Magnetyzm VI (Ania)  3.36/5 (23)

16 min. czytania

Źródło: Maxpixel

Prawdziwy samiec

Baśka nie może wprost uwierzyć, że zaabsorbowana wyczynami gogusi nie zauważyła przyjazdu Arka. Ani zniknięcia Ewy. Na szczęście przyjaciółka wróciła rozluźniona, więc może jednak zrobił jej dobrze. Ma taką nadzieję.

Niechętnie zgodziła się, żeby Anka skorzystała z usług masażysty przed nią, ale dziewczyna jest wyraźnie zmęczona i zapewne zechce wcześnie wracać do domu albo tutaj położyć się spać. Nie wolno jej być aż taką egoistką!

Teraz siedzi jak na szpilkach i co chwilę, ze zniecierpliwieniem, zerka na zegarek. Nie może się doczekać! Czemu to aż tyle trwa? Co oni tam u licha robią?

– Nie chcesz się przygotować? – Zuza zerka na nią podejrzliwie, a Baśka odwarkuje, że nie. Absolutnie! Nie po to ubrała się w wyzywającą małą czarną, nie po to kupiła nową bieliznę i nie po to się depilowała, żeby teraz udać się do niego w samym ręczniku albo jakimś kompletnie aseksualnym szlafroku. Nie ma mowy! Gromi koleżankę spojrzeniem, ale nogi ma już niczym z galarety. Nie wie, czy na tych niebotycznie wysokich obcasach uda jej się wejść na górę.

Między udami czuje rozwijający się kwiat, pęczniejący i wilgotniejący rosą z każdą chwilą. Piersi naprężają się dumnie, a sutki twardnieją. Są jak kamyczki, może wręcz kamienie, dość duże i ciemne. Wyobraźnię dodatkowo pobudza fakt, że Ewka przeszła już przez jego ręce, że ją pieścił i całował, że widział jej ekstazę, zawsze tak gwałtowną, wręcz wybuchową. Krew, z dużą domieszką wina, buzuje w żyłach dziewczyny. Jest tak napalona, że zrobiłaby sobie dobrze choćby nogą od stołu, ale musi poczekać na Arka, wziąć to, czego kiedyś jej poskąpił.

Anka schodzi z góry w bardzo obiecującym stanie. Ledwo przytomna, z malującym się na twarzy spełnieniem. Na żadne pytanie nie potrafi odpowiedzieć w pełen i wyczerpujący sposób, tylko coś tam mruczy niezrozumiale pod nosem. Chyba naprawdę jest dobry! Rewelacyjny!

Ze ściśniętym gardłem, powoli, wchodzi na schody, dopingowana przez kumpele. Życzą im szampańskiej zabawy. Oby taka była! Kiedy drżącą ręką naciska klamkę, przychodzi chwila wahania. Może nie powinna? Z nim. Może tylko się rozczaruje? O dziwo ani na chwilę nie przypomina sobie o swojej nowej maskotce. To źle?

Gdy tylko przekracza próg i wzrokiem odnajduje nagą klatkę piersiową, wszystkie wątpliwości ulatują. Przez moment stoją w siebie wpatrzeni – może przez ułamek sekundy, ale jej ta chwila wydaje się wiecznością. Jest jeszcze bardziej męski niż kiedyś, jego mięśnie są znacznie mocniej rozbudowane, a klata silniej owłosiona. Opalona skóra pięknie połyskuje w nastrojowym blasku świec. Jest bosy! Lniane spodnie, luźno związane sznurkiem na biodrach, robią na niej olbrzymie wrażenie.

Dziewczynę pali skóra, kiedy mężczyzna niespiesznym, zmysłowym krokiem drapieżnika rusza w jej stronę. Będzie ostro! Już to wie! Widzi to w pociemniałych oczach, ciemnych niczym burzowe niebo! Bezwiednie wstrzymuje oddech w oczekiwaniu. On się uśmiecha. Łobuzersko.

Opiera ją o drzwi i dociska do nich swoim ciałem. Jedną nogę wpycha brutalnie między uda, a silną dłonią chwyta brodę i unosi twarz. Baśka czuje na brzuchu męskość. Gotową do działania męskość! Usta Arka drapieżnie wpijają się w jej usta. Język atakuje, wdziera się siłą między zaciśnięte wargi. Próbuje mu się przeciwstawiać, ale nie dlatego, że nie chce, a dlatego, by musiał w to włożyć więcej siły. Chce czuć go mocno, tak mocno jak tylko się da. Chce by na jej ciele zostały pamiątki. Sińce, zadrapania, malinki. Jego też chce oznaczyć! Na pewno nie pozostanie dłużna.

