Pani Dwóch Krajów LXXXVI-XC (Nefer)  4.63/5 (9)

61 min. czytania

Edwin Long, „Stracone zachody miłości”

Niniejsza część przygód Nefera jest drugą z opublikowanych 16 października. Wcześniejsze części znajdziecie poniżej.

LXXXVI

Opuszczając wczesnym rankiem apartamenty Amaktaris zabrał ze sobą kilka zwojów. Miał nadzieję, że Najjaśniejsza nie weźmie mu tego za złe, a przypuszczał, że w najbliższym czasie nie powinien jednak zbyt często odwiedzać Jej osobistych komnat. W trakcie szybkiego śniadania odbył krótką rozmowę z Ahmesem. Jak zwykle znakomicie poinformowany, przyjaciel wiedział o wiele więcej niż sam Nefer. Przybycia ważnego gościa Królowej spodziewano się przed południem, zanim nastanie największy upał. Służba kończyła właśnie przygotowywanie prawdziwie luksusowej kwatery w jednym z płacowych pawilonów. Tajemniczej damie – bo gościem miała być kobieta – nie powinno niczego zabraknąć, a do jej dyspozycji oddano liczny zastęp sług. Takie rozkazy wydała sama Władczyni. Gdy Nefer wyjawił, że damą tą jest jego żona, uzdrowicielka Ana z Abydos, Ahmes spojrzał na niego z mieszaniną zdziwienia i współczucia.

– Przyjacielu, nikt nigdy nie zrozumie kobiet, nieważne, czy chodzi o żebraczkę, uzdrowicielkę czy też o Boginię… Może tobie się to uda, czego szczerze ci życzę. Pewnie będziesz dzisiaj zajęty, ale pamiętaj, że znajdziesz tu wieczorem dzban piwa i życzliwego towarzysza… Mam jednak nadzieję, że moje zaproszenie okaże się niepotrzebne.

Po tej rozmowie kapłan udał się na plac ćwiczeń, gdzie Harfan postarał się już o to, aby niepokojące myśli przynajmniej na jakiś czas wywietrzały z głowy ucznia. Akurat tego dnia Nefer był mu za to bardzo wdzięczny. Po zakończeniu szkolenia w sztuce posługiwania się orężem nie potrafił jednak znaleźć dla siebie miejsca innego niż pałacowa przystań. Królowa kilkakrotnie wspominała, iż zamierza porozmawiać z Aną jako pierwsza, nadal posiadały jakieś wspólne tajemnice, ale przecież nie mogła mieć na myśli zwykłego powitania? Nie widział żony i nie zamienił z nią słowa od czasu pamiętnego oraz pełnego emocji spotkania pod pokładem królewskiej barki, a była to konwersacja bardzo szczególna…

Z pewnym zdziwieniem przekonał się, że nie on jeden oczekuje na przybycie Any. Zapewne, zarządca pałacu powinien przysłać swoje sługi, Nefer nie spodziewał się jednak, że prowincjonalną uzdrowicielkę powita sam Towarzysz Prawej Ręki. Ubrany jak zwykle skromnie, nie otaczający się żadnym orszakiem, wzbudzał jednak poczucie pewności i władzy. Dostrzegłszy kapłana przyzwał go skinieniem dłoni.

– Witaj, Neferze. Wiesz zapewne, że twoja obecność tutaj nie odpowiada tak do końca życzeniom Najdostojniejszej Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie?

– Panie, chcę tylko ujrzeć moją żonę, której nie widziałem od bardzo dawna. Wiem, że Najwspanialsza chce rozmówić się z nią jako pierwsza, ale tu chodzi jedynie o kilka słów powitania… Proszę…

– Nie otrzymałem żadnych rozkazów na wypadek twojego pojawienia się na przystani… I nie zamierzam podejmować akurat w tej sprawie jakiegokolwiek działania z własnej inicjatywy… Zostań więc, ale ja z kolei proszę cię o zachowanie spokoju i godności. Nie chcemy tu żadnych dramatycznych scen. Ostatnimi czasy zdarzyło się ich aż nadto przy różnych okazjach.

– Dziękuję, mistrzu. Czy w sprawie Irias…

– Niestety, nie…

– A twoje śledztwo dotyczące wiadomej świątyni?

– O jego ewentualnych wynikach powiadomię w pierwszej kolejności Jej Dostojność, Neferze… Jak wiesz, nie spodziewam się tutaj przełomu, chcę raczej zaniepokoić pewne osoby… To jednak nie czas i miejsce, by poruszać podobne tematy.

Przywołany w ten sposób do porządku kapłan powstrzymał się od dalszych pytań i czekali teraz w milczeniu. Nie trwało to długo, Mistrz należał niewątpliwie do osób niezwykle zajętych i przybył na przystań zapewne dopiero po otrzymaniu wiadomości o dostrzeżeniu przez rzeczne posterunki statku wiozącego gościa Królowej. Okazało się, że Ana podróżowała na pokładzie szybkiego okrętu strażniczego, podobnie jak niegdyś sam Nefer. Pomyślał tylko, że w jej przypadku zadbano może o zapewnienie większych wygód niż te, które stały się jego własnym udziałem. Żona potrafiła zresztą odnaleźć się znakomicie zarówno na komnatach pierwszych domów i pałaców w Abydos, jak i w znacznie mniej wyszukanych warunkach ich własnego domostwa. Nie zdziwił się więc, gdy pojawiła się na pokładzie, a następnie na trapie oraz na nabrzeżu, w sposób skromny i godny zarazem. Ubrana w proste, podróżne szaty, dobrej jednak jakości, bez żadnych klejnotów (których zresztą nigdy nie ceniła), za to w starannym makijażu – do czego przywiązywała z kolei duże znaczenie – wywierała wrażenie oczywistą dla wszystkich urodą oraz naturalnym i swobodnym zachowaniem. Można było odnieść mylne wrażenie, że nie po raz pierwszy przybywa do Pałacu jako specjalny gość Monarchini, witany przez Jej zaufanego i wysoko postawionego urzędnika. Na widok małżonka ledwo dostrzegalnie drgnęła, szybko jednak odzyskała opanowanie, po czym spokojnie zeszła na brzeg.

– Witaj, szlachetna pani. Jesteś, jak mniemam, znakomitą uzdrowicielką Aną ze świątyni Izydy w Abydos. Pozwól, że ja się z kolei przedstawię. Nazywam się Apres i mam zaszczyt pełnić funkcję towarzysza prawej ręki Najwspanialszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Z polecenia Wielkiej Pani przekazuję wyrazy nadziei, iż podróż okazała się udana oraz zadbam o wszystkie twoje potrzeby. Tymczasem ustępuję jednak  miejsca komuś, komu bardzo zależało aby powitać cię jak najszybciej, gdy tylko postawisz stopę na nabrzeżu.

– Ano… naprawdę cieszę się, że cię widzę… Czy podróżowałaś wygodnie i bez przeszkód? – Nefer nie potrafił zdobyć się w tej chwili na nic więcej niż te banalne słowa.

– O tak, mężu. Moja żegluga do Stolicy upłynęła z pewnością o wiele spokojniej niż wszystkie twoje podróże Rzeką… W sercu znajduję radość z naszego spotkania, tak jak napisałam ci w liście. Mam nadzieję, że ty także, oraz że wkrótce znajdziemy okazję do dłuższej rozmowy i okażesz to nie tylko słowami. – Uśmiechnęła się, chyba szczerze. Miała bardzo piękny uśmiech, przy którym pojawiały się ponad ustami urocze dołeczki, zwłaszcza, gdy tak jak w tej chwili, życzliwy wyraz twarzy obejmował też oczy Any.

– Z chęcią odwiedzę cię i porozmawiamy, gdy tylko odpoczniesz.

– Obecność Nefera nie została przewidziana w planie twego powitania, szlachetna pani. – Czyżby Mistrz przyszedł mu z pomocą? – Pozwól, że odprowadzę cię teraz do przygotowanych dla ciebie komnat, a następnie powiadomię o twoim szczęśliwym przybyciu Najwspanialszą Królową, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Wielka Pani wyraziła życzenie, aby przyjąć cię osobiście, gdy już odświeżysz się po podróży, najszybciej, gdy będzie to dla ciebie dogodne. Służba zajmie się bagażami.

– Dziękuję, mistrzu i panie. Życzenie Najdostojniejszej jest, oczywiście, rozkazem dla skromnej uzdrowicielki. – Ana dała dowód znajomości zarówno etykiety, jak i – co ważniejsze – pozycji Apresa na dworze. – Nie mam zbyt wielu bagaży, opuściłam Abydos w pośpiechu. Dziękuję i tobie, Neferze. Cieszę się, że jednak przyszedłeś tutaj, by mnie powitać.

– Proszę więc ze mną, szlachetna pani. – Nefer teraz dopiero uświadomił sobie, że używanie tego tytułu nie stanowiło tylko przejawu zwykłej uprzejmości Mistrza. Ana miała do niego prawo, jako córka szlachcica. On sam pochodził natomiast z ludu… Czy Towarzysz Prawej Ręki chciał w ten sposób podkreślić różnicę ich statusu i przekazać coś kapłanowi albo im obojgu? – Z przyjemnością pragnę cię powiadomić, iż nie będziesz już zmuszona obywać się bez wygód, do których zapewne przywykłaś. Najwspanialsza Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie, poleciła wyposażyć przeznaczone dla ciebie apartamenty we wszystko, czego może potrzebować dama twojej rangi. Docenia bowiem to, iż przyjęłaś Jej zaproszenie i przybyłaś bez żadnej zwłoki.

Ana rzuciła mężowi zdziwione, nieco oszołomione spojrzenie, po chwili odzyskała jednak spokój i ruszyła obok Mistrza Apresa, bawiącego gościa uprzejmą rozmową. Zwykle obywała się bez żadnych szczególnych luksusów, czyż jednak podobna zapowiedź usłyszana w progach królewskiego pałacu mogła nie wywołać odrobinę szybszego bicia serca każdej prawdziwej kobiety?

Nefer pojął z tego wszystkiego, iż tymczasem musi poczekać – i to raczej długo – na okazję do rozmowy z żoną. Nie mając żadnych szczególnych obowiązków oraz pragnąc zająć czymś myśli zaszył się w swojej kwaterze i oddał lekturze zwojów. Spodziewał się, że gdy Królowa i Ana zakończą na dzisiaj swoje tajemnicze sprawy i jeżeli któraś z nich zechce potem wezwać męża albo byłego osobistego niewolnika, posłaniec właśnie tutaj odnajdzie go najłatwiej. Nie pomylił się w tych rachubach, późnym popołudniem pojawiła się nieznana mu służka z wiadomością, iż szlachetna pani Ana z Abydos prosi, by zechciał złożyć jej wizytę w gościnnych apartamentach. Dziewczyna zaprowadziła następnie kapłana do usytuowanego w ogrodzie pawilonu, właściwie małego pałacyku, w którym ulokowano Anę. Królowa istotnie dołożyła starań, by uzdrowicielce niczego nie zabrakło. Pawilon i jego komnaty urządzono z wykwintnym luksusem, dyskretnym jednak i nie rażącym ostentacją. Z właściwym sobie wyczuciem żona dostosowała się do tego stylu. Odświeżyła się, oczywiście, po podróży, wzięła kąpiel i poprawiła makijaż, z bogato zapewne wyposażonej garderoby wybrała jednak prostą, białą szatę, elegancką dzięki wysokiej jakości materiału i wykonania. Z biżuterii, jak zwykle, zrezygnowała. Jedynymi znaczącymi dodatkami jawiły się wytworne, złociste sandałki oraz również złocisty bicz, którym bawiła się mimowolnie, podziwiając zarazem rozstawione w salonie kwiaty. Zwrócił uwagę na ten szczegół, gdyż ów atrybut władzy widywał dotąd tylko w ręku Królowej. W tej wyszukanej na swój sposób oprawie uroda żony musiała uderzać każdego mężczyznę.

– Witaj, Ano. Cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu.

– Ja także, Neferze… Czy jednak tylko tyle mamy sobie do powiedzenia?

– Nasze ostatnie spotkanie…

– Tak, nie wypadło najlepiej… Czy nadal żywisz z tego powodu wielki żal?

– Nie… W jakiś sposób to wszystko przyniosło mi nawet ulgę. Nie byłem bez winy i nadal nie jestem.

– Ja także, mężu. Pewne uczucia trudno jednak opanować… Tym bardziej cieszę się, że odzyskałeś siły.

– Wiem, że wielka w tym twoja zasługa. Pielęgnowałaś mnie bardzo ofiarnie.

– Ona ci o tym opowiedziała?

– Sam się domyśliłem, a Królowa nie robiła z tego tajemnicy.

– Tak, nasza Pani, Najwspanialsza Królowa Amaktaris, potrafi okazać wspaniałomyślność, jeżeli tylko zechce. I nie mam tu na myśli akurat ciebie, mój mężu, ani też tego uroczego apartamentu. – Szerokim gestem wskazała otaczający ich luksus. Co prawda, kwatera Nefera prezentowała się o wiele skromniej, musiał jednak przyznać, iż ma własne powody, by podzielać zdanie żony.

– Ano, to wszystko jest takie skomplikowane…

– Nawet bardziej niż myślisz, Neferze… Czy znasz tu jakieś miejsce, w którym moglibyśmy spokojnie porozmawiać?

– Spodziewasz się, że…

– Nie wiem. Nie chciałabym jednak, by nasze sprawy stały się tematem plotek całej tutejszej służby. Tym bardziej, że nie dotyczą one wyłącznie nas samych.

– Właściwie tak… Jeżeli zechcesz przyjąć zaproszenie na spacer.

W samą porę przypomniał sobie o wyspie z altanką, którą także Amaktaris wybrała niegdyś na miejsce dyskretnej narady w ważnych sprawach państwowych. Później wydarzyły się tam jeszcze inne rzeczy, ale o tym wolał akurat teraz nie wspominać. Ogrody zdążył poznać na tyle dobrze, że bez trudu odnalazł przystań nad brzegiem sadzawki. Podczas niezbyt długiej przechadzki Ana wypowiadała tylko błahe uwagi na temat kwiatów i innych roślin. To zamiłowanie zdawała się podzielać z Królową. Pomógł żonie zająć miejsce w łódce i powiosłował, bacząc, aby tym razem bezpiecznie przybić do pomostu.

– Muszę przyznać, mężu, że Ona naprawdę potrafi korzystać z uroków życia. To bardzo miłe uczucie, gdy tak wieziesz mnie po tym stawie. – Żartobliwie trąciła kapłana końcówką bicza, który zabrała ze sobą, zaraz jednak spoważniała, być może naszły ją mniej radosne wspomnienia. Gdy przybyli szczęśliwie na wyspę, Ana rozsiadła się wygodnie w altance, wskazała mężowi miejsce obok siebie i przez dłuższą chwilę podziwiała piękno ogrodów. Zapadał już zmierzch, ciemności rozświetlały jednak rozstawione gęsto przez służbę lampy.

– Piękny wieczór… Dlaczego dawniej nie urządzaliśmy takich wycieczek? Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej? Chyba jednak nie, bogowie przeznaczyli nam inny los.

– O co w tym wszystkim chodzi, Ano? Wielu rzeczy się domyślam, ale inne nadal pozostają dla mnie tajemnicą. Tak, wielbiłem z daleka Panią Obydwu Krajów, w czym nie byłem z pewnością odosobniony. Tak, pisałem te wiersze i całowałem stopy Jej posągów – to już może mniej powszechnie spotykane objawy miłości poddanego do Królowej… Jeżeli jednak o tym wiedziałaś, to dlaczego  wcześniej nie cisnęłaś mi tych papirusów w twarz, tylko wysłałaś je właśnie do Niej?

