Czarownica VII (MRT_Greg)  3.39/5 (11)

16 min. czytania

– Co się dzieje w tym mieście? – spytał jakiś czas później, gdy wtuleni w siebie siedzieli nad brzegiem jeziora. Czule obejmował ją ręką, głaszcząc lekko jej pierś.

– Też to zauważyłeś?

– No… nie było trudno, chociaż miałem nadzieję, że powiesz mi, o co chodzi.

– Nie mam pojęcia – stwierdziła, potrząsając głową. – To się pojawiło jakiś czas temu. W jednej chwili wszystko było w porządku, a nagle zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw w niewytłumaczalny sposób zginęła większość zwierząt. Zauważyłeś, że nikt tu nie ma kota ani psa? One wyczuwają ukryte emocje i zmienną atmosferę, a przede wszystkim mają niezwykle wyostrzone zmysły. Jeśli zobaczysz u kogoś w oknie papugę w klatce, to albo jest stara i nieczuła, albo wypchana. Pamiętam jeden wieczór, gdy Mesus, doberman sąsiada, zaczął ujadać, wlepiając wzrok w las. Nigdy nie widziałam takiego przerażenia w oczach tego psa. To nie jest przecież płochliwy ratlerek, tylko bestia zdolna odgryźć rękę silnego mężczyzny. Tymczasem on rzucał się w zagrodzie i co chwila drapał kraty od strony drogi, chcąc wydostać się na zewnątrz. Nikt nie wiedział, co zrobić. Gdy zobaczyliśmy pianę na jego pysku, sąsiad zadzwonił po weterynarza. Lekarz zjawił się bardzo szybko, bo wiedział już, co się dzieje ze zwierzętami. Ostrożnie otworzyli klatkę, ale pies – wydawać by się mogło – w ogóle nie zwracał na nich uwagi. Najwyraźniej nie chciał ani na moment odwrócić wzroku od gęstwiny za domem. W jednym momencie, dosłownie w ułamku sekundy, wyczuł czyjąś obecność, doskoczył do mężczyzn i przewracając ich, pomknął w kierunku drzwi do zagrody. Nie zdążyli go zatrzymać. Wyskoczył stamtąd jak z procy i pognał przed siebie z podkulonym ogonem. Wyobraź sobie nasze przerażenie, gdy zamiast uciec z miasta, on rzucił się pod nadjeżdżający od strony centrum ciągnik siodłowy. Zdążyłam odwrócić wzrok, ale nie mogłam nie usłyszeć pisku opon na asfalcie i głuchego dźwięku, gdy maska pojazdu uderzyła psa w łeb.

– Przykre – westchnął. – Nie zazdroszczę.

– Wiesz, najgorsze jest to, że wbrew jego niebezpiecznej naturze byłam z nim bardzo zżyta. Kilka lat wcześniej, bawiąc się nad stawem ,wpadłam do wody i nie mogłam się wydostać. Gdy osuwałam się powoli pod wodę, widziałam, choć było to wczesne lato, spadające wokół mnie liście. A potem nagle pojawił się wielki psi łeb, złapał mnie za rękę i wyciągnął ze szlamu. Miał zakrwawione łapy i głęboko poraniony grzbiet, mimo to pociągnął mnie w kierunku domu. Mama plewiła grządki w ogródku. Gdy zobaczyła psa, chciała uciekać, a zaraz potem zobaczyła mnie i… na początku źle oceniła sytuację. Myślała, że pies mnie zaatakował i rzuciła się na niego z motyką, jednak zaraz ją porzuciła, widząc, że z kolei ja zasłaniam psa. Nie pamiętam, co było później. Wiem tylko, że pies dostał jakieś specjalne odznaczenie ze związku kynologicznego i odtąd często chodziliśmy razem na spacery.

– Czyli uratował ci życie, a potem oszalał?

