Ciemna jest noc XIV (artimar)  3.32/5 (22)

34 min. czytania
Autoportrait avec nu féminin (1918)_NE

Egon Schiele – Autoportrait avec nu féminin [1918]

Przeczytaj pierwszą część cyklu

.

Relacje służbowe i prywatne informatyków zmieniły się diametralnie. Za dnia Chorwat i Polak współpracowali jak równy z równym, bez śladu wcześniejszego dystansu. Nawzajem kończyli swoje, nawet niewypowiedziane głośno myśli, wpadali na te same pomysły, a w przerwach dyskutowali o motoryzacji. Fascynacja chłopaka starszym kolegą oraz sympatia dla niego rosły w postępie geometrycznym. Drażan nie miał też powodu wątpić we wzajemność atencji, nieraz bowiem, gdy podnosił wzrok znad komputera, przyłapywał Toma na wpatrywaniu się w młodszego kompana z lekkim uśmiechem i szczególnym rodzajem rozmarzenia na kostropatym obliczu.

W ciągu dwóch tygodni rozpracowali całą siatkę przestępców po europejskiej stronie narkotykowego szlaku oraz ustalili datę przerzutu ku nieskończonej radości Lalovića. Lovro pojawiał się z rana, markował pomoc w oczekiwaniu na przybycie Amerykanów, po czym przepadał na większość dnia bądź to dostarczając kawę Brown, bądź to służąc kobiecie za osobistego tłumacza na miejscu lub podczas wyjazdów roboczych.

Drażan, zgodnie z zapowiedzią, przeprowadził się do gościńca. Po godzinach próbował rozgryźć Jensena. Szło mu opornie. Większość życiorysu Polaka głęboko utajniono, resztę zmodyfikowano lub napisano od nowa. Chłopak musiał wspinać się na szczyty sprytu i umiejętności, aby dotrzeć do prawdziwych informacji, choć podejmowane ryzyko często wyglądało poza krawędź lekkomyślnej brawury. Do pewnego momentu całkiem beznadziejnie przedstawiały się natomiast widoki na odkrycie sieciowego alter ego mężczyzny. Dopiero żmudna analiza transmisji danych na zastrzeżonych radiowych częstotliwościach wojskowych naprowadziła Chorwata na właściwy trop. Prawdopodobieństwo, iż ślad nie został zatarty, lecz podrzucony celowo z myślą o młodym wilku, graniczyło właściwie z pewnością, ponieważ sam Drażan zastosował bardzo podobną sztuczkę. Chciał zostać znaleziony przez Jensena i tylko przez Jansena. Wiedział, że ma do czynienia z prawdziwym mistrzem. Lecz gdy dogrzebał się wreszcie do wirtualnej tożsamości Polaka, aż zagwizdał. Śledził legendę.

Utwierdziwszy się w słuszności swoich podejrzeń, zaproponował Tomowi kolejny wspólny wypad.

 .

Przybył do Dubrownika dobrą godzinę przed umówioną porą spotkania. Nad morzem wisiały ciężkie od deszczu chmury. Cały dzień promienie słoneczne z mozołem przebijały się przez kożuch wilgoci w powietrzu. Końcówka wiosny przyniosła ciepłą, choć duszną pogodę, która wyciskała strugi potu przy każdej czynności, wymagającej większego wysiłku fizycznego. Drażan potrzebował prysznica, niestety dostęp do bieżącej wody w zajeździe był ograniczony do kuchni i toalety. Mimo przeprowadzki chłopak zachował klucze do pokoju w schronisku. Co prawda zapomniał uprzedzić Lovro o dzisiejszej wizycie, nie sądził jednak, aby swoją obecnością zakłócił koledze wieczór. Student poświęcał z reguły czas wolny na gry lub kończenie pracy dyplomowej.

Drażan wiele sobie obiecywał po wspólnym drinku z Jensenen, na który Tom zgodził się bez wahania. Chorwat wbiegł po schodach na drugie piętro kamienicy, którą zajmował hostel, z rosnącą ekscytacją. Zatrzymał się dopiero pod drzwiami. Celując kluczem w zamek, zastygł nagle jak zaklęty. Przyłożył ucho do taniej sklejki. Nie przesłyszał się. Z wewnątrz dobiegały posapywania i jęki kobiety. Wreszcie całkiem wyraźnie zabrzmiało po angielsku: „Tak, synku, nie przestawaj!” Informatyk uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Przyłapie kolegę na oglądaniu porno.

Najciszej, jak potrafił, otworzył drzwi i osłupiał w progu. W centrum pokoju, na połączonych tapczanach, z odrzuconą do tyłu głową, leżała całkiem naga Brown. Między szeroko rozpostartymi, potężnymi udami podrygiwała energicznie czupryna Lovro. Obie postaci stanowiły w zestawieniu ze sobą kontrast doskonały. Rozpaczliwie chuda i blada sylwetka chłopaka obok ciemnego, masywnego cielska Amerykanki komponowały się w scenę tak groteskową, że aż komiczną.

– Szybciej, szybciej, szybciej… – wystękała kobieta.

Rozchyliła uda jeszcze mocniej, aż kolano bliższe podglądacza opadło na posłanie, po czym chwyciła jedną dłonią włosy kochanka i poczęła dociskać jego twarz do krocza, nie przestając tarmosić drugą mięsistego sutka. Chłopak drażnił kciukiem pięknie wyeksponowaną łechtaczkę i wbijał się naprężonym językiem między połyskujące śluzem i śliną, różowe wargi sromowe murzynki, która skoordynowała tempo ruchów ręki, dzierżącej pewnie kędzierzawą grzywę, z wypychaniem bioder. Już po chwili w tym samym rytmie zaciskały się przeraźliwie wątłe pośladki młodego informatyka, który parciem całego ciała starał się zaspokoić panią analityk. Mlaszczące odgłosy pieszczot oralnych stały się jeszcze głośniejsze i osiągnęły nowe maksimum. Brown już nie powtarzała w ekstatycznym transie ponagleń do zwiększenia wysiłków chłopaka. W jej gardle narastał dźwięk niepodobny do czegokolwiek, co Drażan w życiu słyszał – jękliwy charkot połączony z warczeniem rozjuszonego, dzikiego kota.

Intruz wycofał się pospiesznie, starając się nie wywołać najmniejszego hałasu, choć w tym stadium parze nie przerwałby aktu nawet upadek sufitu. Zamknął drzwi raptem na kilka sekund przed donośnym okrzykiem triumfu, którym Amerykanka ogłosiła swój orgazm.

Pozostawiwszy kask w recepcji hostelu, Drażan opuścił budynek i zamyślony niespiesznie podążył w stronę Hiltona. Nie wybrał najkrótszej trasy, lecz błąkał się bezładnie staromiejskimi uliczkami. Zaskoczenie i wesołość z wolna ustępowały miejsca irytacji. Wjeżdżając do Dubrownika, wyobrażał sobie wszak wieczory na kamienistych plażach w pięknym i uległym towarzystwie, tymczasem wychodził na sztywnego służbistę. Oddając się pracy, od trzech tygodni pościł jak poszukujący absolutu asceta, podczas gdy i wyjątkowo – jego zdaniem – nieatrakcyjny Jensen, jak i stanowiący całkowite zaprzeczenie obiektu pożądliwych westchnień studencik zaliczyli udany podryw; w przypadku Toma podboje na pewno nie skończyły się na pojedynczym sukcesie. Drażan regularnie zauważał to na szyi Polaka, to w dekolcie rozpiętej koszuli świeże ślady namiętnych spotkań w postaci zadrapań zadanych bez wątpienia przez kobiece paznokcie czy zasinień upstrzonych punktowymi wybroczynami – typowych obrażeń wywołanych długotrwałym ssaniem. Chłopak doszedł do wniosku, że popełnia gdzieś fatalny błąd i powinien zrewidować swój sposób postępowania.

W wewnętrznej kieszeni, przewieszonej przez ramię kurtki, zawibrował nagle telefon. Wyświetlacz nie zdradzał żadnych informacji o dzwoniącym, uświadomił natomiast właścicielowi komórki kilkunastominutowe spóźnienie.

– Gdzie jesteś?

Głos Toma w głośniku nie zdziwił Chorwata, chociaż nie podał Polakowi swojego numeru.

– Zaraz będę – burknął.

Nie zastał kolegi w holu recepcyjnym Hiltona, wrócił więc na ulicę. Wdrapał się na murek, okalający zadbany trawnik przed hotelem, i przeszukał wzrokiem najbliższą okolicę. Wkrótce dostrzegł postać do złudzenia przypominającą Jensena na moście prowadzącym do jednej z licznych bram w staromiejskich murach.

Już po kilku krokach przekonał się o poprawności identyfikacji. Starszy haker spoglądał na morze i wiszące nad nim ciemne chmury. W bezwietrznej aurze tytoniowy dym z wypalonej w połowie cygaretki wznosił się pionowo w górę. Drogi garnitur na przekór pogodzie, falujące miękko, zaczesane do tyłu włosy w kolorze mokrego piasku, ręka wsparta na lasce i średniowieczne fortyfikacje w tle – Tom wyglądał jak żywa reklama luksusowej marki odzieżowej.

Spóźniony informatyk podszedł do czekającego mężczyzny i bez słowa przyłączył się do kontemplacji horyzontu. Po plecach płynęła kropla potu. Pachniało deszczem. Duchota stała się niemal nie do zniesienia.

