Jestem przekonana, że każdy z Was kiedykolwiek czytał lub chociaż słyszał legendę o Smoku Wawelskim. Potwór ziejący ogniem, przerażony król i jego poddani, ginący rycerze próbujący uwolnić miasto od bestii i sprytny szewczyk, który w zamian za zabicie smoka dostaję pół królestwa i królewnę za żonę. W zdumienie wprawił Was zapewne moment, kiedy smok pęka, albo kiedy nic nieznaczący szewczyk okazuje się bohaterem, ale mogę się założyć, że nikt nie pomyślał o biednej królewnie. Ojciec zadecydował o jej losie i musiała wyjść za jakiegoś niedomytego wieśniaka. No dobra, wiem, że tak naprawdę żaden rozsądny król nie oddałby takiej partii, jaką była królewna, jakiemuś biedaczynie z pobliskiej wioski, nawet za nie wiadomo jaki wyczyn, ale sam fakt, że ojciec faktycznie może zadecydować o losie córki jest dość niesprawiedliwy. Co ja gadam… Kurewsko niesprawiedliwy!
Osobiście też miałam przywilej wychowywać się na dworze. Miałam dwóch braci, ale nie rywalizowali ze sobą o tron, bo jeden z nich, mimo że starszy, był bękartem i nie przysługiwały mu praktycznie żadne prawa. Ja byłam najmłodsza. Znaczy, przez pewien czas nie, ale młodsze dzieci zmarły na gorączkę i od czternastu lat znów cieszę się przywilejami „najmniejszej i bezbronnej”, a przynajmniej w oczach ojca. Mama… No cóż, wysłała mnie, powiedzmy, że z dala od dworu (zadecydowała o moim losie, jak król z legendy), kiedy w świat poszły plotki o moim bogatym życiu seksualnym. Nic nie poradzę, od początku mówiłam, że służbie języki nie są do niczego potrzebne, ale moja matka, zamiast poucinać je tym plotkarom, zdecydowała się wysłać mnie na jakąś wieś.
W sumie zabieg sprytny, bo w życiu bym się nie przespała z jakimś brudasem, ale, na litość boską, ile można?! Na szczęście wszystkie rządy kiedyś się kończą i nadeszła pora na staruszków. Król umarł, a jego miejsce zajął mój brat. Naturalnie zostałam zaproszona na ceremonię, która była połączona od razu ze ślubem z jakąś księżniczką. Nie muszę chyba wspominać, z jaką ulgą przyjęłam tę wiadomość. Brat nie pozwoli mi się marnować wśród pospólstwa i ubóstwa. A poza tym słyszałam, że przybędzie dużo lordów.
Kiedy przyjechałam, przyjęto mnie z otwartymi ramionami. No może nie w każdym przypadku, ale kto by się przejmował matką. Natomiast moją uwagę przykuła skromna postać stojącą w cieniu balkonów. Mój bękarci braciszek. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie naszych przygód.
– Dzisiaj odbędzie się uczta z okazji przyjazdu wszystkich gości i przy okazji pierwszego dnia wiosny. Klaudio, liczymy na Ciebie – uśmiechnął się do mnie.
– Cóż mogłoby mnie powstrzymać? – odparłam, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.
No więc powstrzymało mnie dwóch przystojnych lordów. Ale na litość boską, mieli takie… penisy, że nie mogłam sobie odmówić. Wychodząc z własnej sypialni, trochę umazana spermą na twarzy i poprawiając gorset, wpadłam na kogoś.
– My się znamy? – usłyszałam hipnotyzujący głos. Uniosłam wzrok na mojego najwierniejszego kochanka sprzed wyjazdu.
– Znamy, ale już nie mam siły. – Wskazałam komnatę. Mój rozmówca uśmiechnął się, słysząc te słowa. Zawsze mi powtarzał, że mam wrodzony dar dyplomacji.
– Jutro, przed ceremonią w mojej komnacie. Moi słudzy przyniosą ci wiadomość. Zastosuj się, proszę. – Przyciągnął mnie brutalnie za włosy, tak, że moje ucho znalazło się tuż obok jego ust. – Stęskniłem się – powiedział przez zaciśnięte zęby lord Hugon i odszedł. Romantyk.
– Domyślam się, że powodem twojego spóźnienia, wcale nie był mężczyzna – powiedziała matka, nie patrząc na mnie, a zamiast tego uśmiechając się, jakby to była jedna z towarzyskich rozmów.
– Nie. – odparłam zgodnie z prawdą. Mężczyzn było dwóch.
– Jutro przyjedzie lord Sandwich… – i zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, wybuchłam histerycznym śmiechem.
