Uratuj mnie VI (Roksana)  3.63/5 (9)

44 min. czytania
Źródło: Maxpixel

Źródło: Maxpixel

Kiedy za Milą i Stefano zamknęły się drzwi, dziewczyna odwróciła się tyłem i odgarnęła włosy, czekając, aż otworzy małą zapinkę połyskującą między jej łopatkami. Zrobił to, a ona opuściła ręce i sukienka bezszelestnie spłynęła po jej ciele w dół, jakby nagle zmieniła się w płynny metal. Nie miała na sobie stanika, a cieliste paseczki majtek trudno było nazwać bielizną. Srebrne szpilki dodawały tylko pikanterii jej rozstawionym w niewielkim rozkroku nogom. Stefano spojrzał w bok, gdzie dwie sylwetki odbijały się w przyciemnionym lustrze. Smoking i czarne lakierki kontrastowały z ponętną nagością idealnego kobiecego ciała. Dziewczyna pochyliła się do przodu, chwytając rękami kolana i wypinając bezwstydnie pośladki.

– Miałbym ochotę cię zerżnąć – wydyszał na ten widok. Krew zmieszana z alkoholem wrzała mu w żyłach. Wypił niewiele mniej niż ukochana, ale czuł wyraźnie, jak spodnie zaczynają się opinać na erekcji.

– To na co czekasz? – Posłała mężczyźnie wyzywające spojrzenie.

Niewiele się zastanawiając, rozpiął rozporek i uwolnił pokaźnych rozmiarów wzwód. – „Majtki” – przemknęło mu przez myśl. Chwycił paski i szarpnął. Mila jęknęła cicho, ale z wyraźną przyjemnością. Przytrzymał jedną ręką biodro dziewczyny, drugą nakierowując się na jej wnętrze. Była wilgotna i śliska, i tak rozkosznie ciepła… Pchnął mocno, wypełniając całą od razu. Stęknęła głucho. Poczuł przypływ podniecenia, jakiego dawno nie doświadczył. – Szerzej – warknął i roztrącił kolanem szczupłe nogi. Poddawała się bez sprzeciwu, bez najmniejszego oporu. Zachłysnął się tym. – Dzisiaj będzie tak, jak ja lubię. – Niski ochrypły głos pewnie by go zaskoczył, gdyby miał jasny umysł, ale pożądanie podsycone procentami skutecznie go zamroczyło.

Mila czuła, jak krew dudni jej w skroniach. Władczy ton i zachowanie Stefano podniecało ją, jak nic na świecie. Alkohol zaćmił jej umysł na tyle, że hamulce puściły. Pragnęła, żeby ją przeleciał. Ostro! Ugięła lekko kolana, żeby otworzyć się na niego bardziej. Chciała poczuć ukochanego całą sobą, do końca, do dna i… do utraty tchu! Poruszał się równymi mocnymi ruchami, dręczącym jednostajnym rytmem, odbierając jej resztki woli. Jęczała z rozkoszy i czegoś na kształt bólu, jaki jej sprawiał. Ciało przejęło kontrolę nad upojonym umysłem. Przemożna chęć spełnienia wibrowała przyjemnym pulsowaniem. Nie wiedziała już, czy to Stefano rozpycha się w jej ciele, czy też raczej jej własne mięśnie opinają się wokół jego natarczywego członka. Wiedziała tylko, że pieprzy ją tak, jak nigdy wcześniej! Nogi odmówiły Mili posłuszeństwa i opadła na łóżko, wciskając twarz w materac. Stefano podążył za nią, ale nie pozwolił dziewczynie się położyć. Chwycił jedną ręką drobne ramię i przytrzymał, wciąż wbijając się w od tyłu. Coś pękało i uwalniało bestię…

– Mocniej! – Jęknęła.

Spełnił prośbę i po chwili w pokoju rozległy się miarowe plaśnięcia uderzających o siebie ciał. Nie rozumiała, czy bardziej podnieca ją to, że czuje go tak głęboko, czy to, że nie może się ruszyć, nie może uciec przed tymi pchnięciami. Była blisko, tak blisko… Nie potrafiła jednak przekroczyć niewidzialnej granicy. Balansowała na krawędzi. W mózgu dziewczyny pulsowało tylko jedno pragnienie: „dojść!”

– Uderz mnie! – wychrypiała zdesperowana.

Stefano machinalnie spełnił polecenie. Głośny klaps wymierzony w pośladek wyrwał z gardła Mili ekstatyczny krzyk. Stefano znieruchomiał. Nagle zdał sobie sprawę, co robi. Jakby wyrwano go z transu.

– Tego chcesz? – wychrypiał. – Tego? – Uniósł dłoń, jakby znów zamierzał uderzyć, ale zatrzymał się wpół drogi. Spojrzał w lustro. Mila wpatrywała się w ukochanego przerażonym wzrokiem. – Chryste… – wydyszał. Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Puścił dziewczynę i znieruchomiał. Jej spojrzenie nagle stało się boleśnie przytomne. On także wytrzeźwiał w jednej sekundzie. Wysunął się z ciała kochanki, pozostawiając ją na moment samotną na klęczkach. Zapiął szybko spodnie. Mila upadła na bok i zwinęła się w kłębek, podciągając kolana pod brodę.

„Co teraz czujesz? Co czujesz!? Podnieca cię przemoc? Tak?” – Dudniło mu w uszach, ale nie zadał żadnego z tych pytań. Nie wiedzieli, jak długo trwali wpatrując się w siebie nawzajem. W końcu dziewczyna zaczęła drżeć na całym ciele, po czym wybuchnęła płaczem. Stefano przysłonił oczy dłonią.

– Jestem odrażająca – załkała. – Nie patrz na mnie! – Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki, gubiąc po drodze pantofle.

Stefano rzucił się za ukochaną, blokując butem drzwi.

– Nie zamykaj!

– Zostaw mnie, nie patrz! – szlochała, zakrywając dłońmi piersi i odwracając głowę. – Nie mogę… Jestem zboczona! Zła! To ohydne!

Stefano utkwił w Mili nieruchome spojrzenie, jakby nie rozumiał, co do niego mówiła. Dlaczego czuł tak wielki szok? Było dobrze. Zmarszczył brwi, próbując zebrać myśli. Emanująca jeszcze przed chwilą seksem przepiękna kobieta kuliła się i trzęsła przed nim jak zagonione w kąt, wystraszone zwierzę. – „Co oni ci zrobili? – pomyślał ze zgrozą. – „Co nam zrobili?”

Zrobił krok w stronę dziewczyny.

– Zostaw mnie! – krzyknęła, wyciągając w stronę mężczyzny dłoń w geście protestu – Chcę zostać sama! Sama… – Zatoczyła się na ścianę.

Chwycił ukochaną w ramiona i choć go odpychała i wiła się jak piskorz, unieruchomił sprawnie. Czując, że nie pokona siły męskiego uścisku, odpuściła, płacząc i lamentując.

– Sikorko, kochanie, popatrz na mnie. – Bezskutecznie próbował dotrzeć do Mili. – Nie jesteś zła, ani zboczona! Przestań płakać. – „To moja wina” – wyrzucał sobie. Gdyby się tak nie zszokował, nie czułaby się taka…

– Nie jestem nic warta – szlochała.

– Nie, skarbie, nie! – Wciąż trzymał kochankę w objęciach. – To było dobre… Mnie było dobrze… Podobało mi się, tylko… – Szukał odpowiedniego słowa.

– Nie! Dani miał rację! Jestem suką, brudną suką! To siedzi gdzieś we mnie!

– Ćśśśś… Cicho, skarbie, cicho. Nie mów tak. – Wciąż próbował uspokoić roztrzęsioną dziewczynę. – Ja tak nie myślę! Przecież ci powiedziałem, że było OK. Mila, ja chyba tak lubię, dziewczyno!

– Ty możesz – upierała się.

– Dość tego! To tylko seks! – krzyknął. – Kiedy kochasz się ze mną, możesz czuć i robić, co chcesz. – W końcu zdał sobie sprawę, że w tej chwili i tak nic nie wskóra. Powoli zaczął się przemieszczać w stronę sypialni. – Położę cię do łóżka, dobrze?

Stefano poczuł, że opór Mili słabnie, ale po chwili znów próbowała się uwolnić. Ostrożnie odszukał miejsce między obojczykiem, a nasadą szyi i wcisnął tam kciuk. Dziewczyna z cichym jękiem osunęła się na mężczyznę całym ciężarem. Wtedy chwycił ją na ręce i położył na łóżku. Odetchnęła głęboko. Nawet taka zapłakana, z rozmazanym makijażem, wyglądała pięknie. Nagle obraz stał się niewyraźny. Zamrugał gwałtownie i otarł odruchowo policzek. Spojrzał zaskoczony na swoją dłoń. Ostatni raz płakał, wyciągając spod gruzu kolegę z sekcji. Młody, obiecujący analityk. Chciał choć raz poczuć się jak prawdziwy wojak. Przydzielili ich do rożnych grup… – „Co za głupia śmierć! Dlaczego o naszym życiu decyduje czasem kilka minut, jakiś zbieg okoliczności…?

Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Zdjął marynarkę i rzucił na fotel, potem pozbył się butów i skarpet. Lubił mieć bose stopy. Przypomniał sobie, jak biegali razem brzegiem plaży, Mila po mokrym piachu, a on pokonując opór wody. Śmiała się, kiedy wciągnął ją do morza… Czyli TO także przed nim ukrywała. Czy kiedy ten dewiant Ivo ją bił, czuła coś więcej niż strach? A czy pani psycholog wiedziała, czy tylko się domyślała?

– Wszyscy oni są popieprzeni! – warknął do siebie.

Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i szybko odszukał numer. „Podejmij przesyłkę. Podaj adres odbioru” wpisał i wysłał wiadomość. Właśnie podjął decyzję. – „Raz na zawsze trzeba z tym zrobić porządek!” – postanowił. – „Nie ma znaczenia, jak wielki będzie ból. To jest jak gangrena, jak niezagojona rana. Nie zabliźni się, póki nie zostanie oczyszczona.”

***

Mila łkając zbierała swoje rzeczy do walizki. Kiedy się obudziła i odkryła, że jest sama w hotelowym pokoju, ogarnął ją niepokój. Wspomnienie tego, co wydarzyło się w nocy, sprawiło, że wpadła w panikę. Krótki list od Stefano, leżący na biurku, niewiele wyjaśniał, ale przynajmniej wiedziała, czego od niej oczekiwał w tej chwili. Zadzwoniła do Luki. Ten zjawił się prawie natychmiast. Wiedział tyle, że Stefano musiał nagle gdzieś pojechać, a oni dwoje mają wrócić do domu. Jeszcze raz rozłożyła kartkę z hotelowej papeterii.

Sikorko, nie chcę cię budzić, a nie mogę czekać do rana. Zresztą, pewnie nie wstaniesz przed południem. Wybacz, że tak cię zostawiam, ale muszę coś załatwić. Zadzwoń do Luki, on wie, co robić. Nie czekaj na mnie wieczorem. Nie wiem, kiedy wrócę. Zadzwonię, jak będę mógł. Kocham cię, Stefano.

