Magnetyzm X (Ania)  3.11/5 (15)

13 min. czytania

Źródło: MaxPixel

Porozumienie

Kiedy skończyli zakładanie ogrodu w skromnej rezydencji prawdziwej królewny, stracił wszelką nadzieję i popadł w apatię. Nie miał apetytu, nie miał ochoty chodzić na próby ani spotykać się z kumplami. Zrezygnował nawet z wyjazdu na koncert do Berlina. W dzień kosił trawniki, wieczorem, minimalizując wysiłek i słowa, obsługiwał klientów herbaciarni Darka, a noce przesiadywał, gapiąc się w pustkę i bezmyślnie miętosząc jej majtki. Nawet nie pił. Nie płakał. Nie pisał wierszy. Po prostu egzystował. Oddychał.

Nie rozumiał tylko, po co to wszystko. Test na HIV? Był pewien, że jest czysty, nie miał powodu do zmartwień. Cóż, liczył za to, że ona chciała to sprawdzić, że ją to interesowało, ale teraz… sam nie wie. A może coś się wyjaśni, kiedy przyjdą wyniki?

Chciał o tym porozmawiać z Kropeczką-Biedroneczką, zadać jej mnóstwo pytań i podzielić się tyloma wątpliwościami, ale jakoś nie potrafił. Nie znalazł słów. Po raz pierwszy w życiu nie znalazł żadnych słów na opisanie tego, co czuje.

Po kilku dniach nieustannych męczarni był przekonany, że przyjdzie mu przeczekać, pogodzić się z losem. I wtedy stało się. Zadzwonił telefon jego szefa, a ten natychmiast przeprosił nową klientkę, z którą właśnie rozmawiał i odebrał. Nigdy tak nie robił. Mateusz miał dzięki temu okazję zrozumieć dlaczego – otóż kobieta, której przerwał w pół zdania stała rozwścieczona, cała czerwona ze złości i dosłownie z parą buchającą z rozszerzonych nozdrzy. Chwilę później zamaszystym krokiem weszła do domu i trzasnęła drzwiami, nie przejmując się wcale, że mogą wypaść.

Szef tymczasem, blady, rozmawiał z kimś spolegliwym tonem. Chyba nieświadomie dreptał w kółko, od czasu do czasu przystając i kłaniając w pół. Wyglądał zabawnie. Nie mogli oderwać od niego oczu. Zazwyczaj choleryk, teraz wyraźnie trzymał swoje nerwy na wodzy, z trudem, bo z trudem, ale zawsze.

Skończywszy, zatrzymał się na chwilę. Miał skupioną minę, a żyłki na skroniach pulsowały. Myślał. Wyglądało, jakby go to bolało. Bardzo. Cóż, nigdy nie był zbyt lotny i zazwyczaj było widać, że myślenie wymaga od niego nie lada wysiłku, tym razem jeszcze więcej niż zwykle.

– No już, zbieraj się, Nowy! – krzyknął w końcu z drugiego końca ogrodu.

– Ja? – Mati zdziwił się szczerze, w ogóle nie rozumiejąc, o co chodzi, ale szef potwierdził swoje słowa niechętnym skinieniem głowy, więc otrzepał się z ziemi i ruszył w jego kierunku.

– Masz samochód, ale jak będzie chociaż jedna ryska, zabiję cię – niski grubasek syknął przez zaciśnięte zęby, podając mu kluczyki do swojego wysłużonego Opla.

– Ale… – Patrzył na niego zdezorientowany.

– Nie ma żadnego ale! – Szef obrzucił chłopaka gniewnym spojrzeniem. – Pojedziesz teraz do Kowalikowej i zrobisz wszystko, czego ona sobie zażyczy, choćbyś miał kosić trawnik scyzorykiem!

Mateusz nie odpowiedział. Nogi same poniosły go do samochodu. Był radosny i podekscytowany, ale też niespokojny. Ręce mu drżały, a serce podeszło do gardła. Kobiety zawsze go onieśmielały, ale ta zdecydowanie bardziej. Czuł się, jakby szedł na najważniejszy egzamin w życiu, jakby od tego spotkania zależało całe jego życie.

