Czarownica IX (MRT_Greg)  3.11/5 (9)

14 min. czytania

– Nie możesz wieszać plakatów po mieście, jak ci się żywnie podoba. W dodatku takich wulgarnych. Istnieje jakaś granica przyzwoitości. Brałeś pod uwagę, że będą to czytać dzieci?!

– Skończyłeś? – Witowski nie był skory do wysłuchiwania reprymendy naczelnika. Siedział cierpliwie i z marsową miną czekał, aż policjant skończy narzekać. – To teraz ja ci coś powiem. To, że możesz codziennie rano wypić spokojnie kawkę, poflirtować z Ewką z kawiarni, zdjąć kota z drzewa i posnuć się radiowozem po zaspanych uliczkach miasta to – o czym dobrze wiesz – nie twoja zasługa. Gdyby moi chłopcy nie trzymali z dala tych wszystkich narwańców, którzy aż srają po gaciach na samą myśl o dziewczynach z naszego miasta, gdyby wpuścili tu tę całą hałastrę z sąsiednich miejscowości, to nie miałbyś wsi spokojnej, wsi wesołej, tylko burdel na kółkach! Rozjebaliby tę mieścinę w jeden dzień, a ty gówno byś dał radę zrobić. Zatem… Jeśli proszę cię grzecznie i spokojnie, żebyś zajął się moim problemem, to znaczy, że masz rzucić wszystko w chuj i zająć się moim problemem! Nie zastanawiać się, co by tu zrobić z kilkoma godzinami do czasu otwarcia kawiarni, nie walić konia w kiblu przy kaplicy i nie jeździć wte i wewte po mieście, z łokciem wystawionym za okno. Masz, kurwa, znaleźć mojego chłopca. I to jest jedyne twoje zadanie.

Naczelnik poczerwieniał ze złości. W trakcie gdy Witowski musztrował go jak kapral młodego żołnierskiego adepta, zaciskał pięści gotów w każdej chwili rzucić się na mężczyznę przed nim. Potrafił jednak opanować się na tyle, by po reprymendzie nadal siedzieć spokojnie w fotelu naprzeciw. Wiedział też doskonale, że po latach siedzenia za biurkiem jego kondycja pozostawia wiele do życzenia i zapewne nie zdążyłby nawet nachylić się w kierunku Witowskiego, a już czułby na gardle nóż tamtego. I nawet gdyby jakimś cudem udało mu się dostać w jego bezpośrednie pobliże, jego chłopcy szybko zrobiliby z niego mizerię. Mimo że prawo zabraniało posiadania broni, chłopcy Witowskiego ignorowali wszelkie zakazy, które nie pochodziły od ich pryncypała. I bynajmniej nie należeli do subtelnych ochroniarzy w przyciasnych marynarkach. Na starą modłę Witowski wyszukał w sąsiednich miejscowościach największych zabijaków i oferując wszystkie ogólnie niedostępne używki, dziwki i dobre żarcie, zażądał bezwzględnego posłuszeństwa, dając zupełnie wolną rękę w doborze uzbrojenia. Strażnicy na bramie, uzbrojeni w M134, byli zatem czymś zupełnie normalnym, podobnie jak najbliższa ochrona Witowskiego, posługująca się najczęściej cyborgiem. Skomplikowana ręczna broń, mająca w sobie siłę rażenia podobną do granatnika, zasilana ogniwami świetlnymi, wyglądała jak futurystyczna mikro wersja Surefire M900.

– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz – oznajmił zrezygnowanym tonem naczelnik. – Mam sam przeczesać cały las? Czy może wynająć helikopter? Równie dobrze Toma mógł złapać okazję i jest już na drugim końcu kraju.

– Paweł, obydwaj dobrze wiemy, że Toma nie uciekł. Nie miał ku temu najmniejszych powodów – to raz; a dwa – czuję, że on jest gdzieś w pobliżu. Ktoś go złapał i trzyma w uwięzi. I czeka. Tylko nie wiem na co. I dobrze wiesz, że gdy dowiem się, kto to zrobił, to nie ograniczę się – jak w tej chwili – do grzecznych słówek. A gdy zajdzie potrzeba, to zrównam to miasto z ziemią.

