Magnetyzm VII (Ania)  3.66/5 (143)

18 min. czytania

Źródło: Pixabay

Dziwka!

Ewa nie potrafi skupić się na tym, co mówią Zuza i Marta. Patrzy na koleżanki niewidzącym wzrokiem i od czasu do czasu przytakuje. Jest jej ciepło i wygodnie na miękkiej kanapie, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Popija wytrawne wino i chrupie orzeszki. Przez najbliższy tydzień nie przełknie chyba nic słodkiego! Tort czekoladowy, eklery i babeczki. Na samą myśl ją mdli!

Cieszy się, że tańczące męskie dmuchane lalki zostały już odprawione. Kiedy wróciła na dół po masażu, dziewczyny nadal chichotały jak głupie, siadały im na kolanach, chwytały za tyłki i robiły sobie z nimi zdjęcia. Byli goli jak w dniu stworzenia. No, ale jakoś to zniosła i teraz są same. Z alkoholem i kilkoma pudełkami lodów. Kumpele bełkoczą coś trzy po trzy, ale jest miło. Przytulnie.

Schodząca ze schodów Baśka wygląda na nieźle zerżniętą. Ten błogi uśmiech! To rozleniwienie! Do tego mokre włosy i absolutny brak makijażu. Jedynym śladem po napalonym wampie, jakim była wcześniej, są czerwone paznokcie. Nawet nie chce wiedzieć, jak wygląda Arek. Ta kobieta zawsze potrafiła wysysać z mężczyzn ostatnie soki!

Sama nie rozumie, czemu poszła na górę. Nie mogła się powstrzymać. Stała przytulona do drzwi, gdy on młócił Baśkę po drugiej stronie. Było słychać ciężkie oddechy i głuchy stukot jego pchnięć, jej ciała obijającego się o drewno.

Czuła, jak ten akt ją przyciąga. Magnetyzuje. Chciała patrzeć. Widzieć ich. Widzieć tamtego Arka. Ale on jest już zupełnie inny. Starszy. Poważniejszy. Zdecydowanie wolała jego łobuzerską, chłopięcą wersję. Tamtą z lasu. W pewien sposób niewinną. Nie może powiedzieć, że się zestarzał. Nie statusiał jak wielu ich rówieśników, nie stał się domowy, kapciaty, ale jednak czegoś mu brakuje. Tamtej werwy.

Jego dłonie na jej ciele. To było przyjemne. Miłe. Lekko łaskoczące. Zupełnie inne niż masaż wykonywany przez stałą, profesjonalną masażystkę. Bardziej relaksujące. Bardziej intymne. Poddała się temu tak po prostu, instynktownie. Dopiero później zrozumiała, że to wcale nie miał być masaż.

– I jak? – Aśka atakuje zupełnie bezbronną Baśkę. – Co ci robił? Opowiedz!

– Na pewno coś fajnego – kwituje Marta. – Popatrzcie tylko na nią. To widać.

Baśka uśmiecha się tajemniczo. Ewa już wie, że chce o tym pogadać, ale tylko we dwie. Zuza natomiast podrywa się z miejsca. Teraz jej kolej.

– Nie dasz mu odsapnąć ani chwili? – dziwi się Aśka. – Teraz może być sflaczały i do niczego nieprzydatny.

– Powinien wiedzieć, na co się pisze. – Zuza nie zamierza odpuszczać. Wyraźnie nie mogła się doczekać, więc teraz nie chce zwlekać. Ani chwili!

– Niech idzie – Baśka słabiutkim, rozmarzonym głosem ucisza tę bezsensowną dyskusję. – Arek da sobie radę – dodaje, po czym zaspokojona i zmęczona, rzuca się na kanapę tuż obok. Przylegając do jej ramienia, dotykając uda. Ewa nikomu innemu na to nie pozwala, ale znają się od dziecka i są sobie bliskie jak nikt inny na świecie. A teraz w dziwny sposób czuje, że znów podzieliły się jednym mężczyzną, że znów się przez to do siebie zbliżyły. Może nawet, że dzieliły ze sobą ten głuchy stukot, tę przyjemność.

– I co, pozwolisz młodemu Nowakowi tu pływać? – Przyjaciółka zaskakuje ją tym pytaniem. Dobrze, że ma zamknięte oczy. Nie chciałaby, żeby widziała szok malujący się na twarzy. Dezorientację.

– Jeszcze jej nie poprosiłam – wtrąca się Marta, starsza siostra rzeczonego chłopaka.

– O co? – Ewa pyta podejrzliwie, zaniepokojona rozwojem sytuacji. Lubi Patryka, to sympatyczny i wesoły młody chłopak, ale tutaj, w jej basenie? W jej nowym domku? W jej twierdzy? Nie zamierzała wpuszczać tu żadnych mężczyzn, no może poza własnym ojcem, który raczej nie kwapi się, żeby ją odwiedzić.

– No wiesz, mieszka teraz niedaleko, a szkoda mu kasy na basen, więc poprosił, żebym cię spytała.

Rany boskie! Chętnie kupiłaby mu karnet, ale tego akurat nie wypada proponować. Pewnie lekkoduch całą kasę wydaje na piwo, a potem sępi gdzie popadnie. Na przykład tutaj. Choć musi przyznać, że jest uroczy w tej swojej beztrosce. Naturalny. Szczery. Otwarty. W dzisiejszych czasach to rzadkość, wie o tym.

– Ja bym chętnie przyszła popatrzeć, jak on pływa albo jak opala się w twoim ogródku. – Aśce aż świecą się oczy. Nie wątpi w chęci koleżanki, ale to takie obleśne. Młody przystojniak i gapiąca się na niego starowinka!

