Nowy świat czarownic 14-15 (Nefer)  3.55/5 (32)

26 min. czytania

Edmund Blair Leighton, „Pasowanie na rycerza” (fragment)

14

Zgodnie z zapowiedzią księżnej, podróż trwała jeszcze niecałe dwa dni. Marcus z niecierpliwością wyglądał teraz Złotej Bramy, doświadczając lodowatej uprzejmości Lady Berengarii. Nie zniżyła się do okazywania jawnej wrogości, traktowała jednak młodzieńca niczym powietrze i nie zaszczycała rozmową, ograniczając się do nielicznych, wymuszanych koniecznością słów. Nie spodziewał się też, by zechciała jeszcze kiedykolwiek uwolnić jego przyrodzenie i pozwolić na swobodną galopadę na grzbiecie Demona. Nawet za cenę pozyskania mocy, którą jakoby posiadał i mógł obdarzyć nią damę szlachetnego rodu. Czy rzeczywiście mógł? W przypadku pani Siedmiu Bram miał obecnie co do tego niejakie wątpliwości. Na myśl o jej osobie, o fałszywej urodzie, którą tak skutecznie mamiła jego zmysły, odczuwał tylko obrzydzenie. Nie próbował wyobrażać sobie, jak wygląda naprawdę. Znając już próżność szlachetnej pani podejrzewał, że od dawna nikomu nie ukazuje się w swojej rzeczywistej postaci. Miałby nadal służyć jej w łożu, nadal tryskać nasieniem i mocą pod dotykiem jej dłoni, nadal pobudzać się  pieszczotami wiedźmy, zapewne obleśnej staruchy? Nigdy! Prędzej już podnieciłby się widokiem leśnego gnoma albo jaskiniowego goblina z ludowych bajań, z upodobaniem powtarzanych przez głupie dziewki i parobków. O ile znalazłyby się żeńskie przedstawicielki tych baśniowych stworzeń.

Oddając się takim rozważaniom nie mógł jednak uciec przed myślą, że obecnie, gdy raz na zawsze odrzucił łaski władczyni Siedmiu Bram, tym ważniejsze stawało się spotkanie z jej córką, a jego prawowicie poślubioną panią i małżonką. Jaka jest ta cała Berenika? Podobno młoda i urodziwa, jak zapewniała margrabina i jak wołała w gniewie sama Lady Berengaria. Tak też ukazywał księżniczkę otrzymany portret. Czy to jednak jej prawdziwa postać, skoro księżna potrafiła posunąć się do zdemaskowanego właśnie oszustwa? Może i prawdziwa… Przecież Berenika nie miała jeszcze męża, on sam został jej pierwszym poślubionym małżonkiem. Skąd wzięłaby więc moc, by zwodzić świat fałszywą urodą?

Pocieszywszy się tym spostrzeżeniem, zrozumiał jednak szybko, że jej wygląd nie jest przecież najważniejszy. Jaki ma charakter? Jak przyjmie i potraktuje małżonka? Czy zna, albo domyśla się prawdy o intrygach matki? Czy Lady Berengaria realizowała swoje plany za wiedzą księżniczki? A może nie przejmowała się wcale opinią, jaką mogłaby i powinna wyrazić w tej sprawie własna córka? A jeżeli zdanie Bereniki w ogóle się nie liczyło i dziewczyna miała na dworze matki równie mało do powiedzenia, jak i on sam w zamku margrabiny? Czy powinien ujawnić przed nią to, co zaszło podczas podróży? Czy księżna zamierzała to ukrywać? Ludzi zabrała ze sobą niewielu, niewątpliwie najpewniejszych, co chyba o czymś świadczyło… I czy on sam zdoła zdobyć przychylność pani i małżonki?

Gryząc się tymi rozważaniami, gubiąc się w przypuszczeniach, znalazł tylko jedną osobę, z którą mógłby porozmawiać, z którą mógłby podzielić się obawami. Sudrun. Gwardzistka zasługiwała, by poznać prawdę, a zresztą i tak sporo już wiedziała o tajemnicach wspólnej podróży.

– Musisz za wszelką ceną zdobyć przychylność tej Bereniki – podsumowała, gdy trafiła się okazja, by zdać jej relację z wydarzeń poprzedniej nocy. – Nieważne, wie o wszystkim czy też nie. Jej życzliwość zawsze się przyda.

– Ale w jaki sposób? Jeżeli okaże się podobna do matki…

– Z pewnością jest młoda i urodziwa. Własną, prawdziwą urodą. Słysząc, co wyprawia księżna, nie wierzę, by pozwoliła córce korzystać z mocy któregoś ze swoich małżonków.

– O czym ty mówisz? Czy myślisz, że… – Wspomniał jednak, jak Lady Berengaria rzuciła niegdyś przypuszczenie, iż on sam mógłby oddawać nasienie Mirelli, własnej siostrze. Czy miałaby opory przed tym, co sugerowała Sudrun?

– W Siedmiu Bramach wszystko jest możliwe, różnie mówią o tym dworze… – Gwardzistka zdawała się potwierdzać przypuszczenia Marcusa. – Ale to mało prawdopodobne. Pani Siedmiu Bram za bardzo pożąda tej potęgi, by dzielić się nią z kimkolwiek. Charakteru księżniczki nie znamy, jeżeli jednak chociaż w części jest prawdziwą kobietą, to nie zdoła oprzeć się twojemu urokowi, książę.

– Co ty wygadujesz, Sudrun?

– A to, że wszystkie służki na naszym zamku, a i gwardzistki zresztą też, chętnie oddawały się igraszkom z tobą i jeszcze chętniej uczyły cię sztuki miłosnej. Myślisz może teraz, że czyniłyśmy to na rozkaz dostojnej margrabiny, ale to nieprawda. A przynajmniej nie cała prawda. I przecież nie wyruszyłam z tobą tylko dla Demona…

– Sudrun, ja…

– Nie czas teraz jednak na takie rozmowy, Marcusie. Teraz najważniejsza jest Berenika. Bądź sobą, zachowuj się jak zawsze, a na pewno zyskasz jej życzliwość. A myślę, że nawet coś więcej…

– Chyba, że wdała się w matkę, jest zimna, ambitna, wyrachowana i bezwzględna…

– Może i tak… Ale nawet wtedy powinna pojąć, że stanowisz dla niej klucz do mocy i potęgi. I najlepiej, gdybyś oddawał tę moc z własnej woli oraz własnej ochoty. Przecież czegoś takiego pragnęła również Lady Berengaria. I chyba obawiała się sprzeciwu córki, Berenika nie może więc być zwykłą kukłą w jej ręku.

– Nasze małżeństwo, chociaż prawowite, nie zostało jeszcze skonsumowane. Myślę, że księżniczka zechce uczynić to jak najszybciej…

– Byłoby dziwne, gdyby nie chciała, Marcusie. Ja chciałabym na jej miejscu z całą pewnością, gdy tylko ujrzałabym cię na własne oczy. A tutaj w grę wchodzi jeszcze twoja moc, którą ona potrafi przecież przejąć i wykorzystać… Musisz się tylko postarać, wiem, że to potrafisz, że zadowolisz małżonkę pod każdym względem. Nieważne, czy bardziej pragnie tego jako młoda kobieta, czy jako władczyni, pożądająca magicznej siły i potęgi.

