Nigdy więcej! (Ania)  3.61/5 (24)

14 min. czytania

Kati Dobrogo, malarstwo olejne, publikacja za zgodą Autorki

– Nigdy więcej – szepcze, przyglądając się własnemu odbiciu. – Nigdy więcej…

Sponiewierana, właśnie to słowo najlepiej do niej w tej chwili pasuje. Potargane włosy tworzące szopę przypominającą kopę siana, upiornie rozmazany makijaż, opuchnięty policzek, na którym zapewne wkrótce wykwitnie trudny do zamaskowania siniak, bluzka z powyrywanymi guzikami i podarte pończochy – wypisz, wymaluj ofiara brutalnego gwałtu, ze śladami zadrapań oraz ugryzień na delikatnej skórze. A przecież nie stało się nic, czego by sama nie chciała, w swoich fantazjach liczyła wręcz na więcej, błagała o ból, prosiła o każde uderzenie, nawet jeśli tylko w myślach.

– Nigdy więcej. – Z oczu płyną łzy, malując kolejne czarne smugi na bladych policzkach.

Dławiąc się jego ogromnym chujem, też płakała, ale to był zupełnie inny płacz, pozbawiony emocji i żalu, odruchowy… Ten płynie prosto z serca.

Czasem nie wie już kim jest, skąd się wzięła, wiecznie zagubiona i nienadążająca za światem. Ostry, bezosobowy seks pozwala nie myśleć, odrzucić wszelkie ograniczenia na rzecz prostego, zwierzęcego odczuwania. Kiedy pstryka przełącznik w głowie, staje się suką z pulsującą, żarłoczną szparą między udami, skłonną popełnić każde głupstwo i pozwalającą na wszelkie sposoby się upodlać, byle zaspokoić głód, pierwotną żądzę rżnięcia.

Czy właśnie taka jest? Czy nie ma nic więcej? Nie liczą się dyplomy, osiągnięcia, inteligencja, matura zaliczona na pięć? Odbicie w lustrze nie kłamie: zdzira, zwykła zdzira, rozkładająca nogi dla każdego. Dziwka. Szmata. Przymyka powieki, patrzenie za bardzo boli.

Nie da się uciec przed samą sobą. Niestety. Musiałaby mieć rozdwojenie jaźni. Co najmniej. Bardziej lubi siebie grzeczną i ułożoną: młodą, wykształconą, ambitną kobietę, robiącą karierę w zawrotnym tempie, ale będąc taką, nie potrafi być szczęśliwa, dusi się uwięziona w pułapce odgrywanych ról. Zdejmując maskę poprawności, pozbywa się dumy wraz z całą intelektualną otoczką, upraszcza wszystko, odrzucając przeszłość i przyszłość, będąc. Wtedy czuje, że żyje. Nie liczy się nic poza orgazmem – najlepsze są te rodzące się z bólu i poniżenia, zaczynające w mózgu i obejmujące całe ciało; orgazmy, jakie może dać wyłącznie zadowalanie pana, służenie, pokorne służenie u jego stóp.

 Potrzebowała odreagować, chociaż na chwilę zdjąć odpowiedzialność z barków, pozbyć się obrazów i zapachów, ohydnego swędu zwłok. Wizyty w prosektorium zawsze przyprawiały ją o dreszcze. Rano świeży trup, znaleziony w jednym kawałku i tylko lekko poturbowany, nie przedstawiał szczególnie drastycznego widoku, ale pamięta znacznie gorsze przypadki, choćby topielca wyłowionego po ponad tygodniu czy staruszka upchniętego w walizce. Po powrocie do domu wrzuciła do pralki wszystko, co miała na sobie, łącznie z majtkami. Włosy myła sześć razy, skórę szorowała do zaczerwienienia, na koniec nacierając cząstkami cytryny, a mimo to czuła się brudna, podobnie jak teraz, choć przecież zupełnie inaczej. Sperma miała ją oczyścić, cały ten rytuał: krew, pot, łzy i śluz.

Jednak stres z kostnicy był tylko dodatkowym impulsem, już wcześniej potrzebowała kolejnej działki – narkomanka na głodzie, fizycznie odczuwająca brak ekstremalnych doznań. Wielokrotnie próbowała inaczej, sama lub z miłymi facetami, bezskutecznie. Kiepskie podróbki.

