Magnetyzm VIII (Ania)  3.6/5 (124)

22 min. czytania

Nikoś Vasilakis (nikosalpha), „Mesh„, CC BY-NC-ND 3.0

Budzik dzwoni nieco wcześniej niż zwykle, ale Mateusz karnie wstaje i idzie pod prysznic, zadziwiając tym swoją matkę. W końcu zawsze był śpiochem. Teraz jednak myśli kotłują się w głowie. Chciałby znów zobaczyć swoją królewnę. Poszedł pod jej dom w piątek wieczorem, impreza bez wątpienia się odbyła, ale ona nie pokazała się nawet na moment. Jedyne pocieszenie w tym, że zapewne jest cała i zdrowa.

Wczoraj też nic. Wyszła do pracy, zanim przyjechali i wróciła po ich fajrancie. O ile oczywiście wróciła. Po domu krzątała się jedynie gosposia. Miała co robić bidula, bo od piątku nikt nie tknął syfu po imprezie. Nawet w ogrodzie walały się śmieci.

Mateusza zdziwiło trochę, że szef wysyła go na badania okresowe, poprzednim razem dostał przecież pozwolenie na pracę na trzy lata, ale z poleceniami przełożonych się nie dyskutuje. Ma się przebadać, więc się przebada. Zdezorientowany stwierdził, że najwyraźniej coś się zmieniło od ostatniego razu – nie dostał żadnego papieru do wypełnienia, po prostu ma być na czczo i podać nazwisko, nic więcej. W innej niż zwykle przychodni.

Kiedy dociera pod wskazany adres, doznaje szoku. To nie jakaś obskurna lecznica, a luksusowe, ociekające zbytkiem miejsce. Marmurowa posadzka, stylowe kanapy, obrazy na ścianach. Podchodzi jednak do kontuaru i wyjaśnia, po co przyszedł.

– Badania okresowe? – dziwi się śliczna, młodziutka recepcjonistka. – Mogę prosić pana dowód?

– Oczywiście. – Podaje dokument.

– Pan Mateusz Nowicki – czyta, po czym wklepuje dane do komputera. – Zapraszam pod pokój numer dziesięć, lekarz będzie prosić. – Wskazuje dłonią kierunek.

Mati siada naprzeciwko drzwi. Kanapa jest nie tylko ładna, ale też wygodna. Niestety nie ma szansy nacieszyć się komfortem, bo po chwili wysoka blondynka w rozpiętym, białym kitlu zaprasza go do środka. Zadbana i szczupła, może mieć jakieś trzydzieści pięć lat. Ze zgrozą stwierdza, że na plakietce napisano „androlog”. Nigdy nie słyszał o podobnej specjalizacji i to go niepokoi – nie jest internistką ani okulistką. Nie tego się spodziewał, ale cóż, trzeba poddać się losowi.

– Dzień dobry. – Lekarka wita się lekkim skinieniem głowy. – Słucham, jaki ma pan problem?

– Problem? – Teraz jest już autentycznie zdziwiony. – Przyszedłem na badania okresowe… do pracy…

– Badania okresowe? – W jej oczach, mimo maski profesjonalizmu, pojawia się błysk rozbawienia. – Nieważne. Porozmawiajmy chwilę. – Kręci głową, jakby odpychając od siebie niechcianą myśl. – Jak często odbywa pan stosunki płciowe? – pyta słodkim, niewinnym głosikiem.

Że co?! Na twarz Mateusza wypełza płomienny rumieniec. O co tu u licha chodzi?! Ma ochotę wstać i wyjść, ale jego nogi są zbyt ciężkie. Niczym z ołowiu.

– Jest pan aktywny seksualnie? – kobiecy głos staje się nieco bardziej natarczywy.

– Ja… ja… – bąka. – Robiłem to tylko raz. – Przypomina mu się Kropeczka-Biedroneczka. Liczy się, prawda?

– Jakieś problemy z erekcją?

– Nie – odpowiada niepewnie.

– Dobrze, proszę w takim razie się rozebrać i położyć. – Wskazuje leżankę zabezpieczoną rozwijanym z rolki papierowym ręcznikiem. Mateusz odruchowo sięga ku koszulce, zdejmuje ją przez głowę i starannie wiesza na oparciu krzesła. Kobieta podnosi na niego wzrok znad papierów. – To też. – Wskazuje ołówkiem krocze. Wzdycha zażenowany, ale posłusznie rozbiera się do samej bielizny. – No dalej, co pan taki wstydliwy? – ponagla go, wstając zza biurka.

Obserwuje jak lekarka myje ręce, dezynfekuje je i zakłada lateksowe rękawiczki. Stoi przy tym oniemiały. Slipy zdejmuje dopiero, gdy ponownie rzuca mu groźne spojrzenie. Kładzie się.

Zimne dłonie uciskają dolną część brzucha, trochę łaskoczą, trochę pobudzają. Spina się. Tylko Anka widział… dotykała… tam. Nigdy żadna inna.

– Proszę się rozluźnić. – Kłuje go w uszy beznamiętny ton. Niby ma świadomość, że jest po prostu kolejnym pacjentem. Przypadkiem, nie człowiekiem, tym bardziej mężczyzną. Jednak wcale nie ułatwia mu to zadania. Rozluźnić się?! W takiej sytuacji?! Nagi?! Sam na sam z atrakcyjną kobietą, majstrującą przy jego oprzyrządowaniu?!

Bonifratell wie swoje, reaguje mimo woli właściciela, unosi się, zawstydzając jeszcze bardziej. Zamyka oczy. Ręce lekarki gmerają u nasady, uciskają jajka. Takie badawcze i ciekawskie. Delikatne. Odcięty od bodźców wizualnych, odbiera ten dotyk jako pieszczotę. Spina się jeszcze bardziej. Przyjemność niebezpiecznie narasta, wzbiera tuż pod powierzchnią, gotowa w każdej chwili wysączyć się lub wytrysnąć. Zaciska szczęki. Ma wrażenie, że cały się telepie, trzęsie, drży, brak mu sił, aby się powstrzymywać. Już niemal poddaje się, gdy wszystko ustaje. Czuje jednocześnie ulgę i niewytłumaczalny żal. Rumieni się, jest niemal pewien, że na policzki i szyję wystąpiła właśnie purpura.

– Proszę odwrócić się na bok, przy okazji zbadamy prostatę. – Słyszy suche polecenie. Oczywiście, że się odwraca. Jakżeby mógł stawiać opór? Zresztą tak lepiej, będzie mógł ukryć swoje zawstydzenie, samo w sobie również zawstydzające… i tę przeklętą erekcję! Mimo ostrzeżenia, najwidoczniej nie dość zrozumiałego, Mateusza zaskakuje szczupły palec wciskający się w odbyt. Śliski i już nieco cieplejszy. Wzdryga się i w podświadomej próbie obrony, zaciska zwieracz.

– Proszę się rozluźnić. – Tym razem słyszane już wcześniej słowa brzmią raczej jak prośba, nie rozkaz. – Będzie szybciej i przyjemniej…

Próbuje, ale nie potrafi. Ten rodzaj dotyku jest szokujący. Upokarzający. Nawet jeśli nie dotkliwie bolesny, bez wątpienia szalenie niekomfortowy. Na szczęście cała operacja nie trwa długo.

– Może się pan ubrać – lekarka mówi, zdejmując rękawiczki. – Jest pan zdrowy i sprawny, nie wiem, po co pana do mnie przysłali, ale gdyby zaczęło się dziać coś niepokojącego, zapraszam ponownie – szczebiocze, znowu myjąc i dezynfekując dłonie.

Jak poparzony wybiega z gabinetu, kierując się od razu do windy, ale nim kabina przyjeżdża, dogania go urocza recepcjonistka. Nie potrafi jej teraz spojrzeć w oczy. Upokorzony.

– Dokąd pan idzie? – pyta odrobinę zziajana. Widocznie bała się, że ucieknie. Jakiś spisek czy co?! – Teraz proszę do gabinetu numer trzy.

– Nie, dziękuję, na dzisiaj wystarczy mi atrakcji – syczy przez zęby. Wkurzony, choć przecież ona nie zrobiła nic złego.

– Ale… – Dziewczyna niepewnie mruga. – To gabinet zabiegowy, pobiorą tylko krew. – Chyba odgaduje powód zażenowania chłopaka.

Posłusznie udaje się za nią, mając nadzieję, że nie czekają go już żadne przykre niespodzianki. Niestety. Wysoka, potężnie zbudowana pielęgniarka prowadzi do ustronnego gabinetu, bynajmniej nie zabiegowego.

– Proszę usiąść. – Wskazuje krzesło. – Niestety nie mogę na razie zaproponować panu nic do picia, ale po pobraniu krwi, chętnie zrobię panu kawę albo herbatę – dodaje, siadając. – Mam nadzieję, że dobrze się pan czuje. Proszę się nie martwić, nasza rozmowa jest objęta tajemnicą, a badania będą przeprowadzone w sposób zapewniający anonimowość. Wyniki dostanie pan w zamkniętej kopercie.

Jest w jeszcze większym szoku niż wcześniej. Badania na obecność wirusa HIV, HBS, HPV i licho wie czego jeszcze. Nie ma już wątpliwości – to nie jego szef płaci. Musi za tym stać prawdziwa królewna. Aż tak się boi, że mógł ją czymś wtedy zarazić?

Po wszystkim dzwoni do Kropeczki-Biedroneczki. Potrzebuje porozmawiać. Pobyć. Potrzebuje kogoś, kto pomoże mu zrozumieć i odnaleźć się w tym wszystkim.

– Coś się stało? –dziwi się przyjaciółka. – Ty nigdy nie dzwonisz.

– Tak… Nie… Nie wiem… – plącze się w zeznaniach. – Moglibyśmy się spotkać?

– Oczywiście, gdzie jesteś? – brzmi na szczerze przejętą. Obiecuje przyjechać, ostrzega jednak, że to może chwilę potrwać, bo jest dość daleko od centrum. Umawiają się w ogrodzie botanicznym. Wie, że ona go lubi, a będę potrzebowali nieco spokoju.

Grzegorz

Uwielbia tę dziewczynę! Jako pierwsza dotrzymuje mu kroku w łóżku, na dodatek zawsze wykazuje gotowość do eksperymentów i kiedy jest z nim, jest tylko jego. Nie pali – to również bardzo ważny atut. Nie znosi całować się z popielniczkami ani być owiewany błękitnym dymkiem po. Z kimś takim chciałby spędzić resztę życia, ona jednak zawsze mu się wymyka, wyślizguje.

Dziś przyszła pół godziny spóźniona, choć musi przyznać, że było warto czekać. Tak naprawdę czeka na nią cały czas – między jednym telefonem, a drugim. Już od prawie dwóch lat. Chciałby uczcić tę małą rocznicę, ale Anna jak na razie odmawia. Szkoda.

Niejako wynagradzając cierpliwość, jeszcze w przedpokoju dobrała mu się do rozporka. Łapczywie, jakby nie mogła się powstrzymać. Wyglądała bosko z włosami upiętymi w gładki kok, dyskretnym makijażem i w dopasowanej, szarej garsonce. Do tego cieliste rajstopy i eleganckie, grafitowe czółenka.

Jej usta zawsze są gorące i lekko wilgotne, język ciekawski i zadziorny, pocałunki penetrujące, drapieżne, czasem tak zapamiętałe, że wręcz raniące usta do krwi. Ale on to lubi. Wszystko w niej uwielbia. Delikatny, kwiatowy zapach. Odcień oczu, dziwnie kasztanowy. Sposób w jaki się porusza. Krągłości i mocno wciętą talię. Wszystko! A szczególnie temperament.

Kiedy drżącymi dłońmi rozpięła zamek i wyłuskała gotowe już do pracy dłuto, uklękła przed nim oblizując usta, był w stanie wystrzelić nawet w kilka sekund, widząc jej tyłeczek opięty cienkim materiałem spódnicy i zgrabne nogi. Wtedy jeszcze zastanawiał się, czy ma na sobie pończochy, czy rajstopy. Do tej pory bywało różnie. Czasem wręcz zaskakująco – kiedyś na przykład założyła rajstopy, czarne, na pierwszy rzut oka konserwatywne, ale z dziurą w odpowiednim miejscu.

Z trudem wytrzymał przyjemne tortury ust i języka. Robiła to jak prawdziwa artystka. Czule. Z pasją. Nieustannie zmieniając tempo i siłę pieszczot. Ssąc. Liżąc. Zjeżdżając czasem ku dołowi. Mocnym naciskiem tuż za klejnotami rodowymi blokując wytrysk.

Wiedziała, kiedy przestać. Doskonale zna jego ciało, czasem wydaje mu się, że lepiej niż on sam. Wstając, położyła sobie stęsknione, męskie dłonie na tyłku i znów przylgnęła do równie spragnionych warg. Wampirzyca jedna! Z przyjemnością uciskał mięsiste, apetyczne półkule, bezlitośnie gniotąc przy tym zapewne drogi ciuch, a ona tylko cichutko popiskiwała. Też ją zna. Wie jak bardzo to lubi. Ugniatanie. Tarmoszenie. Szczypanie. Przygryzanie. A nawet niezbyt mocne klapsy.

Szybkim i stanowczym ruchem zmienił układ sił, przyszpilając Annę do ściany, przyciskając się do niej mocno. Pisnęła głośniej. Wymierzył klapsa. Delikatnego. Potem drugiego, trochę silniejszego. Na tym poprzestał, bo jej jasna, odsłonięta szyja kusiła go zbyt mocno. Pogłaskał ją, a dziewczyna pod tym subtelnym dotykiem zadrżała. Polizał. Przygryzł ostrożnie – tym razem reakcja była jeszcze mocniejsza. Wygięła się w łuk, przylegając do niego całym ciałem. Nie wytrzymał. Pociągnął ją do sypialni, rozgrzany do granic wytrzymałości. Stęskniony. Nie widzieli się prawie dwa tygodnie i mimo tego, że ten nieposłuszny pasożyt między nogami domagał się swego, dochował jej wierności. Nie znalazł innej ani nie ulżył sobie sam. Był z tego dumny. Anna jest pierwszą kochanką, której nie zdradza, której nie chce zdradzać.

Pchnął dziewczynę na miękki materac, a ona sama instynktownie odnalazła odpowiednią pozycję, najbardziej stymulującą. Uklękła tyłem do niego, mocno wypinając pośladki. Ubrana niczym poważna urzędniczka. Stateczna. Szybko podciągnął tę grzeczną spódnicę. Miała na sobie rajstopy. Cienkie, delikatne i bez wzmocnienia w kroczu. Pod nimi gładkie, fioletowe stringi. Sycił się tym widokiem, gładząc uda i tyłek, a ona napierała na dłonie, domagając się silniejszych pieszczot. Przetrzymał ją trochę, ale w końcu zaczął drapać i szczypać.

Rozdarł materiał rajstop. Ustąpił łatwo, z charakterystycznym stęknięciem. A może to Anna wydała z siebie ten odgłos? Była mokra i gotowa. Jej kędzierzawka wydzielała silny, upajający aromat. Drżącymi dłońmi odnalazł gumkę, nałożył z wprawą i wbił jebata jednym, płynnym ruchem. Pisnęła, ale naparła biodrami mocniej. Między rozchylonymi nogami sięgnęła ku włochatym kulom. Oparła się na głowie i piersiach. Poczuł, że jej druga dłoń błądzi gdzieś między wargami. Pociera. Stymuluje. Dziewczyna zaczęła dygotać, zbliżając się do finału. Zadziwiająco szybko! Nawet jak na nią. Mocniej chwycił jej biodra i przyspieszył. Wchodził w nią swoim żądłem dość gwałtownie, pełnymi i zamaszystymi ruchami, lekko kręcąc przy tym biodrami. Wiedział, że ona to lubi, a on lubił sprawiać jej przyjemność.

Poczuł jak wewnętrzna brama zaciska się rytmicznie, jak zasysa go jeszcze głębiej, jak obejmuje, zapraszając do wspólnego spełnienia i wtedy wystrzelił. Raz. Drugi. Trzeci. Wytrysk był długi i obfity, a orgazm wyjątkowo silny. Padając na kochankę, miał nadzieję, że ona też ze spełnieniem czekała na kolejne spotkanie z nim. Nigdy nie obiecywali sobie wierności, nigdy jej o to nie pytał, ale gorąco pragnął być tym jedynym.

Nie dała mu odpocząć, z dziecięcym wręcz entuzjazmem zrzuciła z siebie, tylko po to, by się rozebrać. Zdjęła żakiet i bluzkę, pozostając w podartych rajstopach, spódnicy i ślicznym, fioletowym staniku. Eleganckim. Satynowym.

Usadowiła się między szeroko rozłożonymi nogami i zaczęła dopieszczać jego przyjaciela. Zupełnie nie przejmowała się smakiem gumki ani resztek spermy. Bawiła się. Powoli, tak jak lubił. Oblizywała go zamaszystymi ruchami języka – od nasady aż po sam czubek, ubrany teraz w kapturek napletka. Zerkała przy tym od czasu do czasu w oczy kochanka. Tak wyzywająco i tak słodko jednocześnie. Żadna inna nigdy nie dała mu choćby zbliżonego poczucia silnej, intymnej więzi. Przynajmniej w trakcie zabaw.

Jego szlaban uniósł się zadziwiająco szybko, ale ona nie przestawała. Czerpała wyraźną satysfakcję z samej zabawy. Nie zamierzała wykorzystywać erekcji do żadnych, niecnych celów. Nadal leniwie i delikatnie robiła swoje, tyle że teraz już z zadziornie wyprężonym i obnażonym ptaszkiem. Żołądź lśniła wilgocią, którą Anna co rusz zlizywała z uśmiechem na ustach, jakby to była prawdziwa ambrozja.

I choć chciałby, żeby ta zabawa trwała całą wieczność, doszedł w końcu, palce zaciskając na pościeli i przygryzając dolną wargę. Cudownie! Oszałamiająco! Z nią każdy raz był wyjątkowy, każdy orgazm był trzęsieniem ziemi.

Dokładnie zlizała z niego spermę, która salwami rozbryznęła się po brzuchu, a później położyła tam swoją głowę, przytulając mocno. Odpływając w sen, głaskał ją po włosach. Obudził się dopiero, gdy wstała. Poszła boso do łazienki. Przez cienką ścianę słyszał nawet, po co.

Powoli wracały mu siły i myślał już o tym, jak się zrewanżować, gdy wtem zadzwonił telefon. Jej telefon. W torebce porzuconej gdzieś na korytarzu. Wracając, wyjęła go i odebrała. Po raz pierwszy, będąc z nim, odebrała swój telefon! Nie chciał podsłuchiwać, ale słyszał. Rozmawiała z mężczyzną, umawiali się. Już, zaraz, za chwilę. Nie zostanie więc dłużej, porzuci go dla innego.

– Muszę iść. – Nie zamierzała się tłumaczyć.

– Zostań jeszcze chwilę. – Wciągnął ją na łóżko i zaczął obsypywać pocałunkami szyję, kark, ramiona. Był gotów nawet błagać, byleby mieć jej więcej dla siebie. – Nie pożałujesz – mruczał do ucha.

– Wydaje mi się, że masz już na dzisiaj dosyć – podśmiewała się, niezbyt stanowczo próbując wyrwać się z silnego uścisku.

– Ciebie nigdy nie mam dosyć – próbował przekonywać. – Twojego spichlerza zawsze pełnego zboża, twojej studni bez dna, oazy na pustyni…

– No, już nie przesadzaj – zachichotała.

– I jestem ci coś winien – silił się, żeby nadać głosowi niski, zmysłowy i zachęcający ton.

– Naprawdę muszę iść. – Nagle cała stężała i bardziej stanowczo poderwała się z łóżka. Powstrzymał ją jednak. – Przestań! – fuknęła. – Narobisz mi siniaków.

Puścił zdezorientowany. Oniemiały patrzył, jak zakłada bluzkę, jak zdejmuje podarte rajstopy i z torebki wyjmuje nowe.

– O co chodzi? Nie starczy ci czasu nawet na małą minetkę? – spytał rozgoryczony, odwracając się plecami. – Aż taki kiepski jestem?

– Jesteś wspaniały. – Podeszła bliżej, stanęła tuż obok i ujmując jego głowę w dłonie, uniosła ją ku górze. Miał zamknięte oczy. Nie zamierzał ich otwierać. Nie chciał zdradzić, jak bardzo go zraniła. – Nie zrozum mnie źle, bardzo cię lubię i jest mi z tobą dobrze, jesteś idealnym kochankiem, ale…

– Ale? – spytał drżącym głosem, niepewny, czy chce znać odpowiedź.

– Ale ty jesteś tylko przyjemnością, przytulanką, a on jest moim przyjacielem i potrzebuje w tej chwili mojej pomocy. Obiecuję, że kiedyś ci to wynagrodzę. – Pocałowała go w czoło. Słyszał, jak się ubiera i jak wychodzi. Nie wstał jednak.

Teraz leży, wpatrując się w sufit. Przytulanka, tak? Bardzo go lubi i jest dobry w łóżku, ale tylko w łóżku. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, że te słowa roztrzaskały w jednej chwili wszystkie jego nadzieje i rozerwały serce na pół…

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Matiego zastaje przy kaktusach. Pogodne do tej pory niebo zaczynają zasnuwać ponure, pierzaste chmury. Wieje chłodny wiatr. Nawet przyjemna odmiana po ostatnich upałach. Szkoda tylko, że nie wzięła ze sobą parasola.

– Cześć. – Podchodzi. Mateusz aż podskakuje. Najwyraźniej nie zauważył jej wcześniej, zamknięty we własnym świecie. – Jak tam twój ptaszek, już wpadł w sidła? – żartuje, ale jemu najwyraźniej nie jest do śmiechu. Mierzy ją groźnym spojrzeniem.

– Nie – warczy. Jest w podłym nastroju, widać na pierwszy rzut oka. Przez moment żałuje, że przyjechała, rezygnując z upojnego wieczoru, i może nawet nocy, w ramionach Grześka. Jak zwykle przybiegła na zawołanie Nowika. Nie mogła się powstrzymać, on tak rzadko o coś prosi. Chce być mu potrzebna, chce potrafić ukoić jego ból, sączący się teraz z tych pięknych, ciemnoniebieskich oczu.

Siada obok. Poprosił, żeby przy nim była, więc będzie. Tak blisko, jak jej tylko pozwoli. Kładzie mu rękę na ramieniu, chcąc powiedzieć, że wszystko się ułoży. Nie mówi. Nie wie jeszcze, co ma się ułożyć.

Po dobrej pół godzinie chłopak wstaje. Ona idzie za nim. Obok niego. Mateusz spaceruje po ogrodzie, nie patrząc ani na rośliny, ani na starannie zaplanowane scenerie, a jedynie na własne buty i żwir alejek. Wydaje się nie zwracać w ogóle uwagi na obecność przyjaciółki. Zatrzymuje się dopiero na krzywym mostku, mającym zmylić wszystkie duchy i demony, potrafiące poruszać się przecież jedynie w linii prostej. Staje obok niego i opiera się o balustradkę. Obserwują pierwsze, nieśmiałe krople uderzające o gładką taflę jeziorka.

Mati zaczyna mówić. Sam, nieproszony, z potrzeby serca, z potrzeby zwierzenia się komuś. Jej. Anka słucha uważnie, ze spokojną i opanowaną miną, choć musi przyznać, że historia, a może raczej sposób w jaki ją opowiada, jest raczej zabawna.

Doskonale rozumie, że po badaniu czuje się brudny i upokorzony. To znaczy, w typowy dla siebie sposób, przesadza. Nadwrażliwiec jeden! Poeta. Ale musi przyznać, że podobnie czuła się po pierwszej wizycie u ginekologa. Po wszystkich kolejnych zresztą też. Kobiety są w stanie to jakoś przeboleć w imię wyższego celu, czemu więc faceci nie potrafią sobie z tym poradzić? Niektórzy. Chyba. Zna takich, którzy lubią gmeranie w tyłku. Widocznie Mateusz do niech nie należy.

Dostrzega jednak coś niepokojącego. Ta kobieta, ona w coś pogrywa i najwyraźniej pozwala sobie na zbyt wiele. Nie wierzy, by chodziło jedynie o to, że Mati wykrwawiał się w jej domu. Do tego wystarczyłyby badania krwi. W zupełności!

– Też się zdziwiłem – chłopak przyznaje. – Nie wiem, co o tym myśleć ani czy powinienem być na nią zły. Chyba tak – dodaje po chwili zastanowienia.

– Zdecydowanie tak – utwierdza go w tym przekonaniu, a może dopiero próbuje przekonać? Sama też chętnie wysłałaby potencjalnego kochanka na podobne badania, ale nie potajemnie czy podstępem, tylko mówiąc mu prosto w twarz, o co chodzi. Wymagając. Ciekawe, ilu by się zgodziło? Ciekawe…

– Mati, ona naprawdę zachowała się wobec ciebie nie fair. Nie poprosiła cię, nie zapytała. Powiedz, poszedłbyś z własnej woli?

– Cóż… – wzdycha – nie wiem… może… jeśli tak mógłbym dowieść, że jestem jej wart.

Mierzy go wzrokiem. Jest zakochany? W kobiecie, z którą nawet nie rozmawiał? A może tylko chce dobrać się jej do majtek? Ale aż tak bardzo? Czuje przykre ukłucie w sercu. Miewał dziewczyny, żadnej nie lubiła. Tej też nie polubi, jest pewna. Nie wierzy zresztą, by zostali kiedykolwiek parą. Może ona chce przelecieć nieznajomego przystojniaka, ale od razu widać, że traktuje go z góry. Przedmiotowo. Pewnie traktuje tak wszystkich.

– Wiesz, popytałam o nią trochę – przyznaje niechętnie. – Wygląda, że od lat nie spotyka się z nikim. Krążą plotki o tym, że jest lesbijką, ale tylko plotki. Ponoć dawniej, za czasów studenckich, była niezłą imprezowiczką i… puszczalską – ostatnie słowo dodaje z pewną satysfakcją, choć ją też można by nim określić. Zostały ulepione z tej samej gliny.

Mateusz nie reaguje w żaden sposób, jakby słowa nie dotarły w ogóle do jego uszu. Anka przygląda się kroplom igrającym po tafli wody, są coraz większe, spadają z impetem. Zmokną. Zamyka oczy i wystawia twarz na ich działanie. Pozwala, by makijaż się rozmywał. By włosy mokły. Pozwala sobie chłonąć tę chwilę. Dzieloną z nim, a przez to magiczną.

Rozczarowuje ją, że Nowik nie zdradza swoich myśli, nie rozmawia. Może się jedynie domyślać, co dzieje się w jego głowie, ale jednego jest pewna – jeśli Ewa Kowalik wyciągnie po chłopaka swoje lepkie łapska, da się złapać, wykorzystać i zniszczyć. A później wróci. Zraniony. Znowu poprosi o pomoc. Nie wie tylko, czy będzie w stanie mu wtedy pomóc.

Cali przemoczeni wychodzą z ogrodu botanicznego. Jest lepiej. Widać, że podjął już decyzję. Jego kroki są lżejsze, bardziej pewne, zamaszyste. Twarz mniej napięta. Tylko oczy dalej smutne.

– Ty choć wiesz, co z nią zrobić, jak już ją dorwiesz? – żartuje, choć w zasadzie wie, że brakuje mu doświadczenia, że przydałoby mu się parę rad albo może nawet solidny trening. Spogląda w jej oczy. Wygląda na zdezorientowanego. Przestraszonego!

– No wiesz – mówi, uśmiechając się szeroko. – Chwycę ją za kaczuchę i przyciągnę mocno do siebie. – Nie ma śladu po wcześniejszych emocjach, jest radosny. W końcu! Żartobliwy.

– Kaczuchę? – pyta, jakby słyszała to określenie pierwszy raz, ale on już go przy niej używał. Intymne słownictwo Mateusza zawsze było infantylne i niejasne. Mgliste jak jego wiedza.

– Kaczuchę – powtarza, najwyraźniej dumny z siebie. Śmieją się. Oboje. Z jego niewinności. Lęków. Potencjalnej kompromitacji. Z samych siebie. Czego ona chce od tego faceta?! Powinna zostawić go w spokoju! Już dawno!

Wracając do domu autobusem, przez Wrocław skąpany w strugach deszczu, sprawdza komórkę. Wyciszyła ją przed spotkaniem z Matim. Nie chciała, by ktoś im przeszkadzał. Pięć nieodebranych połączeń, dwa esemesy. Jeden od Grześka.

Od Supermen: Już wiesz jak wynagrodzisz mi dzisiejsze porzucenie?

Uśmiecha się, przyszłoby jej do głowy kilka sposobów, ale na pewno nie opisze ich w krótkiej wiadomości tekstowej. Mogłaby wieczorem, przez telefon, leżąc w łóżku, ale chyba najlepiej będzie zrobić mu niespodziankę.

Do Supermen: Nie, ale widzę, że Ty masz jakąś propozycję…

Odpowiedź przychodzi zadziwiająco szybko, mimo że poprzedni esemes był sprzed kilku godzin. Uznaje, że to przypadek. Nie dopuszcza do siebie myśli, że nadal leży w łóżku i wgapia się w telefon.

Od Supermen: Wprowadź się do mnie 🙂

Czyta te krótkie cztery słowa chyba z milion razy, zanim dociera do niej ich treść. On żartuje! On musi żartować! Nie dała mu przecież nigdy do zrozumienia, że oczekuje czegoś więcej. Cały czas łączył ich tylko seks, niesamowity, uzależniający, ale jednak tylko seks.

Do Supermen: Nie. Nie zamierzam prać, sprzątać ani gotować żadnemu facetowi.

Od Supermen: Nie musiałabyś prać, sprzątać, gotować ani nawet dokładać się do czynszu 🙂

Do Supermen: Tylko szeroko rozkładać nogi?

Od Supermen: Coś w tym rodzaju… ale obiecuję, że nie będziesz żałować 🙂 Słowo harcerza 😉

Do Supermen: NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Od Supermen: To chociaż wyjedź ze mną na weekend, proszę 🙂

Wspólny weekend mógłby być przyjemny, ale po co wyjeżdżać? Nie odpowiada. Zadzwoni z domu. Albo każe mu czekać kilka dni na odpowiedź…

Pustka

Od dwóch godzin wpatruje się w teczkę dostarczoną przez właściciela firmy ochroniarskiej. Pan Miecio był kiedyś policjantem, teraz czasem na zlecenie żon śledzi ich niewiernych mężów. Grupa kapitałowa Sitelle jest jego największym i najbardziej zamożnym klientem. Istna kura znosząca złote jajka. Pewnie dlatego zgodził się zebrać informacje o tym chłopaku.

Ewie nie dają spokoju zdjęcia z tonącego w deszczu ogrodu botanicznego. Jest na nich ze śliczną, zmysłową brunetką. Stoją bardzo blisko, wręcz dotykają się. We wzroku tej kobiety widać czułość, tkliwość, on natomiast wydaje się smutny.

Dobrze wiedzieć, że jego matka pracuje w Czyściku, a starszy brat ma firmę, którą warto byłoby przejąć. Może kiedyś to wykorzysta – choćby żeby zmusić chłopaka do milczenia. Niepotrzebny jej skandal. Młoda milionerka w ramionach kopiącego rowy gówniarza.

Ma już część wyników badań, na te najważniejsze trzeba poczekać jeszcze tydzień, ale zdaje się, że będzie czysty. Świętoszek jeden.

Sama nie wie, czemu to robi. Dziwnie wyszło. Arek uświadomił jej, jak bardzo tęskni za bliskością drugiego człowieka, dotykiem, ciepłem, oddechem, wsłuchiwaniem się w bicie serca. Patryk upewnił tylko, że woli młodszych i nieśmiałych. Kamil natomiast przekonał, że wystarczy wyciągnąć rękę, by dostać to, czego się pragnie.

Mateusz Nowicki uosabia właśnie te pragnienia. Młody. Silny. Prężny. Spocony i brudny. Przekopując jej ogródek, przypomina trochę dawnego Arka pracującego w polu. Przystojny. Chyba nieśmiały. I jest niemal pewna, że potrafi zmusić go do posłuszeństwa. Tego pragnie, zapanować nad wielkim i silnym samcem. Osaczyć go.

W jakimś sensie przyznanie się do tych pragnień jest dla Ewy porażką. Chciała mieć to za sobą. Być ponad. Aseksualna. Samowystarczalna. Skupiona na wszystkim innym.

Nie wie jeszcze, jak zacząć tę nową przygodę. Zastanawiając się nad tym, czego pragnie, nad swoimi granicami i potrzebami, ucieka w świat wirtualny. Nawet w pracy. Tworzy nowy, całkowicie rozrywkowy projekt. Grę. Bardzo prostą. Na iOS’a. Idzie nad wyraz szybko.

W wolnych chwilach pozwala sobie na fantazje. Odtwarza w głowie ciągle te same sceny. Zmienia je, ulepsza, dodaje nowe detale – tak, jakby tworzyła film. Scenografię.

Najczęściej wraca do łazienki na dole i różowych majtek wystających z kieszeni Mateusza.

– Co to jest? – pyta. – Zamierzałeś to ukraść? Wąchałeś je? – Jest spokojna, ale stanowcza, władcza, on cichy i pokorny, spuszcza wzrok. – Odpowiedz! – żąda.

– Przepraszam – chłopak nieśmiało bąka.

– Przepraszam? – prycha. – Będę cię musiała ukarać! I to przykładnie. Rozbieraj się!

Jest zaskoczony, może wystraszony i ociąga się. Widzi, że będzie musiała mu pomóc.

– Na kolana! – wykrzykuje mu rozkaz prosto w twarz. Klęka. Bardzo dobrze! Chwyta go za włosy i szarpie, odchylając głowę. Teraz doskonale widzi twarz chłopaka i mocno zaciśnięte oczy. – Spójrz na mnie! – Spogląda. – Masz być posłuszny, bo inaczej srogo tego pożałujesz, zrozumiano? – Próbuje kiwnąć głową, ale nie daje rady, jest unieruchomiona.

Wpycha mu swoje brudne majtki do ust. Mateusz nie protestuje. Zdejmuje mu przez głowę koszulkę. Trzeba przyznać, że jest na co popatrzeć! Szkoda tylko, że nie opalał się topless. Rozpina jego rozporek, zsuwa spodnie i bokserki. Twardziel już pręży się zadziornie w jej stronę, taki chętny i gotowy.

– Chcę popatrzeć, jak robisz sobie dobrze – mówi, gładząc muskularne plecy. Chłopakiem wstrząsa dreszcz, ale chwyta w dłoń swój frędzel i zabiera się za robotę. Dosyć wolno i niepewnie. Staje na wprost niego, na tyle daleko, by widzieć całą klęczącą sylwetkę i by salwa wytrysku nie miała szansy jej dosięgnąć. – Szybciej – rozkazuje, a on posłusznie przyspiesza.

Wszystkie mięśnie napinają się, pracując w idealnej harmonii, twarz zdradza perwersyjną przyjemność, jaką czerpie ze spojrzenia dziewczyny, z robienia tego dla niej. Z cichym jękiem eksploduje, zalewając życiodajnym płynem zimne kafelki. Ewa podchodzi, omijając ostrożnie białe smugi.

– Nabrudziłeś – szepcze mu zmysłowo do ucha. – Będziesz musiał posprzątać. – Ponownie chwyta go za włosy i zmusza, by pochylił się do samej podłogi. Dosłownie wtyka jego nos w chłodne już nasienie. – Zliż to! – rozkazuje. – No dalej! – Dociska policzek do ziemi. On wcale a wcale się nie broni, nie próbuje wstać, czy odepchnąć jej. Patrzy jedynie z konsternacją. Ona nie ustąpi i kiedy to do niego dociera, zaczyna posłusznie lizać podłogę. Centymetr po centymetrze. Dokładnie.

Czasem we wspomnieniach umieszcza Mateusza na miejscu Arka. Przygląda się, jak kopuluje z tłustą, wielką babą. Jak obmacuje jej dyndające piersi i jak rytmicznie wbija się w nią, wyduszając z gardła krzyki i błagania o więcej. Mateusz ma wtedy zapalczywy wyraz twarzy, na jego czole wykwitają powoli krople potu, rosną, nabrzmiewają, by strumieniami spływać po czole i policzkach.

Kiedy już ją zauważa, nie odrywa od niej oczu, tak jakby intymność chciał osiągnąć właśnie z nią, a nie z tym sadłem pod nim, nie z wywłoką, którą posuwa. Wokół szumi las. Coraz głośniej. Zbiera się na burzę. On robi jednak swoje. Przyjemność narasta w nim z każdą chwilą i uwalnia się wraz z pierwszym grzmotem. Niebo pęka zalewając całą ich trójkę wodą, a on zalewa wnętrze kobiety swoją spermą. Ewa widzi jak gęsta, biała ciecz z niej wycieka, jak kapie na trawę mieszając się z deszczem.

Bywa też, że wyobraża go sobie z tą brunetką. W ogrodzie botanicznym. Na krzywym mostku. Przemoczonych. Nie próbujących nawet ukrywać się przed deszczem. Obserwuje ich z brzegu, zza krzewu o grubych, mięsistych liściach. Zieleń odkrywa przed nią piękne widoki. Zmysłowe.

Chłopak opiera się tyłem o balustradkę, mocno zaciskając na niej dłonie. Dziewczyna, nie zważając na drzazgi i piasek, które mogą zniszczyć jej rajstopy, klęka przed nim. Zachowują się jakby byli ostatnimi ludźmi na Ziemi, a przecież mimo deszczu ktoś może na nich patrzeć. Na przykład ona. Albo szalony ornitolog przycupnięty na drugim brzegu i obserwujący jak dotąd poczynania kaczki i jej trzech małych kaczuszek. Albo staruszek, który poruszając się o lasce, nie zdołał jeszcze stąd uciec.

Zapatrzeni w siebie, być może zakochani, całkowicie ignorują otoczenie. Nawet wilgoć i chłód. Ona wyłuskuje z jego spodni miękki, lśniący od śluzu smoczek. Ślimaczka pozostawiającego po sobie mokry ślad, ciągnące się, przeźroczyste nitki. Bierze go do ust. Całego. W magiczny sposób przemienia mięczaka w maczugę Herkulesa. Wielką, twardą, sterczącą niemal pionowo i wyraźnie rozszerzającą się ku górze. Połyskującą teraz jedynie jej śliną.

Ssie go mocno, pompuje, aż ledwo mieści się w uroczych ustach. Towarzyszy temu charakterystyczne mlaskanie i błogość na twarzy mężczyzny. Wyraźnie widzi, jak oczy chłopaka zachodzą mgłą, jak jego palce zaciskają się mocniej na poręczy. A brunetka obrabia tego drąga z entuzjazmem, jaki Ewa mogłaby sobie wytłumaczyć jedynie anomalią anatomiczną – łechtaczką znajdującą się głęboko w gardle.

Miała wielu mężczyzn, ale tylko jednemu robiła dobrze w ten sposób. Temu, którego kochała, a który złamał jej serce. Dopóki go nie poznała, uważała, że robienie loda, ciągnięcie druta, laska, obciąganie, czy jak to zwał, uwłacza godności kobiety, że jest poniżające. Dzięki Anilowi odkryła w tym coś dla siebie. Dowód prawdziwego oddania.

Niemniej zawsze kręcili ją ludzie upokarzani, upokarzający się sami, tak jak teraz ta brunetka, bezwstydnie wystawiająca się na pokaz, publicznie obrabiająca fiuta. Mogłaby przecież robić to w tajemnicy, w zaciszu domowym, a robi to na jej oczach, w ogrodzie botanicznym, na krzywym mostku, w strugach deszczu.

Mateusz pod wpływem zdecydowanej i nieco brutalnej pieszczotą jęczy, z zaciśniętych ust wydostają się coraz głośniejsze pomruki zadowolenia, ale, o dziwo, z głębi gardła dziewczyny również dochodzą nieartykułowane piski, jakby rzeczywiście własna, narastająca przyjemność motywowała ją do wzmożonej pracy. Widać, że to nie potrwa długo, że robi wszystko, by skończył szybko i gwałtownie, wytryskiem przypieczętowując jej własny orgazm, tym intensywniejszy, im więcej męskiego nektaru do wypicia.

Mokre włosy kleją się do czoła, przemoczone ubranie uwypukla kobiece kształty, sterczące sutki, strzelające dumnie w górę i rozchylone uda. Bez wątpienia jest skrajnie podniecona. Zapewne chciałaby, żeby Mateusz niczym ośmiornica jednocześnie wbił się we wszystkie możliwe otwory, objął, otulił, wydrążył nowe tunele, zapełniając sobą, drażniąc każdy nerw. On jednak, całkowicie skupiony na sobie, na tym co dostaje, nie dostrzega pragnień i potrzeb kobiety. Ona jest wyłącznie narzędziem. Drogą ku jego spełnieniu.

Koszulka oblepia dokładnie umięśniony tors. Wielkie krople spływają po policzkach. Są niczym łzy. W jego bierności czai się coś rozpaczliwego, wręcz bolesnego i właśnie ten ból jest piękny. Wzniosły. Sprawia, że to coś więcej niż zwykły, zwierzęcy akt, niż prosta kopulacja z ustami dziewczyny.

Te fantazje i snucie planów, wręcz knucie, zupełnie nie pasują do Ewy, do jej wizji samej siebie. Odcinając się ostro od życia sprzed wypadku, odcięła się również od własnego ciała. Ono stało się jedynie naczyniem, a nie częścią jej samej. Wyparła się go.

Teraz znów czuje się brudna. Nieczysta. Skalana. Czuje, że budzi się w niej to, co pierwotne – proste instynkty i apetyty. Tak, jakby dawna ona otrząsała się powoli z długiego snu, jakby ta tkwiąca w niej gówniara, do tej pory zepchnięta gdzieś głęboko w niebyt, walczyła teraz o swoje prawa.

Boi się tego. Cieszy na myśl o zmianie. Chce się zemścić na innych. Za swoje lęki i ograniczenia. Za to, że chce i nie może. Za to, że myśląc o nim, robi się mokra i za to, że sprawia jej to jednocześnie ból. Bardzo fizyczny. Tam. Że myśl o penetracji przypomina jej nie tylko Anila, ale też wypadek – to jak wygięta karoseria wtargnęła w jej ciało, głęboko penetrując udo, rozcinając, robiąc w nim nowy otwór.

Przejdź do kolejnej części – Magnetyzm IX

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Przeczytałem szybko i z przyjemnością. Cóż za wachlarz scen i sytuacji! Od ciamajdowatego Mateusza, zaskoczonego nietypowym rodzajem badania (czy panią doktor też dobrano celowo? :D) do… znowu Mateusza, tym razem posłusznie spełniającego zachcianki i rozkazy swojej królewny, tymczasem (chwilowo?) tylko w jej fantazjach. A w międzyczasie gorąca scena erotyczna z udziałem innej pary bohaterów, pięknie i zmysłowo opisana. Starczyłoby tego na kilka odcinków, trzeba więc podziwiać wyobraźnię oraz hojność autorki. Dla mnie to jeden z najlepszych odcinków tej serii.
Pozdrawiam

Miło słyszeć, że czytało się dobrze 🙂
Cóż, też lubię Grzegorza…

Komentarz testowy. Uśmiechy, Karel

Czytając tę serię, często gdzieś tam w podświadomości krąży mi myśl, że to niemożliwe, że tak w prawdziwym świecie nie mogłoby się wydarzyć. I pewnie jest to jeden z powodów dla, których… z dużym zainteresowaniem śledzę „Magnetyzm”. Po tak przewrotnym stwierdzeniu dodam, że uwielbiam motyw spotykania dwóch „światów”, a tutaj Autorka nie potrzebuje Ani kosmitów, Ani konkwistadorów, Ani nawet duchów, robi To z naszą rzeczywistością, z ludźmi którzy żyją obok nas.
W poprzedniej części miałem wątpliwości co do pocałunku mężczyzn, teraz zainteresowanie Ewy Mateuszem wydaje się wielce nieprawdopodobne. To naprawdę dwa światy, ona mogłaby skusić niemal każdego faceta, a wybiera jakiegoś przeciętniaka. Co on jej może zaoferować? Żaden z niego mistrz uwodzenia, nie ma „bajerki”, wydaje się zamkniętym w sobie introwertykiem. Co gorsza nawet doświadczenie łóżkowe ma znikome… Może mieć nawet problemy aby zapłacić za siebie, gdy wyjdą razem do jakiejś restauracji na poziomie…
Te wszystkie wątpliwości powodują, że z jeszcze większym zainteresowaniem czekam na kontynuację 😉

Pozdrawiam
R.

Może po prostu Mateusz miał farta – znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Niektórym się zdarza 😉

Mam rozumieć, że Twoim zdaniem mężczyzna ma kobiecie do zaoferowanie tylko bajerowanie, doświadczenie w akrobacjach łóżkowych i/lub pieniądze? 😮

Pozdrawiam

Ania

Uwielbiasz Aniu łapać za słówka 🙂
Poprzestańmy więc na tym, że chłopak rzeczywiście znalazł się w odpowiednim miejscu, we właściwym czasie.

Owszem, lubię 🙂

Ha, trafnie to podsumowałaś. Bardzo często właśnie tyle… I często to aż nadto wystarcza. Tak szczerze, to nie wierzę jednak w nagłą miłość królewny do kompletnego nieudacznika. Może jeszcze chwilowy poryw namiętnośći, np. pod wpływem alkoholu albo nagłych, a silnych emocji. Ale te czynione na zimno i skalkulowane przygotowania… Takie cuda to nieczęsto się zdarzają i w naszym cynicznym świecie nie wystarczy znaleźć się przypadkiem we właściwym miejscu, jeżeli niczego się przy tym sobą nie reprezentuje. Tak czy inaczej, nasz bohater może stać się co najwyżej (chwilową) zabawką.

Kto wie, kto wie, Neferze.
Uśmiechy,
Karel

Kto wie! 😀

Zresztą zauważ, że być może te cyniczne i czynione na zimno przygotowania nie różnią się zbyt wiele od przygotowań do zakupu nowego samochodu, domu czy drogiej zabawki… ot, ekskluzywnego wibratora 😉

Napisz komentarz