– Pedofilka! – Ewa nie kryje oburzenia.

– Ewka! – Baśka aż unosi głowę, żeby na nią zerknąć. – Nie przesadzaj. On ma dwadzieścia siedem lat, jest od nas tylko trzy lata młodszy.

– Tylko? – cedzi przez zęby.

– Sorry. – Aśka jest tyleż oburzona, co zdziwiona. – To jemu wolno się ślinić na twój widok, a mi na jego nie?

– Ślinić? Na mój widok? – Ewa czuje, jak zapada się coraz głębiej w miękkość kanapy.

– Na twój – potwierdza Marta. – Podobasz mu się.

– Rany, toż to dzieciak! – Ewa momentalnie przypomina sobie dwunastolatka, którego poznała rozpoczynając liceum. Niższego od niej i takiego dziecinnego. Fakt, teraz jest wyższy od niej o dobre trzydzieści centymetrów, ale to przecież nic nie zmienia.

– Dzieciak? – Jego siostra wydaje się rozbawiona. – Niektórzy koledzy tego dzieciaka mają już trójkę własnych maluchów i rozwód na koncie.

– Dobra, dobra, ale odbiegamy od tematu. – Baśka stara się zakończyć tę idiotyczną dyskusję. – Co z tym pływaniem?

– Nie wiem, muszę się zastanowić – odpowiada zmieszana Ewa.

– To przyślę go jutro na jazdę próbną – żartuje Marta. – Jak się nie spisze, to go pogonisz, a jak będzie równie dobry jak ten tam u góry, to pozwolisz mu się wprowadzić.

– Bardzo śmieszne. – Wzdycha, ale niech już będzie. Tylko niech nie liczą, że podgrzeje dla niego wodę! Co to, to nie! Nie ma mowy!

Dziecinnie nadąsana wychodzi do ogrodu. Noc jest chłodna, a bezchmurne niebo usłane gwiazdami. Wpatruje się w nie. W rodzinnych stronach jest ciszej, spokojniej i przede wszystkim jest mniej świateł, lepiej można przyjrzeć się niebu, światu i samej  sobie.

Mimo wszystko siada na schodach tarasu. Jeszcze wczoraj ogród przypominał pobojowisko, a tu proszę, idealny dywanik. W trawie z rolki jest coś nienaturalnego, ale chyba nie doczekałaby się takiego widoku, gdyby zdecydowała się na wysiewaną z nasionek. A tak już prawie gotowe. Będzie musiała tylko z domu przywieść krzaczki malin i sadzonki poziomek. Koniecznie fiołki. Może konwalie. Albo lepiej zostawić wolną rękę tym od pielęgnacji zieleni? Może wymyślą coś fajnego.

Kiedy tak siedzi i marznie, przypomina jej się chłopak z ekipy kładącej ten trawnik. Młodziutki był. Zapewne jeszcze młodszy od Patryka, ale całkiem niczego sobie. Zaciął się przez tę głupią, karczemną awanturę. Miał coś znajomego w twarzy. Chętnie by mu się uważniej przyjrzała. Zamierzała to zrobić.

Widząc swoje majtki wystające z kieszeni jego spodni poczuła przyjemny dreszcz. Choć może lepiej, że zemdlała. Zmieszana nie miałaby pojęcia, co powiedzieć, co zrobić. Pewnie udawałaby, że nic się nie stało i pozwoliła mu ukraść swoją brudną bieliznę. Tak nie musiała robić nic. Uniknęła kłopotliwej sytuacji z typowym dla siebie wdziękiem.

– Tu jesteś. – Z zamyślenia wyrywa ją Baśka. – Ależ tu zimno. Chodź do środka zanim się przeziębisz.

– Nie przeziębię się – burczy.

– No tak, Kowalik jak ze stali. Tobie jest straszna tylko krew i samochody. – przyjaciółka najwyraźniej nie zamierza się poddać.

– Nie chcę tam wracać. – Podnosi na nią wzrok. Z tej perspektywy wydaje się jeszcze wyższa. Żyrafa jedna. – Możemy usiąść nad basenem – dodaje po chwili.

– Okej, tylko przyniosę drinki – zgadza się bez dyskusji Baśka. Ewa wstaje więc i wchodzi do swojego wodnego świata. Cieszy się, że nie zamknęła drzwi prowadzących tam od strony ogrodu. Zawsze zapomina ich zamknąć i przynajmniej raz wychodzi jej to na dobre.

Woda jest nastrojowo podświetlona, przyjemne rozbłyski wypełniają całe pomieszczenie. Lubi ten widok. Ten błękit. Tę złocistość. Siada na jednym z dwóch leżaków. Kupując je, nie wierzyła, że kiedykolwiek się przydadzą, a tu proszę, już po dwóch miesiącach jednego używa.

– Zuza jest wniebowzięta. Mówi, że w życiu czegoś takiego nie przeżyła. – Baśka wraca w końcu z butelką szampana i dwoma kieliszkami.

– To chyba dobrze. – Ewa wzrusza ramionami. Życie seksualne koleżanki nic a nic jej nie interesuje.

– No, nie wiem, to źle świadczy o jej facecie. – Przyjaciółka wydaje się wręcz przesadnie zainteresowana. – Teraz poszła do niego Marta.

– Możemy pogadać o czymś innym? – pyta z rezygnacją. – Arek to naprawdę nie jest dobry temat.

– Uuu. – Baśka obrzuca ją swoim słynnym badawczym spojrzeniem. – Czyżby nie zadowolił naszej księżniczki? Potrzebna jest poprawka? – Rany, wnikliwości mogliby przyjaciółce pozazdrościć urzędnicy skarbowi!