– Skoro tak mówisz… Mam nadzieję…

– Musisz jednak okazać zrozumienie i delikatność… To może być jej pierwszy raz.

– Jeżeli nawet, to co z tego? Poradzę sobie, jak sama powiedziałaś.

– Oj, piękny książę… Ty chyba niewiele wiesz o kobietach, pomimo wszystkich twoich doświadczeń… Zresztą, to nawet nie może dziwić. Margrabina z pewnością nie rozmawiała z tobą o podobnych sprawach, skoro nałożenie ochraniacza okazało się takim zaskoczeniem. A dziewczęta w zamku… I przecież ja sama również…

– O czym ty mówisz?

– Dobierano nas do służby przy twojej osobie bardzo starannie. I nie tylko pod względem urody… Żadna z nas nie była… no, dla żadnej z nas nie był to pierwszy raz.

– To ma jakieś znaczenie?

– Och, nigdy nie miałeś okazji zająć się dziewicą, dziewczyną, dla której byłbyś pierwszym mężczyzną, pierwszym kochankiem. Taki pierwszy raz potrafi okazać się dla kobiety bolesny, pojmujesz? Jeżeli chłopak nie okaże delikatności… Tak czy inaczej, musi wtedy rozerwać swoją włócznią błonę, którą każda dziewczyna ma w swym najtajniejszym miejscu… Niekiedy trzeba użyć siły, pchnąć mocno… Jeżeli postąpisz tak z Bereniką nie zachowując ostrożności, jeżeli nie wzbudzisz w niej chęci i uczucia, jeżeli poczuje ból i strach, jeżeli zrazi się do ciebie… Musisz uważać, książę…

– Myślisz, że ona jeszcze nigdy? Ale dlaczego? Czyż nie powinna wprawiać się w sztuce miłosnej, tak jak i mnie uczono, co sama przyznajesz?

 – W sumie, powinna. To z pewnością by jej nie zaszkodziło. Potrafiłaby teraz lepiej i z prawdziwą ochotą przejmować moc szlachetnie urodzonego małżonka. Ale czy księżnej mogło zależeć na takiej nauce córki? Sądząc po tym, jak sama chciała cię wykorzystać? Może pragnie wręcz, by Berenika zraziła się do męża, zraziła się do ciebie, Marcusie. By niechętnie myślała o przejmowaniu twojej mocy? Wtedy więcej zostałoby dla samej Lady Berengarii.

– Ale przecież ochraniacz…

– Z pewnością coś by wymyśliła… A w tej chwili nadal nosisz przyrząd nałożony jej dłonią…

– To nie ma znaczenia, teraz chyba nie potrafiłbym… Nie zdołałbym… Na samą myśl o pani Siedmiu Bram ogarnia mnie obrzydzenie.

– Może to i lepiej, książę, ale postaraj się nie okazywać tego w zbyt jawny sposób. I pamiętaj, co ci tu mówiłam. Na pewno poznasz, czy jesteś pierwszym kochankiem Bereniki. Jeżeli nawet nie po jej zachowaniu, to poczujesz opór tej błony. I czasami pojawia się krew. Postępuj wtedy delikatnie i ostrożnie, pozbaw ją dziewictwa nie sprawiając niepotrzebnego bólu, a wszystko ułoży się dobrze.

Złotą Bramę ujrzeli w blasku nisko już stojącego słońca. Obdarzało ono powodzią światła wysokie mury i wyniosłe baszty, wyłożone dachówkami oraz miedzią spadziste dachy, błyszczące wśród kamieni szyby okien. Wznosząca się na wzgórzu panującym nad szeroką, łagodną przełęczą forteca wydawała się potężna, o wiele silniej ufortyfikowana i rozleglejsza niż zamek margrabiny, niż rodzinny zamek Marcusa. Nic dziwnego, nie raz stawiała przecież czoła najeźdźcom z północy, którzy docierali podobno aż tutaj. Co prawda, działo się tak w dawnych czasach, obecnie potęga Lady Berengarii trzymała wrogów w ryzach. Oblana jasnością, z łopoczącymi na wietrze chorągwiami przedstawiającymi herb księstwa – bramę z na wpół uniesioną, zębatą kratą – twierdza nie prezentowała się jednak ponuro, przeciwnie, przywodziła na myśl raczej siedzibę bajkowej księżniczki-czarodziejki, a nie groźne narzędzie wojny i władzy.

„Może to zresztą i prawda?” – Pomyślał Marcus. – „Oby tak się stało.”

Otuchy dodał mu widok kilku pomniejszych sztandarów ze znakiem Łabędzia, godłem Międzyrzecza. Powiewały wprawdzie na szczytach niższych wież, ale zawsze był to miły gest ze strony pani zamku. Tylko której? Lady Berengaria z pewnością zdążyła już zawiadomić przez wysłanego przodem posłańca o swoim powrocie, wątpił jednak, by obecnie dbała o takie uprzejmości. Czy to może sama księżniczka Berenika, jego pani i małżonka, poleciła wywiesić te chorągwie?

Na spotkanie wyruszył im z zamkowych wrót niewielki orszak, pod sztandarem ze znakiem Bramy. Zbliżał się szybko, prowadzony przez wyrywającego się do przodu jeźdźca. Marcus wytężył wzrok, nagrodzony widokiem zgrabnej, pewnie dosiadającej siwego konia dziewczyny o złocistorudych włosach. Nie mógł się mylić, to musiała być księżniczka we własnej osobie! Po chwili rozpoznał twarz pędzącej śmiało amazonki, bardzo podobną do tej z portretu. Najwidoczniej wyjechała naprzeciw matce, a może i świeżo poślubionemu, pierwszemu małżonkowi? Zapewne nie przystawało to damie szlachetnego rodu, która powinna oficjalnie powitać męża w sali audiencjonalnej, stosownie odziana i przyozdobiona, zamiast galopować na jego spotkanie w stroju łowczyni i wojowniczki, natychmiast poczuł jednak wobec Bereniki sympatię i uznał, że łatwo im się będzie nawzajem zrozumieć. Na jej miejscu też rozpierałaby go ciekawość. Na swoim własnym także zresztą takową odczuwał!

– Witaj, szlachetna pani i matko – zwołała dziewczyna, wyhamowując konia

Zauważył, jak zręcznie powodowała wierzchowcem. Nie dorównywał wprawdzie jego Demonowi, ale obecnie i tak nie miał co marzyć o galopadzie na grzbiecie przyjaciela. Poczuł się za to nieswojo w męskim siodle, dosiadając niemrawej chabety. Co ona sobie o nim pomyśli? Weźmie męża za niedołęgę?

– Ufam, że podróż upłynęła bez przeszkód? – kontynuowała Berenika.

– A tak, dziękuję. Lawina zasypała wschodnią przełęcz i musiałam użyć nieco mocy, by przebić drogę, ale poradziliśmy sobie. W przeciwnym razie jechalibyśmy jeszcze kilka dni. Ja z kolei mam nadzieję, że i tutaj wszystko w najlepszym porządku?

