Poniższe opowiadanie jest publikowane powtórnie w ramach cyklu Retrospektywy. Pierwszy raz pojawiło się na portalu Najlepsza Erotyka 21 września 2013 roku.
* * *
„… I gdy idziesz korytarzem, chłopaki w milczeniu
Oni patrzą za tobą, lecz nigdy tobie w oczy
Oprócz mnie jednego – najbardziej nagrzanego
Spalam się, Dla ciebie spalam się…”
Typowo męska klasa w Technikum Mechaniczno Energetycznym. Gwar i szum, niczym w ulu. Informacja o nowej nauczycielce angielskiego rozniosła się lotem błyskawicy. Korytarze rozbrzmiewały i niemal trzęsły się w posadach od rozmów, oraz nagłych, niekontrolowanych wybuchów męskiego śmiechu. Atmosfera ociekała wręcz testosteronem i adrenaliną. Wszędzie wyczuwało się napięcie rozgrzanych, nastoletnich mięśni. Przecisnąć się przez ten tłum, było prawdziwym wyzwaniem. Należało raczej sprawić, aby sam rozsuwał się z podziwem i zdławionym jękiem. Oj znaleźć się w ciemnym zaułku takiej szkoły…
– Cicho, idzie, to chyba ona – krzyknął Wojt i stado zaciekawionych młodych mężczyzn utkwiło wzrok w drzwiach wejściowych długiego korytarza. Coś, jakby chwilowe odrętwienie zacisnęło się na gardłach chłopców.
Każdy chciał zobaczyć, jak wygląda ich nowa nauczycielka. Stara, prykowata wiedźma, wredna hetera, czy może niezła szmula? Da się okręcić wokół palca, lub wejść sobie na głowę? Te pierwsze minuty zawsze są decydujące. To prawie jak wojna. Ustalenie hierarchii w stadzie. Zawsze ktoś spróbuje przejąć kontrolę, zawsze ktoś powalczy o dominację. Zawsze.
Nie, nie, nie to żeby byli złą klasą. Same aniołki, czarusie, kochane dziewiętnastoletnie łobuzy, którym nie sposób odmówić niczego, a najbardziej uroku osobistego. Właśnie tak, ileż to razy wspinali się na szczyty swojej błyskotliwości, aby przełożyć zapowiedziany sprawdzian, albo zdać na pandę (PANida tróję). A poprzednią anglistkę doprowadzili do łez przecież tylko dwa razy. W sumie to dobrze ją wspominali i nic do niej nie mieli. Ale tak jakoś wyszło, że wytrzymała z nimi tylko dwa miesiące.
Była coraz bliżej. Energiczny krok. Strzelające do przodu nogi. Mimo szkolnego gwaru stukot czarnych szpilek niósł się echem po korytarzu. Typowy uniform, obcisła, przylegająca do ciała spódnica przed kolano. Ciemne, błyszczące, gładko zaczesane w koński ogon włosy. Całości dopełniały delikatne oprawki okularów i czarna aktówka. Po prostu pożerali ją wzrokiem. Twarze chłopców rozjechały się w nieco głupowatym, ale lekko lubieżnym uśmiechu. Lubiła to. Lubiła wiedzieć, że się podoba i że robi takie wrażenie. Była specjalistką od efektownych wejść.
– Jestem w raju pani profesor – rzucił któryś bardziej odważny z tłumu. Jeszcze odważny…
– Witam panowie, IVC prawda? – zapytała, otwierając klasę.
– W całej okazałości, zwarci i gotowi – dodał inny anonimowy głos tuż obok niej. Chłopcy poszturchując się łokciami i strzelając dwuznaczne miny lub nawet gesty, robili się coraz bardziej śmiali. Cały czas zastanawiali się, na ile będą mogli sobie pozwolić.
– No w to nie wątpię – odpowiedziała, udając, że tego nie widzi i weszła do klasy.
Na tradycyjne dzień dobry odpowiedział jej spójny chór niskiego basu, aż coś zadrżało w jej wnętrzu, ale nawet na chwilę nie dała po sobie poznać, że zrobiło to na niej wrażenie. Sprawdziła obecność, wstała i zaczęła omawiać zasady, jakie będą obowiązywały na jej zajęciach. Wszystko proste, jasne i klarowne. Alicja przechadzała się między ławkami powoli, wyprostowana, dumna, z wysoko uniesioną głową. Wypięte do przodu piersi i długa, majestatyczna szyja przyciągały wzrok jak magnes. Spojrzenia 30 napalonych samców, młodych lwów, z których każdy gotowy był ją pożreć, ogniskowały się na jej drobnej postaci. Dotykały każdego fragmentu ciała, zdejmowały po kolei każdy element obcisłej garderoby. W powietrzu aż gotowało się od buzujących hormonów. Delektowała się tym uczuciem. Pławiła się w ich młodzieńczej, trochę jeszcze szczeniackiej żądzy. W ich wiecznym głodzie i ciekawości. W łatwości z jaką wprawiała ich w ten stan osłupienia. Mrowiło ją całe ciało, ale musiała być stanowcza.
