Czarownica VIII (MRT_Greg)  3.18/5 (20)

15 min. czytania

– …Adrenus santan per rerum konteneum! Chutla runem perseta kentum diabolo…!

Rozsypując wokół siebie wilcze ziele, przeprowadzał inwokację. W dłoni trzymał papier, na nim wiły się słowa odręcznym pismem, zmieniały się kształty znaków, choć sens pozostawał taki sam. Ornamenty przybierały nieczyste wzory i formy. Kręcone zawijasy, kończyły się drapieżnie ostrymi szpicami. Mógłby przysiąc, że pod opuszkami palców wyczuwał chropowatą, żyjącą strukturę czcionki.

– …Kuata sempernteum hantum!

Z każdym kolejnym wersem wielebny sypał większe ilości ziela na znak wyrysowany w podłodze. Wkrótce pojawiły się pierwsze zjawiska. Drgnął, gdy usłyszał skrzypnięcie za plecami. Wąska, blada iskierka wyskoczyła spomiędzy rozsypanych liści, przemknęła wzdłuż wyżłobienia łączącego insygnia, tląc się u kresu swej wędrówki. Wkrótce aromatyczna woń przykryła mężczyznę, wprowadzając go w narkotyczny stan upojenia. W mig przypomniał sobie kolejne słowa z kartki. Odrzucił ją i przymknąwszy oczy. Rozłożył ręce na boki i zaintonował wysokim głosem:

Hantum! Hantum! Hantum! Kaeto nosterum pantoskretum! Hantum!

Czuł jak ziemia drży pod stopami, słyszał szelest pędów roślin, gdy posilone mroczną mocą wiły się ku górze, coraz szybciej i dalej, pochłaniając inne. Splatające się ze sobą pędy tworzyły grube pnie, najeżone ostrymi jak brzytwa kolcami. Ciemno-zielona posoka popłynęła gęstym strumieniem w kierunku posadzki. Jeszcze godzinę wcześniej, pełna kwiatów i pomidorowych sadzonek, oranżeria wielebnego, zamieniała się teraz powoli w ciemny bór. Drapieżne konary wkrótce przysłoniły sklepienie pomieszczenia, odgradzając stojącego w środku człowieka od promieni słońca. We wnętrzu zapanował półmrok, rozświetlany gdzieniegdzie jarzącymi się na bladoniebiesko kwiatami paproci.

Jako dziecko czytał o gusłach odprawianych na dawnych ziemiach polskich, o pogańskich kultach, pielęgnowanej religii. Poznawał tajemnice wprowadzające oraz same rytuały. Szczególnie ciekawiły go poszukiwania nie mającego istnieć kwiata paproci, który według przekazów rozkwitał w tę jedną noc, świętojańską. Z wypiekami na twarzy przeglądał szkice postaci tańczących wokół ognisk. Z bijącym sercem przesuwał po nich palcem, odróżniając kobiety od mężczyzn. Choć rysunki były niezwykle skąpe, potrafił sobie wyobrazić, jak blask ognia pełza po ich nagich ciałach. Obnażeni mężczyźni, tańcząc przyjmując wyuzdane pozy, trzymali się za przyrodzenia, kierując je w stronę kobiet. Te zaś kusiły jędrnymi ciałami, głaszcząc się po piersiach, wpychając dłonie między uda, rozpuszczały woń pożądania. Młodzież i dorośli ocierający się o siebie, pociągnięci wywołanymi wizjami, spółkowali w każdej możliwej pozycji, zanosząc równocześnie modły do bóstw matki przyrody. Lubieżny taniec podniecał młodego czytelnika, który z wypiekami na twarzy siedział w kucki na strychu u dziadków, czytał i oglądał. Zastygły w skupieniu, gubił czas, wpatrzony w erotyczne ilustracje, uciekał do tych iluzorycznej krain, stając się czynnym uczestnikiem wydarzeń.