– Barbarzyńcy siedzą na razie cicho, ale nadchodzi wiosna i z pewnością nie potrwa to długo. Teraz i ja będę mogła przydać się na coś więcej, niż tylko rażenie ich strzałami i oszczepem!

Zwracała się do pani Siedmiu Bram, ale jej wzrok kierował się ciekawie ku Marcusowi. Nie uszło to uwadze Lady Berengarii.

– Radziłaś sobie dotąd znakomicie, ja również. I oby tak zostało. A czy dama twojej rangi nie powinna raczej oczekiwać przybycia małżonka w Wielkiej Sali? – zauważyła cokolwiek kwaśno księżna.

– Wyjechałam na spotkanie z tobą, matko i pani.

– Czyżby? Ale skoro już tu jesteś, wypada, byś przywitała sir Marcusa. A raczej, by to on powitał ciebie. Pamiętaj, że w Międzyrzeczu hołduje się obyczajom bardziej dwornym i wyszukanym niż w naszej dziczy. Twój mąż z pewnością nie przywykł do takiego braku manier. Nie przynoś nam wstydu wobec szlachetnie urodzonego pana!

Lady Berengaria kiwnęła dłonią na chłopaka, który istotnie poinstruowany został swego czasu przez mistrza Matteo, jak zachować się podczas pierwszego spotkania ze swoją panią i małżonką, ale przecież miało ono nastąpić podczas uroczystej audiencji, a nie na błoniach pod zamkiem. Nie miał nawet na głowie beretu, by skłonić się w odpowiednio wytworny sposób! Przynaglony kolejnym gestem księżnej zeskoczył niezgrabnie z siodła i podszedł niepewnie do wierzchowca Bereniki.

– Witaj, piękna i szlachetna pani. Mam nadzieję, że zadowolą cię moje służby. – Bez nakrycia głowy ukłon wypadł raczej nijako, ale przynajmniej słowa zapamiętał dobrze.

Berenika spojrzała nań z pewnym zdziwieniem, wyciągnęła powoli rękę. Powinien teraz przyklęknąć i ucałować dłoń małżonki, wypowiadając jakiś stosowny komplement dotyczący jej urody, zapewnić o własnym oszołomieniu, oddaniu i posłuszeństwie. Tak nakazywały dworne obyczaje. Ponieważ jednak księżniczka nie zasiadała na ozdobnym tronie, lecz tkwiła w siodle, padając na kolana nie zdołałby złożyć pocałunku. Poprzestał więc tylko na muśnięciu wargami jej okrytych skórzaną rękawiczką palców. Układna przemowa zamarła mu w ustach, gdy unosząc wzrok dostrzegł chłód w oczach dziewczyny. I nic dziwnego, przecież zachowywał się jak ostatni dupek! Ona wyjechała mu naprzeciw, narażając się na kąśliwe uwagi matki, a on odgrywał tu przedstawienie godne Jasona! Wspomniał słowa Sudrun i bez zastanowienia powiedział to, co poczuł w sercu, gdy tylko ją ujrzał.

– Świetnie jeździsz konno, pani. Ale i tak bym cię wyprzedził, jeżeli miałabyś ochotę na wyścigi!

– Takiś pewny siebie, sir Marcusie? Mnie nikt nie dogoni! – żachnęła się, ale zima ustąpiła z jej spojrzenia, zastąpiona żywym błyskiem dumy.

– Masz dobrego konia, ale mój Demon jest lepszy od wszystkich. – Wskazał głową na wierzchowca, gdyż nadal nie puszczał jej dłoni. – Sama się przekonasz!

Zwróciła spojrzenie w  kierunku ogiera, oboje oceniali i porównywali swoje rumaki.

– Ma zbyt delikatne pęciny, jak na nasze górskie bezdroża. Pewnie okażą się za miękkie. Mój Orzeł nie da mu żadnych szans!

– Są wysokie, ale chyba nie doceniasz koni z Międzyrzecza. My też jeździmy po górach. Demon ma silne nogi i duże kopyta, chodzi bardzo pewnie. Może jest lżejszy od Orła, ale dzięki temu szybszy.

– Ale jak długo utrzyma tę szybkość? Tutaj bardziej cenimy wytrzymałość. – A jednak, choćby pośrednio i może nieświadomie, przyznała mu rację w jednej przynajmniej sprawie.

– O tym też możemy się przekonać, jeżeli tylko zechcesz.

– Dlaczego nie, Marcusie? Choćby i teraz. Bierz swojego Demona, wskakuj na siodło i ruszajmy do zamku!

Zaaferowana dyskusją, zapomniała o chłodnej rezerwie. Nie cofała też dłoni.

– Bereniko, sir Marcusie. Szlachetnie urodzeni panowie nie ścigają się konno. Istnieją ku temu ważne powody, przecież o tym wiesz, moja córko. – To Lady Berengaria przypomniała o swojej obecności. – I obiecałeś Demona Sudrun. – Ostatnie słowa  skierowała do chłopaka.

– Jakiej znowu Sudrun? – Księżniczka teraz dopiero zdawała się zauważyć dosiadającą rumaka wojowniczkę.

– Zgodziłam się zabrać tę dziewczynę z Międzyrzecza, to gwardzistka margrabiny, Lady Mirandy. Sir Marcus obiecał podarować jej tego konia, a ja ofiarowałam się wstawić w tej sprawie u ciebie, bo przecież stanowi on obecnie twoją własność, jak wszystko, co twój małżonek otrzymał w posagu. Bardzo mu na tym zależało i nie chciałam odmawiać jego prośbom.

– Kim jest ta Sudrun? – Berenika cofnęła rękę.

– Opiekuje się Demonem, zna go i bardzo dobrze jeździ konno. I rzeczywiście, przyrzekłem, że dam jej konia, jeżeli pojedzie tutaj ze mną. W zamku mojej matki tylko by się zmarnował.

– Może powinieneś poprosić najpierw mnie, zamiast dostojną panią Siedmiu Bram? Ja nie posiadam wprawdzie takiej władzy jak ona, ale sama przyznała, że akurat ten ogier, a i ty również, należycie teraz do mnie.

– Zamierzałem to uczynić, gdy tylko nadarzy się okazja.

– I nadarzyła się szybciej, niż się spodziewałeś, sir Marcusie. Ale dałeś się wyprzedzić.

– To nie tak, chciałem tylko…

– Chciałeś się ścigać, ale i w tym matka ma rację, błękitnokrwiści panowie nie biorą udziału w wyścigach. Może powinnam raczej stanąć w zawody z tą Sudrun?