– Znałam twoje rojenia Neferze. Jakże mogłabym ich nie znać? Nawet próbowałam zastąpić ci Władczynię Niebios i Ziemi. Z marnym skutkiem, jak widać, ale jestem przecież tylko zwykłą uzdrowicielką.

– Nie mów tak, proszę.

– Ale to prawda, której nic nie zmieni. Pociągają cię kobiety silne, dumne i władcze, wiem o tym doskonale.

– Ty też taka jesteś, potrafisz stać się Królową i Boginią.

– Tylko w twojej, może w naszej wyobraźni.

– Nie brakuje ci ani siły, ani dumy.

– Ale nie jestem Żywym Wcieleniem Izydy, nie mam na moje rozkazy setek żołnierzy i sług, nie noszą mnie w złocistej lektyce, nie podróżuję królewską barką i nie padają przede mną na twarz całe miasta!

– To tylko zewnętrzne przejawy szacunku. Potrafią stać się męczące i Ona wcale za nimi nie przepada.

– Nie mów jednak, że w Jej wypadku nie robi to na tobie wrażenia!

Nie potrafił zaprzeczyć, bo musiałby skłamać, a tego nie chciał.

– Dlaczego więc? – powtórzył pytanie.

– Bo ja także czegoś pragnęłam, o czymś marzyłam… Nadal tego chcę, chcę począć i urodzić twego syna!

– Bogowie odmówili nam tej łaski, dobrze wiesz, że próbowaliśmy wszystkiego.

– Dlatego zwróciłam się do Bogini. Pewna ślepa staruszka, która trafiła do szpitala w Abydos… Opowiedziała dawną, ludową legendę. Osoba Żywego Wcielenia Izydy posiada jakoby bardzo szczególną moc w takich sprawach.

– I ty w to uwierzyłaś? Przecież Izydzie też składaliśmy ofiary, modliliśmy się w Jej świątyniach nawet częściej niż w innych.

– Nie chodzi o modlitwy czy ofiary, ale o bardzo konkretną magię Bogini, Żywej Bogini na Ziemi. Takiej jak Ta, która włada teraz Egiptem.

– Jaką znowu magię? Powiedz wreszcie.

– Jeżeli Izyda przyjmie w swoim wnętrzu męski narząd i pobłogosławi go własnymi sokami wtedy… Wtedy nasienie tego mężczyzny zyskuje na krótko wielką siłę. Może wówczas, bezpośrednio po tym, zapłodnić każdą kobietę. O to właśnie musiałam poprosić naszą Żywą Boginię, Najwspanialszą Amaktaris.

– To jakieś bzdury, bajania starych wieśniaczek. Ty w to uwierzyłaś, a Ona zgodziła się na coś takiego? To zupełnie niemożliwe!

– Czyżby, mój mężu? Czy możesz tu przysiąc, że nigdy dotąd nie dostąpiłeś takiego błogosławieństwa?

Milczał, bo nie chciał kłamać.

– Tak właśnie myślałam. Ale też sama do tego doprowadziłam. Nie mogłam jednak, tak po prostu, zwrócić się do Królowej z podobną prośbą. Posłałam Jej te wiersze, aby wzbudzić zainteresowanie… Mnie sprawiały ból, ale czułam, wiedziałam, że ucieszą serce Bogini. Z tego samego powodu… Wyczuwa się w nich szczerość, a szczere uczucie to coś, co znaleźć najtrudniej, zwłaszcza Pani Obydwu Krajów. Resztę zostawiłam już tobie i poradziłeś sobie znakomicie… Ku mojej goryczy i rozpaczy…

– Dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? Po co te tajemnice?

– Znam cię, mężu. Kochasz skrycie naszą Boginię, kochałeś Ją od zawsze, ale nigdy nie zgodziłbyś się na taki plan. Z poczucia przyzwoitości, za które z kolei ja kocham ciebie – między innymi… Do tego jesteś marnym aktorem, nie potrafisz udawać. Gdybyś wiedział o wszystkim, Ona natychmiast wyczułaby fałsz i niezręczność… Wtedy nie pomogłyby żadne wiersze i żadne prośby, potraktowałaby cię jak kolejnego pochlebcę…

I tak, ułożyłyście plan, o którym nie miałem pojęcia?

– Nie mów tylko, że spotkały cię wyłącznie przykre przygody. Ona sama przyznała, że bawiła się urzeczywistnianiem wielu twoich najskrytszych fantazji… To wszystko przekroczyło zresztą później zarówno moje zamierzenia, jak i Jej pierwotne obietnice… To dlatego wychłostałam cię biczem, jak nigdy przedtem… I nie zamierzam za to przepraszać!

– Nie mam żalu, Ano… W jakiś sposób poczułem się wówczas oczyszczony, wiedziałem, że zasłużyłem… Podziwiałem też twoja dumę i siłę, naprawdę.

– Tylko nie próbuj tutaj pochlebstw, mężu, jakkolwiek zręcznie potrafisz je prawić… – Uśmiechnęła się jednak mimo woli, na swój piękny sposób. Najwidoczniej wspomnienie wydarzeń pod pokładem królewskiej barki wzbudzało w duszy Any różne uczucia, także te nie do końca przykre.

– I co teraz? Amaktaris często wspomina o dotrzymaniu obietnic, które ci dała.

– O, złożyła ich całkiem sporo. Niektóre nowe nawet dzisiaj. A ja potrafię się o nie upomnieć, w zamian za te, które zdążyła już złamać.

– Co masz na myśli?

– Chcę, aby wypróbowała swoją moc życiodajnej Bogini. Na tobie i na mnie. Obiecała to i musi dotrzymać słowa… Co więcej, Jej siła jest obecnie wyjątkowa… Wyjątkowa dzięki temu, że uczyniłeś ją brzemienną!

– Powiedziała coś takiego?

– Nie musiała nic mówić. Jestem uzdrowicielką i kobietą. Pewnych spraw nie da się do końca ukryć. Wkrótce i tak będzie musiała ogłosić to wszystkim, Jej stan stanie się widoczny. Nie mów tylko, że o niczym nie wiedziałeś. Nie potrafisz udawać, a jak dotąd nie splamiłeś się kłamstwem podczas naszej rozmowy, co bardzo doceniam.

– Tak, wiem, że jest brzemienna, ale przecież…

– Powiedziała za to, iż ma całkowitą pewność, że potrafisz zasiać życie w łonie kobiety. Jak miałam to zrozumieć? Zaprzeczysz, że moje domysły są słuszne?

Uznał, że wprowadzanie teraz do tej sprawy jeszcze Tinian i jej spodziewanego dziecka nie ma sensu, zresztą Ana tak czy inaczej mogła mieć rację, co oby sprawili bogowie.

– Nie, nie zaprzeczę. Czy to prawda? Znają ją tylko nieśmiertelni, ale może tak być…

– A więc kochałeś się z Panią Obydwu Krajów? I tak o tym wiem, ale chciałam usłyszeć to z twoich własnych ust.

– Tak, temu także nie mogę zaprzeczyć – powtórzył.

– Cóż, powinnam była się tego spodziewać, gdy zdecydowałam się na to szaleństwo… Mogę zrozumieć, że Ona potrafi pociągać mężczyzn na setki różnych sposobów… Z pewnością nie musiała zakuwać cię w łańcuchy i poganiać biczem, a gdyby nawet to uczyniła, odczuwałbyś tym większe pożądanie…

Nefer pomyślał, że kobiety, a zwłaszcza żony, muszą posiadać tajemną moc odkrywania prawdy.

– Może oszczędzimy sobie opowieści o szczegółach.

– Tak… Nie jestem ich ciekawa. Chciałabym za to sprawdzić coś innego… Możesz zdjąć tę szatę?

Gdy wykonał polecenie, żona ujęła w dłonie jego zniewoloną męskość i dokładnie zbadała obręcze.

– Przynajmniej w tej sprawie nie kłamała – zauważyła z nieukrywaną satysfakcją. Nie wypuszczała genitaliów Nefera, a dotyk jej palców pobudził uczucia kapłana, objawiające się nie tylko narastającym bólem.

– Obiecała, że gdy zdejmę te pierścienie, Ona dopełni swojej części rytuału. Co prawda, musimy trochę odczekać, aż nadejdzie mój czas, ale to nie przeszkadza, bym dochodziła już teraz należnych mi praw małżonki… – Ana wzmocniła uchwyt, a jej zręczne palce udowodniły, że w niczym nie straciła dawnej wprawy. – Muszę jednak o coś spytać. Mężu, znasz teraz moje pragnienia, uczucia i motywy… Wiesz, że pragnę naszego dziecka i zachowania naszej miłości. Ja z kolei wiem, że pokochałeś Boginię i trudno ci się nawet dziwić… Czy jednak nadal kochasz i mnie, chociaż nie jestem Panią Górnego i Dolnego Kraju? Muszę to wiedzieć.

– Ano… To trudne, ale nie zamierzam kłamać. Kocham was obie… To samo powiedziałem i Jej.

– Wiesz, że dla Niej możesz być tylko chwilową zabawką?

– Jeżeli nawet, nic nie poradzę na to, co czuję. Kocham tak ciebie, jak  i Amaktaris.

– Nie uzyskam chyba innej odpowiedzi i sama po trochu przyczyniłam się do tej sytuacji… W liście z zaproszeniem pisała, że nie pozostajesz już w Jej służbie, a tymczasem spotykam cię w Pałacu?

– Zaszły pewne ważne wypadki i wróciłem… Ale nie, to nie do końca tak, przede wszystkim sam chciałem wrócić…

– Przynajmniej nie kłamiesz… Będę więc musiała rywalizować z Panią Obydwu Krajów, Żywym Obrazem Bogini. Ona może mieć wszystko, ale dzisiaj ciebie akurat nie dostanie… Zwykła uzdrowicielka okaże się lepsza… Chyba, że ty tego nie zechcesz? – Puściła wreszcie męskość Nefera, co odczuł jako niespodziewaną stratę. Ana nie chciała jednak zapewne, by podejmował decyzję pod wpływem czysto fizycznych doznań. Wtedy jej zwycięstwo nabrałoby gorzkiego posmaku…

– Kocham cię i nie odmówię ci tego, co ofiarowałem i Jej.

Wstała i lekko trąciła kapłana końcówką złocistego bicza.

– Czy w tym stroju, który otrzymałam zresztą od Niej, oraz z tym atrybutem Jej władzy, którego również mi użyczyła, mogę choćby w półmroku ogrodów wyglądać jak Królowa, Władczyni Górnego i Dolnego Kraju?

– Tak, o Pani!

– Czy ucałujesz moje stopy i oddasz należny hołd, niewolniku?

– Tak, o Wielka.

Chciał upaść na kolana i rzucić się do stóp żony, Ana powstrzymała go jednak ruchem ręki.

– Nie, Neferze, mój mężu. Nie mam zamiaru udawać kogokolwiek, a zwłaszcza Jej, chociaż wiem, że podobne sytuacje sprawiają ci przyjemność. Kto wie, czy nie adorowałeś już tutaj Amaktaris w taki właśnie sposób? Jestem sobą, uzdrowicielką z prowincji, twoją żoną. Pragnę, byś kochał i wielbił właśnie mnie, a nie obraz Królowej.

Ana otworzyła ramiona, a kapłan wziął ją w objęcia. Opadli na ławkę, spleceni w uścisku oraz połączeni ustami. On sam już wcześniej pozbył się swojej szaty, teraz w podobny sposób uwalniał żonę. Pomagała mu w tym gorliwie, nie dbając o możliwe uszkodzenia stroju. Drażniła dłońmi jego tors, ramiona, plecy, wreszcie sprawiające coraz większy ból genitalia. Odwzajemniał się pieszczotami sutków, a gdy stały się sztywne, sięgnął palcami ku miejscu budzenia rozkoszy. Stało się już wilgotne, zdołał jednak ująć najwrażliwszy punkt w palce prawej dłoni i poruszał nimi najpierw łagodnie, później coraz szybciej. Kilka razy stracił uchwyt, gdy śliski obiekt jego adoracji wysunął się niesfornie, nie ustawał jednak w wysiłkach, czując drżenie ciała żony oraz słysząc jej coraz głośniejsze jęki. Wreszcie nie był już jednak w stanie utrzymać uchwytu, przesunął się więc, zamierzając uklęknąć pomiędzy udami Any i usłużyć żonie ustami, powstrzymała jednak małżonka.

– Nie, Neferze. Pragnę czegoś innego, chcę poczuć coś więcej… – Nadal bawiła się jego pierścieniami.

– Chcesz je zdjąć? – wydyszał, targany bólem i pożądaniem.

– Nie mogę, wybacz… Jeżeli to wszystko ma przynieść jakiś rezultat, musisz je teraz zachować, jeszcze przez jakiś czas… Ona tak powiedziała, a ja wierzę Jej w tej sprawie… Nie mam zresztą innego wyjścia… Poradzimy sobie inaczej… O ile zechcesz.

– Wszystko, co tylko rozkażesz…

– O to wolę akurat poprosić…. Użyj tego i wsuń głęboko. – Włożyła w dłoń męża rękojeść złocistego bicza, atrybutu królewskiej władzy Pani Obydwu Krajów.

Odnalazł wilgotny otwór, który bez oporu, a właściwie z dużą gotowością przyjął w sobie długą na dwie pięści rękojeść, zakończoną niewielką gałką z kości słoniowej. Sam chwycił za biczysko i poruszał rytmicznie, wolną dłonią pieszcząc sutki Any. Po chwili ujęła jednak głowę Nefera za uszy i przyciągnęła do siebie. Usta zastąpiły teraz palce, ssąc i lekko nadgryzając. Poczuł kolejne dreszcze targające ciałem żony i zmienił nieco rytm poruszeń biczyska. Wysuwał niemal całą rękojeść, ryzykując, że opuści ona swoje wilgotne schronienie, czego Ana z pewnością nigdy by mężowi nie wybaczyła. Tak się jednak nie stało, a kulka z kości słoniowej sprawiała teraz żonie dodatkową rozkosz, drażniąc najbardziej wrażliwe miejsca. Czy Amaktaris kiedykolwiek wykorzystywała w taki sposób symbol swej królewskiej władzy? I czy wiedziała, do czego Ana użyje złocistego bicza faraonów? Raczej wątpił, zresztą w tej chwili niewiele go to obchodziło. Zapewne miało to natomiast znaczenie dla żony, znaczenie w jej rozgrywce z Panią Obydwu Krajów. Zbliżała się właśnie do szczytu własnej rozkoszy i zaczęła krzyczeć. W takich chwilach zawsze krzyczała, starając się jednak w ich skromnym domostwie tłumić w jakiś sposób te odgłosy, by nie budzić sąsiadów oraz ich zazdrości. Teraz nie miała natomiast żadnych zahamowań, ponaglała męża, by poruszał biczyskiem szybciej i głębiej, a jej okrzyki stały się słyszanym przez cały Pałac dowodem zwycięstwa.

LXXXVII

Tej nocy także nie wrócił do przydzielonej sobie kwatery. Zdążył się już niemal przyzwyczaić, że w tym niezbyt obszernym pomieszczeniu bywa głównie za dnia. O ile apartamenty Amaktaris opuszczał zwykle przed świtem, gdyż uznał, że powinien jednak zachować resztki pozorów, o tyle Ana nie przejawiała w tym względzie żadnych skrupułów. Przeciwnie, pragnęła zapewne oznajmić wszystkim zainteresowanym swoje prawa małżonki oraz zamiar z nich korzystania. Zatrzymała Nefera w łożu, równie komfortowym jak i reszta wyposażenia jej komnat, po czym nakazała służbie podać spóźnione śniadanie. Musiał przyznać, że taki tryb życia nie jest bynajmniej nieprzyjemny. Ana wyraziła podobną myśl.