Obrządki zaczynały się wieczorami, w letnią noc przesilenia. Miały różne nazwy, a ich pochodzenie nie były do końca wyjaśnione. Zwyczaj i święto istniały już w czasach imperium rzymskiego. Celtowie składali ofiary na chwałę bogini Beltane. Wśród ludów otomańskich i mongolskich odprawiano rytuały na cześć Jaryła i Żywii. W Polsce nazywano je nocą Kupały, miały jednak tę samą wspólną cechę; kult ognia. Żywe języki płomieni, był elementem inicjującym kolejne fazy obrządków. Ogniska rozpalane na szczytach wzniesień, niosły w dal wieść o rozpoczęciu święta. Schodzili się tam wówczas wszyscy okoliczni mieszkańcy i odprawiając modły, dziękowali bóstwom za spokojne życie. Składając dary prosili o miłość, szczęście, dostatek. Rytuałom tym zawsze przewodziły kobiety, będące symbolami płodności, a wśród nich jedna, która wiodła prym. Inicjatorka każdego z kroków obrządku, rozdzielając według własnego upodobania, czynności jakimi winni poddać się uczestnicy.

Przejąwszy od Celtów zwyczaj składania ofiar, zmieniono go tylko z krwawej ofiary życia na poświęcenie kobiecej niewinności. Z zebranych dziewcząt wybierano najładniejszą, która do tamtej pory nie posmakowała rozkoszy z mężczyzną. Otumaniona większą ilością narkotycznego ziela, była obnażana, a następnie przywiązywana do stołu ofiarnego. Jej ciało polewano winem, kładziono na nim owoce, mięso, pieczywo, ziarna. Pierwszego, honorowego stosunku dostępował najsilniejszy z młodych chłopców. Nierzadko się zdarzało, iż młodzieniec podniecony obrządkiem, już po pierwszym pchnięciu tryskał nasieniem. Najważniejsze było jednak, by podczas spółkowania oboje mieli kontakt z darami spoczywającymi na stole ofiarnym. To zapewnić miało im dobrobyt na cały rok. Oczywiście każdy z mieszkańców chciał żyć w dostatku i choć noc należała do najkrótszych w roku, każdy kosztował dziewczęcej słodyczy.

Z czasem księża chrześcijańscy dostrzegli niebezpieczną siłę pogańskich obrządków. Pod groźbą surowych kar zakazano rytuałów. Śmiałkom, którzy ośmieli się sprzeciwić zasadom, obcinano członki, a kobietom piersi. Niegdyś spokojny kult, uznano teraz za zły, będący obcowaniem z szatanem. Obciążono klątwami jego uczestników. Dziewczęta nazwano czarownicami, sądząc, że podczas hulanek i swawoli oddają swe ciała diabłu, a spółkując z nim, zasilają mroczne szeregi. Od tego czasu wizerunek nagiej kobiety stojącej w blasku ogniska stał się symbolem upadku. Z czasem, by nie plugawić jej wyuzdaniem wnętrz świątyń, zabrano jej nagość. Odziano w dziurawe łachmany i dodawano systematycznie nowe symbole, aż w końcu stała się wysoką i szczupłą kobietą o posępnej, odpychającej twarzy, charakterystycznym nosie i wysokim spiczastym kapeluszu, zasłaniającym jej ciemne spojrzenie. Obraz czarownicy, który przetrwał przez wieki, utożsamianej wyłącznie z tym co zakazane, magią i kontaktami z diabłem. Gdy cywilizacja ludzka chyliła się ku kolejnemu upadkowi, a dostojnicy kościoła w swojej wierze w wyjątkowość swej religii, topili świat w morzu krwi, kobiety podejrzewane o zakazane rytuału karano, według wierzeń chrześcijan, w najgorszy możliwy sposób. Palono je żywe na stosach. Odprawiano, podczas tych kar swoje modły. Ostrzegano, by gapie nie zbliżali się do ognia, gdyż czarownica mogłaby skusić spojrzeniem, a wtedy biedna dusza, pociągnięta wejrzeniem diabła, zmusiłaby ciało do rzucenia się w ogień. Uznano by wtedy obrzęd za nieważny, zgaszono ognisko i rozpalano je ponownie, na innym miejscu. Nikt nie przejmował się, że ofiara mogła jeszcze żyć. Była służką szatana i wedle wierzeń tępiono w nie jego, a ona była nieczuła na ból.

Lecz ruch przeciw czarownicom wygasł równie szybko jak się pojawił, a kult słońca nadal pielęgnowano, jednak już w znacznie uboższym stopniu. Z czasem stało się on jedynie symbolicznym aktem rozpalenia ogniska, podczas którego uczestnicy oszołomieni alkoholem bawili się do białego rana. Nierzadko efektem takich swawoli było słodkie dziecię, niewiadomego ojca. Dziewczyna, która dopuściła się grzechu, musiała oddać się bogu i zamknięta w klasztorze do końca życia błagała surowego Ojca o przebaczenie.