– Szlachetna pani, księżniczko…

– Skoro przypominasz o naszych tytułach i rangach, to właściwe miejsce twojej pani i małżonki jest teraz na zamku. Muszę przygotować się na odpowiednio uroczyste powitanie pierwszego męża. Sam wiesz, w Wielkiej Sali, na tronie, z padaniem na kolana, całowaniem dłoni i wygłaszaniem tych wszystkich pięknych słów na temat mojej urody i twego oczarowania. Możesz po drodze odświeżyć sobie tę mowę, którą z pewnością przygotowałeś. Jak widzisz, nie jesteśmy tu zupełnymi barbarzyńcami i znamy dworne obyczaje, chociaż zapewne nie tak dobrze, jak w Międzyrzeczu. Dałam już dzisiaj wystarczająco wiele dowodów tych  braków ogłady, ale żyjemy tu na pograniczu i będziesz musiał mi to wybaczyć, sir Marcusie!

Zawróciła konia i poderwała go do galopu, nie oglądając się na matkę oraz świeżo poznanego małżonka.

15

Oficjalna ceremonia przedstawienia i przyjęcia pierwszego małżonka Lady Bereniki, przyszłej pani księstwa Siedmiu Bram, odbyła się już po zachodzie słońca. Marcusowi dano trochę czasu na kąpiel i stosowne przygotowania. Odpowiedni ubiór przywiózł w nielicznych bagażach. Z wygód osobistych apartamentów oraz dobrze zaopatrzonej garderoby skorzystała też z ochotą sama księżna, która wypadła olśniewająco. W stroju prostym i bez ostentacyjnie bogatej biżuterii, prezentowała się jednak dumnie i godnie, podkreślając swoją pozycję władczyni. Berenika przeciwnie, zgodnie z tradycją przybrana w wyszukane dworskie szaty, obwieszona klejnotami oraz zasiadająca na honorowym siedzisku w sali audiencjonalnej, sprawiała wrażenie o wiele mniej zainteresowanej i ożywionej niż wówczas, gdy małżonek ujrzał ją po raz pierwszy, w siodle, na zamkowych błoniach. Nie zważając na odczuwaną prawdopodobnie niewygodę, ozdobnego krzesła, które zajmowała, nie sporządzono bowiem z myślą o komforcie właścicielki, zachowywała wyniosłą, obojętną postawę. Jakaż różnica w porównaniu z ożywioną, pełną ciekawości, gotową do sporu i życzliwej rywalizacji amazonką, śmiało powodującą szlachetnym rumakiem. Porzucił nadzieję na szybkie przełamanie tego chłodu, sprowadzonego z pewnością przez mające pogrążyć go w oczach pani i małżonki zachowanie Lady Berengarii. Księżna udawała życzliwość, pozwalając na zabranie Demona i Sudrun tylko po to, by następnie użyć ich obecności niczym zatrutej strzały, wypuszczonej zarówno w stronę własnej córki, jak i jej świeżo poślubionego męża.

Ceremonia przebiegała zgodnym z tradycją, niespiesznym rytmem. Obydwoje wypowiadali konwencjonalne słowa i zdania, wykonywali przepisane obyczajem gesty. Upadł na kolana i przystąpił do wygłaszania mowy sławiącej urodę swojej pani, zapewniając przy tym o własnym oczarowaniu i zdumieniu. Ta część oracji mogłaby wypaść nawet szczerze, ale chłód w oczach Bereniki skłonił Marcusa do ograniczenia krasomówczych popisów do niezbędnego minimum. Przyrzekł miłość, posłuszeństwo i wierną służbę. W odpowiedzi księżniczka podziękowała krótko za ofiarowaną gotowość, obiecała opiekę oraz łaskawe traktowanie. Wyciągnęła dłoń ku małżonkowi, co prawda raczej sztywno. Cofnęła ją też o wiele szybciej niż tam, na błoniach. Cofnęła, gdy tylko złożył stosowny pocałunek. Przynajmniej okazała następnie odrobinę życzliwości i pozwoliła mu wstać z kolan. Lekko obolały, przyjął to z zadowoleniem. Mogła przecież przetrzymać go dłużej, odpowiadając bardziej rozbudowaną przemową. Może współczuła mu jednak trochę? A może sama odczuwała narastającą niewygodę na swoim rzeźbionym tronie?

Tu włączyła się Lady Berengaria, potwierdzając przyjęcie sir Marcusa, pierwszego męża swej córki i następczyni, w poczet członków dworu Siedmiu Bram. Herb z godłem księstwa przypięto mu do obroży jeszcze w zamku margrabiny, toteż tego elementu ceremonii nie trzeba było powtarzać.

Księżniczka powstała z siedziska, zapraszając obecnych na ucztę. Zaoferował swojej pani i małżonce ramię, z którego zechciała skorzystać. Powiódł ją ku wskazanym mu uprzednio drzwiom do sali bankietowej, rozwartym w stosownej chwili przez służbę. Przeszli przez nie, otwierając pochód. Tutaj jednak pozycję prawdziwej pani zamku oraz najważniejszej osoby w księstwie na powrót przejęła Lady Berengaria. Musieli zaczekać, aż zajmie należne jej miejsce u szczytu stołu, odprowadzona z odpowiednim szacunkiem przez pierwszego męża. Marcus został mu już przedstawiony i poznał imię szlachetnego pana, Waldemara z hrabstwa Samotnej Wieży. Zasiadł on teraz po lewej stronie księżnej, w towarzystwie usadowionego poniżej drugiego męża, Rogera z księstwa Zachodnich Rozstajów. Ten ostatni musiał jednak poczekać, aż nowo poślubiony małżonek przywiedzie do stołu księżniczkę Berenikę, dla której przeznaczono miejsce po prawej ręce matki. Sam Marcus mógł cieszyć się krzesłem przy boku żony, awansował więc w porównaniu z niedawnymi przyjęciami na dworze margrabiny. Przynajmniej tyle!

Pozostali dwaj mężowie Lady Berengarii nie pojawili się, nie zarezerwowano dla nich miejsc przy głównym stole, nikt też nie wspomniał o nich jednym nawet słowem. Czyżby naprawdę nie żyli, a księżna utrzymywała ten fakt w tajemnicy, jak głosiły niektóre plotki? Mogło być i tak, sir Waldemar oraz sir Roger sprawiali wrażenie mocno już posuniętych w latach. Mówiły o tym w niedwuznaczny sposób siwe włosy pana Pierwszego oraz nieokreślonego koloru, nędzne resztki czupryny pana Drugiego, sugerujące rozległą łysinę, litościwie skrywaną aktualnie przez beret. Marcus obserwował ich, podczas gdy swoje miejsca przy niższych stołach zajmowali dworzanie, oficerowie i urzędnicy w służbie księżnej, uznani za wystarczająco wysoko postawionych, by zaprosić ich razem z małżonkami na przyjecie z okazji pierwszego ślubu księżniczki. Obydwaj mężowie władczyni zamku wyglądali na o wiele starszych niż ich olśniewająca urodą pani i małżonka. Pomyślał nawet z odrobiną złośliwości, czy często korzysta z ich usług w łożu i czy potrafią ją zadowolić? Lady Berengarii nie brakowało temperamentu, zdążył się o tym przekonać. Może to dlatego zależało jej tak bardzo na uwiedzeniu samego Marcusa? I może dlatego brała jakoby kochanków z ludu, o czym także opowiadano, nawet  poza granicami księstwa?