– Skoro korzystamy już z uprzejmej gościnności Najjaśniejszej Amaktaris, Oby Żyła i Władała Wiecznie, to cieszmy się nią w całej pełni. W Abydos niczego takiego nie mieliśmy.

– Powinienem stawić się na placu ćwiczeń. Czekają tam na mnie…

– Ćwiczenia z pewnością ci nie zaszkodzą, mój mężu, nic się jednak nie stanie, jeżeli najpierw zjesz śniadanie w towarzystwie własnej żony. Ja z kolei zostałam zaproszona do odwiedzenia szpitala. Uczynię to z przyjemnością, nie mam zamiaru tkwić w pałacu bezczynnie. Ponieważ jednak Królowa znajduje rozrywkę w udawaniu tam zwykłej uzdrowicielki, to może też chwilę poczekać na inną adeptkę tej sztuki. Czy miałbyś ochotę nam towarzyszyć?

– Eee… raczej nie, nie znam się na uzdrawianiu… – Tak naprawdę, nie chciał wystąpić w roli zwierzyny łownej pomiędzy dwiema lwicami. Pewnie i tak, prędzej czy później, nie da się uniknąć podobnego spotkania, każda chwila zwłoki wydawała się jednak warta zachodu.

– Nie obawiaj się, Neferze. Nie pozabijamy się nawzajem. Darzymy się nawet pewną… sympatią. O ile można tak nazwać stosunki pomiędzy Panią Dwóch Krajów, a uzdrowicielką z prowincji. Może jednak istotnie będzie lepiej, jeżeli pójdziesz na plac ćwiczeń. Słyszałam, że wcale dzielnie poczynasz sobie z oszczepem… Potrafisz mnie zadziwić, nawet teraz, po tylu latach. Za to też cię kocham. Zobaczymy się później.

Odprawiony w ten sposób, znalazł schronienie na placu. Śniadanie spożyte w towarzystwie Any pozwoliło przynajmniej uniknąć wizyty w kuchni oraz wysłuchania najnowszej porcji plotek z ust Ahmesa, a musiałyby one dotyczyć głównie własnych poczynań Nefera. Nawet gdyby przyjaciel milczał w tej sprawie, kapłan i tak usłyszałby jego niewypowiedziane słowa. Harfan oraz inni żołnierze nie wzbudzali podobnych odczuć. Nadal jednak – nawet trzymając w ręku drzewce – czuł się bardziej zwierzyną oraz obawiał nieuniknionej konfrontacji z obydwiema łowczyniami, lwicami wcielonymi w postacie pięknych, dumnych kobiet. Może rzeczywiście powinien wybrać się na polowanie, obiecane przez Irias? Ta myśl też nie przyniosła jednak wytchnienia, przywołała bowiem obraz zaginionej dziewczynki oraz przypomniała o własnej bezsilności Nefera.

Ćwiczył jeszcze zapamiętale, wyładowując niepokój na słomianych kukłach udających azjatyckich wojowników, gdy około południa nadeszło niespodziewane wezwanie. Nie zdążył nawet doprowadzić się do porządku, Królowa zażyczyła sobie bowiem natychmiastowego przybycia pułkownika Tereusa, Harfana i Nefera do Jej prywatnego gabinetu. Żołnierzom nakazała przy tym zabrać broń, co kapłan uznał za pozwolenie zachowania hetyckiego sztyletu. W komnacie zastali jeszcze obydwu Mistrzów oraz Horkana, również uzbrojonego. Władczyni nie traciła czasu na ceremonialne powitania.

– Wydarzyło się coś nowego w sprawie Irias. Ktoś stawił się przy głównej bramie pałacu i poprosił o osobistą audiencję. Twierdzi, że ma wiadomości o zaginionej dziewczynce. – Amaktaris miała na sobie nieoficjalny strój uzdrowicielki, jak gdyby prośba o posłuchanie zaskoczyła Ją w szpitalu.

– Kto taki? – zapytał Tereus.

Królowa skinęła na Mistrza Apresa.

– Nie podał imienia, ale wygląda na kapłana.

– Ach tak, na kapłana… – Ton głosu pułkownika dawał do zrozumienia, że nie żywi on szczególnej sympatii dla świątynnych hierarchów. Po chwili spojrzał jednak na Nefera i chrząknął z nietypowym dla siebie śladem zakłopotania.

– Nieważne kim jest, jeżeli wie coś o Irias, przyjmę go bez zwłoki – zdecydowała Monarchini.

– Może powinnaś przybrać bardziej oficjalny wygląd, o Pani, oraz przejść do małej sali audiencjonalnej? – zasugerował Horkan.

– Nie ma na to czasu. Nie mogę i nie chcę czekać. Podobno ten kapłan przebywa teraz w pomieszczeniach straży przy głównej bramie, sprowadźcie go natychmiast. – Skinęła na setnika i Harfana.

– Pani, zajmij przynajmniej miejsce na swoim siedzisku i pozwól, abym to ja przemawiał w Twoim imieniu – zaproponował Mistrz Apres.

– Dobrze, niech tak będzie – odparła niechętnie Amaktaris, rozumiejąc jednak, że podkreślenie należnej Jej pozycji może okazać się przydatne podczas tej audiencji. Zasiadła za niskim stołem, przy którym zwykle pracowała, Mistrzowie stanęli przy Jej boku, a Tereus i Nefer zajęli miejsca pod przeciwległymi ścianami gabinetu.

Po dłuższym czasie powrócili obydwaj żołnierze, wprowadzając do komnaty tajemniczego kapłana. Z chwilą, gdy przekroczył jej progi przestał być tajemniczym, przynajmniej dla Nefera, a z pewnością także dla Najjaśniejszej. Takiej postaci nie dawało się łatwo zapomnieć. Ramose ze świątyni Chnuma w Nennesut, jedyny – jak dotąd – przeciwnik, który choćby chwilowo zdołał przechytrzyć Panią Obydwu Krajów. Tylko szczęśliwe zrządzenie bogów, zsyłających obfity wylew Rzeki, oraz szybkość działania Władczyni pozwoliły udaremnić jego próby wzniecenia niepokojów podczas podróży Amaktaris w górę Nilu. Z pewnością nie pojawił się w stolicy przypadkiem. Obecność eleganckiego i pewnego siebie zarządcy dóbr Wielkiego Chnuma dowodziła, zdaniem Nefera, szerokiego zasięgu spisku, w który musiał być zaangażowany, o ile sam nie stanowił jego sprężyny. Najdostojniejsza także pojęła to prawdopodobnie w jednej chwili, dla pozostałych pozostawał jednak nadal nieznanym w Memfis, prowincjonalnym przedstawicielem stanu kapłańskiego. Tylko Horkan mógł jeszcze rozpoznać niespodziewanego przybysza ze swego miasta.

– Kimkolwiek jesteś, podaj swoje imię oraz złóż hołd Najjaśniejszej Królowej, Pani Górnego i Dolnego Kraju, Obrazowi Izydy na Ziemi, Dawczyni Życia i Światła! – wezwał przybyłego Mistrz Apres, podczas gdy Horkan i Libijczyk ustawili się za plecami kapłana, tuż przy drzwiach komnaty.

– Jestem Ramose, ze świątyni Wielkiego Chnuma w Nennesut. Bądź pozdrowiona, o Najpotężniejsza z Władczyń i Najwspanialsza z Bogiń. – Przybysz upadł na twarz i wykonał stosowny akt adoracji Osoby Monarchini, jak zwykle okazując przy tym w jakiś przewrotny sposób dostrzegalne ślady lekceważenia. Mistrz nieznacznie zmarszczył brwi, Amaktaris zachowała natomiast kamienny spokój i gestem dłoni nakazała Towarzyszowi Prawej Ręki prowadzenie audiencji.

– Możesz wstać, panie, i przedstawić Wielkiej Królowej wieści, które rzekomo posiadasz.

– Najdostojniejsza Pani, Twoich wiernych poddanych zasmuciła wiadomość o zaginięciu na pustyni Twej wychowanicy, Irias, która jest jakoby księżniczką czy też królową jakiegoś barbarzyńskiego kraju w dalekich, północnych górach. Otóż pragnę Cię powiadomić, iż dziewczynka odnalazła się. Słudzy naszej świątyni natknęli się na nią w okolicach Nennesut, zaopiekowaliśmy się księżniczką i przywieźliśmy ją do stolicy. Przebywa teraz w świątyni Ozyrysa, pod troskliwą pieczą dostojnego arcykapłana Heparisa.

Nefer dostrzegł, że twarz Amaktaris pobladła. Władczyni z trudem opanowała emocje i pozwoliła przemawiać Mistrzowi.

– Nasza Pani z radością przyjmuje te wieści i pyta, kiedy sprowadzicie do Pałacu Jej wychowanicę, która istotnie, też jest królową swego ludu. Wdzięczność obydwu Władczyń będzie ogromna i wszyscy, którzy zajęli się Irias, zostaną wynagrodzeni stosownie do swoich uczynków.

– To będzie musiało chwilę poczekać. Dziewczynka, czy też raczej księżniczka, pozostaje co prawda w dobrym zdrowiu i niczego jej nie brakuje, niedawane przeżycia na pustyni nie pozostały jednak zupełnie bez śladu i czcigodny arcykapłan nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby odesłał ją do Pałacu zanim całkowicie nie powróci do sił.

– Jak długo potrwa, twoim i arcykapłana zdaniem, ta rekonwalescencja?

– W dużej mierze zależy to decyzji Najwspanialszej z Bogiń oraz Jej woli dopomożenia w tym chwalebnym dziele…

– Dość tego! – Królowa nie zdołała jednak opanować trawiących Ją emocji. – Mów, czego chcecie za uwolnienie Irias?

– Ależ nie ma mowy o tym, abyśmy przetrzymywali Twoją wychowanicę, o Pani. Zapewniamy jej tylko bezpieczeństwo w tych niespokojnych czasach. – Ramose nie pozwolił sobie nawet na cień uśmiechu, jego oczy rozbłysły jednak na krótką chwilę, ujawniając satysfakcję ze zburzenia fałszywego spokoju Władczyni. Oto raz jeszcze był górą i dyktował warunki. – Co prawda, nawet w murach świątyni nie można obecnie czuć się całkowicie bezpiecznym. Zdarzyły się ostatnio pewne wypadki… W interesie nas wszystkich proszę tylko o to, byś i Ty, Najpotężniejsza, dołożyła wszelkich starań celem zapobieżenia dalszym tego rodzaju incydentom. Gdy to już nastąpi, możliwe stanie się ustalenie innych szczegółów powrotu księżniczki Irias.

– Czy nie zdajesz sobie sprawy, kapłanie, że i w murach królewskiego pałacu nie można czuć się całkowicie bezpiecznym? Wiem o tym niejedno!

– Najpotężniejsza z Bogiń, liczę na Twoją wysławianą i zaiste niezrównaną mądrość. Księżniczka wraca do sił i niech tak zostanie.

Po tych słowach zapadła wymowna cisza. Amaktaris wpatrywała się w kapłana z nieukrywaną nienawiścią i dopiero po dłuższej chwili zdołała przybrać chłodny wyraz twarzy. Ramose zachował natomiast zimny spokój i Nefer mimo woli musiał podziwiać jego opanowanie oraz odwagę. Mieli przed sobą naprawdę groźnego przeciwnika. W dodatku, w tej chwili posiadał on wyraźną przewagę i dobrze o tym wiedział. W przyszłości może się to zmienić, a wtedy nic zapewne nie uchroni Ramose przed gniewem Władczyni, ale teraz najważniejszym zadaniem pozostawało uratowanie Irias. Królowa też musiała dojść do podobnego wniosku i odezwała się głosem głuchym lecz pewnym.

– Zanim odpowiem na którąkolwiek z waszych próśb muszę mieć absolutną pewność, że księżniczka jest cała i zdrowa. Chcę, aby jeszcze dziś odwiedził ją w świątyni Mój zaufany sługa.

– Jak sobie życzysz, o Wielka. Arcykapłan Heparis z przyjemnością udzieli gościny Twemu wysłannikowi.

– Gościnność świątyni Ozyrysa potrafi przybrać osobliwą postać, dlatego ty z kolei, kapłanie, skorzystasz z gościny Królowej, dopóki Mój sługa nie powróci.

– Jak rozkażesz, Pani. – Ramose nie okazał niepokoju. Władczyni ruchem ręki nakazała Horkanowi i Harfanowi, by wyprowadzili przybysza z komnaty.

– A więc nareszcie coś wiemy, Irias porwali kapłani, a spisek jest szeroko rozgałęziony – rzuciła gniewnie Amaktaris. – Nie daruję im tego!

– Musimy się najpierw dowiedzieć, czego właściwie chcą – zauważył Towarzysz Prawej Ręki.

– Na początek tego, by zostawić w spokoju świątynię Ozyrysa. Miałeś rację, mistrzu. Co potem, zobaczymy. Uczynię prawie wszystko, by uwolnić Irias, ale później…

– Ten Ramose jest śliski jak żmija i równie niebezpieczny, trzeba na niego uważać.

– Wiem coś o tym, Mój towarzyszu. Nie przypadkiem sprowadzono go z Nennesut, gdzie także podejmował się różnych machinacji. Horkan zebrał dowody fałszerstw Ramose, które ma teraz w ręku nomarcha. Może warto sprowadzić świadków i dokumenty do stolicy, tak na wszelki wypadek. Musimy założyć, że Meren i cała świątynia Chnuma też biorą w tym wszystkim udział. Inni zapewne również.

– To jednak nie przybliża nas do odpowiedzi na pytanie, jakie są ich żądania i jak możemy pomóc Irias.

– Tak jak zapowiedziałam, muszę wysłać kogoś do świątyni.

– Ja pójdę, moja Księżniczko! – zgłosił się Tereus. – Wiesz, jak bardzo kocham naszą małą wojowniczkę!

– To niemożliwe, pułkowniku. Jesteś dowódcą gwardii i nie wolno ci ryzykować. Masz inne obowiązki.

– Wiedziałem, że nie powinienem przyjmować tego awansu!

– Terusie, proszę, nie utrudniaj wszystkiego. Nawet jako sierżantowi też nie pozwoliłabym ci pójść. Gwardia i tak pozostawała zawsze na twojej głowie i dopóki nadal tak jest, mogę całkowicie na niej polegać.

– Kogo chcesz więc posłać?

– Wielka Pani… Pozwól iść mnie – odezwał się Nefer, po raz pierwszy chyba zabierając głos podczas podobnej narady. – Ja też kocham Irias, wiesz o tym, a w oczach arcykapłana Heparisa muszę być nikim.

– Na pewno nie, Neferze… Jeżeli tylko czcigodny hierarcha posiada choć odrobinę rozumu już dawno musiał przestać uważać cię za prowincjusza bez znaczenia. A głupcem, niestety, nie jest. Ta wizyta może okazać się niebezpieczna, pomimo tego, że mamy zakładnika…

– Pani, Irias pomagała mi i ratowała skórę, a nawet życie, wiele razy… Sama pewnie nie wiesz, jak często. – Dostrzegł przelotny cień zażenowania na twarzy Mistrza Serpy, Towarzysz Prawej Ręki zachował natomiast kamienny spokój. – Czas, abym i ja zrobił coś dla niej.

– On ma rację, o Pani. Ktoś iść musi… I to ktoś z rozumem godnym naszych wrogów. A tego z kolei nie można odmówić i Neferowi. Nie zajmuje też żadnego ważnego urzędu  czy stanowiska. – Prośbę kapłana poparł Mistrz Apres.

– Tu nie chodzi o pełnione urzędy… – Królowa przerwała i nie dokończyła rozpoczętego zdania. Podjęła za to inną myśl. – Co jednak na to twoja żona, uzdrowicielka Ana? Zostawiłam ją w szpitalu.