– Skończmy z tym – mimowolnie podnosi głos. – Mam jedynie nadzieję, że ciebie zaspokoił.

– I to jak! – Baśka podkreśla swoje słowa, pogwizdując. – Towar prima sort!

– No, to najważniejsze. – Zamyka oczy, może wtedy skończy się ten koszmar. Nie chce myśleć o Arku. Nie chce myśleć o nim wtedy i o nim dziś. Nie godzi się na to, że jego ręce sprawiały jej przyjemność, że próbowały ją uwieść. Skończyła z facetami! Uwolniła się od tego! A teraz wszystko sprzysięga się przeciwko niej, nawet własne ciało buntuje się i spiskuje!

– Seks był niesamowity. – Przyjaciółka wzdycha ciężko. – Ale… – urywa nagle, co do niej niepodobne. Ewa zerka zdezorientowana. Więc jednak będą rozmawiać o tym facecie! Nie ma wyjścia, widzi to po przygnębionej minie Baśki. – Było ostro, wiesz – kontynuuje znacznie ciszej, nieśmiało, jakby musiała walczyć ze sobą, by wyznać na głos to, co czuje, jakby wstydziła się tego. – Lubię perwersyjny, ostry seks. Lubię stuprocentowych samców. I on, on taki był, ale… No wiesz, to było nieziemskie, lepsze niż kiedykolwiek, ale…

Ewa niechętnie podnosi się ze swojego leżaka, przysiada obok Baśki i ujmuje jej ciepłą, miękką dłoń z krwisto czerwonymi paznokciami. Nigdy nie lubiła wyzywających strojów i tego odstrzeliwania się. Zawsze uważała, że jeśli komuś nie podoba się jej naturalny wygląd, jego problem. Sensem jej życia nie jest wyglądać, została stworzona do czegoś innego, jest osobą, nie jakąś lalką.

– Ale wyszedł z niego dupek, tak? – odgaduje.

– Nie, to znaczy… – Baśka jest ewidentnie zmieszana, żeby to dostrzec nie potrzeba detektywa ani szczególnie rozwiniętej empatii. – Nie wiem… Tak… Chyba tak… Ja…

– Wszyscy faceci to głupie fiuty – stwierdza nieco lekceważąco, ale przytula przyjaciółkę, próbując ukoić jej ból. Wydaje się taka bezbronna, przypomina ptaszka ze złamanym skrzydełkiem. Zawsze kończy się tak samo, ile razy tylko poczuje coś do jakiegoś samca, a to oznacza tyle, że Arek nadal nie jest jej obojętny. Do diabła, to się dobrze nie skończy!

 – Ewa… ja… – Próbuje wydobyć coś z siebie przez łzy. – Ja mu pozwoliłam na takie rzeczy, na jakie nie powinnam… i było mi z tym dobrze… i chciałam więcej… chciałam mu się poddać… być jego… Jeszcze żaden mężczyzna tak mną nie zawładnął, ale gdy po wszystkim dalej był taki… zimny… władczy… Mi… Mi… chciało się płakać.

– Już dobrze skarbie. – Głaszcze ją po włosach i tuli mocniej. To trochę dziwne uczucie obijać się o wielkie, pozbawione stanika piersi. Czyżby miała na sobie tylko sukienkę?

– Ewka, on… on chciał…

– Spokojnie – ucisza ją. Po co mówić, po co to wszystko mówić? Wystarczy, że będzie prześladował ją ten głuchy stukot, nie chce dokładać do tego kolejnych ciężarów.

– Ale ja tego nie zrobiłam… wiesz… mało brakowało… – Baśka mamrocze bez  ładu i składu. Mija jeszcze sporo czasu, nim się uspokaja. Rozmawiają o wszystkim i o niczym. Żartują. Śmieją się. Jest dobrze. Niemal tak jak za dawnych lat. Arek pozostaje jednak nadal gdzieś w tle, piętro wyżej, w gościnnej sypialni. Myślą o nim obie. Ewa raczej o dawnym, Baśka raczej o obecnym, jej zdaniem dużo lepszym niż tamten rozbrykany szczyl. De gustibus non disputandum est.

– O tu jesteście. – Przyjacielską rozmowę przerywa im Aśka. – Wasz seksmajster się już zbiera.

Baśka momentalnie podrywa się z miejsca, ale zanim wybiegnie z wodnego świata, rzuca pytające spojrzenie. Ewa uśmiecha się z aprobatą. Na twarzy przyjaciółki nie ma już śladu po łzach i cierpieniu. Wygląda ślicznie. Uroczo. Znacznie lepiej i młodziej niż w ostrym makijażu w jakim tu przyszła. Jej oczy błyszczą, a policzki są zaróżowione od nadmiaru alkoholu i dobrej zabawy.

Razem z Aśką podążają jej śladem, tym razem nie wychodząc na dwór, a przechodząc wprost do salonu przez dokładnie zaczernione szklane drzwi. Z dezaprobatą przygląda się, jak przyjaciółka wyjmuje nerwowo z torebki grubą czerwoną kopertę. Zapewne zapłatę. Za usługi.

Nie chce widzieć Arka, ale jako gospodyni powinna się pożegnać, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że się znają. Tylko jak spojrzy mu w oczy albo poda rękę? Na samą myśl się wzdryga. Czy on był w nich wszystkich? Wszystkich pozostałych. Czy zmył dokładnie z siebie ich soki, ślinę, krew? Czy było mu dobrze?

