Perska Odyseja XIII: Siostra satrapy (Megas Alexandros)  4.33/5 (130)

34 min. czytania

John William Waterhouse,
„Martwy, lecz nie zapomniany”

Tej nocy Persowie byli bardzo bliscy zwycięstwa.

Choć mniej liczni od obozujących na przełęczy macedońskich wojsk, uderzyli na nie ze straceńczą śmiałością i niepowstrzymanym impetem. Wpierw roznieśli na szablach i lancach zewnętrzne posterunki, obsadzone przez łuczników z Krety. Następnie spuścili na pogrążonych we śnie nieprzyjaciół istny deszcz ognia. Od płonących strzał zajęły się namioty, w których wypoczywali żołnierze, a także zagrody, gdzie trzymano zwierzęta. Rozszalałe ze strachu konie rozbiły ogrodzenia i wyrwały się na wolność, tratując na wpół rozbudzonych ludzi. Ale to wciąż jeszcze nie był koniec. Jutab, przywódczyni napastników, poprowadziła do ataku na obóz zagon wybornej perskiej jazdy. Kawalerzyści wdarli się między płonące kwatery i rozpoczęli regularną rzeź. Setki Hellenów poniosły śmierć, nie zdążywszy nawet unieść włóczni.

A jednak, pomimo całego zaskoczenia i chaosu, Persowie napotkali opór, który szybko zaczął krzepnąć. Na centralnym placu obozowiska głównodowodzący korpusem Kassander z Ajgaj pospiesznie formował czworoboki falangi. Żołnierze byli wprawdzie zdezorientowani, a widok szalejących wokół pożarów budził w nich grozę, lecz wielomiesięczna, konsekwentna musztra uczyniła swoje – wykonywali rozkazy z żelazną determinacją i biegłością zawodowców. Kiedy na plac wdarła się nieprzyjacielska konnica, zwróciły się ku niej setki macedońskich sariss. Widząc to, rozczarowana Jutab musiała wydać rozkaz odwrotu.

Tymczasem zastępca Kassandra, Jazon, poderwał do walki Traków, Dioksippos zaś – hoplitów z Aten oraz Argos. Jedni i drudzy z furią uderzyli na nieprzyjaciół, którzy wśród płonących namiotów nie byli w stanie wykorzystać swej chyżości ani zdolności manewrowych. W tłoku i zamieszaniu włócznie i rhompaje wpierw zabijały konie, a następnie jeźdźców. Persowie płacili teraz wysoką cenę za swój nocny atak. Próbowali wycofać się z obozowiska, lecz okazało się to trudne – ogień, któremu oddawali cześć, najczystsze z dzieł ich boga, Ahury Mazdy, nagle stanął im na drodze. Wierzchowce nie chciały pędzić zasnutymi dymem uliczkami ani skakać przez płomienie. Rżały rozpaczliwie i stawały na tylnych nogach, wystawiając swe brzuchy na sztychy i cięcia Hellenów.

Sama Jutab o mały włos nie zginęła podczas owego desperackiego odwrotu. Trzy razy zabijano pod nią rumaka. Za każdym razem kolejny Pers zeskakiwał na ziemię i podawał jej wodze swojego. Choć próbowała oponować, nalegali do skutku. Ty jesteś najważniejsza, wołali, przekrzykując bitewny zgiełk. Ty musisz przeżyć. W końcu wyrwała się na wolność, wraz z trzema tuzinami towarzyszy – mniej niż jedną trzecią z tych, których poprowadziła do szarży. Przełykając gorycz porażki, zostawiła za sobą płonące obozowisko i uciekła w dół przełęczy.

Widząc rejteradę kawalerii, perscy łucznicy wstrzymali ostrzał i wkrótce poszli w jej ślady. Zaraz jednak spotkała ich przykra niespodzianka – w pościg za umykającymi ruszyli bowiem Tesalowie. Choć nigdzie nie można było znaleźć dowódcy konnicy, Herakliusza, znalazł się oficer, który stanął na jej czele: olbrzymi i nieustraszony Eurytion z Feraj. Wyjeżdżający na przełęcz jeźdźcy dzierżyli w dłoniach pochodnie, by łatwiej odnaleźć wroga w ciemnościach. Łuny pożarów rozjaśniały wprawdzie niebo bezpośrednio nad obozowiskiem, lecz dalej, między zdradliwymi skałami, nieodzowne stawało się własne źródło światła.

Choć Persowie próbowali się rozproszyć, Eurytion i jego podwładni siedzieli im na karku. Co rusz z mroku dochodził krzyk mordowanego człowieka. Hellenowie, jeszcze niedawno zarzynani jak bezbronne owce, teraz srogo mścili się na napastnikach. Niektórzy z nich, widząc bezcelowość ucieczki, całkiem ją zarzucili. Zwróceni ku ścigającym, posyłali w ich stronę ostatnie strzały, nim sami zostali rozniesieni na lancach. Nikt jednak nie próbował kapitulować. Walczyli do końca, jak przystało na żołnierzy umierającego imperium.

Kiedy wschodni horyzont rozjaśnił wreszcie blask wschodzącego słońca, oczom tych, którzy przeżyli, ukazał się okropny widok. Śnieg pokrywający przełęcz wszędzie był zbroczony krwią i usłany zwłokami. Nad obozowiskiem unosiły się dymy dogaszanych pożarów, zaś w uliczkach wytyczonych między namiotami zalegało mnóstwo ciał. Nieliczni felczerzy krążyli między nimi, szukając rannych. Nie znajdowali ich wielu. Ci, którzy nie zginęli od razu, od miecza czy włóczni, najczęściej i tak nie doczekali świtu – za sprawą krwotoku lub mrozu.

Żołnierzy, którym można było jeszcze pomóc, gromadzono w prowizorycznych lazaretach. Martwych Hellenów – na centralnym placu, by towarzysze broni mogli ich rozpoznać i pożegnać. Ciała perskich kawalerzystów zostały ograbione ze wszystkich kosztowności, oręża, nieuszkodzonych elementów pancerzy, a następnie ciśnięte niedbale, jedne na drugie, poza obręb obozowiska. Zabitych na przełęczy perskich łuczników pozostawiono tak, jak leżeli. Jedynie ocaleni z pogromu Kreteńczycy chodzili między nimi, odbierali niepotrzebne im już strzały i wkładali je do własnych kołczanów.

Zwłoki Herakliusza odnaleziono, gdy poranek przechodził już w przedpołudnie. Choć znajdował się bardzo daleko od kwater swego oddziału, nie ulegało wątpliwości, że poległ w walce, a nie w haniebnej ucieczce. Dowódca tesalskiej jazdy spoczywał na plecach, przeszyty pojedynczym oszczepem. Jego miecz leżał nieopodal. Z urodziwego oblicza emanował spokój i pogodzenie z losem. Podobnie jak inni, został przeniesiony na centralny plac obozu. Tak odnalazła go jego nałożnica, Talia, która dołączyła do niego jeszcze w dalekim Sardis. Na widok młodzieńca wybuchnęła szlochem. Opadła na kolana i zaczęła tulić do siebie ciało kochanka, prosząc, by się zbudził. Potem wzywała na pomoc bogów i złorzeczyła im na przemian. Przypatrujący się tej scenie Jazon w końcu zbliżył się do dziewczyny, pochylił i ujął za ramiona. Delikatnie, acz stanowczo zmusił, by się podniosła. Skierowała na niego brązowe, załzawione oczy.

– Kochałam go… a oni mi go zabrali – rzekła łamiącym się głosem.

– Ja również darzyłem go miłością – cicho odparł dowódca Traków. – Możesz mi wierzyć, Persowie drogo nam za to zapłacą.

Po paru klepsydrach obozowisko zostało wreszcie uprzątnięte. Kassander posłał żołnierzy na poszukiwanie opału. W okolicy brakowało drzew, ale sporo było różnych krzaków, bezlistnych o tej porze roku. Musiały wystarczyć na ogromny stos pogrzebowy, którego płomień miał spopielić ponad pięć setek ciał. Nawet w ciężkich okolicznościach górskiej przeprawy nie wolno było zapomnieć o obowiązkach wobec martwych. Bez stosownego pochówku zostaliby oni skazani na wieczną wędrówkę pomiędzy światem żywych i Hadesem. Bogowie nie wybaczyliby takiego niedbalstwa.

Wezwał też do siebie Dioksipposa, Jazona, a także oficera konnicy, Eurytiona z Feraj, którego śmiałość, odwaga i posłuch, jaki miał wśród żołnierzy, pozwoliły przekuć klęskę w zwycięstwo. Bohater niedawnych zmagań musiał się pochylić, gdy wchodził do generalskiej kwatery. Był prawdziwym olbrzymem. Wyższy od Kassandra o pół głowy, bezwłosy, o tubalnym głosie i przenikliwym spojrzeniu, zdawał się być zbudowany przede wszystkim z mięśni. Niewiele koni, nawet mocnych rumaków z Tesalii, potrafiło unieść go na swoim grzbiecie. Ostatnimi czasy dosiadał jednak potężnego, perskiego wierzchowca. To on poniósł go do bitwy, w której zdobył swe najnowsze zasługi.

– Wzywałeś mnie, generale – rzekł, prężąc się na baczność.

Urodzony żołnierz, pomyślał Macedończyk.

– Eurytionie, będę mówił krótko, bo czasu mamy niewiele. Wczorajszej nocy doskonale się spisałeś. Poprowadziłeś konnicę w momencie, gdy Herakliusz nie mógł już tego uczynić. My odparliśmy uderzenie na obóz, ale to twój kontratak zdziesiątkował nieprzyjaciół. Zasłużyłeś na nagrodę. Zdecydowałem o przyznaniu ci miny w srebrze ze skarbca korpusu i drugiej – z mojej własnej szkatuły.

Tesalowi rozbłysły oczy. Ale Kassander jeszcze nie skończył:

– Poza tym do obsadzenia jest stanowisko dowódcy jazdy. Nie wydaje mi się, bym miał lepszego kandydata niż ty, który już sprawdziłeś się w tej roli. Jesteś na to gotowy?

– Tak, generale. Dziękuję za to wyróżnienie.

– A zatem postanowione. Właśnie dołączyłeś do ścisłego dowództwa korpusu.

– Zobaczysz, że to niełatwy kawałek chleba – stwierdził Dioksippos. – Mimo to winszuję.

Jazon skinął Eurytionowi głową, ale nic nie powiedział. Wszyscy przyjęli to ze zrozumieniem. Wiedzieli przecież, co łączyło go z Herakliuszem.

– Mam prośbę – oznajmił świeżo awansowany Tesal. – Mój poprzednik pozostawił po sobie kobietę. Chciałbym otoczyć ją opieką. Zadbać o to, by nikt jej nie skrzywdził.

Jazon uniósł brwi, szczerze zaskoczony. Dioksippos uśmiechnął się lubieżnie. Kassander zaś przemówił:

– To godne pochwały, że pamiętasz o niej w takiej chwili. Naturalnie, wyrażam zgodę. Wojskowy obóz to nie miejsce dla samotnej niewiasty.

– Raz jeszcze dziękuję. Czy mogę odejść, generale?

– Odejść? – zdumiał się Macedończyk. – W żadnym razie. Masz tu obowiązki, Eurytionie. Rozpoczynamy naradę dowództwa i oczekuję, że ty również zabierzesz na niej głos.

* * *

Mimo wysiłków żołnierzy stos, na którym złożono ciała poległych, nie robił szczególnego wrażenia. Poszukujący opału nie mogli wypuszczać się zbyt daleko, w obawie przed perskimi atakami. Zdesperowany Kassander udał się nawet do taborów korpusu i rozkazał porąbać na drewno większość wozów. Wzniesiona w ten sposób konstrukcja została solidnie oblana łatwopalnym olejem skalnym, którego na co dzień używano do napełniania lamp oliwnych. Dopóki wojsko nie uzupełni zapasów, namioty będą w nocy całkiem zaciemnione. Tych zresztą również brakowało. Wiele całkowicie spłonęło, inne, choć dogaszone, nie nadawały się już do niczego. Ich płótno również posłużyło do umocnienia stosu.

Około południa wszystko było gotowe. W obecności wszystkich oddziałów Kassander, Jazon, Dioksippos i Eurytion podłożyli ogień z czterech stron. Tysiące ludzi patrzyło, jak płomienie ogarniają drewno, badyle, płótno, wreszcie ułożone na tym wszystkim zwłoki. Swąd palących się ciał był trudny do wytrzymania, podobnie jak buchający od stosu żar. Wielu przyglądających się ceremonii, twardych i nieustraszonych mężów, którzy ubiegłej nocy stracili przyjaciół, braci czy po prostu towarzyszy broni, ocierało dłońmi wilgotne policzki. Mogli przynajmniej udawać, że to dostający się pod powieki smolisty dym wyciskał im z oczu łzy.

Jedynie szlochające, odziane w czerń niewiasty – kochanki zabitych oficerów – nie ukrywały swej rozpaczy. W żałobie towarzyszyły im te, które nie utraciły jak dotąd swych mężczyzn. Melisa, nałożnica samego generała, oraz Parmys, jej służąca, podtrzymywały za ramiona łkającą Talię. W pewnym momencie musiały ją wręcz siłą powstrzymać przed wstąpieniem na rozpalony już stos. Inne kobiety ograniczyły się do zwyczajowego w takiej sytuacji zawodzenia i wyrywania sobie włosów z głowy. Baczyły jednak na to, by nie wyrwać ich zbyt wiele. W końcu ich los zależał od tego, czy w najbliższych dniach znajdą sobie nowych protektorów – w miejsce tych, którzy właśnie znikali w płomieniach.

Po drugiej stronie stosu, tak blisko, że ogień osmalał mu twarz, stał dowódca Traków, Jazon. Szeroko otwartymi oczyma patrzył w szalejący żywioł. W dłoni ściskał ostatnią pamiątkę, jaka została mu po dawnym kochanku – pukiel lśniąco czarnych włosów Herakliusza. Odciął go na chwilę przed tym, jak ciało młodzieńca poniesiono na spalenie. Wargi eleganckiego mężczyzny poruszały się, lecz nikt z żyjących nie słyszał jego słów. Te były przeznaczone dla bogiń Erebu, których specjalnością była zemsta.

– Mieszkanki Podziemia, boskie Erynie, wysłuchajcie mnie! Wy, które karzecie niegodziwe czyny i ścigacie zbrodniarzy, wysłuchajcie mnie! Niestrudzona Alekto, mściwa Tyzyfone, nienawistna Megajro, wysłuchajcie mnie! – przemawiał cicho zhellenizowany Trak. – Niegodziwi, atakujący z mroku nocy Persowie zgładzili mojego oblubieńca, Herakliusza. Choć macie wszelkie prawo, by się nimi zająć, zaklinam was, byście tego nie czyniły. Zemstę pozostawcie mnie. Przysięgam, że będzie straszliwsza niż wszystko, co wy potraficie uczynić. Każdy, kto przyłożył rękę do tej zbrodni, skona w męczarniach. Przedtem jednak odbiorę mu to, co ma najdroższego. Zmuszę, by patrzył, jak umierają jego brat, żona, matka albo syn. Zburzę jego dom i zasypię pole solą. Którędy przejdę, tam pozostanie po mnie pustynia.

Zdawało mu się, że w łoskocie płomieni usłyszał pełen satysfakcji pomruk straszliwych bogiń. Mocniej zacisnął palce na odciętym puklu. Czuł, że czeka go wielkie i okrutne dzieło, które zapisze się krwawymi zgłoskami w historii Persydy. Lecz miał również przekonanie, że posiada dość sił, by mu sprostać. Że nie zabraknie mu zdecydowania, by doprowadzić sprawę do gorzkiego końca. I nie zawaha się przed tym, co konieczne, by osiągnąć cel. Zemsta się dokona i sięgnie wszystkich, którzy zawinili. Jutab zapłaci za swą zbrodnię.

