Pani Dwóch Krajów XI-XV (Nefer)  4.8/5 (10)

72 min. czytania
Lawrence Alma-Tadema, "Egipscy gracze w szachy"

Lawrence Alma-Tadema, „Egipscy gracze w szachy”

XI

Przed drzwiami prowadzącymi na Jej prywatne apartamenty, Królowa odprawiła świtę. Do znanej już Neferowi komnaty dotarli sami. Irias, ulubienica Władczyni, nadal miała lekcje albo bawiła się w parku. Pod nieobecność Monarchini przyniesiono tace z owocami i jedzeniem; stały teraz na jednym z bocznych stolików. Kapłan uświadomił sobie, że od dawna nie miał nic w ustach. Starał się opanować narastający głód. Amaktaris usadowiła się swobodnie na jednym z siedzisk. Nawet w niedbałej pozie i w skromnych szatach prezentowała się znakomicie. Jak Królowa i piękna kobieta w jednej osobie.

– Przynieś mi owoce, niewolniku – poleciła. Nefer ruszył po tacę z owocami i podał ją Monarchini, przypominając sobie, że należy przy tym uklęknąć, opuścić głowę i wyciągnąć ramiona.

– Postaw tutaj – wskazała na stolik obok. – I unieś głowę. – Wybrała starannie szczególnie duży owoc winogrona, przez chwilę obracała go w swych długich palcach, po czym… wsunęła pomiędzy wargi kapłana. Smak soczystego owocu okazał niezrównany, i to nie tylko z powodu starań ogrodnika czy faktu, że Nefer odczuwał głód i pragnienie…

– Chyba dawno nic nie jadłeś? Jesteś głodny?

– Tak Pani, ostatni raz jadłem przedwczoraj, jeszcze w więzieniu.

– A tam raczej nie zdarzają się obfite bankiety? – Uśmiechnęła się z własnego żartu, a może na wspomnienie podarunku, który uczyniła niedawno więźniom. – Możesz się poczęstować – wskazała na tace z jedzeniem. – Tylko powoli, żeby ci nie zaszkodziło.

Kapłanowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Z trudem powstrzymał się przed rzuceniem na jedzenie jak jakiś prostak. Były tu prawdziwe cuda, zimne mięso – gotowane, pieczone i wędzone, ryby, nadziewane paszteciki, chleb, ser, warzywa, świeżo wyciśnięty sok z owoców granatu… Wszystko, czego od dawna był pozbawiony. Władczyni przyglądała się z uśmiechem, jak stara się wykonać Jej polecenie i jeść powoli. Sama zadowoliła się owocami. Nefer przypomniał sobie o czymś…

– Pani, czy mogę o coś spytać?

– Pytaj, kapłanie.

– Kilka dni temu, w więzieniu… ktoś przysłał mi koszyk z owocami. Czy to byłaś Ty, o Najjaśniejsza?

– Wystarczy tego obżarstwa, niewolniku. I tak jesteś zbyt gruby. Jeszcze trochę, a nie zdołasz zobaczyć własnych sandałów. Na kolana i poczekaj tu na mnie.

Zerwała się z siedziska i wyszła z komnaty energicznym krokiem. Nefer został sam, zgodnie z poleceniem czekając na kolanach. Miał wielką ochotę sięgnąć po jakiś smakołyk z tacy… ale bał się złamać wyraźny rozkaz Władczyni. Znowu miał sprzeczne myśli na Jej temat. Nakarmiła go, być może nawet nakazała przysłać jedzenie specjalnie z myślą o nim. Sama właściwie nie jadła. I to winogrono… A potem szorstka odprawa… Czyżby Pani Górnego i Dolnego Kraju nie chciała przyznać, że wysłała podarunek więźniowi? Jej reakcja utwierdziła go w przekonaniu, że to jednak Ona ofiarowała mu tamte owoce. Nie widział żadnej innej możliwości. Czy rzeczywiście jest aż tak gruby? Po tygodniach więziennego wiktu? I przecież nie nosi teraz żadnych sandałów, absurdalnie uczepił się tej ostatniej myśli.

Nieobecność Królowej przeciągała się. Nefer zaczął odczuwać ból w kolanach, ale nie odważył się wstać i tylko poruszał nogami, przerzucając ciężar ciała z jednej na drugą. Nigdy nie przypuszczał, że samo klęczenie może być bolesne. Cóż, jako niewolnik musiał się jeszcze wiele nauczyć. Wreszcie rozległy się kroki powracającej Władczyni. Tym razem nie był to wytworny stukot obcasów ani klaskanie prostych sandałów, które miała na stopach gdy wychodziła. Odgłosy kroków, jak zawsze zdecydowanych, były ciężkie i głośne. Widok Królowej okazał się kolejnym zaskoczeniem, które zgotowała mu tego dnia. Miała na sobie pełny rynsztunek wojownika, wykonany z metalu i skóry pancerz, krótką spódniczkę nabijaną guzami, ciężkie sandały z brązowymi ćwiekami, nagolenniki. Głowę Monarchini osłaniał prosty hełm, spod którego wymykały się jednak niesforne kosmyki włosów. W chronionych skórzanymi rękawicami dłoniach trzymała krótki oszczep, przy pasie wisiały miecz i sztylet. Przedstawiała widok piękny i groźny zarazem. Po niedawnym uśmiechu nie zostało nawet śladu.

– Wstawaj. Idziemy – rozkazała zwięźle. Nefer nie ośmielił się spytać, dokąd. Sam się zresztą szybko przekonał, droga nie była bowiem daleka. Jeden z korytarzy prowadził po pokonaniu kilku schodków do drzwi wychodzących na średnich rozmiarów dziedziniec. Przejście sprawiało wrażenie niedawno przebitego w ścianie budynku.

„I nic dziwnego, przecież zazwyczaj w żadnym z pałaców plac ćwiczeń wojskowych nie sąsiaduje bezpośrednio z osobistymi apartamentami Królowej” – przemknęło Neferowi przez głowę. Na placu zastali grupkę kilkunastu żołnierzy w pełnym uzbrojeniu, niektórzy ćwiczyli akurat z bronią, inni toczyli pozorowane walki. Nie mając żadnego doświadczenia, kapłan dopiero teraz zauważył, że oszczep Władczyni nie posiadał metalowego ostrza, a tylko drewniane, zresztą tępo zakończone. Na widok Królowej żołnierze przerwali swoje zajęcia i oddali jej salut, uderzając bronią o tarcze albo przykładając pieść do piersi.

– Nie przeszkadzajcie sobie, wszarze. Przyszłam tylko trochę poćwiczyć.

– Dawno Cię nie było, Księżniczko. Pewnie wyszłaś z wprawy i położę Cię dzisiaj jedną ręką – zawołał wesoło któryś z wojaków. Młody, smagły i żylasty, wyglądający na Libijczyka.

– Dla ciebie, bracie, mam dziś inne zajęcie. Zresztą sam musisz jeszcze sporo poćwiczyć, by zmierzyć się ze Mną.

– A cóż to za grubasa ze sobą przyprowadziłaś? Ćwiczysz teraz z takimi niezdarami? Tym łatwiej Cię pokonam.

– Zamknij się Harfanie, zanim Księżniczka straci cierpliwość i rozłoży cię na placu, jak ostatnio. – Do przodu wysunął się starszy, silnie zbudowany mężczyzna. Nie był żadnym gigantem, ale zdawał się składać z samych mięśni. Emanował siłą i autorytetem, co udowodnił, bez trudu uciszając Harfana. – Witaj, Księżniczko Amagdaris. Już sądziłem, że o nas zapomniałaś, swoich najwierniejszych żołnierzach. – Imię Królowej wymówił z cudzoziemskim brzmieniem. Nefer pomyślał, że jest najemnikiem zza morza, może Grekiem?

– Witaj, Tereusie. O tobie nigdy bym nie zapomniała. Przygotowałam nawet patent z twoim awansem na oficera. Może tym razem wreszcie go przyjmiesz?

– Nie przyjmowałem awansu od Twojego Ojca, nie przyjmę i od Ciebie. Nie mógłbym wtedy zostać z moimi wszarzami.

– A gdybym wydała taki rozkaz? – Królowa uśmiechnęła się przekornie.

– Wtedy, oczywiście, przyjąłbym awans. I następnego dnia naplułbym w twarz jakiemuś dworskiemu elegancikowi. Musiałabyś mnie od razu zdegradować.

– Ale wtedy zostałbyś zdegradowany na szeregowca. I dostałbyś trzydzieści batów.
– Baty? Nie da się ich porównać z oszczepami Hetytów. A z szeregowca szybko bym awansował. Gdzie byś znalazła drugiego takiego sierżanta? – Wyglądało to na znany obydwojgu rytuał, przekomarzali się i sprawiało im to przyjemność.

– To jak, poćwiczymy trochę, dziadku?

– Chętnie, widzę, że od dawna nikt nie przetrzepał Ci tego ponętnego tyłeczka.

– Znajdź też zajęcie dla niego – wskazała na Nefera. – Tylko żeby przeżył – dodała groźnie, być może chcąc po raz kolejny wystraszyć kapłana.

– A kogóż to właściwie przyprowadziłaś, Księżniczko? – Sierżant spojrzał znacząco na obrożę i obręcze krępujące genitalia Nefera.

– To mój nowy niewolnik. Chcę, żeby trochę poćwiczył i zrzucił nieco sadła. Daj mu partnera. Myślę, że Harfan nada się w sam raz.

– To chyba nie najlepszy pomysł, Księżniczko… Harfan nie będzie zadowolony z tego, że ma walczyć z niewolnikiem – powiedział cicho Tereus.

– Przeciwnie, uważam, że taka walka przyda się im obu. Aha, mój sługa potrzebuje broni i stroju ochronnego. Wydaj rozkazy, sierżancie, i zaczynamy.

– Tak jest! Co tak stoicie, jakbyście zobaczyli wielbłąda z dwoma garbami? Ruszać się lenie, do roboty. A ty Harfanie… będziesz ćwiczył z grubaskiem. Pomóż mu wybrać pancerz i oszczep. Nie wygląda na takiego, który mógłby walczyć mieczem. Ale oszczepnika da się zrobić z każdego, nawet z egipskiego rekruta z zapadłej wioski. To rozkaz, Harfanie – dodał ostro, widząc ze żołnierz ma zamiar zaprotestować.

– Nie uderzaj w twarz, bracie – dorzuciła Amaktaris.

– Jak rozkażesz, Księżniczko – Harfan nadal wyglądał na niezadowolonego, ale nie mógł odmówić wykonania polecenia Królowej. Tylko dlaczego nazywała go bratem?

Poprowadził Nefera w stronę umieszczonych pod ścianą stojaków ze strojami ochronnymi oraz bronią. Nadal szorstki i niezbyt przyjazny, pomógł jednak wybrać i nałożyć poszczególne elementy wyposażenia. Od ubioru Królowej różniło się jednym szczegółem – ukrytym pod spódniczką ochraniaczem na genitalia. Tymczasem Władczyni rozpoczęła pojedynek z sierżantem, co przyciągnęło uwagę żołnierzy. Tereus górował siłą i doświadczeniem, Amaktaris szybkością i zręcznością. Nefer dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Królowa jest bardzo wysoka jak na kobietę. Zawdzięczała to swym długim, smukłym nogom. Nie ustępowała wzrostem sierżantowi, mieli też podobny zasięg ramion. Czyniło to walkę wyrównaną. Zaraz w pierwszym starciu wyprzedziła przeciwnika. Zręcznym zwodem odwróciła jego uwagę, zaszła z boku i zanim zdążył zareagować, zaatakowała oszczepem nogi. Po chwili sierżant zwalił się na ziemię z głośnym łoskotem, a zanim wstał, miał już drewniane ostrze broni Amaktaris przy gardle.

– Starzejesz się, dziadku – stwierdziła. – Jeszcze parę miesięcy temu nie dałbyś się tak zaskoczyć. – Sierżant zaklął szpetnie i wstał w sposób wskazujący na to, że zarzut Królowej był całkowicie bezpodstawny. W drugim starciu to on wykorzystał swe doświadczenie. Władczyni usiłowała zajść go teraz z drugiej strony. Przewidział jednak, że to tylko zwód i czekał w pogotowiu na frontalny atak. Związał jej oszczep swoim i doprowadził do zwarcia, w którym jego masa i większa siła wzięły górę. Po chwili to Amaktaris zwaliła się na ziemię, z mniejszym co prawda łoskotem i – zdaniem Nefera – z dużo większą gracją. Gdy przekręcała się, chcąc uniknąć ciosu, sierżant bez żadnego szacunku zdzielił ją drzewcem oszczepu poniżej pleców.

– Ostrzegałem, że przetrzepię ten twój kształtny tyłeczek – rzucił nie bez satysfakcji. Zauważył, że żołnierze przyglądają się pojedynkowi, zaniedbując własne ćwiczenia i posłał im groźne spojrzenie. Nie musiał nic mówić, wszyscy pospiesznie wrócili do swoich zajęć. Nadszedł czas próby dla Nefera. Harfan podał mu ćwiczebny oszczep.

– Trzymaj tak jak ja, spójrz. Ostrzem w dół. Tak łatwiej zbić cios przeciwnika, a i samemu szybciej wyprowadzisz atak. – Instruował kapłana na pozór życzliwie, ale gdy nagle, niespodziewanie zaatakował, okazał się szybki jak kobra. Zanim Nefer zdążył się zorientować, otrzymał pchnięcie w prawy bok. Cios zatrzymał się na skórzanym pancerzu, ale jego siła odebrała mu oddech i zwaliła na ziemię.

– Pierwsza lekcja, grubasie. Nigdy nie daj się zaskoczyć. Wojownik musi być zawsze czujny. – Kapłan wstał z trudem i zajął pozycję. Po chwili jednak znowu znalazł się na piasku. Tym razem dostał pchnięcie w lewe udo. Oszczep przeciwnika poruszał się tak szybko, że ponownie nie zdążył zareagować. Wstając, postanowił, że teraz on zaatakuje i zaskoczy Harfana. Nie udało się jednak. Libijczyk odskoczył zręcznie w bok, bez trudu unikając oszczepu Nefera, po czym uderzył własnym w nogi kapłana, który znowu znalazł się na klepisku. Kolejne starcie przyniosło podobny efekt. Tym razem wojownik zdzielił go drzewcem w hełm, aż zahuczało mu w głowie.

– Masz szczęście, że Księżniczka chce, abyś był ładny. Gdyby nie to, nosiłbyś do końca życia ślady pocałunków mojego oszczepu – zadrwił. – Z pewnością są nie mniej ogniste. – Nierówna walka stopniowo przyciągała uwagę żołnierzy. Kilku przerwało własne zajęcia i otoczyło przeciwników szerokim kołem.

„Dlaczego on to robi? Miał mnie podobno uczyć, a tymczasem popisuje się tylko swoją przewagą. Przecież żaden ze mnie wojownik i wszyscy o tym wiedzą. I co miała znaczyć ta ostatnia uwaga?” – Tok myśli Nefera przerwały kolejny cios i kolejne spotkanie z ziemią. Harfan, widząc zainteresowanie towarzyszy, istotnie zaczął się popisywać. Ujął oszczep jedną ręką i prowokował przeciwnika, wykonując pozorowane wypady oraz zamaszyste młynki. Co jakiś czas skłaniał się, udając, że przyjmuje oklaski coraz liczniejszej widowni. Kapłan dostrzegł w tym szansę i zaatakował, wkładając w cios wszystkie siły… Wojownik zręcznie przerzucił oszczep do lewej ręki i walnął go w krocze. Nefer runął na ziemię. Gdyby nie ochraniacz, cios, jaki właśnie otrzymał, byłby równie niszczycielski jak ten, który poprzedniego dnia Królowa wymierzyła Kruto. Rozległy się głośne gwizdy.

– Uważaj Harfanie, jeszcze coś uszkodzisz i Księżniczka będzie musiała go wymienić – zawołał ktoś szyderczo. Libijczyk skłonił się jak aktor na scenie.

– Kolejna lekcja, żółtodziobie. Zwracaj uwagę na oszczep, a nie na rękę, która go trzyma. To broń zadaje cios.

Kapłan z trudem zbierał siły, by się podnieść. Co gorsza, zauważył, że Amaktaris przerwała ćwiczenia z sierżantem i oboje zbliżyli się do kręgu widzów. Przecież wiedziała, że Nefer nie ma żadnych szans w walce z doświadczonym wojownikiem. Dlaczego więc zabrała go tutaj?

– Może powinniśmy ich powstrzymać – mruknął sierżant. – To staje się zbyt osobiste.

