Arystokrata II (Violet)  3.73/5 (1,670)

27 min. czytania

– Drugi, sprowadź tu natychmiast Martina! – ciche warknięcie przywróciło ją do rzeczywistości.

Obserwując bezmyślnie to, co się działo za oknem na dziedzińcu, zapomniała na moment o wygodnie rozpartym w fotelu mężczyźnie. Ostatni raz widziała w tym miejscu młodego chłopca, który powoli i trochę nieporadnie wchodził w rolę właściciela olbrzymiego majątku i jednego z potentatów imperium niewolniczego; teraz miała przed sobą dorosłego, pewnego siebie i swego uroku człowieka. Z nieukrywaną przyjemnością studiowała sylwetkę brata, gdy się gwałtownie poderwał, zauważywszy, że go nie słucha. Postawny, mocno zbudowany, o niepowtarzalnych i charakterystycznych dla Raysów rysach twarzy, emanował męską magią. Przemierzał nerwowo swój olbrzymi gabinet, ciskając na przemian przekleństwami i groźbami, by wreszcie stanąć i utkwić w niej spojrzenie dumnych oczu w kolorze ciemnego złota, które wraz z niepokojącym uśmiechem obrośniętym trzydniowym zarostem, czyniły go zbyt męskim, zbyt seksualnym i zbyt agresywnym. Mogła być dumna ze swojego brata, uroku nie można mu było odmówić.

I był też wściekły. Bez wątpienia musiała dać mu czas na uspokojenie, zanim podejmą konstruktywną rozmowę, zwłaszcza, że nie powiedziała mu jeszcze najważniejszego. Przyglądali się sobie przez chwilę, jego spojrzenie było ciężkie, obce i zimne. Odniosła wrażenie, że chce z nią o czymś pomówić, o czymś niemiłym, ale przenosząc wzrok na olbrzymią biblioteczkę, wypełnioną księgami, które zapewne pamiętały bardzo odległe czasy, jakby w ostatniej chwili zrezygnował z powiedzenia czegokolwiek.

Wiadomości, które mu przekazała, wyprowadziły go z równowagi. Wyczytała to z twarzy i drżenia w głosie, gdy zwracał się do niewolnika, na którym bez wątpienia wyżyłby się, gdyby nie jej obecność. Drugi… oryginalne imię nadał swojemu osobistemu. Zaprzątnął jej uwagę od razu, gdy tylko go ujrzała. Niby niczym szczególnym się nie wyróżniał. Jak cała służba, może z niewielkimi wyjątkami, był wysokim blondynem i doskonale się prezentował, ale dostrzegła w nim coś niepokojąco znajomego, coś nieuchwytnego, czego nie potrafiła wyjaśnić. Najwyraźniej Robert też w nim to coś odnalazł, gdyż na ile Marta znała, a zwłaszcza im więcej słyszała o jego preferencjach, Drugi był zbyt… dojrzały. Jej brat gustował w bardzo młodych chłopcach, a ten osobisty niewolnik i, jak się domyślała, również dla przyjemności, do najmłodszych nie należał, a jednak dostąpił wątpliwego zaszczytu, służenia samemu Raysowi. Czyżby Robert zmienił upodobania? Mało prawdopodobne, ale nigdy nie wiadomo…

I jeszcze jedna myśl nie dawała jej spokoju: ciekawiło ją też, czy Drugi miał niebieskie oczy? Do tej pory nie podniósł na tyle wzroku, by mogła to sprawdzić. W tych czasach, jasnowłosi niewolnicy stanowili rzadkość, a z takim zabarwieniem tęczówek na dodatek, byli prawdziwym rarytasem.

– Też uważasz, że wszystko to, dzieje się z mojej winy?

Wyrwał ją z rozmyślań. Zatrzymał się przed siostrą, a poza, którą przyjął, mogła wyprowadzić z równowagi, jednak Marta nie dała się zwieść. Nie zadziałało na nią też zwężenie złotych oczu. Sama stosowała tę sztuczkę, gdy chciała wywrzeć na kimś presję. Czytała go jak otwartą książkę – zagubił się w tym wszystkim. Nie znał jej myśli, nie miał pojęcia, ile informacji jest w jej posiadaniu i jakie ma zamiary, a to wszystko razem doprowadzało go do furii, nad którą z trudem panował. Miała nad nim przewagę, z której nie zdawał sobie sprawy, którą odkryła już rano, przy śniadaniu. Nie mieli kontaktu ze sobą wiele lat. Wiedzieli o sobie tyle, ile donieśli im szpiedzy, ale wystarczyło jej jedno spojrzenie brata, króciutka rozmowa o niczym, by pomimo nieprzyjemnych wydarzeń, które niemal doprowadziły do zerwania rodzinnych więzów, domyśliła się, że ciągle jest dla niego ważna i bliska. Bez skrupułów postanowiła wykorzystać te uczucia. Od początku stworzyła dystans pomiędzy nimi, wywierając subtelną presję psychiczną. Z dłońmi wspartymi na poręczach fotela usadowiła się wygodniej, założyła nogę na nogę i spokojnie patrzyła mu w oczy.

– Chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że dopuściłeś do czegoś tak głupiego? Bo rozumiem, że nie robiłeś tego z premedytacją. – Nie miała najmniejszych wątpliwości, że z jego strony było to celowe działanie, zaplanowane i konsekwentnie realizowane, nie chciała jednak przyznać się do tej wiedzy. – Zadarłeś z całym establishmentem. Zdajesz sobie sprawę, w jakiej sytuacji nas postawiłeś?

Ze świstem wciągnął powietrze do płuc i skupił się na siostrze. Nie miała prawa zwracać się do niego w ten sposób i oceniać jego działań, a tym bardziej mieszać do spraw, które do tej pory dla niej nie istniały.

– Bardzo proszę, zmień ten protekcjonalny ton. – Pozornie grzeczna prośba zabrzmiała jak ostrzeżenie. – Prowadzę ten interes od lat i nie pozwolę, by ktoś się do niego mieszał. Nikt! Rozumiesz?!

Uśmiechnęła się leciutko, myśląc szybko, kogo ma na myśli – ją czy Radę? Potrafiła zrozumieć jego gwałtowną reakcję. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. On był tu panem, jego słowo było najważniejsze, święte i ostateczne, ale Marta nie mogła dopuścić do utraty dominującej pozycji w tej rozmowie.

– Nie przyjechałam tu ustalać, kto jest kim i kto ile może. W tej kwestii nie powinno być najmniejszych wątpliwości – rzuciła mu wyzywające spojrzenie i w odpowiedzi na groźbę, choć w sercu pojawił się bolesny skurcz, uderzyła w czuły punkt: – Mam rację, braciszku?
Mężczyzna odstąpił na dwa kroki w tył i skrzywił się. Jego coraz bardziej ciemniejące oczy nie wróżyły niczego dobrego. Narastające w pomieszczeniu napięcie było już prawie namacalne. Dawno temu, ujmując się honorem i wbrew jego prośbom, zrzekła się swoich udziałów w holdingu Radrays Valley. Teraz upomniała się o nie w nie najlepszym stylu.
– Trzeba ratować konsorcjum od totalnej zagłady…

Zareagował bardzo szybko. Doskoczył do niej, Przycisnął rękoma jej dłonie, spoczywające na skórzanych poręczach fotela. Tym samym została w nim uwięziona. Syknęła. Opierając się całym ciężarem ciała, sprawił jej ból. Zignorował to i nie zmniejszył nacisku.

– Chcesz powiedzieć, że do tej pory źle zarządzałem firmą?! Moją firmą?– zaznaczył. – Od czasów naszego dziada ten biznes nigdy nie był tak dobrze notowany na giełdach jak dziś. Jak myślisz: dlaczego jesteśmy na samym szczycie rynku? Dlaczego liczą się z nami wszystkie najważniejsze domy arystokratyczne? No, dlaczego? – Narastała w nim furia, słodka, zimna i zabójcza.

Przebiegł przez nią dreszcz, którego źródła nie potrafiła odkryć. Nie bała się go, a wręcz była jakoś dziwnie zafascynowana tą niespodziewaną bliskością, tą pasją z jaką do niej przemawiał. Na dodatek doznanie potęgowała intrygująca woń wody kolońskiej, pomieszana z zapachem alkoholu, która czyniła go równie pięknym, co niebezpiecznym. Nie oczekując odpowiedzi, cedził dalej przez zęby:

 – Myślisz, że zaszczycają nas swoją szczodrobliwą przychylnością ze względu na sentyment dla naszej rodziny; że nas tak bardzo kochają, mając na względzie dawne czasy? – zadał pytanie i sam sobie odpowiedział: – Nie! Oni nas się boją. A dlaczego się boją? Bo sprawiłem, że ten cały, jak ich nazwałaś, establishment sprzedał mi się i to sam! Wykupiłem ich kawałek po kawałku. Za pieniądze kupiłem sobie ich szacunek, miłość i władzę. Czy sądzisz, że aby przetrwać w świecie zdominowanym przez konsumpcję i okrucieństwo, gdzie opinia publiczna z dziecięcą ufnością wobec Trybunału i mediów, pogrąża się w korupcji i chaosie, wystarczy samo nazwisko i starożytne pochodzenie naszego rodu? Znaczenie ma to, na ile cię przeliczają, bo pieniądz to władza, władza to siła, a jedno z drugim równa się przetrwanie…

– Nie ma nic złego w przetrwaniu – weszła mu w słowo. – Tyle, że zrobiłeś to wszystko za ich pieniądze i paradoksalnie nie o pieniądze teraz chodzi.

Odsunął się od niej, nabrał powietrza do płuc i odetchnął głęboko, wyrównując oddech.

– Nie?! – zadrwił. – A o co innego może chodzić w tym porąbanym świecie? – Na jego usta wypełzł cyniczny uśmieszek. – Całe życie sprowadza się do jednego: do pieniędzy i pieprzenia… pieprzenia i pieniędzy, kolejność sama sobie wybierz!