Choć Kassander stał w pewnym oddaleniu od stosu, bijący od niego dym spowijał generała ciemnym całunem. Choć oczy wściekle piekły Macedończyka, zmusił się, by nie odwracać spojrzenia. Chociaż tyle był winien tym, którzy właśnie odchodzili do Hadesu. Gorący wiatr szarpał jego płaszczem, buchające iskry wypalały w odzieniu drobne dziury. On jednak stał i patrzył. Uparty, posępny i zdeterminowany. Po zakończeniu pogrzebu miał się rozpocząć wymarsz korpusu. Jedynie bogowie wiedzieli, co czeka ich w dalszej drodze. On jednak musiał być na to gotowy. Wczorajsza hekatomba nie może się powtórzyć. Nie posiadał dość ludzi, by składać Aresowi tak hojne ofiary.

Kiedy stos wciąż jeszcze płonął jasnym płomieniem, pierwsze oddziały zaczęły opuszczać centralny plac obozowiska i formować kolumnę marszową. Na dogaszenie ognia mieli tu czekać jedynie ochotnicy, nad którymi dowództwo objął Dioksippos. Ich zadaniem było pozbieranie i zabranie ze sobą zmieszanych popiołów. Kassander zamierzał wznieść poległym dumny grobowiec, w którym będą one mogły zostać złożone. Z tym jednak trzeba było poczekać, aż korpus dotrze w bezpieczne miejsce. Być może stanie się to możliwe dopiero w cieniu wysokich murów Persepolis.

* * *

Marsz trwał do późnej nocy. Talia zachowała z niego niewiele wspomnień. Wóz, którym podróżowała razem z kochanką generała, jej niewolnicą oraz paroma innymi niewiastami, został przykryty namiotowym płótnem – dla ochrony jego pasażerek przed dokuczliwym mokrym śniegiem oraz niechcianymi spojrzeniami żołdaków. W ciemności i zaduchu siedziała z opuszczoną głową, nie dając się wciągnąć do rozmów towarzyszek podróży. Myślała o Herakliuszu, rozpamiętywała dni i noce, które dane im było spędzić razem. Tak niewiele czasu otrzymali… Nieco ponad dwa miesiące, które upłynęły od pierwszego spotkania w Sardis… Spotkania, za które zwykła dziękować bogom. Teraz zdawało jej się wszakże, że ci okrutnie z niej zakpili.

Herakliusz… Przystojny, silny, odważny. Wcale nie był jej pierwszym mężczyzną. Jako Lidyjka przywykła przecież do sprzedawania ciała obcym za kilka miedzianych drachm. Niewiasty z Sardis od wieków zbierały w ten sposób pieniądze na swój posag, niejako przy okazji oddając hołd Afrodycie. Talia miała ku temu szczególnie wiele okazji, usługując w tawernie ojca… Zatem pomimo młodego wieku miała już wielu kochanków. A jednak młody Macedończyk zdołał wywrzeć na niej silne wrażenie. Tak silne, że ledwie parę klepsydr po tym, jak się poznali, uratowała mu życie, stawiając na szali własne. Wspólna ucieczka z otoczonej przez nieprzyjaciół gospody, a potem z miasta – te dramatyczne przejścia związały ich ze sobą mocniej, niż mogła się spodziewać.

A teraz, kiedy odszedł, została całkiem sama. Nie, nie zastanawiała się wcale nad tym, co z nią dalej będzie. Ból po stracie był zbyt świeży, wypierał wszelkie racjonalne myśli oraz kalkulacje. Niekiedy stawał się tak silny, że Talia pragnęła odebrać sobie życie. Dlatego też, kiedy zapłonął pogrzebowy stos, ruszyła w jego stronę… Tylko ramiona innych niewiast zniweczyły jej zamiar. Sama nie wiedziała, czy ma być im za to wdzięczna, czy raczej przekląć je za niechcianą i nieproszoną interwencję. Trwała zatem nadal, w bezczynności i otępieniu, a wóz podskakiwał na nierównym gruncie.

Był jednak ktoś, kto myślał o jej przyszłości. Rodaczka Talii, niewolnica Parmys, przysunęła się do Melisy.

– Pani? – szepnęła, dyskretnym ruchem głowy wskazując pogrążoną w żałobie Lidyjkę. – Jeśli mogę być tak śmiała… Myślę, że powinnaś pomówić o niej z dostojnym generałem.

– W jakim celu? – odpowiedziała równie cicho Jonka.

– Zapewnienia jej opieki. Spójrz na nią, pani. Bez swego mężczyzny jest całkiem bezbronna. W tej armii nie brakuje ludzi, którzy zechcą to wykorzystać.

Melisa zastanowiła się nad tym, co usłyszała. Spod opuszczonych powiek popatrzyła też na Talię. W gęstym półmroku niewiele mogła dostrzec, lecz przecież doskonale pamiętała, jak tamta się prezentuje. Urodziwa twarz, bardziej dziewczęca niż kobieca. Duże piwne oczy, patrzące na świat z łagodnością i uwagą. Spięte w warkocz brązowe włosy. Rysujące się pod suknią niewielkie, ale krągłe piersi… Tak, bez wątpienia spodobałaby się Kassandrowi. Czy na tyle, by zgodził się otoczyć ją „opieką”? I czy ona sama chce wprowadzić do kwatery generała rywalkę? Już i tak musiała konkurować o względy Macedończyka z własną służącą… Teraz byłaby już nie jedną z dwóch, lecz jedną z trzech niewiast zaspokajających jego potrzeby.

Zaraz jednak skarciła się w duchu za owe niegodne myśli. Tak mogła postrzegać świat Mnesarete, egoistyczna i zaborcza, pragnąca wszystkiego tylko dla siebie. Wszak Melisa przysięgała sobie, że nigdy nie upodobni się do dawnej właścicielki. Otrzymała od Kassandra wiele dobrego, lecz nigdy się nie łudziła, że będzie go mieć na wyłączność. Tymczasem sytuacja Talii była w istocie rozpaczliwa. Jonka musiała coś zrobić, by jej pomóc. Nawet gdyby miało to oznaczać, że Macedończyk będzie rzadziej niż dotychczas odwiedzał jej alkowę.

– Twa rada jest szlachetna i roztropna, Parmys – odpowiedziała niewolnicy. – Dziękuję ci za nią. Przy pierwszej okazji porozmawiam z Kassandrem. Nie sądzę zresztą, by wymagał wiele przekonywania…

W końcu korpus zatrzymał się na zasłużony odpoczynek. Kwatera głównodowodzącego była jednym z pierwszych namiotów rozbitych w nowym obozowisku. Z pomocą służki Melisa odświeżyła się nieco po długiej i męczącej podróży. Użyła nawet trochę wonnych olejków, które zostały jej po Mnesarete. Wybrała jednak te, po które dziewczyna z Argos sięgała najrzadziej. Chciała, by Kassander był dobrze nastawiony do jej prośby, nie pragnęła mu zatem przypominać o swojej poprzedniczce. Potem zaś, ubrana w pociągający swoją niewinnością biały peplos z odsłoniętymi ramionami, cierpliwie czekała na powrót Macedończyka. Ich wspólną sypialnię oświetlała tylko jedna lampa oliwna – ograniczenia w użyciu skalnego oleju dotknęły nawet generalską siedzibę. Spoglądając na samotny płomyk, Jonka pogrążyła się w myślach.

Kassander późno wrócił na swoją kwaterę. Chyba spodziewał się, że jego nałożnica będzie już dawno spała, bo był wyraźnie zaskoczony, widząc ją na nogach. Jonka zbliżyła się do niego i uniosła na palcach, by złożyć na wargach Macedończyka lekki pocałunek. Potem zaczęła mu pomagać z wiązaniami napierśnika.

– Tak długo cię nie było… – szepnęła, gdy pozbywał się zbroi. – Stęskniłam się…

– Musiałem poczekać, aż dołączy do nas Dioksippos z ochotnikami… Istniała groźba, że zostaną napadnięci przez Persów. Wtedy musielibyśmy ruszyć z odsieczą. Ale nic takiego się nie stało. Chyba poprzedniej nocy mocno ich wykrwawiliśmy…

Melisa uklękła przed Kassandrem i zajęła się jego wysoko wiązanymi, kawaleryjskimi sandałami.

– Cieszę się, że żadne nieszczęście nie spotkało dostojnego Dioksipposa i jego ludzi. Zginęło wczoraj tylu dobrych mężów…

– To prawda. Szczególnie boleję nad Herakliuszem. To był śmiały żołnierz i dobry kompan podczas sympozjonów…

– Właśnie o nim chciałam z tobą porozmawiać. – Jonka podniosła się z kolan i spojrzała w głęboko osadzone oczy generała. – A raczej o jego kochance, Talii…

Następnie przedstawiła swoją prośbę. Długie oczekiwanie pozwoliło jej dobrze przygotować mowę, dobrać właściwe słowa oraz argumenty. Spodziewała się, że Kassander nie odmówi, tym bardziej że w ostateczności to właśnie on skorzystałby na przyjęciu Lidyjki do swego najbliższego grona.

– Jestem pewna, że nie pożałujesz tej decyzji – zakończyła. – Jeśli chodzi o mnie, mogę ci przysiąc, że nie będę zazdrosna o Talię. Traktuję ją jak siostrę, z którą łączy mnie wspólnota losu. Ja miałam szczęście, bo żyjesz i jesteś zdrowy. Dla niej Tyche nie była tak łaskawa.

Umilkła, oczekując werdyktu Macedończyka, który słuchał jej słów w milczeniu, a jego twarz pozostała przez cały czas nieodgadniona. Dopiero teraz nagrodził Jonkę znużonym uśmiechem.

– Wygłosiłaś przemówienie, którego nie powstydziliby się Hipereides, Demostenes czy sam Dionizjusz z Faleronu – rzekł, spoglądając jej w oczy. Melisa poczuła, że udało jej się mu zaimponować. – Okazałaś też przyjaciółce wielką hojność i wspaniałomyślność. Tym samym raz jeszcze dowiodłaś, jak bardzo różnisz się od Mnesarete. Dlatego z chęcią spełniłbym twą prośbę. Niestety, w sprawie Talii podjąłem już inną decyzję. Możesz być jednak pewna, że nic jej nie zagraża. Żaden łotr nie ośmieli się podnieść na nią ręki. A jeśli nawet spróbuje, to szybko rękę straci…

Poczuła, że napięcie, które narastało w niej od rozmowy z niewolnicą, nagle znika gdzieś bez śladu. Pogodziła się już z tym, co musiała poświęcić, by pomóc Talii… Okazało się jednak, że ta ofiara wcale nie była konieczna. Macedończyk znalazł inne rozwiązanie problemu, takie, które nie odsunie go od jońskiej kochanki… Była mu za to głęboko wdzięczna. By to wyrazić, postąpiła krok naprzód i wtuliła głowę w twardy tors generała.

– Dziękuję ci, Kassandrze – szepnęła, do głębi poruszona. – Dziękuję za to, że choć dowodzisz wielką armią, pamiętasz nawet o tak nieistotnych sprawach, jak los osamotnionej dziewczyny…

Pogładził dłonią jej długie, czarne włosy.

– Skoro to już jest wyjaśnione, czas nam udać się na spoczynek. To był długi, ciężki dzień. Wątpię, by jutro było łatwiej.

– Chcesz już iść spać?

Jonka starała się, by w jej głosie nie dało się usłyszeć zawodu. Tak długo czekała na powrót Macedończyka… Musiał być naprawdę wyczerpany, by zrezygnować z rozkoszy, jaką pragnęła mu ofiarować.

Generał pochylił się nad nią. Wciągnął w nozdrza orientalną woń olejków, które wtarła w swoje ciało. A w jego zmęczonych oczach pojawił się znajomy błysk.

– Nic nie mówiłem o spaniu. Wszak odpoczywać można na wiele sposobów…

Jakby na potwierdzenie tego, o jakie sposoby mu chodzi, dłoń Kassandra zacisnęła się na pośladku Melisy.

* * *

Talia błądziła bez celu po rozbijanym obozowisku. Obojętnie patrzyła na stawiane namioty, słuchała rozmów trudzących się przy tym żołnierzy, ignorowała zaczepki ze strony najbezczelniejszych spośród nich. Ci zresztą prędko milkli, odciągani przez bardziej spostrzegawczych kompanów, którzy wskazywali im czarny himation skrywający włosy i ramiona Lidyjki. Nikt więc nie narzucał się jej szczególnie nachalnie. Nawet jurni wojacy szanowali żałobę po swym towarzyszu broni.

Wojsko miało spędzić noc na stromym, kamienistym wzniesieniu, górującym nad przełęczą. Bez wątpienia wybrano je z uwagi na walory obronne, lecz przebywanie tu wiązało się również z licznymi niewygodami, wśród których najbardziej dokuczliwą stanowił przenikliwy, szarpiący odzieniem wiatr. Na nagim, pozbawionym roślinności wzgórzu nie było się przed nim jak schronić. Choć Talia przyciągała do siebie poły himationu, szybko przemarzła. Drżąc z zimna, rozglądała się bezradnie, nie wiedząc, dokąd pójść i co ze sobą począć.

W końcu trafiła do części obozowiska przeznaczonej dla tesalskiej konnicy. Gdy zobaczyła duży namiot, który jeszcze poprzedniej nocy należał do Herakliusza, jej serce zabiło szybciej. Ruszyła w tamtą stronę, wiedziona jakimś irracjonalnym impulsem. Przed kwaterą płonęło nieduże ognisko, zbudowane z gałęzi okolicznych krzewów. Wokół niego siedzieli, pijąc ze wspólnego bukłaka, oficerowie, którzy jeszcze niedawno służyli pod komendą jej ukochanego. Najwyższy z nich wszystkich, potężnie zbudowany i całkowicie łysy mężczyzna na widok Lidyjki podniósł się z ziemi. Wiedziała, że ma na imię Eurytion i dowodzi jednym z pododdziałów jazdy. Nigdy jednak nie zamieniła z nim więcej niż parę słów.

– Talio – rzekł głębokim głosem. – Masz moje współczucie. Herakliusz był mi wodzem, ale i bratem. Wszyscy tutaj go kochaliśmy.

Skinęła głową, lecz nic nie odpowiedziała, bo coś mocno ścisnęło jej gardło. Ogromny mężczyzna zbliżył się do niej, a potem niespodziewanie ujął ją za ręce.

– Zapewne niepokoisz się o to, co stanie się z tobą teraz, kiedy straciłaś opiekuna i obrońcę. Spieszę rozproszyć twój lęk. Generał oddał cię pod moją pieczę. Zatroszczę się, by niczego ci nie brakowało.

– Dziękuję… – zdołała z siebie wydusić, spoglądając na ziemię. Powinna się ucieszyć, że nie jest już sama, lub wręcz przeciwnie – zezłościć, że obcy ludzie dysponują nią jak pospolitą niewolnicą. Czuła jednak tylko ziejącą w jej sercu pustkę.

– Panowie, starczy na dziś pijaństwa – Eurytion rzekł do pozostałych oficerów, ci zaś posłusznie zerwali się z ziemi. – Spróbujcie się trochę wyspać. Dobrej nocy.

Kiedy zostali sami, gestem zaprosił Talię do namiotu.

– Otrzymałem tę kwaterę wraz z dowództwem – wyjaśnił – lecz pragnę, byś czuła się w niej jak u siebie. Dopilnowałem, by dostarczono tu cały twój dobytek. Wejdź, rozgrzejesz się i odpoczniesz.

Zrobiła, jak sobie zażyczył. Wnętrze oświetlała jedna tylko lampa oliwna. W jej wątłym blasku zobaczyła posłanie ze zwierzęcych skór, niski zydel, własną skrzynię na ubrania i inne drobiazgi. Niegdyś przytulne wnętrze, w którym spędziła z Herakliuszem wiele miłych chwil, teraz wydało jej się obce i odstręczające. Ale przynajmniej nie docierał tutaj ten okropny wiatr.