Z pewnością siebie kontynuowała wywód, rozdzierając ciszę stukającymi miarowo obcasami. Właściwie to nie bardzo słuchali tego, co mówiła. Miarowy tembr jej głosu i rytm obcasów tworzyły swoistą melodię dla ich młodzieńczych uszu. Nie byli w stanie skupić się aż na tylu rzeczach na raz. Mierzyli ją wzrokiem, a kiedy nie patrzyła, wwiercali spojrzenia w jej opięty spódniczką tyłek. Cudowną, krągłą dupcię, zakończoną parą smukłych nóg. Nie patrzyła, ale widziała. To ją kręciło. Celowo wybrała tę szkołę. Świeżo upieczona studentka anglistyki miała przed sobą świetlaną przyszłość. Ale kilka miesięcy praktyki w takim miejscu na pewno jej nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, wniesie w jej życie kilka nowych doświadczeń. Czy była dziwką? Nie. Po prostu chciała dobrze się bawić. Korzystać z życia. Zerwać chociaż kilka zakazanych owoców, zanim kierat życia wplącze ją w tysiące obowiązków. Nie żałować, kiedy będzie już starowinką, że nie poznała smaku orientalnych przypraw.
Mimo rozgrzanej atmosfery chłopcom udało się jednak wyłowić co lekcyjne odpytywanie, konieczność prowadzenia zeszytu, dwie prace klasowe w ciągu semestru i niezapowiedziane kartkówki. Okrutnie nie pasowały im te ustalenia, a zapowiadało się tak pięknie. W miejsce oczekujących i pełnych nadziei uśmieszków, pojawiły się grymasy i dąsy. Czyżby z bogini przeradzała się w zimną królową lodu?
– O Boooożeee… – dało się słyszeć z ostatniej ławki.
– Boga w to nie mieszaj – odpowiedziała natychmiast – jeszcze jeden taki znudzony jęk i wyjdziesz – dodała zdecydowanie. Głuche milczenie zapadło w klasie – komuś jeszcze się nie podoba? – spytała ostrym tonem.
– Nie, nie pani profesor, wszystko nam się baaaaaardzo podoooba – ratował sytuację Wojtek, podkreślając szczególnie ostatnie słowa i kończąc wypowiedź rozbrajającym uśmiechem.
„Cholerny Richard Gere” – pomyślała Alicja. Oj będzie mnie rozpraszał, a przynajmniej rozbrajał tym uśmiechem. I to spojrzenie, jakby w ogóle się jej nie bał. Przecież mężczyźni z reguły się jej bali. A przynajmniej na początku, dopóki nie zdecydowała, że chce przełamać dystans. Dopóki nie obdarowała ich swoim czarującym uśmiechem. Lubiła na początku owiewać ich chłodem, a dopuszczać tylko paru szczęśliwców. Tym razem miała wrażenie, jakby wybór nie zależał od niej, jakby ten gówniarz zadecydował za nią, że mu się nie oprze.
Kolejna lekcja mijała w ciszy i skupieniu, a każda próba buntu była natychmiast dławiona w zarodku. Ripostą ściągała śmiałka do parteru, albo go ośmieszała. Tym sposobem pod koniec trzeciej lekcji relacje zostały trwale ustalone. Wszyscy doskonale wiedzieli, gdzie jest ich miejsce.
Już po paru dniach na którejś ze ścian pojawiło się wielkie serce z jej nazwiskiem w środku, ale po kolejnych kilku ktoś domalował do niego wielkiego penisa. „No tak, szczeniaki…„ – pomyślała. Czegóż więcej mogła się po nich spodziewać? Z jednej strony, był to dowód uznania dla niej, a z drugiej przypominał, jakich tak na prawdę małolatów ma po drugiej stronie ławek. Ale w tych szczawikach była jednocześnie jakaś siła, niczym nieskrępowana, bezpośrednia i bezpruderyjna energia, objawiająca się czasem niestety w takich rysunkach.