Teraz, stojąc już kilka minut pod bramą, ma wrażenie, że się ośmiesza. Może to tylko jego rozbuchana fantazja? Może ona rzeczywiście chce, żeby coś poprawić? Przesadzić, podlać, skosić. A może w ogóle zmieniła zdanie i nie ma jej w domu? Nie odwróci się jednak i nie odejdzie. Wygląda Ewy – minutę, dwie, trzy, całą nieskończoność. Cierpliwie stoi i to nie dlatego, że oczekuje tego szef.

W końcu brama otwiera się ze stukotem. Mateusz spogląda niepewnie, podejrzewając, że zaraz ktoś wyjdzie albo wyjedzie. Nie widzi jednak nikogo. Ogród jest cichy i pusty. Niezdecydowanym krokiem wchodzi do środka, a wtedy brama zamyka się. Więc jednak została otwarta dla niego… Znów się rozgląda. Wokół ani żywej duszy.

Kieruje się w stronę domu. Leniwie. Powoli. Starając ukryć przerażenie, jakim napawa go myśl o konfrontacji z czerwonowłosą dziewczyną ze snów. Z prawdziwą królewną. Może jednak lepiej byłoby jej nigdy nie spotkać? Ma wątpliwości…

Na tarasie zdejmuje swoje brudne, robocze buty. Mógł je zmienić, idąc tu, ale w tej całej ekscytacji nie pomyślał o tym. Z niesmakiem zerka na wilgotne od potu skarpetki. Cóż, nic z tym nie zrobi.

Puka. Brak reakcji. Puka drugi raz. Naciska klamkę. Drzwi są otwarte. Przekracza próg jej pałacu. Niewiele pamięta z poprzedniej wizyty. Jest zagubiony, a sytuacji nie poprawia wcale ciemność, dezorientująca po całych godzinach spędzonych w ostrym światle słonecznym. Kiedy już oswaja się z półmrokiem mieszkania, zauważa, że ona przygląda mu się z kanapy ustawionej w głębi. Ma na sobie spodnie i jaśniutką bluzkę na ramiączkach, cudnie opinającą krągłe cycuszki.

Na jej widok momentalnie zasycha mu w gardle.

– Dzień dobry – wita się zupełnie nieswoim głosem. Nieco niższym i bardziej chropowatym.

– Cześć – ona odpowiada pewnie i spokojnie. – Usiądź proszę. – Drobna dłoń wskazuje fotel po drugiej stronie niskiego stolika, na którym stoją dwie wysokie szklanki pełne bursztynowego płynu i pływających w nim kostek lodu.

– Ale… – Spogląda w dół i bezradnie rozkłada ręce. – Wszystko pobrudzę.

– Nieważne. – Ewa wzrusza ramionami w tak ujmujący sposób, że nie jest w stanie protestować. Siada.

– Zdaje się, że już raz nieźle tu nabałaganiłem i… zniszczyłem pani sukienkę. – Nieśmiało spuszcza wzrok, ukrywając przed nią swoje piękne, chabrowe oczy. – Chciałbym za to przeprosić – bąka.

– Nie ma za co, najlepiej zapomnijmy o tym przykrym incydencie. – Jej spojrzenie wwierca się w niego i przeszywa na wylot. W oczach Ewy dostrzega coś fascynującego, ale też przerażającego. Jeszcze nie wie co. – Chciałabym na nowo rozpocząć naszą znajomość, w zupełnie inny sposób – chłodno komunikuje z kamiennym wyrazem twarzy.

– Jak sobie pani życzy. – Dalej nie ma odwagi podnieść na nią wzroku. – Jestem do pani usług – sam nie wie, skąd ten uniżony, służalczy ton i postawa. Raczej nie ze względu na instrukcje szefa. Do niego by tak nie mówił i nie byłby mu tak posłuszny, jak może być posłuszny jej. Pięknej. Opanowanej. Władczej. Zupełnie nie z tego świata.

– Na to liczę. – Głos Ewy brzmi kusząco zalotnie. Uwodzicielsko. Zerka na nią spod zasłony rzęs. Napotyka badawcze, ale teraz już znacznie cieplejsze niż wcześniej spojrzenie. – Po pierwsze… – Robi znaczącą pauzę, – …Zamierzam poprosić cię o przetestowanie mojej najnowszej gry – mówiąc to, nieznacznie przesuwa w stronę Mateusza pudełeczko leżące na stole. Aż dziw, że wcześniej go nie zauważył.