Za plecami poczuła czyjąś obecność, więc obróciła się powoli. Eurytion stał w otworze wejściowym – czy raczej wypełniał go w pełni swą potężną postacią. Światło lampy odbijało się w jego nieodgadnionych oczach. Te zaś utkwione były w Talii.

– W twoim życiu nie zmieni się dużo – oznajmił, postępując krok naprzód. – Byłaś nałożnicą dowódcy jazdy i nadal nią pozostaniesz. Zachowasz wszystkie związane z tym przywileje. A także wszystkie obowiązki.

Kolejny krok sprawił, że stał tuż przy Lidyjce i spoglądał na nią z góry. Ona trwała w bezruchu, próbując pojąć, co do niej mówił. W końcu bardzo powoli uniosła głowę.

– Nie zmieni się dużo? – spytała głucho.

– Jedynie kutas w twojej cipie. – Gdy ich rozmowie nie przysłuchiwali się inni żołnierze, niedawna uprzejmość Tesala ustąpiła miejsca brutalnej dosadności. Dziewczyna poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.

– Jestem w żałobie – szepnęła. – Jak śmiesz…

Silne dłonie ujęły ją za ramiona. Eurytion zebrał w nich materiał himationu i rozsunął na bok jego poły. Choć Talia miała na sobie ciepły, wełniany peplos, kiedy on patrzył na obleczone nim ciało, zawstydziła się, jakby była całkiem naga.

– Żałoba jest dla żon – wycedził. – A nie dla dziwki z pieprzonego Sardis.

Palce wniknęły pod niewielki dekolt i mocno chwyciły materiał. Nim zdążyła cokolwiek przedsięwziąć, gwałtownym szarpnięciem rozerwał jej suknię i obnażył piersi. Zareagowała odruchowo, jak wtedy gdy w tawernie ojca radziła sobie z nachalnymi, lecz nie dość hojnymi klientami – spoliczkowała go, wkładając w to całą siłę ramienia. Nawet nie zmrużył oczu. Za to gdy oddał cios, na odlew, wierzchem dłoni, poleciała w tył, zatrzymując się dopiero na podtrzymującej namiot solidnej belce. Siła uderzenia zamroczyła Lidyjkę. Tymczasem Eurytion dopadł do niej i chwycił za gardło. Drugą ręką kontynuował zdzieranie sukni. Próbowała drapać mu paznokciami nadgarstek, lecz wcale na to nie zważał.

Gdy miała już na sobie jedynie strzępy peplosu, pchnął ją na posłanie. Pochylił się i znów spoliczkował, by całkiem już złamać jej opór. Leżała więc nieruchomo, z głową odrzuconą na bok, podczas gdy potężny kawalerzysta mościł się wygodnie między jej udami. Kiedy poczuła żołądź ocierającą się o srom, jedynie zadrżała. Dopiero gdy wdarł się w nią mocno i głęboko, wrzasnęła z bólu. Jak wszystko w tym mężczyźnie, jego penis również był ogromny. Z trudem torował sobie drogę, druzgocząc wszelkie przeszkody. Eurytion opadł na Lidyjkę całym ciałem, odbierając oddech. Ręce unieruchomił jej nad głową i nie zważając już na nic, skupił się na gwałtownych sztychach.

Niezdolna, by przeciwstawić się Tesalowi, wstrząśnięta jego brutalnością, Talia stała się całkiem bierna. Jedynie wyrywające się z ust przepełnione cierpieniem jęki świadczyły o tym, że wciąż żyje, jest przytomna i świadoma wszystkiego, co się z nią dzieje. Zresztą, nawet one ucichły, kiedy mężczyzna obrócił ją na brzuch, bezwolną niczym szmacianą lalkę, by posiąść od tyłu. Lidyjka zacisnęła zęby na poduszce i zamknęła oczy. Wstrząsana silnymi pchnięciami, modliła się tylko o to, by Eurytion prędko skończył i zostawił ją wreszcie w spokoju.

Tej nocy bogowie nie byli jednak dla niej łaskawi. Po pierwszym szczytowaniu kawalerzysty otrzymała wprawdzie parę chwil wytchnienia. Lecz nienasycony olbrzym wcale nie zamierzał udawać się na spoczynek. Niedługo potem znów zainteresował się zwiniętą w kłębek, łkającą cicho Lidyjką. Nim nadszedł litościwy świt, Talia w pełni pojęła, jak bardzo zmieni się teraz jej życie. A potem zapragnęła jak najrychlej dołączyć do Herakliusza w zaświatach.

* * *

Silny wicher wył nad wzgórzem i poruszał płóciennymi ścianami generalskiej kwatery.

Jonka leżała na boku, z nogami przyciągniętymi blisko brzucha i ugiętymi w kolanach. Macedończyk był tuż za nią. Na piersi czuła zaciskające się miarowo palce, na karku zaś długie, jakby leniwe pocałunki. Przede wszystkim jednak głęboko w sobie czuła pulsującą męskość Kassandra. Tej nocy kochali się tak, jak lubiła najbardziej. Powoli, bez pośpiechu, celebrując każdy ruch oraz pieszczotę. Niemal czule, co w przypadku tego bezwzględnego mężczyzny było czymś doprawdy niecodziennym. Zmęczenie nie osłabiało wprawdzie jego żądzy, lecz zdawało się tłumić gwałtowność. Melisa musiała w duchu przyznać, że bardzo jej to odpowiadało.

Niespiesznie obróciła ku niemu głowę. Ich usta złączyły się w długim pocałunku. Biodra Macedończyka przywarły do pośladków Jonki najściślej, jak to tylko możliwe. Pokaźny członek wypełnił jej pochwę po brzegi. Zadrżała z przyjemności i otuliła go sobą. Szkoda, że to nie może trwać wiecznie, pomyślała. Że ta noc musi dobiec kresu, zaś dzień, który po niej przyjdzie, znowu ich rozdzieli. Gdy spotkają się pod wieczór, Kassander będzie już w innym nastroju i zapragnie czegoś odmiennego. Jedyne, co pozostało Melisie, to korzystać, póki idealnie trafiał w jej potrzeby.

Macedończyk stopniowo wzmagał siłę swoich ruchów. Dziewczyna pojęła, że zbliża się do szczytu. Jej również niewiele brakowało. Uniosła rękę, sięgnęła za siebie i zanurzyła palce we włosach kochanka. Teraz całował ją po szyi, policzku, za uchem, chyba nieświadomie pobudzając tamtejsze epicentra rozkoszy. Melisa wydała z siebie jęk i zaczęła wychodzić naprzeciw jego pchnięciom. Dłoń mężczyzny zsunęła się z niewielkich wzgórz jej biustu i powędrowała niżej, po równinie brzucha, w dolinę łona. Kiedy dotarła do łechtaczki, Jonka zacisnęła na niej uda i cicho zakwiliła.

Długo przeżywała swą ekstazę, wygięta w łuk, na wpół omdlała, z zaciśniętymi wargami, by powstrzymać cisnący się na usta krzyk. Kassander nie miał podobnych oporów – swą przyjemność oznajmił światu głośnym, ochrypłym pomrukiem. Nie próbował też przed orgazmem wycofać się z jej ciała. Dlatego mogła się delektować kolejnymi uderzeniami strumieni nasienia, rozlewających się w jej pochwie.

Kiedy w końcu ochłonęła, a w podbrzuszu dogasły ostatnie iskry rozkoszy, poczuła, że jest coś, co musi wyznać Macedończykowi. Że nie wolno jej z tym dłużej zwlekać, bo ta chwila bezpowrotnie przeminie, a przyszłość jest wszak nieodgadniona. Nie tracąc czasu, obróciła się w stronę kochanka. Pozwoliła nawet, by tracący już sztywność członek opuścił jej wilgotne wnętrze. To, co miała do powiedzenia, było zbyt ważne, by przejmować się takimi drobiazgami.

– Kassandrze, chcę, żebyś wiedział… – zaczęła, gotowa w pełni się przed nim otworzyć, odsłonić wszystkie, najgłębiej skrywane tajemnice. Drżąca z niepewności, czy z jego strony może liczyć na wzajemność…

Spojrzała mu w twarz. Kanciastą, naznaczoną kilkoma bliznami od miecza oraz bruzdami wielu zgryzot, lecz teraz wygładzoną spokojem, jaki zsyła jedynie Hypnos. Musiał zasnąć chwilę po tym, jak zakończyli miłosne igraszki. Melisa otarła z powiek łzy wzruszenia, a potem pogładziła mu policzek.

– Innym razem, najdroższy – szepnęła tak, by go nie zbudzić. – Śpij dobrze i odzyskuj siły. Jutro wszyscy będziemy cię potrzebowali…

* * *

Choć wielu żołnierzy Kassandra spędziło tę noc bezsennie, nie zdjąwszy nawet pancerzy, w pełnej gotowości bojowej, Persowie nie powtórzyli swej napaści. Nie pojawili się także nazajutrz, gdy wojsko kontynuowało marsz przełęczą, opadającą teraz mocno w dół. Osiem następnych dni również upłynęło spokojnie. Korpus opuścił wreszcie góry Zagros i wyszedł na kamienistą wyżynę. Drogi po tej stronie masywu były gorsze niż w Mezopotamii i Elamie, umożliwiały jednak szybkie posuwanie się naprzód. W końcu, pod wieczór dziewiątego dnia od opuszczenia obozu na wzgórzu, oczom Macedończyków, Hellenów i Traków ukazał się cel ich wędrówki. Słynne na cały świat miasto-pałac, siedziba władców z rodu Achemenidów, dumne Persepolis.

Czy raczej to, co z niego zostało.

Spoglądając na ceremonialną stolicę dawnego królestwa, wzniesioną na stoku i u podnóża góry Rahmat, Kassander doznał głębokiego zawodu. Widział już kilka wielkich metropolii perskiego imperium: grecki Efez, lidyjskie Sardis, wreszcie elamicką Suzę. Wszystkie one były większe i rozleglejsze od Persepolis. Miasto wzniesione z szarego wapienia wydawało się tylko nieistotnym dodatkiem do ogromnego kompleksu pałacowego, położonego na skalnym tarasie. Budowle tworzące kompleks z pewnością kiedyś imponowały – zarówno bogactwem, jak i rozmiarami. Niestety, obecnie zostały z nich tylko wypalone ruiny. Ktoś bardzo przyłożył się do dzieła zniszczenia – pożar musiał płonąć długo i rozprzestrzeniać się swobodnie, jakby nikt nie próbował stawiać mu tamy.

Kiedy korpus zbliżył się na dziesięć stadiów do miejskich bram, te otworzyły się i wyjechał przez nie liczący blisko stu mężów oddział konnicy. Kassander, który dołączył do straży przedniej, tworzonej tego dnia przez tesalską jazdę Eurytiona z Feraj, zdumiał się, widząc nadciągających. Była to pstrokata zbieranina, niepodobna do jakiejkolwiek formacji w armii króla Aleksandra. Kawalerzyści mieli na sobie łuskowe pancerze pokryte czerwoną, złotą lub imitującą miedź emalią. Ich płaszcze również mieniły się kolorami – błękitem, szafranem, lawendą i purpurą. Nosili długie, usztywnione olejkami brody i wysokie, szpiczaste hełmy ozdobione barwnymi kitami.

– Czyżby Persowie odzyskali swą stolicę? – zdumiał się głośno Macedończyk. – Jeśli tak, to czemu wyjeżdżają nam naprzeciw w tak nielicznej grupie?

– Spójrz, generale – Eurytion wskazał przed siebie ramieniem. – Niosą królewski sztandar!

Faktycznie, jadący na przedzie żołnierz dzierżył w rękach proporzec ze srebrną gwiazdą Argeadów. Gdy tajemniczy kawalerzyści podjechali bliżej, ich dowódca wysunął się na czoło oddziału. Był odziany szczególnie bogato i jako jedyny nie włożył pancerza, nie posiadał też lancy ani tarczy. Dopiero jego wygląd przekonał Kassandra ponad wszelką wątpliwość, że nadciągający mają pokojowe zamiary.

– Witajcie, Macedończycy! – przemówił nieuzbrojony. Miał długie, czarne, kręcące się włosy, oliwkową cerę, spiczastą brodę i inteligentne spojrzenie. – Cieszę się, że was widzę. Od dnia, w którym otrzymaliśmy list od Ksenofilosa, niecierpliwie oczekiwaliśmy waszego przybycia. Na imię mi Arsames i z woli króla Aleksandra jestem nowym satrapą Persydy.

A także bez wątpienia Persem, stwierdził w myśli generał. Fakt ten zdumiał go i nieprzyjemnie zaskoczył. Podczas swej wędrówki przez podbite imperium poznał szereg zarządców miast, regionów i prowincji. Jednak wszyscy oni – od władającego Sardis Andromenesa po dowodzącego Suzą Ksenofilosa – byli rodowitymi Macedończykami. Najwyraźniej tu, w sercu dawnego państwa Achemenidów, polityka królewskich nominacji uległa zmianie. Kassandrowi wcale się to nie podobało. Nie był to jednak czas i miejsce, by kwestionować decyzje, na które i tak nie miał wpływu. Dlatego przedstawił się satrapie i pokrótce oznajmił, czego potrzebuje.

– Moi żołnierze wymagają odpoczynku i wytchnienia. W górach Zagros uderzyły na nas znaczne siły buntowników. Odparliśmy ich, lecz nie bez strat. Mamy też sporo rannych, którym należy pilnie udzielić pomocy. Ja natomiast chciałbym wiedzieć, gdzie przebywa król Aleksander i jego armia.

– Myślę, że będę mógł zadośćuczynić wszystkim tym potrzebom – odparł Arsames. – Nasz łaskawy pan puścił wprawdzie z dymem królewskie pałace, ale pozostawił w spokoju koszary Nieśmiertelnych. Czwartą ich część zajmuje obecnie garnizon Persepolis. Czy mogę spytać, ilu ludzi ze sobą wiedziesz?

– Nieco ponad trzy tysiące.

– W takim razie pomieścimy ich wszystkich bez trudu. Kiedyś stacjonowało tam dziesięć tysięcy gwardzistów Achemenidów. Twoi żołnierze przekonają się, że kwatery, które obejmą, są niezwykle przestronne, wygodne i malowniczo położone.

– Nie potrzeba im luksusów. Są mężczyznami, a nie… – Kassander urwał w pół zdania. Odruchowo chciał rzec „a nie perskimi słabeuszami”, lecz uświadomił sobie, że już na wstępie uraziłby rozmówcę, którego życzliwości mógł jeszcze potrzebować. Dlatego dokończył: – A nie delikatnymi niewiastami. Wystarczy im w pełni, gdy będą się mogli wyspać bez lęku przed nocnym atakiem.

– A zatem buntownicy porządnie zaszli wam za skórę. – Satrapa udał, że nie słyszał zawieszenia głosu Macedończyka i nie domyślił się, co mogło ono oznaczać. – Mogę obiecać, że w obrębie murów nic nam nie grozi. Twoi ludzie będą mogli odpocząć w spokoju. Pojedziemy, dostojny generale?

Macedończyk i Pers zrównali konie i razem ruszyli w stronę bramy. Barwna straż przyboczna satrapy flankowała ich z obydwu stron. Za nimi maszerował cały korpus posiłkowy. Kiedy zbliżyli się do miasta, Kassander zauważył, że na jego murach stoją w równych szeregach falangici, prezentując wypolerowane, lśniące tarcze. A więc nie cały garnizon stolicy składał się z Azjatów. Najwyraźniej Aleksander nie całkiem jeszcze stracił rozum.