Nagle czuje jak druga ręka mężczyzny zaczyna leniwie zjeżdżać po jej boku, mijając talię i biodro, schodząc na udo. Zaczyna w dłoni zbierać materiał sukienki, kończący się nieco zbyt nisko, by bez schylania mógł się pod niego wślizgnąć. Dotyka uda przez koronkę samonośnych pończoch, wsuwa się głębiej, docierając do nagiego ciała. Ona gwałtownie próbuje zacisnąć nogi, by uniemożliwić mu dalszą wędrówkę, ale nie może. Przeszkadza jej w tym jego kolano tkwiące od początku pomiędzy udami.

Czuje się rozkosznie bezbronna, usidlona, zdominowana. Jeszcze bardziej, gdy on dociera do sedna, odsuwa na bok materiał stringów i wsuwa w nią palec. Tak od razu, bez ostrzeżenia. Oczywiście, że jest gotowa, ale jednak wydaje z siebie pisk zdziwienia. On też jest zaskoczony – najwyraźniej pozytywnie – stanem terenów podmokłych. Jest naprawdę mokra! Ma wrażenie, że cieknie jej po udach, a wnętrze wręcz pali.

Odrywa się od ust dziewczyny i mocno przysysa do szyi. Jego wargi są zachłanne, głodne. Zostaną malinki! Jak nic! Ona łapczywie chwyta oddech. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że całując się nie mogła oddychać. Pewnie dlatego tak bardzo kręci jej się teraz w głowie. A może to ten cały wypity alkohol?

Arek wsuwa również drugą dłoń między kobiece uda, obiema chwyta ją za pośladki. Tak spragnione pieszczot! I z nadzwyczajną łatwością unosi wyżej. Przyszpila mocniej do drzwi.

– Nie ruszaj się, bo zerżnę cię bez gumki – syczy gniewnie, a ona zamiera. Słyszy rozdzieranie foliowej paczuszki, czuje pracę jego mięśni, ale nie układa się to w żaden logiczny ciąg. Może tylko czekać, aż ją wypełni. Nic więcej. Każda komórka ciała niecierpliwi się i pragnie.

Ta wyczekana chwila następuje szybko, szybciej niż mogłaby się spodziewać. Jednym wprawnym ruchem, z wielkim impetem i głośnym chlupnięciem, cały jego tłok w nią wchodzi. Nadal jest tak ubrana, jak tu przyszła. Sukienkę tylko podwinął, a majtki odsunął na bok. Żeby jej pożądać nie potrzebował widocznie fatałaszków… Prawdziwy samiec!

Silnymi ramionami podtrzymuje uda, brodę opartą ma na jej ramieniu. Czuje na szyi męski oddech. Niespokojny, ale jeszcze nie urywany. Zatapia nos we włosach Arka. Pięknie pachną! Dłońmi zamiast odpychać go jak wcześniej, przyciąga bliżej, tak mocno jak tylko potrafi. Żałuje, że nadal jest ubrana. Naga miałaby go bliżej, bardziej dosłownie. Mocniej. Spragniona mężczyzny jak nigdy, chciałaby się szerzej otworzyć, rozebrać bardziej niż do skóry, wchłonąć w siebie całego…

On z zegarmistrzowską precyzją odmierza w jej ciele czas. Sekunda po sekundzie. Wchodząc i wychodząc w równym, bezlitosnym tempie, sięgając samego dna kobiecości, a potem na krótką chwilę pozostawiając pustą. Przy każdym ruchu ociera się o wyczuloną na najlżejszy dotyk łechtaczkę. To właśnie ta pieszczota łagodzi ból jego zbyt głębokich pchnięć i sprawia, że przyjemność stopniowo narasta. Łagodnie wzbiera gorącą falą, obmywając stopy, łydki, podchodząc coraz wyżej.

Baśka mocno przygryza wargę, by nie dać mu satysfakcji, by nie błagać o więcej, nie jęczeć z zachwytu, by jeszcze nie kończyć… ale sprawa jest przegrana, nie panuje już nad własnym, zdradzieckim ciałem i zaczyna ekstatycznie drżeć w silnych ramionach. Przynajmniej po cichu.

