Pani Dwóch Krajów LVI-LX (Nefer)  4.78/5 (9)

75 min. czytania
Fresk przedstawiający pracę w starożytnej egipskiej kopalni

Fresk przedstawiający pracę w starożytnej egipskiej kopalni

LVI

Nefer nie zobaczył już więcej Any, a przynajmniej nie był przytomny w chwilach, gdy go pielęgnowała. O ile nadal to czyniła, rzecz jasna. Nie czuł się jeszcze najlepiej, gorączka nie ustąpiła całkowicie. Dużo sypiał i podejrzewał, że mikstury, które przygotowywała Królowa, zawierały też środki mające sprowadzić sen. Być może żona przychodziła tylko wówczas, gdy pozostawał pod ich wpływem. Tak czy inaczej, nikt nie próbował wcierać soli w rany po biczu i plecy, regularnie traktowane leczniczymi maściami, bolały już nieco mniej. Po kilku dniach opuścili zresztą Abydos. Najwspanialsza oznajmiła o tym podczas jednej z dłuższych chwil przytomności pacjenta.

– Wracamy do Memfis, niewolniku. Czeka tam mnóstwo spraw. Dlatego spodziewam się, że szybko odzyskasz siły, tak, by Królowa miała z ciebie jakiś pożytek.

– Postaram się, o Pani. Chyba, że Ty sama, albo ktoś inny na nowo zajmie się moimi plecami. – Chciał, aby sarkazm dawało się wyczuć.

– Cóż, taki los niewolnika. A Ja nie zawsze i nie przed każdym mogę cię obronić. Myślę zresztą, że ta ostatnia chłosta wyjdzie ostatecznie na dobre i tobie, i Anie… Wiedz, że ona leczyła cię i pielęgnowała z wielkim oddaniem. I wcale Mnie to nie zdziwiło…

– Ja natomiast chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Bogiń też nie. – Była to szczera prawda, chociaż miał na myśli raczej podsłuchaną mimowolnie rozmowę i zasłyszane wówczas rewelacje.

– To rzeczywiście zadanie ponad siły nawet dla tak wyjątkowego kapłana jak ty, Neferze. Odpoczywaj teraz. – Podała kubek z kolejnym, leczniczym naparem. – W powrotnej żegludze nie przewiduję wielu postojów, do Stolicy dotrzemy więc szybciej niż płynęliśmy tutaj. Masz szczęście, że jesteś tak osłabiony, bo przydałbyś się przy wiosłach. – zażartowała. – Jeszcze jedno, nadeszły wiadomości, że Irias wyruszyła już w drogę do Egiptu. Wróci nawet wcześniej, niż się spodziewałam. Do tej pory musisz stanąć na nogi, bo inaczej księżniczka nigdy by mi nie wybaczyła. A teraz jest przecież królową.

Ostatnie słowa usłyszał już jakby przez mgłę, bo środki usypiające zaczęły działać. Zdążył się jednak ucieszyć na wiadomość o powrocie małej przyjaciółki. Chociaż niech bogowie mają w opiece każdego, który nazwie ją „małą”.

Uzdrowicielskie talenty Amaktaris, a zapewne i Any, zaczęły stopniowo przynosić efekty. Kapłan czuł się coraz lepiej, nie sypiał już tak wiele, mógł wstawać i samemu załatwiać osobiste potrzeby, korzystając z wyposażenia sąsiedniej, luksusowej komnaty kąpielowej. Najwspanialsza zmniejszyła chyba dawki podawanych środków znieczulających i usypiających, Nefera nękały bowiem nadal dość silne bóle pleców, ale rany goiły się. Zniknęła natomiast mgła otulająca umysł. Była to niekoniecznie pomyślna nowość, gubił się bowiem teraz bez końca w domysłach nad powodami postępowania Any i Amaktaris. To, że żona może potraktować go biczem po wszystkich szaleństwach, których się dopuścił, a potem z poświęceniem pielęgnować, nie było nawet takie dziwne. Czuł, że nadal jej na nim zależy. Ale dlaczego przekazała Królowej tamte wiersze? Prędzej spodziewałby się, że natychmiast po ich odkryciu ciśnie je mężowi w twarz – co zresztą ostatecznie uczyniła – i urządzi straszliwą awanturę. Albo też narzuci sobie chłodną obojętność i opuści go, co byłoby jeszcze gorsze. Ale napisanie listu do Najjaśniejszej? Przecież w ten sposób sama ściągnęła uwagę Władczyni na pewnego prowincjonalnego kapłana, własnego małżonka. I jeszcze uczyniła to celowo. Można nawet powiedzieć, że zapoczątkowała ciąg wypadków, który doprowadził ich wszystkich do obecnego miejsca. O jakąż to pomoc prosiła wreszcie Najwspanialszą, a której Bogini zgodziła się chyba udzielić? Bo przecież tak właśnie można było zrozumieć sens rozmowy obydwu kobiet? I dlaczego ta pomoc przybrała tak dziwną formę: sprowadzenia Nefera na Dwór oraz uczynienia go osobistym niewolnikiem – faworytem Władczyni? Z tego ostatniego Ana była zresztą bardzo niezadowolona i za to zapłacił wychłostanym grzbietem. Przynajmniej to mógł zrozumieć.

Zaczął wychodzić na pokład, wygrzewał się na słońcu, obserwował Kraj, w którym wioski często stawały się teraz wyspami pośród łąk i pól zalanych wodami Rzeki. Raz czy drugi był świadkiem codziennej kąpieli wioślarzy. Niektórzy z nich spoglądali na niedawnego towarzysza niedoli z obawą, nie czerpał jednak  żadnej satysfakcji z obecnego wywyższenia. Zauważył natomiast, że do ich wieczornego posiłku nadal dodawano owoce. A więc Królowa nie cofnęła tej łaski po tym, gdy on sam przestał z niej korzystać. Była zaiste wielkoduszną, chociaż kapryśną Panią.

Pewnego razu do Nefera podszedł Amar.

– Naprawdę, cieszę się, że odzyskujesz siły. Nie muszę ci oczywiście mówić, że wszystko, co uczyniłem tamtego dnia, działo się z woli Najwspanialszej. Rozkazała też jednak, abym dyskretnie czuwał, by cała ta sprawa nie przekroczyła nieodwracalnej granicy.

– Musisz mieć duże doświadczenie w ocenianiu jej położenia, Panie.

– Nie osądzaj mnie tak surowo. – Gwardzista zrozumiał sarkazm Nefera. – Miałem swoje rozkazy, i chociaż nie do końca rozumiałem wtedy ich sens, okazały się bardzo trafne. Nie musiałem interweniować, bo twoja żona sama wezwała pomoc i troszczyła się o ciebie niczym lwica o swoje młode. Nikt nie pojmie kobiet, ale niech mnie pawiany pożrą, jeżeli ona nadal cię nie kocha. Masz szczęście.

– Szczęście? Wybierać między dwiema lwicami?

– To już twój problem. Niektórzy mogliby ci pozazdrościć. – Roześmiał się. – Ja, niekoniecznie – Swoim zwyczajem Amar klepnął rozmówcę w ramię, zapominając najwidoczniej o obrażeniach Nefera. Uświadomiły mu to zduszony syk bólu oraz mimowolne drgniecie kapłana. – Wybacz. Lwice mają ostre pazury i potrafią ich używać. Mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi?

– Oczywiście. – Nefer zdał sobie sprawę, że gwardzista pierwszy raz otwarcie nazwał go przyjacielem, ale przecież słowa nie były tu potrzebne.

Następnego dnia Władczyni wezwała osobistego niewolnika na swój prywatny taras, gdzie niby to usługiwał  podczas późnego śniadania, a w istocie spożył posiłek w Jej towarzystwie.

– Wyglądasz coraz lepiej Neferze, twoje plecy także. – zauważyła, popijając wino, którego  pozwoliła skosztować również słudze. – Skoro tak, to mógłbyś się na coś przydać. Do wioseł cię nie poślę, praca masażysty uraziłaby niezagojone jeszcze rany, ale może odwdzięczyłbyś się za Moje starania uzdrowicielki jakąś opowieścią? Dawno już nie miałam okazji skorzystania z twoich talentów. Jeżeli dobrze się sprawisz, to może otrzymasz nagrodę. Niech to będzie jakaś historia o miłości, i koniecznie z dobrym zakończeniem.

– Jak sobie życzysz, o Najwspanialsza z Bogiń. W kraju daleko, daleko za północnym morzem, gdzie śniegi potrafią spaść nagle i leżą znacznie dłużej, niż w górach Libanu czy w ojczyźnie Irias, rządził silny i mądry król. Miał syna, o którym wiedział, że nie dorównuje mu rozumem i charakterem, oraz córkę Roturę. Była piękna i pełna temperamentu. Król bardzo ją kochał, ale nie pozwalał wyjść za mąż, chociaż miała, oczywiście, wielu konkurentów. Władca mówił wszystkim, że nie zniósłby rozstania, ale tak naprawdę nie chciał, aby ewentualny mąż księżniczki zagroził w przyszłości panowaniu jego nieudanego syna. Tymczasem dziewczyna dorastała i zapragnęła rozrywek oraz doznań innych niż podczas dworskich zabaw czy polowań. Poznała przystojnego młodzieńca, dzielnego wojownika Alaryka, i uczyniła go swoim kochankiem. Krążyły o tym plotki na dworze, ale król dawał do zrozumienia, że nie chce o niczym wiedzieć. Miłostki córki mu nie przeszkadzały, dopóki nie prowadziły do małżeństwa. W końcu nie był dla niej okrutnym tyranem. Rotura spotykała się nocami z Alarykiem w pałacowych ogrodach. Znajdowała się tam stara, częściowo zrujnowana wieża, stanowiąca niegdyś fragment fortyfikacji. Księżniczka spędzała w niej często noce, rzekomo chcąc zażyć podczas snu świeżego powietrza albo posłuchać śpiewu ptaków. Towarzyszyła jej zawsze któraś z dwórek, która spała w przedsionku wieży. Prowadziło tamtędy jedyne wejście do budynku. Sama Rotura udawała się do komnaty na piętrze, gdzie późną porą oczekiwała przybycia Alaryka. Zrzucała mu linę, którą trzymała ukrytą w zakamarkach budowli, i wojownik wspinał się do okna. Potem spędzali wspólnie czułą noc. Przed świtem młodzieniec opuszczał komnatę w ten sam sposób. Ale pewnego razu, jesienią, podczas ich miłosnych igraszek zaczął padać pierwszy w tym roku śnieg. Nie zauważyli tego, zajęci sobą, i dopiero gdy Alaryk miał, jak zwykle, spuścić się po linie, zdali sobie sprawę, że na świeżym śniegu pozostawi prowadzące od wieży ślady – ślady męskich stóp, które trudno będzie uznać za pozostawione przez znacznie drobniejsze stopy księżniczki. Ale Rotura nie straciła głowy. Była dziewczyną nie tylko śmiałą, ale i silną.

– Wymknę się drzwiami i podejdę pod okno. Ty spuścisz się po linie w moje ramiona i zaniosę cię w bezpieczne miejsce. Dwórce powiem, że miałam ochotę na wczesny spacer po pierwszym śniegu, ale nie chciałam jej budzić. W ten sposób pozostaną tylko ślady moich stóp i nikt nie będzie niczego podejrzewał.

Tak też uczyniła. Alaryk pamiętał o tym, że w oknie wieży nie może pozostać lina. Nie przywiązał jej więc do wbitego w parapet pręta, jak czyniła to zwykle księżniczka, ale przełożył w ten sposób, by w dół spuszczały się dwa luźne końce. Chciał później ściągnąć linę i zabrać ją ze sobą. Pojawił się jednak nowy problem. Podzielona w połowie długości lina okazał się za krótka, do czekającej pod oknem Rotury brakowało tyle, ile mierzy rosły mężczyzna.

– Skacz śmiało, złapię cię! – zawołała cicho dziewczyna. – Jestem silna i nie upuszczę, nie będzie żadnych śladów!

Alaryk wahał się przez chwilę, ale nie miał innego wyjścia niż zaufać ukochanej. Puścił jeden koniec liny, tak by zsunęła się za nim, i skoczył w otwarte ramiona księżniczki. Dotrzymała słowa i utrzymała młodzieńca, on natomiast złapał sznur, tak by i on nie pozostawił śladów na śniegu. Następnie Rotura ruszyła przez ogród ku miejscu, w którym mogłaby bezpiecznie postawić kochanka na ziemi. Tak się jednak złożyło, iż jej brat, książę, nie spał tego ranka po kolejnej nocy spędzonej w pijackiej kompanii. Wyjrzał przez okno swojej komnaty i zobaczył siostrę, niosącą w ramionach młodego wojownika. Ponieważ zazdrościł Roturze rozumu oraz miłości ojca, pospieszył do łoża starego króla, obudził go i rzekł, by natychmiast wstał, a ujrzy w ogrodach niezwykły widok. W ten sposób również władca stał się świadkiem osobliwej sceny. Syn nalegał, aby ojciec surowo ukarał Roturę i Alaryka, którego poznał i którego także nie cierpiał. Król odczekał jednak, aż dziewczyna spokojnie odniesie ukochanego w bezpieczne miejsce i wróci do wieży, by obudzić dwórkę. Potem ponownie udał się do łoża, zapowiadając księciu, iż decyzję ogłosi za dnia, w obecności dworu.

Wezwał wówczas córkę i jej przyjaciela przed swoje oblicze i spytał, dlaczego niszczą królewskie ogrody w bardzo niecodzienny sposób. Oboje zrozumieli natychmiast, że król musiał ich widzieć i wie o wszystkim. Każde z nich, nie mówiąc wprost na czym polega ich wina, chciało wziąć ją na siebie, by ocalić ukochanego. Wówczas monarcha ogłosił zaręczyny córki z Alarykiem oraz rychły ślub. Uznał najwidoczniej, że jeżeli nawet kiedyś, w przyszłości, zajmą miejsce jego syna, to odwagą, rozumem i wzajemną miłością zasługują na to, aby władać królestwem.

– Piękna opowieść, chociaż pewnie nigdy nie widziałeś śniegu… Ja tak, w Libanie. Wyprawiliśmy się tam w góry podczas jednej z kampanii. Uprosiłam wtedy Ojca. Nigdy jednak nie widziałam śniegu spadającego z nieba. Tylko Irias o tym opowiadała, pamiętała z dzieciństwa. Jeśli ją poprosisz, tobie też chętnie opowie.

– Z przyjemnością jej posłucham.

– A czy Rotura i Alaryk rzeczywiście obalili niegodziwego księcia?

– Tak. Okazał się nieudolnym władcą, doprowadził królestwo na skraj upadku. Nie mieli innego wyjścia.

– Ja nie miałam brata, chociaż Ojciec bardzo pragnął syna. Urodził się martwy, podobnie jak siostra bliźniaczka, a i matka tego nie przeżyła. To nie był przypadek, i dało to początek wielu nieszczęściom…

– Ale Ty, Wielka Pani, godnie zastąpiłaś tak Ojca, jak i brata. Uratowałaś państwo, a Twoje rządy są dla Kraju prawdziwym błogosławieństwem.

– Nie wszyscy tak uważają, Neferze, nie wszyscy… Ale proszę, miałeś ucieszyć Mnie romantyczną opowieścią, a tymczasem to Ja wprowadzam ponury nastrój. Obiecałam ci nagrodę. Oto ona.

Sięgnęła w fałdy szaty i podała kapłanowi zapieczętowany zwój papirusu. Wiedział, po prostu wiedział, że to może być tylko list od Any.

Neferze, mój mężu!

 

Nasze ostatnie spotkanie nie było miłe, ani dla Ciebie, ani dla mnie. Uwierz, że nie przyniosło mi żadnej radości czy satysfakcji, chociaż początkowo sądziłam, że stanie się inaczej. Dlatego, zamiast odwiedzić Cię ponownie, wolałam napisać ten list. Królowa obiecała oddać go, gdy poczujesz się lepiej i zapewne będziesz już w drodze do Stolicy. Myślę, że potrzebujemy czasu, by przemyśleć pewne sprawy i wzajemnie sobie wybaczyć. Tak, to ja powiadomiłam Amaktaris o Twoich poezjach i Twoim uwielbieniu dla Jej Osoby. Przesłałam też odpisy tych wierszy. Wiedziałam, gdzie je ukrywasz. Ale tego zdążyłeś się już z pewnością domyślić, nawet jeżeli Ona ci o tym nie powiedziała. Z pewnością wiesz także, jaki ból mi w ten sposób sprawiłeś. Nie jestem Boską Władczynią Niebios i Ziemi, ale kochałam cię i starałam się spełniać wszystkie Twoje życzenia. Dziwisz się pewnie, dlaczego w takim razie dałam Jej i te wiersze i, jak się okazało, również ciebie. Chciałam, nadal chcę, Jej pomocy w sprawie, która dręczy nas oboje, chociaż może bardziej mnie, skoro zdecydowałam się na takie szaleństwo, idąc śladem pewnych dających nadzieję, zasłyszanych bajań. Obiecała pomóc, gdy przesłałam Jej Twoje rymy. Nie spodziewałam się jednak, nie przypuszczałam, że aż tak poważnie się Tobą zainteresuje. Ty też mogłeś okazać więcej umiaru, a mniej entuzjazmu w adorowaniu Jej i uleganiu kaprysom. No ale stało się i oboje musimy się z tym pogodzić, albo zapomnieć o sobie, a ja tego drugiego jednak nie potrafię. Zawarłam z Królową pewien układ. Pozostaniesz teraz na Jej Dworze, a Ona nadal będzie starała się pomóc w sprawie, która nas dręczy. Z tym, że i ja będę obecna przy podejmowaniu tych starań. Za jakiś czas powinniśmy się więc spotkać, wtedy porozmawiamy. Nie chcę powierzać więcej listowi, chociaż Ona przyrzekła, że go nie przeczyta i w tym Jej wierzę. Tymczasem wracaj do zdrowia i nie myśl o mnie źle, podobnie jak i ja postaram się dobrze myśleć o Tobie.

 

Twoja małżonka, Ana.

Czytał te słowa kilkakrotnie, z największą uwagą. O większości poruszanych przez Anę kwestii już wiedział, cóż to jednak była za sprawa, w której Najjaśniejsza mogła jej, mogła im obojgu pomóc? Czyżby… Od dawna bezskutecznie pragnęli narodzin dziecka, ale bogowie im w tym nie błogosławili. Pomimo próśb, modłów i ofiar. Nie pomagały też ani starania najlepszych uzdrowicieli, ani gusła wiejskich znachorek. Czyżby Ana wiązała jakieś nadzieje z Osobą Królowej? Amaktaris była Żywym Wcieleniem Izydy na Ziemi, a Izyda to Bogini życia, rodziny, płodności. Jej także składali często stosowne ofiary w tej intencji, równie bezskuteczne, jak wszystkie inne. Nie chodziło więc zapewne o zwykłą, błagalną modlitwę czy wstawiennictwo Najjaśniejszej. Ana musiała mieć na myśli coś znacznie bardziej konkretnego.

W rozmowie z Amaktaris wspomniała o jakiejś staruszce, którą spotkała w szpitalu oraz o jej opowieściach. Sama przyznała, że to bajania i legendy, ale uchwyciła się ich w braku innej nadziei. Tak, nadzieja na poczęcie i narodziny dziecka mogłaby skłonić żonę do podjęcia podobnie desperackich kroków. Dlaczego jednak nic nie powiedziała? Może obawiała się, że on nie zgodzi się na to, cokolwiek zamierzała? Może zaważyła uraza z powodu tych wierszy i podświadome pragnienie zemsty? Może w końcu nie spodziewała się aż tak żywego zainteresowania Królowej i potem straciła panowanie nad rozwojem wypadków? Najwyraźniej Nefer nadal nie był jej jednak obojętny i nie chciała go odrzucić. Mógł liczyć na wybaczenie swego zauroczenia Świetlistą Panią. Zauroczenia, które nadal trwało, może nawet wzajemne, ale które nie mogło przecież mieć żadnej przyszłości. Kimże miałby bowiem być w życiu Amaktaris Wspaniałej? Nie mogła poślubić niewolnika, to nie wchodziło w grę. Miałby pozostać sługą-faworytem, obiektem nieustannych plotek i pokątnych drwin? Zapewne zresztą nie jedynym, o czym zdążył się już przekonać.

Znając Najdostojniejszą nie sądził, by chciała czegoś takiego dla mężczyzny którego polubiła, może nawet odrobinę pokochała, o czym świadczyły Jej własne, podsłuchane mimowolnie słowa.

Pogrążony w myślach, zapomniał o obecności Władczyni. Okazała jednak cierpliwość i pozwoliła kapłanowi spokojnie zapoznać się z treścią listu. Wreszcie podniósł wzrok.

– Najjaśniejsza Pani…

– Tak, Neferze?

– Chciałbym o coś spytać. Ana pisze, że prosiła Cię o pomoc w ważnej sprawie. Nie napisała wprost w jakiej, ale domyślam się, o co mogło jej chodzić. To także moje pragnienie… Co to za układ, który z nią zawarłaś i na czym ma polegać Twoja pomoc?

Amaktaris przyglądała się słudze długo i uważnie.

– Będzie chyba lepiej i dla ciebie, i dla Any, jeżeli to ona sama o tym opowie, gdy ponownie się spotkacie. A to nastąpi za jakiś czas. – Autentyczna życzliwość, brzmiąca w głosie Królowej pomogła pogodzić się z brakiem odpowiedzi. Nadal miał jednak inne pytania.

– Ana napisała, że to ona przysłała Ci moje wiersze. Myślałem, że to arcykapłan Hethor, mój wróg. Nie wyprowadzałaś mnie z tego błędu…

– To także sprawa między wami, którą powinniście sami wyjaśnić.

– Ale przyjęłaś te wiersze, czytałaś je, sprowadziłaś mnie na Dwór w raczej niezwykły sposób.

– Spodobały mi się, sprawiły przyjemność. Może nie są zbyt zręczne, ale wydawały się prawdziwe w powodzi pochlebstw, których Królowa musi codziennie wysłuchiwać. Postanowiłam, że zrealizuję przynajmniej niektóre z twoich fantazji. Przecież pragnąłeś służyć Bogini, być rzuconym do stóp Władczyni jako skuty łańcuchami więzień, zostać Jej – Moim – niewolnikiem. Pisałeś o tym dość często. Pewnie nie wszystkie z tych  doznań okazały się równie  przyjemne w rzeczywistości. – Uśmiechnęła się lekko – Spełniłam też jednak inne z twoich rojeń. Początkowo spodziewałam się tylko odrobiny urozmaicenia, przyznaję, ale potem polubiłam cię i okazałam większą łaskawość, niż pierwotnie zamierzałam. W zamian otrzymałam coś więcej niż przelotna rozrywka, znacznie więcej… Naprawdę, można cię bez trudu polubić, a nawet pokochać. Masz też inne zalety, które zamierzam wykorzystać w przyszłości. Ale o tym przekonasz się w swoim czasie.

– Ana powiedziała, że potrafisz bawić się w prawdziwie królewskim stylu i miała rację. – Nefer nie próbował ukryć goryczy.

– Tak, to zaczęło się jako zabawa, nie przeczę. Potem… potem wymknęło się spod kontroli. Nadal nad tym nie panujemy, ani Ja, ani ty. To wszystko jest takie skomplikowane… Cieszmy się tym, dopóki możemy i nie psujmy wzajemnymi wyrzutami.

– Jak rozkażesz, o Wielka Pani. W końcu nadal jestem Twoim sługą i niewolnikiem. – Tym razem kapłan powiedział to normalnym tonem, ostatecznie miała rację, a nadto okazywała mu często nadzwyczajną łaskawość w bardzo wielu sprawach.

– I niech tak zostanie, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas, skoro Królowa zadała sobie tyle trudu, aby zdobyć tak niezwykłego niewolnika. – Uśmiechnęła się w sposób, który tylko Ona znała. – Ponieważ to już wyjaśniliśmy, powinieneś zachowywać się jak na sługę przystało. Sądzę, że czas skończyć z wylegiwaniem się w łożu Boskiej Izydy i korzystaniem z Jej prywatnej komnaty kąpielowej. Wracasz na pokład, do swojej maty na dziobie. Pewnie niektórzy pomyślą, że znowu popadłeś w niełaskę, ale nie obawiaj się. Bogini nadal cię lubi i będziesz często kosztował potraw przy Jej stole. Przecież ktoś mógłby próbować Ją otruć!

Ten ostatni żart nie był już wyłącznie żartem, bo oddawał jednak rzeczywistość. Wiele wskazywało, iż jakieś trudne do określenia niebezpieczeństwo kryje się w cieniu, gdzie nie docierają promienie oświetlającej drogę Monarchini tarczy słonecznego Amona-Ra.

Przekonali się o tym po dwóch dniach. Upał osiągnął właśnie największe natężenie gdy napotkali kolejną łódź kurierską, płynącą spiesznie w górę Rzeki. Wysłano ją z Chemmis, jednego z miast które odwiedzili podczas żeglugi na południe, a do którego mieli dotrzeć wieczorem. To znaczy Chemmis odwiedziła Królowa, bo Nefer siedział wówczas pod pokładem, przykuty do wiosła. Jeżeli żywił jakieś nadzieje na to, że pozna osadę podczas obecnej podróży, to szybko przekonał się, że były one daremne. Natychmiast po zapoznaniu się z treścią przekazanych Jej listów Władczyni przyzwała kapitana oraz Amara i naradzała się z nimi przez jakiś czas. Rezultatem podjętych decyzji stało się znaczne przyspieszenie tempa żeglugi oraz zmiany szyku flotylli. Nefer przypuszczał, że wioślarze znajdą kolejną okazję, aby zapracować na otrzymywane podczas posiłków owoce. Sam niecierpliwie oczekiwał na wezwanie, gubiąc się w domysłach, co też mogło się wydarzyć. Istotnie, Najjaśniejsza wkrótce zażyczyła sobie obecności osobistego sługi. Zastał Ją w salonie, piszącą z namysłem krótkie listy na skrawkach papirusu. Były to zapewne rozkazy, które miały zanieść w różne miejsca gołębie pocztowe. Klatki z tymi cennymi ptakami przewożono na jednym z okrętów.

– Książę Nektanebo samowolnie, w tajemnicy,  wyjechał z Memfis i jest w drodze do swego okręgu w Awaris. Właściwie to uciekł. Pisze o tym mistrz Apres. Ptak przyniósł tę wiadomość dziś rano do Chemmis. – oznajmiła bez żadnych wstępów Amaktaris. – Mój kuzyn złamał w ten sposób stanowcze polecenia, które otrzymał. Oznacza to otwarty bunt, który musimy stłumić bez zwłoki. Opuszczam barkę, dalszą drogę odbędziemy na szybkim okręcie wojennym. Ty także będziesz towarzyszył Królowej. Zostawiam tu większość rzeczy, ale możesz zabrać swoją skrzynię. Nie będziemy się już nigdzie zatrzymywać, może tylko w Nennesut. Tymczasem zajmij się zapieczętowaniem i rozesłaniem tych rozkazów!

Wydawała dyspozycje szybko, pewnym głosem. Tak właśnie, jak przypuszczał Nefer, musiała zachowywać się na polu bitwy. Kto wie zresztą, czy do walki nie dojdzie. Książę nie mógł być aż takim głupcem, aby spodziewać się, iż podobny postępek nie wywoła reakcji Władczyni. Nigdy zresztą nie ukrywał specjalnie swojej wrogości do Amaktaris Wspaniałej i Jej rządów. Musiał poczynić jakieś przygotowania.

– No i widzisz, Neferze. Nie nacieszyłam się długo luksusami własnej sypialni i własnego łoża, odkąd zechciałeś mi je odstąpić. A mówiąc poważnie, cieszę się, że wydobrzałeś na tyle, aby kontynuować podróż na okręcie. Nie ma tam żadnych wygód i w przeciwnym razie musiałbyś zostać tutaj. A tego bym nie chciała. Na ile cię znam, z pewnością przydasz się na coś w nadchodzących wydarzeniach.

LVII

Najjaśniejsza  miała rację. Na okręcie istotnie nie znaleźli żadnych wygód. Tego rodzaju jednostki przeznaczano do tego, aby przewoziły jak największą liczbę wojowników. Dlatego jako wioślarze pracowali na nich nie skuci łańcuchami niewolnicy, lecz żołnierze, stający w razie potrzeby do walki. Nie widziano konieczności zabudowania pełnego pokładu, ponad głowami wioślarzy przebiegał tylko wzdłuż całej długości okrętu wąski pomost. Jedyną kabinę, umieszczoną na rufie i nader zresztą ciasną, zajęła – oczywiście – Władczyni. Zgodnie z zapowiedzią wzięła ze sobą tylko trzy skrzynie z najpotrzebniejszymi rzeczami, toteż Nefer docenił to, iż mógł dołączyć do nich własną. Wszystkie razem umieszczono w kajucie, gdzie pozostawiły doprawdy niewiele miejsca. Spośród licznej świty podróżnego dworu, Królowej towarzyszyli obecnie tylko Nefer i Amar oraz kilku żołnierzy, zaokrętowanych jednak na drugiej, identycznej jednostce. Amaktaris musiała obywać się bez pomocy służek i okazało się, że doskonale umie poradzić sobie sama z codziennymi czynnościami. Wprawdzie nie była w stanie przeobrazić się w Żywe Wcielenie Bogini – to wymagało wielu akcesoriów pozostawionych na barce – ale właściwą Jej postać pięknej Kobiety przybierała bez trudu. Naturalna duma i władczość pozwalały natomiast dopełnić obrazu Królowej. Nefer zawstydził się pewnych dawnych myśli, gdy zastanawiał się, czy Monarchini potrafi zrezygnować podczas wyprawy wojennej z luksusowo wyposażonej łaźni. Najwyraźniej potrafiła, jeżeli wymagała tego konieczność. Nie było też mowy o wyszukanych potrawach, przygotowywanych na stół Władczyni. Zadowalała się tym samym, co jedli wszyscy –  pożywnymi, lecz niekoniecznie smacznymi i podawanymi często na zimno posiłkami żołnierzy. On sam ulokował się w sąsiedztwie kabiny. Na dziobie byłoby zapewne odrobinę wygodniej, ale wolał być w pobliżu Najjaśniejszej, gdyby jego usługi miały okazać się przydatne. Amar także sypiał przed drzwiami kajuty.

Płynęli teraz bardzo szybko, również nocami, jeżeli pozwalały na to warunki. Szeroko rozlana Rzeka oraz wąski sierp księżyca stanowiły jednak istotne utrudnienie. Aby zyskać na czasie, kilka razy wymieniali część załogi w ulokowanych przy Rzece przystaniach floty. Wypoczęci wioślarze mogli dłużej utrzymywać dobre tempo. Królowa nie poganiała, nie ulegało jednak wątpliwości, że pragnie jak najszybciej wrócić do Stolicy i przejąć pełną kontrolę nad wydarzeniami. Obecnie musiała zadowalać się wysyłaniem rozkazów przy pomocy gołębi i łodzi kurierskich oraz pospiesznymi konferencjami z komendantami miast, w których uznała za potrzebne urządzić krótkie postoje. Z wieści nadsyłanych przez Mistrza Apresa wynikało, iż książę  istotnie gromadzi w Awaris zwolenników. Pocieszające było natomiast to, że w innych prowincjach panował spokój, a w drodze do Stolicy znajdowały się już znaczne oddziały wierne Królowej. Wyglądało na to, że bunt nie ma większych szans powodzenia. Nefera nie opuszczał jednak niepokój. Wystąpienie księcia sprawiało wrażenie nieprzygotowanego i nieprzemyślanego. Nektanebo był wprawdzie głupcem i często działał pod wpływem emocji, ale musiał przecież na coś liczyć. Zapewne na coś takiego, o czym Mistrz Apres oraz Najjaśniejsza jeszcze nie wiedzieli.

Plecy Nefera wygoiły się już niemal zupełnie. Okazało się bowiem, iż wśród zabranego przez Świetlistą bagażu znalazły się Jej przybory uzdrowicielki i mogła kontynuować zabiegi lecznicze. Mając głowę zaprzątniętą bieżącymi wydarzeniami, kapłan przestał wreszcie zadręczać się rozmyślaniami nad tajemniczym postępowaniem Any oraz jej niezwykłym układem z Amaktaris. Władczyni też nie wracała do tego tematu.

Jedyny nieco dłuższy postój zrobili w Nennesut, co zresztą Bogini w swoim czasie sama zapowiedziała. Nefer obawiał się, że głównym tego powodem mogła być chęć spotkania z Horkanem, okazało się jednak, iż setnik wyruszył już do Stolicy na czele trzech szwadronów rydwanów bojowych. Wydobrzał z ran i nic nie mogło powstrzymać go przed stawieniem się na rozkazy Królowej. W ślad za rydwanami na miejsce koncentracji armii podążyła też znaczna część pieszych wojsk okręgu. Torkan także zamierzał udać się do Memfis, Królowa uznała jednak, iż jako nomarcha musi pozostać na miejscu i dopilnować spokoju w okolicy. Niechętnie przyznał Jej rację. Nefer nie wiedział, czy poczuł większą ulgę na wiadomość o nieobecności Horkana, czy też niepokój w związku z jego pobytem w Stolicy. Niczego innego nie mógł się jednak po młodym oficerze spodziewać. Co gorsza, Torkan nie omieszkał pochwalić się kolejnym sukcesem syna. Nie mając wiele do roboty w koszarach podczas rekonwalescencji, zajął się on wyjaśnieniem machinacji kapłanów Chnuma w biurze mierniczego. Okazało się, że istotnie doszło tam do przekupstwa i sfałszowania rejestrów. Pośrednikiem był pewien osobnik powiązany z Ramose, zarządcą dóbr świątyni.

– Zgodnie z Twoim poleceniem, o Wielka, nie podjęliśmy żadnych zdecydowanych kroków. Mamy jednak zeznania przekupionego, pomniejszego urzędnika oraz tego pośrednika. Na wszelki wypadek aresztowałem obydwu i trzymam ich pod ścisłą strażą w bezpiecznym miejscu.

– Bardzo dobrze, niewykluczone, iż mogą się na coś przydać. Tymczasem wkrótce osobiście będę mogła pogratulować i podziękować twojemu synowi.

Te słowa Amaktaris popsuły nieco humor Nefera, musiał jednak przyznać sam przed sobą, iż otrzymana od Królowej nauczka oraz późniejsze przeżycia, zdecydowanie zmniejszyły chęć gwałtownego okazywania niechęci wobec Horkana oraz przejawów łaskawości dla niego ze strony Monarchini. Własne, poprzednie zachowanie uważał teraz po prostu za głupie.

Okazało się, że Władczyni pamiętała też o Mistrzu Sentocie. Wezwała go przed swe Oblicze, by podziękować i hojnie nagrodzić za opiekę nad rannym. Potwierdziła zaproszenie do Stolicy i zostawiła rozkazy, aby uzdrowiciela, jego rodzinę oraz dobytek, który zechcą zabrać ze sobą, przyjęto na pokład królewskiej barki, gdy ta zatrzyma się w powrotnej drodze w Nennesut.

– Czasy mamy, co prawda, niespokojne i może wolałbyś, mistrzu, zaczekać, aż uporam się z buntem Mojego kuzyna?

– Pani, nie wątpię, iż z pomocą bogów wkrótce to uczynisz, a moje skromne umiejętności mogą przydać się rannym.

– Doskonale, mistrzu. Doceniam twoją wierność i chęć pomocy. W Stolicy będzie na ciebie czekać kwatera oraz liczne obowiązki w szpitalu. Mam nadzieję, że znajdziecie wspólny język z mistrzem Serpą. Ma mnóstwo pracy i utalentowany uzdrowiciel bardzo mu się przyda.

Po załatwieniu tych spraw Królowa dała się jeszcze zaprosić na przygotowany w pałacu nomarchy poczęstunek, za co Nefer był niezmiernie wdzięczny tak Jej, jak i Torkanowi. Okręty uzupełniały w tym czasie zapasy, a generał nie zapomniał o przysłaniu solidnego posiłku dla ich załóg.

Potem płynęli już bez postojów, także nocami, na co pozwala rosnąca znów tarcza księżyca. Do Stolicy przybyli po dwóch dniach, wczesnym popołudniem. Nefer z ulgą przyjął zakończenie podróży i powrót do w miarę normalnych warunków egzystencji. Królowa rzuciła się natomiast w wir obowiązków, naradzając się z Mistrzem Apresem, dowódcami i urzędnikami oraz wizytując nadciągające oddziały. Nefera nie zapraszała do udziału w tych czynnościach, czym czuł się w absurdalny sposób dotknięty. Podczas przeglądu wojsk i tak na niewiele by się przydał, ale przywykł już do tego, że Najjaśniejsza zapoznawała go z przebiegiem spraw.

Tymczasem teraz zdawała się nagle odsuwać kapłana od siebie, także wieczorami nie miała bowiem dla niego czasu. Obawiał się, że jego miejsce zajął może Horkan, którego raz czy dwa widział przelotnie w Pałacu. Wyglądało jednak na to, że również jego towarzystwa Władczyni unika. Wypytywał ostrożnie Harfana i Amara o przebieg ćwiczeń i przeglądów, tam jednak Najwspanialsza także wymieniła z młodym oficerem tylko kilka zdawkowych słów. Wyraziła zadowolenie z jego powrotu do zdrowia, podziękowała za wierność oraz, nie wchodząc w szczegóły, chwaliła za jakieś poczynania w Nennesut, zapewne  udane śledztwo.

Było to dziwne i zupełnie niepodobne do Amaktaris Wspaniałej, przynajmniej takiej, którą Nefer zdążył już poznać. Może jednak to zagrożenie wojną wpłynęło na Jej postępowanie? Najwięcej czasu spędzała w towarzystwie wyższych rangą oficerów. Wśród nich wyróżniał się zwłaszcza książę Manetos, najbliższy krewny Królowej i dowódca armii syryjskiej. Był to mężczyzna w dość już dojrzałym wieku, utrzymujący się jednak w dobrej kondycji. To on towarzyszył Królowej podczas wyjazdów do obozu oraz częstych odpraw. Niejednokrotnie naradzali się też wieczorami w apartamentach Najjaśniejszej.

Odsyłała wówczas Nefera, pozwalając mu odwiedzić Ahmesa, Harfana albo innych przyjaciół oraz opróżnić z nimi dzban piwa. Nie miał nic przeciwko temu, bolał go jednak nieco ten brak zaufania. Dziwił się też, że Manetos został specjalnie wezwany z Syrii, najwidoczniej jednak zagrożenie ze strony księcia Nektanebo Królowa oceniała poważniej, niż skłonna była otwarcie przyznać. Co prawda Manetos przybył sam, jego wojska pozostały na północy, gdzie pilnowały granicy przed Hetytami oraz koczowniczymi plemionami z pustyni. Książę musiał odbyć tę podróż w prawdziwie morderczym tempie, skoro zdążył tak szybko przybyć do Memfis.

Nie mając nic konkretnego do roboty, bo Irias jeszcze nie wróciła, Nefer spędzał sporo czasu z Ahmesem. Harfan i Amar, chociaż nie cofnęli swej przyjaźni, dysponowali jednak zdecydowanie mniejszą ilością czasu wobec trwających przygotowań wojennych. Ahmes bardzo był ciekaw przygód przyjaciela podczas podróży, przygód, które zostawiły zarówno nowe ślady na jego grzbiecie, jak i uczyniły posiadaczem naszyjnika zabójcy lwów. Kapłan nie o wszystkim chciał jednak opowiadać. O pewnych sprawach zobowiązany był tak czy inaczej milczeć – na przykład o przebiegu wizyty w Labiryncie – inne miały charakter zbyt osobisty, aby poruszać je nawet w rozmowie z najlepszym druhem. Ahmes raz jeszcze zasłużył na to miano, bowiem nie nalegał. Ze swej strony zabawiał Nefera dworskimi ploteczkami. To zdumiewające, ale pomimo buntu i zagrożenia wojną, dworzanie nadal pochłonięci byli własnymi intrygami oraz nieustanną walką o odrobinę wpływów i władzy. Oczywiście, najlepszą pozycją cieszyli się ci, którzy dostępowali zaszczytu częstego przebywania w towarzystwie Pani Obydwu Krajów. Nefer sam już dostrzegał, że i jego można uznać za osobę wpływową, chociaż przez ostatnie dni nie miał wielu okazji, by potwierdzić tę opinię.

Sytuacja uległa zmianie dopiero po niespodziewanym wyjeździe księcia Manetosa. Ogłoszono, że wraca do Syrii, by zapewnić bezpieczeństwo tamtejszych prowincji. Nefer nie mógł zrozumieć, po co w takim razie w ogóle wzywano go do Stolicy? Musiał przybyć w najwyższym pośpiechu, pozostawiając sprawy północnej granicy w rękach zastępców, tylko po to, by następnie zostać po kilku dniach odprawionym, zanim jeszcze zaczęły się prawdziwe działania wojenne. Sam książę nie wyglądał jednak na urażonego, wręcz przeciwnie, wyjeżdżając sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego. W tym wszystkim coś musiało się kryć, ale Nefer nie był w stanie pojąć, co  takiego, a i do Ahmesa nie dotarły żadne plotki. Wkrótce odczuł jednak, iż wyjazd księcia przyniósł istotne nowości. Oto Królowa zażyczyła sobie obecności osobistego niewolnika podczas kolejnej narady, którą zwołała już następnego dnia.

Wzięli w niej udział Mistrz Apres oraz sierżant Tereus, co nie było niczym niezwykłym, ale Władczyni wezwała też Harfana i… Horkana. Zdumiony Nefer mimowolnie zignorował tradycyjne, niechętne spojrzenia Mistrza Apresa. Co prawda Mistrz nie mógł skupić się wyłącznie na jego osobie, bo w podobny sposób obrzucał wzrokiem obydwu pozostałych, niecodziennych uczestników spotkania. Miało ono przebieg bardzo nieformalny, co Bogini zaznaczyła już na wstępie, powstrzymując obecnych przed złożeniem powitalnych hołdów.

– Nie ma na to czasu. Czy są jakieś nowe wiadomości z Awaris?

– Książę zgromadził tam znaczne siły, ściągnął wszystkich swoich dzierżawców, sprowadził najemników. Dysponuje pewną liczbą rydwanów bojowych, dochodzi do pierwszych starć z naszymi patrolami, które pilnują okolicy. – Sierżant nie wydawał się zbytnio przejęty aktywnością księcia. – Na szczęście, jesteśmy dobrze przygotowani. Myślę, że za najdalej trzy tygodnie zgromadzą się wszystkie wezwane wojska i będziemy mogli wyruszyć z głównymi siłami.

– Nie powinniśmy czekać tak długo! – To odezwał się zapalczywie Horkan. – Wielka Pani, pozwól mi ruszyć przodem z moimi rydwanami! Rozpędzę patrole księcia i zdobędziemy przynajmniej więcej informacji!

– Spokojnie, Horkanie. Może będziesz miał taką okazję. – Królowa powstrzymała młodego oficera. – Mistrzu, jak wygląda sytuacja w innych prowincjach?

– Panuje spokój, zewsząd napływają deklaracje lojalności oraz, co ważniejsze, normalne daniny. Przybywają też wezwane oddziały wojska. Tu i tam wyrażano po cichu sympatię dla księcia, ale nikt nie ośmielił się uczynić tego głośno.

– Czy ci sympatycy Mojego kuzyna nie są przypadkiem obecni w świątyniach?

– Ty wiesz, o Pani! – Mistrz skłonił się lekko.

– Co ciekawe, arcykapłan Heparis ze świątyni Ozyrysa jako jeden z pierwszych złożył deklarację lojalności, natychmiast po Moim powrocie. Oczywiście, to Mnie wcale nie dziwi. Dziwne było natomiast to, że wyrażał się o księciu z prawdziwą niechęcią i pogardą. Kilka razy nazwał go głupcem, czemu, rzecz jasna, nie próbowałam zaprzeczać. Wątpię, by aż tak udawał.

– Osobiście uważałbym Heparisa za najważniejszego poplecznika księcia. To bardzo chytry i groźny przeciwnik. Może wystąpienie Twego kuzyna, o Wielka, w jakiś sposób nie odpowiada jego planom?

– Może jest przedwczesne, od dłuższego czasu prowokowałam księcia… To jednak w tej chwili mniej istotne. Arcykapłana miej, oczywiście, na oku, ale musimy teraz zająć się Moim kuzynem. W tej właśnie sprawie wezwałam was tutaj. Horkan ma rację, nie możemy bezczynnie czekać na koncentrację wszystkich sił i zostawiać buntownikom wolnej ręki. Zamierzam wysłać silny oddział rydwanów w okolice Awaris oraz na Synaj. Horkan przyprowadził trzydzieści rydwanów, wezmę jeszcze siedemdziesiąt wozów z oddziałów gwardii oraz stołecznego garnizonu. To powinno wystarczyć.

– Ty weźmiesz, o Pani? – spytał Mistrz Apres.

– Tak, Ja sama stanę na czele tego wypadu. Harfan i Horkan będą mi towarzyszyć, poprowadzą poszczególne kolumny. Ciebie także zabieram, Neferze. – dodała ku zaskoczeniu kapłana.

– Zabraniam Ci, to wykluczone! – Sierżant, jak zwykle w chwilach wzburzenia, zapomniał o wszelkich wymogach etykiety.

– Wielka Pani, czy rozważyłaś ten zamiar? – Mistrz Apres wyraził się oględniej, ton jego głosu także zdradzał jednak całkowitą dezaprobatę wobec planów Władczyni.

– To zbyt niebezpieczne, gdyby coś się stało… – kontynuował Tereus.

– Już nie jeden raz brałam udział w takich wyprawach.

– I zawsze byłem temu przeciwny! – Sierżant nadal trwał przy swojej opinii.

– Nigdy nic się nie stało. Bogowie czuwają nad swoją Córką i Siostrą.

– Na wojnie wszystko może się wydarzyć, a na samą opiekę bogów nie ma co liczyć!

– Nie będę chowała się za plecami Moich żołnierzy. Nigdy tego nie robiłam i także dlatego są teraz wierni Królowej.

– Ale to wojna inna od poprzednich. Tym razem wszystko naprawdę zależy tylko od Twojej Osoby.  Nadal nie masz dziedzica i gdybyś zginęła albo wpadła w ręce wrogów, byłby to koniec. – Sierżant opanował nieco pierwsze wzburzenie, mówił jednak jak żołnierz, prosto z mostu i nie unikając kwestii najbardziej nawet nieprzyjemnych czy drażliwych. Władczyni musiała to docenić.

– Rozumiem i jestem wdzięczna za twoją troskę, Tereusie. Obiecuję, naprawdę obiecuję, że nie będę ryzykować i bezpośrednią walkę, jeżeli do niej w ogóle dojdzie, pozostawię Harfanowi oraz Horkanowi. Wiesz, że na Moim słowie można polegać.

– Wolałbym, abyś pozostała na miejscu i nadzorowała koncentrację wojsk.

– Ty sam zajmiesz się tym lepiej ode Mnie, podobnie jak mistrz Apres zadba o inne sprawy. Nie musicie też rozgłaszać Moich planów. Aby was wszystkich uspokoić, nie będę osobiście rozpoznawać okolic Awaris. Tym zajmie się Horkan, tak, jak sam to zaproponował. Korzystając z osłony jego oddziału, zamierzam udać się na Synaj, do kopalni w Tamadah. Jak wiecie, oprócz miedzi wydobywa się tam złoto. Nie można dopuścić, by kopalnia i zapasy kruszcu wpadły w ręce buntowników. Zamierzam zabrać złoto, które tam wydobyto, i uniemożliwić szybkie wznowienie pracy, gdyby książę pomyślał o zajęciu tego miejsca. Musimy się pospieszyć, bo okręg Awaris leży stosunkowo blisko.

– Właśnie to mnie niepokoi, Księżniczko. Rozumiem potrzebę tego wypadu, ale nadal nie widzę powodu, byś dowodziła nim Ty sama. Powodu innego, niż Twoja własna chęć działania oraz zamiar przeżycia kolejnej, wojennej przygody.

– Sierżant wyraża to może zbyt bezpośrednio, Wielka Pani, ale mówi prosto z serca i ma rację. – Mistrz Apres poparł starego żołnierza.

– Dobrze… Jest jeszcze jeden powód, dla którego chcę i muszę jechać… Najważniejszy. Nadeszły wiadomości od Irias, wczoraj rano przyniósł je gołąb pocztowy. Razem z kilkuosobowym orszakiem Amazonek osiągnęła już Gazę, naszą najdalej na południe wysuniętą twierdzę w Syrii. Dowiedziały się o niepokojach w Awaris i postanowiły je ominąć, podróżując przez pustynię Synaju. Mają się kierować właśnie do Tamadah.

– Trzeba było kazać im zostać w Gazie, albo przynajmniej skorzystać z jakiegoś okrętu i popłynąć morzem, tak jak uczynił książę Manetos. – Mistrz szybko znalazł kilka rozwiązań problemu.

– To niemożliwe, podróżują dyskretnie, starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Zazwyczaj unikają miast i gęściej zamieszkanych obszarów. Z tego co wiem, prowadzą nadto pewną liczbę koni. Trudno więc, aby korzystały z drogi morskiej czy z pomocy naszej floty. Tak czy inaczej, w Gazie już ich nie ma i nie mam sposobu, aby przedstawić im jakieś propozycje czy polecenia. O ile te uparte kobiety chciałyby w ogóle słuchać jakichkolwiek rad. Jedyne, co mogę zrobić, to wyruszyć im naprzeciw, do Tamadah. Dokąd i tak należałoby zresztą kogoś wysłać.

– Właśnie, kogoś! Irias nie można zostawić w potrzebie, to zupełnie jasne! Ale tym kimś mogę być ja. Jest mi równie droga jak i Tobie! – Sierżant znalazł nowy powód, by kwestionować udział Amaktaris w wyprawie.

– Obawiam się, Tereusie, że miałbyś duże kłopoty, aby znaleźć wspólny język z Amazonkami. Te wojowniczki są bardzo drażliwe, szczególnie jeżeli chodzi o mężczyzn próbujących wskazywać im sposób postępowania, nawet – czy wręcz zwłaszcza wówczas – gdy byłby to sposób właściwy.

Ku zaskoczeniu Nefera, dowódca gwardii nie znalazł na to odpowiedzi. Z niewiadomego powodu zakłopotany,  nie wytrzymał spojrzenia Najjaśniejszej.

– Orszakiem księżniczki dowodzi Korina. Bogowie zesłali ten dopust. – kontynuowała Monarchini. – Przynajmniej nie będzie intrygować przeciwko Irias i Talii w Królestwie Amazonek, ale i tutaj nie przyjdzie nam łatwo ją okiełznać. Obawiam się, że tylko Ja sama mogę podjąć się tego zadania.

W głosie Amaktaris zabrzmiało znużenie, ale i zdecydowanie. Nefer przypomniał sobie własne spotkanie z Opiekunką Królewskiej Stadniny i musiał przyznać, że nie zazdrości swojej Pani tego wyzwania. Sierżant pomyślał chyba to samo, bo nie zgłaszał już kolejnych zastrzeżeń. Także Mistrz Apres zrozumiał, iż pojawienie się w sprawie Irias przesądza o wyniku dyskusji i w żaden sposób nie zdoła już odwieść Najwspanialszej od Jej ryzykownego planu. Poruszył za to inną kwestię.

– O Wielka, czy przypadkiem nie odesłałaś tak szybko księcia Manetosa z powodu nadejścia tych wiadomości? Z pewnością byłby przeciwny twoim zamiarom, a z jego zdaniem liczyłabyś się może bardziej niż z naszym?

– To Ja jestem nadal Panią Obydwu Krajów i nawet książę Manetos, Mój ukochany kuzyn, musiałby o tym pamiętać! Ale masz trochę racji, mistrzu. Jego pobyt tutaj spełnił już swoje zadanie, a nie chciałabym urazić księcia takim stawianiem sprawy, gdyby doszło do sporu. Teraz najbardziej przyda się w Syrii. Wyruszamy jutro o świcie, poczyńcie stosowne przygotowania!

Na tym Amaktaris zakończyła spotkanie, ponownie zwalniając obecnych z obowiązku złożenia oficjalnych hołdów. Nefer, od dłuższego już czasu pozbawiony okazji zaspokojenia swego pragnienia adorowania Osoby Królowej i Bogini, przyjął to z pewnym zawodem. Podczas gdy żołnierze oraz Mistrz Apres pospieszyli do swoich obowiązków, on mógł jednak towarzyszyć Najwspanialszej podczas przechadzki w parku. Zasłużyła na tę odrobinę wytchnienia po trudach poprzednich dni i wobec planowanej na następny dzień wyprawy.

– Milczałeś podczas całej narady, Neferze. To do ciebie niepodobne.

– Nie chciałem odzywać się w obecności lepszych od siebie, o Pani.

– Czyżby? Nigdy dotąd nie zauważyłam u ciebie tej cechy. Mów więc teraz.

– Sierżant powiedział oraz przemilczał już wszystko, co mógłbym dodać.

– Czyli zgadzasz się z jego obiekcjami, czy też z jego milczeniem?

– Z jednym i drugim. To ryzykowna wyprawa i sama wiesz o tym najlepiej, Świetlista. Irias nie można jednak zostawić. I rzeczywiście, tylko Ty poradzisz sobie z Koriną oraz innymi, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

– Ja natomiast mam dziwne przekonanie, że ty również potrafiłbyś sobie poradzić, ale nie zrobię ci tego i nie poślę samego w jej szpony. No chyba, że miałbyś ochotę! – Roześmiała się przekornie.

– Dlaczego zabierasz mnie na tę wyprawę? Pewnie będę tylko ciężarem… – Nefer wolał zmienić temat, zresztą pytanie to intrygowało go od chwili, gdy usłyszał niespodziewaną zapowiedź Władczyni.

– Może nie takim wielkim, masz już pewne doświadczenie w jeździe rydwanem. Nasza księżniczka cię lubi, a Ja chcę, aby pobyt w Egipcie uważała za przyjemny i interesujący, by na zawsze zachowała miłość do Kraju nad Rzeką, zwłaszcza teraz, gdy będzie… gdy jest królową. Nie życzę też sobie, by przebywała zbyt często w towarzystwie tej Koriny i jej podwładnych. No i poza wszystkim, przyda mi się osobisty sługa. Bogini potrzebuje przecież pewnych wygód, nawet na polu bitwy! – Znowu się roześmiała. – Właściwie, to mógłbyś już teraz okazać się przydatny. Wracam do obowiązków i ktoś powinien oczyścić z kurzu Moje stopy oraz sandałki. Odniosłam wrażenie, że byłeś zawiedziony, nie mogąc uczynić tego po zakończeniu narady!

LVIII

Nie okazał się ciężarem. Nie pozwolono mu na to. Zgodnie z planem wyruszyli o świcie. Jeszcze w ciemnościach nocy niewielka łódź szybko i dyskretnie przewiozła Amaktaris oraz kilka osób z Jej świty, w tym Nefera i Amara, na wschodni brzeg Nilu, gdzie czekały już gromadzone od poprzedniego dnia szwadrony rydwanów. Wylew osiągnął właśnie najwyższy poziom, wody toczyły się wolno i dostojnie, przypominając bardziej wydłużone jezioro niż rzekę. Miało to jeszcze potrwać jakiś czas, potem zaczną opadać i rolnicy przystąpią do siewów. Zanim nadejdzie czas zbierania plonów, losy buntu księcia powinny zostać już dawno rozstrzygnięte. A przecież bezimienny kapłan Izydy z Nennesut twierdził, że ważne wydarzenia mają nastąpić dopiero przed żniwami… Czyżby Nektanebo rzeczywiście się pospieszył i działał bez porozumienia z domniemanymi sojusznikami? A może Meren miał na myśli coś zupełnie innego, niż zbrojne wystąpienie kuzyna Królowej?

Gwar i rozgardiasz obozowiska szykujących się do wymarszu oddziałów przerwał te rozmyślania Nefera. Królowa powierzyła mu zadanie dopilnowania, by Jej osobisty bagaż umieszczono na kilku ciężkich rydwanach hetyckiego pochodzenia. Były to zdobyczne wozy, pamiętające jeszcze czasy zwycięskich kampanii zmarłego Faraona. W odróżnieniu od rydwanów egipskich, oś ich kół umieszczono nie na tylnej krawędzi, lecz pod środkiem platformy wozu. Posiadały też wyższe, boczne osłony. Jak się dowiedział, bojową załogę takiego pojazdu stanowiło aż trzech wojowników, oprócz woźnicy i oszczepnika lub łucznika – jak w armii egipskiej – Hetyci mieli jeszcze osłaniającego obydwu tarczownika. Rydwany imponowały ciężarem i solidnością, ich szarża musiała mieć olbrzymią siłę, za to szybkością i zwrotnością ustępowały egipskim. Obecnie wykorzystywano je jako wozy transportowe, zabierały tylko woźnicę oraz całkiem spory ładunek, który przed wypadnięciem chroniły rozbudowane osłony boczne oraz dodana celowo, tylna ścianka platformy. Wszystko to utrudniałoby woźnicy zeskoczenie z przewracającego się wozu, ale też nie spodziewano się, by pojazdy te brały udział w walce i były zmuszone do wykonywania gwałtownych manewrów.

Bagaże Królowej wypełniły łącznie platformy czterech pojazdów, Najjaśniejsza nie wyruszała więc z zupełnie pustymi rękoma. Co prawda, zezwoliła, by i Nefer umieścił wśród Jej rzeczy niewielkie zawiniątko z zapasową szatą i innymi przydatnymi drobiazgami oraz naszyjnikiem zabójcy lwów, na co szczególnie nalegała. Pozostałe wozy załadowano zapasami i wyposażeniem. Było ich razem piętnaście. Kapłan przypomniał sobie, że jednym z celów wypadu jest ewakuacja kruszcu wydobytego w kopalni złota, pojazdy transportowe miały więc w przyszłości okazać się bardzo potrzebne, a tymczasem mogły przecież wieźć bagaże Bogini. No i mieli poruszać się po pustkowiach, należało więc zadbać o zapasy wody. W tym celu zabrano znaczną ilość skórzanych worków, w tej chwili w większości pustych. Nie zabrakło też miejsca dla dwóch klatek z pocztowymi gołębiami.

Rydwanem Władczyni powozić miał Amar. Z pewnością Horkan i Harfan też mieli ochotę oraz odpowiednie umiejętności, aby dostąpić tego zaszczytu, Królowa przewidziała jednak dla nich zadania dowódców dwóch wydzielonych kolumn bojowych, każdej złożonej z trzech szwadronów, czyli trzydziestu pojazdów. Ona sama pozostawać miała przy kolumnie transportowej, osłanianej przez pozostałych dwadzieścia kilka lżejszych wozów. Tak jak obiecała, zamierzała unikać bezpośredniego udziału w walce. Pomogło to obydwu oficerom pogodzić się z zawodem, pojęli bowiem natychmiast, iż w obecnej sytuacji mają dużo większe szanse znaleźć się w ogniu bitwy. Nefera przydzielono do rydwanu Harfana, co przyjął z radością, ale i pewnym zdziwieniem.

– Sam o to poprosiłem. – Roześmiał się Harfan. – Przy mnie może czegoś się nauczysz, no i muszę teraz na ciebie uważać, skoro mam cię kiedyś zabić! Nie licz więc na to, że będziesz jeździł jak worek ziarna! Słyszałem wprawdzie, że całkiem dobrze radzisz sobie z tą zabawką – wskazał na przypiętą do pasa Nefera procę, na polecenie Królowej sierżant wydał mu bowiem kolejny egzemplarz tej broni – potrzebuję tu jednak oszczepnika! – Bez zwłoki przystąpił następnie do udzielania Neferowi poleceń oraz instrukcji.

Posuwali się szybkim tempem w kierunku północno-wschodnim, omijając wysunięte najdalej na wschód i stanowiące kraniec Dolnego Kraju ramię rozgałęziającej się już Rzeki. Trzymali się w sporej odległości od osad ludzkich i zalanych teraz na ogół wodą pól uprawnych. Chcieli uniknąć wzbudzania niepotrzebnej ciekawości oraz alarmowania możliwych obserwatorów tumanami kurzu. Główną kolumnę osłaniały z obydwu stron oddziały zwiadowcze, prowadzone zazwyczaj przez Horkana, chociaż i Harfan oraz jego żołnierze – a przy tej okazji i Nefer – brali udział w tych patrolach. Kapłan miał wówczas sposobność po raz pierwszy ujrzeć najbardziej śmiercionośną broń rydwanów – przymocowane do piast kół groźne ostrza, długie jak ramię wojownika. Podczas parad, marszu czy polowań nie używano ich, umieszczano je jednak w specjalnych uchwytach, gdy wozy wyruszały w misję bojową. Widząc, jak wirują w szalonym tempie, migocząc przy tym w blasku słońca, czuł prawdziwą grozę na myśl, że ktoś mógłby dostać się w ten śmiertelny krąg. A była to przecież normalna taktyka ataku rydwanów podczas bitwy.

Wieczorami pewna liczba wozów zbliżała się możliwie dyskretnie do takiego czy innego odgałęzienia Rzeki, aby nabrać wody i ewentualnie uzupełnić zapasy żywności. Zadanie to powierzano kolejno różnym szwadronom, tak, aby wszystkie oddziały miały okazję chociaż raz na jakiś czas solidnie napoić konie. Tylko Królowa nie mogła brać w udziału w tych podjazdach, gdyby Ją przypadkiem rozpoznano, utrzymanie wyprawy w tajemnicy byłoby, oczywiście, niemożliwe.

Przypominając sobie wcześniejsze obawy, iż będzie ciężarem dla przemieszczającego się szybko oddziału, Nefer nie mógł powstrzymać się od bolesnego uśmiechu, przypominającego bardziej grymas. Harfan nie miał dla niego żadnych specjalnych względów, może tylko często pokazywał i tłumaczył, jak wykonywać poszczególne czynności przy obsłudze rydwanu, jak utrzymywać równowagę na platformie, gdy wóz pędził z pełną szybkością, jak posługiwać się wówczas oszczepem. Używanie łuku uznał tymczasem za przekraczające możliwości Nefera, ale ćwiczeń z oszczepem nie szczędził. Podobnie zresztą, jak wprawiania się we wszystkich innych, nowo poznawanych umiejętnościach. Ganił nieudolność, chwalił osiągane postępy. To pierwsze starał się czynić na osobności, za co kapłan był mu szczerze wdzięczny, pochwał zaś raz czy drugi udzielił w obecności Bogini. Jej spojrzenie napełniło wówczas Nefera dumą i pozwoliło na jakiś czas zapomnieć o zmęczeniu, otarciach, siniakach, bolących stawach i mięśniach.

Po całym dniu spędzonym w marszu Nefer miał jeszcze inne zadania podczas postoju. Nadzorował rozbijanie przeznaczonego dla Królowej namiotu – całkiem sporych rozmiarów konstrukcji, w której każdy mógł stanąć swobodnie wyprostowanym. Na szczęście, do jej rozkładania i zwijania wyznaczano codziennie inna grupkę żołnierzy. Do Nefera należało natomiast rozpakowanie i rozmieszczenie sprzętów oraz przyborów, które Najjaśniejsza uznała za potrzebne zabrać ze sobą. Mata do spania, dwa kobierce, składana półka, kosmetyki, skórzane wiadro na wodę… Było tego całkiem sporo. Okazało się, że Amaktaris ma nawet szkatułkę z klejnotami. Ale czyż o tej słabostce Najwspanialszej nie wspominał już kiedyś Pachos? Wśród kosztowności znalazła się też przeznaczona dla Irias korona, zabrana ze skarbca Labiryntu. To akurat Nefer mógł zrozumieć. Musiał też jednak przyznać, iż cały ładunek jednego z przeznaczonych do dyspozycji Władczyni rydwanów stanowiły różnego rodzaju przybory uzdrowicielki oraz zapasy bandaży i leków. Przekonał się o tym, gdy ulitowała się nad nim drugiego wieczoru i użyczyła maści uśmierzającej ból poobijanej i poobcieranej skóry. Bogini nie rezygnowała też z wieczornych kąpieli. Odbywały się one raczej skromnie i sprowadzały do skorzystania z wiadra wody, podgrzanej umieszczonymi uprzednio w ognisku kamieniami. Tym też zajmował się osobisty niewolnik. O świcie, gdy wyruszali, musiał – rzecz jasna – ponownie wszystko spakować i umieścić w bagażach. Opiekował się ponadto gołębiami pocztowymi, to jednak nie wymagało zbyt wielkiego wysiłku. W zamian Nefera zwolniono przynajmniej z obowiązków przy obsłudze koni i nie przydzielano nocnych wart.

O ile Najwspanialsza nie odmówiła sobie pewnych luksusów kwatery czy możliwości umycia się, o tyle jedzeniem zadowalała się najprostszym. Tymi samymi jęczmiennymi plackami oraz paskami suszonego mięsa, które otrzymywali żołnierze. Piła wyłącznie wodę. Przygotowywano tylko ograniczoną ilość potraw na ciepło, trudno było bowiem o opał. Każdy szwadron otrzymywał gorący posiłek raz na kilka dni. Królowa nie przyznała tu sobie żadnych przywilejów i jadła wówczas, gdy przypadała kolej Jej oddziału. Żołnierze darzyli Ją za to prawdziwym szacunkiem. Jedzenie i picie było bowiem bardzo ważną sprawą dla każdego wojaka, podczas gdy zalety ciepłej wody do mycia, czy też wygodnej maty do spania pozostawały im raczej obojętne. Gdy pozwalały na to obowiązki, Amaktaris zapraszała do wspólnego spożycia posiłku Harfana, Horkana oraz innych oficerów. Potrafiła też jednak zjeść w kręgu zwykłych żołnierzy, gawędząc z nimi i żartując w dosadny niekiedy sposób. Nefer poznawał kolejne oblicze Pani Obydwu Krajów, oblicze Wojowniczki prowadzącej wyprawę wojenną.

Przez pierwsze dni starał się obserwować uważnie Najjaśniejszą oraz Horkana, nie zauważył jednak żadnych oznak niestosownej poufałości. Królowa traktowała oficera życzliwie, wysłuchiwała jego opinii, chwaliła, gdy na to zasłużył, żartowała. Było to jednak wszystko. Co prawda, w identyczny sposób odnosiła się do samego Nefera, unikając bardziej osobistych akcentów, poza wypadkiem ofiarowania niewolnikowi leczniczej maści. Sam zrozumiał, że to nie pałac czy pokład królewskiej barki i nie ma tu miejsca na wspólne spożywanie wytwornych posiłków, opowiadanie romantycznych historii czy też bardziej jeszcze intymne sytuacje. Sypiał na gołej ziemi, w pobliżu rydwanu Harfana.

Czwartego dnia zbliżyli się do granic okręgu Awaris, siedziby księcia. Pod samo miasto nie zamierzali podchodzić. Mieli na to zbyt małe siły i byłoby to zanadto ryzykowne. Wzmocnili jednak czujność i urządzili postój wśród wzgórz pustyni. Horkan ruszył na czele jednego ze swych szwadronów, by przeprowadzić zwiad i ewentualnie zdobyć jeńców, których można by przesłuchać. Dwa pozostałe wysłano celem zaczerpnięcia większej ilości wody. Mieli teraz wkroczyć na pustynne obszary Synaju. Zniecierpliwiony przedłużającym się oczekiwaniem, Harfan uprosił Królową, aby i on mógł rozpoznać przynajmniej najbliższą okolicę. Także wyruszył z dziesięcioma rydwanami, które podzielił na trzy zespoły i rozesłał w różnych kierunkach, samemu obejmując dowództwo nad jednym z nich. Nefer po raz pierwszy uczestniczył w prawdziwej akcji bojowej i bardzo mocno to przeżywał. Sam nie wiedział, czy bardziej obawia się napotkania jakichś wojowników księcia, czy też pragnie takiej okazji do wyróżnienia się. Harfan nie miał, oczywiście, żadnych wątpliwości w tej sprawie. I jego to właśnie życzenie niespodziewanie się spełniło.

Gdy niezbyt szybko wjechali na grzbiet kolejnego, niskiego wzgórza, dostrzegli w pewnej odległości smugę kurzu wzniecaną przez dwa rydwany, podążające niezbyt szybko na wschód, w głąb pustyni. Z pewnością nie mogły to być wozy wchodzące w skład wyprawy Królowej, a więc musiały należeć do oddziałów księcia. Harfanowi sprzyjało szczęście, słońce stało już nisko i oślepiało przeciwników. W dodatku wrogowie nie spodziewali się chyba walki, ich pojazdy nie miały bowiem przy kołach ostrzy. Oni sami, zjeżdżając w dół zbocza, mogli nabrać pędu oraz zmniejszyć dystans, zanim tamci cokolwiek dostrzegli. Potem było już za późno na ucieczkę. Walka okazała się krótka i gwałtowna. Jeden z wrogich wozów w ostatniej chwili zawrócił i usiłował stawić im czoła. W pojedynkę nie miał jednak większych szans. Celny rzut oszczepem ugodził woźnicę i zaprzęg zwalił się na ziemię, wzniecając fontannę piasku. Skrzydłowy rydwan oddziału Harfana dopadł usiłującego powstać drugiego z wojowników i Nefer miał okazję ujrzeć w akcji groźne ostrza. Efekt ich działania uznał za naprawdę przerażający. Pospiesznie odwrócił wzrok i skupił się na wciąż sprawnym pojeździe. Tu również walka wkrótce dobiegła końca, Harfan szybko zmniejszył bowiem dystans, mając nadto po lewej kolejny z wozów swojej grupy. Nefer zdołał ująć oszczep, tak jak uczył go przyjaciel, i gdy odległość była już niewielka cisnął drzewcem, również celując w woźnicę. Stanowiło to i tak wielki postęp w porównaniu z pamiętnym polowaniem w Nennesut, gdy nie potrafił oderwać dłoni od osłony platformy, nie zmieniło jednak faktu, iż chybił haniebnie. Co prawda Libijczyk nie liczył zapewne zbytnio na umiejętności swego towarzysza, głośnym okrzykiem rozkazał bowiem, by zostawił drugi oszczep i uchwycił się właśnie krawędzi osłony. Okazało się, że zamierza bezpośrednio zaatakować uciekający pojazd, korzystając z braku ostrzy przy jego kołach oraz tego, iż drugi rydwan także przyciąga uwagę przeciwników. Zręcznym manewrem zbliżył się z boku do wrogiego zaprzęgu i, wyprzedzając go, zawadził krawędziami wirujących kos o nogi jednego z koni. Natychmiast odskoczył w bok, by uniknąć skutków tego okrutnego posunięcia. Książęcy rydwan zwalił się na ziemię jeszcze szybciej i w jeszcze bardziej widowiskowy sposób, niż  poprzedni pojazd. Rżenie rannych i umierających koni niosło się po pustkowiu. Kapłan przypomniał sobie nagle wypowiedziane niegdyś słowa sierżanta o tym, że na wojnie nie ma wiele honoru i szukają go tam tylko głupcy… Widząc przebieg i skutki gwałtownego starcia, nie mógł odmówić racji staremu żołnierzowi…

Harfan i jego wojacy nie mieli jednak podobnych rozterek. Natychmiast opadli powalone zaprzęgi przeciwników. O dziwo, jeden z koni wyszedł z tego wszystkiego bez większych obrażeń. Libijczyk polecił uwolnić go z poplątanej uprzęży i przywiązać do któregoś z własnych rydwanów. Przyda się jako zapasowy luzak. Pozostałe konie miały połamane nogi, najbardziej cierpiało zwierzę zaatakowane przez samego Harfana. Żołnierze, nie czekając na rozkazy, skrócili ich męki. Spośród wrogich wojowników dwóch nie żyło, trzeci był nieprzytomny i krwawił z ust. Libijczyk spojrzał na rannego krytycznym wzrokiem i poderżnął mu gardło. Ostatni z przeciwników, dowódca rydwanu powalonego przez Harfana, wyglądał na oficera, jego ekwipunek był bowiem bogatszy od pozostałych. Miał paskudnie złamaną nogę, z której sterczał odłamek kości. Wojownik upewnił się, że utrata krwi nie zagraża życiu pojmanego wroga, polecił związać mu ręce i umieścić na jednym z rydwanów. Z braku miejsca jeniec musiał stać, przywiązany do osłony i podtrzymywany przez wolnego członka załogi. Na szczęście dla siebie, wkrótce i on stracił przytomność. Zwłoki poległych obszukano i obrabowano ze wszystkiego, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Następnie zawleczono martwych żołnierzy, konie i resztki rozbitych rydwanów do zagłębienia u stóp wzgórza, gdzie można się było spodziewać, iż kolejne podmuchy wiatru przykryją je za dzień lub dwa piaskiem. Na nic innego nie starczyło czasu. Podczas tych czynności Nefer oddalił się nieco pod pretekstem poszukiwania użytego w walce oszczepu i ukradkiem zwymiotował. Doprawdy, wojna wyglądała zupełnie inaczej, niż w rojeniach młodych chłopców i w opowieściach werbowników.

Harfan zarządził powrót do obozowiska. Przybyli na miejsce wkrótce przed zmierzchem. Horkan także już wrócił, nie miał szczęścia i nie napotkał przeciwnika. Czy też może należało to raczej uznać za wydarzenie pomyślne. Swoje zadanie wykonały również bez przeszkód wozy wysłane po wodę, dysponowali teraz znacznymi jej zapasami. W zapadających ciemnościach uwaga Najjaśniejszej i grupki oficerów skupiła się na jedynym jeńcu, nadal nieprzytomnym. Był to niemłody mężczyzna, pokryty licznymi bliznami. Wyglądał na weterana.

– Znaleźliście przy nim coś ciekawego? – spytała Królowa.

– Tylko to. – Harfan podał Jej odznakę zerwaną uprzednio z szyi przeciwnika. Ujrzeli niewielką, wykonaną jednak ze złota plakietkę ze stylizowanym wizerunkiem Horusa-Sokoła, opiekuńczego boga Władców Egiptu. Monarchini zważyła ją w dłoni.

– To odznaczenie za odwagę na polu bitwy. Przyznawał takie Mój Ojciec. I to niezbyt często…

Zażądała światła, pochyliła się nad nieprzytomnym, związanym jeńcem i zbadała złamaną nogę. Może niezbyt delikatnie, ale fachowo. Podróż rydwanem z pewnością nie poprawiła stanu kontuzjowanej kończyny. Królowa pokręciła głową.

– Wielka Pani, to nie ma sensu. – powiedział cicho Harfan. – Trzeba go tylko ocucić i przepytać. Jeśli pozwolisz, sam się tym zajmę.

– Nie. To Moje zadanie. Ale na początek spróbuję zrobić to po swojemu. Tymczasem możesz przygotować wszystko, czego będziesz potrzebował, jeżeli Mnie się nie uda. On wygląda jednak na twardego wojownika i nawet tobie może być trudno zmusić go do mówienia.

– Ogień rozwiąże język każdemu. – zauważył bezlitośnie Libijczyk.

– Może i tak. Tylko wtedy opowie ci wszystko, co będziesz chciał usłyszeć, ale niekoniecznie akurat to, co usłyszeć powinieneś. Zasługuje zresztą na lepszy koniec. Mimo wszystko, był żołnierzem Mojego Ojca.

– Podniósł broń przeciwko swojej Królowej, przeciwko Bogini. Zasługuje na śmierć tak ciała, jak i duszy! – Harfan odszedł, by zająć się swymi okrutnymi przygotowaniami.

– Neferze, znajdź skrzynkę z klejnotami. Ja idę po przybory uzdrowicielki.

Namiot Królowej już rozbito, okazało się, że pod nieobecność Nefera ktoś inny rozpakował też bagaże. Nieprzyzwyczajony do sposobu ich rozstawienia, przez dłuższą chwilę poszukiwał stosownego kuferka. Gdy Amaktaris wróciła z jednym ze swych koszyków z lekami, był jednak na szczęście gotowy. Miał teraz okazję asystować z lampą w dłoni przy szybkich zabiegach kosmetycznych Władczyni. Oczywiście, przy ograniczonych możliwościach, osiągniętego efektu nie dało się porównać z tym, który Bogini uzyskiwała w normalnych warunkach. Z koroną na głowie, bogatą biżuterią oraz insygniami władzy w dłoniach wywierała jednak silne wrażenie, zwłaszcza w pełgającym świetle niewielkiego ogniska, które rozpalono w zagłębieniu terenu i do którego przyciągnięto tymczasem jeńca. Harfan zdążył już rozgrzać w płomieniach ostrza kilku długich noży, które lśniły teraz czerwoną poświatą.

– Jestem gotowy, Pani. – zauważył.

– Ja także, Harfanie.

Pochyliła się nad rannym i usiłowała przywrócić go do przytomności, podsuwając pod nos tampony nasączone jakimiś wydzielającymi silne wonie substancjami oraz wlewając następnie w usta równie mocno i nieprzyjemnie pachnące mikstury. Po dłuższej chwili starania Amaktaris przyniosły rezultaty. Więzień zakrztusił się, otworzył oczy i spojrzał przytomnie. Królowa ujęła tymczasem w dłonie bicz oraz pasterską laskę,  wzrok jeńca padł wprost na dumną postać Pani Obydwu Krajów, spoglądającą nań surowo i władczo.

– Gdzie ja… Co to…

– Jak się nazywasz, żołnierzu?

– Wahose. Jestem… Byłem setnikiem w pułku Seta z Awaris.

– Czy wiesz, kim Ja jestem?

– Jesteś Boginią? Trafiłem do Kraju Na Zachodzie? Czekam na sąd Ozyrysa?

– Owszem, jestem Boginią. Żywym Obrazem Izydy na Ziemi, Panią Obydwu Krajów, twoją prawowitą Królową. Nie trafiłeś jednak przed sąd Ozyrysa, Mojego Brata i Małżonka. Jeszcze nie. I powinieneś być z tego powodu szczęśliwy, bo w tej chwili z pewnością szala twoich przewin jest tak ciężka, jak gdyby została wypełniona sztabami ołowiu. Wystąpiłeś przeciwko swojej Królowej i Bogini, zguba twojej duszy jest pewna!

– Pani, ja…

– Mówisz, że służyłeś w pułku z Awaris. Pamiętam żołnierzy Seta w bitwie pod Ugarit w Syrii, podczas ostatniej kampanii Mojego Ojca. Walczyli tak dzielnie, że Wielki Faraon wymienił ich oddział w swojej proklamacji. Czy tam to zdobyłeś? – Pokazała jeńcowi złotą plakietkę.

– Tak, Pani. Wręczył mi ją osobiście Twój Boski Ojciec.

– To odznaczenie mogłoby przeważyć na szali Ozyrysa wszystkie twoje zwykłe przewinienia. Ale nie teraz, nie wówczas, gdy nosiłeś je walcząc przeciwko Córce Wielkiego Faraona. Zhańbiłeś ten znak i dlatego odbieram ci go, abyś nie przyniósł wstydu Mojemu Ojcu, gdy ujrzy, jak twoja dusza zostanie potępiona i skazana na pożarcie!

– Pani, błagam… – Słowa więźnia zabrzmiały jednak niepewnie, tak, jak gdyby sam zrozumiał bezsens swojego rozpaczliwego wezwania.

– Dlaczego przystąpiłeś do buntu? Dlaczego podniosłeś broń przeciwko prawowitej Pani Obydwu Krajów, której przysięgałeś wierność i posłuszeństwo?

– O Wielka, byłem słaby i głupi… Cały pułk się zbuntował… Książę Nektanebo przemawiał pięknymi słowy, rozdawał złoto i srebro, więcej jeszcze obiecywał. Tych kilku, którzy się sprzeciwiali, rozkazał zabić… Mam żonę i dzieci…

– A więc znaleźli się tacy, którzy dochowali wierności. Ale ciebie wśród nich nie było. I z powodu tej słabości albo głupoty, skazałeś się na potępienie oraz zagładę duszy. Wiesz, że wkrótce staniesz przed sądem Ozyrysa. Mój Brat i Małżonek nie okazuje litości takim jak ty.

– Wiem, o Pani… Jestem zgubiony… Czułem to od początku, ale nastąpi to jeszcze szybciej, niż myślałem…

– To, że tak się stało, daje ci jednak szansę złagodzenia twoich zbrodni. Wyznaj Izydzie wszystko, co wiesz istotnego, a wtedy poproszę może Mojego Brata i Małżonka o rzucenie tego na szalę twoich zasług.

– Co chcesz wiedzieć, o Pani?

– Ilu wojowników ma książę? Ile rydwanów? Gdzie są rozlokowane i jakie ma plany?

– Książę zebrał w Awaris około dziesięciu tysięcy zbrojnych. Ale nie wszyscy to dobrzy wojownicy. Jest wśród nich wielu nowych rekrutów, chłopów oderwanych od radła. Ma też niewiele rydwanów, około setki. Teraz już o dwa mniej…

Wahose, raz zdecydowawszy się mówić, czynił to z gorączkowym pośpiechem, jak gdyby chciał usypać z własnych słów prawdziwą stertę sztabek złota na szali zasług wagi Ozyrysa. Podawał różne szczegóły dotyczące wojsk księcia, ich rozmieszczenia, wartości bojowej, nastrojów. Mniej wiedział, niestety, o szerszych planach kampanii, ale to było przecież zrozumiałe. Przesłuchanie przejęli teraz Horkan i Harfan, ale Królowa nadal uważnie słuchała. W końcu więzień mówił tylko dla Niej. Gdy jego głos ucichł do szeptu, własną dłonią podsunęła do spierzchniętych warg kubek z wodą. Wypił chciwie, ale z widocznym trudem. Amaktaris położyła dłoń na czole żołnierza Seta i ledwie dostrzegalnie skinęła głową Harfanowi. Stan jeńca się pogarszał, czas było kończyć. Nefer zdawał sobie, oczywiście, sprawę, że nie mają żadnych możliwości, aby leczyć rannego czy zabrać go ze sobą, nawet, gdyby ktoś powziął taki zamiar. Sam Wahose też musiał być zresztą tego świadomy. Teraz chodziło już tylko o to, w jaki sposób zakończy się jego ziemski żywot i jak stanie przed obliczem Sędziego.

– Wystarczy… Wiem już to, co chciałam wiedzieć.

– Pani, czy… – Ranny nie ośmielił się spytać wprost, ale pytanie to płonęło w jego rozpalonych gorączką oczach.

– Tak, setniku Wahose z pułku Seta, Bogini ci wybacza. – Ostrożnie zawiesiła na szyi żołnierza odznaczenie nadane niegdyś przez Jej Ojca. – Noś to z dumą i niech zaważy na szali Ozyrysa. Mówiłeś, że masz rodzinę?

– Tak, o Wielka. Czterech synów i żonę. Wszyscy też chcą być żołnierzami. Na szczęście są zbyt mali, aby teraz ich zwerbowano i nie będą walczyć przeciwko Tobie. Unikną winy własnego ojca i może otrzymają kiedyś okazję, aby służyć swojej Królowej.

– Jeśli zdołam, po wszystkim zaopiekuję się twoją rodziną, setniku.

Ostatnie słowa Władczyni zdumiały obecnych, z wyjątkiem Nefera, który wiedział, iż Bogini zdolna jest do podobnych uczynków i, co więcej, naprawdę zamierza dotrzymać obietnicy. Wywołały też niespodziewaną reakcję jeńca.

– Pani, wybaczyłaś mi, chociaż nie jestem tego godzien… Chcesz ocalić moją duszę i pomóc moim bliskim… Jest jeszcze coś… Coś, o czym nie powiedziałem… – mówił urywanymi zdaniami, z widocznym wysiłkiem.

– Co takiego?

– Tu, na pustyni, nie byliśmy na zwykłym patrolu. Książę zawarł jakiś układ z Hapiru, spodziewa się ich pomocy. Mają nadejść przez pustkowia Synaju, aby ominąć posterunki w Syrii i zaskoczyć Twoje wojska. Mieliśmy ich wypatrywać i zawiadomić księcia.

– Ilu ich jest? Kiedy i skąd nadejdą? Mów! – Królowa zadała te pytania zdecydowanym głosem.

– Książę nie powiedział mi wszystkiego. Ale ma ich być wielu, podobno sprzymierzyło się kilka plemion. Spodziewa się barbarzyńców lada dzień, mają iść przez Tamadah. Twój kuzyn, o Pani, obiecał im złoto i miedź, które tam znajdą, jako pierwszą część zapłaty za pomoc.

– Dzicy Hapiru to okrutni łupieżcy z pustyni. Będą palić i rabować wszystko, co znajdą w Kraju nad Rzeką. Będą też mordować tych, których dopadną. Nigdy nikogo nie szczędzą. Podobno tak rozkazuje im ich Bóg. Od lat nasze wojska strzegą przed nimi granicy. A teraz książę chce ich sprowadzić do Egiptu jako najeźdźców, tylko po to, by zaspokoić swoje ambicje? – Monarchini nie potrafiła opanować wzburzenia. – I ty, Wahose, służyłeś takiemu panu? Uczestniczyłeś w tym planie!

– Pani, nie uczyniłem tego z własnej woli… Prosiłem, by książę zwolnił mnie z tej misji. Odmówił, bo znam trochę ich język. Niektórzy osiedlili się w Awaris. To nawet niekiedy porządni ludzie. Ale ich pobratymcy z pustyni są dzicy i okrutni. To prawda i dobrze o tym wiem. Nie chcę, aby najechali Kraj… Dlatego jechałem niechętnie i dlatego teraz o tym mówię, chociaż nie pytałaś, o Wielka Bogini… Nie mogłem udać się z tą winą przed oblicze Ozyrysa, bo wtedy nie pomogłoby nawet Twoje wybaczenie… Błagam o nie ponownie… Wybacz mi, o Boska Izydo, jeśli zdołasz…

Ranny mówił ostatkiem sił. Królowa opanowała z trudem wzburzenie. Sięgnęła do koszyka z przyborami uzdrowicielskimi i do wody w kubku domieszała jakiś proszek. Ponownie zbliżyła naczynie do ust więźnia.

– Pij, setniku. Bogini wybacza ci raz jeszcze i dziękuje za to, że ujawniłeś plany księcia. Nie cofam Moich obietnic. Śpij spokojnie.

Jeniec powoli wypił zawartość naczynia, które Najjaśniejsza cierpliwie trzymała przy jego wargach. Zamknął oczy. Oddech uspokoił się i wyrównał. Po dłuższej chwili, którą wszyscy spędzili w milczeniu, pierś przestała się unosić.

– Oby Ozyrys był mu przychylny. Harfanie, pogrzebcie Wahose u stóp wzgórza, tak, by hieny i sępy go nie znalazły. Może bogowie zachowają ciało, jak to się niekiedy zdarza, i dusza dostąpi łaski Wielkiego Sędziego. Dopilnuj, aby nikt nie zabrał odznaczenia. Taka jest Moja wola!

– Pani, on nie zasługuje na takie względy! To zdrajca i buntownik, a nawet gorzej!

– Taka jest Moja wola! – powtórzyła Amaktaris. – Boska Izyda wybaczyła mu i mam nadzieję, że Sędzia weźmie to pod uwagę. Był narzędziem księcia i przed śmiercią starał się odkupić swoje winy. Mojemu kuzynowi z pewnością nie wybaczę, nie tego, co uczynił. Teraz jednak czeka nas długa droga, zanim Królowa będzie miała sposobność okazać winnym swój gniew!

LIX

Nefera nie zaproszono do udziału w wieczornej odprawie w namiocie Władczyni. Nie zdziwiło go to, chociaż uczestniczył przecież w podobnych naradach w Pałacu, gdy decydowano o ważnych sprawach państwowych. Tutaj był obóz wojskowy i obecność osobistego niewolnika w gronie oficerów musiałaby wywołać zdziwienie. O podjętych postanowieniach Najjaśniejsza poinformowała jednak sługę po zakończeniu spotkania, gdy niespodziewanie wezwała Nefera, aby natychmiast spakował Jej rzeczy.

– Rozdzielamy się. Horkan zostanie tu ze swoimi rydwanami, aby uważać na oddziały księcia i zabezpieczyć nam drogę odwrotu. My ruszamy bez zwłoki z resztą wozów do Tamadah. Jak najszybsza ewakuacja kopalni oraz zapasów złota to teraz zadanie jeszcze ważniejsze niż poprzednio. No i jest przecież Irias… Oby bogowie sprawili, że i ona, i my zdążymy na czas. Na szczęście Hapiru to zwykli barbarzyńcy. Ich horda, zwłaszcza bardzo liczna horda, z pewnością nie odznacza się dyscypliną. Będą szli powoli, nie mają też raczej rydwanów. To daje nam szansę, ale musimy się pospieszyć. – Podała kapłanowi zwinięte ruloniki papirusu. – Sama dokończę pakowanie. Ty wypuść teraz ptaki, niech lecą do Memfis. Na wszelki wypadek dwa. Mistrz Apres i sierżant muszą poznać nowe wiadomości. Trzeba zebrać więcej wojsk. Posyłam też dwa rydwany Horkana z listami, ale gołębie będą szybsze.

Obozowisko zwinęli w nadzwyczajnym tempie. Horkan oddał im większość napełnionych wodą skórzanych worków. Zagłębiali się teraz w pustynię, gdzie o wodę miało być trudno. Z tego co posłyszał Nefer, od Tamadah dzieliły oddział trzy dni jazdy, Najjaśniejsza chciała jednak skrócić ten czas. Na szczęście, mieli przewodników świetnie znających drogę i potrafiących wskazać ją także w nocy, oraz znakomite konie, wybrane do służby w gwardii z najlepszych królewskich stadnin. Pożegnanie okazało się krótkie. Wszystkie szczegóły ustalono już zapewne podczas odprawy i nie było powodów do zwłoki.

Pustynia Synaju różniła się od morza piasków, które zazwyczaj rozciągało się po obydwu stronach doliny Nilu, gdy tylko tracono z oczu wstęgę życiodajnej Rzeki oraz pola, zieleniące się tam, dokąd sięgała woda. Równie sucha i równie spieczona słońcem, obfitowała jednak w skaliste wzgórza, przechodzące miejscami w coraz bardziej wyniosłe góry. Zmuszały one do kluczenia pomiędzy urwiskami, dawały też jednak niekiedy tak potrzebny cień, co doświadczeni przewodnicy potrafili wykorzystać, i co umożliwiało podróżowanie także w środku dnia. Z kolei w nocy niezwykłych kształtów wzniesienia dostarczały charakterystycznych i trudnych do pomylenia w świetle księżyca znaków orientacyjnych. Przemieszczali się więc także nocami, właściwie zawsze, gdy pozwalały na to warunki. Postoje urządzano tylko po to, aby dać odpocząć koniom. Większą część wody przeznaczano właśnie dla zwierząt. Ludzie musieli wytrzymać i dobrze o tym wiedzieli. Królowa zrezygnowała chwilowo z luksusów, które miała poprzednio do dyspozycji. Wody do mycia nie wydzielano wcale, podczas nieregularnych postojów nie rozbijano też namiotu Władczyni. Sypiała teraz tylko na zwykłej macie, do czego z trudem przekonali Ją wspólnie Nefer, Harfan i Amar. Zamierzała i z tego zrezygnować, ale osobisty niewolnik, chociaż sam padał zazwyczaj z nóg, pamiętał zawsze o tym, by na każdym dłuższym postoju rozpakować i rozłożyć tę plecionkę. Myśl, iż Niezrównana będzie spać po prostu na skale albo na piasku, była dla niego nie do zniesienia. Raz czy drugi ofuknęła gniewnie Nefera, zawsze jednak następnie przepraszała, a nawet dziękowała uśmiechem za jego starania.

Zapuszczali się coraz dalej w głąb półwyspu, oddzielającego Egipt od krain Azji. Góry stawały się wyższe i bardziej urwiste. To one obfitowały w wielu miejscach w cenne kruszce i szlachetne kamienie, które z kolei przyciągały ludzi w te niegościnne okolice. Królowie Kraju nad Rzeką od setek lat zakładali tu kopalnie. Ponieważ nie znajdowano chętnych do pracy w takich warunkach, do synajskich sztolni zsyłano jako niewolników więźniów i przestępców. Była to droga w jedną stronę, równa wyrokowi śmierci, odłożonemu tylko w czasie. Przynajmniej jednak nawet najgorsi zbrodniarze mogli w ten sposób odpokutować swoje winy i przynieść pożytek Egiptowi oraz jego Władcom. Tak działo się od wieków i wszyscy uważali to za słuszne.

Tamadah była aktualnie najważniejszą z kopalni Synaju. Wydobywano w niej tak potrzebną miedź oraz cenne złoto. Placówkę tę założył jeszcze Dziad Królowej, a Jej Ojciec i Ona sama znacznie ją powiększyli. Usytuowana w sercu półwyspu, u stóp samotnej, wyniosłej góry, okazała się miejscem bardzo charakterystycznym. Przybyli tam po dwóch dniach i nocach wytężonej jazdy, jazdy na krawędzi wyczerpania ludzi i zwierząt. Samą górę dostrzegli jeszcze w promieniach zachodzącego słońca. Urządzono postój i Harfan wyruszył z kilkoma rydwanami na zwiady. Wszystko zastali w najlepszym porządku, tylko powiadomiony o niespodziewanym przybyciu Pani Obydwu Krajów zarządca i zarazem komendant miejscowego garnizonu straży, niejaki Temar, zdradzał objawy paniki oraz wydawał chaotyczne rozkazy, mające doprowadzić do godnego przyjęcia Boskiej Osoby Władczyni. Libijczyk pozostawił na miejscu Nefera, aby zadbał w tym zamieszaniu o zaspokojenie najpilniejszych potrzeb Najjaśniejszej, a sam zawrócił z wiadomościami.

Gdy do bezładnego zbiorowiska baraków, szałasów i magazynów wjechała, już w ciemnościach nocy, reszta oddziału, najlepszy budynek był wysprzątany, a woda przeznaczona na – skromną zresztą – kąpiel Królowej, porządnie podgrzana. To właśnie kapłan uznał za najpilniejszą potrzebę Amaktaris. Nie omylił się, gdy tylko odebrała powitanie i raport komendanta, poinformowała go o sytuacji oraz wydała najpilniejsze rozkazy, z radosnym zdziwieniem przyjęła wiadomość, iż może oczyścić się z kilkudniowej warstwy brudu i kurzu. Uśmiech, którym obdarzyła Nefera, wynagrodził trudy i niedogodności ostatnich dni.

Nocny odpoczynek wszystkim bardzo się przydał, od świtu mieli bowiem pełne ręce roboty. Harfan rozesłał liczne patrole które miały poszukiwać zarówno śladów hordy Hapiru, jaki i orszaku Irias. Grupa Amazonek powinna być już niedaleko, przynajmniej taką mieli nadzieję – Królowa, Nefer, Harfan, Amar oraz wielu żołnierzy, którzy mieli okazję poznać i polubić księżniczkę. Wystawiono też posterunki obserwacyjne na zboczach góry, ale tymczasem niczego nie raportowały. Na wyraźne polecenie Amaktaris, Nefer nie wyruszył z Libijczykiem na patrol. W pierwszej kolejności miał się zająć rozbiciem namiotu Najjaśniejszej oraz przygotowaniem Jej kwatery. Nie dziwił się temu, pamiętając, jak wyglądała izba, w której Bogini zmuszona była spędzić ostatnią noc. Zarządzone wieczorem pospieszne sprzątanie niewiele zdołało pomóc. Ale też w całej kopalni panowały warunki surowe i prymitywne. Nie było to miejsce, w którym starano by się zapewnić jakieś wygody. Strażnicy zmieniali się tu dość często, niejednokrotnie też służba na Synaju stanowiła dla nich rodzaj kary za różne żołnierskie przewinienia. Więźniowie nie mogli liczyć na żadne względy, sypiali po prostu w niewolniczych zagrodach, na gołej ziemi. Nigdy nie zdejmowano im kajdan i łańcuchów, ograniczających poważnie swobodę ruchów. Co prawda, ucieczka na pustynię byłaby jawnym szaleństwem, w promieniu kilkunastu dni pieszego marszu nie  znaleźliby żadnego źródła wody, w desperacji mogliby jednak próbować buntu albo po prostu szukać śmierci, atakując strażników. Do pracy wydawano im narzędzia, których mogliby użyć jako broni, stąd czujność ta wydawała się bardzo uzasadniona.

Po zajęciu nowej kwatery oraz spożyciu skromnego śniadania, Królowa wyraziła życzenie przeprowadzenia inspekcji kopalni i zaprosiła Nefera, aby Jej w tym towarzyszył. Rolę przewodnika pełnił komendant, zabrali też ze sobą Amara, który na wszelki wypadek solidnie się uzbroił. Kapłan początkowo ucieszył się z okazji zwiedzenia tego miejsca, wzbudzało bowiem jego ciekawość. Wkrótce zmienił jednak zdanie, kopalnia Tamadah sprawiała przygnębiające i ponure wrażenie. Większość budynków wzniesiono pospiesznie i niechlujnie. Zajmowały rozległą przestrzeń u stóp góry, której zbocza do sporej wysokości podziurawione zostały otworami wykutych w skale korytarzy. Sztolnie prowadzono w ślad za żyłami rud miedzi i złota. Jak miał okazję się przekonać, sięgały one niekiedy bardzo głęboko, wijąc się i skręcając na podobieństwo węża. Zaczęli jednak od przyjrzenia się pracy wytapiaczy. W kilku wykopanych w ziemi i wylepionych gliną piecach topiono pokruszoną rudę, wykorzystując do tego węgiel drzewny. Po pewnym czasie uzyskiwano kęsy mniej lub bardziej zanieczyszczonej miedzi. Podobnie postępowano ze złotem, chociaż tutaj rudy było już mniej, jej żyły trafiały się bowiem rzadziej. Otrzymane w ten sposób bryły metalu transportowano następnie do bardziej cywilizowanych miejsc, gdzie dalszą przeróbką zajmowali się wykwalifikowani rzemieślnicy – wytapiacze, odlewnicy, kowale – których trudno byłoby sprowadzić i utrzymywać w takiej okolicy. W Tamadah wstępnym wytopem zajmowali się, jak wszystkim zresztą, więźniowie. Umorusani, spaleni słońcem, często ze śladami oparzeń, wyglądali na zmęczonych i wyniszczonych. Nosili oczywiście łańcuchy, a ich plecy poznaczone były śladami batów. I tak mieli jednak szczęście, pracowali bowiem na powierzchni, w świetle dnia i nie brakowało im powietrza.

Królowa wraz ze swym niewielkim orszakiem zwiedziła z kolei magazyny. Okazało się, że są one zawalone wytopionymi kęsami miedzi oraz całkiem sporą ilością złota. Znaleźli natomiast stosunkowo niewiele żywności, także wykute w skale cysterny na wodę wypełnione były mniej niż w połowie. Tamadah nie posiadało źródła czy studni, wodę należało przywozić, podobnie jak żywność, węgiel drzewny, drągi i deski do wznoszenia rusztowań czy podpierania sztolni. Zajmowały się tym karawany zwierząt jucznych, utrzymujących regularną łączność pomiędzy kopalniami Synaju, a Dolnym Krajem. W drodze powrotnej zabierały uzyskane metale.

– Wielka Pani, od dłuższego czasu nie przybyła do nas żadna karawana. – poinformował zarządca. – Wysyłaliśmy raporty do Awaris za pomocą gołębi, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Teraz zaczynam pojmować dlaczego, to przez te niepokoje wzniecone przez księcia. Własnych zwierząt prawie tu nie trzymamy, potrzebowałyby zbyt dużo wody i paszy. Nie bardzo wiem, w jaki sposób moglibyśmy szybko wywieźć cały urobek.

– Złoto załadujemy na rydwany, zastanowię się jeszcze, co zrobić z miedzią. Teraz chciałabym obejrzeć sztolnie. Szczególnie te najgłębsze.

– Czy na pewno tego pragniesz, o Boska? To ciemne, brudne i ciasne miejsca. I kierujemy tam najgorsze szumowiny.

– Wszyscy tutejsi więźniowie to ciężcy przestępcy, czyż nie tak?

– Owszem, ale tamci są najgorsi, mordercy, bandyci.

– Ilu ich jest w tej chwili?

– Razem około dwustu, o Pani.

– Prowadź do tych wyrobisk, chcę zobaczyć, jak pracują!

Dla Nefera ta część inspekcji okazała się najgorsza do wytrzymania. To, co widział i przeżył na folwarku czy pod pokładem królewskiej barki okazało się dziecinną igraszką w porównaniu z losem niewolników zesłanych do kopalni, zwłaszcza do podziemnych korytarzy. Zagłębili się w trzech czy czterech takich norach, w razie potrzeby korzystając ze światła lamp oliwnych i pochodni. Na szczęście, Królowa zrezygnowała z wczołgiwania się w wąskie i kręte przesmyki, którymi często kończyły się korytarze i dokąd posyłano tylko skutych łańcuchami więźniów. Nikt ich tam nie nadzorował, mieli jednak obowiązek dostarczać określoną ilość koszy rudy – w przeciwnym razie nie otrzymywali wody i dziennego przydziału żywności.

Wodę zawsze trzeba było zresztą oszczędzać i, pomimo panującej spiekoty, niewolnikom wydzielano ją skąpo. Ostatnio zmniejszono jeszcze racje z powodu opóźnień w ruchu karawan. Pył, ciemność, ostre krawędzie skał i bicze strażników dopełniały losu nieszczęsnych skazańców. Żaden nie miał szansy przeżyć długo, nawet jeżeli nie zdarzył się jakiś wypadek, a te nie mogły należeć do rzadkości. Na widok tych ludzi, z których wielu było już tylko wyniszczonymi wrakami, Nefera przebiegały dreszcze. Powtarzał sobie, że to najgorszego rodzaju przestępcy. Nie znał jednak szczegółów ich zbrodni, mógł natomiast bardzo dokładnie przyglądać się karze, którą ponosili. Wszyscy mieszkańcy Kraju uważali to za słuszne i sprawiedliwe, on natomiast myślał ze zgrozą, że niewiele brakowało, a swego czasu sam trafiłby do podobnego miejsca, może nawet gorszego jeszcze. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że Królowa czuwała wówczas nad jego losem i, chociaż tego nie wiedział, jego obawy były wtedy bezpodstawne. To jednak niewiele teraz zmieniało.

Niespodziewane przybycie Władczyni stało się, oczywiście, wydarzeniem niezwykłym, budzącym wśród części więźniów jakieś nadzieje. Niektórzy usiłowali składać Jej hołdy, zapewniali o swojej niewinności, błagali o łaskę. Strażnicy natychmiast przywoływali ich do porządku biczami, pod obojętnym spojrzeniem Bogini, która zdawała się nie słyszeć kierowanych w Jej stronę próśb. Nefer przypomniał sobie podobne sceny na Placu Śmierci i tym bardziej pragnął szybkiego zakończenia wizytacji. Królowa miała jednak własne plany i dokładnie wypytywała o różne szczegóły dotyczące odwiedzanych wyrobisk. Wreszcie, gdy wydostali się z kolejnej sztolni i żywił już nadzieję, że była ona ostatnią, Monarchini zażądała, by zaprowadzono ją do najgłębszego korytarza. Okazało się, że jego wylot usytuowany jest na skalnej półce, wznoszącej się nad powierzchnią gruntu na wysokość wzrostu pięciu, może sześciu mężczyzn. Wyróżniał ją charakterystyczny wysad z bazaltowej skały, znaczący pionową, czarną pręgą całą wysokość ściany. Na półkę prowadziła drabina, a nadto dwie umocowane na krótkich wysięgnikach liny, którymi opuszczano kosze z urobkiem. W tej sztolni wydobywano złoto.

– Pani, może jednak zrezygnujesz z wchodzenia do tego wyrobiska. Pracują tam najgorsi z najgorszych. Niektórych, jak mnie zawiadomiono, przysłano do nas na Twój osobisty rozkaz.

– Tym bardziej nie mogę unikać takiego miejsca. Chcę zresztą koniecznie obejrzeć najgłębszy korytarz. Prowadź, komendancie!

Nefer miał jakieś złe przeczucie i chętnie zrezygnowałby z tej części koszmarnej wycieczki, ale nie znalazł pretekstu, by się wycofać. Pewnym pocieszeniem było to, że zauważył wyraźne ożywienie Amara, który, słysząc słowa zarządcy, wzmógł czujność. Ponadto tak się złożyło, że wspinał się po drabinie bezpośrednio za Najjaśniejszą, mając tuż przed oczyma Jej stopy. Ośmielił się nawet, niby to przypadkiem, przelotnie musnąć czołem piętę Boskiej Pani. Potrzebował czegoś takiego, aby odegnać ponure myśli. Jak się okazało, ten przyjemny moment nie wystarczył na długo. W otchłani sztolni czekała bowiem kapłana bardzo niemiła niespodzianka.

Pracowało tam kilku więźniów, jeden z nich, wynoszący właśnie z dalszych głębin korytarza kosz z rudą, wydał się Neferowi znajomy. Poruszał się z trudem, wyraźnie kulał. Kapłan przyjrzał się uważniej w świetle pochodni. Nie mogło być wątpliwości. Więźniem okazał się Tahar, były strażnik na folwarku Pachosa, dręczyciel Nefera. Najwyraźniej udało mu się przeżyć okrutną chłostę wymierzoną z rozkazu Królowej, chociaż skoro trafił tutaj, trudno było mówić o tym, że miał szczęście. Śladów po biczu nosił zresztą znacznie więcej, niż mógł otrzymać tamtego pamiętnego dnia nad brzegiem kanału. Przynajmniej w tym obaj byli do siebie podobni. Nubijczyk musiał zostać odesłany do kopalni stosunkowo niedawno, zachował bowiem jeszcze sporo sił oraz żywił jakieś nadzieje na poprawę swego losu. Na widok Władczyni upuścił dźwigany kosz i usiłował rzucić się do Jej stóp. Łańcuchy oraz kalectwo spowolniły jego ruchy i Bogini, nieco zaskoczona,  zdążyła się odsunąć.

– Najjaśniejsza Pani, błagam o łaskę! Oszczędź mnie, byłem zawsze Twoim wiernym sługą! – Tahar zdawał się nie zauważać niechęci Amaktaris, może zresztą w swej rozpaczy nie zwrócił na to uwagi. – Najpotężniejsza z Królowych, Najszlachetniejsza z Bogiń, zlituj się i pozwól bym odkupił moje winy!

Nubijczyk próbował czołgać się w kierunku Monarchini, gdy spadły na niego uderzenia bicza, wymierzone przez jednego z dwóch obecnych na miejscu strażników. Dostrzegając wreszcie brak reakcji Władczyni, więzień w desperacji zwrócił się do Nefera, którego także rozpoznał.

– Dostojny panie, przemów za mną u Świetlistej! Ciebie wysłucha! Żałuję, naprawdę żałuję tego, co ci uczyniłem! To dlatego tu trafiłem! Nie wiedziałem! Powiedz, że mi wybaczasz, a może i Ona się ulituje! Powiedz, że mi wybaczasz!

Nefer nie wiedział, jak ma się zachować w tej nieprzyjemnej sytuacji. Z kłopotu wybawił go  Amar. Gwardzista silnym kopniakiem, chociaż nie aż tak brutalnym, jaki bez trudu byłby w stanie wymierzyć, odrzucił w tył wijącego się na skalnym podłożu Tahara.

– Zabrać go stąd! – rozkazał. – I niech wreszcie zamilknie!

Nieszczęsny więzień usiłował jeszcze coś mówić, błagać ponownie o łaskę, gdy przerwał mu niespodziewanie kolejny głos.

– Zamknij się durniu! Ona nie okaże nam żadnej litości, a ten tutaj nie jest żadnym panem! Wszystkich drażni twoje skomlenie!

Z ciasnej szczeliny prowadzącej w głąb wyrobiska wynurzył się kolejny niewolnik, pchający przed sobą kosz z urobkiem. Nefer rozpoznał ten głos i tę sylwetkę. Pomimo ciężkich przejść i obecnego, niewesołego losu, Kruto zachował wiele ze swej wyzywającej postawy oraz niespożytej zaiste siły. Słowa skierowane do współwięźnia pełne były wściekłości, podobną nienawiścią pałały w świetle pochodni oczy byłego woźnicy. Ich spojrzenie zwrócił jednak ku Najjaśniejszej i Jej osobistemu słudze. Kapłan odniósł nadto wrażenie, że jadowita przemowa Czarnoskórego przeznaczona była w istocie dla Królowej Amaktaris, tyle, że nie ośmielił się on zelżyć Monarchini wprost. Za coś takiego z pewnością zostałby surowo ukarany, a chociaż utracił już genitalia, nadal mógł postradać język, oczy, dłoń albo stopę. Mógł też zostać na miejscu zabity, ale to byłoby marnotrawstwo, a także wybawienie od obecnych cierpień. Tymczasem, za odezwanie się bez pozwolenia w obecności Władczyni, na grzbiet Kruto spadły razy bicza. Tym jednak zdawał się nie przejmować. Nadal wpatrywał się w twarz Królowej. Ta uniosła po chwili dłoń.

– Wystarczy! Jego siły z pewnością jeszcze się przydadzą. Niech wraca do pracy. Niech obydwaj wracają do pracy. To najwłaściwsza kara za ich zachowanie i za to, co niegdyś uczynili!

A więc Bogini też zapamiętała woźnicę – gwałciciela. Nie było w tym nic dziwnego, zważywszy, jaką odrazę żywiła wobec tych, którzy krzywdzili dzieci. Kruto ponownie ujął kosz i ruszył w stronę wylotu sztolni. W ten sposób został wreszcie zmuszony do odwrócenia nadal gorejącego nienawiścią spojrzenia. Pomimo kajdan sprawiał groźne wrażenie, zaniepokojony Amar wysunął się nieco do przodu, by w razie potrzeby osłonić Najwspanialszą przed jakimś desperackim atakiem więźnia. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Woźnica był wystarczająco sprytny, by zdawać sobie sprawę, że nie miał  jakiejkolwiek szansy. Najwyraźniej, pomimo swych obecnych cierpień, nadal pragnął też żyć. Nefer musiał przyznać sam przed sobą, że o ile błagania Tahara wprawiły go w pewne zakłopotanie, o tyle wobec Kruto nie odczuwał ani odrobiny współczucia. Bydlak dostawał dokładnie to, na co zasłużył. Obaj to otrzymywali, poprawił się szybko. Plecy i ramiona Murzyna pokrywały liczne blizny, słabo widoczne w niepewnym świetle. Nie to jednak przyciągało uwagę kapłana. Z niezdrową fascynacją starał się wypatrzeć miejsce po wypalonych z wyroku Królowej męskich narządach gwałciciela. Nie udało się. Widok zasłaniał kosz, no i było mimo wszystko zbyt ciemno. Potem Nefer nawet się z tego cieszył, teraz jednak przypomniał sobie nagle, jaki los przewidywał dla niego Kruto, gdy razem siedzieli w pałacowych lochach. Jak prorokował, że Bogini rozkaże obciąć kapłanowi przyrodzenie jako karę za zbyt śmiałe rojenia na Jej temat. Jak dręczył w ten sposób współwięźnia całymi dniami… Zaiste, drań po stokroć zasłużył na to, co go spotkało.

Woźnica zniknął wreszcie za załomem korytarza, a Najjaśniejsza ponownie zajęła się  oględzinami sztolni oraz wypytywaniem o jej szczególne cechy. Więźniowie minęli ich raz jeszcze, gdy wracali z pustymi koszami. Tahar kulił się pod ścianą i nie próbował już wnosić żadnych próśb. Kruto wykorzystał natomiast okazję, by i teraz poszukać pełnym nienawiści wzrokiem oczu Królowej. Wytrzymała to spojrzenie i po chwili obydwaj skazańcy na powrót zanurzyli się ciemnościach tunelu.  Władczyni nie sprawiała wrażenia poruszonej spotkaniem, na tym wyrobisku zakończyła jednak inspekcję kopalni. Nefer przyjął to z ulgą, miał już zdecydowanie dość. Właściwie to pragnął jak najszybciej opuścić całe to przeklęte miejsce. Nawet pustynia, nawet przeżyta niedawno, krwawa walka rydwanów, wydawały się lepsze od tego, co tutaj zobaczył. Mieli jednak jeszcze zadanie do wykonania, no i czekali na Irias. Nie wyglądało na to, by życzenia kapłana miały się spełnić w najbliższym czasie.

Nastało już późne popołudnie, gdy zaczęły nadjeżdżać zwiadowcze zaprzęgi Harfana. Wróciły bez strat, ale nie przywiozły dobrych wiadomości. Nikt nie napotkał grupki kobiet-wojowniczek, bez większego trudu natrafiono natomiast na podążającą ze wschodu hordę Hapiru. Libijczyk powiedział kapłanowi w zaufaniu, że horda jest bardzo liczna, ale posuwa się powoli i nie dotrze do Tamadah wcześniej niż za cztery dni. Jej marsz śledziło nadal kilka zaprzęgów. Natychmiast potem wojownik udał się na zwołaną przez Królową odprawę, w której wzięli też udział inni oficerowie oraz miejscowy komendant. Nefera, rzecz jasna, nie zaproszono. Mógł się jednak domyślić, że podjęto ważne postanowienia, w całej kopalni wszczął się bowiem wieczorem niezwykły ruch. Niewolników odwołano od większości normalnych obowiązków i zapędzono do przenoszenia wytopionych kęsów miedzi z magazynów do jednej ze sztolni wizytowanych przez Najwspanialszą. Była to sztolnia w której pracowali Kruto i Tahar. Tymczasem Nefer otrzymał polecenie przygotowania kąpieli. Świetlista Pani zaznaczyła przy tym, iż życzy sobie większej niż uprzednio ilości wody, o której oszczędzanie osobisty niewolnik nie musi się chwilowo martwić. Pomyślał, że może chce zmyć z siebie brud Tamadah i zapewne nie chodzi tylko o zwykły kurz… On sam też odczuwał podobne pragnienie.

Tak czy inaczej, musiał zadowolić się podgrzewaniem i dostarczaniem kolejnych wiader wody, z których Bogini korzystała w odosobnieniu swego namiotu. Następnie rozkazała jednak, by osobisty niewolnik usługiwał Jej przy kolacji, co okazało się w istocie zaproszeniem do wspólnego spożycia posiłku. Uczyniła to po raz pierwszy od chwili wyruszenia na wyprawę, co zdaniem Nefera niechybnie oznaczało, iż chce o czymś porozmawiać. Kolacja okazała się nader skromna, ale i tak lepsza od tego, co jadali na pustyni. Komendant Temar musiał zapewne sięgnąć do prywatnych zapasów. Królowa przyjęła ten gest, prawdopodobnie nie chcąc sprawiać oficerowi przykrości.

– Jakie masz wrażenia po zwiedzeniu kopalni, Neferze?

– To straszne miejsce… Obydwu tym więźniom, którzy pracowali w ostatniej sztolni, życzyłem swego czasu wszystkiego najgorszego, ale teraz widzę, że spotkał ich los znacznie okrutniejszy od śmierci.

– Taki jest porządek rzeczy. Zasłużyli na to po stokroć. Nie mogę litować się nad każdym skazańcem czy zbrodniarzem. Muszę dbać o sprawiedliwość w Kraju nad Rzeką, to Mój obowiązek jako Władczyni. I nie chcę zrzucać tego na barki innych, udawać, że takie bestie jak Kruto nie chodzą po ziemi. Tamadah to miejsce w sam raz dla niego i jemu podobnych. – Okazało się więc, że Bogini zapamiętała nawet imię woźnicy.

– Wiem o tym i podziwiam Cię za to, o Wielka. Przypomniałem sobie tylko własne przeżycia i to, że kiedyś sam mogłem zostać sprzedany do podobnej kopalni.

– Tak. Chodzi ci pewnie o tego kupca, którego musiałam przelicytować na targu niewolników? – Uśmiechnęła się mimowolnie, ale widać było, że nieznana Neferowi, przykra myśl dręczy Królową Amaktaris. – Tego akurat nie planowałam. Oczywiście, nie pozwoliłabym, aby cię kupił. W razie potrzeby znalazłabym znacznie więcej srebra, niż tamte sześć debenów, ale musiałeś najeść się strachu, nie zaprzeczaj. Przepraszam cię za to.

– Pani, jestem Twoim niewolnikiem i możesz uczynić ze mną, co zechcesz. – Który to już raz powtarzał tę formułkę?

– Wtedy jeszcze nim nie byłeś. – zauważyła przekornie.

– Wszyscy mieszkańcy Kraju są Twymi sługami i poddanymi, o Świetlista!

– Czy ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo?

Pomimo żartobliwego tonu rozmowy, Nefer ciągle miał wrażenie, że Bogini zmaga się z jakąś niemiłą kwestią, której najwidoczniej w taki czy inny sposób właśnie dotknął.

– O Irias nadal brak wiadomości. – podjęła inny temat. – A najdalej za dwa dni musimy ewakuować kopalnię.

– W jaki sposób zamierzasz to uczynić, Najjaśniejsza?

– Złoto załadujemy na rydwany. Miedzi nie zdołamy zabrać. Rozkazałam, aby wytopione bryły metalu złożono w najgłębszym wyrobisku. Niewolnicy już je przenoszą. Gdy skończą, jutro zwalimy sztolnię. Spalimy też budynki, urządzenia oraz wszelkie zapasy drewna, zniszczymy narzędzia, wybierzemy wodę ze zbiorników… Ani Hapiru, ani Mój kuzyn nie będą mieli żadnego pożytku z kopalni Tamadah. Po zwycięstwie trzeba będzie na nowo zorganizować wydobycie, ale to sprawa na przyszłość.

– To dlatego nie oszczędzałaś dziś wody, o Pani… Ale co z ludźmi, przecież tylu nie zmieści się na rydwanach. Czeka ich ciężki marsz przez pustynię, a zapasy nie są zbyt wielkie…

– Nie wszystkich, Neferze. Nie wszystkich…

– Pani? – Czuł, że dotarli do istoty problemu gnębiącego Najwspanialszą.

– Zabieramy tylko żołnierzy, strażników. Jest ich około pięćdziesięciu. Tylu zmieścimy na platformach rydwanów, jeżeli na każdym pojedzie po trzech wojowników. Spowolni to nasze tempo, ale nie mogę ich zostawić na pewną śmierć.

– A co z niewolnikami?

– Neferze, jutro wszyscy zostaną zabici. Wydałam już odpowiednie rozkazy.

– Co takiego?

– Nie mamy innego wyjścia. Nie możemy ich zabrać. No, może kilku wykwalifikowanych specjalistów. Komendant ma ich wyznaczyć i oddzielić od reszty, ale naprawdę tylko kilku. Pozostali w marszu sprawialiby jedynie kłopoty. Jeżeli ich zostawimy, to albo przyłączą się do Hapiru, albo ci barbarzyńcy sami okrutnie ich zamordują. Szczerze mówiąc, to ostatnie nie byłoby jeszcze takie najgorsze. Nie chcę jednak, aby przypadkiem odzyskali jakimś sposobem wolność, może wstąpili w szeregi wojsk księcia, a na pewno wrócili do swych poprzednich zbrodni, zabijali, gwałcili, podpalali.

– Ale wymordować tak dwustu ludzi… To nadal Twoi poddani, o Wielka.

– To zbrodniarze, co do jednego. Przestępcy najgorszego rodzaju. Przypomnij sobie tego Kruto, albo jego towarzysza, który dręczył cię na folwarku. Podobno nie ciebie jednego, zresztą. Zostali słusznie skazani za swoje zbrodnie. Nie mogę pozwolić, aby znowu krzywdzili zwykłych ludzi, Moich prawdziwych poddanych. Jestem im to winna, jestem im winna ochronę przed mordercami.

– Dlaczego więc nadal dręczy Cię sumienie, Pani? Dlaczego o tym ze mną rozmawiasz?

– Bo z kimś muszę porozmawiać! A mam tylko ciebie! Królowa jest często bardzo samotna, jest najbardziej samotną kobietą w całym Kraju, pomimo otaczających Ją setek dworzan czy sług. Ktoś musi podejmować takie decyzje. Może Mój Ojciec, albo Jego Ojciec, zdołaliby to uczynić i spać spokojnie tej nocy. Ja tak nie potrafię.

– Kimże jestem, abym mógł osądzać Twoje rozkazy, o Najjaśniejsza… Musisz sama odpowiedzieć sobie w duszy na pytanie, czy postępujesz słusznie. Ja mogę tylko powtórzyć, że Cię podziwiam. Podziwiam za siłę i za to, że nie uchylasz się od uczynienia tego, co uznajesz za właściwe. Bo to jest właściwe i słuszne, a Twoje wątpliwości przynoszą Ci zaszczyt jako Kobiecie, jako Królowej i jako Bogini.

– Postąpiłbyś tak samo na Moim miejscu?

– Nie wiem, Pani. Rozumiem, że nie ma innego wyjścia, ale nie wiem, czy potrafiłbym się zdecydować.

– To ty przynosisz zaszczyt stanowi kapłańskiemu, Neferze. Zapewniam cię, że wielu twoich kolegów, i to na najwyższych stanowiskach, nie uznałoby tej sprawy za godną jakichkolwiek rozterek, zwłaszcza przy posiłku.

– Kiedy ma to nastąpić?

– Jutro, gdy tylko zakończą się prace przy zwaleniu sztolni. Zajmą się tym przede wszystkim miejscowi strażnicy, ale i Harfan wydzieli część swoich żołnierzy. On sam wyruszy z patrolami na pustynię. Trzeba nadal śledzić ruchy Hapiru.

– Pani, pozwól abym i ja towarzyszył jutro Harfanowi…

– Rozumiem cię i zgadzam się…

– Może i Ty, o Wielka, wyruszysz na pustynię?

– O nie, Neferze. Jeżeli znalazłam wolę, aby wydać taki rozkaz, to muszę też znaleźć siłę, by ujrzeć skutki jego wykonania. Królowa musi być silna, inaczej nie byłaby godna Tronu, na którym zasiada. Ty możesz sobie pozwolić na słabość, Ja nie. Ale w jakiś przedziwny sposób zawsze potrafisz dodać sił Królowej i Bogini wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebuje. Jedź na pustynię, znajdź Irias i nie wracaj zbyt szybko.

LX

Wyruszyli o świcie. Harfan rozesłał dziesięć rydwanów w różne strony pustyni z zadaniem wypatrywania orszaku Irias, sam podążył z własnym szwadronem w kierunku wschodzącego słońca, by zmienić zaprzęgi obserwujące hordę barbarzyńców. Odnaleźli ją bez trudu, podobnie jak kilka pozostawionych na straży Hapiru wozów bojowych. Wrogowie byli istotnie bardzo liczni, ich obozowisko zajmowało znaczny obszar. Tak jak przewidywała Władczyni, brakowało im jednak dyscypliny. Pomimo tego, że tarcza Amona-Ra stała już wysoko, dopiero przygotowywali się do wymarszu. Nie dysponowali rydwanami, prowadzili natomiast ze sobą wiele zwykłych zaprzęgów i jucznych zwierząt. Musiały nieść teraz znaczne zapasy wody oraz żywności, potem przewidziano je prawdopodobnie do transportowania łupów, które najeźdźcy spodziewali się zdobyć, grabiąc Kraj i jego mieszkańców.

„Królowa z pewnością na to nie pozwoli”. – Pocieszał się w duchu Nefer, ale liczebność wrogów zrobiła na nim wrażenie. Przynajmniej przestał myśleć o tym, co musiało się teraz dziać w kopalni. Zdawało mu się, że dostrzega wśród Hapiru sporą grupę kobiet. Niektóre nosiły nawet broń, większość zajmowała się jednak zwijaniem obozowiska. Wokół krążyły liczne i dobrze uzbrojone patrole barbarzyńców. Libijczyk nie próbował tymczasem atakować swoimi rydwanami, niepokoił tylko przeciwnika, ukazując groźne zaprzęgi na grzbietach okolicznych wzgórz.

– To spowolni ich marsz. Będą musieli bardzo uważać. Jeżeli zechcę, to i tak wyszarpię mięso z tego stada owiec i baranów! – Harfan nie wydawał się przejęty liczbą barbarzyńców. Przeciwnie, palił się do walki i okazywał pewność zwycięstwa. – Książę też nie ma zbyt wielu rydwanów. Jeżeli dobrze to rozegramy, to zmieciemy ich jak plewy na wietrze!

Do spełnienia tych przechwałek tymczasem jednak nie doszło. Późnym przedpołudniem dostrzegli niespodziewanie dwa zaprzęgi, pędzące w ich stronę z najwyższą prędkością. Przybywały z Tamadah i, jak się miało okazać, przywoziły wieści najgorsze z możliwych. Po prostu zupełnie nieprawdopodobne.

– Panie! Wysłał nas komendant Temar. Wydarzyło się coś strasznego! – oznajmił półgłosem prowadzący pierwszy rydwan podoficer, gdy tylko zbliżył się do pojazdu Harfana. – W kopalni wybuchł bunt więźniów. Większość zabiliśmy, ale kilku z nich pojmało Królową, Oby Żyła i Władała Wiecznie, i teraz trzymają Ją jako zakładniczkę!

Nefer poczuł, że robi mu się słabo. Ten Kruto, to on musiał za tym stać.

– Czy Ona na pewno żyje? Czy jest ranna? – Libijczyk zadał najważniejsze w tej chwili pytania.

– Wielka Pani żyła, gdy opuszczaliśmy kopalnię. Tego jestem pewien. Nie wyglądało też na to, by odniosła jakieś poważne obrażenia.

– Przynajmniej tyle! – odpowiedział Harfan, a kapłan miał wrażenie, że razem z ostatnimi słowami nieznajomego żołnierza, on sam wraca do świata żywych. Zdołał zaczerpnąć oddech.

– Jak mogliście do tego dopuścić! Banda durniów! Jak mogło do tego dojść! – wściekał się Libijczyk.

– Wiem tylko tyle, że Dostojna Pani udała się do tej sztolni, w której składano miedź, gdy wybuchł bunt i tam Ją pojmano. Wiem też, że żyje, bo więźniowie ukazali Jej Osobę, aby powstrzymać nasz atak. Zaraz potem komendant wysłał nas do ciebie. Musisz natychmiast wracać, panie!

– To oczywiste! Co z Amarem? Tym czarnoskórym olbrzymem? Gwardzistą Królowej?
– Nie wiem, panie. Nigdzie go nie widziałem.

Harfan najwyraźniej zrozumiał, że żołnierz nic więcej nie jest w stanie powiedzieć i dalsze wypytywanie to tylko strata czasu. Wydał natychmiast rozkazy, nakazując dalszą, bezpieczną obserwację barbarzyńców, zabrał ze sobą dwa rydwany i ruszył z kopyta w stronę odległej kopalni. Przybyłe zaprzęgi zbyt mocno wyczerpały konie, aby towarzyszyć dowódcy, polecił więc im zostać. Nefer obawiał się, że przyjaciel może uznać go za niedoświadczonego w szybkiej jeździe wozem bojowym i także zostawić, ale tak się nie stało. I całe szczęście, bo kapłan zdecydowany był jechać za wszelką cenę, a Harfan nie wyglądał w tej chwili na kogoś skłonnego do podejmowania jakiejkolwiek dyskusji nad swymi rozkazami. Nefer miał więc okazję uczestniczyć w szaleńczej zaiste jeździe przez pustynię. Gnali szybciej niż wicher, bezlitośnie poganiając konie. Niewiele zapamiętał z tej drogi. Przed oczyma widział ciągle pełną nienawiści twarz Kruto, słyszał jego nabrzmiały wściekłością głos, przypominał sobie gorejące żądzą zemsty spojrzenie.

Wiadomość, że Najjaśniejszą pojmano właśnie w tamtej sztolni tylko umacniała najgorsze obawy kapłana. Po co tam poszła? I co stało się z Amarem? Wydawało się bardzo prawdopodobne, że gwardzista nie żyje. Jeżeli to naprawdę Kruto przewodził tym, którzy więzili Amaktaris, to Nefer czuł każdym skrawkiem swego ciała i umysłu, że nie skończy się na okupie, obietnicy ułaskawienia czy nawet na wydaniu Bogini w ręce księcia albo Hapiru – co zresztą samo w sobie też byłoby katastrofą. Czarnoskóry woźnica – gwałciciel chciał się przede wszystkim zemścić. Na Królowej, ale też i na nim samym. To właśnie kapłana zdawał się nienawidzić bardziej nawet niż Najwspanialszej.

„Może zgodzi się na wymianę?” – Przemknęło Neferowi przez głowę, ale odrzucił tę myśl jako całkowicie niedorzeczną. Coś takiego było niemożliwe. Ale przecież i bunt niewolników też wydawał się niemożliwy.

Wpadli z impetem na teren kopalni. Z daleka już dostrzegli ślady zniszczeń, rozwalone baraki i szałasy, ogniska, w których płonęły drewniane belki i deski. Jak na ironię, wśród tego wszystkiego, nieco na uboczu, nadal wznosił się polowy namiot Władczyni. Nigdzie nie ujrzeli natomiast ludzkich zwłok, którego to widoku Nefer w sumie się spodziewał. To znaczy niezupełnie nigdzie, gdy spojrzenie kapłana zwróciło się niemal bez udziału woli ku skalnej półce i wylotowi przeklętej sztolni, zauważył kilka leżących u podnóża urwiska ciał. Miał nadzieję, że nie ma wśród nich Amaktaris. Co prawda, gdyby rzeczywiście padła tam martwa, Jej zwłoki z pewnością dawno by już zabrano, a buntowników wykurzono z tej ponurej nory, choćby w ich obronie stanął sam Set i wszystkie jego demoniczne zastępy. Żołnierze otoczyli podstawę fatalnej ściany. Wielu uzbrojonych było w łuki, ale trzymali się w sporej odległości. Harfan osadził spienione konie i niecierpliwym gestem wezwał komendanta.

– Jaka jest sytuacja, Temarze? Czy Ona żyje?

– Tak panie. Więźniowie ukazują Ją co jakiś czas na tej półce przy otworze korytarza, aby wymuszać na nas kolejne ustępstwa. Zażądali wody, żywności, broni…

– I daliście im to wszystko? Nawet broń?

– Tak, panie. Nie mieliśmy innego wyjścia. Grozili, że okaleczą Najdostojniejszą na naszych oczach… Nie mogliśmy na to pozwolić. Nie wziąłbym na siebie takiej odpowiedzialności. To, co dostali, wciągnęli na linach. Drabiny odrzucili lub zabrali na górę już wcześniej. Zażądali też gołębi pocztowych z Awaris oraz papirusu i przyborów do pisania.

– I daliście im także to? – Nie wytrzymał Nefer.

– Tak, eee… panie. – Temar nie był pierwszym, który miał problemy z określeniem statusu kapłana-niewolnika. – Już mówiłem, że grozili, iż obetną Wielkiej Pani dłoń albo wykłują Jej  oko. – Nefer wzdrygnął się w duchu.

– Rozumiem, że musieliście dać wodę, żywność i broń. Wodę albo żywność można by ewentualnie zatruć, ale pewnie i tak Ona pierwsza ich próbowała. Nie wolno było ryzykować… Ale gołębie… Chcą przesłać wiadomość księciu. To oczywiste. Mogliście dać im nasze gołębie, które przywieźliśmy z Memfis. Wątpię, aby się na tym poznali. A tak… Czy wypuścili już jakiegoś ptaka?

– Eee, nie wiem, panie. Trzeba by wypytać żołnierzy…

– Jak to się stało? Jak mogliście do tego dopuścić? – Harfan ponownie przejął inicjatywę.

– Nie wiem, panie. – powtórzył bezradnie nieszczęsny oficer. – Gdy kończono przenoszenie miedzi, Wielka Pani wspięła się do sztolni… Nie wiem po co, nawet nie wiedziałem, że Ona tam jest. Zgodnie z wczorajszym rozkazem, zaczęliśmy likwidować więźniów. Poszło zupełnie łatwo, ciała zrzucaliśmy do pobliskiego wąwozu. Wtedy, w jakiś sposób, niewolnicy z tego korytarza uwolnili się z łańcuchów, zabili kilku strażników i pojmali Najdostojniejszą, Oby Żyła i Władała Wiecznie.

– Zaczęliście zabijać więźniów, nie upewniwszy się, gdzie przebywa Świetlista Pani i czy ma przy sobie wystarczającą straż?

– Tak, panie. To moja wina…

– Jesteś skończonym idiotą, komendancie Temar! Zasługujesz na to, aby do ostatnich swoich dni kopać latryny jako szeregowiec w najbardziej zapadłym garnizonie, jaki tylko uda się znaleźć! – Harfan zdawał się nie zauważać, że Temar był już dowódcą takiego właśnie garnizonu. – Oczywiście, jeżeli Boską Panią uda się uratować. Jeżeli nie… Przejmuję dowodzenie, zejdź mi z oczu!

– Tak, panie.

Pomimo gróźb Libijczyka, komendant zdawał się z prawdziwą ulgą zdawać dowództwo i związaną z nim odpowiedzialność. Zeskoczyli z rydwanu, zdrożonymi końmi zajęli się jacyś żołnierze. Harfan chyba nawet tego nie zauważył. Wbił spojrzenie w kapłana.

– Jestem prostym wojownikiem. – powiedział cicho. – Gdybym otrzymał rozkaz zaatakowania z moim szwadronem tej hordy barbarzyńców, uczyniłbym to bez wahania i wiedziałbym, co mam robić. Ale to tutaj… Neferze, w tobie cała nadzieja! Musisz coś wymyślić!

– Ja z kolei jestem tylko niewolnikiem…

– Nie opowiadaj mi tu bzdur! Może i jesteś niewolnikiem, ale na pewno nie zwyczajnym sługą. Potrafisz myśleć jak mało kto, a właśnie tego tutaj i teraz najbardziej potrzebujemy. Już zauważyłeś rzeczy, które temu durniowi nawet nie przyszły do głowy. Nie założyłbym się zresztą o to, czy i ja sam zwróciłbym na nie uwagę. Musimy Ją uratować, po prostu musimy. Przecież Ona jest dla ciebie kimś więcej, niż Panią i Królową, doskonale o tym wiem. Poprę i nakażę wykonać plan, który wymyślisz!

– Jak dotąd, nie mam żadnego planu.

– Ale będziesz miał. Jestem tego pewien!

– Chodźmy obejrzeć to urwisko.

Zbliżyli się do otoczonej pierścieniem żołnierzy podstawy skalnej ściany. Jeden z oficerów chciał zwrócić uwagę Harfana na niebezpieczeństwo. Libijczyk zbył go niecierpliwym machnięciem ręki. Nefer przyjrzał się przede wszystkim leżącym poniżej półki ciałom. Opanował już obawę, iż może tam spoczywać sama Bogini. Bardziej bał się tego, że dostrzeże martwego Amara. Na szczęście, ujrzał tylko zwłoki dwóch nieznanych sobie żołnierzy oraz trzech więźniów. Zapewne zrzucono je ze skalnego występu po zakończeniu krótkiej, gwałtownej walki. O tym, że walczono, i to w brutalny sposób, świadczyły rany, widoczne nawet z pewnego oddalenia. Półka odstawała nieco od lica ściany, tworząc nawis, ocieniający cofniętą podstawę urwiska. Ułatwiało to korzystanie z lin, na których spuszczano kosze z rudą lub wciągano potrzebne w sztolni narzędzia czy materiały. W tej chwili sznury spoczywały jednak w górze, wciągnięte przez buntowników. Sam występ wydawał się pusty, więźniowie kryli się prawdopodobnie w głębi korytarza. Całość stanowiła naturalną twierdzę, niełatwą do szybkiego zdobycia. W normalnej sytuacji można by użyć ognia i dymu, ale szturm nie wchodził przecież w grę. Myśl o ogniu nasunęła się Neferowi na widok czarnej, bazaltowej skały, znaczącej urwisko i skalną półkę pionową, ciemną pręgą. Odrzucił ją jednak od razu. Buntownicy z pewnością zdążyliby zabić Królową.

– Dlaczego nie zabrano ciał tych nieszczęśników? – spytał ni to siebie, ni to Harfana. W odpowiedzi Libijczyk wzruszył tylko ramionami.  Ta akurat zagadka wyjaśniła się jednak bardzo szybko.

– Czego tu szukacie? Wynoście się stąd! Przecież mówiłem, żeby nikt się nie zbliżał! – W polu widzenia pojawił się Tahar. A więc i on znalazł się wśród buntowników. – Jeżeli natychmiast nie odejdziecie, to wiecie, co zrobimy! – Nubijczyk przemawiał ostrymi słowami, w jego głosie dawało się jednak wyczuć strach.

– Chcemy zobaczyć Boską Panią! Chcemy się przekonać, że nic się Jej nie stało! – zawołał gromko Nefer. Nie spodziewał się, że ktoś posłucha jego rozkazu, ale przyniósł on nadspodziewany efekt. Obok Tahara pojawiła się bowiem zwalista sylwetka Kruto.

– Tak mi się wydawało, że to ty, kundlu! Bogowie są łaskawi i wysłuchali moich modłów! Dla ciebie sprowadzę tu dziwkę. Przyjrzyj się uważnie, bo jest czemu!

A więc najczarniejsze obawy kapłana sprawdzały się w całej pełni. W głosie Czarnoskórego nie usłyszał strachu. Tylko nienawiść i poczucie triumfu. Woźnica zniknął, by po dłuższej chwili powrócić w towarzystwie Najjaśniejszej. Popychał Ją, ujmując za związane na plecach ręce. Na wszelki wypadek ramiona Władczyni przytrzymywało dwóch innych buntowników. Nefer odniósł wrażenie, że czynili to z pewnym wahaniem. Oczywiście, za świętokradcze dotknięcie boskiego ciała Królowej groziły najsurowsze kary. W tej chwili nie miało to wprawdzie żadnego znaczenia, ale wpajane wszystkim od dzieciństwa przekonania robiły swoje. Tylko Kruto zdawał się zupełnie tym nie przejmować. Oblicze Pani Dwóch Krajów wydawało się blade i nieco umorusane. Amaktaris szła jednak o własnych siłach, dumnie wyprostowana. Dzięki wszystkim bogom, rzeczywiście wyglądało na to, że nie odniosła żadnych większych obrażeń. Jej szatę wprawdzie poszarpano, ale to mogło być skutkiem nieuniknionej szamotaniny podczas pojmania. Chyba nie stało się bowiem, jak dotąd, nic gorszego… Kruto nie był już zdolny do gwałtu, a jego kompani zdawali się odczuwać obawę przed skalaniem Majestatu samym dotykiem swych brudnych rąk.

„I słusznie się obawiają!” – Pomyślał Nefer, w duchu przysięgając im wszystkim śmierć. Nie musiał spoglądać na twarz Harfana aby wiedzieć, że malują się na niej podobne odczucia.

Bogini ignorowała zarówno woźnicę jak i jego pomocników. W jakiś nieprawdopodobny sposób potrafiła stworzyć wrażenie, że są pyłem u Jej stóp, niegodnym tego, by zaszczycić ich choćby spojrzeniem, a Ona sama zażywa właśnie przechadzki w pałacowych ogrodach. Kruto dostrzegł to i wykręcił ręce Amaktaris, zmuszając Królową do uklęknięcia. Pomimo odczuwanego cierpienia nie zmieniła wyrazu twarzy. Upadła na kolana nie z powodu bólu, lecz po prostu zmuszona fizyczną siłą oprawcy. Pozostali skazańcy pospiesznie i z widoczną ulgą puścili Jej ramiona. Nefer zacisnął pięści w bezsilnej wściekłości. W tej chwili nic, zupełnie nic nie mógł zrobić. Nadal nie miał żadnego pomysłu, w jaki sposób doprowadzić do uwolnienia Najwspanialszej. Doprawdy, Harfan pokładał w nim zbyt wielkie nadzieje… Kruto napawał się chwilą triumfu i zemsty.

– Przyjrzałeś się swojej dziwce? Nic wielkiego się jej nie stało. I może tak zostanie przez jakiś czas, jeżeli będzie posłusznie wykonywała moje rozkazy. Jeżeli wy wszyscy będziecie wykonywali moje rozkazy!

– Czego chcesz, Kruto?

– Nie musisz znać moich planów. Ale mogę ci zdradzić, że tobie także obiecałem zemstę, piesku dziwki. I, cóż za traf, potrzebuję akurat kogoś, kto umie czytać i pisać. Domyślasz się pewnie, że niełatwo znaleźć pisarza na tym pustkowiu. Pojawiłeś się w samą porę! Chcę, byś tu przyszedł. Wciągniemy cię na linie. Zrobisz to, do czego cię potrzebuję, a potem dotrzymasz towarzystwa swojej dziewczynie! – Roześmiał się obleśnie.

– Nie możesz tego uczynić! – zawołała nagle Amaktaris. – Zabraniam ci! To rozkaz!

– Zamknij się, suko! – Woźnica otwartą dłonią uderzył Najjaśniejszą w twarz. Zachwiała się, ale zaraz ponownie uniosła głowę. – Nie masz już prawa komukolwiek rozkazywać! Zobaczysz, że nawet twój piesek cię nie posłucha. Ale jeżeli będzie posłuszny mnie, to może pozwolę mu potem wpaść w twoje ramiona, szmato! – Ponownie się zaśmiał, po czym polecił swym pomocnikom, by odciągnęli Królową w głąb sztolni.

Nefer zacisnął dłoń na ramieniu Harfana. Wojownikiem targała taka fala wściekłości, iż kapłan obawiał się przez chwilę, że przyjaciel mógłby wydać rozkaz desperackiego ataku. Jemu samemu natomiast, pomimo, iż doznawał podobnych odczuć, słowa Kruto nasunęły wreszcie pewną myśl. Rozważał szybko ten plan, mierząc wzrokiem skalną półkę, urwisko i wnękę u jego podstawy. Tak, to mogłoby się udać, jeżeli… Dużo było tych jeżeli, ale nic innego nie przychodziło Neferowi do głowy, a sposób traktowania Monarchini przez buntowników wskazywał, iż oni tutaj muszą uczynić coś jak najszybciej.

– Zabiję go. Zabiję ich wszystkich! – Harfan z trudem zdołał się opanować.

– Zaczekaj. Mam pewien pomysł. Pozwól mi z nim porozmawiać.

– To jak, kundlu? Idziesz tu do nas? – Kruto sam wykazywał chęć rozmowy, co było po myśli Nefera.

– Nie musisz bić Wielkiej Pani, nie musisz Jej grozić!

– Robię to, na co mam ochotę. A zapewniam cię, że pokazanie tej suce, gdzie jej właściwe miejsce, sprawi mi wyjątkową przyjemność. Dużo większą, niż gdybym sam ją wypieprzył!

– Do czego jestem ci potrzebny?

– Domyśl się, skoro podobno jesteś taki sprytny. A jeżeli jednak nie potrafisz, to sam się przekonasz, w swoim czasie. Zrzucimy ci linę i wciągniemy na górę. Ten żołnierz niech wraca do swoich i robi to, co mu rozkażę!

– Nie tak szybko, Kruto. Przyjdę, ale ty też na coś się zgodzisz.

– A na cóż to miałbym się zgodzić i po co?

– Pozwól zabrać ciała, które tu leżą. Przy tym upale pewnie wkrótce zaczną się psuć, a takie zapachy nie są nikomu miłe.

– Zwłaszcza twojej kurwie! Widziałem już, że nie lubi wąchać potu zwykłych ludzi. Nadal próbujesz o nią dbać, co? Zapewniam, że ma teraz o wiele większe powody do zmartwień, niż taki czy inny smród! Ale co mi tam, to nie ma większego znaczenia. Mogą zabrać te ciała, gdy ty już tu będziesz.

Nefer odetchnął z ulgą. Najważniejsze udało się uzyskać. Teraz mógł spróbować wytargować coś więcej.

– Powiedz jeszcze, co z Amarem, tym czarnoskórym olbrzymem, który towarzyszył Królowej? – Skoro ani gwardzisty, ani jego zwłok nie można było nigdzie znaleźć, to musiał przebywać w sztolni. Żywy albo martwy. Najpewniej jednak żył jeszcze, bo inaczej jego ciało też zrzucono by razem z innymi. Domysł ten szczęśliwie się potwierdził.

– Aaa, ten… Żyje i nawet nie jest za bardzo pokiereszowany. Wyglądał na najgroźniejszego przeciwnika i na samym początku dostał po głowie. Ja to zrobiłem. Ma jednak twardy łeb i nic wielkiego mu się nie stało. Potem dziwka posłusznie wykonywała nasze rozkazy, więc chwilowo jest jeszcze cały. Ale mam zamiar obciąć mu uszy, ot tak, żeby stał się bardziej podobny do mnie. – Kruto rozgadał się, najwyraźniej chwaląc się własnym powodzeniem i czerpiąc z tego złośliwą satysfakcję.

– Uwolnij go. Ja zajmę miejsce Amara. Spuścicie żołnierza na linie, podczas gdy ja będę podciągany na drugiej!

– A niby dlaczego miałbym to zrobić?

– Bo mnie chcesz bardziej, czyż nie, Kruto? I to nie tylko dlatego, że potrzebujesz akurat pisarza!

– Jeżeli zagrożę, że obetnę twojej dziewczynie palec albo ucho, albo zrobię coś jeszcze gorszego, to będziesz błagał, bym pozwolił ci tu przyjść!

– Sam słyszałeś, że Pani Dwóch Krajów zabroniła mi tego! Wydała bezpośredni, osobisty rozkaz!

– Ale ty jej nie posłuchasz. Zwłaszcza, gdyby miało to ją kosztować oko albo nos!

– Chcecie wydać Najjaśniejszą księciu! Nie zaprzeczaj, bo inaczej po co byłyby wam potrzebne gołębie z Awaris! Liczycie na wolność i złoto! Przynajmniej twoim towarzyszom na tym zależy! – Nefer mówił bardzo głośno, tak, by wszyscy buntownicy mogli go usłyszeć. – Nikt z nas nie wie, co książę uczyni z Królową Amaktaris, ale wątpię, by w jego planach leżało okaleczenie Jej dla twojej przyjemności. Bardziej przyda mu się żywa i zdrowa, a w przeciwnym razie przynajmniej będzie musiał Ją pomścić, nawet, gdyby w głębi ducha myślał inaczej. Ostatecznie jest krewnym Wielkiej Pani, członkiem dynastii, i będzie chciał, by jego rządy uchodziły za prawowite. A tobie bardziej przydam się ja niż Amar. Umiem pisać, a ty chcesz, by ktoś napisał list do Awaris. No i to mnie przecież nienawidzisz, a nie tego żołnierza! Oferuję się na wymianę!

– Może i coś jest w tym, co mówisz… Dobrze, pozwolę mu odejść. Ale ciebie chcę tu mieć natychmiast! I, jak sam powiedziałeś, nie tylko z powodu listu do Awaris! – Kruto znowu się roześmiał, tym razem w sposób mogący budzić strach.

– Najpierw to ja chcę widzieć Amara, potem chwycę waszą linę!

– Sprowadzę go! – Murzyn zniknął z pola widzenia.

– Neferze, oszalałeś? Nie możesz tego zrobić! Oni z pewnością cię zabiją i w niczym nie pomożesz Najjaśniejszej. To ma być ten twój plan? – Harfan nie krył rozczarowania.

– Nie. Plan jest inny. Słuchaj, gdy będziecie zabierać ciała, ukryjecie kogoś pod nawisem skały. To musi być silny i godny zaufania żołnierz. Niech ustawi się dokładnie pod tą czarną pręgą i czeka w pogotowiu. Jeżeli uda się to zrobić, dajcie zaraz znak, może rozpalcie nowe ognisko przy namiocie Królowej. I jak najczęściej żądajcie, aby ukazywali wam Boską Panią na krawędzi skalnej półki, bo chcecie mieć pewność, że nadal żyje. Gdy będzie tam obecna, mówcie do Niej albo może ustalcie z tym żołnierzem inny znak, dokładajcie do tego ognia albo coś w tym rodzaju. Potem…

– Chcesz, aby skoczyła z tej skały? Skąd będzie wiedziała? Nie licz na to, że pozwolą wam szeptać po kątach!

– Postaram się przekazać Jej tę wiadomość w taki sposób, by tylko Ona ją zrozumiała. Po to tam idę. Gdy będzie gotowa aby skoczyć, spróbuję ostrzec was okrzykiem. Oczywiście potem musicie mieć w pogotowiu łuczników i tarczowników.

– To zbyt ryzykowne. Może ukryję tam kilku ludzi z jakąś płachtą?

– Coś takiego na pewno zauważą. Musi wystarczyć jeden człowiek, dokładnie pod czarną skałą. I to nie możesz być ty, bo twoja nieobecność też zwróci uwagę.

– A co z tobą? Nawet jeżeli wszystko się uda, to ty tam zostaniesz. I na pewno cię zabiją!

– Moje życie nie jest ważne. Liczy się życie i wolność Najjaśniejszej. Musimy Ją ocalić za wszelką cenę.

– Nie zgadam się na taki plan. Ona sama też byłaby z pewnością przeciwna!

– Na szczęście, to nie Najwspanialsza Amaktaris teraz decyduje. A ty obiecałeś zrealizować plan, który wymyślę. Chyba, że masz jakiś inny, ale w takim razie nie zwlekaj z jego ujawnieniem!

– Czy nie możemy po prostu zawołać do Boskiej Pani, aby skoczyła?

– Harfanie, wtedy na pewno nic z tego nie będzie. Sam w to nie wierzysz. Ona musi zostać uprzedzona, co ma zrobić i przygotować się do tego.  A ja wiem, jak Jej o tym powiedzieć. I może trzeba będzie odwrócić uwagę więźniów.

Dalszą dyskusję przerwał powrót Kruto, oraz trzech innych skazańców, którzy prowadzili Amara. Gwardzista wydawał się być w dobrym stanie fizycznym, wzrok miał jednak wbity we własne stopy, a ramiona opuszczone. Ręce żołnierza solidnie skrępowano na plecach, nogi także związano. Ponieważ Amar nie mógł uchwycić sznura, a buntownicy nie mieli zamiaru ryzykować, przeprowadzoną pod pachami linę zaciśnięto na torsie olbrzyma. Drugi sznur spuszczono luźno.

– Zapraszamy na komnaty! Teraz właśnie tutaj mamy królewski Pałac! – zadrwił Kruto.

– Najpierw sprowadzimy kilku żołnierzy z tarczami, Amar musi mieć osłonę, gdy znajdzie się na dole!

– Czyżbyś mi nie ufał, stary przyjacielu?

– Ani trochę.

– Bardzo to smutne po tym, gdy razem siedzieliśmy w lochach tej dziwki! No, ale mnie wysłała potem tutaj, a ciebie uczyniła swoją zabawką. Tak skończyła się nasza przyjaźń! Będziemy jednak mieli okazję ją odnowić. Ruszaj, kundlu!

Kapłan uczynił pętlę i uchwycił się liny, poczuł, że ktoś ciągnie ją w górę. Zauważył, że zaczęto też spuszczać Amara. Może niezbyt delikatnie, ale przynajmniej w sposób nie zagrażający życiu żołnierza. Dla gwardzisty wydawało się to jednak nie mieć żadnego znaczenia.

– Niepotrzebnie mnie ratujesz! – powiedział gorzko, gdy mijali się w połowie wysokości. – Straciłem dziś honor oraz prawo do życia. Zawiodłem naszą Panią i jestem teraz nikim!

Nefer nie miał czasu, aby przejmować się rozterkami przyjaciela. Ucieszył się tylko, ujrzawszy Amara bezpiecznego na ziemi, osłoniętego już tarczami i uwalnianego z więzów. On sam doczekał się zupełnie innego powitania. Kruto, który osobiście wciągał linę, zdzielił swego jeńca pięścią w twarz, gdy tylko upewnił się, że nie zrzuci go w ten sposób ze skalnej półki.

– Twoi bogowie jednak istnieją, kapłańska pijawko. Modliłem się do nich o taką chwilę i okazali się hojni, nadzwyczaj hojni!

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów LXI-LXV

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Ale się porobiło. Będzie się działo w kolejnym odcinku.

Kolejny soczysty odcinek. Moim zdaniem robią się one coraz lepsze i ciekawsze. I tak talent Twój wydaje się bardzo znaczny a teraz dopracowuje się styl.
Spodziewałem się że Nektanebo ułożył się z jakąś siłą poza granicami by uderzyć na swój kraj i obalić pracowitą władzę. Widzi mi się postać z rudymi włosami, miękko wymawiająca „r”.
Zaiste godnych ma on komitet pomocników, parszywe łachudry i gwałcicieli.
Ciekawe jaka rola przypadnie kapłanom Chnuma-Barana, zapewne stanowią oni jakiś odwód gdyby akcja przeniosła się w odpowiednie miejsce.
Ogromnie ciekaw jestem jak się skończy ta przygoda i jaką śmierć Przewidzisz dla Kruto.
Na koniec mała dygresja. Bo widzę że Mogliśmy dłużej myśleć nad tym samym i dojść do podobnych wniosków. Pedofilii-gwałcicieli powinno się zabijać, kara obcięcia przyrodzenia nie powstrzyma od zadawania krzywdy które może przybrać postać nawet bardziej perwersyjną i równie lub bardziej okrutną. Dla tego styczek bydlakom.
Na koniec uwaga branżowa. Złoto jest metalem szlachetnym. Nie tworzy rud w których przyjmuje inny stopień utlenienia niż 0. Dla tego przeróbka rud czy raczej pokładów złoto nośnych polega jedynie na procesach fizycznych. Redukcja węglem, właściwa miedzi, nie znajduje zastosowania w przypadku złota. Jeśli ruda miedzi zawiera złoto co rzeczywiście jest bardzo częste, poddaje się rudę rozdrobnieniu i wypłukuje złoto. Jeśli podziałać na mieszaninę złota z rudą węglem to otrzymuje się stop miedzi ze złotem. Unika się tego od starożytności :). Nadmienię tylko że dziś złoto z surowej miedzi poredukcyjnej otrzymuje się poprzez procesy elektrolityczne których w starożytności nie znano.

Po dwukrotnej awarii realizmu w poprzedniej publikacji, w tym odcinku autor w pozytywny sposób podgrzewa emocje czytelników czy nawet wręcz doprowadza je do wrzenia… Po raz pierwszy, odkąd publikowana jest opowieść, czekam i będę czekał niecierpliwie, jak zostanie rozwiązany dramatyczny węzeł, który autor z talentem do plątania dziejów bohaterów zawiązał.
Uśmiechy,
Karel

Długi rozdział, nawet jak na fragment powieści. Zbudowałeś jednak napięcie, sam jestem ciekawy dalszych losów Najwspanialszej i jej pieska.

Poza drobnymi niedociągnięciami i zbędnymi tłumaczeniami, napisane całkiem ciekawie.

Żałuję bardzo, że nie mogę wszystkiego przeczytać w całości.

Dzięki za wszystkie komentarze.
Wypadki istotnie zaczynają się zagęszczać, niektóre z postaci zrzuciły bowiem maski. Co nastąpi dalej, tego – oczywiście – zdradzić teraz nie mogę. W każdym razie, sporo jeszcze zostało do opowiedzenia, a rola głównego bohatera wzrasta. Ze statysty i biernego dotąd obserwatora czy też, co najwyżej, nieświadomego uczestnika wydarzeń przeobraża się w jedną z głównych postaci wywierających wpływ na przebieg wypadków.

Mick: Dzięki za tę uwagę o złocie, masz pełną rację, moje niedopatrzenie. Zmieniłem to już w prywatnej wersji, tutaj niech zostanie jako odnośnik do Twojego komentarza. Jeżeli zdarzy się opracowywać ponownie tekst, będzie jak znalazł. Dopracowanie stylu to z jednej strony zasługa korekty (tu podziękowania dla Aleksandra) oraz pewnych uwag Koleżanek i Kolegów pod dawniejszymi odcinkami, a z drugiej skutek tego, iż część początkowych rozdziałów powstała kilka lat temu, obecnie publikowane dopisałem po dłuższej przerwie.
W sprawie gwałcicieli-morderców-pedofili zgadzamy się w zupełności, jak sam zauważyłeś. W dzisiejszych czasach: humanitarnie ale zdecydowanie i bez zbędnych rozterek. Co do opowieści… Królowa też ich nie cierpi, a jest pomysłowa i nie ograniczają Jej „prawa prawa człowieka i obywatela”. Przygotowała już coś specjalnego, co zresztą wywrze wpływ na przebieg fabuły. Sam zobaczysz za jakiś czas.

Lily: Nie jestem pewien, czy chodzi Ci o ten akurat odcinek (wszystkie są dość obszerne), czy też o całość opowieści. Jeżeli o całość, to nie jest jeszcze w pełni ukończona, ale mogę obiecać regularne przygotowywanie kolejnych części, które powinny pojawiać się w podobnej objętości mniej więcej raz w miesiącu. Planuję łącznie około 100 rozdziałów czyli 20 odcinków.

Pozdawiam wszystkich i zapraszam. -:)

W kwestii tego złota to nie Popłynąłeś całkowicie. Te procesy z racji tego samego źródła czy pokładu są chcąc czy nie chcąc, podobne. A raczej uzupełniają się. Więc opis że rudę złota traktuje się podobnie, jest takim skrótem wymijającym żeby nie wdepnać bardziej. W przypadku tekstów mających coś wspólnego z chemią, polecam się na przyszłość. Myślę że dam radę udzielić nieodpłatnych konsultacji na rzecz sztuki. Ta uwaga jest ogólna.

Dzięki. Kto wie, może i skorzystam? Konsultuję się już w kwestiach medycznych oraz hodowli koni i sztuki jeździeckiej. Chętni sami się zgłosili. Zalecono nawet Neferowi konkretną nazwę maści, najlepszej obecnie na otarcia spowodowane kontaktem z końską sierścią. Tylko skąd ma ją, biedak, zdobyć przed trzema tysiącami lat? Pozostają talenty jego uzdrowicielek. -:)

Oczywiście wezmę poprawkę na zgodność z historią a w porywach z alchemią. Dla tego nie rozpisywałem się o elektrolizie. Niedawno czytałem jakąś opinię że w starożytnym Egipcie mogło dojść do zastosowania baterii. Ale musiał bym się dokładniej zapoznać z materiałem badawczym.

Hej. Ponieważ uprzejmie zaproponowałeś możliwość zasięgnięcia konsultacji, skorzystam z Twojej wiedzy w sprawie pewnego szczegółu. Otóż w dalszym toku akcji potrzebuję kamienia szlachetnego który dałoby się obrobić (wycinając w nim znaki), a zarazem możnaby go potem zniszczyć, np. rozbijając młotem (albo w jakiś inny, nieskomplikowany sposób). Czy coś przychodzi Ci do głowy? Będę wdzięczny za podpowiedź.

Jeśli ma być przezroczysty to Masz w miarę blisko w okolice Syrii. Fenicjanie już chyba opracowali szkło. Symbole dało by się odlać albo wytłoczyć na gorąco. Żaden z szlachetnych i przezroczystych nie dał by się obrobić technikami dostepnymi w tamtych czasach. Nie jestem gemmologiem, to bardziej profesja geologów ale nieorganicy interesujący się krystalografią czasem też się interesują kamieniem. Widzisz … żeby obrabiać kamienie, stosuje się odpowiednio przygotowane materiały ścierne z minerałów o stopień twardszych. Ale wracając do tematu. Jeśli kamień mógłby być nie przezroczysty, to pozostają do dyspozycji inne minerały ale co najwyżej półszlachetne, marmur, lapis-lazuli. Te szlachetne to podobnie jak z metalami. Lubią być bierne na działanie zarówno chemiczne jak i mechaniczne. Sugerował bym raczej sprawdzić szkło. Jeśli było znane w Egipcie to z pewnością nie każdy wiedział jak zrobić dobre szkło.

ło matko to może zrób 40 odcinków… ten ostatni czytałem przez trzy dni

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem powieści w odcinkach. Nie oglądam też telewizji (wyjątek stanowi RANCHO). Jadnak stwierdzam, że opowieść p.t. „Pani Dwóch Krajów” wciągnęła mnie. Zapewne dlatego, że starożytność, to mój „konik”.
Na Waszą stronę dotarłem poszukując opowieści czysto erotycznych, których znalazłem tu niemało. Przez kilka lat starannie omijałem dłuższe cykle. Ponieważ autor opisał stosunki panujące w Egipcie faraonów w sposób odpowiadający realiom tamtego okresu (sporo o tym czytałem), opowieść ta wciągnęła mnie na tyle, że z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu. Jest to przykład frapującej powieści sensacyjno-historycznej z wątkiem erotycznym. Dziękuję autorowi za ten tekst i oczekuję na kolejne odcinki.

Hej.
Jeżeli jakość seriali filmowych oceniać przez pryzmat tego, czym zalewa nas obecnie TV, to nic dziwnego, że można nabrać do nich niechęci. Ta ogólna uwaga dotyczy, niestety, także produkcji osadzonych w różnych epokach historycznych, i akurat starożytność wypada tu szczególnie źle. Natomiast przyznam, że lubię dłuższe formy w literaturze, to pewnie wynik upodobania do fantasy.
Cieszę się, że przypadła Ci do gustu moja opowieść, może przekonasz się do obecnych na portalu NE dłuższych powieści w odcinkach? Staram się zamieszczać kolejne części mniej więcej raz w miesiącu, przygotowanie każdego fragmentu wymaga trochę pracy. Tymczasem możesz sięgnąć też do innych tekstów – akurat tych osadzonych w scenerii starożytnej jest tu sporo. Mam na myśli zwłaszcza „Opowieści helleńskie” Megasa Aleksandrosa, a z inych epok np. „Żegnaj Lizbono” Miss Swiss (XVIII w., nieco krótsza 🙂 ).
Pozdrawiam i zapraszam.

Neferze,

winszuję kolejnego, bardzo udanego odcinka! Niewielką porcję erotyki wynagradza z nawiązką wartka akcja, dobrze zbudowane napięcie, no i emocjonujące spiętrzenie przeciwności losu. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i sposób, w jaki wyciągniesz bohaterów z tej kabały!

A przy okazji, dziękuję za polecenie mojej skromnej twórczości 😉

Pozdrawiam
M.A.

Mick. Szkło było już znane na Bliskim Wschodzie, potrafiono je wytwarzać obrabiać, ale dla moich celów niezbyt się jednak nadaje. Natomiast lapis lazuli pasuje doskonale. Ceniono ten kamień w Egipcie, przypisywano mu właściwości magiczne i uzdrowicielskie, był jakoby zastrzeżony dla faraonów – czyli jak znalazł. Jedyny kłopot to współczesna nazwa, mieszanego pochodzenia łacińsko-arabskiego. Trzeba będzie ją pominąć. Pozdrawiam.

M.A.: Dzięki. Bohaterowie będą musieli wykazać się pomysłowością, odwagą i poświęceniem. A Twoja twórczość poleca się sama, gdy już Czytelnik na nią trafi.

Ten kamień zwany jest również lazurytem. Na wybrzeżach czarnego lądu występuje również akwamaryn ale choć dużo droższy, jest nieco twardszy (8) lazuryt na pewno był w tamtych czasach stosunkowo łatwo obrabiany (7 – 7,5).

Położenie Nefera nie nastraja optymizmem. Jak biedak wybrnie z tych niemałych tarapatów? Wielce prawdopodobne, iż kolejny raz ocalenie przyniesie intelekt. Oby bogowie nadal mu sprzyjali.
A wszystko przez kobiety i ich intrygi. Przypomniały mi się słowa piosenki, coś o dziewczynach i kłopotach 🙂

Nefer to bohater nietypowy. Raczej kiepsko macha mieczem to musi radzic sobie inaczej. Na buntownikow znajdzie sposob, ale jeszcze zaden mezczyzna nie przemogl intryg kobiet. 🙂 Na szczescie ani jedna ani druga tak naprawde nie chce go skrzywdzic. Co nie oznacza, ze nie sprawia klopotow. Pozdrawiam (Nefer).

Napisz komentarz