Zerka w stronę schodów. Arek nie wygląda na zmęczonego. Uśmiechnięty taszczy na dół swoje torby. Te, które wnosił wcześniej. Ich spojrzenia krzyżują się na moment, ale Ewa od razu odwraca głowę. Nie chce, by dostrzegł odrazę. Ani ciekawość. By to mylnie zinterpretował.

Zuza, Aśka i Marta siedzą wykończone na kanapie i popijają różowe martini. Anka zwinięta w kłębek, z telefonem w dłoni, śpi na drugiej. Mierzy je wzrokiem – takie mieszanie alkoholi raczej nie jest rozsądne! Cieszy się, że nie kwapią się do obściskiwania masażysty na do widzenia i że są odwrócone tyłem. Podchodzi do niego.

– Dzięki, zdaje się, że moje koleżanki są bardzo zadowolone. – Uśmiecha się blado.

– Ewuś nie ma za co, szkoda tylko, że ty nie jesteś zadowolona. – Bezczelnie patrzy jej w oczy. – Mam nadzieję, że to nie przeze mnie, wtedy, no wiesz…

Nie wie. Nieco niepewnie, pytająco zerka w jego wielkie, szare oczy, onieśmielając masażystę. Arek spuszcza wzrok.

– Że nie zraziłem cię do mężczyzn – wyjaśnia ciszej, niemal za cicho.

Ewa uśmiecha się triumfalnie. A więc o to mu chodzi! Biedak martwi się, że wypaczył jej psychikę. Niedoczekanie jego! I już ma mu odpowiedzieć kąśliwie, gdy tuż obok pojawia się Baśka. Nadal szczeniacko zakochana w nim Baśka. Z tą nieprzyzwoicie grubą kopertą w ręku. Będzie musiała o to spytać. Oddać dziewczynom kasę. Dołożyć się przynajmniej. Wycofuje się kilka kroków w tył, żeby dać im trochę swobody. Jej. Nie dołącza jednak do koleżanek.

Obserwuje, jak Arek próbuje przyciągnąć Baśkę. Przytulić ją. Pocałować. Pogłaskać. Ona wyrywa się jednak. Zimna. Opanowana. Z błyskiem okrucieństwa w oku. Mówi coś cicho, potem głośniej i jeszcze głośniej, aż Ewka w końcu słyszy.

– Proszę, twoje pieniądze – prawie krzyczy, rzucając w niego plikiem banknotów. Mężczyzna stoi oniemiały. Dziesiątki. Dwudziestki. Pięćdziesiątki. Cała masa drobnicy ląduje na podłodze wokół niego. Jeden banknot zawisa dziwnie przyczepiony do ubrania, ale Arek szybko go strzepuje. – Weź je! No bierz! Kurwo jedna!

– Dzięki złotko. – Uśmiecha się do niej sztucznie. – Dziś to raczej ja powinienem zapłacić tobie – niemal mruczy spokojnym, zmysłowym głosem, po czym odwraca się, przewiesza przez ramię ostatnią torbę i wychodzi, nie spojrzawszy nawet w dół, na pieniądze, po których depcze.

Baśka w jednej chwili robi się blada niczym ściana. Zaciska zęby. Nie rusza się. Patrzy tylko na drzwi. Zamknięte za nim. Na zawsze.

Kamil

– A masz choć kąpielówki? – Patryk jest wyraźnie podirytowany. Kamil dałby głowę, że dlatego, że chce z tą laleczką zostać sam na sam.

– Po co? Możemy się kąpać nago, przecież to prywatny basen – odpowiada wesoło. Nie da się tak łatwo zrazić! Odkąd skończyli studia, widują się znacznie rzadziej. Kumpla coraz trudniej wyciągnąć na piwo czy na mecz. Jest wiecznie zapracowany, zmęczony albo musi pomagać matce. Żyje dosłownie jak mnich.

– No chyba żartujesz! Nie będziemy tam sami! – obrusza się Patryk.

– Jeśli ona jest taka ładna, jak mówisz, pewnie nieloty widuje częściej niż ty. – Kamil obejmuje ramieniem kolegę. Uwielbia czuć jego ciepło, twardość i sprężystość jego mięśni. Zapach. Zawsze pachnie świeżym praniem i czymś takim nieokreślonym… jakby morską bryzą? O dziwo kumpel nie broni tej białogłowy, a jedynie strzepuje z siebie ramię i odwraca wzrok. Mam go! – myśli. Jak nic chciałby nie tylko puknąć tę dziunię, ale też znaleźć miejsce w jej malutkim serduszku. Biedak, wie coś o tym stanie.

– Dobra, chodź – mówi w końcu niechętnie Patryk, pakując do sportowej torby dwa ręczniki, po czym niedbale zsuwa spodnie wraz z gatkami, ukazując jego spragnionym oczom jasne, włochate, ale jakże jędrne półkule pośladków. Apetyczne. Niestety na krótko. Zdecydowanie za szybko wsuwa na nie obcisłe kąpielówki i dodatkowo takie luźne, obszerne. Ponownie zakłada spodnie, a bieliznę dorzuca do ręczników.

Dzień jest piękny, pogodny, wręcz upalny. Idąc leniwym krokiem i tak dość szybko docierają na miejsce. Oko kamery przygląda im się uważnie, chwilę trwa, zanim dziewczyna naciska przycisk i wpuszcza ich do ogrodu.

Z zazdrością obserwuje, jak ta dwójka ściska się na powitanie. Patryk jest w nią wyraźnie zapatrzony. Dziewczyna owszem, zgrabna, ładna, ale nie oszałamiająca. Strasznie blada, z włosami w truskawkowym odcieniu, ubrana niedbale, wygląda jakby dopiero co wstała z łóżka, a przecież już druga po południu. Środek dnia.