– Hunchback – Drażan oświadczył zamiast słów powitania czy przeprosin.

– Ghobhainn – Polak zrewanżował się pseudonimem chłopaka w odpowiedzi.

– Nie jesteś garbaty.

– A ty nie wyglądasz na szkockiego kowala[1].

– Genialny matematyk, który sprzedał się Amerykanom w zamian za azyl.

– Bystry wkurwiacz, załażący za skórę wszystkim zadufanym w sobie hakerom, na jakich trafi.

– Dzisiaj ja stawiam.

Ruszyli w kierunku okazałych murów obronnych. Odrestaurowane po niedawnych zniszczeniach wojennych, nawet z większej odległości sprawiały wrażenie, jakby budowę zakończono ledwie wczoraj, chociaż dźwigały ciężar stuleci. Przekroczyli łuk bramy i zagłębili się w plątninę starodawnych zaułków. W gęstej szarości, zapowiadającej nieuniknioną ulewę, kościół świętego Błażeja odprowadził spacerowiczów spojrzeniem pary ciepło błękitnych witraży.

Bez trudu trafili do poleconej Chorwatowi knajpki, znacznie mniejszej i przytulniejszej od pubu, w którym informatycy zawarli bliższą znajomość. Tom nie wyglądał na zachwyconego i chłopak domyślał się powodu – w lokalu nie zastali ani jednej młodej kobiety.

– Wybrałeś to miejsce celowo – Hunchback poskarżył się zjadliwie.

– To prawda. Nie chcę się znowu czuć jak ostatni idiota, gdy ty będziesz wyrywał dupy.

– Kto ci broni brać ze mnie przykład? Mają tu chociaż jakieś lepsze trunki czy tylko browar i ten wasz bimber owocowy?

– Masz na myśli rakiję? Mają tu wszystko, czego spragniona męska dusza zapragnie. Posterunkowy od Lalovića ręczył za to głową.

– Młodość i chojractwo zawsze idą w parze.

Polak rozpogodził się nieco po złożeniu zamówienia u brzuchatego właściciela.

– Niech ci będzie. Nie jest najgorzej.

– Z mojego punktu widzenia jest znakomicie. Nie będę musiał wysłuchiwać tanich banałów, którymi nakarmiłeś tamtą tępą blondynkę.

– Dalej cię to męczy? Nie należymy przecież do zakonu klauzurowego. Różnimy się za to znacznie filozofią życiową. Ja szanuję każdą kobietę. Żadnej z nich nie okłamuję. Mogłem zacytować tamtej dziewczynie wiersze Cummingsa albo Audena, ale niepotrzebnie bym ją zawstydził. Rozmawiałem z nią językiem, który rozumiała. W ten sposób żadne z nas nie czuło się skrępowane…

– …poza mną…

– …a dziewczyna otworzyła się i podarowała mi siebie. Całą. Przełamała dla mnie swoje opory. Między nami nie było tabu. Pozwoliła mi…

– Dość – Drażan przerwał wyznania kompana, zażenowany w niemal równym stopniu, co podczas poprzedniego spotkania po godzinach. – Zrozumiałem.

Tymczasem obsługa przyniosła dwie szklanki z identyczną zawartością. Hunchback stuknął pojednawczo o naczynie towarzysza.

– No, chłopcze, twoje zdrowie.

Chorwat przełknął łyk alkoholu. Nieschłodzony płyn zapłonął w gardle. Młody informatyk przymknął łzawiące oczy. Trunek wciąż drażnił przyjemnie kubki smakowe; parował w ustach, uwalniając skryte głębiej aromaty.

– To co innego niż tani browar – Tom osądził z wyrazem błogostanu na brzydkiej twarzy.

Drażan potwierdził opinię nieartykułowanym pomrukiem.

– Wygląda niepozornie, pijesz go niewiele, a działa cuda. Płynny, destylowany relaks. Inna jakość życia.

– Nie przepadasz za miejscowym alkoholem, co? A zwłaszcza piwem?

– Do rakiji musiałbym się przyzwyczaić, ale pierwsze starcie nie wypadło zachęcająco. A piwo? Za czym tu przepadać? Żeby to jeszcze było prawdziwe piwo, gdzie słód, chmiel, górna czy dolna fermentacja grają jakąś rolę… Ale najczęściej dostajesz chrzczoną przemysłową breję, którą wysikasz do pisuaru w niemal niezmienionej postaci. Bebechy odfiltrują tylko trucizny. Mógłbyś zaoszczędzić sobie łażenia do toalety i mordy jak kapeć następnego dnia i po prostu wylać zawartość kufla od razu do kibla.

– Przynajmniej mam lepszy gust, jeśli chodzi o kobiety. Nie wyrywam pustogłowych plastików – chłopak odciął się i upił mały łyczek ze szklanki. Tym razem zatrzymał alkohol moment na języku.

– Aleś się przyczepił! Po pierwsze nie widziałem, żebyś cokolwiek wyrywał. Po drugie tam, gdzie ty zobaczyłeś piersiastego prymitywa, ja dostrzegłem kobietę świadomą swojej urody i potrafiącą zrobić z niej użytek.

– Teraz mi będziesz wciskał tę gadkę o talencie?

– To nie żadna gadka. Naprawdę uważam, że to prosty w obsłudze, wrodzony dar, który przy odrobinie wysiłku łatwo sprzedać. Wszystkie inne zdolności wymagają dużo cięższej pracy nad sobą. A potem jeszcze umiejętnej autopromocji. Co z tego, że jesteś świetny w tym, co robisz, skoro nikt o tym nie wie? Wiesz, jak rzadki jest twój talent? Marnujesz się w policji. Ja to nawet rozumiem: ojczyzna, obowiązek i tak dalej. Wspomnij Polakowi o honorze, a rzuci się na czołg z gołymi rękami. A gdybyś tylko zechciał, mógłbyś zmieniać historię. Dosłownie. I niewykluczone, że dużo lepiej przysłużyłbyś się swojemu krajowi, niż tropiąc jakichś śmiesznych gnojków, co chcą sobie powciągać albo kupić porsche czy kolejny złoty łańcuch.

– Chcesz, żebym zaczął pracować dla CIA – Drażan ogłosił oczywisty dla siebie wniosek z wywodu Hunchbacka.

– Nie.

Chorwata zatkało. Słodycz ubranego w przyganę komplementu, który usłyszał nie więcej niż kilka sekund temu, obróciła się w cierpką gorycz zawodu. Jensen zwlekał z rozwinięciem myśli. Zakręcił szklanką. Pociągnął spokojnie z naczynia. Gładząc laskę, obserwował scenerię za oknem – wąską uliczkę, werżniętą jak rozpadlina między surowe, kamienne ściany budynków. Chłopaka roznosiły skrajne emocje, ale nie był zdolny wykrztusić nic sensownego. Spokojny głos Toma, który rozległ się po dłuższej chwili, powitał z ulgą. Wszystko było lepsze od wibrującej napięciem ciszy.

– Muszę coś sprostować. Nie sprzedałem się jankesom. Owszem, zdecydowałem się porzucić socjalistyczny raj. Dwadzieścia lat temu tacy jak ja lądowali przecież natychmiast w wywiadzie, na przykład przy szyfrach. A wywiad jest jak mafia. Z firmy nie można się wycofać. Nigdy. Stałem przed wyborem: przez resztę życia służyć świrom w walonkach albo oddać się w ręce błędnych kowbojów z misją walki przeciw imperium zła. Przynajmniej tak to wtedy wyglądało z mojej perspektywy. Chyba oczywiste, że wolałem amerykańską złotą klatkę.

Jensen spuścił wzrok. Pogrążony w zadumie nad resztką burbona w szkle pasował bardziej do biblioteki w stylu wiktoriańskim, z kominkiem, obitym skórą fotelem i wilczarzem irlandzkim u stóp, niż do knajpy w Dubrowniku.

– Kraj wszelkich wolności nie wygląda tak różowo od środka? – Drażan podpowiedział nieśmiało.

– Nie kraj, a jego interesy, których ktoś musi pilnować i czasem brudzić sobie ręce – Polak odparł ze smutkiem. – Ale dotrzymali słowa. Dali mi nową tożsamość, chronili mnie. Jasne, nie jestem dumny z każdego zadania, jakie dla nich wykonałem. Jest też drugie dno mojego dawnego wyboru – dla CIA zawsze już będę zdrajcą. Tylko w filmach bezkrytycznie ufa się tym, którzy zmieniają front. Po to jest tu pani Brown. Nie pilnuje mnie zbyt uważnie, ponieważ ucięliśmy sobie krótką, lecz treściwą, pogawędkę o  romansach w pracy, dostępie do zastrzeżonych informacji i awansie znanego ci Smitha. Swoją drogą oboje mogliby wybrać do tej akcji bardziej wyszukane nazwiska, ale nie za oryginalność im płacą.

Chorwat drżał. Zawsze wyobrażał sobie hakerów pracujących dla rządów jako ludzi niemal wszechpotężnych, mających dostęp do każdej tajemnicy. Tom tymczasem roztaczał przed nim całkowicie odmienną wizję – wizję człowieka chronicznie podejrzewanego, inwigilowanego, kontrolowanego; tkwiącego w gnieździe jadowitych węży i zmuszonego stać się jednym z nich dla zachowania cienia godności.