Na jakiś czas obrządki znikły z kalendarza, gdy wróciły, były tylko zarysem dawnych rytuałów. Ognisko, przy którym zbierała się rodzina, rozpalane w pobliżu domu, traktowano raczej jako podstawę do sprzątania podwórka niż element pradawnego rytuału. Nie mając w sobie siły, która niegdyś potrafiła zrzeszać tłumy, znikł wkrótce na zawsze.

– Nie na zawsze! – zachrypnięty głos dobiegł go zza mrocznych zarośli.

Wielebny ocknął się z zamyślenia. Zmęczony czynnościami jakich się podjął, oddychał ciężko, udając że niespecjalnie przejmuje się obecnością czarownicy. Ona w tym czasie rozglądała się wokół, podziwiając ciemność gęstwiny. Wyciągnęła chudą rękę. Pod wpływem jej dotyku, zielone jeszcze pędy pomidorów obumierały w mgnieniu oka. Wiszące na nich owoce czerniały, a pękając wyrzucały z nich ohydny smród.

– Wiedziałam, że ci się uda – szepnęła mu do ucha. Nawet nie zauważył, kiedy zdążyła się tak zbliżyć – nie ominie cię nagroda.

– Przemiana nie jest jeszcze stabilna – jęknął odsuwając się. Bijący od niej smród gnijącego ścierwa był nie do wytrzymania – potrzeba jeszcze kilku rytuałów. Muszę mieć Jego biblię. Tylko tam są słowa klucza.

– Dostaniesz ją – westchnęła ciężko.

Jakiś czas jeszcze lustrowała otoczenie. Dostrzegłszy szczelinę między gęstymi pędami u szczytu oranżerii, skrzywiła się. Jasne słońce na moment ją oślepiło. Lekka smużka dymu wydobyła się spomiędzy rdzawych włosów. Zasyczała w gniewie, oddalając się od karzącego promienia. Ponownie zbliżyła do wielebnego.

– Tymczasem dostaniesz obiecaną nagrodę.

– Nie chcę! – zaperzył się wielebny.

– Ależ chcesz. Czemu się wzbraniasz? Przecież wiem czego pragniesz…

Jej słowa stawały się coraz cichsze. Wielebny czuł jak szumi mu w głowie, zachwiał się i byłby upadł, lecz złapał się stołu. Z zaskoczeniem odkrył pod dłonią szorstkie nieoheblowane drewno. Spojrzał wokół. Splecione wokół siebie pędy rozsypywały się w proch odsłaniając sielski krajobraz. Znikł stelaż oranżerii, jak i błekitnie nabłyszczane hybrydowe auto, które stało dotychczas spokojnie zaparkowane na wyłożonym kamieniem podjeździe. Zamiast tego ujrzał tam walącą się podmurowana kamieniem drewnianą szopę. Usłyszał krzyki w pobliżu i schował się za załomem domostwa. Po chwili zobaczył również młodą dziewczynę, wyraźnie przed kimś uciekała. Była w długiej zwiewnej sukience, którą podtrzymywała dłońmi, oglądała się co chwila za siebie. Oddychała szybko, a zmęczenie dawało już się we znaki, gdyż potykała się co po chwila, aż w końcu upadła na leżące w trawie widły. Krzywiąc się z bólu, wstała szybko i rozejrzała na boki. Początkowo sądził, że goniący ją mają złe zamiary, jednak jej uśmiech sugerował, że była to bardziej zabawa. Dostrzegła ukrytą w zaroślach szopę i dała nura do środka. Na moment świat pogrążył się w ciszy. Gdy sądził, że już nikt więcej się nie pojawi, ujrzał skradające się dwie postacie. Chłopiec i dziewczynka, najwyżej czternastoletni, rozglądali się uważnie dookoła. Przez moment wydawało się, że znaleźli trop. Jednak po chwili ruszyli dalej, kręcą głowami i wymieniając jakieś niezrozumiałe mu uwagi.