Odpowiedzi Królowej nie dosłyszał. Nie chciał jednak Jej łaski w takich okolicznościach. Powstał, nie zważając na narastający ból. Postanowił, że tym razem da z siebie wszystko. Jednak starcie potoczyło się jeszcze gorzej niż poprzednie. Harfan też chciał się widocznie popisać. Znowu zaskoczył Nefera i zanim kapłan zdołał się zastawić lub zareagować w jakikolwiek inny sposób, silny cios w bok powalił go na plac. Upadając, runął ciężko na brzuch. Nie poprzestając na tym, wojownik przydepnął stopą jego plecy i kilkakrotnie uderzył silnie tępym ostrzem oszczepu w ciało wijącego się rozpaczliwie przeciwnika. Ochraniacz uratował Nefera przed poważniejszymi obrażeniami, ale wychłostane niedawno plecy ponownie zaczęły palić żywym ogniem.

– Oto następna lekcja, niewolniku. Patrz zawsze w oczy wroga. To w nich odczytasz zamiar, który zrodził się w jego głowie.

– Miałeś go uczyć, bracie. – Czyżby Władczyni zdecydowała się w końcu interweniować? Jakaś część umysłu kapłana wcale tego nie chciała.

– Właśnie uczę. Szacunku dla lepszych od siebie. – Harfan przestał wreszcie uderzać oszczepem.

– Takich lekcji Ja sama udzielam mym osobistym niewolnikom. Ale masz rację, on wymaga nauki. – Libijczyk zdjął stopę z pleców Nefera, a Królowa zwróciła się teraz do kapłana. – Na kolana, niewolniku. Proś o wybaczenie szlachetnego wojownika i podziękuj mu za naukę.

Nie wierzył własnym uszom. Za co miałby przepraszać tego drania? Pragnął wrazić oszczep w jego wnętrzności, teraz bardziej nawet niż poprzednio.

– Najjaśniejsza Pani – wydyszał ciężko, nadal leżąc na brzuchu. – Proszę, pozwól mi dalej walczyć.

– Powiedziałam! Na kolana, niewolniku i proś o wybaczenie!

– Najdostojniejsza, błagam, zezwól na jeszcze jedno starcie. – Bogini już otwierała usta do gniewnej odpowiedzi, gdy nagle wtrącił się sierżant.

– Pani, dostał oszczep i ćwiczył z Twojego rozkazu. To uczyniło go wojownikiem, choćby tylko na chwilę. Niech więc walczy jak wojownik, skoro tego chce.

Władczyni zmierzyła podoficera wzrokiem. Wytrzymał Jej gniew, jak widok szarży hetyckich rydwanów bojowych. Wszyscy skupili uwagę na tej wymianie spojrzeń, nawet Harfan, którego oczy Nefer obserwował teraz bardzo uważnie. Korzystając z tego, że na niego nikt nie zwracał w tej chwili uwagi, zagarnął prawą ręką nieco piasku. Był to właściwie drobny żwir, nie za lekki i nie za gruby, złożony z niewielkich, ostrych kamyczków. „Idealny” – pomyślał mściwie kapłan.

– Dobrze, sierżancie. Może masz i rację. To niewolnik, ale rozkazałam dać mu oszczep. Tylko nie próbuj mojej cierpliwości zbyt często… A wy… stawajcie jeszcze raz.

– Pożałuje, że o to prosił – rzucił wściekle Harfan. Nefer podniósł się wolniej i ciężej, niż by mógł. Zajęli pozycje. Libijczyk, zdając sobie sprawę, że będzie to ich najważniejsze starcie, bawił się kosztem przeciwnika, chcąc go dodatkowo upokorzyć. Zaatakował celowo powoli, co stworzyło kapłanowi okazję. Niezbyt wprawnie zablokował oszczep Harfana, a gdy odskakiwali od siebie – oderwał od własnego drzewca prawą dłoń wypełnioną żwirem i cisnął go prosto w twarz przeciwnika. Zaskoczony Libijczyk nie zdążył się uchylić. Był zbyt dobrze wyszkolonym wojownikiem, by rzucić broń i rozcierać oczy, co pewnie uczyniłaby na jego miejscu większość ludzi, ale nie mógł nic poradzić na szczypanie, szybkie mruganie powiek i gwałtowne łzawienie. Rozpaczliwie wykonał szeroki zamach bronią, chcąc odstraszyć wroga, którego ledwie teraz widział. Nefer wykorzystał jednak swoją szansę. Trochę niezdarnie, ale za to z całą mocą obu ramion pchnął oszczepem, omijając chaotyczną zasłonę wojownika. Poczuł dziką satysfakcję, gdy tępe ostrze ugodziło prosto w pierś. Siła uderzenia była tak duża, że Harfan zachwiał się na nogach, a i sam Nefer stracił równowagę. Obydwaj zwalili się z łoskotem na ziemię, przy czym upadek kapłana złagodziło ciało Libijczyka. Zerwał się pierwszy na nogi i odskoczył, co okazało się bardzo szczęśliwym posunięciem. Żołnierz, gdy już odzyskał oddech i znów mógł widzieć, poderwał się bowiem z wściekłym okrzykiem.

– Zabiję tego psa, rozszarpię gołymi rękami. – Chciał rzucić się w kierunku kapłana, na znak sierżanta powstrzymali go jednak koledzy. Miotał się w ich uścisku i sypał najgorszymi przekleństwami. –Już nie żyjesz, niewolniku, dopadnę cię i zabiję.

– Dość tego – warknął podoficer. – Uspokój się Harfanie, nie będę tolerował takich rzeczy na placu. Oto lekcja dla ciebie. Nigdy nie lekceważ przeciwnika, nawet jeżeli jest nim egipski niewolnik. Gdyby to była prawdziwa bitwa, pewnie zabiłbyś setkę takich jak on… Ale teraz byłbyś martwy. A ja nie mam zamiaru tracić dobrych ludzi w tak głupi sposób. Ty zaś – zwrócił się do Nefera – walczyłeś niezbyt honorowo. Ale na wojnie nie ma wiele honoru i szukają go tam tylko głupcy. A teraz, uważam, że wszyscy zasłużyliśmy na kubek piwa. On też – ruchem głowy wskazał Nefera, nakazując równocześnie kilku żołnierzom odpieczętować dzbany stojące na ławie pod jedną ze ścian i rozlać napój.

– Nie będę pił z niewolnikiem – zaprotestował Harfan.

– Ale będziesz pił ze mną – sierżant potrafił nadać swemu głosowi twardość granitu. –Pijemy wszyscy, za zdrowie Księżniczki.

Piwo było gęste i pieniste, cierpkie. Znakomicie gasiło pragnienie. Nefer zawsze lubił ten trunek, nie zważając na to, że wielu kolegów ze świątyni widziało w tym dowód jego plebejskiego pochodzenia i upodobań. Pozbawiony piwa od dłuższego czasu, wypił z przyjemnością. Zauważył, że Królowa zaledwie umoczyła wargi w swoim naczyniu. Udawała, że pije, zapewne po to tylko, by nie robić przykrości żołnierzom. Może nie lubiła piwa, a może nadal trawił Ją gniew? Odczekała jednak, aż wszyscy inni opróżnili kubki. Odstawiła wówczas własny, niemal nietknięty i spojrzała na kapłana.

– Dostałeś oszczep z Mojego rozkazu. Oddaj go teraz – wyciągnęła dłoń. Nefer ujął ćwiczebną broń, którą chwilowo oparł o stojak, po czym zbliżył się do Władczyni. Padł na kolana i znanym już sobie gestem, z pochyloną głową podał Jej oszczep w obydwu wyciągniętych ramionach. Wzięła go zdecydowanym ruchem i oddała Tereusowi.

– Sierżancie – poleciła zimnym głosem. – Bądź uprzejmy rozkazać, by pojmano tego niewolnika.

– Ruszać się, słyszeliście rozkaz – rzucił podoficer. Żołnierze, jeszcze przed chwilą pijący z Neferem piwo i zachowujący się wobec niego niemal przyjaźnie, sprawnie pochwycili go pod ramiona. Przynajmniej nie było wśród nich Harfana.

– Zdjąć z niego pancerz i ochraniacze – poleciła Królowa. Gdy wykonano ten rozkaz, zbliżyła się do unieruchomionego i nagiego teraz kapłana. W Jej ręku pojawił się nie wiadomo skąd znany już Neferowi łańcuch z zamkiem. Szczęknął metal, gdy przypięła go do obroży. Jakimś sposobem odnalazł się też ulubiony, złocisty bicz Władczyni. Bawiła się nim od niechcenia, obserwując niewolnika. Poczuł strach, jak się okazało, w pełni uzasadniony.

– Zawiadomcie Mistrza Apresa, że chcę się z nim spotkać na platformie przy zachodniej wieży. – Ponownie przysunęła się do Nefera. – Jesteś tylko niewolnikiem. Nie zapominaj o tym. Nigdy. Teraz Ja dam ci lekcję dobrych manier. Idziemy. – Na Jej znak żołnierze puścili kapłana. Bogini szarpnięciem łańcucha rzuciła go na kolana, po czym dumnym krokiem skierowała się ku głównym wrotom placu ćwiczeń.

XII

Królowa nie pozwoliła mu wstać, całą drogę z placu ćwiczeń aż do zachodniego muru odbył więc na klęczkach, a właściwie jak pies czy inne czworonożne zwierzę prowadzone na smyczy. Jego nagie kolana boleśnie zapoznały się ze żwirem, którym wysypano ścieżki pałacowego parku. Nie spotkali nikogo. Może na widok rozgniewanej Władczyni, a musiała być zagniewana – skoro w tak surowy sposób traktowała niewolnika, wszyscy pospiesznie schodzili Jej z drogi? Na szczyt zachodniego muru prowadziły kamienne schodki, które stały się kolejnym sprawdzianem wytrzymałości nóg Nefera. Królowa nie zwracała na niego uwagi i tylko silne szarpnięcia łańcuchem wskazywały, że pamięta o jego istnieniu. Z kapłana uszła już euforia, którą odczuwał po ostatnim starciu z Harfanem. Zamiast niej pojawił się strach.

Wydarzenia na placu ćwiczeń przybrały obrót zdecydowanie niekorzystny. Najpierw Libijczyk wymiatał nim kurz z zakamarków dziedzińca, potem zaprzysiągł mu zemstę. Było zresztą wątpliwe, czy zdąży ją wywrzeć wobec gniewu samej Władczyni, który rozlał się nad kapłanem. No i zapowiedź spotkania z Mistrzem Apresem, to napełniło by strachem każdego. Co prawda dziwiło go nieco, że Bogini wezwała Mistrza na mury, zamiast zawlec niewolnika wprost na Plac Śmierci, albo po prostu rozkazać, by zrobili to żołnierze. Czy jednak mógł z tego faktu czerpać otuchę?

Platforma na murach przy zachodniej wieży była sporych rozmiarów placem na szczycie umocnień, na którym w razie oblężenia stawali łucznicy, mający doskonałe pole ostrzału. Umieszczano tam także brązowe kotły z podgrzewanym olejem, który wylewano na atakujących mury Pałacu. Ponieważ jednak panował pokój, platforma pozostawała pusta, a rozłożone na części narzędzia zniszczenia spoczywały w arsenale. Roztaczała się stąd szeroka panorama na pałacowe zabudowania, a także na usytuowany poniżej Plac Śmierci. W zapadającym zmierzchu wydawał się spokojny i cichy. Więźniowie, o ile jeszcze żyli, cierpieli w milczeniu. Na zachodnim horyzoncie czerwona kula słońca zbliżała się do piasków pustyni. Nefer nie miał jednak okazji podziwiać widoków. Mistrz jeszcze nie przybył, lecz Królowa wyprowadziła swego niewolnika na środek placu i kolejnym szarpnięciem łańcucha sprawiła, że padł całym ciałem na kamienie muru. Na karku poczuł obutą w żołnierski sandał stopę Władczyni.

– Chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś. Mów.

– Wielka Pani, ja…

– Bez żadnych wykrętów. Daję ci szansę usprawiedliwienia się. Mów, dlaczego upokorzyłeś Mego brata.

– Najjaśniejsza, to on mnie pobił i upokorzył. Chciałem się zemścić…

– Upokorzył ciebie? Czy Ja dobrze słyszę? Upokorzył niewolnika? Takich jak ty nie można upokorzyć w żaden sposób. To tak, jak gdyby ktoś chciał zgwałcić sprzedajną dziewkę uliczną. – Mocniej przydepnęła kark Nefera.

„Jak mam Jej wytłumaczyć, że to nieprawda?” – pomyślał z rozpaczą kapłan. – „Może to ja jestem marnym niewolnikiem. A może to Ona jest szczególną Panią… Ale Harfan poniżył mnie na wiele sposobów, gdy pomiatał mną w Jej obecności.”

– To ty upokorzyłeś wojownika, a także Mnie osobiście, niewolniku – dodała gniewnie.

– Ciebie, o Pani? To niemożliwe… – wydyszał przerażony, z trudem odrywając usta od kamiennych płyt, na których leżał.

– Odmówiłeś publicznie wykonania Mojego rozkazu – teraz w Jej głosie zabrzmiała chłodna groźba. Wzmocniła ją, silniej przydeptując Nefera.

– Najwspanialsza z Bogiń. Ja tylko błagałem o szansę walki… – wił się rozpaczliwie, niemal tracąc oddech.

– Dwukrotnie sprzeciwiłeś się Mojej woli. Gdybyś zrobił to po raz trzeci… Musiałabym cię zabić. Masz szczęście, że sierżant się wtrącił… Właściwie, to uratował ci życie. Jutro pójdziesz na plac i będziesz prosił Harfana o wybaczenie oraz o to, by zechciał cię nadal uczyć.

– Pani, on mnie zabije. Słyszałaś, co mówił! – Przerażony Nefer dopiero po chwili uświadomił sobie, iż słowa Monarchini oznaczają, że jednak nie ma zamiaru jeszcze dziś przekazać go w ręce Mistrza Apresa i wysłać na Plac Śmierci. Pomimo obaw o jutrzejszy dzień, poczuł obezwładniającą ulgę.

– Zrobi to, co mu rozkażę. Ty także, niewolniku. Rozumiesz? Przeprosisz go i nie poczujesz się tym w żaden sposób upokorzony.

Coś w nim pękło. Może to ulga, że nie trafi na tortury, może sytuacja – która sprawiła, iż jego łodyga wbrew wszelkiej logice znowu spróbowała się przebudzić i została ukarana bólem przez spinającą ją obręcz – ból był silny, ale w jakiś przewrotny sposób przyjemny – dość, że doznał gwałtownej fali uczuć. Poczuł się wywyższony tym, że może służyć Władczyni, że ma taką szansę, że Ona raczy przyjmować tę służbę. Tak, uczyni wszystko, co Bogini rozkaże i będzie z tego powodu szczęśliwy.

– Stanie się tak, jak powiedziałaś, o Najwspanialsza. Posłuszeństwo Twym rozkazom jest dla niewolnika źródłem dumy, a nie upokorzenia – ciche słowa Nefera zdawały się łagodzić nieco gniew Władczyni. Zmniejszyła nacisk stopy tak, że mógł swobodnie oddychać.

– Właśnie tę twoją dumę miała złamać walka na placu. Harfanowi nie do końca się to udało i może teraz zostać twoim wrogiem, a tego nie chciałam… Swoją drogą, potrafisz być niebezpieczny. Zaczynam się zastanawiać, czy Ja sama jestem bezpieczna w twoim towarzystwie.

– Najpotężniejsza z Bogiń, przecież ja… nigdy… w żaden sposób nie mógłbym… – Nefera aż poraziła podobna myśl.

– Jesteś przecież kapłanem, a wśród nich mam wielu wrogów.

– Najjaśniejsza Pani, jesteś moją Królową, moją Boginią, wielbię Cię od dawna i pragnę być najwierniejszym z Twoich sług. Musisz mi uwierzyć!

– Jak to się stało, że darzysz Mnie aż takim uwielbieniem, skoro nigdy wcześniej nawet nie widziałeś na oczy?

– Najwspanialsza z Bogiń, Twoje Imię i Osoba są znane w całym Kraju i lud obdarza Cię miłością.

– Aż tak żarliwą jak ty, kapłanie? Wątpię.

– Pani… Byłem lojalnym poddanym Twego Ojca i pewnie byłbym każdego, kto prawowicie zasiada na tronie Górnego i Dolnego Kraju, ale Ty…

– Co masz na myśli? Wyrażaj się jaśniej, zanim stracę cierpliwość.