– Nie ma czasu, by powiadamiać i bez potrzeby niepokoić Anę. Jestem zresztą pewien, że nie mogłaby pochwalić swego małżonka, gdyby nie podjął się tego zadania, powodowany strachem czy obawą. – Spojrzał na Amaktaris i dostrzegł ślad zakłopotania w oczach Bogini. Doprawdy, okazywała podczas tego spotkania zadziwiająco wiele emocji. Czy jednak mogło to naprawdę zdziwić kogokolwiek z obecnych?

– Dobrze, Neferze. Zamierzałam pierwotnie posłać Harfana, ale mistrz ma zapewne rację… Może zdołasz lepiej wykonać tę misję. Mój brat akurat wyszedł, więc unikniemy przynajmniej zbędnej dyskusji… Lepiej się jednak pospiesz, zanim wróci i zechce cię zastąpić, a potrafi być uparty… Jeszcze jedno… W razie potrzeby zatrzymamy tu Harfana, z braku czasu nie powiadomimy też o niczym Any. – Surowym wzrokiem omiotła obecnych. – Ponieważ jednak masz reprezentować Osobę Królowej, życzę sobie, byś przeznaczył chwilę na dokończenie porannej toalety i znalazł jakąś świeżą szatę. Możesz skorzystać z udogodnień Moich apartamentów.

LXXXVIII

Okazało się, że Ramose nie przybył sam. Towarzyszył mu sługa, oczekujący, czy też raczej przetrzymywany w wartowni przy bramie. Teraz odprowadzić miał do świątyni Nefera. Gdy dowiedział się o tym Harfan, którego świeżo mianowany wysłannik Królowej spotkał jednak przy posterunku straży, uparł się, że wyruszy razem z przyjacielem. Argument o braku zgody Amaktaris zbył machnięciem dłoni.

– Nic dbam o to i nie mam zamiaru pytać Jej o pozwolenie. Niech mnie potem ukarze, jeśli zechce. Nie możesz iść sam. Wiem, że jeśli chodzi o rozmowy z kapłanami czy wybadanie ich zamiarów nadajesz się jak nikt inny i nie mnie równać się z tobą, ale mimo wszystko nie jesteś żołnierzem. Obejrzę sobie tę świątynię z bliska, na wypadek gdyby przypadkiem przyszło nam zdobywać ją siłą. Do tego akurat ja nadaję się lepiej, a zresztą nie zamierzam siedzieć tu bezczynnie. Ona z pewnością to zrozumie – powiedział na stronie, cichym głosem

Nefer pomyślał, że przyjaciel może mieć trochę racji, doskonale pojmował też jego pragnienie działania, jakiegokolwiek działania. Wreszcie, przypatrywali im się zarówno Horkan jak i Ramose, kapłan uznał więc, że lepiej nie wdawać się w zbędne spory. Udał, że takie właśnie przyniósł rozkazy Królowej, nie protestując, gdy Libijczyk powiedział to głośno. Ramose polecił jeszcze swemu słudze, by już na miejscu jak najspieszniej zapowiedział przybyszów arcykapłanowi Heparisowi i wysłannicy ruszyli w drogę.

Świątynia Ozyrysa, jedna z największych i najbogatszych w Stolicy – równać się z nią mógł tylko przybytek Izydy – wznosiła się w sporej odległości od Pałacu, po przeciwległej stronie miasta, chociaż także nad brzegiem Rzeki. Mogliby właściwie popłynąć łodzią, Nefer nie chciał jednak  przyciągać zbędnej uwagi, a Harfan zamierzał sprawdzić czujność straży przy głównej bramie. Poszli więc pieszo, osłaniając głowy i twarze przed promieniami palącego słońca. Budowla mogła zrobić duże wrażenie. Potężne, wysokie i grube mury oraz ciężkie wrota, flankowane wyniosłymi pylonami, czyniły z niej rodzaj fortecy, którą trudno byłoby zdobyć w jednej chwili. Z pewnością nie oparłaby się regularnemu oblężeniu z użyciem ognia czy innych sposobów, ale zdrajcy mieliby wówczas aż nadto czasu, by zabić jedną, dziesięcioletnią dziewczynkę, choćby posiadała ona serce stu wojowniczek. Tak przynajmniej uważał Nefer, a ponura mina towarzysza nie wróżyła bardziej optymistycznej opinii z jego strony. Może więc jakiś podstęp, gwałtowny, zaskakujący atak? Szybko przekonali się, że również i ten sposób nie wchodzi w grę. Główne wrota zastali zawarte i wiernych, niezbyt zresztą wielu – może z powodu upalnej pory dnia – wpuszczano jedynie wąskim gardłem bocznej furty, strzeżonej przez liczne i czujne straże. Przejście wiodło zresztą tylko na przedni dziedziniec, otoczony równie wyniosłymi murami, także obsadzonymi przez zbrojnych. Ci ostatni starali się wprawdzie nie rzucać w oczy, ale wypatrzyło ich fachowe spojrzenie Harfana. Zwrócił na nich uwagę przyjaciela dyskretnym ruchem głowy, gdy milczący przewodnik pozostawił wysłanników Królowej przed następnym, zamkniętym przejściem prowadzącym do wewnętrznych pomieszczeń. Tutaj nie wpuszczano już nikogo postronnego, a czuwali nad tym kolejni strażnicy. Sługa Ramose oddał Nefera i Libijczyka pod ich opiekę, zapowiadając natychmiastowe powiadomienie arcykapłana i znikając za  masywnymi drzwiami.

– Prawie nie widać zbrojnych, ale tam są – łucznicy i oszczepnicy. Wiem, gdzie szukać, bo sam rozmieściłbym ludzi w tych miejscach – powiedział cicho Harfan. Wojownik nadal przepatrywał starannie mury oraz dziedziniec. Nefer miał nadzieję, że może dojrzy coś istotnego, sam zdążył bowiem nabrać przekonania, iż uwolnienie Irias brutalną siłą czy też podstępem jest właściwie niemożliwe. Owszem, Królowa mogłaby w końcu zdobyć świątynię i pozbawić życia wszystkich, którzy by w niej przebywali, ale w ten sposób dopełniłaby już jedynie aktu zemsty. W głębi murów tego złowrogiego przybytku żołnierze Władczyni znaleźliby co najwyżej tylko ciało martwej księżniczki. Trzeba poszukać innego sposobu, ale jakiego? Może rozmowa z arcykapłanem dostarczy nowych pomysłów.

Na wezwanie Heparisa nie musiał czekać długo. Bezimienny sługa powrócił z wiadomością, iż hierarcha zaprasza młodszego kapłana Nefera z Abydos do swego gabinetu. Użył dokładnie takich słów, które dały poznać, iż zarówno skład otoczenia Królowej jak i osoba samego wysłannika nie są dla zwierzchnika świątyni nieznane. Harfan zmuszony został zaczekać na dziedzińcu. Zaproponowano mu wodę dla ugaszenia pragnienia ale odmówił jej przyjęcia.

Heparis wyglądał niemal tak samo jak podczas pamiętnej uczty, w trakcie której Nefer ujrzał go po raz pierwszy i jak dotąd jedyny. Nieco korpulentny, w prostych, uszytych jednak z dobrego materiału szatach. Stał przy oknie, nie zaprosił gościa do zajęcia miejsca na jednym z siedzisk i sam także nie zamierzał najwidoczniej siadać. Tę krótką, jak miał nadzieję, rozmowę Nefer i tak wolał zresztą odbyć na stojąco. Sługa zostawił ich samych, zamykając za sobą drzwi.

– A więc to ty jesteś tym kapłanem z prowincji, który zrobił tak zadziwiającą karierę na dworze naszej Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Chyba gdzieś już cię widziałem, ale nie potrafię sobie przypomnieć.

– Na przyjęciu w Pałacu. Byłem wówczas niewolnikiem i usługiwałem Najjaśniejszej.

– Jak już powiedziałem, zrobiłeś zadziwiającą karierę, odkąd aresztowano cię w Abydos pod zarzutem zdrady stanu. Od tego czasu trudno ruszyć się gdziekolwiek, aby nie natknąć się na ciebie. Dlatego nie dziwi mnie twoja obecność i tutaj.

– Dużo o mnie wiesz, panie.

– Może nie wszystko, ale jednak wystarczająco wiele aby nabrać pewności, że arcykapłan Hethor ze świątyni Izydy w Abydos okazał się niezrównanym durniem. Nadal nim zresztą jest, mówiąc między nami. Jak mógł nie poznać się na tobie?

– Wybacz, panie, ale nie przybyłem tu po to, by rozmawiać o Abydos czy o mojej osobie. Najdostojniejsza Amaktaris, Pani Obydwu Krajów, Władczyni Niebios i Ziemi, przysłała swego sługę, by za pośrednictwem moich oczu przekonać się, w jaki sposób świątynia Ozyrysa udziela gościny Jej wychowanicy, Irias, która zresztą także jest księżniczką i królową we własnym kraju.

– Tak. Wydałem już stosowne polecenia i wkrótce będziesz mógł ujrzeć księżniczkę. Przekonasz się, że niczego jej nie brakuje. Tymczasem skorzystałem z okazji, by osobiście poznać nowego doradcę Najdostojniejszej. Z tego co wiem, urodziłeś się w Abydos jako syn rzemieślnika i trafiłeś do świątyni pokonując innych kandydatów podczas egzaminów?

– To prawda, panie. Pochodzę z ludu.

– I zapewne tylko to potrafił dostrzec Hethor. On jest nieco… ograniczony, niestety. Trudno, to już się stało i teraz możemy jedynie wypełniać wolę bogów.

– Czynię to służąc Bogini, Żywemu Obrazowi Izydy. Czy ty także możesz powiedzieć to samo o sobie, panie?

– Wszyscy służymy tu nieśmiertelnym, których nieustannym darem jest Kraj nad Rzeką. Musimy dbać o to, by nie cofnęli tej łaski.

– Czy udzielanie gościny dziesięcioletniej dziewczynce służy wypełnianiu woli bogów?

– Wolą nieśmiertelnych jest utrzymanie odwiecznego porządku, który sami ustanowili, wybierając tych, którzy godni są sprawowania władzy w ich imieniu.

– Obecnie wybrali swoją Córkę i Siostrę, która zasiada na Tronie Obydwu Krajów, to nie powinno ulegać żadnej wątpliwości.

– Oczywiście. Możemy jednak i chcemy dopomóc Wielkiej Pani w Jej obowiązkach, w miarę naszych skromnych umiejętności. Dla kogoś o takich zdolnościach jak twoje, też znalazłyby się odpowiedzialne zadania… Rozumiem jednak, że na coś takiego jest już za późno i musimy podziękować za to Hethorowi.

– Raz jeszcze odpowiem, panie, że nie przybyłem tu, by rozmawiać o pewnym młodszym kapłanie z Abydos, lecz by ujrzeć księżniczkę Irias.

– Tak, masz rzeczywiście rację. Spodziewam się księżniczki i królowej w każdej chwili.

Istotnie, rozległo się pukanie do drzwi, które przerwało jałową i niemiłą dla Nefera wymianę zdań. Na rozkaz Heparisa wprowadzono małą wojowniczkę. Nie została związana ani zakuta w łańcuchy, ale też nie przyszła zupełnie swobodna. Ku przerażeniu gościa, w silnym uścisku dłoni prowadził ją Tahar, za którego plecami dało się zauważyć kilku strażników. Kapłan rozmawiał z Irias po raz ostatni na Placu Śmierci, gdy podała mu wodę, przywracając do świata żywych. Potem widział ją jeszcze przelotnie przy tronie Najwspanialszej podczas nieszczęsnej parady zwycięstwa. Kolejne wypadki nastąpiły tak szybko, tak wiele dowiedział się o przeszłości małej przyjaciółki… Ale nie zdążył się z nią spotkać, porozmawiać… Aż okazało się, że jest za późno i została porwana… Wyglądała przynajmniej na zdrową i dobrze odżywioną… Nadal nosiła na głowie bandaż, czysty jednak i porządnie nałożony. A że brakowało jej zwykłego błysku w oczach, otwartego uśmiechu i zagubiła gdzieś żywe usposobienie… Dzięki wszystkim bogom, nie okazało się to skutkiem dolegliwości ciała. Smutek Irias zniknął bowiem w jednej chwili, gdy ujrzała przyjaciela. Zachowała przy tym wystarczająco wiele dumy i godności, by nie próbować wyrywać się Taharowi czy skoczyć w stronę Nefera, ale wyraz radości malujący się na twarzy księżniczki dostarczył temu ostatniemu prawdziwej satysfakcji.

Arcykapłan okazał przynajmniej tyle zrozumienia, by bez słowa odprawić asystę oraz taktownie odwrócić spojrzenie ku oknu, gdy uwolniona z nienawistnego uścisku Irias mogła w końcu rzucić się w ramiona Nefera.

– Wiedziałam, że przyjdziesz… – wyszeptała. – Nie mogłam się doczekać, ale wiedziałam…

– Jak się czujesz? Dobrze cię traktują?

– Tak, ale to nieważne. Teraz stąd pójdziemy, prawda? Wujek Harfan czeka z żołnierzami? A może sierżant Tereus?

– Harfan rzeczywiście czeka na dziedzińcu. Sierżant też bardzo chciał przyjść, ale jest teraz pułkownikiem i Pani mu nie pozwoliła – odparł cokolwiek nieskładnie.

– Ale ty pogodziłeś się z Panią? Prawda? Obiecała, że cię przeprosi… I pojedziemy razem na to polowanie.

– Tak, pogodziliśmy się… Irias, nie mogę cię teraz stąd zabrać. Jeszcze nie. Wybacz.

– Musisz najpierw rozprawić się z tymi tutaj? Z tym Taharem i z innymi? Nie lubię go, jest niedobry.

– Krzywdzi cię? – Nefer zesztywniał.

– Nie, ale i tak go nie lubię. I odgraża się, co zrobi z tobą, co zrobi z  Panią… Pojechałam z Pachosem i jego żołnierzami bo powiedzieli, że mają zawieźć mnie do ciebie i do Pani, ale potem… Zabili ich wszystkich na pustyni, a ten Tahar…

– Księżniczko, Pani cię nie opuści, nie spocznie, dopóki nie zostaniesz uwolniona. Pamiętaj o tym i nie trać nadziei. – Nefer przerwał mroczne wspomnienia dziewczynki. O tym, co wydarzyło się wśród piasków wiedzieli wystarczająco dużo, chyba więcej nawet niż sama Irias.

– Na pewno Jej w tym pomożesz… I sierżant Tereus, i wujek Harfan… I inni też…  Potrzebujesz pewnie trochę czasu, żeby coś wymyślić, prawda? Wiem, że mury są tutaj za grube, za wysokie i żołnierze nic nie poradzą… Ale ty na pewno coś wymyślisz. Pani zawsze powtarzała, że to potrafisz najlepiej, nawet wtedy, gdy gniewała się na ciebie…

– Tak, wojowniczko. Wszyscy myślimy, co zrobić… – Podczas gdy Irias zachowywała godne podziwu opanowanie, to on sam zaczął odczuwać niebezpieczne wzruszenie. Akurat w samą porę, na oczach największego wroga i najgroźniejszego przeciwnika.

Heparis chrząknął znacząco, przypominając o swoim istnieniu.

– Mam nadzieję, że zarówno ty, kapłanie, jak i Pani Obydwu Krajów za pośrednictwem twoich oczu, ujrzeliście to, na czym wam zależało. Księżniczka Irias jest cała i zdrowa, obecnie troszczymy się o nią z największym oddaniem, nieprawdaż dziecko? Musisz zostawić nas teraz samych, twoi opiekunowie zabiorą cię na spacer po wewnętrznym dziedzińcu. – Wypowiedziawszy te słowa, hierarcha ponownie wezwał straże.

