, planuję zamknięcie retrospekcji w 20 rozdziałach. Inna kwestia, że przedtem chciałem zamknąć ją już w 10. Ale nawet zwykła przeprawa przez Morze Egejskie nie dała się opisać w jednym, wymagała aż dwóch rozdziałów. Potem również kolejne wątki – sardyjski (wraz z konsekwencjami, ciągnącymi się aż do Gordionu), mezopotamski i wreszcie perski rosły i stawały się coraz obszerniejsze. Nie wiem zatem, czy uda mi się zrealizować mój zamiar. Ale na pewno będę dążył w tym kierunku. Retrospekcja Kassandra jest ciekawa, ale i w późniejszym o trzy lata planie czasowym rozgrywać się będą interesujące wydarzenia – a przygody będą przeżywać zarówno Kassander i Jazon, jak i Demetriusz i Aratos.

Droga Ateno,

spieszę skorygować: Opowieść Demetriusza była początkowo planowana na 6 rozdziałów! I miała mieć zupełnie inny przebieg. Z pierwotnego planu do ostatecznej wersji przetrwały jedynie warunki pogodowe – szczególnie upalne lato 330 r. p.n.e. zwiastujące suszę i klęskę nieurodzaju. W początkowym zarysie dyktatura Dionizjusza miała być spowodowana właśnie klęską głodu, której tylko on będzie potrafił zaradzić. Historia ta pod wieloma względami miała przypominać „Jądro ciemności” Conrada i traktować między innymi o wyprawie po żywność dla Aten nad brzegi „morza ciemnego jak wino”, czyli w okolice dzisiejszego Półwyspu Krymskiego. Sama widzisz, jak niewiele z tego ostatecznie zostało napisane. Mam tylko cichą nadzieję, że ostateczna postać Opowieści Demetriusza okazała się lepsza i bardziej pasjonująca, niż pierwotny zamysł!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Ja tam ciągle mam nadzieję, że nasz „eunuch” okaże się tym razem młodym, jurnym, nieokaleczonym mężczyzną… no, w ostateczności nieokaleczoną dziewczyną 😉

Zarówno kastrowanie kobiet, jak i mężczyzn uważam za iście nieludzkie, to pierwsze przyprawia o większą zgrozę głównie dlatego, że po dziś dzień jest praktykowane na dość dużą skalę i robią to kobiety innym kobietom, w imię tradycji i ładu społecznego. To wyjątkowy i bardzo spektakularny objaw lęku przed kobiecą seksualnością, jednak lęku, który nadal tkwi również w „cywilizowanych” mężczyznach…

Inna rzecz, że często zastanawia mnie czemu za bestialstwo nie uważa się obrzezania mężczyzn/chłopców, praktykowanego nie tylko ze względów religijnych, ale i higienicznych (tak, wiem, łatwiej myć obrzezanego penisa, ale czy to powód, żeby się okaleczać a raczej okaleczać kogoś? Bo przecież tym dzieciakom nie daje się wyboru!). Pozbawienie napletka nie uniemożliwia odczuwania satysfakcji seksualnej (pozbawienie żołędzi łechtaczki też nie, większym problemem mogą być różne powikłania – również śmiertelne – i doświadczona trauma), ale odbiera całe spektrum doznań, zmniejsza wrażliwość, wymusza inne nawyki masturbacyjne… przy okazji też utrudnia gwałty (przynajmniej jakaś zaleta!). Napletek najlepszą zabawką erotyczną w dziejach! Chrońmy go! 🙂

Witaj, Aniu!

Cieszę się, że tak dobrze życzysz Iszanowi 🙂 Niestety, ludzie odpowiadający w starożytności za produkcję eunuchów raczej dobrze znali się na rzeczy i nie dostarczali niedoróbek… Zresztą, jakkolwiek zabieg ten był okrutny, nieludzki, niezwykle bolesny, a często też śmiertelny, to jednocześnie stanowił również niekiedy (np. w starożytnych Chinach, ale też i Persji czy Cesarstwie Wschodniorzymskim) przepustkę do kariery.

Eunuchowie pełnili funkcje ministrów, wezyrów, generałów, wysokich dworskich dostojników. W Chinach składała się z nich znaczna część wyższej służby cywilnej. Powierzano im funkcje, które obawiano się zostawiać ludziom, mogącym się kierować względami innymi niż lojalność wobec władcy (np. lojalnością wobec rodziny, chęcią zapewnienia dzieciom pozycji). Tak więc kastracja bywała niekiedy jedyną dostępną drogą awansu społecznego, zwłaszcza dla ludzi z kompletnych nizin (niewolników i wyzwoleńców).

To była jednak inna epoka o zupełnie odmiennej od naszej mentalności. Dla ludzi żyjących na granicy fizycznego przetrwania poświęcenie części ciała w zamian za władzę, wpływy, uwolnienie od jakichkolwiek bytowych trosk mogło być nawet atrakcyjne. Tym bardziej, że już w starożytności istniały grupy filozoficzne (np. Pitagorejczycy) czy sekty religijne odrzucające cielesność i promujące wstrzemięźliwość. Chrześcijaństwo nie wymyśliło tu niczego nowego. Ba! Były nawet grupy religijne, w których kastracja była warunkiem przystąpienia do stanu kapłańskiego (Galli, czciciele frygijskiej bogini Kybele).