Uderzenie w stół było aż nadto wymowne. Przewrócił się kałamarz, atrament wylał się na mahoniowe biurko. Witowski, zły na siebie, usiłował ratować resztki.

– Widzisz, co zrobiłeś? – warczał. – Wiesz, ile to kosztowało?

Nie wiedział. Nie wiedział też, skąd w Witowskim wzięło się zainteresowanie antykami. Przedsiębiorca często go zaskakiwał. Na ciągnących się aż po horyzont halach widać było namalowane sprayem obrazy. Nie były to jednak szczeniackie bazgroły, lecz pełne wdzięku i subtelności historie z życia znanych ludzi, kopie wiekopomnych dzieł i wykonane z niemal fotograficzną dokładnością grafiki wymarłych zwierząt. Stalowe namioty, bez ani jednego okna, stały pośród zielonych łąk, tworząc wręcz surrealistyczny obrazek. Równie dobrze mogłoby tam wylądować UFO, a i tak pewnie nikogo by nie zaskoczyło. Biorąc pod uwagę majętność producenta, można było przypuszczać, że równie okazała będzie jego rezydencja. Tymczasem po dziś dzień mieszkał w starym domu – dokładnie w tym samym, w którym przyszedł na świat. Zadbany ogród rozciągający się u stóp domostwa tworzył idylliczną przestrzeń do wychowania Tomka. Lecz choć Witowski starał się zapewnić synowi jak najlepsze warunki do nauki, ściągając nauczycieli do domu, chłopiec zdecydowanie bardziej wolał przebywać w towarzystwie twardzieli ojca. Poznawszy siłę strachu, ignorancji i bezkompromisowości, wykorzystywał to w pełni wobec rówieśników. Widząc zachowanie syna, Witowski posłał go do szkół, mając nadzieję, że odseparowanie młodzieńca od agresywnych ochroniarzy zmieni jego podejście do życia. Okazało się, że co prawda przez jakiś czas Toma zgrzeczniał, jednak po powrocie stał się zupełnie bezwzględnym sadystą i tylko silna ręka ojca ukrócała jego zapędy.

Mimo to był oczkiem w głowie przedsiębiorcy. Będąc jedynym dzieckiem w rodzinie, Toma potrafił wykorzystać sytuację. Godząc się na warunki ojca odnośnie do nauki, sam również miał niemałe wymagania. Samochód na urodziny w rzeczywistości był jego życzeniem, w zamian za które zgodził się wziąć udział w zajęciach z malarstwa. Ceniąc sobie artyzm, Witowski miał nadzieję, że syn pójdzie choć trochę w jego ślady i będzie dbał o pozostałości kultury ludzkiej. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił. Toma nienawidził tych zajęć i w każdym możliwym momencie urywał się z nich, wyjeżdżał z miasta i szalał swoim terenowym wozem po lasach. Nauczyciele zaś, znając możliwości obojga Witowskich, woleli przemilczeć ten fakt.

Nie odezwali się nawet słowem, gdy kilka lat wcześniej Tomek wraz z grupą dzieciaków z miasta urządzili sobie balangę na wierchach. Tragiczne skutki imprezy były przyczynkiem do dalszych wydarzeń, lecz nie znając faktów, nikt nie powiązał ich ze sobą. Tomek też nie był skory do chwalenia się. Tym bardziej że podczas pożaru zginęła jedna z dziewcząt, przygnieciona upadającym drzewem. Dopiero po kilku dniach strażacy znaleźli na wpół zwęglone zwłoki. Miejscowy patolog dostrzegł też na ciele tragicznie zmarłej liczne ślady ugryzień. Dziewczyna również według jego opinii została wielokrotnie zgwałcona. Ślady spermy znaleziono w każdym niestrawionym przez pożogę zakamarku jej ciała, najwięcej w odbycie i pod pachą. Choć wszyscy wiedzieli, kto był prowodyrem zabawy, nikt nie miał odwagi zlecić przeprowadzenia testów DNA. Kolejny wyskok Tomy uszedł mu na sucho.