– Odpowiadając na twe ostatnie pytanie, nasz łaskawy pan – Arsames po raz drugi odniósł się w ten dziwny sposób do macedońskiego króla – opuścił już Persydę i udał się na północ, do Medii. Ściga cofającego się Dariusza i zajmuje kolejne miasta. Najpewniej zdobył już Ekbatanę, ostatnią ze stolic dawnego imperium. Myślę, że ta wojna nie potrwa wiele dłużej. Achemenidzi się skończyli, przyszłość należy teraz do Argeadów.

Czy to dlatego zdradziłeś swego władcę, Persie? – zastanawiał się Kassander, lecz w żaden sposób nie skomentował jego słów. Zresztą, najwyraźniej Arsames nie był jedyny. Spoglądając na bogate stroje oraz rynsztunek przybocznych kawalerzystów satrapy, Macedończyk domyślał się, że wszyscy oni należą do najwyższej perskiej arystokracji. Zapewne pod Ipsos oraz Gaugamelą służyli jeszcze pod rozkazami króla królów. A potem, gdy ten umknął na północ, znaleźli sobie nowego „łaskawego pana”.

– Powtarzające się klęski Dariusza – Pers zdawał się czytać generałowi w myślach – uświadomiły tym spośród nas, którzy umieli myśleć nie tylko na rozkaz, że Ahura Mazda odwrócił od niego spojrzenie. Natomiast triumfy Aleksandra dobitnie świadczyły, że to on cieszy się bożą łaską.

Wiarołomstwo odziane w religijne szaty. Jakże to wygodne, pomyślał Macedończyk. Przejeżdżali właśnie w cieniu wielkiej bramy Persepolis. Dalej ich droga prowadziła szeroką aleją wytyczoną przez środek miasta. Po obydwu jej stronach zgromadziły się tłumy Persów, które na widok jeźdźców podniosły niezbyt entuzjastyczne wiwaty i zaczęły obrzucać ich płatkami kwiatów.

– Ariobarzanes, mój poprzednik na urzędzie satrapy, był ostatnim, który usiłował stawić mu czoła – ciągnął Arsames. Uniósł rękę, by pozdrowić zgromadzonych, lecz nie przerywał relacji. – Został pobity w Perskich Wrotach, lecz wyrwał się z okrążenia i z niedobitkami swoich wojsk próbował dotrzeć do stolicy. Gdyby mu się udało, tych wszystkich ludzi, których tu widzisz, czekałyby uroki oblężenia: głód, szerzące się choroby, a w końcu szturm i krwawa rzeź po upadku miasta.

– A jednak mu się nie udało?

Nagle Kassander okazał zaciekawienie jego słowami. Opowieść o bitwie w Perskich Wrotach, którą usłyszał w Elamie, była znacznie krótsza i mniej szczegółowa. Dzięki satrapie mógł uzupełnić brakujące informacje.

– Mój brat, Tiridates, dowodzący garnizonem Persepolis zamknął przed nim bramy miasta. Ariobarzanes znalazł się w pułapce między murami a nadciągającym Aleksandrem. Mógł się poddać i ocalić życie, lecz wolał przeprowadzić ostatnią, desperacką szarżę. Domyślasz się, generale, z jakim skutkiem. Po skończonej bitwie Macedończycy wkroczyli do miasta. Tak, jak to było ustalone.

Jeszcze jedna zdrada, tym razem czynna, w samym ogniu walki. Kassander ze wszystkich sił starał się, by w jego wyrazie twarzy oraz słowach nie dało się wyczuć pogardy, jaką odczuwał dla Persa. Nie mógł się jednak powstrzymać przed drobną uszczypliwością:

– Skoro twój brat oddał nam tak znaczące zasługi, czemuż to nie on jest teraz satrapą? – spytał pozornie obojętnym tonem.

Najwyraźniej trafił w bolesny punkt, bo Arsames westchnął ciężko i opuścił głowę.

– Taka była wola naszego łaskawego pana – odpowiedział po dłuższej chwili. – Niestety, Tiridates nie cieszył się długo swoją nominacją. Postanowił bowiem poślubić siostrę Ariobarzanesa, młodą dziewczynę o ognistym usposobieniu. Ostrzegałem go, że to zły pomysł, lecz gdy tylko ją ujrzał, prowadzoną wśród jeńców po bitwie pod murami… całkiem stracił rozsądek.

– Co robiła siostra martwego satrapy na polu bitwy? – zdziwił się Macedończyk.

– Walczyła, w pancerzu oraz z szablą w dłoni. Taka to była dziewka! – W słowach Arsamesa nie było ani krzty szacunku dla tak niezwykłej niewiasty. – Brat pozwalał jej stanowczo na zbyt wiele. W ogóle nie uznawała faktu, że jej miejsce jest w haremie, a nie pośród żołnierzy.

Nareszcie się z czymś zgadzamy, stwierdził w duchu Kassander.

– Czuję, że ta historia nie skończy się dobrze.

– Słusznie się domyślasz, generale. Ceremonia przebiegła pomyślnie, na uczcie bawił się nawet nasz łaskawy pan i wielu spośród z jego wodzów. Świeżo poślubieni małżonkowie udali się sypialni… Wtedy ostatni raz widziałem Tiridatesa żywego. Rano służba znalazła go z poderżniętym gardłem. Po dziewce oczywiście nie było ani śladu. Król Aleksander mianował mnie satrapą i wkrótce udał się na północ. Gdy tylko odjechał, wybuchła rebelia. Zgadnij, kto stanął na jej czele…

Aleja dotarła do rozległego placu, za którym rozciągały się koszary Nieśmiertelnych. Kassander i Arsames musieli przerwać rozmowę i zająć się rozlokowaniem żołnierzy na nowych kwaterach.

Sporo czasu minęło, nim do niej powrócili.

* * *

Dzień był bezchmurny i słoneczny, lecz mimo to zimny. Poprzedniej nocy spadł obfity śnieg, który pokrył dno kanionu grubą warstwą. Dlatego też śnieżnobiała klacz musiała stąpać niezwykle ostrożnie, by nie poślizgnąć się na oblodzonej skale. Na szczęście, dosiadająca jej niewiasta była cierpliwa i nie popędzała zwierzęcia. Przemawiała do niej spokojnym tonem, niemal pieszczotliwie dotykała szyi oraz grzywy. Nic dziwnego. Wcale nie spieszyła się z dotarciem tam, gdzie została wezwana.

Klacz była silnym i odważnym wierzchowcem. Pochodziła z dumnej rasy, hodowanej dla królewskiego domu Achemenidów. Otrzymała błogosławione imię Freni, pierwszej córki proroka Zaratustry. Jej bezpośrednich przodków dosiadali Cyrus, Dariusz Wielki, Kserkses, wielcy panowie starej Persji. Dziś nosiła na grzbiecie dziewczynę będącą zapewne ostatnią nadzieją imperium.

Jutab miała na sobie powłóczystą szatę z grubej wełny, łuskowy pancerz oraz podszyty futrem płaszcz, ale i tak drżała z zimna. Mróz szczypał ją w policzki, a z pyska Freni wydobywał kłęby pary. Wcale nie chciała tu przyjeżdżać, opuszczać swych żołnierzy, przerywać podjazdowej kampanii przeciw Macedończykom. Lecz nie mogła sprzeciwić się wezwaniu. Nawet jeśli czuła pewność, że jej dotychczasowe wysiłki nie spotkają się z pochwałą, lecz z surową reprymendą. Nie miała wyboru, musiała jej wysłuchać.

Na pierwszy rzut oka kanion nie różnił się od setek mu podobnych, przecinających wzdłuż i wszerz masyw gór Zagros. A jednak cel samotnej wyprawy Jutab znajdował się u jego końca. Na pozór zwyczajna jaskinia, mogąca służyć za schronienie zwierzętom czy zagubionym wędrowcom, była w istocie czymś znacznie ważniejszym. Niewiasta zeskoczyła z grzbietu Freni, wzięła ją za wodze, wprowadziła w cień pieczary i uwiązała do wbitego w skalną ścianę żelaznego pierścienia. Nieopodal przepływał wartki, górski strumyk, stanowiący źródło wody dla wszystkich mieszkańców tego miejsca. Dziewczyna pozwoliła wierzchowcowi zaspokoić pragnienie, a potem wydobyła z podróżnej sakwy kilka nie całkiem jeszcze zeschniętych jabłek. Długo karmiła klacz, chociaż w ten sposób próbując odsunąć w czasie to, co nieuniknione. W końcu, gdy po owocach nie został nawet ślad, westchnęła i pogładziła swą przyjaciółkę po pysku.

– Poczekaj tu na mnie – poprosiła. – Wrócę najszybciej, jak tylko będę mogła.

Usłyszała za sobą szczęk stali. Obróciła się na pięcie, wyćwiczonym ruchem kładąc dłoń na rękojeści szabli. Okazało się to jednak zbyteczne. Mężczyzna, który stanął przed nią, był jej dobrze znany. Stary żołnierz o włosach i brodzie przyprószonej siwizną służył czterem ostatnim władcom Persji. Potem zaś, gdy nie mógł się już przydać na polu bitwy, otrzymał nowe zadanie – obrony tego świętego miejsca. Było widać, że mimo wieku przykłada się do swoich obowiązków. Stał prosto, bez wyraźnego trudu dźwigając ciężar sięgającego do kostek łuskowego kaftana. W dłoni dzierżył włócznię o złotym okuciu. Jutab wiedziała, że taki oręż przysługiwał jedynie dowódcom Nieśmiertelnych, elitarnej gwardii króla królów.

– Jesteś nareszcie – przemówił weteran. – Nie traćmy czasu. Oni już na ciebie czekają.

– A zatem prowadź, Oksartesie.

Ostatni raz pogłaskała Freni, a potem ruszyła w ślad za żołnierzem. Naturalna pieczara kończyła się wykutym w skale korytarzem. Ten zaś prowadził do znacznie większej jaskini, tylko częściowo ukształtowanej ręką człowieka.

Czciciele płomieni budowali swe ołtarze pod gołym niebem, na wzgórzach lub sztucznie usypanych wzniesieniach. Wierzyli bowiem, że nic nie może więzić Wiecznego Ognia. A jednak nawet od tej świętej zasady istniały wyjątki. Tajne świątynie wzniesiono w wielu miejscach Persji. Niegdyś służyły jako miejsce schronienia wiernych na wypadek niebezpieczeństwa. Od wielu wieków nie pełniły jednak tej roli. Wszak sami Achemenidzi byli czcicielami ognia, co więc miało zagrażać ich wiernym poddanym? Teraz wszakże, gdy potęga króla królów została złamana, kapłani na powrót wycofali się do ukrytych sanktuariów. A to położone w górach Zagros było najważniejszym ze wszystkich. Tajemnym sercem prześladowanej religii. Ośrodkiem oporu wobec brutalności najeźdźców.

Na środku rozległej jaskini znajdował się ołtarz Wiecznego Ognia, oświetlony strzelającym wysoko w górę, czerwono-niebieskim płomieniem. Jutab wiedziała, że nie wymagał on podsycania – jego paliwem był wydobywający się spod ziemi gaz. Wokół świętego miejsca zbudowano osiem kolumn, dźwigających kopułę. Dym uchodził przez wybity w niej okrągły otwór, a następnie opuszczał podziemną halę poprzez system naturalnych szybów.

Oksartes poprowadził Jutab w stronę świątyni. Palący się w mrocznym wnętrzu ogień był na tyle oślepiający, że dopiero po jakimś czasie dostrzegła trzech stojących przed ołtarzem zakapturzonych mężczyzn. Odziani w powłóczyste szaty ze szkarłatnego, czarnego i złotego jedwabiu, twarze skrywali za zasłonami, dzięki którym żaden nie plugawił świętego płomienia swą śliną ani oddechem.

Weteran zatrzymał się i rzekł:

– Stoisz przed obliczem magów, niewiasto. Padnij na kolana przed ich majestatem.

Posłuszna jego słowom, uklękła, choć tylko na jedno kolano, i pokornie schyliła głowę przed kapłanami ognia. Po chrzęście pancerza poznała, że stary żołnierz uczynił to samo.

Jeden z zakapturzonych – ten, który stał pośrodku – wystąpił naprzód. Miał najbardziej kunsztownie zdobioną szatę, w dłoni zaś dzierżył laskę ozdobioną dużym, czarnym kamieniem.

– Macedończycy wkroczyli do Persepolis – oznajmił, od razu przechodząc do rzeczy. – Zawiodłaś nas, córko.

Choć nie została powitana choćby jednym ciepłym słowem, wiedziała, że nie wolno jej odpowiedzieć w podobnie impertynencki sposób.

– Bądźcie pozdrowieni, czcigodni magowie – rzekła, starając się, by w jej głosie nie wybrzmiało odczuwane rozdrażnienie. – Ostrzegałam was, że tak się stanie. Nie miałam dość sił, by wydać im walną bitwę. Nawet zebrawszy wszystkie oddziały, jakimi dysponowałam w Persydzie.

– Wymówki! – parsknął kapłan stojący po prawej.

Dziewczyna zmusiła się do zachowania spokoju i podjęła przerwaną wypowiedź:

– Mogłam jedynie wciągać ich w zasadzki i zadawać ciężkie straty. To właśnie uczyniłam. Co siódmy z macedońskich żołnierzy na zawsze pozostał w górach Zagros.

– Lecz sześciu z każdych siedmiu dotarło do stolicy – zauważył ten po lewej. – Wkrótce dołączą oni do armii uzurpatora Aleksandra. Jeszcze zwiększając jego przewagę nad naszym łaskawym panem, Dariuszem.

– Czy wiadomo coś o królu królów? – spytała z nadzieją, podrywając głowę.

Środkowy mag uniósł laskę i machnął jej przed oczyma czarnym klejnotem.

– To my tu zadajemy pytania, niegodna córko!

Zaciskając wargi, na powrót opuściła spojrzenie.

– Skoro jednak musisz wiedzieć – podjął zakapturzony – naszemu panu udało się wycofać na północ. Zbiera tam kolejną armię, większą i potężniejszą od wszystkich poprzednich. Zmiażdży uzurpatora jak robaka i przepędzi jego żołdaków z naszych ziem. Zwycięstwo przyjdzie jednak tylko wtedy, gdy wszyscy będziemy robić to, co do nas należy.

– Jestem posłuszna waszym rozkazom. Chcieliście, bym wznieciła bunt w Persydzie. Uczyniłam to. Okupanci nie ważą się opuszczać większych miast w obawie przed naszymi zagonami. Żądaliście, bym starła się z Macedończykami w Perskich Wrotach. Stawiłam im tam czoła.

– Kazaliśmy ci zgładzić macedońskiego generała, lecz on wciąż żyje i ma się dobrze – drwiącym tonem rzucił ten stojący po prawej. – Mimo że, jak wszyscy wiemy, był na twojej łasce. By się do niego zbliżyć, poświęciłaś nawet swoje drogocenne dziewictwo. A jednak nie osiągnęłaś celu. Co powstrzymało twoją dłoń? Z Tiridatesem nie miałaś podobnych oporów. Czyżby ten cudzoziemiec dał ci tyle rozkoszy, że nie potrafiłaś wbić mu noża w serce?

Policzki Jutab zapłonęły. Uniosła głowę i spojrzała prosto w lśniące złośliwością oczy.

– Powtórz te słowa – wycedziła – a zapomnę, żeś jest kapłanem…

Zakapturzony zaśmiał się ochryple, lecz nawet pomimo powłóczystej szaty widać było, że zadrżał z lęku. Oksartes zerwał się na równe nogi – niezwykle szybko, zważywszy na jego wiek. Dziewczyna poczuła, jak do jej pleców dociska się grot włóczni.

– Nie próbuj grozić czcigodnym magom – rzekł z naciskiem weteran. – Umrzesz, nim zdążysz sięgnąć po broń.