Irias raz jeszcze wykazała się dumą i odwagą godną królowej, nie próbowała bowiem opierać się przed nieuniknionym rozstaniem. Uścisnęła tylko Nefera i pożegnała ostatnimi słowami.

– Powiedz Pani, że Ją kocham. Oboje was kocham…

Gdy za księżniczką zamknęły się drzwi, z trudem odzyskał za to opanowanie sam Nefer, zmuszając się do zachowania w miarę spokojnego tonu.

– Czego chcesz, panie, za uwolnienie dziewczynki, to znaczy, wybacz, za rezygnację ze sprawowania nad nią opieki? Najdostojniejsza Królowa gotowa jest na bardzo wiele.

– Nie byłoby nam łatwo rozstać się z Irias… w jakikolwiek sposób. To bardzo miłe dziecko… Wierz mi, potrafi chwytać za serce.

– Czego chcecie? – powtórzył może zbyt szorstko, ale naprawdę panował nad sobą z dużym wysiłkiem.

– Tymczasem nic wielkiego. W ciągu ostatnich dni zaginęło kilkoro spośród sług świątyni Ozyrysa… Nikt specjalnie ważny, bylibyśmy jednak wdzięczni, gdyby sama Pani Obydwu Krajów zechciała nakazać stosowne poszukiwania. Nie wątpię, że posiada dość władzy i środków, by doprowadzić do szybkiego odnalezienia zaginionych. Wówczas możemy zacząć rozmawiać o dalszych szczegółach przekazania opieki.

– Co takiego? – Nefer nie zdołał całkowicie ukryć zdumienia. – Chodzi wam o coś tak mało istotnego?

– Przybytek boga Ozyrysa powinien stanowić oazę spokoju i bezpieczeństwa, wszyscy chyba zgadzamy się w tej sprawie, nieprawdaż? I wszyscy jesteśmy to winni samemu bogu. Ozyrys nie może pozostawać obojętny wobec losu swoich sług, choćby najmniejszych. Przekaż to Wielkiej Pani. Prosimy Ją o skuteczną pomoc w tych poszukiwaniach, a potem zajmiemy się innymi szczegółami.

– Jakie to szczegóły, Panie?

– Najdostojniejsza Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie, usłyszy to własnymi uszami we właściwym czasie. Wszystko przekaże ten sam wysłannik, który przyniósł wieści dzisiaj. We właściwym czasie.

– Oby nie trwało to zbyt długo, panie.

– To zależy już w dużej mierze od Najwspanialszej Pani.

Nefer zrozumiał, że nic więcej nie uzyska. Pozostawała jeszcze jedna sprawa.

– Czcigodny panie. Przekażę twoje słowa Najpotężniejszej Władczyni Obydwu Krajów i będę błagał, aby zechciała ich wysłuchać. Teraz jednak chciałbym błagać także ciebie o pewną łaskę, którą możesz okazać na znak dobrej woli.

– Cóż to za łaska, młodszy kapłanie?

– Ten kulawy Nubijczyk, który jakoby opiekuje się Irias. Nazywa się Tahar i jest podłym szubrawcem. Proszę, odbierz mu dostęp do księżniczki.

– Tahar pozostaje wiernym sługą Ozyrysa i okazał to już wielokrotnie.

– Pomimo tego, proszę cię, panie, odsuń go od Irias… Proszę o to zarówno sam jak i w imieniu Najjaśniejszej.

– Dobrze, tak uczynię… Jako znak dobrej woli i mojego szacunku dla Boskiej Pani oraz uznania dla twoich talentów, Neferze. Przypomnij Jej jednak, iż Ona nie okazała żadnej łaski w pewnej sprawie, o której wiedziała, że może być ważna dla mnie… – Hierarcha pierwszy raz podczas tej rozmowy okazał cień emocji. – Odsunę Tahara, ale pozostanie w świątyni. To wierny i oddany sługa Ozyrysa. – Oblicze Heparisa znowu stało się beznamiętną maską.

– Dziękuję, panie. – Nefer nie był pewien, czy istotnie ma za co dziękować, a wyraz twarzy arcykapłana w chwili, gdy wygłaszał on swoje obietnice, dołączył do obrazu umierającego Temesa, by wspólnie prześladować odtąd pewnego kapłana Izydy. Pomiędzy nimi jawił się jeszcze pełen nadziei uśmiech Irias, wyrażającej wiarę w szybkie uwolnienie i pomysłowość przyjaciela w tej kwestii.

– Odbyliśmy bardzo interesującą rozmowę, młodszy kapłanie. – Hierarcha ponownie przyjął rolę uprzejmego, choć formalnego gospodarza. – Wiedz, że nie jestem twoim wrogiem i byłbym niepocieszony, gdyby talenty, które posiadasz, jednak się zmarnowały. A może tak się stać, niezależnie nawet od moich osobistych intencji. Żegnaj, Neferze.

Prowadzony przez milczącego sługę wracał już pogrążonym w półmroku korytarzem ku wrotom otwierającym wyjście na zewnętrzny dziedziniec, gdy okazało się, że w murach ponurej świątyni czeka go jeszcze jedno, nieprzyjemne spotkanie. Z któregoś z bocznych przejść wyłoniła się sylwetka Tahara. Nadal utykając, zastąpił on drogę kapłanowi Izydy.

– Zostaw nas na chwilę samych – odesłał przewodnika. – To mój stary znajomy, prawie przyjaciel i mamy ze sobą do pogadania.

To, iż sługa bez protestu usłuchał polecenia dowodziło, że Nubijczyk posiadał w świątyni niejaką władzę, a przynajmniej uznawano go za przydatnego i cieszył się pewnymi względami arcykapłana. Heparis nie miał dość czasu, by spełnić daną wysłannikowi Królowej obietnicę, tak więc Tahar musiał celowo zostawić wyprowadzaną na spacer Irias, by zaczekać tu na Nefera, gdy ten będzie wychodził.

– Nie spodziewałeś się, że przeżyję, prawda? A uratowałem ci życie i obiecałeś prosić za mną i moimi towarzyszami. Oni wszyscy zginęli, ja ocalałem tylko za sprawą woli bogów.

– Dotrzymałem obietnicy i prosiłem Boską Panią o łaskę. Dostaliście broń i wodę… – Kapłan czuł jednak jakąś dziwną potrzebę wyjaśnienia tego dawnemu nadzorcy, a później skazańcowi.

– Tak czy inaczej, zostawiła nas na pustyni na pewną zgubę. Kruto miał rację, to zdradziecka kurwa. Trzeba było wtedy zabić tak ją, jak i ciebie. Najlepiej równocześnie, powoli, żebyście mogli wszystko wzajemnie zobaczyć.

– Gdybyście ośmielili się tknąć Najdostojniejszą Panią brudnymi łapami, to żaden z was nie wyszedłby żywy z tego korytarza. Czekałaby was wszystkich śmierć.

Tahar zaniósł się śmiechem jak szaleniec.

– Śmierć, mówisz? Niby jesteś taki przemądrzały, a gadasz bzdury. I tak wydała na nas wyrok! Ta woda niczego nie zmieniła, miała tylko przedłużyć cierpienia. A potem wysłała jeszcze jedną z tych barbarzyńskich dziwek, które też warto nauczyć rozumu oraz tego, gdzie jest ich miejsce przy prawdziwych mężczyznach… Polowała na nas wśród wydm… Miała konia i nie mogliśmy uciec… Zabiła trzech spośród tych głupców, mnie uratowali bogowie. Tamta suka zabrała złoto ale zostawiła wodę, dzięki temu przeżyłem. Musiałem tylko potem sam poderżnąć gardło ostatniemu z tych durniów, bo wody zaczęło jednak brakować. W końcu spotkałem żołnierzy księcia.

– I dostałeś od niego pierścień, żeby oszukać oficerów Królowej. Kiedyś on też chciał cię zabić.

– Tylko dlatego, że omotałeś nas wtedy swoim językiem. W tym Kruto także miał rację, ten jęzor trzeba było uciąć w pierwszej kolejności… A książę to dobry i hojny pan. Wynagrodzi mnie jeszcze za wierną służbę, zobaczysz parszywy, kundlu.

– Tymczasem znalazłeś sobie nowego pana, równie dobrego jak twój książę. Nektanebo siedzi teraz w lochu i ty też tam trafisz.

– Mylisz się, psie. Mylisz we wszystkim. Dostojny arcykapłan to wierny poddany księcia, a sam książę wróci jeszcze na należne mu miejsce. Oni obydwaj potrafią wynagrodzić tych, którzy im służą, podczas gdy twoja dziwka… Byłem jej sługą przez całe lata tylko po to, by uczyniła mnie kaleką, zesłała do kopalni, a w końcu wydała na śmierć… Ale zemszczę się, zemszczę się na was wszystkich… Podczas bitwy coś poszło nie tak, chociaż dobrze wykonałem moje zadanie… Za to potem… Szlachetny pan Heparis potrafił wykorzystać pierścień równie dobrze, jeśli nie lepiej niż książę. I wiesz co…

Tahar pochylił się ku Neferowi, chwytając kapłana za szatę i omiatając śmierdzącym piwem oraz czosnkiem oddechem,  gdy wypowiadał z pasją następne słowa.

– Pamiętasz tego durnia Pachosa? Pamiętasz, jak chłostał mnie na waszych oczach? Na oczach twoich i twojej dziwki? To ja poderżnąłem mu gardło! I zrobiłem to z przyjemnością. Jeszcze wtedy żył i wiedział, co się z nim dzieje… Biedny głupiec… Głupiec podobny tobie, kolejny kundel suki udającej boginię. Ale to już nie potrwa długo. Ona też trafi tam, gdzie jej miejsce.

Nefer zdołał wreszcie uwolnić szatę oraz odepchnąć budzącą obrzydzenie kreaturę.

– Zabieraj swoje śmierdzące łapy i swoje groźby.

– Idź, idź dworski strojnisiu. Biegnij do twojej pani, do twojej dziwki. Tylko nie zapomnij jej powiedzieć, kogo tu spotkałeś. Tobie też poderżnę gardło, poproszę o to jako o część nagrody za moją służbę. Książę z pewnością nie odmówi tej łaski i sam będzie się przyglądał… A zrobię to powoli, bardzo powoli. – Nawet w panującym półmroku dało się zauważyć obleśny uśmiech Tahara.

Nefer raz jeszcze odepchnął Nubijczyka, zmuszając go, by ustąpił z drogi. Nie czekając już na zagubionego przewodnika, ruszył zapamiętanymi wcześniej korytarzami ku dziedzińcowi. Ku światłu słonecznego Amona-Ra, które zdoła może rozproszyć mroki nienawiści i szaleństwa.

LXXXIX

Kolejna narada w gabinecie Władczyni nie przyniosła w sumie nic nowego. Nefer i Harfan zdali szczegółową relację ze swojej wizyty w świątyni. Kapłan pominął tylko zawoalowane pochwały i propozycje wygłaszane pod jego własnym adresem przez Heparisa. To i tak nie miało żadnego znaczenia. Złagodził też wyzwiska, ale nie ogólną wymowę rozmowy z Taharem. Libijczyk wyraził opinię, iż szybki szturm świątyni nie wchodzi w grę. Budowla, umocniona i obsadzona silną załogą, mogła bronić się przynajmniej przez pół dnia, jeśli nie dłużej. Pozostawiało to aż nadto czasu, by pozbawić życia Irias. Wojownik wątpił też, by udało się zdobyć przybytek Ozyrysa z zaskoczenia, a przynajmniej uczynić to wystarczająco szybko, co właściwie na jedno wychodziło. Amaktaris pominęła milczeniem sprawę niesubordynacji Harfana, poleciła za to przygotować na wszelki wypadek oddziały uderzeniowe. Tym miał się zająć pułkownik Tereus. Przyjął rozkaz z zimnym, ponurym wyrazem twarzy. On również zdawał sobie doskonale sprawę, że na czele swoich żołnierzy mógłby szukać co najwyżej zemsty. Miał też zatrzymać w pobliżu stolicy te spośród wojsk skoncentrowanych w trakcie wojny z księciem, których nie zdążono jeszcze odesłać do domu.

– Mamy dość żołnierzy, Wielka Pani, by w razie potrzeby zrównać z ziemią wszystkie świątynie w tym mieście oraz rozprawić się ze wszystkimi zdrajcami, których w nich znajdziemy. – Kolejny, ponury uśmiech.

– Czy jednak żołnierze bez wahania wykonają taki rozkaz, sierżancie? Wielu z nich szczerze wierzy w bogów, a kapłani mogą to wykorzystać. – Nefer ośmielił się wyrazić wątpliwości.

– Armia jest lojalna wobec swojej Księżniczki i Królowej, była lojalna także wobec Jej Ojca. Nie zapominaj, że nasza Pani sama jest Boginią, Żywym Obrazem Izydy. Jeżeli to Ona osobiście wyda taki rozkaz, to żołnierze pójdą za Nią.

– Lud, chociaż pobożny, także kocha przede wszystkim swoją Królową i Boginię, choćby z powodu odparcia ostatniego najazdu oraz znakomitego wylewu. Wszyscy wiedzą, że to Jej zasługa, potwierdziła swoją moc jako Dawczyni Światła i Życia – dodał Mistrz Apres.

– Nie mam zamiaru atakować świątyni Ozyrysa! – Amaktaris zdecydowanie przerwała tę dyskusję. – To i tak nic by nie dało! Harfan wyraził jasno tę kwestię. Przygotujcie wojska na wszelki wypadek i może na postrach. Co prawda, nie wierzę, aby Heparis czy Ramose mieli się teraz wystraszyć…

– Co z tymi sługami świątyni, których porwałeś, mistrzu, a których uwolnienia domaga się arcykapłan? – Królowa podjęła inny temat, nie unikając nazywania rzeczy po imieniu. – Będziemy musieli spełnić to żądanie, bo inaczej nie dowiemy się, o co właściwie chodzi Heparisowi.

– Przejąłem ich ośmiu, Wielka Pani. Nic istotnego nie wiedzieli, ale też nie liczyłem na to, że powiedzą coś szczególnego. Prawie wszyscy przeżyli, jeżeli taka jest Twoja wola to rozkażę, by bez zwłoki odstawiono ich do bram świątyni. Najlepiej łodzią, tak będzie najłatwiej. – Władczyni bez słowa skinęła głową, a Nefer wolał nie zastanawiać się zbyt głęboko nad możliwym znaczeniem ostatnich słów Mistrza. Zadał natomiast inne, nurtujące go pytanie.

– Dlaczego czcigodny arcykapłan w ogóle przejmuje się losem tych ludzi? Co prawda, prawie wcale nie znam szlachetnego Heparisa, ale dostojnicy jego pokroju zwykle nie dbają zbytnio o swoje sługi. Przecież w ten sposób tylko opóźnia rozpoczęcie właściwych negocjacji…

– Nie wiem, Neferze. W tej chwili, tak czy inaczej, nie mamy innego wyjścia niż spełnić jego życzenie. Przynajmniej obiecał odsunąć od Irias tego Tahara… Za co również tobie powinnam wyrazić wdzięczność… Arcykapłan to wróg zbyt przebiegły, by chciał pochopnie ryzykować utratę swojej jedynej przewagi… Taką mam nadzieję… – Ostatnie słowa Amaktaris zawierały mimo wszystko ziarno niepewności. Musiała pojąć ukryte groźby Heparisa, może nie dla wszystkich uczestników spotkania wystarczająco zrozumiałe. W uszach Nefera zabrzmiały jednak aż nadto wyraźnie i wzbudziły jego przerażenie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nadal nic właściwie nie mogli zrobić… Pozostawało tylko niespokojne czekanie.