Oderwał się od tych myśli, podano bowiem pierwsze dania i wypadało usłużyć własnej pani i małżonce. Zgodziła się na to obojętnie, pozwalając, by pokroił na jej talerzu jakąś pieczeń i nalał wina do kielicha. Jadła jednak niewiele. Od czasu rozmowy na błoniach nie zamienili ani jednego słowa nie dyktowanego konwenansami. Obserwując Berenikę z bliska musiał przyznać, że przysłany portret w niczym nie schlebiał księżniczce, przeciwnie, jej uroda przewyższała wizerunek. Nawet teraz, gdy zachowywała się w sposób sztywny i chłodny. Gdyby jeszcze zechciała się uśmiechnąć. A raczej, gdyby on sam zdołał ją do tego nakłonić. Poczuł znajomy już ból zsyłany przez ochraniacz i przyjął to z radością. Czekała ich przecież noc poślubna i  nie miał obecnie żadnych wątpliwości, że stanie na wysokości zadania. Tylko jak sprawić, by porzuciła tę rezerwę? Jak sprawić, by spojrzała nań łaskawie, albo nawet gniewnie, ale z błyskiem w pięknych, błękitnych  oczach? Jaki temat zachęciłby ją na początek do prawdziwej rozmowy? Może coś o koniach? Z pewnością podzielali tę pasję. To jednak natychmiast przypomniałoby o Demonie i zwłaszcza o Sudrun… Dyskusja o łowach, którymi księżniczka także mogłaby się interesować, również przywiodłaby pewnie prędzej czy później do koni oraz osoby gwardzistki… Szczęśliwie, pomysł podsunęła mimowolnie Lady Berengaria, wygłaszając toast.

– Za udane małżeństwo mojej córki i następczyni oraz jej pierwszego męża. Oby ofiarowywał ochoczo swoją moc i przyczynił się w ten sposób do obrony Siedmiu Bram oraz całego Królestwa przed barbarzyńcami!

Gdy usiadł po opróżnieniu kielicha i pochylony w stronę Bereniki napełniał na nowo jej naczynie, skorzystał z okazji, by spróbować.

– Na pewno walczyłaś już z tymi barbarzyńcami, pani. Musiałaś uczestniczyć w wielu potyczkach.

– Tak, w kilku – odpowiedziała odruchowo. Nie było to wiele, ale zawsze stanowiło jakiś początek.

– Z pewnością wykazałaś się odwagą i przyczyniłaś do zwycięstwa…

– Niezupełnie, sir Marcusie. Matka nie pozwalała mi dotychczas na udział w prawdziwej walce. Używałam tylko łuku i oszczepu, z daleka – wyznała, trochę zmieszana. Docenił jednak szczerość. – Mówi, że nie powinnam się narażać, dopóki nie mam mocy, by właściwie się osłonić. Nie zdziałałam dotąd zbyt wiele.

– To się teraz zmieni. Sam widziałem, jak księżna rozbiła skalny zawał. Wielkie głazy wzleciały w powietrze niczym stado ptaków. To potężna siła. Ty też tak potrafisz?

– Nie! Przecież mówiłam, że nie mam mocy. Jeszcze nigdy jej nie poczułam i niczego pożytecznego nie mogłam się nauczyć. Ale bardzo bym chciała. Chcę bronić naszego księstwa i całego kraju. To mój obowiązek, jako przyszłej pani Siedmiu Bram.

– Czy ci barbarzyńcy są tak groźni i pokraczni, jak opowiadają to w południowych krainach?

– Groźni na pewno, ale pokraczni? Są podobni do nas, tylko gorzej uzbrojeni i gorzej ubrani. Ale jest ich bardzo wielu. Żyją biednie i łakomym wzrokiem spoglądają na naszą krainę. Idzie wiosna, śniegi schodzą z przełęczy i pewnie wkrótce zaczną się ich napady. Wreszcie i ja naprawdę na coś się przydam. Muszę tylko zdobyć moc i nauczyć się nią posługiwać.

W dalszej rozmowie przeszkodziły obowiązki. Berenice również przypadło wzniesienie toastu. Wyraziła w nim nadzieję, że dzięki swojemu małżeństwu bardziej niż do tej pory przyczyni się do chwały i bezpieczeństwa Siedmiu Bram. Potem pojawił się długi szereg uczestników uczty weselnej, składających gratulacje i ofiarujących prezenty. Wszystkim im należało łaskawie odpowiedzieć i podziękować. Na szczęście, czyniła to księżniczka, do niej kierowano zresztą większość życzeń. Wielu gości nazywało ich przy tym dobraną parą, a kilka młodszych kobiet obrzuciło Marcusa ciekawymi spojrzeniami. On sam nie miał w tym wszystkim wiele do roboty, oprócz ćwiczenia różnego rodzaju uśmiechów i wypowiadania zdawkowych słów. Próba nawiązania konwersacji z własną panią i małżonką została jednak przerwana. Nie miał pojęcia, czy w jakikolwiek sposób zdołał osłabić jej niechęć. Cóż, przekona się niedługo w sypialni. W końcu najważniejszą częścią dzisiejszej ceremonii miała być właśnie konsumpcja małżeństwa.

Księżna, która czuwała nad wszystkim, ogłosiła to wkrótce po ustaniu napływu gratulantów. W towarzystwie obydwu własnych mężów oraz kilkorga najwyżej postawionych domowników obojga płci odprowadziła nowożeńców do drzwi apartamentów Bereniki. Do środka weszli jednak już tylko w trójkę. No tak, do dopełnienia pozostał przecież jeszcze jeden akt. Akt przekazania świeżo poślubionego męża w wyłączne, bardzo osobiste władanie jego pani i małżonki. Odwlekło się to tymczasem na dłuższą chwilę, gdyż księżniczka zniknęła w jednej z bocznych komnat, by przebrać się przy pomocy oczekujących służek. Sam Marcus także otrzymał do dyspozycji niewielkie pomieszczenie, w którym mógł pozbyć się dworskiego stroju oraz skorzystać z miski z podgrzaną wodą. Żadnych usługujących dziewek nie zastał. Może to i lepiej, wcale mu ich nie brakowało. Uwinął się pierwszy, nie miał jednak zamiaru przebywać nago w towarzystwie Lady Berengarii, oczekując na pojawienie się małżonki, wyszedł więc dopiero wówczas, gdy posłyszał wypowiadane słowa rozmowy.

– Nie mam ochoty na wino, matko. Poradzę sobie doskonale i bez tego.

– Z pewnością, moja córko. Marcus to młodzieniec nadzwyczajnych talentów.

– Znalazłaś już okazję, by się o tym upewnić.

Zdecydowanie, chwila w której wyłonił się ze swojego pokoju nie okazała się najkorzystniejsza.  Na szczęście, zajęte sobą panie nie zwróciły na niego początkowo uwagi, co pomogło ukryć rumieniec. Berenika przywdziała lekką koszulę z obszernymi rękawami, fałdy materii opadały do jej bosych stóp.

– Uczyniłam to dla dobra naszego księstwa. Sama to jeszcze kiedyś docenisz.

– Wolałabym również sama przekonać się o talentach mojego pierwszego małżonka.