– Ale… – Rzuca prawdziwej królewnie krótkie spojrzenie. – Ale ja nie grywam w gry. Nie znam się na tym.

– Wiem i o to chodzi. Potrzebuję kogoś niezwiązanego z branżą, nie będącego graczem. Kogoś, kto będzie potrafił zachować stuprocentową dyskrecję. Pamiętaj, że nie możesz tego nikomu pokazać, ani nawet z nikim o tym rozmawiać.

Mateusz nie wie, co myśleć. Testowanie gier – od tego są chyba specjalni ludzie. On nie ma przecież nawet komputera, i cóż, musi to przyznać, nie zna konkurencyjnych produktów. Tylko co mu szkodzi?

Oczywiście się zgadza. Może nie ujawniając swojego entuzjazmu, ale się zgadza. Nie pyta o nic. Bierze tylko pudełeczko: małe, ale dosyć ciężkie. Czarne. Eleganckie. Podłużne.

– Tylko masz być online – ostrzega go rozmówczyni. – Chcę móc śledzić twoje postępy. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i poświęcisz temu wystarczająco dużo czasu i uwagi. A, jeszcze jedno, masz tam zapisany mój numer telefonu jako Caryca, ale nigdy do mnie nie dzwoń. Ufam natomiast, że będziesz odbierał połączenia ode mnie, oczywiście jeśli zechcę się z tobą skontaktować.

Potwierdza skinieniem głowy. Na więcej go w tej chwili nie stać. Jeszcze nigdy nie był równie skołowany. Bezradny. Odczuwa ulgę, gdy czerwonowłosa królewna przeprasza i wychodzi na moment. Korzystając z okazji, zagląda do pudełka.

W środku znajduje się płaski, biały, z zaokrąglonymi rogami, super nowoczesny  i super sprytny telefon. Duża, szklana tafla wyświetlacza w niczym nie przypomina jego wysłużonej „cegły”, jak ją nazywa z przekąsem Kropeczka-Biedroneczka. Do tego malutkie słuchawki wkładane do uszu. Na białym kabelku. Całość wygląda co najmniej schludnie i nie bardzo pasuje do takiego, babrającego się w błocie prostaka jak on. Wzdycha. Może być ciężko. Nie jest pewien, czy sobie z nim poradzi. Na tym ma testować tę grę, czy może z tego ma ją wgrać na komputer? Nie spyta, nie chce zrobić z siebie kompletnego idioty. Potem znajdzie kogoś, kto mu pomoże. Pewnie znów Anię.

– A po drugie? – pyta, kiedy Ewa wraca już do pokoju, świadom, że jeśli było „po pierwsze”, musi być jeszcze coś, co może dla niej zrobić.

– A po drugie. – Dziewczyna podejmuje na stojąco. A więc audiencja skończona, stwierdza z rozczarowaniem. – Jak już wypijesz tę cholernie dobrze zmrożoną herbatę – ciągnie, uśmiechając się do niego ciepło – będziesz musiał podkosić obrzeża trawnika, bo żeście to po ludzku spartolili.

– Co tylko pani sobie życzy – bełkocze cichutko, a na dźwięk tych słów jej oczy dosłownie zaczynają świecić niczym latarnie, rozpromieniają się.

– Co tylko? – dopytuje wyraźnie rozbawiona.

– Tak. – Zaciska palce na własnych udach, rumieniąc się przy tym uroczo. Ze świstem bierze głęboki wdech, czekając na reakcję kobiety.

– W takim razie – słowami rzuca mu wyzwanie – zrobisz to topless.