– Widzę, że chyba dobrze się bawiłyście – kumpel mówi z podziwem, przyglądając się śladom imprezy. Na niewielkim krzaczku obok schodów prowadzących na taras wiszą stringi w panterkę. – To twoje? – dopytuje z błyskiem w oku.

– To męskie, głupku. – Kamil śmieje się, unosząc niewielki skrawek materiału. – Byłoby ci w nich do twarzy. – Rzuca nimi w zdezorientowanego chłopaka. – To gdzie ta woda? – dorzuca nieco piskliwie, dobitnie przypominając o celu wizyty. Mieli popływać a nie robić maślane oczy na widok jakiejś laski!

Wyskakuje z ciuchów dosłownie w dziesięć sekund. Oboje otwierają usta ze zdziwienia – zarówno Ewa, jak i Patryk. Uśmiecha się do nich, odwraca i w podskokach biegnie w stronę dawno wypatrzonego basenu. Drzwi są otwarte, nie mija więc nawet minuta, a już pluska się w wodzie. Całkiem nagi. Wolny. Zadowolony z wrażenia, jakie na nich zrobił.

– Trochę zimna – rzuca do kumpla, który boleśnie powoli zdejmuje z siebie koszulkę, odsłaniając swój płaski, niemal wklęsły, brzuch i swoją gładką klatę. Zawsze go zastanawiało, czy on tak po prostu ma, czy się depiluje.

Chcąc odpędzić od siebie nieczyste myśli i przy okazji nieco się ogrzać, zaczyna energicznie pływać, rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Ma nadzieję, że oboje patrzą na pracującą muskulaturę, że podziwiają siłę i sprawność. Bez wątpienia jest lepiej zbudowany niż kumpel, laski lgną do niego jak pszczoły do miodu. Schlebia mu to. Lubi widzieć uznanie w ich oczach, choć sam zdecydowanie woli mężczyzn. Chłopców – mniejszych i słabszych, ale oczywiście dorosłych. Takich jak Patryk. Dokładnie takich jak on.

W tej chwili jednak nie może dopuścić do tego, by giermek go zdradził. Musi nad nim zapanować. Uspokoić go. Pomyśleć trochę o piłce nożnej albo o maślanym wzroku Patryka wyraźnie zakochanego w tym małym zombie. Wysiłek fizyczny na pewno pomoże, krew będzie potrzebna gdzie indziej.

Kątem oka widzi, jak Patryk opatulony w te swoje szmaty siada na brzegu basenu. Niepewnie zanurza paluch lewej stopy. Wzdryga się. Woda rzeczywiście jest chłodna, wprost stworzona do szybkiego, dynamicznego pływania.

Ewę, stojącą nadal na brzegu, wyraźnie bawi reakcja tego cherlaka. Postanawia dać jej więcej powodów do śmiechu. Postawić na jedną kartę. Obecna sytuacja męczy go. Spala się, stając na uszach, żeby nie dać kumplowi żadnych powodów do podejrzeń co do własnej orientacji i pragnień. Najwyższy czas to zmienić, nawet jeśli oznacza to koniec ich długiej przyjaźni. Trudno! Raz się żyje!

Już kiedy podejmuje tę trudną, impulsywną decyzję, jego wierny sługa zaczyna prężyć się bardziej niż kiedykolwiek, napełnia się do granic możliwości, świdrując wodę pod nim. W uszach mu szumi. Cały jest nabuzowany. Skóra pali. Płonie.

Przepływając koło Patryka chwyta go za kostkę i wciąga do lodowatej wody. Chłopak piszczy, krzyczy, przebiera nogami i rękami jakby się topił. Dziewczyna, widząc to, zwija się dosłownie ze śmiechu. Lecą jej z oczu łzy. Mówi coś niezrozumiałego. Miło, że choć ona dobrze się bawi.

Kamil chwyta kolegę, przypiera do ściany basenu i żarłocznie całuje w usta. Wdziera się do nich siłą, rozgarniając zaciśnięte wargi, przebijając się głębiej przez nieco rozchylone zęby. Jest tak blisko, czuje go tak mocno, jego słodki smak, jego świeży zapach i dałby głowę, że również budzącego się do życia członka, ale przy pierwszym czy drugim drgnięciu bezwolny i bezczynny, zapewne zbyt zaskoczony, by jakkolwiek zareagować, kumpel zaczyna się szarpać i wyrywać. Jest słabszy, nie ma szans. Mógłby z nim zrobić wszystko. Dosłownie. Puszcza go jednak.

Z żalem patrzy, jak ten wybiega na zewnątrz, boso przemierza trawnik i nadal ociekając wodą przechodzi przez furtkę. Trzaska nią. Nie zabrał nawet swoich rzeczy. Nie ubrał się. Nie założył butów. Ciekawe, co zamierza zrobić bez kluczy i bez pieniędzy.

Kamil nabiera powietrza do płuc i zanurza się w wodzie. Wypuszcza je powoli, obserwując błękit, bąbelki, fakturę kafelków. Powietrze się jednak kończy. Przez chwilę wstrzymuje oddech, może odrobinę kuszony błogością pozostania na zawsze pod wodą, ale wtedy czuje mocne szarpnięcie za włosy.

– Nie chcę tu żadnych zgonów – słyszy oschły, nieco rozdrażniony głos nowo poznanej dziewczyny. Po raz pierwszy zerka w jej przenikliwe, zielone oczy. W zasadzie nawet nie zostali sobie przedstawieni.

– Kamil jestem. – Wyciąga dłoń.