Choć na usta cisnęły jej się różne słowa, raz jeszcze zdołała odzyskać kontrolę nad sobą. Dzierżący laskę kapłan zwrócił się ku swemu bezczelnemu konfratrowi.

– Dostojny Widarno, nakazuję ci milczeć do końca tej audiencji.

Upokorzony cofnął się o parę kroków i nie zabrał więcej głosu. Stalowy grot odsunął się od grzbietu Jutab. Czuła jednak, że nadal jest tuż za nią, gotów w każdej chwili zadać morderczy cios. Tymczasem środkowy mag ponownie zwrócił na nią wzrok.

– Choć Widarna przemówił niegodnymi słowami, to jednak była w nich zawarta prawda. Już dwa razy sprawiłaś nam zawód, marnotrawna córko. Powiedz, czemu mielibyśmy nadal pokładać w tobie zaufanie? Pozwalać, byś to właśnie ty dowodziła na wojnie z macedońskim najeźdźcą?

Dziewczyna wytrzymała jego przeszywające spojrzenie.

– A jaki macie wybór, czcigodni magowie? – spytała pewnym, mocnym głosem. – Do kogo się zwrócicie, jeśli każecie mi iść precz?

Odpowiedziało jej milczenie, więc śmiało mówiła dalej.

– Jeszcze trzy lata temu imperium miało dwóch wielkich wodzów: Memnona z Rodos i mojego brata. Dziś obaj już nie żyją. Przez ten czas nieprzyjaciel podbił pół królestwa i okupuje wszystkie jego stolice. Teraz szykuje się do zajęcia reszty. Twierdzicie, że król królów jest gdzieś na północy, że zbiera kolejne wojska. Ale co może zrobić, nie mając pod swą władzą Persydy? To tutaj znajduje się centrum perskiej potęgi! To tutaj na ołtarzach płonie Wieczny Ogień! Jeśli nie wyzwolimy naszej ojczyzny, wszystko obróci się wniwecz. Jestem gotowa, by to zrobić. Nasi żołnierze ufają mi i darzą mnie szacunkiem. Czy potraficie dać im kogoś lepszego?

Choć czekała długo, znów nikt jej nie odpowiedział. W końcu podniosła się z zimnej posadzki. Żaden z magów nie kazał jej powrócić na klęczki.

– Jeśli to wszystko, wrócę do swych ludzi – oznajmiła. – Na pewno już spostrzegli, że zniknęłam. Moi oficerowie umieją nad nimi zapanować, ale tylko przez pewien czas. Wojsku potrzebny jest wódz.

– Idź zatem, córko – przemówił w końcu środkowy mag. – Masz nasze błogosławieństwo. Idź i zwyciężaj w imię Ahury Mazdy i świętego płomienia.

– Tak uczynię, czcigodny kapłanie.

Jutab obróciła się plecami do ołtarza i ruszyła ku wyjściu z jaskini. Po chwili usłyszała, że Oksartes podąża o krok za nią.

Kiedy wrócili do mniejszej pieczary, stary weteran rzekł cichym głosem:

– Uważaj na siebie, księżniczko Parysatis. Dzisiaj otarłaś się o śmierć. Nikt nie przemawia w taki sposób do kapłanów Wiecznego Ognia! Zrobiłaś też sobie wroga z czcigodnego Widarny. On zaś nigdy nie zapomina doznanych upokorzeń.

Odwiązując swą klacz od kamiennego pierścienia, dziewczyna rozważała jego słowa.

– Czy gdyby wydano ci rozkaz, pchnąłbyś mnie włócznią? – spytała, trzymając w dłoni wodze Freni.

– Wiesz, że tak, księżniczko. Ale zrobiłbym to z wielkim żalem. Służyłem pod twoim bratem, kocham cię jak własną córkę. Gdyby skazali cię na śmierć, musiałbym wykonać wyrok, a potem samemu odebrać sobie życie.

– Jak zawsze szczery – uśmiechnęła się do siwego wojownika. – Miejmy zatem nadzieję, że nigdy nie staniesz przed taką koniecznością. Będę też uważała na czcigodnego Widarnę. – Ostatnie dwa słowa wypowiedziała kpiącym tonem. – Zorientowałam się już, jaka to jadowita żmija.

– Bacz więc, by cię nie ukąsiła. Bywaj, droga Parysatis. – W głosie sędziwego żołnierza dało się słyszeć wzruszenie. – Modlę się o to, by dane mi było ponownie cię zobaczyć.

– Z pewnością wkrótce się spotkamy! – odparła wesoło, wskakując na grzbiet śnieżnobiałej klaczy.

Wyjechała z przedsionka tajemnej świątyni w dobrym nastroju, czując, jakby jakiś nieznośny ciężar spadł jej z piersi. Opuściła mroczny świat mistycyzmu, intryg i przewrotnych knowań. Wracała do rzeczywistości, którą dobrze rozumiała – do walki o oswobodzenie kraju, który darzyła miłością. Wkrótce ponownie zmierzy się z Kassandrem i tym razem nie da mu zatriumfować. Macedoński generał stanowczo zbyt długo cieszył się swym powodzeniem. Ona pokaże mu, jak szybko potrafi się odwrócić wojenna fortuna.

Dla dawnej księżniczki Parysatis, zwanej przez swoich żołnierzy Jutab – Wyjątkową, były tylko dwie drogi: zwycięstwo albo śmierć. A ona przecież bardzo chciała żyć.

Przejdź do kolejnej części – Perska Odyseja XIV: „Już pora”

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

zgodnie z obietnicą, udało mi się ukończyć kolejny rozdział Perskiej Odysei jeszcze w czerwcu. Po bitwie na przełęczy Kassander dociera do kolejnej z czterech perskich stolic (widział już wspaniałą Suzę) i dowiaduje się nieco o przeciwniczce, z którą przyjdzie mu się zmierzyć. Poległych bohaterów zastępują nowi, pytanie tylko, kim są naprawdę? Wreszcie, ta część uchyli rąbka tajemnicy spowijającej perski ruch oporu wobec macedońskiej nawały.

Jednakże dzisiejsza publikacja nie byłaby możliwa, gdyby Areia Athene nie zrobiła jego szybkiej i pieczołowitej korekty. Wielkie dzięki, Ateno!

A wszystkim Czytelniczkom oraz Czytelnikom Perskiej Odysei życzę udanej i satysfakcjonującej lektury!

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Aleksandrosie !!!

Oddałeś nam kolejny, bardzo udany fragment opowieści o Kassandrze. Jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczny.

Kiedy Euryton poprosił Kassandra o zgodę na „zaopiekowanie” się Talią, już wtedy dało się wyczuć że wcale nie Poprowadzisz jej losu na spokojne wody i ten zwierzak będzie ją dręczył. Myślę że to pierwsze spotkanie damsko-męskie w którego opisie do ostatniej chwili Łudziłeś nas że jeszcze wszystko będzie dobrze, to dopiero początek drogi przez mękę. Tak to już jest że frontowcy zatracający się w rzezi, nie zawracają sobie głowy niuansami. Odbierając życie niemal na co dzień, ludzie stają się dla nich liczbami. Dla tego też każdemu normalnemu człowiekowi wojna nie powinna być miła.

Przedstawiłeś nam po kolei dwa zbliżenia, Pokazałeś jak mogą być różne. No, większość z nas to pewnie już bardzo doświadczeni „zawodnicy i zawodniczki” 😉 i choć przeżywaliśmy mniej i bardziej udane zbliżenia zaś środki masowego przekazu już dawno zdążyły nam przybliżyć jak może wyglądać gwałt w wersji hardcore (od pewnego czasu nie lubię M.B.) to jednak ta gra kontrastów zasługuje na uwagę. Kassander z Ajgaj jest mężczyzną który bez wątpienia przedmiotowo traktuje kobiety, tak nam go Opisujesz od początku. Jednak po częstokroć dostrzegam że to jest jedynie pewne postawienie sprawy w kwestii formalnej, natomiast korzystanie z tego nie jest takie brutalne w jego wydaniu. Na pewno nie lubuje się on w brutalnych gwałtach (chyba że to zabawa w kotka i myszkę), to wiemy.

Widziałem Efez, Troję i zabytkowy Pergamon, mam okazję niedługo wybrać się do Iranu lecz moi przyjaciele są oddanymi czcicielami Allaha i nie poprowadzą mnie do tych starych, górskich świątyń ani do tego co z nich zostało, a szkoda. Mam nadzieję że do tego czasu wytyczę jakiś sensowny szlak podróży, liczę też na kilka drobnych podpowiedzi w tej kwestii.

Pozdrawiam serdecznie,
Mick

Witaj, Micku!

Dziękuję za miłe słowa.

To prawda, z Eurytonem czekałem do ostatniej chwili z pokazaniem jego prawdziwej natury. Staram się, by szwarccharaktery pojawiające się na łamach Opowieści helleńskiej i Perskiej Odysei nieco się od siebie różniły. Alkajos od razu dał się pokazać jako okrutnik i bestia w ludzkiej skórze. Zepsuci kapłana Kritiasa też szybko dawało się wyczuć. Uznałem, że Euryton nieco lepiej będzie skrywał mrok wypełniający jego duszę. Ale w ostatecznym rozrachunku, jest dość podobny do wymienionej pary. Tyle, że lepiej się maskuje.

Na ciekawą rzecz zwróciłeś uwagę, mówiąc o frontowcach. W sumie można to odnieść do wszystkich oficerów z korpusu posiłkowego. Kassander, Jazon, Dioksippos, Euryton – wszyscy oni są na swój sposób noszą psychiczne blizny za sprawą wojen, w których brali udział. Ich szacunek dla ludzkiego życia spadł w niebezpiecznie niskie rejony, podobnie jak poziom empatii. O ile Kassander i Jazon wykazują jeszcze sporo ludzkich odruchów, to tacy ludzie jak Alkajos czy Euryton nie są do tego zdolni. Wojny rzadko kiedy przynoszą coś dobrego, pozostawiają natomiast wiele ofiar – z tym, że nie wszystkie one tracą życie. Niektóre funkcjonują dalej, niosąc w sobie traumatyczne przeżycia i zatruwając nimi wszystkich wokół.

W tym rozdziale celowo skonfrontowałem obok siebie gwałt na Talii oraz rozkoszną noc Kassandra i Melisy. Chciałem uwydatnić kontrast między tymi dwoma sytuacjami. Ale choć Kassander pokazał się tu z korzystnej strony, pamiętajmy, że i jemu zdarzało się wyrządzić kobietom wiele zła, że wspomnę tylko gwałt z Opowieści Kassandra IV oraz to, jak potraktował spartańską królową Andromedę w Opowieści VIII. To bynajmniej nie jest anioł 🙂

Co do Iranu… chętnie bym pomógł, ale niestety nigdy tam nie byłem. Wiem, przydałoby się. Na razie jednak na potrzeby Perskiej Odysei poznaję ten kraj za pośrednictwem książek oraz informacji pozyskanych z internetu. Tak więc wiele polecić nie mogę. Na pewno powinno się zobaczyć ruiny Perspepolis, robią wrażenie nawet na fotografiach. Może inni Autorzy NE mają pod tym względem więcej praktycznego doświadczenia i będą mogli służyć dobrą radą.

Pozdrawiam
M.A.

Oczywiście pamiętamy. O ile ten gwałt z Kassandra IV to było coś za co powinien być powieszony za jaja, o tyle w przypadku Andromedy sprawa się troszkę komplikuje. Zapewne jako królowa, miała obowiązek walczyć do końca bez względu na wszystko. Oczywiście nie sugeruję że należało jej się takie traktowanie, pohańbienie nie należy się żadnej kobiecie i ja Kassandra nie usprawiedliwiam, wątpię jednak w celowość przywołania akurat tej sceny w poruszonym kontekście. Mogę natomiast stwierdzić, że po Twoich opisach jak działał Lacedemon (konkretnie Agoge) zmieniłem nieco nastawienie do Sparty i Spartan w ogóle. Sam z resztą Zauważasz że nawet tak surowy trening i tak surowe szkolenie nie powstrzymały inwazji Macedońskiej.

Bez wątpienia Sparta nie była wyidealizowanym państwem, które wyłania się z traktatów Platona oraz filmu „300” Snydera 🙂 To było dość ciężkie do życia miejsce, pod wieloma względami zapowiadało późniejsze państwa totalitarne – z brakiem wolności obywatelskich, tajną policją, coroczną eksterminacją określonego odsetka helotów itd. Mimo to ów projekt był atrakcyjny także dla wielu Greków mieszkających w bardziej demokratycznych i szanujących swobody państwach.

Kryzys tego państwa, w opisywanej przeze mnie epoce już dość dobrze widoczny, wynikał z kryzysu modelu społecznego. Niewielka grupa obywateli skumulowała większość ziemi (wbrew prawom Likurga, które nakazywały pod tym względem egalitaryzm), co spowodowało, że pozostali stracili obywatelstwo. Z czasem po prostu zabrakło Spartiatów do podtrzymywania mocarstwowości tego imperium. Myślę, że jest w tym jakaś nauczka również dla dzisiejszych czasów. Choćby taka, by pilnować sprawiedliwej dystrybucji dóbr, bo inaczej zdestabilizowane społeczeństwo upada…

Pozdrawiam
M.A.

P.S. Też uważam, że Kassandrowi należałoby się powieszenie za jaja. Niekoniecznie na stałe, ale tak z dzień lub dwa 🙂

Do wszystkich diabłów z Tobą, Megasie! Nie wystarczyło Ci zabić Raisę, musiałeś teraz postawić Jutab i Jazona po przeciwnych stronach barykady?! Czuję, że niedługo, chociaż ze szczerym współczuciem, będę musiała życzyć sobie jego śmierci i ani trochę mi się to nie podoba. Ani odrobinę!

Tymczasem mam szczerą nadzieję, że szlag trafi Eurytona, i to jak najszybciej. Na Jazona raczej nie mam co tu liczyć, jest zbyt skupiony na zemście, żeby zauważyć, co się dzieje. Zresztą, armia Kassandra jest w zbyt złym stanie, żeby Trak dopuścił do utraty dobrego dowódcy, jakkolwiek ten by nie traktował niewiasty. Niestety, nie te czasy, nie te obyczaje.

Rzuciło mi się w oczy i wywołało niemiłe uczucie, jak rwące sobie z włosy z głowy żałobniczki myślały jednocześnie o własnej urodzie… podwójnie przykre jest, że w całej tej sytuacji to Talię, której uczucia i żałoba były najbardziej autentyczne, spotkał taki straszny los.

Za to scena z Melisą proszącą Kassandra o zaopiekowanie się Talią to taki mały promyk ciepła w tym okrutnym świecie.

Zastanowił mnie pościg niosący pochodnie. Taka pochodnia zajmuje jedną rękę, utrudniając walkę, sprawia, że atakujący są dobrze widoczni (np. dla łuczników) a źródło światła tak bliski głowy powoduje niewątpliwie zwężenie źrenic, przez co trudniej byłoby zauważyć np. uciekiniera kryjącego się za skałami. Co przeoczyłam, że wydaje mi się to szalenie nieracjonalnym posunięciem?

Witaj, Czarna Kaczuszko!

Czy gdyby po jednej stronie greko-macedońskiego konfliktu walczyli tylko mili Twemu sercu, a po drugiej wredne szuje, Twoja reakcja emocjonalna byłaby równie silna? Zależało mi na tym, by Czytelniczki i Czytelnicy naprawdę przejęli się wynikiem tych zmagań, mając w obydwu frakcjach swoich ulubieńców, za których trzymają kciuki. Rozumiem jednak, że jeśli będziesz musiała wybrać, to Jazon straci Twą sympatię?

