Głód 1-3 (Milady)  3.61/5 (33)

9 min. czytania

Gustav Klimt, „Pocałunek”

1

Laima drżała pod wpływem bliskości Aktora. Wyszedł z kąpieli i dziewczyna miała znakomity widok na jego perfekcyjne, przemyślane do najdrobniejszych szczegółów ciało. Pojedyncze kropelki spływały po wypielęgnowanej skórze mężczyzny, błyskając srebrzyście w świetle świec. Czując, jak stają jej włoski na karku, Laima owinęła miękką tkaninę wokół bioder mężczyzny. Odprawił ją ręką, a ona odeszła posłusznie, ignorując wstrząsające nią dreszcze. Usiadła pod ścianą ze skrzyżowanymi nogami, czekając na ewentualne polecenia. Aktor wytarł się kilkoma szybkimi ruchami, po czym nakazał Laimie przyprowadzić Karinę – jego dzisiejszą nałożnicę.

Niewolnica przywiodła do sypialni oszałamiającą brunetkę, po czym właściciel skupił uwagę na najnowszej zdobyczy, podczas gdy jej samej wskazał miejsce pod ścianą, w którym miała pozostać. Dziewczyna z trudem opanowała rosnącą panikę. Wiedziała, że towarzyszenie temu mężczyźnie w każdej chwili jego życia należy do obowiązków podręcznej, ale przyglądanie się, jak kocha się z inną, było ponad jej siły. Tymczasem Karina sprawnie złapała fallusa kochanka, zaczynając jeździć po nim ręką w górę i w dół. Po chwili wzięła go głęboko do wydatnych ust. Aktor zamknął oczy, wypychając mocniej biodra, a brunetka przywarła twarzą do podbrzusza mężczyzny. Sprawiała wrażenie, jak gdyby gałki oczne miały za chwilę wypaść jej z oczodołów. Po policzkach spływały łzy, pozostawiając ciemne ślady tuszu. Dłonie kobiety wpiły się w jędrne pośladki Aktora, oddech jej pana i kochanka przyspieszył.

Laima wbiła spojrzenie w podłogę. Czuła jednocześnie podniecenie i wściekłość, a towarzyszące kopulacji odgłosy drążyły jej mózg niczym korniki pień drzewa. Karina jęknęła, kiedy ręka mężczyzny przejęła kontrolę, nadając tempo jej ruchom. Aktor doszedł w gardle brunetki, która łykała kolejne porcje spermy. Zapach gorących ciał, pomieszany ze specyficznym aromatem nasienia, unosił się w całym pokoju. Niewolnica nalała wina, wsuwając kielich w wyciągniętą w jej kierunku dłoń pana. Przez chwilę ich palce się zetknęły, podręczną przeszył dreszcz. Zamglone orgazmem oczy mężczyzny spojrzały na Laimę półprzytomnie. To była jedna z tych rzadkich chwil, kiedy ją dostrzegał. Trwała krótko, dosłownie sekundę, zanim piękna twarz Aktora ustąpiła miejsca obliczu potwora. Ohydne, sine wargi, zwisająca pomarszczonymi płatami skóra i puste oczodoły. Zaraz potem wystające, żółte kły jej pana zatopiły się w ciele Kariny. Kobieta krzyknęła, całkowicie zaskoczona. Gładką, jędrną skórę pokryły zmarszczki, czarne włosy posiwiały, a kości obróciły się w popiół. Laima patrzyła zahipnotyzowana na pozostałą po młodej niedawno kobiecie kupkę prochu. Potwór zniknął równie nagle, jak się pojawił, przywracając do życia przerażonego Aktora, skulonego niczym dziecko. Z oczu mężczyzny spływały powoli dwie samotne krople krwi. Laima objęła go w ciszy. Łkał, tuląc głowę do piersi podręcznej. Zaczęła nucić starą kołysankę, głaszcząc uspokajająco włosy pana. Łagodne dźwięki melodii uśpiły Aktora, w tym momencie należał do niej. Tylko do niej. Dziewczyna pozwoliła sobie dotknąć wargami jego czoła. Ostrożnie ułożyła na poduszce głowę mężczyzny, zmiatając stamtąd resztki Kariny. Brunetka była ósma. Ósma tego roku. Księżyc świecił jasno za oknem, wąski, biały rogalik, zabrudzony przepływającymi niespiesznie, granatowymi chmurami.