Tuż po jej orgazmie mężczyzna wychodzi z rozpalonej piczki, stawia dziewczynę na podłodze i odsuwa się. Zachowanie Arka jest jak kubeł zimnej wody. Otrzeźwiające. Nie skończył! Nie zamierza skończyć? Nerwowo obciąga sukienkę w dół, a on siada na łóżku, już z zapiętym rozporkiem. Nogi się pod nią chwieją, obcasy wydają się jeszcze wyższe niż przedtem.

– Rozbierz się – rozkazuje lekko zachrypniętym, niskim głosem.

Czy to jakaś gra? Co on u licha sobie wyobraża! Baśka przez moment jest gotowa po prostu odwrócić się i wyjść, ale wtedy jej wzrok pada na prężącego się w spodniach penisa. Wielkiego, dostojnego i nadal niezaspokojonego. Czemu nie miałaby go wykorzystać? Wyssać wszystkich soków, wypompować? Do tego w końcu jest stworzony, ten wibrator przymocowany do mężczyzny!

Zaczyna leniwie kręcić biodrami w rytm lecącej z głośników piosenki Strachów Na Lachy Hej kobieto. Czemu wybrał taką muzykę? Nie nadaje się ani do seksu, ani tym bardziej do striptizu. Trudno! Poradzi sobie! Jakoś.

Podoba jej się łakome spojrzenie. Takie… zachwycone. Patrzy jakby była ostatnią kobietą na świecie, a przecież miał już tego wieczoru co najmniej dwie. No, ale co jak co, rozbierać się dla niego na pewno nie rozbierały! Jest tego pewna.

Zamyka oczy, by lepiej wczuć się w nastrój, stopić z muzyką w jedno i odnaleźć w sobie zmysłowość – mimo orgazmu silnego niczym trzęsienie ziemi, mimo hektolitrów wypitego wina, późnej pory i odrobiny złości, którą odczuwa z powodu jego opanowania. Powinien być zwierzakiem! Nie móc się powstrzymać! Ślinić się na jej widok! Jest przecież na co popatrzeć, prawda?

W końcu odnajduje to, czego szukała. Jej myśli są spokojne, śpią niczym niemowlęta ukołysane w ramionach matki, a ona może płynąć z biegiem zdarzeń, poddana losowi, wyswobodzona z ambicji i oczekiwań. Chłonąca. Staje się jednym, wielkim doznaniem, swoją rozgrzaną, żarzącą się wręcz, waginą.

Tańczy. Dla niego. Dla siebie. Dla tej chwili. Nie ma zbyt wiele do zdejmowania, a nie chce zbyt szybko zostać naga. Zwleka więc. Żałuje, że nie ubrała rękawiczek – takich satynowych, długich, aż za łokieć. Do striptizu byłyby jak znalazł.

Staje tyłem do Arka, nogi rozstawia na szerokość bioder i robi głęboki skłon chwytając własne kostki. Zaczyna gładzić nogi. Od dołu ku górze. Przynajmniej ubrała pończochy ze szwem. Cieliste z kawowym szwem i wzmocnieniem pięty. Nie nylonowe, nie lubi nylonowych – są jak worki, w ogóle nie rozciągliwe i w zgięciach nieprzyjemnie się marszczące – ale jednak podobne to tych, które nosiła ich doktorka.

Pamięta jak Arek na nią patrzył. Jak patrzyli na nią wszyscy mężczyźni w ich wsi, kiedy rano szła na PKS i wieczorem z niego wracała, rytmicznie postukując obcasami o asfalt. Albo kiedy szła zrobić zakupy, czy uleczyć jakiegoś chorego.

Nie nosiła szpilek ani minispódniczek, ubierała się elegancko, jako jedyna nosiła pończochy. Artykuł luksusowy, niedostępny w ich lokalnym sklepiku. Pewnie najbliżej dałoby się takie kupić w Wałbrzychu, a może nawet tam ich nie mieli. Chyba dlatego te ze szwem uważa za bardziej seksy. Przez tę podstarzałą, niedostępną starą pannę. Każdy chciał ją mieć, ale żaden się nie odważył. Taka nęcąca mimo, że już koło czterdziestki. Tajemnicza – nikt nie wiedział skąd i po co wzięła się w ich zapadłej wsi. Nie pasowała tam.