– Bez głupich skojarzeń, proszę. Po jego śmierci nie chciałam wychodzić z domu. Na nic się zdały tłumaczenia rodziców ani ich obietnice, że kupią mi innego. Czułam, że to tylko pic na wodę i że nic już nie będzie takie jak dawniej. Zresztą nie ja jedna zamknęłam się w czterech ścianach. Patrząc przez okno, widziałam, jak pustoszeją chodniki. Po drogach jeździło coraz mniej samochodów. Nawet pogoda jakby stała się bardziej ponura. Niebo na wiele dni zasnuły ciężkie chmury, deszcz siąpił gęstą mżawką, tworząc nieprzejrzystą kurtynę. Gdy wyglądało się przez okno na świat, mogło się wydawać, że oto znaleźliśmy się na obcej planecie – mrocznej, posępnej, tonącej w gęstej dżungli, gdzie na każdym kroku czaiło się niewyobrażalne zło. Drapiące nocą w okna gałęzie jawiły się niczym zgrzyt przesuwanej po szybie kosy kostuchy. W takie noce zaszywałam się głęboko w pościeli, zatykając uszy i starałam się jak najpłycej oddychać, bojąc się, że unoszona moim oddechem pościel zwabi do pokoju straszne istoty, gotowe pożreć mnie żywcem. Choć strach ten był zupełnie irracjonalny, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że na zewnątrz faktycznie zachodzą zmiany, które całkowicie odmienią nasze miasteczko.

– Masz naprawdę bujną wyobraźnię – mruknął, czując jak oblewa się zimnym potem. – Jeśli do tego dołożyć ponurą deszczową aurę, to nie dziwię się, że miałaś te napady lękowe.

– Tylko gdyby moi rodzice choć w niewielkim stopniu próbowali zrozumieć mój stan, gdybym w tym czasie miała w nich oparcie, może nie byłoby tak źle. Tymczasem oni jakby zupełnie nie zauważali tego, co się wokół nich rozgrywa. Byli jak zombie – nieczuli, niewidzący, mechanicznie powtarzający codziennie te same czynności, bez emocji, uczuć, myśli. Nawet nie zapytali mnie, czemu nie wychodzę z domu! Byli jak w jakimś transie. A potem zaczęli uprawiać seks!

– No… to chyba dobrze – uśmiechnął się – w końcu coś ich chyba łączyło?

– Owszem, ale… Krótko po moich szesnastych urodzinach oni przestali sypiać ze sobą. Matka kładła się wcześniej do łóżka, ojciec zasypiał przed telewizorem na kanapie w salonie. Niby wciąż się przytulali, słodkie poranne dzień dobry, całus na odchodne, gdy ojciec szedł do pracy. Uśmiechali się tak jak dawniej, jednak był to wymuszony grymas na twarzy, a nie szczere uczucie. Jako nastolatka potrafiłam dokładnie wyczuwać atmosferę napięcia w domu. Dlatego tak mnie zaskoczyli. Któregoś wieczoru postanowiłam wcześniej położyć się spać. W zasadzie byłam tak senna, że niemal zasypiałam nad talerzem. Nie odezwali się słowem, choć czułam ich puste spojrzenia, gdy oddalałam się do siebie. Nawet nie wiem, jak dotarłam do łóżka. Padłam na nie jak kłoda i zasnęłam. Obudziłam się krótko po dziesiątej i zaniepokojona wyczułam zmianę aury w domu. To było coś niezwykle silnego, słodkiego – dom jakby oddychał, przez ściany niczym pory w skórze sączył się naładowany testosteronem impuls, sprawiając, że zaczęłam się pocić. Było mi gorąco, z trudem oddychałam, spazmatycznie łapiąc powietrze. I byłam podniecona. Tak podniecona, że soki płynęły mi szerokim strumieniem, wsiąkając w prześcieradło. A potem ich usłyszałam.

– Rżnęli się? – Adam złapał ją za pośladek. Jego członek już od pewnego czasu zaczynał kolejną wędrówkę ku jej ciału.

– Przestań! – szarpnęła się. – To wcale nie jest śmieszne.

– Przepraszam. Naprawdę. Kontynuuj, proszę…

– Tak. Rżnęli się. Byłam tym tak zaskoczona, że z wrażenia zapomniałam o moim podnieceniu. Słyszałam, trzeszczenie łóżka pod ich ciałami, przyspieszone oddechy, pojękiwania matki i ciężkie sapnięcia ojca. Byli chyba w fazie kulminacyjnej, bo zaraz potem ojciec ryknął na całe gardło, a mama zapiszczała jak mała dziewczynka. Potem wszystko nagle ucichło jak ręką odjął. Równocześnie moje podniecenie też opadło. Zrzuciłam tylko z łóżka mokre prześcieradło i zwinięta w kłębek, zasnęłam ponownie. Następnego dnia postanowiłam, że będę czuwać. Nie było to takie łatwe. Gdy nastał wieczór, byłam tak zmęczona, jakbym cały dzień nic innego nie robiła, tylko kopała ziemniaki. Ledwo szurając nogami, udałam się do pokoju. Położyłam się, gapiąc w sufit i rysowałam w wyobraźni krajobraz nad jeziorem. Miałam nadzieję, że skupiając się na jakimś konkretnym temacie uda mi się przezwyciężyć senność. W sumie to nie jestem pewna, czy aby nie zapadłam w krótką drzemkę. Jak przez mgłę widziałam nachylającego się nade mną ojca. Jego słowa „śpi”, które kierował do kogoś stojącego w drzwiach, dobiegały jak spod ziemi.