Co to miało znaczyć? Nie wie, kiedy wróci? Nie czekaj…? Nie chciał jej, ale nie wiedział jak jej powiedzieć, że ma odejść. Jak mogło być inaczej? Przybłęda z taką przeszłością! I w dodatku go zraniła. Zraniła jego męską dumę, jego uczucia, podeptała ich wszystkie wspólne lata…

– Powinien wyrzucić mnie z domu jak Slavko! – odezwała się wrogo do swojego odbicia w lustrze. – Zasłużyłam na to!

„W takim wypadku, nie napisałby, że kocha” – podpowiadał rozsądek. – „Odruch! Napisał to na osłodę. Bzdura! Nigdy tak nie robił! – Czuła, że głowa jej pęka.

Jak mogła spojrzeć ukochanemu w oczy? Mogła? Zszokował się, kiedy odkrył prawdę. Potem próbował ratować sytuację, ale przecież widziała jego twarz! Ile razy zadzwoniła? Osiem? Dziewięć? Nie odbierał. Nie oddzwonił. Wcześniej też tak bywało… Ale to było zanim poznał, jaka jest!

Domknęła walizkę. Przypięła do wysuwanej rączki torbę z nowym laptopem. Druga walizka stała już na korytarzu. – Nie dotaszczę tego do garażu” – przemknęło jej przez myśl. Zostawiła bagaże i narzuciła na ramiona płaszcz. Otworzyła drzwi prowadzące do części domu należącej do Fabia i Cateriny. Wróć! Cała rezydencja należał do nich. Ona nie miała tu niczego, a w nowym domu Stefano nie było dla niej miejsca. Z trudem powstrzymała łzy. Przechodząc obok pokoju Concetty usłyszała muzykę „Do you belive in life after love…” Trudno o lepszy komentarz do tego, co czuła w tej chwili. Czy wierzyła? Ciężar w piersi prawie uniemożliwiał Mili oddychanie. Oparła się o ścianę, czekając aż ten stan minie.

Dotarcie do budynków mieszczących się za domem nie zajęło dziewczynie wiele czasu. Wystarczyło przejść przez część „reprezentacyjną” i wyjść tylnymi drzwiami. Podczas nieobecności właścicieli istniało niewielkie ryzyko napotkania kogokolwiek. Otworzyła automatyczną bramę i wyjęła z szafki ściennej swoje kluczyki. Niewielka biała Lancia stała samotnie obok pustego miejsca. Zwykle parkowała tam prywatna Alfa Stefano, ale nie tego dnia. Drzwi garażu zamknęły się za nią z cichym trzaskiem. Na myśl, że prawdopodobnie wyjeżdża z niego po raz ostatni, Milę przeszył dreszcz. Spędziła w tym domu najszczęśliwsze chwile swojego życia. Łzy przesłoniły jej obraz drogi, którą znała jak swój własny pokój. Czuła się tu bezpieczna, kochana i… szczęśliwa.

– Dlaczego pozwoliłeś mi go poznać? – Załkała spoglądając w górę. – Dlaczego? O ile lżej byłoby mi żyć, nie wiedząc, że taka miłość istnieje!

Z trudem upchnęła walizki w bagażniku. Już miała odjechać, ale zawahała się. Wróciła do mieszkania. W koszu z brudną bielizna odszukała koszulkę Stefano. Przytuliła ją do piersi, jak dziecko.- „Niech mam choć to” – pomyślała. – „Póki nie straci zapachu…” – Wpakowała koszulkę do torebki i po raz ostatni rzuciła okiem na znajome kąty. To koniec?!

Szlochając, Mila wsiadła do samochodu i ruszyła do bramy. Dojechawszy, drżącymi rękami wcisnęła jeden z przycisków pilota.

– Wybierasz się gdzieś? – Luca otworzył drzwi Lancii od strony pasażera i nie pytając o zgodę rozsiadł się wygodnie.

– Jadę na wizytę do psychologa – wykrztusiła Mila, bezskutecznie próbując otworzyć bramę. Szybko otarła łzy.

– Z walizkami?

– Szpiegujesz mnie?

– Chronię.

– Chronisz? Na czyje polecenie?

– Stefano.

Oparła się o fotel i odchyliła głowę, przymykając oczy. Luca wyłączył silnik.

– Nie wiem, o co chodzi, ale dostałem polecenie, żebyś nie opuszczała domu. Mam cię pilnować, aż do jego powrotu.

– Gdzie on jest? Nie odbiera telefonów… – Utkwiła w ochroniarzu gniewny wzrok.

– Nie wiem, ale… – Zawahał się.

– Tak?

– To musi być coś naprawdę ważnego, skoro zabrał broń i ubrał się jak na wojnę. W takich przypadkach odłączamy telefony.

– Cooo? – Natychmiast  gniew ustąpił miejsca przerażeniu. – Postaraj się z nim skontaktować, błagam – wyszeptała pobladłymi wargami.

– Wiesz doskonale, że nie „złapiemy” go, jeśli sam tego nie zechce. – Luca przyjrzał się Mili podejrzliwie. – Nie wiem, co kombinujesz, ale powiem ci jedno. Jeśli facet z taką pozycją i pieniędzmi, facet który powinien teraz rozstawiać po kątach tych wszystkich ludzi… – Spojrzał wymownie w okna biurowej części domu. – Jeżeli taki facet zachowuje się jak skaut, a jego kobieta pakuje w tym czasie walizki, to coś jest nie tak! – dokończył. – Co wy wyprawiacie? Jak De Luca się ustatkował, to teraz wy się będziecie szarpać?

– Luca, jak ty nic nie rozumiesz… – zaczęła.

– Nie rozumiem i nie chcę rozumieć! – warknął. – Wiem, że nigdzie się stąd nie ruszysz, póki Stefano nie wróci. Takie dostałem polecenie. Koniec!

Po całej tej rozmowie Mila wcale już nie była pewna, czy chce się gdziekolwiek ruszać. Na pewno chciała, żeby Stefano wrócił bezpiecznie do domu.

***

Stefano zatrzymał samochód przed paskudnym betonowym budynkiem przypominającym bunkier. Sprawdził jeszcze raz GPS. Wszystko się zgadzało. Wyłączył silnik i czekał. Po jakichś dwóch minutach w drzwiach budynku ukazał się mocno zbudowany mężczyzna o nieco azjatyckich rysach i śniadej cerze. Miał na sobie coś w rodzaju munduru bez żadnych oznaczeń. Równie dobrze mógł być wojskowym, ale też turystą, biorącym udział w wyprawie surwiwalowej. Obrazu dopełniały wypłowiałe, mocne buty.

– Witaj, Nikołaj. – Stefano wysiadł z samochodu i podszedł do mężczyzny, rozkładając szeroko ręce. – Jestem wzruszony, że pofatygowałeś się osobiście.

– Zawsze chciałem zobaczyć Albanię, a skoro zapłaciłeś za bilet… – Wzruszył ramionami. – Swoją drogą, sporo cię to kosztuje. Mogłeś kazać go sprzątnąć. Poszłoby na porachunki, biorąc pod uwagę, że handluje kobietami i prochami. Mogłem ci przysłać filmik. Na życzenie, nawet z wypruwaniem flaków albo kastracją.

– Zabić go? – spytał z odrazą Stefano. – Nieee. Będzie żył, ale zadbam, żeby życie od tej chwili stało się dla tego fiuta nieznośne, a poza tym potrzebuję informacji. Jak je dostanę, to znajdziesz jeszcze jednego i z tamtym ty porozmawiasz, ale dopiero po mnie, OK?

– Trzeba było od razu tak mówić. – Ucieszył się Nikołaj. – Chciałeś film. Kamera już ustawiona.

– No, to chodźmy. Nie przyleciałem na wakacje. – Westchnął. Wystawił cierpliwość Nikołaja na ciężką próbę, każąc czekać z realizacją zlecenia. Sam jednak nie był pewien, czy to dobry pomysł. Aż do poprzedniej nocy…

Weszli do mrocznego pomieszczenia i Stefano musiał chwilę poczekać, żeby wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Wnętrze domu wyglądało dokładnie tak obskurnie, jak się zapowiadało. Jedyne umeblowanie stanowiła kamera na trójnogu oraz kilka drewnianych skrzynek. Na jednej z nich siedział związany mężczyzna z jutowym workiem na głowie. Na dźwięk kroków poruszył się niespokojnie. Miał na sobie wymięty garnitur i eleganckie buty pokryte jasnym pyłem. Lewy rękaw marynarki i koszuli rozcięto, tak, że widać było tatuaż w kształcie pieczęci. Stefano wziął jedną ze skrzynek i ustawił ją naprzeciw mężczyzny tak, aby go nie zasłaniać, ale żeby jego samego kamera nie obejmowała.

– Zostawisz nas? – zwrócił się do Nikołaja. – To dość osobista sprawa. Poza tym, za jakąś godzinę przyjedzie tu parę osób i nie sądzę, żebyś miał ochotę się z nimi spotkać.

– Było mi miło poznać cię osobiście. Czekam na dalszy ciąg zlecenia – odparł przyjaznym tonem Nikołaj i wyszedł, wcześniej podając Stefano rękę.

Odczekawszy kilka chwil, Stefano zdjął z głowy mężczyzny zasłonę i przyjrzał mu się uważnie. Wiedział, że więzień ma 52 lata, ale musiał przyznać, że dobrze się trzymał, jak na ten wiek. Jasne włosy doskonale maskowały siwiznę. Dwudniowy zarost sprawiał, że wyglądał prawie na swój wiek, ale gdyby się ogolił, byłoby lepiej. Knebel uniemożliwiał zwiazanemu poparcie słowami tego, co wyrażał jego wściekły wzrok.

– Słuchaj i nie przerywaj. – Głos Stefano zabrzmiał lodowato spokojnie. – Wyjmę ci knebel, żebyś mógł mi odpowiadać na pytania. Ty nie zadajesz pytań. Zrozumiałeś?

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– To może inaczej. Mogę cię zabić, przestrzelić ci kolana, albo strzelić w brzuch i zostawić. W promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie ma żywej duszy, więc zdechniesz tu w męczarniach. – Beznamiętny ton zupełnie nie odzwierciedlał tematu przemowy, ale chyba właśnie dlatego odniósł zamierzony skutek, bo mężczyzna kiwnął głową. Stefano wyjął mu knebel.

– Co to, kurwa… – zaczął więzień.

Stefano bez słowa wyciągnął zza pasa broń, odbezpieczył i przyłożył do kolana przesłuchiwanego. Ten zamarł.

– Świetnie. Widzę, że się rozumiemy. Nie mówię dobrze po angielsku, więc uważaj. Służyłeś w Dubrowniku. Mały oddział. Mieliście pilnować porządku w mieście. Zgadza się?

– Tak, dwa lata. – W głosie mężczyzny dominowało zaskoczenie.

– Pamiętasz, jak w ’93 razem z kolegą pobiliście chłopaka i zgwałciliście dziewczynę?

– Co? Nie wiem o czym mówisz? Ja nie…

– Zła odpowiedź – przerwał więźniowi Stefano. – Sprawdziłem. Było was ośmiu, a jedynym blondynem w oddziale, który ma taki tatuaż, jesteś ty. Przypomnij sobie, bo od tego zależy, co z tobą zrobię. Chcę wiedzieć, jak się nazywa kolega, z którym wtedy byłeś. Było tam dwóch kolorowych, więc się waham, którego zabić.