Okazało się ono nawet dłuższe, niż należało się spodziewać. Pomimo natychmiastowego spełnienia wstępnych warunków arcykapłana, przez dwa kolejne dni nie pojawił się ani Ramose, ani też żaden inny wysłannik świątyni. Nefer nie miał już wątpliwości, że Heparis musi grać na zwłokę, tylko w jakim celu? Czyżby daremnym oczekiwaniem zamierzał osłabić wolę i determinację Władczyni? W takim razie zupełnie chyba nie znał Pani Obydwu Krajów, co także wydawało się nieprawdopodobne. Bogini szukała wytchnienia rzucając się w wir obowiązków, najchętniej w szpitalu. Bieżące sprawy państwowe pozostawiła Towarzyszowi Prawej Ręki, niemal całymi dniami poświęcając się pracy uzdrowicielki. Ana również spędzała tam wiele czasu i o dziwo, obydwie lwice zdawały się odnajdować w tym miejscu wspólny język. Nefer przekonał się o tym, gdy drugiego dnia odwiedził szpital. Kapłana przyjął, co prawda, tylko Mistrz Serpa – ani Ana, ani Amaktaris nie znalazły bowiem wolnej chwili dla męża czy byłego osobistego niewolnika. Wycofał się, odczuwając pewną ulgę… Tego wieczoru nie zastał żony nawet w jej pałacyku. Służba poinformowała Nefera, że szlachetna pani Ana, uzdrowicielka z Abydos, po wyczerpującym dniu w szpitalu przyjęła zaproszenie Najdostojniejszej Królowej do odwiedzenia Jej osobistej łaźni oraz odbycia wspólnej kąpieli. Zrozumiał, że żona z pewnością nie wróci zbyt szybko i nie ma sensu na nią czekać. Czy Najjaśniejsza chciała oddzielić Anę od męża i czy zaproszenie stanowiło kolejny element ich rozgrywki? Nie miał pojęcia i wolał się nad tym nie zastanawiać.

Nefer spędził ostatecznie ten wieczór w towarzystwie Ahmesa i dzbana z piwem, umiarkowanej co prawda wielkości. Przyjaciel nie wiedział jeszcze o tym, że Irias więziona jest w świątyni Ozyrysa, wiadomość tę utrzymywano bowiem w tajemnicy. Kapłan nie mógł tego ujawnić i musiał pilnować się podczas całej rozmowy, tym bardziej, że w naturalny sposób wspominali zaginioną księżniczkę.  Uczyniło to sytuację niezręczną i odebrało spotkaniu radość. Czując wstyd, bo przecież Ahmes wielokrotnie dowiódł, iż zasługuje na zaufanie, Nefer z ulgą wrócił wcześnie do swojej skromnej kwatery, postanawiając, że następnym razem napije się piwa z Harfanem i może z sierżantem, to znaczy z pułkownikiem, oczywiście, o ile ten ostatni zechce.

Gdy trzeciego dnia późnym popołudniem otrzymał wreszcie wezwanie od Królowej, z prawdziwą ulgą przyjął wiadomość, iż Ramose w końcu się pojawił. Podobnie zareagowali zresztą wszyscy obecni, w tym także sama Amaktaris. Przeciwnicy nadal zachowywali inicjatywę i dyktowali warunki. Najjaśniejsza opanowała się na tyle, że z kamienną twarzą przyjęła składane w specyficzny sposób powitalne akty hołdu kapłana.

– Najwspanialsza Pani, dostojny arcykapłan Heparis przesyła za moim pośrednictwem wyrazy szacunku i uwielbienia dla Twego Majestatu. Wyraża szczere podziękowania za Twoją pomoc, o Wielka, w odnalezieniu większości zaginionych sług Ozyrysa. Rozumie, iż nic więcej nie byłaś w stanie w tej sprawie uczynić.

– Co z Irias?

– Księżniczka nadal pozostaje w dobrym zdrowiu, o czym Twój wysłannik miał już okazję się przekonać. Z prawdziwą przyjemnością udzielamy jej gościny w murach przybytku Ozyrysa.

– Kiedy będzie mogła wrócić do Pałacu?

– Pani, bardzo polubiliśmy dziewczynkę i naprawdę, niełatwo przyjdzie nam zrezygnować z jej towarzystwa. Uczynimy to jednak dla dobra Twojego, o Najwspanialsza z Bogiń, Kraju nad Rzeką, dynastii oraz nas wszystkich, wiernych poddanych Tronu.

– Co masz na myśli, panie? – Mistrz Apres przejął prowadzenie audiencji, obawiając się zapewne, iż Królowa może stracić wymuszony spokój, wysłuchując tylu kłamliwych frazesów, ukrywających z pewnością zatrute ostrze. Miał rację o tyle, że ostrze wkrótce się ujawniło.

– Jako wiernych poddanych napawa nas wielką troską brak spadkobiercy Podwójnej Korony Obydwu Krajów, spadkobiercy, który narodziłby się z łona Izydy, Żywego Obrazu Bogini na Ziemi.

– I cóż w związku z tym? Nie jest to kwestia, o której powinni rozprawiać, a tym bardziej decydować święci mężowie, słudzy Ozyrysa. Narodziny następcy to obecnie zadanie Boskiej Izydy. – Towarzysz Prawej Ręki rzucił Władczyni znaczące spojrzenie, prosząc o zachowanie cierpliwości.

– Jako wierni słudzy Najdostojniejszej Pani możemy jednak wyrazić niepokój. Niepokój, który musi odczuwać każdy poddany, każdy mieszkaniec Kraju. Wszyscy życzylibyśmy sobie, aby nasza Pani Żyła i Władała Wiecznie, nawet bogowie przebywają jednak zazwyczaj wśród swego ludu tylko przez pewien czas, dopóki nie wybiorą panowania w Kraju na Zachodzie. Zanim to uczynią, powinni więc zadbać o pozostawienie prawowitego następcy.

– Troska to bardzo chwalebna, kapłanie. Zechcesz jednak może przedstawić swoje myśli w sposób bardziej jasny?

– Najwspanialsza z Bogiń, w imieniu całego ludu ośmielamy się najpokorniej prosić o to, abyś zechciała poślubić Małżonka godnego Twojej Osoby, co z pewnością umocni Tron, napełni radością tak bogów jak i wiernych podanych, a z czasem doprowadzi do narodzin następcy!

– Co takiego? Jak śmiecie wtrącać się w takie sprawy! – Amaktaris jednak nie wytrzymała.

– Kieruje nami tylko troska o Tron oraz dobro Kraju i jego mieszkańców. – Oczy Ramose zalśniły przelotnym blaskiem, co zdradziło jego satysfakcję odczuwaną w chwili, gdy wypowiadał kolejne słowa, zadając decydujący cios. – Pragniemy przypomnieć, że jest osoba królewskiej krwi godna zaszczytu zostania Twym Małżonkiem, przebywająca akurat w stolicy. To Twój dostojny kuzyn, Wielka Pani, szlachetny książę Nektanebo!

– Co… To wykluczone! Nigdy nie zgodzę się na coś takiego! – Trudno było nawet dziwić się temu, że Królowa ostatecznie straciła opanowanie. – To zdrajca i buntownik!

– Jest jednakże Twym bliskim krewnym, Najpotężniejsza Pani, z racji urodzenia godnym poślubienia Cię oraz nałożenia korony Górnego i Dolnego Kraju!

– A więc chcecie uczynić go jeszcze królem! Poza wszystkim to głupiec, niezdolny do sprawowania władzy!

– Talenty księcia z pewnością wzrosną, gdy będzie mógł skorzystać z wiedzy mądrych, wiernych i posłusznych doradców. – Satysfakcja Ramose z zaistniałej sytuacji stała się niemal widoczna.

– Mój kuzyn przebywa w lochu i tam pozostanie! Nie zmusicie mnie do poślubienia kogoś takiego!

– Pani, jesteśmy Twymi wiernymi poddanymi i ośmielamy się tylko służyć Tronowi pokornymi radami. Ani nie chcemy, ani też nie możemy do czegokolwiek Cię zmuszać. Wiemy, że obecnie udzielasz księciu gościny w Pałacu i wierzymy, że okaże się ona równie uprzejma oraz bezinteresowna jak nasze starania o księżniczkę Irias. Pragniemy jedynie rozwiązać problemy nas wszystkich, dbać o dobro bogów, Tronu, dynastii i Kraju. Tak było zawsze w przeszłości i oby działo się podobnie w przyszłości.

– Mamy więc rozumieć, że zrezygnujecie z opieki nad księżniczką gdy Najwspanialsza Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie, zdecyduje się na poślubienie swego kuzyna? – Towarzysz Prawej Ręki wolał nie czekać na możliwą, impulsywną odpowiedź Władczyni.

– Dokładnie rzecz biorąc, uczynimy to wówczas, gdy małżeństwo zostanie zawarte i dostojny książę Nektanebo, Nowe Wcielenie Ozyrysa, zasiądzie na Tronie przodków, obok swojej Małżonki, Żywego Wcielenia Izydy. My, najpokorniejsi i najwierniejsi poddani, z radością oddamy wówczas nasze służby Tronowi oraz Boskiej Parze Władców.

– Najpotężniejsza z Królowych potrzebuje czasu, aby w spokoju rozważyć wasze rady, kapłanie. – Mistrz Apres ponownie uprzedził Monarchinię, która z pewnym trudem odzyskiwała pozory spokoju.

– Oczywiście. Najjaśniejsza Pani może mieć tyle czasu, ile tylko zechce. Będziemy pokornie oczekiwać na Jej decyzję i nadal cieszyć się z towarzystwa księżniczki.

– Zechciej więc teraz odejść, panie. W stosownej chwili Monarchini zawiadomi świątynię o podjętych postanowieniach.

Ramose nie zniżył się do uczynienia jakichkolwiek aluzji odnoszących się do chęci przyspieszenia tych decyzji Władczyni czy też do wygłaszania kolejnych, ukrytych gróźb. Złożył staranny, wyszukany akt pożegnalnego hołdu i opuścił pomieszczenie.

– Nie mogę przyjąć takich warunków… Po prostu nie mogę i nie chodzi tu tylko o Mnie…

– Oczywiście, o Pani. Oni zamierzają przejąć władzę i nawet zbytnio się z tym nie kryją. Książę jest tylko narzędziem. To skończony głupiec, zza którego pleców rządzić będą inni. – Mistrz zachował spokój, być może udawany.

– Mściwy i okrutny głupiec. Nefer miał już okazję usłyszeć, co planują słudzy Mojego kuzyna. A on z pewnością podziela ich zdanie. Gdy tylko dorwą się do władzy, usuną was wszystkich.

– To może okazać się trudniejszym zadaniem, niż sądzą, o Pani.

– Może i tak, ale na pewno spróbują. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę pozwolić, by zniszczyli Kraj.

– Nawet, jeżeli ceną stanie się życie Irias? – Mistrz także potrafił nie ukrywać brutalnej prawdy.

– Mojego kuzyna należało zabić po stłumieniu buntu i nie dbać o gniew bogów! Cóż gorszego mogliby jeszcze uczynić nieśmiertelni?

– Księżniczko, wybacz, że mówię coś takiego, wiesz, że kocham Irias jak własną córkę, ale jeżeli przystaniesz na ich warunki… Gdy tylko narodzi się ten dziedzic, o którego zresztą od dawna modlą się wszyscy… Przestaniesz być potrzebna, a wtedy zabiją i Ciebie… Nawet ja to pojmuję, chociaż jestem zwykłym żołnierzem.

– Nie takim znowu zwykłym, Tereusie… – Amaktaris drgnęła jednak, uświadamiając sobie zapewne jeszcze jedną okoliczność, o której wiedzieli tylko nieliczni – przecież już poczęła i nosiła następcę. Czy księciu Nektanebo w roli Jej męża oraz jego zausznikom zrobi to jakąś istotną różnicę? Może nawet nie, znając upodobania zdegenerowanego kuzyna. A pozostałym spiskowcom chodzi tylko o władzę. Kto wie, czy nie ucieszą się nawet, że sprawy szybciej posuną się do przodu… Władczyni milczała przez dłuższą chwilę.

– Z wielu powodów nie mogę przyjąć tych warunków, niech bogowie oraz Irias wybaczą. Coś jednak musimy zrobić, musi być jakiś sposób, aby ją uratować!

– Powinniśmy grać na zwłokę, przeciągać udzielenie odpowiedzi… To ważna i trudna decyzja, z pewnością Królowa nie podejmie jej w jednej chwili – zaproponował Horkan.

– Tak, zyskamy zapewne trochę czasu, ale co potem? Ta sytuacja nie może trwać wiecznie.

– Najjaśniejsza, dostojni panowie. Czy nie odnieśliście wrażenia, że Heparisowi i temu Ramose o to właśnie chodzi? O czas… Dlaczego zwlekali z ujawnieniem się i postawieniem swoich prawdziwych żądań? A i teraz wcale nie nalegają na pośpiech… W tym jest coś dziwnego, nie rozumiem ich postępowania… – Nefer zaczął zastanawiać się na głos.

– Cenię twoje rady, kapłanie, ale czy masz jakieś propozycje? Z samego snucia takich wątpliwości nic nie wynika. Jeżeli dają nam czas, to tym lepiej. Może zdołamy coś wymyślić… Musimy to zrobić i to w tej sprawie bardzo na ciebie liczę.

– Pani, księżniczka Irias jest ich jedyną bronią… Nie mogą jej zabić, czy choćby okaleczyć, nawet jeżeli nie ulegniesz szantażowi. Wtedy nic już nie uchroni spiskowców i porywaczy przed karą z Twojej ręki. Może zdołamy to w jakiś sposób wykorzystać… A przynajmniej na pewno nie będą się spieszyć… – Mistrz Apres poruszył inną kwestię.

– Chyba, że Heparisowi chodzi jednak o zemstę…

– Nie wydaje mi się, o Wielka. Arcykapłan pożąda władzy i to jej zdobycie stanie się jego zemstą.

– Dał jednak do zrozumienia Neferowi, że ma powody do szukania osobistej pomsty…

– Heparis przemawiał spokojnie podczas naszej rozmowy i nie sądzę, by zamierzał zabić Irias pod wpływem emocji… Co innego Tahar, ale na szczęście nie on będzie o tym decydował.

Kapłan podzielał zdanie Mistrza Apresa, zaś uzależnienie całego planu spiskowców od zaszantażowania Królowej życiem Irias stanowiło kolejny element postępowania wrogów, którego nie rozumiał. Jeżeli ich zamiary się powiodą i sięgną po władzę, wtedy wygrają w całej pełni… Ale nie są przecież głupcami i muszą wiedzieć, że jeżeli Amaktaris jednak się nie ugnie, a oni skrzywdzą dziewczynkę, zostaną z pustymi rękoma, wystawieni na bezmiar gniewu Władczyni… Gdyby jeszcze wysuwali swoje żądania ukryci w cieniu… Ale nie, sami ujawnili się w blasku słońca, pokazali nawet, gdzie przetrzymują księżniczkę. Czyżby aż tak bardzo liczyli na osobiste emocje Bogini, zapominając o Jej poczuciu obowiązku wobec Kraju?