– Chciałbym, żebyś zaczął przepytywać mieszkańców. Oni coś ukrywają. Nie wiem co, ale od pewnego czasu nasze miasto jest nieco dziwne.

– Dziwne? – naczelnik uniósł brew – Ja nie dostrzegłem niczego.

– To zacznij, kurwa, dostrzegać! – Witowski ponownie zerwał się z fotela. – Nie płacę ci za pierdzenie w stołek! A teraz wynocha. Straciłem już dość czasu.

Policjant ciężko uniósł się z siedziska i ruszył w kierunku drzwi. Stalowe wrota otworzyły się z sykiem. Biuro Witowskiego mieściło się w sąsiedztwie hal produkcyjnych i wzmożone środki bezpieczeństwa można było odczuć na każdym kroku. Naczelnik nigdy nie dopytywał przedsiębiorcy, czym się zajmuje, jednak długie sznury czarnych ciężarówek, które pojawiały się nocą w każdy ostatni dzień miesiąca, mogły sugerować układy z wojskiem lub laboratoriami. Z plotek wiedział, że na zachodzie Europy opracowywano szczepionki na wciąż grożącą ludzkości zarazę. I choć pierwotny wirus nie był już groźny, a obecni mieszkańcy uodpornili się na niego, wciąż obawiano się pojawienia się innych szczepów bakterii.

W wąskim korytarzu jego kroki odbijały się głuchym echem. Wysokie sklepienie podpowiadało mu, że najwyraźniej znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie hali. Przez kolejne stalowe drzwi przeszedł do niewielkiego holu, stylizowanego na wczesny modernizm. Siedząca za ladą dziewczyna o krótkich włosach w kolorze śliwki rzuciła szybkie spojrzenie w jego kierunku, po czym bez słowa wstała i ruszyła w kierunku wyjścia. Podążył za nią, przy okazji taksując ją wzrokiem. Była zdecydowanie niższa od niego, szczupła, lecz wyraźnie wysportowana. Wypracowane mięśnie łydek stanowiły lekki kontrast w stosunku do czarnej skórzanej mini spódniczki. Zrobiony z podobnego materiału gorsecik, sznurowany po bokach, idealnie przylegał do jej ciała. Gołe ramiona i solidny jak na tak niewielką dziewczynę biceps dopełniały nieskazitelnego widoku. Ściśnięte piersi ledwie odznaczały się pod materiałem. Za to z tyłu, pod ciasnym pasem spódniczki, doskonale uwidaczniał się Syrius, młodszy braciszek Cyborga. Naczelnik był całkowicie pewien, że gdyby spróbował klepnąć dziewczynę w tyłek, zapewne skończyłby z dziurą w głowie. Mimo to, uśmiechając się szelmowsko, zagadnął, przechodząc obok niej:

– Ta eska dobrze do pani pasuje? Rzekłbym, że jest taka… kobieca.

Zmierzyła go wzrokiem, po czym bez słowa pchnęła drzwi na zewnątrz.

– Cóż, spróbować zawsze można. – Nie poddawał się, nawet będąc już jedną nogą na zewnątrz. Na moment zamyślił się, a potem wypalił: – To pewnie dlatego możesz sobie pozwolić na nienoszenie majtek?

Jej wzrok nie wyrażał kompletnie niczego. Cierpliwie czekała, aż opuści budynek, po czym cofnęła się do wnętrza. Drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie. Nie oglądając się za siebie, choć czuł na plecach złowrogie spojrzenia wartowników, ruszył w kierunku radiowozu. Zapalił silnik, wybrał jazdę do przodu i zarzucając tyłem na żwirowym podjeździe popędził w kierunku bramy. Z daleka ujrzał, że jest otwarta, nie musiał więc nawet zwalniać. Przemknął przez przejazd, nieomal muskając lusterkami zamykające się już masywne wrota.