Odprowadził ich wzrokiem. Sylwetki zmalały na jasnym tle horyzontu, w końcu zlały się z nim całe. Zerknął w kierunku budowli. Nie dostrzegłszy ruchu, ruszył w tamtym kierunku. Skradając się jak kot – uważał by nie poruszyć wątłej konstrukcji – wsunął się do środka. Zobaczył ją, w kącie pomieszczenia. Siedzącą na pryzmie siana. Z przymkniętymi oczami odpoczywała oparta o murek. Przysunął się ostrożnie, aż na wyciągnięcie ręki. Przyglądał się jej z bijącym sercem. Była wyraźnie starsza od goniących ją, promieniała nadal dziecięcą aurą. Wąskie ramiona o szczupłych dłoniach oparła na podołku. Prosta sukienka skrywała dwie niewielkie półkule z prześwitującymi przez materiał brodawkami. Na jej pociągłej twarzy malował się wyraz relaksu i błogiego spokoju. Długie ciemne rzęsy, nadawały jej arystokratycznego wyglądu. Na boku niewielkiego prostego nosa dostrzegł mały defekt w postaci niewielkiej kurzajki. Przesunął językiem po spierzchniętych wargach. Widok jej rozchylonych ust był niezwykle sugestywny, poczuł, że się poci.

Ocknęła się z zamyślenia i otworzyła szeroko oczy. Nie mogąc uciekać, wyciągnęła dłoń przed siebie.

– Nie – pisnęła cicho – To niemożliwe. Ty nie żyjesz.

– Kto nie żyje? – nachylił się nad nią, wyciągając dłoń w jej kierunku.

Szarpnęła się lecz nie zdążyła, dłoń wielebnego usadziła ją na miejscu. Poczuła ciepło bijące od dłoni, gdy głaskał ją po głowie. Poprzez połamane belki szopy prześwitywały promienie słońca, tworząc złocistą aureolę.

– Kim… Kim jesteś? – zająknęła się – aniołem?

Uśmiechnął się zaskoczony. Postanowił wczuć się w rolę.

– Tak jestem aniołem, ale… ciii. Nikt nie może się o mnie dowiedzieć. – Przyłożył palec do ust. – Rozumiesz?

Pokiwała głową, że rozumie.

– Ty jesteś Monika? – spytał, rzucając pierwsze lepsze imię, jakie przyszło mu do głowy.

– Tak. Skąd wiedziałeś!

– Anioły wiedzą wszystko.

– To cudownie! A powiesz mi dokąd udał się mój ojciec.

– Twój ojciec? – zasępił się. Skąd u licha miał wiedzieć gdzie jest?

– Tak. Mama mówi, że umarł i teraz siedzi przed obliczem Pana. Ale wujek Odeon twierdzi, że tatuś to powinien teraz smażyć się w piekle. Więc już sama nie wiem.

– Więc – usiłując wymyślić jakąś mądrą bajkę, przysiadł obok niej i objął ją ramieniem – Twój tatuś jest, że tak powiem, dopiero w takiej poczekalni.

– Co to jest poczekalnia?

– No to jest właśnie takie miejsce, gdzie trafiają wszyscy umarli, zanim pójdą do nieba lub piekła.

– I oni długo tam czekają?

– Cóż… różnie bywa. To wszystko zależy od nich samych, ale i od ich bliskich.

– To znaczy? – przysunęła się jeszcze bliżej i zaczął odczuwać jej oddech.

Złapała go za kołnierzyk, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Przełknął głośno ślinę, rozpiął guzik koszuli, bo zacisnęła mu się na szyi, poprawił się i kładąc dłoń na jej łydce, zagłębił się w naprędce wymyślanej historii.

– Twój tatuś musi poczekać aż aniołowie i święci sprawdzą księgę jego ziemskich uczynków. Muszą być bardzo szczegółowi, bowiem każda najmniejsza wzmianka o grzechu, może być niezwykle istotna i mająca wpływ na końcową ocenę. W czasie, gdy oni przeglądają historię jego życia, inni sprawdzają go pod kątem zachowań behawioralnych. Jego reakcje na najprostsze bodźce są podstawą do dalszych badań, bardziej introspektywnych. Te zaś, będąc w istocie całkiem, wydawać by się mogło, niemierzalnymi poddawane są analizie aniołów, jako jednych, prócz Boga, posiadających dar odczytywania ludzkich emocji.