Wracając do Iszana… na razie za swą odwagę został wyzwolony. Kto wie, jak wysoko zajdzie? Przyznasz sama, że ujawnienie, iż jest w istocie całkiem nieokaleczoną dziewczyną, mogłoby powstrzymać jego pięcie się po drabinie społecznej hierarchii 🙂

Co zaś się tyczy obrzezania niemowląt (zwłaszcza w szpitalach w USA), znam argumenty za i przeciw tej barbarzyńskiej procedurze. Natomiast zaciekawiła mnie podniesiona przez Ciebie sprawa obrzezania rzekomo utrudniającego gwałt. Ciekaw jestem, jak właściwie miałoby to działać 🙂 Jeśli już, to napletek może utrudniać gwałt, czy w ogóle stosunek (jeśli np. jest zbyt wąski). Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie utrudnienie miałoby stanowić obrzezanie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Ciekawe, że nie spotkałeś się nigdy z teorią, że napletek jako taki jest przystosowaniem do gwałtów – a więc maksymalizowaniem męskiego sukcesu reprodukcyjnego. Różne jego defekty to zupełnie inny temat. Uprawiając seks wyłącznie w prezerwatywach pewnie łatwo to przeoczyć, ale jeśli uprawia się go bez dodatkowych barier i rozpoczyna w napletku, ten na początku penetracji zapewnia dodatkowy poślizg (penis rozbiera się dopiero wchodząc do pochwy), umożliwiając seks przy słabszym nawilżeniu lub wręcz na sucho. Dla mężczyzn obrzezanych seks na sucho jest znacznie bardziej bolesny. Zresztą mężczyźni obrzezani i nieobrzezani mają również inne nawyki masturbacyjne. Nieobrzezani bardzo często onanizują się na sucho, przesuwając napletek i nie dotykając bezpośrednio żołędzi. Obrzezani siłą rzeczy nie mogą tak robić, bo nie mają napletka wcale lub mają go za mało, dlatego stymulując bezpośrednio najwrażliwsze części swojego ciała używają najróżniejszych substancji poślizgowych, czasem podkradając swoim paniom drogie kosmetyki 😉

Widzisz Aleksandrosie, Ania wie więcej o Twoim przyrodzeniu niż Ty sam ;).

Mick, tak się składa, że mężczyźni często uważają się za ekspertów od penisów, bo mają swojego, a jeden członek to żadna poważna próba. Każdy jest inny, ale trzeba kilka dobrze poznać, żeby to zrozumieć ;p

Lawirujesz Aniu, oj Lawirujesz :). Poznajesz rożne penisy ale zapewne zależy Ci na ich walorach użytkowych. Natomiast filozofia penisa oooooo … to jest Koleżanko, wyższa szkoła lotu 😀 ;).

Twierdzisz, że za wysoka dla mnie?

Nie, nie twierdzę. Radzę tylko wypytywać facetów zamiast wypisywać jakieś dziwne teorie, zwłaszcza że mężczyźni zazwyczaj nie unikają takich tematów.

Aniu:

to ciekawe, co piszesz. Jednak z tego, co mi wiadomo, upodobanie do „suchego seksu” jest dość powszechne wśród mężczyzn w Afryce sub-saharyjskiej, gdzie występuje również obrzezanie męskie (zresztą coraz częściej przeprowadzane powodów zdrowotnych, za zgodą bezpośrednio zainteresowanych). Czyli jakoś tamtejszym obrzezanym to nie przeszkadza 🙂

Osobnym tematem są ryzyka chorobowe związane z tymi praktykami. Suchy seks niesie ze sobą znacznie większe prawdopodobieństwo zarażenia wirusem HIV – stąd między innymi epidemia tego wirusa na południe od Sahary – natomiast obrzezanie zwiększa odporność na zakażenie (wg danych Światowej Organizacji Zdrowia o 60 do 74%: http://www.unaids.org/en/resources/presscentre/featurestories/2015/december/20151203_circumcision ). Obecnie obrzezanie męskie z powodów zdrowotnych jest promowane w Afryce przez WHO i UNAIDS.

Micku:

Nie znamy się z Anią aż tak blisko 🙂 Co się jednak tyczy członków w ogólności, wychodzę z założenia, że trzeba wysłuchać różnych głosów, bo nigdy nie wiadomo, gdzie można się czegoś nauczyć 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Nie wypowiem się za tamtejszych obrzezanych, ale obawiam się, że wielu ludzi dla krótkiej chwili spełnienia robi niebezpieczne i bolesne rzeczy… o zalecaniach WHO słyszałam, choć przyznam że nie jestem wcale przekonana co do rzetelności podstaw, na których są oparte. WHO nie raz popełniało już tragiczne błędy kierując się przekonaniami, nie rzetelną wiedzą naukową, ich zalecenia często idą z duchem czasu i są prostym odzwierciedleniem powszechnych poglądów. Nie zdziwiłabym się, więc gdyby okazało się, że gdzieś tam pod powierzchnią tych zaleceń nadal kryje się przekonanie, że obrzezanie zmniejsza popęd seksualny (i utrudnia masturbację), a do tego, jak już wspomnieliśmy, ułatwia higienę, co w gorącym klimacie i przy ograniczonym dostępie do czystej wody ma dodatkowe znaczenie.

Ponieważ też nie zawsze dowierzam danym WHO, dlatego poszukałem badań na ten temat i znalazłem taką oto publikację na łamach prestiżowego BMJ (dawniej: British Medical Journal): https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1127372/

A tam piszą autorzy:

„The most dramatic evidence of the protective effect of circumcision comes from a new study of couples in Uganda who had discordant HIV status; in this study the woman was HIV positive and her male partner was not.6 No new infections occurred among any of the 50 circumcised men over 30 months, whereas 40 of 137 uncircumcised men became infected during this time.