– Masz właśnie okazję, oto i on. Sir Marcus z Międzyrzecza, a teraz z Siedmiu Bram, twój mąż.

– Stanie się nim naprawdę dopiero wtedy, gdy zdejmiesz ten ochraniacz, matko.

– Oczywiście. I gdy ty nałożysz w to miejsce własny.

– Na początek, zdejmij twój.

Księżnej nie pozostało nic innego, niż pochylić się lekko i uwolnić przyrodzenie Marcusa. Uczyniła to powoli, przeciągając poszczególne czynności. Wiedział dobrze, że potrafiłaby wykonać to zadanie o wiele szybciej. W końcu obręcze jednak zniknęły i członek wyprostował się w całej okazałości.

– O, naprawdę będziesz mogła przekonać się o zdolnościach sir Marcusa. O potędze jego mocy również.

– Proszę cię, matko, zostaw nas teraz samych. I zabierz ten ochraniacz, mam własny.

– A ja mam nadzieję, że pamiętasz, jak właściwie go nałożyć. Musisz wykazać ostrożność, zachować właściwe odstępy. Ale przecież ćwiczyłyśmy to wystarczająco często.

– Poradzę sobie.

– Pamiętaj jednak, że najlepiej wchodzi wiesz kiedy… Na wszelki wypadek, każę może przygotować na rano wiadro lodu. Przynajmniej lodu, śniegu i zimnej wody w naszym księstwie nigdy nie brakuje.

– To nie będzie potrzebne.

– Należy jeszcze dodać magiczne wzmocnienia. Pokażę ci, jak to zrobić. To pierwsza nauka, którą pobiera nowa władczyni magii, gdy tylko posiądzie moc. Jako twoja matka uczynię to z przyjemnością, najlepiej od razu, jutro rano.

– Poproszę cię, gdy uznam to za konieczne. Dziękuję.

– Jak sobie życzysz, Bereniko.

– Dziękuję, matko i pani – powtórzyła księżniczka, a Lady Berengaria zniknęła wreszcie za drzwiami.

Przez dłuższą chwilę milczeli, oboje zakłopotani.

– Podobno posiadasz nadzwyczajną moc, Marcusie. Matka nie mogła się nachwalić.

– Jeśli zechcesz, obdarzę cię nią z ochotą, Lady Bereniko. – Wolał skierować rozmowę w innym kierunku, by szybko zatrzeć wspomnienie o słowach księżnej

– To twój obowiązek jako mojego męża. A moim obowiązkiem jest przyjąć i wykorzystać twoją siłę.

– Ale te obowiązki nie muszą okazać się nieprzyjemnymi, dla nikogo z nas. – Czy takich słów nie użyła kiedyś w podobnej chwili Lady Berengaria? Odegnał tę myśl. – Dziękuję, że odesłałaś księżną. I że nie będzie jej tutaj rano… Na pewno sobie poradzisz… poradzimy sobie razem, ze wszystkim.

– Obyś miał rację, Marcusie.

Odniósł wrażenie, że teraz to ona nie chce kontynuować tematu. Podjęła po chwili inny.

– Wiesz… Jesteś całkiem przystojny. Obraz nie kłamał… No, może troszeczkę…

– Ooo, a w czym konkretnie?

– Twój… Twój penis jest teraz większy niż na tym portrecie.

– To z twojego powodu, pani.

– A wtedy przed kim tak się prężył? Przed wędrownym malarzem? – spytała przekornie.

– Ten obraz namalował jeden z mężów mojej matki, podobno ma do tego talent, ale nie jest tobą i to pewnie dlatego wypadłem tak marnie. – Wolał nie wchodzić w inne szczegóły.

– Nie wypadłeś aż tak źle, tylko teraz lepiej.

– Za to ciebie, pani, nie da się porównać z nadesłaną podobizną. Jest urocza, ale przewyższasz ją jak słońce najjaśniejszą choćby świecę.

– Widziałeś tylko samą twarz.

– To wystarczyło.

– Ale może chciałbyś ujrzeć coś więcej? – Czy to możliwe, że się uśmiechnęła?

– Pewnie, że bardzo bym chciał! – Słowa te same wyrwały się z ust i niech demony porwą dworskie konwenanse.

– To podaj jednak wino i chwilę poczekaj.

Pospiesznie spełnił tę prośbę i nie oglądając się na pozwolenie napełnił dwa kielichy. Upili trunku, księżniczka sięgnęła pleców i zapinek koszuli.

– Może pomogę… – Przypomniał sobie o wypowiedzianych niegdyś słowach Lady Berengarii. Czy ciągle musi porównywać obydwie te sytuacje?

– Nie, ja sama… Nie tym razem. Mam takie suknie, których nie zdejmę bez pomocy służącej, to może wtedy… Ubiorę kiedyś którąś z nich, jeśli tak byś chciał, chociaż niezbyt je lubię. Ale teraz tylko patrz.

Istotnie, poradziła sobie bez problemu i po chwili koszula opadła na podłogę. Sylwetka Bereniki okazała się zadziwiająco kobieca, a mając do czynienia z licznymi służkami na zamku matki był w stanie to ocenić. Zwrócił uwagę na gęsty, obfity zarost pomiędzy nogami dziewczyny. Nie stosowała chyba w tym miejscu żadnych specjalnych zabiegów upiększających, przed którymi nie stroniło wiele znanych mu dziewcząt.

– Podoba ci się? – spytała z uroczą naiwnością.

– Jesteś piękna. – Nie wypadło to zbyt błyskotliwie, ale nie zdołał prowadzić w tej chwili wyszukanej, dworskiej konwersacji. – Możesz rozpalić świece? – poprosił, zanim pomyślał, co właściwie mówi.

– Nie potrafię! – rzuciła z nagłą złością. – Nie pamiętasz? Nie zaznałam nigdy dotąd mocy i niczego nie umiem! Nie potrafię zapalić płomienia, nie potrafię walczyć w bitwie, nie potrafię nawet przygotować magicznej osłony twojego ochraniacza! Czy matka  rozpalała w takich chwilach świece?

– Tak, tak właśnie czyniła. – Było już za późno, by zaprzeczać. Oczywiście, zdarzały się sytuacje, w których Lady Berengaria wolała mroczną ciemność, gdy brakowało jej mocy, by oszukiwać go fałszywą młodością i urodą. Ale to tym bardziej nie nadawało się na temat tej rozmowy. – Weź moją moc, ofiaruję ci ją z ochotą, piękna Bereniko. A potem nauczysz się rozpalać świece. I jeszcze wiele innych rzeczy.

– Tak, matka obiecała mi naukę, ale…

– Ale co?

Zamilkła. Po dłuższej chwili podjęła za to inny, bardzo kłopotliwy temat.

– Księżna chwaliła twoją siłę… Wiem, że nieustannie pożąda wszelkiej mocy. Czy… czy oddawałeś ją tylko raz?

To było bardzo ważne pytanie. A jego odpowiedź jeszcze ważniejsza. Jeżeli teraz skłamie, a ona dowie się prawdy… A przecież zna ją całkiem spora liczba osób. Może to i sami zaufani księżnej, ale jeśli Berenika zacznie dociekać, co właściwie działo się podczas podróży z Międzyrzecza…

– Nie… – Zdecydował się. – Zrobiłem to pierwszy raz na zamku, podczas tej próby. A potem… Potem jeszcze kilka razy w drodze do Siedmiu Bram.