– Czego chcesz? – Głos przesłuchiwanego zadrżał.

– Po pierwsze, powiesz do kamery, jak bardzo ci przykro, że to zrobiłeś. Potem poniesiesz karę i naprawdę będzie ci przykro. No i jeszcze nazwisko kolegi. Tego chcę.

– Ja tego nie zrobiłem! – Upierał się blondyn.

– Przypomnę ci. Szczupła szatynka. Związaliście ją paskiem. Twój kolega wsadził jej lufę pistoletu… – Na twarzy Stefano pojawił się zły uśmiech.

***

Stefano stał oparty o maskę samochodu i obserwował, jak dwa dżipy wspinają się górską drogą. Mógł już rozpoznać wojskowe emblematy na drzwiach. Sięgnął do wnętrza auta, wyciągnął szarą teczkę i wyszedł im naprzeciw. Z pierwszego pojazdu wyskoczył żołnierz i otworzył tylne drzwi. Stefano czekał. Z samochodu wysiadł niewysoki, ale dobrze zbudowany mężczyzna w mundurze. Zdjął ciemne okulary i podał adiutantowi. Rzucił jakąś komendę i ruszył przed siebie.

– Witam, generale. – Stefano skinął głową. – Dziękuję, że tak szybko pan zareagował. Tu są zdjęcia i dokumenty, o których mówiłem. Oczywiście, zdjęcia córki pana ministra zostały usunięte z jego laptopa i poczty mailowej. – „Zwłaszcza, że sam je tam wsadziłem” – dopowiedział w myślach.

– Jesteśmy panu zobowiązani. Gdzie ten handlarz? – Generał przeglądał z zainteresowaniem zawartość teczki. – Ile albańskich kobiet wywiózł?

– Trudno to stwierdzić jednoznacznie, ale w ciągu ostatniego roku ponad trzydzieści. Do tego dochodzą narkotyki. – „Ty skorumpowany gnoju, gdyby nie zdjęcia tej rozpuszczonej imprezowiczki, to palcem byś nie kiwnął” – pomyślał. – Ma pan tu wszystko: droga przemytu, kierowca i odbiorca. Oczywiście sami na to wpadliście – zaznaczył. – Moi pracodawcy liczą na dyskrecję.

– Oczywiście. To gdzie on jest? – Twarz generała wyrażała zrozumienie.

Stefano wskazał głową budynek.

– Ma paskudną ranę uda, ale założyłem mu opatrunek. – Patrzył, jak generał wskazuje swoim podwładnym drzwi budynku. – Panie generale, prawie zapomniałem powiedzieć, że nikt się o niego nie upomni. Ma fałszywe dokumenty, a ja będę zobowiązany, jeśli posiedzi z parę lat, zanim życie mu zbrzydnie do reszty.

– Może pan być spokojny. – Generał wyciągnął dłoń. – Przysługa za przysługę.

            Stefano odpowiedział uściskiem dłoni. Nikołaj naprawdę odwalił kawał dobrej roboty.

***

Tego ranka Mila obudziła się wyjątkowo wcześnie. Miała za sobą długą noc, pełną męczących snów. Kilkakrotnie sprawdzała, czy Stefano przypadkiem nie wrócił. W pewnej chwili miała wrażenie, że słyszy silnik jego Alfy, ale doszła do wniosku, że to przywidzenie, więc znów zapadła w dziwny letarg. Wydawało się jej, że słyszy jak Valeria się śmieje, a potem, jak ciemnowłosa dziewczyna mówi, że Stefano jej się oświadczył. Zrywała się z niepokojem i znów zasypiała.

Usiadła na łóżku i spojrzała na częściowo rozpakowane walizki. Po tym jak Luca zawrócił ją sprzed bramy, wróciła potulnie do mieszkania. Później znów dopadły ją wątpliwości. Jeszcze raz spróbowała zadzwonić. Czy to możliwe, że Stefano chciał odszukać jej gwałcicieli? Zrobiło jej się słabo. A jeśli ich znajdzie, to co? Co im zrobi? Poczuła mdłości. Cicho zsunęła nogi na podłogę. Miała iść do łazienki, kiedy zorientowała się, że ktoś przymknął drzwi do sypialni. Wyjrzała ostrożnie. Na podłodze zauważyła metalową walizkę z szyfrem, w której Stefano przewoził czasem broń i sprzęt elektroniczny. Wrócił!

Na palcach podkradła się do pokoju ukochanego. Spał w ubraniu na skórzanej kanapie, która zastąpiła jego pojedyncze łóżko, kiedy się wprowadziła. Czasem używał jej, gdy pracował do późna. W pierwszym odruchu chciała podbiec i całować pokrytą zarostem twarz, ale po chwili spuściła głowę i wycofała się do sypialni.

***

– Luca, wiesz, gdzie jest Mila? – rzucił do telefonu Stefano. Wciąż miał na sobie pomięte ubranie. Dopiero po wylądowaniu w Mediolanie uruchomił swoją komórkę, ale było zbyt późno, a może zbyt wcześnie, żeby oddzwonić do ukochanej. Luca poinformował go krótko, że próbowała opuścić dom. Zastał dziewczynę w sypialni zwiniętą w kłębek pod kołdrą. Początkowo chciał wziąć prysznic i dołączyć do niej, ale czuł się zbyt wyczerpany. Położył się na kanapie w gabinecie i zasnął dokładnie w tej samej chwili. Rano znalazł puste, ale jeszcze ciepłe łóżko.

– Wyszła do parku jakieś dwadzieścia minut temu. Zdaje się, że poszła do altany. – W głosie Luki dało się słyszeć niepokój. – Stefano, co się dzieje?

– Wszystko w porządku. – Nie miał zamiaru nikogo wtajemniczać w swoje prywatne sprawy.

Poranek powitał mężczyznę chłodem, ale zapowiadała się piękna pogoda. W porównaniu z niegościnnym krajobrazem albańskich gór, okolice Turynu z ich pierwszą marcową zielenią jawiły się jak bajkowa kraina. Odetchnął pełną piersią i ruszył we wskazanym mu przez ochronę kierunku. Miał poczucie, że jego życie wraca na właściwe tory. Może ta psycholog nie była taka głupia? Może on sam też potrzebował silniejszych bodźców, żeby ujrzeć pewne sprawy pod właściwym kątem? Z daleka dostrzegł kurtkę Mili przy wejściu do ażurowej altany. Na widok nadchodzącego cofnęła się do środka.

– Chcę porozmawiać. – Stefano zatrzymał się o jakieś dwa metry od wejścia.

– Nie dam rady, kiedy będziesz na mnie patrzył. – Głos dziewczyny drżał.

– Więc każde z nas zostanie tu, gdzie jest, zgoda?

– Zgoda – odparła po namyśle.

– Przepraszam, że musiałem tak nagle wyjechać. Pewnie wolałabyś inne zakończenie balu? – zaczął niepewnie.

– Nie, chyba nie… W sumie, to chyba lepiej, że zostałam sama. Tylko myślałam… – Jak miała powiedzieć, że umierała ze strachu, że ją odtrącił?

– Nie chcę żebyś odchodziła – uprzedził Milę Stefano. – Wiem, że miałaś prawo tak pomyśleć, ale ja cię nie zostawiłem. Potem sobie uświadomiłem, że tych kilka słów, które napisałem jest bez sensu, ale już nie mogłem użyć komórki, a poza tym spałaś.

– Luca ci powiedział. Boże, zrobiłam z siebie idiotkę. – Ukryła twarz w dłoniach, choć Stefano nie mógł jej widzieć.

– Wcale nie! – zaprzeczył natychmiast. – Po prostu byłaś zdezorientowana. Mila! Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie pozwolę ci odejść? Zmieniłaś moje życie! Sprawiłaś, że zacząłem myśleć o przyszłości, o rodzinie. To dla ciebie te wszystkie decyzje, to dla ciebie te zmiany… Nie widzisz tego?

– Stefano, ja nie prosiłam… nie zasłużyłam nawet… – Głos uwiązł dziewczynie w gardle.

– Nie mów tak! Popełniłaś błędy. Ja też – przyznał. – Ale żyjemy i jesteśmy razem. Jesteśmy?

Nie odpowiedziała, a tylko wydała jakiś nieartykułowany dźwięk, ale przyjął to za twierdzenie.

– Powiedziałaś, że jesteś nieodpowiednia, że czujesz się nie na miejscu, ale kiedy na ciebie patrzyłem, to wśród tych wszystkich ludzi właśnie ty byłaś najbardziej na miejscu i najbardziej odpowiednia. Wszyscy, z którymi rozmawiałem byli pod twoim wrażeniem!

– Ciągle gdzieś znikałeś, a twoja mama powiedziała mi, że zabroniłeś angażować mnie do konkursów… – Pociągnęła nosem. – Pomyślałam, że się mnie wstydzisz.

– Oczywiście, że nie! Po prostu miałem trochę obowiązków. A mamie powiedziałem, że sama mnie o to poprosiłaś. Chciałaś wywijać nogami na krzesłach, czy pokazywać wszystkim majtki? Przecież sama powiedziałaś, że zależy ci na jej opinii. Była zachwycona!

– Nie wiedziałam… – chlipnęła.  – To znaczy, powiedziała coś takiego, ale nie byłam pewna. Zrobiłeś to w moim imieniu?

– Po prostu znam ją lepiej niż ty.

– Ale ja… – Słowa z trudem przechodziły Mili przez gardło. – To, co się stało potem… Słuchaj, czy ten wyjazd miał związek ze mną?

Nie był jeszcze gotów, by jej powiedzieć. A może tak?

– Muszę cię zobaczyć – stwierdził kategorycznie i wtargnął do altany, zanim zdążyła zaprotestować. – Chcę cię pocałować. – Musiał się przekonać.

Spojrzała na ukochanego wylęknionym wzrokiem. Stefano popchnął dziewczynę na ażurową ściankę i przywarł do niej całym ciałem. Pociągnął za włosy i objął ustami drżące spękane wargi. Poczuła, jak eksploruje językiem wnętrze jej ust i… poddała się. Całował zachłannie, gorączkowo, jakby nie mógł się nasycić. Mili zabrakło tchu, zabrakło woli oporu, gdy tak stała ogłuszona natarczywością i pożądaniem kochanka. Więc tak bardzo jej chciał? Pomimo tego, co się stało? Nie czuł obrzydzenia?

– Kocham cię… pragnę… – wychrypiał bez tchu, odrywając się na moment od ust dziewczyny. Zdążyła wziąć haust powietrza i znów zaatakował. Pochłaniał ją, ssał i kąsał bezlitośnie. Przyłączyła się. Początkowo nieśmiało, potem coraz bardziej otwarcie. – Chcę się kochać – wydyszał nagle.

– Tutaj? – Głos Mili zabrzmiał piskliwie.

– Tutaj. Gdziekolwiek. Natychmiast!

– Ktoś może zobaczyć… – Wyjęczała.

– Nic mnie to nie obchodzi. Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i pragnę. I chcę wiedzieć, że nie odejdziesz.

– Stefano, nie chcę odchodzić – odparła słabym głosem. – Zrobię wszystko, co zechcesz. Wszystko! Kocham cię nad życie.