(…)

Although condoms must remain the first choice for preventing the sexual transmission of HIV, they are often not used consistently or correctly, they may break during use, and there may be strong cultural and aesthetic objections to using them. Cultural and religious attitudes towards male circumcision are even more deeply held, but in the light of the evidence presented here circumcising males seems highly desirable, especially in countries with a high prevalence of HIV infection.

(…)

Circumcision at puberty, as practised by many Muslim communities, would be the most immediately effective intervention for reducing HIV transmission since it would be done before young men are likely to become sexually active.”

Pozdrawiam
M.A.

WHO opiera się zdaje się na tych samych lub podobnych badaniach: ilu obrzezanych i nieobrzezanych mężczyzn zaraziło się HIV. Tyle, że na przykład nie ma tu słowa o częstotliwości współżycia czy jakości życia seksualnego. Kastracja mogłaby okazać się skuteczniejsza 😉

No dobrze, ale twierdzenie, że obrzezanie zmniejsza satysfakcję z pożycia (a zatem miałoby czynić je rzadszym) to też mit nieznajdujący oparcia w badaniach. I znowu link, tym razem do streszczenia z badań (ale na dole artykułu stosowna bibliografia):

https://www.psychologytoday.com/intl/blog/all-about-sex/201510/does-circumcision-reduce-men-s-sexual-sensitivity

Tuż po zabiegu na pewno czyni je rzadszym 😉
A gdy wszystko się wygoi… cóż… pewnie apetyt atakuje ze zdwojoną siłą po kilku tygodniach abstynencji, ale nie wiem i raczej nie podejmowałabym się badać tego zjawiska – za duże ryzyko. To trochę jak z kolczykowaniem łechtaczek, po przekłuciu część kobiet twierdzi, że stają się bardziej wrażliwe, część narzeka, że praktycznie straciło czucie. Diabeł tkwi w trudnych do ogarnięcia szczegółach…

To nie jest tak że obrzezanie czyni zbliżenie mniej atrakcyjnym. To zależy od tego dla czego się zbliżamy, jedni szukają jedynie płciowego zaspokojenia a inni pragną czułości, dla jednych znaczy to tylko tyle co chwila a dla innych jest wyrazem głębszych uczuć. Po dokonaniu obrzezania pewne partie penisa nieco znieczulają się na bodźce ale natura jest łaskawa i niektóre partie przejmują za nie jak gdyby zdolność czucia. Mój kolega po zagojeniu penisa zaczął odczuwać mnóstwo przyjemności, stopień odbierania pobudzenia mechanicznego wzrósł zwłaszcza że w jego przypadku obrzezanie wyeliminowało ból wynikający z wcześniejszych, nieudanych zabiegów. Ale to się niedługo prawdopodobnie skończy i wtedy będzie się musiał sam trochę bardziej poznać ze sobą (że się tak wyrażę). Na całe szczęście praktyka temu sprzyja.

Otóż to, po obrzezaniu jest inaczej. Gorzej, lepiej? Trudno powiedzieć… jeśli kogoś bolało, raczej doceni zmiany, jeśli było mu dobrze tak jak było, może żałować.

Miałam się powstrzymać od komentowania przytoczonego przez Aleksa artykułu, ale nie potrafię. Dla mnie główne przesłanie brzmi: podobny efekt można uzyskać dbając o higienę, ale wielu nieobrzezanych mężczyzn się nie myje, więc warto usunąć im napletki. Dość przedmiotowe traktowanie pacjentów… Na dodatek ciągle mówimy o mężczyznach, którzy są gotowi dać sobie coś uciąć byle nie używać prezerwatyw. Zgroza!

Z drugiej strony przykład z głaskaniem kota jest świetny. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że seks uprawia się całym ciałem, nie tylko penisem. Niemniej dla mnie osobiście różnica między 99,9% nieobrzezanych mężczyzn zadowolonych ze swojego życia seksualnego a 98,4% obrzezanych jest istotna. 1,5% być może straciło coś istotnego…

Obrzezanie niemowląt nie niesie ze sobą jakiejś wielkiej traumy. Zazwyczaj tego nie pamiętają. Bywają też przypadki kiedy obrzezanie jest wręcz konieczne by uchronić penisa od infekcji którym on czasem ulega. Jestem na czasie więc się wypowiem. W różnych materiałach dotyczących higieny niemowląt pojawiają się informacje jakoby napletka nie należy odciągać w celu dokładnego umycia penisa. Nic bardziej mylnego, należy go oczywiście odciągać ale trzeba to robić bardzo delikatnie. Żołądź prącia jest zrośnięta z krawędzią napletka (później to połączenie jest zrywane) i jest to niestety punkt zapalny gdyż pod zrośniętym fałdem również gromadzi się mastka. Na to się nic nie poradzi ale należy to miejsce utrzymywać w higienie na tyle na ile się da. Mamy mają przed tym opór a tatusiowie mimo wszystko rzadko uczestniczą w czynnościach higienicznych. To zaniedbanie właśnie uważam jako główną przyczynę infekcji i w efekcie, obrzezań w wieku niemowlęcym.

Członek obrzezany w dzieciństwie, z racji odsłonięcia żołędzi, jest dość intensywnie stymulowany podczas ruchów i obcierania o bieliznę. Organizm radzi sobie z tym poprzez obniżenie przyjmowania bodźców. Od razu powiem że jest to seksualnie korzystne gdyż daje mężczyźnie większą kontrolę nad tym organem. Obrzezany facet raczej nie będzie miał przedwczesnego wytrysku a i często jest długodystansowcem.