– Od dawna interesowałem się dziejami dawnych władców Kraju, Królów i Królowych… zwłaszcza Królowych. Zawsze zazdrościłem tym, którzy mieli szczęście żyć niegdyś pod panowaniem Bogini Objawionej i służyć Jej… Gdy więc zasiadłaś na tronie i ozdobiłaś skronie Koroną Lilii i Lotosu… poczułem, że spełniły się moje marzenia.

– Nadal jednak mieszkałeś w Abydos, a Ja nigdy nawet nie odwiedziłam tego miasta.

– Ale wszyscy i tak mówili o Tobie, o Twojej potędze, sprawiedliwości, urodzie… I ustawiono Twoje posągi, o Boska Pani.

– Znowu te posągi. Nadworni rzeźbiarze musieli się naprawdę postarać, skoro wywierają aż takie wrażenie. Oskarżono cię, że oddawałeś im cześć w bardzo szczególny sposób.

– To prawda, o Najwspanialsza – rozmowa przybierała niebezpieczny obrót. – Ale czyniłem to tylko z oddania i szacunku dla Twojej Boskiej Osoby.

– I z tego to powodu składałeś u stóp Moich posągów te nader… osobliwe ofiary? – W głosie Królowej dało się wyczuć rozbawienie.

– Pani, Ty wiesz wszystko…

– Powinieneś się już do tego przyzwyczaić, kapłanie – zakpiła. – Nie obawiaj się, nie żywię o to gniewu. Mogłeś się o tym przekonać, gdy pozwoliłam ci ucałować Moje własne stopy… Mów jednak, w jaki jeszcze sposób oddawałeś cześć Mojej Osobie? Poza tymi… nagannymi wierszami, rzecz jasna. – Czyżby Królowa leciutko się zawahała, wypowiadając ostatnie słowa? Nefer dałby wiele, by móc w tej chwili ujrzeć Jej twarz… Chwilowo musiał się jednak zadowolić widokiem kamiennych płyt muru.

– Najdoskonalsza z Władczyń… mam jeszcze jeden grzech na sumieniu – zaczął cicho. – Ale tym razem nie ja jeden w nim uczestniczyłem… wciągnąłem w to moją żonę, Anę.

– Mów, to zaczyna być interesujące.

– Najjaśniejsza Pani, to była tylko i wyłącznie moja wina. Błagam, nie obwiniaj Any o moje przestępstwa…

– Już obiecałam, że nie będę jej karać. To ty odpowiesz za wszystko, możesz być pewny – czyżby znowu cień rozbawienia?

– Boska Pani, zdarzało się, że nocami, w naszym domu… błagałem Anę by… udawała Ciebie… w koronie i z biczem w dłoni…

– Tak? I cóż tam właściwie robiliście?

– Pani… wstyd mi o tym mówić… po prostu ona odgrywała rolę Królowej a ja… służyłem jej jak niewolnik.

– To wszystko? – Czyżby dało się słyszeć odrobinę zawodu?

– Nie, o Wielka… byłem bardzo szczególnym niewolnikiem… obdarzanym przez Panią specjalnymi łaskami…

– Ach tak. Ja nie jestem aż tak łaskawa… Ale jako Królowej chyba niczego mi nie brakuje? Wprawdzie służysz na Moim dworze dopiero pół dnia, ale myślę, że zdążyłeś się już o tym przekonać? Jak wypadam w porównaniu z Aną? – Neferowi zrobiło się gorąco. W jaki sposób miał odpowiedzieć na takie pytanie?

– Najwspanialsza… tego nie da się porównać. Ana miewała tylko jednego niewolnika, co jakiś czas, we własnej sypialni… Ty masz władzę nad tysiącami sług, tu w Pałacu i gdzie indziej… Jesteś Panią ich życia i śmierci każdego dnia…

– Widzę, że potrafisz być też dyplomatą, kapłanie. Ale… to pytanie nie było do końca uczciwe… Uznajmy, że to nie Królowa je zadała i dlatego przyjmuję twoją odpowiedź. – Co to właściwie miało oznaczać? – Chcę jednak wiedzieć, czy masz do wyznania coś jeszcze. Jeśli tak, mów teraz – ponownie wzmocniła nacisk stopy. Nefer pomyślał o swoim uczynku na Placu Śmierci. Może opowiedzieć wszystko Władczyni i błagać o wybaczenie? Nie musiałby się już obawiać, że Ona dowie się o tym w jakiś sposób sama. Ale dopiero co zdołał uśmierzyć Jej najgorszy gniew. Czy miał ryzykować w takim momencie? No i jest duża szansa, że jednak o niczym nie wie i nigdy się nie dowie…

– Pani, to już wszystko. Nie mam nic więcej do wyznania – zdecydował się przemilczeć swoje przygody.

– Pamiętaj, że miałeś taką okazję – słowa Władczyni mogłyby zaniepokoić Nefera, jego uwagę odwróciło jednak przybycie Mistrza Apresa, który cicho wspiął się po schodach. Nadal prezentował się jak elegancki, godny zaufania urzędnik. Miał przy sobie nieodłączną laskę, którą lubił chyba tak samo, jak Bogini złocisty bicz. Jeśli nawet zdziwiła go – nieco jednak niezwykła – sytuacja, w której zastał Królową i Jej nowego osobistego niewolnika, nie dał niczego po sobie poznać. Zbliżywszy się, upadł na kolana i złożył formalny pokłon. Po chwili Monarchini pozwoliła mu wstać.

– Witaj, Mistrzu. Zechciej wybaczyć, że wezwałam Cię tutaj o tak późnej porze.

– Pani, jestem zawsze do Twojej dyspozycji. – Królowa puściła wolno koniec łańcucha i zdjęła stopę z karku kapłana, co ten przyjął z pewnym… poczuciem straty.

– Na kolana – poleciła Neferowi. – Albo… możesz wstać – dodała, ujrzawszy stan jego nóg. Poczuł wdzięczność, że zechciała okazać mu tę drobną łaskę. Potem nie zwracała już jednak na niego uwagi, pogrążona w rozmowie z Mistrzem Apresem.

– Dzisiejszego popołudnia skierowałam do ciebie, Mistrzu, kilku podopiecznych. Czy posiadali jakieś użyteczne informacje?

– Niestety, Pani. Zajęliśmy się nimi z całą starannością, ale to zwykłe rzezimieszki. Wyznali wszystko o swoich drobnych sprawkach. Nic więcej jednak nie wiedzieli… możesz mi zaufać.

– Wiem o tym…. Straże aresztowały ich dzisiejszej nocy, gdy włamywali się do jakiegoś magazynu. Zaledwie kilka ulic od drzwi sierocińca… Miałam nadzieję, że może coś zauważyli. Ale trudno… Jeżeli przeżyli, odeślij ich do więzienia i niech sędzia zajmie się nimi w zwykłym trybie. Czy są jakieś inne wiadomości w tej sprawie?
– Jak dotąd nic, krążymy w ciemnościach, Pani.

– Ja mam natomiast nowy trop. Nefer zauważył ślad po niewolniczym piętnie na ramieniu chłopca. Ktoś chciał zedrzeć skórę w tym miejscu, ale okazał się niedokładny. To znak świątyni Anubisa, głowa szakala. Trzeba przyjrzeć się naszemu Anubisowi… i jego sługom.

– Tak… to cenna wskazówka, daje nam szansę.

– Nie mogę obwinić kapłanów Anubisa ani nawet wdrożyć oficjalnego śledztwa bez niepodważalnych dowodów. Wiesz jednak, jak bardzo zależy mi na schwytaniu tego drania, który skatował chłopca i podrzucił go na moim progu.

Królowa i Mistrz rozmawiali o ważnych i zapewne tajnych sprawach, nie zwracając uwagi na Nefera. Może Władczyni zaczęła mu ufać? A może po prostu była przyzwyczajona, by traktować niewolników jak meble czy element wystroju komnaty? Użyła jednak w rozmowie jego imienia. Po raz pierwszy, odkąd go kupiła, nazwała Neferem, a nie kapłanem czy niewolnikiem. Poczuł się niesamowicie dumny z tego powodu. Ośmieliło go to tak bardzo, że odważył się wtrącić do rozmowy.

– Najjaśniejsza Pani, czy mogę coś powiedzieć?

– Co takiego? – Królowa istotnie zdziwiła się tak, jak gdyby odezwało się krzesło albo skrzynia. – Mów, tylko szybko, omawiamy ważne sprawy – dodała niecierpliwie.

– Pani, Mistrzu, przyszło mi tylko do głowy, że być może ten, kto podrzucił chłopca wcale nie musiał być jego katem albo działać na polecenie oprawcy. W końcu chciał uratować dziecko, pomóc mu…

– A nie pomyślałeś, że może chłopca podrzucono celowo, aby sprawić mi ból i upokorzyć? Wszyscy wiedzą, że kocham dzieci i troszczę się o nie.

– Może i tak, Pani. Ale wtedy piętno usuniętoby starannie i dokładnie. Nikt nie zostawiłby celowo takiego śladu. Wygląda na to, że ktoś uczynił to w pośpiechu, pewnie nocą i przy złym świetle. Chyba bez wiedzy oprawcy. Jeśli tak, to może w tej świątyni jest ktoś, komu nie podoba się to, co tam się dzieje i zechce nam pomóc.

– Nam? – Zdziwiła się nieprzyjemnie Królowa. – Nie zapominaj się, niewolniku. – Mistrz spojrzał jednak na Nefera z pewnym zainteresowaniem.

– Może i coś w tym jest, o Wielka. Przecież najprościej byłoby zabić chłopca i ukryć jego ciało. Spróbuję to wykorzystać.

– Dobrze, próbuj więc, Mistrzu. Nie spodziewam się jednak znaleźć żadnej pomocy wśród kapłanów – zezwoliła z pewnym powątpiewaniem. Ostatnia uwaga zabolała Nefera. – Ale nie zaniedbuj też innych sposobów. Poza tym… w najbliższym czasie będę miała dla ciebie jeszcze inne zadanie. Właściwie… osobistą prośbę. Mam nadzieję, że wśród swoich rozlicznych zajęć znajdziesz odrobinę czasu, by towarzyszyć mi pojutrze w wyprawie na targ? – Kapłan odniósł wrażenie, że ostatnie słowa Władczyni miały znaczenie wykraczające poza treść banalnego w końcu polecenia.
– Oczywiście, o Pani – czyżby nieprzeniknioną zwykle twarz Mistrza Apresa rozjaśnił przelotny uśmiech? Tego Nefer nie był już pewien.

Uwagę Królowej przyciągnął nagły ruch na Placu Śmierci. W zapadającym zmroku zapłonęło tam nagle kilka pochodni i grupka ludzi skupiła się wokół jednego z pręgierzy. W pełgającym świetle można było dostrzec, że do drewnianej konstrukcji przypięto łańcuchami szarpiącą się postać. Po chwili wszyscy poza jednym z oprawców opuścili Plac. Ten, który pozostał, rozwinął bicz i zaczął powoli, z rozmyślnym okrucieństwem chłostać plecy nieszczęsnego więźnia. Rozległ się szczególny odgłos rzemieni spadających na nagie ciało oraz rozpaczliwe okrzyki bólu katowanego w ten sposób młodzieńca – bo był to młody chłopak.

– Co tam się dzieje, Mistrzu? – spytała Królowa, podchodząc do krawędzi muru, by lepiej widzieć.

– To Książę Nektanebo wymierza karę swojemu osobistemu niewolnikowi.

– Ale dlaczego na Placu?

– Zażądał tego. A ponieważ jest członkiem rodziny królewskiej oraz Twoim, Pani, kuzynem miał do tego prawo i nie mogłem odmówić.

– Chyba używa jakiegoś szczególnego bicza, z ołowianymi kulkami albo… tak, z haczykami odrywającymi skórę i mięso. – Dlaczego mówiąc to spojrzała na kapłana i odniósł wrażenie, że słowa Bogini przeznaczone były specjalnie dla niego? – Chłopak nie przeżyje więcej niż dwudziestu uderzeń.

– To osobisty niewolnik Księcia, który może ukarać go tak, jak zechce – Mistrz Apres przejął chyba manierę Władczyni i też zdawał się mówić raczej do Nefera niż do Królowej.
– Czym zawinił?

– Książę Nektanebo ma szczególne upodobania… które zaspokajają między innymi kolejni niewolnicy służący przy Jego Osobie. Tego jednak przyłapał na obściskiwaniu jednej z niewolnic.

– Obrzydliwość – zauważyła po chwili Monarchini. – Chodźmy stąd, to na dzisiaj wszystko, Mistrzu. – Nefer nie był pewien, czy Jej uwaga dotyczyła praktyk Księcia, czy odbywającej się poniżej chłosty. Może obydwu tych rzeczy? Ale przecież Królowa nie zdawała się, jak dotąd, odnosić do kary chłosty ze szczególną odrazą. Wręcz przeciwnie… Nefer nosił świeży dowód na własnych plecach. A może… Amaktaris Wspaniała, Bogini Objawiona, Pani Górnego i Dolnego Kraju nie potrafiła przypatrywać się spokojnie tylko takiej chłoście, którą wykonywano z rozkazu innego niż Jej własny? Taka myśl mogła wywołać prawdziwy niepokój… ale Nefer uznał ją również w jakiś szczególny sposób za fascynującą.

Tymczasem Królowa władczym gestem wyciągnęła dłoń w stronę swego osobistego niewolnika. Domyślił się, że powinien podać swojej Pani wolny koniec łańcucha. Co więcej, jakimś cudem wpadł na to, że dobrze będzie zrobić to ustami, na kolanach, jak dobrze wyszkolony pies. Przyjęła to z aprobatą i nagrodziła uroczym uśmiechem.

– Wracamy na komnaty. Możesz wstać i iść normalnie. Nie będziemy tym razem robić widowiska. – Zeszli z muru przy ostatnich blaskach zachodzącego słońca.

XIII

W apartamentach Królowej zastali Irias, która kończyła zapalanie rozwieszonych na ścianach lamp oliwnych. Podczas gdy Władczyni przypinała Nefera do znanego mu już pierścienia w murze – przynajmniej otrzymał teraz wystarczająco dużo swobody, by w miarę wygodnie usiąść – dziewczynka zasypała swoją Panią pytaniami i własną paplaniną.
– Gdzie byliście? Na pewno na placu ćwiczeń. Też chciałam tam iść. Harfan obiecał, że nauczy mnie strzelać z łuku celniej niż Ty potrafisz…

– Harfan miał dzisiaj inne zajęcie… Powiedz lepiej, jak twoje lekcje, Irias?

– Nie lubię ich, są strasznie nudne. Czy naprawdę muszę się uczyć tego wszystkiego? Pisania, liczenia, geografii, historii… to takie męczące. Wolałabym pójść z Tobą, Pani, na spacer.

– Ja też kiedyś uczyłam się tego wszystkiego. I teraz bardzo mi się to przydaje. A co do spaceru… nie mogę zabierać cię we wszystkie miejsca. Lepiej, żebyś niektórych nie widziała.

– Ale jego zabrałaś – Irias spojrzała z urazą na Nefera. – A te wszystkie nudne rzeczy przydają Ci się pewnie podczas królowania. Ciągle powtarzasz, że to strasznie męczące, o Pani. I chcesz żebym ja też tak się męczyła?

– Nie tylko wtedy, sama się kiedyś przekonasz… Ale wiesz, może pojutrze zrobimy sobie prawdziwy spacer… Pójdziemy na targ, chcesz?

– Naprawdę? Cudownie… i kupisz mi taką samą koronę, jaką nosisz gdy idziesz królować? Obiecałaś, pamiętasz? – Dziewczynka podbiegła z piskiem do Amaktaris i rzuciła się Jej na szyję.

– Pamiętam. Tylko nie mów nikomu o naszej wyprawie. To tajemnica.

– Nikomu nie powiem. Ale jego nie weźmiemy ze sobą? Nie lubię go.

– Irias, on teraz należy do Mnie. Trochę tak, jak ty.

– Ale na pewno nie kocha Cię tak jak ja.

– Pewnie nie… ale pamiętaj, że Ja zawsze kocham ciebie.

– Ale jego nie kochasz…. i nigdy nie będziesz. Obiecaj!

– Dobrze, dobrze, obiecuję. Nigdy nie będę go kochać tak jak ciebie. – Królowa uśmiechnęła się szeroko. Rozmowa mało przypominała normalne stosunki pomiędzy Panią a niewolnicą. Raczej pomiędzy starszą a młodszą siostrą, ulubienicą całej rodziny. – A teraz chodźmy do zbrojowni, pomożesz mi się rozebrać. Potem czeka na nas kąpiel. Mam nadzieję, że pamiętałaś o tym, by kazać ją przygotować? – W głosie Amaktaris pojawiła się udawana surowość.

– Oczywiście, Pani – odpowiedziała Irias z urazą. – Na mnie zawsze możesz liczyć. – Po chwili wyszły z komnaty, nadal paplając wesoło.

Nefer mógł się na chwilę odprężyć. Bardzo tego potrzebował po przeżyciach ostatnich godzin. Kim właściwie była Irias? Dotąd brał ją za niewolnicę, może ulubioną służkę Królowej, ale jednak niewolnicę. Czy była nią naprawdę? Wzruszył ramionami, co za różnica? Dużo ciekawsza wydawała się rozmowa, której przed chwilą był świadkiem. Irias okazywała dziecinną zazdrość, to normalne… Cóż jednak miały oznaczać wymijające odpowiedzi Pani Górnego i Dolnego Kraju? To dopiero było pytanie. Zmusił się, by przestać o tym myśleć. Miał zresztą mnóstwo innych zmartwień. Od obawy przed ujawnieniem jego postępku na Placu Śmieci, poprzez perspektywę jutrzejszego spotkania z Harfanem, niepokojącą scenę ujrzaną z pałacowych murów, aż po zwyczajnie przyziemny ból poobijanego ciała, oparzenia słoneczne, których dorobił się w ciągu ostatnich dwóch dni i potrzebę umycia się. Prywatna łaźnia Królowej musiała znajdować się niedaleko komnaty w której przebywał, po dłuższej chwili zaczęły bowiem docierać do niego odgłosy kąpieli. Amaktaris i Irias nadal wesoło rozmawiały, słychać było ich śmiech, pluskanie wody, radosne okrzyki dziewczynki. Słów nie potrafił zrozumieć, nie ulegało jednak wątpliwości, że Pani i jej służka znakomicie bawią się wspólnym pobytem w łaźni. Nieproszony, stanął mu przed oczami obraz zażywającej kąpieli Królowej. Odegnał go, zanim znowu pojawił się znajomy już ból w kroczu.

Po długim, bardzo długim czasie obydwie powróciły do komnaty. Zarówno Pani jak i służka przebrały się w luźne, wygodne szaty i proste sandały. Pachniały świeżością i wyszukanymi perfumami. Królowa znowu odłożyła gdzieś bicz. Nefer poczuł się na ich widok brudny i bardzo zawstydzony. Władczyni nie ułatwiła mu zresztą sytuacji.

– Znowu siedzisz w Mojej obecności. Ile razy mam ci powtarzać, że niewolnicy padają na kolana, gdy dostępują zaszczytu przebywania w pobliżu Bogini. – Nawet bez bicza w dłoni potrafiła sprawić ból ostrym słowem. Kapłan pospiesznie przybrał odpowiednią pozycję, uderzył czołem o posadzkę. Usłyszał kroki zbliżającej się Irias.

– Ależ on okropnie pachnie, Pani, fuj… Nie możesz rozkazać mu, żeby się umył?

– Ćwiczył na placu z żołnierzami, może rzeczywiście powinien się umyć.

– Kazałaś mu ćwiczyć? Mam nadzieję, że żołnierze dali mu w skórę.

– Zajęli się nim, możesz być spokojna… – Królowa podeszła do Nefera i odpięła kluczem łańcuch od obroży. –Trafisz na dziedziniec z sadzawką? Idź tam i umyj się. Tylko nie trać czasu i wracaj szybko. A ty Irias… rozczeszesz mi włosy. – Amaktaris rozsiadła się na jednym z siedzisk, rozpuściła swe długie, czarne włosy i z wyraźną rozkoszą poddała się zabiegom służki, zręcznie posługującej się szylkretowym grzebieniem.

Kapłan miał pewne trudności z odnalezieniem dziedzińca. Poprzednim razem, wleczony przez gigantów Królowej, zbyt był przejęty niepewnością swego losu, by zwracać uwagę na rozwidlenia korytarzy. Strażników, których spotkał w kilku miejscach, bał się teraz spytać o drogę. W końcu, nieco już spanikowany, trafił jednak na sadzawkę. Oświetlał ją słabo blask bijący z okien budynków. Nadal można było przy niej znaleźć szczotkę i misę z popiołem. Pomny polecenia Monarchini, umył się pospiesznie, chociaż starannie. Woda przyjemnie chłodziła jego rany, obtarcia i odparzenia, nie ośmielił się jednak zostać w niej dłużej, niż było to konieczne. Poczuł się lepiej. Co prawda daleko mu było do stanu wykwintnej świeżości, osiągniętego przez Amaktaris i Irias – które korzystały z pewnością z najbardziej luksusowych środków kąpielowych, ale przynajmniej przestał śmierdzieć. Okazało się, że w pobliżu znajdują się też przeznaczone dla służby i niewolników latryny, proste i niewyszukane, ale w miarę czyste.

Po powrocie pamiętał, by paść na kolana i wykonać formalny pokłon. Królowa, nadal siedząc, przyglądała się Irias, która zakończyła już szczotkowanie włosów swej Pani i aktualnie bawiła się u Jej stóp. Przesuwała jakieś kamyki czy klocki, zapewne rodzaj układanki. Po wejściu Nefera, gdy Władczyni zezwoliła mu już unieść głowę, ale nakazała gestem nadal pozostać na kolanach, dziewczynka zainteresowała się niewolnikiem. Nieco nieśmiało obeszła go dookoła, stanęła za plecami. Po chwili poczuł jej drobne paluszki, badające ciekawie świeże ślady po uderzeniach bicza. Dotyk był delikatny, ale jednak sprawiał ból. Kapłan wzdrygnął się mimowolnie. Irias ujęła go za rękę. Bez słowa pociągnęła w stronę swojej układanki, zapewne zamierzała mu ją pokazać. Pamiętając o niedawnych słowach Władczyni, Nefer poszukał wzrokiem Jej pozwolenia. Udzieliła go uśmiechem. Irias miała najwidoczniej specjalne prawa na dworze Bogini.

Zbliżył się do miejsca, w którym bawiła się dziewczynka… i zaparło mu dech z wrażenia. Zabawką małej służki były lśniące w blasku lamp szlachetne kamienie, oprawione w złoto klejnoty, kunsztownie wykonane bransolety i pierścienie. Wyjmowała je po prostu z niewielkiej szkatułki i układała na podłodze. Zaskoczony, podniósł wzrok na Monarchinię. Rozbawiona w widoczny sposób jego zdziwieniem, opuściła swój fotel i przyklęknęła przy dziewczynce. Zaczęły na zmianę umieszczać kolejne elementy układanki. Kapłan po chwili zorientował się, że wzór przypomina w ogólnych zarysach mapę Egiptu. Czyżby Królowa w taki sposób starała się zachęcić Irias do nauki trudnej sztuki geografii? Służka położyła właśnie szczególnie piękny szmaragd w miejscu, gdzie powinna znajdować się stolica, wielkie miasto Memfis. Chwyciła kolejny kamień, tym razem czerwony rubin i… wsunęła go w dłoń Nefera. Wyraźnie zapraszała, by wziął udział w zabawie. Umieścił kamień w górze Rzeki, tam, gdzie wypadało miejsce Abydos. Królowa dołożyła trzy sztabki złota, symbolizujące piramidy zbudowane w pobliżu Stolicy przez Jej pradawnych poprzedników na tronie. Ujęła w dłoń kolejny szmaragd.

– Co myślisz o tej układance, kapłanie?

– Pani, to… niewyobrażalne… takie skarby. I bawi się nimi mała niewolnica.

– Irias nie jest niewolnicą… Ale powiedz, do czego użyłbyś tych kamieni, gdybyś miał je na własność?

– Nie wiem… ale pewnie wystarczyłoby tego, by nakarmić głodnych albo wyleczyć chorych.

– Wystarczą akurat do tego, by sprawić radość dziecku. – Nagłym ruchem Władczyni rzuciła klejnot na podłogę. Rozprysnął się na kamiennych płytach posadzki. – To szkło, kapłanie, barwione szkło. A to złoto… zwykła miedź zmieszana z cynkiem. Dałeś się oszukać. Słabo znasz się na kosztownościach, jak na kapłana.

– Pani, nigdy nie miałem z nimi do czynienia.

– W świątyniach często fałszuje się klejnoty. Lud ogląda błyskotki… a prawdziwe skarby spoczywają w dobrze ukrytych skrzyniach.

– Od takich skrzyń zawsze trzymano mnie z daleka, Pani… Zresztą nawet ich nie szukałem.

– Jak już powiedziałam, dziwny z ciebie kapłan. Mam jednak ochotę na inną rozrywkę niż ta układanka. Irias, przynieś, proszę, tę grę, której tak nie lubisz.

– Znowu… jest trudna i nudna, chociaż figurki są ładne.

– Nie dąsaj się. No, przynieś planszę i figury. Zagram z kapłanem, a ty pobawisz się piłką.

– Nie chcę bawić się piłką. Chciałabym przymierzyć Twoją koronę.

– Irias… Za dużo sobie pozwalasz. Co pomyśli o tobie nasz kapłan? – Czyżby twarz Władczyni pokryła się lekkim rumieńcem? – Idź wreszcie, to rozkaz – dodała z udawanym gniewem. Dziewczynka, wciąż nadąsana, przyniosła planszę z wyrysowanymi białymi i czarnymi polami oraz szkatułkę z pięknie wykonanymi, także białymi i czarnymi figurkami wojowników, jeźdźców, rydwanów bojowych. Wyrzeźbiono je z kości słoniowej i hebanowego drewna, inkrustując złotem i drobnymi klejnotami (tym razem chyba prawdziwymi), osadzonymi w miejscu królewskich koron czy ozdobnej broni, noszonych przez niektóre postacie[1].

– Znasz tę grę, kapłanie? Pochodzi z Indii, a ten komplet przywiozło w darze poselstwo.

– Jest naprawdę piękny… nigdy nie miałem okazji grać takim. Ale samą grę znam, o Pani. Jest dość popularna wśród oficerów i wyższych dowódców.

– Ale chyba nie w świątyniach? Znowu mnie zadziwiasz… Skoro tak, to nie muszę uczyć cię ruchów i zagramy od razu. Możesz usiąść przy stole. Jako Mój gość, zacznij białymi. – Jej zręczne palce rozstawiły figury na pozycjach wyjściowych.

– Gość? – Zdziwił się w duchu Nefer. Po chwili jednak pochłonęła go rozgrywka. Grywał niekiedy, wyobrażając sobie, że faktycznie dowodzi armią. Wysunął o dwa pola w przód wojownika stojącego w pierwszym szeregu przed białym królem. Amaktaris odpowiedziała ruchem czarnego wojownika na prawym skrzydle. Wykorzystał, to wysuwając w przód także wojownika osłaniającego królową. Opanował w ten sposób środek pola.

– Widzę, że grasz bardzo agresywnie. Czy to nie dziwne, jak na kapłana?

– Pani, nie jestem wojownikiem, ale nawet ja wiem, że uderzać należy szybko i mocno.

– Ale w ten sposób odsłaniasz i narażasz na niebezpieczeństwo Królową – Wysunęła przez wyłom na prawym skrzydle posłańca.

– Najlepszym sposobem zapewnienia Jej bezpieczeństwa jest zwycięstwo. A sama Królowa też nie unika zwykle boju. To król jest najsłabszą figurą i wymaga ochrony – wysuwając kolejnych wojowników, budował silną linię obronną na środku planszy.

– Tak, czasami należy odesłać go do kąta, by nie przeszkadzał” – dzięki uwolnieniu tylnej linii w szeregach swojej armii mogła istotnie przesunąć czarnego króla na prawe skrzydło, gdzie zyskał osłonę wprowadzonego do walki rydwanu.

– Królowa jest zawsze najsilniejszą z figur – zakończył budowę swojej fortecy i oczekiwał ataku. Istotnie, Władczyni przypuściła szturm na lewym skrzydle, zabijając dwóch białych wojowników kosztem jednego własnego.

– Grając agresywnie, tracisz życie żołnierzy – zauważyła.

– Czyż ich zadaniem nie jest poświęcenie życia dla swego króla… i oczywiście Królowej? – Dobrze rozstawione białe figury zatrzymały atak Amaktaris. W szeregi Jej armii wkradło się pewne zamieszanie. – Czyż Twoi żołnierze, o Pani, nie kochają Cię i nie skoczyliby za Tobą w ogień?

– Dzięki nim jeszcze żyję, nie mówiąc już o panowaniu… Dlatego chcę ich mieć zawsze w pobliżu. Ale jakie jest wobec tego zadanie Królowej? – Wprowadziła do boju czarną Królową, wzmacniając nadwyrężone linie.

– Wspierać i prowadzić swoich wojowników…. Prowadzić wszystkich poddanych. Lud Cię kocha, o Pani. – Użył własnej Królowej, naciskając na prawe skrzydło, gdzie bojaźliwie ukrywał się czarny król.

– Ale kapłani i arystokraci niekoniecznie. Mam jednak nadal Moich żołnierzy… – wysunęła teraz kolejnych wojowników na prawym skrzydle, parując atak przeciwnika.

– Sami żołnierze to za mało, wielu z nich to obcy najemnicy, musisz odwołać się do ludu Pani, a także pozyskać tych spośród arystokracji i kapłaństwa, którzy pozostają Ci wierni – ruszył stojących dotąd w odwodzie jeźdźca i rydwan, by wzmocnić nacisk.

„Co ja właściwie robię? Pod pretekstem gry pouczam Panią Górnego i Dolnego Kraju jak ma rządzić Królestwem? W dodatku Jej sytuacja nie wygląda najlepiej… na planszy oczywiście.”

– A jaka jest w tym wszystkim rola osobistego niewolnika Królowej? – Aby ratować zagrożone linie na prawym skrzydle zmuszona była do ryzykownej szarży osłaniającym dotąd króla rydwanem, który nagłym atakiem skosił białego jeźdźca.

– Sprawiać, by Królowa znajdowała w sobie siłę i wolę do działania – odpowiedział po krótkim namyśle. Osaczony i odcięty od reszty armii czarny rydwan padł pod ciosem prostego wojownika. – Z jakąż dumą ten wojownik musiał rzucić swoje trofeum do stóp białego króla… czy raczej Królowej – pomyślał.

– Tego Królowej nie powinno nigdy zabraknąć, inaczej nie byłaby godna korony, którą nosi. Coś jeszcze? – Czarna Królowa musiała teraz interweniować na prawym skrzydle, znowu przywracając porządek w nadwyrężonych szeregach.

– Powinien usuwać ciernie z Jej drogi, pył spod Jej stóp. A jeśli jest godny służby, którą go zaszczycono… także czuwać, by nie czyniła nieprzemyślanych kroków… i uniesiona źle pojętą dumą czy poczuciem obowiązku, nie narażała się na zbędne niebezpieczeństwo. – Zaatakował własnym rydwanem lewe skrzydło, siejąc tam zamieszanie wśród opuszczonych przez czarną Królową wojowników. Władczyni, zaabsorbowana przesuwaniem odwodów, zaniedbała na chwilę obronę swej najsilniejszej figury. Nefer rzucił teraz do ataku prawoskrzydłowy rydwan oraz posłańca, zagrażając – nieco osamotnionej – czarnej Królowej.

– Pozwalasz sobie na zbyt wiele. – Nefer nie wiedział, czy słowa Monarchini odnoszą się do sytuacji na planszy czy też do jego bezczelnych uwag. Możliwe, że do obydwu tych spraw. Nie próbowała uciekać, w oparciu o trwającą na swojej pozycji Królową usiłowała zorganizować na nowo obronę. Był to jednak zamysł spóźniony. Czarna armia zaczynała iść w rozsypkę.

– Najjaśniejsza Pani, Królowa nigdy nie powinna być samotna – jeden z białych wojowników zagroził bezpośrednio czarnej figurze.

– Królowa sama wie, jak powinna postępować – odpowiedziała. Zmarszczyła czoło, szukając wyjścia z sytuacji. W tym momencie przypomniała o sobie Irias. Znudzona widocznie układanką, zaczęła jednak bawić się piłką. Królowa i Nefer, pochłonięci grą i rozmową, nie zwracali na nią uwagi. Nagle piłka rzucona przez dziewczynkę odbiła się tak nieszczęśliwie od ściany, że spadła na planszę, przewracając figury.

– Irias. Co ty wyprawiasz? Czy nie możesz chociaż przez chwilę być spokojna? – Królowa po raz pierwszy okazała służce autentyczne niezadowolenie. Czyżby prawdziwą przyczyną była sytuacja na planszy? Szybko się jednak opanowała, widząc, że przestraszona dziewczynka jest bliska płaczu – Już dobrze, on i tak nie jest odpowiednim przeciwnikiem. Pomóż mi pozbierać figury. – Tym zadaniem zajął się ostatecznie Nefer, podczas gdy Amaktaris tuliła Irias. W końcu pomogły mu jednak zebrać kilka figur.