Baśka kilka razy, na potańcówki w remizie, rysowała sobie taki szew kredką do oczu na gołych nogach, żeby się upodobnić do doktorki. Ewa się śmiała, że jest krzywy i głupio wygląda, ale chłopakom się podobał. Każdy chciał zajrzeć wyżej, zobaczyć dokąd się ciągnie, jak się kończy. Zazwyczaj malowała go aż do majtek, tylko raz wpadła na pomysł by z kremowej koronki zrobić podwiązki pończoch. To dopiero było głupie – mimo, że zszyła je mocno na udach i tak zsuwały się w tańcu. Musiała ciągle je poprawiać, gdyby spadły byłaby katastrofa. Oczywiście znów zainteresowani byli wszyscy poza Arkiem, a ona robiła to specjalnie dla niego.

Teraz też robi wszystko, by go zainteresować, by jego oczy rozbłysły pożądaniem, a wielki ptak wzniósł się na wyżyny, a raczej by nie opadł, dalej szybował. Sunąc w górę ud, podciąga sukienkę. Eksponuje przed nim podwiązki. Tym razem prawdziwe, najprawdziwsze, trzymające się mocno na silikonowych paseczkach i dodatkowo (zupełnie niepotrzebnie!) na podwiązkach pasa, przy skłonie wpijających się czernią w jędrne pośladki. Ale tego mu jeszcze nie pokaże. Wszystko w swoim czasie.

Zalotnie kręci tyłkiem. Może jednak przez materiał coś widać? Może jego czujne spojrzenie już je wypatrzyło? Prostuje się i odwraca przodem. Dalej tańcząc, ściska mocno swoje piersi. Krwistoczerwone paznokcie muszą przyciągać uwagę, choć on wydaje się obojętny, może nawet znudzony. Wsuwa jeden palec za dekolt. Elastyczny materiał ustępuje. Wsuwa jeszcze jeden – drugiej ręki – i odsłania piersi uwięzione w czarnej koronce wykończonej czerwoną wstążką (w takim samym odcieniu jak jej lakier, długo szukała odpowiedniego).

Pochyla się pozwalając ciężkiemu biustowi falować. Podchodzi bliżej, podsuwa mu go pod sam nos. Czuje oddech omiatający spragnioną pieszczot skórę. Błaga wzrokiem o dotyk, o jakikolwiek fizyczny kontakt, ale on siedzi jak siedział, nieczuły na jej cierpienia, na palącą ją Wenus. Okrutnik!

Wraca na swoją scenę, tuż pod drzwi. Tak będzie łatwiej. Będąc zbyt blisko gotowa rzucić się jeszcze na niego, a nie o to przecież chodzi.

Wijąc się raczej we własny, głęboko ukryty, rytm niż w rytm muzyki, bardzo powoli zdejmuje sukienkę. Chwyta materiał u dołu, obiema rękami, i podciąga centymetr po centymetrze. Obnaża uda. Odsłania wzorzystą podwiązkę. Ukazuje zapinki i ich pnące się w górę czarne paski. Niewielki trójkącik majteczek zakrywający idealną gładkość. Spod czerni sukienki wyłania się czerń gorsetu, kupionego specjalnie na tę okazję. W końcu zdejmuje ją z siebie przez głowę i rzuca niedbale obok.

Odwraca się tyłem do Arka i wypina swoje krągłe, jędrne pośladki. Gładzi je. Klepie się po nich. Kręci nimi. Rozszerza na boki. Bawi się paseczkami podwiązek. Tak, wie, jest wulgarna w swojej żądzy, w pragnieniu by zmienił się w rozwścieczonego byka. Lubi to. Podnieca ją to. Dla innych również robiła pokazy. Specjalnie po to opala się nago, depiluje i wydaje fortunę na seksowne fatałaszki. Tyle, że inni dawno by już płonęli, a on, on zdaje się nieporuszony.

Prostując się, od razu zaczyna zsuwać stringi, a gdy już są wystarczająco nisko uwalnia ręce i strzepuje je z siebie drżącymi ruchami nóg, swoistym tańcem, na koniec kopnięciem rzucając je do stóp mężczyzny. Liczy na to, że jak inni podniesie je i powącha. Muszą przecież pachnieć intensywnie.

Znów rozczarowanie. Ani drgnie, ale nadal patrzy na nią tym swoim zachwyconym wzrokiem. Wcale nie rozmytym czy zamglonym, całkowicie przytomnym, oceniającym. Doceniającym.