Generalnie wśród chłopców pomimo zgrania klasy, dokonał się mały rozłam. Większość śniła, aby choć przez chwilę leżeć u jej boskich stóp, polizać choćby obcas skórzanych szpilek, spełniać kaprysy, zachcianki, doświadczyć jej gniewu i czułości, a także dać się wykorzystać seksualnie na każdy wymyślony przez nią sposób. Co odważniejsi jednak raczyli się innymi fantazjami z jej udziałem. Brali ją szybko, ostro, bez ostrzeżenia i w najdziwniejszych miejscach. Analnie, oralnie, na wszelkie sposoby. Zawsze upokorzoną, zniewoloną i ociekającą spermą. Zdarzyło się też kilku romantyków, którym marzył się czuły klasyk w jakimś niecodziennym miejscu i jeden gej.
Wojtek należał do drugiej grupy. Tej bardziej zbuntowanej, która posiadała dodatkowo mało wyszukany talent rysunkowy. Słuchał mrocznej muzyki, ale na co dzień wydawał się zrównoważony i kulturalny. Inteligentny, elegancki i obyty towarzysko. Mimo tego miał diabła za skórą. Pod tą maską grzecznego chłopczyka, skrywało się całkiem pokaźnych rozmiarów dzikie zwierze. Które zresztą regularnie uwalniał na cotygodniowych dyskotekach. Nie miał problemów z bajerowaniem dziewczyn, ani też oporów przed stawianiem im kolejnych drinków, co znacznie upraszczało sytuację. Nie stronił też od paru innych dopalaczy, co również rozwiązywało co najmniej kilka nastoletnich dylematów. Zawsze jednak głowa na karku, a prezerwatywy w kieszeni.
Na lekcji nie spuszczał z niej wzroku. Zdarzało mu się tak zapatrzeć, że nawet wtedy, kiedy odpowiadała równie nachalnym spojrzeniem, nie mógł przestać.
– Wojtek, Ziemia… hello… – zagadywała go wtedy z lekkim wewnętrznym uśmiechem. Przywoływał się natychmiast do porządku, ale nie na długo. Zresztą wszyscy wlepiali w nią oczy. W podnoszącą się do góry marynarkę, kiedy pisała coś na tablicy i w odkrywaną w tym samym czasie talię osy. W wypiętą, kształtną pupę, kiedy nachylała się, aby poprawić któremuś jakiś błąd w zeszycie. Kochali te chwile. Można było wtedy wciągnąć zapach jej perfum albo nawet skóry, z bliska obejrzeć jej wypielęgnowane dłonie i paznokcie, a czasem nawet zapuścić żurawia w dekolt. Choćby wzrokiem dotknąć cudownych, ukrytych przed nimi jędrnych piersi. „Kurwa, ależ ona była zrobiona, zawsze jak spod igły” – myślał Wojt i zaczął nawet celowo robić błędy, aby mogła pochylić się nad nim i coś mu tam poprawić. I te kocie oczy, ukryte za cieniutką metalową oprawką. Robiły mu dziurę w głowie, tak że był zdolny tylko do przytakiwania. Jak on jej pożądał. Kiedy coś do niego mówiła, widział, jak trzyma ją za ten długi, błyszczący koński ogon i przyciska do swojego przyrodzenia, pakując do ust prężącą się pałę. Jak każe jej połykać, a ona broniąc się słabo, w końcu poddaje się jego woli. Widział, jak jego sperma tryska na jej piękną buźkę, jak wycieka kącikami jej ust, lub okleja jej sprężyste piersi. „Cholera, ten jej mąż to musi mieć używanie” – myślał z zazdrością w takich chwilach.
– Więc jak to będzie po angielsku panie ciągle nieobecny wzrokiem Wojciechu? – jej dźwięczny głos wyrwał go z mrowiącej sielanki.
– Aaa… umm… jakie było pytanie? – nie lubił robić z siebie takiego głupa, ku, niestety, rozbawieniu całej klasy, ale to było silniejsze od niego.
– Czy z panem, Głowiński, trzeba prowadzić zajęcia indywidualne, aby mógł się pan połapać? – zapytała z sarkazmem.
– Kiedy tylko pani każe, pani profesor, o każdej porze dnia i nocy – rozbawił ją. To w nim lubiła. Umiał wybrnąć żartem z podbramkowych sytuacji i nie dawał się do końca zagiąć.
Od pewnego już czasu dręczyło go pytanie: nosi rajstopy czy pończochy? Robił nawet zakłady na ten temat z innymi, ale nikt nie wygrywał, bo żaden z nich nie znalazł sposobu, jak to odkryć. Próbowali dojrzeć, czy na spódniczce odbija się może jakaś żabka, koronka, może paseczek, ale nic. Ku ich ogólnemu rozżaleniu wszystko wskazywało na to, że chyba jednak RAJstopy. Ale co to za raj, kiedy dostęp jest tak utrudniony?