2

Popołudnie dłużyło się niemiłosiernie, tym bardziej, że spędzała je w karczmie, gdzie jej pan prowadził negocjacje z dawnym znajomym – niejakim Gredem, kapitanem największego okrętu floty Hanzy i niepoprawnym hazardzistą. Mężczyźni zakończyli bezowocną rozmowę o interesach, która utkwiła w martwym punkcie. Obecnie popijali miód, specjał tutejszej szulerni, całkowicie pochłonięci grą. Marynarzowi szło kiepsko, wściekły na cały świat narzekał, że światło za słabe, barmanka to czarownica, stół nierówny, a krzesło niewygodne…

Nadchodził chłodny  wieczór, w gospodzie rozpalono kominek i pozamykano okna, uszczelnione suszoną trawą. Laima siedziała na drewnianej podłodze, przyglądając się, jak Aktor tasuje karty. Jego dłonie sprawnie wprawiały stos tekturowych prostokątów w uporządkowane wirowanie. Dama. Dama. Dama. Dama. Naturalnie, oszukiwał. Zgarnął ze stołu garść złotych monet, lekko się przy tym uśmiechając. Żeglarz obrzucił przeciwnika obrażonym wzrokiem, który powoli przeniósł na dziewczynę.

– Ładna… – wychrypiał nieco zapitym głosem.

– Moja – uciął szybko jej właściciel, nie zaszczycając Laimy nawet jednym spojrzeniem.

– Odstąp mi ją dzisiaj na chwilę, a pozwolę ci zatrzymać pieniądze, oszuście – zaproponował mężczyzna, ściskając pierś dziewczyny poprzez skąpy skrawek materiału.

Siłą woli powstrzymała, rosnące w niej obrzydzenie, przywołując kamienny wyraz twarzy.

– To moja podręczna. Jest mi potrzebna cały czas, nie mam jak i kiedy ci jej udostępnić, Gred.

– A ja mówię, że znajdziesz sposób. Możesz przy tym być.

Jej pan uśmiechnął się szerzej i uniósł głowę dziewczyny, zdecydowanie przytrzymując podbródek. Laima spojrzała głęboko w szare, chłodne oczy mężczyzny. Miała ochotę błagać, by się nie zgodził, ale czuła, że to niczego nie zmieni.

– Jest twoja – oświadczył Aktor, rozsiadając się wygodniej.

Gred przyciągnął ją do siebie, zdarł z niej ubranie, jedną ręką niecierpliwie masując własne krocze, po czym odwrócił i pchnął tak, że przewiesiła się przez oparcie stojącego obok krzesła.  Uniosła nieco głowę i poszukała wzrokiem Aktora, który spoglądał wprost na niewolnicę. Chyba po raz pierwszy od dnia, w którym ją kupił. Świadomość tego faktu rozgrzała Laimę bardziej niż pozbawione finezji zabiegi Greda. Sprzęt mężczyzny spoczywał gotowy do działania na pośladkach dziewczyny. Wyczuwszy, że zwilgotniała, żeglarz bez dalszej zwłoki wbił się w nią jednym, zdecydowanym pchnięciem, rozrywając to, co dotychczas pozostawało nienaruszone. Krzyknęła, czując nieznany wcześniej ból.

– Dziewica… Nie mówiłeś… – Wysapał Gred z lekką pretensją.

Aktor wzruszył ramionami, nie odrywając spojrzenia od podręcznej. Laima zaciskała dłonie na oparciu siedziska, wsłuchując się w ciche mlaśnięcia, towarzyszące ruchom mężczyzny. Nie odczuwała szczególnej przyjemności, Gred przyspieszył i teraz zadawał jej coraz więcej bólu. W końcu coś ciepłego zalało wnętrze niewolnicy, a niechciany kochanek ostatecznie z niej wyszedł.

– Mogłeś uprzedzić, że jest nietknięta.

– Czy to by cokolwiek zmieniło? – odparł Aktor obojętnie.

Gred pokręcił przecząco głową, wybuchając żabim rechotem. Czuła się brudna i nieatrakcyjna. Sprowadzona boleśnie do roli przedmiotu, którym przecież tak naprawdę była.

– Weź pieniądze, oszuście. W przeciwieństwie do ciebie, Twoja kurewka uczciwie na nie zapracowała – stwierdził rubasznie Gred, wymierzając Laimie soczystego klapsa.