Do zdjęcia pończoch przydałoby się krzesło, ale oczywiście Ewka o to nie zadbała. Trudno! Podchodzi do niego. Jedną nogę stawia między szeroko rozchylonymi męskimi nogami, a drugą na łóżku. Jej ostryga otwiera się przed nim. Zapewne słabo widoczna w nastrojowy oświetleniu, ale jednak bezwstydna. Jest zbyt blisko. Czuje jego zapach. Jego ciepło. Nie może się skupić. Nogi znów zaczynają się pod nią uginać. To chyba nie wino! To on tak na nią działa! Rozbrajająco.

Powstrzymuje Baśkę gestem przed odpięciem podwiązki. Jego dłoń ląduje na jej udzie. Ciepła. Silna. Dominująca. Czuje jego uchwyt, zbyt mocny na pieszczotę, ale zbyt słaby na karę. Oj, mógłby sprać jej tyłek. Nie miałaby nic przeciw.

– Oprzyj się o stół – rozkazuje. Niepewnie odsuwa się od Arka i podchodzi do rozłożonego pośrodku pokoju stołu do masażu. – Tyłem do mnie – jego głos jest władczy. Bardzo spokojny i dosyć cichy. Taki jak powinien. – Rozsuń nogi. – Niemal automatycznie wykonuje polecenie, a wtedy całe jej ciało przeszywa przyjemny dreszcz. Tak! Rób mi to! Chcę być twoja! Rozpływa się w tym odczuciu, w tej nagłej, niewymuszonej uległości.

Podchodzi do niej. Bardziej to czuje niż słyszy. Drganie powietrza, wibracje podłogi, ciepło. Nagle jest tak blisko, że ich nogi oddziela jedynie szorstki len jego spodni. Chciałaby się wyprostować, żeby na plecach poczuć nagość owłosionej klatki piersiowej, ale nie śmie się ruszyć. Chce być posłuszna.

Gładzi jej kark i ramiona. To jest erotyczne aż do szpiku kości. Odbija się echem w wilgotnym wnętrzu, wyciska więcej soków – jakby to było jeszcze możliwe. Plecy. Nagą skórę i tę odzianą w cienki materiał bielizny. Biodra. Uda. Jego palce ledwo muskają, czasem suną milimetr lub dwa nad skórą. Przynajmniej tak to czuje. Drży.

– Mogę zrobić z tobą wszystko co zechcę? – Słysząc to pytanie wydaje z siebie mimowolny jęk. Tak! Właśnie tego pragnie! Pozwolić przejąć mu całkowitą kontrolę. – Odpowiedz! – Szarpie ją za włosy odchylając głowę mocno do tyłu. Baśka wygina się w łuk. Próbuje odpowiedzieć. Otwiera usta, zbiera siły, ale z gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. – Odpowiedz! – Szarpie mocniej.

– Taaaak – jęczy piskliwie. – Taaak…

– Wszystko? – pyta zalotnie, wprost do jej ucha, nadal boleśnie ciągnąc za włosy.

– Taaak – powtarza błagalnie. Niech tylko w końcu coś z nią zrobi!

– Na pewno?

– Taaak – dławi się własnymi słowami, własnym błaganiem i pragnieniem. Jak on to robi, że jest taki spokojny? Nie chce jej?

– Bo widzisz… – szepcze. – Twoja rozjechana pizda jest dla mnie za luźna. Będę musiał coś z tym zrobić. – Przejeżdża dłonią po jedwabiście gładkim rowku. Tam i z powrotem. Kilka razy. Niemal doprowadzając ją do obłędu. Jego słowa są jak silne uderzenia batu. Bolesne. Poniżające. A jednak wypina się mocniej, napiera na dłoń, zamiast powstrzymać go, zamiast walczyć o równouprawnienie.

Zwilża palce w jej mufce. Chciałaby, żeby został tam na dłużej, żeby pieprzył nią nimi, ale on je wysuwa i po ciągnącym się śluzie mknie w górę. Zaciśnięta rozetka nad wyraz łatwo ustępuje, chętnie wpuszczając go do środka. Od razu dwa albo trzy palce. Jęczy.

– Lubisz to – stwierdza oschle, w końcu puszczając włosy. Baśka opada na stół, jeszcze bardziej eksponując swój tyłek. – To dobrze. – Odsuwa się, a palce wyślizgują się z zakazanego miasta. Słyszy szmery, szelesty, rozpinany zamek, zapinany zamek, pstryknięcie jakiegoś plastikowego zamknięcia i po chwili znów jest blisko niej. Kojąco blisko.