Co się tyczy nieszczęsnej Talii, faktycznie, w jego przypadku nie liczyłbym za bardzo na Jazona. Ocalenie Melisy to była jednorazowa akcja, zhellenizowany Trak raczej nie zamierza czynić swym obyczajem ratowanie dam z opałów (zresztą, ten etos pojawił się tak z półtora tysiąca lat później). Tym bardziej, że wtedy chodziło tak naprawdę o rozprawę z Mnesarete. Nowy dowódca tesalskiej jazdy jest może kanalią i gwałcicielem, ale także wybitnym żołnierzem i korpus wiele by stracił, gdyby go zabrakło. W tej sytuacji dobro Talii schodzi na bardzo daleki plan. Możliwe jednak, że zainteresuje się nim ktoś inny, komu wcale nie zależy na powodzeniu korpusu…

Melisa jest zdecydowanie zbyt dobra na ten okrutny świat, w którym każdy gra przede wszystkim na siebie. W jej osobie Kassander spotkał kogoś znacznie lepszego, niż sobie na to zasłużył. Czasem nawet to dostrzega, choć zazwyczaj, mimo sporego doświadczenia z niewiastami, nie jest znawcą kobiecej duszy.

Co do pościgu z pochodniami – zdaję sobie sprawę, że w nocy mogą one wręcz oślepiać niosących je ludzi. Z drugiej strony, pościg w ciemnościach i nieznanym terenie wydaje się jeszcze gorszym rozwiązaniem. Przykładem tego, jak może się skończyć walka w takich warunkach jest bitwa pod Epipolaj stoczona podczas Wyprawy Sycylijskiej między Ateńczykami i Syrakuzanami. Nie znający okolicy Ateńczycy próbowali przeprowadzić nocny atak na umocnienia przeciwników. Nie udało się to między innymi dlatego, że pogubili się na górzystym terenie, a sporo ich hoplitów pospadało w przepaście. Najwyraźniej Euryton uznał, że wróg jest w pełnym odwrocie i jego żołnierzom bardziej zagrożą przeszkody terenowe, niż perskie łuki.

Pozdrawiam
M.A.

Ależ Megasie, nie mówimy wcale o utracie mojej sympatii. Tą Jazon ma i raczej zachowa, o ile swojego gniewu nie zwróci przeciwko np. napotkanym po drodze prostym rolnikom czy komuś innemu, kto ze śmiercią Herakliusza nie miał nic wspólnego. Ale niestety nie zmienia to faktu, że jest najeźdźcą, próbującym odebrać ojczyznę jej rdzennym mieszkańcom, a teraz jeszcze będzie szukał krwawej zemsty za obronę tejże ojczyzny. Rozumiem jego motywy, w końcu nie pasował do swojej własnej ojczyzny, odnalazł się jako Hellen, więc wierność greckiej armii jest zrozumiała, podobnie jak chęć zemsty za śmierć kochanka. Nie winię go za żadne z tych uczuć, życzyłabym mu szczęścia, sęk w tym, że nie mogę życzyć mu powodzenia, bo jest po niewłaściwej stronie. Mogę co najwyżej mieć nadzieję, że zazna w życiu jeszcze trochę przyjemności, a potem zginie w walce, od czystego cięcia, szybko i bezboleśnie i dołączy do ukochanego w zaświatach. Dlatego ten odcinek jest taki irytujący – nie tyle nie wiem, czy losy bobaterów potoczą się tak, jakbym sobie życzyła, ja nawet nie jestem w stanie życzyć każdemu bohaterowi tego, czego chciałabym mu życzyć – bo byłyby to życzenia sprzeczne ze sobą. Zupełnie jak w rzeczywistości, niestety. Co do Talii, interwencja Jazona wcale nie wydaje się taka nieprawdopodobna i to nie kwestia etosu ratowania dam, a pamięci Herakliusza, która zdaje się być obrażana, kiedy jego kochanka zostaje zgwałcona przez następcę zanim jeszcze ostygł jego stos pogrzebowy. Niestety, przy obecnych problemach z Persami, nie ma raczej co liczyć, by Trak zwrócił na to uwagę. Niewypowiedzianą przez Ciebie sugestię wezmę sobie do serca na osłodę smutnego odcinka i liczę, że już w kolejnym odcinku zobaczymy zarys tej intrygi 🙂

Wciąż nie potrafię sobie wyobrazić skutecznego pościgu z pochodniami, ale cóż, nigdy nie ścigałam wrogów konno (pieszo w sumie też nie ;). A sama, jako dziwak z prawdziwego zdarzenia, wybieram zawsze najmniej oświetloną ścieżkę, kiedy idę gdzieś po zmierzchu, zwłaszcza sama, bo tak czuję się bezpieczniej. No ale na spacerze mam pewnie więcej czasu na przyzwyczajenie oczu do mroku niż miałabym obudzona w środku nocy i zmuszona do nagłej walki.

Niewłaściwa strona, to może odrobinę dyskusyjne. Persowie też byli w swoim czasie zdobywcami, podbijając inne ludy i tworząc imperium. Prawda, rządzili dość łagodnie (jak na tamtą epokę), a teraz akcja toczy się w samej Persydzie, ich właściwej ojczyźnie. Ale czas Persów właśnie przeminął, Aleksander tworzy nowy świat (co w sumie mu się udało) i chce uczynić to wspólnie z Persami, ogłaszając się ich nowym królem, powierzając stanowiska, przejmując obyczaje, aranżując mieszane małżeństwa arystokracji macedońskiej oraz perskiej (ha, ewentualne małżeństwo Kassandra z Jutab pewnie byłoby nawet po myśli króla :D). Wszystko to ku irytacji Macedończyków oraz Greków (idea włączenia Persów w życie imperium umarła razem z samym królem). Nadto przyzwyczajeni jesteśmy widzieć te wydarzenia okiem strony greckiej (czyli greckich autorów naszych źródeł), co może trochę zmienia optykę i skłonni jesteśmy dostrzegać w Aleksandrze bohatera oraz wizjonera, pomimo wszystkich jego wad i okrucieństwa, którym splamił się przy różnych okazjach.

Czarna Kaczuszko,

jak zauważył Nefer, Persowie zbudowali wielkie imperium na długo przed Macedończykami. W tym celu podbili Medów, Lidyjczyków, Babilończyków, Egipcjan, mnóstwo nacji środkowej Azji, zniewolili Hellenów z wybrzeża Morza Egejskiego, zajęli nawet Trację i Macedonię, która przez pewien czas była państwem wasalnym Achemenidów. Próbowali sięgnąć jeszcze dalej, zburzyli Ateny i chcieli zdobyć Peloponez. Czy naprawdę mogli mieć pretensje, że karta się odwróciła i teraz oni stali się celem podboju? Mieli swój czas w słońcu (długi, trwający ponad dwa wieki), najwyższa pora zaakceptować, że miecz ma dwa ostrza 🙂

Oczywiście żartuję. Nikt nie jest zdolny zaakceptować, że jego czas przeminął i teraz zostanie mu uczynione to, co jego nacja czyniła jeszcze niedawno innym. Pomiędzy nacjami prawo Kalego ma się tak samo dobrze, jak w relacjach międzyludzkich. A odpowiedzialność zbiorową trudno przyjąć, zwłaszcza gdy kieruje się ona przeciw nam. Myślę więc, że w wojnie macedońsko-perskiej nie ma dobrej i złej strony. Z pewnością nie da się ich łatwo utożsamić z agresorem i obrońcą. Obie strony konfliktu parę razy zamieniały się bowiem tymi rolami.

Zawarłaś w swoim komentarzu ciekawą interpretację Jazona. Muszę się z nią zgodzić – nasz Trak jest za sprawą swych preferencji wyrzutkiem wśród rodaków, jednocześnie hellenizm, z jego akceptacją, czy nawet wręcz afirmacją (aktywnego) homoseksualizmu stał się dlań bardzo atrakcyjny. Nie przesądzałbym natomiast zbytnio jego przywiązania do macedońskiej machiny wojennej i jej celów – on jest zbyt pragmatyczny na patriotyzm. Kocha kulturę helleńską, ale niekoniecznie jej zwulgaryzowaną, macedońską odmianę. Przyjaźni się z Kassandrem i jest wobec niego zaskakująco lojalny (generał powierzył mu nawet przed opuszczeniem Hellady swoje sprawy finansowe), poza tym jednak kieruje się własnym interesem. Co stanie się z nim teraz, po śmierci Herakliusza? Zobaczymy, jak daleko zajdzie w mrok. Na razie jest gotów maszerować bardzo daleko.

Swoją drogą ciekawe, co piszesz o swych przyzwyczajeniach spacerowych. Może faktycznie wybieranie najciemniejszej ze ścieżek jest praktycznym rozwiązaniem 🙂

Neferze:

w momencie, gdy rozgrywa się Perska Odyseja properska polityka Aleksandra dopiero raczkuje. Pojawiają się pierwsze nominacje, ale jeszcze daleko do późniejszego, ambitnego projektu, którego kulminacją było wesele w Suzie. Zresztą, pamiętajmy, że projekt integracyjny Aleksandra dotyczyć miał elity obydwu narodów. Arystokraci z Macedonii mieli poślubić perskie arystokratki. Tak więc nisko urodzony Kassander by się nie kwalifikował. A już o siostrze satrapy mógłby sobie co najwyżej zamarzyć 🙂

Co do samego Aleksandra – niektórzy historycy szacują, że jego podbój kosztował życie kilku milionów ludzi (zapewne nie zginęli oni wszyscy na polach bitew, ale wojnom zwykle towarzyszy destabilizacja, a wraz z nią wybuchają klęski głodu, epidemie itd.). Irańscy uczeni zarzucają mu zniszczenie świątyń zoroastryzmu oraz świętej księgi tej religii, Awesty. Nasza prohelleńska perspektywa chyba faktycznie powinna być nieco skorygowana, byśmy mogli (o ile to w ogóle możliwe) widzieć rzeczy takimi, jakimi były w istocie. W Perskiej Odysei staram się w miarę możliwości zaprezentować punkt widzenia obydwu stron. Zobaczymy, jak to wyjdzie!

Pozdrawiam
M.A.

Talii mimo że okrutny jest typowy dla wielu tysięcy kobiet zniewolonych przez różnych awanturników czy zdobywców. Odcinek przypadł mi do gustu, choć brutalny gwałt to najłatwiejszy ze sposobów przymuszenia kobiety do własnych zachcianek. O wiele trudniejsze jest uzależnienie psychiczne. Pozdrawiam

Witaj, S.!

To prawda, że działanie Eurytona można uznać za „drogę na skróty”, z drugiej strony trudno oczekiwać, by żołdak jego pokroju bawił się w psychologa i próbował zdominować Talię drogą subtelnej manipulacji. To po prostu nie pasowałoby do jego charakteru. Czegoś takiego można by się ewentualnie spodziewać po Kritiasie, a nawet on był zbyt leniwy, by długo trzymać się tego sposobu.

Pozdrawiam
M.A.

A więc Jutab miała jednak w pierwotnych planach zabójstwo Kassandra, a przynajmnije tak to ułożyli jej „mocodawcy”. To, że jest zdolna do takowego czynu udowodniła podczas własnej nocy poślubnej. Dlaczego więc zrezygnowała w przypadku Kassandra? Czyżby impertynenckie „oskarżenia” Widarny były prawdziwe? Nie sądzę jednak, aby mogło chodzić o coś takiego. Ostatecznie, pomimo wszystkich swoich zalet, generał nie wydaje się typem „pożeracza serc”. Jego szorstkie (to delikatnie powiedziane) maniery utrudniają raczej aż takie „uczucie od pierwszego wejrzenia”. A nadto, to przecież wróg, podczas gdy dziewczyna pała miłością do ojczyzny. Oczywiście, nagły zwrot uczuciowy nawet w takiej sytuacji wcale nie jest niemożliwy, ale jednak… Czyli, nadal uważam, że Persjanka musi mieć jakieś własne plany, obecnie jeszcze nieujawnione. Głównym wątkiem rozdziału wydają się tymczasem losy Talii. Ukazują całą niepewność sytuacji żołnierskiej nałożnicy. Wyruszyła razem z ukochanym, który dwa miesiace później zginął, a tym samym znalazła się sama na łasce losu, na drugim końcu swiata. „Żałoba jest dla żon, a nie dla dziwek” – brutalne, ale prawdziwe podsumowanie. Melisa musiała poczuć tę wspólnotę i stąd jej wspaniałomyślność. W końcu, gdyby to Kassander zginął, cóż stałoby się z nią samą? Tylko Mnesarate zdawała się w swojej głupocie nie dostrzegać istoty własnej sytuacji i robiła sobie wszędzie wrogów, ostatecznie także z samego generała. Zastanawiają słowa MA o tym, że może ktoś jeszcze zainteresuje się losem nieszczęsnej dziewczyny, ktoś, komu powodzenie korpusu niekoniecznie leży na sercu. To musi być zapowiedzią nowej intrygi i nowych zawirowań fabularnych. Pozostaje więc czekać na kolejny odcinek. Wobec szybkiego pojawienia się obecnego, można mieć nieśmiałą nadzieję na kontynuowanie tego miłego dla czytelników trendu?

Ano czasem już tak bywa że impertynenckie “oskarżenia” są prawdziwe … z resztą oliwa i tak wypływa zawsze nawet na bardzo wzburzone morze.

“Żałoba jest dla żon, a nie dla dziwek” no tak, tylko pytanie kto jest dziwką a kto nie. Dziwka ma jedynie materialne nastawienie, może być pasożytem a może być utrzymanką. Ale z jej „gospodarzem” nie łączy jej nic innego jak tylko kontrakt obopólnych korzyści. Moim zdaniem Talia nie zasługuje na miano dziwki. Gdyby nią była, to niczym Mnesarete szykowała by sobie jakiś „odwód” na wypadek nieszczęścia. Z resztą o ile pamiętam, Mistrz polemizował nad „dziwkarską naturą” Mnesarete, dla tego bezpieczniej jest ją uważać za francę niż za dziwkę.

Z moich spostrzeżeń wynika że Mistrz używa tak twardych terminów jak „dziwka” jedynie dla prostytutek i pornai o których wspomina lecz nie zadaje sobie trudu pisać o nich więcej. Na pewno nie poświęcił by więcej miejsca komuś kogo da się jednoznacznie sklasyfikować (taka osoba nie jest ciekawa) zamiast tego Mistrz ukazuje moralności postaci jako dyskusyjne i jest w tym dobry. To jest jedna z kilku mocnych stron jego prozy.

Zauważ, że to cytat ze słów Eurytona.

Mhm, przecież nawet Napisałeś w cudzysłowiu. Jednak po opuszczeniu cudzysłowiu do miejsca w którym Postawiłeś kropkę, Stwierdzasz: „brutalna prawda”. Czyli dobrze zrozumiałem że to już Dodałeś od siebie ? A może Miałeś na myśli że tak stwierdził by Euryton tylko źle to Ująłeś.

Chodzi mi o to że dzisiaj a zapewne w tamtych czasach również, to pejoratywne określenie wydaje się być nieco pretensjonalne. Gdyby się bardzo zagłębić w naturę stosunków międzyludzkich to bardzo często seks jest w istocie towarem. Nawet małżeństwa zawierane przed Bogami można było rozwiązać z braku seksu nazwanego „spełnieniem obowiązków małżeńskich” czyli były to czynności objęte umową mającą cechy umowy handlowej. Ponad to słowo „dziwka” jest słowem-wytrychem którego używa się jako inwektywy w przypadku kiedy właściwa ocena okoliczności zastosowania „na piechotę” jest zbyt trudna dla kogoś kto ponad to wykazuje nastawienie emocjonalne. Nie Uważasz ?