Spojrzał w jej szeroko otwarte oczy. Niczego nie rozumiała, był tego całkowicie pewien, pokornie jednak słuchała zafascynowana inteligentnymi słowami. Nie zważała na to, że dłoń, która początkowo delikatnie muskała jej kolano, zaczęła teraz powoli przesuwać się ku wyższym partiom jej ciała. Chwycił jej sukienkę podsuwał materiał ku górze, odsłonił blade nogi dziewczyny. Były porośnięte krótkimi włoskami, podkreślały jej naturalność, która jeszcze bardziej go podnieciła. Podczas gdy jedną ręka obnażał dół jej ciała, druga przesuwała się po karku i na ramiona, a następnie wzdłuż reszty ciała. Dotarł w końcu do środka talii. Początkowo uznał że jest szczupła, teraz był pewien, że jest niezwykle chuda. Choć daleko było jej do anoreksji, to udało mu się policzyć żebra. Nie miało to jednak wpływu na jego zamiary. Wręcz przeciwnie, wyobrażając sobie jaka musi być ciasna podniecił się jeszcze bardziej. Naprężony członek rozsadzał mu spodnie. Rozsiadł się wygodniej, pozwalając by wyprostował się pod materiałem. Dostrzegła to i zawstydzona odwróciła wzrok.

Tylko na to czekał. Jej niewinność była dla niego kolejnym afrodyzjakiem. Złapał ją za ramiona i jednym ruchem ściągnął w dół sukienkę, rozrywając materiał. Krzyknęła ze strachu. Niezdolna jednak do jakiejkolwiek obrony, pozwalała by swymi wielkimi łapskami ugniatał jej drobne piersi. Były tak niewielkie, że każda mieściła się w dłoni. Ściskając je, nie zapominał o brodawkach, które co jakiś czas ugniatał i pieścił palcami. Pozornie nieświadoma swojej kobiecości, udawała zaskoczenie, widokiem sterczących z niej sutków i wtedy ją puścił. Nagle. Nie rozumiała co się z nią dzieje. Po co to zrobił? Patrzał na nią przez chwilę i ponownie schwytał jej ciało przyciągnął do siebie. Wpił się ustami w jej wargi, penetrując językiem wnętrze. Spijał słodycz młodości, którą bezwolnie mu oddawała. Po chwili sama podjęła trud połknięcia ust wielebnego, jej język wibrował, podczas, gdy niecierpliwe palce wielebnego pełzały podstępnie między jej udami. Starała się zaciskać nogi, lecz na nic zdały się próby. Wielebny cisnął ją na ściółkę niczym lalkę, po czym rzucił się na nią. Silnymi rękoma rozwarł jej nogi i ponownie zastygł w zachwycie. Drobny zarost nie zdołał ukryć wszystkiego. Wilgoć błyszczała zapraszająco. Nachylił się i skosztował jej. Przestała wierzgać. Uspokoiła się całkiem. Poczuwszy pieszczotę, nie potrafiła dalej zapanować nad własnym podnieceniem. Jęła się wić i skomleć. Szarpała go za włosy i przyciskała do siebie.

Przez jakiś czas, oddawał się pieszczocie, otulony jej udami nie słyszał nic prócz pulsującej w skroniach krwi, oraz głuchych uderzeń serca. Cała była zaczerwieniona i spoglądała na niego z tęsknotą. Szybko pozbył się odzienia, a jej twarz zarumieniła się jeszcze bardziej. Zdawała się być przerażona. Wbrew obiegowej opinii, wielebny miał się czym pochwalić.

Rzucił się ku niej, uniósł w górę kościste biodra dziewczyny i zasłonił ją całą. Mlasnął zadowolony, po czym pchnął. Dziewczyna jęknęła głośno, jednak nie broniła się już dalej. Wielebny z zadowoleniem kontynuował marsz do swojego raju.