– Obyście obydwaj mieli rację, i ty mistrzu i ty, Neferze. Ja nie potrafię jednak myśleć o tym aż tak spokojnie… Musimy próbować zyskać na czasie i liczyć na łaskę bogów, jakiś szczęśliwy pomysł albo wydarzenie… To niewiele, ale nic innego nam nie pozostało. Nie mogę przyjąć ich warunków, nawet za cenę życia Irias… Może ona zdoła to wybaczyć, bo jeżeli skrzywdzą księżniczkę, Ja sama nie wybaczę sobie nigdy…

XC

Przez cały wieczór Nefer trapił się losem Irias. Królowa zdecydowała się poświęcić księżniczkę, jeżeli nie znajdzie innego sposobu jej uwolnienia – i miała, niestety, rację. Przyjęcie żądań kapłanów, małżeństwo z Nektanebo oraz dopuszczenie kuzyna do władzy – to wszystko nie wchodziło w grę. Samego księcia można by potem ewentualnie usunąć, takie rzeczy się zdarzały, ale razem z nim przyjdą Heparis, Ramose i inni… Nie są głupcami i z pewnością natychmiast umocnią swoją pozycję… Zadbają też o bezpieczeństwo nowego króla, który stanie się ich przepustką do sprawowania rządów…W najlepszym razie wywoła to niepokój i zamieszanie, w najgorszym… O tym wolał w tej chwili nie myśleć. Życie jednej dziewczynki, nawet gdy była nią Irias, nie mogło przeważyć nad losem całego Kraju. Amaktaris nie miała prawa podjąć innej decyzji, choćby krwawiło Jej serce. I tak też uczyniła… Tylko co dalej? I czy wrogowie nie potrafili przewidzieć takiej reakcji Władczyni? Czy zupełnie nie znali charakteru Królowej? Czy po najdłuższym nawet odwlekaniu rozstrzygnięcia ośmielą się zabić księżniczkę? Wtedy sami zginą, nic ich nie uratuje… Nefer nie potrafił zrozumieć postępowania Heparisa, wydawało się głupie, a przecież ani arcykapłan, ani jego aktualny pomocnik, Ramose, z pewnością nie byli durniami… Czyżby coś umknęło jemu samemu? A może nadal o czymś nie wiedział? Ani on, ani wszyscy słudzy Najjaśniejszej?

Amaktaris zamknęła się w swoich komnatach i zapewne dręczyły Ją jeszcze gorsze myśli. To na Niej spoczywała odpowiedzialność i to Ona będzie zmuszona zmierzyć się sama ze sobą, jeżeli Irias przypłaci jednak życiem słusznie okazaną stanowczość. Neferowi przyszło do głowy, że powinien pomóc swojej Pani przetrwać ten wieczór, choćby nawet go nie wzywała. W pałacu przebywała jednak Ana i wobec niej również czuł się zobowiązany do lojalności. Usiłował pogrążyć się w lekturze, ale nawet to ulubione zajęcie nie potrafiło przynieść spokoju. Jak na złość, także w przeglądanych zwojach natrafiał nieustannie na opisy zdrad, nieszczęść i spisków – a może to tylko on sam wszędzie się ich teraz doszukiwał?

Ponure rozważania przerwało przybycie służki z zaproszeniem od szlachetnej uzdrowicielki Any z Abydos – bo tak ją tu teraz nazywano – dla jej uczonego małżonka, kapłana Nefera. Żona zaproponowała spożycie wieczornego posiłku na tarasie rezydencji, szybko jednak zorientowała się, ze męża trapią niespokojne myśli.

– Co się stało, Neferze? – Dotknęła ramienia kapłana. – Królowa Amaktaris opuściła dzisiaj nagle szpital, zabierając ze sobą mistrza Serpę i już nie wróciła… Wczoraj, w łaźni – ma wspaniałą łaźnię, jeśli jeszcze o tym nie wiesz – wyznała, że zaginęła Jej wychowanica, do której jest bardzo przywiązana. Ktoś ją jakoby uprowadził i przetrzymuje, ale nie wyjawił jeszcze swoich żądań. Dziwne, że Królowa, będąc Boginią i mając taką władzę, nie potrafi rozprawić się ze złoczyńcami…

– To nie takie proste… Ci złoczyńcy, jak ich nazywasz, to potężni wrogowie, kapłani Ozyrysa i nie tylko oni, a księżniczka Irias jest więziona w świątyni.

– Księżniczka?

– Tak, to córka nieżyjącej królowej Amazonek i właściwie sama jest teraz ich królową… Amaktaris bardzo ją kocha… Ja także…

– O, zakochałeś się w kolejnej królowej?

– Ano, to nie czas na takie żarty czy wymówki… Ona ma dziesięć lat, wiele razy mi pomogła, nawet uratowała życie… Gdy poznasz Irias, jeżeli ona przeżyje i będziesz miała okazję ją poznać, sama wszystko zrozumiesz… Jest bardzo dzielna ale to nadal dziecko, a kapłani zażądali dzisiaj ustępstw niemożliwych do przyjęcia… Mogą ją zabić.

– Wybacz… Nie powinnam… Gdybym potrafiła w jakiś sposób pomóc…

– Nikt nie może nic zrobić. Jeżeli zaatakujemy świątynię oni zdążą zamordować Irias, a w zamian za jej życie i wolność chcą, by Królowa poślubiła swego buntowniczego kuzyna i posadziła Nektanebo obok siebie na Tronie Obydwu Krajów. Ona… Ona nie będzie mogła spełnić tych żądań… Już o tym postanowiła, z rozpaczą w sercu… – Nefer teraz dopiero uświadomił sobie, że zdradza żonie najściślej strzeżone sekrety, niech mu bogowie i sama Amaktaris wybaczą…

Ana spoglądała długo i uważnie na męża.

– Masz rację… Nie czas na żarty czy próżne słowa pocieszenia… Ale doceniam i dziękuję, że mi o tym powiedziałeś… Zaczynam teraz rozumieć Jej postępowanie, to zatracanie się w pracy przy chorych… Sądziłam, że to może na pokaz… I nadal chce zająć się naszymi sprawami… Ustaliłyśmy wczoraj różne szczegóły… Ale ja okażę się bardziej okrutna i nie zdradzę ci ich, mężu. Niech to będzie dla ciebie niespodzianka.

– Ano, ja…

– Nic już nie mów… Miałam nawet na dzisiaj pewne plany, ale pora nie jest sposobna…  Pragnęłabym jednak poczuć twoje ciepło, jeśli zechcesz…

Gdy już znaleźli się w łożu, gdy leżał w ciemnościach wtulony w plecy żony, Ana dotknęła delikatnie jego obręczy.

– Wybacz. Już niedługo, ale teraz jeszcze nie mogę… To ważne…

– Ano…

– Zazdroszczę jej, nawet nie wiesz, jak bardzo zazdroszczę. Nie tego, że jest Królową czy nawet Boginią, ale tego, że nosi twoje dziecko. Ja pragnę tego od dawna… Może… Nie wiem, czy to wszystko ma jakiś sens, ale może jednak…

Wzmocnił uścisk ramion, którymi otulał żonę.

– Twój syn zostanie Panem Obydwu Krajów, czyż nie?

– To może być córka…

– Dasz Jej syna, a Egiptowi władcę… Jestem tego pewna… I będzie to wielki król… Po tobie weźmie mądrość, a po Niej siłę… Siły zawsze trochę ci brakowało. – Żartobliwie trąciła Nefera łokciem.

– Ty masz dość siły za nas dwoje…

– Tylko się nie obrażaj… Wszyscy opowiadają tu o twoich wyczynach, jesteś bohaterem… Ale czuję, że coś cię dręczy… Zbyt dobrze cię znam.

– Boję się… ciemności, Ano.

– Ciemności? To akurat do ciebie niepodobne.

– Pewien zbrodniarz, umierając, przepowiedział mi śmierć w ciemnościach. Nie tylko mnie, ale też i Królowej oraz wszystkim, którzy Jej służą. To był bratanek arcykapłana Ozyrysa, mordował dzieci. Zginął z rozkazu Pani Obydwu Krajów, w mroku, okropną śmiercią. Często widzę w myślach jego twarz, jego oczy, a potem nagą czaszkę… I czekam na te ciemności… Czuję, że on coś wiedział, wykrzyczał to w udręce i nienawiści… Może miało to coś wspólnego z porwaniem Irias…

– Po nocy zawsze nastaje dzień, słoneczny Amon-Ra zsyła nam swoje promienie. A jeżeli mordował dzieci, to zasłużył na każdy los, który go spotkał. Umarł z woli Królowej? Bratanek arcykapłana i arystokrata? Muszę przyznać, że Ona potrafi wykorzystać swoją władzę w dobrej sprawie… Nie myśl teraz o tym, daj mi ciepło i weź moją siłę, jeżeli ją posiadam.

Pomimo słów Any i jej bliskości spał jednak niespokojnie. Po śniadaniu żona udała się do szpitala a Nefer, jak zwykle, na plac ćwiczeń. Liczył, że może tutaj zdoła odegnać złe myśli, ale stało się inaczej. Harfana nie zastał, pułkownik Tereus poinformował kapłana, że gwardzista przygotowuje z rozkazu Najwspanialszej oddziały szturmowe. Sam dowódca też okazał się zresztą bardzo zajęty i spieszył do własnych, podobnych obowiązków.

– Ona nie powinna atakować świątyni, to może tylko zaszkodzić. Sama tak powiedziała.

– Wiem o tym, Neferze, ale może się okazać, ze nie będziemy mieli innego wyjścia.

– Nie obawiasz się gniewu bogów, sierżancie?

– Jestem Grekiem, kapłanie i wprawdzie wierzę w bogów Egiptu – skoro żyję tu od wielu lat – ale mam też własnych i wiem, że wspomogą mnie oraz osłonią w słusznej sprawie. A krzywdy Irias nie daruję nikomu!

– Ale co na to twoi żołnierze?

– Pójdą za Królową, jeżeli wyda taki rozkaz. Jest przecież Dawczynią Światła i Życia. A teraz wybacz, Neferze, ale nie mam czasu.

– „Jest Dawczynią Światła i Życia…” – Powtórzył w myślach kapłan, gdy sierżant oddalał się pospiesznie, wydając liczne polecenia. – „A Temes wieszczył nam wszystkim śmierć w mroku… Co prawda, Grek może o tym nie wiedzieć, nie było go z nami w lochach… Słoneczny Amon-Ra zawsze przepędza ciemności, tak powiedziała Ana, żeby mnie uspokoić… Ale jej także tam nie było… A jeżeli tym razem promienny bóg nie zechce lub nie zdoła tego uczynić? Nawet na prośbę albo rozkaz Żywego Obrazu Izydy? Czy coś takiego jest możliwe?” –  Owszem, o czymś podobnym wspominały niejasno niektóre stare zwoje, które uznał wcześniej za wytwory fantazji ich autorów. Musi to sprawdzić… Tylko co to może mieć wspólnego z Irias?

Zrezygnował z ćwiczeń i ruszył do biblioteki, gdzie gorączkowo przerzucał kolejne papirusy, szukając tych, których potrzebował. Tak, to tutaj. Bogowie sprowadzili ciemności, jakoby po to, by ukarać występnego władcę, który sprzeciwiał się woli nieśmiertelnych. – „Woli nieśmiertelnych, czy raczej kapłanów.” – Pomyślał złośliwie Nefer. – „Czy teraz zechcą uczynić to samo na wezwanie Heparisa albo Ramose?” – Jakoś nie mógł uwierzyć w coś takiego, zdrajcy – gdyby potrafili – z pewnością odwołaliby się do pomocy bogów już dawno. Gdy kiedyś czytał ten zwój po raz pierwszy, pomyślał przelotnie o gwałtownej burzy piaskowej albo o czymś podobnym, ale musiało chodzić o coś innego. Czy w jakiś sposób można zasłonić oblicze Amona-Ra i sprowadzić ciemności? Ze srebrzystym obliczem Tota zdarza się to w nocy nawet dość często, bóg zawsze jednak powraca i nie budzi to niczyjego przerażenia. Wynika to jakoby z samej natury boskiego Tota i zachowanie Wielkiego Ibisa można przewidzieć… W tym punkcie nauczyciel w świątyni w Abydos zakończył udzielanie wyjaśnień i nigdy już do tej kwestii nie powrócił, pomimo kilku prób nagabywania ze strony Nefera. Najwidoczniej ta wiedza nie była przeznaczona dla krnąbrnego młodszego kapłana, którego uwagę przyciągnęły zresztą wkrótce inne sprawy… Teraz tego żałował… W osobistej bibliotece Królowej znajdowała się pewna liczba zwojów poświęconych ruchom gwiazd na niebie, niektóre z nich zawierały nawet konkretne liczby, rysunki i opisy… W przeciwieństwie do innych, sprawiały wrażenie od dawna przez nikogo nie rozwijanych. Chociaż Nefera zawsze bardziej interesowała wiedza o dziejach dawnych władców, to nie obawiał się liczb i pociągały go nawet ich stałość oraz porządek. Mógłby pokusić się o próbę własnych obliczeń… Zajęłoby to jednak dużo czasu, a nadto zbyt wiele od tego zależało… Musiał mieć pewność, a nie mętne przypuszczenia, jeżeli miał pójść z czymś takim do Najjaśniejszej Amaktaris. Nawet Mistrz Serpa naradzał się z przyjaciółmi ze świątyni Tota, gdy zajmował się najtrudniejszymi przypadkami… Właśnie, starzy przyjaciele Mistrza uzdrowiciela… Wydawał się ufać im w różnych sprawach…

Szczęśliwie udało się odnaleźć Mistrza bez wzbudzania uwagi Królowej oraz Any, zajętych czymś w głębi szpitala. Nefer odczuwał zbyt silną ekscytację, aby prowadzić spokojną rozmowę, a nie chciał przedwcześnie ujawniać swoich podejrzeń… Tym bardziej, że właśnie uświadomił sobie, co wspólnego może mieć z tym wszystkim Irias… Myśl ta wzbudziła przerażenie i zepchnął ją w głąb umysłu… – „Zajmij się tym po kolei.” – Upominał się w duchu… – „Jeżeli masz rację, wszystko, co dotąd się wydarzyło, posiada złowrogi sens… Ale to tylko twoje przypuszczenia, musisz zyskać pewność, aby szukać sposobów zaradzenia niebezpieczeństwu.”

– Witaj, Neferze. Przyszedłeś odwiedzić swoją żonę? Znajdziesz ją gdzieś tam. – Mistrz Serpa wskazał ręką. – Bardzo angażuje się w naszą pracę i jest doprawdy wspaniałą uzdrowicielką. Nie widziałem dotąd nikogo, kto potrafiłby zająć się tak dobrze chorymi oczyma. To akurat nigdy nie było moją własną, mocną stroną. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Ana została z nami na dłużej… Ale to nie zależy zapewne ode mnie, czyż nie tak? – Serpa wydawał się dobrze poinformowanym i życzliwym przy tym obserwatorem rozgrywki pomiędzy dwiema lwicami oraz tkwiącym pomiędzy nimi Neferem.

– Miło to słyszeć, panie. Nie przyszedłem jednak po to, aby zobaczyć się z żoną czy też z Najjaśniejszą Królową, ale by rozmówić się z tobą i o coś poprosić…

– Mów śmiało, Neferze.

– Kilka razy wspominałeś, panie, że masz przyjaciół w świątyni Tota, którym ufasz i z którymi naradzasz się przy trudniejszych przypadkach.

– To prawda. Mam tam kilku przyjaciół jeszcze z dawnych czasów. Ci, którzy wybrali Wielkiego Ibisa za swego pana, bardziej pożądają mądrości niż władzy.

– Właśnie, Tot jest bogiem nie tylko uzdrowicieli ale wszystkich tych, którzy poszukują wiedzy. Czy wśród twoich przyjaciół, mistrzu, znajdzie się taki, który zna ruchy gwiazd na niebie? Ale musisz mu w pełni ufać.

– Może i znalazłbym kogoś takiego, ale o co chodzi? – Uzdrowiciel spoważniał.

– Czy mógłbyś, panie, zaprowadzić mnie do niego i poprzeć moją prośbę o pomoc w pewnej sprawie? To bardzo ważne…

– Jaka to sprawa, Neferze?