Minęły już dwa miesiące. Współpraca układała się gładko. Klasa załapała rytm i przyzwyczaiła się do zasad. Alicja czuła się coraz swobodniej i z dnia na dzień traciła odrobinę czujności. Patrząc chwilami, jak prężne ciała piszą kartkówkę, pozwalała sobie na chwile zamyślenia. Jakby to było, tu na ławce, na jej biurku, w ramionach tego lub tamtego, ale najchętniej jednak w silnych dłoniach Wojtka. Tak, po wielu z nich było już widać godziny wypocone na siłowni i odpowiednią dietę. Młodzieńcze mięśnie prężyły się dumnie pod opiętymi koszulkami tych młodych mężczyzn, którym wiecznie było gorąco.
Wyobrażała sobie, jak się na początku opiera, jak się miota, bo zasady, ograniczenia itd. Mrowiło ją całe wnętrze. Rozkoszne chwile między nimi, o których oni nie mieli na szczęście pojęcia. Co chwilę zaciskała swoją ciaśniutką szparkę, fundując sobie dodatkową przyjemność. Andrzej, jej chłopak, nie miał pojęcia, czemu chodzi ostatnio taka napalona, czemu pozwala brać się bez gry wstępnej, czemu prawie zawsze, kiedy jej dotyka, jest wilgotna. Szczególnie się nie dopytywał, korzystał, ale kiedy wychodziła do pracy, mruczał pod nosem: „ty w mojej klasie uczysz języka angielskiego, kiedy idziesz korytarzem…”
– Andrzej, głupolu, przestań… – śmiała się tylko wtedy, prawdziwie rozbawiona, ale w głębi duszy czuła, że to go kręci. To, że te szczeniaki pożerają ją wzrokiem, ale mogą sobie tylko popatrzeć. Coś jak deser podstawiony pod sam nos i natychmiast zabrany. Taki mały sadyzm. Tylko tyle, że ona była jego. Widziała, że był dumny. A może nawet wyobrażał sobie to, co ona? Czy kiedyś o tym porozmawiają? Raczej nie…
Była już 16:00. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja. Chłopcy powoli wychodzili z klasy. Tylko Wojtek strasznie się jakoś ociągał i ciągle jeszcze coś poprawiał w teczce. Widziała, że jest dziś jakiś nieswój, nienaturalnie ożywiony, jakby rozpierała go energia. Zauważyła też, że ma przyspieszony oddech, rozbiegane oczy i rozszerzone źrenice, ale nie wyczuła alkoholu. Nie mogła sobie dzisiaj z nim poradzić, zresztą klasa też była poruszona i zainteresowana jego dziwnym zachowaniem, aczkolwiek chłopcy nie wydawali się wcale zaskoczeni. Ale przecież nie można wysłać ucznia do lekarza i przebadać na siłę. Zapytała, czy dobrze się czuje, ale zapewnił ją, że tak. Nie mogła nic więcej zrobić.
Już był przy drzwiach i myślała, że wyjdzie, ale on momentalnie zamknął drzwi i przekręcił zamek. „Teraz, albo nigdy” – pomyślał. Dominował w klasie i przewodził całej grupie. Szli za nim, jak owce na rzeź. Zawsze wszystko robił jako pierwszy. Najlepsze dziewczyny, najlepszy samochód. A od jakiegoś już czasu wydawało mu się, że ona go uwodzi, kusi. Że się z nim bawi w kotka i myszkę, a przecież on nie mógł wyjść na myszkę. Był prawie pewien, że ona też tego chce. Że czeka, aż on zrobi pierwszy krok. Przecież nie będzie się jej pytał…
– Wojtek co ty wyprawiasz, otwórz te drzwi natychmiast – próbowała mówić z wymuszonym uśmiechem, ciągle jeszcze wierząc, że to głupi żart. Że to nie może dziać się naprawdę. W jednej sekundzie zdała sobie sprawę, w jak niezręcznej sytuacji się znajduje i jak w sumie jest krucha i bezbronna przy tym narwanym i zdaje się też, że nieźle napranym osiłku. Do czego ma się odwołać, do jego intelektu? Do jakiejś nici porozumienia która, jak jej się wydawało, miedzy nimi powstała? W jego oczach nie było nawet cienia czegoś podobnego. Jakby to był Wojtek, którego do tej pory nie znała. Zupełnie ktoś inny.