Chwycił dziewczynę w ramiona. Uniósł jej brodę i zajrzał w oczy.

– Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – wyszeptał dziwnie poważnym tonem.

– Chryste, Stefano… – Zadrżała pod wpływem takich słów. – Nie odpowiedziałeś mi. Zabrałeś broń! – Nagle ogarnął ją niepokój.

– Dopadłem tego drania – powiedział niskim, twardym głosem. – Tego drugiego też dopadnę.

Mila poczuła, że grunt usuwa jej się spod nóg. Przerażenie odmalowało się na pobladłej nagle twarzy dziewczyny. Ciemne oczy Stefano lśniły dziwnym blaskiem, źrenice miał szerokie, ogromne…

– Chyba go nie zabiłeś? – wyszeptała zbielałymi wargami. Czuła w ustach słodki smak. Zapadała się w nicość. Wydało jej się, że Stefano woła ją gdzieś z daleka.

Mila otworzyła oczy i ujrzała nad sobą zatroskaną twarz mężczyzny. Cień zarostu i zaczerwienione obwódki wokół oczu pogłębiały jeszcze to wrażenie.

– Zemdlałam?

– Chyba nie, ale mi zasłabłaś.

– Przestraszyłam się. – W głosie dziewczyny wciąż brzmiał niepokój. – Okropnie wyglądasz.

– Wiem. Nie miałem siły na prysznic. – Pogładził z czułością blady policzek. – Nie bój się. Nikogo nie zabiłem.

Odetchnęła z wyraźną ulgą, ale zaraz zmarszczyła brwi. Jak mógł znaleźć tak szybko człowieka, którego nazwiska nie znała nawet ona? Skąd miał pewność, że to on? Był aż tak dobry w tym, co robił?

– Nie zimno ci? Zaniosę cię do domu. – Stefano położył dłoń na zesztywniałych z zimna palcach Mili.

– Pójdę sama. – Obruszyła się i spróbowała usiąść. Pomógł jej, ale po krótkiej chwili siedziała już o własnych siłach. Nagle ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz.- Muszę się przytulić – wyszeptała.

Natychmiast objął ukochaną.

– Moja mała sikorka. – Gładził kasztanowe włosy. – Jadłaś coś wczoraj?

– Wypiłam kawę… – Uzmysłowiła sobie, że jakoś zapomniała o jedzeniu.

– Wracajmy do domu. Pietro na pewno ma coś dobrego. – Stefano pomógł Mili wstać. – Może po drodze powiem ci, gdzie byłem.

Szli objęci przez budzący się do życia park. Milczeli. Dopiero, kiedy zbliżali się do głównego wejścia, Mila odważyła się zadać pytanie.

– Jesteś pewien, że znalazłeś właściwego człowieka?

– Tak. Przyznał się – odparł. Postanowił na razie nie zdradzać, jakich użył argumentów.

– Ale jak? – zdumiała się. – Ja próbowałam od dłuższego czasu… „Kamień-woda”, a ty tak po prostu go znalazłeś? W ciągu kilku dni?

– Mam przyjaciół, którzy zostali w wywiadzie wojskowym. Poprosiłem o przysługę. – Wzruszył ramionami. – Więcej nie mogę ci powiedzieć.

– Co się z nim dzieje? – spytała po dłuższej chwili.

– Siedzi w więzieniu, w Albanii, a w każdym razie tak mi obiecano. Sprawdzę to potem. – Zatrzymał się na chwilę i położył dłonie na szczupłych ramionach dziewczyny. – Zjedzmy śniadanie, a potem o tym pogadamy.

– Musisz wziąć prysznic. – Przypomniała sobie.

– Koniecznie! Śmierdzę okropnie. – Skrzywił się.

– Nie, ale jesteś po podróży i w ogóle. – Objęła mocno umięśniony tors. – Przepraszam. To wszystko przeze mnie. Nie chcę, żebyś dla mnie ryzykował. Chociaż… – Zawahała się.

Posłał ukochanej szybkie, trochę zaskoczone spojrzenie.

– Chyba czuję się lepiej, kiedy wiem, że został ukarany. To nie jest zemsta – dodała pospiesznie. – Po prostu uważam, że powinien ponieść karę, że…

– Popełnił przestępstwo. Skrzywdził cię! Nie musisz go żałować, a tym bardziej się tłumaczyć! Kurwa! Wyrwałbym mu serce, gdybyś o to poprosiła.

Weszli razem do domu. Od progu poczuli zapach słodkiego drożdżowego ciasta i kawy.

Przechodząc do części willi stanowiącej ich własny apartament, Mila czuła dziwny niepokój. Jednak nie było to nieprzyjemne uczucie, a już na pewno nie miało nic wspólnego z lękiem, jaki towarzyszył jej od kilku dni. Stefano wszedł do sypialni i o mało nie potknął się o na wpół rozpakowane walizki. Ominął je bez słowa. Była mu za to naprawdę wdzięczna. Kiedy zniknął w łazience, rzuciła się do rozpakowywania. Właśnie skończyła opróżniać pierwszy bagaż, kiedy ją zawołał.

– Tak? – zajrzała do łazienki, czując mocniejsze bicie serca.

Stał pod prysznicem całkiem nagi, w strugach wody. Kiwał palcem w stronę ukochanej.

– Przyłączysz się? – odczytała z jego ust.

Ciało Mili odpowiedziało natychmiast. Resztką woli, jaka jej pozostała, powstrzymała się od wskoczenia pod prysznic w ubraniu. Zrzuciła je, czując na sobie wzrok kochanka.

– Chciałbym dokończyć to, co zaczęliśmy – wyszeptał do ust dziewczyny, kiedy stanęła przy nim. Uniósł jej dłonie w górę i splótł ich palce razem.

– Ooo?!

Poczuła między nogami przyjemne drżenie. Twardniejący członek Stefano napierał leniwie na jej podbrzusze. Wydawała się taka bezbronna, a jednocześnie tak cudownie bezpieczna w silnych ramionach ukochanego.

– W altanie powiedziałem, że chcę się z tobą kochać. Zgadzasz się?

– Och!? – Jęknęła, spoglądając na Stefano z niedowierzaniem. W pierwszej chwili pomyślała o tym, co zaczęli w hotelu, ale tak, chciała się kochać. Pragnęła tego jak powietrza!

– Zawiedziona? – Nachylił się do pełnych ust i chwycił delikatnie zębami dolną wargę. – Tamtego też spróbujemy, ale może później. – wyszeptał.

Wciąż trzymał ręce kochanki nad głową, napierając na nią całym ciałem. Piersi dziewczyny wysklepiły się cudownie pod naciskiem męskiej klatki piersiowej. Całował, krążąc wolno językiem w jej ustach. Nie spieszył się. Biodra Stefano poruszały się nieznacznie w przód i w tył, sprawiając, że czuła napór jego wzwodu raz mocniej, a raz słabiej. Tamtego też spróbują? O, kurde! Chciał tego?

– Kochaj się ze mną. – Jęknęła, kiedy wycofał się z ust dziewczyny i zaczął skubać zębami wrażliwe ciało jej uniesionych ramion.

Przyjemne rozpieranie między udami przechodziło powoli w palące pragnienie. Nagle zdała sobie sprawę, że chciałaby już poczuć go w sobie. Nie myślała o pieszczotach, o orgazmie, tylko o wypełnieniu. Tak, jakby ten akt miał oznaczać coś więcej, niż tylko seks.

– Już? – Odchylił głowę i zajrzał w bursztynowe oczy.

– Już – wydyszała i wypchnęła biodra w jego stronę.

– Obejmij mnie za szyję – polecił, a sam przykucnął, kładąc dłonie na ciepłych pośladkach dziewczyny.

Zrobiła, co kazał, wstrzymując oddech. Uniósł Milę w górę, jakby nic nie ważyła. Jej uda oparły się na męskich twardych biodrach. Przywarła wrażliwym ciałem do umięśnionego brzucha. Gdzieś poniżej poczuła ucisk twardego penisa. Stefano uniósł ją nieznacznie w górę i zaczął powolutku opuszczać, szukając wejścia do wnętrza. Spływająca po ciałach kochanków woda sprawiała, że mokra skóra nie stawiała właściwie oporu. Po kilku chwilach poczuła go dokładnie tam, gdzie chciała. Spięła się w oczekiwaniu, ale on się nie spieszył. – Chcesz tego? – upewnił się.

– Tak! – Jęknęła z frustracją – Chcę!

– Na pewno nie mam cię najpierw popieścić? – Kącik jego ust drgał leciutko, jakby powstrzymywał uśmiech.

– Na pewno! Och, Stefano – wydyszała. – Zrób to, proszę. Tak bardzo cię pragnę!

– Miałem taką nadzieję…

Opuścił ukochaną powolnym jednostajnym ruchem. On też był u granic. Wydała przeciągły jęk, który szybko przeszedł w głębokie westchnienie ulgi.

– Taka spragniona? – Zadowolenie mieszało się w głosie Stefano ze zdziwieniem.

– Tak bardzo się bałam, że już tego nie chcesz… że MNIE nie chcesz! – Wyrzuciła z siebie cały nagromadzony niepokój. – Zawsze chciałeś się kochać, a potem nagle… nie.

– Zawsze cię pragnałem i pragnę nadal. – Przyciągnął zgrabny tyłek, wypełniając kochankę aż do końca. Miękki opór jaki poczuł na żołędziu członka, stopniowo ustępował. Dopasowywała się do niego. – Od początku wiedziałem, że za tym nie przepadasz, że godzisz się dla mnie… Och, Mila, nie masz pojęcia jak to jest, kiedy mnie tak prosisz. Kiedy wiem, że ty też chcesz!

– To na co czekasz? Kochaj się ze mną. Weź mnie. Po prostu mnie weź! –„Jak mężczyzna kobietę” – dorzuciła w myślach. Czysty, pierwotny seks! Bez myślenia, kontroli, hamulców! – O, tak! – Jęknęła, kiedy uniósł ją w górę.

Oparł dziewczynę plecami o ścianę kabiny i zaczął rytmicznie poruszać biodrami, pracując jak tłokiem. Mila oplotła mocniej rękami męskie ramiona i zamknęła oczy, rozkoszując się uczuciem wypełnienia, nacisku, tarcia… Wszystkie myśli dziewczyny skoncentrowały się nagle na niewielkiej przestrzeni między nogami, gdzie jej wspaniały dzielny rycerz dokonywał słodkiej inwazji. Jego siła i opanowanie imponowały jej w każdej dziedzinie życia, a teraz chciał tego samego w seksie. Po raz pierwszy poddawała się całkowicie bez sprzeciwu, bez najmniejszej próby oporu. Otworzyła oczy i spojrzała nieprzytomnie na szybę kabiny, po której spływały strugi wody.

– Ale fajnie być w tobie! No dalej, maleńka, poddaj się temu – wychrypiał tuż koło ucha dziewczyny głosem, który wydał jej się wyjątkowo seksowny. – Pomogę ci. – Chciał wsunąć rękę między dwa ciała.

– Nie! – Powstrzymała kochanka gwałtownie – Chcę tak. Dam radę…

Zmienił więc taktykę. Teraz ruchy stały się wolniejsze, bardziej posuwiste.