– Zamknij oczy i otwórz usta. – Kolejne polecenie nie bardzo dociera do świadomości dziewczyny, ale jej ciało i tak mechanicznie je wykonuje. Szczęka rozwiera się pod naporem dużego, gumowego smoczka. Olbrzymiego! To niemal boli, ale ona w tej chwili chce czuć taki ból, chce przekraczać granice. Z nim. – Grzeczna sunia – chwali. – Lubimy grzeczne suczki. – Mówiąc to gładzi pośladki, ale zaraz potem wymierza w nie soczystego klapsa. – Bardzo lubimy.

Chwyta Baśkę za ramiona zmuszając do wyprostowania. Teraz doskonale czuje jego gorące, prężne ciało, każdy ruch jego mięśni. Nie dane jest jej jednak skupić się na tych doznaniach, bo wielkie dłonie odnajdują piersi. Ugniatają. Ważą. Gładzą. Muskają sutki. Szczypią je i ciągną. Do świadomości nie docierają już żadne inne bodźce. Topi się po tym dotykiem. Przez moment ma nawet wrażenie, że mogłaby tak szczytować, ale wtedy on przestaje. Puszcza na chwilę jej chlubę, wyjmuje coś z kieszeni i nie dotykając jej skóry zmusza ją do pisku. To boli! Bardzo! Niemal odbiera jej dech, gdy zapina na wielkich i niesamowicie wrażliwych sutkach klamerki. Jednocześnie na obu. Cała sztywnieje, czuje jak na skórze wykwitają krople potu. Gdyby nie smoczek pewnie by krzyczała.

Próbuje wyrwać mu się, ale on mocno obejmuje ją ramionami. Tuli, z brodą opartą na jej głowie i nosem zanurzonym w łaskoczących włosach. Kiedy Baśka się uspokaja znów pochyla ją tak jak wcześniej.

Po jej rowku zaczyna płynąć gęsta, lepka ciecz. Zimna. Arek starannie rozsmarowuje ją przy tylnych wrotach i jednym palcem zaczyna wtłaczać do środka. Rozwiera je i prosto do dziurki sączy nową porcję płynu. Wkłada palec. Drugi. Zbliża drugą rękę. Jeszcze jeden i jeszcze jeden. Rozciąga. Uczucie jest dziwne, nieco krępujące, ale wcale nie nieprzyjemne. Rozpierające. Chce być jego. Chce się dla niego otworzyć. Nawet tak.

Jego spodnie upadają na podłogę u jej stóp, a kutas zaczyna się wwiercać. Nie zabiera palców, wsuwa główkę między nie. Puszcza dopiero, gdy jest w środku, zwieracz zaciska się na trzonie. Wchodzi głębiej z pewnym oporem. Coraz głębiej, aż czuje że opiera się o nią swoim łonem.

Jest wypełniona do granic możliwości, niemal boleśnie, choć przyjemnie. Wnętrze ją pali. Wilgoć chlupoce, a on drąży ją niczym skałę. Powoli. Bezwzględnie. Wychodzi z niej całkiem i znów się zanurza. Właśnie wkładanie boli najbardziej. Rozdzierająco. I ma wrażenie, że Arek o tym wie, że robi to specjalnie, dodatkowo ciągnąc przy tym łańcuszek łączący klamerki zapięte na sutkach.

Niespodziewanie, wraz z kolejnym wtargnięciem, jednym szarpnięciem z jej ust wyjmuje smoczek. Teraz go widzi. To wielki, czerwony plug analny z bujnym, długim włosiem na końcu. Zanim to wszystko dociera do niej, ma już w sobie tę zabawkę. Tam, gdzie powinna być. W tyłku. Z oczu lecą jej łzy. Mimowolnie. Przez krótką chwilę bolało, znacznie bardziej niż, gdy wkładał w nią swoją własną kolbę. Tak bardzo, że nieświadomie ugryzła się w ramię, pozostawiając po tym jaśniejący na opalonej skórze ślad.

Jest ociężała, nie może się ruszyć. Słyszy tylko jak on zdejmuje gumkę. Jak wkłada spodnie. Daje jej czas, by się oswoić z sytuacją. Sama zdała się na jego łaskę. Pozwoliła mu. Teraz nie ma już odwrotu. Nie będzie go błagać by przestał… ani żeby nie przestawał. Musi zachować choć odrobinę godności, mimo że sama chciała dać mu się z niej odrzeć.

– Na kolana – rozkazuje po dłuższej chwili, a ona od razu osuwa się na podłogę. – No dalej! – ponagla. – Chcę zobaczyć, jak moja suczka spaceruje! Ładny masz ogonek, wiesz?