– Dłużej już tego nie wytrzymam pani… prooofessor… – przeciągnął końcówkę, uśmiechając się z przekąsem. Momentalnie rzucił w kąt swoją teczkę i w jednej chwili znalazł się przy niej. Nie trudził się na wydumane tłumaczenia. Przecież wszystko było jasne. Nie dał jej ani chwili do namysłu. Pragnął jej. Chciał ją zwyczajnie przelecieć. Tu i teraz, bez względu na konsekwencje. Zresztą w ogóle się nad nimi nie zastanawiał. Musiał ugasić swoje pragnienie, od tak dawna pielęgnowane i podsycane każdego dnia, kiedy widział ją na korytarzu. Kiedy brał ją w swoim pokoju pod kołdrą, pod gorącym prysznicem po szkole. Po prostu chciał jak dziecko i musiał dostać. Zawsze dopinał swego, zawsze wygrywał. Tym razem nie mogło być inaczej. Nie myślał. Działał. Wiedział, że jest silny, że ona nie ma z nim szans.
Przylgnął do Alicji natychmiast. Wtargnął między jej nogi i poczuł się jak król świata. Widział, że była spanikowana i zaskoczona, ale też że nie szarpała się jakoś specjalnie. To dodało mu odwagi. Ułamki sekund, silne dłonie wjechały od razu pod spódniczkę i ścisnęły pośladki kobiety, unosząc ją wysoko. Pocałunek zamknął krzyk wyrywający się z jej ust, a dłonie oplotły jej protestujące ramiona. Czuł ją całą wciśniętą w siebie i to było boskie uczucie. Taką drobną, delikatną, całą drżącą. Czuł jej zapach poplątany ze strachem. Walące serce, przyspieszony, rwący się oddech. Miękkość jej piersi. Smak wyrywających się, soczystych, pełnych ust. Walczący z nim język, broniący dostępu do słodkiego wnętrza. Ale wcisnął się tam na siłę. Wniknął w nią. Pokonał ten drobny opór. Czuł się władcą. Pożądał jej. Marzył o tej chwili. Tyle razy wyobrażał sobie tę scenę. A teraz jego dłonie sięgnęły do jej zakazanych miejsc. Unosiły ją w powietrzu i penetrowały miękką, aksamitną skórę.
„Kurwa, to się dzieje naprawdę” – to jedyne myśli, jakie przyszły jej w tym momencie do głowy. Nic o ucieczce, obronie, zwolnieniu z pracy. A zaraz potem „jak dobrze, że zamknął drzwi”. Zdążyła tylko poczuć jego siłę, tajfun w rozgrzanych mięśniach i natychmiastową falę podniecenia, która uderzyła w nią jak huragan. Jego palce na nagich pośladkach, wdzierające się w jej zakamarki. Palce jej młodocianego ucznia, którego tyle razy strofowała. Któremu nie wolno było tego robić. Miał tylko patrzeć i obejść się smakiem. To było chore i to ją właśnie podkręcało, że szczeniak ośmielił się wyjść przed szereg. Nie czuła nic prócz podniecenia, szału, który jej się udzielił.
Momentalnie podniósł ją wysoko w powietrze, zakołował stojąc w miejscu i przycisnął mocno do ściany. Była dla niego jak piórko. Oplotła go nogami. Niczym ściśnięta w imadle, bez oparcia w podłodze, prawie straciła oddech. Chyba nie zdawał sobie sprawy ze swojej siły. Opór nie miał sensu.
– Wiedziałem: pończochy – przerwał na chwilę, jeszcze mocniej zaciskając dłonie na jej gorących pośladkach. „O co mu chodzi?” – spytała sama siebie. Nie dał jej jednak czasu na zastanawianie. Jego usta już błądziły po jej szyi, uszach, ramionach, zostawiając mokre ślady. Oszalała przez niego. Ogarnęła ją słodka niemoc. Nie mogła walczyć, ani sprzeciwiać się tej przyjemności. Tej rozkosznej fali, która przepływała przez jej wnętrze i unosiła coraz wyżej. On właśnie realizował jej mroczną fantazję. W jakimś szalonym tańcu całował łapczywie każdy milimetr jej skóry. Szybko, dziko. Jak zwierze, które boi się, że sen za chwilę się skończy, że zabiorą mu przysmak sprzed nosa. A ona była tym przysmakiem, zakazanym owocem. Jak mogłaby być tak okrutna i to przerwać? Wiedziała, że to głupie, ale czuła się jak najbardziej pożądana kobieta na świecie.
Wojtek co chwilę, raczył się jej rozkosznymi, nabrzmiałymi ustami. Czerwień jej szminki tyle razy go wabiła. Przerwał nagle, obrócił się i prawie rzucił ją na biurko. Przecież tysiące razy brał ją już na tym biurku, kiedy nieświadoma niczego dyktowała kolejne zdania. Teraz leżała pod nim. Jej cipka wielokrotnie w czasie lekcji znajdowała się na wysokości jego wzroku i ust, a teraz bezczelnie odkryje jej nagość i wejdzie w nią do końca. Posiądzie, zdobędzie ten chodzący i puszący się ideał.