– Wychodzimy – mruknął Aktor, skinąwszy na dziewczynę.

Naciągnęła z powrotem ubranie, posłusznie ustawiając się dwa kroki za właścicielem. Wracali przez pełną jaskrawo oświetlonych sklepów uliczkę. Mężczyzna wszedł do zielarza, gdzie kupił zioła poronne.

– Wypijesz je dzisiaj, nie chcę żadnych niespodzianek.

Pokiwała energicznie głową, biorąc torebkę od Aktora. Ich palce znów musnęły się w przelotnym kontakcie, a Laimę przeszedł dreszcz. Nie wiedziała, dlaczego dotyk właściciela działał na nią tak elektryzująco. Dużo bardziej niż o wiele dosadniejsze pieszczoty Greda. Po przybyciu do domu zaparzyła wywar, posłusznie niwecząc jakąkolwiek szansę rozwijającego się ewentualnie życia. Zabierała się właśnie za wyczyszczenie butów pana, gdy usłyszała jego zniecierpliwione wołanie. Stanęła w progu sypialni, ulegle schylając głowę.

– Umyj się i przyjdź tutaj. Czas nauczyć cię tego, jak najlepiej usłużyć mężczyźnie. Dzisiaj nie poszło ci najlepiej, ale ten idiota Gerd nawet tego nie zauważył.

Laima poczuła, że po tych słowach oblewa ją fala gorąca. Powódź między udami nie miała nic wspólnego z wcześniejszą, niewyczuwalną niemal wilgocią. Wykonała polecenie Aktora, wpółprzytomna z powodu odczuwanego pragnieniem. Czekał na nią nagi, osrebrzony blaskiem księżyca. Pomyślała, że zaraz zemdleje. Objął ją od tyłu, zataczając palcami kręgi wokół nabrzmiałych sutków dziewczyny. Jego wargi błądziły w okolicach jej ucha.

– Rozluźnij się. Dzisiaj nie jestem głodny.

Zaufała jego dłoniom, które zdawały się znać jej ciało o wiele lepiej niż ona sama. Aktor czytał skórę dziewczyny niczym mapę, bezbłędnie odnajdując najwrażliwsze miejsca. Drażnił zmysły Laimy, utrzymując je na cienkiej nici powstrzymującej niewolnicę od upadku w nieskończoną rozkosz. Dotychczas nie zdawała sobie sprawy, że można odczuwać do tego stopnia. Topiła się pod najdrobniejszą pieszczotą właściciela niczym woskowa rzeźba. Wsunął w nią palec, zataczając nim niewielkie kręgi. Laima jęknęła, poruszywszy niecierpliwie udami. Intuicyjnie rozsunęła nogi, pragnąc, by wypełnił ją sobą. Błagała każdym zduszonym jękiem, każdym oddechem… On jednak nie zamierzał się spieszyć. Wtargnął w jej gorące wnętrze dopiero wtedy, gdy osiągnęła szczyt szaleństwa. Nie był delikatny, ale wcale nie potrzebowała delikatności. Krzyczała, zaciskając ręce w pięści, zwijając palce u stóp, potęgując odczuwaną rozkosz. Aktor doszedł i opuścił Laimę, wstrząsaną konwulsjami pierwszego spełnienia. Roztrzęsiona, dłuższą chwilę odzyskiwała świadomość. Kiedy wreszcie powróciła jej zdolność widzenia, napotkała wzrokiem sprawcę swoich uniesień. Przyglądał się dziewczynie jak gdyby była cyrkowym dziwolągiem. Jego twarz wyrażała fascynację, przemieszaną z nutą wyższości oraz pogardy.

– Tyle pasji w tak małym ciele… – powiedział, rozchylając usta niewolnicy nadal sterczącym członkiem, oblanym kobiecością oraz resztkami nasienia. – Wyliż.

Posłusznie zaczęła usuwać językiem ślady namiętności. Ogarnęło ją ogromne zmęczenie. Marzyła, by usnąć wtulona w swojego właściciela. Chociaż na coś takiego liczyć raczej nie mogła. Wystarczająco niepokojącym faktem było już samo czerpanie przyjemności z zaspokajania fizycznych potrzeb pana. Powinna milczeć i służyć bez zbędnych emocji.