Brakuje tylko obroży i smyczy. Chodzi na czworakach wokół stołu, pozwalając mu sycić wzrok. Korek przy tym dziwnie ją uwiera. Jest taka wypełniona. Przyjemnie i boleśnie jednocześnie. Całkowicie. Wątpi, aby jeszcze coś się w niej zmieściło. Jego pała na przykład.

– Głowa spuszczona – podnosi na nią głos, po raz pierwszy w zasadzie, klepiąc ją przy tym mocno w tyłek. Raz. Drugi. Trzeci. Potem dla odmiany szarpiąc łańcuszek. Niemal zapomniała o klamerkach, ale kiedy je poruszył, odczuła jaką dają mu nad nią władzę. – W dół powiedziałem!

Skóra pośladków piecze od uderzeń, sutki od ciągłego zaciskania i szarpania, ale to wszystko sprawia, że jej nabrzmiała i obolała łechtaczka staje się jeszcze bardziej wrażliwa. Każdy ruch zbliża ją do upragnionego spełnienia. Każde otarcie się o przesuwające się między udami fałdy sromu. Coraz bardziej kręci biodrami, aż w końcu wstrząsa nią spazm. Rozkosz rozpływa się po jej ciele łagodnymi falami, przyprawiając o dreszcze i obezwładniając. Kładzie się na podłodze, taka bezbronna, otwarta, winna…

Kiedy otrząsa się i wraca do świata żywych, leży na plecach, w ustach ma plastikowy knebel rodem z taniego sex-shopu, a między udami jego, celującego w jej nefrytowe wrota. W tylnej dziurce nadal tkwi plug, boleśnie ją wypełniając. Z przerażeniem szeroko otwiera oczy, próbuje się odsunąć, ale Arek trzyma ją mocno, przyciska rozszerzone nogi do brzucha, zginając ją wpół. Dobrze, że nie jadła zbyt wiele, bo czuje jak wszystko w środku się ściska.

– Sądzę, że teraz będziesz wystarczająco ciasna – syczy przez zęby, napierając na jej szczelinę. – Nawet ty, suko.

Z wyraźnym trudem, ale wbija się w nią. Porusza się leniwie, niezbyt zamaszyście, a pierwotny ból szybko zaczyna zmieniać się w przyjemność. Jeszcze nigdy nie była tak dobrze wypełniona! Tak szczelnie. Zaczyna odpowiadać na jego ruchy, napierać biodrami. Zamyka oczy. Chce czuć, tylko czuć. Jego klingę napierającą na wypełniający jej dupę korek. Przesuwającą go. Poruszającą. To takie intensywne! Głębokie!

I już, już zaczyna popiskiwać i wić się, kiedy Arek bez zapowiedzi opuszcza jej ciało. Podrywa ją z podłogi. Odwraca. Opiera o łóżko. Tak! Wypina tyłek. W końcu jest jego suką! Suczki robią to od tyłu!

On jednak nie wchodzi w nią. Jedną ręką mocno przyciska do łóżka, a drugą zaczyna powoli kręcić plugiem. Wysuwa go nieco, tylko po to, by znów wepchać go do samego końca. I tak raz za razem. Coraz szybciej i coraz gwałtowniej. O dziwo jest jej dobrze. Coraz lepiej. Aż w końcu przyjemność jest nie do wytrzymania. Wstrząsająca. Spazmatyczna. Wraz z ostatnim dreszczem orgazmu wpycha w nią do końca zabawkę, a potem tak pozostawia.

Zdezorientowaną sadza przodem do siebie i na jej oczach zaczyna się brandzlować. Szybko. Zamaszyście. Tyle, że w tej chwili wszystko jest jej już obojętne. Jest spełniona. Całkowicie zaspokojona. Najchętniej położyłaby się spać. W jego ramionach.

Gęsta ciecz rozbryzguje się po twarzy Baśki, włosach, po kulce knebla. Jest jej dużo. Zaskakująco dużo. Spływa po policzkach, kapie po brodzie. Trafione oko piecze.

On się ubiera – zwraca uwagę na fakt, że nie zakłada majtek. Tylko spodnie i bluzę. Patrzy na dziewczynę z rozbawieniem. Uśmiecha się. Nie jest spocony. Nie wygląda na zmęczonego. Nadal spokojny i pogodny, podczas gdy ona jest wykończona.