Spojrzała mu w oczy. Szaleństwo, obłęd, pożądanie i władza. Zobaczyła jak szamocze się z rozporkiem i wiedziała, że za chwilę nic już nie będzie takie samo. Ta krótka przerwa otrzeźwiła ją na moment i przez chwilę dopadło ją poczucie rzeczywistości. Jednak musi to przerwać. To przecież tylko uczeń. Jej uczeń. Opowie wszystkim. Będzie jej wstyd. Kiedy oprzytomnieje, będzie tego żałowała, a on będzie nią gardził.
– Wojtek przestań… puść… to boli – protestowała, wyciągając do przodu ręce i próbując podnieść się z ławki. Usiłowała powstrzymać mocny uścisk jego ręki, która do tej pory jej nie przeszkadzała, a teraz boleśnie przyciskała jej delikatne ciało do biurka. Uśmiechnął się tylko. Był szybki. Krótki, płytki oddech, roztrzepane półdługie włosy, spocona skóra. Czyste szaleństwo. Był cudowny i pragnął jej. Tak bez kompromisów.
– Teraz…? – zapytał dość zdziwiony i wpatrzony w nią przekrwionymi, owładniętymi podnieceniem oczyma. Jak to puścić w takim momencie? Przecież widział, że chciała, przecież zaczęła oddawać pocałunki, przecież nawet jeszcze teraz obejmowała go nogami. „Cholera, sama nie wie, czego chce.” Ale on wiedział i to było najważniejsze. Dzisiaj po lekcjach to on rozdaje karty.
Nie zdążyła nic więcej dodać. Jej ramiona przeszywane błogością słabły, podobnie jak jej wola. Chwycił ją za nadgarstki, zadarł wysoko, jednym ruchem podciągnął spódniczkę i bezpardonowo wszedł w nią do końca. Jęknął. Teraz było po wszystkim. Zdobył ją. Zaliczył. Już nie ma odwrotu. Fala rozkoszy przetoczyła się przez jej wnętrze. Nie zdążyła nawet pomyśleć o jakimś zabezpieczeniu. I nawet jeśli cień tej myśli przeszedł jej przez umysł, to i tak była zbyt słaba, aby nawet o tym wspomnieć.
Był w niej. Jakie to było niewiarygodne. Właśnie pieprzył swoją panią od angielskiego.
– Nie, nie… Wojtek… – jakie słodkie „nie, nie”, myślał i każde kolejne posunięcie jej wśród tych coraz cichszych i przerywanych pojękiwaniem „nie, nie”, podkręcało go jeszcze mocniej. Czuł, że jej dłonie trochę go odpychają, ale to był dla niego kolejny smaczek. Bezczelnie posuwał ją na jej własnym biurku, w klasie, w której zdążyła mu już postawić niejedną pałę… zbesztać, skarcić wzrokiem. A teraz miał przed sobą jej boskie, rozłożone szeroko, długie nogi. Cienki pasek majtek odsunięty na bok i rozkoszne, różowe płatki obejmujące jego twardziela. Był urzeczony i na maksa podjarany tym widokiem. Co chwilę patrzył w jej oczy, upewniając się, że to na pewno ona. Że się nie rozpłynęła. Co to było za uczucie – wchodzić właśnie w nią. Nie w jakąś tam pierwszą lepszą cipkę, ale w J E J cipkę. Była taka wilgotna i ciasna. Tak, jak to sobie wyobrażał. Całkowicie wygolona i taka dostępna dla niego. Golutka, bezbronna, zazwyczaj przed nim ukryta, nie do zdobycia. Teraz całkowicie mu podporządkowana. Zaczął przyspieszać.
– Wojtek, proszę… uhm…– pojękiwała. Te słowa były muzyką dla jego uszu. Jego imię, w jej ustach, w takiej chwili. Nieważne co tam dalej mówiła. Ważne, że słyszał swoje imię, czuł jej wilgoć, widział mgłę w jej odpływających oczach. Niczego więcej nie oczekiwał. Był tu, w niej i robił jej dobrze. Brał jej chętną i gorącą szparkę na tym biurku, obok otwartego jeszcze cały czas dziennika. To było tak perwersyjnie podniecające. Czuł, że dłużej już nie wytrzyma. Że dopalacze na niewiele się zdały. Nie mógł zapanować nad szaleńczym rytmem swoich bioder. Rżnął ją teraz jak sukę. Zatracał się w tym bez opamiętania.