Musiała przyznać, że miał sporo racji. Pieniądze i wpływy odgrywały olbrzymią rolę. Robert zapomniał tylko o bardzo istotnym szczególe – w tym wszystkim był jeszcze człowiek, ze swymi słabościami i ułomnościami wynikającymi z poczucia własnej, niewyobrażalnej wyższości nad innymi. Nie doceniał przewrotności ludzkiej natury.

– Doskonała konkluzja – pochwaliła równie zgryźliwie. – Tylko jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić? Zadarłeś z nieodpowiednimi ludźmi, od których wiele zależy. Są żądni władzy w równym stopniu co pieniędzy i bardzo nie lubią, gdy się ich lekceważy, publicznie upokarza…

Wszedł Martin, a za nim Drugi. Rodzeństwo jednocześnie spojrzało w tym samym kierunku.

– Słychać was na całym korytarzu… – zaczął zarządca, ale spostrzegłszy wściekłe spojrzenia obojga rodzeństwa, szybko zamilkł i zajął drugi fotel, na wprost Marty.

 – Długo kazałeś nam czekać na siebie – rzucił lodowato Robert.

 – Wybaczcie, pewna sytuacja z klientem wymagała mojej obecności – Martin próbował się wytłumaczyć, ale wzrok Raysa powstrzymał go skutecznie.

Zdumiała ją lekceważąca reakcja brata w stosunku do starszego mężczyzny i wycofanie tego drugiego. Posłała zarządcy mający dodać otuchy, przyjazny uśmiech i zerknęła w stronę niewolnika, stojącego jak uprzednio w pobliżu drzwi.

Intrygował ją. Odniosła jakieś przelotne wrażenie, że już kiedyś go spotkała, chociaż praktycznie było to niemożliwe. Nie mógł służyć już wówczas, gdy wyjeżdżała, ponieważ do dziś nie zachowałby tak dobrego zdrowia i kondycji. Osobiści Roberta wytrzymywali przy nim nie dłużej niż rok, góra półtora, potem kończyli na plantacji złamani psychicznie, a przede wszystkim zniszczeni fizycznie. Drugi nie mógł mieć również wcześniej innego właściciela, bo to kłóciło się z zasadami jej brata w kwestii bezpieczeństwa. Ta myśl nie dawała jej spokoju i była tak samo uporczywa jak ta o kolorze jego tęczówek.

– Tylko ja mam wrażenie, że mamy jakiś problem! – wyrwał ją z zamyślenia, kierując słowa do Martina, ale była pewna, że zależało mu na zwróceniu uwagi siostry.

Zauważył jej zainteresowanie swoim niewolnikiem i nie był tym zachwycony.
Kierując następne słowa do mężczyzn, którzy przyglądali się jej z napięciem, zwróciła jeszcze uwagę na świeżą bliznę biegnącą od połowy policzka w kierunku ucha. Nie spuszczając z Drugiego oczu, rzekła:

– Trybunał chce ci zabrać koncesję na handel niewolnikami… Chce nam zabrać – poprawiła się. Spokój w jej głosie i beznamiętny ton nie pozwoliły, by powaga tych słów dotarła do obecnych już w pierwszej chwili. Odwróciła się w ich stronę w oczekiwaniu na efekt. Najszybciej zareagował Martin.

– Marta, o czym ty mówisz?! – pochylił się w jej stronę z niedowierzaniem.

Robert zatrzymał się zdumiony i wstrzymał oddech.

– Co powiedziałaś? – powtórzył po chwili za swoim zarządcą z ostrożnością w głosie. – Co ty mówisz?

Podniosła się energicznie z fotela. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Musiała to sprawdzić. Podeszła do niewolnika. Mimo że stał z opuszczoną głową, wciąż był nieco od niej wyższy. Miał szczupłą, idealnie wyrzeźbioną sylwetkę, która wyraźnie zaznaczała się pod dopasowanym ubraniem. Uniosła mu twarz za podbródek. Pod palcami czuła przynajmniej dwudniowy zarost. Jasne włosy zsypały się do tyłu na ramiona, odsłaniając teraz w całej okazałości ranę, oraz mniejszą bliznę tuż za uchem. Sądząc po rozcięciu, był to efekt wczorajszego bicia. Takie oszpecenie na delikatnej, klasycznej twarzy, ale o bardzo męskiej urodzie, z której patrzyła na nią para intensywnie błękitnych oczu, było niedopuszczalnym marnotrawstwem towaru.
Zanim ulegle opuścił wzrok, dostrzegła w jego oczach przyczajony strach, co nie było niczym dziwnym, ale zaskoczył ją też jakiś desperacki brak pokory. Natychmiast nasunęła się myśl, którą podpowiadała jej intuicja – ten niewolnik nie był szeregowym sługą, był czymś więcej, a raczej – kimś więcej.

– Tak – odwróciła się do nich gwałtownie i potwierdziła – Trybunał chce nam zabrać koncesję na handel niewolnikami.

Przeszła się po gabinecie, w którym zapadła ciężka, zimna i dziwaczna cisza. Przez moment odniosła wrażenie, że słyszy bicie serca każdej obecnej tu osoby. Jej brat nie wierzył w to, co usłyszał, a Martin był autentycznie przerażony.

– Nie mają prawa tego zrobić! – Warknął arogancko w kierunku zarządcy. – Nie mogą zrobić mi czegoś takiego…

Spojrzał na siostrę w taki sposób, jakby szukał u niej potwierdzenia dla swych słów. Niestety, nie mogła spełnić jego niemej prośby.

– Jeśli tak myślisz, to się mylisz – odparła chłodno.

– Mogą to zrobić – odezwał się zamyślony Martin. – Znam przypadki, w których odebrali komuś koncesję…

– Komuś! – Robert rzucił się w jego stronę, aż ten cofnął się zaniepokojony. – Ja nie jestem jakiś ktoś! Nie mają prawa, nie mają prawa mi nic zabrać! Nic! Rozumiesz?

– Oczywiście, że mają takie prawo – Marta potwierdziła spokojnie. – I co więcej, oni to zrobią… Odbiorą nam tę cholerną licencję, czy ci się to podoba, czy nie – zaakcentowała słowo „nam” i dodała jeszcze: – Pomimo, że jest ona w posiadaniu naszej rodziny od kilku pokoleń.

Podeszła do olbrzymiego okna. Na dziedzińcu sprzątano śnieg, który skrzył się w zimowym słońcu. Wszystko wydawało się tu takie ciche i beztroskie. Piękna, malownicza szadź, która oszroniła wszystko wokół, błękitne niebo i słońce wychylające się zza południowego skrzydła rezydencji kusiły, aby otworzyć drzwi tarasowe i podążyć do tego spokojnego, zaśnieżonego świata. Usłyszała za sobą skrzypnięcie skórzanego fotela, gdy Robert na powrót usiadł za biurkiem.

– O, co chodzi tym starym, skorumpowanym kretynom? Opłacam się wielu z nich, mam teścia w radzie…

Słuchając brata, walczyła z nagłym pragnieniem wyjścia na zewnątrz, rozsądek jednak wziął górę. Odwracając się, dostrzegła, jak Martin nerwowo przełyka ślinę, mierząc ją wzrokiem. Zastanawiała się też, dlaczego ten świetny doradca ich ojca, a teraz zarządca u jej brata, nie reagował; dlaczego nie powstrzymał go przed głupimi decyzjami, bo co do tego, że o wszystkim wiedział, nie żywiła najmniejszej wątpliwości. Stracił czujność, przestało mu zależeć na firmie czy aż tak się go bał?

– Kilku z tych mądrali nie może bez mojego pozwolenia nawet kichnąć. W każdej chwili mogę pozbawić ich majątku…

– No właśnie – wpadła mu w słowo. – Jesteś za mocny, oni się ciebie boją, zrobiłeś się niewygodny. To, co im dajesz, to dużo za mało. Nie chcą już resztek – wypowiadając te słowa, obserwowała, jak jego pewność siebie znika. – A poza tym stałeś się dla nich niebezpieczny. Patrzą na ciebie przez pryzmat ambicji naszych rodziców, naszej rodziny, rozumiesz? Podniosłeś głowę, pokazałeś im swoją siłę, odkryłeś się…  – Kątem oka zerkała, jak Martin potakuje głową na znak, że zgadza się z jej opinią. – Na dodatek koncesji jest tylko kilka, a chętnych na nią wielu…

– I wielu zrobi wiele i jeszcze więcej zapłaci, by tylko ją zdobyć – dopowiedział starszy z mężczyzn.

Robert westchnął z irytacją, wzruszył ramionami i oparł podbródek na ręce. Wzrok utkwił gdzieś w kącie pokoju.

– Jak nie zaczniemy działać, to za chwilę takich niewolników – wskazała na Drugiego – zamiast sprzedawać, będziesz kupował za ciężkie pieniądze.

– Co mi zarzucają? – spytał rzeczowo i spojrzał na nią, udając, że nie dostrzegł ironii w wypowiedzianych przed chwilą słowach. Nie umknęło jej uwadze, że zmienił ton i zaczął się uspokajać. – O co im konkretnie chodzi?

– Posunąłeś się za daleko, Robert. Tyle razy cię ostrzegałem, że łamiesz zasady… – wtrącił Martin, ale zignorował jego słowa.

– Ale co? Co robiłem, czego inni też nie robią?! – zwrócił się do niej, wciąż czujnie obserwując siostrę.

Wyczuwała w jego głosie jakiś mroczny cień, jakieś ostrzeżenie – nigdy nie przyzna się do błędu i będzie się stawiał do końca. Jego upór, przebojowość i odwaga zawsze były atutami, ale tym razem nie wystarczą; tak samo jak koneksje rodzinne, na których polegał. Teraz zdał sobie sprawę z powagi i beznadziejności sytuacji, w której się znalazł, oraz że nie wykpi się tak łatwo, jak do tej pory bywało. Obawiała się, jak zareaguje na wieść o decyzjach już podjętych za jego plecami, jak to zniesie.

– Nie mogą mi zarzucać czegoś, co jest powszechnie stosowane…

– Ale nie na taką skalę… – zarządca znów się wtrącił, ale tym razem Rays przerwał mu ostro:

– Zamknij się! – Był zniecierpliwiony i nie uważał w tym momencie Martina za partnera do rozmowy.

– No, więc co mi zarzucają? – skierował pytanie do Marty. – Czego ode mnie chcą?

Odetchnęła z ulgą. Wreszcie będą mogli zacząć poważną rozmowę. Usiadła na brzegu biurka, bokiem do brata. Jej uwagę przykuła misternie zdobiona szpilka z okazałą perłą, była to oryginalna i wyjątkowa damska ozdoba. Wzięła ją delikatnie do ręki i przyjrzała się bliżej; srebro było oksydowane, przetarte i wypolerowane na piękny połysk, aby wydobyć niesamowitą fakturę biżuterii.

– Piękna rzecz… – Jeszcze raz obróciła w palcach przedmiot i odłożyła go, jednocześnie zastanawiając się, kto mógł być właścicielką tej wyjątkowej ozdóbki.

– Więc? – Robert ponaglił ją zirytowany.

Odchylił się w fotelu, chwycił w rękę długopis i zaczął nim kręcić między palcami. Wyraźnie przyjął postawę obronną. Założyła nogę na nogę i lekko pochyliła się w jego stronę, opierając dłonie o blat biurka.

– Brutalność twoich najemników podczas akcji, brak szczegółowej selekcji na miejscu i fabrykowanie fałszywych oskarżeń, jak się domyślasz, nie są dla Rady jakimś większym problemem… – Ostrożnie obserwowała, jak jego twarz zastygała w zimną maskę. – Nawet handlowanie na cichych aukcjach niewolnikami poniżej dozwolonej granicy wieku. To wszystko są w stanie przełknąć. Ale już polowania poza granicami wyznaczonych dzielnic i wchodzenia na cudze terytoria nie darują ci za nic. – Przerwała na chwilę, aby nabrać powietrza w płuca. – Prowokujesz ich, ośmieszasz i okradasz. Nie będą tego dłużej tolerować…

– To wszystko jest mocno naciągane – parsknął i robiąc niecierpliwy ruch ręką, spojrzał gdzieś w bok, poruszenia na twarzy jednak nie zdołał ukryć. – Nie odważą się zadrzeć z Raysem. Zbyt dużo wiem i mam opłaconą większość głosów w radzie…

– Miałeś! – wtrąciła. – Pewne sprawy mocno się zdezaktualizowały. Niestety przeoczyłeś je. – Nie pozwoliła sobie przerwać, gdy próbował zaoponować. – Trybunał ma dowody na to, że zaniżasz stan faktyczny, na jaki opiewają kontrakty z dzielnic, i że organizujesz nielegalne aukcje, na których sprzedajesz nadprogramowy towar, z którego oni nie mają żadnych procentów i tracą tym samym ogromne pieniądze… – Zamyśliła się na moment nad swoimi słowami. – Nie darują ci tego, Robert, nie wiem tylko, czy majątku, który zbijasz, czy twojej buty i arogancji. Są żądni krwi i aby zaspokoić swój głód, muszą otrzymać coś w zamian.

Ciszę, która zapadła po jej słowach, zakłócił trzask pękającego długopisu i miarowe skrzypienie skórzanego fotela. Spojrzała na Martina. Nerwowo poruszał się w przód i w tył, z niepewnym, ostrożnym wyrazem twarzy, świadczącym o zrozumieniu powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli.

– Czego chcą? Mojej głowy? – zakpił, uśmiechając się cynicznie, ale mina siostry, bardzo szybko starła z jego twarzy szyderstwo, którym chciał zamaskować niepokój. – Rozumiem, że przyjechałaś tu już z gotowym scenariuszem, inaczej Trybunał po prostu powiadomiłby mnie, że nie mam prawa wchodzić na dzielnicę. – Powiedział głosem wyzutym z emocji, ale spojrzenie nie straciło nic ze swej przenikliwości.

– Uznali prawo do błędu. – Zerknęła na zarządcę, ochłonął po pierwszym szoku i wyglądał jakby zbierał myśli. – Rada zdaje sobie sprawę, że otwarta wojna z Raysami to polityczne samobójstwo dla wielu jej członków, a tym samym paraliż wielu strategicznych instytucji, które są w rękach kilku arystokratycznych rodzin. Jeśli do tego dojdzie, wiesz, co nastąpi, prawda? – Robert skinął głową w geście potwierdzenia.

– Nie chodzi im o dzielnice… nie o rynek niewolników… chcą mieć nade mną kontrolę! – szepnął wściekle. – Trybunał nie powziął żadnych działań przeciw mnie, bo weszłaś z nimi w układ. – Skinęła głową na potwierdzenie. Robert pokręcił głową z niedowierzaniem, w jego oczach dostrzegła żal. – Mam podzielić się z tobą kontrolą nad holdingiem Raysów? Taka jest wasza strategia?

– Ty nie masz się dzielić– odezwał się nagle skupiony i milczący do tej pory Martin. – Ty masz oddać Marcie całą władzę.

Westchnęła z wdzięcznością, że te słowa padły z ust zarządcy. Nagłej zmiany w oczach brata nie dało się nie zauważyć. Teraz jej brat był już gotowy do rozmowy, do tej właściwej…

Po prawie godzinnej, burzliwej wymianie zdań i wzajemnego przerzucania się argumentami, doszli do porozumienia, który pozwoli im funkcjonować w ramach ustanowionych przez Trybunał. Robert, z oporami ale poddał się woli Rady, dzięki czemu otrzymali rok na poprawienie rynkowego wizerunku firmy i natychmiastowe zakończenie działań niezgodnych z kodeksem handlowym Trybunału. Faktycznie tylko na Marcie spoczął obowiązek naprawienia stosunków z Radą i przede wszystkim zapanowania nad swoim bratem, który na szczęście podzielał jej zdanie, że interes firmy i rodziny jest najważniejszy, i na ten czas odsunął się, choć nie bez protestów, od zarządzania konsorcjum.

Dopiła alkohol, który podał jej Martin w momencie, gdy dyskusja schodziła na niebezpieczne tory, i odstawiła szklaneczkę na ciężki, dębowy stolik.

– Dziękuję, jestem z ciebie dumna – zwróciła się cicho do Roberta.

Oparty o biurko wydawał się spokojny i jakby pogodzony z sytuacją. Była pełna uznania dla jego rozwagi i w pewnym sensie poświęcenia. Tym bardziej, że nie miała pojęcia, jak sama by się zachowała, znajdując w podobnej sytuacji.

– Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? Cała przyjemność po mojej stronie? Czy może lepiej: nie ma sprawy baw się dobrze? – Słowa zabrzmiały lodowato, chyba ostrzej, niż zamierzał, ale nie dziwiła się, w końcu przyparła go do muru i zajęła jego miejsce.

– Nic, zupełnie nic…

Podszedł do niej, popatrzył chwilę i objął, tuląc mocno, zbyt mocno, ale nie było to niemiłe. Wdychała z przyjemnością jego zapach, poznawała go od nowa. Powracały wspomnienia z czasów, kiedy ten mężczyzna był dla niej całym światem. Z czasów, kiedy był nie tylko jej bratem, lecz również opiekunem w najtrudniejszym dla nich okresie życia. Czuła się wtedy bezpiecznie i teraz, gdy trzymał ją w ramionach, było jak dawniej. Potrzebowała tego ciepła, potrzebowała jego bliskości i poczucia, że nie jest sama. Szkoda tylko, że jednoczyli się dopiero w obliczu tak poważnego zagrożenia.
– Kocham cię, siostrzyczko – wyszeptał jej do ucha. Zachwiała się. Nie słyszała tych słów od lat! Czuła dokładnie to samo.

– Ja też… – Wyznanie tego uczucia nie chciało jej przejść przez usta. – Cieszę się, że wróciłam – dodała w zamian.

Odsunęła się od niego i skierowała do wyjścia. Nie mogła wydusić z siebie nic więcej… A może nie chciała, żeby padło więcej słów, których się bała. Jasnowłosy niewolnik otworzył przed nią drzwi. Zauważyła, że drżą mu dłonie. Zatrzymała się i na sekundę odwróciła w stronę Roberta. Jego oczy, przed chwilą jeszcze tak ciepłe i czułe, w jednej chwili stały się zimne i bezwzględne. To wystarczyło, by zrozumieć, dlaczego chłopakowi drżą ręce.

* * *

Dawno zamknął za Martą drzwi, a ciągle jeszcze czuł jej zapach – zapach jaśminowych perfum, który unosił się wokół, pobudzając jego stępione zmysły. Zapamiętał dotyk chłodnych palców na twarzy i wnikliwe spojrzenie oczu w kolorze ciemnego złota, dokładnie takie samo jak u Roberta i tak samo zresztą zimne. Zadrżały mu dłonie, kiedy otwierał przed Martą drzwi, i mimo że bardzo starał się, nie wiedzieć czemu, ukryć to przed nią, nie udało się. Jego własne ciało zawodziło go coraz częściej, zdawał sobie sprawę, czego wynikiem, były te niekontrolowane napady i w sumie powinien się cieszyć, że w ogóle przejawiał jeszcze ludzkie odruchy, ale tym razem za sprawą tej pięknej kobiety, chodziło o coś zupełnie innego.

– Chodź tu. – Usłyszał niebezpiecznie spokojny głos, który sprawił, że po plecach, wzdłuż kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Czuł na sobie wzrok Roberta, odkąd wyszła Marta, i nie musiał patrzeć mu w twarz, aby wiedzieć, ile okrutnej pogardy czai się w jego spojrzeniu. Mówiło mu to kilkuletnie doświadczenie bycia osobistym człowieka, którego tak dobrze znał, a na którego teraz nie mógł nawet spojrzeć bez pozwolenia. Odwrócił się w kierunku mężczyzny, niedbale opartego o biurko. Powoli zbliżał się do niego, próbując zachować równy oddech, co było tak samo niewykonalne jak zapanowanie nad drżącymi dłońmi. Nie dał się zwieść. Rozluźniona postawa Roberta, była złudna, gdyż będąc świadkiem niedawnej, bardzo burzliwej rozmowy, domyślał się, że jego właściciel jest na skraju wytrzymałości nerwowej. Odkąd mu służył, jeszcze nigdy nie widział, aby Rays tak się kontrolował podczas rozmowy i zważał na słowa, powściągając agresję. Choć intuicja podpowiadała niewolnikowi, że cała frustracja zostanie odreagowana na nim, to miał niewątpliwą satysfakcję, obserwując, jak dumny i arogancki pan jego życia i śmierci podporządkowuje się powściągliwej, rozważnej i subtelnej siostrze.

– Bliżej! – Rozkaz zabrzmiał jak suchy strzał z bata.

Pokornie podszedł, ale teraz stał już na wyciągnięcie ręki. Bał się; w głosie Raysa nie wyczuł podniecenia. Mężczyzna był nienaturalnie opanowany, taki stan u Roberta nie był mu obcy i oznaczył tylko jedno: skumulował całe napięcie w sobie i będzie chciał je wyładować, a to zwiastowało, że szybko nie skończy z osobistym, i że będzie bolało.

Bał się, cholernie się bał, ale nie tyle fizycznego cierpienia – nie tortur, do których zdążył przywyknąć – co tego, że w końcu nie wytrzyma psychicznie i nie zapanuje nad sobą. To oznaczałoby zamknięcie pewnego etapu w życiu, dla którego zdecydował się poświęcić tak wiele i za nic nie mógł ponieść klęski.

Tymczasem ręka pana błądziła po jego twarzy, czule i delikatnie obrysowując kontury. Od niechcenia opuszkami musnął kącik ust, po czym jeden z palców wniknął głębiej i unosząc górną wargę, przejechał po równych, gładkich zębach. Dłoń znów wróciła na policzek; ciągle tak samo delikatna i czuła. Po chwili pieściła już szyję, palce wsuwały się pod wąską, złotą obrożę, powodując lekkie duszenie. Nagle Robert znalazł się tuż za jego plecami. Niewolnik zesztywniał w jednym momencie, nawet nie spostrzegł, kiedy to nastąpiło. Jedną ręką wyciągał osobistemu koszulę ze spodni, drugą wędrował po idealnie umięśnionym torsie i lekko zarośniętej piersi, aby trafić w końcu na sutek. Rays przyciągnął go do siebie i dotknął wargami szyi. Smakował językiem skórę, pozostawiając wilgotny ślad. Drugi wzdrygnął się mimowolnie. Serce kołatało jak szalone, a oddech stawał się coraz bardziej nierówny. Jego ciało reagowało na bodziec w ten sam sposób, jak reagowałoby na zimno czy głód, i nie miało to nic wspólnego z uczuciami czy pożądaniem. Bolesne uszczypnięcia i brutalny dotyk mężczyzny powodował bezwiedne drżenie mięśni. Niewolnik spiął się, wciągając gwałtownie powietrze do płuc, i w tym samym momencie nastąpił przeszywający atak bólu – Robert wbił mu paznokcie w sutek, rozcinając jedwabistą skórę brodawki. Ze wszystkich sił starał się zapanować nad narastającym cierpieniem i utrzymać kontrolę nad ciałem, które pragnęło się bronić.

Rays tylko na to czekał, na najmniejszy błąd… Ale nie da skurwielowi satysfakcji. O, nie! Kiedy właściciel wbił paznokcie także w drugi sutek, pod powiekami poczuł łzy, zaciśnięte dłonie stały się mokre od potu, a mięśnie napięły do granic ostateczności. Ból narastał, z całą mocą zaciskał zęby, żeby tylko stłumić w sobie krzyk. I choć w środku był kompletnie rozdygotany, to na zewnątrz ciało wydawało się nieporuszone. Niewolny starał się zapaść w psychiczną głębię, aby uciec od wszechogarniającego bólu. I gdy prawie mu się to udało, nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, przegrywał nierówną walkę. Jeszcze chwila i osunąłby się na kolana, ale nagle wszystko się skończyło. W ostatnim momencie powstrzymał jęk ulgi. Jednym, wyćwiczonym, silnym ruchem Robert obrócił go w swoją stronę; czujnie obserwował reakcję osobistego, a właściwie brak reakcji, kiedy sięgnął między jego nogi.

– Chcesz mnie, prawda? – spytał aksamitnie miękkim, pełnym szyderstwa głosem.

Drugi odruchowo, bez zastanowienia podniósł głowę. Ich spojrzenia spotkały się, strach ścisnął mu żołądek. Nie zobaczył w oczach pana nic oprócz perwersyjnej pożądliwości.
Stali tak naprzeciw siebie przez chwilę, mierząc się wzrokiem. Obaj postawni, choć niewolnik minimalnie niższy i szczuplejszy, o nietuzinkowej choć skrajnie różnej urodzie, wyglądali, jak dwa posągi.

– Panie, jestem tu, aby sprawić ci radość i dać rozkosz – wyrecytował w odpowiedzi formułkę, którą wypowiadał każdy niewolnik dla przyjemności, wezwany do służenia. Grymas, który wypełzł na twarz jego właściciela, w połączeniu z lodowatym blaskiem źrenic, upewnił go, że riposta była celna. Właśnie wydał na siebie wyrok, pozostała już tylko egzekucja.

– Ty, hardy gnojku! – Usłyszał, jak Rays cedzi przez zęby, i potężny cios, niebywale szybko wyprowadzony lewą pięścią w podbrzusze, zgiął go najpierw w pół, a potem rzucił na kolana. Zdążył jeszcze tylko pomyśleć, że złote oczy jego pana, w które wpatrywał się, czekając właśnie na ten moment, nie zmieniły się nawet na jotę, aby zdradzić nadchodzący atak. Dał się zaskoczyć, przyjął cios z całą jego siłą. Teraz spodziewał się, że Robert wyprowadzi uderzenie prawą ręką w okolice ucha. Niestety nie mógł się osłonić, gdyż na chwilę stracił panowanie nad ruchami i na dodatek nie mógł złapać tchu.

W ostatniej chwili osunął się na podłogę, co złagodziło siłę uderzenia w skroń i ucho. Skulił się tak szybko, na ile pozwalała mu opóźniona reakcja, by ochronić żołądek przed kopnięciem. Dostał więc w żebra. Odrzuciło go aż pod ciężkie, dębowe biurko. Uderzył głową w twarde drewno.

Zapadła wokół niego cisza, leżał na wznak, a głowa pękała mu z bólu. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł pochylonego nad sobą Raysa. Mężczyzna bez pośpiechu głaskał go z troskliwą czułością po policzku. Dawał niewolnikowi czas na dojście do siebie, aby kolejne uderzenia przyjmował z pełną świadomością.

Robert był niewiarygodnie szybki i silny. Umiał bić, robił to spokojnie, metodycznie i nigdy się nie spieszył, a przede wszystkim wiedział jak i gdzie uderzyć, aby naprawdę bolało, zarazem jednak tak, żeby trwale nie okaleczyć. Bił, jak mało kto. Ktoś kiedyś powiedział, że do bólu można się przyzwyczaić – gówno prawda! Nie miał do czynienia z Raysem.

Gdy tętno wyrównało się po nagłym skoku ciśnienia spowodowanym uderzeniem w ucho, a spowijająca Drugiego cisza zniknęła, usłyszał nierówny, przyspieszony oddech swego pana. W oczach pojawiły się żądze. To było dopiero preludium.

Potworna siła uniosła go za obrożę do góry i oparła o biurko. Chwyt na obręczy nie zelżał, przez co niewolny z trudem łapał powietrze. Czuł Roberta za sobą, wyczuwał też na pośladkach jego nabrzmiewającą męskość.

– No, już… – syknął mu do ucha.

Osobisty wiedział, o co chodzi. Trzęsącymi się rękoma zaczął rozpinać rozporek w dżinsach, jednocześnie walcząc o oddech, który ograniczała mu złota obroża miażdżąca grdykę. Robert, trzymając chłopaka jedną ręką za kark, drugą uwolnił imponujących rozmiarów penisa. Drugiemu brakowało powietrza, zaczynał się dusić, a cholerny zamek nie chciał się rozsunąć. W końcu udało mu się opuścić spodnie na tyle, na ile pozwalała mu pozycja na baczność, dalej dżinsy opadły same, a on wylądował z szeroko rozstawionymi nogami na brzuchu na blacie biurka, z impetem uderzając w drewno nosem. Właściciel puścił obrożę i chwycił niewolnika za włosy, zmuszając do zadarcia głowy, przez co osobisty wygiął się w łuk, demonstrując pięknie wyrzeźbione mięśnie grzbietu, połyskujące od potu.

Pierwszy haust powietrza, jaki dotarł ze świstem do płuc chłopaka, połączył się z chrapliwym jękiem rozkoszy pana, po czym przeszedł w bolesny skowyt, którego niewolnik nie mógł powstrzymać. Z brutalną satysfakcją Robert wdarł się w Drugiego z całej siły, bez jakiegokolwiek przygotowania, jednym mocnym pchnięciem. Za każdym razem, gdy napierał na niego, niewolnik czuł przeszywający ból i miał wrażenie, że olbrzymi pulsujący członek rozrywa go na części. Chłodnymi dłońmi Rays pożądliwie obmacywał napięte mięśnie pleców i ramion, a ostrymi paznokciami kaleczył lśniącą od potu skórę. Chłopak boleśnie zacisnął palce na kancie blatu, gdy Robert przywierając do jego pleców całym ciałem, wciągał osobistego pod siebie i bezlitośnie dobijał do końca. Głuchy skowyt wiązł mu w gardle i tylko jedna myśl tłukła się po głowie „Nie dać skurwielowi satysfakcji, nie dać skurwielowi…”

W końcu zsunął niewolnika trochę niżej i uniósł biodra do góry. Teraz Drugi musiał stanąć na palcach, a to było dodatkową torturą. Ponownie nie udało mu się zdusić w sobie jęku, gdy porażający i zniewalający atak bólu przestrzelił krocze i klatkę piersiową. Pchnięcia stawały się mocniejsze i głębsze, Rays na przemian to zwalniał, to przyspieszał, przez co pieczenie i ból odbytu tylko rosły, były coraz bardziej odczuwalne. Robert za pomocą potężnego penisa poruszał się w nim, całkowicie skoncentrowany na swojej przyjemności. Niewolnik mógł tylko zamknąć oczy i zacisnąć zęby, starając się odpłynąć od tego poniżenia… Pchnięcie, pchnięcie, ból, jęk rozkoszy, i zdławiony skowyt; pchnięcie, pchnięcie, ból, jęk rozkoszy, jeszcze większy ból… i zdławiony skowyt! I znów, i znów, i tak bez końca… Nie pierwszy raz gwałcił go w ten sposób, ale ciągle nie mógł się przyzwyczaić do tego koszmarnego cierpienia, zawsze tak samo przeżywał upodlenie.

Wreszcie ulga! Członek wysunął się z niego! Rays rozchylił mu pośladki i zostawiając krwawą rysę, paznokciem przejechał wzdłuż rowka w dół, do samych jąder, które ujął w dłoń i bezlitośnie ścisnął. Odruch bezwarunkowy poderwał Drugiego do góry, ale cios w potylicę ułożył ponownie na biurku.

Zabrakło mu tchu, pod zamkniętymi powiekami tańczyły miliony gwiazd. Robert chwycił go za kark, przycisnął twarz dłonią do chłodnego drewna tak mocno, że osobistemu zdawało się, że zaraz zmiażdży kość policzkową. Na zwieracze spadło trochę śliny. Spiął się w odruchu obronnym przed kolejnym bolesnym wtargnięciem, ale tym razem pan wszedł w niego powoli, z namaszczeniem, delektując się zadawanym cierpieniem. Wyślizgnął się z niego jeszcze raz, aby spuścić ślinę na czubek lśniącej, nagiej żołędzi. Ta odrobina nawilżenia tylko przez moment przyniosła ulgę. Później każde następne wejście olbrzymiego członka wywoływało potworne pieczenie, chociaż i tak nie było w stanie przyćmić bólu torturowanych genitaliów.

Rays przyspieszył ruchy, zaczął rżnąć niewolnika szybko i energicznie, jego jądra rytmicznie uderzały w wypięte pośladki, posuwał go, jak bezwolną lalkę. Zmęczone staniem na palcach stopy odmawiały posłuszeństwa; kości miednicy miarowo obijały się o mebel i bolały niemiłosiernie. Przeczuwał, że długo już tak nie wytrzyma, nie da rady; że jeszcze chwila i zacznie krzyczeć.

Robert wyżywał się na nim i karał z perwersyjnie sadystyczną przyjemnością za wszystko, co dzisiaj go spotkało. Przy siostrze powstrzymywał swą gwałtowną naturę, więc teraz musiał odreagowywać stres i upokorzenie, którego doświadczył, w jedyny znany mu sposób – zadając komuś ból.

I kiedy Drugi myślał, że to już się nigdy nie skończy, Robert zaczął dochodzić, głośno sapiąc i pojękując. Jasnowłosy zastygł w oczekiwaniu; jeszcze tylko jedno pchnięcie, i jeszcze jedno… i jeszcze jedno… i wyskoczył z niego… Jednym szarpnięciem ściągnął go z biurka i rzucił na kolana.

– Lubisz to, prawda? – wyszeptał drżącym, złym głosem.

Miał teraz przed sobą męskość pana w całej okazałości. Penis wyprężył się, napiął do granic możliwości. Błyszczący, pokryty cieniutkimi smużkami krwi, jak się domyślał jego własnej, drżąc niecierpliwie, czekał na dokończenie dzieła.

Boże, chciał mieć to już za sobą! Robert, też był tego świadomy.

– Myślałeś, że to koniec? – zwrócił się do niego czule.

Ujął chłopaka za tył głowy i przycisnął twarz do swego przyrodzenia. Szarpnął za włosy, aby dać do zrozumienia, co ma robić. Drugi, nie mając większego pola manewru, starał się chwycić członek ustami, uważając, aby nie drasnąć przypadkiem zębami delikatnej skórki organu. Niejeden niewolnik stracił w ten sposób większość przednich zębów. Bez pozwolenia nie mógł też użyć rąk, ponieważ to groziło kopnięciem w krocze, czego skutkiem były opuchnięte jądra. Przekonał się o tym wielokrotnie.

W końcu penis znalazł się w jego ustach. Trzymając go za włosy, Robert sam narzucał rytm i wnikał głęboko do gardła, powodując, że chłopak dławił się i z trudem łapał powietrze, walcząc przy tym z odruchem wymiotnym. Na dodatek musiał skupić się na utrzymaniu równowagi, z której wybijały go mocne pchnięcia biodrami, a bez pozwolenia nie mógł dotknąć swego pana niczym innym, jak tylko ustami. To było takie dodatkowe udręczenie, za którym Rays przepadał. Czerpał przyjemność z obserwowania często nieudolnych wysiłków swoich ofiar.

Bolesne uderzenie w ucho, zwróciło osobistemu uwagę, że się nie przykłada. Zaczął więc ssać członek z większym zaangażowaniem, mając przy tym nadzieję, że gdy się postara, to szybciej doprowadzi go do szczytowania. Ślina wyciekała z ust na zewnątrz. Od zawsze miał opory przed łykaniem nie tylko spermy, ale nawet śliny podczas ssania.

Robert zaczynał coraz głośniej dyszeć i jęczeć, coraz szybciej poruszał się w przód i w tył, pchnięcia stawały się płytsze, bardziej chaotyczne. Drugi chwycił delikatnie zębami żołądź, a językiem drażnił czubek i wędzidełko. Teraz już się nie powstrzyma, nie zwracał uwagi na paznokcie przebijające skórę na ramieniu… żeby tylko doszedł; potrzebował chwili odpoczynku… żeby się spuścił… miał maleńką nadzieję, że nie zrobi tego w jego ustach… no już… dalej! Ostatni ruch językiem po trzonie członka i ostatnie zassanie… Mężczyzna w spazmatycznym odruchu przycisnął mu głowę do krocza, tak że członek wszedł aż po samą nasadę, nasienie wystrzeliło wprost do gardła.

Przełykając ciepłą, lepką spermę, walczył z torsjami. Za nic na świecie nie chciał zlizywać tego z powrotem z dywanu. Nareszcie! Czuł jak w ustach robi się luźniej; jak zelżał uścisk palców na jego ramieniu; że ręka puszcza jego włosy. Zerknął dyskretnie do góry i… zobaczył wbity w siebie żółty blask złotych oczu.

– Też żałuję, że nie mogę poświęcić ci więcej czasu.

Wychwycił w jego głosie, niebezpieczną senność. Znał ten stan niezaspokojenia. Pozostało się tylko modlić, żeby Robert nie zaczął tego cyrku od początku.

Mężczyzna, wbił wzrok w niewolnika, jakby się nad czymś wahał, po czym odepchnął go i zaczął poprawiać na sobie ubranie. Drugi szybko przyjął pozycję uległego: na kolanach, z rękoma na plecach i głową tuż przy podłodze. Próbując rozluźnić zesztywniałe mięśnie i uspokoić obolałe ciało, czujnie wsłuchiwał się w kroki swego pana, który krążył po gabinecie, doprowadzając się do porządku. To mogło oznaczać, że skończył z nim, przynajmniej na razie. Usłyszał, jak otwiera sejf umieszczony w podłodze, pod najniższą szufladą biurka i coś z niego wyjmuje, po czym podszedł do niego i nachylił się:

– Tak, wiem, czasu mamy coraz mniej – wstrzymał oddech, słysząc spokojny, całkowicie pozbawiony emocji głos – ale nie łudź się, Justin. Tak czy inaczej złamię cię…

Odszedł kilka kroków, w kierunku wyjścia, lecz jeszcze na chwilę przystanął, jakby o czymś sobie przypomniał.

– Masz, aktualne – rzucił mu coś pod kolana i wyszedł.

Niewolnik zerknął i… zamarł. Żadne bicie go tak nie rozpieprzyło, jak to, co ujrzał na podłodze.

* * *

Odetchnął głęboko. Spełnienie i przyjemne rozluźnienie ukoiły trochę skołatane nerwy. Żałował, że nie miał czasu pobawić się Drugim dłużej i intensywniej. Wtedy satysfakcja byłaby pełniejsza. Niestety, obowiązki wzywały, a i Marcie obiecał, że jeszcze przed wyjazdem na dzielnice spędzi z nią trochę czasu. W końcu nie widzieli się tak długo.

Zerknął na stojącego obok drzwi swojego najmłodszego osobistego. Bez namysłu, z całej siły uderzył go w twarz. Zaskoczony niewolnik zachwiał się i potoczył na ścianę.

– Podglądałeś – stwierdził, a gdy nie otrzymał wystarczająco szybko odpowiedzi, uderzył ponownie.

– Tak, Panie. – Tym razem odzew nastąpił błyskawicznie.

Podniecenie na twarzy młodziutkiego niewolnika go rozśmieszyło i wbrew zasadom, a właściwie dzięki niedawnemu odprężeniu, postanowił nie wyciągać z tego żadnych konsekwencji. Przyjrzał mu się uważniej i przypomniał sobie, że gówniarz był całkiem niezły w łóżku; trochę jakby zbyt uległy, ale dopóki nie znajdzie nic lepszego, zadowoli się jego młodym ciałem.

– Masz być w każdej chwili gotowy do wyjazdu – rozkazał, czując, jak wraca podniecenie. – Zabieram cię ze sobą.

Zmierzył chłopaka wzrokiem jeszcze raz od stóp do głów. Nawet jakby trochę wydoroślał. Chyba kariera u jego boku ledwie się zaczęła, a już się kończyła.

– Tak, Panie. Co zrobić z Drugim? – Był wkurwiający z tą swoją nadgorliwością.

– Pójdziesz do biura i przekażesz Martinowi, że zgadzam się na propozycję Wiktorii. – Nie był do końca pewny, czy postępuje właściwie, ale może ta psychopatka zdziała więcej. – Pod jednym warunkiem: że zapłaci za Drugiego taką kwotę, jaką ustaliłem wcześniej. I nie dłużej niż dobę.

– Tak, Panie, zaraz przekażę.

Robert podszedł do blondynka i grzbietem dłoni potarł jego ciepły i jeszcze taki chłopięco gładki policzek. Nie, nie teraz. Ma mało czasu. Przyjemności musi odłożyć na później. Spojrzał jeszcze raz na osobistego. Dopiero teraz zauważył spore wybrzuszenie w kroku. Rozbawił go, znał tajemnicę tego małego skurwielka.

– Chcesz go zerżnąć? – spytał nagle.

Chłopak głośno przełknął ślinę i niespokojnie się poruszył.

– Chcesz zerżnąć Drugiego? – powtórzył zniecierpliwiony.

– Tak, Panie – niewolnik odparł pospiesznie, a na jego drobniutkiej, ślicznej twarzy pojawił się ledwo widoczny, perfidny uśmieszek.

– Masz kwadrans – przyzwolił, rozweselony reakcją chłopaka i dodał: – Tylko go skuj, bo cię udusi.

– Poradzę sobie, Panie.

Odchodząc, Robert nie miał żadnych wątpliwości, że ta mała hiena sobie poradzi.

.

Przeczytaj kolejną część – Arystokrata III

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

O rany. 😀

Dziękuję za komentarz, który napisany w tak krótkiej formie, zawarł tak wiele.
Pozdrawiam.

Mocne i odważne. Zmroziła mnie ta część. Przeczytałem pierwszą i spodziewałem się po drugiej, jakiegoś romantycznego rozwinięcia, a tu od razu takie pier..e. Przyznaję, że jestem pod wrażeniem psychopatyczności fabuły i co może wydawać się dziwne, ale przemoc tutaj zastosowana, nie jest odpychająca w swym przekazie. Bohaterowie są pełnokrwistymi postaciami, z całą gamą swych wad albo jak kto woli zalet. Seks gejowski to nie mój klimat ale oryginalność historii przeważa na korzyść. Jestem szczerze zainteresowany rozwojem „Arystokraty”, na tej bardzo ułożonej stronie i życzę autorowi powodzenia😉 Zostawiam pięć gwiazdek za oryginalność.

Cieszę się, że opowiadanie wywołało emocje, przyznaję, że po części o to mi chodziło 😉 Dziękuje za komentarz i piąteczkę.
Pozdrawiam.

Sądząc po znikomej ilości publikowania tego typu tekstów,wróżę sporo kontrowersji wynikających za sprawą brutalnej treści. Jak mniemam w tym kierunku ono zmierza, oby w sposób przemyślany. Będę obserwował i jeszcze raz życzę powodzenia. J.S.

Mocne!!! 🙂 Świetnie napisane. Pozdrawiam

Dziękuję bardzo :))

Tak jak zauważył poprzednik, przemoc w tym tekście nie razi tak bardzo, jak w zasadzie powinna. Cały przedstawiany świat jest brutalny i mroczny. U bohaterów, gdzieś w środku, można jednak dostrzec ślady człowieczeństwa, zalążki ludzkich uczuć, zepchniętych w głąb ich psychiki, może w obawie, by nie uznano ich za dowód słabości? Czekają na bardziej sprzyjający czas aby wykiełkować. Całość mocna i przejmująca. Gratulacje. Aby jednak zachować proporcje dodam, że tu i ówdzie trafiły się usterki językowe. Z pełnym uznaniem daję pięć gwiazdek.

Neferze, masz rację, wszystko czemuś służy 😉 Dziękuję za komentarz i ocenę.
Pozdrawiam.

Pisanie fantastyki osadzonej w stworzonym przez siebie uniwersum wiąże się z pewnym problemem: aby to uniwersum ożyło, Autor musi wprowadzić charakterystyczne „ogóły i szczegóły”, które pomogą Czytelnikowi zrozumieć i wyobrazić sobie ten nowy wszechświat.
Pod mianem „ogółów” rozumiem prawa rządzące w danym świecie. W powyższym odcinku Autorka sprytnie przemyca ich opis w dialogach, których głównym celem jest oczywiście zbudowanie intrygi, nakreślenie napięć i wytyczenie linii podziałów między bohaterami. Ponieważ od bardzo wielu lat czytam literaturę fantastyczną, często spotykam się z dość prostym i… łopatologicznym zabiegiem stosowanym przez autorów, mianowicie swoistym wykładem, jak się rzeczy mają, przez bezosobowego narratora: „ogólnie jest tak i tak; jak zrobi się tak, to efekt będzie taki, a jak tak, to inny; wolno to, tego nie; na górze róże, na dole…” violet maluje znacznie subtelniej bardzo skomplikowany, silnie shierarchizowany świat arystokratycznych rodów, jakichś ludzi wolnych (podludzi?), na których odbywają się polowania; niezwykłych powiązań biznesowych, w tej konkretnie branży regulowanych przez tajemniczą radę o zawiłej strukturze członkostwa; sami niewolnicy…
Mówiąc o szczegółach z kolei, mam na myśli różne smaczki. Z racji wykształcenia moją uwagę zwróciły pewne frazy czy sformułowania, które Czytelnik podświadomie przyjmuje jako zwyczajny i obowiązujący w kreowanym świecie żargon: osobisty niewolnik, niewolnik dla przyjemności, polowania na niewolników, selekcja niewolników, dzielnice… W komentarzu pod pierwszą częścią zwracałam już uwagę na najwyżej ceniony, archetypiczny typ nordycki urody niewolników. I można wymieniać.

Szczególnie ciekawa wydaje mi się relacja rodzeństwa – bardzo niejednoznaczna, niepokojąca.
I co też mi się podoba – dzielę teksty erotyczne na takie, w których „sceny” (nie oceniając w żadnym razie ich jakości literackiej czy „siły oddziaływania” ;-)):
– są dodatkiem i bez nich opowieść może nadal swobodnie funkcjonować,
– wokół nich jest zbudowana intryga,
– są niezbędnym elementem charakterystyki postaci, sytuacji czy świata.
Tekst violet według tej klasyfikacji zalicza się według mnie do kategorii 2 i 3, ponieważ historia relacji Roberta i Drugiego z pewnością jest fascynująca i znacząca dla powieści violet.

Po takim odcinku dalej na pewno będzie się działo! 🙂

Ciekawe spostrzeżenia na temat literatury. Nawet wielcy tak robią. Na przykład Herbert. Dla tego też Diuna to moja ulubiona gra ale do książki podchodziłem wiele razy i bezskutecznie. Wprowadzenie w tak skomplikowany świat za pomocą narracji, może tylko tak wykonalne, było dla mnie ponad siły.

Cóż mogę odpowiedzieć…
Bardzo dziękuję za komentarz, a nade wszystko za cierpliwy nadzór… architektoniczny 😉

Dobry wieczór „Fijołku”

Nie będę oryginalny mój komentarz hmm może być niezbyt przychylny
Jeśli nie chcesz zepsuć humoru to nie czytaj.
Pierwsza cześć strawiłem i … nie zawiodła mnie intuicja
Wyimaginowany świat gdzieś z pogranicza Diuny. Pełny konglomerat dewiacji.
W necie można przeczytać porady w jaki sposób nakręcić film „Oskarowy”
Musi spełnić warunki :
– być poprawność polityczna czyli czarny aktor – sorry Afroamerykanin
– dobrze aby był gejem
– żydem
– sado-maso
– psychopata
Dodajemy niecenzuralne słowa w dialogach i gotowe. Podobne „ciągotki” widzę w niektórych opowiadaniach. Czym bohaterowie więksi „psychole” tym ciekawsze komentarze w opowiadaniach. Rozumiem ,że to świat fantazji ale nie rozumiem (może nie jestem kumaty) jak mówił hetman Czarnecki do Charłampa w Potopie „- Gadaj prawdę – rzekł z przyciskiem kasztelan – bo ta relacja tak misternie haftowana, iż rzeczy dojść nie mogę…”
Dialogi prowadzone przez osoby nie tworzą płynności są porwane ,wręcz wprowadzaj niepokój podczas czytania. Ciekawi mnie czy Martin w tym opowiadaniu jest jedyną osobą ,która nie ma odchyleń? Brutalne sceny zawsze pozostaną brutalnymi. Ciekaw jestem czy komentujący którzy otrzymaj cios w żołądek lub po ciosie będą mieli rozcięta twarz będą mówić o łagodnej brutalności ?. To jest moje osobiste odczucie i mój podkreślam mój punk widzenia niektórych opowiadań. Można się ze mną nie zgadzać ale „król jest nagi” W wielu opowiadaniach NE dewiacje są preferowane zamiast czystej erotyki

pozdrawiam
lupus

Witam Cię ponownie, Lupusie.
Nie zepsułeś mi humoru, bez obawy. Gratuluję intuicji. Moja intuicja podpowiada, że jesteś przeciwnikiem wszelkiej przemocy, dewiacji i oskarowych filmów, oraz że masz do tego pełne prawo. Jak też ustaliliśmy przy pierwszej części, wszystko to znajduje się w realnym świecie, jest bardzo ludzkie i nie jest nam obce. Dlaczego o tym nie pisać?
Opowiadanie jest inne, ma zadanie poruszać, wywoływać niepokój i nie tylko, dialogi mają utrzymać pewien klimat i obrazować bohaterów, to nie jest tekst prosty, przyjemny i dla zrelaksowania się po „ciężkim dniu”. Zdaję sobie sprawę, że może trochę nie komponować się z większością opowiadań o czystej erotyce i długo wahałam się nad publikacją na NE, zdaję sobie też sprawę z własnych niedoskonałości warsztatu literackiego, mocno odbiegającego od wysokich standardów tego portalu, ale postanowiłam dać szansę „Arystokracie” obronić się samemu. Co do Martina, czy jest jedyną postacią bez odchyleń? Może tak, może nie. Drogi Lupusie poznałeś do tej pory tylko czworo bohaterów i maleńki ułamek, napisanej już dużej części opowieści, która nie jest jeszcze na półmetku ukończenia całości, więc rozumiem, że jest wiele niedomówień i niezrozumiałości zarówno dla postaci, jak i dla fabuły. Cieszę się, że dzielisz się ze mną swoimi odczuciami, może się zdziwisz, ale są one dla mnie ważne, są lustrem w którym oglądam swój tekst z drugiej strony. Król jest nagi, prawdopodobnie masz rację, ale ilu czytelników ma potrzebę ułudy, że jednak jest ubrany w najwspanialsze szaty?
Pozdrawiam serdecznie.
Violet

Czytałem to opowiadanie, a w zasadzie kolejne odcinki już wcześniej.
W większości zgadzam się ze spostrzeżeniami poprzedników. 😉
Chciałbym podkreślić inną sprawę.
Jestem pod wrażeniem ogromu Twojej pracy włożonej w zmianę, dopracowanie tekstu.
To taki szczególny moment, kiedy każdemu piszącemu wydaje się, że zrobił wszystko najlepiej, a korektor/a burzy całą tą iluzje. Chwila kiedy dopada piszącego rezygnacja i rozczarowanie.
Właśnie to, że nie poddałaś się tym uczuciom uważam za Twój największy sukces.
Czytam po raz kolejny z przyjemnością.
Życzę wytrwałości.
Pozdrawiam B.