Neferze, Micku,

myślę, że zbyt głęboko analizujecie użyte w tekście słowo “dziwka”. Talię “dziwką” nazwał sam Euryton, człowiek raczej mało refleksyjny. W tym miejscu odnosił się przede wszystkim do obyczajów lidyjskich kobiet, które opisał Herodot z Halikarnasu, a które on sam poznał zapewne w praktyce podczas gdy korpus zatrzymał się w Sardis. Obyczajów, jakim Talia również hołdowała, nim spotkała Herakliusza i wybrała odmienne życie. Tak więc, technicznie rzecz biorąc, jeśli “dziwkę” uznać po prostu za pogardliwy synonim prostytutki, miał rację. Talia parała się wszak nierządem. Oczywiście użył tego konkretnego słowa również po to, by ją zranić. Tacy jak on, osobnicy lubiący krzywdzić innych, muszą ich przedtem jak najbardziej poniżyć i zdehumanizować. Wyzwisko temu właśnie mogło służyć.

Co do nocy Kassandra i Jutab. Uwaga Widarny mogła rozdrażnić dziewczynę dlatego, że a) trafiała blisko celu albo b) trafiała od niego jak najdalej. Pomyślcie: Persjanka utraciła dziewictwo z mężczyzną nawykłym do gwałtowności, trochę już pijanym, w dodatku hojnie obdarzonym przez naturę. No i przekonanym,że ma do czynienia z kimś w rodzaju helleńskiej porne, a nie z dziewicą, więc nie musi silić się na delikatność (inna sprawa, że nawet z dziewicami delikatny nie bywał – wspomnę choćby jego pierwszy seks z Melisą oraz Raisą). Czy w takich okolicznościach defloracja mogła być dla Jutab w ogóle przyjemna? A ta rozkosz mogła stać się podglebiem jakiegoś namiętnego uczucia? Jej reakcje podczas zbliżenia z Kassandrem celowo opisałem tak,że mogły być interpretowane jako omdlewanie z rozkoszy lub z bólu. Uznałem, że pozostawię tę kwestię otwartą. A tym samym jeszcze przez jakiś czas okryję motywacje Jutab mgłą tajemnicy 🙂

Pozdrawiam
M.A.

P.S. Chciałbym móc obiecać, że kolejny rozdział pojawi się na NE równie szybko jak ten. Niestety, mógłbym wtedy złamać słowo, a wolę tego nie czynić 🙂 Co do rozdziału XIV, powstał już jego scenopis, zacząłem też szkicować pierwszą scenę. Zobaczymy, jak szybko mi pójdzie. Oczywiście, postaram się sprężyć!

Czy mogło to być dla niej przyjemne Pytasz ? No tak jeden do stu że mogło być przyjemne. Statystycznie w normalnym życiu (poza prozą) jest nikła szansa że było by to dla niej przyjemne. Jednak i ta statystyka jest bardzo subiektywna bo w życiu „swój ciągnie do swego”. Jeśli więc zawsze byłeś drapieżny w łóżku i masz stałą od lat partnerkę, to znaczy że ona lubi cię drapieżnego w łóżku. Skoro tamte czasy były pełne dominujących chłopów to i kobiety bardziej tą dominację lubiły :D. Może tak ? W kręgach żołnierskich a w takich obracała się Jutab, ciężko chyba o seks w innym wydaniu niż to o którym Wspomniałeś. Jeśli jednak wolała by ona pełne czułości zbliżenie ze zmysłowym i nieegoistycznym kochankiem, w pałacowych jedwabiach z dalekiego Kitaju, to nie traciła by cnoty z brutalnym i wpół pijanym żołnierzem. Poza tym pojawia się jeszcze jeden fakt który może nawet i czyni te dywagacje bezcelowymi. Sam Napisałeś że te dwie sceny Przedstawiłeś mając na celu ukazanie kontrastu. Jeśli więc Posługujesz się tu piórem tak otwarcie dając znać że jest to Twoje narzędzie, to czy powinniśmy roztrząsać pod jakim kątem Trzymałeś dłuto i z jaką siłą Uderzałeś weń młotkiem ?

Aleksandrosie. Z mojej strony mogę powiedzieć: sztuka wymaga czasu, Pisz więc tak długo jak Potrzebujesz. Oczywiście nie możemy się wręcz doczekać, jak zawsze, na następny odcinek, ale również przyzwyczajeni jesteśmy z Neferem do niedoścignionego poziomu Twoich utworów :).

Wiesz, Micku, istnieje teoria, że pomimo kolejnych fal feminizmu, przemian obyczajowo-społecznych, trwającego co najmniej od wieku zrównywania pozycji płci, kobiety wciąż potajemnie lubią męską dominację – czego dowodem choćby popularność pisaniny E. L. James, autorki „Pięćdziesięciu twarzy Greya” oraz późniejszych klonów tego cyklu. No, ale żeby dowieść lub obalić tą tezę, potrzebne by były jednak bardziej rozbudowane badania 🙂

Jutab owszem, obraca się w kręgach żołnierskich, ale przecież nie sypia ze swoimi oficerami, nie posiadła więc znajomości sposobów, w jaki uprawiają oni seks. Nie mogła też dowiedzieć się (przed spotkaniem z Kassandrem) jak to jest być po drugiej stronie, czyli stanowić obiekt brutalnej żądzy owych mężczyzn. Na spotkanie z Kassandrem również nie udała się z własnej woli – otrzymała polecenie, by go zgładzić. Wcielając się w tancerkę mogła po prostu najłatwiej do niego dotrzeć. Już raz udało jej się dokonać takiego mordu podczas własnej nocy poślubnej – i wtedy zdążyła to uczynić, nim Tiridates odebrał jej dziewictwo. Z Kassandrem po prostu wypadki potoczyły się inaczej 🙂

A takie dywagacje nigdy nie są bezcelowe! Nawet jeśli zdradzam czasem swój stylistyczny zamysł, zdradzam czemu opisałem coś tak, a nie inaczej, to przecież lubię pozostawiać otwartymi kwestie motywacji bohaterów. Choćby dlatego, że takie niedopowiedzenia są ciekawsze i mogą zrodzić ciekawe dyskusje. Takie, jak powyżej 🙂

Na zakończenie, bez nadmiernego krygowania się powiem po prostu, że postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej i jak najlepiej, z tym, że drugi cel będzie miał priorytet przed pierwszym 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Tak, obserwuje się takie zachowanie w wielu przypadkach co można skwitować prostym stwierdzeniem: z naturą nie wygrasz. I jest tak jak mówił Korwin, kobieta w końcu wybierze prawdziwego mężczyznę. Może próbować egzotyki w tym czy innym wydaniu ale w końcu prawdziwa kobieta wybierze prawdziwego mężczyznę. Badania dziś, bywają nieobiektywne.

Jutab nie musi spać ze swoimi oficerami. Wystarczy że ich słucha a jako dowódca, raczej posiada znajomość co do żołnierskich obyczajów w tej dziedzinie. Aleksandrosie, król to majestat ale dobry wódz jest jak ojciec, zna swoje dzieci. Spytaj Kassandra czy wie z kim sypiają jego oficerowie. Z Jutab napewno będzie podobnie. W zasadzie wiedza o tym wydaje się nawet konieczna w przypadku dowódcy, nawet dowódca woli nie popełniać gaf.

Mało wiemy o tym mordzie. Może mąż przejawił jakieś dziwne zachowania, raczej dziwne że mu nie dano tego co mu się jak na tamte czasy słusznie należało. Zwłaszcza u Persów.

O.K. w sumie każde skomplikowanie sprawy jest dobre, akurat w tym przypadku. Będzie o czym prawić.

Zasadniczo to Nefer jeszcze nie analizuje. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zaciekawiła mnie jego postawa wobec tego cytatu i staram się nawiązać dyskusję co do jego spostrzeżeń. Posługując się moją ulubioną analizą, mógłbym sam sobie odpowiedzieć, ale miałem się nią nie posługiwać, więc pytam. Bez konkretnych, czy tym bardziej nieczystych zamiarów. Jak sam Stwierdziłeś Aleksandrosie, offtopy to chleb powszedni.

Wiem że być może ciężko jest w to uwierzyć ale ja nie muszę cały czas się kłócić. Nie widzę niczego złego w dyskusji i uważam ze jeśli obydwaj wykażemy powściągliwość we wzajemnej ocenie, ostatni incydent się nie powtórzy. Korzystając z okazji pragnę tylko jeszcze nadmienić że taką kłótnię mógłbym przyrównać do libacji, może i fajnie się pije ale po czymś takim kac jest murowany. Nefer nadal pozostaje jednym z moich ulubionych twórców i czekam na jego ewolucję w stronę tematów nieco bardziej łagodnych (że się tak wyrażę), natomiast kwestię czy i kiedy się tego doczekam, pozostawiam Neferowi.

Nie było moim zamiarem wdawać się w analizowanie takiego czy innego, pogardliwego terminu, użytego przez Eurytona (w końcu prostackiego żołdaka) wobec Talii. Ale skoro już podniesiono ten temat, to wyjaśnię. Otóż chodziło mi o podkreślenie różnicy statusu pomiędzy oficjalnie poślubioną małżonką, a przygodną towarzyszką życia (by nie użyć słowa nałożnica, dla Eurytona i tak zbyt mało dosadnego). Nawet w silnie patriarchalnym społeczeństwie antycznej Hellady żona posiadała jednak pewne prawa. Najważniejszym z nich wydaje się to, że w razie rozwodu (którego mąż mógł łatwo zażądać i takowy uzyskać) zachowywała wniesiony majątek. To znaczy, były mąż musiał zwrócić go jej rodzinie. W zasadzie stanowiło to jedyne ograniczenie prawne dla masowego przeprowadzania rozwodów, w praktyce bardzo jednak skuteczne. Ale żony poślubiano w ojczyźnie, w rodzinnym mieście czy wiosce, w przyjęty, ceremonialny sposób, w obecności krewnych, przyjaciół i sąsiadów. Małżeństwo służyło bowiem przede wszystkim zrodzeniu legalnego potomstwa, zwłaszcza synów, którzy w przyszłości odziedziczą prawa obywatelskie i majątek. Dlatego związek taki zawierano publicznie, podobnie jak urządzano następnie publiczną ucztę z okazji narodzin potomka. Wszystko po to, by jak największa liczba świadków mogła ewentualnie potwierdzić w razie potrzeby prawowitość pochodzenia przyszłego obywatela i dziedzica.
Żołnierze na wyprawie wojennej takich możliwości nie posiadali i formalnych związków nie zawierali. Stąd słaba pozycja osoby takiej jak Talia, nawet, jeżeli z Herakliuszem łączyło ją autentyczne uczucie. Po jego śmierci w bitwie okazało się nagle, że nie posiada ona żadnych praw i w praktyce można nią dysponować niczym niewolnicą. Wyobraźmy sobie nawet, że Herakliusz żyłby dłużej, Talia urodziłaby syna. I co, po śmierci partnera udałaby się w jego rodzinne strony z dzieckiem przy piersi? W jaki sposób by ją potraktowano? Łatwo się tego domyślić. Euryton podkreślił tylko w brutalny i mało elegancki sposób tę różnicę. Kimś innym była oficjalnie poślubiona małżonka, a kimś innym „towarzyszka życia”. Posiadają zupełnie różne prawa. I żałobę wypada uszanować tylko w przypadku pierwszej z nich. Tę drugą współcześni bez wahania nazwaliby dziwką, co też on sam uczynił. I osobiste walory Talii albo siła i prawdziwość uczucia, które łączyły ją z Herakliuszem, nie mają tu nic do rzeczy. Melisa doskonale to rozumie, bo i jej własna pozycja opiera się wyłącznie na Kassandrze. Gdyby to on zginął, podzieliłaby los Talii. W dodatku Talia jest cudzoziemką, co w społeczeństwie greckim działa tylko na jej niekorzyść.
I na koniec, nasunęła mi się taka oto analogia. We współczesnym świecie też mamy coraz więcej związków nieformalnych. Ich uczestnicy mówią o miłości, uczuciu, braku potrzeby formalizacji, która te uczucia zabija itp. Wszystko pięknie, ale często do czasu. I nie mam tu na myśli zmiany tychże uczuć, co może się zdarzyć. Ale np. kwestie dziedziczenia, możliwość pozostania w mieszkaniu zapisanym na partnera, prawo opieki nad dziećmi, przejęcie emerytury, itp. To wszystko natychmiast komplikuje się w przypadku braku formalizacji związku. Bo „owdowiały” partner/partnerka jest wobec prawa zupełnie ze zmarłym niezwiązany/a. Po prostu obca, przypadkowa osoba, bez żadnych praw, zwłaszcza majątkowych. A w mniej dramatycznych przypadkach choćby sprawa uzyskania informacji w szpitalu o stanie zdrowia chorego partnera/partnerki. Może to mniej jaskrawe, niż los Talii, ale warte zastanowienia.

Chodziło mi o osobistą refleksję na temat celowości stosowania tego terminu. O te właśnie mało istotne rzeczy natury moralnej a nie formalnej. Ujmę to zatem nieco inaczej. Odwołam się do prostytucji jako zawodu użyteczności publicznej i to w wielu kulturach. Czynność ta związana jest z zarobkiem ale pełni również inne, ważne funkcje. Przedstawię pewien ciąg: malarz, kominiarz, mechanik, prostytutka, fryzjer, hydraulik. Powołując się na atawizm, które z tych słów, na tle innych powoduje negatywną emocję ? Prostytyutka, dziwka, kurwa, kobieta płatnej miłości, ladacznica itp. A jakie synonimy moglibyśmy znaleźć dla reszty ? Z pewnością zbiór nie był by tak bogaty jak w przypadku tylko tego jednego zawodu. Ale czy słusznie ? Prostytutka jest tu jedynym zawodem niedookreślonym. Przecież do prostytutki nie przychodzi się zawsze i tylko po seks choć płaci się jej zawsze za czas, dokładnie jak w wypadku innych, szanowanych zawodów (robocizna). Pytam więc … czy w ogólności, słusznie należy się im taka pogarda, w momencie kiedy rozważamy zupełnie na zimno plusy i minusy ? Czy mamy i my, prawo decydowania co należy się dziwce a co nie ? Kto nam daje taką władzę ?

Neferze, napiszę to jeszcze raz: „brutalna prawda”. Twój post był bardzo interesujący i dobrze się go czytało (dziękuję Ci za niego) jednak nie jest on odpowiedzią na pytanie. Napisałeś „A” ale jak widzę Wstrzymujesz się od „B”. A przecież Potrafisz pisać od siebie, w poście pod opowiadaniemi Oodona Dałeś temu wyraz. Dla tego ja teraz chciałbym poznać Twoje osobiste zdanie, bez żadnego wywodu historycznego czy poruszania kwestii formalnej. Jeśli nie Chcesz mi odpowiedzieć to wystarczy wyjąsnić dla czego, być może pytanie moje boleśnie zachacza o Twoją intymność. Jeśli tak to już więcej nie będę wnikał.