Patrząc na świat służb z perspektywy Jensena, Drażan stracił entuzjazm do współpracy z agencją. Starszy mężczyzna zdawał się jednak prowadzić rozmowę w określonym, z góry zaplanowanym kierunku. Nie komentowałby przecież umiejętności współpracownika tak pochlebnie, aby tylko połechtać ego młodego wilka. Ów wniosek wtłoczył do żył chłopaka kolejną dawkę ekscytacji.

– Okłamałeś mnie – Polak rzucił nagle.

– Nie… – Drażan zaprzeczył instynktownie. Zaskoczenie zmiotło ledwie odzyskaną pewność siebie.

– Mówiłeś, że nie handlujesz danymi, a dorabiasz czasem w firmie headhunterskiej.

– To legalna praca…

– Doprawdy? – Jensen popatrzył kpiąco na kompana.

Chłopak zmieszał się. Rzeczywiście, część danych zdobywał… nieoficjalnie, ale przecież realizował tylko zlecenia.

– Są inni, którzy za trochę bardziej skomplikowaną robotę są gotowi zapłacić dużo więcej – ciągnął tymczasem Polak. – Nie pracuję tylko dla CIA. Jest ktoś, kto stoi poza interesami jakiejkolwiek strony.

– Proponujesz mi…?

– To nie propozycja, chłopcze. To pytanie, czy chcesz wybrać między czystym sumieniem a życiem, gdzie taki wybór nie istnieje. Zajrzeć za dekoracje państw i praw.

– Tom… Witold…

– Nie słyszałem tego imienia od dwudziestu lat. – Hunchback odetchnął i dopił burbona. Skrzywił się paskudnie, jakby alkohol stracił smak. – Zapomnij je razem z nazwiskiem. Tamten facet przestał istnieć dawno temu. A wracając do naszej rozmowy… Nie oczekuję odpowiedzi natychmiast. Przyjdzie ci pewnie na myśl, że to tylko inna forma uwiązania, coś na kształt CIA, ale będziesz w błędzie. Jak w tej twojej firmie headhunterskiej: dostajesz zlecenie i je wykonujesz. Owszem, ktoś nieraz ginie, niszczysz komu innemu życie. Czasem nie chcesz patrzeć w lustro. Ale na tym poziomie gry nie ma już ani ludzi bez skazy, ani czerni i bieli, są tylko odcienie szarości. Dużo częściej wróg zleceniodawcy będzie mi przyjacielem, choć to kawał skurwysyna, niż rzekomy przyjaciel dotrzyma słowa. Jeśli sądzisz, że znajdziesz w głębokiej sieci kontrakty tak samo – wbrew pozorom – uczciwe w swojej złożoności, a pozostaniesz niezależny, od razu wybij sobie takie pomysły z głowy. Tam werbuje się tych, których można bez żalu poświęcić. Choć masz rzadki talent, są i zawsze będą lepsi od ciebie. Jeśli raz choćby otrzesz się o prawdziwych wielkich graczy, jak tu, w Dubrowniku, zostaniesz dostrzeżony i, prędzej czy później, ktoś wciągnie cię do ich gry, ale na swoich, nie twoich, warunkach.

– Kto miałby nas dostrzec? Informatycy banków? – Chorwat dopytywał z powątpiewaniem. Wciąż wierzył, że potrafi poruszać się po sieci i dokonywać włamań bez pozostawiania śladów.

– Święta naiwności… – parsknął Tom. – Występujemy przeciw oficerom byłych służb specjalnych. Myślisz, że to jacyś amatorzy? Że jak siedzimy na zadupiu, zamiast na komendzie w mieście, to nas nie przyuważyli? Najpóźniej tydzień przed przerzutem ich hakerzy zaczną nas macać. Wtedy zacznie się zabawa. Wiedzą, że zależy wam na kasie i posadzeniu łapówkarzy; że puścimy ten transport, aby tylko ruszyły przelewy, a dopiero potem będziemy próbowali ich dorwać.

 .

Ledwie wyszli z pubu, lunęło. Skryli się czym prędzej w podcieniu mijanego zabytkowego budynku, gdzie w sezonie na pieniądze turystów czyhali handlarze kiczowatymi pamiątkami, a lokalni artyści wystawiali mniej lub bardziej udane obrazy i rzeźby. Teraz jednak przestrzeń pod arkadami świeciła pustką. Niepewna aura i późna pora nie zachęcały potencjalnych klientów do spacerów.

Silny podmuch wiatru chlusnął w nich falą wody, zmuszając do cofnięcia się aż pod ścianę. Każdy krok poniósł się słabym echem, stłumionym przez ulewę. Jensen przysiadł na wciśniętej w kąt, drewnianej skrzyni.

– Miałem nadzieję, że gdzieś jeszcze dzisiaj zabłądzimy. Skoro stawiasz… – Roześmiał się swobodnie.

– Może i dużo umiem, ale nad pogodą nie panuję. Twoje plany podrywu będą musiały poczekać do jutra.

– A ty znowu pijesz do tej blondynki. Lepiej…

Polak urwał i zapatrzył się na chłostaną strugami deszczu ulicę. Drażan podążył za jego spojrzeniem. W kierunku hakerów biegła para skulonych dziewcząt, całkowicie nieefektywnie osłaniających się rozpostartą nad głowami bluzą. Dopiero, gdy dopadły schronienia, zauważyły, że mają towarzystwo. Zatrzymały się tuż pod arkadą jakby niepewne, co począć dalej, zerkały bowiem kokieteryjnie na mężczyzn, sugerując, że nie wykluczają zawarcia znajomości i choćby zdawkowej pogawędki; szczególnie jedna z nich – jasnowłosa, czarno odziana i obuta w glany.

– Ciekawy zbieg okoliczności… – Hunchback szepnął pod nosem z błyskiem w oku, ściągając uwagę kompana, lecz sam ani drgnął.

Wiatr zaatakował tymczasem podcienie kolejnym miotem deszczówki. Uciekinierki odskoczyły z okrzykiem w głąb suchego azylu. Wpadły na stojącego tyłem Drażana, który okręcił się błyskawicznie i odruchowo zamknął ramiona na upadającym ciele. O kamienną posadzkę gruchnęła wypełniona kolekcją damskich bibelotów torba. Zawartość rozsypała się aż pod nogi Jensena.

Gdy tylko ocalona przez Chorwata dziewczyna odzyskała równowagę, pospiesznie odsunęła się od ratownika, kłapiąc ciężkimi buciorami. Spływające z krótkich, płowych włosów strużki wody studziły bez powodzenia płonące z zawstydzenia policzki.

– Przepraszam. Tak mi głupio…

– Nic się nie stało – chłopak zapewnił natychmiast i uśmiechnął się, jak mógł, najprzyjaźniej.

– Pomogę koleżance – wybąkała i wskazała ciemnowłosą towarzyszkę, zbierającą obnażone skarby. Póki jednak nie przyklękła, z zaciekawieniem popatrywała na wybawcę. Nie zachwycała urodą, ale i nie odpychała. Kąciki ust drżały w tłumionym, łobuzerskim wygięciu. Drażan bez trudu wyobraził sobie młodszą wersję ocalonej, wspinającą się na drzewa czy biegającą z podrapanymi kolanami.

Zerknął na Toma. Mężczyzna właśnie prostował się, odczytując na głos okładkę podniesionej książki.

English Poetry of the Seventeeth Century.

Chwilę później dziewczyny skończyły pakować rozsypane drobiazgi. Ciemnowłosa właścicielka znaleziska Polaka stanęła przed kaleką z wyciągniętą ręką w wyczekującej pozie.

– To należy do mnie – oświadczyła dumnie po chorwacku.

Powagę roszczeniu odebrała jednak duża kropla wody, która zebrała się na czubku pociągłego nosa. Dziewczyna pospiesznie otarła wilgoć. Oblicze Hunchbacka nabrało wyrazu niewinnego zachwytu. Wpatrywał się bez słowa w zmokłą kurę z subtelnym uśmiechem, który można by poczytać za przejaw onieśmielenia. Młodszy haker nie żywił jednak ani cienia wątpliwości, że każdy mięsień w twarzy Toma wykonywał bezbłędnie polecenia właściciela. Nagle Jensen przemówił dźwięcznie:

Love’s fire heats water, water cools not love.[2]

Surowe zdecydowanie w spojrzeniu brunetki ustąpiło pola całkowitemu zaskoczeniu.

– Sonet sto pięćdziesiąty czwarty, autorstwo Shakespeare’a bywa kwestionowane – dziewczyna wyrecytowała jak prymuska na egzaminie.

– Nie mówię po chorwacku – informatyk wyznał z zakłopotaniem i zwrócił trzymaną w ręku książkę.

Brunetka powtórzyła formułkę odpowiedzi egzaminacyjnej w zrozumiałej dla Toma mowie.

– Tego nie wiedziałem. Jestem pełen podziwu.

– Niepotrzebnie. Kończę studia anglistyczne. Powiedzmy, że to wiedza zawodowa. A pan? Nieczęsto spotykam ludzi cytujących z pamięci Shakespeare’a. Jest pan nauczycielem? Literaturoznawcą?