Żądanie Ewy wbija Mateusza w fotel. Topless? Czemu? Nie ma zbyt wiele do pokazania. Owszem, zdarzało mu się w upały zdejmować koszulkę, ale nie jest opalony, ramiona i szyję ma wyraźnie ciemniejsze, co wygląda raczej komicznie niż pociągająco. Mięśnie, cóż, lubi czasem porządnie zmęczyć się fizycznie, ale nie żeby rezultat był oszałamiający. Wielu jego kumpli i współpracowników jest znacznie większych. I jego owłosienie. Całkiem naturalne. Zbyt obfite dla tych kobiet, które lubią gładkość i za skromne dla tych lubiących dywaniki. Niezbyt męskie. Ale w zasadzie co mu szkodzi? Niech zobaczy i zdecyduje, czy jest zainteresowana! Niech zakończy jego męczarnie, nie pozwalając dalej kiełkować złudnej nadziei!

Jednym haustem dopija przyjemnie zimną herbatę. Wstaje i szybkim, desperackim gestem zdejmuje koszulkę. Nie chce się rozmyślić. Przegapić jakiejś szansy. Ma tylko nadzieję, że dziewczyna nie zwróci uwagi na niesubordynowanego mrówkojada, prężącego się właśnie w spodniach. Cóż, po raz pierwszy kobieta kazała mu się rozbierać, chyba nic dziwnego, że go to kręci. Nawet bardzo.

Dosłownie czuje zielone oczy prześlizgujące się po nagiej skórze. Wzdłuż ramion, przez barki, mięśnie piersiowe, po kolei po wszystkich mięśniach prostych brzucha, aż do pępka i kosmatej ścieżynki wieńczącej bujny busz między udami. Wzrok Ewy jest elektryzujący, ciekawski, badawczy, a co najważniejsze bynajmniej nie rozczarowany. Prostuje się dumny z tego, że nie odwróciła się ostentacyjnie, okazując brak zainteresowania. Wcale by się nie zdziwił… Jego sztywniak też odczuwa dumę, rozpierająco i boleśnie. Mateusz jest niemal pewien, że nie obejdzie się bez obrzmiałych jaj.

Nie pozwala dziewczynie znudzić się swoją nikłą muskulaturą, odwraca się plecami i wychodzi do ogrodu. Dopiero czując palące promienie słońca, zdaje sobie sprawę, że w środku panował nie tylko kojący dla oczu półmrok, ale również przyjemny chłód. Zakłada buty i prosi, by ponownie otworzyła bramę. Potrzebuje narzędzi. Przynosi kosę spalinową oraz zestaw ręcznych nożyc do trawy.

– Nie przyda się. – Ewa wskazuje urządzenie. – Zrobisz wszystko ręcznie.

– Oczywiście. – Spogląda na śliczną, bladą twarz, na łagodne rysy. Jest taka delikatna, że aż dziw, że stoi na czele wielkiego imperium i wzbudza powszechny lęk. Ludzie tańczą, jak im zagra. On. Jego szef. I zapewne setki innym pracowników (jeśli nie tysiące).

Wzrok Mateusza mimowolnie pełznie w dół, zahaczając o pełne, malinowe usta, prześlizgując się po nieskazitelnej szyi, podziwiając lśniącą gładkość dekoltu, aż na piersi. Świat zaczyna wirować mu przed oczami, gdy dostrzega wyraźnie rysujące się pod bluzką brodawki i wypukłości ich sterczących celowniczków. Ona nie ma stanika – przechodzi chłopakowi przez myśl. Potwierdzenia szuka wśród ramiączek bluzki. Nie ma nic więcej, więc najwyraźniej pod tym cieniutkim materiałem naprawdę jest naga. Zupełnie naga.

Ból bezwzględną łapą ściska jego fistaszki, a trąbka mimo wszystko unosi się jeszcze wyżej, próbując rozerwać bawełniane majty i wydostać się na światło dzienne. Cichutko stęka, kiedy mokra od śluzu żołądź wysuwa się z napletka. Materiał drażni najczulszą część ciała i jest to upajająco nieznośne. Przykre i przyjemne jednocześnie. Ile by dał, żeby teraz poczuć na sobie jej dotyk! Niestety, na ulgę przyjdzie jeszcze poczekać. Dopiero w domu, wieczorem samotnie rozładuje napięcie, choć ma wrażenie, że gdyby tylko podeszła trochę bliżej, wyraźnie okazując zainteresowanie, eksplodowałby natychmiast. Niebezpiecznie balansuje na granicy, spragniony jak nigdy.

