Musnęła mnie gałąź bzowa,
jak twoja kochana dłoń,
rozlała się w krąg liliowa
oddechu czy kwiatu woń.
Zwidziało mi się w księżycu,
że wrastam w kwitnące bzy,
i nie wiem, czy mam na licu
ros krople, czy twoje łzy.
Więc jąłem szukać cię w bieli
płateczków rozkwitłych bzów,
a z pustej twojej pościeli
wstały upiory mych snów.
Rozbiegły się po księżycu,
podpełzły pod białe bzy —
i teraz wiem, że na licu
mam łzy, ale swoje łzy.
Edward Słoński
(1872-1926)
Komentarze
Karel Godla
2016-04-07 at 19:49
Zawsze jest pytanie rymować czy na biało wierszować 🙂
Chyba jednak rym ogranicza, choć czasem potrafi dać zwrotkom moc (nie tym razem).
Chłopięco-młodzieńczy ten wierszyk. Ma swój urok niewinny…
Ana
2016-04-07 at 22:09
A mnie jakoś tak ujął, bardzo urocza melancholia i niespieszny, lekko senny rytm. Gdyby nie podpis, pewnie uznałabym, że autorem jest kobieta;)
zooza
2016-04-15 at 06:28
Mam słabość do niektórych roślin, ich zapachów, które potrafią mnie zatrzymać w pół kroku na ulicy, kiedy wchodzę ich duszna objęcia. Bez lilak jest jednym z nich, stąd i wiersz z bzem w tle w kąciku poetyckim. Pierwszy, ale nie jedyny ;).
Kontrast między upiorami snów i maleńkim zbiorem delikatnych płatków.