– Ewa. – Jej uścisk jest słaby, ale pewny. Stanowczy.

– Wiem. – Uśmiecha się. – Wiele o tobie słyszałem.

– Naprawdę? – dziwi się. – Nieważne zresztą – dodaje, niespokojnie kręcąc głową. – Nie gonisz go?

– Nie – odpowiada zmieszany. – Wróci tu.

Kiedy wychodzi z wody, ona przygląda mu się już bez wcześniejszego zażenowania. Nie spieszy się więc z ubieraniem. Kładzie się nago na leżaku. Niech dziewczyna ma coś od życia! Popatrzeć jej przecież może pozwolić.

– On nie wiedział, że ty… – Ewa bąka, siadając na drugim leżaku.

– Nie miał pojęcia – Kamil przyznaje spokojnie.

– Więc czemu to zrobiłeś? – pyta już znacznie śmielej.

– Bo miałem już dosyć udawania. – Zerka na jej bladą twarz. – I denerwowały mnie jego maślane spojrzenia rzucane w twoją stronę.

– Maślane – dziewczyna powtarza niczym obce słowo, które próbuje sobie przyswoić.

– Maślane – wypowiada powoli i wyraźnie, żeby miała szansę dobrze się go nauczyć. – Jest w tobie zabujany na zabój, aż mnie od tego mdli.

– A ty w nim nie jesteś? – Dotyka sedna. Patryk to coś więcej niż tylko zakazany owoc. Zatwardziały heteryk. Właśnie przy nim się zorientował, dzięki niemu odkrył samego siebie. Łączy ich relacja zupełnie wyjątkowa i nie do sklasyfikowania. Przynajmniej on tak to odbiera. Jeśli przyjaciel może być szczęśliwy jedynie z dziewczyną, chętnie sam wepchnie go w jej ramiona, ale… wcale nie zmieni to faktu, że zdecydowanie wolałby, żeby był szczęśliwy z nim.

– Chyba jestem – przyznaje.

– No to mamy problem – Ewa kwituje krótko.

– A co, ty jesteś zakochana we mnie? – Chłopak uśmiecha się kpiąco.

– Nie, tego by jeszcze brakowało…

Leżą w milczeniu przy basenie, ale Patryka jak nie było, tak nie ma. Kamil zastanawia się, czy go nie szukać, czy kolega nie jest gotowy zrobić czegoś głupiego, ale w końcu stwierdza, że albo poszedł do kogoś z rodziny, albo do jakiejś kolejnej dziuni i nie znajdzie go nigdy.

Zbiera rzeczy kumpla. Wszystkie pakuje do torby. Ma przy tym wrażenie, że Ewa nie odrywa oczu od jego gołego tyłka. Ubiera się. Siadają w salonie na kanapie dziwnie dosuniętej do kominka. Wszędzie wala się konfetti, na podłodze stoją brudne naczynia i niedopite butelki wina. Ona wyjaśnia, że nie zdążyła posprzątać, ale w zasadzie nic nie wskazuje, aby zamierzała to robić. Przynosi za to butelkę wódki, dwa kieliszki i kawałek tortu czekoladowego. Nie jest głodny, ale zjada ciasto. Zdecydowanie większy apetyt ma na alkohol.

Dziewczyna dzwoni do starszej siostry Patryka, kłamiąc, że zostawił u niej komórkę, ale ona nie widziała brata i najwyraźniej ma w głębokim poważaniu jego zgubę.

Alkohol jak zawsze rozwiązuje języki, a gospodyni wydaje się nad wyraz miła. Chętnie słucha o nim i o Patryku. Szczególnie o Patryku. Nie wydaje się jednak zainteresowana nim jako mężczyzną, a raczej tym, co płeć brzydka myśli o różnicy wieku. Jest zszokowana, gdy wyznaje jej, że większość jego nastoletnich kumpli była zafascynowana nauczycielkami lub sąsiadkami przeszło dwa razy od nich starszymi. On tego nie rozumiał i dopiero dużo później dotarło do niego dlaczego.

W połowie szkoły średniej wybrali się z Patrykiem na wakacje nad jezioro. Spali w jednym namiocie, całe dnie spędzali razem. Kąpali się, ganiali po plaży i chodzili na potańcówki. Nie interesowały go żadne ślicznotki w bikini, tylko kumpel. Jego opalone, młodzieńcze ciało. Patryk natomiast co rusz oglądał się za jakimś „towarem”, ale był zbyt nieśmiały, żeby podrywać. Naciskał, by to on coś „wyrwał”, najlepiej dla nich obu.

Zrobił to. Trafili do domku typu Brda wynajętego przez trzy, chyba nieco starsze od nich dziewczyny. Jedna była ostentacyjnie niezainteresowana i wyszła na długi spacer. Zostali więc we czwórkę. Nie rozeszli się do osobnych pokoi, razem popijali wino marki Wino, z czasem przysiadając się do siebie coraz bliżej.

To były takie zwykłe, dziecinne macanki. Po raz pierwszy i po raz ostatni dotykał kobiecego biustu. Dziwnie miękkiego i bez wyrazu. Ta jego miała trudne zadanie, bo oczywiście nie zamierzał mu stanąć, a ona chciała zobaczyć jak wygląda w pełnym rynsztunku. Dwoiła się i troiła, nawet wzięła do ust, ale sterowiec wzniósł się dopiero, gdy zobaczył, jak ta druga wyłuskuje ze spodni osprzęt Patryka, jak ściska go i tarmosi, jak on rośnie pod jej dotykiem, jak twarz chłopaka wykrzywia grymas przyjemności, jak oczy zachodzą mu mgłą. Spojrzenie prześlizgiwało się nieustannie miedzy twarzą a kroczem kumpla. Fascynowała go wyraźna zależność między tym, co robi dziewczyna, a tym jak wygląda jego własny łysol. Doszli wtedy jednocześnie. Z głośnym krzykiem.