Doskonale wiedziała, że nie powinna zadawać się z Frankiem, nie tylko niebezpiecznym i nieprzewidywalnym, ale też najprościej w świecie nieodpowiednim. Prokurator musi mieć nieposzlakowaną opinię – niekoniecznie dobrą, jak twierdzą jej koledzy, a właśnie nieposzlakowaną – bliższe, w tym intymne, kontakty z przestępcami mogą poważnie nią zachwiać. W jego przypadku niby nic wielkiego: dwieście osiemdziesiąty i sto pięćdziesiąty ósmy, tyle że z prawomocnymi wyrokami. Recydywa. Z trudem przyznaje się do tego przed samą sobą, ale jego bandycka przeszłość podnieca ją jeszcze bardziej. Potrzebuje ryzyka, zła, łamania tabu, potrzebuje za każdym razem otrzeć się o samo dno, spaść jak najniżej, do poziomu, na którym może już tylko nienawidzić samej siebie i powtarzać sakramentalne: nigdy więcej. Wypowiadała te dwa słowa niezliczoną ilość razy, zawsze szczerze i z głęboką wiarą, że da radę, że zapanuje nad mroczną naturą i nie wróci na drugą stronę lustra. Pieprzona Alicja!

Dziesięć godzin wcześniej potrzebowała, pragnęła, ale jeszcze walczyła. W chwili słabości wysłała krótkiego, sondującego esemesa z pytaniem, czy może przyjść. Czekając na sygnał dostarczenia wiadomości, modliła się, żeby odmówił lub zignorował propozycję. Trwała w niepewności przez niemal godzinę, sukinsyn pewnie zrobił to celowo, wiedząc, że czeka i wgapia się w ekranik komórki z nadzieją i lękiem jednocześnie.

Ręce jej się trzęsły, gdy otwierała wiadomość od niego. „Czekam o 20:00, ladacznico”. Momentalnie zrobiła się mokra. I przestała myśleć. Nie było już odwrotu, przegrała, po raz kolejny…

Nie pamięta przygotowań, działała niczym w amoku, zapewne chaotyczna, ale skuteczna. Strój się nie liczył, kochanka obchodziły najwyżej uprzęże i obroże, wszystko inne brutalnie z niej zdzierał, bez względu na metki. Miał być naga, po prostu. Makijaż cenił sobie jedynie dlatego, że z rozmytym wyglądała na bardziej skurwioną. Malowała się więc mocno, używając wyrazistych kolorów: usta czerwone, błyszczące i lepkie tanią, łatwo rozmazującą się szminką; oczy czarne z obrzydliwie błyszczącymi cieniami i wieloma warstwami sypiącego się tuszu. Jak ulicznica. Tania dziwka.

Ubierała krótkie spódnice i kontrastujące z nimi konserwatywne bluzki dla własnej przyjemności, by mógł je zdzierać, sprawiając, że po podłodze toczą się guziki. Kochała gwałtowność Franka, czuła się dzięki niej ważna i pożądana. Przecież chyba nie wobec każdej okazałby podobną łapczywość.

Duszne, wypełnione gęstymi obłokami dymu papierosowego mieszkanko w starej, zimnej kamienicy, dudniło kiepską, głośną muzyką. Nie potrafiłaby określić gatunku ani wykonawcy, wśród słów wyłapywała wyłącznie soczyste wulgaryzmy, a i te przestały do niej docierać, gdy pełna lęku zorientowała się, że nie będą sami. Zwykle wypraszał kolegów.

Przez ułamek sekundy chciała uciec, po prostu odwrócić się i wyjść. O dziwo, dostrzegł wahanie, ale nie zareagował, nie przekonywał, nie zmuszał – czekał. Sama musiała podjąć decyzję, przełamać się. Zacisnęła zęby. Chyba właśnie ta chwila była najbardziej upokarzająca, nic innego nie wywołało podobnego wrażenia. Wtedy zrobiła z siebie zwykłą szmatę, urynał, lej na spermę, kurwiszcze, to wtedy dała nie tylko Frankowi ale i pozostałym pełen dostęp do swojego ciała i zgodziła na wszystko. Zostając, obnażyła własną naturę.

– Podejdź – zażądał, gdy upewnił się, że nie odejdzie. – Uklęknij.

Wykonała polecenia bez słowa. Rozpostarta na podłodze gruba, czarna folia roiła się aż od piasku i drobnych kamyczków wbijających się w łydki, ale udała, że tego nie czuje. Jeszcze nie czas na stawianie oporu – pomyślała. Lubiła go prowokować, sprawdzać jak daleko się posunie, uparta w swojej autodestrukcyjności. Śniła, że ją morduje, rozwiewając jej istnienie na kosmicznym wietrze i jednocześnie dając najcudowniejszy orgazm, orgazm scalający pęknięte fragmenty duszy, wprowadzający harmonię między sprzecznościami. Orgazm-wybawienie. Ulga. Akt łaski.

Usiadła na piętach i spuściła głowę. Obecność widowni podkręcała emocje. Już wcześniej stwardniałe sutki boleśnie wbijały się w materiał, a wygłodniała pizda pulsowała wilgocią, ale klęcząc przed Frankiem i jego kumplami poczuła się niczym w perwersyjnej, japońskiej kreskówce. Miała wrażenie, że piersi nabrzmiały, grożąc rozerwaniem bluzki, majtki przesiąkły na wylot, pozwalając gęstym, lepkim sokom kapać na podłogę, nogi rozszerzyły się bezwiednie niemal do szpagatu, usta natomiast rozchyliły w bezwstydnym oczekiwaniu na kutasa, który zerżnie gardło, choć zapewne wyglądała normalnie, najwyżej oczy błyszczały nadzieją na cholernie dobrą zabawę.

Obca dłoń musnęła zaróżowiony policzek. On chwilę później przywaliłby z liścia, lecz nieznajomy poprzestał na pieszczocie, zbyt delikatnej, by miała znaczenie. Zamknęła oczy i wzięła uspokajający wdech, niecierpliwa jak zawsze. Już niemal błagała, prawie złamana, gdy ktoś szarpnął za włosy. Tak! Właśnie tak! Uśmiechnęła się mimowolnie.

– Lubi to, naprawdę to lubi. – W niskim, zachrypniętym głosie dało się dosłyszeć zdziwienie.

– Tak – odpowiedział Frank, oszczędny w słowach, ale zwykle trafiający w sedno.

Kolejne komentarze nie docierały już do jej uszu, dostała bowiem to, po co przyszła. Guziki posypały się na podłogę, spódnica została zadarta w górę, majtki brutalnie zerwane. Ktoś ugniatał pośladki, ktoś inny ciągnął za włosy. W końcu wstał sam gospodarz. Podszedł. Zamarła. Stanął nad nią wielki, groźny i poważny, zamachnął się, uderzył, mocno, w lewy policzek. Głowa nie odskoczyła, trzymana w silnym uścisku. Zapiekło, z oczu pociekły łzy.

Taki ich mały rytuał, inauguracja, rozpoczęcie gry. Teraz, patrząc w lustro, wie, że jest chora, że powinna coś zrobić ze swoją popapraną psychiką, ale wtedy ból, poniżenie i podniecenie zlały się w jedno. Pragnęła, łaknęła stać się wyłącznie jebaną dmuchaną lalą do rżnięcia, przedmiotem w ich rękach. Jego rękach.

Chwycił ją za ramiona i uniósł. Drżała. Uwielbiała dotyk jego szorstkich opuszek, cierpki zapach nikotyny wżartej w skórę i słonawy posmak, gdy łaskawie pozwalał je lizać, ale bez względu na wszystko, bała się. Nogi odmawiały posłuszeństwa, miękkie niczym z waty i plączące się przy każdym kroku, za to dłonie wbijały się mocno w umięśnione ramiona, kurczowo szukając podpory. Nawet zdjęcie bluzki było nieco kłopotliwe, ale wspólnymi siłami dali radę. Niewielkie piersi zakołysały się, kiedy łapała równowagę. Ze spódnicą poszło łatwiej, wystarczyło, że poddała się zabiegom swoich oprawców.

– Bardzo dobrze – Frank mruknął pod nosem.

– Ładniutka – skomentował inny widok niemal całkowicie obnażonego ciała.

– Eee tam, dupa jak dupa – ktoś się wtrącił. – Nie należy przeceniać różnic między babami – dorzucił filozoficznie.

– Ładna. – Widać nie wszyscy się z filozofem zgadzali, choć dałaby głowę, że najważniejsza dla nich jest dostępność, nie uroda. Lepszy wróbel w garści…

Tylko po jaką cholerę tyle gadali?! Nie żeby zaczęła się nudzić, oczekiwanie też ekscytowało, sprawiało, że niecierpliwe koniuszki nerwów uwrażliwiały się maksymalnie, odbierając najdrobniejsze nawet bodźce. Zdawało jej się, że słyszy bicie serc poszczególnych mężczyzn, ich oddechy, szelest ubrań, szuranie butów po podłodze; że czuje powiewy ich oddechów, lekki przeciąg, dym papierosowy opływający plecy, zapach potu i żelu pod prysznic. Przesyt bodźców pobudzał i zaostrzał apetyt. Więcej! – chciała krzyczeć.

Pchnął ją na starą, skrzypiącą sofę, sprężyny wbijały się w kolana, ale klęknęła opierając się na rękach i wypięła tyłek. Miejsce suki jest na kolanach – często powtarzał – znał zresztą wiele sposobów, by wymóc na niej tę pozycję: hak analny, kajdany połączone krótkimi łańcuchami lub odpowiednimi rozpórkami, a nawet obrożę z ołowianą kulą, zbyt ciężką, by mogła oderwać ją od podłogi. Rozkaz często wystarczył, same słowa lub słowa poparte argumentem siły.

– Dziś zrobimy to inaczej – usłyszała za plecami. Nie od razu do niej dotarło, ale zorientowała się, gdy szorstka dłoń powędrowała ku idealnie gładkiej piździe.

Spięła się.

Uwielbiał torturować tę część jej ciała, niesamowicie delikatną przecież. I trzeba przyznać, że wyjątkowo kreatywnie podchodził do tematu. Kiedyś związał ją i wcisnął do środka świeżo obrany korzeń imbiru, później eksperymentował z nacieraniem warg sromowych: chrzanem, papryką, ostrymi sosami. Odgrażał się nawet, że zabierze ją do lasu i wysmarowaną miodem posadzi na mrowisku lub spryska spray’em przyciągającym komary. Na szczęście tak daleko się nie posunął, nie wie, czy by wytrzymała. I tak podczas zwykłych tortur wiła się we łzach, błagając o litość, a on stał niewzruszony i przyglądał się z triumfalnym uśmiechem. Pamięta słowa: czasem trudno odróżnić ból od ekstazy. Dlatego podniecał się, przypatrując męczarniom?

Miewał jednak również inne pomysły, konstruował własnej roboty rozszerzacze i używał wzierników. Szczególnie upodobał sobie obręcz mocowaną do ud, która znacząco utrudniała odbycie stosunku – czy to waginalnego, czy analnego – ale karykaturalnie wręcz rozciągała srom za pomocą doczepionych do niej żabek przypinanych bezpośrednio do warg. Wyglądało to jakby miała między nogami pieprzony baldachim. Kazał jej godzinami leżeć tak z uniesionymi nogami, więc leżała posłusznie, mokra i podniecona, błagająca, żeby ją zerżnął. W końcu to robił, po długim gapieniu się i pstrykaniu fotek. Pokazywał je kumplowi.

– Jaka szmata! – komentował podobno tamten. – Tak rozjechanej dziury w życiu nie widziałem!

Płakała i powtarzała sobie, że nigdy więcej, a jednak wracała raz za razem, pozwalając kompletnie na wszystko.

Dzisiejszego dnia nie wykazał się okrucieństwem, pochwalił ją za ubranie pończoch i kazał stanąć w szerokim rozkroku. Inaczej – rozbrzmiewało w głowie, każda innowacja wywoływała niepokój. Co też znowu mógł wymyślić? Jaka perwersja przyszła mu do chorego łba? Odetchnęła z ulgą na widok czarnych pasków z zapinkami po obu stronach, nie miała wątpliwości do czego służą: jej własna cipa stanie się zaraz pasem do pończoch.

Rzeczywiście przypiął po trzy paski do większych warg sromowych, a później do koronki pończoch, następnie wyregulował długość, żeby je maksymalnie napiąć. Bolało odrobinę, ale nie tak, jak przy obręczy z żabkami, nie była zresztą równie mocno rozszerzona, fałdki rozchyliły się, ukazując lśniącą purpurę, nie utworzyły jednak groteskowego namiotu. Dość silny nacisk sprawił, iż przypomniała sobie ślad, który pozostał po jednej z zabaw. Musiał uszkodzić jej wtedy fragment ciał jamistych, bo warga skręca się tam nieestetycznie zamiast radośnie pęcznieć wraz z rosnącym podnieceniem. Niby wolałaby mieć zgrabne, symetryczne i równomiernie nabrzmiewające płatki, ale ich maltretowanie działa na Franka zbyt mocno, by mogli z tego zrezygnować. Przyzwalając na destrukcję, oddaje się cała, a to pobudza. Mocno. Niezwykle mocno.

Kazał jej paradować po pokoju, więc chodziła, niczym modelka na wybiegu. Mężczyźni chciwie patrzyli na drobne ciało, podziwiając uległość i otwartość. Dwóch jęknęło, kiedy opadła na kolana, nim zdążył wypowiedzieć do końca rozkaz.

– Grzeczna suczka – pochwalił i pogłaskał ją po dawno zmierzwionych włosach: blond szopie, jak lubił mawiać, w końcu każde słowo musiało chłostać.

– Otwórz usta, szeroko. – Stanął za nią i gestem zmusił, by usiadła na piętach. – Rozszerzymy ci tę kurewską mordę. – Sięgnął po metalowe haki umocowane na skórzanych paskach, zaczepił je o wewnętrzną stronę policzków i zapiął z tyłu głowy. – Ładnie. – Ewidentnie spodobał mu się osiągnięty efekt.

Mogła zacisnąć zęby, ale nie mogła zamknąć ust, do tego utrudnione było przełykanie śliny. Lubił, kiedy ciekła jej po brodzie i skapywała na podłogę; kiedy leżąc dławiła się nią. Przy wędzidłach i dużych kneblach całkowicie traciła kontrolę, z tym czymś mogłaby ograniczyć swoje upodlenie, ale w gruncie rzeczy nie chciała. Zabawka – myślała o sobie – przedmiot, lala do dymania, szmata, znacznie gorzej niż dziwka – jednak myśli te wyłącznie wzmagały podniecenie, przynajmniej do chwili powrotu do domu.

Wszystko potoczyło się szybko, aż za szybko. Przyczepił do podłogi olbrzymie dildo na przyssawce i kazał jej się nim pierdolić, nadziewać jakby ujeżdżała byka. Sztuczny chuj był nienaturalnie wielki, żylasty i suchy, myślała, że nie da rady go w siebie wsunąć, ale udało się w końcu. Mężczyźni dopingowali ją i klaskali, podchodzili by klepnąć w tyłek lub uszczypnąć w sutek, a ona działała niczym w transie, zupełnie obojętna na ich obecność, czuła jedynie przyjemność powoli narastającą w dole brzucha.

– Stop! – zażądał, gdy była już na skraju. – Jeszcze nie wolno ci dojść!

Zamarła z obolałą pizdą wypełnioną po brzegi, a on podszedł i wepchnął jej w usta fiuta. Mogła je tylko szeroko otworzyć i pozwolić, aby rżnął gardło.

– Nie… nie zasłużyłaś jeszcze… – Szybko się wycofał.

Znała jego sztuczki, droczył się, napalony równie mocno jak ona, chciał, żeby błagała o spermę, o rżnięcie, o łaskę zadowolenia swojego pana. Po to w końcu istniała, by dawać mu satysfakcję.

Krzyknęła, gdy przypinał jej do sutków największe posiadane ciężarki z wyjątkowo okrutnymi krokodylkami. Ząbki wbiły się w delikatną tkankę pozostawiając małe, piekące ranki, które wygoją się zapewne dopiero za tydzień lub dwa. Jednak potrzebowała tego bólu, dzięki niemu naprawdę przestało się liczyć cokolwiek. Praca, rodzina, społeczeństwo  nie majaczyły nawet jako mgliste wspomnienia.

Pchnął ją, opadła na ramiona, pozwalając ogromnej zabawce wysunąć się z rozgrzanego wnętrza. Suka przyjęła pozycję godną suki, a pan zadbał, by jej nie zmieniła, w nieprzygotowaną dupę wsuwając hak. Włosy zebrał w niedbały kucyk, zrobił z nich pętelkę i połączył sznurem z zabawką, odchylając przy tym głowę. Zapowiadało się więc jebanie z dwóch stron. Nie spieszył się jednak. Wręczył kumplom pejcze i packi, jednemu nawet szorstkie zgrzebło, a jej przykazał chodzić. Najchętniej celowali między bezwstydnie rozchylone, purpurowe wargi, uderzając w łechtaczkę i delikatną śluzówkę wejścia, ale to tylko wzmagało jej zwierzęcą chcicę.

Chciała błagać, skomleć, w akcie rozpaczy próbowała nabić się nawet na nadal sterczące pośrodku pokoju dildo, ale i tak nie mogła niczego przyspieszyć.

– Wolno ci wybrać – Frank szepnął jej do ucha, podstawiając pod nos imbir i miskę. Nie miała pewności między czym a czym. Imbir kojarzył jej się jednoznacznie, ale miska… piła z niej mocz, jadła psią karmę i surowe mięso, teraz jednak była pusta. Odgięta do tyłu głowa i przymusowo otwarte usta uniemożliwiłby chłeptanie, niemniej myśl o piekącym wnętrzu, którego nie da się podrapać ani opłukać, paraliżowała. Wskazała więc skinieniem miskę, licząc, że nie będzie żałować.

– Dobrze – mruknął raczej do siebie. – Bardzo dobrze.

Mężczyźni nadal okładali jej ciało, rozgrzana i zaczerwieniona skóra piekła, ciężarki przypięte do sutków kołysały się przy każdym drgnięciu, wyciskając z oczu łzy, ona jednak czuła przede wszystkim wysączającą się ze spragnionej pizdy wilgoć, lepką i gorącą, oblepiającą już uda – dobitnie świadczącą o upodobaniu do podobnych tortur zadawanych przez anonimowych kochanków.

– Każ jej się znowu nabić – poprosił jeden z nich.

– Nie da rady, nie z hakiem w dupie. – Frank najwyraźniej najlepiej uświadamiał sobie nałożone ograniczenia.

– Przecież chce się jebać… widać – skwitował inny.

– Niech chociaż spróbuje – nalegali.

– Słyszałaś, zdziro! – zwrócił się do niej. – Panowie chcą zobaczyć, jak robisz sobie dobrze sztucznym chujem.

Nie musiał powtarzać, momentalnie ustawiła się przy sterczącym, silikonowym fallusie, nieporadnie starając się wprowadzić go w siebie bez użycia rąk.

– I otwórz szeroko usta. – Rozpiął rozporek, ale tym razem bynajmniej nie po to, by zerżnąć jej gardło. – Będziesz żywym pisuarem… tylko do tego się nadajesz!

Zaczął sikać, celując w oczy i we włosy, obmywając całą twarz swojej pieprzonej suki, jeszcze bardziej rozmywając rozmyty już makijaż.

– Postaraj się bardziej! – upomniał ją. – Każdą kroplę zliżesz z tej brudnej podłogi!

Z trudem podążała ustami za ciepłym strumieniem, większość moczu rozpryskiwała się o jej ciało, zamiast trafiać do ust, ale łykała wszystko, co udało się złapać. Do Franka dołączyli kolejni i wkrótce siedziała w szybko stygnącej kałuży, była jednak wdzięczna, że któryś z mężczyzn pomógł jej nadziać się na kutasa i mogła pogalopować ku spełnieniu. Przyszło szybko i niespodziewanie, wśród obelg i w powodzi szczyn, wstrząsnęło całym światem, odrywając od rzeczywistości, nawet od tego dusznego, śmierdzącego pokoju i nic nieznaczących mężczyzn. Szybowała szczęśliwa choć przez krótką chwilę. Wolna. Beztroska. Gdyby potrafiła osiągnąć ten stan w mniej uwłaczający godności sposób, zapewne dałaby radę ułożyć sobie życie… lub gdyby potrafiła z niego zrezygnować.

Posuwali ją później jeden po drugim, spuszczając się we wszystkie dziury, ale była już naprawdę bezwolną lalką, zbyt zmęczoną, żeby głębiej odczuwać i przejmować się czymkolwiek. Mogli posiąść jej ciało: pustą, nieczułą skorupę, ona jednak była gdzie indziej.

Zużytą wystawili po prostu za próg. Nagą, ociekającą moczem oraz nasieniem. Ubrania rzucili obok. Frank splunął jeszcze w twarz, sycząc:

– Dziwka! Nie pokazuj się więcej!

Pierwszy raz płakała, za drugim błagała na kolanach, żeby nie kazał jej odchodzić, za trzecim po prostu zasnęła na wycieraczce, rano obudzona kopniakiem. Później wracała już do domu, sponiewierana, obolała i świadoma, że słowa choć ranią, niewiele znaczą, bo gdy znów poprosi go o spotkanie, przyjmie jej służbę i podaruje kolejną dawkę narkotyku.

Zupełnie obojętna ubrała się pod czujnym spojrzeniem staruszki z naprzeciwka, która z powątpiewaniem kręciła głową, i wyszła na deszcz. Szła boso przez ciemne, puste miasto, niezaczepiana przez nikogo – powszechna znieczulica ma pewne zalety: ludzie prędzej pozamykają się w swoich mieszkaniach, szczelnie zaciągając zasłony niż wezwą pomoc lub sami jej udzielą, w razie czego wypytywani przez policję zaprzeczą, że cokolwiek widzieli. Zna to: zbyt wielu przesłuchiwała, zbyt wielu przestępców wypuszczono, bo nikt nie miał odwagi zeznawać; ale właśnie dzięki temu w podobnych chwilach czuła się bezpieczna. Mogła po prostu iść przed siebie i moknąć, włóczyć się bez celu po wymarłych ulicach. Blond zombie o bladej skórze i pustych oczach. Wydmuszka.

Niestety chłodne powietrze otrzeźwiało, powracały wspomnienia i problemy, trafiała w końcu do swoich czterech pustych ścian i szła pod prysznic, przyglądając się wcześniej patrzącej na nią z lustra ladacznicy. Trudna konfrontacja  – nie miała czego się uchwycić ani jak uzasadnić własną słabość, ciągłe uleganie niskim popędom. Powtarzała obelgi usłyszane od Franka, sama sobie spluwała w twarz, zalewała się łzami i przyrzekała, że już nigdy więcej, a jednak wracała, zawsze wracała, niezdolna do ostatecznego wybrania tylko jednej strony swojej osobowości.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Mocne. Zaserwowałaś nam jazdę bez trzymanki w świecie dominacji sm. Dobre studium psychologiczne osoby podporządkowanej, uległej i jej wewnętrznej walki z własnymi potrzebami, które wykraczają z ram seksu „po bożemu”. W opowiadaniu przekroczyłaś jednak granice bezpiecznego seksu, który dodaje w łóżku pewnego dreszczyku emocji i zahaczyłaś o dewiację, kiedy pojawia się chęć wyładowania agresji, mająca wpływ na stan emocjonalny kobiety. Kobiety samotnej, z poczuciem braku szacunku do siebie samej i odnoszę wrażenie że z „bólem istnienia”. Odważnie ukazałaś mroczną twarz tej części sfery życia, gdzie seks to nie tylko spełnienie potrzeb fizjologicznych, ale także emocjonalnych, odmiennych, do których nie wszyscy chcą się przyznać, a jednak w mniejszym lub większym stopniu w każdym człowieku drzemiącymi. Pięć gwiazdek ode mnie.
Pozdrawiam, V.

Cieszę się, że się podobało, a jeszcze bardziej, że już pierwszy komentarz pomaga otworzyć dyskusję. Rzeczywiście jest dość mocne, z założenie oczywiście, nasza seksualność ma w końcu najróżniejsze oblicza 🙂

Zwróć proszę Violet uwagę na pewien drobiazg: ja temu opowiadaniu przypisałam jedynie metkę „przemoc”, nie ma tu „BDSM”, „uległości” czy „dominacji”. Oczywiście wszystko, co dzieje się między bohaterami w sferze „łóżkowej”, mogłoby się spokojnie dziać w relacji BDSM, różnica polega głównie na tym, co dziej się po seksie i to tam tkwi przemoc. Psychiczna, często znacznie gorsza od fizycznej. BDSM to wytwór kultury, pewna konwencja, gra odbywająca się między ufającymi sobie partnerami i zawsze, ale to zawsze, z poszanowaniem dobrostanu psychicznego strony uległej.

Pozdrawiam

Ania

Aniu, od razu zauważyłam, że z bdsm niewiele ma to wspólnego. To są mocno ugruntowane dewiacje i dlatego bardzo zaciekawiło mnie to studium psychologiczne, które oprawiłaś w opowiadanie. Przyznam się, że nie zwracam uwagi na metki dopóki nie przeczytam tekstu i tym razem nie było inaczej 🙂 Bardzo dobrze wyszedł Ci rys psychologiczny bohaterki i jeśli mogę zaproponować, chętnie przeczytałabym o drugiej stronie, tej aktywnej, czyli agresywnej. Przemoc jest wtopiona w naszą egzystencję, czy tego chcemy czy nie i ma różne stopnie zaawansowania. Czasami nawet jej nie zauważamy, systematycznie i biernie poddając się jej, lub nieświadomie ją stosując poprzez wywieranie presji. Zgadzam się z Tobą, że akcja represyjna o podłożu psychicznym jest o wiele okrutniejsza od fizycznej, do bólu można się przyzwyczaić, do przemocy emocjonalnej jest praktycznie niemożliwe.
Pozdrawiam, Violka.

Hmmm… nie wiem czy to do końca tak. Tutaj oczywiście mówimy o mężczyźnie mającym problem z agresją, w środowisku zresztą też można natknąć się na psychopatów, sadystów czy osoby skrajnie nieodpowiedzialne (jak wszędzie!), ale satysfakcję z seksualnej dominacji może czerpać niemal każdy, nawet najbardziej normalny człowiek. Dla niektórych to być może wentyl bezpieczeństwa, pozwalający w skonwencjonalizowany sposób rozładować napięcie, dla innych po prostu przyjemność, niezbyt typowy sposób dojścia do orgazmu, nic więcej.

Jak już wspomniałam, dla mnie różnica polega głównie na odpowiedzialności. BDSM ma różne oblicza – począwszy od wersji chic z packami w serduszka i satynowymi kajdankami, po znacznie bardziej drastyczne niż to opisywane przeze mnie – ale póki wszystko odbywa się w uzgodnionych przez zaangażowane strony granicach, dalej mówimy o seksie, nie przemocy i raczej nie nazwałabym tego dewiacją. Z drugiej strony przemoc psychiczna (podobna do opisywanej) może występować w zwykłych, ani trochę kiny, związkach…

Gdy to czytałam przechodził mnie dreszcz.. po moich gorących plecach polała się strużka potu, gdy ręką dotykałam swojego dekoltu. Wieczór był tak gorący, w pewnym momencie zabrakło mi tchu.. zdecydowałam się otworzyć okno, w oddali zaszczekał pies, a ja czytałam i czytałam.. nawet nie zauważyłam chwili gdy wyobrażając sobie jak posuwają ją we wszystkie dziury..

cudowny tekst.. dziękuje.. było mi z Tobą cudownie

Cała przyjemność po mojej stronie 🙂

Tak się zastanawiam, co napisać pod opowiadaniem, które nie jest z mojej bajki i raczej nigdy nie będzie. Współczuję głównej bohaterce, bo jej skłonności są najprawdopodobniej wynikiem jakiejś traumy. Gdyby nie empatia, nie potrafiłbym jednak kupić tej postaci. Jeśli chciałaś wzbudzić w przynajmniej części czytelników współczucie, to Ci się udało 🙂

Pozdrawiam,
Frodli

Przyznam, że liczyłam na bardziej… hmmm… ambiwalentne emocje, ale w zasadzie każde są dobre 🙂

Napisz komentarz