Neferze:

słusznie odczytujesz sytuację, w jakiej znalazła się Talia, także w kontekście helleńskiej tradycji i obyczajowości. Pozostaje mi się tylko zgodzić z tym, co napisałeś. Co zaś się tyczy związków nieformalnych obecnie, faktycznie niosą one znacznie więcej niepewności, niż małżeństwa, ale jednak sytuacja jest i tak znacznie lepsza niż w starożytności, ba! Niż jeszcze osiemdziesiąt, sto lat temu. Przede wszystkim, dzieci z nieformalnego związku są traktowane jako członkowie rodziny każdego z rodziców – ze wszystkimi przywilejami prawnymi, jakie to ze sobą niesie. Poza tym współczesne prawo pozwala obudować związek nieformalny pewnymi (dalece niedoskonałymi) gwarancjami – poprzez testament można przekazać partnerowi majątek, poprzez odpowiednie zaświadczenie udostępnić informację medyczną. Ponadto, w większości cywilizowanych państw Zachodu funkcjonują jakieś formy związków partnerskich, dających stabilniejsze gwarancje praw na wypadek śmierci jednego z partnerów. W starożytności tak łatwo nie było. Prawo utrudniało swobodę testowania, stojąc na gruncie utrzymania majątku w rodzinie. Jeśli chciało się zapewnić partnerowi/partnerce dostatnie życie po własnej śmierci, trzeba było wykazać się zapobiegliwością i jeszcze za życia dokonać rozporządzeń majątkiem. Które to rozporządzenie mogło być (podobnie jak dziś testament) zakwestionowane przez pazernych członków rodziny…

Micku,

jeżeli pytasz, czy prostytutkom należy się pogarda, z jaką się w różnym stopniu spotykają we wszystkich epokach, odpowiem prosto: moim zdaniem zupełnie nie. Prostytutki (obojga płci) pełnią w społeczeństwie wartościową funkcję, co zauważał nawet rzymski moralista Katon. Zapewniają zaspokojenie potrzeb, które gdzie indziej zaspokojone być nie mogą. I nie chodzi tylko o potrzeby czysto seksualne. Czasem praca sex-workerów to bardziej psychologia, niż ruchy frykcyjne. A zatem prostytutki przyczyniają się do zwiększenia stabilności społeczeństwa, które inaczej cierpiałoby z nadmiaru nieusatysfakcjonowanych frustratów. Dlatego zapewne ateński reformator Solon zdecydował o utworzeniu państwowych domów publicznych – uznał ich funkcję za zbyt istotną, by powierzyć jej zapewnienie mechanizmom czysto rynkowym 🙂

Praca prostytutki jest ciężka, wymagająca znajomości ludzkiej natury, czasem niebezpieczna. Jednak zazwyczaj nikogo nie krzywdzi. A zatem, z perspektywy etyki (wolnej od naleciałości religijnych, które często przynoszą chorobliwą fiksację na sprawach seksu) nie jest ona czymś złym. A wykonujący ją ludzie nie powinni spotykać się z moralnym potępieniem.

Pozdrawiam
M.A.

Megasie, czuję się udelektowany Twoją odpowiedzią. Myślimy całkiem podobnie. Oczywiście ja sobie dopiero to wszystko układam i przedstawiłem myśli całkiem świerze. Tak naprawdę to przed chwilą napisałem dużo dłuższy post. Ale skasowałem bo chyba to co napisałem nie jest już ciekawe i nie chcę nikogo nużyć czy zmuszać do udziału w mojej własnej ewolucji w tym temacie.

No i czemu skasowałes tą dłuższą wypowiedź? Przedstawienie toku rozumowania, który doprowadził Cię do tego miejsca mogłoby być przydatne dla innych, którzy również roztrząsają ową kwestię. Na tym przecież polega debata filozoficzna – na wyłożeniu innym, skąd się przychodzi i na czym się stoi. W ten sposób można zapłodnić twórczo również inne umysły.

Pozdrawiam
M.A.

Mick: Nie do końca pojmuję, o co pytasz. O to, czy ja pogardzam prostytutkami? W żadnym wypadku. W końcu, pomijając już wszytsko inne, ktoś z ich usług korzysta i są to często „szanowani ludzie”. Dlaczego więc odium ma spadać na jedną tylko stronę? Zresztą, co to za odium właściwie? Tak w przeszłości, jak i obecnie, pełniły one istotną rolę społeczną, co niekiedy dostrzegały nawet władze. Uważam, że złą opinię tej grupie wyrobili z jednej strony zazdrośni hołysze, których nie było stać na ich usługi, a z drugiej równie zazdrosne i zaniepokojone konkurencją tzw „kobiety cnotliwe”. Najgorszy czas nastał zresztą w epoce nowożytnej, w dobie zakłamanej kultury mieszczańskiej (czy zwłaszzca drobnomieszczańskiej). Wielcy panowie z poprzednich epok byli podad to i bawili się, jak chcieli (niestety, także w uwielbienie i służbę dla Damy – tu cała kultura rycerska i dworska, powstała w południowej Francji w XI w.). Ale miało być bez dygresji. Czyli, Talia jest osobą jak najbardziej godną szacunku. Niestety, prawo i obyczajowość epoki nie zapewniają jej ochrony. Po śmierci nieformalnego partnera, pozostaje na łasce losu. A taki typek jak Euryton bezlitośnie to wykorzystuje, w dodatku upokarzając dziewczynę.

Może już nie chcę niczego zapładniać ;). Wiedza o temacie o którym piszemy, przychodzi z wiekiem. Kiedy człowiek ma już na tyle dystansu by pogodzić sobie te rzeczy które mu nie pasowały. Mój problem polegał zawsze na tym że ja wprost kochałem kobiety, gloryfikowałem, do głowy by mi nie przyszło oddanie słuszności równouprawnieniu (w kwestii obyczajowej) gdyż to właśnie „ONA” była zawsze u mnie na pierwszym miejscu. Ale każdy kij ma dwa końce i z biegiem życia nie mogłem nie zauważyć że niektóre przedstawicielki płci pięknej są biegunowo odległe od tego mojego ideału. Prostytutki dobiły tylko całą sprawę, przecież ich temat musiał się pojawić niejako w sposób naturalny. Jednak tak jak już napisałem. Nie będę w to dalej brnął bo możliwe że nie wszystkim ta wiedza będzie potrzebna. Nie każdy czuje potrzebę analizowania wszystkiego dookoła.

Napisałeś, z czym się zgadzam, że prostytutki pełnią pożyteczną rolę w społeczeństwie i ogólnie, ich rola jest pozytywna. No tak … oto dyskutują dwa samce. A gdybyśmy skierowali te słowa do żony która ubolewa nad tym że mąż ją zdradza z prostytutkami ? Ciekawe jakie ona by miała zdanie ? Także temat jest tematem-rzeką. Nie wiem jak Ty Megasie, ale ja raczej poległ bym na tej dyspucie.

Neferze. Tak, o to mi chodziło.

Szanowny autorze co do książek na temat Persji posyłam link do katalogu z biblioteki śląskiej w Katowicach może będzie pomocny co do historii Persji uważam, że całkiem dobra jest książka zatytułowana Historia Persji autor Bogdan Składanek ewentualnie praca Olmsteada

Co do Melisy to autor sugeruje chyba, że jest w ciąży z Kassandrem.

I tutaj dochodzimy do etapu czy Kassander pozwoli jej na urodzenie dziecka czy też każe jej zrobić aborcję.

https://opacwww.bs.katowice.pl/cgi-bin/wspd_cgi.sh/wo2_wszm21.p?ID1=FHIMQILERPGJOLNJLRNM&ln=jp&idwc=15366181&pg=1&dir=f&biblio=3&doktype=1,2,7,10,11,12,13,14,15,20,30,40,50,60,70,80,3&srt=t00#idRowPozLst18

Dodatkowo link do hasła z katalogu Iran

https://opacwww.bs.katowice.pl/cgi-bin/wspd_cgi.sh/wo2_wszm21.p?ID1=FHIMQILERPGJOLNJLRNM&ln=jp&idwc=15366213&pg=1&dir=f&biblio=3&doktype=1,2,7,10,11,12,13,14,15,20,30,40,50,60,70,80,3&srt=t00

Nie zdziwiłbym się, gdyby wybrał to drugie wyjście w końcu jest wojna co prawda jako nałożnica generała Melisa miałaby większe szanse na utrzymanie dziecka niż zwykła kobieta.

Co do tej Jubat to miała całkowitą rację gdy nie zabiła Kassandra.

Z tekstu opowiadania oznacza, że jest dowódcą oddziałów powstańczych w Persydzie więc przede wszystkim ma dowodzić tymi oddziałami. Jako kobieta mogła spokojnie się wśliznąć do obozu i rozpoznać siły oraz rozmieszczenie wojsk wroga gdyż nikt nie spodziewał się, żeby była wrogiem każdy wziął ją a prostytutkę.

Spełniła swoje zadanie.

Załóżmy zresztą, że udałoby się jej zabić Kassandra co by to dało nic.

Nic to by nie dało gdyż za pewne oficerowie wybraliby z swojego grona nowego dowódcę i doprowadziliby posiłki do głównej armii.

Poza tym mogę się założyć, że Grecy wzięliby odwet zabijając i paląc wszystkie miejscowości i wioski na trasie marszu pozbawiając w ten sposób Jubat możliwości pozyskiwania nowych rekrutów oraz żywności.

Oczywiście można założyć, że byłby inny wariant, że wojsko rozproszyłoby się tylko to co by to dało nie zdziwiłbym się, gdyby Aleksander wydzielił kontyngent wojsk z głównej armii i wysłał je w celu pacyfikacji zbuntowanej prowincji.

A biorąc pod uwagę, że ci żołnierze już walczyli na obszarze Persji znają metody walki przeciwników teren walka z nimi byłaby o wiele trudniejsza dla Jubat niż z niedoświadczonymi rekrutami jakich wiedzie Kassander.

Witaj, Anonimie!

Dziękuję za kilka pomocnych źródeł! Postaram się je zdobyć. Co prawda linki do katalogów bibliotecznych nie działają (pewnie wygasły), ale zainteresuję się pracami Składanka i Olmsteada. W tej chwili dysponuję kilkoma księgami anglojęzycznymi (Lloyd Llewellyn-Jones, Kaveh Farroh, John Curtis, St John Simpson). Ale im więcej inspiracji, pozwalających oddać klimat i realia tamtego świata, tym lepiej 🙂

Skąd pomysł, że Melisa jest w ciąży? A nawet gdyby była, to przecież aborcja (czy raczej wywołanie poronienia) w tamtych czasach była procedurą nie tylko potępianą moralnie (w przysiędze Hipokratesa jest passus o zakazie podawania środków na poronienie), ale przede wszystkim niebezpieczną. Polegała na wypiciu trucizny w nadziei, że zabije ona płód, a nie samą kobietę. Czy Kassander zdecydowałby się na coś takiego? Dotychczas stosował po prostu dostępne metody antykoncepcji o ograniczonej skuteczności (stosunek przerywany), albo po prostu niezbyt przejmował się sprawą.

Co do samej Jutab i jej motywacji – zakładasz, że jej akcja była od początku przemyślana i precyzyjnie zaplanowana. A co, jeśli jej początkowy plan uległ zmianie w toku działania? Może wkradła się do otoczenia Kassandra z zamiarem zabójstwa (nakazanym jej przez magów) ale potem od niego odstąpiła? Mogło na to wpłynąć przecież wiele czynników. Ze swojej strony mogę obiecać, że z czasem postaram się ukazać rozwiązanie tej zagadki Czytelnikom. Obawiam się tylko, że może Wam ono sprawić zawód, bo niektóre interpretacje zachowań Jutab, które przeczytałem w komentarzach są naprawdę znacznie bardziej fantazyjne niż to, co sobie wymyśliłem 🙂

Co zaś się tyczy żołnierzy, których prowadzi Kassander – to prawda, że nie mają oni doświadczenia walki z Persami i nie znają ich metod. No, ale nie nazywajmy ich jednak niedoświadczonymi rekrutami. To twarde, skrwawione psy wojny. Pamiętaj, że Antypater polecił Kassandrowi zebrać korpus ekspedycyjny zaraz po wygranej wojnie ze Spartą, korzystając z najlepszych jednostek z tamtej kampanii. Tak więc generał prowadzi żołnierzy, którzy złamali potęgę Lacedemonu. W Persji muszą się nauczyć nowych reguł, ale jednak pamiętajmy, że na polu bitwy Spartanie zawsze byli bardziej wymagającymi przeciwnikami niż Persowie (nawet z silnym wsparciem helleńskich najemników).

Pozdrawiam
M.A.

Co do ciąży Melisy wziąłem fragment w którym mówi Kassandrowi, że chce mu coś powiedzieć. Jeżeli kobieta coś chce powiedzieć mężczyźnie i to coś ważnego to albo chodzi o rozwód albo ciąża ewentualnie inna ważniejsza sprawa. A sprawa aborcji mogę się założyć, że w tych czasach jak i współcześnie bogaci mieli lepsze możliwości niż zwykła Kowalska. Sądzę, że Kassander gdyby to było mu na rękę to zapewniłby najlepszego lekarza i odpowiednie środki na zabieg.

Ponieważ jak piszesz linki wygasły posyłam link do katalogu biblioteki śląskiej wpisz w haśle przedmiotowym Persja lub Iran i przejrzyj sobie
https://opacwww.bs.katowice.pl/cgi-bin/wspd_cgi.sh/wo2_search.p?R=1&IDBibl=3&ID1=FHJEQLMERPGJOLNJLRNM&ln=jp

Czy aby Sparta była wtedy najlepsza mam pewne wątpliwości może na skalę lokalną na Peleponezie odgrywali jakąś wartość ale w gruncie rzeczy od czasu złamania ich przez Tebańczyków tracili na znaczeniu. Wydaje mi się, że tutaj większe znaczenie miała pamięć o dawnych zwycięstwach.

Co do Jubal być może masz rację i może pierwotnie chciała wykonać swoje zadanie ale zobaczymy co autor napisze w dalszych częściach.

Drogi Anonimie,

we fragmencie, do którego się odnosisz, Melisa chciała, jak sądzę, zrobić coś, co następowało rzadko między Hellenem i jego konkubiną – wyznać mu miłość. Początkowo jej nie czuła, miała wszak związane z Kassandrem jak najgorsze doświadczenia, począwszy od tego, jak brutalnie pozbawił ją dziewictwa. Później bała się go niemal tak samo, jak Mnesarete. Ale z czasem przekonała się do Macedończyka, dostrzegła inną stronę jego osobowości i pojawiło się uczucie. Ponieważ jednak nie chciałem, by była to rozczulająca scena, pozwoliłem zmęczonemu generałowi zasnąć i uniknąć w ten sposób wyznania. Zresztą, pewnie i tak nie potrafiłby na nie w zadowalający sposób zareagować – ludzie antyku, a w szczególności on, byli pod tym względem mocno zahamowani 🙂

Dzięki za link, poszukam czegoś, co udałoby mi się wykorzystać przy pracy nad kolejnymi rozdziałami!

Antyczna medycyna, mimo paru naprawdę zastanawiająco skutecznych metod, które wypracowała (np. egipska metoda diagnozowania ciąży i precyzowania ciąży dziecka), była jednak instytucją z pogranicza nauki, religii i magii. Zamożność Kassandra niewiele by mu pomogła, bo często najdroższy uzdrowiciel wcale nie był najlepszym, ale po prostu cieszył się (nie zawsze zasłużoną) renomą. Zresztą prawdziwi, helleńscy lekarze mieli przysięgę Hipokratesa i zapewne nie godziliby się na zabieg (który naprawdę był bardzo niebezpieczny także dla matki).

Twoje uwagi na temat Sparty są natomiast jak najbardziej słuszne. Pod koniec IV wieku p.n.e. Lacedemon był cieniem swojej potęgi, choć wciąż cieszył się wielką estymą wśród Hellenów (dlatego zwycięstwo Antypatra nad nimi wciąż było bardzo prestiżowe). Możliwe, że żołnierze Sparty wciąż prezentowali wysoką jakość za sprawą rygorystycznego systemu ćwiczeń, ale z powodu zmian społecznych, jakie dokonały się w Lakonii, prawdziwych Spartiatów było już bardzo niewielu i państwo musiało dla swej obrony sięgać po sojusze oraz najemników. Ale nawet teraz, po okresie największej świetności, armia Sparty stanowiła przecież większe wyzwanie niż armia perska, będąca (z wyjątkiem greckich najemników, których było bardzo wielu, pod Issos trzydzieści tysięcy) całkiem bezradną wobec macedońskiej sztuki wojennej. Spartanom jednak udało się pokonać któregoś z macedońskich generałów (Koragosa, który występuje w Opowieści helleńskiej Kassandra i jest postacią jak najbardziej historyczną, choć miejsce jego klęski jest nieznane).

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz