Filister (Foxm)  3.62/5 (113)

23 min. czytania
filister

Źródło: Pixabay

Futrzakowi – na pamiątkę wszystkich zrujnowanych orgazmów.

.

Mój człowiek się popsuł. Coś z nim jest nie tak. Od trzech dni chodzi nieprzyzwoicie trzeźwy. Mniej pali, ledwie pół paczki dziennie. Do łask wróciła woda kolońska o obrzydliwie intensywnym zapachu. Nawet czesać się zaczął…

Obserwuję ten koniec świata z pozycji swego legowiska. Czasem z dołu widać więcej, lepiej. A może ignorowałem kolejny zryw tygodniami?

Wystarczyło drapanie za uchem i regularne dokarmianie. Mam jasny układ ze swoim człowiekiem – miska musi być pełna. W zamian pozwalam mu myśleć, że go lubię.

Jednym susem wskoczyłem na wielkie łoże. W miękkości czarnej satyny wybornie musiał odbić się mój ślad. Zachichotałem zwycięsko, po salonie stumetrowego mieszkania rozszedł się dźwięk rzężenia diesla rozpaczliwie walczącego o rozruch.

Te wszystkie kłaczki na łóżku… O tak! Szczyciłem się długą białą sierścią.

Przedefilowałem całą długość leża mojego człowieka. Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery. Spokojnie, noga za nogą. Ogon, grubością nie ustępujący ręce człowieka, rozgarnia powietrze. Lewo, prawo, lewo, prawo, powoli, jeszcze wolniej…

Przytłoczony własną niegodziwością uznałem, że czas na odpoczynek. Padłem zupełnie bez życia na lewy bok. Zwyciężony przez jakiś niewidzialny, acz potężny podmuch wiatru. Przednie łapy przed siebie, bez najmniejszego szmeru wysunąłem pazury.

Przez moment kusiło. Oj, jak strasznie kusiło. Z daleka usłyszałem kroki swego pana – dyszał ciężko, przeskakiwał po dwa stopnie naraz, klnąc przy tym szpetnie. Ludzie to strasznie rozemocjonowane zwierzęta. Doprawdy, prychnąłem z niesmakiem, podobne słabostki nie zasługiwały na szerszy komentarz.

Wstąpiła we mnie jakaś nowa energia. Pewnie oparłem ciężar ciała na łapach, jeszcze tylko odpowiednio długi rozbieg, przez całą długość łóżka… A co! Leć, Adaś, leć! – głos znanego sprawozdawcy sportowego brzmiał bardzo prawdziwie. Oczywiście, jestem kotem, wysokość żadna, ale telemark przy lądowaniu wyszedł perfekcyjnie. Że niby gruby? W żadnym razie. Pod tym futrem to same mięśnie, a zwinności mógłby mi pozazdrościć niejeden dachowiec-przybłęda.

Wahanie. Zakręcić się w pobliżu, niby to przypadkiem zahaczyć o nogawkę? Czy może dobitnie okazać lekceważenie? Jestem obrażony, ignorujesz mnie, człowieku. Weźże się zbierz do kupy! Zalej drina, zapadnij w ulubiony fotel. Podyskutujmy o tym, jakie to życie jest chujowe. Albo o nowej powieści tego pisarza, co jest znany z tego, że jest znany.

No nie… Może lepiej nie. Rodzeństwo to drażliwy temat z zasady. Młodszy braciszek z literackimi sukcesami na koncie jest bardziej uciążliwy niż drzazga tkwiąca pod paznokciem.

Mój człowiek stanął w progu mieszkania dokładnie w chwili, w której wskoczyłem na biurko. Teren zawsze niebezpieczny – miejsce pracy, bezpośrednie sąsiedztwo komputera. Matko z córkami, jaki tutaj burdel! Stado kolorowych flamastrów, osierocone kartki ze zgubionych dawno temu notesów, większość nieskazitelnie pożółkła. Palenie tytoniu sprzęgnięte z imitacją wysiłku myślowego było dla mojego człowieka wysoce niewskazane.

Poruszałem się po tym labiryncie flejtucha powoli i ze znawstwem. Udało mi się bez większych kłopotów ominąć kubek z wystygłą jakieś cztery dni temu kawą. Po rysunkowej modelce rozkraczonej w obscenicznej pozie został tylko nieśmiały kontur. Niezła dziunia. Trzeba by dolać wrzątku.

Pod lewą tylną łapą zdradziecko zaszeleściła jakaś kartka. Pożółkły papier nosił na sobie ślady ledwo widocznych gryzmołów. Pośpieszna, niestaranna notatka. Autor zabił myśl w pół słowa. Jakby znudziła go wykonywana czynność. Cały Mateusz – tysiąc pomysłów na minutę. Nieświadomie delikatnie musnąłem osobisty komputer mojego człowieka. Nadgryzione jabłko, przez które te ludzkie zwierzęta dostają małpiego rozumu, zaświeciło pełnią blasku.

W nagłówkach katastroficzna bryndza. PILNE! 40 OSÓB ZGINĘŁO! Wielka manifestacja w stolicy. Premier w specjalnym orędziu: „Jest cudownie, a będzie jeszcze lepiej”.

– Filister! Filister! Sio!

Poczochrana czupryna koloru rdzy ledwie wystawała ponad górę sprzętu, który tachał mój człowiek. Duża torba z naszytym logo producenta dyndała niebezpiecznie.

Już rozumiem, dlaczego mój człowiek jest taki wkurwiony. Spędził cały boży dzień na pstrykaniu demonstracji. Można się załamać, kiedy w obiektywie przez kilka godzin widzisz tylko chamusia ze sztachetą w ręku. – Moja racja jest mojsza niż twojsza! – I zamaszysty ruch rzeczoną sztachetą. Pewnie mały tłumek fotoreporterów wypstrykał każdą sekundę chwały nowego idola ludu. Na wielkiej ścianie, stanowiącej centralny punkt salonu, mój człowiek skrupulatnie umieszcza najlepsze ujęcia.

– Kurwię się, Filister – powtarza. – Rzucę tę robotę w agencji, spakuję torbę, wyjadę w cholerę.

Ciężko mi się z nim nie zgodzić. Kurwi się okrutnie. Potwór nie potwór byle… Chętnie palnąłbym jakieś kazanie. Powiedział coś do słuchu. Moje moralne oburzenie w praktyce wygląda jak jakieś zwykłe miauczenie. Nie warto.

Mateusz ma w sobie coś z prawdziwego artysty. Poluje na dobre ujęcia znacznie bardziej gorliwie niż ja na myszy.

Potrafi perfekcyjnie zatrzymać czas, portretuje rzeczywistość cyfrowo. Jedyna rzecz, jaka mu w życiu wyszła od początku do końca. Artyzm nie artyzm – rachunki opłacić trzeba. Podłapał fuchę przy Cyrku, całymi dniami nie ma go w domu. Ważne, że moja miska jest zawsze pełna. No prawie – do wyjątków należą sytuacje, kiedy jest tak zalany, że ma problem z samodzielnym leżeniem na podłodze. Zwierzem jestem – nic, co ludzkie, nie jest mi dziwne.

Stara się ten mój człowiek. Pstryka zakazane gęby naszych umiłowanych przywódców. W najlepszym razie gania po mieście stada gwiazd i gwiazdeczek. Prycham wyrozumiale, kiedy zły jak sam diabeł opowiada o pani z telewizji śniadaniowej, która zapomniała założyć majtki. Wszystko po to, żeby szóstemu mężowi – temu od absolutnie wielkiej i już na pewno jedynej miłości – przy rozwodzie skoczyła gula. Pieski ten świat, nawet z perspektywy kota.

* * *

Na zewnątrz jest tak źle, że strach łeb wystawić. Przysypało śniegiem, mróz chwycił na dobre, do tego zacina deszczem.

Wymknąłem się cichcem tuż przed świtem. Szarość zimowego dnia dopiero co wypełzła nad okolicę.

Urządziłem sobie defiladę po moim rewirze. Pierś do przodu, podnieś ogon i ogień. Szału nie było. Stara ryba w śmietniku przy spożywczym. Po drodze widziałem Freda – gonił przed siebie na złamanie karku. Kumpli nie poznaje. Dziwne – z miejscowymi szczurami żyje dobrze. A Freda nawet bardzo lubię. Oczywiście nie w tym sensie. Nie jestem taki, tylko najdroższa karma…

Nastraszyłem też kilka wyliniałych dachowców. Pierwsze ostrzeżenie, prychanie i syczenie. Drugiego nie będzie. Ciach, za kudły frajera, zęby w grdykę i pazur w bebechy. Porządek na parafii musi być. Ja tu rządzę. Jestem normalnym kotem, nie jakimś tam wykastrowanym demokratą.

Wróciłem do domu, zataczając olbrzymi krąg. Niby poranna gimnastyka, ale zahaczyłem o balkon na rogu ulicy. Ta ruda kotka z trzeciego… O rany! Wystarczy, że pomyślę o tym lśniącym futrze. Marcowanie zapowiadało się w tym roku na bogato. Jeszcze się zastanowię, czy ją bzyknąć. Dziunie na Whiskasie są jakieś niegramotne.

* * *

Wibracja telefonu i nieśmiertelny motyw „Smoke on the water”.

– No nie, nie, nie – jęknął Mateusz.

Ziewnąłem z podziwem. Nie wiedziałem, że da się w ten sposób wykręcić nadgarstek. Mężczyzna wsunął prawą dłoń do kieszeni. Góra sprzętu zachwiała się złowieszczo. Jak nic zaraz na podłodze wyląduje jakiś długi obiektyw za kilka tysięcy.

Znów skoczyłem na ziemię. Żadna elektronika nie podążyła moim śladem. Cyrkowiec z Mateusza. Chapeau bas.

Przytknął aparat do ucha, śmiesznie wykrzywiając przy tym szyję.

– Taaak? Nie. No tak, tak. Rozumiem, nie nie ma najmniejszego problemu.

Słyszę każde słowo gorliwie potakującego Mateusza. Miękki różowy kocyk, fundament mojego legowiska, grzeje przyjemnie.

– Nie, no coś ty! Niczym się nie przejmuj! Tak, wino. Czerwone, słodkie. – Chrapliwy, teatralny śmiech. – Jeszcze nie słyszałem o alkoholu, który ostałby się przy mnie na dłużej. Dobranoc. Pewnie, jesteśmy w kontakcie, jak najbardziej.

Mateusz zakończył połączenie i ostrożnie położył drogocenną elektronikę na ziemię. Widziałem, jak na policzkach, w miejscach niepokrytych przez twardy, ciemny zarost, pojawiają się czerwone plamy.

– Ty chuju złamany!

Oho, powiało braterską miłością.

– Ma niespodziewane wejście na żywo w telewizji. Nie przyjdzie. Wyobrażasz sobie? – zwrócił się do mnie. Kiedy coś zaburzyło wewnętrzny spokój mojego człowieka, krążył po mieszkaniu we wszystkich kierunkach. – Jakby w telewizji nie mieli innych gadających głów. Filister, lodówkę otworzę i on tam będzie. Oby złamał kulasa na suchej podwawelskiej!

Uniosłem łeb, naiwnie nadstawiwszy się na wypadek jakiegoś drapania ekstra. Nic z tego – ruina, w jaką zamieniły się plany na wieczór, naprawdę go ruszyła. Rozumiałem wszystko aż za dobrze. Sroce spod ogona przecież nie wypadłem.

Mateusz w kompletnym milczeniu udeptywał znane ścieżki. Z wściekłości drżały mu dłonie, sapał niczym dziewiętnastowieczny parowóz. Przeczuwałem, jak to się skończy. Zatrzymał się przed ciemnią.

Kilka lat temu wydzielił specjalne pomieszczenie. Każdy ma jakiegoś bzika.

– Bo widzisz – tłumaczył zwykle. – Nie cieszy mnie postęp technologiczny. Zdjęcia stały się wszechobecne. Zalała nas banalność, fotografia straciła duszę, pazur.

Po tych słowach zwykle z dumą prezentował swojego ukochanego Zenita 3M. Patrzył, a w źrenicach odbijały się pasja i szaleństwo. Głęboko wierzył w każde wypowiadane słowo. Zawsze wyczuwam kłamstwo – koty to nie tylko jakieś marne dziewięć żyć.

Zresztą nie tylko on wierzył w tę gadaninę. Kobiety, które sprowadzał do naszego mieszkania, również nie miały zastrzeżeń. Uwodził „na artystę” – taki postrzeleniec z niebanalną pasją przyciągał ludzkie samice.

Prezentował swoje osiągnięcia. Był jak paw, wabił kolorowym ogonem. Cała paleta barw, różne kąty ujęć, pozorny chłód i dystans – to wszystko zapewniała tylko przesłona obiektywu.

Mój człowiek odznaczał się na tle gówno wartej codzienności. Wydawał się inny – intrygujący. Wady? Pewnie, że ma. Pali jak smok i z wielkim upodobaniem zagląda do kieliszka. Na początkowym etapie relacji fakty przegrywają z egzotycznymi podróżami i anegdotami. Trzyma też puszystego, słodkiego kotka, co na pewno nie zaszkodzi.

Początki są niewinne. Zafiksowany na pstrykaniu samotnik z wiecznie nieułożonym włosem w kolorze ulubionej wódy wydaje się niegroźny. Mamy umowę – ja nie rozpowiadam na mieście, że jest kurwiarz, on pozwala mi oglądać wszystkie te śmieszne wygibasy i podrygiwania. Ech… Ta ludzka kopulacja. Kabaret nie pieprzenie, ale niech tam.

– Masz świetne łuki brwiowe. Coś niesamowitego. Naprawdę nikt przede mną nie zauważył? Znakomite warunki do jednej czy nawet kilku sesji. Kariera? W tym fachu to loteria, oprócz determinacji potrzebujesz też szczęścia. Furę szczęścia.

Znałem podobne bajki na pamięć. Śledzę reakcję obdarowywanych komplementami samic z umiarkowaną ciekawością. Czasem tylko pozwalam sobie na prychnięcie, kiedy duża dłoń mojego pana niedwuznacznie ląduje na kolanie, by już po krótkim udawanym wahaniu przesunąć się wyżej. Ty dupku, nawet nie zełgałeś, że podzwonisz po znajomych, by przybliżyć dla niej chwilę nieśmiertelnej sławy.

Kanapa w naszym salonie widziała już niejedno bezeceństwo. Bywa powoli, nieśmiało.

– Mateusz… No wiesz! Ty łajdaku! No nie… Przestań… Muszę już iść… Nie chcę… Chcę… Nie mogę! Ale bardzo chcę!

Chichotom piskom, protestom i zachętom nie ma końca. Turlają się aż do brzeżku kanapy. Plątanina ciał staje się coraz bardziej pogmatwana. On na niej. Ona na nim. Pocałunki – raz powolne i delikatne, innym razem agresywne, pełne nieokreślonej desperacji. Części garderoby fruną gdzieś w niebyt.

Ludzka zachłanność przewyższa tę zwierzęcą. Wchodzi w nie zdecydowanie, mocno. Raz przyjmowany jest w ciszy, innym razem z głośnym jękiem aprobaty. Trwają w rozpuście przez kilka ulotnych momentów. Żadnej nie przepuści.

Są smukłe, młode, niewinne. Trafiają się też dojrzałe, przepełnione życiową goryczą. Te ostatnie napędza jakaś niesamowita odwaga. Chęć przeżycia szalonej przygody, grzesznego uniesienia, które zostanie między nimi, otoczone tajemnicą.

Mateusz zwykle spełnia tego typu zachcianki bez najmniejszych oporów. Libertyn pełną gębą. Koneser piękna w każdej postaci. Kobieca nagość zdaje się wprawiać go w zachwyt, wahanie – rozczulać, nieprzystępność – motywować.

Mruczę z zadowoleniem, kiedy nadchodzi spełnienie epizodycznych kochanków. Czasem zadzieram łeb, by śledzić białą strużkę spływającą po nagości kobiecego uda, tak bardzo przywodzącą na myśl apetyczne mleko.

– Mateusz! On się dziwnie na mnie patrzy. – Słyszę niekiedy.

– Spoko, to tylko kot. – Na twarzy mojego pana pojawia się dobrze udawane zdumienie.

A ja mam ochotę gryźć i drapać tego pieprzonego Casanovę! Odwracam się w takich sytuacjach, gniewnie machając ogonem. Gdyby występowała zgodność gatunków, wodziłbym je na pokuszenie strofami mistrzów.

.
.
Miód nieba sącząc wonny na duszy słoneczność —

W oczach Twych smutek widzę, a w smutku tym — wieczność.

I różę obejmując, i płat, i dno całe,

Płatem mi usta Twoje, piersi dnem mi białe.

Wnętrze lilij, które skrzydłami osłania

Motyl, jest jak kochanie błękitne — kochania.

I patrząc w nie, oczami Twe ścigam źrenice —

Dwa z szafiru jeziora i dwie tajemnice.*

.
.
To jest klasa, to jest rozmach, cieniasie. A jakaś tam sesja fotograficzna? Prostacka przynęta. Aparat uwodzi swą magią większość kobiet. Charakterystyczny suchy trzask spustu zabytkowego Zenita tworzy unikalną atmosferę. Widziałem dziesiątki razy, jak pan Artysta dba o właściwą ekspozycję każdego z walorów zauroczonych modelek. Raz obiektyw koncentruje się na długich smukłych nogach, kiedy indziej na pełnych wyzywających ustach. Czasem aparat mierzy się z niezbadaną głębią spojrzenia nagiej samicy.

Różny bywa też stopień odwagi. Bywa, że całość aktu stanowi wyzywająca poza. Nierzadko jednak muzy zachęcone czułymi słowami Mateusza rozchylają uda – powiększone od nabiegłej krwi delikatne, małe wargi są już wówczas wilgotne.

Dzięki zmysłowi węchu potrafię bez trudu rozróżnić ten aromat pośród setek innych. Słyszę serca, które zaczynają łomotać ze zdwojoną siłą. Rejestruję wszystkie szczegóły dostępne mojej rasie.

Pochłonięte biegiem wydarzeń kobiety wypinają pierś albo układają usta w seksownym grymasie. Osuwają się na kolana, przysiadając na piętach. Mam swoje faworytki – różnica międzygatunkowa zapewnia pewien luksus. Mogę zabawić się w bezstronnego sędziego.

Lubię na przykład Izę – wysoką blondynkę o długich, mocno zbudowanych nogach. Doceniam ciężką pracę wykonywaną na siłowni. Jej odwagę, bezczelne iskry tańczące w spojrzeniu, gdy tylko rozlegnie się pierwszy trzask migawki. Wyuzdana zdzira, po prostu… Miau! Nie ma absolutnie żadnych oporów przed sięganiem dłonią ku złączeniu ud. Sprawne palce bezbłędnie wykorzystują nadzwyczajną wrażliwość drobnej łechtaczki. Oboje ignorują wówczas moją dyskretną obecność – i dobrze. Kolejne klatki szybko zapełniają się coraz śmielszymi ujęciami.

Napięcie rośnie w tempie lawiny. Każdy por skóry krzyczy o zbliżenie. Dziwię się, że czasem cała rzecz posuwa się tak wolno. Nim wargi musną wargi, pewne dłonie wyjmują błonę fotograficzną. Trzydzieści sześć klatek o szerokości trzydziestu pięciu milimetrów, dokumentujących rozpustę.

Mateusz daje się ponieść temperamentowi. Żaden z niego wojerysta. Nie potrafi opierać się pokusom. Czasem myślę sobie, że nawet nie próbuje tego robić. Nagromadzone napięcie w końcu daje o sobie znać, natura jest bezlitosną suką. Pieprzy się z kobietami szybko, brutalnie. Nie ma żadnych półśrodków. Bierze i daje, tracąc rozum w tej jednej chwili. Ech, ludzie…

Kiedy jest już po wszystkim, przez kilka pierwszych minut niedawnych kochanków łączą więzy milczenia. Sekundy zmieniają się w minuty. Szara, prosta rzeczywistość zaczyna kąsać niczym wąż szykujący się do ponownego uderzenia.

Przed upływem pełnej godziny zdziwiona kobieta zwykle w pośpiechu zbiera pomięte ubrania. Grzecznie, acz stanowczo zostaje wystawiona za drzwi. Niekiedy z ust tych co bardziej naiwnych pada zapewnienie w stylu: „Mam dla ciebie całą noc”. Nic z tych rzeczy. W tej grze chodzi wyłącznie o seks. Proste zaspokojenie podstawowych potrzeb na jasnych zasadach.

W ciągu kilkudziesięciu minut negatyw trafia do urządzonej z wielką dbałością o każdy detal ciemni. Mateusz zna się na swojej robocie, pracuje bez pośpiechu i uważnie. Tradycyjna metoda uzyskiwania zdjęć wymaga jednak pewnej wprawy. Prędzej czy później żmudny proces dobiega końca.

Odbitki zostają starannie opisane, posegregowane. Całość trafia do sejfu, zajmującego jedną ze ścian malutkiego pomieszczenia. O tej kosztownej ekstrawagancji wiemy tylko my dwaj.

* * *

Spoglądam z uwagą na Mateusza. Wyraźnie się waha. No, malutki! Albo wóz, albo przyczepka. Palcami musnął błyszczący chrom niedużej gałki i odwrócił się na pięcie.

Ciężkie westchnienie rozchodzi się po mieszkaniu. Czyżby emocje opadły? Krąży chwilę bez celu, co i rusz zerkając w kierunku lodówki.

Podejrzewam, że kusi go mieszanka prochów i rudej wódy. Już to widywałem – zasiądzie w swoim fotelu obciągniętym czarną, intensywnie pachnącą skórą i przez kilka następnych godzin będzie mocował się z własnymi demonami. Mógłbym się założyć, że całkiem poważnie rozważał taki wariant.

– Nie, Filister – mruknął do mnie. – Rozegramy to inaczej.

Energicznym ruchem wybrał numer.

– Cześć, Paweł, Mateusz z tej strony. Tak, wiem, że wiesz. A pamiętasz, że dziś jest piątek? Jakiś alkohol?

Czyli jednak… czasem z tego człowieka wyłazi zwyczajny moczymorda.

– Wciśnij mnie na dziś wieczór. Cholera, potrzebuję się oderwać… Tak, wiem, pamiętam, że za dwa tygodnie masz pokaz. Taa, przyszło zaproszenie.

I nawet go nie otworzyłeś, skubańcu.

– Jak to z modelem? Ekhm. A czy on…?

Sierść mi się zjeżyła na grzbiecie. Mój pan w tym urwanym w pół słowa pytaniu zawarł szereg niewypowiedzianych wątpliwości. Wołowina przeciw Whiskasowi, że mecz stanowił jedynie preludium.

– No dobrze, niech będzie. Za godzinę? Ok, czekam na was. – Koniec połączenia.

Mateusz chyba nie do końca świadomie potargał jeszcze bardziej swe rude kudły.

– No, futrzak, zaczynamy bal.

Po raz pierwszy dzisiejszego wieczoru dostrzegam nieśmiały uśmiech. A może to grymas? Odwracam się na łapie. Duże łóżko znów nęci mnie swą miękkością. Pierwszy pomysł jest zawsze najlepszy. Czas na drzemkę.
.

– Komisję mi, skurwysyny, przysłali budowlaną. Dom na działce będą mi rozbierać, czy aby na pewno z materiałów odpadowych. Faktur chcą. A kto, kurwa, tyle lat faktury trzyma?!

– Wczoraj mówiłeś, że masz.

– Olo, ty się, kurwa, ode mnie odpierdol!

.
.
– Kotlet z psa, trzeciej kategorii, pomielone razem z budą.

– Suką.

.
.
– Wszystkich nie wyrzucą, policję polityczną muszą mieć, czy jak tamta kurwa będzie się nazywać. No co? Jezuitów zatrudnią?**

.
.
Oglądam film jednym okiem. Znacznie istotniejsza jest pielęgnacja pazurów. W końcu… Bezpieczeństwo, higiena, lenistwo. Zdecydowanie trzeba się jeszcze oblizać przy łapie. Goście przychodzą.

Nie lubię Czarka. Źle mu z oczu patrzy. Znam się na tym – facet całe życie gra jedną miną. Rozwaliłem się na łóżku, wyciągając się na maksymalną długość. Człowiek będzie wściekły, że się rządzę. Dziś wieczór nie jest dobry moment na zabawę w kotka i pana.

Kiedy sprowadza pod nasz dach jakąś małoletnią siksę – ot tak, żeby zaliczyć – czasem i w kocie odzywa się coś ludzkiego. Wtedy łóżko jest moim sanktuarium, chcę się bawić i domagam się pieszczot. Przynajmniej czasem próbuję uchronić te co młodsze przed daniem ciała. Da taka jedna z drugą dupy, a na drugi dzień dorabia do tego wyższe uzasadnienie. Ot co. Kilka razy zrujnowałem drobiazgowo zaplanowane rendez-vous. Nie powiem, pękam z dumy.

Dzwonek rozbrzmiał punktualnie No, koniec lizania się po jajach. Pozwoliłem sobie na niezadowolone prychnięcie, ale z Pawłem to ja nie wygram.

Wychodzę z pokoju w samą porę, by zobaczyć stojących w progu dwóch mężczyzn. Mateusz i Paweł różnią się tak mocno, jak tylko dwa ludzkie zwierzęta różnić się mogą. Pachną zupełnie inaczej. Tego trzeciego nie znam.

Mój już na pierwszy rzut oka jest nieposkładany. Kupa nieszczęść. Przysadzisty rudzielec, szeroki w barach. Wsadzić mu na głowę okrągły hełm, topór do łapy i w coraz bardziej gównianych produkcjach Jacksona zrobiłby karierę nawet bez charakteryzacji.

Paweł ma na sobie ten swój dwurzędowy garnitur, oliwkowy, w kratę. Ekstrawagancja do potęgi, ale taki właśnie jest.  Na młodej, wypoczętej twarzy zawsze gości szeroki uśmiech. Czasem sobie myślę, że ten człowiek mieszkający na stałe gdzieś za wielką wodą jest bardziej amerykański niż Amerykanie. Ale zawsze przynosi mi jakieś smakołyki i bosko drapie za uchem. Nie ma na co narzekać, tylko mruczeć z wrażenia.

– I co? Twoje wiecznie czwarte patałachy już-już witają się z gąską, żeby na końcu oglądać prawdziwego mistrza w telewizji?

Paweł rozłożył szeroko ramiona i wyszczerzył zęby, prezentując ich nieskazitelną biel w pełnej krasie. Modele, którzy noszą projektowane przez niego ciuchy, mogliby pozazdrościć takiego uśmiechu.

– To wszystko wina tego francuskiego sknery – burknął Mateusz. – I tak od piętnastu lat. Żeby na ławce siedział Szkot, to zrozumiałe. Ale tam potrzeba dobrego napastnika, a ten…

Nie dokończył, bo przyjaciel zaniósł się serdecznym śmiechem. W czarnych oczach zapaliły się wesołe ogniki.

– Daj spokój. Napastnika? Ceny jak w żydowskim sklepie. Za kogoś z umiejętnościami trzeba wyłożyć naprawdę grube miliony.

I zaczęła się dyskusja, że nasz lewy jest lepszy niż ich prawy,

– Dobra, już dobra. Nie będziemy się kłócić o sport, w którym dwudziestu dwóch milionerów parodiuje rywalizację między mężczyznami. Już lepiej oglądać programy o gotowaniu albo podróże rąbniętych fotoreporterów. – Tu mrugnął znacząco w stronę Mateusza.

– Zawsze potrafiłeś mnie przegadać – burknął z rezygnacją. – Chodźcie, czujcie się jak u siebie…

Wyciągnięta dłoń mojego człowieka i ten grymas czy tam uśmiech. Nowy odwzajemnił gest. Miał przystojną, śniadą twarz. Coś mi mówiło, że nie unika wyczynowego sportu. Model idealny.

– Filip – zapełnił niezręczną sekundę ciszy milczący dotąd trzeci gość. Sprawiał wrażenie trochę zaskoczonego, że w końcu udało mu się dojść do głosu,

Słowotok Pawła, jego giętki język, obrosły rozmaitymi legendami. Król nocnego życia w tym mieście, stały bywalec cieszących się określoną reputacją klubów kompletnie nie przejmował się ludzkim gadaniem. Za to na potrzeby zwierzaków nigdy nie pozostawał obojętny. Pogłaskał mnie, pewnym krokiem przemierzając nasz salon. Miał boskie palce!

Rozpuszczony przez pieszczotę mogłem ze spokojem obserwować rozwój wypadków. Paweł jak zwykle przy każdym kroku delikatnie kołysał biodrami. Ruch wyglądał bardzo naturalnie. Czasem się zastanawiałem, czy była to z jego strony świadoma prowokacja? Samice i samce wszystkich gatunków pewnie zgadzały się co do jednego – miał świetny tyłek.

Filip podążył jego śladem. W pośpiechu usunąłem się z drogi. Mierzysz mnie tak niepewnym wzrokiem, człowieku? Nie mogę mu powiedzieć, że w głębokim orzechowym odcieniu tęczówek dostrzegłem wahanie. Przeklęte różnice między gatunkami. Słodki jesteś, taki niewinny. Radośnie macham ogonem.

Zabawne – stara się skopiować nawet rytm kroków. Chód jest wyraźnie wyuczony. Z dołu czasem widać więcej, lepiej. A ten degenerat lubi się bawić, przerabiając kolejne samczyki na obraz i podobieństwo swoje. Z dystansu swojego legowiska widziałem, że wieczór zapowiada się naprawdę interesująco.

* * *

– Taaak! Taaak jest! To było niesamowite!

Chrypa sprawozdawcy podziałała na trójkę mężczyzn wygodnie rozpartych na kanapie podobnie jak zaklęcia hinduskich magów na kobry. Spektakl przekroczył granice wyobraźni. Dziewięćdziesiąta minuta gry, podział punktów między odwiecznymi rywalami jest niemal pewny.

Aż tu ten mały w czerwonym trykocie i białych spodenkach urywa się obrońcy. Dostaje piłkę, sprintem pokonuje następne trzydzieści metrów. Mija kolejnych rywali, jakby ci nie stanowili większej przeszkody niż slalomowe tyczki. Wpada w pole karne i uderza lewą nogą.

Ze swojego miejsca nie widzę futbolówki łopoczącej w siatce. Ludzkie trio jak na komendę podrywa się na nogi.

– Takie rzeczy to raz w życiu!

– Świętujemy mistrza! – Entuzjastyczny ton głosu Mateusza. Rzadkość.

– Hola, hola, póki piłka w grze… Nie dziel skóry na niedźwiedziu, ale napić się zawsze warto.

Paweł czuł się swobodnie. Zupełnie jakby był u siebie, podszedł do barku. Znał rozmieszczenie poszczególnych alkoholi. Potrafił zrobić z tej wiedzy właściwy użytek. Kilka minut później burbon znalazł się w trzech szklankach. Atmosfera stopniowo zaczęła się rozluźniać.

* * *

– Ta zimowa kolekcja będzie przełomowa – zapewniał jakiś czas później Paweł. – A Filip to moja perła w koronie. Będzie prezentował moje najciekawsze projekty.

Młodszy z mężczyzn zachichotał.

– Mów, kim jesteś i kto cię podmienił? W mniej niż minutę wykorzystałeś czteroletni limit na komplementy.

– Ech… Ta młodzież… – Projektant z rezygnacją rozłożył ręce. Szklanka z resztkami alkoholu zatoczyła półkole w powietrzu.

Mateusz odchylił się, a jego wzrok podążył za drugą dłonią przyjaciela. Ta ostentacyjnie wylądowała na kolanie Filipa. Napięcie wyczuwalne w powietrzu jeżyło sierść na grzbiecie. Bacznie obserwowałem całą trójkę. Nic nie było w stanie mnie zmusić do odwrócenia wzroku.

– Ty się nigdy nie zmienisz. – W głosie mojego pana pojawiła się ni z tego, ni z owego jakaś miękka nuta. – Jesteś lekkomyślnym bałwanem. Ta nonszalancja kiedyś cię zgubi.

Byłem pewien, jak to się skończy.

– Ty i te twoje podchody, strategie jak na wojnie. – Pokręcił głową z udawanym oburzeniem – Sprawa jest zdecydowanie prostsza. Nie zadzwoniłbyś, gdybyś nie chciał się pieprzyć. Mam rację?

Miau, wiedziałem to, choć nie do końca.

– Jestem ciotą. W imię czego mam sobie odejmować od ust dwa łakome kąski. Nie ma takiej opcji.

Paweł jednym haustem osuszył szklankę. W ułamku sekundy nawiązał kontakt wzrokowy ze swoją zabawką. Wargi młodego mężczyzny rozchyliły się nieznacznie. Pocałunek okazał się długi i wyuzdany.

Ostentacyjny manifest własnych intencji. Musiał całować znakomicie – Filip aż przymknął oczy pod wpływem tego doznania.

Pan poruszył się niespokojnie. Znałem go, został zdradzony przez własne ciało. Ten widok sprawił, że erotyczny impuls błysnął gdzieś w centralnym układzie nerwowym.

W okolicy krocza zarysował się wyraźny kształt. Nie będzie odwrotu. Mateusz zawsze był wrażliwy na tego typu bodźce. Dłoń Pawła gładziła przez materiał koszuli klatkę piersiową mężczyzny. Filip po otrząśnięciu się z pierwszego zaskoczenia zaczął przejawiać inicjatywę. Położył dłoń na zewnętrznej stronie uda, gładząc ją nieśmiało, ale z widoczną wprawą. Jego obecność Mateusza krępowała w dużo większym stopniu. Pocałunek trwał i trwał, i trwał, a podniecenie wszystkich mężczyzn rosło.

Paweł zaprzestał pieszczoty w momencie, gdy dłoń Filipa spróbowała przesunąć się dalej.

– Niegrzeczny chłopiec, oj, bardzo niegrzeczny. Jeszcze nadejdzie twój czas. Dla takiego tyłka warto się nieco pomęczyć.

Znów uśmiech w pełnej krasie, oczy błyszczące podnieceniem, jak u dziecka tuż przed spłataniem kolejnego figla.

Filip przełknął ślinę. Nie wiem, czy ludzkie ucho to zarejestrowało.

– Mateusz, a może mała sesja, co? To męskie ciało… Nie jestem fotografem, ale niejedno widziałem. To ciało, mówię ci… Na przykład tu…

Mówiąc to, musnął palcami mięśnie brzucha swojej zabawki.

– Wykluczone – warknął pytany.

– Oj, nie bądź kutwa. Ten chłopak ma lepsze ciało niż większość tych pizdeczek, które fotografujesz! Nie rozumiem cię!

Wydął policzki niczym rozkapryszony pięciolatek. Jednocześnie jednym ruchem odpiął guzik dżinsów.

Gdybym nie znał go lepiej, pomyślałbym, że to koniec. Nic z tych rzeczy. Paweł był naprawdę napalony.

– Nie docenia cię, cholerny burak…

– Ale ja nie… – Po raz pierwszy od dłuższej chwili odezwał się Filip.

– Nie, nie ma żadnego ale… Jesteś piękny.

Wargi znów musnęły wargi. Dłoń Pawła znalazła się w spodniach tamtego. Ze swojej pozycji nie widzę dokładnie wszystkiego, unoszący się i opadający materiał czerwonych bokserek jest jednak dość wymowny.

Masturbował młodego mężczyznę powoli, dbając o to, by nie zerwać kontaktu wzrokowego. Czas grał na jego korzyść – z każdym kolejnym ruchem dłoni na penisie podniecenie rosło.

Model zaczął oddychać płytko. Półprzymknięte powieki wydawały mi się wyraźną oznaką kapitulacji.

Filip mimowolnie szeroko rozstawił nogi. Kompletnie zapomniał o obecności tego trzeciego.

– Nie, mój piękny. Jeszcze nie pozwolę ci skończyć. Dojdziesz, kiedy ja sobie tego zażyczę. I tylko wtedy.

Jakby na przekór własnym słowom przyśpieszył ruchy ręki. Filip szybko znalazł się blisko punktu, po przekroczeniu którego nie ma już powrotu. Zostaje tylko czysta, niczym nieskrępowana przyjemność.

Paweł wyczuł, co się święci i zamarł na jedno uderzenie serca. A może tylko podziwiał umięśniony tors Filipa. Imponująca rzeźba była widoczna nawet mimo materiału koszuli.

Gładził go delikatnie przez kilka długich minut. Nie wiem, czy zauważył, kiedy Filip zaczął rozpinać po kolei guziki koszuli. Nagość gładkiego torsu skusiła nawet takiego wytrawnego degenerata. Usta zaczęły nieśpieszną wędrówkę od jabłka Adama aż po zagłębienie pępka. Ciekawe, jak dużo samozaparcia potrzebował, by zignorować sztywnego kutasa, który rozpychał się w spodniach.

Ich gra zawierała w sobie dotyk, siłę spojrzeń i jakąś niewypowiedzianą głośno obietnicę. Obietnicę czegoś, co będzie zdecydowanie bardziej wyuzdane. Koniec języka Pawła po raz trzeci zakończył wędrówkę po torsie. Tors znaczyła wyraźna strużka śliny.

Mateusz nie wytrzymał. Bez jakichkolwiek wstępów pozbył się paska, pozwalając, by spodnie opadły do kostek. Ręka mojego człowieka wsunęła się pod bokserki. Czasem zastanawiam się, czym oni się od nas różnią. Wszyscy jesteśmy zwierzętami. Człowiek jest o tyle wyjątkowym przypadkiem, że swym okrucieństwem i głupotą bije wszystkie inne żywe istoty na głowę.

Teraz Mateusz patrzył, ale nie widział. Oczy zaszły mu mgłą. Liczyło się tylko jedno. Własna ręka mocno i brutalnie gładząca całą długość trzonu. Lata samotnej i wytrwałej praktyki pozwalają większości ludzkich samców znakomicie poznać swój ukochany narząd.

– Jeszcze… Chcę więcej… – wychrypiał.

Mózg odciął wszystkie inne sygnały. Świat podnieconych ludzi jest taki prosty. Zawęża się do jednego prostego żądania – rozkoszy.

Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Paweł w końcu przedłożył pożądanie nad finezję. W powietrze pofrunął pasek z brązowej skóry, zwieńczony fikuśną srebrną klamrą. Prawie całkiem nagi Filip zdany był na łaskę i niełaskę najlepszego projektanta w mieście. Slipy stanowiły nic nieznaczącą przeszkodę. Będący w szczycie możliwości fallus modela prezentował się okazale. Paweł wpatrywał się w żołądź z widoczną gołym okiem fascynacją. Bez chwili wahania wziął penisa w usta.

Pękły wszystkie bariery. Szanowany artysta zmienił się właśnie w najzwyczajniejszą w świecie dziwkę. Z entuzjazmem robił loda młodszemu koledze, pozwalając na to wszystko patrzeć Mateuszowi.

Rozległ się dźwięk towarzyszący krztuszeniu. Żołądź musiała otrzeć się o gardło. Dla onanizującego się z furią widza nie miało to najmniejszego znaczenia. Paweł starał się dać jak najwięcej przyjemności dryfującemu po oceanie endorfin Filipowi. Udało mu się wziąć do ust prawie cały członek – nie lada wyczyn. Jego zabawka u szczytu swych męskich mocy była słusznych rozmiarów.

Robił laskę modelowi przez kilka kolejnych minut. Przestawał ssać tylko dlatego, że musiał zaczerpnąć powietrza. Filip nie wytrzymał – zaczął głośno jęczeć, z trudem łapał oddech. Jedyne, na co było go stać, to dociskanie głowy partnera. Niema prośba, by nie przestawał, nie teraz.

Gwałtowny finisz był kwestią kilku ruchów języka na maksymalnie uwrażliwionym wędzidełku. Filip wydał z siebie ni to jęk, ni to warknięcie. Rozkosz i ulga splotły się ze sobą, kiedy spuszczał się w usta partnera. Legł jak długi na kanapie, oczy miał zamknięte. Paweł pozwolił mu dojść do siebie. Na jego wargach błąkał się szelmowski uśmiech.

– Nieźle, naprawdę nieźle – wymruczał. – Niewyżyty gówniarz.

I coś w tym było – wymęczony orgazmem penis skurczył się znacznie, ale nie opadł całkowicie.

Mateusz podniósł się z kanapy. On również był maksymalnie podniecony. Każdy krok musiał go sporo kosztować. Sterczący kutas domagał się uwagi. Zdecydowanie. Podszedł do komody i wyciągnął z szuflady paczkę prezerwatyw oraz lubrykant.

Wrócił do odpoczywającej dwójki już nagi. Zrzucił ubranie w wielkim pośpiechu, słusznie przeczuwając, że nie będzie mu już potrzebne.

Paweł przesunął chciwym wzrokiem po ciele Mateusza – widział je już tyle razy, że mógłby popaść w rutynę. Ale nie… Zerwał się z kanapy, jakby pchany do działania przez jakąś przemożną siłę. Podziwiał swojego przyjaciela, znów całował łapczywie, jednocześnie pieszcząc penisa i jądra mojego pana. Sycili się sobą jakiś czas, wymieniając nieśpieszne pieszczoty.

– Odwróć się. – Mateusz był stanowczy i zdecydowany.

– Chcesz mi strzelić fotkę?

– O nie… Chodzi mi po głowie tylko seks. Mam straszną ochotę po prostu cię wypierdolić.

– I myślisz, że jestem taki łatwy, co? A takiego… Ze mną trzeba pochodzić, zanim zacznę się z kimś ruchać… – Każde kolejne słowo wypowiadał coraz cichszym głosem.

Chwilę później spełnił prośbę – bezwstydnie opuścił spodnie, wypinając dupę w kierunku mojego pana. Miał wąskie biodra i bladą skórę.

– On wydaje się tak niewinny… – Słyszałem od Mateusza, kiedy przechodził jeden ze swoich licznych kryzysów. – Właśnie wtedy mam na niego największą ochotę. Na tę prawie niewinną dupę. Prawie… Słowo-klucz.

Okazja nie od razu została w pełni wykorzystana. Spora ilość żelu wystarczyła, by zlikwidować ewentualny dyskomfort. Palec wskazujący znalazł się między pośladkami.

Wyglądało na to, że już samo pokonywanie oporu zaciśniętego zwieracza dało Pawłowi oczekiwaną przyjemność.

– Tak… Tak… Nie przestawaj…

Palec zagłębiał się w męskim anusie coraz szybciej i głębiej. Zaszeleściła folia, Mateusz nałożył prezerwatywę. Nie będzie dłużej czekać – czułem to. Ogromna porcja lubrykantu znalazła się między pośladkami Pawła.

– No dalej, malutki… Zrób to! Teraz, natychmiast. Zerżnij mnie!

Jakby dla wzmocnienia zachęty zakołysał pupą. Tak jak tylko on to potrafił.

Zadziałało. Mateusz z impetem wsunął się w tyłek kochanka. Resztki samokontroli zostały wykorzystane. Dwa ciała stworzyły jedność. Podsycana umiejętnie żądza odbierała rozum, liczyło się tylko tu i teraz. Uwielbiał jego dupę – o tym też czasem opowiadał.

– On jest po prostu nieziemsko ciasny – bełkotał w pijackim widzie.

W pokoju rozległ się trzask

– Zasłużyłeś na klapsa! – warknął przez zęby, wyprowadzając coraz głębsze, coraz agresywniejsze sztychy.

– Taaak… Pierdol mnie! Nie przestawaj! Jestem… Jeste… Suką, brudną dziwką.

Jaką perwersyjną moc mają słowa!

Mateusz zastygł w bezruchu dokładnie w momencie, gdy do gry ponownie włączył się Filip. Klęknął przed kochającą się parą ze sflaczałym penisem w dłoni, ale za to z wyraźną ochotą na kolejną rundę. Paweł nie miał wyboru – musiał zacząć zaspokajać młodego modela ustami.

W tym momencie spojrzenia Mateusza i Filipa skrzyżowały się. Ostatni sztych był naprawdę głęboki… Gdyby obciąganie nie utrudniało artykulacji, posuwany zapewne by krzyknął.

Orgazm uderzył w Mateusza z siłą tsunami rozbijającego się o brzeg.

– O kurwa… Ja pierdolę…

Tak, mój człowieku, idealne podsumowanie wieczoru, gdzie trzech gości będzie wkładać sobie nawzajem. Nie miałem wątpliwości, że to nie był ostatni raz tej nocy. Postanowiłem opuścić swój punkt obserwacyjny. Wymknąłem się, korzystając z zamieszania. Koty muszą wszak chodzić własnymi ścieżkami.

* * *

Kiedy wróciłem, poranna mgła panowała nad miastem. Z łazienki dochodził stłumiony szum wody. Podobno prysznice są dobre na wszystko. Wszelkie ślady rozpusty zostaną zmyte.

Dostrzegłem, jak Mateusz wychodzi z łazienki z ręcznikiem wokół bioder. Zauważył mnie dopiero wówczas, gdy zapadł się w swoim fotelu. Nalał sobie drinka, wypił jednym haustem.

Sięgnął po proszki przeciwbólowe. Zamknął oczy, wyglądało jakby zapadł w drzemkę. Tylko silne leki pozwalały mu zaznać kilku godzin snu. Bez szczepionych na stałe z myślami obrazów. Co zobaczyłeś? Ściągniętą bólem twarz młodej, bośniackiej dziewczyny, błagającej o litość gwałcącego ją serbskiego żołnierza? Kule świstające nad głową w Czeczenii, kiedy znalazłeś się w samym środku walki między czeczeńskimi partyzantami a regularną armią? Wielkie płatki śniegu zasypujące kaukaską przełęcz i malejącą w oddali sylwetkę przekupionego przewodnika?

Podziurawione kulami ciało przyjaciela, osuwającego się bez życia na podłogę vana gdzieś pośrodku irackiej pustyni? Odsiecz Amerykanów przybyła kilka minut za późno. Rykoszetujące pociski ogłuszyły cię kompletnie. Strach odebrał zmysły. Siedmiolatek ubrany w pas szahida. Jasna kula wybuchu i fotoreporterzy w pełnym biegu, przepychający się między sobą o lepsze ujęcie. Życie odurzonego narkotykami dziecka nie miało znaczenia. Liczyła się tylko informacja. Sępy.

To wszystko i jeszcze więcej Mateusz opowiadał mi wielokrotnie. Pies wojny z przetrąconą duszą. Uciekał, rozpaczliwie uciekał przed okrucieństwem rzeczywistości. Tak jak tego poranka.

Zdawał się przebywać gdzieś daleko. Pochłonięty własnymi myślami. Mógłbym się założyć, że szukał nadziei na lepsze jutro. Nie ma szans – za kilka dni, najdalej tygodni rozlegnie się dźwięk telefonu. Kolejna wojna gdzieś na drugim końcu świata. Następna orgia przemocy, która nikogo nie obchodzi. Nie miał szans na lepsze jutro, już nie… A ja byłbym świnią, a nie kotem, gdybym odebrał mojemu człowiekowi nadzieję, prawda?

.

* Jerzy Liebert, „Kochanie”
** „Psy”, reż. W. Pasikowski

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ciesze się, że przeczytałam.
Skomentuję natychmiast, bo potem zacznę się zastanawiać nad detalami, a przecież nie o to chodzi. To jest niewiarygodnie wzruszające i delikatne opowiadanie. W spojrzeniu kota jest tyle miłości i zrozumienia dla „swojego człowieka” choć stale podkreśla, że chodzi tylko o pełną miskę. To ciekawe, że można wzruszyć, opisując tak niedoskonałą, a nawet momentami odpychającą istotę. Gratuluję pomysłu i świetnej realizacji.
Pozdrawiam, Roksana

Dobry wieczór!
Cieszę się, że nie wyniosłaś złego wrażenia z lektury. Zanim przejdę do szczegółu, wypada mi zacząć od kilku spraw natury generalnej.
Przy okazji tej premiery wielkie słowa uznania należą się mojej korektorce – Arei Athene. Nie jest łatwo pracować z facetem, który z ogniem w oczach oznajmia koniec prac nad tekstem, na 24 h przed zapowiadaną premierą. Gdybym to ja był korektorem rozmowa, z Autorem byłaby krótka:
– Drogi przyjacielu…. Od kiedy masz te objawy?

Po długiej dyskusji zdecydowaliśmy, że spróbujemy dokonać karkołomnej sztuki – wystawić premierę zgodnie z planem. I wielka w tym zasługa korekty, że możecie się cieszyć tym tekstem.
Czy zostały jakieś błędy? Najpewniej. Za każdy z nich jestem osobiście odpowiedzialny, nie uchylam się. Interpunkcja jest dla mnie dziedziną mocno ezoteryczną. Za brak komfortowego obcowania z opowieścią muszę złożyć samokrytykę. Następne próby będą pod tym względem staranniejsze.
Zaistniała sytuacja posłuży mi do wyciągnięcia wniosków na przyszłość.

Jedna rzecz jest dla mnie bezsporna. Korekta spisała się na medal, autor nie zdołał należycie wypełnić założonego celu. Celujecie zatem, drodzy czytający, w niewłaściwą tarczę. To tytułem sprostowania.

Roksano, wzruszające, delikatne? Ja rzekłbym, że czytaliśmy dwa różne teksty. To jest fenomenalne zjawisko, fakt, że ludzie znajdują w prozie/poezji rzeczy, których nie było. A może były? Nie jestem w stanie sprawdzić odczuwania tekstu na nikim innym, poza sobą samym. Od momentu premiery tekst nie jest mój, jest Wasz.
Z wielką ciekawością zapoznaje się z różnymi wariantami interpretacji, Jedne z nich są bliższe moim zamierzeniom, inne dalsze. Wszystkie zaś stanowią pewien punkt wyjścia do dyskusji. I na to liczę.
Kłaniam się,
Foxm

Tego to w czeskim filmie nawet nie było. 😀

Bolą mnie oczy od tej interpunkcji, choć nie ma dramatu. Przecinki, przecinki, przecinki. O dziwo – kropki też zjadłeś. 😀 W paru miejscach brakowało jednej literki, na przykład na końcu słowa. 😉 Tyle w kwestii korekty, na razie.

Pomysł niezły, ale można się obyć bez tej rundy kota wokół osiedla. Nic nie wniosła moim zdaniem.
Perspektywa futrzaka niezła. Kot, jak to kot. Daj jeść, pogłaszcz, obrzygam Ci dywan i nasikam w buty. Skąd ja to znam. 😀 Dam Ci pięć gwiazdek na zachętę!

Pozdrawiam cieplutko,
B.S.

Dobry wieczór!
Miło przeczytać komentarz od naszej najwierniejszej komentatorki. W wypadku moich opowiadań, pokusiłaś się o skreślenie kilku słów po raz pierwszy, o ile mnie pamięć nie myli, a tak być może.
Nie mam zielonego pojęcia o czeskim kinie. Lubię za to kuchnię naszych południowych sąsiadów oraz ich chłodne spojrzenie na rozmaite sprawy, które dla nas, Polaków, wydają się oczywiste. 🙂
Przepraszam, jeśli rozbolały Cię oczy. Nie warto ich nadwyrężać. Jeśli tekst jest słaby, zalecam bezzwłocznie użyć czerwonego X w prawym, górnym rogu.

Masz słuszność, scena spaceru Filistera po okolicy nie była niezbędna, ale… Chciałem nadać centralnej postaci w tej opowieści pewną autonomię. Bez tej sceny można odnieść wrażenie, że centrum świata dla Filistera jest jego pan. Tymczasem futrzak ma ogromne ambicję, jeśli idzie o samodzielność. Dobrze mu idzie rozstawianie po kątach wszystkich zwierząt w okolicy.

Odnoszę wrażenie, być może mylne, że odrobinę nie doceniasz potencjału, przebiegłości i przewrotności drzemiącego w futrzakach. Łatwo jest ten błąd popełnić i mówię to z doświadczenia. 🙂
Ocena jest oceną. Nie wydaje mi się, by po blisko 20 tekstach opublikowanych trzeba mnie było jakoś specjalnie zachęcać/zniechęcać. Jeśli czuję wewnętrznie, że warto podjąć kolejną próbę zmierzenia się z publicznością, tak zrobię. Przywilejem i obowiązkiem recenzenta jest sprawiedliwa ocena. Tylko tyle i aż tyle ode mnie. 🙂
Kłaniam się,
Foxm

Mimo, że trudno się nie zgodzić, iż interpunkcja została tu potwornie zaniedbana (jeśli ja, sama mająca problemy z przecinkami, widzę to znaczy jest dramatycznie ;)), opowiadanie jest naprawdę świetne. Bardzo spodobało mi się „ludzie to strasznie rozemocjonowane zwierzęta” i „kabaret nie pieprzenie” (swoją drogą tu chyba też brakuje przecinka? ;)).

Pewnie nie jestem obiektywna, bo uwielbiam koty i często dziwię się przesadnym emocjom innych ludzi… no i mam słabość do gejów 😀
Niemniej było zarówno zabawnie, jak i wzruszająco, jest zaduma nad kondycją człowieka, a jednocześnie scena wywołująca odpowiednie wrażenie, bohaterowie wydają się być wiarygodni – łącznie z kotem, który ma świetnie dobrane imię – a przez pozorną obojętność zwierzęcia przemawia czułość i przywiązanie, w tej naturalnie ciepłej, a nie sztucznej cukierkowo-różowej formie. Jestem pod wrażeniem, choć „chapeau bas” napisałabym akurat kursywą 😉

A tak swoją drogą zastanawia mnie czy wszyscy Ci kpiący z Hobbitów i innych takich, znają w ogóle wczesną twórczość Petera Jacksona… „Braindead”, „Meet the Feebles” czy „Bad Taste”… pewnie inaczej postrzegaliby reżysera…

Serdecznie pozdrawiam i pragnę wyrazić ogromną nadzieję, że na następny tekst Foxm’a nie będziemy musieli czekać równie długo

Ania

Dobry wieczór!
W kwestii korekty, w zasadzie wyczerpałem temat w pierwszej odpowiedzi. Tutaj mogę nadmienić, że nie wykluczam wprowadzenia delikatnych poprawek, jeśli idzie o przecinki. Zasadniczo nie popieram praktyki poprawiania tekstów już po premierze, jest to dla mnie forma oszustwa, ale…

Kilka osób zwraca uwagę na ten sam aspekt, brak komfortu lektury. Trzeba zatem złożyć samokrytykę i schować dumę w kieszeń. Przełamanie się, co do technicznych poprawek wydaje się niezbędne.

Cieszę się, że moi bohaterowie wydają Ci się ludzcy. To bardzo ważne, by unikać sztuczności , ogranych schematów. Nie podzielam Twojej słabości do kotów, choć muszę przyznać, że są to stworzenia częstokroć niedoceniane.

Geje? Z gejami mam problem o tyle, że uważam taką scenę za szczególnie trudną do napisania. Podobne zresztą wrażenie mam przy okazji scen między kobietami. Po cichu liczę, że udało mi się przeskoczyć wysoko zawieszoną poprzeczkę albo przynajmniej nie strącić jej w sposób szczególnie widowiskowy.
Dzięki Twojemu wpisowi uświadomiłem sobie coś, co pobrzmiewało w trakcie całego procesu twórczego związanego z „Filisterem”. Mimowolnie wplotłem między wierszami rodzaj refleksji, Można go krytykować, bądź się zgadzać, ale myślę, że samo Twoje spostrzeżenie jest słuszne.

Również bardzo podoba mi się imię głównego bohatera. Tu nie ma dyskusji.

Jacksona uważam za najbardziej przereklamowanego reżysera ostatniej dekady. Nie uważam się za żadnego eksperta w tej materii, po prostu. Filmy wychodzące w oparciu o jego nazwisko są albo odcinaniem kuponów od Tollkiena albo są dramatycznie nudne, jak King Kong.

Niemniej powyższy komentarz może mnie skłonić do poszerzenia filmowych horyzontów. Zobaczymy. Dziękuję za ocenę i obszerny komentarz.
Kłaniam się,
Foxm

Podejrzewam, że dla własnego zdrowia psychicznego zrobiłbyś lepiej nie oglądając takich rzeczy 🙂

Przeczytałam jednym tchem. Koci narrator doskonały, pięknie opowiedział historię. Pięć gwiazdek zostawiłam wcześniej, komentarz dopiero teraz.
Pozdrawiam.

Dobry wieczór!
To niezwykle budujące wiedzieć, iż kogoś wciągnęła moja pisanina. Muszę się zwierzyć, że ja również przeszedłem z pozycji początkowego dystansu do futrzaka ku nieskrywanej sympatii. Lubię ten sposób narracji, dorastam do tego, by eksperymentować z różnymi środkami wyrazu. Raz efekt jest lepszy, kiedy indziej wymaga dopracowania, ale będziemy próbować.:)
Za komentarz dziękuję, interakcja z czytelnikiem ma dla mnie absolutny priorytet. Gwiazdki, liczby, to tylko statystyka. Nie dają sposobności do wymiany poglądów.
Dziękuję Ci, że taką możliwość stworzyłaś.
Pozdrawiam,
Foxm

Pięć gwiazdek ode mnie.
Artysta i Filister.
Pierwszy o pokiereszowanej duszy, drugi – pozorny kołtun, który swe uczucia skrywa pod powtarzaną „pełną miską”.
Może do kotów podchodzę z dystansem i umiarkowanym zachwytem, ale kocią narrację i bohaterów lubię bardzo.

Z pozdrowieniami
NoNickName

Dzień dobry, NNN!
Wiem, że czytelnikiem i recenzentem jesteś niezwykle wymagającym, tym bardziej cieszę się, że udało mi się zatrzymać Cię na chwilę. Do futrzaków wszelkiej maści również podchodzę z dystansem, niemniej praca na Filisterem wymagała ode mnie pewnej elastyczności.

Wielki to dla mnie komplement, że komuś podoba się sposób narracji. Starałem się być konsekwentny w raz przyjętym założeniu. Pomysł z przedstawianiem świata oczami zwierzaka nie jest mój, lata temu, jeszcze na Dobrej Erotyce zastosował tę sztukę jeden z czołowych autorów. Opowieść była prowadzona z punktu widzenia psa, efekt mnie zachwycił i zostanie w mojej pamięci już na zawsze. Niestety, mimo szeroko zakrojonych poszukiwań ero-pisarz posługujący się nickiem Banshee po prostu zniknął, wraz z upadkiem starego portalu. Wielka szkoda, jego styl był niepodrobienia. Pisał z ogromną swadą, każdy jego tekst to było coś. Wciąż mam cichą nadzieję, że kiedyś ten człowiek trafi na NE. Każdemu marzyć wolno. Jeśli tak się stanie, z pewnością pokażę mu „Fillistera”.
Kłaniam się, Foxm

Dobra inspiracja nie jest zła. Rozumiem, że co jakiś czas wznawiasz akcję „ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”? 🙂 Nie miałam przyjemności czytać niczego wspomnianego przez Ciebie Autora niemniej zwierzęcy bohater i jego perspektywa nie jest niczym nowym w literaturze. Czworonogi inspirowały pisarzy. Personifikowali pupili na kartach swych utworów. Koty jednak bywały bardziej wyrazistymi bohaterami niż psy (w mojej pamięci przynajmniej) a ich złożony charakter kształtował ich indywidualność. Poczucie humoru, niezwykła inteligencja, cięte riposty i trafne spostrzeżenia dotyczące naszego człowieczego życia to jakby ich znaki szczególne. Tobie też udało się stworzyć interesującą kocią postać (i ten podryw na poezję 😉 ).
Zgadzam się, że scena z rundką po osiedlu jest bardzo dobra a ostatni fragment znakomity.
Muszę się przyznać, że gdy w opowiadaniu pojawił się Zenit i słowa: „Zdjęcia stały się wszechobecne. Zalała nas banalność, fotografia straciła duszę, pazur” poczułam niezwykłą sympatię do ludzkiego bohatera.

Z pozdrowieniami
NNN

Zaprzestałem już nawet akcji „ktokolwiek widział ktokolwiek wie”. Opowiadania tego Autora są niemożliwe do odtworzenia. Pozwolę sobie na pewien patos, jest to niewątpliwa strata dla rodzimej sceny opowiadań erotycznych i musisz mi w tym względzie zawierzyć:)

W czasie prac nad tym tekstem, odkryłem, że zwierzaki potrafią być szalenie inspirujące. Daleki jestem od pyszałkowatych stwierdzeń niektórych pisarzy(marnych na ogół), którzy dumnie obwieszczają całkowite opanowanie tekstu. Mam pewne ramy, założenia, ba nawet ważne punkty, ale jeśli chodzi o siłę rozłożenia akcentów takie rzeczy wychodzą w toku improwizacji.
Myślę, że dużym atutem jest fakt nieposiadania kota. To dało mi pewien dystans, pozwoliło się poruszać się dość swobodnie po świecie jaki sobie stworzyłem.

Miłym jest moment, gdy Autor i Czytelniczka nawiązują nić porozumienia. Muszę coś wyznać… Wsadziłem Mateuszowi w usta własny pogląd na temat współczesnej fotografii. Masowość rodzi banalność, łatwość manipulacji obrazem tuszuje mierność, kiedyś, taki fotograf miał coś do powiedzenia. Moim zdaniem spełniał dużo bardziej doniosłą funkcję niż dziś, sprawdzał się w roli portrecisty rzeczywistości nie gorzej niż tacy np: pisarze.

Oczywiście to wyłącznie moja teza, nie poparta jakimiś głębokimi studiami, ale.. Zdjęcia przestały poruszać, intrygować, utraciły swą moc przekazu. Na własnym dysku mam kilkanaście gigabajtów zdjęć, których najprawdopodobniej nigdy nie wywołam. Ot, taka mała historia upadku na moim małym przykładzie.
Również ciepło Cię pozdrawiam,
Foxm

To chyba nie jest dobre miejsce, by rozmawiać o fotografii, ale tak, zgadzam się z Twoimi słowami. Każdy teraz ma aparat, każdy może, każdy pstryka. Kilkanaście ujęć tej samej sceny bo któreś wyjdzie (dobre to i straszne jednocześnie). Kiedyś trzeba było pomyśleć, oddać klatkę filmu Temu akurat momentowi.
Fotografia związana jest z czuciem – możesz patrzeć, ale jak nie widzisz to powstanie tylko zdjęcie. A ono powinno mówić czasami więcej niż słowa.
Ze zdjęciami trochę jak z opowiadaniami – autor bawi się słowami i narracją, fotograf – światłem i kompozycją.
Dla mnie magiczne – bo zwyczajnie nie posiadam umiejętności i wiedzy – są stare techniki fotograficzne- szlachetne, rękodzielnicze. Wiem, że to chemikalia, ale jednak pozwalają na uzyskanie czegoś unikalnego i trwałego.
Ale zboczyliśmy z tematu…

Co do opowiadań zaginionego Autora – zawierzam. 🙂

@NNN Cóż mogę dopowiedzieć? Rozszyfrowałaś mój tok rozumowania. Pod Twoją wypowiedzią mógłbym się podpisać bez wyrzutów sumienia. Stąpałem po tak kruchym lodzie, po jakim stąpać może tylko laik gwałtownie poszerzający swoją wiedzę o danej dziedzinie. Ryzykowne zajęcie. Dziękuję za okazane zaufanie w kwestii zaginionego Autora. Naprawdę duża strata.

Pierwsza myśl… dlaczego kot, a nie lis. No ale co mógłby widzieć lis? Są w ogóle lisy oswojone? Oprócz tych na szyjach… małożywych. Chyba nie. Więc kot i w sumie jest to bardzo dobry pomysł. Runda wokół osiedla wspaniała. Ostatni rozdział genialny. Niektóre sceny bardzo dosłowne, myślę że niepotrzebnie za bardzo. Nie lubię nawiązań do filmów, do tekstów powtarzanych na okrągło, tylko dlatego, że stały się modne, ale wiem, że ty lubisz. Taki więc masz styl, styl łowcy.

Dzień dobry!
JiNn, odpowiedź na swoje pytanie częściowo masz w mojej odpowiedzi na komentarz NoNickName. Tutaj dopowiem tylko, że nie w każdym moim tekście trzeba się rozglądać za lisem. 🙂
Zainspirowany Twoim pytaniem, zacząłem szperać. Okazało się, że lisów nie da się udomowić. Eksperyment naukowców radzieckich wykazał, że taka próba skończyła się gdzieś w dwudziestym pokoleniu hodowli lisów. Zwierzęta wyraźnie nabrały cech właściwych dla psa, zaczęły nawet… szczekać.
Link do artykułu na ten temat:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,151128,19849895,takiego-lisa-mozesz-trzymac-jako-zwierze-domowe-a-to-dzieki.html

Cieszę się, że obaj dostrzegamy walor rundy po osiedlu. Wyznam, że ja też lubię tę scenę. Dumny jestem, że tak wysoko oceniasz finał tej historii. Niemal w ostatniej chwili gruntownie zmieniłem plany dotyczące zakończenia, obawiałem się jak też zostaną odebrane moje kombinacje.

W kwestii scen filmowych nie jest to jakaś moja fanaberia. Odkryłem, że całkiem sporo kotów lubi oglądać telewizję. Co więcej futrzaki mają swoje ulubione filmy, gatunki czy reżyserów. Wydało mi się to na tyle intrygujące, że podczas samego pisania nie wahałem się ani chwili. „Psy” wybrałem nie tyle przez wzgląd na sympatię dla Pasikowskiego, ale kontrast między gatunkami.
Wydaje mi się, że nie ma scen za ostrych, czy zbyt dosłownych. Są tylko takie, w których wrażliwość pisarza i czytelnika się nie spotkały. Ale świat byłby piekłem, gdybyśmy się zawsze ze sobą zgadzali, jednakowo postrzegali rzeczy itp. W różnorodności jest siła. 🙂

Na koniec o moim zdziwieniu, styl „Łowcy” powiadasz? Nie taka byłą moja intencja, ale nie wykluczam, że literacka formacja mogła się dokonać poza mną i przy śladowym, świadomym udziale z mojej strony. Bardzo ciekawa obserwacja. 🙂
Kłaniam się,
Foxm

Ja tylko krótko. Czytałem prawie wszystko, co publikowałeś tutaj. Moim zdaniem, robisz ostatnio duże postępy, Autorze. Warsztat okrzepł, a umysł się uwalnia z okowów. Strach pomyśleć, czym nas zaskoczysz za niedługo 🙂
Uśmiechy,
Karel

Dobry wieczór!
Również pozwolę sobie na zwięzły wpis. To chyba najbardziej pochlebny komentarz, jaki od Ciebie otrzymałem. Dumny z tego jestem.:) Postaram się nie zawieść oczekiwań.
Kłaniam się,
Foxm

Pierwsze skojarzenie to słynne ostatnio : „Koty nie piją mleka” 🙂

Do kotów podchodzę z rezerwą( za dużo drapania, za mało przytulania, i ta cholerna sierść 🙂 ). Przy moim kompulsywnym zamiłowaniu do porządku nie zdzierżyłabym nieustannie fruwających kłaków, dlatego podobnie odebrałam opis bałaganu na biurku – tak już mam.

Kocie „przemyślenia” wzbudzają uśmiech, ale zmuszają też do refleksji. Szczególnie końcówka opowiadania wiele wyjaśnia i poniekąd „tłumaczy” styl życia bohatera, czyniąc z niego kogoś więcej, niż tylko rozpustnika wabiącego kobiety swym aparatem ( ale to dwuznacznie zabrzmiało 🙂 ).

Filmowego dialogu nie rozszyfrowałam, bo mam awersję do polskich filmów i telewizji w ogóle. Wiem, że Linda, że kultowy i ta wiedza w zupełności mi wystarcza.

Podsumowując ,bardzo przyjemna lektura,”przecinkowych” dylematów sama mam mnóstwo, pozostaje tylko cieszyć się lub współczuć, że inni mają podobnie 🙂

Dobry wieczór!
Równie modnym jest ostatnio udowadnianie pewnemu dystyngowanemu kawalerowi, że nie ma pojęcia o sprawach absolutnie podstawowych. 🙂
Chciałbym posiadać kompulsywne zamiłowanie do porządku, oj chciałbym. 🙂

Twoje słowa budują mnie, jako Autora, jeśli ktoś po przeczytaniu mojej bazgraniny ma ochotę na refleksję, ja mogę tylko skłonić się z szacunkiem. Wrażenie po lekturze ma dla mnie dużo większą wagę niż gwiazdki.
Ależ ja, wprawiony degeNErat wprost uwielbiam dwuznaczności, im odważniejsze tym lepsze! Nie krępuj się.

Zastanawiałem się przez chwilę, jak wybrnąć ze sceny filmowej. „Psy” są najbardziej amerykańskim filmem o polskiej wymowie, w tamtym czasie były nie tylko zrealizowanym z rozmachem kinem sensacyjnym, ale pełniły również rolę pewnego komentarza do rzeczywistości. Wybrałem linię dialogową, jedną z ulubionych, która nie chce się zestarzeć. Cały dowcip polega tym, iż to wciąż jest aktualne.
„Czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach.”

Jestem więcej niż zadowolony, jeśli mój tekst dostarczył Ci tego czego szukałaś. 🙂
Kłaniam się,
Foxm

Przyznam, że byłam bardzo ciekawa opinii panów i jestem rozczarowana słabym odzewem męskiej części czytelników. Czyżby odstraszyła ich kategoria „geje”???
Swoją drogą to dziwne, że na NE nie mamy kategorii „biseksualny” ani nic w tym rodzaju, a wielokrotnie pojawiają się kategorie krążące wokół BDSM (BDSM, Dominacja, Uległość, Przemoc, Femdom i co tam jeszcze…).

Ludzka seksualność jest płynna, czasem wystarczy porzucić uprzedzenia, żeby doznać czegoś nowego i niesamowitego. Foxm pokazał seks między mężczyznami jako łatwiejszą opcję na wieczór: prosto, szybko, skutecznie i bez komplikacji. Nie trzeba się wysilać, wystarczy oznajmić czego się chce. Zapewne trochę tak jest…
Podejrzewam, że właśnie dlatego ostrożnie wprowadza się kategorię „mężczyźni mający seks z mężczyznami” zamiast „geje” czy „biseksualiści” – eksperymentujący panowie nie lubią być kategoryzowani. Wcale im się zresztą nie dziwię 🙂

Kolejnym ciekawym wątkiem jest seks jako ucieczka przed rzeczywistością. Przyznam, że osobiście uważam, że lepiej do tego nadaje się taki pełen intymności, kiedy wspólnie buduje się kokon odgradzający kochanków od świata – przygodny seks przynosi zwykle tylko chwilowe spełnienie zwierzęcej potrzeby… i potrzebne są po nim tabletki przeciwbólowe (nie lepsze byłyby nasenne?!? – choć to akurat dla mnie jest trochę dziwne, mężczyźni po jednym orgazmie potrafią paść trupem… a po kilku zwykle ledwo żyją ;)).

Cóż, jeśli mam być szczery po premierze spodziewałem się wszystkiego. Od niskich ocen po komentarze utrzymane w stylistyce, którą zacytuję z pamięci: „Precz z pedalstwem”. Tymczasem zarówno ocena jak i komentarze są budujące. Jednocześnie mam świadomość, że geje wśród publiki NE raczej nie stanowią większości(teza robocza, ale wydaje mi się, że prawdopodobna). Powiem w ten sposób, spróbowałem zainteresować tym tekstem tę specyficzną grupę docelową. Jestem ciekaw efektu, zobaczymy.
Nie zamierzam się w tym miejscu absolutnie skarżyć na nadreprezentację płci pięknej wokół moich tekstów.

Motywacje moich bohaterów są w ogromnej mierze dziełem wyobraźni, myślę jednak, że nie są szczególnie nieprawdopodobne. Materiały źródłowe, którymi posługiwałem się przy pracy mówią jednoznacznie. Sami geje zdają się walczyć z pewnymi stereotypami. Jednym z głównych wydał mi się ten mówiący o szczególnej rozwiązłości homoseksualistów. Heteroseksualiści bynajmniej nie zawsze uprawiają seks, gdyż miłość aż po grób, egzaltacja i strzała Amora. Ludzie są ludźmi, niezależnie od tego w jaki sposób łatwiej im o orgazm.

Wyjaśnienie Twoich wątpliwości jest prozaiczne. Mateusz wykazuje wiele cech właściwych dla Zespołu Stresu Pourazowego. Reporter, który od blisko trzech dekad stale jest w strefie wojny musi być poddawany napięciom, o których taki zwykły cywil nie ma zielonego pojęcia. Najwybitniejszego polskiego korespondenta wojennego zapytano w jednym z wywiadów:
– Czy nie boisz się, że kiedyś zginiesz?
– Zginąć to można i na Marszałkowskiej, na przejściu dla pieszych.
Uderzyła mnie nie tylko niesamowita odwaga tego człowieka, ale chyba przede wszystkim stała jej obecność w jego pracy zawodowej. I to w sposób wydaje mi się diametralnie inny niż w zawodzie dajmy na to chirurga.
Jakiś czas później człowiek, o którym myślę zginął w zasadzce w Iraku.

Mateusz musi zdawać sobie sprawę z ryzyka, które staje się formą narkotyku. Stałe napięcie, skumulowane przez lata nie pozwala mu już normalnie sypiać. Tak to widzę. Ale ja tu jestem tylko pisarzem.

Też jestem zdziwiona brakiem ataków na pedalstwo, mile mnie to zaskoczyło, podobnie jak komentarze pań, które wyraźnie świadczą o tym, że nie jestem jedyną kobietą na świecie, której nie odstręczają geje 😉

Naprawdę miło kiedy heteroseksualny mężczyzna pisze takie rzeczy. Nie wiem jednak czy udało Ci się uciec od stereotypów i zainteresować tę specyficzną grupę odbiorów – chętnie poznałabym ich opinię. Z rozwiązłością na przykład jest ten problem, że mężczyźni bez względu na orientację seksualną generalnie są łatwiejsi. Nie byłabym co prawda pewna czy to kwestia większego popędu, czy raczej różnic w naszym nastawieniu wynikających zarówno z odmiennych ról jakie pełnimy w procesie reprodukcji, jak i z kultury. Dziewczynki naprawdę silnie się indoktrynuje. Niestety…
Można w sieci znaleźć trochę zabawnych „eksperymentów społecznych” – zwykle wyraźnie na nich widać, że kiedy facet proponuje seks obcej kobiecie, zazwyczaj spotyka się z odmową (czasem wręcz gwałtowną), kiedy to kobieta proponuje seks obcym mężczyznom, zwykle wielu po krótkiej chwili wahania przyjmuje propozycję, ci którzy odmawiają znacznie częściej są w tym delikatni i uzasadniają odmowę, często wręcz podkreślając, że proponująca jest dla nich atrakcyjna.
Biorąc to pod uwagę trudno oceniać „rozwiązłość” mężczyzn mających seks z mężczyznami, ale mimo wszystko z badań wynika, że zwykle mają oni więcej partnerów seksualnych. Sięgając choćby do badań Zbigniewa Izdebskiego z 2005 r. (oczywiście trzeba wziąć poprawkę, że w takich badaniach respondenci deklarują pewne rzeczy, nie da się zbadać ich prawdomówności). W całej populacji posiadanie wyłącznie jednego partnera seksualnego zadeklarowało 39,4% kobiet i 16,3% mężczyzn, dwóch partnerów 19,8% kobiet i 12,1% mężczyzn, do posiadania dziesięciu i więcej partnerów przyznało się mniej niż 10% populacji. Kiedy zerkniemy na grupę mężczyzn mających seks z mężczyznami i ich kontakty z osobami tej samej płci (wielu z nich miało również kontakty heteroseksualne!) zobaczymy, że zaledwie 1,7% badanych deklaruje, iż uprawiało seks wyłącznie z jednym partnerem. Skala jest inna, ale na pytanie nie odpowiedziało jedynie 1,7% respondentów. Największa grupa, bo aż 21,8 %, zadeklarowała posiadanie 2-5 partnerów, ale byli też tacy który nie potrafili ich zliczyć (9,2%) lub mieli ich więcej niż 500 (4,5%). Przypominam, że mówimy o Polsce 🙂

Za to poszedłeś w inny stereotyp… otóż podobno geje uprawiają seks analny rzadziej niż pary heteroseksualne. Czy to nie ciekawe? 🙂

Ani przez chwilę nie dziwiłam się, że Mateusz musi coś łykać… chodziło raczej o to co łyka 🙂

Jestem pod wrażeniem. Ja pracując nie sięgnąłem do zasobów nauki tak głęboko. Ciekawe liczby, chociaż jak wiadomo mamy do czynienia z dużymi kłamstwami, małymi kłamstwami i statystyką. Być może większe „umiłowanie rozwiązłości” faktycznie leży w męskiej psychice, być może jest to jakaś cecha charakterystyczna tej subkultury. Geje, których czytałem usiłowali doprowadzić do zmiany tego stereotypu, ale jednocześnie wskazywali na zjawisko, które zostało eufemistycznym jak przypuszczam nazwane „wewnętrzną dziwką.”

Co do seksu analnego w męskim wydaniu, takie było założenie poczynione dla tego opowiadania. Stereotyp czy też nie, tak miało być.
Z całą pewnością nie jesteś jedyną kobietą, która ma słabość do gejów. Ponoć mają kapitalne wyczucie kolorów, kobiety, z którymi na ten temat rozmawiałem dość jednoznacznie wskazują, że czują się swobodnie w ich towarzystwie. Któraś mi się kiedyś zwierzyła, że jak na zakupy to tylko z nimi. Taki gej ma potencjalnie wiele zalet, odpada co prawda cała energia seksualna, ale zależy kto czego szuka w danej chwili. 🙂

Każdy stereotyp ma to do siebie, że kogoś krzywdzi, z drugiej strony jednak ułatwiają nam one życie, bo upraszczają wiele rzeczy… nie każdego chcemy bliżej poznawać i poświęcać czas, żeby go zrozumieć. Korzystając z podobnych drogowskazów również wiele tracimy, ale bez nich najprościej w świecie byśmy się pogubili musząc zmierzyć się ze zbyt dużą ilością danych…

Co do różnego umiłowania rozwiązłości u obu płci, gorąco polecam łatwą, prostą i przystępną książkę (do tego wznawianą już z milion razy) „Ewolucja pożądania” Davida Bussa 🙂
Oczywiście nadal przy założeniu, że istnieją małe kłamstwa, duże kłamstwa i statystyki. Najprościej w świecie każdy człowiek jest inny…

Prawda. Nie odczuwam wyrzutów sumienia, że sięgnąłem ku stereotypowi. Powiem krótko, spełniłem życzenie, które stało się moim literackim założeniem.
Do wszelkich statystyk zawsze podchodzę z ogromną rezerwą. To taka trochę współczesna magia. Wystarczy zmienić metodologię, a można otrzymać dwa przeciwstawne wyniki.
Polecanej pozycji nie znam, choć jak twierdzisz to klasyk, uczyć się zawsze warto, a nawet należy.

Obawiam się, że statystyki to tylko suche liczby, z których często można wyciągnąć różne (być może nawet przeciwstawne) wnioski. Natomiast olbrzymią bolączką współczesnego świata jest to, że nie staramy się oddzielić ziaren od plew – manipulacje zdarzają się we wszystkich naukach, nauki społeczne nie są tu jakimś szczególnym wyjątkiem. Jeśli badania są prowadzone zgodnie ze sztuką, wyniki są powtarzalne, jeśli natomiast podporządkowujemy metodologię jakiemukolwiek celowi… cóż… to już nie jest nauka 🙂

I tak swoja drogą: granie na stereotypach bywa bardzo inspirujące twórczo. Może to pomysł na którąś z przyszłych miniaturowych bitew? 🙂

Następny opek który pokazuje życie w jego prawdziwych barwach a nie tylko landrynkowe Barbie. Super tak trzymaj jesteś moim drugim ulubionym pisarczykiem. Bo jaja to trzeba miec a nie je tylko nosić.

Arielu!
Witaj na Najlepszej Erotyce! Strasznie miłe jest to co napisałeś. Dumny jestem, że potrafiłem zaciekawić Cię swoim pisaniem, może nawet poruszyć. Miejsce na podium jest zaszczytem, pudło jest pudło. Pamiętaj jednak, że NE to ogromny zbiór tekstów, wielu wspaniałych Autorów, Jest z czego wybierać, na Twoim osobistym podium nie raz i nie dwa dokonają się spore przetasowania. Liczę na to. 🙂
Odwiedzaj nas jak najczęściej, czytaj, oceniaj, komentuj. Słowem – czuj się jak u siebie!
Pozdrawiam i do zobaczenia pod kolejnymi tekstami,
Foxm

Spoko czuje sie i czytam co chce. Najbardziej podobaja mi sie komentarze tych poprawnych inaczej po mszy. Jakies koloratki czy inna sekta? Prosty ze mnie człowiek ale doświadczony i zycie znam i wiem co dobre co prawdziwe co nie. A poczytac zawsze mozna.

Podoba mi się Twój czytelniczo- komentatorski zapał. Tak trzymaj! 🙂

Pierwszą część, kocią, przeczytałem jednym tchem. Przez część drugą, ludzką, brnąłem z coraz większym trudem. Kociego bohatera uznałem za cynicznego, ale sympatycznego i ukazanego na tyle realnie, na ile potrafimy to uczynić wobec przedstwiciela tego szlachetnego, a zarazem sprytnego gatunku: pełna miska, ciepłe legowisko, odrobina drapania za uszkiem, to są rzeczy które liczą się w życiu. No tak, od czasu do czasu trzeba pogonić z rewiru jakieś obce przybłędy, żeby w marcu nie robiły konkurencji wokół atrakcyjnej sąsiadki z pobliskiego balkonu. Mamy tu sporą dozę niewymuszonego humoru, także przy przedstawianiu w kocim zwierciadle obrazu człowieka. Sam człowiek, Mateusz, takich odczuć we mnie nie wzbudził. Ot, kolejny nieudacznik, rozbitek życiowy z poszatkowaną psychiką, alkohol, przypadkowy seks, życie z dnia na dzień i brak perspektyw. Wszystko to ma usprawiedliwiać artystyczna dusza oraz rzekoma służba „dla ludzkości”. Dlaczego tylu autorów uwielbia tego typu postacie, podczas gdy ja – jako czytelnik – przyznam, szukający głównie rozrywki, po prostu nie cierpię? I jeszcze motyw gejowski, nie pojmuję w jakim celu nieco na siłę wprowadzony – na siłę, bo nic takiego z przeprowadzonych uprzednio „kocim okiem” obserwacji nie wynikało? Czyli niech żyją koty, a ludzie radzą sobie jak potrafią, skoro na nic lepszego nie zasługują. Tym niemniej, piątka za część pierwszą.

Nefer sorry za błąd w niku w poprzednim komentarzu.
W jednym z komentarzy napisałeś, że jestem zbyt ostry w stosunku do autorki.
Mam podobne odczucie do tego opowiadań co Ty. Widać ,że na NE nastała moda na „poprawność” oraz przemoc a raczej sadyzm. Może bierze się to stąd ,że niektórzy chcą uchodzić za większych intelektualistów niźli są. Chyba z tego wynikają „przebarwienia” opowiadań lub fragmentów. Osobiście postanowiłem nie komentować takich opowiadań i wystawiać im ocen
Szacunek
lupus

Lupusie!
Dziękuję za komentarz, każdy jest niezwykle cenny, chociaż bywają i takie, które zmuszają mnie do głębszego zastanowienia. Zaczniemy zatem od Adama i Ewy. Ja nie jestem zupa pomidorowa, nie każdy musi mnie lubić:) Jest taki fantastyczny przycisk, który rozwiązuje 99,9% problemów w Internecie „X”.

„Na NE nastała moda na poprawność.” Byłbyś uprzejmy rozwinąć? Do szaleństwa jestem ciekaw wykładni, 🙂 Nie chcę się domyślać, a żeby się odnieść muszę mieć większe pojęcie o czym mowa. Mam swoją teorię, ale nie wykluczam, że się mylę.
Siłą Najlepszej Erotyki jest różnorodność: tekstów, Autorów, spojrzeń na rzeczywistość. Dla każdego coś miłego i tak być powinno. 🙂

Dla przykładu mnie odrzuca od milion pierwszej wariacji bajki o Kopciuszku. Jedne napisane z większą swadą i talentem, inne z mniejszym, generalnie w moim mniemaniu szrot, ale to moja opinia i nie zamierzam się upierać.
„Może bierze się to stąd ,że niektórzy chcą uchodzić za większych intelektualistów niźli są. ” Gdybym miał skomentować krótko to powiedziałbym – bezczelność jest jaskrawa w tym zdaniu. Nie mam zamiaru kreować się na kogoś kim nie jestem. Zwracam tylko uwagę, że dyskutujemy sobie na Najlepszej Erotyce, w przestrzeni oznaczonej nickiem Foxm. Oznacza to, że mogę podjąć próbę przekazania świata słowem tak jak ja go widzę/tak jak go sobie wymyśliłem. Próbuję tego w jednych publikacjach z większą intensywnością, w innych zaś ze śladową. Indywidualną sprawą Czytelnika jest jego reakcja na taką chęć z mojej strony, Nie ma w żadnym z moich tekstów próby narzucenia jakiegoś określonego stylu myślenia, co najwyżej prezentacja spostrzeżeń i to też nie zawsze moich.

Ciężko się dyskutuje, jeśli komentujący ma kapelusz i z niego wyciąga argumenty, złudnego kalibru zresztą. „Osobiście postanowiłem nie komentować takich opowiadań i wystawiać im ocen” I czeka mnie bezsenna noc, ciężar tej informacji mnie przytłoczył, Drogi Lupusie.
Ukłony,
Foxm

Foxm ( anie) !
Sorry jeśli źle odmieniam.
Postaram się uprzejmie rozwinąć i donieść się do Twojej odpowiedzi.
Na początek troszkę Cie rozbawię. Co do szaleństwa sam wyciągniesz wnioski.

Przychodzi do Wydziału paszportowego w Moskwie stary Izaak Mojsiejewicz i powiada że chce paszport, bo ma zamiar wyemigrować.
Naczelnik pyta się go:
— Co się stało? Wytrzymaliście Stalina, Chruszczowa, Breżniewa, pierestrojkę i kryzys, a teraz, gdy nareszcie można odetchnąć, chcecie emigrować na stare lata?
— To z powodu homoseksualizmu.
— Przecież u was z tym wszystko w porządku!
— U mnie w porządku, ale widzę co się dzieje. Za Stalina homoseksualistów rozstrzeliwali.
Za Chruszczowa wsadzali do paki. Za Breżniewa — przymusowo leczyli.
Za Gorbaczowa przestali się nimi zajmować, a potem homoseksualizm zrobił się modny.
To ja chcę wyjechać, póki jeszcze nie jest obowiązkowy.