Pada na kolana. Nie przed nią, jakby tego chciał i nie po to, by całować i błagać o łaskę, a przed zbyt wysoką trawą, by mozolnie przycinać jej pędy, zwiewne listki. W pocie i znoju. Wystawiony na pokaz. Półnagi.

Ewa ze szklanką w dłoni usiadła na schodach tarasu i zdaje się nie odrywać od niego wzroku. Od wypiętych pośladków. Kropel potu połyskujących na plechach i kapiących z czoła. Muskularnych ramion. Ale on pragnie, by patrzyła. Cieszy się z tego. Nie wie jednak, jak to wykorzystać. Nie jest pewien własnej przewagi. Nie z nią.

Chętnie odwzajemniłby się tym samym, jednak brak mu odwagi, by bezcześcić swoim prostackim spojrzeniem magnetyzujące krągłości prawdziwej królewny. Jakże cudnie byłoby nasycić wzrok! I nie tylko wzrok… Delektować się miękkością, sprężystością, łagodnymi łukami kobiecego ciała. Dotykać. Całować. Składać hołd. Móc choćby ucałować drobne stópki, każdy maleńki paluszek. Tak, zdecydowanie, jakakolwiek możliwość bliższego, fizycznego kontaktu niezmiernie by go uszczęśliwiła. W rezultacie najprawdopodobniej spuściłby się w spodnie…

Z całych sił walczy z narastającym pożądaniem. Przecież są sami w tym wielkim domu, ona taka drobna, bezbronna… gdyby chwycił ją w ramiona, nie uwolniłaby się. Niemal wariuje, kątem oka dostrzegając, jak pierś prawie że wylewa się ze skąpej bluzki, kiedy dziewczyna pochyla się nieco do przodu. Ciekawe, czy ma majtki – zastanawia się. Wyobraźnia podsuwa obraz bujnych warg sromowych, szczelnie opiętych materiałem, pośrodku widocznie wilgotnym. Mruga. To niemożliwe, żeby z odległości kilku metrów dostrzegł podobne detale, a jednak szorty wrzynające się między płatki wydają się tak cholernie realne. Zbyt realne. Boli. Całe podbrzusze płonie żywym ogniem i sam nie wie, czy chce żeby żar narastał aż do żenującej kumulacji, czy wolałby do opuchniętych jaj przyłożyć worek z lodem. Zdecydowanie powinien ochłonąć.

Trudno skupić się na pracy, na szczęście wykonywane czynności są proste i niemal mechaniczne. Cięcie za cięciem. Ciągłe przesuwanie się w prawo. Automatyczne. Niestety w pełnym, popołudniowym słońcu, świecącym prosto w kark.

Z rytmu – oraz coraz śmielszych fantazji – wybija Mateusza dopiero dzwoniący telefon. Przepraszająco spogląda na swoją chlebodawczynię i stając przed nią wyprostowany niczym struna, odbiera. W końcu dzwoni szef.

– Gdzie ty u licha się podziewasz? – Słyszy wrogi syk w słuchawce.

– Jeszcze nie skończyłem – odpowiada ostrożnie, patrząc wprost na Ewę. Zupełnie spokojna, nadal przygląda mu się uważnie, nieodgadnionym wzrokiem. Nie wydaje się zła z powodu przerwy. Ani trochę.

– Dalej jesteś u tej baby? – szef dosłownie grzmi. Czyżby aż tak bał się płacenia mu za nadgodziny? Czy aż tak potrzebuje rąk do pracy gdzie indziej?

– Tak. – Wzdycha i jednocześnie napotyka wzrok dziewczyny. Ich oczy spotykają się na ułamek sekundy. Już wie, że domyśliła się z kim rozmawia.

– Długo to jeszcze potrwa?

– Raczej tak… – Odgaduje, bo prawdę powiedziawszy nie ma pojęcia. Nikt tego nie wie, pewnie nawet sama królewna.

– Przysłać kogoś do pomocy? – ton głosu rozmówcy się zmienia, jest teraz pełen rezygnacji.

– Nie, poradzę sobie sam. – Mateusz nie chce mieć konkurencji, chce mieć ją i tę pracę wyłącznie dla siebie. Całą uwagę prawdziwej królewny.