– Uuu… Wojt… błagaaaam… uuu… – wygięła się w łuk, unosząc biodra i wypinając piersi w jego stronę. Nic nie zależało od niej. Wiedziała, że od początku, kiedy zamknął drzwi, robił z nią, co chciał i to szalenie ją podniecało. Czuła się usprawiedliwiona i bezwolna. Mogła się skupić tylko na sobie, bo on i tak robił swoje. A robił to tak prymitywnie i szaleńczo za razem. Tak nieludzko był nią podniecony, prawie opętany. Śmiały. Bez żadnego skrępowania okazywał swoje podniecenie. Czystą żądzę. Odpływała, patrząc w jego obłąkane i zafascynowane nią oczy, szerokie ramiona, potargane włosy. Jego atletyczną sylwetkę, która góruje nad nią i nabiją ją szaleńczo na siebie.
Poczuł jak się na nim zaciska, jak robi mu się coraz ciaśniej i wilgotniej zarazem. Jęknęła na całe gardło, zatracając się w ekstazie. Zapominając, że są w klasie, a na korytarzach zaczynają pracować sprzątaczki. Tego było już za wiele. Nie mógł dłużej powstrzymywać tego wulkanu. Wyskoczył z niej natychmiast, ściskając żylastego penisa. Charcząc, eksplodował na jej marynarkę, dekolt, a nawet buzię i włosy. Dawno nie miał takiego ciśnienia. Właśnie tego chciał. Zobaczyć, jak oblepia ją jego gorąca sperma. Jak spływa po jej policzkach, okleja rzęsy i włosy. To go najbardziej kręciło. Choć mógł przedtem zerwać z niej tę śliczniutką marynarkę, rozedrzeć stanik, ale wszytko działo się tak szybko. Następnym razem będzie o tym pamiętał. Korzystając z jej chwilowego zamroczenia, szybkim ruchem zdjął z niej majtki i wciągnął przesycony podnieceniem zapach materiału. Pachniał nią, jej skórą, słodką szparką i lepką wilgocią.
Podniosła się i opuściła spódnicę. Zaczęła wycierać gęste krople z zarumienionej twarzy. Poczuła, jak krew z powrotem wracała do jej głowy, jak powoli zaczynała trzeźwieć i dostrzegać związki przyczynowo skutkowe.
– Kurde Wojtek, nie założyłeś nawet gumki – powiedziała lekko zrezygnowana, jakby to było sedno sprawy i jedyny nurtujący ją w tej chwili problem. Ale co miała powiedzieć: dziękuję za spełnienie fantazji, albo: zejdź mi z oczu gówniarzu, a może: kiedy powtórka?
– W gumce pieprzę tylko dziwki – rzucił od niechcenia, jakby to miał być dla niej komplement. Pocałował ją na do widzenia, jak kumpelkę – było fajnie, odjechana dupa z pani, pani profesor – dodał jeszcze – a te majtki… – mówiąc to przyłożył je do nosa – mmm… jak pachną, zabieram na pamiątkę, ale spokojnie… – machając skrawkiem czarnego materiału, spojrzał z lubieżnym, lekko szyderczym uśmiechem, w jej przerażone oczy – nikomu ich nie pokażę…
„Co za szczeniak, małolat, ignorant… – patrzyła za nim jak odchodzi – a co ja sobie w ogóle myślałam…? Chyba chodzi właśnie o to, że niewiele wtedy myślałam…”
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Obieżyświat
2013-09-22 at 11:29
Klasyka. Wiki, jakbym miał wybierać opowiadanie najlepiej reprezentujące twórczość autorów, to by pasowało do twojej idealnie 🙂
Wiki
2013-09-22 at 12:59
Witaj Obieżyświat – dawno Cię nie czytałam. Nie śmiem zapytać dlaczego akurat to opowiadanie pasuje tak idealnie. Właściwie to w całym tym pisaniu najbardziej mi zależało, żeby żadne opowiadanie nie było kalką przedniego, ze zmieniającymi się tylko imionami bohaterów. Więc każde jest pisane trochę inaczej, trochę pod kątem postaci. Choć seks jaki lubię – każdy widzi – i to się nie zmieni;)))
Pozdrawiam i miło Cię widzieć ponownie:)
Foxm
2013-09-22 at 14:49
Smutno mi się zrobiło. Gdzie były takie rozpalone nauczycielki za moich szkolnych czasów?
Miło sobie poczytać jeszcze raz tak znakomity tekst. Tylko czasem trudno człowiekowi dotrwać do końca:) I chwała Ci za to.