Winogrono, które właśnie żułam, wleciało najwyraźniej nie w tę dziurkę (i mowa tu o gardle), a ja zaczęłam się dusić. Oczywiście zaraz wokół mnie zebrał się tłum, a jakiś człowiek próbował mi pomóc. I w ten oto sposób poznałam mężczyznę, o którym Wam dziś opowiem. Znaczy to nie ten, który ściskał mój brzuch w nadziei, że wypluję winogrono. Nie. On stał pomiędzy lordem bodajże Timtleyem, dość przysadzistym mężczyzną, i lady Afelią, która słynęła z plotkarstwa. Wracając do mojego mężczyzny: człowiekowi, który mnie ratował, w końcu się udało, a winogrono wylądowało u stóp nieznajomego.
Nie będę przeciągać historii naszego wzajemnego poznawania się, ale mogę zdradzić, że jedzenie jeszcze nie raz wylatywało z moich ust. W każdym razie przejdźmy do bardziej pożądanych scen.
– Klaudio, przysięgam. Jestem w takim stanie, że mógłbym zerżnąć nawet twoją matkę. – jęknął mi do ucha. – Zlituj się.
– Biedaczku. – Pogładziłam go po policzku. – Jeżeli już takie desperackie myśli cię nachodzą – zachichotałam.
Wytarłam usta, chcąc dać znać służbie, że skończyłam jeść i wstałam od stołu. Szepnęłam na ucho lordowi Francisowi, żeby wyszedł chwilę po mnie i udał się do mojej sypialni, po czym skinęłam głową gościom siedzącym najbliżej i wyszłam z sali piorunowana wzrokiem matki. Niestety pech chciał, że wpadłam na lorda Hugona.
– Nie przyszłaś. – Przycisnął mnie do ściany.
– Po co roztrząsać stare sprawy. – zaczęłam z nerwowym uśmiechem. Nie mógł mnie zatrzymać kiedy indziej? – Przecież to było…
– Cztery dni temu. – No dobra, przyznaję, sprawa nie była aż tak stara.
– Zapomniało mi się – powiedziałam szczerze. – Ale ci to wynagrodzę – dodałam już szeptem, mówiąc wprost do jego ucha.
– Podoba mi się ta sytuacja… – Przyssał się do mojej szyi jak pijawka.
– …Tylko nie dziś. – dokończyłam zdanie i wyrwałam się z jego ramion, czym prędzej udając się do swojej komnaty.
Reszta podróży, ku mojej uldze, minęła bez przeszkód. Kiedy dotarłam do sypialni, miałam nawet chwilę na przygotowanie się i tym oto sposobem… Drzwi mojej matce otworzyłam półnaga.
– Szlag! – Szybko zatrzasnęłam z powrotem drzwi.
– Wychodź. Mam tu jednego gentlemana, który chyba należy do ciebie. – Faktycznie, po ponownym uchyleniu drzwi okazało się, że obok matki stoi lord Francis.
– Matko? – Rzuciłam jej pytające spojrzenie.
– Milcz. Ubierz się i za kwadrans widzimy się w sali konferencyjnej. Weź ze sobą swojego przyjaciela. – To powiedziawszy, zostawiła nas samych.
– Świetnie. Czyli mamy kwadrans – rozpromieniłam się i popchnęłam mężczyznę na łóżko. Przywarłam swoimi ustami do jego i wbiłam mu paznokcie w kark, jednak on złapał mnie mocno za włosy i szarpnął tak, żebym na niego spojrzała.
– Obawiam się, że nie mamy czasu na grę wstępną. – Szybkim ruchem pozbył się zbędnego okrycia i już po chwili całkiem nagi podniósł mnie z łóżka i przyparł do ściany.
– Dziesięć minut. – Z nienawiścią spojrzał na zegarek i zerwał ze mnie zbędne rzeczy.
Gorączkowo złapał między zęby sutki i ściskał je teraz, jakby chciał się na nich wyżyć. Bolało. Usłyszawszy mój syk, roześmiał się tylko i pchnął mnie na łóżko tak, że leżałam w pozycji idealnie eksponującej pupę. Momentalnie znalazł się właśnie przy niej i zaserwował jej parę siarczystych klapsów. Nie kłamał przy stole. Jeszcze w życiu nie widziałam tak napalonego mężczyzny.
– Chodź tu mała szmato – syknął z diabelskim uśmiechem na ustach.
Jako że jedyną mokrą rzeczą we mnie były w tym momencie oczy, od łez wywołanych bólem, wejście we mnie sprawiło mu trochę trudności. Zły splunął ze złością na moją łechtaczkę, a gdy i to nie pomogło, zlitował się nade mną i zszedł ustami między nogi. Jego język był, jak zauważyłam, doświadczonym zawodnikiem. Sprawnie wiercił przy moim najczulszym punkcie. Co jakiś czas pomagał sobie zębami i przygryzał którąś z moich warg i gdy wreszcie kubki smakowe kochanka rozpoznały pierwsze soczki… nasz czas się skończył. Wściekły Francis złożył na moim pośladku jeszcze jednego klapsa i obiecał, że jeszcze mnie zerżnie i to tak, że go popamiętam. No i po co marnował tyle czasu na moją cipkę, skoro kilka słów potrafiło sprawić, że robiłam się całkiem mokrusieńka?