– Wiesz, czego cię dzisiaj nauczyłem? Pokazałem, że jeśli panujesz nad czyimś ciałem, panujesz również nad jego umysłem. Zyskujesz przewagę, której nie sposób lekceważyć, rozumiesz?

Przytaknęła niemo. Odprawił dziewczynę gestem. Obmyła się, wypiła swoje zioła i przygotowała właściciela do snu. Sama ułożyła się pod drzwiami sypialni, usiłując zasnąć. Oczywiście, wszelkie próby zapadnięcia w sen okazały się z góry skazane na porażkę. Oddech Aktora rozdrapywał świeże wspomnienia, nie pozwalając wyrzucić z myśli niedawnych wydarzeń.

3

Rano wstała równo ze wschodem słońca, by nabrać wody z miejskiej studni oraz przynieść węgiel do paleniska. Była przy tym zadziwiająco radosna, co nie uszło uwagi innych niewolników. Wymieniali między sobą znaczące uśmiechy, trącając się ramionami. Któraś lub któryś z nich zagwizdał, gdy mimochodem wypięła pośladki, nagarniając czarne bryły specjalną szuflą. Czyżby wiedzieli? Ostatecznie, nie ona jedna służyła swojemu panu ciałem. Wróciła do eleganckiego domu, zamieszkiwanego tymczasowo przez Aktora. Przyrządziła jego ulubione danie. Zagotowała też wodę, gdyby miał ochotę na poranną kąpiel. Wstał niechętnie, wyraźnie znudzony jej osobą. Domyślała się, że tak będzie, lecz mimo wszystko zimna obojętność pana sprawiła dziewczynie ból. Rozpoczęli codzienny taniec podawania, sprzątania, nalewania, mycia, masowania. Szczególnie ostatnia czynność okazała się dziś dla Laimy wyjątkowo trudna. Starannie wodziła dłońmi wzdłuż pleców właściciela, siłą trzymając na wodzy swoje fantazje. Sielankę dnia powszedniego przerwało mocne walenie w drzwi.

– Otwórz. – polecił mężczyzna.

Dziewczyna wykonała rozkaz. Ponury człowieczek o nerwowej, bladej twarzy wyminął ją szerokim łukiem, kierując się bezpośrednio do Aktora.

– Mam zlecenie. Od Jego Wysokości – poinformował sucho nieznajomy.

– Nie jestem zainteresowany. – Prychnął gospodarz.

Nerwowość gościa wzrosła.

– Śmiesz odmawiać królowi?

– To nie jest mój król. Wyjdź, jeśli wykonałeś swoje zadanie.

– Straż! – krzyknął człowieczek niespodziewanie głośno.

Natychmiast wpadło czterech rosłych gwardzistów.

– Zabrać go!

– Każesz mnie zakuć w łańcuchy? – zapytał jej pan sarkastycznie.

– Jeżeli będę to tego zmuszony – odparł lodowato wysłannik.

Zbrojni wywlekli Aktora na ulicę i ruszyli w kierunku pałacu, prowadzeni przez bladego urzędnika. Laima podążała za nimi w dość sporej odległości. Nie rozumiała rozgrywających się wydarzeń, wiedziała tylko, że nie może opuścić swego pana. Usiadła pod dumną kolumnadą budowli, podkurczając nogi. Czekała spokojnie przez cały dzień, ignorując zaczepki pełniących wartę strażników. Słońce zachodziło, znacząc niebo krwawą czerwienią. Jakiś gwardzista zlitował się nad dziewczyną, podając jej wodę. Nocą na stopniach królewskiej rezydencji zapalono koksowniki. Laima zbliżyła się do źródła ciepła. Pomimo tego drżała i dla rozgrzewki chuchała w dłonie. Chłód nocy smagał policzki dziewczyny piekącymi uderzeniami. Dygocząc, doczekała świtu. Koksownik dawno zgasł i teraz podręczna kryła palce już tylko w wystygłym popiele.

– Czekasz na  Aktora? – zapytał strażnik, który właśnie wyszedł z głębin pałacu.

Skinęła potwierdzająco głową. Mężczyzna wskazał drogę prowadzącą na tyły budowli. Pobiegła tam, zmuszając zziębnięte ciało do wysiłku. Aktor leżał w kałuży kuchennych pomyj. Poszarpane ubranie eksponowało sińce oraz ślady po pocałunkach bicza. Pojękiwał, półprzytomny i  zamroczony. Pomogła mu wstać, a on oparł się o nią całym ciężarem, prawie przewracając dziewczynę. Powoli dowlekli się do domu, gdzie troskliwie przemywała jego rany. Syczał wściekły, gdy lecznicze zioła dotykały odsłoniętego mięsa.