– W takim razie wyślę Zbyszka po samochód, jest mi potrzebny.

– Dobra – godzi się, choć szef wcale nie czekał na przyzwolenie i już zdążył się rozłączyć. – Niedługo ktoś przyjedzie po samochód – informuje Ewę i wzrusza ramionami, zamierzając wrócić do pracy, jednak po chwili odwraca się. Musi spakować kosę, bo przyjdzie mu jeszcze ciągać ją po tramwajach.

Zbyszek zjawia się zaskakująco szybko i równie szybko zmywa, bez słów przekazując mu, że stary ma, delikatnie powiedziawszy, kiepski nastrój. Tym lepiej, że jestem tu, nie tam – myśli.

Kiedy wraca do ogrodu, Ewa nadal powoli sączy przez słomkę swoją herbatę. Siedzi przycupnięta na schodach jak jakaś nastolatka, a nie odnosząca sukcesy bizneswomen. Urocza i śliczna. Taka zawadiacka z tymi czerwonymi włosami i taka delikatna z porcelanową cerą. Aż chciałoby się ją chronić przed całym złem świata. Kojarzy mu się raczej z księżniczką na ziarnku grochu, niż z wszechwładną carycą.

Tuż przed końcem nudnej, mozolnej pracy, rozlega się dzwonek i wpatrzona w niego kobieta zrywa się z miejsca, żeby otworzyć swojemu gościowi. Mężczyzna o postawnej, sportowej sylwetce sprężystym krokiem przemierza trawnik. Wygląda, jakby czuł się tu jak u siebie.

– Witaj piękna! – wykrzykuje przesadnie głośno i całuje dziewczynę w oba policzki.

– Cześć. – Ewa uśmiecha się, odwzajemniając przyjacielski gest.

Na sam widok Mateuszowi ściska żołądek. A więc jednak ma kogoś? Z takim przystojniakiem, napakowanym niczym kulturysta, nie ma żadnych szans, jest tego więcej niż pewien. Zaczyna mu się kręcić w głowie, a oczy zachodzą mgłą. Otrząsa się. Musiał za dużo czasu spędzić w pełnym słońcu!

– Masz ochotę popatrzeć? – Słyszy zalotny głos mężczyzny. – Mam znowu pływać nago, czy tym razem w kąpielówkach?

– Jak ci wygodnie – dziewczyna mówi z roztargnieniem. – Rób jak chcesz. – Wyraźnie patrzy na wstającego chwiejnie Mateusza, a nie na nieco starszego, prężnego byczka. – Nic ci nie jest? – pyta zaniepokojona.

– Wszystko w porządku – bełkocze niewyraźnie. – Mogę skorzystać z łazienki?

– Oczywiście, wiesz gdzie jest. – Ledwo słyszy jej słowa, silnie tłumione przez głośny szum w uszach.

– Niezłe ciacho. – Kiedy przekracza próg mieszkania, dociera do niego jeszcze pełen podziwu męski głos.

Po ochlapaniu się zimną wodą momentalnie czuje się lepiej. Wszystko przez ten upał – myśli, ale jednocześnie nie może odegnać od siebie obrazu Ewy obściskiwanej przez umięśnionego typka. Dla Mateusza powoli staje się jasne, że ona po prostu lubi młodych, prężnych mężczyzn. Patrzeć na nich. Bawić się nimi. Manipulować. Jest niczym pająk tkający swoją sieć, a on sam się w nią pakuje, z własnej, nieprzymuszonej woli.

W ramach protestu ubiera koszulkę i pospiesznie kończy pracę. Dziewczyna nie zerka nawet na efekty, jedynie nachalnie wpatrując się w każdy jego ruch. Tamtego mężczyzny nie widać, ale sądząc po cichym pluskaniu wody, ostro wymiata na basenie. Ciekawe czy nago i czy ona zaraz pójdzie się przyglądać nietypowemu widowisku. Jak tylko odprawi robola.

– Więc jesteśmy umówieni? – Ewa pyta, kiedy Mateusz zbiera różne rodzaje nożyc i pakuje do tylnych kieszeni spodni.

– Tak – bąka, ale nie ma odwagi spojrzeć jej w twarz.