Onanizm u mężczyzny nie zawsze polega na pocieraniu. Na tym organie, nawet w przypadku obrzezania jest jeszcze tyle skóry że można spokojnie nie stosować lubrykantów. Ponad to stymulacja żołędzi nie jest bodźcem dostarczającym głównej rozkoszy. Także można to włożyć między bajki.

Teoria według której napletek powoduje dodatkowe nawilżenie, jest nieprawdziwa. Ten rodzaj substancji która się w napletku gromadzi, jest raczej zabójczy dla plemników poza tym członek nie posiada jakichś zaawansowanych systemów lubrykacji jakie posiada pochwa. Może się pojawić jakiś preejakulat ale to wszystko w temacie męskiej lubrykacji.

Tak zwane „obrzezanie kobiet” jest jednym z przejawów najgorszego bestialstwa naszej epoki, z tego co wyczytałem przeprowadzane jest w kilku odmianach (bodaj w trzech podstawowych różniących się stopniem zniszczeń). Nie ma ono żadnego praktycznego znaczenia a podyktowane jest pruderią, okrucieństwem i innymi najniższymi, ciężko nazwać czy ludzkimi czy zwierzęcymi pobudkami. Uważam ponad to że obrzezanie rytualne mężczyzn, również nie ma praktycznego sensu. Niektórzy uważają że taki sens posiada, łatwiej jest zachować higienę czy dłużej uprawiać seks ale nie wiem czy kierowanie się tymi wskazaniami jest wystarczająco uzasadnione.

Nie Przesadzajcie z tym obrzezaniem mężczyzn. To naprawdę nie jest nic traumatycznego. W dzisiejszych czasach zabieg ten jest dużo bezpieczniejszy niż większość zabiegów. Oczywiście niewłaściwie wykonany zagraża życiu i zdrowiu ale podobnie będzie z każdym innym zabiegiem. Bardzo bliska mi osoba poddała się obrzezaniu w wieku 32 lat i uważa dziś, że od tej daty właściwie rozpoczęło się jego życie płciowe. Wcześniej stosowano półśrodki, zabiegi które miały go uchronić od obrzezania (powodem również była infekcja w niemowlęctwie) ale kiedy się spotkaliśmy i pogadaliśmy na ten temat, to udało mi się rozwiać jego wszelkie obawy. Podziękował mi a ja się cieszę że pomogłem.

Pozdrawiam,

P.S. Aleksandrosie, jeszcze nie przeczytałem tego fragmentu. Niestety końcówka lipca i początek sierpnia to bardzo „gorący” czas w mojej branży. Postaram się jak najszybciej zasiąść do lektury.

Micku,

pisząc o barbarzyńskiej procedurze masowego obrzezywania chłopców w szpitalach w USA miałem na myśli nie tyle medyczne konsekwencje tego zabiegu (te są bowiem często pozytywne; jak wskazałem w linku wyżej obrzezanie zwiększa np. odporność na zarażenie HIV, tu dodam jeszcze, że zmniejsza ryzyko raka prącia: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3139859/ ), lecz jego przymusowość. Nie tylko nie pyta się o zgodę samych dzieci (które są zbyt młode, by ją świadomie wyrazić), ale także rodziców. W prasie amerykańskiej można znaleźć przypadki osób, które procesowały się ze szpitalami o prawo do decydowania, czy ich dzieci mają zostać obrzezane.

To jest po prostu zbyt daleko idąca ingerencja w cielesność człowieka, by można ją było przeprowadzać masowo i bez pytania o zgodę zainteresowanych. Generalnie uważam, że obrzezanie, podobnie jak chrzest czy inne rytuały religijno-inicjacyjne powinny być przeprowadzane na ludziach dorosłych, za ich wyraźnie udzieloną zgodą. A jeśli już ma się w ten sposób potraktować niemowlaka, to przynajmniej należałoby spytać o zgodę rodziców (o ile oczywiście za zabiegiem nie przemawiają pilne i bezpośrednie względy medyczne – wtedy lekarz jest lekarzem i odpowiada wyłącznie za zdrowie pacjenta, a wszystkie inne okoliczności muszą zejść na dalszy plan).

Pozdrawiam
M.A.

P.S. Perska Odyseja wymaga od Czytelnika pewnej uwagi, więc jak najbardziej sądzę, że powinieneś do niej zasiąść w spokojniejszym momencie 🙂

Micku, na początek sprostowanie: nie pisałam o lubrykacji, a o poślizgu. To tak jak ślizgasz się na skórce od banana albo przesuwasz szafy na słoninie 😉 Napletek nie sprawia, że jest bardziej mokro, ale chroni delikatną główkę przed tarciem.