„Ile rodzajów tarcia istnieje na świecie?” – przemknęło Mili przez myśl. Z pewnością ten, którego doświadczała w tej chwili, był jej ulubionym. Znów przymknęła oczy. Stefano przyspieszał, wzmacniał pchnięcia… oddychał coraz szybciej i płycej.  – „To takie podniecające” – pomyślała. Zawsze ją podkręcało, kiedy czuła, że ukochany jest już blisko. Silne palce wpiły się mocno w jej pupę.  – „Jestem twoja! Należę do ciebie! Dojdę dla ciebie!” – Lubieżne myśli pulsowały jak czerwona alarmująca lampka.

– Dojdę. Dla. Ciebieee! – przeciągły jęk odbił się od ścian kabiny.

W odpowiedzi usłyszała niski zmysłowy pomruk. Jeszcze jedno pchnięcie, jeszcze jedno… Stefano znieruchomiał na ułamek sekundy, a potem jego biodra zadrgały konwulsyjnie. Stęknął z wysiłkiem.

– Mała, zabijesz mnie – wydyszał, wciąż trzymając ją w objęciach.

Chciała odpowiedzieć, ale w głowie miała kompletny zamęt, a wnętrze pulsowało rozkosznie, blokując skutecznie jakiekolwiek logiczne myśli. Odnosiła wrażenie, że jej własna łechtaczka płonie, a piersi eksplodują pod naporem muskularnego ciała kochanka. Orgazm trwał!

– Oddychaj. – Głos Stefano dotarł do Mili jakby z oddali. Wzięła głęboki wdech. – Ej, maleńka, co się stało? – Przyglądał się kochance uważnie.

– Nie wiem… – Jęknęła – To było takie… intensywne… i nadal trwa…

Twarz mężczyzny rozjaśnił szeroki uśmiech. Chyba pierwszy raz od wielu dni.

– Uwielbiam cię – rzucił z nieukrywaną radością.

W ciemnych lśniących oczach pojawił się zachwyt. Spoglądając w nie, Mila miała ochotę śmiać się i płakać równocześnie, jakby rozkosz wypełniła jej żyły różowym szampanem najlepszego gatunku. Wyciągnęła w górę ręce i wyprężyła się, wciąż oplatając udami biodra Stefano. – Jak mi dobrze! – rzuciła z westchnieniem.

Mężczyzna przytrzymał dziewczynę, by mogła postawić stopy na podłodze. Z niemałym  trudem utrzymywała równowagę. Śmiejąc się i zataczając, ostrożnie skierowała strumień wody na swoje podbrzusze.

– Mam nadzieję, że nic ci nie uszkodziłem. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem, widząc, jak krzywi się sięgając do złączenia ud.

– Bez obaw – sapnęła. – Po prostu jestem cała śliska od… – Posłała ukochanemu wymowne spojrzenie.

– Stęskniłem się – odparł z miną niewiniątka. Znów patrzył na swoją wesołą, beztroską sikorkę. Ta myśl wydawała się tak radosna, że nie mógł się nie roześmiać.

Wychodząc spod prysznica, Stefano z żalem pomyślał, iż musi wkrótce zakłócić ten pogodny nastrój, jaki zapanował między nimi. Jakby w odpowiedzi na te myśli, Mila zarzuciła ukochanemu ręce na szyję i zajrzała w oczy.

– Zastanawiasz się, czy opowiedzieć mi o wyjeździe? – spytała poważnie.

Pokiwał głową, wiedząc, że tak naprawdę nie ma wyboru.

– Jestem gotowa. Ja też chcę zmienić wiele rzeczy – dodała ciszej.

– Chciałbym pokazać ci tego faceta – zaczął niepewnie. – Nie musisz oglądać, jeśli nie chcesz. To raczej nie będzie przyjemne. Sam nie wiem, dlaczego to nagrałem. – Przesunął dłonią po krótko przystrzyżonych włosach. – Wtedy wydawało mi się, że to dobry pomysł, ale teraz sam już nie wiem…

– Chcę zobaczyć – przerwała cichym, matowym głosem. – Chcę zobaczyć, jak on teraz wygląda.

Stefano objął ukochaną i mocno przytulił. Po chwili wypuścił z ramion i zdecydowanym krokiem wyszedł na korytarz. Wrócił z niewielką kamerą, którą sprawnie podłączył do laptopa.

– Czy mógłbyś mnie zostawić? – spytała nieśmiało.

Posłał dziewczynie zaskoczone spojrzenie, ale po chwili wzrok mu złagodniał. Z pewnymi oporami, ale jednak postanowił uszanować tę potrzebę prywatności.

– Wystarczy wcisnąć. – Wskazał niewielki przycisk kamery. – Będę u siebie – dodał.

W milczeniu pokiwała głową.

Kiedy Stefano wyszedł, usiadła przed ekranem komputera i wbiła w niego wzrok, jakby chciała tam znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie: Naprawdę chce to oglądać, czy nie? Powoli, jakby pokonywała opór, wyciągnęła rękę do kamery. Czas nagle zwolnił.

I don’t know, if you remember me… – Głos mężczyzny, którego ujrzała na ekranie brzmiał obco. Nie patrzył w obiektyw. Wygłosił krótką grzecznościową formułkę na powitanie, po czym, chyba szturchnięty przez kogoś niewidocznego dla kamery, uniósł głowę.

Mila zamarła.

***

Stefano bezskutecznie próbował skupić się na pracy. Im bardziej się starał oderwać myśli od minionego dnia, tym gwałtowniej one tam wracały. Wreszcie wstał i zaczął krążyć po pokoju, nasłuchując odgłosów z sypialni. Kiedy Mila pojawiła się w jego mieszkaniu wyglądało to podobnie. Pracując lub leżąc przed zaśnięciem, nasłuchiwał dyskretnych oznak jej bytności. Czasem wyłowił lekkie kroki, czasem coś upuściła, rozmawiała przez telefon lub słuchała muzyki. Świadomość, że jest tuż obok, tak bliska i tak nieosiągalna stawała się słodką obietnicą i męczarnią jednocześnie.

Teraz czuł się podobnie. Nie miał pojęcia, jak zareaguje na to, co zrobił. Mogło rzeczywiście pomóc w rozwiązaniu jej problemów… ich wspólnych problemów! Ale mogło też oddalić od siebie. Stefano ogarnął niepokój. Spojrzał na zegarek. Nagranie dawno się skończyło, a Mila nie wykonała żadnego ruchu. Ostrożnie otworzył drzwi na korytarz. Wydało mu się, że w panującej ciszy rozlega się tylko coraz szybsze bicie jego własnego serca. Nagle z sypialni dobiegł go jakiś dźwięk. Nadstawił uszu. Melodia?

„Piccolo, piccolo, piccolo amore…”

Natychmiast przypomniał sobie, że Mila uwielbiała stare włoskie piosenki. Były jej sposobem na „ból duszy”, jak określała kiepski nastrój. Stanął przed drzwiami, opierając o nie dłonie i czoło. Poskrobał cicho opuszkami palców.

– Sikorko… – W głosie Stefano brzmiała nieśmiała prośba.

Długo musiał czekać, zanim wypowiedziała jego imię. Wszedł do pokoju i serce mu się ścisnęło. Mila siedziała na krześle z podciągniętymi pod brodę kolanami. Obejmowała je rękami. Bose stopy oparła o brzeg krzesła. Wyglądała jak prawdziwa zziębnięta sikorka, jak mały bezbronny ptaszek…

– Kochanie… – Postąpił krok w jej stronę i przystanął niepewny, co powinien teraz zrobić.

Podniosła na ukochanego wielkie smutne oczy. Nie płakała, ale gdzieś w głębi jej duszy widział morze łez.

– Przytul mnie. – Właściwie bardziej odczytał to z ruchu bladych warg, niż dosłyszał. Chwycił dziewczynę w ramiona i porwał w górę. Opadł na krzesło, sadzając ją sobie na kolanach. Zarzuciła Stefano ręce na szyję i wtuliła twarz w jego koszulę. Drobnym ciałem wstrząsnął bezgłośny szloch.

„Maleńka, kochana…” – powtarzał w myślach Stefano, niczym mantrę. Emocje nie pozwalały mu wypowiedzieć cisnących się na usta słów, więc tylko tulił ukochanąą i kołysał w rytm sączącej się z komputera tęsknej muzyki. Łkanie stopniowo przechodziło w spokojny oczyszczający płacz. Łzy wsiąkały w materiał koszuli, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało.

– Płacz skarbie, płacz – szeptał, czując drapanie w gardle i dziwny ucisk za mostkiem .– Płacz…

Nagle Mila odchyliła się, ujęła w dłonie głowę Stefano i przywarła do warg mężczyzny. Wpiła się w nie gwałtownie, jakby od tego pocałunku zależało jej życie. Nagromadzone emocje wybuchły niczym fajerwerki. Jęcząc, pochłonęli się nawzajem, splątali języki, pożerali się z pasją. Stefano wepchnął język do ust dziewczyny i zaczął nim poruszać w przód i w tył. Mila poddała się temu rytmowi, rozchylając szerzej wargi i odchylając głowę. Mężczyzna położył dłoń na wygiętej szyi, kciukiem przytrzymał żuchwę, przechylił ciało ukochanej. Wygięła się w tył, a jej włosy spłynęły miękkimi kaskadami na plecy. Wciągnęła nosem powietrze i jęknęła.

Nie przerywając tego szalonego pocałunku, Stefano powoli uniósł się z krzesła i wciąż trzymając Milę w ramionach, przemieścił się w stronę łóżka. Położył dziewczynę powoli, przygniatając własnym ciężarem. Wciąż brał w posiadanie słodkie usta, pochłaniał je… Splótł palce z jej palcami i przytrzymał nad głową. Ona z głębokim westchnieniem rozsunęła uda. Poczuł na pośladkach drobne stopy. Poruszył biodrami w przód, wciskając się mocniej. Odpowiedział mu gardłowy pomruk. Pragnęła go, potrzebowała… Oboje potrzebowali zespolenia, potwierdzenia… A więc podjął słuszną decyzję, nie pomylił się! Poczuł ulgę, a potem gwałtowny przypływ energii. Sięgnął ręką w dół, między dwa ciała, szarpnął pasek szlafroka, rozpiął swoje spodnie. Mila jęczała i całowała zapamiętale. Odszukał miejsce, które zamierzał spenetrować. Powitała go miękkość i wilgoć. Rozchylił palcami delikatne płatki i wśliznął się do środka. Westchnęła głęboko i na moment znieruchomiała, po czym powoli wyszła biodrami na spotkanie kochanka. Oderwał usta, spojrzał w pociemniałe, rozszerzone pożądaniem źrenice. Wciąż widział w nich ból, ale już inny, jakby spłowiały wobec tego, co miało nadejść. Wilgoć spływała Stefano po palcach, a nabrzmiały wzwód domagał się swoich praw, więc nie czekał dłużej. Zagłębiał się powoli, rozkoszując się naciskiem obrzmiałych, miękkich ścianek kobiecego wnętrza. Pachniała sobą, nim i seksem. Szeroko rozłożone uda w geście oddania… Co za rozkosz!

– Tak bardzo cię pragnę – wychrypiał.

– Więc mnie weź – szepnęła – Jestem twoja.

– Moja. Nikt mi cię nie odbierze i nikt cię więcej nie skrzywdzi!

– Wiem.

– Obronię cię. Obronię cię przed całym światem! – Tak bardzo potrzebował to powiedzieć.

– Wiem. Wiem, najdroższy…

Kochali się powoli, wpatrując się w swoje twarze, upajając się rozkoszą i… sobą. Mila rozłożyła szeroko ramiona, zaciskając palce na kołdrze. Jej pełne piersi ze sterczącymi twardymi brodawkami poruszały się płynnie w rytm pchnięć. Twarz oblewał coraz ciemniejszy rumieniec, oddech stawał się coraz płytszy i bardziej chrapliwy. Od czasu do czasu zaciskała zęby, by po chwili rozchylić usta i łapać głośno powietrze. Stefano oglądał to niczym podniecający spektakl. Reakcje dziewczyny były tak spontaniczne i tak inne niż do tej pory. Pomimo trawiącej go chuci, nie przyspieszał, zwiększył jedynie siłę nacisku, gdy zagłębiał się w to cudowne ciało. Mila prężyła się w odpowiedzi, jej oczy rozszerzały się nieznacznie, wargi drżały.

– Ooooo! – Jęknęła przeciągle.

– O tak, poczuj mnie w sobie.

– Ooooch! – Tym razem jęk był głośniejszy.

Piękna twarz Mili jaśniała rozkoszą i błogim zadowoleniem. Przymknęła oczy i rozprostowała palce, ściskające do tej pory kołdrę. Stefano nie przestawał się poruszać. Pochylił się nad kochanką i oparł mocniej na łokciach. Przyspieszył. Ciche pojękiwania Mili stworzyły erotyczny duet z jego chrapliwym, przyspieszonym oddechem. Doszedł głośno, gwałtownie, wyczerpująco, długo czując drgania w kroczu. Wcisnął mocno biodra w rozwarte uda, wygiął się w pałąk i znieruchomiał. Dopiero po kilku minutach ostrożnie przetoczył się na bok, pociągając za sobą Milę.

– Kocham cię – wyszeptała, przyciągając do siebie głowę ukochanego i tuląc ją do piersi. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

– No, to jest nas dwoje. – Westchnął, przyciskając do siebie pośladki dziewczyny.

– Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! Widziałam film, rozpoznałam tego drania, ale nadal nie mogę w to uwierzyć! Och, Stefano! Byłam taka głupia, że ci nie zaufałam!

– Ćśśś… – Odchylił głowę i położył palec na pełnych ustach. – Skarbie, to już minęło. Teraz jesteśmy tutaj. Razem. Kocham cię i ty mnie kochasz…

– Wiem, ale jest tyle rzeczy, które musimy sobie wyjaśnić…

– Zrobimy to – przerwał jej. – Powoli wszystko nadrobimy. – Ujął brodę dziewczyny i uniósł odrobinę w górę, tak by patrzyła mu w oczy. – Podczas lotu miałem dużo czasu na przemyślenia. Próbowałem zrozumieć i chyba coś mi się zaczyna rozjaśniać.

– Więc mi wybaczyłeś? – W oczach Mili zalśniły łzy.

Stefano milczał. Wybaczyć? Powinien jej wybaczyć? Kurwa, w ogóle nie powinien mieć żalu!

– Tu nie ma nic do wybaczania – powiedział powoli. – Gdybym się bardziej postarał… Mila, ja mogłem dotrzeć do pewnych… faktów. Wysyłałaś sygnały… Teraz to widzę, wiem… Po prostu wcześniej ich nie zauważyłem. – Wzdrygnął się. Prawda wyglądała tak, że nie chciał inwigilować ukochanej. Uznał w pewnej chwili, że ma obsesję na punkcie szukania informacji i wyhamował.

– To nie twoja wina. – Mila kręciła głową, nie odrywając oczu od twarzy Stefano. – Nie twoja!

– I tak, i nie. – Nie dawał za wygraną. – Po prostu chciałem uszanować twoją prywatność. Nie zadałem sobie trudu, żeby poznać to, co z twojej przeszłości powinienem jednak wiedzieć.

– Nie mów tak – Przerwała mu gwałtownie. – Ty jesteś idealny. Zawsze robisz to, co trzeba. To ja nie dałam ci szansy. A przecież i tak naprawiasz moje błędy… – Broda dziewczyny zaczęła drżeć. – Ja… czuję się przy tobie taka… Nie zasługuję na kogoś takiego – wyszeptała. – Ale będę się bardzo starać. Przysięgam.

– Idealny? Głuptasie! – Przytulił ukochaną do piersi. – Daleko mi do ideału. Najlepszym dowodem jest to, że żadna kobieta nie wytrzymała ze mną dłużej niż pół roku. Oczywiście, oprócz ciebie.

– Myślałam, że to raczej ty kończyłeś… – zaczęła nieśmiało, ale umilkła natychmiast. Nigdy jednoznacznie tego nie powiedział. Były to raczej jej domysły, oparte na strzępach informacji, jakie czasem mu się wymykały.

– Różnie bywało. – Roześmiał się, a w jego głosie dosłyszała odrobinę goryczy. – Początkowo przestawały odbierać telefony i tyle. Potem sam już wiedziałem, kiedy skończyć związek. Nie było mi trudno – uprzedził, zanim Mila zdążyła otworzyć usta. – Może na samym początku. Nigdy nie zamieszkałem z żadną dziewczyną. Zresztą, przy moim trybie pracy, było to niewykonalne. Aż do chwili, kiedy ty się zjawiłaś. Poczułem coś zupełnie nowego, nieoczekiwanego… Ale przecież wiesz. – Pocałował ukochaną w czubek głowy.

– Bałam się, że mnie też powiesz: To koniec, mam dość – przyznała. – Musiały minąć chyba ze dwa lata, żebym uwierzyła, że naprawdę będziemy razem.

– Aż dwa lata? A mnie się wydawało, że mi ufasz.

– Jasne, że tak! Tylko… – Spuściła wzrok. – Trochę się pogubiłam. Było nam ze sobą dobrze, ale te twoje związki… – Zastanowiła się, szukając odpowiedniego określenia. – „Bez zobowiązań”. To mi jakoś nie pasowało do ciebie. Nigdy nie mówiłeś, dlaczego wam nie wychodziło, a ja nie miałam odwagi pytać. Ty tak nie lubisz mówić o sobie. Chociaż, to zrozumiałe, biorąc pod uwagę, gdzie pracowałeś – dodała szybko, jakby się bała, że przekroczyła ustalone granice.

– Chyba właśnie sobie odpowiedziałaś na twoje pytanie – odparł spokojnie. – Potrafiłaś nie pytać. Wiem, że byłaś ciekawa, ale mimo to, nie wypytywałaś mnie o przeszłość, o pracę… Po prostu przyjmowałaś mnie takim, jakim byłem.

– Byłeś? – W głosie Mili brzmiało zaskoczenie.

– Jestem – poprawił się. – Ale chcę to zmienić. Będę z tobą rozmawiał. Będę ci odpowiadał na pytania. Nie bój się pytać. – Głos Stefano lekko zadrżał. – Jak miałaś się przede mną otworzyć, skoro przez tyle lat nie nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać?

– A jeśli spytam o coś, czego nie będziesz mógł mi powiedzieć? – Spojrzała na ukochanego zaskoczona – Co wtedy?

– Wtedy powiem ci, że więcej nie mogę powiedzieć. Tak jak dzisiaj rano – odparł poważnie. – Mila, ja nie potrzebuję obrączki. Myślałem, że ty będziesz tego chciała. Jesteś kobietą mojego życia i nic tego nie zmieni.

Wypowiedziane ze spokojem słowa zabrzmiały tak nieoczekiwanie, że dziewczyna zamarła. Chyba nigdy nie rozmawiali tak szczerze, nie na takie tematy. Na pewno nie z takim spokojem. To też było nowe i nieoczekiwane. Poczuła się, jakby zaczynali wszystko od początku, jakby się zakochiwali w sobie…

– Ja czuję tak samo – wyszeptała przejęta. A więc nadal istniała nadzieja! Więcej niż nadzieja, więcej, niż wszystkie nadzieje świata! Radość przepełniała serce dziewczyny. – „Kobieta mojego życia” – rozkoszowała się tymi słowami. – „W sumie, to obrączka mogłaby być” – przemknęła gdzieś nieśmiała myśl.

– Muszę wstać. – Stefano pocałował Milę w czoło. – Czeka na mnie parę pilnych spraw.

– Ja też powinnam się ruszyć. – Westchnęła, żałując, że ta rozmowa już się skończyła. – Alessandra będzie zajęta przez kilka następnych dni, więc jeśli chcę coś od niej uzyskać, to musimy się spotkać dzisiaj.

– Nie wolisz zostać w domu? – Stefano z troską pogładził ciemne, wijące się włosy.

– Nie. Chcę się czymś zająć, a to zlecenie dla szejka naprawdę wypełni mi czas. – Usiadła na łóżku i otuliła się szlafrokiem. – Pojadę do galerii wybrać obrazy. Może Alessi uda się namówić któregoś z malarzy na zrobienie fresku?

– Luca cię zawiezie.

– Mogę jechać sama.

– Nie możesz – rzucił przez ramię i ruszył do łazienki, ale po chwili zawrócił. – Powinnaś się przyzwyczaić do ochrony – dodał łagodniej.

– Przecież tamci są w więzieniu – stwierdziła, wzruszając ramionami. I tak miała zamiar się podporządkować, skoro sobie tego życzył, ale jeżeli chciał jej wyjaśnić…

– Tamci tak, ale mogą być inni. – Nachylił się nad dziewczyną i zajrzał jej w oczy. – Już od dawna powinniśmy zadbać o wasze bezpieczeństwo. Mam na myśli ciebie i Caterinę. Gdybyś zdawała sobie sprawę, czym się ostatnio zajmujemy, może nie doszłoby do tego porwania.

– Oooo!? – Nie potrafiła ukryć zdumienia.

Stefano nie był tylko pewien, czy Milę bardziej zdziwiło określenie, czym się zajmowali, czy to, że się tłumaczył. Podał dziewczynie dłoń i pociągnął mocno, pomagając wstać. Przyciągnął do siebie i klepnął w pupę.

– Czy możemy się umówić, że do czasu, aż Franco będzie w pełni sprawny, wychodzisz ze mną albo z Luką? – spytał, siląc się na pogodny ton. – To oczywiście na razie, póki się nie upewnimy, że wszystko w porządku.

– Tak, możemy się tak umówić. – Posłała ukochanemu promienny uśmiech.

***

Niewielka galeria sztuki należąca do Alessandry mieściła się przy Via Madonnina, jednej z ulic Brery, modnej artystycznej dzielnicy Mediolanu. Mając w pobliżu Akademię Sztuk Pięknych, Galerię Sztuki i Ogród Botaniczny, nie narzekała na brak popularności, ani wśród turystów, ani zainteresowanych kupnem koneserów. Dzięki umiejętnościom architektów Fabrizia ciasne pomieszczenia kamienicy połączono, usuwając część ścian i uzyskano przestronne, a jednocześnie przytulne wnętrze. Środkowy dziedziniec przykryto szkłem wspartym na żeliwnych konstrukcjach. Na piętrze mieściło się niewielkie biuro Alessandry i gustownie urządzony pokój spotkań. Dizainerskie meble doskonale komponowały się z nowoczesnymi obrazami i rzeźbami ustawionymi w rogach pomieszczenia.