– Mam przygotować umowę, czy wolisz dostać pieniądze do ręki?

Pieniądze? Dziwi się. To ma być praca? Zarobkowa? Ona ma mu płacić. Za co? Wolałby nie. Wydaje mu się to jakieś dziwne, podejrzane, wręcz obślizgłe. Podświadomie czuje, że nie powinien nic od niej przyjmować. Choć z drugiej strony już przyjmuje. Pośrednio. Przez firmę w której pracuje. No i zgodził się na tę idiotyczną szopkę z rozbieraniem. Idiota! Co on sobie w ogóle myślał?!

– To nie będzie konieczne – odpowiada zmieszany. Chce jak najszybciej uciec. Zostawić ją samą z tym kochasiem. – Do zobaczenia – niemal krzyczy, przekraczając już bramę królestwa Ewy.

Przejdź do kolejnej części – Magnetyzm XI

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wejdź na nasz formularz i wyślij je do nas. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nietypowa ta część opowieści. Nie ma tu sceny czysto erotycznej, dostajemy za to odmalowaną ze szczegółami grę uczuć i emocji. Aż robi się żal Mateusza, który występuje tu w roli Kopciuszka do kwadratu, jeśli nie do sześcianu. Ewa bawi sie nim i manipuluje na różnych poziomach. Najbardziej wyrazista wydała mi się scena w ogrodzie, jako żywo przypominająca motyw pani przyglądającej sie pracy niewolnika. Jest nawet palące słońce! Tylko łańcuchów i bicza zabrakło, ale kto wie, co może wydarzyć się w przyszłości? 😀 Nie wątpię, że to zamierzone skojarzenie. Tymczasem Mateusz umknął, unosząc jednak supernowoczesną smycz w postaci telefonu. Nie wątpie, że Caryca wkrótce sie odezwie. Przyznam, że robi się coraz ciekawiej.

Widziałam, że akurat Tobie się spodoba! 😀

Ewa nie przemyślała wszystkiego do końca :
– Kogoś tak delikatnego jak Mateusza powinna traktować odpowiednio taktownie i wyrozumiale. Mam wrażenie że dyskryminuje go ze względu na status społeczny, a kto wie może i płeć 😉
-Odwiedziny kolegi geja powinny mieć miejsce później, gdy chłopaka nie będzie w domu.

Radosky, kto powiedział, że Ewa jest pozytywną bohaterką? 😉
Będziesz musiał to sam ocenić po przeczytaniu całości… póki co pozwolę sobie jednak zaznaczyć, że ona nie wie o Mateuszu tego, co wie czytelnik. Czemu miałaby podejrzewać, że chłopak machający u niej w ogrodzie łopatą jest wrażliwcem?

Już przy pierwszym kontakcie wyrabiamy sobie zdanie o człowieku(tzw pierwsze wrażenie), a co dopiero po dłuższym spotkaniu- a spotkanie obojga gołąbków trwało chyba conajmniej kilkadziesiąt minut? Ewa zapewne więc zauważyła nieporadność i nieśmiałość Mateusza. Z pewnością jest wstanie zaklasyfikować go jako osobę mocno introwertyczną. I mogłaby(powinna?) wyciągnąć z tego faktu odpowiednie wnioski.
Zresztą zdaje się, że dwa odcinki temu kazała zbierać Rutkowskiemu informacje o nim.

A czy ja uważam Ewę za bohaterkę pozytywną?
Mam wrażenie, że w tej serii nie ma bohaterów pozytywnych, ani negatywnych. Są ludzie z krwi i kości – chociaż często przerysowani – mający swoje wady i zalety…
I niech tak pozostanie, w końcu opowieści też rządzą się swoimi prawami. Bohater może być zły, dobry, ale nie może być nudny.

Radosky, większość młodych (i nie tylko) mężczyzn jest nieporadna i nieśmiała wobec pięknych i władczych kobiet! 😀 😀 😀

Tak, zwłaszcza wobec Caryc…

Więc nic dziwnego, że Ewa przywykła do podobnych reakcji ;p

Ciekawa część, poprzednich nie czytałem. Chyba zacznę od początku. Pozdrawiam

Oczywiście serdecznie zachęcam do lektury 🙂

Napisz komentarz