– Idź to zmyj – mówi lekko. – Bo wyglądasz okropnie. Nie wyjmuj tylko pluga, chcę żebyś została z nim całą noc. Jak skończę pracę, chętnie jeszcze raz cię przelecę, ale tylko jeśli nadal będziesz moją suczką – brzmi jak obietnica, ciepło i przyjaźnie.

Zbiera ostatki sił i idzie do łazienki. Makijaż rozmyty od łez, potu i spermy. Włosy posklejane, a usta bezwstydnie rozwarte, z czerwoną kulką między zębami. Klamerki na sutkach są czarne ze srebrnym, dosyć grubym łańcuszkiem. No i malinki na szyi. Wygląda jak tania dziwka albo dmuchana lalka. Rozpina pasek knebla, z sykiem bólu uwalnia sutki i zmywa to wszystko z siebie. Zadowolona. Seksualnie. Było warto go tu ściągnąć!

Przejdź do kolejnej części – Magnetyzm VII

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Wiele do fabuły ta część nie wnosi, ale za to bardzo sugestywny opis seksu wynagradza to w zupełności.
Podoba mi się także niezwykle zgrabne posługiwanie się językiem pisanym, co odbieram zresztą jako wizytówkę Autorki.

Fakt, szczególnie rozbudowanych fabuł nie można się po mnie spodziewać 😀

Hej. A dlaczegóż to nie lubisz rozbudowanych fabuł? Ta historia akurat na takową własnie się zapowiada: liczni bohaterowie, pozostający w różnorodnych, nadal nie do końca ujawnionych czytelnikowi relacjach. Wiele spraw czeka tu na wyjaśnienie. Tę część odbieram jako swego rodzaju przerywnik, a zarazem wisienkę na torcie, czyli sugestywnie opisaną scenę erotyczną. Przy tej okazji, jak zwsze, ujawnia się talent Autorki. Czyli, jak poprzednio, czekamy na ciąg dalszy.

To nie tak, że nie lubię rozbudowanych fabuł… zresztą masz rację Neferze, że ta historia jest stosunkowo rozbudowana. Większość opowiadań które tu opublikowałam to swojego rodzaju stopklatki. W „Nigdy więcej!” dziewczyna po burzliwej nocy wraca do domu i patrzy w lustro, w „Czarownicy” mężczyzna budzi się skacowany i próbuje sobie przypomnieć, co w zasadzie wydarzyło się poprzedniego dnia, w „Decyzji” obserwujemy moment zawahania właśnie tuż przed podjęciem decyzji – być może układa się to w jakiś schemat czy format, ale każdy z tych tekstów, choć nie ma zawiłej fabuły, o czymś mówi. W „Magnetyzmie” też jest kilka takich miniopowiastek, które mogłyby być samodzielne, ale połączone tworzą misterną konstrukcję, która przy odrobinie szczęścia zadowoli bardziej wymagających (lub spragnionych fabuły) czytelników.

To nawet nie kwestia „stylu”, a świadomy wybór. Forma powinna być dostosowana do treści. Jestem przekonana, że takie teksty jak „Zawahanie” czy „Tylko mój” właśnie dzięki zwięzłości nabierają wyrazu. Oczywiście mogłabym dać bohaterom więcej czasu na błądzenie czy mielenie wciąż tych samych myśli, ale to tylko rozwodniłoby tekst.

Poza tym jako czytelniczka głód fabuły spokojnie mogę zaspokoić gdzie indziej, dobrej literatury naprawdę nie brakuje, znacznie gorzej natomiast jest z literaturą erotyczną czy wręcz literackim porno. Nawet na Najlepszej Erotyce obecnie łatwiej o dobrą literaturę, niż o pisane porno. A szkoda. Chciałabym, żeby ktoś zagospodarował tę niszę – Ferrara jakoś słabo się wywiązuje 😉 – bo teksty, które można wyszperać w internecie zwykle są tak źle napisane, że nie nadają się nawet do czytania jedną ręką. A ja uwielbiam wykorzystywać erotykę/porno zgodnie z przeznaczeniem…

Pozdrawiam

Ania

Nie dogodzi 🙂
Brak momentów – źle. Same momenty (prawie) bez fabuły – też źle.
A ja uważam, że było nieźle. Ino wynalazki językowe, których – zgoda – trzeba poszukiwać, nie wzbudzają nadmiernego entuzjazmu.

Wszystkich nigdy nie uszczęśliwisz – ja nawet nie próbuję 😉

Napisz komentarz