– Mam na imię Tom – Polak przedstawił się szybko. – Nie, nie jestem nauczycielem. Lubię dobrą poezję. Czasem coś mi zostaje w głowie – dodał skromnie.

– Ana. – Brunetka wyciągnęła dłoń w stronę Jensena, który ucałował ją szarmancko.

– Niezmiernie miło mi cię poznać.

Drażan skakał spojrzeniem od pary miłośników elżbietańskich zabytków literackich do stojącej obok koleżanki anglistki. Deszcz przyniósł ochłodzenie i dziewczyna zaczęła marznąć w przemoczonym doszczętnie ubraniu. Chłopak zdjął kurtkę i natychmiast owiało go nieprzyjemnie wilgotne tchnienie wieczoru.

– Trzęsiesz się. Ściągnij tę bluzę. Aż z niej kapie.

Łobuziara łypnęła nieufnie, lecz skore do śmiechu usta znowu drgnęły filuternie.

– Nawet się nie znamy, a każesz mi się rozbierać – mruknęła, pozbywając się jednak mokrego odzienia.

– Drażan.

Czuł, że szczerzy się jak półgłówek, ale urocze towarzystwo sprawiło, że porzucił pełne emocji rozważania nad propozycją Hunchbacka. Z wyżyn przemyśleń o tajemnicach świata ściągnęły Chorwata na ziemię całkiem namacalne perspektywy na przyjemny ciąg dalszy wieczoru. Rozgorączkowany intelekt bez walki ustąpił pola budzącemu się, męskiemu libido.

– Rina.

– No, to już się znamy.

Zbliżył się do dziewczyny powoli, aby jej nie spłoszyć, i zarzucił na ramiona kurtkę. Przez chwilę nozdrza podrażniła woń tanich kosmetyków i przepoconego ubrania. Wbrew pozorom wcale nie tak nieprzyjemna. Rina przyjęła gest ze szczerą wdzięcznością, uśmiechając się zalotnie. Natychmiast jednak, jakby zawstydzona okazaną śmiałością, pochyliła głowę i zaczęła pieczołowicie wyciskać czarną spódnicę, uważając, aby deszczówka nie nakapała do rozwiązanych glanów. Naprężony w skłonie kark, nieprzykryty krótką fryzurą, przyciągał hakera jak magnes; zapraszał, aby musnąć go palcami, może i ustami. Drażan powstrzymał się niechętnie od pieszczoty i powiódł spojrzeniem ku twarzy drżącej towarzyszki. Pozornie zajęta wyżymaniem ubrania ukradkiem obserwowała swego dobroczyńcę spod długich, sklejonych tuszem i wodą rzęs. Wykręcając w drobnych, niemal dziecięcych dłoniach rąbki dzianiny, niefrasobliwie odsłaniała dość wysoko wcale zgrabne nogi. Kuszące nagością, ładnie zaokrąglone uda łagodnie przechodziły w szczupłe kolana. Kształtne łydki niknęły niestety w jednej trzeciej w topornych trepach. Haker aż się rwał, by głaskaniem ogrzać zmarźlucha, wodzić ciepłymi dłońmi po ponętnych krzywiznach pokrytych gęsią skórką kończyn. Westchnął tęsknie w duchu i zapytał:

– Też studiujesz anglistykę?

– Ja? Nie. Znamy się z Aną od urodzenia. Tak naprawdę nie jesteśmy koleżankami, tylko kuzynkami.

Chłopak popatrzył na brunetkę w poszukiwaniu podobieństwa. Bezskutecznie. Pokrewieństwo musiało być dość odległe, nie wspominając o gustach. W przeciwieństwie do siermiężnego stroju Riny, Ana założyła kwiecistą sukienkę, która za sprawą deszczu przylgnęła szczelnie do wręcz chudego ciała, otulonego teraz męską marynarką. Anglistka siedziała na skrzyni przy Jensenie, który rozgrzewał ją energicznym pocieraniem ramion.

– Już mi ciepło – odparła. – Możesz przestać.

– Odpychasz mnie? – jak kiepski aktor Polak spytał z przerysowaną rozpaczą, po czym zadeklamował:

Canst thou, O cruel, say I love thee not,

When I against myself with thee partake?

Do I not think on thee when I forgot

Am of myself all tyrant for thy sake?[3]

– Tom, bo pomyślę, że mnie podrywasz.

– Nie zaprzeczam.

Ana spuściła wzrok.

– Peszysz mnie.

– Nie to było moim zamiarem.

– Więc co?

– Chciałem, abyś poczuła się jak kobieta adorowana; abyś poczuła się wyjątkowo.

– Nie baw się mną. Jesteś przystojnym mężczyzną. Na pewno wiele kobiet ulega twoim sztuczkom.

Drażan omal nie parsknął śmiechem. Po chwili, kolejny raz tego dnia, dotarło do niego, że nigdy nie pojmie płci przeciwnej i kobiecego postrzegania atrakcyjności.

– To prawda. Wiele. Ale to nie sztuczki. Jestem z tobą szczery.

Hunchback wsparł obie dłonie na lasce i pochylił się, aby móc patrzeć rozmówczyni w oczy. Uniosła lekko głowę. W jej głosie pobrzmiewała skarga.

– Nie chcę czuć się jak jedna z wielu; jak taka, którą do jutra zapomnisz. Nie chcę być zwykłą przygodą. A w ogóle o czym my tu rozmawiamy. Przecież…

– Ano, jak możesz tak myśleć? – Jensen pospiesznie wszedł towarzyszce w słowo. – Przyznaję szczerze, w moim życiu było wiele kobiet, ale pamiętam każdą, jaką los postawił na mojej drodze. Każda była tajemnicą, odkryciem, niespodzianką. I nawet, jeśli dane mi było spotkać którąś z tych kobiet powtórnie, znowu mnie zaskakiwała, bowiem kobieta każdego dnia jest inna. Dziś, ku mej wielkiej radości, siedzisz tu i rozmawiasz ze mną. Jutro może nawet na mnie nie spojrzysz, bo wydam ci się tylko starym, żałosnym kaleką…

– Nie mów tak – dziewczyna zaprzeczyła natychmiast. – Nikt nigdy nie cytował dla mnie Shakespeare’a. Samo to… – zabrakło jej słów lub powstrzymała się przed zbyt osobistym wyznaniem.

– Jesteś niezwykła, inteligentna i wrażliwa. Żebrzę o każdą iskrę twojej uwagi. Ostatnim, czego chcę, to abyś poczuła się źle. Nigdy nie wyrządziłbym ci świadomie krzywdy.

Nim przebrzmiały ostatnie słowa, Tom uścisnął spoczywającą na udzie dłoń ciemnowłosej, która popatrzyła na niego czujnie. Brązowe oczy aż nadto czytelnie zdradzały, że brunetka bije się z myślami i zagłusza wątpliwości; że pokusa walczy z rozsądkiem. Chorwat przewidywał dalszy bieg wypadków. Ana po prostu musiała w końcu ulec zawsze zwycięskiemu Casanovie.

Chłopak przeniósł zainteresowanie na stojącą tuż obok Rinę, pochłoniętą całkowicie śledzeniem rozmowy kuzynki z nieznajomym erudytą. Na jej obliczu malowała się nie tylko fascynacja, lecz i cień zazdrości. Zacisnęła mocniej poły kurtki. Dostrzegł na krótko obciętych paznokciach resztki czarnego lakieru. Dziewczyna zauważalnie drżała, a usta zaczynały jej sinieć.

– Nadal cała się trzęsiesz – stwierdził głośno.

– Ubranie nie schnie, gdy ciągle pada. Też masz jakieś ukryte talenty, jak twój kolega, i na przykład rozgrzejesz zmarzniętą niewiastę?

– Jestem tylko prostym chłopakiem…

– … z motorem, którym chętnie byś mnie przewiózł – dokończyła, zerkając z uśmiechem na kurtkę.

Wyraźnie prowokowała i zachęcała Drażana do bardziej bezpośredniej konwersacji. Kto tu kogo podrywał?

– Oczywiście, to da się zrobić. Ale mam też pomysł, jak cię ogrzać.

– Słucham.

– Przytul się do mnie.

– Żartujesz?

– Nie. Jestem suchy. I ciepły.

– I mam ci tak po prostu zaufać, że nie wykorzystasz sytuacji? – spytała retorycznie i popatrzyła koso, ale usta znowu ją zdradziły.

– To ja daję się właśnie wykorzystać tobie.

Przechyliła głowę jak ciekawski ptak.

– To ma sens – orzekła po dobrze odegranej chwili namysłu.

Drażan uznał wypowiedź za przyzwolenie na realizację planu. Podszedł niespiesznie i otoczył dziewczynę ramionami. Początkowo nieco sztywna, szybko się jednak rozluźniła i odwzajemniła uścisk. Trwali tak dłuższy czas, zasłuchani w miękki baryton Hunchbacka, który recytował kolejnego starocia. Chorwat nie próbował nawet zrozumieć tekstu, zbyt pochłonięty obejmowanym ciałem; sporym biustem napierającym na tors przy każdym oddechu, który owiewał szyję; płowowłosą głową złożoną ufnie na piersi. Gorąco rozlewało się po ciele od podbrzusza do twarzy, choć koszulka nasiąknęła deszczówką z przemoczonego ubrania Riny. Po trzech tygodniach wstrzemięźliwego letargu zbój w spodniach wyraźnie nabrał werwy i zaczął żyć własnym życiem. Pulsował coraz intensywniej, wspinając się do pionu i coraz szczelniej wypełniając przestrzeń dostępną w dżinsach.

Wciąż stojąc, para zaczęła się lekko kołysać. Dialog dwójki okupującej skrzynię przerywały coraz dłuższe momenty milczenia, wymieniane kwestie stawały się coraz krótsze, artykulacja coraz bardziej zamazana. Głos Toma rozpłynął się w szepcie. Aż wreszcie chłopak uświadomił sobie panującą ciszę. Nawet deszcz ustał. Mlaśnięcie pocałunku rozbrzmiało uderzająco głośno pod sklepieniem podcienia.

Drażan, wsparty brodą o głowę trzymanej w ramionach towarzyszki, zerknął w kierunku źródła hałasu. Hunchback dopiął swego – z dłonią we włosach Any wpił się w usta brunetki. Chorwat dostrzegł jeszcze rękę anglistki na karku Jensena omdlałą w geście poddania.

Rina przywarła do Drażana jeszcze mocniej. Jeśli dotąd nie spostrzegła podniecenia troskliwego opiekuna, teraz z pewnością wyczuła wzwód, jednak w żaden sposób nie zdradziła odkrycia. Jej ręce poruszyły się na plecach hakera. Powoli wyciągnęła koszulkę ze spodni i nagle wsunęła pod materiał lodowate dłonie. Chłopak wyprężył się, gwałtownie zasysając powietrze do płuc.

– Rozrabiaro – parsknął cicho, gdy odzyskał panowanie nad ciałem, po czym zbliżył usta do ucha dziewczyny i wymruczał:

– Chyba zaczynamy przeszkadzać. A ty i tak musisz się przebrać.

– Mam zostawić kuzynkę z dewiantem, klepiącym z pamięci wiersze po angielsku?

– Tom jest niegroźny. Na drugi dzień to on z reguły wygląda na poturbowanego.

– Dlaczego miałabym ci uwierzyć?

– Bo wpadłem ci w oko?

– Chyba nie aż tak bardzo jak ja tobie – sparowała i otarła się policzkiem o skroń hakera.

– Nie mogę tego w tej chwili sprawdzić. Dasz się odprowadzić do domu?

– A będziesz grzeczny?

– Będę.

– Obiecujesz?

– Nie.

– To po co mam cię zabrać ze sobą?

– Bo ci się podobam.

– Już to mówiłeś. Postaraj się bardziej.

– Ty mi się podobasz.

– Lepiej. Ale to jeszcze za mało.

– Obronię cię przed bandziorami.

– Aż tylu ich się tu nie kręci.

– Rozgrzeję cię.

– To jest argument! – ucieszyła się.

Oswobodziła się z męskich objęć i podeszła do kuzynki, pogrążonej w prowadzonej półgłosem rozmowie z Tomem. Brunetka popatrzyła na nią wzrokiem skrzącym się szczęściem.

– Ana, ja już pójdę.

Anglistka chwyciła rękę Riny i z prośbą w głosie spytała Jensena:

– Zaraz do ciebie wrócę, dobrze?

Polak uśmiechnął się serdecznie i skinął przyzwalająco.

Ciemnowłosa wstała ze skrzyni i obie dziewczyny oddaliły się na tyle, aby hakerzy nie mogli usłyszeć ani słowa z szeptanej konwersacji.

– Zabierasz ją do hotelu? – Drażan zagadnął cicho.

– Zwykle tego nie robię, ale jutro wyjeżdża. I tak nigdy więcej się raczej nie spotkamy.

Hunchback patrzył na zdobycz z zadowoleniem nażartego rekina.

– Ty też nie próżnowałeś – dorzucił niby mimochodem.

Nim Chorwat zdążył zripostować, kuzynki wróciły. Rina wpasowała się bez skrupułów pod ramię Drażana, jakby od dawna stanowili parę. Chłopak ulokował dłoń na wcięciu talii. Chętnie zapuściłby się niżej, niestety nie pozwalała na to znaczna różnica wzrostu. Na odchodnym jasnowłosa rzuciła jeszcze po angielsku żartem do Any:

– Jak nie wrócisz do południa, zadzwonię na policję.

– On jest z policji – Tom skwitował, wskazując młodszego hakera.

Rina spojrzała w górę wielkimi oczami przejętego dziecka, szukając wzroku towarzysza.

 .

Sprężystym krokiem wędrowali przez starówkę. Haker nie przyglądał się uważniej mijanym zabytkom, zbyt pochłonięty mokrą podopieczną. Zorientował się, że zmierzają w kierunku znajomego schroniska, dopiero gdy dotarli niemal pod sam hostel. Dziewczyna całą drogę czyniła aluzje pod adresem policyjnej pałki i kajdanek, a chłopakowi niespieszno było przyznać, że nie biega z bronią po ulicy.

Drzwi budynku zastali wciąż otwarte. Zaabsorbowany oglądanym w telewizji meczem recepcjonista nie sprawił wrażenia, jakby zarejestrował ich przybycie.

Kuzynki zajmowały pokój na parterze, z oknem wychodzącym na ulicę.

– Myślałem, że jesteś z Dubrownika – haker zagadnął, gdy Rina mocowała się z zamkiem.

– Nie, przyjechałyśmy tu tylko na kilka dni. Ana w poniedziałek zdaje jakiś egzamin, dlatego targa ze sobą wszędzie te książki.

Drzwi ustąpiły ze zgrzytem. Dziewczyna stanęła w progu, rozłożyła ręce i oparła je o futrynę.

– No, to wygląda na to, że jesteśmy na miejscu. Dzięki, Drażan, że odprowadziłeś mnie bezpiecznie do hotelu. To był bardzo miły wieczór. Już mi ciepło, a po spacerze jestem bardzo zmęczona i chyba od razu położę się do łóżka, więc rozumiesz… Czas się rozstać – wyklepała pożegnalną formułkę sztucznie znudzonym tonem. Informatyk wiedział, że toczy z nim grę. Drgające kąciki ust i roześmiane oczy wabiły, błyszcząc podnieceniem.

– No, to cześć – odparł pozornie obojętnie i okręcił się na pięcie.

– Nie zapomniałeś o czymś? – padło z tyłu.

Oczywiście, że zapomniał. Na tym polegała przecież zabawa!

Wrócił niezmiernie wolno, jeszcze powstrzymując buzujące w nim napięcie. Patrzył na kokietkę z góry, spod przymkniętych powiek. Rina tkwiła, gdzie ją zostawił, wciąż dotykając framugi, z wcześniejszej pozy znikło jednak symulowane zblazowanie. Dziewczyna stała wyprostowana. Na jej obliczu malowała się pełna wyczekiwania ekscytacja. W miarę, jak podchodził, zadzierała coraz wyżej głowę. Zatrzymał się o kilka centymetrów od trzpiotki.

– Kurtka – wymruczał.

Złapał za poły okrycia, odcinając Rinie opcje ucieczki, której wcale nie planowała. Musnął wargi dziewczyny, a gdy podążyła za jego oddalającą się twarzą, zaatakował głębokim pocałunkiem. Pchnął łobuziarę do wnętrza wynajętego pokoju i zatrzasnął nogą drzwi. Zwiotczała mu w ramionach. Wyciszona podczas spaceru do schroniska erekcja przypomniała o sobie ze zdwojoną mocą. Przerwał pieszczotę ust. Rina wsparła się bezsilnie na męskiej piersi. Chwytała łapczywie powietrze.

– Ale mnie rozgrzałeś…

– Dopiero zacząłem!

W drodze do gładko zasłanego tapczanu pod ścianą załomotały dwie pary pośpiesznie zzuwanych butów, a skórzana kurtka uderzyła o podłogę, brząkając kluczami i monetami w kieszeniach. Tuż za nią z bezwładnym plaskiem podążył czarny podkoszulek zapisany gotycką czcionką, złożoną w nazwę zespołu metalowego. Wilgotna tkanina stawiła w trakcie ściągania pewien opór, poddając bardzo ograniczoną cierpliwość Drażana ciężkiej próbie. Zapachniało znowu spoconym dziewczęcym ciałem. Chłopak nabierał rozpędu. Uległość i lśniące oczy partnerki działały na niego po tysiąckroć mocniej niż jakiekolwiek słowa.

Guzik i zamek błyskawiczny, szarpnięcie w dół i mokra spódnica dołączyła do koszulki i kurtki, odsłoniwszy skąpe stringi na szerokich biodrach. Przyszedł czas na koronkowy biustonosz, przez który przeświecały ciemne sutki o dużych otokach… Jeszcze moment i uwolni oba skarby. Nie cierpiał tego elementu kobiecej garderoby. W słabym świetle ulicznej latarni, stłumionym jeszcze zasłonką w oknie, nie widział wyraźnie zapięcia. Palce namacały mikroskopijne, wymyślnie skręcone druciki, ale mimo wysiłków nie zdołały rozdzielić haftek.

Drażan pohamował się resztką rozsądku przed rozerwaniem stanika. Chwycił fiszbiny i pociągnął ażurowe chomąto w górę. Nim triumfalnie odrzucił koronki, poczuł, że Rina gmera już nieporadnie przy pasku. Pospieszył z pomocą i jej, i gniecionemu członkowi. Wzwód aż bolał. Zadzwoniła klamra, szczęknął suwak. Krótka ulga i mgnienie później tylko silniejsze napięcie, bo obietnica rychłej ulgi w cielesnym akcie właśnie się wypełniała.

Dziewczyna osiągnęła łydkami tapczan. Zdejmując hakerowi spodnie, przysiadła na posłaniu. Już nie wstała. Drażan natarł na nią całym ciałem, pół klęcząc na posłaniu, pół stojąc na ziemi. Partnerka objęła chłopaka udami. Całował gorączkowo i miętosił ciężkie piersi; zaciskał na przemian usta, zęby i palce na sutkach. Rina wiła się pod nim, pojękując i wzdychając. Poprowadziła męską rękę ku swojemu kroczu. Haker odwiódł mokry pasek bielizny, by napotkać otwarte łono. Silna erekcja dopominała się natychmiastowego zaspokojenia, mimo to Drażan starał się jeszcze być delikatny i panować nad ślepą chucią. Poprzednia kochanka, zaborcza aptekarka z centrum Zagrzebia, wytrwale wpajała mu przecież, że kobiety potrzebują czułości, nie tylko prymitywnego rżnięcia.

Nurzając się w śluzie, wprowadził bez trudu od razu dwa palce do miękko ustępującego wnętrza. Tym razem to Rina okazała niecierpliwość i z głośnym jękiem wypchnęła biodra. Haker wniknął w pochwę aż po kostki dłoni. Opuszki natrafiły na twardszy, sprężysty kształt z zagłębieniem po środku. Nim zrozumiał, czego dotyka, dziewczyna poruszyła jeszcze kilka razy biodrami i wycofała się na dobre. Natychmiast zaczepiła stopami brzeg bokserek i spróbowała opuścić je w ślad za dżinsami. Bez powodzenia. Skręciła ciało, chwyciła skraj męskiej bielizny ręką. Materiał napiął się na wyprężonym prąciu. Chłopak chciał ułatwić proces rozbierania, ale nie zgrał swoich poczynań z szarpnięciem partnerki. W efekcie tkanina nieprzyjemnie otarła napęczniałą żołądź.

– Aaaghhh! – wyrwało się chrapliwie z gardła hakera.

Rina mruknęła niewyraźne przeprosiny i z miejsca zaczęła szukać łonem obnażonego członka.

– Czekaj… Wezmę gumkę… – Drażan zwlekał, pomny lekcji byłej sympatii.

– Nie chcę. Jestem zdrowa i zabezpieczona.

Znowu uniosła biodra. Pierwszy kontakt penisa z gorącymi, pokrytymi lepkim śluzem wargami sromowymi, sprawił, że krew odpłynęła hakerowi z mózgu. Ostatnie, w miarę składne myśli prysnęły jak żwir spód kół rozpędzonej ciężarówki.. Zapomniał o wskazówkach swojej eks. Ujął prącie, przesunął nim między fałdkami krocza kochanki. Gdy żołądź zapadła się nieco w przedsionku pochwy, naparł mocno. Ścianki waginy przyjęły ciasnym objęciem połowę męskości. Dziewczyna stęknęła. Drażan wysunął się i wsunął, raz po raz, ale spuszczone do kolan spodnie i bokserki przeszkadzały. Wstał, żeby się ich pozbyć.

– Wracaj tu! – Rina rozkazała natychmiast.

Więc uwolniony z ubrania wrócił. Wepchnął dziewczynę dalej na łóżko. Pocałował z pasją, miażdżąc wargi na zębach, a językiem panosząc się w ustach kochanki. Potem znowu był w niej. Wbijał się coraz głębiej. Zaspokojenie znalazło się w zasięgu ręki. Uderzał jeszcze mocniej, choć wciąż nie pełną długością członka. Mrowienie w lędźwiach rosło, im więcej wysiłku wkładał w każdy sztych. Głuchł, ślepł. Wszystkie bodźce ograniczały się do prącia…

Poczuł cios w pierś, kolejny. Wytrąciły go na tyle z amoku chuci, że w końcu rozpoznał głos Riny:

– Boli! Przestań!

Zatrzymał się. Dyszał. Trzeźwiał.

– Nie tak głęboko, dobrze? Jesteś dla mnie za duży.

Słyszał to wcześniej. Nawet zbyt często. Skinął głową. Wycofał się. Złączył ugięte nogi dziewczyny i wsparł się klatką piersiową na kolanach partnerki. Jeszcze raz naprowadził członek na pochwę. Oblepiła go kleista wilgoć. Pchnął płytko kilkakroć.

– Lepiej? – mruknął.

– Tak – szepnęła.

Zakołysał się szybciej. Kontrolował napór bioder. Podniecenie rozpoczęło od nowa mozolną wspinaczkę. Utrzymywał teraz równy rytm. Dziewczyna pod nim coraz energiczniej rzucała głową, zaciskała lewą pięść na pościeli za głową, a paznokcie drugiej ręki wbijała w przedramię, na którym wspierał się kochanek. Jęczała coraz głośniej. O ile w pracy hałas pomagał Drażanowi, teraz drażnił i rozpraszał. Spełnienie wymykało się. Nie potrafił odnaleźć ścieżki, która wcześniej doprowadziła go tak blisko orgazmu.

Rina wyprężyła się nagle i krzyknęła. Przez chwilę nacisk na członek wzrósł, wnętrze partnerki zapulsowało ekstazą. Właśnie takiej stymulacji potrzebował. Kochanka paplała bezładnie o przyjemności i cudach. Chłopak skoncentrował całą uwagę na bodźcach pobudzających męskość. Separował się od szczebiotu, głaskania i odprężenia dziewczyny. Pchnięcie, pchnięcie, pchnięcie… Coraz mniej świata wokół, coraz głośniej w głowie… Już… prawie…

.

– Nie jesteś na mnie zły, prawda?

Rina wtulała się w bok hakera, który walczył z przemożną ochotą, aby zamknąć oczy i odpłynąć do królestwa Morfeusza. Euforia orgazmu, co prawda słabszego, niż oczekiwał po tak długim wyposzczeniu, opadła. Zastąpiło ją tępe zmęczenie.

– Nie. Skąd ten pomysł? – zdziwił się.

– Przerwałam ci, bo mnie zabolało. A wcześniej chciałeś się kochać w prezerwatywie, ale ja ich naprawdę nie lubię. I naprawdę jestem zdrowa. A was przecież regularnie badają w policji.

– To nie całkiem prawda. Poza tym, jak badają, to nie wszystkich. Ja nie działam w terenie.

– Nie wyglądasz na takiego, co siedzi za biurkiem. Jesteś szczupły, wysportowany…

– Dzięki! A ty… Czarne ciuchy, glany… Tylko to się nie zgadza jak na fankę metalu. – Zmierzwił płową czuprynę.

– Farbowałam włosy, ale… Widzisz… Mam nadzieję, że się na mnie nie wkurzysz…

– Co ty tak się mnie ciągle boisz?

– No, bo… No bo nie przewieziesz mnie tym motorem. Jutro wyjeżdżam z Aną z Dubrownika, a pojutrze z Chorwacji. Pewnie się już więcej nie spotkamy.

Wieści nie dotknęły bynajmniej Drażana. Spędził z małą łobuziarą kilka przyjemnych chwil, czuł się w jej towarzystwie dobrze, ale nie snuł marzeń o wspólnej przyszłości. Zwłaszcza teraz, gdy niczego nie pragnął bardziej, jak tylko zasnąć. Sytuacja przedstawiałaby się inaczej, dużo gorzej, gdyby dziewczyna zaczęła roić o miłości od pierwszego wejrzenia.

– Stypendium? Wcześniejsze wakacje? – podpytał, by podtrzymać konwersację i nie wywołać u kochanki wyrzutów sumienia opacznie zrozumianym milczeniem.

– Rzuciłam studia. Po geografii i tak nie znalazłabym roboty. Wyjeżdżam do Niemiec pracować jako opiekunka do dzieci. Dlatego obcięłam włosy i dałam im odrosnąć. Glany i czarne ciuchy założyłam właściwie ostatni raz. Miałyśmy tak na pożegnanie zaszaleć z Aną w Dubrowniku… No, może bardziej ja, niż ona…

– …wyrwać paru przystojniaków… – haker wszedł towarzyszce w słowo.

– …No, to też… Takie dwa dni totalnej wolności…

– Plan się powiódł?

– Tak. Chociaż dopiero dzisiaj.

Uniosła się na łokciu i pocałowała chłopaka.

– Nie szkoda ci wyjeżdżać?

– A co miałabym tu robić? Skończyć studia i zarejestrować się w pośredniaku? Przecież ten kraj nic sensownego mi nie może zaoferować. Nie mam znajomości, żeby się gdzieś zaczepić, a tak przynajmniej zarobię i pomogę rodzinie. Nic mnie tu nie czeka, tylko ciągłe kombinowanie, jak dociągnąć do pierwszego.

Drażan milczał. Dziewczyna wysnuła zbyt podobne wnioski do tych, do których sam dochodził, nim spotkał Toma. Tyle że przed hakerem otworzyły się właśnie nowe perspektywy. Przycisnął mocniej kochankę. Leżeli przytuleni, wsłuchując się w noc. Chłopak stracił poczucie czasu. Być może zapadł w drzemkę. Do rzeczywistości przywołała go cicha prośba Riny:

– Nie wychodź, zanim nie zasnę, dobrze?

 .

Dotrzymał słowa. Wysunął się z kobiecych objęć, gdy ciało dziewczyny odprężyło się w głębokim śnie, a oddech zwolnił.

Za kontuarem opustoszałej portierni znalazł kask. Łóżko w opłaconym pokoju na piętrze nęciło znużonego seksem chłopaka, lecz nie najlepsze wspomnienie osobliwego zbliżenia, którego był świadkiem kilka godzin temu, przeważyło nad zmęczeniem. Haker wolał uniknąć krępującej sytuacji, gdyby ponownie nakrył oryginalną parę w łóżku.

Przepchnął motocykl kilkadziesiąt metrów, aby nie uruchamiać silnika tuż pod oknem Riny. W uszach wciąż brzmiały mu gorzkie refleksje dziewczyny o braku perspektyw. Mieszały się z wywodem Hunchbacka. Naprzeciw siebie stanęły codzienność byłej studentki – życie w biednym kraiku, do którego Drażan przybył z głową pełną naiwnych wyobrażeń o naprawianiu rzeczywistości, oraz oferta Polaka – blichtr szerokiego świata i prawdziwa moc sprawcza.

Wróciła ekscytacja i pogoń myśli. Marzył o współpracy z CIA. Tymczasem Jensen ukazał mu brud codzienności agencji, ale też otworzył przed chłopakiem całkiem inne drzwi; wpuszczał za kulisy Dzisiaj, które Jutro stanie się prawdziwą Historią. Hunchback, legenda wśród hakerów, traktował Drażana jak równego sobie, a przy tym dzielił się doświadczeniem, wskazując młodemu wilkowi pułapkę, w którą sam wpadł. Tygodnie zmagań z narkotykową szajką nawiązały między informatykami nie tylko nić szczególnego porozumienia. Kimkolwiek był tajemniczy współpracownik Toma, Chorwat zdążył zaufać Jensenowi na tyle, że nie podejrzewał Polaka o złe zamiary. Hunchback pozwalał Drażanowi rozwinąć skrzydła. Wyszukiwanie informacji, docieranie do danych, łamanie zabezpieczeń, osiąganie niemożliwego w cyfrowym świecie – to właśnie potrafił; to przyspieszało puls; zaspokajało męski instynkt łowcy; podniecało jak boks, jak seks, jak prędkość…

Przyspieszył. Na wirażu biegnącej nabrzeżem szosy złożył się głęboko w zakręcie. Ryzykował, ponieważ nawierzchnia nie wszędzie zdążyła wyschnąć po deszczu. Ale zapanował nad maszyną; właściwie oszacował wszystkie zmienne. Wyszedł na prostą. Wskazówka tachometru wychyliła się jeszcze mocniej w prawo. Osiągał stan bliski euforii.

Nad czym miał się zastanawiać? Nawet, jeśli przyjęcie oferty Hunchbacka to bilet w jedną stronę? Skoro – jak twierdził Tom – sama akcja w Dubrowniku skupi uwagę choćby tylko części sieciowego podziemia na Drażanie Kovaču, właśnie na nim, współpracowniku policji, nie hakerze ukrytym pod nickiem Ghobhainn, chłopak straci możliwość powrotu do życia, jakie dotąd prowadził. Byłby głupcem, gdyby nie skorzystał z szansy, jaką otrzymał. Matka lubiła powtarzać, że chętnych los prowadzi, opornych – wlecze. Więc…

 .

– Chcę to zrobić.

– Widzisz, że już kończę. Weź tego drugiego.

Palce Toma zwolniły na klawiaturze tylko na moment potrzebny na wypowiedzenie obu zdań, aby natychmiast wrócić do wcześniejszej gonitwy.

– Nie o tym mówię.

Jensen zastygł. Powoli odchylił się, opuścił ręce i skierował wzrok na Drażana. Spoważniał, świdrował chłopaka przenikliwym spojrzeniem niezwykłych oczu. Wreszcie skinął głową, uśmiechnął się z satysfakcją. Sięgnął do wiszącej na oparciu krzesła kurtki, w której zazwyczaj zjawiał się w zajeździe, i wyciągnął papierośnicę Wyłuskał z pudełeczka cygaretkę. Wyćwiczonym ruchem otworzył zapalniczkę i skrzesał płomień. W pokoju zapachniało aromatycznym dymem. Jensen palił moment bez słowa. Potem zerknął na zegarek.

– Zróbmy szybko tego drugiego i wynośmy się stąd, zanim wróci Lalović i cię uziemi.

 .

Niecałą godzinę później Hunchback wręczył Drażanowi kluczyki do auta.

– Znasz jakieś spokojne miejsce, gdzie moglibyśmy pogadać?

– Myślę, że tak.

 Drażan nigdy dotąd nie prowadził samochodu z automatyczną przekładnią, więc do Dubrownika dojechał spokojnym tempem, aby wyczuć maszynę. Pozostawił miasto za sobą. Ruszył na północny zachód, wzdłuż wybrzeża. Pustawa późnym popołudniem droga zachęcała, by docisnąć pedał gazu. Chłopak co chwila sięgał do drążka zmiany biegów, by natychmiast cofnąć rękę.

Wstęga asfaltu opasywała brzeg wąskiej zatoki. Samochód pokonywał pewnie wiraże. Jazda niosła coraz więcej radości.

– Ducati, alfa… Jest jakiś szczególny powód, dla którego tak lubisz maszyny z Włoch?

– Mają charakter, ciekawą technikę i są piękne. Włosi umieją cieszyć się życiem. I czują… proporcje. Odwiedź kiedyś Florencję, zrozumiesz, o czym mówię.

Pokonali szeroki łuk, zamykający zatokę, i popędzili dalej, z powrotem ku morzu. Biało-szare kamienne mury, opinające zbocza, oraz domy wzniesione z tego samego materiału, odbijały złote płomienie słońca. W powietrzu, oprócz soli i morskiej bryzy, coraz wyraźniej czuło się lato. Nastrój wakacyjnej beztroski nie pokonał jednak podenerwowania Chorwata.

Zza kolejnego zakrętu wyłonił się ogromny, nieukończony most, który za parę lat pozwoli oszczędzić podróżnym wielu kilometrów. Cień przeprawy przeciął szosę. Z prawej strony wyrosła skalna ściana. Mignął żółty szyld z napisem „Lozica”. Przebyli jeszcze pół kilometra i Drażan opuścił asfalt. Zjechał na sam brzeg Adriatyku i stanął na parkingu hoteliku. Parter budynku okupowała knajpka. Poniżej wyciągniętego przed nią tarasu, w niewielkiej przystani kołysały się spokojnie małe łodzie motorowe. Mężczyźni usiedli przy stoliku i złożyli zamówienie u zmęczonej, korpulentnej kobieciny, nawet nie zaglądając do karty. I tak nie znaleźliby w menu preferowanego trunku. Mimo to Polak nie kaprysił.

Zapatrzyli się na most, rzucający wyzwanie przestrzeni. Chłopak wykonał swój ruch. Czekał na odpowiedź Toma, z którą starszy haker jednak zwlekał.

– Dlaczego wybrałeś akurat to miejsce?

– Spodobało mi się, gdy tędy przejeżdżałem w drodze do Dubrownika. Most, morze… Wielka budowla, wielki plan… Nie wiem… Wrażenie, że patrzę w przyszłość, jakkolwiek banalnie to brzmi.

Kelnerka dostarczyła zamówienie. Jensen podziękował, kalecząc okrutnie chorwacki. Uniósł szklankę. Zakręcił bursztynowym trunkiem w naczyniu. W końcu pociągnął spory haust whisky. Nie wzniósł toastu.

– Oni mnie pewnego dnia zlikwidują. Taka jest moja przyszłość – oznajmił nagle cicho.

Wyznanie poraziło Drażana jak piorun. Nie spodziewał się usłyszeć tak bezpośredniego wyroku bez żadnego wprowadzenia ze strony Hunchbacka.

– Twój wypadek to było ostrzeżenie – stwierdził bardziej, niż zapytał. Wniosek narzucał się sam.

– Nie. Nie sądzę, abym kiedykolwiek otrzymał od nich ostrzeżenie. Jak na ironię, nikt tej kraksie nie pomógł. Ale, rzeczywiście, to był dla mnie czas wielkiego przewartościowania. Gdy już odzyskałem w szpitalu przytomność, a potem leżałem z kilkunastoma złamaniami i ciągle nie było pewne, czy w ogóle zachowam nogę, bo że te dwa palce – uniósł dłoń i zademonstrował okaleczone członki – będą już zawsze sztywne, wiedziałem od początku, trochę inaczej spojrzałem na życie. Kiedyś tak sobie nawet myślałem, że przecież każdego prędzej czy później czeka jakiś-tam koniec. I że to chyba nawet lepiej, jak cię odstrzelą, bo wyrok wykonają przecież zawodowcy, którzy nie pudłują i nie lubią zadawać zbędnego bólu. Na pewno lepsze to, niż jak masz srać pod siebie w demencji czy zdychać, zżerany po kawałku przez raka albo inne gówno.

Chłopak z trudem ukrył drżenie ręki, gdy sięgnął po whisky. Każde prywatne spotkanie z Tomem budziło ogromne emocje. Jensen egzystował w całkiem innym wymiarze. Nie tylko poznał świat od podszewki, ale i żył intensywniej. Mówił swobodnie o sprawach, które dotąd w postrzeganiu młodszego kolegi należały do sfery odległej abstrakcji, a teraz stawały się realne, namacalnie bliskie, choć podejmując decyzję, nie wziął ich pod uwagę.

– Drażan, chcę się wycofać. Kompletnie. Po prostu zniknąć, żeby nacieszyć się czasem, który mi został, póki pamiętam, co jadłem poprzedniego dnia, i potrafię jeszcze zaspokoić kobietę. Chcę, żebyś mnie zastąpił. Jesteś nawet lepszy, niż na początku sądziłem. Rozmawiałem już o tobie z człowiekiem, z którym współpracuję. Sprawdza cię po swojemu. Wstępnie się zgodził. Na razie myśli, że tylko mnie odciążysz.

– Kim on jest?

Chaos w głowie nie pozwolił młodszemu hakerowi na żaden bardziej składny komentarz. O ile dotąd liczył na stopniowe wprowadzenie do branży, tak teraz dotarło do niego, iż zostanie rzucony od razu w sam środek burzy, która, jak przewidywał, rozpęta się po odejściu Hunchbacka.

– Wszystko w swoim czasie. To człowiek, na którym można polegać. Staniesz się dla niego jednym z głównych źródeł dochodu, więc będzie dbał o ciebie i twoje bezpieczeństwo.

– Nie zadba o twoje? Przecież…

– Nie zrozumiałeś albo nie słuchałeś uważnie. – Tom sprawiał wrażenie zniecierpliwionego. – Jego nie obchodzą strony konfliktów czy wybór, co jest słuszne, co nie. Biegam na smyczy CIA. Wystarczająco długiej, żeby pracować dla niego, ale kiedy tamci uznają, że jestem zbędny lub z jakiegoś względu niewygodny czy groźny, po prostu pozbędą się mnie, a on nie stanie im na drodze, bo ważniejszy będzie dla niego spokój interesów, w których CIA mogłaby namieszać, gdyby mnie za wszelką cenę chronił. Dlatego muszę się z tej smyczy urwać. Ciebie problem nie dotyczy. Chyba że pojedziesz w samowolkę i nadepniesz któremuś z klientów na odcisk.

Drażan oparł czoło na pięści. Gonitwa myśli trwała. Poczuł się zdradzony. Tylko przez kogo? Przez Toma? Nie… Własną tępotę! Władca tajemnic? Kreator historii? Naiwny dzieciak, który oczekiwał, że Hunchback poprowadzi go za rączkę! Czego jeszcze nie wziął pod uwagę? Dopił alkohol, który nie działał, jak powinien – nie znieczulał, nie koił nerwów, nie otępiał.

– Tylko mi nie mów, że chcesz się wycofać, zanim w cokolwiek naprawdę wszedłeś. – Polak karcąco zmarszczył brwi.

– Nie… Po prostu… To wszystko…

 Jensen zasalutował kompanowi szklaneczką i również opróżnił naczynie. Wzniósł wysoko szkło, wezwał obsługę i ponowił zamówienie. W oczekiwaniu na kolejną porcję trunku, kontynuował przemowę:

– Nie popadaj mi tu w depresję. Jedynie głupcy i szaleńcy niczego się nie boją. To tylko z zewnątrz wygląda jak sabat cyników. Spójrz na mnie. Cieszę się życiem mimo moich drobnych problemów. Uprzedzam po prostu ruchy wroga. Nie pozwalam się zaskoczyć. Wciągniesz się. Zrealizujesz pierwsze zlecenie i już będziesz wiedział, że zawsze marzyłeś o takiej pracy. Potem zobaczysz pierwszą wypłatę, sprawisz sobie porządne ciuchy, pójdziesz świętować do jakiegoś klubu, poderwiesz parę dziewczyn, wynajmiesz stylowy dom, kupisz maserati, lambo albo ferrari i życie nabierze nowego smaku.

– Wiesz, że wolę angielskie auta – chłopak odparł odruchowo, mimowolnie pozwalając porwać się wizji kreślonej przez Hunchbacka, któremu bardzo chciał wierzyć.

– OK, kupisz w takim razie lotusa, mclarena albo TVR, przeprowadzisz się do Anglii i w wolnych chwilach będziesz śmigał po Goodwood albo Silverstone.

Kelnerka przyniosła dwie porcje whisky. Wyglądała na jeszcze bardziej udręczoną niż poprzednio. Tom wcisnął jej w dłoń kilka banknotów, które podziałały jak eliksir młodości. Kobiecina rozpogodziła się natychmiast, wyprostowała i ukłoniła z gracją.

Gdy odeszła, Polak stuknął szklanką o naczynie towarzysza i mrugnął do niego okiem znad krawędzi szkła. Drażan poszedł za jego przykładem. Zatrzymał ciecz w ustach i pozwolił opaść powiekom. Wyrazista, owocowa nuta łaskotała receptory węchu, ciepło zachodzącego słońca pieściło kark, głaskany świeżą, morską bryzą. Miał jeszcze czas, by wyciągnąć z Jensena tyle informacji, ile zdoła, i przygotować się na przyszłe zmiany. Pełne odprężenie zakłócały tylko biegające po plecach ciarki, ale i one stopniowo gasły. Póki Polak znowu nie przemówił:

– Jeszcze jedna sprawa.

Chłopak otworzył natychmiast oczy i popatrzył czujnie na starszego hakera. Pierś znowu dźgnął niepokój.

– Forsa. Wcześniejsza emerytura jest dość kosztowna. Zwłaszcza, że przywykłem do życia na pewnym poziomie. Będę potrzebował twojej pomocy…

.

[1] Ghobhainn – po gaelicku „kowal”

[2] Bo miłość wodę do waru pobudzi // Ale miłości woda nie ostudzi. – William Shakespeare: Sonet 154, tłum. Jan Kasprowicz, © Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska”, Warszawa 1922

[3] Mówią, o sroga, że cię nie miłuję, // Choć przeciw sobie twoją biorę stronę? // Że dręcząc siebie, jak tyrańscy zbóje, // K’tobie się zwracam w tę i każdą porę? – William Shakespeare: Sonet 149, tłum. Jan Kasprowicz, © Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska”, Warszawa 1922

.

Przejdź do kolejnej części Ciemna jest noc XV.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

No, no, Artimar! Jestem w szoku! Lecę czytać. 😀

Buźki,
B.S.

Dlatego się nie odezwałam pod Twoim ostatnim komentarzem 😉
Miłej lektury!

To mój drugi odcinek i powoli się wciągam…

Uwodzi mnie elegancja i schludność treści.

A „sceny” nie są zbyt naturalistyczne jak dla Ciebie? 😉
Bo dla mnie są po prostu smakowite, trochę ich mało w stosunku do długości całego opowiadania, ale za to jakie! 🙂
I ten podryw w deszczu, aż trudno było powstrzymać śmiech. Świetne!
Do tego dodatkowe punkty za za dużego penisa („zbój” też wywołał uśmiech na mojej twarzy). Zbyt rzadko się ten motyw pojawia, a mężczyznom nader często wydaje się, że coś takiego jak „za duży” nie istnieje…
Kilka brakujących kropek wprawiło mnie w konsternację (czy przypadkiem coś nie zostało ucięte?), były też drobne błędy (coś w stylu „spód” zamiast „spod”), ale można czasem przymknąć oko 😉

Prawda? „Za duży” był jednym z powodów, dla których tak korciło mnie, żeby napisać ten odcinek. Błąd, który popełnia jeden z moich bohaterów, Qasim, twierdząc: Tego nie trzeba sprawdzać. Zawsze pasuje.

Do „zbója” podpuścił mnie wiele odcinków temu mój niezastąpiony Korektor, Karel. 🙂 Ten uśmiech należy się jemu.

Błędy zawsze zostaną. Sama dwa dni temu w jednym z pierwszych zdań czyniłam poprawki, ponieważ przegapiłam słowo, które umknęło mi w trzydziestej siódmej auto-korekcie tekstu…

Drugi odcinek? Chyba nie najgorzej trafiłeś. To prequel to sequel. 😉
Piszesz zupełnie inaczej niż ja. Twoje teksty to niemal proza poetycka. Ja jestem… konkretniejsza. Ale bardzo lubię Cię czytać. Właśnie uświadomiłeś mi, że winnam Ci komentarz. 🙂

Z przyjemnością przeczytałam, choć już zapomniałam szczegółów poprzednich części. Więc z jeszcze większą przyjemnością do nich wróciłam. Bardzo lubię kreację bohaterów płci męskiej. I czystość stylu. Trzydziesta siódma auto-korekta, wiele mi wyjaśniła 🙂 Nawet bardzo. 🙂

Zostawiam ten rodział za plecami i ruszam czytać dalej. Zastanawiam się, czy przygoda ze studentkami to tylko ozdobnik, czy też odegra jakąś rolę w fabule? Jeżeli to pierwsze, to cóż, Rina potwierdziła wcześniejsze rozmyślania Drażana nad sensem dalszego życia i pracy w Chorwacji, po czym podażyła własną drogą. Czy to wystarczający powód wprowadzania tej postaci do utworu?

Napisz komentarz