Przejdź do kolejnej części – Magnetyzm VIII

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Odcinek złożony z dwóch części. Pierwsza zamyka opisywaną od dwóch poprzednich imprezę, po której Baśka tyle sobie obiecywała, a która raczej nie potoczyła się po jej myśli. Niestety, Arek wydaje się górą na wszystkich frontach, przynajmniej w tej chwili. Przyznam, że zadziwiło mnie to rozwiązanie i spory plus za takie zaskoczenie. Część druga zdaje się otwierać zupełnie nowy wątek. W jaki sposób zostanie rozwinięty, zobaczymy. Oferuje interesujące możliwości nietypowego trójkąta. W każdym razie, sieć wzajemnych powiązań bohaterów zdaje się zacieśniać. Czytało się szybko i dobrze, tylko tu i tam coś zgrzytnęło językowo, w szczególności użycie w kilku sytuacjach zaimka „mi”. Lepiej chyba wypadłaby wersja „mnie”. Pozdrawiam.

Neferze, nie wyobrażasz sobie nawet ile pracy kosztowało mnie doprowadzenie do sytuacji kiedy zgrzytów jest tylko trochę! Tym bardziej się cieszę, że czytało się dobrze…

Czas jaki tekst przeleżał w szufladzie uświadamia choćby iPhone pojawiający się w jednej z najbliższych części – coś koło czwórki, a jesteśmy właśnie po prezentacji X-a (no… i ósemki). Nawet zastanawiałam się czy to zmienić, ale „sterylna” biel lepiej pasuje do opowieści niż późniejsze wersje metaliczne 😉

Zaimek ja ma dwie formy celownika: akcentowaną mnie i nie akcentowaną mi. Na początku zdania używa się tylko tej pierwszej, np.: „Mnie to daj” (ale „Daj mi to”). Formy mi można też użyć na początku zdania składowego, po spójniku, jeśli pada na niego akcent: „Robię tak, jak mi się podoba”.

———–
A jeśli chodzi o dialogi to piszemy jak chcemy i mówimy potocznie. Jeśli oczywiście kwestię wypowiada purysta językowy (i czytelnikowi o tym wiadomo), wtedy większość wypowiedzi (spokojnych) powinna być poprawna, aby była wiarygodna.

Jest poruszonych kilka różnych wątków w tej części – i to mi się podoba.

Mam jednak pewną uwagę- szansa aby homoseksualny mężczyzna uwiódł heteroseksualnego jest doprawdy znikoma.Uważam zachowanie Kamila za nieprawdopodobne, a przez to cały tekst traci na wiarygodności.
Traktuję cykl „Magnetyzm” jako serię obyczajową, umocowaną w naszych społecznych realiach. Wszystko co w tekście odbiega od nich, wpływa moim zdaniem niekorzystnie na niego.

W zasadzie masz rację, ale… No właśnie, po pierwsze ludzie rzadko zachowują się racjonalnie, częściej działamy spontanicznie, pod wpływem emocji, tak jak Kamil, który najprościej w świecie miał dosyć udawania i w dość brutalny sposób postanowił oświecić kolegę zarówno w kwestii swojej orientacji, jak i zainteresowania właśnie nim; po drugie ludzka seksualność jest bardzo skomplikowanym tworem. Niektórzy – na przykład Kinsey 😉 – twierdzą, że ostry, dychotomiczny podział na ludzi homo- i heteroseksualnych nie istniej, jest natomiast pełna gama orientacji rozciągających się gdzieś między tymi skrajnościami (z czego wynika, że większość ludzi jest bi ;p).

Wskazuję na umocowanie tekstu w naszym polskim społeczeństwie. Można by pokusić się o stwierdzenie, że starożytni Grecy stworzyli coś na kształt biseksualnego społeczeństwa, ale to temat do osobnej dyskusji.
Żyjemy w zasadzie już w postchrzescijańskiej społeczności, ale wciąż wyznajemy stare normy i wzorce zachowania. Przeciętny facet na takie zachowanie przyjaciela, albo by zachował się jak Patryk i uciekł, albo zareagował agresją. W konwersję z hetero na homo dorosłego faceta, w normalnych warunkach raczej nie wierzę.
Poza tym Kamil swoją próbę uwiedzenia(?) kolegi podjął niemal w najgorszym możliwym momencie, na oczach kobiety w której ten drugi się podkochiwał! Jestem wstanie sobie wyobrazić coś takiego po imprezie, gdy obojgu szumią w głowie wypite procenty i gdy znajdują się gdzieś na osobności, ale w towarzystwie?
Jedyne logiczne wytłumaczenie to próba skompromitowania Patryka w oczach Ewy, ale dalsza część tekstu temu przeczy.
Nie wysuwałbym też zbyt daleko idących wniosków z badań Kinseya…

Jak wspomniałam, jest też jedno mniej logiczne wytłumaczenie: impulsywne działanie pod wpływem zazdrości. Nie będę jednak bronić tekstu, który nie broni się sam…

Rzeczywiście dobór próby badawczej dokonany przez Kinseya może budzić pewne wątpliwości, ale wiele innych badań również wskazuje na ogromną plastyczność ludzkiej seksualności. Pewne pragnienia są po prostu wypierane ze względu na ogólnie przyjęte przekonania, a energia seksualna kierowana w bezpieczną stronę…

Co do tej plastyczności, to zastanawiam się, co by musiało się stać, abym osobiście zainteresował się innymi mężczyznami?
I nie potrafię sobie tego wyobrazić, ponieważ ciało innego faceta jest dla mnie zupełnie nieseksualne. Natomiast w płci przeciwnej pociąga mnie głównie to, co odróżnia ją od mężczyzn. A więc duże oczy, drobne dłonie, gładka cera itd… 😉
Osobiście przychylam się do tezy, że seksualność to cecha która rozwija się podczas dojrzewania i tak w 99% zostaje do końca życia.
Skrajne sytuacje jak więzienia, różne obozy w stylu gułagów nie biorę pod uwagę, bo to nie jest normalne środowisko życia człowieka.
Być może z punktu widzenia kobiet wygląda to nie co inaczej, ale z męskiego podział jest zdecydowany.