W każdym razie po tym, jak ubrałam się w rekordowym czasie i zbiegliśmy do sali konferencyjnej, okazało się, że pośpiech nie był potrzebny, bo dopiero po chwili dało się usłyszeć kroki mojej matki na schodach. Do sali weszła, trzymając pudło w rękach, a drzwi zamknęła za sobą na klucz.
– Rozbierajcie się. – Opadła mi szczęka. Kiedy spojrzałam jednak na lorda Francisa, stwierdziłam, że na szczęście to nie ja wyglądam najgłupiej. – No raz, raz. Pomóc wam?
– Damy radę. – Po tornadzie myśli typu „co ona wyprawia”, które przeszło przez moją głowę, postanowiłam dać mojemu mężczyźnie przykład, zaczęłam od zdjęcia góry. – Rozwiążesz mi? – wskazałam na gorset. Lord Francis po chwili zawahania pomógł mi pozbyć się odzieży.
– Wy tak… poważnie? – spytał wyraźnie skrępowany.
– Nie, rozbieram się, bo lubię. – odparłam, co w sumie nie było kłamstwem, ale w tym przypadku miało ironiczne znaczenie. – No rozbierz się, jak królowa każe.
– Właściwie to była królowa…– moja matka spiorunowała go wzrokiem, chociaż w głębi duszy z pewnością cieszyła się jak dziecko, że zobaczy nagiego, młodego mężczyznę. Kochanek powoli rozpiął guzik przy kołnierzu swojego stroju, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę. Nieśpiesznie zdejmował kolejne warstwy, aż został w samej bieliźnie.
– Wolałbym nie… – wciąż próbował jeszcze wykręcić się z tej niezręcznej sytuacji.
– Natychmiast. – przerwała mu władczo matka.
Zrezygnowany zsunął z siebie okrycie. Jego zapał, rozbudzony wcześniej w komnacie, chyba został ostudzony, ponieważ penis ewidentnie był w stanie spoczynku. Wciąż był dość pokaźny, ale żałowałam, że matka nie może zobaczyć go w pełnej krasie.
– No pięknie. A teraz przedstawię wam mój plan. Jak wiecie, lepiej lub gorzej, na naszym dworze co roku organizowana jest zabawa na pierwszy dzień wiosny.
– … który, jak mi się zdaję, był cztery dni temu. – weszłam jej w słowo.
– Milcz. – powiedziała spokojnym tonem. – Co roku organizowana jest zabawa, gdzie każdy może być każdym i zadawać się z każdym. Na otwarcie zwykle goście mogą oglądać na parawanie, cienie kochającej się za nim pary. W tym roku nasze święto niefortunnie przypadło podczas zjazdu wielu ważnych osobistości, więc zostało przełożone.
– A stoimy przed tobą nadzy, bo…
– W tym roku to wy znajdziecie się za parawanem. – Po czym z dyplomatycznym uśmiechem rzuciła w naszą stronę paczkę i wyszła, a ja zamilkłam z wrażenia.
Kiedy przywrócona została mi zdolność mówienia i poruszania się, rzuciłam się z ciekawością do pakunku. Po otworzeniu pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam, był bat. „Dzięki za troskę, mamo, ale ten pan i bez tego sobie świetnie radzi.” – pomyślałam. Tuż obok bata leżało kilka sznurów i zabawek, których przeznaczenia jeszcze nie znałam. Na końcu wyciągnęłam dwie maski. Czyżbyśmy nie mieli być za parawanem? Na samą myśl na twarz wpełzł mi uśmiech.
– Mam tremę – wyznał lord Francis, kiedy ubrani jedynie w bieliznę zmierzaliśmy ku tłumowi.
– Po prostu zachowuj się, jakby ich nie było – poradziłam mu, mimo że sama miałam ochotę wrócić do komnat.
Weszliśmy na podwyższenie i z lekkim rozczarowaniem stwierdziłam, że parawan jednak jest. Mojego kochanka najwyraźniej nie zasmucił specjalnie ten fakt.
Odzyskał pewność siebie, co poskutkowało tym, że już po chwili zostałam przygnieciona do… W sumie nie wiem, co to było. Jakaś leżanka? W każdym razie Lord Francis przeszedł do ataku i agresywnym ruchem zerwał ze mnie bieliznę.
– Twoja matka miała świetny pomysł – stwierdził, przewiązując moje ręce sznurem.
– Hola, hola… – zaczęłam, ale zakrył mi buzię jakimś materiałem.
– Tak lepiej – powiedział, słysząc moje stłumione protesty.
Następnie zarówno moje ręce, jak i nogi przymocował do łóżka i zadowolony splunął mi w twarz. Pomyślałam wtedy, że pierwsza rzecz, którą zrobię, kiedy zdejmie mi tą chustkę z buzi, będzie odgryzienie mu kutasa.
– Od teraz to ja jestem twoim panem i tak się do mnie zwracaj – wysyczał mi do ucha.
Ciekawe jak, z zakrytymi ustami. Szybko się jednak okazało jak, ponieważ po wydaniu tego rozkazu, zdjął knebel z mojej twarzy i wepchnął mi do ust fiuta. Niestety pokrzyżował mi szyki, bo jak miałaby wyglądać reszta zabawy, bez jego wiernego giermka? Postanowiłam, że innym razem go nauczę, iż na księżniczki się nie pluje.
Tymczasem lord Francis najwyraźniej bawił się przewybornie, szarpiąc moją głowę i dopychając coraz bliżej swojego podbrzusza. Jego wcale nie taki mały przyjaciel nieprzyjemnie wciskał mi się do gardła, powodując ślinotok i odruchy wymiotne. Maska, szczerze mówiąc, trochę zawężała mi pole widzenia, ale nawet bez patrzenia wiedziałam, że mój kochanek odchyla głowę z zadowolenia. Postanowiłam mu dać go jeszcze więcej i zaczęłam cicho mruczeć. Nie wiem, jak to działa, ale faceci szaleją, kiedy się to robi. Jednak mój mężczyzna chyba stwierdził, że jestem za dobra i zaraz się spuści, bo wyrwał mi członka z gardła, akurat, gdy zaczynało mi się podobać.
– Dobra suczka. – Pogłaskał mnie po głowie. – A teraz zajmiemy się tobą.
– Czy ja wyglądam na psa? – Nie wytrzymałam.
– Milcz. – Zdzielił mnie po twarzy.
Jakby za karę, momentalnie złapał za moje sutki i je wykręcił. Syknęłam z bólu, ale ten zupełnie się nie przejmując, dalej maltretował piersi. Złapał między zęby jedną z brodawek i zacisnął na niej szczęki, tak, jakby chciał sprawdzić monetę, czy ta, aby na pewno jest prawdziwa. Po chwili zrobił to samo z drugą, a z oczu popłynęły mi łzy. Jednak kochanek wcale nie tak miał zamiar skończyć tę rozgrywkę, o czym dał mi znać, delikatnie liżąc i ssąc po kolei każdą z piersi, jakby w przeprosinach. Teraz zamiast łez, popłynęły pierwsze soki z mojej cipki.
Partner metodycznie schodził coraz niżej, zostawiając na ciele ślad ze śliny, jakby chcąc pokazać, którędy szedł do celu, który znajdował się między nogami. Oczywiście, czego można się było spodziewać po takim złośliwcu, w ostatniej chwili zboczył z trasy i zamiast do łechtaczki, w tym momencie przeszedł od razu do mojego uda. Powoli, bez żadnego pośpiechu doszedł do łydek, podczas gdy mnie skręcało od środka. Przysięgam, że jeszcze w życiu nie byłam taka napalona.
– Błagam, panie… zajmij się nią. – jęknęłam, specjalnie używając tego tytułu.
Mimo że to niesamowicie uwłaczało mojej godności, w tym momencie żądza okazała się silniejsza. Mężczyzna zareagował jak piesek zawołany po imieniu i w ciągu sekundy znalazł się między moimi udami. Przyssał się do łechtaczki, a palcami penetrował moją pochwę. Jego usta delikatnie gładziły mój skarb, podczas gdy zęby brutalnie przygryzały wargi. Okazało się to mieszanką wybuchową i już po chwili wiłam się pod moim kochankiem. Węzły wpijały mi się w nadgarstki, a ja miałam ochotę rozwalić to łóżko i zmusić go siłą, żeby we mnie wszedł.
– Błagam… – jeszcze raz poprosiłam cicho.
Lord Francis okazał się łaskawy i po rozwiązaniu sznurów, popchnął mnie na najbliższy mur. Ludzie koordynujący cale wydarzenie dawali nam znać, że wyszliśmy za parawan, ale żadne z nas nawet nie miało ochoty zwracać na nich uwagi. Kilka klapsów spadło na mój tyłek, a w dziurce poczułam rozrywający ból. Wszedł bez ostrzeżenia. Piersi obcierał mi szorstki mur, a na gardle powoli zaciskała się ręka mężczyzny. Brutalnie brał mnie od tyłu, czułam jego jądra na łechtaczce. Jego ruchy były coraz szybsze, głębsze i agresywniejsze. Wgryzł się w moją szyję i z każdym pchnięciem mocniej zaciskał zęby. Wbiłam mu paznokcie w pośladki, żebym nie wyszła z tego jako jedyna ze szwankiem. Dla ludzi musieliśmy wyglądać jak para niewyżytych zwierząt. Ale… jak wyglądali ludzie?
Jako że parawan już nas nie chronił, gdzieś między stękaniem i jękami odwróciłam wzrok ku widowni. Kilka par leżało na ziemi, jedna na stole, pod stołem więcej i panował wszechobecny chaos. Pierwszy raz w życiu poczułam, że naprawdę istnieje coś takiego, jak zapach namiętności… I właśnie ten zapach sprawił, że moje ciało wygięło się w skurczu. Ogarnęły mnie spazmy i bezsilnie osunęłam się, jeszcze bardziej ocierając się piersiami o szorstki mur. Tego było za wiele. Krzyknęłam w uniesieniu i sparaliżowana tylko patrzyłam na Lorda Francisa, który również szczytował. Po chwili, kiedy trochę ochłonęliśmy, pomógł mi wstać i pocałował mnie w czoło.
– Jak na pierwszą kobietę, z którą przyszło mi to robić, byłaś całkiem niezła. – Opadła mi szczęka. BYŁ PRAWICZKIEM?!
– Co… – zaczęłam, ale coś mi przerwało.
– Czyżbym poznawał to ciało? – Usłyszałam głos lorda Hugona i zanim zdążyłam zacząć się przed nim tłumaczyć i plątać w zeznaniach, mężczyzna wyminął mnie i dał klapsa lordowi Francisowi. Nagle stwierdzenie „pierwsza kobieta” nabrało nowego znaczenia. Niewiarygodne.
– To ja was może zostawię. – powiedziałam, chociaż i tak chyba nikt mnie już nie słuchał.
W ten oto sposób lord Hugon odbił mi lorda Francisa, a ja zostałam szczęśliwą żoną lorda Sandwicha, który okazał się być przystojnym młodzieńcem z pokaźnym sprzętem i za jego zgodą zostałam przy swoim nazwisku.
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Czasachir
2017-02-10 at 21:25
Zdaje sie , że pokazała się nowa autorka, więc spieszę powitać jak najserdeczniej. Z ciekawością zacząłem czytać. Jako że to debiut, więc wybaczam pewne niedoskonałości ( powtórzenia, błędy interpunkcyjne i nieścisłości). Zastanawia mnie to zdanie i przyznaję że nie widzę tu sensu:
„Następnie zarówno moje ręce, jak i nogi przymocował do (nazwijmy to łóżkiem, bo leżanka brzmi źle) łóżka i zadowolony splunął mi w twarz.”
Pozwolę sobie życzyć Autorce powodzenia i wielu ciekawych treści.
C.
gemma
2017-02-11 at 12:14
Bo pewnie i sensu nie ma… Cóż mam rzec – amatorszczyzna. 😄 Dziękuję za komentarz. 😊
Pozdrawiam!
Megas Alexandros
2017-02-11 at 02:43
Ja również winszuję rozkosznego debiutu na łamach Najlepszej 🙂
Opowieść lekka, przyjemna i zabawna. W sam raz na ogrzanie mroźnych, zimowych wieczorów. W trakcie lektury raził mnie niekiedy potoczny język, ale rozumiem, że jest on częścią konwencji. Lekkość, z jaką prowadzisz fabułę i jej bezpretensjonalność pozwala przymknąć oko na niedociągnięcia warsztatowe. Zwłaszcza, że to Twój „pierwszy raz” na tym portalu, więc pewna wyrozumiałość jest wskazana 😉
Jedna uwaga formalna: w utworze literackim, w przeciwieństwie do listu, zaimki pisze się małą literą.
Pozdrawiam
M.A.
Micra21
2017-02-11 at 10:06
Drobna uwaga, po szybkich konsultacjach okazało się, że w tym przypadku, jako zwrócenie się narratora do nas, czytelników, jest dopuszczalne pisanie zaimka z dużej litery.
gemma
2017-02-11 at 12:18
Skoro Micra tak mówi, to uznajmy, że napisałam celowo w ten sposób. 😄 Dziękuję i pozdrawiam! 😉
Micra21
2017-02-11 at 09:47
Całkiem udany debiut. Potrzebne było takie lekkie opowiadanko, z pewną dozą humoru. Przyznam, że rozbawiło mnie nieco… Krótkie, ale treściwe. Zgadzam się z przedmówcą, że zaimki piszemy małą literą.
Pozdrawiam
gemma
2017-02-11 at 11:54
„Krótkie”, w tym przypadku, to słowo-klucz. 😄
Również pozdrawiam.
artimar
2017-02-11 at 10:09
To jest bardzo przyjemny i lekki tekst na wejście w weekend. Świetnie poprawia nastrój. 🙂
Brawo!
Pan Hyde
2017-02-11 at 11:12
Przezabawne!
Oczywiście wiemy wszyscy, że członek cechu szewców z dziada pradziada nie mógł być wieśniakiem, i król, rzecz jasna, nie oddałby córki i królewstwa byle komu, nawet nadwornemu trzewikowemu. Chyba że córka była z nieprawej alkowy a połowa królewstwa leżała na Adamantanach, gdzie szalały monsuny i miejscowy kacyk, okrutny Tricyklodekan.
gemma
2017-02-11 at 11:47
Twoje „przezabawne” zabrzmiało jak dla mnie dość ironicznie i lepiej dla Ciebie, żebym się myliła. 😄 Co do reszty… Powiem szczerze, przy nieprawej alkowie zaczęłam się gubić, ale dziękuję za komentarz. 😉
Pan Hyde
2017-02-11 at 12:51
Nie ma tu ani kropli ironii i dobrze o tym wiesz! 🙂
A reszta komentarza dotyczy nagrody dla Dratewki. Król był przebiegły, oddał mu za żonę jedną z dwustu córek (u Ciebie też pojawia się królewicz bękart), a pół króleswta do jakieś zamorskie kolonie, do których sobie król rościł prawa dla sportu, starodawnym królewskim obyczajem.
gemma
2017-02-11 at 12:58
No cóż, masz szczęście w takim razie. 😉 Dwieście córek? Niezły miał rozmach ten król. Następnym razem poproszę o mniej skomplikowany komentarz, ja jestem prosta dziołcha. 😄
Pan Hyde
2017-02-11 at 13:02
August Mocny i Kazimierz Wielki mieli jeszcze więcej 😉
violet
2017-02-11 at 12:08
Lubię takie zabawne, krótkie historyjki, poprawiające humor na dzień dobry. Gratuluję debiutu i jako niedawna debiutantka, życzę również powodzenia i weny przede wszystkim 🙂
Pozdrawiam.
Nefer
2017-02-11 at 18:22
Opowiadanie pełne wigoru i zadziornego humoru, zdarzają się pewne nieścisłości w fabule (np. „nadeszła pora na staruszków” – z tego zdaje się wynikać, iż z tego padołu zeszli tak król jak i królowa, co nie okazuje się prawdą) ale to drobiazgi. Ważne, że czyta się dobrze a tekst zapada w pamięć. Bezpretensjonalny, lekki, zbójecki. Tak trzymaj.
Jan
2017-02-11 at 22:50
Udany debiut- jest wesoło i interesująco. Księżniczka, zabawa, seks i władza. Opowiadanie w klimatach Czarnej Carycy i Gry o Tron.
Ania
2017-02-14 at 10:54
Całkiem przyjemne opowiadanko 🙂
Gratuluję udanego debiutu i liczę na więcej, co najmniej tak dobrych jak to.
Ania
gemma
2017-02-14 at 16:42
Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań. 🙂
Pozdrawiam
Batavia
2017-02-16 at 18:37
Dopiero dzisiaj czas pozwala mi na czytanie.
Nic dodać, nic ująć do zamieszczonych komentarzy.
Powodzenia.
Pozdrawiam. B.
JiNn
2017-03-03 at 14:33
Bardzo pretensjonalnie prowadzona narracja. Cały, lekko humorystyczny tekst, silący się na, czasem i udaną, ekspresywność w każdym swoim momencie. Wyobraźnia autorki pracuje całkiem sprawnie i zdecydowanie przegania warsztat. Pojawiają się również ciekawe zalążki pomysłów, które usychają jednak w formie miniaturowych pączków. Efekt zimowej wiosny. Kurewsko niesprawiedliwy los córek królów… chociaż kto wie? W końcu biedny szewczyk zabił smoka (smoq bez urazy) i to nie byle jak, tylko głową. Ach… czyżby to znów był efekt zauważonej przez Anię opozycji racjonalne-kobiece? Grzeczny i mądry szewczyk jest be… a cała zgraja bojących się wystąpić przeciw zagrożeniu, lordów i rycerzy jest ponętnym i odpowiednim kąskiem?
A król? No król przynajmniej w “prawdziwej bajce” podejmował rozsądny wybór. Pominęłaś bowiem jeden szczegół droga autorko. Gdyby smok nikomu nie przeszkadzał, to i król by się wypiął na oddawanie połowy królestwa i córy. Smok jednak siał spustoszenie a przede wszystkim żądał królewny. Król więc stał przed dylematem. Żywa córka, lub martwa córka. W takim świetle kurewska niesprawiedliwość znacznie traci na swojej kurewskości.