– Masz pecha, kapłanie. Jeszcze chwila, a zaproponowałabym ci remis. Mógłbyś się nim chlubić. Oczywiście, gdybyś go przyjął.

– Przyjąłbym, o Pani.

Obrzuciła go uważnym spojrzeniem.

– Potrafisz toczyć batalię, ale nie potrafisz zwyciężać – skomentowała.

– Najwspanialsza z Bogiń, nie zawsze zwycięstwo jest tego warte.

– Mylisz się, ale, na szczęście, to Ja jestem Panią Obydwu Krain i to Ja decyduję czy i kiedy warto zwyciężać.

Na to nie znalazł odpowiedzi. Miała oczywiście słuszność.

– Pani… dlaczego mnie kupiłaś? – Nefer zadał pytanie, które nurtowało go od samego początku.

– Bo byłeś tani” – przynajmniej nie nazwała go niewolnikiem, jak zawsze, gdy była z niego niezadowolona. – Ale muszę przyznać, że czasami okazujesz się przydatny. Może nawet zabiorę cię w kolejną podróż po Kraju. Jeśli przeżyjesz do tego czasu, rzecz jasna – dodała z wyraźnym błyskiem w oku.

– Najwspanialsza z Bogiń, może Tym razem Górny Kraj dostąpi zaszczytu Twej wizyty? Nigdy nie byłaś choćby w Abydos.

– To prowincjonalne miasto, niezbyt ważne. Dlaczego miałabym udać się właśnie tam, kapłanie?

– To istotnie prowincja, o Pani. Ale Abydos jest ważne. Prowadzi tamtędy szlak na Południe. To brama do bogactw Czarnych Krain – złota, kości słoniowej, egzotycznych zwierząt i drewna. A także nubijskich najemników i… czarnych niewolników.

– Mam już jednego niewolnika z Abydos i sprawia mi mnóstwo kłopotów – w Jej głosie nie dało się jednak wyczuć gniewu. – Robi się późno, a jutro mamy wiele pracy. Ty też, kapłanie. O świcie oczekują cię na placu ćwiczeń. Czas spać.

Nefer uświadomił sobie, że w zasadzie nie ma pojęcia, dokąd powinien udać się na spoczynek. Okazało się jednak, że Królowa przewidziała ten drobny problem.

– Irias, przynieś, proszę, matę do spania.

– Tę, którą przygotowałaś wczoraj, o Pani?

– Irias! Przynieś tę matę i nie mów już tyle – ponownie zirytowała się Królowa. Obrzuciła spojrzeniem plecy i ramiona Nefera. – „I jeszcze mój koszyk z przyborami – dodała łagodniej.

– Kładź się – zadysponowała, gdy dziewczynka rozłożyła matę przy ścianie. –Twoje plecy nie wyglądają najlepiej. Chyba bardzo bolą? – Spytała niewinnie.

– Ty wiesz, o Boska Pani – odparł cicho Nefer.

– Zasłużyłeś– powiedziała po prostu. –Ale nie chcę, byś teraz cierpiał bez potrzeby. Siniaki i oparzenia słoneczne to już nie moje dzieło.

Jej długie palce delikatnie badały ślady na plecach, ramionach, pośladkach i udach niewolnika. Ich dotyk sprawiał, że przeszywał go dreszcz. Sięgnęła do koszyka po garnuszek, z którego nabrała jakąś maść. Wcierała ją zdecydowanymi, szybkimi ruchami dłoni. Ból stał się na moment silniejszy, ale po chwili maść zaczęła działać kojąco. Natarła ramiona i plecy Nefera, a gdy dotarła do również poznaczonych śladami chłosty pośladków – zatrzymała dłonie przy bardzo intymnym miejscu jego ciała.

– Ciekawe, czy próbowałeś kiedyś miłości, przez niektórych zwanej doskonałą? – Spytała bez żadnych wstępów.

– Nie, Pani. Nie mam i nigdy nie miałem takich upodobań.

– Podobno w świątyniach to dość częste, zwłaszcza z udziałem zwierzchników i młodszych kapłanów? – Nefer aż wzdrygnął się z odrazy, przypominając sobie wysuszoną postać arcykapłana Hethora.

– Ominęło mnie to wątpliwe szczęście, o Pani. Widocznie uznano, że jestem zbyt mało atrakcyjny lub za nisko urodzony.

– Możliwe – odpowiedziała z pewnym powątpiewaniem. – Ale istotnie, wygląda na to, że mówisz prawdę. – Jej dłonie wznowiły pracę, kończąc wcieranie maści w uda niewolnika. – To powinno pomóc. Tylko uważaj na siebie, nawet moje lekarstwa mają ograniczoną skuteczność – dodała wesoło.

Poleciła mu wstać i podejść do ściany w miejscu, gdzie nadal przypięty był łańcuch. Na skinienie Królowej Irias przysunęła tam matę. Władczyni pochyliła się, skróciła nieco łańcuch i bez żadnego skrępowania umocowała ogniwo do pierścienia na genitaliach niewolnika. Okazało się, że przewidziano tam w tym celu specjalny zaczep. Upewniwszy się co do solidności zapięcia, Bogini skierowała się do wyjścia z komnaty, zabierając ze sobą Irias, która tymczasem pogasiła lampy. W zapadającym półmroku kapłan zauważył, że Królowa odwróciła się jeszcze na chwilę.

– To chyba bardzo wygodne posłanie jak na niewolnika. Tylko uważaj, o czym myślisz i o czym śnisz – zakpiła. – Dobrej nocy, spotkamy się rano na placu ćwiczeń.

Skrócony łańcuch okazał się na tyle długi, że Nefer mógł się położyć, ale na tyle krótki, by skutecznie ograniczyć jego ruchy. Nie była to może zbyt komfortowa sytuacja, ale i tak o niebo lepsza niż jego poprzedni nocleg w niewolniczej zagrodzie. Tyle, że rzeczywiście będzie musiał uważać o czy myśli i o czym śni… Zwłaszcza, że ostatnią noc z Aną spędził ile to już… przed ponad miesiącem… Tymczasem myśli same pchały się do głowy.

To był doprawdy niezwykły dzień. Zaczynał jako niewolnik najniższej kategorii, wystawiany na sprzedaż za bezcen. Teraz nadal był niewolnikiem, ale jednak osobistym niewolnikiem samej Pani Górnego i Dolnego Kraju. Miał Jej służyć, co samo w sobie było jeszcze niedawno jego niewyobrażalnym marzeniem. Uroda, duma i sposób bycia Monarchini wywierały na nim wielkie wrażenie. Zdążył już doświadczyć zmienności nastrojów swej nowej Pani. Dostąpił zaszczytu ucałowania Jej stóp, poczuł nacisk tych samych, władczych stop na karku, podobnie jak dotyk delikatnych palców wcierających kojącą maść w jego obolałe plecy. Obolałe zresztą głównie po chłoście, na którą go skazała i której przypatrywała się beznamiętnie. A może jednak z przyjemnością, jak zdawały się wskazywać pewne aspekty Jej zachowania?

Poczuł, że wkracza na niebezpieczne tory, grożące nawrotem bólu… Starał się uciec myślami do Any i Abydos… okazało się to trudne. Jego aktualna sytuacja była zbyt absorbująca, wspomnienia okazały się nieco… odległe. Przynajmniej Władczyni pozwoliła mu napisać list i obiecała nie karać jego żony i matki. To już było coś. Myśli nieuchronnie powróciły do Królowej. Pokazała mu tyle twarzy… Surowa dawczyni sprawiedliwości, zimna i wyniosła podczas sądów, emanująca wręcz okrucieństwem na Placu Śmierci, a zarazem troskliwa pielęgniarka przynosząca ulgę cierpiącym biedakom. Nawet własnemu, krnąbrnemu – musiał to uczciwie przyznać – osobistemu niewolnikowi. Wielka przyjaciółka dzieci, zarówno wtedy, gdy troszczyła się o nie, jak i wówczas, gdy karała bezlitośnie tych, którzy je skrzywdzili. Wyszkolona i zręczna wojowniczka na placu ćwiczeń i szukająca wytchnienia po męczącym dniu młoda kobieta, znajdująca przyjemność w towarzystwie ulubionej, rozpieszczanej służki oraz… chyba także nowego, osobistego niewolnika.

Właśnie, jakie wrażenie wywarł na Królowej? Pewnie nie najlepsze, kpiła trochę z jego wyglądu, straszyła kastracją, narzekała na bezczelność i brak wyszkolenia w służbie. W kilku momentach Bogini spojrzała może jednak na niego łaskawszym okiem? Ten znak głowy szakala, to mógł być ważny trop w sprawie, do której podchodziła z osobistą pasją. Dziwna partia tej indyjskiej gry… podczas której wysłuchiwała jego uwag w sprawach państwa… ba, sama zachęcała do ich wygłaszania. Szczęśliwie się złożyło, że Irias przerwała grę. Był pewien, że Królowa nie zaproponowałaby remisu… walczyłaby do upadłego… i co wtedy?

Ta Jej duma, która nakazywała Monarchini zawsze brać wszystko na swoje barki. Nawet podczas gry używała głównie Królowej. To wprawdzie najsilniejsza z figur, ale nie zdoła zwyciężyć w pojedynkę. Szczerze mówiąc, Nefer wykorzystał tę słabość Władczyni podczas rozgrywki. Czy Pani Górnego i Dolnego Kraju naprawdę walczy samotnie? Czy nie może liczyć na wsparcie? Podczas dzisiejszego dnia zaprowadziła swego niewolnika w rożne miejsca i pokazała go różnym osobom. Dopiero teraz uświadomił sobie, że wszyscy oni… obydwaj Mistrzowie, żołnierze, sierżant, nawet na swój nieco dziecinny sposób Irias… wszyscy byli oddani Bogini ciałem i duszą. Mistrz Apres był zresztą z pewnością kimś znacznie ważniejszym, niż tylko pałacowym katem i ewentualnie zarządcą więzienia. Rozmowa na murach wskazywała na to dość wyraźnie. Także sierżant sprawiał wrażenie raczej dowódcy gwardii niż zwykłego podoficera.

„Ona zaprowadziła mnie tylko do przyjaciół. Chciała, bym ich poznał… oraz by oni poznali mnie. Nawet Harfan… Najjaśniejsza była niezadowolona z wyniku naszej walki i wrogości wojownika.” – Nefer nie potrafił co prawda żałować swego postępku, ale postanowił, że jutro postara się szczerze przeprosić żołnierza. Może to posłuży Jej planom. Z drugiej strony w Pałacu Królowa musi mieć też wrogów. To nieuniknione, zwłaszcza w sytuacji, gdy ma przeciwko sobie wielu kapłanów i arystokratów. Wrogów Władczyni zdawała się trzymać od niego z daleka. Jednym z nich był chyba książę Nektanebo, kuzyn Królowej. Scena widziana z murów i ogólnie znane praktyki Księcia nie budziły raczej entuzjazmu Monarchini. No i czy przypadkiem nie mógł on mieć nadziei na objęcie tronu, jeśli… tu myśli Nefera zatrzymały się, przerażone.

„Tak, podziwiam Ją i wielbię… chciałbym dołączyć do grona Jej przyjaciół. Jeśli uda mi się zdobyć Jej zaufanie…” – Zamiar wydał mu się nieco szalony, był w końcu tylko zwykłym niewolnikiem. Czy jednak naprawdę podobnym setkom innych sług w Pałacu? Osobisty niewolnik Królowej stawał się ważną figurą już przez sam fakt częstego przebywania przy Osobie Władczyni. Hierarchia dostępu do Jej Osoby była może mniej formalna, ale z pewnością nie mniej ważna niż hierarchia urzędów czy bogactwa. Może to z tego powodu tak starannie wybrała miejsca odwiedzone podczas dzisiejszego spaceru?

Nie wierzył już, że Bogini kupiła go na placu pod wpływem jakiegoś nagłego impulsu czy z powodu niskiej ceny. Musiał wcześniej wzbudzić Jej zainteresowanie. Irias wygadała się niechcący w sprawie maty do spania. Uświadomił sobie, że Amaktaris Wspaniała potrafi być w razie potrzeby znakomitą aktorką, a wszystko, co spotykało go od pewnego czasu, zostało starannie zaplanowane. No, może niezupełnie wszystko. Okazał się bowiem krnąbrnym i samowolnym sługą.

Nagle naszła go kolejna myśl. Musiał przecież mieć poprzednika, czy nawet poprzedników. Co się z nim stało? Czy zawiedli zaufanie Władczyni, zginęli w Jej służbie, a może po prostu się Jej znudzili? To ostatnie wydało mu się najmniej prawdopodobne. Królowa zdawała się zbyt starannie wybierać swych osobistych niewolników, by następnie oddalać ich pod wpływem kaprysu. Tak czy inaczej, nikt choćby nie zająknął się na ten temat, nawet Irias, której usta rzadko się zamykały. Sam też niczego więcej teraz nie wymyśli. Pora spać, jego los, tak jak poprzednio, pozostaje nieznany, i tak jak poprzednio, zależy od Bogini.

XIV

Pomimo zapowiedzi Królowej, że będzie potrzebny od świtu, jednak zaspał. Obudził go niezbyt delikatny kopniak stopy obutej w wojskowy sandał. Stał nad nim żołnierz, chyba jeden z obecnych wczoraj na placu, w stroju ochronnym i z orężem. Nefer potrafił już zauważyć, że była to broń ćwiczebna. W dłoni trzymał klucz do krępującego kapłana łańcucha.

– Wstawaj. Spóźnisz się na plac, Grubasku – chyba dorobił się nowego przezwiska.

– Panie, jestem przykuty do ściany…

– Księżniczka przypinała Cię na stojąco, więc nie opowiadaj głupot tylko rusz tyłek. Chyba nie myślisz, że będę cię obmacywał w takiej pozie?

Wobec podobnego obrotu rozmowy, Neferowi nie pozostało nic innego jak wstać, pomimo bólu zmęczonych mięśni i napiętego groźnie łańcucha.. Przynajmniej maść Królowej okazała się skuteczna. Ślady po biczu, odparzenia i otarcia dawały się we znaki znacznie mniej niż poprzednio. Żołnierz odpiął łańcuch, na szczęście, wbrew zapowiedzi, nie miał jednak ochoty na żadne obmacywanki. Nie było mowy o myciu czy śniadaniu. Ruszyli prosto na plac.

Zastali tam większą niż poprzedniego dnia grupę żołnierzy. Była też sama Bogini, w pełnym stroju ćwiczebnym. Zajęta rozmową z sierżantem Tereusem, nie zwróciła najmniejszej uwagi na swego spóźnionego osobistego niewolnika. Nowy przewodnik polecił mu nałożyć ochraniacze, na prośbę Nefera zezwolił jednak wcześniej na skorzystanie z wojskowej latryny. Tymczasem podoficer dobierał żołnierzy w pary. Wkrótce okazało się, że na Nefera czeka oczywiście Harfan. Musiał dostać instrukcje od Władczyni i sierżanta, bo nie próbował już rzucać się na kapłana, tylko zmierzył go pochmurnym spojrzeniem. Królowa skinęła znacząco dłonią i Nefer przypomniał sobie własne rozkazy. Zbliżył się do Libijczyka i pochylił głowę w ukłonie.

– Szlachetny wojowniku. Wczoraj postąpiłem w sposób niegodny i podstępny. Szczerze proszę o wybaczenie i o to, byś zechciał mnie nadal uczyć. – To nie było łatwe i słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Pomyślał jednak o Bogini i o podjętych postanowieniach… poszukał tam siły. Harfan przyglądał mu się ponuro… on też miał swoje urazy.

– Przysięgałem, że cię zabiję. Ale potem pomyślałem, że nie będę brudził mojego oszczepu kimś takim jak ty. Takim żółtodziobem, egipskim niewolnikiem… Zabiję cię, gdy już się czegoś nauczysz. Więc ucz się szybko, Grubasie…

– Harfanie, nie zapominaj, że masz go szkolić. Wszyscy wiedzą, że jesteś lepszym żołnierzem. Nie musisz tego udowadniać – Władczyni uznała za stosowne przypieczętować ich kruchy rozejm. – Ty zaś pamiętaj, gdzie możesz szukać źródła dumy, jeśli już koniecznie musisz ją mieć. Zaczynajcie. – Odeszła, by zająć się własnymi ćwiczeniami.

– Patrz uważnie, co robię – Harfan zaatakował celowo powoli. Efekt był ten sam co zawsze, zwód, cios w bok i Nefer leżał na placu. Przynajmniej jednak zauważył, jak przeciwnik prowadził oszczep.