Zesztywniała. Wyczuł to, nawet jej nie dotykając, nawet w słabym świetle nielicznych, pełgających płomyków świec.

– Ale dlaczego? Wiem, że potrafi być piękna i uwodzicielska, zna mnóstwo sztuczek, wiem, że wielu ulega jej władzy, właściwie, to prawie wszyscy. Ale myślałam… Myślałam… Coś ci obiecała? A może po prostu wolisz ją ode mnie? Niedoświadczonej, głupiej gęsi?

– To nie tak, wiem, że potrafi uwodzić i kłamać, wiem, że jej uroda jest fałszywa…

– To dlaczego? Uznałeś, że nie warto zabiegać o moje względy? Że lepiej pozyskać łaski potężnej księżnej niż jej córki, która pewnie długo jeszcze żadnej władzy nie posiądzie, która niewiele znaczy. Jesteś aż tak wyrachowany?

– Nie dbam o jej władzę! Chciałem tylko mojego Demona!

– Demona? Tego twojego konia?

– Tak! Nosząc ten ochraniacz żaden mężczyzna nie może jeździć w normalnym siodle, nie może dosiadać konia takiego jak Demon! A ja go kocham, kocham prawdziwą jazdę i galop! Powinnaś to zrozumieć. Księżna… Ona zdejmowała te przeklęte pierścienie i pozwalała nam na nocne galopady. W zamian za tę moc, o której wszyscy tyle mówią.

– I tak sprzedałeś się za konia… Sprzedałeś i mnie… Nie pomyślałeś nawet, że może naprawdę cię zrozumiem… Nie pomyślałeś, żeby poprosić mnie, swoją żonę…

– Moja matka, margrabina, mój rzekomy ojciec, wszyscy dookoła powtarzali, że mężczyźni szlachetnego rodu zawsze muszą nosić te ochraniacze, że żadna pani i małżonka nigdy ich nie zdejmuje, tylko w sypialni.

– A ty nawet nie próbowałeś… Wyjechałam ci na spotkanie… Nawet teraz… Nawet teraz chciałam, żeby było tak, jak mówiłeś… Żebyśmy oboje odczuli radość… Pomimo tego, co wygadywała matka. Przecież musiałeś słyszeć i rozumieć. A ona miała rację, sprzedałeś się za konia. Który w dodatku wcale nie jest twój. Obiecałeś go tej Sudrun, ale on należy do mnie. Jak ty sam i wszystko, co dostałeś w posagu. Chociaż ty bardziej należysz może do księżnej. Przynajmniej koń jest mój. Przynajmniej koń.

– Demon sam wybiera sobie pana. Przekonasz się o tym.

– Zobaczymy… A teraz… Masz swoje powinności sir Marcusie, pierwszy mężu Lady Bereniki, następczyni książęcego stolca Siedmiu Bram.

– Co takiego, chcesz…

– Ja też muszę spełniać moje obowiązki. Muszę i chcę pozyskać moc. Wszyscy tego oczekują i mają rację. No, może niekoniecznie wszyscy, ale tym bardziej żądam tej twojej siły. Nieważne, czy przyniesie to komukolwiek z nas radość.

– Ale, przecież…

– Sir Marcusie, obiecałeś okazywać posłuszeństwo oraz służyć swojej pani i małżonce. Nie dalej jak dzisiaj. Żądam więc twojego posłuszeństwa, twojej służby i twojej mocy. Natychmiast!

Ruszyła w stronę łoża, a jemu nie pozostało nic innego, niż podążyć jej śladem. Upadła na posłanie, nie spoglądając nawet w stronę męża. Położył się obok, spróbował pocałować, dotknąć delikatnie jej sutków… Znał w końcu niejedną drogę do pobudzenia kobiety, dziewczęta na zamku matki wyuczyły go różnych pieszczot. Odepchnęła jego dłonie i usta.

– Czy w taki sposób przekazuje się moc, sir Marcusie? Chcę twojej siły, a nie pocałunków.

– Ale tak okaże się to pewnie nieprzyjemne…

– Nieważne. Nie robimy tego dla przyjemności. I właśnie o tym nie chcę zapominać.

Zrezygnował z prób przekonywania jej słowem czy też czynem. Na szczęście, jego fallus miał chyba własne zdanie na temat ich kłótni, bo nadal trwał w stanie imponującego wzwodu.

– W takim razie, odwróć się i unieś na kolana. Wypnij tyłek, trochę wyżej.

Bez oporu usłuchała tych instrukcji. Uklęknął i poszukał właściwego otworu. Pamiętał, że zarówno Anita jak i Lady Berengaria pomagały mu w takiej sytuacji wsunąć się w ich gorące, wilgotne wnętrza. Teraz nie mógł na to liczyć, ale poradził sobie po chwili starań. Co prawda, powitała go sucha pustynia. Poczuł bolesny opór, gdy wchodził członkiem. Wspomniał też życzliwe rady Sudrun na wypadek, gdyby Berenika nigdy jeszcze nie gościła w sobie kochanka. Może i było to prawdą? Jeżeli wierzyć gwardzistce, zaraz się o tym przekona. Chociaż i tak wbijał się z trudem. Z drugiej strony, nie miało to obecnie żadnego znaczenia. Zdążył już zrazić do siebie panią i małżonkę na różne sposoby, przesadna ostrożność nie wydawała się w tej sytuacji do niczego potrzebna. Pchnął mocniej, z ust Bereniki wydarł się jęk bólu. Cofnął się odruchowo.

– Czy w taki sposób księżna Siedmiu Bram najchętniej przejmowała moc?

– Tak, pani. Właśnie w takiej pozycji. – Wspominanie o  tajemniczej Anicie uznał za zbędne, chociaż i ona postąpiła dokładnie tak samo.

– Więc na co czekasz? Ruszaj się!

Objął dłońmi pośladki dziewczyny, wyprostował się, wyrzucając biodra do przodu i pchnął z całej siły. Tym razem oboje jęknęli, bynajmniej nie z rozkoszy. Przebił się jednak głęboko, może i rozerwał w tej chwili tę błonę, o której wspominała Sudrun? Nie zwracał na to uwagi, chciał tylko jak najszybciej wykonać zadanie i zakończyć ten przykry obowiązek. Uderzył raz, drugi i trzeci, przy akompaniamencie kolejnych jęków Bereniki.