Żydzi i amerykańscy lekarze rzeczywiście najczęściej obrzezają niemowlęta, u muzułmanów natomiast zabiegu dokonuje się na 8-14-letnich chłopcach, przy czym odbywa się to w cywilizowanych, sterylnych warunkach, nieporównywalnych do zardzewiałych, tępych żyletek, którymi okalecza się dziewczynki w Afryce. Niemniej, podobnie jak Aleks, uważam, że każdy człowiek powinien sam decydować o swojej integralności cielesnej. Niezbędne interwencje medyczne stanowią oczywiście wyjątek, choć z drugiej strony najczęstszym wskazaniem medycznym do obrzezania jest zdaje się ciągle stulejka, która często wynika z zaniedbań. Rozwiązaniem tego problemu powinna być edukacja, szczególnie młodych mam 🙂

To ile napletka zostanie po obrzezaniu zależy od fantazji obrzeżającego, czasem jest go całkiem sporo, a czasem nie ma wcale. Zresztą naturalnie występuje bardzo duże zróżnicowanie rozmiaru napletka, bywa że nie bardzo jest co obcinać… a ze względów religijnych coś trzeba 😉

Zdaję sobie sprawę, że techniki masturbacyjne są bardzo zróżnicowane, nawet wśród mężczyzn, i każdemu nieco inna stymulacja sprawia największą przyjemność, ale uwierz na słowo, że dla wielu facetów centrum wszechświata jest żołądź (czasem nawet samo wędzidełko) – choć głównie dla tych z bujnym napletkiem.

Serdecznie pozdrawiam

A.

Edukacja młodych mam i ojców, to właśnie to na co chciałem od początku zwrócić uwagę. Niestety część dorosłych myśli o tej szczególnej higienie w kategoriach co wypada a co nie.

„To ile napletka zostanie po obrzezaniu zależy od fantazji obrzeżającego” No nie za bardzo. Jest to dość standardowy i dobrze opisany zabieg. Oczywiście każdy chirurg czy mohel dokonujący brit mila ma „swój styl” jednak daleko jest do stwierdzenia że jest to „fantazja”. Rytualnego obrzezania można dokonać zawsze gdyż ma ono wymiar religijny i także symboliczny. Uwaga o różnicach w długości napletka jak najbardziej trafna.

No cóż, nie zostaje mi nic innego jak tylko uwierzyć na słowo :D. Sam nigdy nie posiądę takiej wiedzy. Być może Wiesz jaka by mogła być z grubsza zależność obrzezania lub jego braku z chęcią eksperymentowania seksualnego ?

W tej chwili eksperymentowanie na ubogiej ludności w Afryce kojarzy mi się raczej ze świetnym skądinąd filmem Bergmana „Jajo węża”. A że obchodzimy właśnie setną rocznicę urodzin mistrza, zapewne ten i inne filmy pojawią się w kinach… Polecam 🙂

Nie o to mi chodziło, ale O.K.

Uwielbiam Najlepszą Erotykę między innymi dlatego, że Czytelnik nigdy nie wie, co go tutaj spotka…

Wstaje sobie w piątek rano, przyrządza pyszne śniadanko, przypadkowo zagląda do ostatnich komentarzy i… Kanapki wysychają, herbata stygnie, a on z wypiekami na twarzy i lekkim przestrachem w oczach czyta mini artykuły o roli obrzezania w życiu mężczyzny 😛

No bo skoro się już tak zgadało … :D. Poza tym często warto skonfrontować praktyczną wiedzę dojrzałego samca z wyczytanym na podejrzanych portalach, pseudonaukowym bełkotem :). Mam nadzieję że kanapki jednak zostały zjedzone a herbata całkiem nie wystygła. W innym wypadku mógłbym mieć wyrzuty sumienia że Zaczęłaś ten dzień bez konsumpcji :). Miłego dnia :*.

Spokojna Twa rozczochrana, Micku. Nie mówiłam o sobie, tylko o teoretycznym, wyimaginowanym Czytelniku. Ja jestem już dojrzałą samicą, wiele w życiu przeżyłam i widziałam, zatem komentarze na Najlepszej nie są w stanie zakłócić spokoju mej konsumpcji 😉

I bardzo się cieszę, że nasze teksty inspirują Komentatorów do prowadzenia tak mądrych i ciekawych dyskusji. Zastanawiam się wręcz, czy nie skopiować całej powyższej wymiany poglądów i nie umieścić jej w dziale Eksperci 🙂

No to całe szczęście :).

Przepraszam ale ostatnie zdanie muszę potraktować jako żart (chociażby przez wrodzoną skromność) :). Czasami po prostu offtopowo pojawiają się tematy które są przez niektórych czytelników nieco lepiej znane. Również myślę że dobrze jeśli ktoś chce się nimi podzielić (na mnie zawsze można liczyć) wszak czytają nas również ludzie którzy nie są zakodowani jedynie na temat „erotyka”. Jeśli już mowa o działach, troszkę żałuję że znikł dział z poezją. Kiedyś zacząłem go eksploatować, niestety nie dokończyłem eksploatacji przed zamknięciem.

Pozdrawiam,

Ależ dział Poezja wcale nie zniknął, tylko został przeniesiony do Archiwum! Można do niego dotrzeć z poziomu głównego menu 🙂

No tak. Serdecznie dziękuję za wskazówkę. Życzę dobrej nocy.

Cieszę się, że mogłam pomóc. Miłego dnia! 🙂

Obrzezanie chyba jest bardziej strawne niż kastracja 😉

Wolałabym nie rozpatrywać tego typu zagadnień w kontekście ich strawności, albowiem takie rozważania niebezpiecznie ocierają się o kanibalizm 😛

Celna i błyskotliwa uwaga Ateno :D. Myślę jednak że nasza mała Ania miała na myśli tzw. „mniejsze zło” ;). Aniu, zabiegi te przynoszą różny rezultat i porównywać ich niepodobna.

Lektura tego odcinka była niczym jazda kolejką górską. W wielu punktach można było doznać lekkiego zawrotu głowy. Nie będę się tu zbytnio rozpisywał gdyż pochwały moje były by po części kalką samego siebie a raczej moich wpisów pod innymi częściami.

Drobna uwaga natury technicznej. Nurkowanie w basenie z gorącą wodą. Przed kilkunastu laty miałem okazję zaznać tej przyjemności w Hierapolis na terenie obecnej Turcji. Z wielkim sentymentem wspominam pobyt tam, ale próba zbliżenia się do dna tego gorącego źródła nie była przyjemna. Głowa niezbyt lubi takie dłuższe ogrzewanie.

Czytając Twoje powieści, wszystko w człowieku ewoluuje także mogę już całkiem kulturalnie i bez zwykłej dla siebie dosadności, wyrazić zachwyt sceną seksu Parmys i Argyrosa. Już w domu wdowy zapowiedziało się wspaniałe ucztowanie ale to co nastąpiło później, spełniło moje wszystkie oczekiwania jakie mógłbym mieć w stosunku do takiej sceny. Także bez fizycznego uprawiania seksu, poczułem się zaspokojony (przynajmniej na płaszczyźnie duchowej). Oczywiście zakończyłeś w sposób nietuzinkowy, sceneria taka jak wspomniała Parnys, zdarza się nie na co dzień choć jak dla mnie skupienie się w takich warunkach nie było by proste.

Szkoda tego Persepolis, dobrze rozumiem Widarnę i ropucha Arsamesa (w gruncie rzeczy okazuje się postacią tragiczną) obydwaj chcieli by ocalenia swego miasta. Jednak historii się nie zawróci więc Byłeś tu niejako splątany jej więzami. Drogi Aleksandrosie, czy tworząc swoje powieści, nie Ubolewasz czasami że historia potoczyła się tak jak się potoczyła ? W komentarzach Zdajesz się być w pełni pogodzony z jej przebiegiem, ale czy nie Chciałbyś aby czasem oszczędziła nam ona kilka zabytków więcej ? Jestem pewien że Twój humanizm, który przecież bije z niemal każdej Twojej wypowiedzi (także silnie w komentarzach), nie pozwala Twemu jestestwu pozostać nieporuszonym w obliczu tak okrutnych dziejów.

O, nareszcie komentarz odnoszący się do samego rozdziału, a nie do wątków pobocznych w nim (nie)poruszonych 🙂

Co do nurkowania w gorącej wodzie, podejrzewam, że w grę wchodzi tu wiele czynników pogodowych (temperatura powietrza, ciśnienie), indywidualnych itd. Młodziutkiej dziewczynie jaką jest Melisa nurkowanie mogło ie przeszkadzać, podczas gdy dla nas, bardziej sędziwych mężów o przypruszonych siwizną skroniach, to już mniej przyjemne doświadczenie 🙂

Cieszę się, że scena Argyrosa i Parmys przypadła Ci do gustu. Ponieważ Perska Odyseja to długa opowieść, znajduje się w niej miejsce na wiele scen erotycznych. Tym bardziej staram się, by każda odróżniała się od innych – czy to nastrojem, czy zachowaniami bohaterów – które uważam za niezły sposób zarysowania ich charakterów – przecież to, jak uprawiamy seks wiele mówi o naszej osobowości, o jawnych i ukrytych jej cechach, których sami sobie nie uświadamiamy. W każdym razie staram się nadawać każdemu z tych opisów indywidualny rys. W tym wypadku pomagała mi prawdziwie epicka sceneria…

Co do Persepolis – źródła, z których korzystałem, nie są precyzyjne odnośnie tego, co tak naprawdę spalił Aleksander – sam kompleks pałacowy, czy całe miasto, które przez wieki rozwinęło się wokół centrum politycznej władzy. Jedno jest pewne: historycy zgadzają się, że Persepolis nigdy już nie podniosło się po tym wydarzeniu. Wkrótce zostało zmarginalizowane przez inne ośrodki miejskie w Persydzie i nawet gdy kraj ten stał się centrum nowego niehellenistycznego imperium – Królestwa Partów, którzy odnosili się do tradycji Achemenidów, nie zdecydowano się na ponowne ulokowanie tam stolicy. Podobnie zresztą postąpili następni władcy tych ziem, czyli królowie królów z Imperium Nowoperskiego. Persepolis wyludniało się i zarastało krzakami, podczas gdy prawdziwa historia toczyła się już gdzie indziej. Z uwagi na niejednoznaczność źródeł, w Perskiej Odysei postanowiłem podzielić tragedię miasta na dwa akty: zburzenie kompleksu pałacowego przez Aleksandra i spalenie reszty przez Kassandra.

I owszem, jak najbardziej ubolewam nad destrukcją tej metropolii – musiała być prawdziwie monumentalna w chwili, gdy wkroczyli do niej Macedończycy. Szkoda, że tak mało nam z niej pozostało. To zresztą wynika nie tylko z samego aktu zniszczenia, ale i z podejścia późniejszych władców tych terenów oraz zwykłych ludzi do ruin z dawnych czasów. Często cegły i kamienie z ruin były wykorzystywane przy umacnianiu domów okolicznego chłopstwa. Z kolei sułtan turecki sprzedawał posągi z Akropolu… po cenie marmuru, z którego były wykonane. Barbarzyństwo, prostactwo i brak szacunku do świadectw historii. Dziś wiele się mówi o rabunkowej polityce Anglików, Francuzów czy Niemców na Bliskim Wschodzie (Ołtarz Pergamoński czy Brama Isztar wystawione w Berlinie, posągi z Partenonu w Muzeum Brytyjskim), niektórzy nawet żądają restytucji… Zapominają jednak, że tak naprawdę właśnie dzięki temu systemowego rabunkowi (często za pozwoleniem ówczesnych władz, np. osmańskiej) w ogóle przetrwały te pozostałości antyku. Gdyby nie ruszano ich z miejsca, gdzie zostały wzniesione, do naszych czasów nie zachowałoby się nic.

A mój humanizm każe mi żałować nie tylko kamieni, ale i ludzi, którzy wówczas cierpieli. Wymordowanej męskiej populacji Teb, Tyru i Gazy, zniewolonej żeńskiej populacji tych miast. Czasem daję temu wyraz w moich Opowieściach. Tym niemniej jednak chcę zachować elementarną wierność historii, a luki w naszej wiedzy na jej temat wypełnić realistycznymi wydarzeniami. Tak więc piszę o tych wszystkich okropieństwach, bo czuję, że tak właśnie musiały się potoczyć sprawy w tych brutalnych i surowych czasach.

Pozdrawiam
M.A.

A jednak muszę dopisać coś jeszcze do mego i tak długiego komentarza 🙂

Mówisz o Arsamesie „ropucha”, choć jak mi się zdaje określenie to znacznie lepiej pasowałoby do Widarny (fakt, że więcej informacji na jego temat,pozwalających na wyrobienie sobie zdania, Czytelnicy otrzymają dopiero w kolejnym rozdziale). Tworząc postać Arsamesa myślałem sporo o osobie margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Podobnie jak on, Arsames chce dobra swego ludu, tyle, że wbrew temu ludowi, upatruje szans w kolaboracji z silniejszym i zwycięskim okupantem. Obydwaj ponoszą w końcu klęskę, gdy okazuje się, że naród chce czegoś innego, heroicznej chwili, nawet jeśli miałaby być drogo okupiona i ostatecznie nieskuteczna. W tym sensie to faktycznie postać tragiczna.

Pozdrawiam
M.A.

Jeśli, jak sam Napisałeś, więcej dowiemy się o Widarnie z następnych części to z jakiej racji miałbym o nim wiedzieć więcej niż wiem ? A jak narazie z tego co wiem, domyślam się że będzie prowadził jakąś swoją grę. Nie zawsze może to znaczyć że jego przymierze z Kassandrem (Aleksandrem) będzie wieczne. Być może będzie chciał okpić okupanta.

Tutaj trochę się mijamy jak widać z światopoglądem. Arsames, jak sam Napisałeś, chce „dobra” swojego ludu wbrew jemu i w kolaboracji z okupantem. Mamy tu odbicie i ówczesnych czasów gdzie jak wiemy, u władzy również zasiadają ci którzy nie wierzą w samostanowienie własnego Narodu. Którzy zgadzają się z werdyktem francuskich egzystencjalistów że nasz Naród to zwierzęta. Ja nie uznaję takiej postawy więc nie Dziw się że mam i tutaj takie poglądy a nie inne, Arsames jest dla mnie bydlakiem i mendą i nie ma dla mnie zbyt dużego znaczenia na kim się Wzorowałeś. Wspomnij choćby ile szlachty po 45 poszło na współpracę z komunizmem. Zatem widać że nie koniecznie szlachetny ten kto szlachetnie urodzony.

Nie wiem czy akurat ta uwaga jest tu potrzebna. Staram się brać udział w konwersacji na każdy sposób i wypowiadać na każdy zainicjowany, interesujący i podtrzymany temat, gdyż upewniono mnie że jest to raczej dobrze widziane. Gdyby moja obecność okazała się zbyt uciążliwa to wystarczy decyzja redakcji i mnie tu nie ma i to nawet nie na zasadzie banu ale prośby o opuszczenie forum. Oczywiście nie bez żalu ale ja nie potrzebuję dawać upustu swojej mądrości i udzielać każdemu porad czy przymuszać kogoś do brania udziału w mojej aktywności. Niektórym może się to wydawać nieprawdą ale tak jest w 100% i mogę Cię o tym zapewnić.

Co do nurkowania w gorącej wodzie, w grę wchodzi stałocieplność człowieka i współczynnik przenikania ciepła. Ciepło jest przekazywane ciału poprzez kontakt z cieczą na drodze konwekcji, ciecz jest znacznie gęstsza od powietrza więc wymiana jest dużo bardziej intensywna. W grę może wchodzić czas przebywania pod wodą. Wątpię też byśmy byli aż tak sędziwi :D. Myślę że zarówno Ty jak i ja jeszcze nie przekroczyliśmy 50-tki. Ja jeszcze nie jestem ani łysy ani siwy, w ogóle kobiety mi mówią że się ładnie starzeję ;P.

W Perskiej Odysei i innych Twoich powieściach było wiele scen erotycznych przypadających mi do gustu gdyż Twoi bohaterowie przeważnie albo uprawiali seks partnersko albo przebiegał on z męską dominacją ale jeszcze nie wchodził w SM. Tak było przeważnie. No cóż, są to zdecydowanie moje klimaty, nie ukrywam. Bardzo trafne jest również Twoje stwierdzenie że to jak uprawiamy seks, mówi o naszej osobowości. Dla tego nie jest dla mnie niespodzianką że autor na Twoim poziomie wykorzystuje sceny erotyczne także i w tych dodatkowych celach.