– Tak załatwia się Syryjczyków – rzucił Libijczyk. – Ale to marni oszczepnicy. Uważaj teraz. – Tym razem wykonał bardziej skomplikowany manewr. Udawany atak na nogi, zwabienie oszczepu przeciwnika, finta i związanie go własnym, przygięcie do ziemi, a wreszcie cios w krocze wyprowadzony od dołu.

– Tak załatwia się Nubijczyków, a to dobrzy wojownicy.

– A jak załatwia się egipskich niewolników? – Spytał Nefer, podnosząc się z pewnym trudem.

– To widziałeś już wczoraj i nie musimy tego ćwiczyć – czyżby Harfan żartował? – Teraz sam zaatakuj, tak jak ja za pierwszym razem. I przyglądaj się co robię. – Libijczyk udał, że dał się nabrać na prosty zwód, zręcznie wsunął oszczep pod drzewce zamierzającego zadać cios kapłana, podbił je w górę i w bok. Odsłonięty Nefer wystawił się w ten sposób na kontratak. Wojownik poprzestał jednak na lekkim pchnięciu w pierś.

– Dobrze. Teraz sam spróbuj. – Obrona Nefera okazała się dużo mniej udana, nie udało mu się podbić oszczepu i walnięty w bok wylądował na placu. Harfan poruszał się zbyt szybko.

– Jeszcze raz – zadysponował wojownik. Tym razem wolniej przesuwał oszczep i Neferowi udało się go zablokować. Libijczyk wywinął się i zdołał ominąć zasłonę przeciwnika kolejną fintą. Ponownie powstrzymał własny cios.

– Lepiej. Musisz jednak reagować szybciej. Jeszcze raz.

Nefer zauważył pewną prawidłowość. Gdy udawało mu się osiągnąć jakieś powodzenie, Harfan – który co prawda zawsze był ostatecznie górą – okazywał zadowolenie z jego postępów i uderzał słabo, zadając cios czy kontratakując. Jeżeli kapłan nie popisał się, był bezlitośnie karcony powaleniem na ziemię. Ta metoda nauczania, o którą nigdy by przeciwnika nie podejrzewał, zaczynała przynosić pewne efekty. Przynajmniej starał się ze wszystkich sił, by uniknąć kolejnych uderzeń i przykładał się do ćwiczeń. Po pewnym czasie sierżant zarządził przerwę. Dziś nie było piwa, każdy mógł jednak napić się do woli świeżej wody. Gdy Nefer i Harfan stawali do kolejnej rundy, podeszła do nich szybkim krokiem Królowa. Bez słowa, za to z całą siłą uderzyła kolejno własnym oszczepem w broń Libijczyka, a następnie kapłana.

– To chyba wyzwanie – pomyślał Nefer. Zdumiony zauważył, że Harfan pochylił głowę i rzucił swój oszczep do stóp Władczyni. Nie przyjął walki, pomimo wczorajszych, buńczucznych zapowiedzi. Czyżby wystraszył się groźnej postawy Królowej? Nefer miał zamiar postąpić podobnie. Pojedynek z Boginią nie rokował dobrze, niezależnie od szans ewentualnego sukcesu. Amaktaris wyczuła chyba jego intencje.

– Tobie nie wolno odrzucić oszczepu. Nakazuję ci walczyć, niewolniku. – Zachowywała się tak dziwnie, z jakąś determinacją i złością, że Nefer poczuł obawę. – Stawaj.

Nie pozostawiła mu innej możliwości. Przyjął niechętnie prostą pozycję obronną, której zdążył nauczyć go Harfan. Władczyni nie bawiła się w żadne podchody i naukę. Zaatakowała szybko i zwinnie. Po chwili Nefer runął na ziemię. Który to już raz zapoznał się z piaskiem placu ćwiczeń? Nie ostatni, jak miało się okazać. Trudno było mu to ocenić, ale odniósł wrażenie, że Królowa górowała nad Harfanem szybkością, rekompensując tym nieco mniejszą siłę. No i jak miał właściwie walczyć ze swoją Panią? Postanowił tylko parować Jej uderzenia. Szybko zorientowała się w tej taktyce.

– Walcz, niewolniku… albo sama cię do tego zmuszę – wyprowadziła nagły atak, celując grotem w jego oczy. Odskoczył w ostatniej chwili. Jeszcze wczoraj poleciła Harfanowi, by nie mierzył w twarz, teraz sama kierowała tam ciosy. I to z taką zaciętością. Kapłan wystraszył się. W obawie przed poważnym zranieniem, zaczął walczyć naprawdę. Niewiele to zresztą zmieniło. Władczyni posługiwała się oszczepem lepiej nawet niż Harfan. Klika razy posłała go na piasek, używając zwodów i pchnięć których Libijczyk mu nie pokazał. Żołnierze, jak zwykle, dopingowali swoją ulubienicę.

– Wybrałaś się na tańce Księżniczko? – zawołał jeden z widzów, gdy powaliła Nefera w szczególnie widowiskowy sposób. – Może sprowadzimy muzykantów i wtedy Grubaskowi pójdzie lepiej?

– Sama mu zagram i niech to wystarczy” – uderzyła drzewcem w hełm tak, że istotnie Neferowi zadzwoniło w uszach. Kapłan zacisnął wargi. Nie, nie potrafił nienawidzić swojej Bogini… ale był tego niebezpiecznie bliski. O co Jej chodziło? Chciała go znowu upokorzyć? Ale skąd ten gniew, który dostrzegał w Jej oczach? W kolejnym starciu cofał się cały czas i po chwili został przyparty do jednej ze ścian otaczających dziedziniec. Bez możliwości manewru, z trudem parował ciosy. Oszczepy były wprawdzie bronią ćwiczebną, ale także tępe ostrze mogło poważnie zranić albo nawet zabić. Zwłaszcza, jeżeli uderzenie skierowano w czułe miejsce – a tych Władczyni nie zamierzała najwidoczniej oszczędzać.

– Walcz niewolniku. Walcz najlepiej jak potrafisz. Obronisz się albo zginiesz – rzuciła mu w twarz, gdy ich drzewca splotły się na chwilę w zwarciu.

– Pani, nie jestem wojownikiem. Nie umiem walczyć. Przecież o tym wiesz. – zawołał z rozpaczą.

– Jesteś kłamcą. Nie można ci wierzyć – wyszła ze zwarcia, zebrała się w sobie i wyprowadziła cios skierowany w gardło przypartego do muru przeciwnika. W stroju ochronnym znajdowała się tam wąska, lecz niebezpieczna szczelina. Oszczep Królowej ominął spóźnioną zasłonę i sięgnął celu. Nefer obserwował jednak Jej oczy i, odgadując uderzenie, zdołał rzucić głowę w bok. Broń Amaktaris trafiła niespodziewanie w szeroką, metalową obrożę na jego szyi. A ponieważ kapłan był właśnie w trakcie uniku, drewniany grot ześlizgnął się i z całą siłą ugodził w mur. Zaklinował się w jakiejś szparze, a moc pchnięcia była tak duża, że drzewce wygięło się w łuk i po chwili pękło z trzaskiem, sypiąc na wszystkie strony drzazgami. Władczyni zachwiała się i niesiona siłą własnego uderzenia postąpiła krok do przodu, tracąc równowagę. W tej chwili była całkowicie odsłonięta i Nefer mógł Ją ugodzić w dowolne miejsce i w dowolny sposób. Odskoczył jednak tylko w bok, oddalając się od muru. Przecież nie mógł zaatakować czy zranić Bogini, nawet jeżeli Ona z niewiadomych przyczyn omal go nie zabiła. Skrzywiła usta w grymasie bólu lub rozczarowania, zajęła pozycję i zasłoniła się ułamkiem oszczepu. Kapłan chciał przerwać walkę, ale Amaktaris najwyraźniej zamierzała kontynuować. Tak jak wczoraj, podczas gry, nie potrafiła się wycofać. Ale przecież nie mógł nacierać… Zanim zdołał podjąć decyzję, na jego plecy spadło straszliwe uderzenie. Pomimo ochraniacza poczuł tępy ból, a siła ciosu rzuciła go w przód. To sierżant smagnął go biczem. Nefer oparł się plecami o mur.

– Rzuć broń, niewolniku – głos podoficera pełen był wściekłości. Kapłan spojrzał na Królową. Podbiegli do niej żołnierze i, osłaniając przed przeciwnikiem, odprowadzali na bok. Wyraźnie utykała.

„Przecież nawet Jej nie tknąłem” – pomyślał. Nie miał jednak czasu, by zastanawiać się nad tym dłużej.

– Powiedziałem, rzuć oszczep i na kolana – sierżant nie zamierzał ustępować. Nefer mocniej ścisnął drzewce. Przed paroma chwilami Królowa zabroniła mu odrzucić oszczep i czuł teraz niezrozumiałą niechęć do wykonania rozkazu Tereusa.

– Dostałem oszczep z woli naszej Pani i oddam go tylko na Jej rozkaz. – Władczyni, nadal otoczona żołnierzami, którzy teraz zajmowali się gorączkowo Jej lewą stopą, nie widziała chyba co się dzieje, a przynajmniej nie zwracała na to uwagi. Wojownik zmierzył przeciwnika twardym spojrzeniem, odrzucił bicz i dobył miecza. Miecza z kutego, ostrego brązu. To nie była broń ćwiczebna lecz prawdziwe narzędzie śmierci. Nefer zawahał się. Uzbrojony w swój oszczep z drewnianym, tępym grotem, nie miał przecież żadnych szans w walce z sierżantem. Nie miałby ich zresztą także w odwrotnej sytuacji. Wczoraj Tereus wydawał się życzliwy, nawet na swój szorstki sposób przyjazny. Teraz nic z tego nie zostało. Niebezpieczeństwo, w jakim znalazła się jego ukochana Księżniczka, uczyniło zeń groźną maszynę do zabijania.

– Masz ostatnią szansę. Rzuć oszczep i na kolana. W przeciwnym razie, zabiję cię. – Powiedział to spokojnie, ale ten właśnie spokój i pewność budziły tym większą grozę. Jakiś żołnierz bandażował teraz stopę Królowej, odwróconej plecami do sceny rozgrywającej się przy murze. Nefer pomyślał, że sierżant istotnie to zrobi. Nie skończy się na zranieniu czy rozbrojeniu. Sprawy zaszły za daleko. Wojownik po prostu musi złamać albo zabić krnąbrnego niewolnika, inaczej utraci autorytet w oczach swoich ludzi. Jeszcze przed chwilą ośmielał się krytykować w duchu Boginię za niechęć do wycofania się, a teraz sam przejawiał podobnie głupią dumę. Amaktaris była jednak Władczynią, Panią Obydwu Krajów i miała prawo do dumy. A on? Niewolnik?

„Decyduj głupcze” – pomyślał. – „Ona ci teraz nie pomoże. Zachowaj dumę albo życie.” – Rzucił oszczep i uklęknął. Sierżant schował miecz, może nawet przez jego marsową twarz przemknął ślad ulgi.

– Brać go. I zdjąć z niego ochraniacze. – Kilku żołnierzy sprawnie wykonało rozkaz. Inni nadal skupiali się wokół Monarchini, teraz stojącej już o własnych siłach.

– Przeklęte wypierdki osła, wymiociny szakala. Jak mogliście dopuścić do czegoś takiego? To ma być straż przyboczna? Durnie! Byle niewolnik może zagrozić waszej Królowej? Chyba zastąpię was rekrutami z najbardziej zapadłej dziury w tym kraju! – Żołnierze pospuszczali głowy. Tereus miotał się i przeklinał, zły na cały świat i siebie przede wszystkim.

– Wystarczy sierżancie. To Ja chciałam tej walki, twoi ludzie w niczym nie zawinili.

– Opatrzyliście chociaż Księżniczkę? Jeśli ten łajdak Ją zranił…

– To tylko draśnięcie, sierżancie. Drzazga z ułamanego oszczepu wbiła się w stopę, nic mi nie będzie. Dajcie tu niewolnika.

Po chwili Nefera rzucono do nóg Władczyni. Nadal sprawiała wrażenie zagniewanej. Skinęła dłonią i jeden z żołnierzy podał jej bicz.

– Dlaczego walczyłeś tak nieudolnie? Dlaczego się nie obroniłeś?

– Najjaśniejsza Pani, nie jestem wojownikiem i nie potrafię walczyć. Broniłem się jak umiałem. – Na jego nagie już plecy spadło smagniecie bicza. Uderzenie zadane ręką samej Bogini bolało jak każde inne, mógł się teraz o tym przekonać.

– Wczoraj pokonałeś Harfana. Doświadczonego żołnierza. To był przypadek? – Jej słowom towarzyszył kolejny raz. Nefer skulił się.

– Miałem szczęście.

– Tak jak dzisiaj? Twoje imię oznacza wprawdzie szczęście, ale masz go ostatnio zbyt wiele! Okłamałeś mnie wczoraj. Możesz kłamać i teraz. Może tylko udajesz niedołęgę? I dlaczego nie chciałeś oddać oszczepu? – Jeszcze jedno smagnięcie, nieco jakby słabsze.

– Sama mi tego zabroniłaś, o Najwspanialsza z Bogiń.

– Znowu ta twoja duma. Omal przez nią przed chwilą nie zginąłeś – jednak zauważyła, co wydarzyło się pomiędzy nim a sierżantem. – Ale poskromię ją. Dawać sznur. – Rzuciła Neferowi koniec podanej przez kogoś dość grubej linki – Na kolana i pokaż, że potrafisz być dobrze wyszkolonym niewolnikiem.

Drżącymi ze zdenerwowania dłońmi przywiązał sznur do pierścienia przy obroży. Chciał podać wolny koniec Władczyni. Nie przyjęła go. Zdezorientowany i wystraszony rozglądał się po otaczających ich żołnierzach.

– Czy teraz w taki sposób wyprowadzasz na spacer swoje psy? To coś nowego, Księżniczko – zadrwił Harfan, spoglądając znacząco na niewolnika. Być może chciał mu pomóc, pod wpływem szyderstwa żołnierza kapłan zrozumiał bowiem z opóźnieniem intencje Królowej. Znowu gorączkowo zajął się sznurem. Monarchini cierpliwie pozwoliła mu odwiązać go od obroży i przymocować do zaczepu na pierścieniu krępującym genitalia. Dopiero wtedy przyjęła sznur, który Nefer podał Jej w ustach. Silnym szarpnięciem sprawdziła solidność węzła… oraz swoją władzę nad niewolnikiem.

– Wystarczy na dzisiaj. Sierżancie, kontynuujcie bez nas – prowadząc Nefera skierowała się ku przejściu wiodącemu na komnaty.

„Czy zawsze muszę opuszczać ten plac w taki sposób? Przynajmniej dzisiaj pozwoliła mi wstać. Ale skąd ta złość? I dlaczego nazwała mnie kłamcą?” – Gubił się w domysłach, idąc za swoją Panią. Zarzuciła mu kłamstwo i chciała zabić! Teraz dopiero dotarło to do niego w całej pełni. Atakowała na serio, a ostatni cios… sięgnął szyi. Gdyby nie ta niewolnicza obroża, leżał by teraz z rozprutym gardłem. I pytała, pytała z autentycznym gniewem, dlaczego się nie obronił? Czyżby spodziewała się, że zdoła sparować to uderzenie? Przecież tego nie potrafił… Czy Królowa bierze go za kogoś innego niż w rzeczywistości? Wczoraj wieczorem, na komnatach, znowu zachowywała się wobec niego bardziej niż życzliwie. Nie mogła aż tak udawać, zamierzając rankiem własnoręcznie zabić swego niewolnika. Nie była do tego stopnia perfidna, w to nigdy nie uwierzy. Coś musiało się stać od wczoraj. Ale co? Przyszło mu do głowy tylko jedno. Dowiedziała się o jego postępku na Placu Śmierci. O tym, że podał wodę więźniarkom. I co gorsza – teraz dopiero wystraszył się naprawdę – nie wyznał tego, gdy miał okazję… tam, na murach.

„Uważa mnie za kłamcę, bo wtedy rzeczywiście skłamałem. Ze strachu, ale jednak skłamałem… Myśli, że mogę oszukiwać Ją i w innych sprawach. Straciłem Jej zaufanie zanim jeszcze zdołałem je zdobyć. Jak to naprawić?” – Pogrążony w tych niewesołych rozważaniach nie zwracał większej uwagi na otoczenie. Byli już w korytarzu prowadzącym do prywatnych apartamentów Królowej. Władczyni, inaczej niż poprzedniego dnia, nawet nie szarpała za sznur. Szła powoli. Chyba jednak dokuczała Jej zraniona noga, znowu bowiem zaczęła utykać. Pewnie z tego powodu przerwała ćwiczenia. Po chwili przystanęła, zachwiała się i oparła się o ścianę. Zawahał się. Pragnął podtrzymać Boginię… ale przecież nie miał prawa dotknąć Jej bez pozwolenia. Za coś takiego niewolnik, nawet osobisty niewolnik, mógł stracić rękę… albo gorzej. Królowa odepchnęła się od ściany i chciała iść dalej. Tym razem omal nie przewróciła się w drugą stronę. Nefer nie wytrzymał, podbiegł do swojej Pani.

– Najjaśniejsza, pozwól, pomogę Ci.

– Zostaw mnie niewolniku. Do komnaty już niedaleko. Muszę tylko trochę odpocząć… – Jej głos – niekiedy melodyjny, niekiedy rozkazujący, innym znów razem łagodny lub w razie potrzeby groźny, ale zawsze czysty i dźwięczny – był tym razem zmieniony i ochrypły. Uczyniła jeszcze kilka kroków, wstępując na schodki prowadzące do nieodległego już wejścia na apartamenty.

– Nikt nie powinien… – Nie zdołała dokończyć, tracąc równowagę, osunęła się w tył. Był za daleko, a może przestraszył się konsekwencji złamania rozkazu. Tak czy inaczej, zanim zdążył pospieszyć z pomocą, Najwspanialsza upadła. Nieszczęśliwie się złożyło, że stała akurat na szczycie schodów. Stopni było zaledwie cztery, ale to wystarczyło, by spadła na plecy z głuchym łoskotem i bez odrobiny wdzięku, z jakim łagodziła upadki na placu ćwiczeń. Pozostała bez ruchu na kamiennych płytach podłogi.

XV

Nie bacząc już na nic podbiegł do leżącej bezwładnie Bogini. Nie dawała znaku życia.

Zauważył, że upadając uderzyła się w głowę, o czym świadczyło brzydkie rozcięcie na skórze i ślady krwi wśród włosów.

– Pani, Wielka Pani, nic Ci nie jest? – Pytał gorączkowo, nie widząc żadnej reakcji z Jej strony. Królowa najwidoczniej straciła przytomność, z pewnością potrzebowała pomocy? Tylko gdzie jej szukać? Najprostszym wyjściem wydawał się powrót na plac ćwiczeń. Przy obecnym stanie umysłów, sierżant i jego ludzie, widząc krwawy ślad na tyle głowy Amaktaris, mogli łatwo uznać Nefera za winowajcę, który targnął się na życie Monarchini. Nie miał co prawda żadnego narzędzia, którym mógłby zadać cios, ale czy ktoś będzie o to pytał? Czy ktokolwiek uwierzy, że myśl o podobnym czynie mroziła mu serce? Może należało zostawić Boginię i poszukać ratunku gdzie indziej? Poczuł jednak wewnętrzny opór przed pomysłem porzucenia swej Pani w jakimś korytarzu, nawet celem sprowadzenia pomocy.

Przypomniał sobie, że chciała, by zaprowadził Ją na komnaty. Pochylił się, przełożył jedną rękę pod plecy Monarchini, drugą wsunął w zgięcie kolan. Mógł Ją teraz nieść, wzmocnił uchwyt, gdyż przelewała się bezwładnie przez jego ręce. Traktując w tak bezceremonialny sposób nieprzytomną Panią Górnego i Dolnego Kraju popełniał kilka poważnych przestępstw naraz, ale w tej chwili nie dbał o to. Amaktaris była wysoka, a ciężaru dodawały też ćwiczebny pancerz i ochraniacze. Z pewnym trudem udało mu się dotrzeć do nieodległej na szczęście komnaty, gdzie złożył Królową na podłodze. Po drodze nie spotkał nikogo, dzięki niech będą wszystkim Bogom. Uświadomił sobie, że każde takie spotkanie mógł w obecnej sytuacji łatwo przypłacić głową.

Bogini nadal nie dawała znaku życia. Zauważył, że Jej twarz przybrała barwę szarości. Pochylił się i z przerażeniem nie wyczuł oddechu. Przypomniał sobie opowieści Any i przykładając rękę do szyi Monarchini usiłował wyczuć drgnięcia krwi płynącej w żyłach. Nic nie poczuł, i to raczej nie tylko dlatego, że nie miał specjalnego doświadczenia. Co gorsza, Jej twarz i wszystkie odkryte części ciała stawały się coraz ciemniejsze.

– Pani, obudź się! – W panice wymierzył kilka policzków swojej Królowej. Było to niewyobrażalne, ale teraz nie dbał już o nic. Inna sprawa, że to i tak w żaden sposób nie pomogło. Nadal nie oddychała i nie wyczuwał rytmu pulsującej krwi. I ta przerażająca szarość skóry. Nie ulegało wątpliwości, że Władczyni potrzebuje szybkiej pomocy.

„Gdzie i jak ją znaleźć, kogo wezwać?” – zastanawiał się gorączkowo. Może powinien oświadczyć, że Królowa źle się poczuła i upadła, uderzając się w głowę? Czy ktokolwiek mu uwierzy? Pomyślał o Mistrzu Serpie. On może by uwierzył, a przynajmniej z pewnością próbowałby coś zrobić, zamiast z miejsca aresztować niewolnika. Problem w tym, że Mistrz zamierzał dziś odwiedzić świątynię Tota, by skonsultować się w sprawie tego pobitego chłopca. Czy mógł ufać innym uzdrowicielom ze szpitala? Nie miał pojęcia. Tuż przed utratą przytomności Królowa wyraziła chyba życzenie, aby pozostało to tajemnicą. Nic dziwnego, nagła choroba, zasłabnięcie czy wypadek Władczyni musiałyby stać się przedmiotem najbardziej fantastycznych plotek i spekulacji, z pewnością wybuchłaby panika, może nawet ktoś próbowałby wzniecić zamieszki.

Co najważniejsze, brak oddechu i pogłębiająca się szarość na twarzy Amaktaris wskazywały, że pomoc potrzebna jest natychmiast i nie ma po prostu czasu na wzywanie uzdrowicieli oraz długie tłumaczenia, co właściwie się stało. Z przerażeniem uświadomił sobie, że jeżeli nic nie zrobi, Ona najprawdopodobniej umrze. Jego własny los byłby wtedy nie do pozazdroszczenia, ale to pozostawało w tej chwili pomniejszym zmartwieniem. Jego Królowa i Bogini nie może tak po prostu umrzeć! Nie w obecności swego osobistego niewolnika! Co jednak mógłby zrobić? Czy w ogóle można coś zrobić?

Ana opowiadała o wypadkach, gdy ludzi, którzy omal już nie trafili przed oblicze Ozyrysa, udawało się przywrócić do życia. Nie zdarzało się to zbyt często, mało kto zasłużył bowiem na życzliwą interwencję Bogów, do których zanoszono w podobnych sytuacjach stosowne modły – tak przynajmniej twierdzili kapłani. Ana była zbyt mądra, by otwarcie zaprzeczać tej opinii, raz czy drugi powiedziała mu jednak w zaufaniu, że udane przypadki powrotu do życia zdarzały się tylko wtedy, a i to nie zawsze, gdy pomoc nadchodziła natychmiast. Modlitwy i pobożność ofiary miały, jej zdaniem, zdecydowanie mniejsze znaczenie niż szybkie i ze znajomością rzeczy wykonane czynności uzdrowiciela.

Nie do końca się z nią zgadzał i czasami o tym dyskutowali, raz jednak sam był świadkiem podobnego cudu, którego dokonała osobiście. Chodziło o wyrostka, który utopił się w Rzece i przyniesiono go późnym wieczorem do ich kwatery, bo wrota świątynnego szpitala były już zamknięte. Przysiągłby, że chłopak był martwy. Też nie oddychał i także był siny, a jednak Ana przywróciła go do życia. On sam obserwował jej poczynania i modlił się w duchu do Tota oraz innych bóstw o powodzenie. Powiedziała później, że to właśnie topielców najczęściej udaje się wezwać ponownie do świata żywych, ale zdarza się to także z tymi, którzy spadli z wysokości albo nieszczęśliwie się przewrócili. Tylko, że wtedy jest jeszcze mniej czasu i rzadko kiedy trafi się uzdrowiciel, który wiedziałby, co zrobić.

„Tutaj jestem tylko ja” – pomyślał. – „Widziałem, co robiła wtedy Ana i wypytywałem ją później. Muszę spróbować!”

Na początek należało uwolnić Boginię od ćwiczebnego pancerza. To akurat okazało się dość proste. Składał się on z dwóch części, chroniących tors i brzuch oraz plecy. Łączyły je powiązane w węzły rzemienie. Nie miał czasu na ich rozplątywanie. Sięgnął po noszony przy boku przez Królową sztylet. Oczywiście, niewolnikowi nie wolno było dotykać broni bez wyraźnego zezwolenia. Groziła za to śmierć, ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Jeżeli Ona umrze, jego życie i tak dobiegnie końca. Wąskie ostrze bez trudu rozcięło rzemienie, szybko zdjął osłonę torsu. Ukazał się widok nagich, nieco sterczących piersi Bogini. Nie miał jednak w tej chwili czasu, by się im przyglądać. Zauważył tylko z przerażeniem, że skóra i tutaj przybrała nienaturalny, szarawy odcień.

Przyłożył dłoń do miejsca, w którym powinien wyczuć bicie serca. Nie poczuł jednak nic. Pomodlił się szybko do Tota i starał się przypomnieć sobie czynności oraz późniejsze wyjaśnienia Any. Kilka razy ucisnął złożonym dłońmi miejsce pomiędzy piersiami Władczyni. Następnie pochylił się nad Jej twarzą, otworzył usta Królowej, zaczerpnął powietrza i przyciskając własne wargi do Jej warg, podzielił się oddechem.

– Co ty robisz, niewolniku? – Ostry głos Irias sprawił, że pomimo tego, iż półleżał pochylony nad ciałem Królowej, omal nie podskoczył w miejscu. Jacy zawistni bogowie sprawili, że dziewczynka – zapewne zwabiona odgłosami zamieszania – wpadła do komnaty akurat w takiej chwili?

– Co zrobiłeś naszej Pani? Natychmiast przestań, albo zostaniesz ukarany! – Z otwartymi szeroko oczami przypatrywała się całej scenie, cofając powoli w stronę wyjścia. Jeżeli wybiegnie i podniesie alarm, zapewne umrą oboje. Królowa w ciągu paru chwil, on wkrótce później… Jeżeli będzie miał szczęście.

– Irias, nic Jej nie zrobiłem. Ćwiczyła na placu i zraniła się w stopę. Potem źle się poczuła i upadła na korytarzu. Przyniosłem Ją tutaj i staram się pomóc!

– W taki sposób? Trzeba kogoś zawołać, najlepiej wujka Serpę!

– Jego nie ma w Pałacu, zresztą trzeba coś zrobić natychmiast. Spójrz na Panią! Jest cała sina i nie oddycha! – Starając się przekonać dziewczynkę pamiętał, by kilka razy ucisnąć rowek między piersiami.

Na szczęście w Irias zwyciężyła ciekawość. Podbiegła do leżącej Królowej i zauważyła kolor Jej twarzy. Dopiero teraz przestraszyła się naprawdę.

– Pani, Pani obudź się. Proszę! – Wołała, szarpiąc za bezwładną rękę. – Musimy coś zrobić – zdecydowała. –Ona nie może tak leżeć! Ona nie może umrzeć! – Omal się nie rozpłakała, była jednak bardzo dzielną dziewczynką. –Musimy kogoś zawołać!

– Nikt nie będzie potrafił Jej pomóc. Może tylko Mistrz Serpa. On pewnie tak, ale poszedł do świątyni Tota – odparł Nefer, ponownie dzieląc się ze swoją Panią oddechem.
– A ty potrafisz? Pomagasz Jej tymi pocałunkami? Tak całują się tylko zakochani, myślisz, że tego nie wiem?

– Tak, kocham Ją, uwierz mi Irias. Jestem kapłanem i znam tajemne sposoby przywracania ludzi z Krainy Umarłych. Teraz dzielę się z Panią oddechem i przyzywam Jej ducha.

– Ale dlaczego obmacujesz Jej piersi, jak żołnierze robią to z służącymi? – Irias była zdecydowanie zbyt dociekliwa. I gdzie widziała tych żołnierzy w towarzystwie dziewek służebnych?

– Eee, to taki tajemny rytuał. Wyganiam posłańca Boga Śmierci – Seta, z Jej serca i ciała – improwizował. –Nie przeszkadzaj mi w zaklęciach, które muszę przy tym wypowiadać. Wiem, że bardzo kochasz Panią i dlatego proszę cię o pomoc – uznał, że najlepiej będzie przejąć inicjatywę i dać dziewczynce zajęcie. – Znajdź jakieś poduszki i przynieś je szybko, powinniśmy oprzeć na nich Jej głowę.

– Jesteś pewien, że potrafisz pomoc Pani?

– Tak. – Modlił się w duchu, aby była to prawda. – Idź już, tylko nikomu nic nie mów. Nikt nie powinien przeszkadzać w rytuale.

Pozbywszy się szczęśliwie Irias, mógł skoncentrować się na rytmicznym uciskaniu torsu Władczyni oraz wdmuchiwaniu powietrza w Jej usta. Jak długo miał to czynić? Jak długo jest jakaś szansa? Przywrócenie do życia tego chłopaka zabrało wtedy Anie dłuższą chwilę. On sam i wszyscy inni byli już przekonani, że to daremne. Ale Ana nie zrezygnowała i udało się. On też nie zrezygnuje, dopóki starczy mu sił, albo do chwili, gdy ktoś nie zauważy, co dzieje się na komnatach Królowej i nie zostanie aresztowany. Może jednak… Pomodlił się ponownie do Tota.

Wróciła Irias z naręczem poduszek. Nie tracąc czasu, wybrał pierwszą lepszą, zwinął ciasno i wsunął pod kark Amaktaris. Przypomniał sobie, że Ana tak właśnie postąpiła tamtego pamiętnego wieczoru. Dziewczynka z rosnącym przerażeniem wpatrywała się w szarą twarz Bogini. Podczas manipulacji z poduszką zauważyła ślad po uderzeniu na głowie Władczyni.

– Co to takiego? Uderzyłeś Panią?

– Nie, przysięgam! Uderzyła się gdy upadła!

– Nie wierzę ci! Jeśli Ona umrze, nigdy ci nie wybaczę!

Na szczęście, w tej właśnie chwili wysiłki Nefera przyniosły pierwszy efekt. Wdmuchując po raz kolejny powietrze, poczuł jak drgnęły wargi Bogini. Odsunął się lekko i z szaleńczą radością obserwował, jak krztusi się, wypluwa ślinę i samodzielnie łapie pierwszy oddech. Przyłożył dłoń do Jej szyi. Dzięki Totowi i wszystkim dobrym bóstwom, poczuł słabe, ale jednak wyraźne uderzenie krwi. Przypomniawszy sobie postępowanie Any, przewrócił Królową na bok, co ułatwiło oddychanie. Ujął Jej dłoń i ścisnął lekko, otrzymując w zamian słaby, ale także wyczuwalny uścisk. Oniemiała z wrażenia Irias przypatrywała się wszystkiemu z otwartymi ustami.

– Naprawdę, przywróciłeś Panią do życia.

Dziewczynka chciała rzucić się Amaktaris na szyję, Nefer powstrzymał ją z trudem.

– Musi dłuższą chwilę tak poleżeć – poczuł obezwładniającą ulgę. – Ale to jeszcze nie wszystko. Z jakiego powodu źle się poczuła i przewróciła?

Powodem była zapewne rana odniesiona na placu ćwiczeń. Właściwie drobne zadrapanie, uznane przez żołnierzy i samą Władczynię za niemal niegodne uwagi. A jednak, sprawiło, że musiała poczuć się słabo, skoro przerwała ćwiczenia, a potem zemdlała i tak nieszczęśliwie upadła. Korzystając z tego, że Królowa powoli dochodziła do siebie – z radością widział, jak znikała z  Jej twarzy złowroga szarość – postanowił przyjrzeć się zranionej stopie. Z pewnym trudem zdjął ciężki, wojskowy sandał Władczyni. Z nowym przypływem niepokoju zauważył, że stopa jest opuchnięta. Nie tracąc czasu na rozplątywanie opatrunku, ponownie ujął sztylet i rozciął bandaż. Okolice ranki były mocno zaczerwienione.

– Jesteś niewolnikiem. Tobie nie wolno dotykać broni – zauważyła Irias.

– Jeśli nikomu o tym nie powiesz, to nikt się nie dowie. Spójrz, to właśnie zadrapanie, o którym mówiłem. Ale wygląda źle, jak gdyby do rany dostał się jakiś jad albo… trucizna.