Mila od kilku minut kontemplowała dwa ogromne płótna wsparte o ściany. Obydwa doskonale pasowały charakterem do surowego, industrialnego wnętrza fabryki, którą mieli przekształcić w dom mieszkalny. Krótki termin wyznaczony im przez szejka zmuszał do intensywnej pracy, ale za to mieli prawie nieograniczony budżet. Arabski potentat zamierzał dać prezent synowi, którym ten olśniłby swoich europejskich przyjaciół.

– Załatwione! – Alessandra wkroczyła do pokoju z triumfalną miną. – Wstępnie zgodził się namalować ten fresk. Za godzinę mamy spotkanie i wtedy omówimy szczegóły. Zdążymy jeszcze coś zjeść, bo pracownia jest niedaleko.

– Jesteś boska! – Mila odetchnęła z ulgą. – Zawołam Lukę i możemy iść.

– Może tu zostać. To niedaleko, a po drodze mamy taką niedużą trattorię. Robią polentę, jak nigdzie na świecie! – Alessandra już wybierała numer, żeby zamówić  jedzenie.

– Weź też dla Luki. Pójdzie z nami. – Mila zabrała z fotela torebkę.

– Strasznie jesteś posłuszna. – Roześmiała się Alessandra. – Ze mną by to nie przeszło.

– Pewnie tak, ale wiem, że to dla mojego dobra. – Westchnęła. – Muszę cię o coś spytać – dodała, kiedy schodziły w dół niezbyt szeroką klatką schodową, również obwieszoną obrazami. – Pamiętasz taką niedużą ciemnowłosą dziewczynę w fioletowej sukni? Tańczyła z Angelo…

– Jasne, to Chiara, siostrzenica Conte Marchello. Nie przepadam za nią. – Skrzywiła się. – Podrywała kiedyś Paula, jak byłam w ciąży. Myślałam, że Angelo się z nią ożeni. Spotykali się przez jakiś czas.

– Och, nie wiedziałam.

– Dokąd idziemy? – Luca wyrósł przed nimi, jak spod ziemi.

– Do pracowni jednego z moich malarzy. To dwie przecznice stąd. Po drodze wstąpimy na lunch. – Zarządziła Alessandra biorąc pod rękę Milę.

Ochroniarz ruszył za nimi, pozwalając im swobodnie rozmawiać, ale cały czas trzymał się blisko.

– Dlaczego mnie o nią pytasz? – Alessandra rzuciła Mili uważne spojrzenie zza szkieł ciemnych okularów, z którymi chyba nigdy się nie rozstawała, kiedy wychodziła na zewnątrz.

– Zdaje się, że jest zainteresowana Stefano – przyznała niechętnie. – Niechcący słyszałam, jak rozmawiały z Valerią.

– No to powiem ci, że powinnaś jak najszybciej przyjąć ten pierścionek. – Alessandra zrobiła minę, jakby jej coś zaszkodziło.

– Kurde, to ty wiesz? – Mila o mało nie padła z wrażenia.

– Przepraszam. Fabio mi powiedział. – Alessandra wyglądała na zakłopotaną. – On nie jest taki skryty jak Stefano. Naprawdę nie chciałam się wtrącać, ale sama zaczęłaś…

– W porządku. – „Kurwa!” – zaklęła w myślach. – „Akurat teraz musiała się napatoczyć tamta zdzira!”

– Wiesz przecież, że przyjaźnią się ze Stefano. Są trochę jak bracia. – Alessandra spojrzała na Milę uważnie. – Naprawdę jeszcze mu nie odpowiedziałaś?

– To skomplikowane. – Westchnęła ciężko. Jak miała odpowiedzieć na pytanie, którego nie zadał powtórnie, a jeszcze na koniec dodał, że właściwie nie potrzebuje obrączki? No, ale przecież była kobietą jego życia! – Wiesz, zastanawiamy się, czy ślub jest nam w ogóle potrzebny – dodała wymijająco. – Angelo ją zostawił, czy ona jego? – Spróbowała odwrócić uwagę Alessandry.

– Chyba oboje się zorientowali, że są dla siebie za cwani. – Wydęła usta w złośliwym uśmiechu. – Każde z nich kombinowało, jak ustawić się kosztem drugiej strony. Poza tym, ona nie wyjdzie za mąż bez przyzwolenia Conte.

– Cooo?

– No tak, mają syna, który jest trochę… opóźniony. Jakieś problemy przy porodzie. – Alessandra wzruszyła ramionami. – Oczywiście, skończył prywatną szkołę, odziedziczy tytuł i pewnie nawet się ożeni, ale nie jest zdolny zarządzać majątkiem.

– A Chiara jest – wpadła jej w słowo Mila.

– Pewnie zwęszyła swoją szansę. Jej ojciec nie ma wielkiego majątku, ani książęcego tytułu. Nie wiem, jakim sposobem wżenił się w tę rodzinę.

– Ależ to zabrzmiało!

– Bo tak jest u tych szlachetnie urodzonych! – prychnęła. – Pobierają się między sobą, ale od czasu do czasu potrzebują świeżej krwi. Myślałam, że padnie na Angelo…

            Przerwały rozmowę, żeby zająć miejsca przy stoliku. Luca usiadł z nimi, ale to im nie przeszkadzało, bo temat nie dotyczył bezpośrednio żadnej z nich.

– Z tego, co wiem, to ojciec Angelo i Benedetta są kuzynami. – Mila wróciła do tematu.

– Ciotecznym rodzeństwem. Stefano i Conte nie są spokrewnieni, bo to matka Angelo należy do rodziny. Są tylko spowinowaceni, ale znali się bardzo dobrze z ojcem Stefano.

Conte coś wspominał. Wydał mi się sympatyczny. – Mila uśmiechnęła się na wspomnienie komplementów, jakimi ją obsypał.

– Nie wierz mu. Jest wyrachowany i dba tylko o własne interesy. – Alessandra przerwała, bo podano im talerze z parującą polentą, okraszoną pachnącym mięsem i grzybami sosem. Obok pyszniła się surówka z czerwonej cykorii i sałaty.

Jakiś czas jedli w milczeniu. Wszyscy wygłodnieli, bo pora bardziej pasowała na późny obiad, niż lunch. Mila przeżuwała kawałki mięsa ze złością, jakby to miało jej pomóc w pozbyciu się obrazu ciemnowłosej piękności, wyciągającej łapy po Stefano. Z zamyślenia wyrwał ich cichy dźwięk jej  telefonu.

– To Stefano. Przepraszam was. – Wstała szybko i odeszła kilka kroków. – Cześć. Stęskniłeś się?

– Tak i jestem ciekawy, co robisz. – Głos ukochanego brzmiał ciepło.

– Siedzę z Alessandrą i jem lunch pod czujnym okiem Luki – wyrecytowała. – Jestem bardzo grzeczna i bardzo zapracowana. Idziemy na spotkanie z malarzem, który może namaluje szejkowi fresk. Potem wracamy do Turynu. A ty? Co robisz?

– Ja od dwóch godzin podpisuję papiery. Uwielbiam to! – stwierdził sarkastycznie. – Chyba będziesz w domu przede mną, bo muszę jeszcze pojechać na jedno spotkanie.

– Będę czekała z kolacją. – Uśmiechnęła się na myśl, że może znów zechce być nakarmiony.

– Wrócę późno. – Westchnął. – Conte zaprosił mnie na kolację. Podobno ma jakąś sprawę nie cierpiącą zwłoki.

– W porządku. – Nie potrafiła ukryć zawodu. A może wcale nie chciała go ukrywać?

– Sikorko, na tym polega teraz moja praca. Muszę się czasem z kimś spotkać, żeby spokojnie porozmawiać. – W głosie Stefano zabrzmiała delikatna nagana. – Nie idę tam dla przyjemności.

– Wiem, przepraszam. – Starała się zbagatelizować nieprzyjemne uczucia. – Po prostu się stęskniłam.

– Miło to słyszeć. Wrócę do domu na deser, OK?

– OK. Kocham cię.

– Ja też cię kocham.

Stała jeszcze chwilę, wpatrując się w wyświetlacz komórki, po czym powoli wróciła do stolika. W milczeniu zajęła się swoim talerzem, ale apetyt jakby ją opuścił. Słowa Alessandry nabrały nagle zupełnie innego znaczenia. Ufała Stefano, ale… Nie, nie było żadnego „ale”! –„Chce zmian, a Chiara jest bardzo atrakcyjna” – przemknęło Mili przez myśl. No i miała do zaoferowania zdecydowanie więcej niż ona sama. Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić natrętną muchę.

– Jestem głupia! – Nie zorientowała się, że powiedziała to na głos.

– Co takiego? – Alessandra spojrzała na swą towarzyszkę zaskoczona.

– Wściekam się, bo Stefano idzie dziś na kolację z Conte, zamiast zjeść w domu – wypaliła.

Mina Alessandry wcale jej nie uspokoiła.

***

Stefano wracał do domu taksówką, zostawiwszy swoją Alfę na podjeździe okazałej rezydencji Conte Marcello. Książęca piwnica słynęła z doskonałych win. Część z nich pochodziła z winnic należących do rodziny od pokoleń. Zwykle nie dało się ich nigdzie kupić. Należący do ścisłego grona panowie  wymieniali się między sobą produkowanymi przez siebie trunkami. Tylko część win przeznaczali do sprzedaży, ale nigdy tych najrzadszych i przez to najcenniejszych. Za to potrafili doskonale „załatwiać” swoje sprawy, popierając prośbę butelką lub skrzynką trunku, w zależności od jej znaczenia. W bagażniku taksówki spoczywała drewniana kasetka z przegródkami. Pieczołowicie zabezpieczone szkło zawierało naprawdę cenny ładunek. Conte się postarał, ale jego prośba wydawała się absurdalna.

Stefano wrócił myślami do minionego wieczoru. Wyśmienite jedzenie, doskonałe wino. Towarzyszyły im Contessa i Chiara. Pod pretekstem doglądania przystawek zostawiły mężczyzn samych. Wszystko zdawało się wyreżyserowane, a Conte był przygotowany nawet na odmowę.

– Nie udzielaj mi odpowiedzi w tej chwili. Przemyśl to. – Zdawał się nie słyszeć, jak Stefano tłumaczył, że nie zrezygnuje ze spółki z Fabiem. – Nie proponuję ci jedynie objęcia zarządu moim majątkiem. Moja propozycja znaczy dużo więcej… – zawiesił głos. – Wiesz, że mój syn odziedziczy tytuł, ale prawdopodobnie go nie przekaże. No, ale mam jeszcze Chiarę.

Stefano nie od razu zrozumiał aluzję. Kobiety wróciły do sali jadalnej i kolacja toczyła się dalej swoim leniwym tempem. Rozmawiali na neutralne tematy. Od czasu do czasu Conte wspominał ojca Stefano, podkreślając jego zalety. W pewnej chwili on sam poczuł, jak czubek pantofelka Chiary trąca jego łydkę. Przypadek? Uniósł głowę i napotkał intensywne spojrzenie. O kurwa! Podrywała go. Sunęła stopą w górę, jednocześnie dłubiąc widelcem w resztkach jedzenia na talerzu.