Do jej jęków po chwili dołączyło jego ciężkie sapanie. Wielebny miał sporą nadwagę, tak że stosunek w tej pozycji szybko go zmęczył. Wyczuła to i uniósłszy się na łokciach pokazała, by położył się na plecach. Zrobił jak chciała. Uniosła się i przez chwilę myślał że ucieknie, ona jednak kucnęła nad nim i zawisła. Chciałby teraz zalewitować i wbić się, lecz nie potrafił, a teraz ona trwała nieruchomo mu się przyglądając. Warknął zły. Złapał ją za włosy i pociągnął w dół. Wyrwała się zostawiając mu kosmyk w garści, po czym uderzyła go w twarz. Tego już było mu za wiele. Chwycił ją silnie za biodra i przyciągnął. Broniła się zaciekle. Jej drobne piąstki lądowały na jego twarzy, brzuchu, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. W końcu udało mu się ją uspokoić. Wtedy zmieniła się i zaczęła go dosiadać, tak jak chciał. Ryknął z podniecenia. Dotychczas był ujeżdżany aż po kres i kończył w ustach partnerki, a ta dziewczyna z pełną premedytacją zwalniała z każdym uniesieniem, tylko po to, by z szybkością spadającego deszczu nabić się ponownie i kontynuować. Oparła przy tym dłonie na jego klatce piersiowej i wzdychała ciężko za każdym razem, gdy wargi stykały się z jego ciałem. O ile jednak początkowo było to niezwykle podniecające, o tyle, po pewnym czasie zaczęło mu się nudzić. Zatęsknił do szybkiego rżnięcia, jakiego doświadczał z kurewami z sąsiedniego miasta. Dlatego, gdy tylko ponownie zaczęła się unosić, przesunął dłonią szybko po jej udzie. W górę i w dół. W górę i w dół. Zrozumiała aluzję. Uśmiechnęła się szeroko i przyspieszyła. Wielebny wbił drapieżnie spojrzenie w jej podskakujący biust. Zahipnotyzowany cudownym widokiem, resztkami świadomości odbierał męczarnie, jakim go poddawała. Z twarzą wykrzywioną grymasem, zaciśniętymi oczyma i paznokciami wbitymi w skórę wielebnego galopowała coraz śmielej i szybciej, z utęsknieniem zbliżając się do celu. Czując zapowiadające ekstazę drżenie, odchyliła się.

– Och – wyrwało się jej z ust, gdy targnął nią pierwszy skurcz. Początkowo był słaby, lecz zaraz uderzył z mocą huraganu. Wielebny czując zaciskające się jej mięśnie, przestał myśleć o galopującym po łące koniku. Absurdalna myśl, która pozwalała mu odsunąć wzbierające zakończenie, nieraz wybawiła go z przedwczesnej opresji. Tym razem również posłużył się tym sposobem, w przeciwnym bowiem razie już dawno byłoby po wszystkim.

Puściwszy jej łydki, zacisnął palce na piersiach, zgniótł je w niedźwiedzim uścisku. Straciła kontakt z otoczeniem. Skupiła się na pojawiających się raz po raz falach rozkoszy. Nie czuła, że wypełnia ją nasienie wielebnego. Ten syczał i prychał, ejakulował w nią niemal bez przerwy. To była kolejna rzecz, jaka potrafiła zbić z tropu każdą kurwę idącą z nim do łóżka. Spodziewając się kilku strzyknięć rozochocona nadstawiała usta, tymczasem wielebny spuszczał się falą, którą zwykle wszystkie się dławiły. Nigdy nie chodził do tej samej, każda więc następna była zaskoczona, a widok zaskoczonej kobiety, którą podczas obciągania trzymał za włosy, by dobrze widziała, był do tego stopnia podniecający, że zwielokrotniał samo doznanie.

– Agrhh… – charczał w ekstazie.

Podniecenie opuszczało go szybko, jak powietrze z przekłutego balona. Zupełnie pozbawiony sił, mógł już tylko spod półprzymkniętych powiek obserwować, jak dziewczyna raz po raz zaciska dłonie na jego klatce piersiowej. Ona wciąż przeżywała orgazm. Jeden za drugim. Każda najdelikatniejsza zmiana powodowała kolejne skurcze. Bardzo rzadko miewał okazję trafić na kurwę, która nie udawałaby tego odczucia. Przyglądał się, więc z satysfakcją, jak dziewczyna spazmatycznie łapie powietrze, usiłując ratować swoje ciało i przywrócić je do normalności.

Poczekał chwilę aż mu się skurczy, żeby nie dostarczając dziewczynie kolejnych bodźców, w końcu wysunął się z niej ostrożnie. Przełożył ją jak małe dziecko obok siebie, po czym spojrzał na wciąż zmniejszającego się członka. Zupełnie nieadekwatny do poprzedniego rozmiaru, wyglądał jak ślimaczek po opuszczeniu skorupy. Po chwili zwinął się jeszcze bardziej i zniknął między bujnymi kędziorami. Wielebny zamknął oczy i zapadł w krótką drzemkę.

Nie dała mu jednak ukojenia. Niczym przez mgłę ujrzał dziewczynę, która wyswobodziła się z jego ramion, wstała powoli i uśmiechając się złowróżbnie, jęła zmieniać się. Jej piękne, młode ciało starzało się. Gładka skóra nabrała charakterystycznych celulitowych zmarszczek na pośladkach, piersi urosły, a fałdy na szyi pogłębiły się. Twarz stężała, błyszczące dotąd oczy zmatowiały, gorące usta, których przed chwilą smakował, zamieniły się w wąską bladą szparkę. Po chwili ujrzał, jak zaczynają pękać, na moment przybrały barwę soczystej wiśni, po chwili zszarzały i skurczyły się. Twarz i szyję poryła siatka zmarszczek, piersi obwisły, na płaskim brzuchu pojawiły się fałdy skóry, zwisając zasłaniały gęstniejące łono. Chuderlawe nogi trzęsły się raz po raz. Zgarbiona kobiecina, wyglądała jak strzęp dziewczyny.

Nieśmiały promień słońca przeniknął ponad złamaną belką szczytowej konstrukcji. Wielebny mrugnął powiekami. Otwarł oczy i ujrzał sypiący się na ziemię proch. Świeża, jeszcze przed chwilą słoma, zbrązowiała i pokryła się białym meszkiem pleśni. Po chwili poczerniała i znikła.

– Proszę księdza! Proszę księdza!

Poczuł szarpnięcie i otworzył szeroko oczy. Początkowo rozmazana postać, pochylająca się nad nim, okazała się gosposią, która ujrzawszy wielebnego leżącego w kącie ogrodu, czym prędzej ruszyła z pomocą. Oparty o kompostownik drżał wciąż jeszcze, ale z wolna się uspokajał. Kobiecina pociągnęła nosem. Czując zgniliznę oraz chłód chciała wyciągnąć go na słońce. Opasłe cielsko jednak było ponad jej siły. Złożyła dłonie i poprosiwszy Boga o przebaczenie, zamachnęła się i chlasnęła solidnie wielebnego po twarzy. Pomogło. Wielebny szybko oprzytomniał. Chwycił się za piekący policzek, po czym ujrzawszy surowy wyraz jej twarzy, podniósł się ciężko z ziemi i ruszył przed siebie. Każda część ciała pulsowała bólem, z wysiłkiem dotarł do ławki i zwalił się na nią całym ciężarem. Ławka skrzypnęła ostrzegawczo, lecz utrzymała ciężar.

– Co też ksiądz tam robił? – załamywała ręce gosposia – przecież można się pochorować, w takim ziąbie. W dodatku cały jest ksiądz oblepiony jakimś pyłem.

Gderała, obchodząc go dookoła, strzepując kurz z jego ubrania, była natarczywie podejrzliwa. Przez z chwilę starał się nadążać za jej tyradą, w końcu dał sobie spokój. Wiedział, że nie warto w takim momencie jej przerywać, wtedy nakręcała się tylko bardziej.

Delektując się ciepłymi promieniami zachodzącego słońca, cierpliwie czekał aż kobieta choć na chwilę się zamknie. Ta jednak nie zamierzała przestać.

– Dlaczego nie było księdza w kaplicy? Wszyscy byli. Czy wie ksiądz co się stało? Młody Witowski, ten chuligan, co baraszkuje w sadzie, zaginął. Jego ojciec wyznaczył nagrodę dla tego, kto go przyprowadzi. Napisał taki plakat w którym nadużył języka nie stroniąc od plugastw i przekleństw. Teraz wszyscy się zastanawiają co mają z tym zrobić. Wie ksiądz, to jest prosty chłop, wulgarny i… ja rozumiem, że żona mu zmarła, świeć panie nad jej duszą, ale to nie znaczy że on sobie może pozwalać. A potem przyjechał naczelnik i ten przybysz, co mówiłam księdzu, że lepiej będzie, żeby sobie pojechał dalej, ale ksiądz mnie nie słuchał i teraz on tu chodzi i węszy, i wie ksiądz co ? On coś za bardzo uśmiecha się do Ewki, tej ladacznicy z kawiarni. Ja to nie chcę nic mówić, ale ona to też jest podejrzana. W jej wieku nie mieć chłopaka, to coś nie bardzo mi się widzi. Ona chyba innymi takimi jak sama jest zainteresowana. Widziałam ja nieraz jak obejmowała się z którąś, i o zgrozo, podszczypuje małe dziewczynki w piaskownicy! A już na pewno… Proszę księdza?