– Pozwól sobie pomóc, panie – poprosiła cicho, łamiąc zasadę milczenia.

Zagryzł zęby i nie przeszkadzał w dalszych czynnościach. Zszyła brzegi najgłębszej rany i dokończyła nakładanie opatrunków.

– Musisz odpocząć, panie – oświadczyła, przerażona własną zuchwałością.

Podręczną, która ośmielała odzywać się bez pozwolenia chłostano zwykle ku przestrodze. – Zostań… – szepnął, ściskając mocno dłoń Laimy.

– Nie wolno mi, panie – odpowiedziała równie cicho niewolnica.

Musi natychmiast wstać. Musi posprzątać. Musi wrócić na swoje miejsce pod drzwiami.  – Rozmawiać też ci nie wolno – skwitował Aktor z cieniem uśmiechu na rozciętych uderzeniem pięści ustach. – Zostań, to mój rozkaz.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Podoba mi się. Trafiły do mnie opisy scen erotycznych. Plus za kurczenie palców stóp. Odruch jakiś taki intymny, w moim odczuciu przynajmniej. Porusza wyobraźnię. Minus za koksownik, który mi nie pasuje. Nie znam realiów świata przedstawionego i nie jestem też ekspertem od paliw kopalnych i ich pochodnych, ale wydaje mi się, że koks to wynalazek nowożytny.

Cieszę się i dziękuję za pierwszy wpis. Ja jestem noga z biologii i wszelakiej chemii, więc pewnie przez to te koksowniki. Ech… Trzeba się było bardziej przykładać😊

Drogi Jestem,
Twój komentarz o koksie mnie rozwala. Na ileż to różnych detali potrafią zwrócić uwagę czytelnicy. Strzeżcie się, Autorzy.
Uśmiechy,
Karel

Hm, nie wiem czy powinienem z tym skończyć? Niektórzy zwracają uwagę na zdejmowanie sukni z kobiety przywiązanej do krzesła, więc ja sobie pozwracam uwagę na koksowniki w czasie, który wygląda na średniowiecze.

I nawiasem mówiąc to wycofuję się, bo koks był znany w średniowieczu 😉 I nawet go palono w koksiakach. https://en.wikipedia.org/wiki/Brazier#History

Pozdrawiam

Drogi Jestem,
W żadnym wypadku!. Nie kończ! Każdy komentarz (nie mylić z trollowaniem) jest cenny. A już taki nt. zdejmowania sukni przywiązanej na kobieie do krzesła to w ogóle bezcenny.
Uśmiechy,
Karel

Och, dzięki za wyjaśnienie, bo już miałem wrażenie, że zbyt drobnostkowy jestem.

Słusznie ☺

Widać miałam więcej szczęścia niż rozumu 😂

Dokładnie to: koks był znany i były pojemniki do ogrzewania palącym się węglem. Czy palono w nich koks? – tego nigdzie nie znalazłem 😉

Fajnie się czyta, opowiadanie napisane lekko i z pomysłem. Pozostawiasz czytelnika w pewnym nienasyceniu, ale to chyba dobrze.

Chyba, na pewno dobrze 😜 Dzięki

A mnie urzekła siła wyrazu sceny z Kariną oraz siła uczucia Laimy. Czy aby dobrze ulokowanego? W to można wątpić, ale miłość jest ślepa. I do tego naszkicowany zaledwie, ale pełen możliwości świat.

Miło cię tu widzieć. Dobrze, że siła wraz wciąż jeszcze jest odczuwalna.

Witam nową autorkę, gratuluję debiutu i cieszę się, że piszesz w podobnych klimatach 😉
Pozdrawiam 🙂
Violet

Dziękuję, mi także miło poznać podobnie niegrzeczną pisarkę😊

Zwiastun bardzo ciekawego cyklu. Czytając komentarze dowiedziałem się że już. W średniowieczu mieli problem z „koksem” tylko że wtedy nie odbierano za to medali. Pozdrowienia od Oliviera hrabiago de la Fère……=-O

Kłaniam się nisko ☺

Napisz komentarz