Batavio, miło mi, że zajrzałeś w moje skromne progi. Masz rację, tekst się zmienił, z czego jestem dumna, szczególnie że moja” kariera literacka” rozpoczęła się dopiero, dokładnie rok temu. Nigdy przedtem nic nie napisałam i oprócz pomysłu, (chwała korektorowi za uświadomienie mi, że sam pomysł to nie wszystko) nie miałam żadnego przygotowania, więc podwójnie ciesze się z Twoich słów i wsparcia.
Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam.

To znowu ja . „Alicja” z drugiej strony lustra 🙂
Dziękuje za ironie już oceniłaś – winny „jak cholera” ( śmieje się )
Ten lupus to taka „cipa” pacyfista, jest przeciwnikiem wszelkiej przemocy, dewiacji i oskarowych filmów – o zapomniałem dodać nagród Nobla też 😉
Mam pytanie czy przemoc i gwałt na bezbronnym człowieku to dewiacja ?
Co powiesz na temat gwałtu , pedofilii , brutalnych śmiertelnych pobić dzieci i noworodków ?
Dwa dni temu czytałem

„20-letni Polak, który został zgwałcony w Amsterdamie 25 lipca, a potem zadźgał swego oprawcę nożem, nie pójdzie do więzienia – taki wyrok wydał holenderski sąd. Wymiar sprawiedliwości uznał, że 20-latek miał prawo obawiać się, że jego oprawca może go ponownie zgwałcić i ze strachu zadźgał 47-letniego mężczyznę. „

Myślisz ,że „drugi” był wdzięczny Robertowi za gwałt i „pieszczoty” po których jego twarz upodobniła się do befsztyka ? Brutalność jest tylko jednym z elementów sadyzmu psychopaty
Widziałem wielu wykształconych ( nie mylić z inteligencja ) chamów dla których „ bo zupa była za słona „ Lubie ekstremalne sporty lubię boks przecież to brutalność ale jak ze inna przeciwnicy maja róne szanse. Dewiacja dla mnie to może być relacja gejów, lesbijek , swingers czy sado – maso. Bo w tej relacji osoby czerpią radość na równi ze swych upodobań. Nie aprobuje sytuacji z galeriankami , lolitkami, zabawami gimnazjalistów w słoneczka , lokomotywami itp. W tym wypadku dwie strony czerpią korzyści lub przyjemnościowy. Choć są delikatnie mówiąc nieetyczne i naganne ale … to nie jest jednak gwałt który pozostawia trwała traumę na psychice.
Co do Oskarów i Nobla to chyba tylko nie ja mam zastrzeżenia . Clint Eastwood aktor zdobywca Oskarów i licznych nagród filmowych ma podobne zdanie jak ja na temat poprawności filmów i przyznawania Oskarów. Nagroda Nobla tez się zdewaluować 🙂 Jak można ja przyznać komuś kto rozpętał piekło w Syrii.
Miła Violet „ Alicja – lupus” z drugiej strony lustra w realnym świecie widziała rzeczy i okrucieństwo które nie pozwala na spokojny sen. Dla tego jest przeciwny sadyzmowi i bezmyślnemu okrucieństwu . Poniżaniu człowieka przez człowieka.
Pozwól ,że przedstawię Ci ciekawy wywiad z bardzo ciekawym człowiekiem 🙂

http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,21236001,krzysztof-majchrzak-pierwszy-raz-od-10-lat-wystapil-w-filmie.html

Miłej lektury
P.s
„Uśmiechów wiele ma godzina zwykłego dnia. Nie zginiesz w tłumie póki jeszcze umiesz. Przystanąć gdy zaśpiewa ptak. Przystanąć gdy zaśpiewa ptak! „

Pozdrawiam
Lupus

Drogi Lupusie.
Jestem daleka od oceniania Twojej osoby, czy jesteś winny czy nie, a tym bardziej w mojej wypowiedzi nie było ironii. Odnoszę wrażenie, że jesteś przewrażliwiony lub masz bardzo niską samoocenę ( absolutnie nie mówię tego złośliwie). Twoja wypowiedź znów mnie ucieszyła, bo tak jak wspomniałam w poprzedniej odpowiedzi na Twój komentarz, opinie czytelników są dla mnie ważne ze względu na to, że widzę, jak mój tekst jest odbierany, a Twoja reakcja wskazuje, że „Arystokrata” spełnia swoje zadanie. Ma pokazać dewiacje z każdej strony, mechanizmy działania i powstawania pewnych zachowań od strony ofiary i napastnika. Takie studium psychologiczne osadzone w realiach nieistniejącego świata. Przekazałeś suchą wiadomość o gwałcie na 25-letnim mężczyźnie, wielu wzruszy ramionami i powie, po co się tam pchał, albo sam tego chciał, bo zachowywał się tak albo inaczej, inni stwierdzą mam to gdzieś, bo mnie to nie dotyczy, jeszcze inni dobrze mu zrobił, wielu oczywiście będzie mu współczuć i po dwóch dniach zapomni o sprawie, do kolejnego takiego zdarzenia. Gdyby większość z tych osób, rozumiała, co przeżywa i jak cierpi człowiek gwałcony, jakie spustoszenie dzieje się w jego psychice, spojrzałaby na ofiarę inaczej niż na „zgwałcony dwudziestopięciolatek” i nie zapomniałaby o tym po kilku dniach, zastanowiłoby się dużo głębiej nad problemem, stawiając siebie w takiej sytuacji. Bo kiedy ginie jeden człowiek, to jest tragedia, gdy ginie kilka tysięcy, to już tylko statystyka.
Jest jeszcze druga strona tej dewiacji, napastnik. Warto przyjrzeć się temu, co sprawia, że jest taki, dlaczego to robi, co się stało i kto sprawił lub popełnił błąd, że ten człowiek nie jest w stanie zapanować nad demonami, które coś wywołało, czyjeś zachowanie lub przyczynek; zawsze jest drugie dno. Rozumiem, że to co piszę jest brutalne i może się nie podobać, i nie jest dla każdego czytelnika, ale jeśli przestanę pisać, to nie znaczy, że problem przestanie istnieć.
Pozdrawiam serdecznie. Violet

Droga Violete 🙂

Dyskutujemy na poważne sprawy ( miło mi ) ale rozbawiłaś mnie w pewnym momencie .
Nie przyjąłem poprzedniego komentarza jak oceniania mnie no może jako ironie .
Wywołałaś mnie do tablicy to wyraziłem swoje zdanie.
Chyba źle odczytałaś mój komentarz .Wyrazem tego było w nawiasie śmieje się oraz „winny jak cholera”. Co do mojej samoocena jest w porządku 🙂 Jak twierdza niektórzy w realu wręcz odwrotnie mam duże poczucie własnej wartości i pewności siebie jeśli dodać do tego asertywność to jestem całkiem „przytulaśny„ 😉 Chyba faktycznie nie zrozumieliśmy się się co do mojej reakcji na opowiadanie . Zboczyliśmy z sedna mojego komentarza w pewnym momencie . Gdybyś czytała moje przednie komentarze na temat erotyki w opowiadaniach to pewnie odpowiedz była by inna. Nie neguję tematu, bo jest interesujący. Świetnie nadawał by się na strony o dewiacjach , parafilii. psychologi zachowań seksualnych. Erotyka jednak czymś się różni od pornografii.
Ciesze się ,że wypłyną w naszej dyskusji ważny dla Ciebie wątek psychologiczny przestępcy i ofiary. Parafrazowałaś powodzenie Stalina jednego z największych zbrodniarzy
„Śmierć jednostki to tragedia – milion zabitych to tylko statystyka” jak przewrotnie można go interpretować. Jest drugie powiedzenie „Uratować jednego człowieka to uratować cały świat”. Dla mnie to hipokryzja tych którzy to powiedzenie wymyślili. Znieczulica to choroba społeczna a sumienie budzi się tylko w niektórych okolicznościach.
Myślę ,że moje komentarze nie będą miały wpływu na Twoje opowiadanie w dalszych częściach . No na pewno bym tego nie chciał. Autor(ka) ma swoje wizje i nie powinna się sugerować opiniami
Wole jednak relaksować się przy Erotyce i przyjemnej muzyce .
Właśnie słucham Samba Pa Ti – Santany 🙂

Pozdrawiam milusio miłego wieczoru życzę
lupus

Miły Lupusse 😉
Ciesze się bardzo, że rozbawiłam Cię, i wierz mi, dobrze odczytałam Twój przekaz 🙂
Przyznaję, nie czytałam, postaram się, choćby z ciekawości zajrzeć. Zgadzam się, że w ustach autora wspomnianych słów, była hipokryzja, ale życie pokazuje, że nie są pozbawione sensu. Masz rację, Twoje zdanie na temat „Arystokraty” nie będzie miało najmniejszego wpływu, na kontynuację wątku tej opowieści.
Dobrze też, że wyjaśniliśmy sobie wszystko i możemy teraz, spokojnie oddać się przyjemnościom. 🙂
Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam cieplutko.
Violetta

Lupusie: Mam wrażenie, że jednak trochę zbyt surowo oceniasz Autorkę i jej opowieść. Jestem przekonany, że Violet nie zamieszcza w swoim tekście brutalizmow tylko po to aby epatowac czytelnika scenami gwałtu i przemocy. To wszystko z pewnością czemuś służy, czemu konkretnie ujrzymy z czasem. Podobnie jak i uczucia, które ujawnia się u bohaterów. Są ludźmi z krwi i kości, a nie maszynami. Muszą więc jakies uczucia posiadać, choćby bardzo głęboko ukryte. Żyją w brutalnym, mrocznym świecie i przystosowali się do niego także emocjonalnie. Co z tego wszystkiego wyjdzie i co jeszcze Autorka nam pokaże, zobaczymy. Powieść dopiero się rozpoczyna. W każdym razie czekam z zainteresowaniem.
Pozdrawiam
Nefer

Witam Nefter 🙂
Moze masz racje ale znasz chyba moje zdanie na temat Erotyki.
Nie oceniam samego opowiadania ale rowniez to jakie wartosci niesie
Violete ma duzy potencjał i myśle ,że w dalszej częsci to okaże 🙂

pozdrawaim
lupus

Jak ktoś wcześniej napisał, śmierć jednej osoby, to tragedia, a tysięcy – statystka. Czytałem w innym miejscu dalsze części „Arystokraty”, więc będę bronił Autorki, bo każda scena jest ważna dla całości. Gdyby to było pojedyncze opowiadanie, to można by było mieć pretensje o „epatowanie” okrucieństwem, ale jednak na tle dalszych losów bohaterów widać, że to jest pewien świat, oczywiście fikcyjny, ale jednak możliwy do wyobrażenia. Życie realne czasem pisze takie scenariusze, o jakich nawet nam się nie śni… Oczywiście, każdy może i ma do tego prawo, oceniać według własnego gustu. Osobiście też nie lubię przemocy i gwałtu, ale muszę docenić spójność całego świata wymyślonego przez Violet i konsekwencję w przedstawianiu go. Pozdrawiam

Przeczytałem ten odcinek, momentami wręcz się do tego zmusiłem chyba czekając na jakiś przejaw normalności albo choć heteroseksualności (źle znoszę pedalstwo). Obserwowałem swoje reakcje . . . te zachowania są dokładną przeciwnoscią tego co lubię i uważam za podniecające. Nie można Ci natomiast odmówić kunsztu. To co Nakreśliłaś to obraz, okaleczony obraz, okaleczony rozmyślnie. Kim trzeba być by wymyśleć coś takiego ? Mimo to, Wiedz że nie oceniam. Jeszcze.

Witam Cię, Mick.
Nie jestem jakimś dwugłowym potworem z rozbuchaną do ostatecznych granic chorą seksualnością, wybacz. Mam za to sporą wiedzę, w szerokim temacie dewiacji i dysocjacji, którą wykorzystuję w swojej historii. Okaleczony obraz, jak określiłeś tekst, ma fantastyczną otoczkę, ale zachowania postaci wcale nie musiałam wymyślać – to tylko życie, które istnieje nie tylko w wyimaginowanym świecie ” Arystokraty”. Uwierz mi, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie szeroko otwartymi oczyma i nie udawać, że świat jest pięknie heteroseksualny, by dostrzec problemy, na które chcę zwrócić uwagę, być może dla niektórych czytelników zbyt drastycznie. No cóż, jesteśmy dorośli i możemy decydować, o czym chcemy czytać.
Pozdrawiam.

Skoro tak Uważasz. Nie miałem w podtekście takich rzeczy o Tobie jak sugerowała Ania, przecież Cię nie znam. Byłbym śmieszny. Chcę Żebyś o tym wiedziała. Po prostu to opowiadanie nieco mnie przeraziło. Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć że nie obudziło we mnie jakiegoś zwierzęcia czy potwora jak się to czasem zdaża. Nawet gdyby obudziło w kimś potwora to … jeśli była by to droga do samo poznania.

Violet i inni komentujący. Znalazłem najlepszą erotykę na stronie porno, poczytalem troche się posmialem troche co innego i trafiłem na to opowiadanie , niezłe nie powiem. Autorka ma jaja, przepraszam za wyrażenie,i ryć mi się chce jak w komentarzach czytam że co to za pornofilia pedalska i cos tam jeszcze. Ludzie na jakim wy świecie żyjecie! Od razu zaznaczam nie jestem pedalem i znam życie z wielu stron. Pisz violet to swoje coś i nie przejmuj się delikatesami którzy zaloze się w zaciszu domowym walą nie powiem co przy hard pornosach. A.

Dziękuję bardzo za taki ciekawy komentarz :
Pozdrawiam serdecznie.

„źle znoszę pedalstwo”, „nie jestem pedałem”. Nie ma co, żyjemy w bardzo „tolerancyjnym” kraju.

Wracając do opowiadania, brutalny świat wykreowany przez Autorkę wciąga i z pewnością przeczytam kolejną część, bo mnie, droga Violet, zaintrygowałaś.

Oj tak. Choć zdążają się strażnicy poprawności politycznej – płomienni szermierze demokracji :).

Przede wszystkim bardzo cieszę się, że ta jakże interesująca opowieść zyskała w końcu godną formę, teraz czyta się ją z prawdziwą przyjemnością 🙂
Ten odcinek jest jeszcze dość łagodny, więc czytelnikom o słabych nerwach szczerze odradzam sięganie po dalsze, za to tych mniej wrażliwych czeka prawdziwa uczta!

Co do przemocy… cóż, świat jest jej pełen, a autorka świetnie obnaża nasze słabości. Każdy z nas mógłby stać się katem, wielu nawet podnieca podobna myśl, niemniej powstrzymują nas okoliczności. Warto tu przytoczyć eksperyment Milgrama dotyczący posłuszeństwa wobec autorytetów czy eksperyment więzienny Zimbardo. Zło i agresja w nas tkwią, taka jest prawda, i wbrew temu co twierdzi Mick wcale nie trzeba być potworem, żeby wymyślić coś takiego (swoją drogą to był personalny atak na autorkę, który w kulturalnej rozmowie nie powinien mieć miejsca!).
Choć jestem zafascynowana treścią, cały czas z tyłu głowy siedzi mi myśl o banalności zła i podejrzewam, że taki był zamysł autorki (a nawet jeśli nie i wyszło samo, nie popsuje to mojego odbioru :)).

Serdecznie pozdrawiam

Ania

PS Uwielbiam sceny gejowskie, choć też nie jestem pedałem 🙂

Nie imputuj. Ja zadałem tylko pytanie, do tego nie oczekuję odpowiedzi. Jak widzę znów jedyne co Potrafisz to rzucać oszczerstwa i naginać prawdę do swoich potrzeb. Ale Twój typ tak ma.

Witam, Aniu.
Masz rację, to zło jest tak straszne, że aż śmieszne. Ale z czegoś to wynika i do czegoś prowadzi.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. 🙂

Mocne, mroczne i niepokojące – takie spostrzeżenie mnie naszło, po przeczytaniu dwóch części. Nieoklepany temat, pomysł na narrację, jak na razie działa na plus opisanej historii. Opis przeżyć wewnętrznych w drugiej części-doskonały, odebrałem je jak własne, aż się boję pomyśleć, co dalej jeszcze nastąpi.
Widzę potencjał i jestem zainteresowany rozwojem opowiadania, oraz zastanawia mnie odporność autorki na niewątpliwe ataki, ze strony zbulwersowanych czytelników z tej poprawnej i jedynie słusznej strony życia, którzy już larum podnieśli w kwestii pedalstwa i przesadnego sadyzmu.
Podsumowując- technicznie bardziej niż dobre
treściwie bardzo dobre i obiecujące
opowiadanie stanowi zgrabną całość
Pozostaje mi życzyć autorce wytrwałości i powodzenia, bo sądząc po treści i komentarzach, bardzo się przydadzą. 🙂

Bardzo dziękuję 🙂

Odpowiedz

Ptasiek16 [chomikuj.pl]

Świetne!

Dobry wieczór!
Srdjan Spasojevic, to nazwisko tłukło mi się po głowie, kiedy dotarłem do końca tekstu. Ten serbski reżyser, który sam w sobie jest postacią szalenie kontrowersyjną, ja rzekłbym, nawet odpychającą, potrafi otworzyć równie sugestywne rzeczy. Oglądając jego najsłynniejsze „dzieło” , zastanawiałem się czy nie ma lepszego sposobu, by opowiedzieć o ranach na serbskiej duszy?
Moje rozważania wypadły mocno niekorzystnie dla „artysty”.

U Ciebie jest odwrotnie. Potrafisz opowiadać historię, prowadzić czytelnika niemal za rękę, pokazując mu nagą przemoc. To duża sztuka zrobić wrażenie na oswojonym z brutalnością telewizyjnych przekazów człowieku przełomu wieków. Tobie się udało. Znać braki warsztatowe, ale przyganiał garnkowi kocioł, potrafisz jednak opowiadać historie. Naprawdę dobrzy w tym fachu są ci, którzy potrafią opowiadać historie, reszta to wtórni rzemieślnicy, którzy będą walić głową w szklany sufit, a o dobre pisanie i tak nie mają szans się otrzeć. Ocena brutalna niemniej niż Twój tekst, ale wierzę, że prawdziwa. Ty masz szansę nie zostać rzemieślnikiem.
Auć! Tyle mogę stwierdzić z całą pewnością przy zderzeniu ze szklanym sufitem i po lekturze drugiego rozdziału Arystokraty.
Kłaniam się,
Foxm

P.S. Teraz rozumiem lepiej oburzenie niektórych czytelników po premierze jednego z moich opowiadań. Nałożyliśmy się tematycznie, chociaż ja okazałem się delikatniejszy. 🙂

Napisz komentarz