Witowski stał jakiś czas naprzeciw półprzezroczystej ściany, obserwując oddalającego się naczelnika. Był zły, że dał się sprowokować temu nędznemu człowieczkowi. Jednak jego myśli na powrót szybko zajęła troska o syna. Nie mógł sobie wyobrazić, kto był na tyle głupi, by poważył się podnieść na niego rękę. Witowski doskonale wiedział, że Toma był nadal gdzieś w pobliżu. Sprowadzone z sąsiedniej miejscowości psy tropiące doprowadziły go tuż pod same wierchy, gdzie ślad się nagle urywał. Sfora, ujadając, kręciła się wokół, jednak gdy zwierzęta próbowano pociągnąć wyżej w stronę szczytu, te uciekały, kuląc pod siebie ogony i skowycząc przeraźliwie. Do tych leśnych ostępów nie był w stanie dostać się żaden pojazd, nawet człowiekowi trudno było się przez nie przedzierać – tym samym Witowski wykluczył obecność zorganizowanej grupy z zewnątrz. Pozostawało zatem miasto. Choć już od dłuższego czasu podejrzewał, że dzieje się tam coś niedobrego, do tej pory nie zawracał sobie tym zanadto głowy.

– Chcecie mieć wojnę, to będziecie ją mieć – warknął w kierunku miasta.

Odwrócił się od okna i zapalił papierosa. Zaciągnął się głęboko dymem, z lubością przymykając oczy. Podczas ostatniej wizyty u lekarza diagnoza była jasna. Początkowo, przerażony wizją zbliżającej się śmierci, szukał cudownego leku, a gdy okazało się, że nadal go nie ma, ograniczył ilość wypalanych dziennie paczek do dwóch. Mimo to ból w piersiach był ostatnimi dniami o wiele dotkliwszy. Czuł, jak pod żebrami rośnie śmiertelny nowotwór i rozprzestrzenia się po płucach, niszcząc delikatne membrany. Ciemna plama w okolicach serca, którą widział codziennie wieczorem podczas kąpieli, nie była na tyle skuteczna, by pozbył się nałogu. Poza tym wiedział, że i tak było już za późno na jakiekolwiek leczenie. Zostało mu niewiele czasu i nie miał zamiaru pozbywać się tego co, jak uważał, sprawiało mu przyjemność. Usiadł wygodnie na fotelu, odchylił się nieco do tyłu i, skinąwszy w podziękowaniu głową, odebrał od ochroniarza ciężka szklankę ze rżniętego szkła z bursztynowym napojem. Przełknął palący płyn, czując, jak spływa mu do żołądka. Odetchnął głębiej, zakaszlał, po czym wyprostował się, zdusił połowę peta w popielniczce i wcisnął przycisk interkomu.

– Joanno, proszę do mnie na górę.

W oczekiwaniu na pracownicę, wziął do ręki szklankę z alkoholem i odchylił się na fotelu. Bujał się na nim do momentu, aż stalowe drzwi gabinetu otworzyły się z sykiem i do środka weszła fioletowo włosa recepcjonistka. Stanęła przed nim w niewielkim rozkroku, czekając na polecenia i nie zwracając uwagi na wścibskie spojrzenia ochroniarzy. Jakkolwiek zdając sobie sprawę ze swojego powabu, uważała, że jedynie jej pracodawca ma pełne prawo do bezceremonialnego jej lustrowania. Niemniej, przebywając w jego gabinecie, postanowiła nie robić użytku ze swojej broni ani równie szybkich i morderczych dłoni.