– Chodzi o wykonanie pewnych obliczeń.

– Chętnie spełniłbym tę prośbę, ale to niemożliwe.

– Dlaczego, panie? To naprawdę bardzo ważne.

– Ahores to mąż bardzo już wiekowy, umysł ma nadal sprawny i żywy jak dawniej, ale bogowie postanowili pozbawić go wzroku… Już dawno temu. Jest ślepy od wielu lat. Dożywa w spokoju swoich dni w świątyni Tota, zapomniany przez wszystkich i nie niepokojony przez nikogo.

– Jest ślepy od wielu lat… – Nefer poczuł silne rozczarowanie – Ale badał ruchy gwiazd… Chciałbym z nim jednak porozmawiać, o ile mu ufasz i zechcesz mnie wprowadzić, panie.

– Dobrze. Jeżeli tak bardzo chcesz, pójdziemy dziś wieczorem. Nie mam akurat żadnych obowiązków i zdążę wysłać kogoś z zapowiedzią.

Nastał dopiero późny poranek, a umysł Nefera rozsadzały niespokojne wizje i przeczucia. Nie mógł i nie chciał czekać.

– Panie… Wybacz moją niecierpliwość, ale to bardzo ważne… Może mieć związek z naszą obecną sytuacją, porwaniem Irias i żądaniami Heparisa. Czy moglibyśmy pójść najszybciej jak to tylko możliwe? I z zachowaniem jak największej dyskrecji? Bez wysyłania zapowiedzi?

– Wpadłeś na jakąś myśl, Neferze? Czy Najjaśniejsza o tym wie?

– To tylko domysły. Nie chcę niepokoić naszej Pani, może bez potrzeby… Muszę porozmawiać z twoim przyjacielem aby przekonać się, czy ta myśl ma jakiś sens. Jeżeli jednak miałbym rację, powinniśmy zachować tajemnicę.

– Neferze, ufam twojej mądrości i wierzę w twoją wierność. Poczekaj przy wejściu do szpitala, postaram się jak najszybciej zakończyć tu najpilniejsze sprawy i powiem, że idę do świątyni Tota naradzić się nad jakimś przypadkiem. To nie powinno nikogo zdziwić.

– Dziękuję, panie. To naprawdę ważne.

– Jak już powiedziałem, ufam ci.

W taki sposób, nim nadeszło południe znaleźli się przed boczną furtą świątyni Tota, starając się nie zwracać przy tym niczyjej uwagi. Budowla okazała się znacznie skromniejsza i mniej wyniosła niż przybytek Ozyrysa, sprawiała za to o wiele bardziej przyjazne wrażenie. Może wpłynęło na to także życzliwe przyjęcie zgotowane Mistrzowi Serpie i jego bezimiennemu towarzyszowi, który starał się skrywać twarz pod kapturem. Jeżeli nawet któryś z kapłanów rozpoznał Nefera, co obecnie wydawało się nawet dość prawdopodobne, to o jego wizycie nie musieli wiedzieć wszyscy słudzy i niżsi rangą akolici. Przybycie Mistrza uzdrowiciela niczyjego zdziwienia nie wzbudziło. Ahoresa zastali na niewielkim, bocznym dziedzińcu, gdzie siedząc na ławce wygrzewał się na słońcu.

– Wybacz, czcigodny, że naruszamy twój odpoczynek – zagaił Mistrz Serpa.

– Nie odpoczywam, przyjacielu. Nie mam już po czym odpoczywać. Dawno cię nie widziałem, a właściwie, chciałem powiedzieć, nie słyszałem twego głosu… Bo ostatni raz miałem okazję ujrzeć twoją twarz o wiele dawniej, niż po prostu dawno temu. – Roześmiał się niewesoło, ale bez goryczy. – Kogóż to przyprowadziłeś?

– To mój młody przyjaciel, kapłan Nefer ze świątyni Izydy w Abydos, obecnie w służbie naszej Pani, Oby Żyła i Władała Wiecznie.

– Słyszałem już sporo na twój temat… Nie jestem tu zupełnie odcięty od świata. Przeważnie mówiono dobrze, chociaż nie brakowało różnych plotek. Jeżeli jednak mistrz Serpa nazywa cię przyjacielem, Neferze, to i mnie miło powitać tak niezwykłego gościa. Wybaczcie, że przyjmuję was w słońcu, ale promienie Amona-Ra ogrzewają moje stare kości. Może jednak wezwę sługi, by podano coś do picia…

– Dziękuję, panie, ale przede wszystkim chciałbym prosić o dyskretną rozmowę i żadni słudzy nie są tu potrzebni. – Neferowi odpowiadało nawet, że spotkali się na otwartym dziedzińcu, gdzie trudno byłoby komukolwiek podsłuchać ich słowa. Niestety, Ahores wydawał się jednak naprawdę całkowicie ślepy. Unosił twarz ku słońcu bez jakiejkolwiek próby osłonięcia źrenic. Najwidoczniej nie miało to już dla niego żadnego znaczenia, wyczuwał tylko zsyłane przez promienistego boga ciepło. Oczy wiekowego kapłana lśniły połyskliwym blaskiem, jaki często można było spotkać u starszych ludzi, którym wyroki nieśmiertelnych odebrały zdolność widzenia. Nefer poznał takich wielu, przyprowadzano ich bowiem do Any w nadziej uzyskania pomocy. Zwątpił teraz, czy on sam zdoła znaleźć tutaj jakąkolwiek pomoc we własnej sprawie, ale należało spróbować.

– Mistrz Serpa mówi, że zajmowałeś się kiedyś badaniem ruchów gwiazd, księżyca i słońca na niebie?

– To prawda… I byłem w tym dobry, może nawet zbyt dobry. Chciałem poznać tajemnice bogów, a oni mnie za to ukarali, odbierając wzrok i pozbawiając możliwości dalszych badań. Ale to dawne dzieje, nauczyłem się z tym żyć, wszyscy o mnie zapomnieli, a świątynia utrzymuje w swej łaskawości kogoś tak nieprzydatnego jak ja.

– Nie mów tak, panie. Musisz posiadać ogromną wiedzę i właśnie o jej użyczenie chciałbym cię prosić.

– Pytaj, odpowiem najlepiej jak potrafię, skoro przyprowadził cię mistrz Serpa i nazywa swoim przyjacielem.

– Wszyscy mogą ujrzeć, że boski Tot w wędrówce po nocnym niebie nie tylko zmienia, ale i niekiedy zasłania swoje oblicze. Jako kapłan wiem też, że wynika to z samej natury Wielkiego Ibisa oraz, że daje się obliczyć, kiedy coś takiego uczyni Czy jednak podobna przypadłość może też dotknąć samego Amona-Ra? Czy słoneczny bóg również przysłania swoją tarczę? I czy to także można przewidzieć?

– Pytasz o bardzo wielkie sprawy, Neferze. Sam nawet nie wiesz, jak wielkie…

– Swoimi słowami już udzieliłeś odpowiedzi na moje pytania… I to takiej, jakiej się spodziewałem. To może się stać i daje się to przewidzieć, prawda panie?

– Tak, ale zdarza się to bardzo rzadko…

– Można jednak obliczyć, kiedy coś takiego nastąpi, czyż nie?

– Kiedyś chyba to potrafiłem, albo tak mi się przynajmniej wydawało… Potem bogowie ukarali mnie za moją pychę. Nie idź tą drogą, Neferze. To tajemnice samych bogów i ich poznanie nie przyniesie szczęścia żadnemu śmiertelnikowi.

– Panie, muszę je poznać. Nie mam innego wyjścia, jeżeli chcę służyć naszej Pani, ocalić Kraj oraz uratować tych, których kocham.

– To wielkie słowa, kapłanie. Ja też byłem kiedyś młody, pełen wiary we własne siły. Chciałem przeniknąć tajemnice bogów, wydawało mi się nawet, że tego dokonałem i oto skończyłem jako ślepy starzec.

– Czego dokonałeś, panie?

– Zrobiłem to, o czym mówisz. Przeprowadziłem odpowiednie obliczenia i okazało się, że kiedyś już Amon-Ra zakrył swoje oblicze. To było za czasów naszych przodków, bardzo, bardzo dawno temu. Teraz nikt już o tym nie pamięta.

– Czy dowiedziałeś się tylko tego, panie? Czy przypadkiem twoje obliczenia nie zdradziły ci, że coś podobnego zdarzy się po raz drugi? Za naszego życia?

Ahores drgnął, wyraźnie poruszony.

– Skąd o tym wiesz, młody przyjacielu? Czy i ty poszedłeś  w moje ślady?

– Nie, nie potrafię dokonać takich obliczeń. Może zdołałbym poznać ich tajniki, ale czuję, że nie mam już na to czasu. Wiem za to o innych sprawach i to stąd moje przypuszczenie, trafne, jak słyszę. Nie ja jeden mam jednak taką wiedzę. Poznali ją wrogowie naszej Pani, Królowej Amaktaris, Oby Żyła i Władała Wiecznie. W Jej imieniu proszę cię, panie, byś powiedział wszystko, co wiesz o tej sprawie. A zwłaszcza, kiedy dokładnie słoneczny bóg zakryje swoją twarz?

– Nie pamiętam. Obliczyłem to bardzo dawno temu, gdy byłem jeszcze tak młody jak ty… Pomyślałem nawet wtedy, że pewnie ja sam tego nie dożyję… Potem straciłem wzrok, to była kara zesłana przez bogów… Nie chciałem już o tym wiedzieć i pamiętać. Chciałem zapomnieć i zapomniałem. Nikomu nic nie mówiłem, a notatki zniszczyłem, część mogła zresztą gdzieś zaginąć… W każdym razie nie mam ich teraz.

– Ale nadal masz swój rozum i swoją wiedzę… Czy mógłbyś powtórzyć te obliczenia? I pokazać mi, jak to uczyniłeś?

– Spójrz na mnie, Neferze! – Ahores roześmiał się niewesoło. – Spójrz na mnie! Jestem ślepcem, nie zdołam przeprowadzić potrzebnych obserwacji ani też niczego już nie policzę. Co najwyżej, ile misek z jedzeniem podadzą na kolację! – Kierując się zapewne głosem rozmówcy powstał i przysunął swoją twarz ku młodszemu kapłanowi, otwierając szeroko oślepłe oczy. Ponownie zalśniły połyskliwie w pełnym słońcu.

– A gdyby… – Neferowi przyszła do głowy szalona myśl. – A gdyby nasza Pani, Najdostojniejsza Królowa Amaktaris, która jest przecież Boginią, Żywym Obrazem Izydy na Ziemi, sprawiła, że odzyskałbyś wzrok? Gdyby obdarzyła cię taką łaską, czy wtedy wykonałbyś te obliczenia?

– To niemożliwe… To przecież niemożliwe…

– Dla Bogini nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli przedstawię Jej twoją sprawę, uczyni to. Jestem tego pewien!

– Łudzisz daremną nadzieją starego człowieka, który pogodził się już z wyrokami bogów…

– To nie jest nadzieja daremna. Bogini potrafi ci pomóc i zrobi to, jeżeli i ty zechcesz służyć Jej swoją wiedzą.

– Jestem stary, nie wiem, czy wszystko pamiętam, trzeba też obserwować niebo…

– Pomogę ci, panie. Będę twoim chętnym uczniem… W osobistej bibliotece Królowej znalazłem zresztą zwoje dotyczące gwiazd, nieba, księżyca i słońca, pełne liczb i rysunków… Nie wszystko tam jeszcze pojmuję ale…

– Mówisz prawdę o tym, że mógłbym odzyskać wzrok?

– Tak! Może nie na zawsze i nie tak dobry, jak za młodych lat… – Pomimo powagi sytuacji, Nefer nie miał serca okłamywać starca. – Na pewno jednak będziesz widział przez jakiś czas.

– Raz jeszcze ujrzeć zachód słońca… zielone pola nad Rzeką… lecące ptaki… – Głos Ahoresa niebezpiecznie się załamał.

– Wszystko, co tylko zapragniesz, panie.

– Jeżeli mówisz prawdę… Jeżeli to możliwe i Ona przywróci mi wzrok, choćby na jeden dzień… Będę służył Jej wiernie i gorliwie jak tylko potrafię i jak tylko Wielka Pani zechce.

– A więc postanowione. Najdostojniejsza Królowa Amaktaris, Oby Żyła i Władała Wiecznie, jeszcze dziś przyśle po ciebie lektykę z odpowiednią eskortą. Mistrz Serpa będzie ci towarzyszył. – Nefer spojrzał błagalnie na uzdrowiciela, który kiwnął głową. – Przygotuj się panie, zbierz swoje rzeczy. Zachowaj jednak wszystko w tajemnicy, to bardzo ważne.

– Zrobię jak mówisz, młodszy kapłanie. Niech bogowie cię błogosławią, i oczywiście naszą Najwspanialszą Panią, Żywy Obraz Izydy!

– Dziękuje, panie. I do rychłego zobaczenia.

Wypowiadając zwyczajne w innej sytuacji słowa pożegnania, Nefer dopiero po chwili uświadomił sobie, że dla starego, ślepego kapłana mogą one mieć o wiele głębsze znaczenie. Jemu samemu z pewnością przydadzą się natomiast wszelkie możliwe błogosławieństwa. W końcu składał obietnice, których urzeczywistnienie nie zależało od niego i o których tylko przypuszczał, że są możliwe do spełnienia.

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów XCI-XCV

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

W tej części przygód Nefera rozpoczyna się ostateczna rozgrywka między królową Amaktaris i jej przeciwnikami. Figury zostały rozstawione na szacownicy, rozpoczynają się decydujące ruchy.

Jednocześnie Autor zawarł tu ukłon w stronę jednej z największych polskich powieści historycznych, której akcja również ulokowana jest w starożytnym Egipcie. Myślę, że dla większości Czytelników nawiązanie będzie oczywiste.

Dobre pięć rozdziałów, szkoda tylko, że wszystko nieubłaganie już zmierza ku końcowi… czytając taką historię jak Pani Dwóch Krajów, chciałoby się wciąż więcej i więcej.

Pozdrawiam
M.A.

Nawiązanie do klasyki tak znakomitej jak „Faraon” Prusa nikomu ujmy przynieść nie powinno. Tym bardziej, że motyw zaćmienia zamierzam rozegrać na własny sposób i uzupełnić o inne jeszcze elementy. Elementy niezbędne dla powodzenia zamierzonego planu spiskowcow, a nastepnie o ruchy wykonane przez Nefera, który przecież nie odda tej partii bez walki. Zwłaszcza, że ma o co i o kogo walczyć. Opowieść zmierza do finału, ale wiele spraw zostało jeszcze do rozstrzygnięcia. Pozdrawiam i zapraszam.

Lektykę ? Na tym dworze zapewne aż roi się od szpiegów a tajemnica ma tu niemal ponadwymiarowe znaczenie.

Sprawa wygląda na trudną ale kapłani nie znają dwóch bardzo istotnych szczegółów. Tego że powoli odkrywany jest ich sekret oraz tego że Amaktaris jest przy nadziei. Ten drugi szczegół może być również niebezpieczny dla naszych bohaterów ale najczęściej to właśnie takie informacje są najgroźniejsze w generalnym biegu rzeczy.

Oczywiście, że nie będzie to lektyka ceremonialna. Raczej jedna z wielu „codzienych”. Coś odpowiedniego zapewne da się znaleźć. 😀 A pasażer jest w podeszłym wieku i ślepy. Przeprowadzenie go przez miasto byłoby kłopotliwe i bardziej chyba ryzykowne. Główne pytanie, to w jaki sposób kapłani zamierzają wykorzystać wiedzę o zaćmieniu i jak połączyć to wszystko z porwaniem Irias. Pozdrawiam i zapraszam.

Napisz komentarz