Tak to prawda że zezwierzęcenie w bliskowschodnim i orientalnym stylu (wysadzane posągi Buddy przez Taliban) jest szczególnie dotkliwe i bardzo dobrze że zjawiły się tam państwa europejskie by ratować spadek po wielkich cywilizacjach. Jednak to że ludzie deptali swoją historię spowodowane było zawsze ich niskim poziomem świadomości i kultury, a tego się przecież człowiek uczy. Żeby się miał okazję nauczyć to ktoś musi również nauczać. Dostęp zaś do oświaty (że użyję takiego słowa) nie był w starożytnych państwach, powszechny. Dziś już jest trochę inaczej, poziom świadomości niektórych państw bliskiego wschodu jest wystarczająco duży by oddać im choć część zabytków. Na przykład w Iranie i Turcji naucza się kobiety i mężczyzn, powszechnie. To chyba coś znaczy. Jeśli zaś skupimy się na Europie to, żeby nie przedłużać wskażę tylko dwa przykłady. Francję okresu wczesnego Bonapartyzmu i Polskę zarówno pod zaborami jak i podczas wojen. Aleksandrosie, przecież my nie sprzedawaliśmy swych obrazów po cenie drewna i płótna a jednak od nas wyjeżdżały. Większość z nich do tej pory nie wróciła a przecież państwa UE przyjmując nas, podpisały z nami traktat w którym nazywają nas „równymi”. Zatem podtrzymuję fakt rabunkowej polityki co najmniej Niemców także i w czasach obecnych i zapewne jeszcze bardzo długo. Teraz drugi przypadek, Francja w okresie rewolucji Napoleońskiej kiedy wieszano szlachtę lub wysiedlano ich z dworków. Osiedlano tam lud, lud który palił na środku podłogi ogniska ze skrzypiec i kontrabasów, obrazów i książek. A to przecież nie było gdzieś w Persji tylko w sercu zachodniej Europy i w państwie narodowościowym, co najważniejsze mniej więcej jednolitym etnicznie (jeszcze). Takie barbarzyństwo nie jest jak widać specyfiką jedynie bliskowschodniej dziczy. Pojawia się periodycznie ale zaskakująco, zbieżne jest z zaprzestaniem lub brakiem pracy u podstaw która potrzebna jest w absolutnie każdym, nowoczesnym społeczeństwie.

Dziękuję za odpowiedź na pytania, tak myślałem że Odpowiesz właśnie w ten sposób.

Pozdrawiam,
Mick

Micku, nie przejmuj się tym, co mówi Aleksander. To naturalne, że jemu jako Autorowi zależy głównie na omawianiu jego dzieła 🙂

Ja natomiast doceniam każdy komentarz i każdą dyskusję pod naszymi tekstami – bez względu na ich tematykę – a to ja tu jestem od banowania 😉

Ależ Micku,

moja uwaga nie miała w sobie ani szczypty złośliwości czy wyrzutu. Po prostu ucieszyłem się, że po rozbudowanym offtopie (w którym sam przecież, z duża przyjemnością, brałem udział), dyskusja wróciła do najnowszego rozdziału Perskiej Odysei. Doprawdy, nie masz się o co obrażać 🙂

Natomiast pisząc o wątkach pobocznych (nie)poruszonych w rozdziale miałem na myśli kastrację (która poruszona została) i obrzezanie (o którym nawet nie wspomniałem). Offtopy mają to do siebie, że pączkują. To, co zaczęło się od przypadłości Iszana poszybowało w bardzo interesującą stronę.

Pozdrawiam
M.A.

Nie obraziłem się. Jeszcze nie tym razem ;).

Neferze, większość buntów tego typu była źle zorganizowana i prowadzona. Przypomnijmy sobie nasze powstania : kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe czy warszawskie. Że znanych mi rebelii tylko Kuba i Chiny czyli Mao Zedong i Fidel Castro utrzymali się dożywotnio u władzy. Poza tym mieszkańcy takich miast nie byli wytrawnymi wojownikami. Nie mogli więc prowadzić równorzędnej walki z wyszkolonymi weteranami armii Kasandra.

S.,

To prawda, powstania i rebelie zwykle są słabo przygotowane i wiele zależy tu od stopnia organizacji i determinacji drugiej strony. W tym wypadku żołnierzom Kassandra nie zabrakło ani woli, ani wojennego kunsztu, by zmiażdżyć powstanie.

Jeżeli traktować te historyczne rebelie dosłownie, to jedynie Castro zdołał osiągnąć zwycięstwo partyzantką, praktycznie bez wsparcia zewnętrznego, zdołał wywalczyć, a potem utrzymać władzę (już z sowieckim wsparciem). Ale to była przede wszystkim partyzantka wiejska (czyli to, czym zajmowała się moja Jutab, nim rozkaz z Ukrytej Świątyni pokrzyżował jej plany). Za miasta Fidel wziął się dopiero, gdy reżim był już w pełnym odwrocie, a do Hawany wkroczył już po ucieczce Batisty. W tym sensie jego rewolucja zakończyła się sukcesem.

Natomiast w przypadku Mao nie mieliśmy do czynienia z partyzantką ani powstaniem. To była pełnoprawna wojna domowa, z udziałem wielomilionowych armii oraz ingerencją zewnętrznych sił. Armia komunistów otrzymała gigantyczne wsparcie materiałowe i szkoleniowe od ZSRR, nacjonaliści korzystali (ze znacznie skromniejszego) wsparcia USA. Tego nie da się porównać z partyzanckimi działaniami Castro, który korzystał z realnego poparcia społecznego, by toczyć swą podjazdową kampanię.

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz