Perska Odyseja VIII: W kraju dwóch rzek (Megas Alexandros)  4.49/5 (106)

35 min. czytania

Georges Rochegrosse, „Łupy wojenne”

Kassander ściągnął tunikę przez głowę, cisnął ją na dywan i wszedł na łóżko. Jego penis unosił się już w pełnej erekcji – widok trzech nagich niewiast, dwóch służek i ich pani, bardzo szybko go podniecił. Nigdy nie trwonił zbyt wiele czasu na grę wstępną, pieszczoty i stymulację swojej kochanki. Gdy miał do czynienia z niewolnicą, często pozwalał kierować sobą pożądaniu i brał ją od razu. To on miał czerpać przyjemność ze zbliżenia – w jej przypadku było to absolutnie zbędne. Od niewolnych dziewcząt oczekiwał posłuszeństwa i uległości – a nie tego, że będą szczytować w jego ramionach. Naturalnie pochlebiało mu, gdy doprowadzał kobietę do orgazmu – nie na tyle jednak, by dążyć do tego szczególnie wytrwale.

Tak więc i teraz nie marnował czasu. Zdecydowanym ruchem rozsunął uda Melisy na boki, pochylił się nad dziewczyną, jedną ręką wsparł się o łóżko, a w drugą wziął swój nabrzmiały członek. Nakierował go na wyeksponowaną teraz szparkę niewolnicy. Uniósł głowę i spojrzał w oczy Mnesarete. Uśmiechnął się do niej triumfalnie, po czym pchnął mocno. Melisa, nieprzygotowana w żaden sposób na tak gwałtowną penetrację, krzyknęła z bólu. Mnesarete patrzyła zafascynowana, nie mogąc odwrócić oczu. Poczuła, że jej własna brzoskwinka zaczyna puszczać soki.

Kassander wbijał się w Melisę silnymi, głębokimi pchnięciami. Domyślał się, że podobnie jak Helena w dniu, gdy przyprowadzono ją do jego łoża, nigdy jeszcze nie zaznała mężczyzny. Kiedy wszedł w nią po raz pierwszy, poczuł, że jego przypuszczenie było słuszne. Z rozkoszą pozbawił jońską niewolnicę dziewictwa, nie siląc się przy tym na delikatność. Dziewczyna jęczała pod nim boleśnie, nie odważyła się jednak na najcichszy chociaż sprzeciw. Przyjmowała jego brutalne sztychy, odwróciwszy głowę w bok. Jej piersi drżały w rytm jego ruchów. Sięgnął ku jednej z nich ręką – tą, na której się nie opierał. Ścisnął dość mocno, uszczypnął palcem wskazującym i kciukiem brodawkę. Kolejny cichy krzyk. Bardzo dobrze. Niech Mnesarete dobrze przyjrzy się temu, co sprowokowała. Niech się nasłucha.

Melisie brakowało kunsztu wytrawnej hetery, a nawet doświadczenia pospolitej porne. Nie potrafiła zwielokrotniać męskiej rozkoszy, nie wiedziała, jak sprawić, by zbliżenie trwało jak najdłużej. Kassander nie szukał dziś jednak czystej, zniewalającej ekstazy. Wymierzał karę. Nie samej niewolnicy, lecz jej pani, której spojrzenie czuł na sobie przez cały czas. Wiedział, że patrzy też na niego Raisa, wciąż stojąca nieopodal łóżka. Ciekawe, czy dziewczyna domyśla się, że wkrótce i ona stanie się bezwolnym narzędziem w jego rękach…

Raz jeszcze spojrzał w oczy Mnesarete, skrępowanej i bezsilnej, leżącej na pościeli po jego prawicy. Gdy napotkał jej wzrok, ciałem Macedończyka wstrząsnął dreszcz orgazmu. W ostatniej chwili wyrwał swojego penisa z pochwy Melisy i zalał jej łono obfitymi strumieniami nasienia. Podniósł się i patrzył na nią z góry, wciąż szczytując. Sperma rozlała się również na dolną część jej brzucha. Mlecznobiałe strużki spływały po smagłej skórze. W okolicach rozwartej nadal szparki biel była zabarwiona na czerwono. Na jego członku również zostało nieco krwi, stanowiącej ślad gwałtownej defloracji.

Możesz odejść – rzucił niewolnicy, którą właśnie wykorzystał. Zsunął się z niej i uklęknął przy Mnesarete. Chwycił ją mocno za włosy, lecz podniosła się z łóżka o własnych siłach – co biorąc pod uwagę fakt, że miała skrępowane za plecami ręce, z pewnością nie było łatwe. Idąc za jego niewypowiedzianym rozkazem, pochyliła się do przodu i objęła ustami zaspokojoną chwilowo męskość. Ruchami warg i języka oczyściła ją ze śladów spermy, krwi i soków Melisy. Spoglądając na nią z góry, Macedończyk wiedział, że są to jej przeprosiny. Słowa były całkowicie zbyteczne.

Za plecami Macedończyka Melisa chwiejnie podniosła się z łoża. Czuła się splugawiona i zbrukana. Nasienie mężczyzny, który ją posiadł, spływało jej po brzuchu leniwymi kroplami. W podbrzuszu czuła tępy ból po jego bezlitosnych pchnięciach. Uda kleiły się od krwi. Ukucnęła na podłodze, próbując zebrać swą szatę. Tkanina dwa razy wysunęła jej się z drżących rąk. W końcu pomogła jej Raisa. Podniosła suknię i wcisnęła ją Melisie w dłonie.

Idź już – szepnęła Iliryjka. – Przyjdę, gdy tylko będę mogła.

Melisa wyszła z sypialni, marząc tylko o tym, by umyć się i zasnąć. Kiedyś, całe wieki temu, marzyła o chwili, w której jakiś przystojny chłopiec odbierze jej dziewictwo. Wyglądała tego momentu, niecierpliwa i złakniona. Teraz zaś przekonała się, iż rzeczywistość nieczęsto przypomina dziewczęce fantazje.

Opowieść helleńska: Kassander XI

* * *

Po opuszczeniu Gordionu niezmordowany Kassander popędził swe wojsko na wschód. Narzucał forsowne tempo, jakby jakaś tajemna siła popychała go wciąż przed siebie, jak najdalej od przeklętego miasta, w którym stracił kochankę, złotowłosą Omfale. Popiół z jej stosu, który osiadł na pancerzach żołnierzy, szybko zmyły lodowate deszcze, doskwierające im na wyżynach Kapadocji. Po tygodniu deszcze zmieniły się w śniegi. Temperatura gwałtownie spadła i korpus zaczął tracić ludzi, nienawykłych do takich warunków. Codziennie podczas zwijania obozu chowano kilku zamarzniętych, którzy próbując się ogrzać winem, zasnęli poza bezpiecznym wnętrzem namiotów. Generał przyjmował raporty o tych zgonach z zaciśniętymi z gniewu pięściami. Nic jednak nie dało się zrobić. Oddziały musiały pokonać górskie przełęcze, nim te zostaną na dobre zasypane. Należało zatem przeć naprzód i to właśnie czynili.

Udało im się w ostatnim momencie. Kiedy schodzili z gór Taurus na syryjskie niziny, za ich plecami rozpętała się koszmarna śnieżyca. Kilkudziesięciu żołnierzy tylnej straży zagubiło się w zamieci. Nigdy już nie dołączyli do głównych sił.

Zgodnie ze swoim planem, Kassander pozwolił wojsku na dłuższy odpoczynek dopiero w Mezopotamii, nad brzegami Eufratu – jednej z dwóch wielkich rzek przecinających ów kraj. Niegdyś w tej okolicy wznosiły się dumne asyryjskie miasta, teraz jednak pozostały po nich wyłącznie ruiny. Macedończykowi w pełni to odpowiadało. Po Gordionie i Sardis miał serdecznie dosyć azjatyckich metropolii. Chętnie odwiedziłby polis – taką, jaką znał z kontynentalnej Hellady – lub chociaż fenicką kolonię. Niestety, najbliższe osiedla tego rodzaju znajdowały się tysiące stadiów od obozowiska.

W tej sytuacji należało skupić uwagę na licznych wsiach rozrzuconych po żyznej równinie. Kassander posłał tam swych oficerów z zadaniem zakupu lub – gdyby okazało się to niemożliwe – zaboru żywności. Armia potrzebowała aprowizacji, zaś zdobyte jeszcze pod drugiej stronie Taurusu zapasy były na wykończeniu. Wkrótce okazało się, że nie we wszystkich osadach udało się dobić targu. Tu i ówdzie wieczorny horyzont rozjaśniły krwawoczerwone łuny. Dzięki zwycięstwom Aleksandra Macedończycy stali się panami tego kraju i zamierzali w pełni z tego korzystać. Jeśli ktoś próbował stawiać im opór, bezlitośnie go łamali.

Dowódca jazdy, Herakliusz, oraz niżsi rangą oficerowie bawili się wyśmienicie, puszczając z dymem co bardziej oporne wioski. Ekspedycje karne rozpraszały nudę wypoczynku i pozwalały bawić się w wojnę bez nadmiernego ryzyka. A także do woli zabijać, rabować i gwałcić. Nad ranem zwycięscy żołnierze powracali do obozu, pędząc ze sobą stada bydła i wiodąc wyładowane zbożem wozy. A także długie szeregi skrępowanych sznurami jeńców. Starców i broniących swego dobytku mężczyzn zwykle wycinano w pień, na powróz brano przede wszystkim młode mezopotamskie wieśniaczki o oliwkowej skórze i ciemnych, niemal czarnych oczach. Wiele z nich, nim dotarło do obozowiska, zdążyło już poznać brutalną żądzę swoich nowych panów. Znać to było po ich pustych spojrzeniach i zakrwawionych udach.

Nad Eufratem powstało coś na kształt zaimprowizowanego targu niewolników. Uprowadzonych dziewcząt było tak wiele, że ich cena szybko spadła. Wkrótce nawet niski rangą dowódca mógł sobie pozwolić na jedną lub dwie branki. Więcej trzeba było zapłacić za efebów, stanowiących towar prawdziwie deficytowy. Często bowiem woleli zginąć u boku swych ojców w rozpaczliwej i beznadziejnej walce. Kassander w duchu przyznawał im rację. Tym niemniej jego zastępcy, Jazonowi, udało się dokonać satysfakcjonującego zakupu: Muranu był olśniewająco wprost pięknym młodzieńcem o kręconych włosach, oczach w kształcie migdałów i posągowej sylwetce. Handlarz zaprezentował go Trakowi całkiem nagiego i dzięki temu odniósł sukces: ogarnięty pożądaniem mężczyzna nawet nie próbował się targować. Chłopak trafił w jego ręce w zamian za minę w srebrze.

Kiedy wojownicy odzyskali siły, a rozciągające się wokół ziemie nie były już w stanie dłużej ich wyżywić, generał nakazał wymarsz. Kamienny most na Eufracie został zniszczony, zapewne przez wycofującą się perską armię. Tak więc korpus musiał wykorzystać do przeprawy łodzie zarekwirowane okolicznym rybakom, a także setki zbitych specjalnie na tę okazję tratew. Mimo owej niedogodności forsowanie rzeki zajęło niewiele czasu. Potopili się przy tym nieliczni żołnierze i cywile. Były to straty możliwe do zaakceptowania.

Przez pewien czas Królewska Droga, po której maszerowało wojsko, trzymała się brzegu Eufratu. Potem koryto rzeki skręciło na południe i Hellenowie całkiem stracili ją z oczu. Po kilku dniach jednak na północy ukazała się druga, równie szeroka – słynny Tygrys. Ta miała im towarzyszyć dłużej, aż do pola bitwy pod Gaugamelą, gdzie Aleksander po raz ostatni pokonał króla królów, Dariusza.

W jednym z nadrzecznych zagajników zwiadowcy Herakliusza dokonali niezwykłego odkrycia: na plaży stała, zanurzona w piasku i przechylona na lewą stronę, długa łódź wycieczkowa. Wysoka, zabudowana rufa, misternie zdobione burty oraz rzeźba dziobowa przedstawiająca brodatego, zrywającego się do lotu sfinksa dowodziły, że statek należał do kogoś znaczącego. Załoga dawno już uciekła, zabierając ze sobą wszystko, co przedstawiało jakąś wartość – luksusowa, dwupokojowa nadbudówka została ogołocona do cna. Można się było tylko domyślać, że niegdyś jej podłogę zaściełały kosztowne dywany, a ze ścian wyrastały złocone uchwyty na lampy oliwne. Teraz ostały się jedynie wbudowane w pokład meble: łoże, mosiężna wanna oraz niski stół, przy którym można było spożywać posiłki.

Gdy Mnesarete usłyszała o tajemniczym znalezisku, uprosiła Kassandra, by pozwolił jej podróżować dalej rzeką. Argumentowała, że łódź to zdecydowanie wygodniejszy sposób transportu niż wóz, na którym zdążyła się już solidnie wytrząść. Ponieważ przed porzuceniem statku ktoś miał na tyle rozumu, by wyciągnąć go na brzeg, poszycie nie zbutwiało od wilgoci i po niewielkich naprawach był on zdatny do dalszej służby. Generał uległ swojej kochance i posłał na plażę towarzyszących armii rzemieślników. W oddziale Dioksipposa znalazło się kilku ateńskich młodzieńców, którzy znali się na budowie okrętów i mieli nadzorować prace. Pozostała część armii rozbiła tymczasem obóz. Wkrótce opuściły go zagony jazdy z zadaniem pozyskania żywności. Okoliczni chłopi znów mieli oddać, co posiadają, lub zapłacić za swój opór wysoką cenę.

Tym razem jednak Kassander zabronił mordowania wieśniaków, chyba że w ostateczności. Łódź była napędzana siłą ludzkich mięśni. Pod pokładem, na ławach ciągnących się w poprzek kadłuba, było miejsce dla około dwustu wioślarzy. Jeśli miał spełnić prośbę Mnesarete, potrzebował zdrowych, zdatnych do ciężkiej pracy niewolników. Nocą południowy horyzont jaśniał od łun pożarów. O poranku do obozowiska dotarły pierwsze kolumny jeńców. Przy okazji wyjaśniło się, do kogo należał wycieczkowy statek. Wielu spośród chłopów widziało, jak po Tygrysie podróżował nim sam władca Imperium Achemenidów, Dariusz. Ilekroć przepływał w okolicy, perscy żołnierze spędzali ich na brzeg, by wznosili gromkie okrzyki na cześć króla królów.

Dla nielicznych możliwość wiosłowania na królewskiej łodzi stanowiła prawdziwy zaszczyt. Pozostałych zapędzono pod pokład biczami, a następnie zakuto w kajdany. Otrzymali nowe wiosła, wykonane przez wprawnych Ateńczyków. Ludzie Dioksipposa objęli też – jako najsprawniejsi marynarze spośród Hellenów – dowództwo nad całą jednostką. Nad bezpieczeństwem cennej pasażerki mieli natomiast czuwać czterej macedońscy żołnierze. Kassander wybrał ich osobiście, po czym oddał pod rozkazy Gelona. Generał ufał mu bez zastrzeżeń – jasnowłosy oficer dbał już o życie i zdrowie Mnesarete podczas podróży z Koryntu do Aten, a potem czuwał przy drzwiach jej komnaty w zajeździe na Oenoe. Za każdym razem wzorowo wywiązywał się ze swoich obowiązków.

* * *

O świcie armia zwinęła obóz i ponownie wyruszyła w drogę, zaś łódź wycieczkowa towarzyszyła jej, płynąc środkiem nurtu. Ateński bębniarz narzucił wioślarzom niespieszny rytm, pozwalający zrównać szybkość z maszerującymi równym traktem żołnierzami. Po upewnieniu się, że wszystko działa jak należy, Ateńczycy odpoczywali na pokładzie, z wyjątkiem sternika oraz stojącego na dziobie marynarza, który obserwował rzekę, szukając groźnych mielizn. Gwardziści Mnesarete przechadzali się wzdłuż burt, lustrując przeciwległy brzeg Tygrysu. Tam nie było sojuszniczych wojsk, zaś nadrzeczne zarośla mogły skrywać rozmaite niespodzianki.

Około południa Gelon stawił się w kajucie generalskiej nałożnicy. Zostały one udekorowane skarbami wywiezionymi z pałacu Krezusa pod Sardis i znowu prezentowały się królewsko. Szmaragdowooka niecierpliwym gestem posłała swoje niewolnice precz. Kiedy opuściły nadbudówkę, na zewnątrz rozległy się rozbawione okrzyki i gwizdy marynarzy.

– Nie boisz się o nie? – zapytał Gelon, a w jego głosie słychać było drwinę. – Ateńczycy mogą nie uszanować twoich ślicznotek.

– Niech zerżną obydwie, jeśli taka ich wola – odparła, wzruszając ramionami. – A potem oddadzą je wioślarzom. Ta dziwka Parmys będzie pewnie zadowolona. A Melisa wreszcie przestanie zachowywać się jak świętoszka.

– Widzę, że zastałem cię nie w humorze – roześmiał się.

Miał oczywiście rację. Podły nastrój dziewczyny z Argos utrzymywał się już od tygodni. Wciąż pamiętała nieszczęsne wesele w Gordionie. To, jak Kassander porzucił ją, by iść na ratunek złotowłosej Omfale, maltretowanej przez własnego męża i brata. Jak zwycięstwo nad rywalką w jednej chwili zmieniło się w gorzką klęskę. Wtedy poczuła, jak mało dla niego znaczy. Macedończyk gotów był zapomnieć o niej dla pierwszej niebieskookiej suki, która rozłoży przed nim uda. Tak źle nie czuła się od czasu Aten, gdzie związał się z tespijską heterą, Fryne. Nawiasem mówiąc, również blondynką o błękitnym spojrzeniu.

Jej humoru nie poprawiał nawet fakt, że Omfale nie przeżyła własnego wesela. Pchnięta sztyletem, skonała w ramionach Kassandra, a on do końca prosił ją, by nie odchodziła. Wspomnienie owej sceny przyprawiało Mnesarete o mdłości. Nie mogła sobie wybaczyć, że w chwili, gdy oczy Lidyjki gasły, nie wybuchła głośnym, triumfalnym śmiechem. Że nie rzuciła się na szyję mordercy i nie wycałowała go z wdzięczności. Potem nie było już ku temu okazji. Za swoją zbrodnię Sarpedon skończył na krzyżu. Dziewczyna z Argos mogłaby co najwyżej ucałować jego zakrwawione stopy. A do tego nie zamierzała się zniżać.

Kiedy armia wyruszyła z Gordionu, Mnesarete zamierzała się zemścić. Skoro Macedończyk otwarcie nią pogardzał, nie pozostanie mu dłużna. Znów rzuci się w ramiona jego oficera. I znajdzie w nich to, czego łaknęła. Dla Kassandra była tylko jedną z wielu. Dla Gelona – jedyną, wyjątkową, niezastąpioną. Przekonała się o tym, gdy pewnej nocy wysłała Melisę, by ta ogrzała mu łoże. Gelon nawet nie tknął jońskiej niewolnicy. Pragnął wyłącznie Szmaragdowookiej i nie zamierzał zadowolić się tym, co poślednie.

Niestety, schadzka z jasnowłosym jeźdźcem okazała się niemożliwa. Od śmierci Nasakhmy – czarnoskórego tragarza, którego Mnesarete również obdarzała swoimi wdziękami, namiot Kassandra był zawsze solidnie strzeżony. Otoczona przez gwardzistów generała, Szmaragdowooka czuła, że każdy jej krok jest obserwowany. Nie mogła nawet do końca ufać swym służącym. Parmys była nowa, dołączyła do niej dopiero w lidyjskiej stolicy. Melisa zaś… Cóż, nigdy się nie polubiły. Mnesarete irytowała jej pruderia, którą przy każdej okazji bezlitośnie deptała. Czuła, że Jonka uważa ją za dziwkę i kiedyś może zemścić się za wszystkie upokorzenia. A jednak nie potrafiła się powstrzymać i wciąż, przy każdej okazji dokuczała smagłej niewolnicy.

Wszystkie te okoliczności czyniły jakąkolwiek próbę nazbyt ryzykowną. Nie znaczy to jednak, że dziewczyna z Argos spędzała każdą noc samotnie. Przez kilka dni po śmierci Omfale Kassander faktycznie nie odwiedzał jej łoża, wkrótce jednak powrócił, jak zawsze złakniony. Niekoniecznie mlecznobiałego ciała Mnesarete. Po prostu – kobiecego ciała. A że akurat ona była pod ręką… Macedończyk przychodził późno, po wieczornej naradzie z oficerami. Bez słowa ściągał odzienie i rzucał się na nią niczym rozszalałe z pożądania zwierzę. Jeśli miała na sobie suknię, darł ją w strzępy. Jeśli była naga, wbijał się w nią od razu, nie sprawdzając nawet, czy już zwilgotniała. Ich zbliżenia stały się pospieszne, gorączkowe i jeszcze gwałtowniejsze niż dawniej. Mężczyzna dochodził często po dwa, trzy razy w ciągu nocy. Lecz w tym Szmaragdowooka już mu nie towarzyszyła.

Kiedyś stanowczy dotyk Kassandra budził w niej obezwładniającą rozkosz. Pragnęła zachłannych pocałunków i brutalnych pieszczot, którymi obdarzał jej ciało. Ateński romans z Fryne nie ugasił tej żądzy. Jakimś cudem udało się to lidyjskiej arystokratce. Która przecież od dawna błądziła już po szarych pustkowiach Hadesu. Nawet skupiony na własnej przyjemności Macedończyk wyczuł, iż coś się zmieniło. Dostrzegł, że nałożnica nie wita go już z dawnym entuzjazmem. A gdy uprawiają miłość, nie omdlewa z ekstazy w jego ramionach. Nigdy jednak nie poruszył tego tematu w rozmowie ze Szmaragdowooką. W ogóle niewiele ze sobą mówili. Ich językiem zawsze był język ciał. A i tu coraz mniej było miejsca na zrozumienie.

Uzależniona od rozkoszy, łaknąca spełnienia, z dnia na dzień stawała się coraz bardziej sfrustrowana. W chwili, gdy Gelon zawitał do jej kajuty, trwało to już od paru tygodni. Dziewczyna z Argos była zła jak osa, o czym co i rusz przekonywały się usługujące jej niewolnice. Robiła im awantury o każdy drobiazg, a przy najmniejszym niedopatrzeniu sięgała po bicz. Plecy Melisy pokrywały pręgi po świeżej chłoście. Parmys jak dotąd uniknęła solidnego bicia, lecz jej twarz często była zaróżowiona od wymierzanych przez właścicielkę policzków.

Może dlatego, gdy kazała im odejść, żadna nawet nie zawahała się przed wykonaniem polecenia. Po stokroć wolały narazić się na nagabywanie i szorstkie zaloty ateńskich marynarzy niż na gniew i mściwość swojej pani. Skwapliwie zostawiły ją samą z macedońskim oficerem i dokładnie zamknęły za sobą drzwi wiodące na pokład. I wtedy właśnie, gdy po raz pierwszy od dawna okoliczności tak sprzyjały Gelonowi i Mnesarete, on postanowił uraczyć ją arogancją i drwiną!

– Widzę, że zastałem cię nie w sosie – rzucił rozbawiony. Dziewczyna z Argos gniewnie poderwała głowę.

– Jeśli chcesz kpić, lepiej się wynoś!

– Nie zamierzam. Zmarnowałbym wyśmienitą okazję.

Postąpił krok w jej stronę. Szmaragdowooka podniosła się od stołu, przy którym jadła lekki posiłek złożony z chleba, ryb i delikatnego wina.

– Nie wiem, o czym mówisz… – Udawała chłodną obojętność, choć czuła, że nie starczy jej sił na długą grę. Obecność Gelona sprawiała, że popioły wypełniające jej podbrzusze znów zaczęły się rozżarzać. I za moment buchną nowym płomieniem.

– Doskonale wiesz. – Ściągnął z głowy hełm i postawił go na blacie stołu, obok niedokończonych potraw. Szybkim ruchem rozpiął broszę podtrzymującą płaszcz. Ten z szelestem opadł na podłogę kabiny. – Zbyt długo na to czekałem.

– Jesteś szaleńcem. W każdej chwili ktoś może tu wejść…

– Doprawdy? Niewolnice się ciebie boją. A ja mam posłuch wśród żołnierzy. – Szarpnięciami poradził sobie z wiązaniami napierśnika. Odkładając go zadbał, by nie narobić przy tym hałasu. – O ile łódź nie zacznie nagle tonąć, nikt nawet nie zapuka.

– Ale będą gadali… Kochanka generała i jego oficer… Bez świadków… To zawsze rodzi plotki.

– Jeśli spróbują, wyrwę im języki.

Mnesarete cofała się krok za krokiem, aż w końcu natrafiła plecami na ścianę. Gelon zbliżył się i przyparł ją do niej. Uniósł rękę, przesunął dłonią po widocznej pod peplosem krągłości.

– Jeśli naprawdę chcesz się mnie pozbyć – wychrypiał – to jest moment, gdy zaczynasz wzywać pomocy.

Dziewczyna z Argos zacisnęła usta.

– Tak sądziłem – odparł z drażniącą pewnością siebie.

Następnie sięgnął dłonią wyżej i rozsupłał wiązanie sukni. Poczuła, jak zielony jedwab zsuwa się w dół, obnażając najpierw bark, a zaraz potem prawą pierś.

* * *

Kassander jechał na swym karym ogierze mniej więcej w połowie kolumny marszowej. Obserwował kroczących równo królewskim traktem ateńskich ochotników oraz tracką lekką piechotę. Co jakiś czas spoglądał ku Tygrysowi, którego nurtem płynęła łódź wycieczkowa Mnesarete. Choć wytężał wzrok, nie widział jej nigdzie – ani na tarasie widokowym nadbudówki, ani na pokładzie. Najwyraźniej zażywała odpoczynku w zacisznej kajucie. W pewnej chwili Macedończyk ujrzał, że pędzi ku niemu Herakliusz, pozostający zazwyczaj z przednią strażą. Kawalerzysta osadził wierzchowca i zawołał:

– Generale, powinieneś to zobaczyć!

Ruszyli obydwaj galopem w stronę czoła kolumny. Wkrótce zostawili za sobą piechurów. Nadal nie zwalniali, aż pokonali dziesięć stadiów. Wtedy oczom jeźdźców ukazał się niecodzienny widok. Po obu stronach Królewskiej Drogi rozłożyło się coś na kształt wędrownego miasta. Setki wyładowanych wszelkimi towarami wozów, tuziny wielkich namiotów i niezliczone mniejsze. Można by sądzić, że naprzeciw korpusowi Kassandra wyszła druga, wcale nie mniej liczna armia. Jednak wrażenie to prędko minęło, gdy Macedończycy przyjrzeli się mieszkańcom tego dziwnego osiedla. Tylko nieliczni mieli na sobie pancerze, a przy pasie oręż. Większość wyglądała na kupców lub też ich służbę: tragarzy, poganiaczy bydła, osobistych niewolników.

– Kim są ci ludzie? Co tutaj robią?

– Niedługo się dowiemy – stwierdził Herakliusz, wskazując gestem zmierzającą ku nim grupę.

A wyglądała ona doprawdy osobliwie. Ośmiu muskularnych, półnagich niewolników dźwigało platformę, na której ustawiono coś na kształt królewskiego tronu. Rozparł się na nim otyły ciemnoskóry mężczyzna w nieskazitelnej, białej szacie, która zakrywała jego ciało od szyi aż po kostki stóp. Spod długich rękawów błyskały mu złote bransolety, zaś sandały miał ozdobione perłami. Czarne, naturalnie kręcone włosy lśniły od wonnych olejków, podobnie jak sztywna broda. Choć z obydwu stron jego orszak osłaniali jadący na wielbłądach wojownicy z zakrzywionymi mieczami, spojrzenie niewielkich oczu wielmoży było łagodne, wręcz dobrotliwe.

– Witajcie, zdrożeni wojacy! – zawołał całkiem przyzwoitą greką. – Cieszę się, że się nie rozminęliśmy. Bezlitośnie poganiałem swe sługi, byśmy zdążyli! Niektórym zdarłem batem skórę z pleców, ale się udało!

Kassander i Herakliusz wymienili skonfundowane spojrzenia. Tymczasem tłuścioch mówił dalej:

– Gdy tylko dowiedziałem się, że armia wkroczyła do Mezopotamii, zacząłem czynić starania, by wyjść wam naprzeciw. Droga z Babilonu jest długa i nie zawsze łatwa, trzeba też było poczynić wiele przygotowań… Najważniejsze, żeśmy zdążyli! Moja karawana jest do waszej dyspozycji. Przywożę wam bogactwo towarów Orientu! Wkrótce staną się wasze. Ja zaś odciążę was od łupów, które wiedziecie ze sobą ze splądrowanych osad. Interesują mnie zwłaszcza niewolnicy. I oczywiście niewolnice! Przekonacie się, że wszyscy na tym zyskamy!

Urwał raptownie i z uwagą przyjrzał się macedońskim dowódcom.

– Ale gdzież moje maniery! Na imię mi Hassan. Jestem kupcem. Handluję wszystkim, co ma wartość i to na dużą skalę. Znają mnie wszędzie, od Armenii po Królestwo Saby! Powiedzcie mi, dobrzy żołnierze, z kim mam przyjemność?

– Mówisz do generała armii, która niedługo tu przybędzie – odparł chłodno Herakliusz. – Ja zaś przewodzę jej przedniej straży.

– Doskonale! A zatem to z wami chciałem się rozmówić! Dzień ma się ku końcowi. Wasi żołnierze z pewnością są już znużeni. Raczcie rozbić obóz nieopodal mojego. Z pewnością tego nie pożałujecie!

Słońce w istocie chyliło się już ku zachodowi. Kassander spojrzał ku rzece. Pobliska niewielka zatoka byłaby dobrym miejscem, by przycumować łódź wycieczkową Mnesarete. Poza tym musiał przyznać, że Hassan miał sporo racji. Wojsko uginało się pod ciężarem łupów. Od wielu dni żołnierze nie zawitali do żadnego miasta, gdzie mogliby je spieniężyć lub wymienić na coś bardziej poręcznego.

– Tak uczynimy – rzekł do smagłego kupca.

Ten zaś klasnął w upierścienione dłonie.

– A zatem postanowione! Wieczorem zapraszam na ucztę do mojego namiotu. To ten największy, na samym środku obozowiska. Ugoszczę was po królewsku! Och, czuję, że w najbliższych dniach ubijemy niejeden interes!

* * *

Gelon ubierał się bez pośpiechu, jakby zupełnie nie zważał na ryzyko związane z tym, co właśnie uczynili. Co pewien czas patrzył na łoże i spoczywającą na nim wciąż Mnesarete. Wyczerpana, nie miała nawet sił, by zasłonić przed nim swoją nagość. Przez ostatnie klepsydry mężczyzna niemal bez przerwy sycił się jej ciałem. Brał ją na wszelkie możliwe sposoby, nie okazując śladów zmęczenia czy nudy. Sporadyczność ich schadzek sprawiała, że gdy w końcu udało im się znaleźć na osobności, oficer pragnął w pełni wykorzystać dany im czas.

Dziewczyna z Argos byłaby pod jeszcze większym wrażeniem jego niespożytej witalności, gdyby wcześniej nie poznała Kassandra. A tak musiała po prostu uznać, że Macedończycy mają to we krwi. Ostatnio jednak dotyk jasnowłosego kawalerzysty sprawiał jej znacznie więcej przyjemności niż pieszczoty generała.

– Jutro też do mnie przyjdziesz? – zapytała rozleniwiona.

By zachęcić go do twierdzącej odpowiedzi, wypięła lekko piersi i przesunęła po nich dłonią, jakby ścierała krople potu. Lub nasienia. Następnie uniosła rękę do ust i oblizała po kolei palce. Gelon przełknął głośno ślinę. On nadal mnie pragnie, uświadomiła sobie Mnesarete. Choć szczytował już tyle razy, wciąż budzę w nim pożądanie…

– Możesz być tego pewna – odparł, chyba bardziej żarliwie, niż zamierzał. Następnie dorzucił, już swoim zwykłym, drwiącym tonem: – Postaraj się, by tej nocy generał pozwolił ci się długo wyspać. Chcę, byś nazajutrz była w pełni sił.

– Wiesz przecież, że nie zależy to ode mnie. Kassander składa mi wizyty, gdy tylko ma ochotę. I bierze sobie to, czego zapragnie. Zresztą, w tym akurat jesteście do siebie podobni.

Jasnowłosy oficer parsknął śmiechem.

– W takim razie sił musi ci starczyć na nas obu. Bo ja z pewnością nie dam ci wytchnienia! Bogowie uśmiechnęli się do nas, zsyłając tę łódź wycieczkową. Kto wie, kiedy znów nadarzy się podobna okazja.

Zapinał właśnie ciężki, kawaleryjski płaszcz. Dziewczyna z Argos posłała mu kuszący uśmiech.

– Jutro nie będziesz miał powodów do narzekań. To mogę ci obiecać.

I żeby dać mu przedsmak nadchodzących rozkoszy, jakby przypadkiem rozchyliła uda. Brosza wyślizgnęła się z rąk Gelona i płaszcz z powrotem znalazł się na podłodze. Mężczyzna ruszył w stronę łoża i przez chwilę Mnesarete myślała, że weźmie ją raz jeszcze. Niespodziewanie jednak na zewnątrz rozległy się głośne, podawane sobie z ust do ust rozkazy. Statek zaczął skręcać, co spowodowało lekkie przechylenie pokładu. Oficer zakołysał się w pół kroku i musiał oprzeć się o ścianę, by nie stracić równowagi.

– Kierujemy się w stronę brzegu – stwierdził. – Muszę wracać na pokład.

– Idź już – dziewczyna z Argos sięgnęła po swą suknię. – I wezwij tu moje niewolnice. Muszą mi pomóc… doprowadzić się do porządku po popołudniowej drzemce!

* * *

Kassander osobiście doglądał rozbijania obozu. Wskazał miejsce odpoczynku każdemu z oddziałów, wyznaczył zadania dla patroli mających nocą czuwać nad bezpieczeństwem żołnierzy, na ich czele postawił oficerów, którzy zdążyli już dowieść swojej wartości. Dowództwo nad całością sił przekazał Jazonowi. Dopiero wtedy wrócił do swojej kwatery, by nieco się odświeżyć. Nie zamierzał przywdziewać uroczystych szat na wizytę u babilońskiego kupca, z przyjemnością jednak pozwolił Parmys i Melisie obmyć się z potu i kurzu drogi.

Mnesarete nie dotrzymała mu towarzystwa podczas kąpieli, choć ochoczym gestem zaprosił ją do balii. Prędko udała się na spoczynek, tłumacząc się kobiecą niedyspozycją. Po dniu spędzonym na wycieczkowej łodzi zdawała się mocno wyczerpana. Z drugiej strony, była też pełna rezerwy. Przyzwyczajony już do bijącego od niej chłodu, który odczuwał od chwili opuszczenia Gordionu, Macedończyk nie zwrócił na to jednak zbytniej uwagi. Zresztą, pod nieobecność Szmaragdowookiej bardziej zainteresował się jej niewolnicami. Na wypowiedziany stanowczym tonem rozkaz natychmiast zrzuciły szatki i dalej usługiwały mu całkiem nago. Jasnowłosa Parmys śmiało spoglądała przy tym w oczy Kassandra, jakby zachęcając, by sięgnął po nią i rozsmakował się w lidyjskich wdziękach. Melisa z kolei pozostawała skromna i oblewała się rumieńcem, gdy tylko spojrzał na jej smagłe ciało. Ten kontrast sam w sobie był niezwykle podniecający i generał zaczął rozważać, którą z nich weźmie do łoża po powrocie z uczty.

Choć Hassan obiecywał królewską gościnę, Kassander wątpił, by w jego namiocie można było zakosztować również cielesnych przyjemności. Wyglądało na to, że w wielkiej karawanie nie było żadnych niewiast. Spodziewał się jednak przyzwoitej wieczerzy i nie najgorszego wina, a jedno i drugie stanowiło dobry wstęp do późniejszych rozkoszy. Popieścił więc pośladek Parmys i niewielką, lecz kształtną pierś Melisy. Lidyjka osunęła się na kolana i zbliżyła usta do jego męskości, która zaczęła już sztywnieć i unosić się w oczekiwaniu na pieszczoty. Niemal wbrew sobie generał kazał dziewczynie przestać. Później będzie mógł poświęcić jej więcej czasu i swojej uwagi.

Odziany w zwykłą czarną tunikę udał się do Hassana wraz z Herakliuszem, Dioksipposem oraz minimalną eskortą, złożoną z czterech rosłych Tryballów. Idąc przez kupieckie obozowisko, rozglądał się dyskretnie. Niektóre wozy zamieniały się już w stragany, na których jutro będzie można sprzedawać różnorakie produkty: orientalne wonności i przyprawy, wielobarwne tkaniny, złotą i srebrną biżuterię, wino i piwo, kadzidło i mirrę. Tu i ówdzie wznoszono zagrody dla bydła oraz klatki dla niewolników. Sądząc po ich rozmiarach, przybysze z Babilonu znacznie przeceniali zdobycze, jakie wiódł ze sobą macedoński korpus.

Namiot przywódcy karawany zajmował znaczną część obozu. Zbliżając się doń, generał pomyślał, że podobnie musiały wyglądać polowe siedziby perskich królów, gdy opuszczali oni swe stolice i ruszali na wyprawy. Rozległa budowla z rozpiętego na drewnianym szkielecie, szkarłatnego płótna mogła pomieścić w sobie i ze dwustu biesiadników. Zamiast unoszonej poły w otworze wejściowym, były tu prawdziwe wrota, w dodatku obficie pozłacane. Wejścia strzegli arabscy wojownicy o nagich torsach barwy miedzi, z przypiętymi u pasów zakrzywionymi szablami. Ich nieduże, okrągłe tarcze również błyskały złotem. Ostentacyjny przepych owej kwatery nie wywarł na Kassandrze najlepszego wrażenia, ale potwierdzał wszystko to, co w jego ojczyźnie sądzono o Wschodzie: że nurza się w niepotrzebnych luksusach oraz zniewieścieniu i na każdym kroku epatuje bogactwem.

Gdy Hassan wyszedł im naprzeciw, wydawał się również potwierdzać owo mniemanie. Miał na sobie pyszną szatę z jedwabiu w barwie lawendy, obficie haftowanego złotem. Na szerokim torsie kołysał mu się złoty łańcuch, pierścienie zdobiły jego tłuste palce. Broda była jeszcze bardziej sztywna od wtartych w nią olejków niż w czasie poprzedniego spotkania. W porównaniu z nim Macedończycy i Ateńczyk wyglądali jak prości, dopiero co oderwani od pola chłopi. Jeśli jednak kupiec był zawiedziony ich niedbałym odzieniem, nie dał tego po sobie poznać. Ukłonił się i szerokim gestem zaprosił ich do swej siedziby. Tryballowie pozostali na zewnątrz, a Kassander, Herakliusz i Dioksippos znaleźli się w obszernym przedpokoju, oświetlanym przez lampy oliwne. Natychmiast zbliżyli się do nich przystojni, skąpo odziani młodzieńcy o smagłych obliczach, niosąc misy z pachnącą wodą. Po obmyciu twarzy i rąk Hassan zaprowadził gości do jeszcze większej sali, oświetlonej przez gęsto rozstawione lampy oliwne. Nagą ziemię przykrywały tu miękkie dywany o geometrycznych wzorach. Gdzieniegdzie rozrzucono również poduszki. Przygotowano tam kilka łóż biesiadnych, między którymi rozmieszczono suto zastawione stoły.

Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca – Kassander tradycyjnie po prawicy gospodarza – kupiec pstryknął palcami, a kolejny przystojny efeb odziany jedynie w przepaskę biodrową zaczął grać na kitarze. Muzyka była cicha, lecz przyjemna dla ucha, nie zagłuszała rozmowy, tworząc miłe tło dla wspólnej wieczerzy.

– Musicie mi wybaczyć skromną oprawę naszego spotkania – zaczął z nieszczerym, przyklejonym do warg uśmiechem Hassan. – W Babilonie ugościłbym was w moim pałacu i kazał usługiwać najpiękniejszym niewolnicom. Jedlibyśmy najsmakowitsze potrawy ze złotych półmisków i wycieralibyśmy palce w długie włosy mezopotamskich ślicznotek. Niestety tu, z dala od domu, muszę się zadowolić znacznie bardziej… hmm… Jak to nazywacie? Ach, już wiem. Spartańskimi warunkami!

Herakliusz parsknął śmiechem, Dioksippos dyplomatycznie skinął głową. W tym miejscu nie było nic spartańskiego, każdy element wystroju wnętrza świadczył o pozbawionym smaku przepychu.

– Najbardziej żal tych ślicznotek – stwierdził młody kawalerzysta. – Umiem powściągnąć tęsknotę za złotymi półmiskami, ale nie potrafię żyć bez urodziwych niewiast. Szkoda, że nie zabrałeś żadnej z nich ze sobą!

– Niestety, nie wytrzymałyby trudów forsownego marszu, jaki narzuciłem swojej karawanie – odparł kupiec. – Mam jednak nadzieję, że w drodze powrotnej będę prowadził ze sobą całe zastępy niewolnic.

– Choć trzeba przyznać – wtrącił Ateńczyk – że usługujący nam chłopcy też są niczego sobie. – Podkreślił te słowa, klepiąc w pośladek młodzieńca, który właśnie dolewał mu wina.

– Cieszę się, że to doceniasz – rozpromienił się Hassan. – Zdaję sobie sprawę, że wy, Hellenowie, należycie do światłych i cywilizowanych ludzi, podobnie jak Babilończycy. W przeciwieństwie do moich braci, Arabów z południowej pustyni, którzy stronią od przyjemności, jakie może dać piękny efeb…

Macedończyk skrzywił się z lekkim niesmakiem. W kwestii rozkoszy alkowy przychylał się do zdania arabskich rodaków kupca. Podejrzewał jednak, że w tym gronie jest odosobniony. Herakliusz dopiero niedawno rozstał się z zastępcą Kassandra, Trakiem Jazonem. Z kolei Dioksippos… Cóż, był Ateńczykiem. To starczało za wszelkie wytłumaczenie.

– Naturalnie, moi słudzy są do waszej dyspozycji. Nie spotkacie się z odmową któregokolwiek z nich. Dobrze ich wyszkolono, potrafią zaspokoić każde pragnienie, żadna miłosna praktyka nie jest dla nich tajemnicą…

– Dziękujemy ci za twoją hojność – rzekł w końcu generał, starając się, by w jego głosie nie wybrzmiała pogarda, jaką odczuwał dla tego nieprzeniknionego człowieka. – Ale chyba nie zaprosiłeś nas tutaj, by stręczyć swoich chłopców.

– To prawda. Rozumiem, że chciałbyś, byśmy przeszli do interesów.

– Słusznie się domyślasz.

Hassan dał znak, by Kassandrowi dolano wina.

– Wkroczywszy do Mezopotamii – podjął – twoi żołnierze splądrowali mnóstwo wsi i osad. Zagrabili zboże, stada zwierząt, ale przede wszystkim uprowadzili tłumy jeńców. Nie wtrącam się w potrzeby aprowizacyjne armii. Mnie interesuje wyłącznie ludzki towar. Jestem w stanie zakupić dowolną liczbę niewolników obojga płci, począwszy od kilkuletnich dzieci, przez młode dziewczęta, po mężów w kwiecie wieku. W Babilonie znajdę kupców na każdego z wyjątkiem zgrzybiałych starców. Mogę zapłacić srebrem lub w ramach handlu wymiennego towarami, które przywiozła moja karawana.

– Chętnie uwolnimy się od nadmiaru jeńców – przyznał Kassander. – Trzeba ci jednak wiedzieć, że spora część uprowadzonych znalazła już nabywców wśród moich oficerów. Zostało może z dwustu, trzystu niewolników, których mogę ci sprzedać.

Arab potrząsnął głową, ale nie przestał się uśmiechać.

– Czy sądzisz, że podjąłem trudy tej wyprawy dla tak skromnej nagrody? Nie zajmuję się handlem detalicznym, generale. Mam już złożone zamówienia od moich stałych kontrahentów w Babilonie. Trzeba ci wiedzieć, jak wielkie jest tam zapotrzebowanie na niewolników! Ten towar jest zawsze w cenie.

– Dlaczego tak się dzieje? – spytał Dioksippos. – Można by pomyśleć, że każdy rynek w końcu się nasyci.

– Wiąże się to z tradycjami Babilończyków, wyniesionymi z czasów, gdy ich miasto było stolicą wielkiego imperium, zaś armie podbijały nowe terytoria i brały tysiące jeńców. Obyczaj wprowadzili królowie, następnie przejęła go arystokracja. Otóż, gdy umiera możny grzebie się go w grobowcu wraz ze wszystkimi, którzy służyli mu za życia. Przed pochówkiem są oni rytualnie mordowani, co ma zagwarantować, że będą towarzyszyć swemu panu również w zaświatach… Naturalnie powoduje to, że wśród babilońskich niewolników jest spora… Jak by to rzec? Rotacja…

– Od czasu gdy przybyłem do Azji, widziałem różne dziwne rzeczy – rzekł po długim milczeniu Kassander. – Gościłem w Sardis, którego mieszkańcy prostytuują własne córki. A także w Gordionie, gdzie brat poślubił własną siostrę. Ale nigdy jeszcze nie uświadczyłem takiego głupstwa. Cóż za koszmarne marnotrawstwo… Pozbywać się setek zdrowych, zdatnych do pracy niewolników…

Hassan rozłożył ramiona w bezsilnym geście.

– Nie mnie oceniać cudze obyczaje. Ja tylko na nich zarabiam. Co zaś się tyczy prostytuowania własnych córek, jest w Babilonie pewna świątynia, poświęcona bogini Mulissu…

– To ilu niewolników potrzebujesz? – przerwał mu Kassander. Czuł, że na jakiś czas ma dość słuchania o dziwnych tradycjach zniewieściałych i bezwstydnych azjatyckich nacji.

– Przysiągłem im, że przeprowadzę przez Bramę Isztar co najmniej trzy tysiące kobiet i mężczyzn. To powinno zadowolić Babilończyków… na następny rok lub dwa.

– Obawiam się, że nie mamy dość towaru, którego tak poszukujesz.

Kupiec nie przejął się tą deklaracją.

– Na razie. Liczę, że to się zmieni, gdy dobijemy targu.

– W jaki sposób mamy pomnożyć naszych jeńców? – zapytał Herakliusz, któremu wino uderzyło już nieco do głowy. – Moglibyśmy ich rozpłodzić niczym hodowlane konie…

– Albo samemu się tym zająć – podchwycił pomysł Dioksippos. – Tym mezopotamskim klaczkom potrzeba silnych, helleńskich ogierów… Będziemy mieć z tym mnóstwo pracy!

Hassan nagrodził dowcip wybuchem nieszczerego śmiechu i paroma klaśnięciami upierścienionych dłoni.

– Nie wątpię, że starczy wam zapału, dzielni mężowie. Obawiam się jednak, że to trwałoby nieco zbyt długo. Myślałem o rozwiązaniu, które można znacznie szybciej wprowadzić w życie.

– Co masz na myśli? Powiedz wreszcie! – Kassander zaczął się niecierpliwić.

Kupiec posłał mu przebiegłe spojrzenie.

– Z waszych dotychczasowych poczynań wnioskuję, że zmierzacie do połączenia z główną królewską armią, daleko na wschodzie. Czy to słuszne przypuszczenie?

– W istocie, mamy zamiar zasilić wojska króla Aleksandra.

– A zatem wypadnie wam dalsza podróż na wschód, wzdłuż Królewskiej Drogi. Sporządziłem listę kilkudziesięciu wiosek znajdujących się na trasie przemarszu. Twoi żołnierze, generale, splądrują je i uprowadzą zdatną do służby ludność. Ja zdobędę swoich niewolników, a wy nabijecie sobie mieszki srebrem. Prócz uczciwej ceny za każdego jeńca jestem gotów również wypłacić nagrodę, w zamian za owocną współpracę.

– O jakiej kwocie nagrody mówimy? – zainteresował się poważny nagle Ateńczyk.

– Myślałem o srebrnym talencie dla generała oraz dwóch do podziału między korpus oficerski. Trzy talenty w zamian za możliwość zdobycia trzech tysięcy niewolników.

Herakliuszowi zaświeciły się oczy. Dioksippos rozciągnął usta w uśmiechu. Kassander również był pod wrażeniem. Zarówno hojności kupca, jak i bezczelności jego planu.

– Skoro to tak lukratywny interes – rzekł po namyśle – wypada spytać, czemu sam nie weźmiesz się za plądrowanie owych wiosek i uprowadzanie ich ludności w niewolę. Nie musiałbyś wydawać majątku na łapówki… Chciałem rzec: „nagrody za owocną współpracę”.

– Choć ród swój wywodzę z królestwa Saby, jestem wszędzie postrzegany jako babiloński kupiec. Natomiast te wsie, o których mowa, podlegają innym miastom Mezopotamii: Nisibis, Ashurowi, Arbeli. Gdybym udał się tam ze zbrojnymi, by brać wieśniaków na powróz, miasta złożyłyby protest w Babilonie. Wybuchłby wielki skandal, a może nawet i lokalna wojna… Lecz jeśli czynu tego dokonają cudzoziemcy, należący w dodatku do armii niezwyciężonego Aleksandra, pana tych ziem i wszystkiego po zachodni i wschodni horyzont, nikt nie ośmieli się sprzeciwiać!

To miało sens. Macedończycy sprawowali w Mezopotamii władzę zdobywcy. Dla podległych ludów było jasne, że mają prawo zbierać owoce swoich zwycięstw. Kassander nie spodziewał się, by ktokolwiek spróbował przeszkodzić mu w realizacji planu Hassana. A talent w srebrze kusił…

– Rozważę twą ofertę – odpowiedział Arabowi, podnosząc się z biesiadnego łoża. – Jutro spodziewaj się odpowiedzi. A teraz wybacz, lecz udam się na spoczynek. Serwujesz wyborne, ale ciężkie trunki. Muszą wywietrzeć mi z głowy, nim podejmę decyzję.

– Oczywiście, dobrze się namyśl. – Kupiec również próbował wstać, w czym nie pomagała mu jego tusza. – Będę cierpliwie czekał na to, co postanowisz. A wam, panowie, proponuję dalszą gościnę w moich skromnych progach. Przekonacie się o tym, jakie rozkosze potrafią dać ci piękni chłopcy…

Generał spodziewał się, że zarówno Dioksippos, jak i Herakliusz skorzystają z zaproszenia. Miał jednak słuszność tylko w przypadku Ateńczyka. Młody kawalerzysta postanowił wrócić z nim do macedońskiego obozu. Gdy wyszli w chłodną noc, Kassander rzekł:

– Myślałem, że wpadł ci w oko któryś z efebów…

– Nawet gdyby tak było, w namiocie czeka na mój powrót ktoś znacznie bardziej pociągający…

Przypomniał sobie nieśmiałą dziewczynę o brązowych oczach i kasztanowych, ujętych w warkocz włosach, którą młodzieniec zabrał ze sobą z Sardis. Czyżby nadal cieszyła się jego wyłącznymi względami? Najwyraźniej jej nie docenił…

– Jak ma na imię ta twoja lidyjska ślicznotka?

– Talia – odparł z widoczną dumą Herakliusz.

– Musiała naprawdę cię oczarować, skoro tak chętnie do niej wracasz!

Szkoda, że ja nie odczuwam tego samego, pomyślał gorzko Kassander. W jego własnej kwaterze czekała nań oziębła ostatnimi czasy Mnesarete, która w dodatku oznajmiła dziś, że zaczęły się jej comiesięczne dolegliwości. A zatem przez kilka najbliższych dni będzie się musiał trzymać z dala od jej poplamionego krwią posłania.

– Jest wyjątkowa – odparł żarliwie kawalerzysta, nieświadom ponurych myśli generała. – Nie zamieniłbym jej na tuzin mezopotamskich niewolnic!

– Szczęściarz z ciebie, Herakliuszu. Bywaj. Udanej nocy.

Minęli już straże strzegące obrzeży macedońskiego obozu. Młodzieniec pożegnał się i raźnym krokiem ruszył na spotkanie z lidyjską kochanką. Generał odprawił również swoją straż przyboczną. Wracał niespiesznie na kwaterę, pozwalając, by przenikliwy wiatr nieco go otrzeźwił. Rozmyślał o propozycji Hassana i czuł, że będzie musiał na nią przystać. Wysokość „nagrody” unieważniała wszelkie zastrzeżenia. Żołnierze z macedońskiego korpusu już raz przecież zabawiali się w łowców niewolników. Mogą uczynić to ponownie, w zamian za babilońskie srebro. Przy okazji w splądrowanych osadach znajdą zaopatrzenie na dalszą część marszu. Miasta Mezopotamii nie odważą się protestować. A gdy Kassander doprowadzi wreszcie korpus posiłkowy do głównej armii, nikt na królewskim dworze nie będzie się zastanawiał nad tym, co czynił po drodze.

Już zastanawiał się nad organizacją całego przedsięwzięcia. Nad tym, jak podzielić oddziały, by uderzyć jednocześnie w wielu miejscach i tym samym w pełni wykorzystać efekt zaskoczenia. A także nad tym, jak dalece zastępy pędzonych obok wojska jeńców spowolnią marsz jego żołnierzy. Za to nad losem tysięcy mieszkańców kraju dwóch rzek, których z woli Hassana czekało zniewolenie, nie zastanawiał się wcale. Nie był wszak filozofem. Etyczny aspekt zagadnienia nieszczególnie go obchodził.

* * *

Minął żołnierzy pełniących straż przy wejściu do generalskiego namiotu i znalazł się w przedsionku. Pomieszczenie oświetlała jedna tylko lampa oliwna. W jej wątłym blasku dostrzegł klęczącą na nagiej ziemi niewolnicę Szmaragdowookiej, jońską Hellenkę, Melisę. Głowę skryła w dłoniach. Jej szczupłym ciałem wstrząsał szloch. Przypomniał sobie, jak pociągająca zdała mu się podczas wspólnej kąpieli. Choć zbliżył się do niej bez słowa, natychmiast wyczuła jego obecność. Opuściła ręce i uniosła ku niemu twarz. W dużych, ciemnych oczach wciąż lśniły łzy.

– Gdzie Mnesarete? – zapytał, nie racząc nawet zainteresować się przyczyną jej smutku.

– W swojej alkowie. Śpi już – odparła bezbarwnym głosem. Podniosła się z kolan i stanęła przed nim, drżąca i pełna niepewności. Dla ochrony przed chłodem otuliła się wełnianym himationem.

– A Lidyjka? – miał na myśli Parmys, która tak ochoczo kusiła go przed ucztą.

– Wymknęła się do swojego kochanka. – Ton Jonki zdradzał niechęć wobec drugiej niewolnicy.

– Mnesarete na to pozwala? – zdumiał się Kassander.

– Pani sama zachęcała ją, by sobie kogoś znalazła.

– Ty też grzejesz posłanie któremuś żołnierzowi?

Potrząsnęła głową.

– Pani chciała mnie sprezentować jednemu z oficerów… lecz ten odmówił przyjęcia daru.

Umyka mi coś ważnego, stwierdził Macedończyk. Zarówno Melisa, jak i Parmys należały do dziewczyny z Argos. Sam podarował jej te dwie służące. Mogła nimi rozporządzać wedle swego uznania, a nawet kupczyć ich wdziękami, jeśli widziała taką potrzebę. Wszelako nie rozumiał decyzji, jakie podejmowała. Postanowił, że jutro zażąda od niej wyjaśnień. Szczególnie zaś będzie chciał poznać imię oficera, którego zapragnęła uszczęśliwić.

Dziś jednak nie miał ochoty na rozmowę z Mnesarete. Wino wciąż przyjemnie grzało Kassandrowi krew, a konfrontacja z nałożnicą mogłaby jedynie popsuć mu nastrój.

– W takim razie okazał się skończonym głupcem – rzekł, stanowczym ruchem chwytając Jonkę za nadgarstek.

W drugą dłoń wziął lampę oliwną. Następnie pociągnął dziewczynę ku części namiotu, w której sypiały niewolnice – przynajmniej w te noce, gdy nie towarzyszyły swojej pani. Szła za nim, nie stawiając najmniejszego oporu.

Przykryty kocem siennik, który Melisa i Parmys najwyraźniej ze sobą dzieliły, znajdował się w kącie pomieszczenia, pod podtrzymującym płócienną konstrukcję drewnianym filarem. Kassander postawił lampę na ziemi, następnie zwrócił się ku czarnowłosej. Położył jej ręce na ramionach i płynnym ruchem zsunął z nich himation. Pod nim była już całkiem naga. Światła starczyło akurat na tyle, by w gęstym mroku dostrzec zarysy młodego, smukłego ciała. Niewielkie piersi zwieńczone spiczastymi sutkami, które tak dobrze zapamiętał sprzed paru klepsydr. Szczupłe uda i wąskie, niemal chłopięce biodra. Gdy obejmując ją, położył dłoń na grzbiecie dziewczyny, nie udało jej się powściągnąć bolesnego syku. Zaintrygowany, obrócił ją plecami do siebie. Jego oczom ukazały się czerwone, nabiegłe krwią pręgi po biczu.

– Czym sobie na to zasłużyłaś? – spytał, przesuwając spojrzeniem wzdłuż świeżych śladów.

– Pani nie potrzebuje konkretnego powodu. – Głos niewolnicy drżał, jakby zaraz miała się znów rozpłakać. – Kiedy jest rozdrażniona, chętnie sięga po bat. A ostatnio ciągle jest rozdrażniona…

Jego spojrzenie spłynęło niżej, na pośladki Melisy. Choć Jonka miała oliwkową cerę, w owym miejscu jej skóra przybrała odcień dojrzałej wiśni. Mnesarete musiała ze szczególną lubością chłostać właśnie te okolice. Po raz nie wiedzieć już który Macedończyk zadumał się nad okrucieństwem swej kochanki.

On sam był tej nocy w dość łaskawym nastroju. Dlatego też, choć jeszcze przed chwilą zamierzał pchnąć Melisę na posłanie, mocno doń przycisnąć i gwałtownie zaspokoić przy pomocy jej ciała żądzę palącą jego lędźwie, teraz zmienił plan. Nie musiał przecież sprawiać jej bólu, by znaleźć ukojenie. Szybko ściągnął tunikę i rozwiązał sandały. Następnie położył się plecami na sienniku. Jego członek unosił się nad brzuchem, w pełnej erekcji. Gestem przywołał do siebie niewolnicę.

– Dosiądź mnie i nabij się mocno – rozkazał. – Jeśli mnie zadowolisz, następnym razem obronię cię przed gniewem twojej pani.

Uklękła przy nim. W jej oczach ujrzał błysk nadziei, a może czegoś całkiem innego… Czyżby lęku? Spoglądała na jego wyprężoną męskość i wciąż wahała się przed spełnieniem polecenia.

– O co chodzi? – spytał w końcu zniecierpliwiony. – Czy ja również mam pójść po bat? Może tak naprawdę polubiłaś jego pocałunki?!

Panicznie potrząsnęła głową. Czarne włosy rozsypały się po jej ramionach. Wsunęła się na mężczyznę, dłoń wspierając na jego szerokim torsie. Udami objęła mu biodra. Penis Macedończyka raz i drugi otarł się o gładkie łono dziewczyny. Nieśmiało ujęła go palcami. Uniosła się i naprowadziła żołądź na właściwe miejsce. Kassander przymknął oczy w oczekiwaniu na rozkosz.

A mimo to przyjemność nie nadchodziła. Choć Melisa zaczęła opuszczać się na jego sztywną włócznię, ta wciąż nie mogła wniknąć w jej ciało. Z ust Jonki dobywały się bolesne jęki. Pulsująca żołądź pocierała o pulchne wargi sromu, zanurzała się między nimi, lecz szybko napotykała opór. Macedończyk ujął biodra niewolnicy i powoli przyciągał je w dół. Torowanie sobie drogi nie szło jednak łatwo.

– Panie – wydyszała Melisa. – Rozerwiesz mnie… Nie jestem… Nie jestem gotowa…

Westchnął zniecierpliwiony.

– Więc się przygotuj. Byle szybko. Tymczasem chcę na nim poczuć twe usta.

Skwapliwie zsunęła się z bioder i uklękła między rozchylonymi nogami Macedończyka. Wsparta na kolanach, pochyliła się nad nabrzmiałym penisem. Otoczyła go dłonią i kilkakroć powoli obciągnęła. Kassander przymknął wprawdzie oczy, lecz nie przestawał jej obserwować. Drugą rękę jońska niewolnica skierowała między własne uda. Domyślał się, że usiłuje sprawić, by jej owoc obficiej puścił soki.

Tymczasem pochyliła głowę niżej, zasłaniając mu widok na to, co czyniły jej zręczne palce. Włosy niczym strumienie lśniącej czerni spłynęły na uda generała. Miękkie wargi otuliły odsłoniętą żołądź. Język zatoczył na niej pierwsze koło. Mężczyzna łapczywie zaczerpnął tchu. Już pierwsze pieszczoty sprawiły, że jego ciało przeszył wielce przyjemny dreszcz. Być może Melisie brakowało biegłości doświadczonej hetery, lecz niedostatki techniki nadrabiała gorliwością. Kassander nie zastanawiał się, czy gorliwość owa zrodzona była z autentycznej żądzy, czy też lęku przed karą, którą jej zagroził. Wolał w pełni skupić się na smakowaniu doznań, jakimi obdarzała go przy pomocy dłoni oraz ust.

Uniósł rękę i zanurzył palce we włosach niewolnicy. Zachęcona tym gestem jeszcze wzmogła swe starania. Składała na penisie namiętne pocałunki, to znów lizała go zapamiętale. Po trzonie męskości spływały strużki jej śliny. Macedończyk drżał z podniecenia, a jego druga dłoń co rusz zaciskała się na przykrywającym siennik kocu. Miał coraz większą ochotę, by wziąć tę drobną Jonkę w ramiona i wedrzeć się w nią aż po jądra. Powstrzymywał się przed tym ostatkiem sił, wiedząc, że im więcej czasu da Melisie, tym łatwiej potem zdobędzie jej ciało.

Ona zaś czyniła wszystko, by przygotować się na to, co wkrótce musiało nadejść. Gorączkowo pocierała złączonymi palcami łechtaczkę, to znów wciskała je w siebie najgłębiej, jak tylko umiała. Choć wcale tego nie pragnęła, jej myśli zwróciły się ku nocy sprzed kilkunastu tygodni. Zdarzyło się to w Atenach – teraz zdawało jej się, że od tamtego czasu minęły całe lata! Wtedy pierwszy raz oddała się Kassandrowi, a on zabrał jej dziewictwo i pozbawił wszelkich romantycznych złudzeń, jakie zalęgły się w głowie młodej dziewczyny. Wciąż jeszcze drżała na wspomnienie bólu i upokorzenia, jakie wtedy czuła. Choć później traktował ją całkiem znośnie, to właśnie owa pierwsza noc sprawiła, że nie mogła wyzbyć się strachu przed potężnym Macedończykiem. Czy dziś będzie równie brutalny i obojętny na jej cierpienie? Czy znów potraktuje ją jak tanią zabawkę, którą można zdruzgotać dla uciechy? Lęk tłumił pożądanie. Sprawiał, że jej ciało przez dłuższy czas nie reagowało tak, jak należy. Pomimo starań palce, którymi sięgała do swych najwrażliwszych miejsc, pozostawały suche. Czuła, że Kassandrowi to się nie spodoba. I coraz bardziej się bała.

Nabiegłe czerwienią pręgi pokrywające plecy i pośladki Melisy wciąż nieznośnie piekły, choć od wymierzenia chłosty minęło już parę klepsydr. Była wdzięczna generałowi chociaż za to, że zapragnął zbliżenia w pozycji, która nie podrażni jej obolałego grzbietu. Czy w ten sposób okazywał swoją łaskę? Niewolnica mogła się tego jedynie domyślać. Ale i tak obsypując pocałunkami męskość Kassandra, w duchu składała mu dzięki. I wtedy przypomniała sobie rzuconą stanowczym tonem obietnicę: „Jeśli mnie zadowolisz, następnym razem obronię cię przed gniewem twojej pani”.

Skupiła się na tej deklaracji, uchwyciła się jej niczym rozbitek, który łapie unoszącą się na wodzie deskę, by nie pójść na dno. Czy Macedończyk dotrzyma danego słowa? Czy Jonka znajdzie w nim obrońcę przed coraz okrutniejszą Mnesarete? Z pewnością nie mogła sobie pozwolić na odrzucenie takiej szansy. Wzmogła jeszcze pieszczoty, którymi jak dotąd bezskutecznie usiłowała się pobudzić. O dziwo, tym razem przyniosły one upragniony efekt. Na opuszkach palców wyczuła odrobinę wilgoci. Potrzebowała więcej, by przyjąć w sobie członek Kassandra. Jednocześnie drugą dłonią rozprowadzała ślinę po żołędzi oraz trzonie. Czuła, jak penis pulsuje. Domyślała się, że zostało jej niewiele czasu.

Nagle mężczyzna zadrżał cały. Stwardniałe od rękojeści miecza palce zacisnęły się na włosach Melisy. Przez chwilę sądziła, że dojdzie w tym momencie. Ciasno otuliła wargami penisa, gotowa na erupcję jego rozkoszy. Macedończyk jednak zdołał jakimś cudem powstrzymać przedwczesny orgazm. Stanowczym i mało delikatnym ruchem odciągnął ją od swego podbrzusza. Coraz bardziej podniecona, oddychała prędko. Przez chwilę jeszcze nitki śliny łączyły jej usta z pobudzoną męskością. Zaraz jednak Kassander przywołał ją gestem.

Zdawała sobie sprawę, czego od niej oczekuje. Posłusznie wsunęła się na jego biodra. Naprowadziła członek na siebie i pozwoliła, by zagłębił się między dolnymi wargami. Czując na sobie rozpalone spojrzenie, sama zamknęła oczy i przygryzła wargi. Powoli opuszczała się niżej, a pulsująca męskość stopniowo wypełniała jej ciasne wnętrze. Rozpychała się w nim, przynosząc trudną do opisania mieszankę przyjemności i tępego bólu. Kiedy zdawało się jej, że Kassander dotarł najgłębiej, jak było to możliwe, Jonka znieruchomiała. Poczuła, jak duże, twarde dłonie sięgają do jej piersi, zaciskają się na drobnych półkulach, ugniatając je i podrażniając brodawki. Z ust niewolnicy wyrwał się przeciągły jęk.

Ich ciała zaczęły się poruszać jednocześnie, w zgodnym tempie. Melisa unosiła się i opadała, a biodra generała wychodziły jej naprzeciw. Jego ręce spłynęły na boki niewolnicy, więc teraz sama zajęła się swym biustem. Wciąż nie mogła zmusić się, by unieść powieki, lecz nie czuła już wstydu, gdy na oczach Macedończyka pocierała i szczypała stwardniałe z pożądania sutki. Nie próbowała również tłumić kolejnych jęków. Zresztą i tak pewnie nie dałaby rady.

Ślina i jej własna wilgoć pomagały – penetracja stawała się coraz łatwiejsza do zniesienia. Nagle uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w życiu jest jej naprawdę dobrze z mężczyzną. A ponieważ Kassander był jak dotąd jedynym jej kochankiem – musiała przyznać, że po raz pierwszy jest jej dobrze właśnie z nim. Wspomnienie nocy sprzed kilkunastu tygodni, brutalności, bólu i wstydu zacierało się, wyparte przez aktualne, znacznie przyjemniejsze doznania. Jej strach przed generałem nieco osłabł, gdy zrozumiała, że nie jest tak bezlitosny jak jej własna pani. W końcu poczuła się na tyle pewnie, że uniosła powieki i spojrzała w dół. W słabym świetle lampy oliwnej ujrzała kanciastą, brodatą twarz, płonące pożądaniem oczy, rozchylone w łapczywym oddechu usta. Wiedziona nagłym impulsem pochyliła się do przodu, opadła ciałem na szeroką klatkę piersiową, przeczesała palcami gęste włosy Macedończyka i namiętnie go ucałowała. Natychmiast chciała się podnieść, zaskoczona swoją śmiałością, lecz on położył jej dłoń na karku i przytrzymał przy sobie, przedłużając gorączkowe zmagania ich ust i języków.

Kiedy w końcu się wyprostowała, Kassander zwiększył tempo ich miłości. Silnymi ruchami bioder niemal podrzucał ją na sobie. By nie stracić równowagi, oburącz wsparła się na jego torsie. Teraz wbijał się w nią pod innym kątem, co sprawiało, że mocarne sztychy docierały jeszcze głębiej. Jęki Melisy przeszły w coraz głośniejszy krzyk. Przez krótką chwilę bała się, że zbudzi nim Mnesarete, która nazajutrz surowo ją za to ukarze. Lecz przecież miała przysięgę Macedończyka. Wspomniawszy jego słowa, całkiem zatraciła się w ekstazie.

Dziewczyna z Argos musiałaby spać jak zabita, by tego nie słyszeć.

Kassander wyprężył się cały. Wbił palce w biodra Jonki i z całej siły przyciągnął ją do siebie. Poczuła, jak szczytuje, jak pierwszy strumień nasienia rozlewa się w jej wnętrzu. To była kropla, która przepełniła jej własny puchar rozkoszy. Nigdy jeszcze nie czuła czegoś podobnego – nawet w tych rzadkich chwilach, gdy Mnesarete raczyła odwdzięczyć się swej niewolnicy za doznane pieszczoty. Nowe, niepowtarzalne doświadczenie. Na wpół omdlała, z krzykiem osunęła się na kochanka. Długo leżała na nim, wciąż otulając penisa pulsującą ciasnością. Macedończyk objął ją ramieniem, a ona z chęcią wtuliła się mocniej w jego potężne ciało. Choć po spełnionym akcie nie wypowiedział ani słowa, Melisa czuła, że dobrze się spisała, zaś Kassander jest z niej zadowolony.

Zasypiała z głową na jego torsie, po raz pierwszy od bardzo dawna czując się bezpiecznie. Zupełnie nieświadoma tego, że już wkrótce przekona się o wadze jego słowa oraz skuteczności obrony, jaką jej obiecał.

Przejdź do kolejnej części – Perska Odyseja IX: Nikczemnicy

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

mam przyjemność przedstawić kolejną część Perskiej Odysei. Jak zawsze w tym miejscu dziękuję Atenie, tym razem za rekordowe wręcz tempo korekty.

Zapraszam do lektury!

Pozdrawiam
M.A.

Dlugo kazałeś na siebie czekać, Aleksandrosie, i jak zwykle, przynajmniej mnie nie zawiodłeś) Gratuluję kolejnego świetnego odcinka. Kiedy możemy liczyć na kolejny?
Pozdrawiam!

Witaj!

Dzięki za miły komentarz. Co do częstotliwości publikacji moich rozdziałów – pojawiają się co 1,5-2 miesiące. Piszę je na bieżąco i po prostu nie dam rady czynić tego szybciej 🙂 Tak więc spodziewam się, że kolejny rozdział pojawi się na Najlepszej w lipcu.

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Megasie. Jak zwykle jestem pod wrażeniem kolejnego dowodu Twojego kunsztu literackiego. Jednak po lekturze tej części widzę że Cię jeszcze należycie nie doceniłem.

Spodziewałem się spektakularnego i brutalnego rozwiązania sprawy zdrady Mnesarete już jakiś czas temu, jednak po tych słowach „umyka mu coś ważnego” i ostatnich słowach o protekcji, nie mogę się doczekać co tym razem Wymyślisz. Myślę że obecność Hasana nie jest tu przypadkowa i nie jest związana tylko z tą haniebną propozycją.

Jak zwykle ubawiłeś mnie ksenofobią swoich bohaterów :). Cieszę się że głównym bohaterem nie jest Jazon czy „wiadomo, Ateńczyk” a Macedoński zbir z Ajgaj. Zbir którego maniery wygładza czas spędzony na obcowaniu z innymi ludźmi, którego zaś zwyczaje są w gruncie rzeczy zdrowe i być może momentami szlachetne jak na realia epoki. Myślę że jest niewielu pisarzy którzy kiedykolwiek stworzyli tak wyrazistą postać, ale zdaje się Masz do tego talent.

Zanim dokonam uszczerbku na Twojej legendarnej skromności, przyznam jeszcze że przyzwyczaiłem się liczyć na Ciebie. Chociaż bywa że czas między odcinkami jest długi to jednak prędzej czy później nastąpi ciąg dalszy. Nie każdy tak postępuje …

Pozdrawiam Serdecznie,
Mick

Cześć, Micku!

Ksenofobia moich bohaterów to być może najbardziej zgodny z historycznymi realiami aspekt ich osobowości! Antyczni Hellenowie byli mocno niechętni nie tylko innym kulturom i nacjom, ale nawet swoim pobratymcom z innych plemion/królestw/poleis. Zawsze z chęcią zamieszczam te fragmenty, nie tylko z uwagi na ich wierność realiom epoki, ale również dlatego, że z naszej współczesnej perspektywy są tak uroczo niepoprawne 🙂

Słusznie podejrzewasz, że postać Hassana nie jest bez znaczenia. Arabsko-babiloński kupiec jeszcze nie raz pojawi się na kartach Perskiej Odysei.

Dziękuję za miłe słowa pod adresem mojej kreacji, Kassandra. Początkowo planowany, jako dość prosty antybohater, trochę w stylu Conana, z czasem faktycznie nabrał jakiejś głębi – głównie za sprawą mojego niezdecydowania, co z nim zrobić i w którą stronę skierować. Stąd pewna wyczuwalna w nim niekonsekwencja. Zgadzam się, że to zbir, z okazjonalnymi porywamy szlachetności, zwykle jednak (choć nie zawsze) motywowanymi prywatą. Choć nie brak mu odwagi, naprawdę wiele trzeba, by zrezygnował ze swojej korzyści lub poniósł niepotrzebne ryzyko. Moralność zna raczej z praktyki, nie czyni jej tematem rozważań (do dziś nie przeczytał „Etyki nikomachejskiej, do której zachęcał go w Atenach Arystoteles 🙂 Teraz również kieruje się raczej wrodzonym pragmatyzmem i rachunkiem zysków i strat – stąd łatwo się domyślać, co postanowi w kwestii „haniebnej propozycji”.

Przyznam, że mimo wszystko go lubię. Co wcale nie znaczy, że zadrży mi ręka, gdy przyjdzie czas, by zapłacił za liczne nieprawości, jakich się dopuścił.

Postaram się nie zawieść nadziei i w rozsądnym czasie przedstawić kolejny rozdział, a w nim – być może udzielić odpowiedzi na kilka istotnych pytań…

Pozdrawiam
M.A.

Jeśli Planowałeś stworzyć kogoś podobnego do Conana to dość szybko Twoja postać zaczęła żyć swoim życiem. Conan był samotnikiem z natury a życie Kassandra związane jest z wojną i w całości poświęcone dowodzeniu. Conan jak pamiętamy był raczej kiepskim dowódcą. W Twoich opisach świata antycznego znaleźć można bohaterów którzy raczej dorównali by Kassandrowi w fechtunku, na przykład ten otruty mistrz (o ile to była postać autentyczna). U Howarda to Conan był jedynym mistrzem. Nasi sławni twórcy opisywali postacie którymi chcieli być ale którymi nie byli, umieszczali swoich bohaterów na piedestałach. Ty nie Podlegasz takim ograniczeniom. Dziwi mnie że Ograniczasz twórczość tylko do NE (?).

Są jednak i podobieństwa, przynajmniej w ogólnych założeniach. Zarówno Kassander, jak i Conan przeszli długą drogę – od prostych żołnierzy do wodzów (Conan został nawet królem Akwilonii). Obydwaj radzili sobie z rządami/dowodzeniem ze zmiennym szczęściem. Z tego co pamiętam Conan nie zawsze był też samotnikiem. No i z Kassandrem łączyło go wysokie libido 🙂

To prawda natomiast, znalazłoby się kilku fechmistrzów, którzy pokonaliby Kassandra – wśród nich z pewnością Aratos, jak i wspomniany przez Ciebie Spartanin Lizander (niestety, żaden z nich nie jest postacią autentyczną). Choć mój Macedończyk to z pewnością potężnie zbudowany mężczyzna i wprawny żołnierz, bynajmniej nie jest nadczłowiekiem. Można go zranić, a nawet – jak w Opowieści Kassandra IV – doprowadzić na skraj śmierci przy użyciu rzadko czyszczonego ostrza.

Wydaje mi się, że nie marzę o tym, by być Kassandrem, więc mogę sobie wobec niego pozwolić na pewien dystans. Uważam to za zdecydowanie zdrowe podejście 🙂

A co do twórczości… kto wie, co przyniesie przyszłość? Z pewnością nie należę do ludzi, którzy często używają słowa „nigdy”.

Pozdrawiam
M.A.

Tak, ponoć został królem Aquilonii, Wyobrażasz to sobie. Jakoś niektóre opowiadania znam na pamięć, przeczytałem ich ze 30 ale wszędzie tylko wzmianki o tym tronie. Może należało by szukać w oryginalnym języku. Nawet jeśli gdzieś jest to opisane, to jakoś nie wyobrażam sobie czytać Howarda jak opisuje gąszcz intryg i delikatnych dworskich forteli. Znana jest za to opowieść o toporze Varangi gdzie Conan raczej nie błysnął geniuszem. To Cymeryjczyk, wiadomo 😀 jak mawiał „Nie warto się modlić do Croma bo i tak nie słucha”. Więc nawet boga mieli nie towarzyskiego. Ale co do libido to porównanie jak najbardziej trafne.

Chodziło mi raczej o Aratosa. Tego co go otruła ta morderczyni z burdelu i który cudem przeżył. Swoją drogą szkoda chłopa.

No właśnie o tym mówię. Wagner, Howard, May czy Fiedler wyraźnie leczyli jakieś kompleksy. Z resztą tego ostatniego uważam za czubka. Cooper, Okoń, Pendexter, Haggard byli już nieco bardziej wyważeni choć używane przez nich środki wzbudzają moje podejrzenie co do ich psychicznej stabilności. Pewnym wyjątkiem jest Tolkien. Jak dla mnie, pomimo znajomości jego twórczości, pozostający enigmą. Mógłbym przytoczyć jeszcze innych ale nie o to chodzi. Jest pewna różnica pomiędzy utalentowanym pleciugą próbującym sprzedać swoje fałszywe ja, a twórcą który wciąga w swój świat i sam każe dokonywać osądów.

Masz rację: wygląda na to, że większość opowiadań „akwilońskich” Howarda jest dostępnych po angielsku. Są to, jak podaje uczynnie Wikipedia: „The Phoenix on the sword”, „The scarlet citadel”, „The hour of the dragon”. Choć w swoim czasie pochłonąłem sporo zbiorów opowiadań Howarda, nie przypominam sobie, bym przeczytał akurat te teksty.

Później wątki królowania w Akwilonii pociągnęli kontynuatorzy Howarda, wśród nich najsłynniejszy (i chyba jedyny, który zasłynął potem jako pisarz także za sprawą własnych, autorskich prac, a nie tylko kontynuacji Howarda) L. Sprague de Camp. Zgodnie z jego relacją z rządów Conana, po 20 latach abdykował on na rzecz syna i już jako prywatny obywatel wyruszył na ostatnią wielką wyprawę.

To prawda, autorzy heroic fantasy często leczyli kompleksy. Choć np. Wagner wykreował znacznie mniej wyidealizowaną postać niż Howard (inna sprawa, że też znacznie lepiej pisał). A co myślisz o bohaterach heroic fantasy Michaela Moorcocka? Taki Elryk z Melnibone, ze swoimi licznymi słabościami, nie przypomina ideału. Choć w sumie zbyt mało o nim czytałem, by wydać podbudowany dobrze osąd.

Pozdrawiam
M.A.

P.S. Co do Aratosa z Hierapytny, to ma jeszcze przed sobą wiele przygód! Trucizna Filony wprawdzie doprowadziła go „nad brzegi Styksu”, ale jak można było zobaczyć choćby w prologu „Perskiej Odysei”, przez kolejne parę lat zdołał wrócić do sił i wciąż jest mistrzem fechtunku. A siwe włosy? Cóż, dodają mu tylko dostojności 😀

I jeszcze jedno. Piszesz że obydwaj przeszli długą drogę od prostych żołnierzy. Kassander jest mimo wszystko posłuszny Aleksandrowi i w jego armii zrobił karierę. Może ma cechy żołnierza fortuny ale to swawolny źrebak na rzemieniu, choć długim. Conan zaś był całe życie najemnikiem i to bardziej zleceniobiorcą. Złodziejem lub ochroniarzem jednak brak mu było chęci do lojalności komukolwiek.

Historia Conana jest już w zasadzie zamknięta. Historia Kassandra z Ajgaj – jeszcze nie. Kto wie, gdzie zaprowadzi go los i które lojalności zostaną zakwestionowane? W prologu „Perskiej Odysei” znajdujemy go zesłanego na peryferyjną placówkę, zdegradowanego, w głębokiej niełasce, która na dworze Aleksandra nie raz kończyła się opóźnionym w czasie, ale jednak wyrokiem śmierci. Tak więc wszystko przed Macedończykiem!

Pozdrawiam
M.A.

Chwilowo zamknięta. Należy pamiętać że po podstawowym cyklu Howarda, czyli po stworzeniu świata Hyborejskiego minął dłuższy czas po którym pojawili się kontynuatorzy (Le Camp i inn.) którzy dopisywali inne części.

Jeszcze wrócimy do rozmów o otwartych światach, w swoim czasie.

Panowie, wszystkie oryginalne teksty Howarda z Conanem w roli bohatera (jest ich 36, o ile dobrze pamiętam, w tym jedna powieść: „Godzina smoka” – występje w niej jako król właśnie) już dawno wydano drukiem w języku polskim i to chyba niejednokrotnie. Mam je na półce w pomieszczeniu, w którym piszę te słowa – tytuły wymienione przez Aleksandra także. Sam Howard był z pewnością dziwakiem, zakończył życie samobójstwem i pewnie leczył takie czy inne kompleksy, tworząc swoich bohaterów. Nie były to jednak raczej kompleksy dotyczące sprawności fizycznej. Tutaj on sam prezentował się jakoby z bardzo dobrej strony. Zapytany kiedyś, dlaczego jego bohaterowie (w tym Conan) nie grzeszą szczególną inteligencją odpowiedział: Takich łatwiej stworzyć i prowadzić. Na przykład, pakujesz takiego do lochu i nikt nie oczekuje, że będziesz łamał sobie głowę wymyślając bardzo skomplikowane plany ucieczki. Wszyscy i tak wiedzą, że on potrafi tylko rąbać mieczem na oślep. NIezła recepta na sukces, przynajmniej wydawniczy. -:) Pozdrawiam.

Chociaż był szczery :D. Sukces wydawniczy uzależniony jest od ilości nabywców. Dzieło więc musi być przekrojowe i możliwie doskonale przeciętne. Utwory ciekawe ale zarazem lekkie. Intrygująca tajemnica jak marchewka dla osła. Rowling stwierdziła że istnieje wręcz przepis na taki sukces i że to nic trudnego. Prawdą jest że i tak większość pomysłów już była. Niepomiernie żadko zdaża się przeczytać coś całkiem oryginalnego o ile w ogóle jest to jeszcze możliwe.

Rowling oczywiście konfabuluje 🙂

W 2013 r. wydała swą kolejną powieść, niezwiązaną z uniwersum Harry’ego Pottera, tym razem pod pseudonimem Roberta Galbraighta. I jakoś nie stała się ona hitem bez słynnego nazwiska… Dopóki nie ujawniono, że autorem jest w istocie Rowling sprzedało się całe… 1500 egzemplarzy.

Prawda jest taka, że w osiągnięciu sukcesu ważne jest szczęście. Nakłady Rowling nie wzięły się z tego, że jest 1000 razy lepsza od innych autorów młodzieżowej fantasy. Po prostu miała farta i się przebiła (inna sprawa,że potem umiała podtrzymać ten sukces, a nie pozostać autorką jednej dobrej książki). Mnóstwo zależy od przypadku.

No, ale jak już ktoś odniósł sukces, to potem łatwiej mu przekonywać, że działał całkowicie świadomie i posiada magiczny przepis na powodzenie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

W tym temacie nie mam akurat nic więcej do dodania bo się nie znam. Dziękuję za miłą rozmowę.

Ci niezmordowani Macedończycy! Gorąco współczuję wszystkim, którzy są do nich porównywani 😀 😀 😀

To prawda, Aniu. Gdyby nie byli bohaterami literackimi, a więc „larger than life”, można by w kompleksy popaść 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo bym chciała, żeby wszyscy odbiorcy mieli odpowiedni dystans do fikcji literackiej, niestety nawet naszym, dość wyrobionym czytelnikom, zdarza się zapominać o rozróżnieniu bohatera, narratora i autora… a szkoda. Do tego wiele pań i tak ma tendencje do zbyt wygórowanych oczekiwań, ale na szczęście to nie mój problem 😀

Co do ksenofobii, która ponoć z naszej perspektywy jest tak „uroczo niepoprawna”, obawiam się Megasie, że się mylisz, czasy się zmieniają, i to dość gwałtownie, teraz staje się wręcz modna…

Pytanie, jak odpowiedzieć na zbyt wygórowane oczekiwania niektórych pań? Czy powinniśmy zaludniać karty naszych opowiadań słabeuszami o miękkich ciałach, umysłach i woli, a do tego niezbyt sprawnych przyrodzeniach? Być może to zwiększyłoby wyrozumiałość Czytelniczek również w ich prywatnym życiu 🙂 obawiam się jednak, że wszyscy lubimy czytać o ludziach pod jakimś względem wyjątkowych. Nieudaczników i pospolitych everymanów mamy dość na co dzień i dookoła…

Z uwagą o ksenofobii niestety się zgadzam. Z drugiej strony, wyniki kilku ostatnich demokratycznych plebiscytów w Europie dają nadzieję na to, że fala, choć spiętrzona, zaczyna się cofać.

Pozdrawiam
M.A.

Nie wszyscy czytelnicy potrzebują do szczęścia herosów, a wyjątkowość ma wiele twarzy… czasem wręcz zaskakująco wiele. Nie wierzę w istnienie ludzi przeciętnych, każdy z nas jest inny, nawet jeśli staramy się skrzętnie ukrywać swoje dziwactwa 😉

Demokratycznych Megasie ?

@ Ania:

Wyjątkowość istotnie ma wiele twarzy. Ale z drugiej strony nie zgadzam się, że każdy jest wyjątkowy i oryginalny. Gdyby tak było, wyjątkowość całkiem straciłaby znaczenie, jako cecha powszechnie posiadana.

Osobiście nie potrafię pisać o przeciętniakach. No chyba, że uzupełniam swój pamiętnik 😉

@ Mick:

No demokratycznych, demokratycznych. Jakżeby inaczej?

Pozdrawiam
M.A.

Oj tak. Aleksander ponoć był peda… pardon, gejem. Choć w rurkach nie chodził i nie palił cienkich fajek.

Prawda jest taka, że o Aleksandrze więcej spekulujemy, niż wiemy. Istnieje np. teoria, że jego niewielkie zainteresowanie kobietami, było skutkiem zaawansowanej od młodości choroby alkoholowej. Jego bliskie przyjaźnie z Hefajstionem i eunuchem Bagoasem mogły mieć aspekt seksualny (szczególnie z tym drugim), ale niekoniecznie świadczyły definitywnie o jego orientacji. W końcu sypiał również z kobietami – a przynajmniej dwie (Roksanę i Stateirę II) zostawił brzemiennymi.

Więcej wiadomo o ojcu Aleksandra, Filipie, który był przekonanym biseksualistą.

Pozdrawiam
M.A.

Kiedyś mi ktoś tłumaczył wagę burdeli militarnych. Że istnienie tych burdeli to podstawa żeby się wojsko nie spedaliło. Bo nie ma niczego bardziej demoralizującego niż dłuższy brak baby, zarówno w sensie fizycznym jak i metafizycznym. Był to więc w większości nabyty homoseksualizm, czyli taki którego można było uniknąć. Aleksander był aktywnym wodzem który szedł na czele armii. Był więc wystawiony na czynniki homotwórcze. Ludzie uwielbiają takich wodzów, jednym z ostatnich był Mustafa Kemal Paşa. Obok Francisco Franco jest to jedna z moich ulubionych postaci.

Raczej w tym przypadku nie chodzi, żeby żołnierze stali się pedałami ale, żeby nie nabyli chorób od kobiet w rejonie frontu.

A także o to, by utrzymać wysokie morale – wszak żołnierz, który pochędożył szczęśliwszy jest od tego, co nie pochędożył.

Jak również po to, by zapobiec zatargom między żołnierzami. Wszak żołnierz, który pochędożył mniej jest do bitki skory 🙂

Słowem, jest wiele powodów, dla których od niepamiętnych czasów powoływano do życia burdele wojskowe. To po prostu wielce dobroczynne instytucje 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Tak, dobroczynne :). Przypomniała mi się taka rymowanka którą gdzieś słyszałem:

„O piękna Sally, słodka jak miód.
Wszyscy mi mówią żeś dziewczyna – cud.
Dzisiaj mnie czeka pyszna zabawa, jeśli będziesz dla mnie łaskawa. ”

Żołnierze chcieli przeżyć żeby mogli znowu udać się do swojej Sally a przecież przeżyć to zwyciężyć.

Anonimie, choroby były nieuniknione. Ale słusznie Zauważyłeś ten aspekt. Przypominam sobie że historia zna takie przypadki kiedy Wenera miała swój udział w zwycięstwie. Walka chorobami wenerycznymi była wykorzystywana przez podziemia do walki z okupantem.

Co do chorób wenerycznych, to niestety nie raz i nie dwa to właśnie armia je ze sobą przywodziła 🙂 Np. kiła była zwana „chorobą francuską”, ponieważ największa jej epidemia w Italii nastąpiła w XV-XVI wieku wraz z inwazją króla Francji Karola VIII.

Pozdrawiam
M.A.

Witam

Cieszę się że wróciłem w momencie, w którym nie musiałem czekać długo na kolejny epizod Perskich Odysei :).

Widzę tu rozbudowany wstęp do transakcji okraszonych krwią, obficie oblanych posoką ;).

Trójkąt Mnesarete i dwóch macedońskich oficerów chyba też zmierza w kierunku krwawego finału.

Pozdrawiam

daeone

Witaj, Daeone!

Dobrze widzisz. Już wkrótce Mezopotamia będzie zawodzić z rozpaczy, zdeptana macedońskim butem i kopytem… zaś w tle wielkiego dramatu rozegra się kilka mniejszych. Wszystko to przeczytacie w relacjach Waszego antyczno-bliskowschodniego korespondenta, czyli niżej podpisanego 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Istotnie, niezmordowani. Dobrzy w robieniu włócznią każdego rodzaju. W końcu nie przypadkiem podbili jednak połowę świata. -:) Nawet bez ostatnich zdań Autora miałem głębokie wątpliwości co do wartości przyrzeczeń Kassandra. Tymczasem bardziej myśli zapewne o tym talencie do zarobienia. Nam pozostaje podziwiać talent Autora.

Neferze,

dziękuję za miłe słowo. Fakt, talent w srebrze piechotą nie chodzi, z drugiej strony, Kassander zawsze miał słabość do pięknych niewiast w tarapatach 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Nurtuje mnie czym Kasander podpadnie Aleksandrowi, że skończy tak jak to jest przedstawione w prologu.

Im dalej brnie bohater w głąb podbitego Imperium Perskiego, tym więcej pozostawia za sobą powodów dla których mógłby popaść w niełaskę. Pobawię się więc w typowanie, może któreś z nich się sprawdzi? –
– Sprawa obalonego i zamordowanego satrapy Lidii.
– Działania, które Kasander ma zamiar podjąć, czyli polowania na niewolników będących w istocie poddanymi Aleksandra Wielkiego. Ten ostatni – jak na ówczesne realia – wyjątkowo dbał o podbite ludy (o ile było mu posłuszne).
Przypomina mi się historia, która ponoć naprawdę miała miejsce, a dotyczyła też Kasandra, tyle, że syna Antypatra. Ten po przybyciu na dwór Aleksandra wysmiewał się z Azjatów i z ich dziwnych zwyczajów. Król jako, że był dosyć impulsywny, tego nie zdzierżył. Złapał Kasandra i uderzał jego głową o ścianę (lub podłogę). Czy to możliwe, aby spotkało to i naszego Kasandra?
– Tutaj moje domniemanie co do przyszłości – Kasander jako kobieciarz upatrzy sobie jakąś ślicznotkę, którą upodoba sobie i Aleksander. Nie wiem dokładnie który jest rok, ale z tego co pamiętam Aleks po wtargnięciu w głąb Persji oddalił swoją kochankę Barsine, natomiast Roksana i Statejra to chyba późniejsza przygoda. Pozostała by więc postać fikcyjnej niewiasty…

Tak, to na chwilę obecną widzę, chociaż pewnie pod konie cyklu, Kasander będzie miał jeszcze więcej za uszami.

Wydaje mi się, mniemam, że za satrapę Lidii beknie niezawodnie bo to była niesurbodynacja w dodatku Aleksander straci do niego resztki szacunku w momencie kiedy dowie się szczegółów. Przyznam że za ten czyn u mnie stracił ;). Reszta z pewnością też mu nie pomoże.

Witaj ,Radosky!

Cieszę się, że kwestia ta Cię nurtuje – lubię, gdy moi Czytelnicy mają się nad czym zastanawiać i chcą to czynić 🙂 Oczywiście nie zdradzę fabuły kolejnych rozdziałów, powiem tylko, że Kassander ma talent do czynienia sobie wrogów. A pech (czy może klątwa królowej Andromedy?) jeszcze długo nie będzie go opuszczał. No i oczywiście słabość Kassandra do pięknych kobiet… to nigdy nie przestanie sprawiać mu kłopotów 🙂

Dzięki za przypomnienie anegdoty z prawdziwym Kassandrem – faktycznie, Aleksander potraktował go dość brutalnie. Wedle jednej z teorii właśnie syn Antypatra (jeden lub obaj – Jolaos był podczaszym Aleksandra) stał za otruciem króla. O ile oczywiście naprawdę został otruty, a nie np. zmarł na którąś z licznych tropikalnych chorób, które złapał podczas wyczerpującej kampanii.

Micku,

dlaczego stracił u Ciebie za zgodę na egzekucję satrapy Lidii? Wszak Andromenes był wyjątkową kanalią. Czyżbyś był aleksandryjskim lojalistą i uważał, że tylko król może karać swych namiestników?

Pozdrawiam
M.A.

Czemu Pytasz, przecież Wiesz co miałem na myśli. Andromenes powinien wisieć za jaja ale nie na życzenie Omfale. Nad Andromenesem powinien się odbyć sąd a Omfale mogła by się wypowiedzieć jako ofiara. Wtedy było by sprawiedliwie a wyszło że sprawa została załatwiona”za dupę” co miało wymiar osobistej wendety. To subtelna różnica. Jeśli Kassander olał prawo i zamordował satrapę, to mógł to zrobić nieco sprawiedliwiej. Jakbym był Kassandrem to bym przestał rżnąć Omfale tak szybko jak bym się dowiedział co miało by być nagrodą za to rżnięcie. A gdyby kobieta zwróciła się do mnie jako do dowódcy z ramienia Aleksandra to wtedy rozważył bym sąd polowy.

Dodam jeszcze że i tutaj Objawiłeś swój talent. Ludzie zawsze uwielbiali sobie komplikować życie. Dla tego pomimo swojego zdania uważam że Wybrałeś dużo ciekawsze podejście. Żeby Kassander tak postąpił to musiał by być kimś innym niż zdziczałym na wojnie, jak to ustaliliśmy, zbirem.

Pytam dla podtrzymania ciekawej dyskusji 🙂 A także po to, by poznać klarowne stanowisko mojego rozmówcy.

Masz rację, gdyby Kassander był rozsądny, nie wiązałby się mocniej z Omfale i poprzestał na kontaktach z niewolnicami i pornai. Przyjemność podobna, a cena, jaką trzeba zapłacić – znacznie niższa.

No, ale byłoby nudno, gdyby moi bohaterowie postępowali zawsze racjonalnie i słusznie 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Od pierwszej części Opowieści Kassandra aż tutaj dotarłam w nieco ponad tydzień i aż chciało mi się zostawić komentarz od razu, ale ściana tekstu, która wtedy by powstała mogłaby niebezpiecznie się zbliżyć objętością do tego rozdziału. Wstrzymałam się więc przez około kolejny tydzień z założeniem, że to, co mi zostanie w głowie po tygodniu rzeczywiście jest warte napisania. A zostało i tak sporo, pozwolę więc sobie wypunktować. Piszę prosto z głowy, więc wybacz mi, Megasie, jeśli przekręcę jakieś szczegóły.

1. Jestem pod ogromnym wrażeniem realizmu, z jakim zostały oddane emocje kobiet o niskich pozycjach społecznych wobec tych, które mają choć trochę lepiej. Czytam sobie o tym, jak porne obawia się, że inne pornai obleją ją wrzątkiem, bo jest zbyt ładna, jak niewolnice w domu Dionizjusza nienawidzą Kleopatry za jej kolorowe stroje, jakby to ona złośliwie stworzyła zasadę, że one wszystkie muszą nosić proste, białe pelposy. Czytam o rozgrywkach między ateńskimi heterami, o Fojbiane na premierze „Dziewczyny z Leukady”, która jest doskonale świadoma nienawiści swoich koleżanek po fachu, mało tego – cieszy się nią, wręcz zachwyca. Czytam i trafia mnie jasny szlag, bo te emocje są takie… prawdziwe. Nie potrafię zliczyć, ile razy oglądałam podobne relacje i rozgrywki pomiędzy swoimi koleżankami. A że odbywało się to zazwyczaj za plecami i bez cienia świadomości mężczyzn z otoczenia, jestem pod wrażeniem kunsztu Autora, który potrafił tak świetnie opisał kobiecą zawiść.

2. Za to nie jestem do końca usatysfakcjonowana obrazem kobiecej seksualności. Jest dla mnie zbyt czarno-biały. Kobiety albo nie mają ze stosunku żadnej czy prawie żadnej przyjemności, czasem wręcz cierpią z jego powodu, albo przeciwnie – doznają niewypowiedzianej rozkoszy i ekstazy. A wówczas ich orgazmy są bardzo podobne do siebie – wszystkimi wstrząsają dreszcze, wszystkie wyginają się do tyłu w łuk w tym charakterystycznym geście znanym z filmów pornograficznych. Jeśli kobieta czerpie z seksu przyjemność, to praktycznie zawsze smakuje jej sperma. Brakuje mi tu żeńskich postaci, które dopiero odkrywają własną seksualność, dla których stosunek z mężczyzną jest przyjemnością, do której chcą wracać jak najczęściej, a które jeszcze nie nauczyły się szczytować. Orgazm bardzo rzadko przychodzi z pierwszym doświadczeniem seksualnym. Brakuje mi też takich, które lubią seks, ale nie lubią smaku spermy lub mają na nią nietolerancję pokarmową (to wcale nie jest takie niespotykane, jak się wydaje!). Zabrakło mi kobiety, która porównałaby, choćby w myślach, smak spermy dwóch różnych kochanków. Zabrakło takiej, która przeżywając orgazm, zwijałaby się w kulkę, żeby zamknąć rozkosz w sobie. Trzeba Megasowi oddać sprawiedliwość, że sceny seksu są dobrze napisane, przyciągają, pokazują indywidualizm bohaterek (niektóre otwarcie krzyczą, inne powściągliwie starają się nie okazywać przyjemności, jedne są nieśmiałe, inne przeciwnie). W każdym innym przypadku uznałabym je za wybitne, ale na tle tak barwnego świata wypełnionego mnogością bohaterów i wątków, z których każdy jest ciekawy, wątek kobiety przeżywającej rozkosz wypada odrobinkę blado.

3. Życie żon Ateńczyków czy wolnych utrzymanek Kassandra wydało mi się nieco… puste. Co one robiły całymi dniami, jeśli akurat nie oddawały się łóżkowym igraszkom? Potrafię sobie je wyobrazić idące do świątyni na modły, do teatru (ale przecież sztuki nie odbywały się codziennie), kupujące ubrania, biżuterię czy pachnidła (bo bardziej przyziemne zakupy załatwiała chyba służba?), jedzące, śpiące lub kąpiące się. To przecież nie jest w stanie wypełnić dnia. Czytać i pisać nie umiały, szycie było chyba zajęciem służby, nie wydaje mi się też, żeby rysowały czy haftowały… no cokolwiek, co pozwoliłoby nie zwariować z nudy. Jeśli nic mi nie umknęło i ich życie rzeczywiście było takie, jak mi się wydaje, to jestem pełna podziwu, że większość z nich zachowała zdrowe zmysły.

______________________________________
Kilka scen, które szczególnie utkwiły mi w pamięci:

4. Na początku opowieści Kassandra, porne, u której był, ucałowała go w stopy przy okazji ściągania sandałów. Ta scena zapisała mi się w pamięci na tyle mocno, żeby teraz o tym wspomnieć. Z zupełnie nieznanych mi powodów, kobiece stopy bardzo często pojawiają się tu czy tam jako obiekt erotyczny w bardzo pozytywnym kontekście. Dobre, budzące sympatię czytelników bohaterki są całowane czy lizane po stopach przez swoich mężczyzn i oboje czerpią z tego przyjemność (pozdrowienia, Neferze!). Ba, ostatnio w babskim cyklu książek, w którym nieszczególnie pojawiają się jakieś wątki BDSM, a seks między bohaterami jest raczej partnerski natrafiłam na następującą scenę: bohaterka wyciągnęła przyjaciółkę na zakupy, do fryzjera i spa, żeby przywrócić jej atrakcyjny wygląd sprzed niedawno przebytej choroby. Ta okazała się bardzo sceptyczna wobec pomysłu pomalowania paznokci u nóg, argumentując bezsens takiego działania przez „kto to będzie oglądał?!”. Troskliwa przyjaciółka pomyślała wówczas „twój mąż, kiedy będzie cię całował po stopach”. Przeszukałam niedawno pobieżnie jedną z popularnych stron z filmami pornograficznymi, żeby potwierdzić swoje tezy i zaobserwowałam następujący fakt: mocno uległa kobieta, masturbująca swojego pana stopami to obraz częsty i łatwy do znalezienia, podobnie jak dominująca kobieta całowana po stopach. Filmów z kobietą całującą męskie stopy znalazłam dosłownie kilka i to kiepskiej jakości. W literaturze i sztuce, jeśli gdzieś pojawia się kobieta całująca męskie stopy, to albo jest to Maria Magdalena u stóp Chrystusa, albo bezbronna, udręczona ofiara błagająca potwora, żeby przestał ją torturować (i u Ciebie, Megasie, taka scena pojawiła się kilka razy). Dobrze potraktowana, szczęśliwa, uległa kobieta całująca mężczyznę w stopę lekko i z czułością to jakieś yeti. Nie rozumiem, co czyni kobiece stopy obiektem seksualnym i co sprawia, że męskie takowym nie są, ale cieszę się, że ta scena pojawiła się u Ciebie. Narobiła mi wprawdzie trochę smaku i żałuję, że nie powtórzyłeś jej choć raz – wydaje mi się, że podobny gest pasowałby chociażby do masochistycznej natury Mnesarete, przynajmniej tej Mnesarete, którą poznaliśmy na początku opowieści.

5. Demetriusz zostawiający ojcu sztylet. Przepowiednia, która mimo wszystko znajduje sposób, aby się spełnić – ten wątek jest tak doskonale antyczny, że gdyby ktoś mi go opowiedział, podejrzewałabym, że pochodzi z jakiejś greckiej tragedii czy mitu, nie z napisanego we współczesności opowiadania. Piękne. Za to napad bandytów na Korojbosa trochę mi zgrzytał. Dionizjusz jest zbyt inteligentny, żeby załatwiać to w ten sposób – nienawiść ludu za ten sposób eliminowania konkurencji mogła przecież spaść z tego powodu nie tylko na niego, ale i na jego syna, przynosząc skutek odwrotny do zamierzonego, poza tym, ojciec znał Demetriusza na tyle, żeby przewidzieć jego reakcję na krzywdę konkurenta. Jeśli natomiast zbiry nie zrozumiały, że mają upozorować zwykły napad rabunkowy, a nogi chłopaka uszkodzić „przypadkiem”, zabrakło mi jakiegoś wyrazu niezadowolenia ich mocodawcy.

6. Demokratyczne głosowanie nad „ustawą”, aby niewolnice usługujące na sympozjonie rozebrały się do naga. Miła, sielankowa scena, pozwalająca odpocząć od brutalnych intryg tego świata, wywołująca uśmiech na twarzy, a przy tym tak klimatyczna, tak grecka.

7. Gwałt na Fojbiane. Ta scena była tak brutalna i obrzydliwa, ale skoro już Kritias musiał mieć się dobrze i grać w swoje okrutne gierki, cieszę się, że nie oberwało się Bogu ducha winnej niewolnicy, tylko tej niestałej dziwce. I to nie sposób, w jaki potraktowała Meandra zaważył na mojej ponurej satysfakcji, a ta paskudna radość z zazdrości innych heter na premierze „Dziewczyny z Leukady”. Miałam jeszcze szczerą nadzieję, że w czasie tych „zabaw” Neira również narazi się w czymś narcystycznemu kapłanowi i dołączy do koleżanki po fachu – bo podzielała te jej cechy, które najbardziej mnie odpychają i brzydzą u konkurujacych ze sobą bab.

8. Bryaksis opowiadający Tais o swojej byłej kochance, która rzuciła się w morze, zniszczona przez Kritiasa. Byłam tak święcie przekonana, że to obrzydliwe kłamstwo zmyślone, by zdobyć wdzięki młodej, pełnej życia kobiety i podwoić swoje wynagrodzenie za rzeźbę, że trzymałam kciuki za wygraną kapłana w tym dziecinnym wyściu. Jakaż jestem teraz szczęśliwa, że moje trzymanie kciuków nic nie dało!

9. Kochanki Kassandra zjednoczone w obliczu jego rany, nie przepychające się przed namiotem, modlące się wspólnie. To był taki miły, ogrzewający serce wątek, przyjemna odmiana od zawistnych, zazdrosnych bab. Za samo to wszystkie na dzień dobry zyskały moją sympatię.

10. Toast Demetriusza na pożegnalnym sympozjonie Fryne. Młody chłopak, bez żadnego doświadczenia w paskudnych babskich gierkach, ale widział doskonale, co się święci i mimo, że nie był bliskim przyjacielem hetery, wiedział, co powiedzieć, aby dodać jej otuchy – i zdecydował się to powiedzieć. Zyskał tym bardzo dużo mojej sympatii.

__________________________________________________________
Teraz trochę o bohaterach:

11. Mnesarete – początkowo była jedną z moich ulubionych postaci, lubiłam ją za jej niezwykłą ofiarę Afrodycie, za brak wrogości wobec innych kochanek Kassandra, gdy ten był ranny, za umiejętność przyznania się przed samą sobą, że brutalność kochanka ją podnieca. Za odwagę, by tupnąć we właściwym momencie nogą na mężczyznę, którego kochała, aby udać się z nim na wojnę. Niestety, szybko zaczęła się staczać. Jasne, miała swoje powody, spragniona mężczyzny i niezaspokojona, zaniedbana. Ale nie zdołała zatrzymać choć odrobiny mojej sympatii. Pierwszy wybuch mojej złości na nią pojawił się, gdy sprzedała wierną służkę, na złość Kassandrowi (który przecież nie obiecywał jej wierności!). Gdyby chodziło tylko o dokuczenie zaniedbującemu ją mężczyźnie, jakoś bym to przełknęła. Ale ona zadbała też, żeby niewolnica, która nie miała żadnego wyboru, musiała usłużyć panu, cierpiała, sprzedana do burdelu. Liczyłam, że Kassander surowiej ukaże ją za ten wybryk. Może wtedy by się opamiętała. Ale ona stawała się coraz okrutniejsza dla swojej drugiej służki, a potem zaczęła zdradzać kochanka, doprowadziła do okrutnej śmierci niewolnika. Jej upadek stał się samonapędzającą się maszyną – poprzednie złe czyny popychają ją do kolejnych. Ale Mnesarete miała możliwość, żeby temu zapobiec. Miała charakter, żeby tupnąć nogą na Kassandra, gdy ten chciał ją opuścić, powinna też umieć wyrzucić mu, że Afrodyta nie otrzymuje od niej należnych jej hołdów. To powinno mu przypomnieć o zaniedbanej kochance i dać impuls do zajęcia się nią. Jeśli Mnesarete nie mogła wytrzymać bez zaspokojenia i potrzebowała czasu na odzyskanie zainteresowania Kassandra, miała pod ręką niewolnicę – jasne, że to dałoby jej tylko namiastkę, ale powinno choć trochę, choć na chwilę uspokoić płonącą w niej żądzę. Nie spróbowała żadnego z tych kroków przed zdradzeniem Kassandra, nie mam więc dla niej litości. Moje wymarzone rozwiązanie jej wątku jest następujące: Kassander dowiaduje się o wszystkim z drobną pomocą niewolnicy (niech okrucieństwo Mnesarete dla własnej służby się na niej zemści), domyśla się, jak było naprawdę z biednym tragarzem lektyki (ma wskazówki – kobieta sama nalegała, aby zabrać w podróż swoich tragarzy, a tamtego dnia wyczuł od niej pachnidło) i postanawia ją ukarać. Najpierw oddaje ją swoim żołnierzom czy może nawet niewolnikom w liczbie wystarczającej, żeby nawet mimo jej upodobania do bólu i gwałtownych stosunków, cierpiała z tego powodu, a potem sprzedaje ją temu kupcowi, który akurat w odpowiednim momencie się pojawił. Po kilku zmianach właścicieli i perypetiach, które pozbawiają ją części urody, Mnesarete kończy w tym samym domu rozpusty, co Helena, jako jedna z najtańszych pornai w tym konkretnym domu, traktowana gorzej niż jej była niewolnica.

12. Tais – ciepła, łagodna dla niewolników, a jednak silna, by walczyć w czyjejś obronie, jak wówczas, gdy poszła do łóżka Kritiasa, żeby chronić Berenike, troskliwa dla najemników, dbająca o godne pogrzeby tych, którzy zginęli w jej obronie – łącznie ze Spartiatą, który był przecież dla niej konkurentem o uczucia Chloe. Zasłużyła sobie na każdą drobinkę miłości, jaką obdarzyli ją jej niewolnicy i rzeźbiarz, a ich miłość pozwoliła jej znaleźć szczęśliwe zakończenie. I mimo, że to typowy „happy end”, nie wyobrażam sobie innego zakończenia tej historii. Megasie, gdyby historia Beotki nie skończyła się szczęśliwie, wątpię, by ukrycie się za internetowym pseudonimem ocaliło Cię przed gniewem i nienawiścią czytelników. Jej się nie da nie kochać, a jej wielkie serce nawet w tym brutalnym antycznym świecie musiało zostać nagrodzone. Musiało i już!

13. Kleopatra nie wzbudziła mojej szczególnej sympatii. Jej oddanie Dionizjuszowi było urocze i cieszyłam się, że kobieta, która doznała tylu brutalności jako porne trafiła w końcu do pana, którego pokochała, ale pełen wyższości jestem-faworytą-pana-domu-a-ty-nędznym-robakiem-więc-rób-co-ci-każę ton, jakim mówiła do Raisy, prowadząc ją do sypialni Dionizjusza pokazał, że to nie jest osoba, którą bym polubiła. Sama mając ciężkie przejścia powinna mieć w sobie trochę współczucia dla innych niewolnic na gorszych pozycjach. Dostała swoją chwilę szczęścia przed śmiercią, musiało być dla niej słodko-gorzkie umierać właśnie wtedy, kiedy jej los miał się znacznie poprawić, ale za to prawdopodobnie ze świadomością, że wypiła truciznę przeznaczoną dla mężczyzny, którego kochała. Gdyby przeżyła wówczas, i tak zginęłaby wkrótce, zapewne po torturach i ze świadomością, że jej pan został otruty na jej oczach. A gdyby jakimś cudem żonie Dionizjusza nie udało się zatruć tego wina, Kleopatra przez jeszcze krótki czas cieszyłaby się swoim panem, a potem obserwowała jego upadek – polityczny i moralny. Wątpię, by chciała dożyć chwili, gdy arcystrateg sfrustrowany własną niedyspozycją morduje porne. Więc choć oczy mi lekko zwilgotniały, gdy umierała, uważam, że jej historia potoczyła się najlepiej jak mogła i w ostatecznym rozrachunku nie opłakuję jej.

14. Fryne, umiejąca okazać wdzięczność, skromna Fryne, która nie dała się wciągnąć w obrzydliwe gierki reszty heter, Fryne, która pragnęła wiedzy tak bardzo, że zwróciła się do Arystotelesa o nauki, Fryne, która zorganizowała pożegnalny sympozjon, co musiało być dla niej szczególnie przykre, zważywszy na tym, jak ją wówczas traktowano w Atenach, żeby umożliwić byłemu kochankowi przekazanie wiadomości Demetriuszowi, choć nijak jej to nie dotyczyło. Cieszę się, Megasie, że jej dalsze losy ledwie zarysowałeś w „Blondynce…”. Znając Ciebie, gdybyś je opisał, czekałyby ją kolejne przykre niespodzianki, jakby proces o bezbożność i późniejsza antypatia rodaków to było mało, a tak mogę wierzyć, że jest tak szczęśliwa, jak tylko się da, wychowując gdzieś w uroczym miejscu dziecko Kassandra, któremu nie brakuje absolutnie niczego, otoczona nowymi przyjaciółmi.

15. Filona, niby czarny charakter, a jednak polubiłam ją pod koniec jej historii – nie jako ciekawy element krajobrazu dostarczający zwrotów akcji w postaci niespodziewanych śmierci tego czy innego bohatera, ale jako człowieka. Dałeś nam zbyt mało scen, aby stwierdzić z całą pewnością, jak to właściwie z nią było, ale moja interpretacja tego, co zobaczyłam jest następująca: Filona jako mała dziewczynka była radosna i pełna życia, może nawet podobna charakterem do Tais. Okrucieństwa i upokorzenia, których doznała, stłamsiły jej naturę, sprawiły, że instynkt samozachowawczy kazał jej oblec się w grubą warstwę chłodu i okrucieństwa, pozwalającą jej mordować z zimną krwią i nikogo nie darzyć uczuciem. Tylko w ten sposób mogła przetrwać. Myślę, że przyjemność, którą zabójczyni nauczyła się czerpać ze stosunków z brutalnymi mężczyznami była nieświadomą sublimacją potrzeby, żeby wyrwać się spod władzy swoich mocodawców: przychodził taki prosty Hellen, pieprzył jak chciał, nieraz pewnie uderzył albo napluł w twarz, rzucał kilka monet i myślał, że ma nad nią jakąś realną władzę. Świadomość tego, jak bardzo się mylił, a nieraz tego, że zaraz umrze od trucizny, mogła służyć jej za namiastkę uczucia, że ci, którzy naprawdę stoją za jej upokorzeniem, ci, którzy wysłali ją do Grecji na jej misję nie mają nad nią władzy. Nawet duet Kritiasa i Alkajosa nie zdołał jej zniszczyć – stawiam, że jej załamanie i błagania o litość były do pewnego stopnia udawane, skoro tak trzeźwo zareagowała, gdy została znaleziona, ukrywając swoją prawdziwą tożsamość w wiarygodny sposób. I choć żadne okrucieństwo nie było w stanie jej złamać, wystarczyło dać jej poczucie bezpieczeństwa, trochę ciepła i opieki, a ta skorupa okrucieństwa zaczęła powoli pękać. Myślę, że ta żywa chęć zemsty, która w niej była, ta wdzięczność za głowę swojego oprawcy to był tak naprawdę pretekst, coś, co przywoływała jako powód, by odwdzięczyć się Lizandrowi, żeby nie przyznać się sama przed sobą, że jest wdzięczna za ciepło, troskę, dobre i uprzejme traktowanie. Gdyby było inaczej, raczej by go nie pokochała. Jej potrzeba, żeby zasypiać przy zapalonej lampie lub świecy pasuje mi do tej potrzeby ciepła i uczucia, do której była zabójczyni nie chciała się przyznać sama przed sobą. Myślę, że Lizander też był świadomy tej opadającej powoli skorupy i nieśmiało wyglądającej zza niej ciepłej, może nawet dobrej kobiety, stąd jego szloch nad ciałem Filony, taki niepodobny do syna Sparty. Szkoda, że po uwolnieniu się spod władzy stronnictwa Olimpias dałeś jej tak mało czasu, że nie przeszła nawet do końca przez tę wewnętrzną przemianę… choć pewnie szybka śmierć przez uduszenie, po tym, jak miała wreszcie okazję zasmakować spokoju i dowiedzieć się, jak to jest kochać kogoś, nie była dla niej taka zła, zważywszy na liczbę osób, która chciałaby się na niej za coś zemścić.

16. Arystoteles – nie będę się tu rozpisywać, bo nie umiem wyrazić swojego zachwytu nad tym, jak poprowadziłeś tego bohatera. Wiem, że opierałeś się na przekazach historycznych, ale ta bijąca od niego mądrość, ta milcząca przygana, gdy zapytany przez Dionizjusza po próbie otrucia gdzie był, odpowiada, że udzielał medycznej pomocy torturowanym niewolnikom, te wysiłki czynione, by uwolnić swoją uczennicę i zakłopotanie, gdy Fryne pocałowała go w rękę – to wszystko daje taki ciepły obraz dobrego i mądrego człowieka. Sama chciałabym mieć takiego nauczyciela.

17. Raisa – zostawiłam ją sobie na koniec moich uwag o postaciach, bo wspomnienie sceny jej śmierci dalej wywołuje we mnie tyle złości, że gdybym od niej zaczęła ten komentarz, nie doczekałbyś się ani jednego miłego słowa z moich ust, Megasie. Illiryjka może i była „dzikuską”, ale dzięki temu miała charakter, Atenki wydają się przy niej wręcz mdłe. Nie było w niej tej paskudnej zawiści charakterystycznej dla wielu kobiet, nie skarżyła się Demetriuszowi na swój los, nie przyznała się, że została oddana przez jego ojca, zapewne po to, aby nie zranić chłopaka i nie popsuć jego stosunów z ojcem jeszcze bardziej, choć sama zapewne czuła się takim potraktowaniem głęboko zraniona. Była odważna i rozsądna, troszczyła się o Meandra, bo był przyjacielem jej ukochanego pana, w obliczu walk w Atenach nie spanikowała i nie straciła zdrowego rozsądku na tyle, by pamiętać o konieczności zmieniania mu opatrunku. Nie wątpię, że wiele niewolnic oddanych swoim właścicielom czy właścicielkom byłoby gotowych w razie ataku osłonić ich własnym ciałem. Ale gdyby ktoś zaatakował Demetriusza w jego komnacie czy w domu Meandra, potrafię sobie wyobrazić Raisę skutecznie wbijającą mu nóż kuchenny pod żebra czy roztrzaskującą głowę jakąś ciężką amforą. Kobiety w Helladzie nie były szkolone do walki, a już zwłaszcza niewolnice, ale ta dziewczyna miała duszę wojowniczki i to w niej uwielbiałam. Dała zresztą tego dowód tuż przed śmiercią, zabijając niedoszłego gwałciciela, który przecież był barbarzyńskim wojownikiem! Jej śmierć na wojnie nie była potrzebna. Jasne, wcześniej Dionizjusz wykorzystywał ją jako narzędzie szantażu, ale gdy Demetriusz wrócił z wojny, jego rządy miały się ku upadkowi. Dziewczyna mogła przeleżeć w domu Meandra pod opieką jego niewolników czas zamieszek i walki o władzę i wyzdrowieć z wojennej rany akurat, kiedy jej pan zbierał się do opuszczenia Aten, by mu towarzyszyć. Cholera, ten chłopak dosyć wycierpiał z ręki ojca, a i tak pozostał dobry i szlachetny, należała mu się miłość. Niech Cię szlag, Megasie, że mu ją zabrałeś!

__________________________________________
I jeszcze dwie sprawy językowe:

18. Wyrażenie „dziewczyna z Argos” zaczęło mi w pewnym momencie grać na nerwach. Domyślam się, że o ile dziewczyna z Illiri jest Illiryjką, a dziewczyna z Beocji Beotką, tak słowo „Argosanka” prawdopodobnie nie istnieje, a nawet, jeśli istnieje, to brzmi tragicznie. To pozbawiło autora jednego z najskuteczniejszych wybiegów w unikaniu nadmiernego powtarzania imion swoich bohaterów, więc trzeba było jakoś obejść tę niedogodność, ale wyrażenie „dziewczyna z Argos” w niezmienionej formie pojawiło się tyle razy, że zaczęło brzmieć nieco sztucznie, jak jakiś oficjalny tytuł przynależny Mnesarete. Poza tym, bardzo kojarzyło mi się z tytułem sztuki Meandra, co chyba nie było zamiarem autora.

19. Gdy czarnoskóry niewolnik nazwał Mnesarete „rozpustną dziwką” w swoim języku, żałuję, że to wyrażenie nie pojawiło się explicite w treści opowiadania, zwłaszcza, że niewierna nałożnica Kassandra uczy się tego wyrażenia i używa go później. Brak mi wiedzy geograficzno-historycznej, żeby stwierdzić, czy któryś z języków, na które usłużnie tłumaczy nam Google Translate się nadaje na ojczysty język tragarza lektyki, ale nawet wymyślenie jakiegoś dźwięcznego określenia byłoby usprawiedliwione, przecież nie znamy w pełni wszystkich afrykańskich martwych dialektów i słów, które wyszły z użycia przez ostatnie kilka tysięcy lat. Scena jest opisana dobrze i bez tego, ot, przyszło mi do głowy, że taki smaczek nieco by ją ubarwił, podobnie jak wszystkie zaczerpinięte z greki słowa ubarwiły tę opowieść.

Mogłabym jeszcze napisać na koniec o tym, jak złożona była opowieść, jak dobrze zbudowany świat przedstawiony i tak dalej, ale po pierwsze, powtórzyłabym rzeczy, które zostały już wielokrotnie napisane w komentarzach, a po drugie, odżyła we mnie złość na śmierć Raisy i nie mam ochoty prawić Megasowi komplementów, nawet takich w pełni zasłużonych.

Czarna Kaczuszko,

dla takich właśnie komentarzy jak Twój warto wytrwale tworzyć wszystkie Opowieści helleńskie i Perskie Odyseje 🙂

Nie tylko pobiłaś (ze sporą rezerwą!) rekord na najbardziej rozbudowany komentarz na Najlepszej, ale też zawarłaś w nim mnóstwo celnych spostrzeżeń i interesujących przemyśleń (a także kilka prztyczków, za które również jestem wdzięczny; należały mi się!).

Zapewniam Cię, że do wszystkiego postaram się odnieść. Już nie dziś, bo noc ciemna i pora udać się na spoczynek, ale w najbliższych dniach ustosunkuję się do podniesionych przez Ciebie argumentów i spróbuję odeprzeć zarzuty (albo też przyjmę je ze skruchą).

A teraz sobie i wszystkim Autorom NE życzę: oby jak najwięcej takich wypowiedzi na naszym portalu.

Pozdrawiam
M.A.

Czarna Kaczuszko,

pierwsza odpowiedź na Twój komentarz miała się tu pojawić już wczoraj, ale z powodu awarii strony nastąpiła tzw. obsuwa. Tak więc, by nie tracić więcej czasu!

Przede wszystkim, jestem pod dużym wrażeniem przeprowadzonej przez Ciebie analizy mojej skromnej twórczości. Nawet biorąc pod uwagę, że przeczytałaś wszystko, co udało mi się stworzyć w nieco ponad tydzień, to liczba szczegółów, które wychwyciłaś jest ogromna. Życzyłbym każdemu z Autorów Najlepszej, by trafiła mu się taka interpretatorka!

Ad 1 Cieszę się, że – w Twojej ocenie – udało mi się oddać przekonujące portrety kobiece. Zależało mi na tym, by moje bohaterki były wiarygodne, a przecież pisząc z perspektywy mężczyzny nie tak łatwo przychodzi mi zrozumienie niewieściej natury 🙂 Jestem jednak świadom pewnej konkurencji, która nawet dziś odbywa się między paniami. Podejrzewam też, że brutalne okoliczności antycznego świata konkurencję tą jeszcze zaostrzały, a zawiści czyniły jeszcze bardziej jadowitymi. Naturalnie, mężczyźni również konkurowali, ale ich zmagania miały bardziej otwarty i jawny charakter, w dodatku ich walka o prymat nad innymi była pochwalana i spotykała się z pozytywnym odbiorem. Wszak centralna instytucja greckiego świata – igrzyska (olimpijskie, nemejskie, istmijskie itd.) stanowiły taki honorowy wzorzec męskiego współzawodnictwa. Innym była wojna – podczas której mężowie ścigali się w waleczności, odwadze, zdolnościach bojowych, posłuszeństwie rozkazom. Natomiast konkurencja między kobietami nie posiadała oficjalnych, społecznie akceptowanych form; musiała się zawsze odbywać jakby za kulisami, a wymiana ciosów – mieć bardziej subtelną, choć niekoniecznie mniej okrutną formę. Uczestniczące w tej grze panie miały świadomość, że oficjalnie oczekuje się od nich innych cech niż konkurencyjność i dążenie do dominacji. Wręcz przeciwnie, miały być skromne, uległe, podporządkowane. A jednak, wciąż walczyły na swoim polu, nawet jeśli nagrodą była przede wszystkim radość z zawiści pokonanych oraz trud, jaki należało włożyć w utrzymanie pozycji.

Ad 2) W tym miejscu muszę Ci przyznać rację. Owszem, w moich pracach nie opisuję wszelkich form kobiecej seksualności. Sporo pomijam, może nawet nieświadomie (w końcu człowiek opiera się na doświadczeniu – własnym i zapośredniczonym przez teksty kultury, jakie zdołał sobie przyswoić). Słusznie wskazujesz dwa odmienne podejścia moich bohaterek do seksu: albo jest to dla nich mniej lub bardziej przykry przymus/obowiązek (Tais idąca do Kritiasa, Eurynome oddająca się Brennusowi, Filona zmuszona do prostytucji na statku płynącym z Epiru do Aten, ale również Kleopatra posłana jako nagroda Demetriuszowi czy Raisa sprezentowana Meleagrowi), albo też wielce przyjemne doświadczenie, powodujące wręcz stany ekstatyczne (Fryne z Kassandrem, Raisa z Demetriuszem, Kleopatra z Dionizjuszem, Ismena czy Korinna z Aratosem). Ja dodałbym jeszcze trzecie podejście, reprezentowane najlepiej przez Tais i Bryaksisa podczas ich nocy poślubnej. Choć Tais lubi rzeźbiarza, z chęcią idzie z nim do łoża, to podczas seksu nie przeżywa orgazmu. Wciąż jednak czerpie z ich zbliżenia wiele satysfakcji. Zresztą, Bryaksis jest dla niej bardziej przyjacielem niż obiektem pożądania. Doceniając wszystko, co dla niej uczynił jest gotowa jest dlań na wiele. Nie dlatego, że poczuwa się do takiego obowiązku, lecz dlatego, że po prostu pragnie by było mu dobrze. Przyjmując Twą krytykę, zastanowię się na przyszłość, co mogę zmienić, by wzbogacić obraz kobiecej seksualności w moich opowieściach. Mam już pomysł na bohaterkę (właściwie już pojawiła się w roli drugoplanowej; będzie miała więcej przestrzeni w Perskiej Odysei) o zupełnie innym podejściu do seksu. Z jednej strony, traumatyczne przeżycia sprawią, że będzie ją on odpychał, budził najgorsze wspomnienia i wywoływał wstręt. Z drugiej jednak, pozna mężczyznę, dla którego zapragnie uwolnić się od ciężaru przeszłości. Sam jestem ciekaw, jak to się potoczy…

Ad 3) Czytając o życiu codziennym antycznych Hellenów doszedłem do podobnego przekonania: życie kobiet siłą rzeczy było nudne. Odbywało się najczęściej w zamknięciu, składało się z ograniczonej liczby czynności, które wciąż powtarzane sprawiały, że popadało się w rutynę. Samo wychowanie dziewcząt w antycznej Grecji (a przynajmniej w Atenach – skąd dysponujemy największą liczbą świadectw) miało na celu przygotowanie ich do takiego monotonnego życia – starano się tłumić ich naturalną ciekawość świata, wpajać obowiązki, wzmacniać uległość, ograniczać niezależność myślenia. Przyuczano do roli pani domu, nadzorczyni nielicznych domowych niewolników, albo też wpajano jakieś rzemiosło. Zresztą, należy pamiętać, że większości ludzi obojga płci najwięcej czasu wypełniało fizyczne przetrwanie – a zatem praca w zakładzie rzemieślniczym albo w polu (kobiety często w tym pomagały, były także sprzedawczyniami na targowiskach), zdobywanie i przygotowywanie pożywienia, szycie ubrań itd. Moje bohaterki zazwyczaj nie muszą się kłopotać taką prozą życia, bo albo dysponują własnym majątkiem, albo mają zamożnych opiekunów. A zatem starają się rozproszyć monotonię życia na różne sposoby – opłacając artystów, grając ze służbą w różne gry, odwiedzając świątynie, robiąc zakupy. Tak, to było dość puste życie. Ale i tak wiodąc je, kobiety te czuły zapewne ulgę, że nie muszą walczyć o przetrwanie, jak większość populacji. I były wdzięczne losowi, że mają wolny czas i luksus odczuwania nudy. Bo przecież nuda to luksus ludzi na tyle zamożnych, by nie musieli cały czas zajmować się podtrzymaniem swojej egzystencji.

Ad 4) Zwróciłaś moją uwagę na ciekawą rzecz. Sam jakoś nie zastanawiałem się głębiej nad symboliką całowania stóp Kassandra przez pierwszą heterę Koryntu, Aspazję. Uznałem, że to po prostu gest mający podkreślać uległość i załagodzić w ten sposób irytację klienta (który uważał ją w tej chwili za przemądrzałą i pyskatą). Z drugiej strony, dobrze to odpowiadało na skłonność Kassandra do dominacji. Aspazja okazała się więc dobrym sędzią charakterów. Zresztą, w jej pracy (będącej czymś więcej, niż tylko prostytucją) taki talent jest nieodzowny. Skoro jednak twierdzisz – a ja nie mam powodu Ci nie wierzyć – że całowanie męskich stóp przez kobietę może mieć podobnie erotyczną wartość, jak odwrócona sytuacja (która zaiste często się pojawia u Nefera, również chylę kapelusza 😉 ) to będę musiał się nad tym pochylić i być może wpleść ten element w którąś z miłosnych scen. Czy stanie się to udziałem Mnesarete? Tego obiecać nie mogę, zresztą, ona jak sama widzisz ewoluuje coraz bardziej od masochizmu w stronę coraz bardziej sadystycznych skłonności.

Ad 5) Tak, ze sceny ze sztyletem jestem naprawdę dumny! W ogóle lubię, gdy proroctwa spełniają się nie za sprawą magicznych zbiegów okoliczności, a pod wpływem ludzkich działań, którymi kieruje poczuje nieubłaganej konieczności. Co zaś się tyczy Dionizjusza i okaleczenia Korojbosa – owszem, ojciec Demetriusza jest inteligentny, ale często ma ciężką rękę. Z początku jego okrutne zapędy (np. wobec demokratów) hamuje Fokion, ale stopniowo Dionizjusz coraz częściej czyni to, na co ma ochotę niezbyt przejmując się konsekwencjami – jak choćby wtedy, gdy sfałszował w sposób bezczelny i ostentacyjny głosowanie ludowe. Co do nienawiści ludu – Dionizjusz wszak nim gardzi. Myślę, że podpisałby się pod powiedzeniem Kaliguli: „niech mnie nienawidzą, byle się mnie bali”. Kiedy udaje mu się zdobyć wreszcie władzę, rządzi przede wszystkim przy pomocy strachu – dlatego też jego reżim trwa tak krótko, bo nie jest ufundowany na żadnych pozytywnych wartościach. Ostatecznie wielu jest gotowych dlań zabić, ale nikt nie chce za niego ginąć.

Ad 6) Dzięki za przypomnienie tej sceny z Opowieści Kassandra VII. Dobrze się bawiłem pisząc ją, cieszę się zatem, że bawi również Czytelników. Od siebie dodam może tylko, że nie jest ona taka znowu niewinna. Stawiając na wokandzie głosowanie w zabawnej kwestii rozebrania się niewolnic, poddani króla Aleksandra – Tesal, trzech Macedończyków, Trak, a także Ateńczyk, ale ze stronnictwa oligarchicznego i lojalistycznego wobec nowego pana Grecji – bezlitośnie wykpiwają wszak zwyczaje i tradycje polityczne Hellady sprzed macedońskiego podboju. Wydaje mi się, że nie zaakcentowałem zbyt dobitnie politycznego aspektu tego kpiarskiego głosowania – dlatego też komizm wyszedł na pierwszy plan. Może to i lepiej – w Opowieści helleńskiej każdy błysk humoru jest na wagę złota, bo przecież opisywane realia bynajmniej zabawne nie są.

Ad 7) Fojbiane… oczywiście bez względu na to, jak nieprzyjemną była osobą, czy to wobec Fryne, czy wobec Menandra, nie zasłużyła sobie na to, co spotkało jej za sprawą Kritiasa. Niestety, w tym miejscu stała się ofiarą konieczności fabularnej: ukazania pogłębiającego się obłędu Kritiasa, jego staczania się w ciemność. Pierwszą była niewolnica Dafne, jeszcze w Delfach (a może niedoszła jego ofiara – Berenike). Potem Fojbiane, Korinna, a wreszcie – liczne niewiasty, które kapłan już nie tylko łamał, ale i mordował. Kolejne kręgi „wtajemniczenia”, kolejne stopnie w piekielne czeluści. Co zaś się tyczy Neiry – spotkał ją przecież los znacznie gorszy od koleżanki po fachu… w dodatku za sprawą czegoś tak błahego, jak niewinny żart z homoseksualnych przygód Demetriusza.

Ad 8) W starciu Bryaksisa z Kritiasem (znowu – ta helleńska skłonność do współzawodnictwa, nawet jeśli przybiera ono formę dziecinady!) o wdzięki Tais to kapłan miał wszystkie atuty: młodości, urody, pozycji społecznej stanowiącej afrodyzjak sam w sobie. Byłoby więc zrozumiałe, gdyby niezbyt przystojny rzeźbiarz spróbował poprawić swoje szanse przy pomocy kłamstwa… choć przyznam, że akurat takie byłoby obrzydliwe. Na szczęście okazało się, że kłamać nie musiał – nie ma wszak oskarżenia tak odpychającego, by nie pasowało ono do Kritiasa. Wybraniec Apolla w pięknym ciele skrywał najczarniejszą duszę i opowieść Bryaksisa stanowiła tego zapowiedź. Tym bardziej cieszę się, że sytuacja nie była oczywista i wzbudzała wątpliwości co do intencji artysty!

Ad 9) Zjednoczenie nałożnic Kassandra przy jego łożu to była jedna z nielicznych chwil, gdy współzawodnictwo między niewiastami – równie brutalne jak to między mężczyznami, na chwilę zostało zawieszone. Każda z pań kochała Macedończyka inaczej. Likajna naiwnie i po dziewczęcemu, Mnesarete z religijnym niemal oddaniem, Tais – w sposób dojrzały, ale raczej jak przyjaciela (jej relacje z mężczyznami zwykle tak wyglądały – szał namiętności wzbudziła w niej dopiero Chloe), Kleopatra z wdzięcznością ocalonej od znacznie gorszego losu… jego rana sprawiła, że wszystkie poczuły, jak niepewna jest ich sytuacja i szczęście, które udało im się zbudować. Być może to właśnie solidarność zrodzona ze wspólnego doświadczenia sprawiła, że potrafiły połączyć siły, a w przypadku Tais i Likajny – nawet się zaprzyjaźnić.

Ad 10) Historyczny Demetriusz z Faleronu dał się w przyszłości poznać jako subtelny polityk, umiejętnie manewrujący między wielkimi siłami helleńskiego świata, ale też zręcznie rozgrywający wewnętrzne żywioły Aten. Pomyślałem, że byłoby zabawnie, gdyby jego wrodzony instynkt wyczuwania relacji władzy, hierarchii oraz linii współzawodnictwa objawił się właśnie na sympozjonie u Fryne. Poza tym naprawdę chciałem, by Czytelnicy go polubili – tym większa satysfakcja, że się udało!

Do Twych komentarzy odnośnie bohaterów Opowieści helleńskiej postaram się odnieść jutro – o ile strona pozwoli!

Pozdrawiam
M.A.

Witam!

Z lekkim poślizgiem kontynuuję odpowiedź na Twój komentarz, Czarna Kaczuszko.

Ad 11) Ewolucja Mnesarete wiedzie ją w coraz głębszy mrok – trochę jak ewolucja Kritiasa, choć ten zaczął ze znacznie niższego pułapu, więc i głębiej zaszedł w kręgi piekielne. No i trzeba dodać, że upadek dziewczyny z Argos (wiem, wiem, nadużywam tego terminu 🙂 ) jest w jakimś stopniu uzasadniony jej zawiedzioną miłością do Kassandra, podczas gdy Kritiasa ciągnęła na dno przede wszystkim rozbuchana miłość własna i emocjonalna pustka. Mnesarete wybaczyła kochankowi niezliczone zdrady, wybaczyła mu nawet romans z Fryne; coś w niej pękło kiedy po raz kolejny oddalił ją od siebie, tym razem dla Omfale. Może zrozumiała, że już zawsze będzie dla niego drugą, trzecią czy dziesiątą w kolejności? Ona, która przecież najwięcej dla niego poświęciła. Moim zdaniem najciekawsze szwarccharaktery zaczynają jako postacie neutralne lub nawet pozytywne – wtedy obserwujemy ich zstąpienie w ciemność i łatwiej rozumiemy, skąd zrodziło się w nich zło. Co do dalszych losów Mnesarete, nie chcę zbyt wiele zdradzić, ale też widzę, że niezbyt skutecznie ukryłem swe zamysły 🙂

Ad 12) Zgadzam się! Tais jak mało komu należał się happy end (choć jak wiadomo postacie, które nań zasługują nie zawsze mogą się nim cieszyć – vide Raisa czy Ismena). Pamiętam jaką burzę to wywołało na Dobrej Erotyce, gdzie chyba sporo Czytelników oczekiwało i miało nadzieję, że Beotka trafi w ręce okrutnego Alkajosa. Padały zarzuty, że przecukrzyłem i że się kończę 🙂 Miałem z tego niezły ubaw, ale chyba też trochę się przejąłem, bo późniejsze zakończenia moich prac miały tonację raczej słodko-gorzką. Prawdą jest, że Tais to jedna z najsilniejszych, najwaleczniejszych kobiet, jako stworzyłem w Opowieści helleńskiej. Choć nie umie posługiwać się orężem i tak jest gotowa bronić swoich bliskich – metodami, jakimi dysponuje, ofiarnie i bezinteresownie Na końcu swojej wyboistej drogi odnajduje szczęście, ale przecież okupione jest ono wieloma ofiarami. Czasem mam ochotę wrócić do niej i pokazać Czytelnikom, jak miewa się na wyspie Melos. Napisałem nawet jedną scenę, która mogłaby być kanwą niedługiego opowiadania, takiej „Brunetki wg M.A.”. Z drugiej strony, napisałem wszak definitywne słowa „Tu kończy się opowieść Tais”, więc może lepiej faktycznie nie wchodzić po raz kolejny do tej samej rzeki. Na pewno w Perskiej Odysei pojawią się postacie z Opowieści Tais – ale już nie tytułowa bohaterka.

Ad 13) Mimo pewnych negatywnych cech, Kleopatra miała swój fanklub, który mocno obraził się na mnie, gdy zginęła. A moim zdaniem taka śmierć była najlepszą, jaka mogła ją spotkać – w chwili gdy osiągnęła swoje cele, zdobyła mężczyznę i w dodatku ocaliła go przed śmiercią. Słusznie piszesz, że gdyby żyła dalej, obserwowałaby upadek Dionizjusza. Prawdopodobnie jednak bardziej dotknęłoby ją, że niestały Ateńczyk prędzej czy później zmieniłby swój obiekt zainteresowań – na inną dziewczynę, albo chłopca – i przestał ją faworyzować. Utrata pozycji byłaby tym bardziej bolesna, że reszta służby nienawidziła Kleopatry za jej wyniosłość i przywileje, jakimi się cieszyła – zapewne nie zmieniłoby się to po ustaniu owych przywilejów. W ostatecznym rozrachunku Fenicjanka miała szczęście – odeszła dokładnie w chwili, kiedy powinna. Ani chwili wcześniej i ani chwili później.

Ad 14) Uznaję, że Fryne przeżyła już swoje, więc chwilowo dam jej spokój 🙂 Możliwe jednak, że jeszcze pojawi się w którymś z moich tekstów. Nawet w mrocznych historiach, wypełnionych antybohaterami, niegodziwcami i zwykłymi sukami, a takie są przecież Opowieści helleńskie oraz Perska Odyseja, przydaje się czasem jednoznacznie pozytywna postać, stanowiąca kontrast dla wszelakich nieprzyjemnych typów. Niech więc była już pierwsza hetera Aten zazna trochę spokoju w słonecznych Syrakuzach, wraz ze swoim synkiem o imieniu Kassander… w swoim czasie ponownie zaproszę ją na łamy swoich prac.

Ad 15) Muszę powiedzieć – bardzo podoba mi się Twoja interpretacja Filony. Nie tylko dlatego, że się z nią w znacznej mierze zgadzam 🙂 Przede wszystkim cieszy mnie, że chciałaś zagłębić się w charakter tej jakże wieloznacznej postaci (przydatne tu okazały się, jak widzę, narzędzia z instrumentarium psychoanalizy), zrozumieć jej motywacje, ewolucję, to, dlaczego stała się tym, kim się stała. Dla mnie jako jej twórcy to czysta radość, ale i poczucie dobrze wykonanej roboty. Filona to rzadki u mnie przykład bohaterki ewoluującej z mroku w stronę światła. Jej koniec uważam za tragiczny właśnie dlatego, że nadszedł, gdy była na dobrej drodze. I właśnie wtedy dogoniły ją grzechy przeszłości.

Ad 16) Cieszę się, że moja interpretacja Arystotelesa Ci się spodobała 🙂 Niełatwo jest opisać postać historyczną, zwłaszcza takiego formatu. Na szczęście u mnie odgrywa rolę znaczącą, lecz drugoplanową – chyba nie pokusiłbym się o uczynienie go centralnym bohaterem którejś Opowieści. Potrzeba byłoby wtedy znacznie lepszego pióra niż to, którym dysponuję.

Ad 17) Z pewnym wstydem muszę wyznać, że Raisa została złożona w ofierze na ołtarzu ewolucji charakteru Demetriusza z Faleronu. Po pierwsze, chciałem jak najbardziej radykalnie zerwać jego więzy z przeszłością, pchnąć do opuszczenia ojczystego miasta i udania się w szeroki świat. Po drugie, pokazać czemu później, gdy jako postać historyczna przez dziesięć lat rządził Atenami, był człowiekiem samotnym – wszak nad ciałem Raisy złożył pewną obietnicę, której później (nie zawsze skutecznie, o czym w Perskiej Odysei) starał się dotrzymywać. Po trzecie, uznałem, że Iliryjka wypełniła już swą fabularną rolę. Wiem, to brzmi okrutnie. Uważam jednak, że Autorzy, którzy utrzymują bohaterów „w grze” bo ich lubią, ale nie mają zupełnie pomysłu na ich dalszy rozwój, robią im, a także opowiadanym historiom krzywdę. Gdyby Raisa nie zginęła w bitwie nad rzeką, musiałbym wymyślić inny sposób, by odsunąć ją od Demetriusza. Zapewne cierpiałaby wtedy bardziej, niż umierając w jego ramionach. A i on sam wyszedłby na szubrawca, co nie było moją intencją.

Ad 18 i 19) Co do kwestii językowych – mogę obiecać, że postaram się ograniczyć użycie określenia „dziewczyny z Argos”. Mi też trochę się już przejadło… Natomiast nie czuję się kompetentny, by wymyślać słowa z języka staronubijskiego 🙂 Który zresztą swoją formę pisemną, jak informuje Wikipedia, osiągnął dopiero ok. VIII wieku naszej ery, więc pewnie brzmiał już wówczas zupełnie inaczej niż w XII wieków wcześniej. Google translate też nie jest tu niestety zbyt pomocny…

Na zakończenie chciałem Ci podziękować za rozbudowany komentarz i powiedzieć, że czekam na następne – gdy już (o ile!) minie Ci gniew na mnie za uśmiercenie Raisy. Takie reakcje ze strony Czytelników naprawdę zachęcają do wytężonej pracy nad kolejnymi rozdziałami!

Pozdrawiam
M.A.

Brunetka wg M.A. brzmi dobrze!

W takim razie, Aniu, mam propozycję:

stwórzmy razem serię międzyautorską „Brunetka wg” (na wzór „Blondynki – https://najlepszaerotyka.com.pl/category/opowiadanie/cykl/blondynka/ ), a wtedy obiecuję, że napiszę ten tekst 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Może… Osobiście zdecydowanie wolę brunetki niż blondynki 😉

W kwestii blondynek i brunetek wolę się nie deklarować, by nie zamykać sobie żadnej drogi 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Tym bardziej, skoro napisałeś „Blondynkę”, radzę zająć się brunetką… a później rudą, szatynką…

Z szatynką miałbym jeszcze pomysł… ale próbuję teraz odnaleźć jakąś rudą z Opowieści helleńskiej. I z trudem przypominam sobie jedną, trzecioplanową postać 🙂 Niezbyt mocny materiał na opowiadanie!

Pozdrawiam
M.A.

Lepiej głośno się nie przyznawaj, bo część dróg nieodwracanie się zamknie! 😀 😀 😀

To ja już nic nie mówię, tylko biorę się za pisanie!

Na tę stronę i na Opowieść Helleńską trafiłem jakoś miesiąc temu. I w końcu nastał ten przykry dzień, kiedy dogoniłem Autora. 🙁

Na głębsze refleksje z mojej strony przyjdzie czas za parę dni. Po pierwsze muszę to wszystko przetrawić (a Perską Odyseję przeczytałem tylko w dzisiejszy wieczór, przedtem dzisiaj ostatnie 4 rozdziały Opowieści Demetriusza, więc było sporo tego), po drugie właśnie wybija druga w nocy i trochę nie mam na to głowy. Póki co, po pierwsze chciałbym pogratulować Ci, Megasie, świetnej roboty jaką dotąd wykonałeś, a po drugie nieśmiało zadać najbardziej banalne pytanie ze wszystkich możliwych – kiedy można spodziewać się kontynuacji? 🙂 Po wcześniejszych komentarzach widzę, że zapowiadane było tempo jednego rozdziału na 1,5-2 miesiące. Tymczasem mijają już prawie 4, a Kassander ze swoją armią dalej jest w Mezopotamii, dalej mamy przełom jesieni i zimy 331 roku, więc do wygnania w 327 na, tu cytat, „zadupie” jeszcze długa droga. Domyślam się, że życie, obowiązki (a może w dokładnie przeciwną stronę – lato, urlop?), i tak dalej. Ale nie będę ukrywał, poczytałbym jeszcze coś Twojego pióra, zabierałem się za Twoją twórczość jako za prozę erotyczną, a w to miejsce dotarłem, traktując ją jako powieść historyczną z bonusami 😉 i wprost umieram z ciekawości, co będzie dalej.

Romku,

dziękuję za miłe słowa! Niecierpliwie czekam na Twoje refleksje po lekturze i chętnie się do nich ustosunkuję. A jeśli Najlepsza Erotyka będzie funkcjonować poprawnie (jak mogłeś zauważyć, ostatnio mamy pewne trudności), następny rozdział Perskiej Odysei powinien się tu pojawić w pierwszej połowie września!

Pozdrawiam
M.A.

Jest to kolejna część sagi i szkoda że już wszystko przeczytałem. Nie zamierzam szczegółowo komentować losów bohaterów ponieważ dla mnie liczy się całość a ta nie budzi moich zastrzeżeń. Poza tym wielu komentatorów robiło to wcześniej i ciężko coś odkrywczego znaleźć a szukanie dziury w całym mi nie odpowiada. Jednym słowem Brawo! Zarówno Ty jak i Nefer w realiach starożytnych: Grecji i Egiptu a te czasy są mi bliskie. Więc czekam na dalsze części . Pozdrawiam

Anonimie,

dziękuję za kilka miłych słów! Jeśli natomiast lubisz teksty moje i Nefera, to mogę Ci obiecać jedno: w tym miesiącu czeka Cię sporo atrakcji 😀

Pozdrawiam
M.A.

Czekam . miesiąc się kończy a kolejnej części nie widać. Drogi Megasie czym to jest spowodowane? Kłopotami technicznymi czy po prostu nie zdążyłeś napisać kolejnej części? Pozdrawiam

Witaj, Anonimie!

W listopadzie są jeszcze dwa terminy publikacji 🙂

Czym spowodowane jest to, że nowy rozdział jeszcze się nie pojawił? Tym, że jeszcze go piszę i okazuje się większy, niż się spodziewałem. Możliwe więc, że podzielę go na dwa krótsze rozdziały, które pojawią się w listopadzie i w grudniu, albo dam całość w grudniu. Jutro zdecyduję, jak ocenię stan prac.

Ponadto, muszę koordynować publikację również z moją Korektorką, która też ma sporo zajęć i musi wygospodarować na kolejną Perską Odyseję trochę bardzo cennego czasu.

W każdym razie wszyscy pracujemy nad tym, by nowy rozdział pojawił się jak najszybciej!

Pozdrawiam
M.A.

Korektorka jest dogłębnie wzruszona takim wyrozumiałym podejściem swojego Autora 😉

Napisz komentarz