Przez chwilę się jej przyglądał. Podobnie jak kilkanaście minut wcześniej naczelnik policji, tak i on skonstatował z miłym uciskiem w spodniach, że tego dnia albo nie założyła majteczek, albo to, co chroniło jej cipkę, miało postać co najwyżej jednego wąskiego paseczka. Spódniczka była tak krótka, że gdyby dziewczyna choć trochę się pochyliła, zapewne ujrzałby wnętrze jej ud. Na samą myśl jego członek napęczniał jeszcze bardziej. Szybko wychylił łyk brandy, przypominając sobie w tym samym momencie zdarzenie sprzed kilku dni – konsternację kontrahentów, gdy podczas spotkania, weszła nagle, wioząc na stoliczku butelki z napojami. Jeden z rozmówców o mało nie odgryzł sobie języka na widok doskonale wyeksponowanych warg sromowych dziewczyny, odciśniętych na czarnych leginsach.

Zresztą Witowski od samego początku był wręcz wniebowzięty nową pracownicą. Zatrudniona kilka tygodni wcześniej, spełniała każde polecenie szefa. Doskonale wyczuwała sytuacje, odpowiednio się do nich dostosowując. Gdy odwiedzili go przedstawiciele chińsko-holenderskiej korporacji, odziana w długa suknię przemykała między nimi drobnymi kroczkami, rozdając szklanki z ożywczym drinkiem. Będąc dużo niższa od wielu mężczyzn, nie miała trudności z unikaniem spoglądania im w twarz. Goście zaś odbierali ją jako zawstydzoną nastolatkę, która nagle znalazła się w znamienitym towarzystwie. Jej niewinność oraz obezwładniająca woń piżma, którą rozsiewała wokół zgromadzonych, podniecała ich, odbierając zdolność do jasnego rozumowania. I był to najlepszy sposób na wyciągnięcie z ich kieszeni grubych milionów.

– Są dwie sprawy – zaczął po chwili. – Po pierwsze, dziś wieczorem przyjedzie do mnie dostawca z towarem. Ma rozładować ciężarówkę w magazynie A1. Oprócz tego ma mi dostarczyć pewien pakunek, który przyniesiesz bezpośrednio do mojego gabinetu. Druga sprawa – i tu liczę na twój profesjonalizm – masz śledzić naczelnika. – Położył palec na ustach, gdy usiłowała zaprotestować. – Nie będę wnikać, jak to zrobisz, ale codziennie chcę widzieć raport z tego, co robił, z kim się spotykał, o czym rozmawiali i jaki ma kolor majtek.

– A jeśli ich nie będzie mieć? – spytała głosem wypranym ze wszelkich emocji.

– To… – zdezorientowany pytaniem nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć – …czy ma wygoloną cipkę.

– Jeszcze coś?

– To wszystko. Możesz odejść.

Odwróciła się na pięcie i wyszła. Ochroniarze przestąpili z nogi na nogę. Witowski poprawił się na fotelu.

– Widzieliście? – spytał, spoglądając to na jednego, to na drugiego. – Jaka bezczelna smarkula. Paraduje sobie tak spokojnie z cipką na wierzchu.

– Pewnie chce, by ją szef zerżnął – mruknął jeden z nich.

– Pewnie tak – pokiwał głową. – No kuźwa, następnym razem każę jej położyć się na stole i rozłożyć nogi.

– Atrament panu rozleje, szefie – zaśmiał się brodacz. – Ja to bym ją przycisnął do sofy i wbił się od tyłu.

– A jakby była sucha? – Drugi z nich poruszył odwieczny problem.

– E tam, sucha. – Brodacz udawał doświadczonego. – Taka laska nigdy nie jest sucha. Jak łazi z cipką na wierzchu, to cały czas czuje… ten… no… wiatr czy co tam i się ślini non stop.

– Wiatr! Ha ha ha! – Jego towarzysz trząsł się ze śmiechu. – Gdzie ty masz wiatr w budynku? Jak już to wiatry, ha ha ha.

Witowski również się roześmiał, jednak zastanowił się nad słowami brodacza. To było nieco zaskakujące, że będąc w pracy, pozwalała sobie na perwersję w postaci eksponowania swojej nagości. Zaraz jednak odgonił tę myśl, wyobrażając sobie, jak posuwa dziewczynę opartą o jego biurko.

Był mimo wieku i zgubnego nałogu wysportowanym i silnym mężczyzną w kwiecie wieku. Dobra partia – tak mówiono na salonach. On jednak nie rozglądał się za innymi kobietami. Mimo sadystycznej natury w okresie młodzieńczym, gdy wymuszał na młodej żonie posłuszeństwo, z wiekiem stał się bardziej opanowanym, statecznym panem, który postanowił poświęcić się w całości swojemu synowi. Poddając się samowolnemu celibatowi, znajdował uciechy w innych dziedzinach życia. Nie odmawiał ich jednakże swoim ochroniarzom, pozwalając im na cotygodniowe wypady do burdelu. Jednakże po ostatnich wydarzeniach nabrał ogromnej ochoty na seks. Prowokacyjna postawa pracownicy tylko wzmacniała jego pragnienie. Był pewien, że podczas następnej jej wizyty w gabinecie odprawi ochroniarzy, a sam zajmie się wreszcie tą młodą suczką.

– Właśnie! – zakrzyknął, zrywając się z fotela. Ochroniarze odskoczyli w popłochu i szybko przybrali czujną postawę. – Spokojnie. Spocznij.

Machnął dłonią w ich kierunku, po czym szybkim krokiem wymaszerował przez drzwi. Z korytarza zamiast do holu z seksowną recepcjonistką udał się wprost do garażu. Stojący tam Hammer lśnił czarnym lakierem. Codziennie woskowany, prezentował się nienagannie, czego Witowski bardzo wymagał. Czuwający w pobliżu strażnik zerwał się ze swego miejsca i otworzył przed szefem opancerzone drzwi. Kilka chwil później z pokoiku obok wyskoczył w pełnym rynsztunku kierowca i jednym susem wskoczył na swoje miejsce. Brama garażowa otwierała się bezgłośnie.

– Dokąd, szefie? – spytał, nie patrząc w lusterko.

Witowski szepnął mu do ucha, po czym, zapiąwszy pas, pogrążył się w miękkim fotelu. Kierowca wystrzelił z garażu jak z procy, z piskiem opon zawrócił na asfalcie i przemknął obok zabudowań biurowych. Wpadł na żwirowany podjazd, pokonał lekką nadsterowność i popędził w kierunku bramy. Choć Witowski nie spieszył się specjalnie, jednak uwielbiał szybką jazdę. Sam nawet nieraz brał udział w rajdach off-roadowych. Lecz było to w czasach, gdy nie był tak majętnym człowiekiem i mógł sobie pozwolić na chwile prywatności. Teraz w jego garażu stało kilka aut i każde służyło do innej jazdy. Długą czarną limuzyną przyjeżdżał na bankiety, wzbudzając zachwyt wśród kobiet. Małą popularną hybrydą poruszał się incognito, zaś Hammer służył do eskapad, co do których nie miał zbytniej pewności, czy w trakcie powrotu korzystać będzie z dróg asfaltowych.

* * *

– Tu jesteś! – Zbyszek odwrócił Adama w swoim kierunku. – Wszędzie cię szukam, wołam, dopytuję, a ty…

– To ja wracam do baru – mruknęła Ewa, kierując się w stronę kawiarni.

– …a ty się gzisz po kątach. I to w dodatku z najlepszą partią w okolicy.

– Daj spokój – Adam machnął ręką, wciąż zaskoczony pogodą.