– Czy do owoców nie moglibyśmy podać tego wyśmienitego spumante, które chowasz na najwyższej półce? – Zwróciła się z uśmiechem do wuja.

Stefano ostrożnie cofnął nogę.

– Oczywiście! – Conte Marcello obdarzył dziewczynę serdecznym uśmiechem. – Zechcesz przynieść butelkę? Powinna być w odpowiedniej temperaturze.

– Jeśli nasz gość zechce mi towarzyszyć… – Posłała Stefano słodkie spojrzenie. – Nie lubię sama schodzić do lochów. – Roześmiała się dźwięcznie.

Oboje starsi państwo przyglądali się wyczekująco.

– Jak sobie życzysz. – Stefano odsunął krzesło, odkładając na bok serwetkę.

Taksówka zatrzymała się na czerwonym świetle i mężczyzna oderwał się od swoich myśli. Rozejrzał się po pustoszejących ulicach. Mijali centrum miasta. Dwie ulice od miejsca, gdzie się zatrzymali, stała willa jego matki. Poprawka, stała jego własna willa. Piękny, przebudowany w stylu secesyjnym budynek miał stać się już niedługo jego domem. Jego i Mili. To miał być prezent ślubny dla ukochanej, gdyby ślubu zechciała. Przypomniał sobie, jak oglądała ten dom, kiedy matka pierwszy raz zaprosiła ich na obiad. Była zafascynowana ilością zabytkowych mebli i bibelotów.

Do nowego apartamentu Benedetta zabrała osobiste rzeczy i wyposażenie swojego gabinetu: sekretarzyk, szezlong i zabytkowe foteliki ze stoliczkiem, przy którym pijała kawę. Z sypialni zniknęła tylko toaletka. Pozostałe meble kazała zrobić na zamówienie. Miały być lekkie, funkcjonalne i jasne. Tymczasem większość wyposażenia willi wykonano z ciemnego drewna. Wyjątek stanowiła ogromna kuchnia w stylu prowansalskim. Takiej zażyczyła sobie jego matka, wychodząc za mąż. Ciekawe, jakiej kuchni chciałaby Mila? Kazałaby ją zmienić, czy nie?

Taksówka zatrzymała się na kolejnych światłach. Myśli mężczyzny poszybowały w innym kierunku.

– Podobasz mi się. – Chiara odwróciła się gwałtownie, stając ze Stefano twarzą w twarz. Otaczający ich mrok rozpraszało tylko słabe światło zabytkowego ściennego kinkietu.

– Chiara… – zaczął, ale ona położyła mu palec na ustach.

– Nie jesteś nieczuły. Nie cofnąłeś się. – Oblizała wargi koniuszkiem języka. Stała tuż, tuż. Nagle uniosła głowę i dotknęła ustami warg Stefano. Drobna dłoń spoczęła na ramieniu mężczyzny.

 – Nie jestem do wzięcia. – Cofnął się odrobinę, choć niezbyt gwałtownie. Musiał przyznać, że wydawała się tak cholernie atrakcyjna! Nie chciał, żeby to wyglądało na ucieczkę, ale jednak nie miał zamiaru ciągnąć dalej tej rozmowy.

– Każdy jest do wzięcia. Zależy, co się zaoferuje – odparła spokojnie Chiara, nie opuszczając dłoni. Przesunęła nią po umięśnionej klatce piersiowej. – Mój wuj właśnie ci mnie zaoferował – powiedziała powoli. – A ja nie mam nic przeciwko temu.

Stefano posłał dziewczynie spojrzenie pełne niedowierzania. Wypite wino szumiało mu w głowie, ale powoli wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Rozmowy w czasie balu, Angelo krążący wokół Mili niczym wilk, Chiara robiąca do niego samego maślane oczy i ta propozycja Conte Marcello… A teraz to! Wybuchnął śmiechem.

– Myślisz, że skusisz mnie tytułem? – Nawet nie starał się ukryć drwiny. – Jak ty mało o mnie wiesz… – „Gardzę tytułami, intrygami, tym całym zakłamaniem” – pomyślał zniesmaczony.

– To z jej powodu? Tej Chorwatki? – Chiara nie wydawała się ani trochę zbita z tropu.

– Ma na imię Mila. – Stefano przestał się śmiać. – Tak. To również z jej powodu.

– Ona mi nie przeszkadza. Możemy być otwartym małżeństwem. – Dziewczyna spoważniała. – Chociaż, jestem pewna, że potrafiłabym sprawić ci frajdę w łóżku.

– Chiara. – Westchnął. – Jestem pewien, że znajdziesz odpowiedniego faceta i sprawisz mu frajdę, ale ja nim nie jestem. Bierz tę butelkę i wracamy na górę. Nie chcę, żeby na nas czekali.

– Nie czekają. – Wzruszyła ramionami. – Wiedzą, o czym rozmawiamy. Zastanów się. Nasz syn mógłby odziedziczyć tytuł. Marcello junior jest do niczego. Gdyby było inaczej, załatwiłabym dyspensę i wyszła za niego.

– Kurwa, ale ty jesteś zepsuta! – Nie potrafił się powstrzymać.

– Wcale nie. – Znowu zrobiła krok do przodu, zmniejszając dystans. – Ty też wróciłeś na łono rodziny. Potrzebujemy w życiu pozycji i pieniędzy. Razem moglibyśmy sporo zyskać.

– Dlaczego nie zajmiesz się Angelo? Jest młodszy, atrakcyjny i nie ma skrupułów, a przede wszystkim jest wolny.

– Wuj go nie akceptuje. Potrzebuje kogoś zaufanego, doświadczonego i… z zasadami. Ty mu pasujesz, nie masz żony… – Znów się uśmiechnęła. – No i mnie też odpowiadasz. W końcu to również ma znaczenie. – Zniżyła głos. Jędrny biust dziewczyny prawie oparł się o klatkę piersiową Stefano. Poczuł woń perfum i ciepło, które od niej biło.

– Przykro mi, ale nie. Nie mam nic przeciwko tobie, ale uznajmy, że jednak jestem zajęty.

Kierowca zatrzymał się niezdecydowany na skrzyżowaniu i spojrzał do tyłu, szukając u Stefano wskazówki.

– W lewo – rzucił z roztargnieniem i sięgnął po komórkę. – Franco? Za trzy minuty będę przed bramą. Taksówka, szare audi. – Rozłączył się.

Kazał zatrzymać samochód przed wejściem do apartamentu i zapłaciwszy, zabrał z bagażnika skrzynkę wina, którą dostał od Conte. Przypomniał sobie słowa księcia, kiedy się żegnali.

– Polecam ci zwłaszcza to – powiedział, wskazując omszałą butelkę z ciemnego szkła. – Osobiście sygnowałem etykiety. – Dotknął palcem miejsca, gdzie widniał podpis. – Jestem pewien, że ty potrafisz docenić jego wyjątkowy aromat.

– Z przyjemnością się przekonam.– Wysilił się na uprzejmość. Zdawał sobie przecież sprawę, że takich propozycji nie otrzymuje się codziennie. Ba, większość ludzi nie otrzymuje ich nigdy.

Chiara podeszła w chwili, gdy taksówkarz zamknął bagażnik.

– Wypróbuj mnie, zanim powiesz „nie” – szepnęła Stefano do ucha, wsuwając coś do kieszeni jego marynarki. – Wystarczy, że zadzwonisz… – dodała seksownie niskim, aksamitnym głosem.

Miał ochotę powiedzieć, że gdyby potrzebował numeru jej komórki, zdobyłby go w mniej niż dziesięc minut, ale ugryzł się w język. Mimo wszystko, jego męska próżność została mile połechtana.

Wchodząc do mieszkania, zauważył na kuchennym blacie rozłożoną białą ściereczkę, czy obrus. Uniósł róg. Na blasze leżały równiutko poukładane drożdżowe rogaliki.  – „Musiała je przygotować na jutrzejsze śniadanie” – pomyślał z czułością. Cicho jak kot zrzucił ubranie i wśliznął się do łóżka. Przygarnął do siebie zwiniętą w kłębek dziewczynę tak, że jej plecy i pośladki przylegały do jego torsu i podbrzusza. Westchnęła przez sen i wtuliła się mocniej. Ogarnęło go błogie uczucie ciepła. Zasypiał, wsłuchując się z uśmiechem w miarowy oddech ukochanej.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Czuję się uratowany 🙂

Nie tak szybko 🙂

Bardzo emocjonalne opowiadanie. I na dodatek z klimatem w który się wczułem. Zarówno treść jak i formę oceniam najwyżej – 5 gwiazdek.
Chiara bruździ. Zapewne nie uwiedzie Stefano, więc zakładam, że uderzy w Milę, aby pozbyć się konkurentki. A aby to zrobić wyciągnie jej bolesną przeszłość…

Mam jedną uwagę, która mnie nurtuje – dotyczy wieku bohaterki.
Skoro 1993 była nastolatką, a akcja opowiadania dzieje się – o ile mnie pamięć nie myli – ok. 2015, po siedmiu latach znajomości ze Stefano, to ile lat ma Mila w opowiadaniu?
Jeżeli nic nie pomieszałem w rachubach(piszę z pamięci), to powinna być znacznie po „trzydziestce”, a to z kolei trochę nie pasuje do sposobu w jaki jest przedstawiana – jako „dziewczyna”, rozchwiana emocjonalnie…

Nie pomyliłeś się z tymi obliczeniami. Pamiętaj jednak, że osoba po takich przejściach może mieć problemy emocjonalne, z których „nie wyrośnie”. Właściwie, to cieszę się z Twojego komentarza, bo zależało mi na właśnie takim odbiorze mojej bohaterki. To coś w rodzaju syndromu „Piotrusia Pana” – „Nie dorosnę, bo nie nadaję się do dorosłego życia.” Poczekaj na ciąg dalszy, a mam wrażenie, że przypadnie Ci do gustu.
Pozdrawiam, R

Bardzo udana część. Może okażę się szowinistą, ale spodobała mi się postać Chiary. Swego rodzaju karykatura „kobiety idealnej”: żadnych problemów, żadnych upiorów przeszłości, szybko przystępuje do działania, rzuca się w ramiona i oferuje pieniądze, tytuł oraz dobrą zabawę w łóżku – to ostatnie do uprzedniego przetestowania w ramach jazdy próbnej, niczym w salonie samochodowym. A książę częstuje znakomitym winem, jak sprzedawca kawą (w tymże salonie). W dodatku Chiara to prawie księżniczka, a ja mam słabość do takowych. 😀 Ach, ta stara arystokracja, potrafi korzystać z życia i stoi ponad przyziemnymi normami przeznaczonymi dla pospólstwa. Już mi żal dziewczyny, bo oczywiście Stefano odrzuci te awanse (z wyjątkiem wina, rzecz jasna). Ta część opowieści stanowi fragment odprężający i rozluźniający atmosferę, który powitałem z uśmiechem oraz przymrużeniem oka. Miło się czytało tę scenkę rodzajową. Oczywiście, czekam na ciąg dalszy. Wstawiam piątkę, licząc, że nie zagubi się w zawirowaniach dotykających ostatnio technicznej strony działania portalu.

Napisz komentarz