Innym ciekawym pomysłem była owa “pierwsza kobieta”. Po tym co wyprawiał owy zaparawanowy kochanek, nikt nie uwierzyłby w to, że on nigdy wcześniej… I już ma się chęć rzucić w bok czytnik… że to niby czytelnika masz za wcieloną naiwność, a tu klaps w lordowski pośladek i wszystko jasne. Mogłaś jedynie przeciągnąć trochę ten temat. Pomysł zyskał by na napiętej przez chwilę sytuacji.
Erotyka w tekście na różnym poziomie. Na początku wspominasz o niej niezbyt smacznie…’ Ale na litość boską, mieli takie… penisy, że nie mogłam sobie odmówić.” Jakbyś pisała o ciepłych parówkach. “Wychodząc z własnej sypialni, trochę umazana spermą na twarzy i poprawiając gorset, wpadłam na kogoś.” – Jak na kogoś, kto “w życiu bym się nie przespał z jakimś brudasem” to narratorka odważnie sobie poczyna prezentując się na korytarzach z lordowskiem kremem pod nosem… Taka ironia, być może celowa.
Następne ceny są opisane na granicy wulgarności. Nie specjalnie porywają artystycznie. Da się jednak przez nie przebrnąć, jeśli przymknie się oko na warsztat.
“Miałam dwóch braci, ale nie rywalizowali ze sobą o tron, bo jeden z nich, mimo że starszy, był bękartem i nie przysługiwały mu praktycznie żadne prawa.” – A teoretycznie przysługiwały? Słowo praktycznie jest niepotrzebne.
“Znaczy, przez pewien czas nie, ale młodsze dzieci zmarły na gorączkę i od czternastu lat znów cieszę się przywilejami „najmniejszej i bezbronnej”, a przynajmniej w oczach ojca.” – WIadomo o co tu chodzi dopiero po którymś z kolei przeczytaniu i szczegółowej analizie. Tekst musi wpłynąć do czytelnika a nie gnębić go maendrami labiryntu logiki. Powinnaś te zdanie napisać od nowa.
“Mama… No cóż, wysłała mnie, powiedzmy, że z dala od dworu…” – “powiedzmy, że” nie jest tu kompletnie potrzebne.
“ (zadecydowała o moim losie, jak król z legendy), kiedy w świat poszły plotki o moim bogatym życiu seksualnym. Nic nie poradzę, od początku mówiłam, że służbie języki nie są do niczego potrzebne, ale moja matka, zamiast poucinać je tym plotkarom, zdecydowała się wysłać mnie na jakąś wieś.” – ”tym” przed plotkarom bym usunął. Nie rozumiem też logiki… to w końcu za bzykanie wysłała córkę na bzykanie? Tyle że przez chłopów? No bo co mogła innego robić na wsi… przecież nie ubijała masła.
“W sumie zabieg sprytny, bo w życiu bym się nie przespała z jakimś brudasem, ale, na litość boską, ile można?! “ – Ile można czego? Bzykać brudasów? Sprytnie “matczyno zabiegować”?
“…która była połączona od razu ze ślubem z jakąś księżniczką.” – bez jakąś, chyba że koniecznie chcesz zaznaczyć, że narratorka jej nie zna, wtedy: “z nieznaną mi…”
“No więc powstrzymało mnie dwóch przystojnych lordów.” – Bez “No więc”
“ – Jutro, przed ceremonią w mojej komnacie. Moi słudzy przyniosą ci wiadomość. Zastosuj się, proszę.” – Ceremonia miała być w jego komnacie?
“Znaczy to nie ten, który ściskał mój brzuch w nadziei, że wypluję winogrono. “ – Bez słowa “Znaczy”
“ On stał pomiędzy lordem bodajże Timtleyem, …” – bodajże też łyso tu wygląda.
“ – Biedaczku. – Pogładziłam go po policzku. – Jeżeli już takie desperackie myśli cię nachodzą – zachichotałam.” – Zdanie urwane w pół zdania… jeżeli nachodzą to co? Gdzie jest reszta?
“ Reszta podróży, ku mojej uldze, minęła bez przeszkód.“ – Podróż do sypialni to trochę mocne słowo.
“ Drzwi mojej matce otworzyłam półnaga.
– Szlag! – Szybko zatrzasnęłam z powrotem drzwi.” – w opisie dialogu wystarczyło napisać: “szybko je zatrzasnęłam” uniknełabyś powtórzenia.
“– Dziesięć minut. – Z nienawiścią spojrzał na zegarek i zerwał ze mnie zbędne rzeczy.” – zbędne odzienie byłoby bardziej na miejscu zerwania.
“Gorączkowo złapał między zęby sutki i ściskał je teraz” – złapał zębami.
“Jego język był, jak zauważyłam, doświadczonym zawodnikiem.” – trochę nietrafione porównanie, jak na ową epokę.
“W każdym razie po tym, jak ubrałam się w rekordowym czasie i zbiegliśmy do sali konferencyjnej, …” W każdym razie jest niepotrzebne. On się nie ubrał?
“– Rozbierajcie się. – Opadła mi szczęka. Kiedy spojrzałam jednak na lorda Francisa, stwierdziłam, że na szczęście to nie ja wyglądam najgłupiej. – No raz, raz. Pomóc wam?” – Błędny zapis dialogu. Po myślnikach nie opisuje się zachowania innej osoby, niż ta która owy myślnik wygłosiła. Reakcje innych osób piszemy od nowego akapitu.
“ – Wy tak… poważnie? – spytał wyraźnie skrępowany.” – bez wyraźnie… ostatecznie “najwyraźniej” pasowałoby lepiej.
“– Nie, rozbieram się, bo lubię. – odparłam, co w sumie nie było kłamstwem, ale w tym przypadku miało ironiczne znaczenie. – No rozbierz się, jak królowa każe.” – Zwrot “co w sumie” niepotrzebny.
“– Właściwie to była królowa…– moja matka spiorunowała go wzrokiem, chociaż w głębi duszy z pewnością cieszyła się jak dziecko, że zobaczy nagiego, młodego mężczyznę. Kochanek powoli rozpiął guzik przy kołnierzu swojego stroju, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę. Nieśpiesznie zdejmował kolejne warstwy, aż został w samej bieliźnie.” – Znów ten sam błąd zapisu dialogu. A na dodatek niewiem czy dziecko cieszy się, że zobaczy nagiego młodego mężczyznę… to chyba nie jest za szczęśliwe porównanie.
“– Wolałbym nie… – wciąż próbował jeszcze wykręcić się z tej niezręcznej sytuacji.” – “jeszcze” jest nie potrzebne i ta sytuacja to była niezręczna dla niego chyba… powinnaś to zaznaczyć bo obie wyglądają jakby chciały go schrupać i to im najwyraźniej nie przeszkadza.
“– Natychmiast. – przerwała mu władczo matka. – Słowo “natychmiast” jest samo w sobie imperatywem, nie trzeba je wspierać zbędnym opisem.
“Kiedy przywrócona została mi zdolność mówienia i poruszania się, rzuciłam się z ciekawością do pakunku.” – Gdy zdolność mówienia wróciła, bo przecież nikt jej z zewnątrz nie przywracał.
“Odzyskał pewność siebie, co poskutkowało tym, że już po chwili zostałam przygnieciona do… “ – Przyciśnięta być powinno, przygniecionym zwykle się zostaje czymś… albo przez coś.
“Ciekawe jak, z zakrytymi ustami. Szybko się jednak okazało jak, ponieważ po wydaniu tego rozkazu, zdjął knebel z mojej twarzy i wepchnął mi do ust fiuta.” – Ja bym to napisał tak: “Jak z zakneblowanymi ustami mogłabym się odezwać. Szybko się okazało jak. Zdjął knebel i wepchnął…” itd.
“ Maska, szczerze mówiąc, trochę zawężała mi pole widzenia, ale nawet bez patrzenia wiedziałam, że mój kochanek odchyla głowę z zadowolenia. “ – Słowo szczerze jest niepotrzebne. Jesteś narratorko tak pretensjonalna, że aż szczera.
“– Błagam, panie… zajmij się nią. – jęknęłam, specjalnie używając tego tytułu.” – Raczej: siląc się na ton, który mi narzucił”
“Mimo że to niesamowicie uwłaczało mojej godności, w tym momencie żądza okazała się silniejsza.” – “niesamowicie” jest niepotrzebne, w tym momencie również, bo wiadomo żę w tym bo do niego właśnie doczytaliśmy.
“Jako że parawan już nas nie chronił, gdzieś między stękaniem i jękami odwróciłam wzrok ku widowni. Kilka par leżało na ziemi, jedna na stole, pod stołem więcej i panował wszechobecny chaos. “ – Głowę można obrać w czasie stęknięć i jęków, nie musi tu być “między”, takie wstawki powodują, że obraz, który przedstawiasz zamienia się w opis. Ten właśnie opis par leżących jest bardzo kulawo przedstawiony, źle się czyta.
Anonim S
2017-10-08 at 16:04
W sumie ciekawe opowiadanie dające się przeczytać za jednym podejściem. Nie przejmuj się krytyką i pisz więcej. Ciekawe skąd masz pomysły na opisy scen erotyczne ? Teoria, praktyka, fantazje czy może inne źródła 😀. Pozdrawiam i czekam na kolejne dzieła.