– Wiesz, ja bym tam na pewno nie zasnął. Potrafisz nieźle człowieka nastraszyć – przerwał jej, poprawiając się na boku.

Twarda grudka ziemi wbijała mu się boleśnie w biodro. Po chwili ułożył się wygodniej.

– Nie przerywaj mi! – warknęła, po czym spokojnie kontynuowała. – Trzaśnięcie drzwi gdzieś w środku domu sprawiło, że ocknęłam się z tego letargu. Przez zasłony sączyło się jasne światło księżyca, tak że bez problemu podeszłam na palcach do drzwi. Były lekko uchylone, podobnie jak te do sypialni rodziców, co zobaczyłam, wyjrzawszy z pokoju. Nie miałam jednak odwagi pójść dalej, wiedząc, jak potwornie skrzypi podłoga w korytarzu. Stałam tam zatem, nasłuchując, odnosząc nieodparte wrażenie, że znów doświadczam zmieniającej się aury. To było tak, jakby za ścianą nie było pełnej intymności sypialni rodziców, lecz buchający wyuzdaniem pokoik w burdelu. Szybko udzieliła mi się atmosfera podniecenia. Starałam się jednak panować nad emocjami, gdyż w chwilę potem, nim pierwsza gęsta strużka popłynęła mi między udami, usłyszałam dobiegające z sypialni rodziców ciche szepty. Choć nie mogłam rozróżnić słów, udzieliła mi się ich siła. Niczym sprośne słowa kochanka wypełniały mi myśli, spływały gorącymi strumieniami wzdłuż ciała. Gdy opływały mi piersi, czułam, jak mikroskopijnymi igiełkami wbijają się w sutki, doprowadzając mnie do szaleńczego podniecenia. To początkowo niemiłe uczucie w krótkim czasie sprawiło, że zapragnęłam jeszcze… Jeszcze więcej bólu, który obezwładni mnie i wrzynając się w rozgorączkowane myśli, zerżnie moją duszę i ciało. Opanowana niezrozumiałą chucią, nie zwróciłam uwagi, kiedy szepty się urwały.

W pewnym momencie straciłam niejako kontakt z tą aurą podniecenia. Pojawiające się w głowie fantasmagorie znikły, zostawiając trudną do zaspokojenia pustkę. A potem usłyszałam szelest pościeli w sypialni rodziców i ciche klapnięcie, gdy ciężkie ubranie rzucone w kąt uderzyło o drewnianą komodę. A potem powolny pierwszy jęk sprężyn. I coraz to kolejne, jeszcze nie całkiem równomierne, jakby się dopiero dopasowywali. W końcu rozbrzmiały rytmiczne skrzypnięcia. Co ciekawe, nie słyszałam wówczas wiatru wokół domu, zazwyczaj nocą zawodzącego jak samotne wilcze szczenię. Cisza, przerywana systematycznymi trzaskami z sypialni, była jak ciężka wata, którą ktoś nałożył na głowę, a potem zrobił małe dziurki w okolicach uszu, żeby można było słyszeć tylko te jedne wyselekcjonowane dźwięki. Stałam jakiś czas przy drzwiach, czując, jak moja dziurka znów robi się wilgotna. W końcu, uznawszy, że nawet leżąc w łóżku, nie sposób będzie nie słyszeć rodziców, wróciłam i zagrzebałam się w pościeli. Nie na długo zresztą. Szybko odkryłam kołdrę i zdjęłam koszulę nocną. Leżałam całkiem naga, pocierając pupą o atłasową narzutę. Moje ręce błądziły po całym ciele, zataczając kręgi wokół piersi i masując boki tułowia. Wyginałam ciało w pałąk, wyobrażając sobie, że oto mój wyimaginowany kochanek doprowadza mnie do szaleńczej rozkoszy. A w tym czasie moi rodzice wciąż się dupczyli. To było takie niesamowite. Zawsze wydawało mi się, że faceci nie są w stanie wytrzymać dłużej niż pięć minut. Mój pierwszy i do tej pory ostatni chłopak spuścił się już po trzech. Gdy sądziłam, że to miły początek, on już klęczał nade mną, pryskając mi spermą na twarz. A potem rzucił mnie dla innej. Trudno zatem się dziwić, że odtąd moim najlepszym przyjacielem stał się mój paluszek.

Ale wracając do tematu… Gdy zatem po krótkiej przerwie sądziłam, że ojciec sfinalizował już swój obowiązek małżeński, ze zdziwieniem usłyszałam kolejne skrzypnięcia łóżka. To było coś tak niesamowitego, że przez pewien czas postanowiłam skupić się wyłącznie na dźwiękach dochodzących zza ściany. Mój ojciec posuwał moją matkę, nie zwracając uwagi na hałas, jaki przy tym robił. I na dodatek robił to przez bitą godzinę. Albo nawet i dłużej. W sumie szybko straciłam rachubę. Pomyliłam się przy którejś tam minucie i tylko coraz bardziej znudzona wsłuchiwałam się w klepnięcia wezgłowia łóżka o miękką tapetę na ścianie. Najwyraźniej jednak nie tylko mnie znudziła się ta rutyna, gdyż zaraz potem usłyszałam szelest pościeli i skrzypienie sprężyn. Nie śmiej się ,ale niemal widziałam, na jaką pozycję zmieniają układ. W jakiś niepojęty sposób zobaczyłam ojca leżącego na plecach i jego wzrok skierowany na cipkę mojej mamy ciasno obejmującą jego członek. Na początku zawstydziłam się swoich myśli, gdyż szczelinka, którą ujrzałam, była zbyt mała jak na dorosłą kobietę. Bardziej wyglądała jak ciasna, pierwszy raz smakowana cipcia nastolatki. Ale te sprośne myśli sprawiły, że ponownie poczułam powracające do mnie podniecenie. Zasłuchana w kolejne odgłosy łóżka i chlupot pochwy matki, gdy podskakiwała ona tak wysoko, że niemal cały penis wysuwał się z jej wnętrza, a potem nabijała na niego z impetem, przebiegłam palcami po moich fałdkach.

Nie byłam zaskoczona, że ponownie są mokre i śliskie jak świeża ostryga. Zagłębiłam palec w swoim wnętrzu i starając się nadążać za rytmem dochodzącym zza ściany, wciskałam w siebie coraz więcej palców. Pierwsze gorączkowe sapnięcia ojca i pisk matki, czującej nadchodzący orgazm, wybiły mnie z transu. Zaskoczona zobaczyłam, że posuwam się sama całą dłonią. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak to jest możliwe – dopiero spojrzawszy w lustro naprzeciw mojego łóżka ujrzałam, jak w mojej, wciąż przecież młodej szczelince, tkwi moja ręka. Niewyraźny obraz utkwił na dobre w mojej głowie. Choć było to niezmiernie ciekawe doświadczenie, postanowiłam jednakże skorzystać z pana Wacka. Nie śmiej się, proszę. Pan Wacek to oczywiście wibrator, który zwinęłam jakiś czas wcześniej matce. Taki smukły, niespecjalnie gruby aluminiowy wałek, którego jedyną zaletą było to, że w przeciwieństwie do mojego paluszka potrafił wibrować, doprowadzając mnie do utraty zmysłów.

Tak zresztą było i tym razem. Zaraz gdy tylko uruchomiłam urządzenie, modląc się, by nie usłyszeli tego za ścianą, wraziłam go całego w siebie. Przyznaję – mało było w tym subtelności, ale na swoją obronę muszę dodać, że byłam wtedy tak nabuzowana, że potrzebowałam po prostu solidnego rżnięcia. Byłabym gotowa oddać swoją dziewczęcość nawet diabłu, gdyby pojawił się w moim pokoju. Niechby mnie wyruchał jak dziwkę, wziął na tysiąc sposobów, wbijając się w każdą dziurę, zgniótł w swych łapskach moje cycki. Pragnęłam tego. Pragnęłam takiego solidnego rżnięcia jak nigdy w życiu i w chwili gdy za ścianą w ogłuszającym ryku i skowycie moi rodzice osiągali spełnienie, ja również straciłam jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Moje ciało napięło się niczym struna, a chwilę później poczułam pierwszy skurcz, który niczym tsunami zrzucił mnie z łóżka. Targnął całym moim ciałem, nie przygotowując wcale na kolejne fale, przewalające się po moich nabuzowanych myślach. Nie wiem, czy słyszeli mój orgazm. W sumie nie byłabym zdziwiona, gdyby porozumiewawczo mrugali do siebie, pokazując z pełnym wyuzdaniem, jak sobie zrobiłam dobrze.

No i cóż? To był pierwszy, ale oczywiście nie ostatni raz. Niemniej już nigdy więcej nie czułam takiego pożądania, jak w tamtą gorącą noc. Wkrótce przyzwyczaiłam się do conocnych igraszek moich rodziców, a gdy na niebo ponownie wróciło słońce, a ja mogłam wyjść i chłonąć ożywcze ciepło, wszystko wróciło do normy. W każdym razie tak mi się wtedy wydawało.

Przez chwilę przyglądał się jej, usiłując wyobrazić sobie scenę, o której opowiadała. Jego ponura mina świadczyła, że nie wszystko w jej opowieści miało sens.

– Diabeł by cię zabił – rzekł poważnie, cyzelując każde słowo. – Owszem, najpierw doprowadził do nieziemskiej rozkoszy, gdyż swoją chutliwością przewyższa jakakolwiek ludzką. Boska moc upadłego z niczym nie może się równać. Owinąłby cię swoimi kończynami, zmusił, byś wzięła jego brudny członek do ust i zerżnąłby cię w nie, tłocząc aż do trzewi. Poczułabyś jego śmierdzącego moczem i kałem kutasa, którego z takim samym uwielbieniem wbija w dziewczęce usta, jak i w odbyty młodych chłopców. Pławiłabyś się w jego spermie, którą topiłby cię od środka, a potem, nie zważając na twoje jęki, wbiłby się w twoją cipkę aż po samą nasadę. A w tym czasie jego drugi członek penetrowałby twój odbyt z równą chciwością, jak pierwszą dziurkę. Wypełniłby cię całą, dając niewyobrażalną rozkosz, pozbawiając jakiejkolwiek woli. Nieczuły na twe prośby, kierowany odwiecznym instynktem drapieżnika i nieśmiertelną chucią, wciskałby się coraz głębiej, a jego kutas pęczniałby w twojej dziurce, aż w końcu rozrywając delikatne ścianki połączyłby swoje kutasy w jeden i wepchnął się jeszcze dalej, demolując całe twoje wnętrze. A ty w tym czasie, tracąc swoją wolę, oddawałabyś duszę za każde kolejne pchnięcie, mające doprowadzić cię do niewyobrażalnego orgazmu, który nigdy by nie nadszedł. A tymczasem on, nasyciwszy się tobą, zostawiłby cię niespełnioną i konającą w straszliwych mękach, na pastwę innych demonów, które w końcu rozszarpałyby twoje ciało, plugawiąc do reszty każdy zakamarek twojego ciała!

Przyglądała mu się z przerażeniem. Wyglądał jak bóg wojny, gdy z dłońmi zaciśniętymi w pięści i stężałym ciałem, miotał wzrokiem pioruny i wygrażał mitycznej bestii. Jego napięte ciało ukazywało każdy wymodelowany latami ćwiczeń mięsień, a ścięgna naciągały skórę, przeobrażając go z przystojnego mężczyzny w mrocznego gargulca. Wyobraziła sobie, że zaraz spadnie grom z nieba i uderzy w nią za plugawe słowa, którymi się z nim podzieliła. Parsknęła śmiechem.

– Wybacz – zasłoniła dłonią usta – ale mówisz tak, jakbyś to widział. Skąd wiesz, że diabeł ma dwa kutasy? I dlaczego w ogóle sądzisz, że istnieje? Pojawił się w mojej opowieści tylko dlatego, że wyobraziłam sobie, że byłaby to najfajniejsza istota, która mogłaby mnie wówczas posiąść.

– I posiadłby cię… – szepnął poirytowany.

Zamknął oczy i odwrócił się na plecy. Jego członek sterczał do góry. Szeroki cień padał na ciało dziewczyny, sięgając od lekko rozsuniętych ud aż po piersi dziewczyny. Zsunięty napletek odsłaniał napęczniałą purpurową główkę.

– Byłby taki długi? – spytała, wskazując na cień.

Zerknął na nią.

– Dłuższy. Sięgałby odtąd – jego palce zagłębiły się między jej znów wilgotny srom – aż dotąd.

Drugą ręką rozsunął wąskie wargi jej ust, zagłębiając się w środku.

Przytrzymała go zębami. Jej rozbiegany wzrok co jakiś czas zatrzymywał się na członku Adama. Nie odzywając się, pchnęła go na plecy, położyła jego ręce na swoich piersiach, zmuszając go, by zacisnął na nich dłonie, po czym szybkim ruchem dosiadła. Sapnął głośno, wypuszczając powietrze z ust. Jakiś czas siedziała na nim w bezruchu pozwalając, by jego palce, zataczając kręgi wokół jej sutków, zaciskały się na nich co jakiś czas. Gdy stwardniały, pociągnął je w dół. Usiłowała nachylić się nad nim, lecz przytrzymał ją, dociskając dłoń do brzucha. Równocześnie ponownie pociągnął jej sutek. Syknęła, czując ból. Szarpnęła się, lecz trzymał ją mocno.

– Puszczaj! – warknęła

– Dam ja ci diabła! – sapnął ciężko, zrzucając ją z siebie.

Chwilę trwało, nim odkleił się od błotnistej mazi, na której spoczywał. Trwało to jednak wystarczająco długo, by zdążyła obrócić się na łokcie i kolana. Usiłowała wstać, gdy dopadł ją i przydusił do ziemi. W takiej pozycji, nie mogąc się bronić, oddała mu się niemal bez walki. Zaskoczona jego gwałtownością, nie uczyniła nic, gdy szorstka ręka mężczyzny zagłębiła się między jej udami. Nie zważając na jej okrzyki bólu, wcisnął dłoń w jej cipkę, równocześnie kciukiem drażniąc anus. Szarpnęła się, rzucając do tyłu grudką błota. Uchylił się, po czym klepnął ją w tyłek.

– Au! – Uczucie jakby coś ją przypiekło w tamtym miejscu, było bardzo mocno odczuwalne.

Adam jednak przestał zważać na jej okrzyki. Raz za razem bił ją po pośladkach, tak że wkrótce czerwieniły się całe. Nie wyjmując przy tym dłoni z jej cipki, masował ją w środku. Kciuk również zniknął już w czekoladowej dziurce. Po trzecim uderzeniu piekący ból zmienił się w potrzebę kolejnych razów. Wypinała więc pupę, oczekując następnych klapsów. Głęboko oddychała, wysuwając na zewnątrz język, zaschnięte usta pragnęły choćby odrobiny wilgoci. Wtuliła twarz w trawę, gryząc ją, czuła spływający do gardła sok. Pod wpływem doznawanych emocji smakował jak sperma. Zachłystywała się więc nią, oddając swoje ciało całkowicie we władanie Adama.

Zauważył jej uległość. Puścił ją i odsunął się nieco. Jakby nie dostrzegając zmiany sytuacji, nadal wypinała w jego stronę pośladki. Zobaczył jej smukłe palce, przesuwające się wzdłuż napęczniałego sromu. Rozchyliła mięsiste fałdki, odsłaniając płonącą pożądaniem ciemną dziurkę. Doskoczył do niej, przysłonił swym ciałem i posiadł, wbijając się aż po same jądra. Wrzasnęła, uciekając dłonią. Niemal straciła równowagę, gdy pchnął ją po raz kolejny, dociskając twarz do ziemi.

– Dziwka – syknął przez zęby. – Ladacznica. Puszczalska. Oddajesz swoją cipę obcemu, wypinając dupę jak locha w rui.

– Taaak… – jęknęła przez łzy. – Och tak. Pokryj mnie, knurze! Zerżnij swoją małą świnkę! Wsadź jej kutasa w cipkę…

– Zamknij się! – ryknął. – Masz być cicho, szmato! Twoje zadanie to rozkładać nogi i oddawać się bez przeszkód! Tak! Wypnij się jeszcze bardziej! Dobrze. A teraz poczuj to!