Gdy w pośpiechu zbierali swoje rzeczy nad jeziorem, wokół nich spadały już pierwsze krople deszczu. Czarne chmury przysłoniły niemal całe niebo, złowieszcze zygzaki piorunów sięgały tafli wody. Zmarszczona powierzchnia wody szybko się wzburzyła i gdy zagłębiali się wśród skał, usłyszał łoskot, z jakim wysoka fala uderzyła o brzeg. Zaskoczony, że na tak niewielkim akwenie może powstać tak duże wypiętrzenie, nie miał czasu na podziwianie widoków. Zerwał się porywisty wiatr niosący piach i drobny żwir. Bombardując roślinność wokół groty, dziurawił ją jak sito. Umknęli, gdy kolejny tuman niczym skalpel odciął gruby jak męski nadgarstek pęd winorośli. Podążał za Ewką ciemnym korytarzem, tym razem już znacznie pewniejszy. Niemniej obawiał się co zastanie w mieście. Gdy stamtąd uciekał atmosfera była tak wroga, że niemal można było poczuć iskry przeskakujące między mieszkańcami.

Tymczasem po powrocie do kaplicy z zaskoczeniem spoglądał na ciepłe promienie zachodzącego słońca zaglądające do wnętrza. Na niebie nie było ani skrawka chmury, trawa przed ośrodkiem żółkła prawie że w oczach. Z drzew sypał się wodospad wysuszonych liści. Skonsternowany brakiem burzy oraz drapieżnej aury strachu, przeszedł do holu domu kultury, gdzie został zauważony przez Zbyszka.

– No co daj spokój? – Zbyszek trącił go w bok. – Jaka jest?

– Dżentelmeni o takich sprawach nie opowiadają.

– Dżętelmeni! – Zbyszek oparł się o ścianę, trzymając się za brzuch. – No toś mnie rozśmieszył. Daj spokój! Dupa jest niewąska. Tu każdy ma na nią chrapkę, ale wiesz, jak to jest. Miejscowy jest be, bo zaraz rozplotkuje, a obcy to… przyjedzie, wyrucha i pojedzie. No! To gadaj! Ciasną ma cipcię?

– Zbychu!

– Nie zbychuj mi tu, tylko opowiadaj. Już!

– Taaa… – Adam zerknął w kierunku baru. Ewa nie pokazywała się zza przepierzenia, co jednak nie przekonywało go do wynurzeń. – Jest niezła – mruknął.

Zasiedli przy stoliku. Zbyszek nalał Adamowi pół szklanki coli, resztę pił z plastikowej butelki.

– Ech ty… Ale jak chcesz. Na mój gust to ta chuda lala ma cipkę jak mokra śliwka. I tak samo słodka, nie?

Zbyszek schował rękę pod stół. Adam skrzywił się, widząc, że nie pozostała nieruchoma.

– I jest chyba w wieku mojej córki – oblizał się lubieżnie. – Ty farciarzu, niewinna młoda sucz ci obciągnęła, a ty zachowujesz się jak prawiczek. A może nie była już taka niewinna, co? Była dziewicą czy nie? No… Powiedz chociaż…

– Nie była. – Adam spoglądał w kierunku biblioteki, przypominając sobie że ma sprawdzić miejscową prasę. Starszej kobiety, którą ujrzał tam rano, nadal nie było. Miał tylko nadzieję, że biblioteka była otwarta.

– Aaa… czyli dupiła się już z innymi. Ale to może nawet i lepiej, ominęło cię piszczące zaskoczenie „To moje? Ojej”. Ciekawym, kto ją rozjechał jako pierwszy. – Oczy Zbyszka płonęły, ciężko oddychał i raz po raz oblizywał wargi.

– Hmm… Przepraszam cię – mruknął Adam, wstając od stolika. – Muszę gdzieś pójść.

– Ja też – Zbyszek podniósł się ciężko i ruszył w kierunku toalet. Jego spodnie były mocno napięte w sąsiedztwie rozporka. Przystanął na chwilę – Aha, koło siódmej spotykamy się w klubie na piętrze, schodami koło wejścia, do końca korytarzem i na lewo. Sami faceci – mrugnął okiem.

– Okej. – Adam kiwnął głową.

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Napisz komentarz