Pani Dwóch Krajów LXXXI-LXXXV (Nefer)  4.67/5 (9)

63 min. czytania

Francesco Hayez, „Zuzanna w kąpieli”

Z pewnym opóźnieniem przedstawiam zakończenie mojej opowieści. Z istotnych dla autora powodów pozostałe jeszcze partie tekstu zostaną opublikowane na łamach NE jednego dnia, dla wygody Czytelników podzielone na sześć części. Pojawią się one na portalu w półgodzinnych odstępach już dzisiaj, czyli 16 października. Chciałbym w tym miejscu podziękować za możliwość takiej, nietypowej, prezentacji utworu. Osobne podziękowania kieruję dla Aleksandra, za wytrwałą i czasochłonną pracę nad korektą sporych rozmiarów tekstu opowieści. Wszystkich natomiast zapraszam do lektury.
Nefer

LXXXI

Następnego dnia zdołał wprawdzie wstać o czasie, ale żeby „doprowadzić się do porządku” musiał zejść na podwórze i poprosić obsługę stajni o kilka wiader zimnej wody. Dopiero to pomogło. Bez szczególnego apetytu zjadł śniadanie. Przynajmniej pani Muta zdawała się odnosić do Nefera z większym szacunkiem, skoro sama Monarchini przybyła tu dla niego potajemnie i nawet czekała cały wieczór na powrót swego byłego niewolnika. Opuścił gospodę najszybciej jak zdołał, ale i tak, oczywiście, się spóźnił. Ulice wypełniły już tłumy mieszkańców, największy tłok panował w pobliżu zachodniej, wychodzącej na pustynię ściany pałacu. Szybko posłyszał, że to tam Królowa zasiądzie na tronie aby przyjąć paradę, rozdać nagrody i osądzić buntowników. Dokładnie tam, gdzie sam po raz pierwszy stanął niegdyś przed Jej Obliczem.

Miejsce wydawało się jak najbardziej stosowne, choćby ze względu na zawczasu przygotowane już w sąsiedztwie narzędzia wymierzania kary. Znalezienie w tej okolicy jakiegokolwiek wolnego skrawka ziemi, muru czy dachu z dobrym widokiem graniczyło teraz z niemożliwością. Nie przejął się tym jednak, pamiętając o obietnicy Amaktaris. Na brak widoków z pewnością nie będzie mógł narzekać. Straże utrzymywały wolną przestrzeń przed podestem tronowym, podobnie jak swobodny dostęp od strony pustyni do tamtejszej bramy Pałacu, a nade wszystko drogę wiodącą ku przystani, skąd miał nadejść orszak Władczyni. Do samego miasta zamierzała bowiem przybyć Rzeką, na pokładzie doskonale znanej Neferowi barki.

Postanowił, że skoro nie musi przepychać się w pobliże podestu, to uda się tymczasem na nabrzeże, aby przyjrzeć się także tamtejszym uroczystościom. Wprawdzie nie mogły odbiegać zbytnio od wielu podobnych powitań Najjaśniejszej, które miał okazję widywać podczas ich wspólnej podróży, to jednak uświadomił sobie, że pragnie jak najdłużej sycić oczy obrazem chwały Amaktaris Wspaniałej, skoro może to już jedna z ostatnich okazji. Sam tak wczoraj zdecydował… Tak, lepiej już było walczyć o dobre miejsce na przystani, niż stać bezczynnie i znów zadręczać się myślami. Gdy już zdobył to, czego szukał, musiał z kolei pilnować się przed innymi chętnymi, a wszystko to razem pozwoliło odsunąć niechciane wspomnienia.

Tłum przejawiał nastroje radosne i przyjazne wobec Władczyni, jak to zwykle podczas święta. Tym razem powody do radości były jednak jak najbardziej uzasadnione. Wylew okazał się niezwykle udany, zakończono już w zasadzie siewy. Zapowiadał się dobry rok, a szybkie stłumienie buntu oraz rozgromienie obcych najeźdźców uwolniło stolicę od obaw. Ludzie oczekiwali ze szczególną ciekawością widoku wziętych do niewoli Hetytów, takie okazje zdarzały się bowiem nieczęsto, a wojownicy z północy nadal wzbudzali strach. Nefer pomyślał, że zbyt wielu ich jednak nie ocalało i gawiedź będzie musiała zadowolić się przemarszem barbarzyńskich Hapiru oraz, oczywiście, egzekucją przywódców buntu. Nikt nie wątpił w taką decyzję Boskiej Pani.

Pierwsze atrakcje tego rodzaju oczekiwały zebranych na przystani już w chwili, gdy zza zakrętu Nilu wyłoniła się królewska barka. Wszystko wyglądało podobnie jak zawsze: zasiadająca na wyniosłym tronie Bogini, wachlujący Ją słudzy, kilkanaście okrętów eskorty, obsadzonych gęsto żołnierzami. Gdy łodzie sunęły powoli wzdłuż zapchanego wiwatującymi tłumami nabrzeża, Nefer dostrzegł pewien szczegół. Z aż za dobrze mu znanej poprzecznej belki umieszczonej w pysku zdobiącej dziób barki głowy kobry zwisały głowami w dół cztery postacie, skute łańcuchami i powieszone za nogi. Pomniejsi poplecznicy księcia, zbyt mało ważni, aby osądzić ich na oczach tłumów z wysokości Tronu, wystarczająco jednak winni, by wydać skazańców na śmierć.

Nefer nie miał pojęcia, czy Królowa dawała w ten sposób upust okrucieństwu, które Jej przypisywano i o którym sama często mówiła, pozwalała sycić się cudzym cierpieniem oczom zgromadzonych nad Rzeką gapiów, dla których zabrakło miejsca przy placu straceń, czy też czyniła zadość tradycji, nakazującej w taki właśnie sposób powracać do Stolicy zwycięskiemu Władcy. A może chodziło o wszystkie te powody jednocześnie? On sam wisiał w ten sposób tylko przez jedną noc, właściwie przez połowę nocy, unikając przy tym żaru słońca. Mękę pragnienia poznał natomiast niedawno. W wypadku obecnych skazańców musiała być ona szczególnie dotkliwa z powodu bliskości wody w Nilu, akurat dla nich niedostępnej. Po chwili zdał sobie sprawę, że nie pożyją oni jednak wystarczająco długo, aby zaznać prawdziwych cierpień z tego powodu. Wprawdzie gwar wielkiego miasta odstraszał zwykle krokodyle, ale głową w dół też nie da się wisieć bez końca… Kapłan odczuwał przecież silne bóle po uwolnieniu, ci tutaj umrą najdalej następnego dnia.

„Zabawne, stałem się prawdziwym znawcą ulubionych sposobów wymierzania kary śmierci przez Najpotężniejszą Królową Amaktaris, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Kilka z nich poznałem z pierwszej ręki.” – Pomyślał, po czym nieproszone nasunęły się wspomnienia Temesa… Czy nigdy się już od nich nie uwolni? Aby poprawić sobie nastrój, zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem księcia Nektanebo nie można by oddać wojownikom kopca? Słudzy tamtejszej królowej raczej nie pozostawiają niczyjej krwi, nie marnują ani kropli, która mogłaby potem zrosić ziemię. Czy nie byłby to dobry sposób uniknięcia gniewu bogów? Pojmował jednak, że takiej egzekucji nie dałoby się przeprowadzić publicznie, a gdyby książę po prostu zniknął, wszyscy i tak trwaliby w  przekonaniu, że został po prostu zamordowany i jego krew gdzieś pewnie popłynęła…

Zajęty tymi rozważaniami przyglądał się cumowaniu barki, zejściu Najjaśniejszej na nabrzeże, zajęciu przez Nią miejsca w lektyce i formowaniu się orszaku. Pora była już ruszać ku zachodniemu murowi Pałacu. Musiał wydostać się z tłumu i pobiec okrężną drogą, by wyprzedzić królewski pochód, przemieszczający się na szczęście bardzo powoli. Wśród żołnierzy straży wypatrzył podoficera, którego twarz oraz sylwetka wydały mu się znajome z czasów wyprawy do Tamadah. Amaktaris dotrzymała słowa i kapłana przepuszczono bez żadnych pytań. Zajął skromne miejsce na tyłach zgromadzonej po bokach podestu gromady średniej rangi urzędników Dworu. Dostrzegł jeszcze Irias oraz Mistrza Serpę, stojących wśród dużo mniej licznej grupy zaszczyconej prawem pobytu na samym podwyższeniu, za siedziskiem Królowej. Mistrz Apres stał jeszcze wyżej, po prawej stronie samego Tronu, tak, jak nakazywała jego pozycja. Miejsce po lewej pozostawało puste.

Wszystko potoczyło się zgodnie ze znanymi już Neferowi zasadami: przybycie Najdostojniejszej, hołdy i wiwaty tłumów, potem parada wojska. Kolumny rydwanów, piechoty, a później też jeńców nadciągały w stosownym porządku od strony pustyni, defilowały przed Tronem Bogini i wydostawały się spośród tłumu utrzymywanym dla nich kolejnym, wolnym korytarzem. Paradę otworzyły rydwany gwardii, prowadzone przez Horkana, który prezentował się znakomicie, przystojny, męski i dumny, przyciągający spojrzenia kobiet oraz dziewcząt. Niestety, nie ograniczył się do samego przejazdu. Zatrzymał swój zaprzęg, rzucił wodze woźnicy, sam natomiast zeskoczył z platformy wozu, podszedł do stóp podestu tronowego i zasalutował Władczyni.

– Najpotężniejsza Pani, Obyś Żyła i Władała Wiecznie, zechciej dzisiaj uhonorować Twe nieustraszone wojska oraz przyjmij łupy jako dowody odniesionego zwycięstwa, tak jak przedtem prowadziłaś nas w boju! – zawołał gromkim głosem wzbudzając aplauz zgromadzonych.

– Dziękuję, żołnierzu. Jako wyraz uznania dla dzielności twojej oraz całej armii zajmij, proszę, miejsce po lewej stronie Mojego Tronu – odparła Władczyni.

Wszystko to zostało, oczywiście, zaplanowane, ale Nefer i tak poczuł złość. Tym bardziej, że w głosie Amaktaris nie zdołał wyczuć żadnego śladu chłodu. A podobno miała doznawać mieszanych uczuć wobec młodego oficera. Horkan dziarskim krokiem wstąpił na kolejne stopnie obydwu podestów i przyjął ofiarowany mu zaszczyt, z pewnością łamiąc w tym momencie serce niejednej mieszkanki Memfis.

Kolumną pieszych gwardzistów dowodził z kolei Menase, dumny ze świeżego awansu. On również został wezwany do zajęcia miejsca za tronem, co prawda już nie na najwyższej platformie, przy boku samej Władczyni. Nefera, wmieszanego w liczną grupę stojących poniżej urzędników, zapewne nie zauważył. Podobne wyróżnienie królewskiego zaproszenia spotkało jeszcze kilkunastu kolejnych generałów i innych wyższych oficerów, maszerujących na czele swoich pułków. Następnie, tak jak na pobojowisku, prowadzono jeńców i niesiono łupy. Trwało to dość długo, ku radości zgromadzonych tłumów. Wszyscy czekali jednak na osądzenie i ukaranie buntowników. Jako pierwszego przyprowadzono samego księcia. Raz jeszcze przyszło mu iść w sporządzonych na jego polecenie złotych łańcuchach za wozem bojowym powożonym przez komendanta Temara. Tym razem na oczach całej Stolicy, którą chciał uczynić własną. Rydwan oraz nadal skutego księcia ustawiono nieco z boku, by zdradziecki kuzyn Królowej mógł dokładnie przyjrzeć się losowi swoich popleczników, uczestników buntu. On sam miał być osądzony jako ostatni. Taki przejaw prawdziwego okrucieństwa nie był obcy Najjaśniejszej Amaktaris i zapewne obserwowała teraz z satysfakcją narastający strach Nektanebo. Przy okazji, okazując publicznie brak odwagi, książę miał okazję skompromitować się przed niedoszłymi poddanymi.

Sądy przebiegły dość szybko. Doprowadzono około dwudziestu buntowników, zapewne wybranych i przesłuchanych już wcześniej, Królowa rozpatrywała bowiem ich sprawy bez wahania. Wszyscy obecni, także oni sami, doskonale wiedzieli, że zasłużyli na śmierć, toteż bez zdziwienia przyjmowali wyroki skazujące i w większości wypadków nie próbowali nawet błagać o łaskę. Kilku z nich Bogini nakazała po prostu ściąć mieczem, innych powiesić z korony pałacowych murów w tradycyjny dla zdrajców sposób: głową w dół. Szczególnie winnym przeznaczyła bardziej wymyślne kary, których wykonaniem miał zająć się na Placu Śmierci Mistrz Apres. Niespodziewanie darowała jednak życie dwóm spośród wojskowych, jak oświadczyła, za zasługi położone niegdyś w służbie Jej Ojca. Zostali tylko zdegradowani i wydaleni z armii. Prawdziwie zaskoczeni, nie bardzo potrafili nawet dziękować. Tłum przyjął to z aprobatą, usatysfakcjonowany wykonywanymi na miejscu, wcześniejszymi egzekucjami.

Nadeszła teraz kolej księcia Nektanebo. Gdy rzucono go do stóp tronowego podestu, wielu spośród zebranych mogło się przekonać, iż arystokrata nie wytrzymał narastającego strachu. Zabrudzone uda i stopy oraz przykry fetor, który wydzielał, wskazywały na to jednoznacznie. Królowa spojrzała z niesmakiem, nie przepadała za niemiłymi zapachami. Co prawda, znając wyrafinowanie swojej byłej Pani, Nefer nie założyłby się o to, czy przypadkiem nie nakazała karmić kuzyna szczególnie obficie poprzedniego dnia albo nawet domieszać jakiegoś specjalnego dodatku do potraw. Mistrz załatwiłby to bez większego trudu.

„Ten dureń postąpiłby najlepiej, gdyby od wczoraj niczego nie jadł oraz pił tylko czystą wodę.” – Pomyślał kapłan, ale podobny pomysł samemu księciu do głowy raczej nie przyszedł. Po co jednak aż tyle zawiłości, gdyby Ona miała zamiar zwyczajnie skazać buntownika na śmierć?

– Nektanebo, który byłeś księciem Egiptu, zanim nie podniosłeś bluźnierczej ręki na prawowitą Panią Dwóch Krajów, Żywy Obraz Izydy na Ziemi, zanim nie sprowadziłeś barbarzyńców, aby mordowali i grabili Moich poddanych, oto ukarałam twoich nędznych pomocników, a ty czekasz w pyle u stóp Królowej na wyrok we własnej sprawie. Jeżeli masz coś do powiedzenia, to mów teraz.

– Wielka Pani, błagam, ulituj się. Będę najwierniejszym i najpokorniejszym z Twych sług, wspomnij na naszych wspólnych przodków, na krew, która płynie w naszych żyłach.

– Już raz ogłosiłam, że za sprawą swoich czynów straciłeś posiadane z urodzenia prawa i przywileje. Nasi przodkowie, Wcielenia Bogów na Ziemi, muszą z pogardą spoglądać na takiego wyrodnego potomka. Po stokroć, po tysiąckroć zasłużyłeś na każdy rodzaj śmierci. Nie chcę jednak bardziej jeszcze zasmucać opiekuńczych bóstw naszego rodu. Królewska krew nie powinna zraszać ziemi. Zachowam cię przy życiu. Przestajesz jednak być księciem okręgu Awaris, przechodzi on pod bezpośrednie rządy Królowej. Twoje złoto, klejnoty, konie, rydwany, niewolnicy i wszystko, co posiadałeś, także staje się własnością Królowej. Wykorzystam ten majątek do naprawienia szkód, które zdążyłeś poczynić. Ty sam zostaniesz uwięziony w pałacowych lochach, aż do Mojej dalszej decyzji. Zabrać go… I niech ktoś obleje zdrajcę wiadrem wody.

„A więc jednak mu się udało. Władczyni okazała łaskę, ulękła się gniewu bogów? Czy raczej nie chciała naruszać przesądów ludu w tej sprawie? A może miała jeszcze jakieś inne powody?” – Nefer spojrzał na twarz Mistrza Apresa, nie wyrażała niczego. On sam natomiast całym sobą czuł, że Najjaśniejsza popełnia błąd, pozostawiając kuzyna przy życiu. Mogła pozbyć się go tu i teraz, jeżeli on nawet umrze potem w więzieniu – a niewykluczone, że taki właśnie powzięła zamiar – to i tak wszyscy obwinią o tę śmierć właśnie Monarchinię. Już lepiej było stracić księcia na miejscu, w jakiś nie powodujący rozlewu krwi sposób. Bogów dałoby się pewnie ułagodzić, strach ludu przezwyciężyć. A tak, kuzyn nadal pozostanie cierniem w boku Władczyni, narzędziem, które zawsze można wykorzystać przeciwko Pani Dwóch Krajów. – „Gdyby to Ona przegrała i wpadła w ręce wrogów, to nie pomogłyby Jej żadne przesądy, pożyłaby tylko tak długo, by urodzić dziedzica.” – Kapłan uświadomił to sobie w przebłysku natchnienia. I zaraz potem przyszło mu do głowy, iż sam dwukrotnie czemuś takiemu zapobiegł. Może teraz otrzyma nagrodę? Bogini to właśnie wczoraj obiecywała. Pomimo  odczuwanej urazy poczuł ciekawość, co też Najwspanialsza Amaktaris zamierza uczynić?

Chwilowo odczekała, aż książę zostanie odprowadzony do pałacowej bramy, po czym istotnie zabrała się za rozdzielanie nagród. Przyprowadzono sporą grupę wojowników, którzy otrzymali bitewne odznaczenia oraz ciężkie, złote lub srebrne bransolety albo naramienniki. Pewnie większość z nich w ciągu kilku dni przepije i przehula otrzymane złoto i srebro, ale to ich prawo. Takie jest życie żołnierza. Przyszła kolej na oficerów, tych nagradzano awansami, kosztowną bronią, zaprzęgami, a generałów i pułkowników także wiejskimi posiadłościami. Ceremonia trwała dość długo i lud okazywał mniejsze już nieco zainteresowanie. To nie wydawało się tak ciekawe jak sąd nad księciem, a w mieście miała wkrótce rozpocząć się zabawa. Nefer nadal oczekiwał na wezwanie, czując, że Ona zaplanowała na koniec coś szczególnego. Istotnie, po uhonorowaniu wszystkich zasłużonych – kapłan zauważył z satysfakcją, że jednak nie znaleźli się w ich gronie ani Horkan, ani Menase – Królowa uniosła dłoń, domagając się ciszy od wciąż jeszcze licznego i wiwatującego tłumu.

– Szlachetni panowie, dzielni żołnierze oraz wierni poddani z Memfis i innych części Kraju! Pozostało jeszcze dwóch wojowników, którzy najbardziej spośród całej armii przyczynili się do zwycięstwa. Obydwu nagrodziłam już albo obiecałam nagrodzić na polu bitwy, ale uważam, że ciągle w niewystarczający sposób. Uczynię to teraz, przynajmniej wobec jednego z nich. Drugi, sierżant Tereus z Królewskiej Gwardii, wciąż leczy się z odniesionych ran. Poprowadził najważniejszy atak i zabił w pojedynku hetyckiego księcia, tracąc przy tym ramię. Nadal nie wiadomo, czy wyżyje. To cudzoziemiec z dalekiej północy, ale dobrze i wiernie służy Krajowi oraz jego Królowej! Zamierzam ofiarować mu ten miecz z hetyckiego metalu, który zresztą sam zdobył w walce z księciem Mutawalisem i którym został wcześniej zraniony! – Jeden z oficerów podał Monarchini oręż, który uniosła w górę, demonstrując zebranym. – Jeżeli przeżyje, wręczę tę klingę osobiście. Jeżeli bogowie postanowią inaczej, zabierze ją ze sobą do Kraju na Zachodzie!

Nefer odniósł wrażenie, że Najwspanialsza przemawia niejasno, unikając wzmianki o tym, iż ciało sierżanta – który był przecież Grekiem – a także wszystko, co przyjaciele zechcą mu ofiarować, zostanie spalone na stosie pogrzebowym. Co ważniejsze, mówiła o Tereusie tak, jak gdyby nadal walczył ze śmiercią, a wynik tej walki nie zapowiadał się dobrze. A przecież stary wojak miał się lepiej, Harfan i Mistrz Sentot już kilka dni temu zawiadomili o poprawie stanu jego zdrowia. Neferowi zdradził to Towarzysz Prawej Ręki, uwalniając kapłana z Placu Śmierci. Wczoraj zaś Amaktaris osobiście powiedziała swemu byłemu słudze, iż sierżant odzyskał świadomość… To, że Bogini pominęła temat nieudanego zamachu na życie Tereusa stanowiło opuszczenie całkowicie już w obecnej chwili zrozumiałe.

– Żyje natomiast, ma się dobrze i stoi teraz przy Moim Tronie drugi bohater tej bitwy, który sprawił, iż hetyckie rydwany nie przeszły przez wzgórza i nie zaskoczyły nas na równinie. To także zadecydowało o wyniku walki. Nie wynagrodziłam go dotąd w sposób, na który zasłużył. Uczynię to teraz, na oczach was wszystkich.

Nefer napawał się tą przemową i czekał na wezwanie. Kolejne słowa Amaktaris mocno  jednak kapłana zaskoczyły.

– Generale Menase, podejdź do stóp Tronu Królowej!

– Jestem na Twe rozkazy, o Pani – odparł oficer, stając u podnóża schodów wiodących bezpośrednio ku siedzisku Władczyni.

– Generale, to ty, jak już wiem, zadecydowałeś o przejściu gwardii na wzgórza. Dzięki temu gwardziści mogli potem zaatakować hetyckie wozy bojowe w najbardziej odpowiedniej chwili.

– Postanowiliśmy o tym razem z sierżantem, o Wielka.

– Sierżant zapewne jednak umrze, a więc tylko tobie mogę wyrazić wdzięczność w świecie żywych, tu i teraz, za tak trafną decyzję, która zamieniła klęskę w zwycięstwo. Czyż nie tak?

– Twój wierny sługa nie zaprzeczy Twoim słowom, o Pani.

– Jest jednak ktoś taki, kto inaczej przedstawia wydarzenia tej bitwy… Uprzednio nie znałam całej prawdy i nie uwierzyłam mu… Teraz wierzę! Neferze, podejdź tu!

Ponownie zaskoczony, omal nie spóźnił się z wykonaniem rozkazu. Wspiął się na podest i chciał uklęknąć u stóp schodów wiodących na podwyższenie z tronem, jak najdalej od Menase.

– Wstań Neferze, nie jesteś już niewolnikiem. W trakcie bitwy walczyłeś jak wojownik w Mojej służbie i masz prawo oddać honory wojownika!

Oficerowie i urzędnicy, czując, że dzieje się coś niezwykłego, skupili uwagę. Zebrany lud także zaczął z nową ciekawością przyglądać się wydarzeniom u stóp Tronu.

– Neferze, czy to ty dostrzegłeś Hetytów pomiędzy wzgórzami i zawiadomiłeś gwardię, staczając przedtem walkę i zabijając zdrajcę, który zamierzał ci w tym przeszkodzić?

– Tak, o Wielka!

– W jaki sposób przekonałeś tu obecnego generała Menase oraz sierżanta Tereusa, aby ruszyli na wzgórza, skoro otrzymali uprzednio inne zadania?

– Okazałem im Twój znak, o Pani, który miałem przy sobie z pewnych powodów. Powiedziałem, że przynoszę Twoje  rozkazy i wtedy posłuchali.

– Postąpiłeś słusznie, a twoja odwaga i inicjatywa dały nam zwycięstwo. Nie wiedziałam o tym, oszukana przez niegodziwego zdrajcę i nie uwierzyłam ci. Dlatego objawiłam Mój gniew na polu bitwy. Teraz chcę to naprawić. Zaczekaj tutaj.

– Co ty na to, generale Menase? To zupełnie inna wersja wydarzeń niż ta, którą przedstawiasz, zbierając nagrody i awanse!

– Pani, ten niewolnik kłamie! Czy zamierzasz wierzyć jakiemuś słudze?

– Wierzyłam tobie… A ty Mnie oszukałeś. Sierżant żyje i odzyskał przytomność. To, co opowiedział, zgadza się ze słowami Nefera! Kłamałeś, generale, aby zagarnąć cudzą chwałę! Na Królową zaś chciałeś sprowadzić hańbę!

Gdy wypowiadała te słowa, twarz Menase zmieniła się nie do poznania. Pojawił się na niej grymas nienawiści, nienawiści tak strasznej, że mogła wzbudzić lęk. Najjaśniejsza niczego się jednak nie obawiała, gdy chodziło o Jej dumę i honor. Nefer poszukał jeszcze wzrokiem sylwetki Irias, która wpatrywała się w niego uporczywie, szeroko otwartymi oczyma. Może jakieś wspomnienia przebijały się do jej świadomości, a może po prostu znowu widziała w przyjacielu bohatera?

– Nic nie mówisz, generale? Tu nie ma już nic do dodania. Pozbawiam cię rangi i wydalam z armii. Sztylet, który nosisz u boku, hetycki sztylet z niezwykłego metalu, otrzymałeś jako nagrodę za swoje rzekome czyny. Nie jesteś godny tej broni, którą odebrałam Neferowi. Jak Mnie zapewniono, jak zapewnił Mnie ktoś, komu wierzę, Nefer zdobył ten oręż w walce, zabijając hetyckiego oficera. Oddaj to ostrze, zamierzam zwrócić je prawowitemu właścicielowi. Horkanie, zabierz mu broń!

Kapłan odruchowo spojrzał na zachowujące kamienny wyraz oblicze ruszającego wykonać rozkaz setnika, gdy padły następne słowa Władczyni. Słowa ciężkie niczym głazy.

– Jest jeszcze jedna sprawa, Menase. Trzy noce temu ktoś próbował zamordować sierżanta, nadal wówczas nieprzytomnego. Zabójcę powstrzymano, dołożę wszelkich starań, aby odnaleźć tego, kto nasłał mordercę. Kogoś, kto mógł mieć powód, aby zabić rannego, nieprzytomnego żołnierza.

Ponieważ tylko Nefer obserwował w tym momencie twarz Horkana, jedynie on dostrzegł ślad emocji, który przemknął przez oblicze oficera. Mógł on jednak być wynikiem tego, że setnik jako pierwszy zauważył to, na co inni zareagowali z opóźnieniem, a jako ostatni sam Nefer. Na to pytanie kapłan nigdy już nie miał poznać odpowiedzi. Tak czy inaczej, po chwili twarze niemal wszystkich obecnych wokół tronu wykrzywiły się w wyrazie zdumienia i przerażenia, prawie wszyscy zaczęli też krzyczeć.

– Sam oddam ten sztylet! W taki oto sposób! – zawołał zmienionym głosem Menase, dobywając oręża i rzucając się naprzód.

Straże skoczyły, aby osłonić Królową, która jako jedyna zachowała zimne opanowanie, nie ruszając się z miejsca. Nawet Mistrz Apes postąpił krok do przodu, mocniej ściskając swoją nieodłączną laskę. Desperat i tak nie miał jednak szansy, aby dosięgnąć Monarchinię. Ale też wcale nie zamierzał tego uczynić. Jako wyszkolony wojskowy zapewne zdawał sobie sprawę z niemożności zagrożenia Jej Osobie i już wcześniej, w krótkiej chwili decyzji, zaplanował swoje posunięcia. Nagły ruch ku Najjaśniejszej miał tylko zmylić wszystkich obecnych, a zwłaszcza straże. Niemal natychmiast zmienił kierunek i rzucił się teraz w bok, w stronę Nefera. Tego spośród swoich wrogów mógł dopaść z całą pewnością. Kapłan nie miał broni, ani też żadnego doświadczenia w walce na noże. Do tego zamiar Menase dostrzegł jako ostatni… Zanim jednak zdążył cokolwiek uczynić, zamachowiec już umierał… Nefera po raz drugi uratował Horkan. On jako jedyny, schodząc akurat od tronu ku byłemu generałowi, znajdował się dostatecznie blisko, by zareagować. Dokładnie tak, jak podczas polowania na lwy. Zwód wykonany przez napastnika dał młodemu oficerowi chwilę czasu. Wykorzystał ją, by dobyć własnego sztyletu, także wykonanego z hetyckiego metalu i otrzymanego niegdyś z rąk Amaktaris. Wbił teraz klingę w bok zamachowca, mierząc poniżej żeber i kierując sztych ku górze. Dawny oręż Wielkiego Faraona ponownie posmakował krwi.

LXXXII

W chaosie, który zapanował wokół podestu tronowego tylko Mistrz Apres zachował spokój i jasność myśli. Wezwał straże, by otoczyły szczelnym murem Osobę Najjaśniejszej, po czym rozkazał natychmiast odprowadzić Ją do pałacu. Ona sama mogła mieć w tej sprawie inne zdanie, powstawszy bowiem ze swego siedziska sprawiała wrażenie, jak gdyby zamierzała zejść ku martwemu generałowi oraz stojącym nad jego ciałem Neferowi i Horkanowi. Mistrz pochylił się ku Monarchini i przemawiał do Niej cichym głosem. Posunął się do tego, że ujął ramię Boskiej Pani i z całym szacunkiem lecz stanowczo skierował Jej kroki w innym kierunku. Chroniona przez wciąż powiększający się krąg strażników, udała się w stronę bramy. Apres towarzyszył Królowej. Bezpieczeństwo Władczyni zawsze stanowiło dla niego sprawą absolutnie najważniejszą, na wszystko inne przyjdzie czas później. Czas na śledztwo, zbadanie okoliczności niedoszłego zamachu, może na przyjęcie reprymendy za zbyt szybkie, Jej zdaniem, usunięcie Najdostojniejszej z miejsca wydarzeń. Towarzysz Prawej Ręki był zapewne gotowy bez zmrużenia powieki wziąć na siebie ewentualny gniew Bogini, byle tylko teraz jak najszybciej znalazła się pod osłoną murów pałacu. Nefer dostrzegł jeszcze, iż Mistrz Serpa mocno chwycił rękę Irias i także ruszył w ślad za Najjaśniejszą. Podobnie uczyniło wielu urzędników. Przynajmniej w tej chwili mała wojowniczka nie próbowała się wyrywać, może dlatego, iż dostrzegła, że przyjacielowi nic się jednak nie stało.

Zgromadzony tłum niewiele zrozumiał z tego, co zaszło u stóp tronu. Poddani widzieli tylko gwałtowny skok Menase, dobyte ostrza, padające ciało. Teraz chcieli jak najszybciej opuścić niebezpieczny plac przy zachodnim murze Pałacu, przepychali się jeden przez drugiego, lada chwila mogła wybuchnąć panika albo zamieszki. Straże panowały jeszcze nad falującą ciżbą ludzką, ale niepokój Mistrza wydawał się całkowicie uzasadniony.

Nefer przyglądał się jednak przede wszystkim Horkanowi, wciąż mając w pamięci  ujawnione przezeń emocje oraz nadzwyczajną szybkość, z jaką oficer zareagował na desperacki czyn generała. Teraz setnik demonstrował już chłodny spokój. Pochylił się nad ciałem Menase i otarł sztylet z krwi, wykorzystując w tym celu szatę zabitego. Sięgnął następnie po jego broń, również to ostrze wsuwając za własny pas.

– Dlaczego to zrobiłeś, panie? Gdybyś spóźnił się choćby odrobinę, ja także leżałbym tu teraz we krwi.

– On mógł zaatakować Najdostojniejszą.

– To zabiłbyś go dopiero wtedy… Czyż nie okazałoby się to najlepszym wyjściem?

– Nie pragnę twojej śmierci, Neferze… Ona także byłaby niepocieszona…

– To miałbyś okazję, aby Ją pocieszyć…, panie.

– To wszystko nie jest takie proste…

– Nie stałbyś się ponownie w Jej oczach bohaterem, a tylko żołnierzem wykonującym swoje obowiązki, najlepiej jak potrafisz? Chociaż tym razem to nie wystarczyło?

– Zawsze staram się służyć naszej Pani najlepiej, jak potrafię.

Dalszą rozmowę przerwał powrót Mistrza Apresa, który cofnął się od bramy, gdy tylko Królowa ją przekroczyła, znajdując bezpieczeństwo w murach pałacu.

– Horkanie, udaj się natychmiast do apartamentów Najjaśniejszej, dopilnuj aby ich nie opuszczała i sprawdź straże. Ja przywrócę porządek tutaj. A ty, Neferze… Bogowie znowu ci sprzyjali. Nie mogę zaprosić cię do Pałacu, wracaj więc do gospody Ahmesa, tylko zaczekaj chwilę, aż na ulicach zrobi się trochę spokojniej.

Wydawszy te polecenia, Mistrz z właściwymi sobie energią i opanowaniem przystąpił do zaprowadzania ładu wśród spanikowanego tłumu. Na jego rozkaz straże zdecydowanie, acz bez zbędnej brutalności odepchnęły nieco gawiedź. Zagrały wojskowe rogi, a gdy uczyniło się nieco ciszej, na podest wstąpił herold.

– Ludu Stolicy, wierni poddani Tronu! – podjął gromkim głosem. – Najjaśniejsza i Najpotężniejsza Królowa Amaktaris Wspaniała, Żywy Obraz Izydy, Władczyni Niebios i Ziemi, Pani Górnego i Dolnego Kraju, Źródło Dobra i Światła, Oby Żyła i Władała Wiecznie, uniknęła dzięki łasce bogów niebezpieczeństwa, sprowadzonego przez zdrajcę lub szaleńca. Jej Najdostojniejsza Osoba nie doznała żadnego uszczerbku, za co dziękujmy bogom Egiptu. Ona sama także złoży wkrótce stosowne podziękowania. Wy wszyscy również jesteście bezpieczni. Niech ten wypadek nie zepsuje  święta. Na placach i ulicach Stolicy rozdawane będą chleb, mięso i piwo! Skorzystajcie z tego poczęstunku i radujcie się ze zwycięstwa Najwspanialszej Królowej, Oby Żyła i Władała Wiecznie, nad dzikimi barbarzyńcami oraz wspomagającymi ich zdrajcami! Powtarzajcie te słowa wszystkim, których spotkacie!

Głos herolda zawisł nad tłumem, przynosząc istotnie pewne uspokojenie. Jedni naprawdę radowali się z tego, iż Królowa uniknęła niebezpieczeństwa, inni cieszyli się perspektywą poczęstunku, obawiając się uprzednio, iż mógł zostać odwołany. Nie tracąc czasu, Mistrz rozesłał w różne części miasta silne patrole, którym towarzyszyli obwoływacze, mający głosić podobne przesłanie na placach i ulicach. Ludzie zaczęli się rozchodzić.

– Czy to dobry pomysł, by rozdawać dzisiaj piwo? – spytał Nefer.

– Też nie jestem tym zachwycony, ale to najlepszy sposób by pokazać, że panujemy nad sytuacją. Na szczęście, mamy akurat na miejscu dość wojska, by nie obawiać się żadnych zamieszek. – Apres spojrzał na zakrwawione ciało Menase. – Osobie Boskiej Pani nic tak naprawdę nie groziło, ale ten wypadek zepsuł jednak święto, które miało przekonać wszystkich, że bunt został stłumiony… A tu jeden z generałów okazuje się zdrajcą… I to na oczach ludu… To nie jest pomyślny znak… Proponowałem, aby załatwić to inaczej, ostrzegałem Królową, ale nie chciała o niczym słyszeć. Myślę, że wiesz dlaczego, Neferze… To jednak nie twoja wina, znasz naszą Panią. Najwspanialsza Amaktaris w pewnych kwestiach nie ustępuje nigdy, a to była właśnie jedna z takich spraw. Wracaj do gospody, kapłanie. Jeżeli Ona zechce, to odwiedzę cię tam, gdy tylko pozwolą mi obowiązki. Chciałbym z tobą porozmawiać o dzisiejszych wypadkach i nie tylko o tym. Nie włócz się więc wieczorami po szynkach, ani nie nadużywaj piwa Ahmesa. Także dla własnego bezpieczeństwa, nie jesteś już kimś zupełnie nieznanym.

Skinąwszy ledwo zauważalnie głową, Apres oddalił się, wydając kolejne rozkazy oficerom i urzędnikom.

Uznawszy, że nic tu już po nim, Nefer ruszył w stronę gospody. Na ulicach nadal przewalały się niespokojne tłumy, mieszkańców zajmowały jednak przede wszystkim chleb, mięso i piwo, rozdawane w wielu miejscach zgodnie z zapowiedzią Mistrza. Ludzie rozmawiali, rzecz jasna, o dramatycznych wypadkach na trybunie honorowej ale, jak Nefer zdołał posłyszeć, przede wszystkim wyrażali zadowolenie z ocalenia Boskiej Pani oraz, oczywiście, z poczęstunku, który dzięki temu ich nie ominął. Kapłan rozmyślał natomiast o słowach Mistrza. Królowa uparła się, aby obnażyć kłamstwa Menase na oczach wszystkich. Zwykle doskonale potrafiła manipulować ludźmi i przewidywała ich reakcje. Teraz też nie mogła nie zdawać sobie sprawy z groźby takiego właśnie zachowania upokorzonego, zdegradowanego generała. Tym bardzie, że Towarzysz Prawej Ręki podobno ostrzegał… A jednak nie zmieniła swych zamiarów. Dlaczego? Dlaczego aż tak bardzo pragnęła publicznie uhonorować Nefera, dając mu satysfakcję po równie publicznym upokorzeniu na polu zwycięskiej bitwy? Teraz, gdy wiedziała już, że tak naprawdę to on ją dla Niej wygrał?

Czy chodziło tylko o sławioną przez wszystkich sprawiedliwość Monarchini? Czy może miało to coś wspólnego również z zasuszonymi kwiatami lotosu umieszczonymi w pewnym zwoju oraz z wczorajszą, wieczorną rozmową? Najdziwniejsze okazało się w tym wszystkim to, że za sprawą zawistnych bogów Królowa i tak nie zdołała wynagrodzić Nefera. Przeszkodził w tym zamach Menase. Nie zdążyła nawet zwrócić kapłanowi sztyletu, który zresztą zdawał się przynosić nieszczęście wszystkim kolejnym posiadaczom. Czy obecnie za takowego można uznać Horkana?

Właśnie, dlaczego Horkan znowu uratował mu  życie? Może naprawdę nie pragnął śmierci Nefera, zadziałały odruchy wyszkolonego żołnierza, szlachetny poryw, wyrzuty sumienia? A może Menase posiadał wiedzę o czymś, co mogłoby setnikowi zaszkodzić? Ale wówczas najlepiej byłoby odczekać, aż generał zabije rywala i dopiero wtedy się z nim rozprawić. Z pewnością młody oficer zdołałby uczynić to bez trudu… Nie, Horkan nie wyglądał jednak na zdrajcę i skończonego łajdaka. Chyba rzeczywiście chciał ocalić Nefera, choćby po to, aby odzyskać podziw i uznanie w oczach Królowej Amaktaris, której uczucia wobec setnika podobno ostatnio osłabły… Czyż nie w taki właśnie sposób po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę Najjaśniejszej? I o czym zamierza porozmawiać z Neferem Mistrz Apres, zapowiadając się z wizytą? O dzisiejszych wypadkach wie z pewnością wszystko, co i kapłan, o ile nie więcej… To przynajmniej powinno się wyjaśnić w swoim czasie, ale raczej jeszcze nie tego wieczoru. Mistrz z pewnością będzie zajęty śledztwem i przywracaniem porządku w Pałacu oraz Stolicy. Wychodząc z tego założenia, po powrocie do gospody Nefer poprosił jednak panią Mutę o dzban piwa. Należała mu się przecież odrobina wytchnienie po dramatycznych przeżyciach. Na miasto wolał już nie wychodzić. Na ulicach nadal mogło być niespokojnie, zwłaszcza po zachodzie słońca. Postanowił też zastosować się przynajmniej do drugiej, pożegnalnej rady Mistrza.

Następnego dnia snuł się po gospodzie, nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca. Jedynie problem napisania listu do Any rozwiązał się sam. Żona wyruszyła już zapewne w drogę do stolicy i ani Pazer, czy też żaden inny kupiec, nie był w stanie dostarczyć jej jakiegokolwiek przesłania. Mogłaby to uczynić jedynie Królowa, angażując własną sieć pocztową. Gdyby Ją poprosił, zapewne by nie odmówiła. Ahmes lub Towarzysz Prawej Ręki z pewnością przekazaliby takie życzenie oraz list po tym, gdy tylko któryś z nich pojawiłby się w gospodzie. Kapłan odczuwał jednak wewnętrzny opór przed przedłożeniem podobnej prośby. Z ulgą zrezygnował z wyprawienia pisma, rozmówią się z Aną, gdy żona przybędzie już do Memfis.

Ahmes powrócił do domu późnym popołudniem, w kiepskim humorze. Bankiet, który przygotował poprzedniego dnia z wielką starannością, okazał się niezbyt udany. Wszystkich zaproszonych gości zajmowała tylko nieszczęsna sprawa zdrady Menase i nikt nie docenił znakomitych potraw, dzieła talentu nadwornego kucharza Najwspanialszej. Nawet Irias, nieobecna wprawdzie na uczcie, ale obdarowana kilkoma wyszukanymi deserami pomysłu mistrza kuchni, nie okazała spodziewanego entuzjazmu. Pytała za to o Nefera, co chwyciło byłego niewolnika za serce… Najjaśniejsza obiecała zezwolić na pożegnalne spotkanie, nie podała jednak żadnych szczegółów w tej sprawie… Kapłan mógł tylko czekać… Tym razem to Ahmes miał ochotę opróżnić dzban czy też dwa własnego, wybornego piwa, a Nefer nie odmówił przyjacielowi swojego towarzystwa. Na szczęście Mistrz Apres nie pojawił się również tego wieczoru.

Przybył dopiero trzeciego dnia po nieudanej paradzie zwycięstwa, gdy zapadający zmrok napełnił place i ulice stolicy największym tłumem. Rozmówili się w izbie Nefera, w której mogli znaleźć odosobnienie oraz spokój.

– Pewnie dziwisz się, kapłanie, dlaczego poprosiłem cię o rozmowę.

– Panie, zaszczycasz mnie swoją wizytą.

– Żadne zaszczyty nie mają z tym nic wspólnego. To Najjaśniejsza Królowa zamierzała cię ostatnio zaszczycić i nic z tego nie wyszło. Między innymi, dlatego przybyłem.

– Panie?

– Wiem, że nasza Pani nie zdołała przekonać cię, byś powrócił do służby. Nie mam zamiaru pytać o szczegóły waszej rozmowy, nie jestem aż tak nierozsądny… Wiedz tylko, że żałuję… Ona miała wobec ciebie wielkie plany, a ja czuję, że z pewnością byś się przydał…

– Nie uważasz mnie już, panie, za możliwego spiskowca i zdrajcę?

– Owszem, miałem kiedyś wątpliwości co do ciebie. Nie proszę o wybaczenie, bo takie podejrzenia są moim obowiązkiem. Zmieniłem jednak zdanie po wszystkim, co później się wydarzyło. Dlatego żałuję… Ludzi wiernych i niegłupich w służbie Najjaśniejszej nigdy nie będzie zbyt wielu.

– Obecnie nic już nie grozi Jej Osobie oraz rządom.

– Naprawdę tak myślisz? Czy też chcesz mnie przekonać, że jednak się myliłem? – Nie doczekawszy się odpowiedzi, Mistrz podjął po chwili inny temat. – Menase uznano za zdrajcę i poplecznika księcia. Obydwaj doskonale wprawdzie wiemy, iż był tylko ambitnym głupcem, chciwym kariery oraz zaszczytów, ale jego sprawa wywarła jednak złe wrażenie. Sugeruje, że Najjaśniejsza nie może liczyć na całkowicie pewne poparcie w szeregach armii. To pobudzi nadzieje Jej wrogów, a wielu z nich nadal ukrywa się w cieniu.

– Jednym z tych wrogów jest sam książę. Uważam, że należało go stracić, skoro nadarzyła się dobra okazja.

– Królewska krew nie powinna zraszać ziemi.

– Królowa wystraszyła się gniewu bogów? Nie wierzę. Nie wierze też, aby podobne przesądy uratowały Ją samą, gdyby sprawy potoczyły się inaczej.

– Nasza Pani nie boi się niczego, Neferze. Miałeś okazję upewnić się o tym wiele razy. To ja przekonałem Najdostojniejszą, aby wzięła pod uwagę te, jak je nazwałeś, przesądy i przynajmniej odłożyła egzekucję. Czas nie jest stosowny.

– Czyżbyś ty sam obawiał się bogów, panie? Wybacz, ale w to też nie uwierzę.

– Wszyscy powinniśmy obawiać się ich gniewu, Neferze. Mam dziwne przeczucie, że ukochany kuzyn Najwspanialszej może się jeszcze do czegoś przydać… Przede wszystkim chodzi mi jednak o nastroje wśród ludu. Wylew okazał się pomyślny, zapowiada się dobry rok ale… Zawsze coś może się zdarzyć, pomór ludzi lub bydła, nadejście szarańczy… Gdyby tak się stało, wrogowie głosiliby, że to właśnie zapowiedziana kara bogów i lud pewnie by w to uwierzył. Lepiej nie dawać nikomu takiej okazji, w obecnej, niepewnej sytuacji.

– Niepewnej, mistrzu? Królowa Amaktaris odniosła wielkie zwycięstwo.

– Nigdy nie uważałem księcia za najgroźniejszego z Jej wrogów. To głupiec, niezdolny do tego, aby stać się prawdziwym przywódcą spisku czy choćby poczekać na odpowiedni czas. Jego bunt okazał się nieprzemyślany. Właściwie, to Nektanebo dał się sprowokować w chwili, gdy byliśmy dobrze przygotowani.

– Czy także na udział Mutawalisa i jego rydwanów? – Nefer nie potrafił odmówić sobie wygłoszenia tej uwagi.

– Tym zajęliście się ty oraz sierżant. I chwała wam za to. Swoją drogą, król Suppiliuliuma zdążył już przysłać list z wyrazami ubolewania z powodu podjętej bez jego wiedzy wyprawy syna. W obecnej chwili nie grozi nam więc nowa wojna na północy. Czuję jednak, że nie jest to największe niebezpieczeństwo, przed którym stoi obecnie Królowa Amaktaris.

– Powiesz coś więcej, mistrzu?

– Kłopot w tym, że właściwie nie mam nic konkretnego do powiedzenia. Tylko przeczucia… To za twoim pośrednictwem przekazano w Nennesut wiadomość, iż ktoś spróbuje obalić rządy naszej Pani zanim nadejdą żniwa… Tymczasem ukończono już siewy, a w Kraju nad Rzeką zboża wschodzą i dojrzewają szybko. Nie wierzę, by tym wydarzeniem, przed którym ostrzegano, miał być bunt księcia… Czuję, że chodzi o coś znacznie groźniejszego. Coś, w co zaangażują się świątynie i kapłani…

– Temes… On może coś wiedział, może należało go przesłuchać. – Nefer nadal nie potrafił uwolnić się od koszmarnych wspomnień po wizytach w pewnym lochu.

– Nasza Pani postanowiła inaczej i trudno Ją o to winić. Ten zbrodniarz zasłużył na taką śmierć.

– Cóż więc możemy uczynić? – Nefer zapomniał, że on sam został już od podobnych spraw odsunięty, a właściwie, to sam się odsunął. Czy jednak naprawdę tak było, skoro Mistrz uznał za stosowne podzielić się z nim swymi obawami?

– Tylko zachować czujność i wzmocnić nasze starania… Wyczuwam, że dzieje się coś niedobrego, ale nie wiem co i nie potrafię temu przeszkodzić. Może to dlatego z tobą rozmawiam, może liczyłem, że nasunie ci się jakaś myśl…

– Niestety, panie. Wiem tyle co i ty, a w sumie to z pewnością o wiele mniej.

– To nie twoja wina, Neferze, i nie rób sobie wyrzutów. Zaciekawi cię jednak zapewne wiadomość, że osiągnęliśmy w końcu pewien postęp w sprawie tamtych podrzuconych, zatrutych sandałów Najdostojniejszej Pani. Pomógł w tym Ufer, odnajdując prawdopodobnego pośrednika w sprowadzeniu trucizny. Trop prowadzi do świątyni Ozyrysa.

– Arcykapłan Heparis?

– Mierzysz bardzo wysoko, Neferze. Ja nie mogę sobie na to pozwolić, wiem zbyt mało. Ale postaram się dowiedzieć czegoś więcej…

– Nie wątpię, panie. – Kapłan pomyślał, że w przypadku bezimiennego, libijskiego sługi, działań Mistrza z pewnością nie będzie krępował zakaz zastosowania tortur, wydany niegdyś w tej sprawie przez Królową Amaktaris w stosunku do żołnierzy gwardii.

– Na mnie już czas. To uprzejme z twojej strony, że zechciałeś ze mną porozmawiać. Ufam twojej wierność i wierzę w twój rozum. Oczywiście, nasza Pani wie, że zamierzałem cię dzisiaj odwiedzić i zezwoliła na to. Korzystając z okazji poprosiła, abym przekazał tę paczkę. – Podał Neferowi zawinięty w płótno i zapieczętowany pakiet. – Ona nie oczekuje odpowiedzi, tak więc otwórz w spokoju, na osobności. A teraz żegnaj.

Amaktaris znowu miała dla niego jakąś przesyłkę. Kolejne zwoje i następne zasuszone kwiaty? Wkrótce sam się przekona. Pakunek ponownie okazał się niewielki, ale za to wyraźnie cięższy. Gdy Nefer złamał pieczęć i rozerwał płótno na stół wypadł sztylet. Nie musiał dobywać ostrza z pochwy, by przekonać się, że wykuto je z niezwykłego, hetyckiego metalu. Pakiet zawierał nadto dwa niewielkie zwoje papirusu, jeden z nich także opatrzono znakiem Oka Izydy. Otworzył ten rulon jako pierwszy.

Neferze

Nasza ostatnia rozmowa nie sprawiła radości ani Mnie, ani też, jak sądzę, Tobie. Dlatego teraz skorzystałam z pośrednictwa Mistrza Apresa, gdy poprosił o zgodę na Wasze spotkanie. Bogowie niech będą świadkami, iż zamierzałam wynagrodzić Ci doznane uprzednio upokorzenia równie publicznym ogłoszeniem i uhonorowaniem Twoich zasług. Wolą tych samych bogów stało się jednak, iż nie zdołałam tego uczynić, a nadto sprowadziłam na Ciebie niebezpieczeństwo. Cieszę się, że zdołałeś go uniknąć. Skoro takie okazały się wyroki zawistnych bóstw, ofiarowuję Ci hetycki sztylet w inny, mniej może godny sposób. A właściwie oddaję, skoro zdobyłeś go w walce, w co teraz wierzę. Nie jesteś już niewolnikiem i możesz używać tego oręża z dumą. Niech ci służy. Zapewne spotkamy się jeszcze za jakiś czas, mam bowiem pewne odnoszące się do Ciebie zobowiązania wobec Twojej żony, Any. Oczekuję, że okażesz w tej sprawie posłuszeństwo rozkazom Pani Obydwu Krajów, jak przystało wiernemu poddanemu. Załączam list Twojej małżonki, który nadszedł z Abydos gołębią pocztą.

Królowa Amaktaris

Pani Górnego i Dolnego Kraju

Tym razem nie znalazł kwiatów lotosu ani też żadnych innych. Obracał w dłoniach sztylet, nie wiedząc, co z nim właściwie począć. Może ofiarować na pożegnanie Irias? Małą wojowniczkę z pewnością ucieszyłby taki podarunek, a reakcją Najwspanialszej nie będzie się już przejmował. Z drugiej strony, jeżeli ten oręż naprawdę przynosi nieszczęście, to niech już lepiej zostanie przy samym Neferze. Aby zapomnieć o chłodnym tonie pisma Władczyni, zajrzał do drugiego rulonu, a właściwie niewielkiego zwitka papirusu.

Neferze, mój mężu i przyjacielu

Jak już wiesz z poprzedniego listu, to ja zwróciłam uwagę Królowej Amaktaris na Twoją osobę i Twoje wiersze, licząc na Jej pomoc w dręczącej nas sprawie spłodzenia potomstwa. Następstwa tej prośby okazały się daleko inne, niż się spodziewałam, tym niemniej Ona złożyła swego czasu pewne obietnice i chce ich obecnie dotrzymać, co muszę poczytać na Jej korzyść. Wiem też, że nie jesteś już osobistym niewolnikiem Władczyni i przyznam, że wcale mnie to nie smuci. Ja sama, na Jej zaproszenie, wyruszyłam w drogę do Stolicy. Mimo wszystkiego, co się stało, nie potrafię przestać Cię kochać i mam nadzieję, że Ty również myślisz o mnie dobrze. Jeżeli bogowie, a zwłaszcza Izyda dopomogą, być może będziemy jednak mogli radować się synem lub córką. Może wtedy na nowo nauczymy się cieszyć także sobą nawzajem. Jest to moim życzeniem, a liczę, że również i Twoim. Wkrótce powinniśmy się zobaczyć.

Ana

Te słowa również wydawały się chłodne, doskonale jednak pojmował, że Anie niełatwo  wybaczyć jego własne szaleństwa, a wyciągając w ten sposób rękę ku zbłąkanemu mężowi prawdziwie dowodziła swojej miłości… On sam nie potrafił zabrać się za przygotowanie listu do żony, a powody które wynajdował, były w istocie zwykłymi wykrętami. Tak jak napisała, wkrótce się spotkają i porozmawiają. Ciekawe, cóż takiego Ana i Amaktaris ułożyły za plecami męża oraz byłego osobistego niewolnika? Skoro jego udział jest niezbędny, to prędzej czy później któraś z nich zechce to może wyjaśnić. Obecnie mógł tylko czekać.

Przez dwa następne dni zabijał czas, krążąc bez celu po gospodzie, targu i przystani. Wieczorami przesiadywał w sali ogólnej nad kubkiem piwa lub też w swoim pokoju, przeglądając zwoje z wierszami. Ahmes wracał późno, zajęty obowiązkami. Prawdziwa niespodzianka spotkała kapłana trzeciego dnia. Słońce stało już wysoko, ale on dopiero niedawno zdołał zebrać siły na to, by podnieść się z posłania. Okazało się, że tego ranka pani Muta nie puka do drzwi celem ponaglenia do zejścia na spóźnione śniadanie.

– Neferze, masz gościa. Przygotuj się, tylko szybko!

Nie zdążył nawet zapytać, któż niepokoi go o tak wczesnej porze. Tym razem nie udawała własnego posłańca, ani kogokolwiek innego, chociaż ubrała się skromnie. Nie traciła też czasu na przyjmowanie hołdów – znajomym, niecierpliwym gestem dłoni przerwała próbę złożenia pokłonu – i natychmiast przeszła do rzeczy.

– Neferze, chcę byś wrócił do służby.

– Pani, już o tym mówiliśmy…

– Jestem Królową i nie zwykłam prosić o cokolwiek, zwłaszcza po raz drugi. Teraz jednak to uczynię. Proszę, byś wrócił, potrzebuję cię!

– Pani…

– Nie proszę dla siebie, Neferze. Proszę dla kogoś, kto powinien być ci bliski…

– Co się stało?

– Irias… – Odniósł wrażenie, że Władczyni z najwyższym trudem zachowuje pozory spokoju.

– Co z nią?

– Ona zniknęła, Neferze. Od wczoraj księżniczki nigdzie nie można znaleźć… Wygląda na to, że ona… ona chyba…

– Pani?

Amaktaris opanowała się i Jej następne słowa zabrzmiały spokojnie, budząc jednak tym większą grozę

– Neferze, Irias została porwana!

LXXXIII

Słowa Królowej uderzyły Nefera niczym maczuga, przez chwilę nie potrafił zebrać myśli.

– Co takiego? Kto to zrobił i jak mogło do tego dojść? Dlaczego nie zapewniliście księżniczce ochrony? Mistrz czegoś się obawiał… Miał przeczucie, że szykuje się coś złego…

– Nie wiemy wszystkiego. Wczoraj wyjechała na przejażdżkę z Bestią i Amazonkami. Z różnych powodów nie mogłam jej towarzyszyć, a te wojowniczki nie tolerują żadnych mężczyzn i nie życzyły sobie eskorty. Nikt poza nimi nie potrafi zresztą jeździć konno. Podobno, gdy już wracały i zbliżały się do pałacu, nadjechał rydwanem posłaniec, miał Mój pierścień i przekazał Moje jakoby rozkazy…

– Znowu ten pierścień… Czy posłaniec nie był przypadkiem kulawy?

– Nie, Neferze. To nie on. Zarówno Irias jak i Amazonki rozpoznałyby Tahara, zapamiętałyby go z Tamadah.

– Ale nikt nie mógł raczej zdobyć innego  pierścienia z Twoim znakiem… Musieli dostać go właśnie od tego zdrajcy…

– Pewnie tak, wykonano ich tylko kilka, a odpowiednie kamienie i sam wzór są dostępne wyłącznie dla nadwornego złotnika. To magiczny, błękitny kamień, z rzadkiej bryły nakrapianej złotem… Takie znaleziska zastrzeżone są od zawsze tylko dla Władców Górnego i Dolnego Kraju[1]. Wierz mi, niełatwo podrobić Moje znaki. Tahar zdołał widocznie uciec z pola bitwy i oddał się na usługi kolejnych wrogów Królowej… Mógł usłyszeć o nich od księcia… Niepotrzebnie okazałam mu łaskę… Niepotrzebnie okazałam łaskę im obu, Taharowi na twoją prośbę…

– Jakie właściwie rozkazy przyniósł ten fałszywy posłaniec?

– Powiedział, że ma polecenie zabrać Irias na spotkanie z tobą, Neferze. Spotkanie, na które dałam jakoby specjalną zgodę i które zorganizowałam.

– I one pozwoliły odjechać jej samej?

– Wysłannik oświadczył, że ani Ja, ani ty, Neferze, nie życzymy sobie obecności Amazonek podczas tej rozmowy. To zabrzmiało nawet prawdopodobnie, bo istotnie nie chciałabym ich wówczas widzieć, ty zapewne też nie. Miał własną eskortę w postaci dwóch kolejnych rydwanów ze znakami gwardii. Ostatnio w stolicy znalazło się tylu żołnierzy, że Irias nie mogła znać ich wszystkich… Księżniczka podobno uparła się, aby jechać natychmiast, gdy tylko usłyszała, o co chodzi. Sprawiała też wrażenie, że poznaje posłańca, chociaż Amazonki nie potrafiły go później opisać. Miał wyglądać zwyczajnie, nijako. Irias zostawiła konia i przesiadła się na rydwan.

– Posłużyli się moim imieniem, aby wciągnąć ją w zasadzkę. – Nefer zdusił cisnące się na usta przekleństwo.

– Podobnie jak Moim pierścieniem… W tym wszystkim nie zatroszczyłam się o to, aby wyśledzić, co stało się z Taharem po bitwie i oto rezultaty. Ten przeklęty klejnot wciąż wyrządza szkody… Bogowie karzą Mnie chyba za to, że tak głupio go straciłam…

– Czy wiemy coś jeszcze? – Chciał, aby Najjaśniejsza nie rozpamiętywała w tej chwili swoich rzekomych win czy zaniedbań. Księżniczka oraz wszyscy jej przyjaciele potrzebowali obecnie siły, spokoju i opanowania Królowej Amaktaris.

– O tym, że Irias nie wróciła z przejażdżki i pojechała gdzieś z tym fałszywym gońcem dowiedziałam się dopiero po pewnym czasie, wieczorem, gdy nie zjawiła się ani na kąpieli, ani na kolacji. Zarządziłam poszukiwania, ale… Rydwany ruszyły podobno w stronę pustyni i folwarku Pachosa, nigdy tam jednak nie dotarły. Piasek zasypał ślady… Może uciekli na pustkowia,  rozesłałam już wszędzie patrole… Równie dobrze mogli jednak porzucić i ukryć gdzieś zaprzęgi, zabić konie, a potem przedostać się do miasta. Ludzie mistrza Apresa przetrząsają ulice Memfis i wypytują kogo się da, jak dotąd bez rezultatu…

– Kto mógł zrobić coś takiego?

– Mam bardzo wielu wrogów, Neferze… I coraz mniej przyjaciół… Czy mogę liczyć na twoją pomoc, pomimo tego wszystkiego, co się stało?

– Pani… Irias pomogła mi wiele razy… Kocham ją jak córkę, której odmówili nam z Aną bogowie… Jestem na Twoje rozkazy, chociaż nie wiem, cóż właściwie zdołam uczynić…

– Twój rozum na pewno się przyda… W tej sprawie jest coś dziwnego… Na co liczą porywacze albo ich mocodawcy? Muszą wiedzieć, że cokolwiek otrzymają w zamian za życie i wolność Irias, cokolwiek im obiecam… Nie zdążą się tym nacieszyć. Będę ich ścigać niczym wściekłe szakale, bez wytchnienia i bez żadnej litości… Poruszę niebo i ziemię… A gdy już zostaną schwytani… Kimkolwiek by nie byli, wojownicy królowej kopca znowu otrzymają zajęcie…

– Nie wątpię w to, Pani. Pamiętam sprawę tamtego chłopca, Aniego…

– Wszyscy wiedzą o miłości, którą darzę Irias. Może ktoś chciał się zemścić?

– Wtedy, wybacz mi te słowa, o Wielka, ale ciało księżniczki znaleziono by o świcie u wrót Pałacu… Tu musi chodzić o coś więcej niż zemsta…

– Obyś się nie mylił… Jeżeli tak, to mamy jakąś szansę… Wracajmy, może mistrz albo Horkan dowiedzieli się czegoś więcej. – Wypowiedziawszy imię setnika, Władczyni zapewne o czymś sobie przypomniała. – Oczywiście, o ile zechcesz służyć swojej Królowej, nie jesteś już przecież Moim niewolnikiem

– Pozostanę nim zawsze i wszędzie, wiesz o tym, Najwspanialsza…

– Nie chodzi tylko o to, Neferze… Może kiedyś potrafisz ponownie ucałować stopy Pani Obydwu Krajów z dawną żarliwością… Ale nie czas na to… Musimy uratować Irias.

Gospodę opuścili bez zbędnej ostentacji. Nie rzucająca się w oczy, zasłonięta lektyka oraz doborowy oddział straży czekały na podwórzu. Nefer szedł oczywiście pieszo. Wracał więc do służby ale jako kto? Nieformalny doradca, ktoś w rodzaju przyjaciela, faworyt Bogini? Jej słowa zdawały się wskazywać, że tej ostatniej możliwości Najjaśniejsza wcale nie uważała za niemożliwą… A co sądził o tym on sam? – „Teraz nie czas na takie rozmyślania.” – Ofuknął się w duchu. – „Nie wtedy, gdy Irias grozi niebezpieczeństwo, a Ana znajduje się w drodze do stolicy”.

W przedsionku prywatnych apartamentów Monarchini czekali obydwaj Mistrzowie. Zaprosiła ich do gabinetu, zabierając ze sobą również Nefera. Były niewolnik doczekał się tej satysfakcji, iż tym razem Mistrz Apres nie tylko nie wyraził sprzeciwu, ale nawet nieznacznie skinął mu głową. Horkan pozostawał szczęśliwie nieobecny, nadal osobiście dowodził patrolami przetrząsającymi pustynię. Przysłał tylko gońca z raportem, że nie znaleziono nic istotnego. Treść tego przesłania przekazał Władczyni Towarzysz Prawej Ręki.

– Co z Pachosem? – spytała. – To w okolice jego folwarku skierowały się podobno rydwany porywaczy?

– Niestety, o Pani. Jak już donoszono, opuścił gospodarstwo jeszcze wczoraj przed południem i dotąd nie powrócił.

– To dziwne. Rozumiem, że zadania którymi się zajmuje, mogły przez jakiś zatrzymać rządcę poza folwarkiem, ale powinien już wrócić… Mógłby się teraz bardzo przydać. Zaczynam obawiać się również o niego… A jak twoje własne poszukiwania, mistrzu?

– Nadal nic konkretnego, Wielka Pani.

– Wydobyłeś coś z Mojego kuzyna?

– Zabroniłaś, o Najdostojniejsza, stosowania wobec księcia metod bardziej bezpośrednich, ale okazało się, że wystarczyło zademonstrować mu działanie niektórych… przyrządów, by okazał chęć współpracy… Bardzo żywą chęć współpracy. Niestety, wymienił tak wielką liczbę imion swoich rzekomych zwolenników, że niewiele nam to dało. Nie potrafił przypomnieć sobie, o których z nich mówił konkretnie Taharowi. Oczywiście, z czasem postaram się sprawdzić ich wszystkich, ale nie da się zrobić tego natychmiast. Mógłbym zastosować silniejsze środki nacisku, jeśli zezwolisz, o Najpotężniejsza z Władczyń, obawiam się jednak, że książę powie nam wówczas, co tylko zechcemy usłyszeć i nie wiadomo, ile będzie w tym prawdy. Pragnę jednak zwrócić Twoją uwagę, iż na poczesnym miejscu wskazał arcykapłana Heparisa. Samo w sobie to jeszcze o niczym nie świadczy, ale jeśli pamiętasz, Pani, sprawę Twych nasączonych trucizną sandałów oraz libijskiego sługi, którego aresztowałem, to ślad również prowadzi w tym kierunku. Skłonienie tego syna pustyni do mówienia wymagało o wiele większej perswazji z naszej strony, powiedział też znacznie mniej, ale akurat jego słowom bardziej jestem skłonny wierzyć.

– Wymienił imię arcykapłana świątyni Ozyrysa? Niemożliwe, aby Heparis mógł okazać się aż takim głupcem.

– Ten człowiek podobno nigdy nie rozmawiał z czcigodnym Heparisem i nawet gotów jestem uznać to za prawdę, ale zakup trucizny zlecił mu jeden z zaufanych akolitów hierarchy.

– To ważny ślad, ale w tej chwili mamy ważniejsze sprawy.

– Pani, nie zdziwiłbym się, gdyby te wypadki wiązały się ze sobą. Księżniczkę porwano akurat wtedy, gdy zaczęliśmy czynić postępy w śledztwie.

– Weź świątynię Ozyrysa pod baczną obserwację, nie przypuszczam jednak, by dostojny arcykapłan aż tak ryzykował… Gdyby naprawdę więził Irias w murach swojej siedziby, nic nie zdołałoby osłonić go przed Moim gniewem… Nie należy do przyjaciół Królowej, ale unikał jakiegokolwiek zaangażowania w bunt księcia. O ile pamiętam, wydawał się nawet prawdziwie wzburzony wystąpieniem Nektanebo, gdy na początku wojny składał deklarację wierności. Nie zaniedbuj też innych tropów, mistrzu.

– Oczywiście, o Pani. Musimy jednak czekać… Może bogowie ześlą nam szczęśliwy traf.

– A może porywacze wystąpią z jakimiś żądaniami. Przecież w tym celu musieli uprowadzić księżniczkę… Obiecam im, co tylko zechcą, ale potem…

Amaktaris z trudem zdołała zachować spokój. Widząc wzburzenie Władczyni i zamierzając być może odwrócić Jej umysł od dręczącego problemu porwania Irias, Mistrz uzdrowiciel podniósł inną kwestię.

– Pani, jak wiesz dziś przybywają do stolicy pierwsze łodzie z rannymi. Wśród nich jest też sierżant Tereus. Nie tak dawno wyraziłaś chęć uhonorowania tego żołnierza odpowiednim powitaniem.

– Tak, masz rację, mistrzu. W obecnej chwili nie czas na uroczystości, ale sierżant zasługuje na to, aby Królowa osobiście przyjęła go na przystani… Albo nie, nie potrzebujemy kolejnego zbiegowiska… Wypłynę na spotkanie własną łodzią i powitam Tereusa na Rzece… Poza wszystkim, pozwoli to może oderwać myśli oraz chłodniej spojrzeć na sytuację… Wydaj, proszę, stosowne rozkazy, towarzyszu… Ty, mistrzu uzdrowicielu, przygotuj szpital… A ty, Neferze, popłyniesz ze mną. Z pewnością macie sobie wiele do powiedzenia z sierżantem oraz Harfanem, bo on też wraca do Memfis. I dobrze, bardzo potrzebuję teraz przy sobie absolutnie wiernych przyjaciół. Jeżeli dowiecie się czegoś nowego, natychmiast przekażcie wiadomość.

Znalazłszy się na Nilu, Amaktaris rzeczywiście odzyskała jakby trochę spokoju. Jak przypomniał sobie Nefer, mówiła kiedyś, że lubi żeglugę oraz wodne przejażdżki, niekoniecznie związane przy tym z wizytowaniem niewolniczego pokładu oraz wioślarzy królewskiej barki. Nie poczyniła żadnych szczególnych przygotowań, zauważył tylko, że zabrała ze sobą miecz Mutawalisa. Kapłan cieszył się na spotkanie z Harfanem, chciał podziękować za wszystko tak jemu, jak i sierżantowi. Przede wszystkim nadal trapił się jednak o los Irias, chociaż nie próbował nawiązywać rozmowy na ten temat, aby nie zepsuć wymuszonego może ożywienia Najjaśniejszej. Zżymał się sam na siebie, że jak dotąd w żaden sposób nie zdołał w niczym pomóc małej przyjaciółce, która tak ufnie podążyła na rzekome spotkanie i wpadła w pułapkę. Czuł się winny zarówno z tego powodu, jak i dlatego, że we własnym mniemaniu zawodził nadzieje Boskiej Pani, nie potrafiąc nic szczególnego wymyślić. Na szczęście, to Ona zaczęła wymieniać błahe uwagi na temat mijanych budowli i krajobrazów, zamierzając zapewne poprawić własny nastrój.

Konwój z rannymi napotkali już poza północnymi granicami miasta, tworzyło go kilkanaście łodzi i barek płynących powoli w górę Rzeki. Gdy tylko załoga ich własnej ujawniła obecność Monarchini, na dziobie prowadzącego okrętu pojawiła się znajoma sylwetka Harfana, machaniem rąk zapraszającego do przycumowania przy burcie większego statku. Wkrótce znaleźli się na pokładzie, a do powitania przyłączył się Mistrz Sentot.

– Pani, zaszczycasz nas swoją obecnością.

– Jestem to winna Moim żołnierzom i tobie także, mistrzu uzdrowicielu… Przede wszystkim przybyłam jednak dla sierżanta, stał się bohaterem tej bitwy, ma nadto wiele do opowiedzenia na temat jej prawdziwego przebiegu. Harfanie, okazałam ci Moje niezadowolenie, podczas gdy byłeś i pozostałeś wiernym przyjacielem zarówno Królowej, jak i obecnego tu Nefera. Dałeś tego najlepsze możliwe dowody, bracie, nie zapomnę o tym… Jak widzisz, Nefer nie jest już więźniem ani niewolnikiem, zgodził się jednak pozostać w Mojej służbie.

– Pani, wszyscy pragniemy służyć Ci z całych sił, jak tylko potrafimy.

– Wkrótce możecie znowu znaleźć ku temu okazję… Nie chciałabym jednak psuć teraz tej radosnej chwili powitania.

– Neferze, cieszę się, że odzyskałeś łaskę naszej Pani. Widzę, że nosisz sztylet, który zdobyłeś, a tamte naramienniki przechowałem, tak jak obiecałam. Nie żałuję jednak odwołania mojej niewczesnej przysięgi.

– Czy zdołaliście ustalić coś nowego w sprawie zamachu na życie sierżanta?

– Niestety nie, o Wielka. Zamachowiec zginął z własnej ręki, a nikt nie potrafił go rozpoznać.

– Cóż, zapewne to Menase nasłał zabójcę… Okazał się zdrajcą i padł u stóp Mego Tronu, powalony przez Horkana w chwili, gdy rzucił się na Nefera ze sztyletem w dłoni… Tym samym zresztą, który tu widzicie.

Kapłan nie uznał za stosowne wyrazić w tej akurat chwili swoich wątpliwości dotyczących ewentualnych motywów setnika. Niech już ta sprawa zostanie pogrzebana na zawsze, najważniejsze, że ucierpiał tylko sam ambitny generał.

– Obiecałam nie psuć radości spotkania, a jednak ciągle to czynię, poruszając takie sprawy. Mistrzu uzdrowicielu, należą ci się wielkie wyrazy uznana za uratowanie sierżanta.

– Nie zdołałem, niestety, ocalić jego ręki, tak jak się obawiałem. Musiałem ją odjąć, wybacz, o Wielka.

– Uczyniłeś słusznie… Będąc na miejscu, tylko ty mogłeś podjąć decyzję. Nawet wówczas, gdy odjeżdżając wydałam inne zalecenia… Podyktowane żalem oraz wspomnieniami… Sierżant wraca do zdrowia i to świadczy o twoich umiejętnościach… Uratowaliście nie tylko jego życie, ale także życie Nefera oraz honor Królowej. Chodźmy, jeśli Tereus jest przytomny, to chciałabym teraz osobiście podziękować dzielnemu wojakowi.

– Jeżeli nawet śpi, to nigdy by nam nie wybaczył, gdybyśmy nie obudzili go przy takiej okazji. A zdrowie sierżanta jest coraz lepsze. Urządziliśmy mu posłanie na rufie.

Posłanie okazało się królewskich niemal rozmiarów legowiskiem, uczynionym z poduszek, makat i skór dzikich zwierząt. Tereus istotnie prezentował się znacznie lepiej niż wówczas, gdy Nefer widział go po raz ostatni. Nawet brak lewego przedramienia, odciętego tuż poniżej łokcia, nie odbierał staremu żołnierzowi wojskowego wyglądu. Bynajmniej nie spał i nie zważając na wymogi etykiety, pierwszy odezwał się do Najdostojniejszej.

– Księżniczko, jak dobrze wreszcie Cię widzieć! Może Ty powiesz coś tym dwóm tutaj, aby w końcu pozwolili mi wstać z tego barłogu, dobrego dla jakiejś damy dworu albo dziwki w drogim burdelu. Jeżeli zobaczą to moi wszarze, to spalę się przed nimi ze wstydu.

– Może zdołam uczynić coś w tej sprawie, jeżeli ty z kolei okażesz posłuszeństwo innym rozkazom Władczyni, żołnierzu. – Amaktaris przyjęła rubaszny ton rozmowy, w oczywisty sposób zadowolona z ożywienia i dobrego stanu Tereusa.

– A cóż to za rozkazy, Księżniczko? Po tym wylegiwaniu się tutaj jestem gotowy na wszystko!

– Zaraz zobaczymy, sierżancie. Na początek przyjmij podziękowania swojej Królowej za to, czego dokonałeś podczas bitwy. Ten miecz, który sam zdobyłeś w walce z księciem Mutawalisem niech świadczy o twojej odwadze i zasługach. – Podała oręż, który wojak uchwycił zdrową ręką z pewnym wahaniem.

– To ja chciałem złożyć tę klingę u Twych stóp, Księżniczko, razem z głową tego łajdaka, który ośmielił się…

– Sierżancie, nie wiem, co stało się z głową księcia, pewnie zjadły ją sępy albo szakale, ale miecz zatrzymaj. Znaleźli się tacy, którzy narazili się na złość i zawiść innego zdrajcy, aby zachować dla ciebie tę zdobycz.

– Wiem już o tym, co się stało. – Przez twarz Tereusa przemknął cień. – Ten Menase… Na szczęście, jak widzę, poznałaś się na Neferze. To jego zasługa, że…

– O tym porozmawiamy później. Teraz, skoro okazałeś już posłuszeństwo pierwszemu  rozkazowi Królowej, chociaż nie bez oporu, wykonaj też drugi.

– O co chodzi, Księżniczko? Widzę, że planujesz coś, co nie spodoba się staremu żołnierzowi… – Grek wyraźnie się zaniepokoił.

– Przyjmij i to, wojowniku. – Amaktaris wydobyła z fałd szaty niewielki rulon papirusu i podała Tereusowi. – Tak, masz rację, to może ci się nie spodobać… To patent pułkownika oraz oficjalna nominacja na dowódcę Królewskiej Gwardii. Nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów! – przerwała sierżantowi, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. – Gdybyś nie opierał się wcześniej i sprawował nie tylko rzeczywiste, ale też i formalne dowództwo nad gwardią, cała ta historia z Neferem wcale by się nie wydarzyła! Ani jego życie, ani honor Królowej nie zostałyby zagrożone!

– Najdostojniejsza Pani… – Sierżant usiłował zaprotestować.

– Tereusie, rozkazuję ci przyjąć ten awans oraz proszę, abyś w najbliższym czasie nie próbował obrazić albo pobić żadnego z Moich dworzan. Czy to jasne? Z tym ostatnim miałbyś zresztą niejakie trudności.

– Tak myślisz, Księżniczko? Zapewniam, że mogłabyś się zdziwić.

– Może i tak… – Amaktaris spojrzała bez złości na starego wojaka. – W takim razie proszę abyś przyjął awans oraz rozkazuję nikogo nie obrażać i nie wdawać się w bójki. Teraz lepiej, sierżancie? A właściwie pułkowniku?

– Zawsze się bałem, że któregoś dnia  postawisz sprawę w taki właśnie sposób.

– Powinnam była to zrobić już dawno temu! Skoro doszliśmy do porozumienia, to i Ja spełnię obietnicę. Nowy dowódca gwardii może wkrótce okazać się bardzo potrzebny. Mistrzu uzdrowicielu, czy nie da się skrócić jego odpoczynku? Jako uzdrowicielka znajduję sierżanta, to znaczy pułkownika Tereusa, w zaskakująco dobrym stanie, co jest zresztą z pewnością twoją zasługą.

– Jeszcze dwa dni, o Wielka… Ale może wstać z tego posłania, jeżeli aż tak bardzo mu ono doskwiera.

– Doskonale! Słyszałeś, pułkowniku?

– Pani, zawsze wiedziałem, że Twoje słowa potrafią zdziałać cuda.

– Na dwa dni oddaję cię pod rozkazy mistrza Sentota, potem obejmiesz swoje obowiązki. Jeśli chcesz, możesz natychmiast wstać z tego legowiska. – Trzeba Jej przyznać, że wypowiadając ostatnie słowa Najdostojniejsza spojrzała na uzdrowiciela, który nie zaprotestował. – A teraz wybaczcie, mistrzu i ty Harfanie, ale chciałabym porozmawiać z Tereusem tylko w obecności Nefera.

– Muszę zająć się innymi rannymi, jeśli pozwolisz, o Wielka. – Sentot skłonił się lekko.

– A ja poczynię przygotowania do przybycia na przystań. – Libijczyk oddał wojskowy salut.

– Nie zatrzymuję was więc. – Amaktaris przyglądała się Tereusowi, który, z pewnym co prawda trudem, powstał jednak o własnych silach i przysiadł na ławce.

– Sierżancie, to jest pułkowniku, chciałabym teraz usłyszeć twoją opowieść o tym, jak to znalazłeś się ze swoim oddziałem na wzgórzach.

– Opowiedziałem już wszystko Harfanowi, Księżniczko, a on opisał to w liście. Nefer przyjechał do nas na koniu, okazał Twój znak i podał nam Twoje rozkazy. Wykonaliśmy je i oto cała historia.

– Naprawdę uwierzyłeś w jego słowa? – Spojrzała badawczo na Tereusa.

– Tak… To znaczy niezupełnie, Księżniczko. – Żołnierz stracił pewność siebie.

– Czyli jak w końcu?

– Prawdę mówiąc, to nie pojmowałem, dlaczego posłałaś niewolnika z takimi rozkazami… Byłoby to jednak trochę dziwne, nie czyniłaś tego przedtem… Ale uwierzyłem, gdy opowiedział o Hetytach. Uwierzyłbym nawet bez tego znaku, ale wtedy nie zdołałbym przekonać Menase.

– Dlaczego uwierzyłeś?

– Bo znam Nefera jako Twego oddanego sługę i ufam jego rozumowi, Księżniczko.

– Postąpiłeś słusznie… Obydwaj tak postąpiliście, dzięki wam wygraliśmy tę bitwę… I wygląda na to, że żadnego z was nie zdołałam nagrodzić w odpowiedni sposób… Przynajmniej ty, Tereusie, przyjąłeś awans i miecz, a Nefer wrócił do służby…

– Pani, to ostrze… Okazałabyś łaskę, gdybyś zechciała go używać. Nawet Twój Ojciec nie miał takiego… Nie powinnaś być gorsza od królowej Amazonek, chociaż jest nią teraz Irias…

– Pułkowniku, jedną ręką trudno władać oszczepem, ten miecz przyda ci się bardziej niż Mnie. – Amaktaris drgnęła słysząc imię porwanej wychowanicy, ale widocznie nie chciała jeszcze niepokoić Tereusa groźnymi wieściami.

– Przyjmę więc tę klingę na przechowanie. Gdy przestanie mi być potrzebna, weźmiesz ją z powrotem. Wybacz te słowa staremu żołnierzowi, Księżniczko, ale zawsze traktowałem Cię trochę jak córkę i chciałbym, abyś miała po mnie choćby ten miecz… Tak jak Irias… Jestem dumny z was obu. – Nowo mianowany pułkownik wzruszył się w niebezpieczny sposób.

– Tak uczynię, sierżancie. Irias jednak…

– Teraz, gdy śmierć zajrzała mi w oczy chciałbym coś wyznać. – Tereus zdawał się nie słyszeć słów Najjaśniejszej. – Nie przypadkiem tak zależy mi na tym, abyście obie z Irias miały te niezwykłe miecze… Mała wojowniczka… Ona też jest moją córką…

– Co takiego?

– W odpowiednim czasie, podczas jednej z kampanii na północy poznałem jej matkę, Hypatię. Domyślałem się, że jest Amazonką, chociaż nie przyznała się do tego, że także ich królową… Pozostawałem już wówczas w służbie Twego Ojca i musiałem wracać, ale nie zdołałem jej zapomnieć… Potem od razu rozpoznałem Irias, po mieczu, ale nie tylko… Jest bardzo podobna do matki… I to nie wyłącznie z wyglądu.

– Dlaczego nigdy nic nie mówiłeś, sierżancie?

– Nikomu nie przyniosłoby to żadnego pożytku. Królowa Amazonek nie może mieć ojca… A dlaczego mówię teraz? Bo jestem już stary i chciałbym, aby ktoś jednak o tym wiedział. Zaprzyjaźniła się z tobą Neferze, zasługujesz na to, chociaż jesteś niewolnikiem. Nauczyłem ją tego, co sam potrafię… Wy oboje nauczycie Irias czegoś więcej… Tylko ona nie może się o niczym dowiedzieć, przynajmniej dopóki ja żyję… To jedynie wszystko by utrudniło. Musicie mi to obiecać.

– Obiecuję, w imieniu własnym i Nefera. Nie jesteś już niewolnikiem, kapłanie, ale tego polecenia usłuchasz. – Spojrzała znacząco na towarzysza. – Co do ciebie, pułkowniku, to obawiam się, że będę musiała raz jeszcze porozmawiać z mistrzem Sentotem w sprawie tych dwóch dni, które mu daliśmy… Niestety, gdy dowiesz się o tym, co się stało, zapragniesz natychmiast wrócić do służby i nic cię przed tym nie powstrzyma. Nie będę się sprzeciwiała, bo doskonale to zrozumiem.

LXXXIV

Na przystani oczekiwał ich goniec przysłany przez Mistrza Apresa z wiadomością, iż Towarzysz Prawej Ręki prosi Najdostojniejszą Królową Amaktaris, Oby Żyła i Władała Wiecznie, o jak najszybsze przybycie do koszar rydwanów gwardii, o ile taka będzie Jej wola. Nadeszły bowiem wiadomości od setnika Horkana. Usłyszawszy to, Najjaśniejsza zrezygnowała z nadzorowania wyładunku rannych, zostawiając to zadanie uzdrowicielowi Sentotowi, po czym natychmiast pospieszyła na koszarowy dziedziniec, zabierając ze sobą Nefera, Harfana i Tereusa. Wiadomość o zaginięciu i prawdopodobnym uprowadzeniu Irias nowy dowódca gwardii przyjął z zadziwiającym spokojem. Tylko groźne spojrzenia, rzucane wszystkim, którzy mieli pecha znaleźć się w pobliżu, świadczyły o jego emocjach.

– Wiem, że zrobisz wszystko, aby ją ocalić – powiedział jeszcze na łodzi. – A ja pomogę Ci w tym, Księżniczko, na ile tylko zdołam. Liczę też na ciebie i twoje szczęście, Neferze.

Harfan, którego również powiadomili o najnowszych wypadkach, chwycił tylko za rękojeść sztyletu i uśmiechnął się zimno. Nie potrzebował słów, aby wyrazić swoje uczucia.

Teraz wszyscy razem wysłuchali słów Mistrza Apresa, otoczeni zgiełkiem towarzyszącym pospiesznemu przygotowywaniu do drogi szwadronu wozów bojowych.

– Pani, Horkan znalazł coś na zachodniej pustyni. Pomiędzy folwarkiem Pachosa, a Rzeką. Z tego, co przekazał przez posłańca wynika, że może to być miejsce, w którym porywacze porzucili rydwany. Wiem, że natychmiast zechcesz pojechać tam osobiście, o Wielka, dlatego rozkazałem postawić w stan gotowości dyżurny szwadron. Nie będę tracił czasu na próby odwodzenia Cię od tej wyprawy, ale musisz mieć silną eskortę. Zbliża się wieczór, a Twoi wrogowie pokazali już, co potrafią.

– Dziękuję, mistrzu. Odgadujesz życzenia Królowej. Sama poprowadzę Mój zaprzęg, Harfan i Nefer wezmą drugi. Reszta spełni rolę straży. Tereusie, jesteś jeszcze zbyt słaby, aby nam towarzyszyć, przejmij tymczasem dowództwo nad gwardią.

Nefer pomyślał, że sama Amaktaris również nie powinna ryzykować kolejnej eskapady na rydwanach, a przynajmniej mogłaby zachować ostrożność podczas jazdy, wiedział jednak doskonale, że wszelkie uwagi w tej sprawie nie zostaną dobrze przyjęte. Zajął więc po prostu wskazane mu miejsce obok Libijczyka. Mimo wszystko pomylił się, przypisując Najjaśniejszej brak rozsądku. W ostrym świetle zachodzącego słońca utrzymywała własny wóz pośrodku stawki, pozwalając objąć prowadzenie posłańcowi przysłanemu przez Horkana. Nie narzucała też zawrotnego tempa. Nefer i Harfan podążali tuż za rydwanem Władczyni. Kurz wzniecany przez czołowe pojazdy utrudniał oddychanie, taki szyk zapewniał jednak największe bezpieczeństwo Osobie Królowej. Na miejsce dotarli w zapadającym już zmroku, ale bez żadnej złej przygody. Pokryty niewysokimi wzgórzami teren rozciągał się pomiędzy zachodnią odnogą Rzeki a majaczącym daleko na północy pasmem zieleni, wskazującym usytuowanie prowadzącego ku folwarkowi kanału. Horkan zebrał tu około dwudziestu wozów. Cześć żołnierzy zapaliła pochodnie, inni rozgrzebywali ziemię drewnianymi łopatami.

– Pani, znaleźliśmy ciała koni oraz szczątki zniszczonych celowo rydwanów. Ktoś przysypał to wszystko piaskiem i wczoraj w nocy nie trafiliśmy na żaden ślad. Ale za dnia sępy okazały się lepszymi tropicielami…

– Porzucili rydwany i co dalej? Przecież nie odeszli stąd pieszo!

– Ktoś musiał tu na nich czekać… Sępy przyciągnęła nie tylko końska padlina…

Horkan uniósł pochodnię i poprowadził niewielka świtę Monarchini ku kilku podłużnym kształtom, ułożonym bez większego ładu pod jedną z wydm. Na Nefera zdawał się nie zwracać uwagi.

– Ci, z którymi spotkali się porywacze, znali się na rzeczy. Pewnie wykorzystali też przewagę zaskoczenia. Wszystko musiało rozegrać się bardzo szybko.

Nieruchome ciała żołnierzy noszących znaki gwardii wywierały przykre wrażenie, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że wyposażenie i rynsztunek stanowiły tylko przebranie. Najjaśniejsza przyglądała się bacznie każdemu po kolei.

– Domyślam się, że ich mocodawcy zapragnęli zatrzeć ślady… Oddali jednak tym ludziom prawdziwą przysługę… Ofiarowali im łaskę szybkiej śmierci… Zabójcy mieli z pewnością własne wozy, teraz nie wiemy nawet, jak wyglądały… Mogli udać się z Irias dokądkolwiek, choćby nad Rzekę i przesiąść się do łodzi… Na pustyni już ich nie dopadniemy…

Nagle Amaktaris drgnęła, pochyliła się, po czym nie bacząc na wymogi etykiety własną ręką dotknęła głowy jednego z zabitych. Przywołała gestem Harfana z pochodnią. Także Horkan przysunął łuczywo. Spośród ich czwórki tylko setnik nie rozpoznał ofiary. Tajemnica nieobecności Pachosa wyjaśniła się… Gdy wypytywano o niego na folwarku, rządca leżał już martwy pod piaskiem pustyni. Ktoś wbił mu sztylet w plecy, a dla pewności poderżnął jeszcze gardło.

Najjaśniejsza odsunęła się ze wstrętem i wyrazem niedowierzania na twarzy. Nefer nie miał wątpliwości, iż natychmiast pojęła rolę odegraną w uprowadzeniu Irias przez Jej byłego, pierwszego osobistego niewolnika. Księżniczka rozpoznała posłańca, rozpoznała jako sługę Pani Obydwu Krajów. Porywacze potrzebowali kogoś takiego, w innym wypadku może nie podążyłaby tak ufnie z nieznajomym, pomimo pierścienia oraz posłużenia się imionami przyjaciół. Pachos wykonał swoje zadanie i zginął… Czy jednak Boska Pani pojmowała w pełni Jej własny udział w doprowadzeniu rządcy do takiego kroku? Nefer przypuszczał, że obecnie tylko on jeden, ostatni następca Pachosa, mógł postawić się w jego sytuacji i poczuć to samo, co musiał odczuwać były faworyt, odsunięty i wygnany do jakiegoś zapadłego folwarku… Swego czasu polubił rządcę, pomimo jego słabości i upodobania do wina, teraz zrozumiał, że Pachos zasługiwał w istocie na współczucie, a w winie szukał głównie zapomnienia…

– Nic tu po nas. Wracamy do pałacu… – oświadczyła głuchym głosem Królowa. – Dobrze się spisałeś, Horkanie. Kontynuuj poszukiwania, chociaż wątpię, byś coś jeszcze znalazł… Tych tutaj… Zostawcie sępom i szakalom – rozkazała.

Przez całą powrotną drogę nie odzywała się do nikogo, podobnie jak na koszarowym dziedzińcu. Dopiero Mistrza Apresa zaszczyciła kilkoma zdawkowymi zdaniami, informując o przykrym odkryciu. Harfan i Nefer odprowadzili nadal milczącą Panią Obydwu Krajów do prywatnych apartamentów. Tym razem nie wyraziła życzenia, aby ktoś dotrzymał Jej towarzystwa. Były osobisty niewolnik uznał to jednak za swój obowiązek, skoro i tak często wypominała  mu, iż potrafi narzucać się z własną obecnością.

– Pani… Proszę o chwilę rozmowy…

– Nie mam teraz ochoty na żadne rozmowy, Neferze. Odejdź, odejdźcie obydwaj.

– Może nie masz ochoty, ale tego właśnie potrzebujesz… A z kim porozmawiasz o Pachosie, jeśli nie ze mną?

– Czy ty zawsze musisz wiedzieć wszystko lepiej? Harfanie, zabierz Nefera do koszar. Nie będzie już dzisiaj potrzebny… I niech przyniosą tu dzban wina!

Kapłan powstrzymał przyjaciela ruchem dłoni. Libijczyk zabierał się zresztą do wykonania otrzymanych poleceń z wyraźnym ociąganiem.

– Najjaśniejsza… Amaktaris… Proszę, porozmawiaj ze mną, zamiast szukać zapomnienia w winie. Chcesz naśladować Pachosa?

– A skąd mam wiedzieć, czy nie zdradzisz mnie i ty? Z dzbanem wina mogę przynajmniej czuć się bezpieczna!

– Chyba, że ktoś domiesza truciznę. A sprawdzanie tego, to przecież moje zadanie, Wielka Pani!

– Zawsze powtarzałam, że jesteś po prostu niemożliwy! – Uśmiechnęła się mimowolnie, zaraz jednak spoważniała. – Zostaw nas, Harfanie. I nie kłopocz się tym winem, nie będzie jednak potrzebne.

– Amaktaris… Jesteś Boginią, ale dzisiaj Ty też potrzebujesz pomocy… Pozwól sobie pomóc… – odezwał się cicho, gdy kroki wojownika ucichły w korytarzu.

– Czy wy wszyscy musicie Mnie w końcu zdradzić? Pachos, tamten chłopak – nazywał się Koros, może przyjdzie też kolej i na ciebie?

– Ja już zdradziłem, o Pani, i zostałem nawet skazany na śmierć. Mam to więc za sobą i teraz możesz liczyć na moją wierność.

– To nie czas na takie żarty, o ile twoje słowa w ogóle są żartem… Dlaczego on to zrobił?

– Czym się właściwie zajmował? Bo przecież nie zarządem folwarku?

– Był kiedyś drobnym złodziejaszkiem… Zachował kontakty w przestępczym światku stolicy… Wykorzystywałam to razem z mistrzem Apresem.

– Może miał coś na sumieniu? Ktoś go szantażował?

– Nawet jeśli… Wybaczyłabym… Tak sądzę… Darowałam mu już różne rzeczy… Wcale nie był wzorem praworządnego poddanego.

– Skoro miał sprawy w Memfis, to dlaczego wysłałaś Pachosa do tego folwarku? Zupełnie nie nadawał się na zarządcę.

– Bo… Po prostu, nie chciałam już więcej widzieć go w pobliżu…

– A więc dla Pachosa ten folwark też stał się miejscem wygnania?

– Pojawił się, gdy miałam piętnaście lat. Uratował życie… Wydawał się bohaterem wprost ze zwojów z awanturniczymi opowieściami, taki niezwykły… Okazał się przydatny w pewnych sprawach… Potem… W wielu innych jednak rozczarował…

– On nigdy nie przestał Cię kochać… W winie szukał zapomnienia… Pamiętam, jak spoglądał na Ciebie, gdy przybyłaś do folwarku… Nie czyniłaś tego zbyt często, prawda?

– Nie widziałam takiej potrzeby… Zapewniłam mu przyzwoite życie…

– Oto masz odpowiedź, Boska Pani… On nadal Cię kochał…

– I przeszedł na służbę Moich wrogów z miłości? Pomógł w porwaniu Irias dlatego, że nadal kochał swoją Królową?

– Może go oszukano… A może chciał w jakikolwiek sposób zwrócić na siebie Twoją uwagę… Wino już nie wystarczało…

– Miał szczęście, że poderżnęli mu gardło! Ja nie okazałabym takiej łaski, ty sam wiesz o tym najlepiej… Myślę teraz, że Ojciec i mistrz słusznie jednak ostrzegali, cała ta zabawa z osobistymi niewolnikami nie była najlepszym pomysłem…

– Jedynie Ty możesz to ocenić… W duchu przyznaję im rację, o Wielka, ale w sercu nie potrafię…

– Neferze, ty ciągle jeszcze Mnie kochasz, pomimo tego wszystkiego, co się stało…

– Tak, kocham moją Panią i moją Boginię.

– Tylko nie mów, że jesteś jedynie lojalnym poddanym. Czegoś takiego nie zdołałabym chyba dzisiaj znieść. Nie po tym, gdy porwano Irias i uczynił to ktoś, komu ufałam, kogo kiedyś wybrałam…

– Jestem Twoim poddanym, o Wielka, i nic tego nie zmieni.

– Nie to chciałam usłyszeć, Neferze.

– Jestem Twoim poddanym, ale kocham Cię zarówno jako Kobietę, jako Królową i jako Boginię… Ty sama musisz wybrać, w jakiej roli przyjmujesz moją miłość.

– We wszystkich trzech. Powinieneś wiedzieć, że zarówno Kobiety, Królowe jak i Boginie są zachłanne. Trudno jednak, bym czuła się teraz Boginią, czy choćby Królową, skoro nie potrafię pomóc Irias… Twoja miłość musi ukoić ból Kobiety… Dlaczego bogowie każą płacić księżniczce za Moje błędy? Chciałam zapewnić jej bezpieczeństwo, a ściągnęłam na nią nienawiść wrogów Królowej, strach, cierpienie, może śmierć… Kto wie, co się wydarzy?

– Uratujesz Irias, Wielka Pani. Wierzę w to całym sercem. Możesz i zdołasz to uczynić!

– A ty musisz w tym pomóc. Ja z kolei wierzę w twój rozum i lojalność.

– Niczego jak dotąd nie zrobiłem, chociaż też ją kocham i bardzo pragnę jej powrotu.

– Ja także niczego nie dokonałam, a przecież jestem jakoby Boginią… Powiedziałeś dzisiaj, że potrzebuję pomocy i miałeś rację… Chciałam jej szukać w dzbanie z winem, ale tam znalazłabym tylko truciznę… Co znajdę w twoich ramionach?

W pałacowych komnatach nie odczuwało się nocą takiego zimna jak w namiocie rozbitym na pustyni, ale i tak oboje bardzo pragnęli ciepła. Szukali ukojenia i dali je sobie nawzajem. Na nic więcej nie pozwolili zawistni bogowie… Męskość kapłana nadal więziły metalowe pierścienie, myśli Amaktaris krążyły wokół Irias i dawnego faworyta, który pomógł wrogom w porwaniu dziewczynki. Nawet, gdy w końcu zdołała usnąć w ramionach byłego niewolnika, kilkakrotnie wymówiła przez sen imię księżniczki. Nefer usilnie starał się za to nie myśleć o Anie oraz o tym, co właśnie czyni i to wówczas, gdy postanowił już wygnać Najjaśniejszą ze swego serca. Nie udało się i nic nie potrafił na to poradzić.

Amaktaris przebudziła się przed świtem i podobnie jak na pustyni zażądała podania naczynia, do którego następnie zwymiotowała. Kapłan nie miał pojęcia, co zdołała z siebie wyrzucić, skoro przez większość poprzedniego dnia nic nie jadła.

– Nie wyglądam teraz jak Bogini, prawda Neferze? – odezwała się z kwaśnym humorem. – I nie mogę zaproponować śniadania, bo nadal nie mam ochoty na jedzenie.

– Kocham Cię także jako Kobietę. Czy jednak zdołasz długo jeszcze ukrywać Twój stan, o Pani?

– Tak długo, jak będzie to konieczne… Ale masz rację, wkrótce będę musiała coś zrobić w tej sprawie… Chcę wierzyć, że nie weźmiesz tego za złe swojej Królowej. – Przez twarz Amaktaris przemknął cień, szybko też zmieniła temat. – Wkrótce do stolicy przybędzie twoja żona, Ana. Zaprosiłam ją, zanim jeszcze porwano Irias… To wszystko utrudnia, chcę dotrzymać złożonej jej obietnicy, ale nie wiem, czy potrafię w obecnej chwili… Powiedz, kochasz ją?

– Pani, ja…

– Mów szczerze… Chcę to wiedzieć, nie tylko jako Kobieta…

– Tak… Wybacz swemu słudze, jeśli zdołasz, ale kocham was obie…

– Oboje mamy więc sobie coś do wybaczenia, Neferze… I mam nadzieję, że zdołamy to uczynić. Swoją drogą, wam mężczyznom jest łatwiej, potraficie tak bez żadnego trudu dzielić swoje uczucia… Ja tego nie umiem, nawet jako Bogini…

– Pani…

– Nic już nie mów… Umieszczę Anę w pałacu jako honorowego gościa, niczego jej nie zabraknie. Ty też otrzymasz kwaterę. Byłoby może zręczniej, gdybyś pozostał w gospodzie, ale teraz chcę cię mieć pod ręką. Nadal przeczuwam, że bardzo się przydasz. Zostaniesz, oczywiście, powiadomiony o przybyciu żony, ale zamierzam porozmawiać z nią jako pierwsza. A teraz idź już, skorzystaj z kuchni Ahmesa, skoro Ja czynię to ostatnio niezbyt często. Przy okazji możesz wysłuchać najnowszych plotek na nasz temat. Mnie samej na pewno ich nie powtórzy.

LXXXV

Horkan powrócił dopiero wieczorem, prowadząc zmęczonych żołnierzy i zaprzęgi. Niczego istotnego już nie znalazł, dokładnie tak, jak przewidziała to Amaktaris. Nadal pokryty kurzem, zdał krótką relację ze swoich bezskutecznych poszukiwań podczas zwołanej pospiesznie narady zaufanych Królowej. Nefer otrzymał specjalne wezwanie, przyniesione przez jedną z służek, a jego obecność nie wywołała niczyjego zdziwienia. Mistrz Apres też nie przyniósł dobrych wieści, jego ludzie również nie odkryli żadnego nowego tropu.

– Księżniczka może być teraz wszędzie. Porywacze mieli dość czasu aby wywieźć ją rydwanami na pustynię albo łodzią do jakiegoś miejsca nad Rzeką, mogli nawet ukryć Irias gdzieś w stolicy. Czuję, że tak właśnie się stało i przetrzymują ją w Memfis.

– Skąd taka myśl, mistrzu?

– Irias porwano w jakimś celu, zapewne po to, aby wymusić na Tobie takie czy inne ustępstwa, o Wielka. W takim wypadku wrogowie powinni więzić księżniczkę w pobliżu, by w razie potrzeby udowodnić, że pozostaje w ich mocy i móc wywierać naciski.

– To dlaczego nie pojawiły się dotąd żadne żądania? I na co liczą porywacze? Przecież cokolwiek im obiecam i cokolwiek otrzymają, nic nie uchroni ich później przed Moja zemstą!

– Tego nie wiem. Może na coś czekają?

– Cóż więc możemy zrobić? Mamy przewrócić miasto do góry nogami? Pułkownik Tereus z pewnością zdołałby coś takiego zorganizować, tym bardziej, że nadal obozują w okolicy znaczne odziały wojska.

– Obawiam się, Pani, że to nic by nie dało. Nie odnajdziemy już teraz Irias bez łaskawego uśmiechu bogów, tym bardziej, że są miejsca, do których trudno posłać żołnierzy nie posiadając wyraźnych dowodów.

– Masz na myśli świątynie…

To nie było pytanie i Mistrz nie uznał za potrzebne udzielać odpowiedzi, zamiast tego poruszył inną sprawę.

– Najdostojniejsza, ciągle nie dają mi spokoju te zatrute libijskim jadem sandały… Ślady prowadzą do Domu Ozyrysa. Oczywiście, nie mamy jeszcze żadnych dowodów, by oskarżyć arcykapłana Heparisa i tymczasem obserwujemy tylko jego siedzibę. Proszę, byś dała zgodę na bardziej bezpośrednie działania.

– Co masz na myśli, mistrzu?

– Przy nadarzającej się okazji chciałbym zaprosić na rozmowę kilkoro z jego pomniejszych sług i nakłonić do możliwie daleko posuniętej szczerości.

– Nie sądzę, by mogli wiedzieć coś istotnego.

– Ja też nie oczekuję od nich wyznań wielkiej wagi. Zamierzam tylko zaniepokoić czcigodnego arcykapłana. W jego przypadku jestem akurat głęboko przekonany, że posiada wiedzę o wielu sprawach. Może nawet o porwaniu księżniczki. Myślę o tym, by skłonić Heparisa do jakiegoś posunięcia. Zniknięcie bratanka przyjął z zadziwiającym spokojem, kto wie, czy nie liczył na zwycięstwo księcia, a teraz chce się zemścić.

– Sam powiedziałeś, że tu nie chodzi o zemstę, tylko o jakieś żądania.

– Arcykapłan to zbyt przebiegły gracz, by pragnął samej pomsty. Gdyby nawet miał takie zamiary, to prawdopodobnie połączyłby je z planami zdobycia władzy. Od dawna jej pożąda.

– Ja natomiast nie dbam o władzę! Gdyby Irias coś się stało, uczyniłabym wszystko, by wziąć odwet, ukarać winnych i niech dzieje się co chce! – Królowa dopiero po chwili zdołała opanować wzburzenie i w miarę spokojnie wypowiedziała następne słowa. – Mam jednak nadzieję, że istotnie chodzi tu o jakieś rozgrywki. Gdyby celem miała być tylko zemsta, los księżniczki zostałby już przesadzony, a tak mamy jakąś szansę… Rób co uważasz za stosowne, mistrzu. Uratowanie Irias to sprawa najważniejsza ze wszystkich.

Narada nie przyniosła już żadnych dalszych rezultatów i Królowa wkrótce ją zakończyła. Podobnie jak poprzedniego dnia, nie miała ochoty na  niczyje towarzystwo. Tym razem Nefer uznał za stosowne bez protestu zastosować się do tego życzenia Władczyni. Już wczoraj powiedział wszystko, co mogło Jej pomóc. Teraz potrzebowała spokoju i samotności, by uporać się w duchu z dręczącym Ją poczuciem winy.

Wieczór spędzili we trzech, z Ahmesem i Harfanem, ale opróżnili tylko jeden dzban piwa. Żaden z przyjaciół nie przejawiał zbyt dobrego nastroju. Nefera nękało wrażenie bezsilności – Horkan przeprowadził przynajmniej poszukiwania na pustyni – odczuwał też niepokój związany z coraz bliższym przybyciem Any. Rozstali się stosunkowo wcześnie i odnalazł przydzieloną sobie kwaterę, umieszczoną w skrzydle pałacu innym niż to, w którym znajdowały się osobiste apartamenty Najjaśniejszej.

Następnego dnia odbył po śniadaniu ćwiczenia, zaproponowane jeszcze wieczorem przez Harfana, po czym zaszył się w prywatnej bibliotece Amaktaris. Straże i służba wpuściły go bez problemu, nie był pewien, czy stało się to skutkiem wyniesionego z dawnych czasów przyzwyczajenia, czy też może Bogini wydała na nowo takie rozkazy. Ona sama zajmowała się od rana sprawami państwowymi, pragnąc zapewne uciec od niepokoju o los Irias oraz natrętnych myśli. Nefer także nie miał ochoty na niechciane rozważania i zastosował własny sposób – zatopił się w lekturze zwojów z opowieściami o dziejach Kraju. Wyszukiwał zwłaszcza takie, w których opisywano zbrodnicze spiski i knowania przeciwko minionym Władcom. Treść tych papirusów doskonale odpowiadała ponuremu nastrojowi kapłana. Amaktaris pojawiła się dopiero wieczorem.

– Opowiesz, o czym czytasz?

– O przypadkach dawnych Królów Egiptu.

– I jak wypada w porównaniu obecna Pani Obydwu Krajów?

– Czytam o takich, którzy nie potrafili poradzić sobie z wrogami. Nie porównuj się akurat z Nimi, o Wielka.

– Ja też nie umiem pomóc Irias, chociaż jestem podobno Boginią.

– Wierzę, że uratujesz księżniczkę… A gdyby nawet, wybacz te słowa, miało stać się inaczej, Twój Tron pozostaje niezagrożony. Odniosłaś niedawno wspaniałe zwycięstwo.

– Jakie to ma teraz znaczenie? Czy myślisz, że będzie to pociechą, jeżeli ona zginie? Chyba tylko taką, że wykorzystam władzę dla wywarcia zemsty. Nic Mnie przed tym nie powstrzyma… – Uspokoiła się z trudem, jak zawsze, gdy mówiła o ewentualnej śmierci dziewczynki. – Oby bogowie sprawili, że tak się jednak nie stanie… Tymczasem mamy też inne sprawy, Neferze. Nadeszły wiadomości, twoja żona przybędzie jutro do stolicy. Jak już powiedziałam, porozmawiam z nią jako pierwsza. Ty, oczywiście, także zechcesz zapewne to zrobić.

– Co takiego jej obiecałaś? Pomoc w spłodzeniu dziecka? Potrafisz to uczynić?

– Jestem Boginią kapłanie i mam wielką moc… Ana w to wierzy, a przynajmniej ma taką nadzieję, może z braku żadnej innej…

– Chcesz pomóc? Pomimo tego wszystkiego, co zaszło między nami?

– Chcę dotrzymać słowa i sprawić, byś zdołał znaleźć szczęście… Dlatego, proszę Neferze, odejdź teraz i wróć do swojej kwatery.

– Odsyłasz mnie, Amaktaris?

– Tak będzie najlepiej.

– Nie odejdę… Kocham Cię jako Kobietę, jako Królową i jako Boginię… Te kwiaty lotosu i miłosne zaklęcia… Ty także coś czujesz, przyznaj to!

– Neferze, w pewnych sprawach jesteś tak uroczo nieświadomy i bezpośredni… Nasza, Moja miłość nie ma tu żadnego znaczenia, a Ja chcę dla ciebie jak najlepiej.

– To pozwól mi zostać!

– Proszę, odejdź…

– Jeżeli chcesz się mnie pozbyć, to będziesz musiała wezwać straże!

– Sprzeciwiasz się swojej Władczyni?

– W tej sprawie tak!

– Zostaniesz surowo ukarany, niewolniku!

Nie dając wypowiedzieć Jej dalszych słów zbliżył się i wziął Boginię w ramiona.

– Jeżeli naprawdę pragniesz, bym teraz odszedł, to powiedz to jeszcze raz. Ale jeżeli nie powiesz, to zostanę, a potem możesz mnie ukarać jak zechcesz!

Nie zdecydowała się jednak na powtórzenie rozkazu czy wezwanie straży i zamiast tego wpadła na inną myśl, podejmując przy okazji ich dawną grę.

– Może masz i rację… Został nam zaledwie ten wieczór… Od jutra będziesz mógł przychodzić tylko do biblioteki po zwoje i nigdzie dalej… A dzisiaj… Chciałabym jeszcze pokazać ci Moją komnatę kąpielową. Usłużysz tam swojej Pani, niewolniku i to będzie twoja kara.

Miał już okazję odwiedzić tę najbardziej osobistą część apartamentów Monarchini na królewskiej barce, dlatego nie zaskoczył go luksus sali do kąpieli urządzonej w pałacu. Luksus może nie, ale jednak rozmiary i owszem. Wyłożona marmurowymi płytami komnata mieściła nie jeden, lecz kilka zagłębionych w posadzce basenów. W największym z nich można było swobodnie pływać, inne przeznaczone zostały do spokojniejszych form kąpieli. Wszystkie wypełniała obecnie woda o różnej temperaturze, najwidoczniej Królowa nakazała poczynić stosowne przygotowania zanim jeszcze powróciła do swych apartamentów. Co prawda, nigdzie nie było widać żadnych służek, może przewidująco je odprawiła, a może same wykazały się domyślnością i wymknęły jakimś bocznym wyjściem. Kryło się ono zapewne w którymś załomie murów, zasłonięte przed wzrokiem Nefera przez podtrzymujące strop kolumny. Amaktaris zdjęła prostą szatę, która zakrywała dotąd Jej wspaniałą postać i wślizgnęła się do jednego z zagłębień z ciepłą wodą. Wyciągnęła się wygodnie, utrzymując nad powierzchnią tylko głowę, co ułatwiało obłe zakończenie krawędzi wszystkich basenów.

– To cudowne miejsce… Sama poleciłam je tak urządzić… Do tej pory przychodziłam tu tylko z Irias. Ona uwielbiała pływać w tym dużym basenie… – Nefer obawiał się, że wspomnienie o porwanej księżniczce może zepsuć nastrój chwili, ale Najjaśniejsza była chyba zdecydowana do tego nie dopuścić. – Ja wolę mniejszy, zwłaszcza dzisiaj… Przynieś szybko olejki, gąbki, ręczniki i wszystko, co uznasz za potrzebne, a potem wchodź tutaj. – Uderzyła dłonią o lustro wody.

Pospiesznie ruszył ku umieszczonym na jednej z bocznych ścian półkom, zastawionym różnego rodzaju przyborami kąpielowymi. Ich bogaty wybór bynajmniej go nie zdziwił, znał przecież upodobania i kaprysy Najwspanialszej w tej materii. Raczej przypadkowo zgarnął kilka glinianych dzbanków z olejkami oraz inne wymienione przez Królową przedmioty. Gdy wrócił, skinieniem dłoni nakazała jeszcze, by przysunął drewniany podgłówek, zwiększający wygodę wylegiwania się w basenie. Miała też kolejne, dodatkowe polecenie.

– Pokaż te olejki.

Wykonał rozkaz, a Ona zanurzała kolejno swoje długie palce we wszystkich dzbankach, wąchała i smakowała delikatnie ich zawartość. Klęczący tuż obok Nefer miał już wprawdzie okazję podziwiać przy różnych okazjach niezrównane ciało Amaktaris, ale w pełgającym blasku oliwnych lamp – załamującym się na lustrze wody oraz na wyłaniających się z niej, wilgotnych ramionach i piersiach Bogini – stawało się ono na nowo tajemniczym. Zapragnął odkryć te tajemnice, a tymczasem chłonął otwierający się przed nim widok. Pojawił się znany już, silny ból genitaliów. Najwspanialsza musiała dostrzec zauroczenie sługi, nie spieszyła się bowiem z wyborem i przeciągała tę przyjemną dla obojga chwilę.

– Weźmiemy ten. Wlej do basenu i nie oszczędzaj, najlepiej cały dzbanek – zadysponowała wreszcie. Wybrała ulubiony, egzotyczny oraz kosztowny olejek o zapachu drewna sandałowego

Spełnił to polecenie, a Ona zaczęła poruszać szybko dłońmi, wzbudzając narastanie piany, która pokryła wkrótce gęstą warstwą zarówno powierzchnię wody jak i postać samej Najjaśniejszej. Widząc pewien zawód w oczach towarzysza, uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Na co czekasz Neferze? Zdejmij wreszcie tę szatę i wchodź tutaj! Tylko odłóż ją w bezpieczne miejsce, została utkana z dobrego lnu i lepiej, żeby się nie zamoczyła. Nie widzę powodu, abym miała podarować ci kolejną, niewolniku.

Basen uczyniono wystarczająco szerokim, by mogli ułożyć się wygodnie obok siebie, ale Amaktaris wskazała słudze miejsce naprzeciwko. Miało to tę dobrą stronę, że chcąc wygodnie utrzymać głowy ponad powierzchnią wody i piany zmuszeni byli zaprzeć się wzajemnie stopami o kolana i uda. Rozluźnił się w przyjemnie ciepłej wodzie, a bliskie towarzystwo Bogini czyniło tę chwilę odpoczynku tym bardziej uroczą. Po pewnym czasie Nefer poczuł jednak, jak stopa Najjaśniejszej odnajduje jego obolałe już przyrodzenie i zaczyna je energicznie uciskać. Nie zdołał się powstrzymać, po chwili jęczał już oraz krzyczał cicho, wijąc się wśród piany i nie potrafiąc uwolnić genitaliów od tej tortury. Nie potrafiąc, ale też i nie chcąc. Amaktaris chłonęła te okrzyki, ofiarowywała cudowny ból i równie cudowną rozkosz, a Jej promienny uśmiech pozwalał przypuszczać, że może potrafi jednak w każdym momencie dokładnie rozpoznać aktualną przyczynę emocji swego niewolnika. Doprowadziła Nefera na skraj szaleństwa i wreszcie uwolniła, cofając się i ponownie wyciągając wygodnie w wodzie. Powoli wracał do rzeczywistości.

– A teraz zrobisz to, po co cię wezwałam. Umyj i oczyść gąbką Moje stopy.

Chcąc wykonać to polecenie zmienił pozycję w basenie i pochylił się do przodu. Wybrał najdelikatniejszą z przyniesionych gąbek, zaczerpnął też w dłonie olejku zmieszanego z trzcinowym popiołem. Jego zabiegi wywołały teraz ciche pomruki zadowolenia Bogini. Otrzymał rozkaz, aby zająć się Jej stopami, ale nie zaprotestowała, gdy dłonie sługi sięgnęły kolan, a potem posuwały się wewnętrzną stroną ud, ku bardziej tajemnym i delikatnym miejscom. Odrzucił gąbkę, nawet ona okazała się obecnie zbyt szorstka i pracował tylko dłońmi. Amaktaris uniosła się nieco, wynurzając częściowo z wody. Wykorzystał okazję nabierania kolejnej porcji olejku, by przesunąć się do przodu i właściwie położyć na dolnej części Jej ciała. Sięgnął ustami jednego z sutków, sztywnego teraz oraz lekko sterczącego. Ssał wargami i delikatnie nadgryzał… Gdy usłyszał kolejną falę jęków, rzucił się nagle w dół i zamierzał wcisnąć głowę oraz barki pomiędzy uda. Niespodziewanie zacisnęła nogi i próbowała go odepchnąć.

– Nie, Neferze…

– Dlaczego nie?

– Nie chcę, abyś znowu dawał mi rozkosz, nie otrzymując niczego w zamian.

– Rozkoszą jest sama taka służba.

– Musisz odczuwać ból.

– To słodki ból. Nauczyłem się go pragnąć, proszę…

– Nie chciałabym sprzeniewierzyć się obietnicy danej Anie.

– Tak, jak gdybyś wcześniej nie czyniła tego już wielokrotnie. Zresztą i ja także…

– Nie, proszę…

– Tutaj na pewno nie wezwiesz straży!

Tym razem zdecydowany był nie posłuchać ani prośby, ani rozkazu Władczyni. Naparł mocniej, usiłując wbić głowę i ramiona, sięgnąć ustami oraz językiem ku Jej najcudowniejszemu miejscu. Stawiła opór, okazała się silna i zręczna, ale i on nie ustawał. Woda pokryła się nową, grubą warstwą piany. W tej chwili nie pomyślał nawet o szczególnym stanie Najwspanialszej, a tym bardziej o takim drobiazgu, jak bardzo prawdopodobna możliwość wzbudzenia gniewu Królowej czy ewentualność przyszłej kary. Być może o obydwu tych sprawach pomyślała jednak Ona, gdyż po chwili zaciętych zmagań ustąpiła.

– Dobrze, ja też tego pragnę – wydyszała. – Daj mi tylko zająć wygodniejsze miejsce..

Gdy cofnął się pod przeciwległą ścinę basenu, to Ona przesunęła się teraz szybko do przodu, siadając na torsie Nefera i obejmując udami jego głowę. Przy okazji unieruchomiła też nogami ręce kapłana. Poprawiła tę pozycję w taki sposób, aby najwrażliwsze miejsce Jej ciała, to samo, które usiłował przed chwilą wziąć szturmem, znalazło się teraz tuż przy ustach sługi i towarzysza. Nie protestował, zaskoczony ale i zauroczony tą inicjatywą. Widział nad sobą nadal idealnie płaski brzuch Bogini, sterczące piersi, ozdobioną uśmiechem twarz.

– Liż, niewolniku, skoro tego chciałeś!

Wysunął język, odnalazł delikatne, dolne wargi, a po chwili także miejsce najbardziej szczególne ze wszystkich. Tam skoncentrował swoje wysiłki, poruszając szybko w poprzek czubkiem języka. Po chwili zaczęła reagować, co odczuł jako nagłe ruchy Jej kolan i pośladków. Mając ściśnięte udami uszy nie mógł usłyszeć możliwych jęków czy okrzyków. Pracował teraz z całych sił, jego głowa ledwie wystawała przy tym z wody i piany. Woda wypłukiwała jednak wydzielane przez Boginię soki, co utrudniało osiągniecie końcowego efektu. Chcąc może pobudzić tak siebie, jak i swego niewolnika, zaczęła uderzać kapłana otwartymi dłońmi po twarzy. Niezbyt mocno, ale wywołało to niespodziewany efekt, zalewając usta, nos i oczy Nefera. Zacisnął powieki i z trudem łapał powietrze, a nie widząc, kiedy Amaktaris ponownie wzburzy wodę i pianę, wstrzymywał oddech jak tylko zdołał najdłużej. Nie miał pojęcia, ile czasu to trwało, oraz czy była świadoma jego cierpień. Może i tak, może właśnie ta świadomość dodatkowo Ją podniecała,  bowiem nagle wyprężyła się gwałtownie i uniosła, uwalniając zarazem Nefera. Teraz dopiero usłyszał krzyk Amaktaris. Miał nadzieję, że rzeczywiście nie sprowadzi to straży… Gdy emocje opadły, pomogła swemu słudze opłukać twarz z piany i własną dłonią podała ręcznik.

– Udało ci się w ostatniej chwili. Miałam już prawie zamiar wysłać cię w łańcuchach do Tamadah, razem z pierwszą partią nowych więźniów – zażartowała w charakterystyczny dla siebie sposób, ale Jej oczy jaśniały radosnym blaskiem.

Odpoczywali jeszcze trochę, po czym Bogini uznała, iż czas skorzystać z innego basenu. Nefer jako pierwszy wygramolił się z wody i podał rękę swojej Pani. Przyjęła tę pomoc chętnie i wdzięcznie. Przeszła kilka kroków, oparła się lekko o kolumnę usytuowaną przy krawędzi kolejnego zgłębienia.

– W nagrodę za twoją służbę może zechcesz teraz ucałować stopy Królowej? Swego czasu potrafiłeś czynić to bardzo żarliwie i przyznam, że brakuje mi twego entuzjazmu, gdy zmuszona jestem przyjmować hołdy innych…

Silnie podniecony, upadł na kolana i zaczął obsypywać pocałunkami zaróżowione, pachnące świeżością oraz olejkiem sandałowym stopy Najjaśniejszej. Starał się ze wszystkich sił, doznając dawnych uczuć radości i uwielbienia, przekonany przy tym, że okazuje te emocje w oczywisty dla Amaktaris sposób. Władczyni wyraziła jednak na ten temat odmienne zdanie.

– Pamiętam, że kiedyś potrafiłeś być bardziej przekonujący… Może rzeczywiście powinnam rozkazać, aby zakuto cię w łańcuchy, to zawsze pomagało… Sam jednak zauważyłeś, że nie należy wzywać tutaj straży. Złóż więc przynajmniej ręce na plecach i udawajmy, że skuwają je kajdany!

Wykonał to polecenie czy też prośbę, chwytając nadto dłońmi za własne nadgarstki. Musiał przy tym zmienić pozycję i pochylić się w głębszym ukłonie, aby nadal sięgać ustami Jej stóp. Z trudem utrzymywał równowagę. Przekonał się, że Amaktaris miała w oczywisty sposób rację odnośnie jego własnej reakcji, ból w przyrodzeniu szybko i zdecydowanie wzrósł. Po chwili poczuł jak uniosła stopę i wsparła ją na karku swego sługi, przydeptując zdecydowanie.

– Czy nadal pragniesz służyć Królowej, niewolniku?

– Tak, o Pani, pragnę tego całą duszą – wydyszał.

– Przyjmiesz wszystko, co dla ciebie przeznaczę?

– Z radością, o Wielka! – Czyż mógł w takiej chwili odpowiedzieć inaczej? Zapomniał przy tym, jak zmienną potrafiła być jego Bogini oraz na jakie próby i kaprysy wystawiała aktualnego czy też byłego osobistego sługę.

– A więc przyjmij teraz to!

Nagłym ruchem przesunęła stopę na bark Nefera i pchnęła z pełną siłą. Zdążył jeszcze dostrzec, że uchwyciła się ramionami kolumny, aby utrzymać równowagę. On sam nie miał takiej szansy i z głośnym pluskiem zwalił się do basenu, wzbijając fontanny wody. Odgłos ten zagłuszony został po chwili okrzykiem zdumienia, woda okazała się przeraźliwie zimna! Zagłębienie nie było głębokie, akurat na tyle, by bezpiecznie wyhamować upadek, zanurzył się jednak razem z głową. Nic strasznego mu się nie stało i po chwili powstał, a woda sięgała teraz torsu. Miał jednak wrażenie, że w jego ciało wbijają się tysiące sztyletów. Gdy odzyskał zdolność słuchu, do uszu kapłana dotarł szczery, perlisty śmiech Amaktaris.

– I co ty na to, Neferze? Niech to będzie kara za twoją dzisiejszą krnąbrność oraz nieposłuszeństwo Moim rozkazom!

– Jesteś najokrutniejszą z Władczyń – wyjąkał, szczękając zębami. Na powierzchni  pływały twarde, przeźroczyste ułomki czegoś, co w dotyku wydawało się zimniejsze nawet od cieczy, w której stał. To musiał być lód, zamarznięta woda, o której czytał dotąd tylko w zwojach.

– Zapewne potrafię postępować okrutnie, ale umiem też okazać łaskę. I zaraz doświadczysz z kolei wspaniałomyślności Królowej!

Nie przestawała się uśmiechać, najwyraźniej zachwycona sukcesem zdradzieckiego podstępu. Amaktaris nikt nie musiał popychać. Z własnej woli, wdzięcznie wskoczyła do basenu, wzbudzając kolejne bryzgi lodowatej wody. Po chwili przywarła ciasno do zziębniętego Nefera, obejmując go ramionami.

– Podzielimy się ciepłem, pozwól, że teraz to Ja cię ogrzeję. – Nie omieszkała obdarzyć przy tym byłego niewolnika ognistym pocałunkiem.

– Skąd wzięłaś tyle lodu i skąd taki dziwaczny pomysł? – zapytał, gdy odzyskał już oddech.

– Ahmes zorganizował dostawy z Libanu, pamiętasz może, że wydałam kiedyś takie polecenie. Ta nieszczęsna wojna opóźniła wszystko, ale teraz nadszedł pierwszy transport. Dowiedziałam się, że Libanie są tacy, którzy korzystają z podobnych kąpieli w górskich sadzawkach albo sprowadzają lód do własnych łaźni i nie potrafiłam oprzeć się pokusie. To podobno dobrze wpływa na zachowanie urody i młodego wyglądu. – Uśmiechnęła się przekornie.

– Ty akurat nie musisz się tym martwić, Boska Pani. To jednak dziwactwo i na dodatek kosztuje pewnie krocie.

– Tym z kolei ty nie musisz się przejmować, powinieneś za to nauczyć bawić się po królewsku, skoro nie jesteś już niewolnikiem. Dam ci teraz okazję, tylko weź głęboki oddech i nie szarp się!  – Roześmiała się dźwięcznie.

– Pani, co chcesz uczynić?

Odpowiedziała kolejnym pocałunkiem. Spróbował się jednak wyrwać, ale nie dała mu szansy i szybkim ruchem pociągnęła w dół. Spleceni nadal w uścisku i połączeni wargami zanurzyli głowy w wodzie pokrytej pływającymi okruchami lodu. Obiecał sobie, że tym razem wytrzyma tak długo, jak i Ona. Okazało się to niełatwe, ale udało się. Oderwał się od ust Amaktaris dopiero wtedy, gdy ich twarze ponownie znalazły się ponad powierzchnią.

– Jak na pierwszy raz wystarczy, ale powinieneś więcej ćwiczyć! Może trafią się kolejne okazje. Jestem pewna, że ta zabawa spodoba się Irias, gdy tylko ją odnajdziemy! Chodźmy jednak teraz do cieplejszego basenu!

[1] Chodzi o lazuryt (lapis lazuli), kamień, któremu w starożytnym Egipcie przypisywano właściwości lecznicze i magiczne, a pewne jego odmiany zarezerwowane były dla faraona.

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów LXXXVI-XC

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

Myślę, że nie narażając się na zarzut przesady mogę śmiało powiedzieć, że dziś miała miejsce największa premiera w historii Najlepszej Erotyki. 6 części „Pani Dwóch Krajów”, zamykające ów wyśmienity cykl. Ok. 250 stron opublikowanych w jeden wieczór!

Nefer po raz kolejny udowodnił, że to, za co się bierze, doprowadza do końca. I to jakiego! Zachęcam wszystkie Czytelniczki i wszystkich Czytelników do lektury. Od tego miejsca, lub, jeśli dotąd nie czytaliście „Pani Dwóch Krajów”, to od samego początku. Przekonacie się, że to wspaniała przygoda.

Pozdrawiam
M.A.

Nareszcie!!!

MA: Dzięki za tak pochlebne wprowadzenie, a zarazem za prace przy korekcie obszernego tekstu. Wyszukiwanie i proponowanie stosownych ilustracji też wymagało czasu i dobrego rozeznania w dawnym malarstwie historycznym. Koniec wieńczy dzieło.
A. Pojawiły się pewne istotne przeszkody na drodze dokończenia tej publikacji. Stąd opóźnienie i jej obecna forma. Tym bardziej zapraszam.
Nefer

No no 🙂 Powrót moich ulubionych postaci. W końcu. Bardzo zgrabna cześć jednak niektóre stwierdzenia … na przykład o dzieleniu uczuć przez mężczyzn. Może i tak jest ale pomiędzy kobiety należące wyłącznie do niego. Kiedy kobiety też wymieniają partnerów to już trudniej takie stwierdzenia przychodzą. Trochę zaszokowało mnie porwanie Irias. Udało Ci się …

Miło powitać i przeczytać, że odwiedzasz ulubionych bohaterów. To dzielenie uczuć… Masz pełną rację co do męskich zapędów w sprawie wyłączności. Ale przecież Nefer nie jest ich bynajmniej pozbawiony, także w odniesieniu do Królowej. Dawał już temu wyraz i wpakował się w kłopoty. Jak zobaczymy, zbyt wiele się w tej kwestii nie zmienił. Porwanie Irias to posunięcie jak najbardziej logiczne. To najwrażliwszy punkt Amaktaris.

Zaborczość Nefera jest tym bardziej zabawna, że przecież sam nie ogranicza się do jednego obiektu adoracji. No i powinien jednak rozumieć (nawet jeśli nie musi pochwalać), że królowa ma swoje apetyty. A także obowiązki, które nie zawsze pozwolą jej być wierną wobec swego byłego niewolnika.

Pozdrawiam
M.A.

Życie uczy że wierność to śliski temat ;). Zapewne w dawnych czasach było z tym jeszcze bardziej krucho.

Panowie, rozmawiamy o postaci która nosi obręcze i którą sporo kosztuje bardziej zmysłowa myśl. Nawet jeśli podejście Autora do bólu jest nieco inne od standardowego. Więc co on ma za życie ? Ja w ogóle się dziwię jak on może tak sprawnie myśleć.

Zrozumienie to jedno (przyjdzie po ochłonięciu), emocje to inna sprawa. Nefer wyraźnie nie radzi sobie z kobietami i w tej materii chłodnej głowy zachować nie potrafi. Podobnie jak i języka za zębami. Co niejednokrotnie sprowadza nań kłopoty. Niezrealizowane albo przynajmniej opóźnione w spełnieniu pragnienia erotyczne bywają ukrytym motorem wielu przejawów aktywności ludzkiej, wyrażając się zastępczo np. w sztuce (Frued). Dla Nefera to może być dodatkowy bodziec. Co prawda, tutaj w grę wchodzi raczej opóźnienie… Na szczęście obydwie Lwice też darzą go uczuciem i ostatecznie okazują tylko umiarkowane okrucieństwo.

Wow!
Dziękuję!
Warto było czekać!

To ja dziękuję i zapraszam do lektury.

Napisz komentarz