Pozdrawiam,
Foxm
Wiki
2013-09-22 at 14:56
Gdzie były? miały wtedy dopiero tak ok. 7 lat;)
Foxm
2013-09-22 at 15:34
W takim razie w tym momencie mają góra 12 lat 😀
Od ostatniego roku ogólniaka w moim wypadku minęły dopiero 2 lata 😛 Także ów żal wyrażony w komentarzu jest jeszcze całkiem świeży:)
Wiki
2013-09-22 at 15:58
Ups…w takim razie żal jak najbardziej uzasadniony;)))
Anonimowy
2013-09-22 at 16:54
"PANida truję" błąd zamierzony?
Megas Alexandros
2013-09-22 at 17:14
To chyba moje ulubione opowiadanie Wiki.
Trochę w klimacie "Joanny" słynnego LaVendy, ale przede wszystkim ukształtowane przez niepowtarzalny styl Autorki. Fabuła ledwie zarysowana, niejako pretekstualna, za to postacie interesujące i nastrój zmysłowy. Szkoda, że bez ciągu dalszego, bo Wiki raczej nie dała się poznać jako twórczyni cykli 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Wiki
2013-09-22 at 17:53
Dziękuję Magas – faktycznie ani cykle, ani rozbudowana fabuła mnie nie pociągają. W tej dziedzinie chyba nikt Ci nie dorówna i dobrze, że mamy tu różnorodność w śród autorów;)
Rita
2013-09-22 at 18:08
🙂
seaman
2013-09-25 at 14:49
Moje najulubieńsze opowiadanko Twojego autorstwa, Wiki. Bez dwóch zdań.
(jedyna uwaga małego narzekacza – Wojtek może co najwyżej przekręcić klucz w zamku, bo przekręcić zamku chyba nie dałby rady ;-))
Piąteczka oczywiście i serdeczne pozdrowienia.
seaman.
Wiki
2013-09-26 at 08:47
Oj są takie zamki bez klucza;)))
Dziękuję i pozdrawiam równie serdecznie;)
Ja i moja pielegniarka
2013-09-27 at 15:47
Przypomniał mi się pan od angielskiego z Uniwersytetu… ach…
Pozdrawiam 🙂 Pielęgniarka.
Siostra.
2013-10-08 at 20:45
Mam nadzieję, że wszystkie Twoje opowiadania będą tak dobre jak to, Wiki. 🙂 Jest naprawdę świetne.
Ah, fajnie by było mieć taką nauczycielkę angielskiego… Chętnie zamienię moją na tę.
Paco_de
2013-10-09 at 14:54
Świetne. Można by rzec, że fabuła w takiej tematyce jest do przewidzenia, ale wątek jakimś cudem i tak trzyma w napięciu. Ucząc się w mat-fizie o liczbie uczniów sięgającej prawie pół setki, zawsze byłem po stronie "młodych gniewnych" i raczej nigdy nie zastanawiałem się, jak to wygląda od strony atrakcyjnej nauczycielki. Może dobrze, że nie znałem wtedy tego opowiadania 😉
Jestem pod wrażeniem.
Pozdrawiam,
Paco
Mariusz
2013-12-13 at 12:49
Czy jest szansa na dalszy ciąg przygód nauczycielki Alicjii ? 🙂
Anonimowy
2014-10-31 at 13:48
Dobrze byłoby gdyby była dalsza część, gdybyśmy się dowiedzieli co było dalej :/
proszę o rozważenie tego pomysłu 😀
x
2017-09-02 at 12:49
Jaka szkoda, że Wiki nic tutaj nie pisze.
Megas Alexandros
2017-09-05 at 21:30
Kto wie, X-sie, może się to zmieni 🙂 Trzeba być dobrej myśli!
Pozdrawiam
M.A.
Tamara
2017-09-09 at 08:44
Świetne, jakbym była w tej klasie i przyglądała się z boku.
sapphire
2018-09-17 at 23:10
Pojawiło się na NE w 2013 a ja pamiętam jeszcze z Dobrej Erotyki 🙂 Tak czy inaczej jeśli chodzi o opowiadania bez skomplikowanej fabuły, jedno z moich ulubionych.
Megas Alexandros
2018-09-18 at 13:43
Witaj, Sapphire!
Wciąż szukamy kontaktu z Autorami z Dobrej Erotyki. Sporo publikuje na naszych łamach, ale z wieloma utraciliśmy kompletnie łączność po likwidacji tamtego portalu. Jeżeli wiesz, jak się skontaktować z chociaż niektórymi z nich, będziemy wdzięczni za informację na priva – autorzy.ne@gmail.com
Pozdrawiam
M.A.
AnonimS
2018-09-18 at 17:28
Bardzo ciekawie napisane lekkie opowiadanie. Niby typowa fabuła , ale kto z nas nie fantazjował w szkole o seksie z nauczycielami. Nawet niektórym się to udalo. Pozdrawiam AnonimS