Zaraz podniosą się głosy nietolerancyjny homofob, moher , pislamista itp.
Wyjaśniam – nie popieram żadnej obecnie działającej partii lub stowarzyszenia „pseudo patriotycznego”. Do homoseksualizmu mam stosunek ambiwalentny za chwile okaże się dla czego.
Jak inaczej nazwać nachalne epatowanie LGB w mediach, prasie a nawet tu na NK.
Zauważ podobnie dzieje się w/w wymienionych moda na „chwalenie ” się chorobami (rak).
Mam prawo wyrazić jak każdy swoje zdanie. Pomimo
„Jednym z najczęściej używanych argumentów dowodzących normalności homoseksualizmu jest fakt wykreślenia go ze spisu chorób w 1973 roku przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, a w konsekwencji także przez WHO”
Dowodzi tego geneza wykreślenia choroby homoseksualizmu z listy chorób psychicznych.
Polecam lekturę Tobie i wszystkim innym , którzy czerpią wiedzę o homofobach z mediów/

http://www.homoseksualizm.edu.pl/co-mowi-nauka/34-psychologia/181-dlaczego-homoseksualizm-zosta-wykrelony-z-listy-chorob-psychicznych

Proszę zwrócić uwagę na naciski lobby LGB.
Traktuje homoseksualistów jako ludzi chorych , współczuje im co nie oznacza , że maja lobbować i terroryzować innych swoja innością w.g mnie chorobą. Nie jestem za prawem adopcji dla tej grupy choć uznaje prawo do małżeństw i wspólnoty majątkowej. Odnośnie erotyki LGB to raczej uważam to za parafilię. Erotykę rozumiem chyba inaczej niźli Ty. Homoerotyzm to nie homoseksualizm. Lesbijki Homoerotyzm Safony uznały jako homoseksualizm dla swojej „wygody” Słowo Erotyzm wywodzi się chyba od Erosa ( amora).
Eros i Psyche to para hetero seksualna ? Chyba ,że się mylę 🙂

Kopciuszka można pisać na tysiące sposobów to tylko zależy od umiejętności lub geniusza ARTYSTY. Jeden kucharz ugotuje pomidorowa „cofkę” a drugi stworzy dzieło.
Malarze i Mistrzowie tworzyli dzieła u jednych to była sztuka u drugich kicz .
Nie warto szafować porównaniami bo można …

Odnośnie tego zdania

„Może bierze się to stąd ,że niektórzy chcą uchodzić za większych intelektualistów niźli są. ”
„Gdybym miał skomentować krótko to powiedziałbym – bezczelność jest jaskrawa w tym zdaniu „
W wyżej wymienionym zdaniu zapomniałeś dodać – Chyba z tego wynikają „przebarwienia” opowiadań lub fragmentów.
Jestem asertywny jeśli uważasz dodatkowo ,że jestem bezczelny to Twój problem.
Pisałem w pierwszych komentarzach na NE o moim odczuciu co do opowiadań i zwartych w nich treści – erotyce. Pisałem o zakonie i pretorianach . Jak widzę nie pomyliłem się.
Czytając komentarze pod opowiadaniami można wiele się dowiedzieć o autorach piszących na NE. Nie odmowie sobie przyjemności czytania opowiadań ale masz racje jeśli nie będę mi się podobać to mam X. Pisałem wcześniej ,że szanuje wszystkich autorów tych „grafomanów jak również mistrzów. Ja uważam za bezczelne moment kiedy autor może zignorować komentarz, a pisze „ jak się nie podoba to nie czytaj albo masz X”

Ukłony
lupus

Wystarczy Lisie:)
Zacznę od prośby o wybaczenie, nie śledziłem z wystarczającą uwagą wszystkich Twoich wpisów na NE. Nic nie wiem o pretorianach i tym podobnych historiach. Obiecuję, że spróbuję nadrobić zaległości. Uchylę się również od próby włożenia w szufladkę właściwą dla pola polityki. Jak się kiedyś spotkamy. na takim dajmy na to Salonie24, nie uchylę się. Znów bierzesz mnie za kogoś kim nie jestem. Błąd, ale to nie moje zmartwienie.
Co do bezczelności, pozostawię ocenę zewnętrznym obserwatorom. Jesteśmy w pewnym polemicznym sporze, byłoby niezręcznie, gdybym stawiał jakieś odważne tezy. To ciekawe, że wiesz skąd ja czerpię wiedzę. Znam dokument, który przytoczyłeś i mówię tutaj zarówno o uzasadnieni, jak i krytyce tegoż.

Wnioskując wyłącznie z Twoich komentarzy, nie brakuje Ci tolerancji, tolerancja jest potocznie mylnie rozumiana, to nic więcej jak poszanowanie dla cudzych poglądów, pomimo braku akceptacji tychże. Brak Ci akceptacji. Stawiarz radykalną tezę, że homoseksualizm to choroba psychiczna. Każdą tezę nawet najbardziej karkołomną da się uzasadnić, znajdą się uczeni krętacze, który to podżyrują. Przykład? „Niemcy są najbardziej, anarchicznym narodem w Europie”. Przez wieki żyli w trzystu walczących ze sobą państwach, dopiero Bismarck złapał całe towarzystwo za twarz i doprowadził do zjednoczenia. Krótkotrwałego, bo na przestrzeni następnych dwustu lat Ci niezrównoważeni psychicznie Niemcy dwa razy obrócili swoje państwo w niwecz. Polacy na ich tle to zimni pragmatycy. Brawura tej przykładowej tezy, absolutnie zgodnej z wyselekcjonowaną faktografią jest niezaprzeczalna. Da się dowieść wszystkiego, także rzeczy, o których byłeś uprzejmy napisać. Chcę Ci tylko to uświadomić.

Przyjmując Twój punkt widzenia, tak homoseksualizm jest chorobą psychiczną, a nie jak chce jakiś Lis, jedną z form wyrażania ludzkiej seksualności. I co z tego, mógłbym zapytać? Czy gdybym zamiast o gejach pisał o ludziach pogrążonych w depresji(poważne schorzenie, leczy się latami), również głosiłbyś, że w imię jakiejś poprawności politycznej promuje wariatów? Swoją drogą ciekawe, jak chciałbyś leczyć tych homoseksualistów, którym tak współczujesz? Mam kilka pomysłów, wszystkie są niestety dość makabryczne.

W kwestii poprawności politycznej uważam ją za szkodliwą, nowoczesną formę cenzury. Nawet na łamach NE kilka razy dałem dowód, że ową poprawność mam w tym samym miejscu, w którym mam na przykład broszury twierdzące, że istnieje coś takiego jak ideologia gender. Jeśli na swym skromnym odcinku, potrafię sprowokować do zajadłych dysput radykałów z całego spektrum poglądów, to chyba znaczy, że robię pewne rzeczy nie najgorzej. 🙂

Zgadzam się z Tobą o tyle, że również uważam, iż to co ja robię ze swoją partnerką w zaciszu alkowy jest moją prywatną sprawą. Nie powinno się czynić ze swojej intymności rodzaju oręża w sporach ideologicznych czy karierze politycznej.
Żadna władza, żaden Fox, żaden Lupus nie ma jednak prawa naruszać cudzej wolności, chyba, że komuś dzieje się krzywda. Każdy człowiek ma prawo do kształtowania własnej drogi. Na zasadzie ciągłego dokonywania wyborów, mających określone konsekwencje.

Zarzuty, które mi czynisz są po prostu komiczne. Piszesz o sprawach, których w tekście nie ma. Na przykład, twierdzisz, że swoim tekstem promuję ruchy LGBT czy szerzej, że taki trend wykazuje cały portal. Nie uczyniłem nic więcej poza przyjęciem innego punktu widzenia, zresztą nie po raz pierwszy. Kiedyś opisałem scenę miłości między kobietami, nie wywołało to aż takiego wzburzenia.

Słowa nie napisałem o takich kwestiach jak adopcja dzieci czy też małżeństwa osób tej samej płci. Prawdę mówiąc jestem zniesmaczony Twoją niedwuznaczną sugestią, że my tu jakąś ideologiczną agitację uprawiamy. Sodomici i Gomoryci byli, są i będą. Mam absolutną pewność, że poradzą sobie zarówno bez pomocy nawiedzonych działaczy różnych organizacji, jak i mojego wiecznie sztywnego pióra. I dobrze, ja po prostu miałem pomysł na opowiadanie.

Napisałem tekst niszowy i jestem z tego dumny. Uważam, że był potrzebny, gdyż kategoria „gej” jest najmniej rozbudowaną w naszych zasobach. Ot, podjąłem eksperyment twórczy. Muszę się zwierzyć, że Ci szalenie zazdroszczę. Obiektem mojej zazdrości jest pewność z jaką przekonujesz mnie, że jestem kimś kim nie jestem. Z nas dwóch, chyba tylko ja mam wątpliwości. Życzę Ci, byś oglądał rzeczywistość w więcej niż dwóch kolorach. Myślę, że warto, ale naciskał nie będę. Masz wybór. Zawsze:)
Kłaniam się,
Fox

P.S Przepraszam, że nie zrewanżowałem się równie śmiesznym dowcipem. To mój kryptonit, znam sześć kawałów na krzyż i często je powtarzam przez co są mniej śmieszne za kolejnym razem. 🙂 Najmocniej przepraszam.

Dobry wieczór!
Neferze, za gwiazdki dziękuję, chociaż ich waga generalnie jest dużo mniejsza niż komentarzy. Oddam i tysiąc ocen za jeden treściwy komentarz. Pamiętaj, że to Filister jest głównym bohaterem tekstu, starałem się, by Mateusz zapewnił godne tło. Wedle Twojej oceny nie bardzo mi wyszło. W tekście literackim zawsze, ale to zawsze można coś zrobić lepiej, ale przed premierą. 🙂

Po fakcie tekst tylko w jakiejś części jest mój, zaryzykuję, że w tej mniejszej, Również bardzo lubię kocią część opowieści, być może dlatego, że miałem niezwykle wdzięczną inspirację. Dedykacja poprzedzająca tekst bynajmniej nie jest sztuką dla sztuki.

Nie mogę się zgodzić w jednej kwestii. Mateusz w moich oczach nie jest nieudacznikiem. Przeciwnie, jest człowiekiem sukcesu, tyle, że ten sukces ma swoją cenę. Zbanalizowałem upadek człowieka, to wszystko wydaje się trywialne? Według mojej obserwacji, jeśli człowiek jest naprawdę nieszczęśliwy rzadko odbywa się to za sprawą bardzo spektakularnego upadku. O wiele częściej mamy za to do czynienia z sekwencją powtarzających się czynności, schematami, na które nie powinno być zgody, a mimo wszystko się na nie zgadzamy, czyż nie? Później jest już tylko szukanie sposobu ucieczki. Seks, alkohol, hazard, przemoc drogi do celu są rozmaite. Wszystkie są dość nośne literacko. Ja wybrałem szybki gejowski seks. Z pełną świadomością, że nie trafię w gusta wszystkich, może nawet większości.

Zarzut z czapki: „Szukam rozrywki, a tu tak poważnie”. Wielokrotnie pisałem teksty dla czystej rozrywki. Czytelnik miał się dobrze bawić, zaznać podniecenia seksualnego etc etc. „Filister” bynajmniej nie ma charakteru edukacyjno rewolucyjnego, również jest rozrywką. Nie rozumiem, gdzie tu problem?
Dostrzegam inne zjawisko: napisałem miniaturę pornograficzną, klangor podniósł się aż pod niebiosa, że ośmieliłem się stworzyć porno na stronie z opowiadaniami erotycznymi. Jak to tak można to jest Najlepsza Erotyka, a Ty Lisie splugawiłeś sacrum. No jak mogłeś?

Napisałem „Filist6era”, rozrywki nam dajcie, toż to jakieś przeintelektualizowane brednie.
Wniosek generalny? Ludzie nie wiedzą czego chcą, ale uwielbiają jęczeć. Choćby dla czystości sumienia, bo jak to tak? Przeczytać tekst erotyczny i nie pojęczeć? To się nie godzi. 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękując za okazję do dłuższej wypowiedzi.
Foxm

Hej.
Każdy autor ma prawo widzieć świat własnymi oczyma i tworzyć bohaterów wedle uznania. Zauważam po prostu zdecydowaną „nadreprezentację” w literaturze (wszelkiego rodzaju i kalibru) postaci w typie właśnie Twojego Mateusza. Czy bohater inteligentny, posiadający jakąś głębię oraz wewnętrzne przeżycia, zdolny do czynów szlachetnych (albo i podłych, wedle pomysłu i uznania Autora) musi być zaraz sfrustrowanym artystą, z problemami osobistymi, często alkoholowymi, przypadkowym życiem seksualnym, może niemocą twórczą itp. itd.? Bo moim zdaniem, człowiekiem sukcesu to on na pewno nie jest. Co najwyżej, osiągnął pozory tego sukcesu, płacąc cenę zdecydowanie zbyt wysoką. Za przewodni motyw Twojego opowiadania uznałem ukazanie świata z perspektywy kota, oczywiście także świata ludzi. To wyszło bardzo udanie, żywo, z humorem, niebanalnie. Dlatego z pewnym rozczarowaniem przyjąłem rozwój postaci Mateusza, zmierzający w stronę wspomnianego wyżej stereotypu. Tym bardziej, że nic w konstrukcji i założeniu opowiadania nie zmuszało do obrania takiego właśnie kierunku. Mógł pozostać smakującym życie sybarytą, co przecież nie czyniłoby z niego od razu postaci płaskiej, pozbawionej uczuć czy inteligencji. A tak, wpadł w koleiny konwencji, za którą nie przepadam. Stąd zapewne mój krytycyzm, podyktowany swego rodzaju żalem z powodu wejścia na utarte tory. Przyznam bowiem, że wolę inteligentnych bohaterów w typie sienkiewiczowskiego Petroniusza.

Ok, rozumiem i akceptuję Twój krytycyzm, Neferze. W sztuce sporów ważne jest, by wykazać się zrozumieniem dla stanowiska drugiej strony. Lubię niejednoznaczne charaktery,postacie ze skazą z natury rzeczy wydają mi się być szalenie intrygujące. Na paradoks zakrawa fakt, że lubimy czytelniczo zanurzać się w świat ludzi, którzy upadają, błądzą, szukają własnej drogi.

Dla pisarza to jest fantastyczny materiał. Im więcej wymiarów możemy ująć, tym lepiej. Kto poza pasjonatami lubi czytać antyczną mitologię? Tamtejsi herosi w swej mitologii są do bólu jednowymiarowi. Możemy oczywiście dyskutować na temat jakości mojej próby sportretowania wielowymiarowości. Cieszę się, że mam okazję poznawać różne punkty widzenia na swoje opowieści, to jest bogactwo, z którego staram się czerpać.
Jeszcze na moment pozwolę sobie wrócić do omawianych wcześniej schematów. Moją odpowiedzą niech będzie postać Rufina Piotrowskiego – https://pl.wikipedia.org/wiki/Rufin_Piotrowski

Ten człowiek przemierzył piechotą całą Syberię, po tym jak uciekł z katorgi, na którą zesłano go za niezłomnie pro-polską postawę, od Powstania Listopadowego, przez kilka spisków, działalność na emigracji i w końcu powrót do Polski jako tajny emisariusz.

Biografia herosa, niewielu było ludzi tak odważnych w naszej historii. Rufin jednak ma jeden mankament, z punktu widzenia twórcy. Jest wzorem cnót wszelakich. Głęboko wierzący flegmatyk, gardzący przemocą, w osobistych relacjach podobno ujmująco naiwny. Do kobiet śmiałości nie miał. Wszystkie te cechy, nijak nie umniejszają skali jego zasług, ale za to sprawiają, że ciężki to materiał do literackiej obróbki. Jego pamiętniki to nuda śmiertelna, takie pitu-pitu o gościu, które idzie przez Syberię.

Podobne rozterki miała nasza współczesna pisarka Elżbieta Cherezieńska, by jej „Turniej Cieni” stał się tak porywającą lekturą, jaką jest, musiała dodać do Rufina jeszcze dwie postacie. Niejednoznaczne, pełne wad, tajemnicze i uwikłane we wszystkie brudy tego świata. Gorąco Ci zresztą „Turniej Cieni” polecam. Źli chłopcy się sprzedają czy jak w moim wypadku zapewniają poczytność i stanowią punkt wyjścia ciekawej wymiany zdań.

Tak sobie czytam te różne komentarze i zastanawiam się właśnie, dlaczego ludzie są tacy nietolerancyjni. Przecież geje istnieją, jak świat, światem. Osobiście nie „kręcą” mnie opowiadania o nich, ale w tym przypadku sama historia broni się znakomicie. Jestem „zwierzolubny”, więc narracja z pozycji kota spodobała mi się bardzo, a jeszcze napisana w sposób lekki i przyjemny do czytania.
Wtrącę jeszcze coś o fotografii, sam zaczynałem przygodę z aparatem bardzo, ale to bardzo dawno temu, w czasach, kiedy nawet zdjęć kolorowych jeszcze nie było i, przyznaję, że teraz przez zbytnią łatwość, straciła trochę tajemniczości. Pierwsze zdjęcia, które samodzielnie wykonałem „od początku do końca” mam do dziś, a było to gdzieś w okolicach połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Miałem do dyspozycji ciemnię, powiększalnik i inne potrzebne sprzęty. Ta niepewność, co wyjdzie, czy kompozycja trafiona itp… Zenitha 3M mam do dziś…
Foxm – chylę czoła.
I pozdrawiam

Dobry wieczór!
Cieszę się, że podobał Ci się tekst i polubiłeś Filistera. 🙂 Ja do zwierząt podchodzę z dystansem, no może za wyjątkiem Lisów. 🙂 Swój punkt widzenia na kwestie sporne wyłożyłem w komentarzu wyżej.
Tutaj wyrażę tylko swój żal, że nie zorientowałem się wcześniej. Oglądałem filmy w serwisie youtube, żeby się czegoś o tych Zenitach nauczyć, a okazało się, że wśród Autorów ukrywa się praktyk. 🙂
Cieszę się, że obudziłem wspomnienia,
Kłaniam się,
Foxm

Lisie !

Nasza polemika przybrał dziwna obustronna formę powiedział bym „mówił dziad od obrazu”
Imputujesz mi to czego nie napisałem. Wskaż mi choć jedno słowu w którym napisałem o propagowaniu homoseksualizmu Na NE. W komentarzach nie po raz pierwszy pisałem o modzie na opowiadania z wątkami homoseksualizmu, brutalności i sadyzmu. No cóż muszę Ci wybaczyć to że nie zapoznałeś się z moimi wcześniejszymi komentarzami na temat erotyki 😉 . Każdy ma swoje preferencje i upodobania. Dla mnie erotyka wiąże się z liryką i delikatnością . Odwołałeś się do historii Niemiec . Pamiętam że Niemcy mieli Friedrich Nietzsche , Adolfa Hitlera , Wagnera. Nie przypadkowo umieściłem te trzy osobistości obok siebie – chyba rozumiesz .
Tolerancja to dziwne słowo zależy kto o niej mówi lub w jaki sposób interpretuje. Wybacz może to zabrzmi nie nieuprzejmiej ale nie nastawie dupy homoseksualiście aby być jeszcze bardziej tolerancyjnym. Napisałem co uważam za tolerancje w stosunku do choroby psychicznej ( genetycznej) osób homoseksualnych.
Genetyka jest w powijakach może kiedyś ludzkość będzie potrafiła ingerować i usuwać defekty w dewiacji seksualnych. Zaraz rodzi się wątpliwość czy zabawa w Boga będzie moralna
Pytasz jak leczyć ? Odpowiem nie wiem nie jestem specjalista psychiatra. Istnieje dużo nieuleczalnych chorób genetyczny, podam przykłady :
Encefalopatie gąbczaste – choroba Creutzfeldta-Jakoba
Nerwiakowłókniakowatość
Dystrofia Monotoniczna – choroba Steinerta
Jaka na razie nie ma na nie leku są tylko porady lekarzy – w jaki sposób z nimi żyć.
Wykreślenie z chorób psychicznych homoseksualizmu przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w formie głosowania jakoś do mnie nie przemawia. Tym bardziej ,że przebiegało w formie szantażu i lobbingu homoseksualistów. Dla mnie to farsa. Trwaj próby zmiany klasyfikacji pedofilu do orientacji seksualnej podobnie jak z z homoseksualizmem. Ciekawe co ? American Psychiatric Association (APA) wydało „Diagnostyczny i statystyczny podręcznik zaburzeń seksualnych” klasyfikuje pedofilię jako orientacji lub orientacją seksualną, a nie zaburzenie. W odpowiedzi na wezwania mediów APA przyznał wystąpił błąd w DSM i ogłosił plany skorygowania podręcznik, aby było jasne, że nie klasyfikuje pedofilię jako orientacji seksualnej. Nie nasuwa Ci się to z kawałem w urzędzie paszportowym ?
Przykro mi, że nic nie wiesz o pretorianach im byli i jaka mieli funkcje 🙂
Myślę ,że Nefer Ci to wyjaśni 🙂 Użyłem tego określenie „Zakon i pretorianie” w przenosi.
W tym momencie nasuwa mi się obrazek z PRL oglądany w TV. Inteligenckie kluby gdzie uczestnicy pozują na wielkich intelektualistów z fajka w zębach dyskutuj o istocie istnienia ( poznaniacy nazywają to „piłowaniem gówna przez mokry lumpek” 🙂 Na NE nie ma jednego Cezara ale w.g mej obserwacji istnieje „zakon” czyli która uważa się za „elyte” autorską. Reszta ma ich kunszt, który wyraża się wielka głębia intelektualna , pokręconymi postaciami. Pozostałych traktują jako coś co jest po to aby wykazać jacy są wspaniali. Co do pretorian to chyba sprawa jasna 😉 . Straż przyboczna zawsze czuwa stara się wykazać równą inteligencją. Często wzorują się na opowiadaniach zakonu.
Tym ,życzę więcej mydła 😉 bo wciskanie się na sucho boli 🙂
Piszesz ,ze biorę Cie za kogoś innego .
Przecież to Ty użyłeś tekstu o „kopciuszku” . Przypuszczam jednak ,że czytałeś jeden z moich komentarzy. Na podstawie tego zaliczyłem Cie do tej nad intelektualistycznej „elyty” zakonu.
No cóż mylić się jest rzeczą ludzką. Jeśli się pomyliłem to przyjm moje głębokie przeprosiny
Wracaj do tematu kota 🙂 Bardzo Ciekawe ujecie tematu i treści do momentu wątku gejowskiego ( nie dla tego ,ze geje tylko) … wydaje mi się , ze wcisnąłeś to „pro bono publico” . Opowiadanie było na tyle dobre aby nie musiało nieść tej „ mody”
Pułki w księgarni zalegają książki ambitnych twórców i autorów.
Literatura „ku pokrzepieniu serc” rozchodzi się jak ciepłe bułeczki.
Autor pisze dla siebie a przede wszystkim dla ludzi. Tworzy klimat który ciągnie jak narkotyk.
Moja ulubiona autorka na NE użyła kiedyś przenośni. Spytam Ciebie co wolisz
„ciepła pierś w miodzie czy krwisty befsztyk”. Parafrazując opowiadania wybieram pierś w miodzie , krwistych befsztyków w realnym życiu jest aż nadto abym przy nich miał wypoczywać przy lekturze 🙂 Gusta są różna ale cóż taki abderyta jak lupus może wiedzieć i wybierać.
Ps.
Chyba zbyt duży zasób kryptonitu użyłem 🙂 Musisz się uodpornić lub znaleźć jakiś system obronny lub tarczę. Życzę Ci wielu pozytywnych komentarz bo nic tak nie motywuje jak aprobata czytelników

lupus

Lupusie!
Chyba nie pozostaje nam nic innego jak tylko spisać protokół rozbieżności i iść dalej:) Zacznę od końca. Absolutnie nie domagam się wyłącznie pozytywnych komentarzy. Twórcę, nawet na poziomie amatorskim, a na takim jestem, można zniszczyć na dwa sposoby: zamilczając lub bez przerwy chwaląc.

Zapytałeś mnie, w poprzednim wpisie dlaczego nie zignorowałem Twojego komentarza, skoro się z nim nie zgadzam? Przez cztery lata napisałem kilkanaście tekstów, z różną intensywnością komentowanych, starałem się w miarę swoich możliwości odpowiadać wszystkim. Nie bardzo wiem, dlaczego w Twoim wypadku miałbym czynić wyjątek? Dlatego, że patrzymy na sprawę inaczej? To byłoby za proste. Skomentowałeś, odpowiedziałem i jesteśmy w tym punkcie, gdzie jesteśmy.

„W komentarzach nie po raz pierwszy pisałem o modzie na opowiadania z wątkami homoseksualizmu, brutalności i sadyzmu”. W toku naszej dyskusji odebrałem stwierdzenie podobne do powyższego, jeśli bardzo Ci zależy przejrzę wszystkie Twoje komentarze pod tym tekstem, żeby to znaleźć, jako sugestię, że NE jako projekt, a przy okazji i mój tekst wpisują się w jakąś modę, której najwyraźniej nie lubisz. Jeśli to tylko moja nadinterpretacja, wypada mi posypać głowę popiołem. Nie czuję się propagatorem jakichś konkretnych postaw seksualnych, ani też ich wrogiem. Staram się na miarę możliwości przelewać swoje pomysły na papier. Tylko tyle. Zjawisko homoseksualizmu traktuję jak fakt. Ów fakt ani mnie specjalnie ziębi, ani parzy.

Protokół rozbieżności, o którym wspominałem wcześniej spiszemy w punkcie o chorobach psychicznych. Nie zgadzam się z tak postawioną tezą. Moja niezgoda jest oczywiście symboliczna, jak pisałem wyżej nie mam zamiaru przekonywać, że moja racja jest najmojsza. Ot, zwyczajna różnica zdań. Protestowałem przeciwko klasyfikowaniu homoseksualistów, jako ludzi chorych psychicznie. Uważam, że jest to spore nadużycie, ale to jest wyłącznie prywatna opinia. I w tym punkcie możemy się nie zgadzać.
Pozwolę sobie tylko na drobną uwagę, chyba nie chciałbym, by ludzkość nauczyła się tak głęboko ingerować w materiał genetyczny. Kto wówczas dostanie przywilej decydowania o tym co jest „normalnością”, a co odchyleniem? Bardzo niebezpieczna i fascynująca łamigłówka. Dobry pomysł na jakiś tekst, przepełniony brutalnością i zboczeniami oczywiście. 🙂
Być może w przyszłości skorzystam. Ogólnie mówiąc, dywagacje APA na temat uznania zjawiska za chorobę psychiczną bądź nie, wykraczają daleko poza ramy nakreślone w opowiadaniu. Powody takiej postawy omówiłem w poprzednim komentarzu. W wypadku pedofilii moje stanowisko jest klarowne – chemiczna kastracja.

Nie, nie wrzuciłem tej sceny gejowskiej, bo coś wrzucić musiałem. Ja zaczynałem pisać „Filistera” z założeniem, że piszę opowiadanie, którym w scenie seksualnej będą występować sami mężczyźni. Czy to dobrze, czy to źle? Nie mnie oceniać, opowiadam tylko o przyjętych założeniach. Nie był to absolutnie wymóg jakiejś mody, jakkolwiek rozumianej. Raczej autonomiczny wybór.
Tak, ja wedle Twojej definicji erotyki jestem bardziej pornografem niż twórcą erotyków. Lubię dosłowność, niedomówienia mnie nudzą. Jeśli podobne rozgraniczenie było w jakiś sposób ważne, cieszę się, że mamy to omówione. Nie oznacza to oczywiście, że delikatniejszych scen pisać nie potrafię. Potrafię, nawet jedną czy dwie opublikowałem. 🙂

Porównania z Kopciuszkiem użyłem od czapy. Moje zaległości czytelnicze związane z NE sięgają października/listopada 2016 r. Równie dobrze mogłem napisać o facecie w barze szukającym przygody na jedną noc.
Wiem kim byli Pretorianie i jaką funkcje sprawowali w ramach rzymskiego ustroju. Założyłem po prostu, że porównanie odnosi się do rzeczy, które pisałeś w komentarzach pod innymi tekstami. Nie śledziłem, więc nie wiedziałem.

Jestem jednym z trzech aktywnie piszących założycieli strony, początkowo było nas siedmioro. Trochę na rzecz tej strony zrobiłem, ale też znowu nie przeceniałbym własnych zasług. Nie wiem czy mój staż autorski, sposób wypowiedzi, albo styl pisania kwalifikują mnie w szeregi starozakonnych, to Twoja decyzja. 🙂 Nie wtrącam się.
Jedynie porównanie z PRLowskimi „intelektualistami” spowodowało, że nieco się skrzywiłem.
1. Jestem urodzony po 89 roku.
2. Nigdy nie starałem się i nie staram dołączyć do nieco mitologizowanej kasty inteligenckiej. Staram się wiedzieć i rozumieć, wydaje mi się to zasadniczą różnicą. Na etykietkach mi nie zależy.
Wiem co łączy ze sobą kontrowersyjnego filozofa, średnio uzdolnionego akwarelistę i genialnego kompozytora. Tyle, że jest to związek pozorny. 🙂 Ale o tym pewnie będzie okazja gdzieś, kiedyś sobie popisać.
Mam nadzieję, ze rozwiałem wszystkie wątpliwości. Obyśmy jeszcze nie raz spotkali się w komentarzach pod tekstami.
Kłaniam się,
Foxm

Komentarze niemal tak długie jak niektóre opowiadania 😉
Lisie, tym opowiadaniem kompletnie mnie podbiłeś! Dawno nie czytało mi się czegoś tak dobrze.

Bardzo widać, że jestem szaloną kociarą? 😉

Napisz komentarz