Nachylił się nad jej ciałem. Przesunął dłonią po brzuchu, przemknął koło pępka i sięgnął do rozgrzanego łona. Przez chwilę dotykał sam siebie, po czym przesunął palec wyżej i przytknął jej do łechtaczki. W tym momencie poczuła, jak ziemia umyka jej spod kolan. Drżenie przebiegło przez całe jej ciało, od czubka głowy aż po palce u stóp. Wijąc się, nieświadoma tego ruchu, zupełnie straciła orientację, gdzie się znajduje i co się w ogóle dzieje. Wszystkie emocje, zmysły i odczucia pomknęły w jednym kierunku – tam, gdzie przyłożony do jej najwrażliwszego miejsca spoczywał palec Adama. Delikatna wibracja, jakiej doświadczała, była porównywalna do rozkoszy, o jakiej mu chwilę wcześniej opowiadała. O ile jednak tam była świadoma wpychanego sobie do pochwy wibratora, tak tutaj uczucie było spotęgowane do granic możliwości. Wczepiwszy palce w ziemię, wychyliła głowę do tyłu, wygięła ciało w pałąk i niecierpliwie oczekiwała nadchodzącego szybkimi krokami orgazmu. Gdy nadszedł, był jak wybuch tysięcy wulkanów, nagły i gwałtowny niczym zderzenie z ciężarówką, wydobywający na wierzch wszelkie jej emocje i jak nocny przybój ciskający o głazy podświadomości.

Adam jęknął, czując, jak skurcze jej pochwy unieruchamiają go w środku. Nie zdążył osiągnąć takiego podniecenia, by strzelić spermą w jej wnętrzu, dlatego gdy tylko na chwilę się rozluźniła, uwolnił się z jej ciała i przesunął członkiem po rowku między pośladkami. Spocone ciało dziewczyny było gładkie i miłe w dotyku. Choć nie dawało ciepła jej wnętrza, nadal było podniecające. Ocierał się o nią rytmicznie, podczas gdy opadała coraz niżej i wtulona w trawę czekała, aż pierwsze gorące krople spadną na jej plecy. Nie miał zamiaru odpuszczać do samego końca. Brutalnie przewrócił ją na plecy, klęknął okrakiem nad jej twarzą i zmuszając, by otworzyła usta, wystrzelił w nie kilka razy. Połykała nasienie równie szybko jak łzy toczące się po policzkach. Czuła się rozbita. Wykorzystana, zbrukana, a równocześnie ponad miarę zaspokojona. Dwoistość tej sytuacji sprawiła, że zupełnie nie wiedziała, czy się uśmiechać, czy przybrawszy markotną minę – jak zwykła mawiać jej babka – strzelić focha.

Zerknęła na dłoń Adama. Jego palec drgał niepostrzeżenie niczym skrzydła kolibra.

– Jak ty to robisz? – spytała zaskoczona

– Kwestia techniki – odrzekł beznamiętnie. – Wykorzystanie dostępnych środków i kilka sztuczek.

– Zdradzisz mi tę tajemnicę?

Uznawszy, że przeszła mu złość, obróciła się na bok. Wcisnąwszy dłoń między uda, czuła gorąco wciąż buchające z wnętrza. Mimo to starała się skupić na słowach Adama.

– W zasadzie nie ma w tym żadnej tajemnicy. – Wzruszył ramionami. – To znana wiedza, tylko rzadko kto wykorzystuję ją na taką mikroskalę. Chodzi o to, że odkrycie masy świetlnej stało się przyczynkiem do nowych odkryć z zakresu fizyki kwantowej. Między innymi światło słoneczne – a w rzeczywistości docierające do nas neutriny – w kontakcie z masą świetlną wytwarzają ogromne ilości energii, porównywalnej z bombą protonową powstałą w połowie ubiegłego wieku. Tyle tylko, że erupcja gamma, bo tak naukowo nazywa się ten proces, jest dużo łatwiejsza do opanowania oraz zneutralizowania. Dlatego między innymi zaprzestano badań nad masą w celu wykorzystania militarnego. Okazało się jednak, że podczas stosowania naprzemiennego podgrzewania i schładzania masy można doprowadzić do drżenia, a w konsekwencji rezonansu płytki, na której przeprowadzano doświadczenie. Co ciekawe, nikt nie pomyślał, że zamiast materiału laboratoryjnego można użyć w zasadzie czegokolwiek, bowiem masa nie wchodzi w reakcję z niczym prócz ciepła.

Gdy poznałem tę sprytną zależność, postanowiłem sprawdzić kolejne możliwości, jakie ona daje. Gdyby zatem na przykład pokryć całą dłoń masą i wystawić na światło słońca, a potem momentalnie schłodzić do temperatury zbliżonej do zera, to przyłożenie takiej dłoni do stalowego masztu wysokości dziesięciu metrów spowodowałoby, że zwinąłby się jak tasiemka. W dodatku zupełnie bezgłośnie i bez jakichkolwiek reakcji mających negatywny wpływ na człowieka. Jedynym odstępstwem jest powstanie wibracji – w przypadku takiego doświadczenia odczuwalnej przez około godzinę w promieniu kilku kilometrów. Zatem, by wprowadzić w drżenie palec, potrzebowałem zaledwie mikronowej ilości masy. Wystawiłem go na moment w kierunku słońca, a potem schłodziłem w jeziorku. To wystarczyło, byś poczuła drżenie, które sprawiło, że jak za dotknięciem magicznej różdżki straciłaś panowanie nad swoim ciałem.

– A możesz mi powiedzieć skąd niby miałeś tę masę. Bo chyba nie powiesz mi, że z kieszeni.

– A powiem ci, że właśnie stamtąd. Dzięki temu, że masa otacza nas w każdym miejscu, a zwłaszcza kumuluje się w pomieszczeniach zamkniętych, jesteśmy cali nią obsypani jak kurzem. Oczywiście, trzeba umieć ją zebrać, ale… to już inna opowieść – zakończył szybko, wskazując nadciągającą od południa ciemną chmurę.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nie neutriny a neutrina. Obawiam się że trochę też Pokręciłeś ten opis interakcji neutrin z „masą świetlistą” myślę że Miałeś na myśli masę fotonów używając tego terminu. Ale tak. Uwzględnienie (nie odkrycie) masy elektronu popchnęło człowieka ku zupełnie innemu jakościowo opisowi przyrody, nazwanego fizyką kwantową. Z tym rezonansem też nie jest tak prosto bo trzeba by schładzać i podgrzewać z częstością określoną przez liczbę falową a nie częstością określoną przez „ni” (w przypadku fotonu).

Muszę przyznać że odcinka oczekiwałem niemal jak kolejnej części Diablo :). Wygląda na to że jakieś licho istotnie się gdzieś zadomowiło. To chyba grubsza sprawa gdyż z reguły takie licha mają swoje stałe miejscówki. No cóż, nic tylko czekać i czytać. Pies najwyraźniej zagrażał więc istota stwierdziła że się go pozbędzie.

Ten Twój Adam to musiał się kiedyś niebezpiecznie bawić, co ? A może wyszedł po prostu naprzeciw oczekiwaniom ?;)

Nigdy mnie nie przestanie zadziwiać ta NE. Taka zbieranina indywiduów :).

Pozwolę sobie podziękować pod tym wpisem, pamiętając o wyżej umieszczonym 😉
Co do technicznej strony – neutrina, masa świetlna, fizyka kwantowa, etc – już jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że więcej się uczę, czytając komentarze, niż zagłębiając w wiedzę potrzebną do usensownienia opowiadania. Po prostu ani ja ani korektor, często nie posiadamy specjalistycznej wiedzy w wielu zakresach, w przypadku książek wydawanych drukiem, sprawdzanych przez szereg korektorów, specjalistów z danych dziedzin, etc. Tak więc, dla mnie sprostowania, wytknięcia czy nawet „opieprze” ze strony czytających, są pouczające i cieszą, gdyż dzięki temu wiem, że opowiadanie było czytane nie dla sceny lecz (też i) dla fabuły.
Przyznam, iż do tej części miałem najwięcej zastrzeżeń. Wręcz myślałem o wypiep… wywaleniu sporej części i zamianie na inną ale… gdy zerknąłem do tego po jakimś czasie uznałem, że musiałbym przerobić połowę opowiadania, więc… zostało. Najwyraźniej dobrze się stało, mimo wszystko 🙂
Adam… cóż… taki… do schrupania, można by sądzić 😀
Indywiduów? DEgeNEratów 😀

Znając trochę temat (zdaża mi się publikować w prasie specjalistycznej) mogę powiedzieć że publikacje najlepiej prostują praktycy dziedziny i bywa że specjaliści dopuszczający do druku wcale nie są tymi z górnej półki. Twój opis podobał mi się, przyrodę powinno się opisywać prosto. Jesteśmy na portalu erotycznym na którym nie ma sensu ograniczać się prawidłami i specjalistyczną terminologią. Zaś występowanie w roli strażnika powyższych jest pozbawione najmniejszego sensu.

Myślcie co chcecie, są takie miejsca, znam jedno i cieszę się, że nie muszę już tam jeździć.
Opowieść coraz bardziej interesująca, czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam.

Dziękuję violet. Cieszę się, że udaje mi się jeszcze kogoś trzymać w oczekiwaniu 😉

Napisz komentarz