P.s
Tekst wymusił krótką dyskusję i skłonił mnie do małej refleksji, więc pod tym kątem odniosłaś sukces. Gratki.

Zdecydowanie lubię myślących czytelników 🙂

Zastanawiałeś się może kiedyś skąd ten zdecydowanym podział? I czemu w niektórych kulturach występuje, a w innych nie? Dlaczego kobietom łatwiej przyznawać się do fantazji na temat własnej płci?

Serdecznie pozdrawiam

Ania

Hej, Jaki podział? Nie znam kultur ani homo, ani biseksualnych. W co bardziej oświeconych społeczeństwach nie wtrąca się w życie intymne sąsiada.
Co rozumiesz przez słowa, że kobietom łatwiej przyznawać się do fantazji?
Że niby spotka je mniejszy ostracyzm społeczny?
To temat rzeka, niektórzy uważają, że spora część kobiet jest biseksualna. Nie wiem jaka jest prawda, nie jestem kobietą, nie znam ich odczuć. Napisałem powyżej własne przemyślenia na temat homoseksualizmu męskiego, wg mnie tutaj podział jest dosyć kategoryczny. Możliwe, że jako kobieta inaczej odbierasz ten temat.
Kobiety są bardziej skłonne do kontaktu cielesnego, np szukają możliwości przytulania, całują się z koleżankami na powitanie itp. Ale nie ma to raczej podtekstu seksualnego. Mężczyźni tego nie robią.
Seks lesbijski jest bardziej subtelny, polega w znacznej mierze na pieszczotach, zapewne nie jest to bez znaczenia. Natomiast seks między dwoma facetami jest dużo bardziej inwazyjny, mężczyzna szuka sposobności do penetracji, i już sama myśl o tym niejednemu zmrozi krew w żyłach.
Mam wrażenie, że seks homoseksualny mężczyzn w znacznym stopniu cię interesuje, i fajnie, ale mam też wrażenie że nie rozumiesz pewnych jego aspektów. Tak jak wspomniałem wcześniej, możliwe że odbierasz go przez własne wyobrażenia bądź doświadczenia z kontaktu z kobietami. A tutaj jest jednak spora różnica…

Chodziło mi o ten Twój ostry podział między homo- i hetero- widziany z punktu widzenia mężczyzny…

Moim zdaniem sedno nie tkwi we wtrącających się lub nie sąsiadach, a w wychowaniu, przekazywanych na wczesnym etapie przeświadczeniach. Już samo to co piszesz o inwazyjności jest świetnym przykładem. I postrzeganie lesbijek jako bardziej niewinnych. Dokładnie o to mi chodziło. Twoja argumentacja składa się głównie ze stereotypów. Wyobraź sobie, że wiele par gejowskich nie uprawia seksu analnego, wręcz częściej niż pary homoseksualne, seks analny uprawiają pary heteroseksualne. Wiele lesbijek natomiast dąży do penetracji – wśród takich par, bardziej popularny niż wśród innych jest na przykład fisting. Generalnie orientacja seksualna ma niewiele wspólnego z preferowanymi zachowaniami – doskonałym przykładem jest tu pegging uwielbiany przez wielu heteroseksualnych mężczyzn.

I niby czemu tylko kobiety miałyby być biseksualne? Albo dlaczego mężczyźni nie mieliby dążyć do kontaktu fizycznego? Wielu zresztą po wlaniu w siebie alkoholu, przytula się z kumplami, tylko na trzeźwo słabo im to wychodzi…

Cieszę się Aniu, że doszliśmy do konsensusu – tak jak pisałem wcześniej sedno tkwi zazwyczaj w dojrzewaniu(mój 3 komentarz) a więc i wychowaniu jakiemu jesteśmy poddani w tym okresie. 🙂

Dyskutowałabym na temat tego konsensusu, skoro najwyraźniej różnice są fundamentalne: ja nie godzę się z rolą bezrefleksyjnego wytworu tresury.

Teraz się można nie godzić, jesteśmy dorośli. Czy się to komuś podoba czy nie, jako dzieci mniej lub bardziej świadomie (raczej mniej) łykamy to, co serwuje nam otoczenie. I pewnych nabytych w tym czasie cech już nie zmienimy.

Nie, pewnych cech nie zmienimy, a jednak możemy przynajmniej zacząć myśleć samodzielnie ;p

W kwestii orientacji seksualnej także? 😉
Pewnie znajdą się jacyś eksperymentatorzy, ale będą to wyjątki potwierdzające regułę…

Ależ mówię o myśleniu, niekoniecznie działaniu 😀 😀 😀
Nawet jeśli Ty na tym nie skorzystasz, być może skorzysta ktoś w Twoim otoczeniu albo na przykład Twoje dzieci, którym dzięki temu nie będziesz na siłę robić prania mózgu…

Napisz komentarz