Zerknęła na wielebnego i przesunęła mu dłonią przed oczyma. Nachyliła się nad nim i nasłuchiwała przez chwilę. Miarowy oddech mężczyzny i ciche pochrapywanie upewniły ją, że zasnął. Wzruszyła ramionami i otuliwszy go wełnianym kocem, podreptała w kierunku domu.

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Witam. Trochę przesadnie wg. mnie Opisałeś historię kościoła. W istocie inkwizycja, zwana świętą była wynikiem pazerności kleru który dla swoich celów wywołał histerię pośród ludu. Jednak kler ten splugawił własną religię która jednakowoż odrodziła się dając podstawy cywilizacji łacińskiej. Ludzkość więc zapłaciła pewną cenę ale również zyskała.

Morze krwi to przelały z założenia antyreligijne systemy totalitarne, faszyzm i komunizm. Jednak nie dały człowiekowi zupełnie nic w zamian. Nazizm nie przetrwał próby czasu a komunizm w różnych metodach introdukcji stał się ostatecznie najgorszą plagą ludzkości.

Nie bronię inkwizycji ale ludzkość zna dużo gorsze „wynalazki”.

Witaj
Cieszy mnie, że ktoś kontynuuje czytanie mojej opowieści, zwracając uwagę na fabułę a nie gdzie zgubiłem ogonek do ą lub napisałem nieskładnie. Tudzież gdzie korektor zgubił kreseczkę do ó.
Na temat wpływu chrześcijaństwa na historię ludzkości i związane z tym dramaty, rzecz jasna, można by napisać książkę (i nie wątpię, że wiele powstało). Moim zdaniem to najbardziej krwiożercza religia w dziejach ludzi (nomem omen zarówno w rytuałach jak i realiach). Zrozumiałe, że częściowo za negatywny wizerunek odpowiadają nie tylko jej przedstawiciela, ale też antagoniści, niemniej z czegoś to się musi brać. Nikt nie wymyśliłby bajki, w którą miliardy ludzi na przestrzeni wieków by wierzyło. Ups… a może jednak… :p
Oczywiście, że było/jest dużo więcej gorszych wynalazków, niemniej niniejsze opowiadanie związane jest w sporej mierze właśnie z rytuałami religijnymi, w ujęci subiektywnym, własnym autorskim, stąd takie a nie inne słowa. Ponadto jest to portal z opowiadaniami erotycznymi, nie wszystko więc chyba musi być zgodne z prawdą 😀

Oczywiście. Jest to portal wolności słowa stąd absolutnie każdy ma prawo się wypowiadać tak jak myśli. Nie skłonię się jednak ku twierdzeniu że portal uwalnia od obowiązku pisania prawdy. Niektórzy twórcy nawet bardzo się starają trzymać faktów.

W dobie realnych zagrożeń ze strony innych wynalazków może lepiej stanąć po stronie dobrze znanego, który już trochę wychamował z krwiożerczością. Tym bardziej że religia jako sama w sobie jest czysta, jeno ludzie ją wykorzystujący mieli różne cele.

Nigdy nie widziałem lepszego opowiadania – coś niebywałego!

Doczytałem, od początku serii do tej części.
Mam wrażenie, że Autor kreśląc obrazy odnosi się do amerykańskiego kina grozy ze złotych lat 80. Całość natomiast przeniesiona jest do Polskich realiów, chociaż ciężko byłoby mi ustalić czas akcji (współczesność, niedaleka przyszłość?).
Czekam na kolejne odcinki Czarownicy…

Bardzo ładne opowiadania ! Oby tak dalej, zaczynam dopiero czytać ale są naprawdę wciągające

Zapewniam że warto.

Przeczytałem . Ciekawy pomysł choć nie nowy . Będę musiał wrócić do początku żeby zrozumieć całość . Pozdrawiam

Napisz komentarz