„Sama tego chciała.” – Pomyślał z nagłą złością i pchnął jeszcze mocniej. Teraz i on jęknął. Niestety, fallus sterczał wprawdzie niczym kołek, ale Marcus nie mógł odszukać w swoim wnętrzu znajomego gorąca, żarzącej się, ognistej kuli, która narastałaby z niepowstrzymaną mocą, by w końcu przerodzić się w ogarniającą wszystko i przelewającą się falę. Suchość oraz opór wnętrza Bereniki nieco ustąpiły, czuł obecną w niej teraz wilgoć. Ból przy kolejnych pchnięciach stopniowo malał. Tylko dziewczyna nadal jęczała. Przymknął oczy i poszukał jakiejś przyjemnej myśli. Zdołał odrzucić fałszywą postać księżnej, czy to w uwodzicielskiej sukni, czy to w skórzanym uniformie i wysokich butach do konnej jazdy. To wszystko były jedynie kłamliwe majaki. Uczepił się zapomnianego, zdawałoby się, portretu księżniczki, skorej do uśmiechu twarzy z dołeczkami, otoczonej burzą rudozłotych włosów… Przeszedł następnie do wyglądu jej oblicza gdy spotkali się na błoniach, gdy przez chwilę rozmawiali jak przyjaciele. Zanim nie wtrąciła się Lady Berengaria. Błysk w rozjaśnionych, błękitnych oczach dziewczyny, proponującej natychmiastowe odbycie wyścigu… A wreszcie jej postać w słabym świetle, gdy opadła koszula… Ostatnia próba zdobycia wzajemnej przyjaźni, może nawet miłości… Po co, na wszystkie demony ciemności, zapragnął wtedy ujrzeć ją w blasku liczniejszych świec?

Odegnał tę ostatnią myśl, pozostał wizerunek nagiej, smukłej i kobiecej zarazem sylwetki… Udało się… Poczuł wreszcie żar w podbrzuszu. Narastał powoli, z każdym kolejnym pchnięciem. Zamknął uszy na bolesne westchnienia Bereniki. Teraz nie chciał ich słyszeć. Pragnął tylko tej napływającej fali gorąca… Tak… Przelała się… Wyrzucił ją z siebie… I to uczucie ssania, znajome i oczekiwane… Tak właśnie zdarzało się to zawsze z panią szlachetnego rodu… Czy zresztą kochał się naprawdę z kimkolwiek innym, ze zwykłą dziewczyną z ludu? I osłabienie… Wyszedł z wnętrza księżniczki… Jej jęki ustały. Może dlatego, że przestała odczuwać ból, a może przepełniła ją fala pozyskanej mocy, niwelująca każdą dolegliwość? Odwróciła się i leżała obok na plecach, ale nie zaszczyciła męża ani słowem. Poczuł niezwykle obfitą wilgoć na opadłym już teraz członku. Sięgnął tam dłonią i zebrał jej trochę, uniósł ku twarzy. Nie mógł się mylić, nawet w nieszczęsnym, słabym blasku kilku świec palce ociekały czerwienią.

Przejdź do kolejnej części – Nowy świat czarownic 16-19

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

W łagodnych słowach ująłeś smutny los arystoratycznego „niewolnika”, tak nie waham się użyć tego słowa. Bardzo współczuję Marcusowi, bo będąc „kimś”, tak naprawdę nic nie posiada i jest… nikim? Miota się, łudząc, że ma jakiś wpływ na własne życie, a jest tylko narzędziem w rozgrywkach drapieżnych kobiet i dawcą dla bezdusznych istot. Mam nadzieję, że jednak jest jakieś światełko w tunelu i kobieta, której zależy na młodzieńcu. Czekam niecierpliwie na kolejne części z przeświadczeniem, że nadejdzie czas Marcusa.
Pozdrawiam serdecznie.

Tak właśnie chciałem mniej więcej przedstawić jego paradoksalną sytuację. Czy jednak rzeczywiście paradoksalną? Całkowicie normalną w różnych epokach i kulturach, tylko przy odwróceniu płci.
Nadzieja z pewnością dla niego istnieje. Berenika nie jest kukłą w ręku matki i plany księżnej, a ta z pewnością takowe posiada, niekoniecznie muszą spotkać się z jej aprobatą. Tymczasem nastała jednak mroźna zima.
Dzięki za wpis i pozdrawiam.

Ta zima dotarła aż do mnie 😉
Tego, że Berenika nie jest kukłą domyślam się od początku. Skąpisz o niej wiadomości, trzymasz na uboczu, nawet jej rola w alkowie jest słabo ukazana, jakoś tak tajemniczo. Przez skórę czuję chytry plan… 😉

Chciałem, by Czytelnicy poczuli trzask lodu. Oczytwiście, różne tajemnice muszą kryć się za tym wszystkim, co się dzieje. Bohater odkryje je z czasem.

Znajomość Marcusa z Bereniką nie zawiązała się pod dobrymi auspicjami, ale myślę, że mają szansę trochę się do siebie zbliżyć – gdy uświadomią sobie, że mają wspólnego wroga – Lady Berengarię.

Jestem ciekaw, jak to się dalej potoczy, na razie księżna Siedmiu Bram rozgrywa bohaterów jak dzieci. Myślę jednak, że z czasem przyjdzie jej za to zapłacić srogą cenę.

Pozdrawiam
M.A.

Tak, oni obydwoje pod wieloma względami są nadal dziećmi, ulegają uczuciom, dają się manipulować. I słusznie zauważyłeś, że mają wspólnego wroga, czyli księżną. Snuje ona własne plany. Pytanie, kiedy młodzi bohaterowie zrozumieją, że tylko razem zdołają się im przeciwstawić?

Marcus jest w mojej ocenie niedojrzałym młodzieńcem który wyżala się Sundrum i szuka u niej porad. A lady Berengaria potrzebuje takiego dawcy mocy jak Marcus i nie zawaha się przed niczym żeby tą moc dostać. Natomiast całość bardzo dobrze napisana i napewno czymś nas autorze zaskoczysz.

Przyznaję Ci pełną rację w dwóch pierwszych kwestiach. Marcus to młodzieniec wychowowany w specyficzny sposób i pozbawiony prawdziwych doświadczeń w wielu sprawach, w tym w kontaktach z kobietami. A księżna nie „kupiła” go bez powodu. Już widać, że niekoniecznie z myślą o córce. Zaskoczyć spróbuję, reszty nie komentuję, ale pozdrawiam.

Dotarcie do zamku, rozpoczyna kolejny etap. Widać,że matka i córka są inne, szykuje się ciekawa rozgrywka. Gdzie dwie się biją, Marcus skorzysta.

Tymczasem jednak daleka przed nim droga, do której przebycia zapraszam razem z bohaterami.

Co ciekawe Markus i Berenike wydają się bardzo podobni do siebie, i przypuszczalnie z tego powodu nie mogą zawiązać nici porozumienia.
Uważam, jednak że prędzej czy później to się stanie.

Bardzo podobała mi się pierwsza scena spotkania obojga, gdy dziewczyna z ciekawości wyjechała z zamku powitać matkę, a w rzeczywistości zobaczyć przyszłego małżonka.

Tak, są w istocie podobni, podzielają tę samą pasję, mają niepokorne charaktery, każde na swój sposób, co prawda. To zarazem utrudnienie, ale i dobra podstawa do porozumienia, a kto wie, czy nawet nie czegoś więcej. Byle im nie przeszkadzano, ale i to może okazać się czynnikiem zbliżającym bohaterów, gdy już pojmą, w czym rzecz. Pierwsze spotkanie często bywa decydujące. 😀

Napisz komentarz