Urwał, to mogło wyjaśniać nagłą niedyspozycję Królowej, czyniło jednak całą sprawę jeszcze bardziej niebezpieczną i tym bardziej nakazywało zachowanie wszystkiego w tajemnicy. W jaki sposób jad dostał się do rany? Bogini zraniła się drzazgą z własnego oszczepu. Zatruto oszczep? To w tej chwili było mniej ważne. Gdy ktoś został ugryziony przez jadowitego węża albo owada, zwykle rozcinano ranę i wysysano krew. Czy powinien to zrobić? Bogini mogła być osłabiona, ale uznał, że upuszczenie zatrutej krwi nie zaszkodzi Jej bardziej niż pozostawienie trucizny w ciele. Miał sztylet, którym mógł naciąć stopę…

– Muszę naciąć ranę, Irias. Rozumiesz to? – Spytał, badając ostrość broni.

– Lepiej zostaw ten sztylet. Pani ma do tego specjalne nożyki. Nacinała mi kiedyś ranę, gdy ugryzł mnie pająk – Irias wskazała na ledwie widoczną bliznę na prawym przedramieniu. – Mogę je przynieść, są w koszyku z przyborami. W sypialni – zaoferowała pomoc.

– Byłoby dobrze, gdybyś przyniosła cały koszyk, będą też potrzebne bandaże i woda. A także..” – pomyślał chwilę. –Jakaś zapalona lampa. Znajdziesz taką?

– Po co, przecież jest jasno? – Zdziwiła się dziewczynka.

– Zobaczysz, przynieś ten koszyk i lampę.

– Dobrze, już idę!

Po wyjściu Irias szybkim ruchem odciął sznur przywiązany do pierścienia na genitaliach. Zamierzał użyć go do założenia opaski na nodze Bogini, zanim rozetnie ranę. Nie musiał, co prawda, odcinać go w całości, ale ten sznur upokarzał go w bardzo szczególny sposób. Był przecież wiernym sługą i niewolnikiem swojej Pani bez potrzeby używania takich środków. A poza wszystkim, plątał się między nogami i przeszkadzał. Wsunął dłoń pod ochronną spódniczkę pancerza i namacał miejsce na udzie, gdzie – jak wiedział z opowieści Any – krew płynęła blisko kości i można było ją łatwo zatrzymać, stosując odpowiedni ucisk. Poruszał się w najbliższym sąsiedztwie najbardziej tajemnych skarbów Bogini i nie mógł nie poczuć, jak delikatna jest tam skóra…

„O czym ty myślisz, głupcze” – zbeształ się w duchu. Zacisnął węzeł, ale nadal czuł uderzenia krwi. „Co zrobiłem źle?” – Pytał sam siebie, bezskutecznie wzmacniając zacisk węzła. Gdy zachodziła taka potrzeba, Ana używała fragmentów ubrania albo innej tkaniny, przypomniał sobie. Może sznur z jakiegoś powodu był nieodpowiedni? Skąd jednak wziąć ubranie? On sam był nagi, a Bogini miała na sobie skórzany pancerz. Nie namyślając się długo, sięgnął po wiszącą przy wejściu kotarę i odciął szeroki pas tkaniny. Królowa powinna mu wybaczyć to zniszczenie wystroju jednej z Jej komnat. Było to zresztą najdrobniejsze z wszystkich jego przewinień.

Tym razem opaska okazała się bardziej skuteczna. Szczęśliwie Irias coś opóźniło, dzięki temu nie musiał się znowu tłumaczyć ze swoich poczynań. Należałoby coś wymyślić, gdyby ponownie zauważyła podobieństwo jego działań do poczynań żołnierzy wobec młodych niewolnic. Zanim zdążył zaniepokoić się nieobecnością dziewczynki, wpadła do pomieszczenia, dźwigając kosz i zapaloną lampę.

– Nie było łatwo znaleźć światło o tej porze, ale poradziłam sobie.

Nefer przejrzał szybko zawartość koszyka. Dzbanuszki z niewiadomego rodzaju specyfikami odłożył na bok. Znalazł dwa różnych rozmiarów noże z kościanymi rękojeściami, istotnie bardzo ostre. Były też bandaże, z pewnością się przydadzą.

– Irias, będę jeszcze potrzebował gorącej wody. Możesz szybko przynieść ją z kuchni? Tylko nikomu nic nie mów. Albo może powiedz, że Pani chce opatrzyć moje zadrapania po ćwiczeniach. – Mówiąc to, wybrał mniejszy z nożyków i zaczął opalać jego ostrze nad płomieniem lampy.

– Dobrze, już idę. Ale co robisz?

– To taki tajemny rytuał. Ma odegnać złe duchy. Potem natnę ranę i wyssam krew. Może to usunie część trucizny. Idź już, tylko się nie poparz!

– Nie jestem małym dzieckiem! – Irias wybiegła na korytarz. Nefer rozejrzał się po komnacie i sięgnął po glinianą podstawkę jednej z donic z kwiatami. Będzie potrzebował naczynia do odpluwania krwi, którą usunie z rany. Uświadomił sobie, że wysysanie zatrutej krwi może być niebezpieczne także dla niego. W takich sytuacjach Ana zawsze bardzo starannie sprawdzała czy na wargach, w ustach albo przy zębach nie ma jakiejś ranki, przez którą mogłaby wniknąć trucizna. Sprawdził językiem i nic nie poczuł. Nie było to jednak badanie zbyt dokładne, a nie miał możliwości, by przeprowadzić je inaczej. Mógł mieć takie ranki. Wrócił prosto z placu ćwiczeń, gdzie wiele razy padał na klepisko i zaciskał zęby z bólu, wściekłości oraz upokorzenia. Właściwie nie powinien wysysać trucizny. Ale kto miał to zrobić? Może Irias? Natychmiast odrzucił ten pomysł. Dziewczynka była bardzo dzielna, ale miała zaledwie dziesięć lat. No i przecież nie mógł narażać jej na niebezpieczeństwo, którego sam pragnąłby uniknąć.

Musi zrobić to sam. Niezależnie od ryzyka… dla Niej, dla Bogini. Ona nie może umrzeć…. I to nie tylko dlatego, że wtedy najprawdopodobniej sam trafiłby w ręce kata. Po prostu, Ona musi żyć… Pragnął tego z całych sił. Zresztą… Nadal czuł się winny temu, że wystraszył się w tej decydującej chwili na korytarzu, nie podtrzymał swojej Pani i pozwolił, by upadła. Powinien Ją wtedy chwycić w ramiona, niezależnie od możliwych konsekwencji.

Zbliżał się najtrudniejszy moment. Pomodlił się krótko do Tota, patrona uzdrowicieli, przyklęknął przy leżącej Amaktaris, po czym pewnym ruchem ujął Jej kostkę i poszerzył ranę dwoma krzyżującymi się cięciami. Ciął głęboko, starał się jednak, by przyszłe blizny zostały na podeszwie i w jak najmniejszym stopniu szpeciły oszałamiające piękno stopy Monarchini. Co prawda w tym momencie opuchniętej i zakrwawionej, ale wciąż godnej Boskiej Władczyni Niebios i Ziemi.

Musiała poczuć ból, jęknęła bowiem cicho i drgnęła w uścisku dłoni Nefera. Trzymał jednak mocno, a Ona nie poruszyła się więcej ani nie odezwała. Dostrzegł w poszerzonej ranie ciemny zadzior i wyciągnął go. Najwidoczniej żołnierze przeoczyli jednak jakąś drzazgę. Odłożył ją do naczynia. Z rany popłynęła leniwie krew. Nie czekał, aż krwawienie ustanie, przywarł wargami do nacięcia. Wielokrotnie marzył o całowaniu stóp Bogini, adorował Jej marmurowe posągi, a poprzedniego dnia dostąpił nawet zaszczytu okazania w ten sposób czci Jej Własnej, Boskiej Osobie. Nadal jednak było to dla niego przeżyciem. Zapomniał się do tego stopnia, że zaskoczył go nieprzyjemnie słodki, lekko mdlący smak w ustach. Zachłysnął się i odruchowo przełknął duży łyk krwi zmieszanej zapewne z trucizną.

„Ty skończony głupcze” – zbeształ się w duchu. – „Nawet teraz myślisz o swoich fantazjach, narażając życie tak Najjaśniejszej jak i własne. Skoncentruj się na tym, co trzeba zrobić, a nie na zaspokajaniu zakazanych pragnień.” – Zabrał się za solidne wysysanie rany. Z całych sił starał się wciągnąć krew i odpluwał ją do przygotowanego naczynia. Przy tym zajęciu zastała go Irias. Dźwigała glinianą misę z parującą wodą. W kuchni ktoś przytomnie pamiętał, by dać jej jakieś szmaty, którymi osłoniła dłonie przed gorącem.

– Mam wodę. Nikt nic nie podejrzewał.

– Dziękuję Irias. Świetnie się spisałaś.

Przyjrzał się stopie Królowej. Odniósł wrażenie, że opuchlizna nieco się zmniejszyła. „To musi wystarczyć” – zdecydował. Nic więcej nie mogę zrobić.” Gdy delikatnie obmywał zakrwawioną stopę, Władczyni zaczęła się poruszać, mówiła coś niewyraźnie, może majaczyła. Przytrzymał mocniej kostkę.

– Teraz trzeba to opatrzyć, pomożesz mi? – zwrócił się do Irias, która milcząco i ze strachem przypatrywała się jego staraniom. – Podaj bandaże. – Wyrwana z bezruchu, machinalnie wykonała polecenie. Nefer nie miał jednak doświadczenia w bandażowaniu i nakładanie opatrunku szło mu niesporo.

– Tak się tego nie robi. Nie potrafisz lepiej?

– Nie, nigdy nikogo nie opatrywałem.

– Daj mnie, Pani uczyła mnie bandażowania.

– Naprawdę?

– Ja nie kłamię. Będę wojowniczką, tak jak Ona, i muszę się na tym znać.

Kapłan z ulgą oddał jej bandaż i ograniczył się do przytrzymywania Monarchini. Irias poradziła sobie znacznie lepiej od niego i zręcznie opatrzyła zranioną stopę. Z twarzy Bogini zniknął przerażający, szary odcień. Policzki nabrały nieco rumieńców. Oddychała równo, pomimo odrobiny śliny, która wypłynęła z Jej ust…

– Pani nie może tak leżeć na podłodze – oświadczyła Irias.

Nefer zgodził się w duchu z dziewczynką. Może nie należało jeszcze ruszać osłabionej Amaktaris, ale gdy dojdzie do siebie, albo gdyby – co gorsza – ktoś nagle wszedł do komnaty – powinna jednak zasiadać godnie w fotelu, a nie leżeć rozciągnięta na podłodze. Wystarczająco niezwykłe było już to, że jest półnaga. Ponownie ujął swoją Panią pod ramiona i usadowił na jednym z siedzisk. Była już przytomna, usiłowała coś powiedzieć. Nefer ośmielił się położyć Jej palec na ustach.

– Za chwilę, o Wielka. Gdy poczujesz się lepiej.

Właściwie, należałoby osłonić czymś nagość Władczyni. Nic jednak nie znajdował pod ręką, a bał się teraz wysyłać na poszukiwania Irias, jedynego świadka prawdziwości jego wyjaśnień, które z pewnością okażą się potrzebne. Po dłuższej chwili Monarchini otworzyła oczy i z pewnym trudem, ale zupełnie już przytomnie rozejrzała się po komnacie. Irias z piskiem radości rzuciła się Królowej na szyję.

– Ty żyjesz, żyjesz…. Tak się bałam, Pani. Byłaś jak martwa.

Władczyni skrzywiła się nieco z bólu, odruchowo objęła jednak służkę. Brak pancerza i własna nagość, widok rozrzuconych przyborów, zakrwawionej misy i innych śladów na posadzce musiał wprawić Ją w pewne zdumienie. Odczuwała też zapewne ból w piersiach i zranionej stopie – nieunikniony efekt uboczny zabiegów Nefera. Reszty dopełniła szalona radość Irias oraz nienaturalna bladość na twarzy osobistego niewolnika.

– Czy ktoś mógłby mi krótko wytłumaczyć co tu się właściwie stało? – głos był cichy ale po dawnemu stanowczy.

– Ćwiczyłaś na placu, Najjaśniejsza. Drzazga z ułamanego oszczepu wbiła się w Twoją stopę. Żołnierze opatrzyli ranę, ale w drodze na komnaty poczułaś się gorzej, zemdlałaś i upadłaś. Straciłaś przytomność. Przyniosłem Cię tutaj i ocuciłem.

– Przyniosłeś mnie i ocuciłeś? I przy okazji zdjąłeś pancerz?

– Pani, nie ruszałaś się i nic nie mówiłaś. Byłaś jak martwa, taka sina. Tak strasznie się bałam – gorączkowa paplanina Irias uwolniła kapłana od konieczności odpowiedzi na ostatnią uwagę. – Nie wiedziałam, co robić.

– A on wiedział? – skierowała na Nefera przenikliwe spojrzenie czarnych oczu.

– Tak. Przywrócił Cię do życia jakimiś tajemnymi rytuałami. Zdjął pancerz, bo wyganiał z Twego ciała złe duchy, całował Cię w usta i dzielił się oddechem. To pomogło, chociaż wcale w to nie wierzyłam. Naprawdę, okropnie się bałam. Jak dobrze, że obudziłaś się i nie umarłaś!

Królowa spojrzała znacząco na Nefera.

– Jeśli to, co mówi Irias jest prawdą, to moja słabość nie mogła być zwykłym omdleniem?
– To prawda, o Wielka. Upadłaś na plecy bardzo nieszczęśliwie i duch odszedł z Twego ciała.

– Skąd znasz rytuał przywracania do życia? To tajemna wiedza kapłanów-uzdrowicieli?
– Moja żona, Ana, jest uzdrowicielką. Wiem to od niej – odparł cicho.

– Nie powinna opowiadać ci o takich sprawach. Nikomu nie powinna. Wiesz o tym?

– Najjaśniejsza Pani, Ana opowiedziała mi o tym rytuale, bo widziałem kiedyś, jak przywróciła w ten sposób do życia pewnego chłopca, który utopił się w Rzece i którego przyniesiono do naszej kwatery.

Miał nadzieję, że wzmianka o uratowaniu dziecka przychylniej nastawi Boginię i nie pomylił się.

– Jestem więc winna wdzięczność i tobie, i twojej żonie. Rozumiem, że musiałeś zdjąć pancerz i wiem teraz dlaczego bolą mnie żebra. Ale co z nogą?

– Przyczyna Twego upadku, o Pani, nie wyglądała na naturalną. Obawiałem się obecności trucizny w ranie, naciąłem ją i wyssałem krew. Potem Irias zabandażowała ranę.

– Tak Pani, on zupełnie nie potrafi nakładać bandaży!

– To prawda. Irias była bardzo dzielna i bardzo pomocna.

Królowa sięgnęła dłonią pod skórzaną spódniczkę, wyczuwając zawiązaną wokół uda tkaninę.

– Długo to trwało?

– Nie… bardzo się spieszyliśmy.

– Tym niemniej, tę opaskę trzeba już zdjąć… To ty ją nałożyłeś?

– Tak, Najwspanialsza z Bogiń – czuł, że czerwieni się pod Jej spojrzeniem.

– Irias, weź mój sztylet i przetnij ją. A ty… wiesz, że niewolnikowi nie wolno dotykać swej Pani? Przyniosłeś mnie tutaj, rozebrałeś, wyganiałeś złe duchy i dzieliłeś się oddechem. Wiesz co za to grozi takim jak ty?

– Pani, on używał też Twego sztyletu, chociaż mówiłam mu, że to zabronione. – Mimo powagi sytuacji, Nefer nie potrafił jakoś rozgniewać się na Irias.

– Ładnych rzeczy się tu dowiaduję. Za każde z takich przestępstw niewolnika skazuje się na śmierć. – Dziewczynka rozcięła tymczasem tkaninę i do zranionej nogi Władczyni znów popłynęła krew, bandaż pozostał jednak czysty. Irias naprawdę potrafiła nakładać opatrunki. – Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nie wezwałeś pomocy?

– A czy ktoś potrafiłby jej szybko udzielić? Może Mistrz Serpa, ale on, jak pamiętasz o Pani, wybierał się do świątyni Tota. A ponadto, Twoja słabość nie wyglądała na naturalną. Być może, została spowodowana trucizną. Nie wiedziałem, komu można zaufać w takiej sprawie. Powstałby chaos, plotki, może nawet ktoś próbowałby wzniecić zamieszki.

– Nikt więc nie wie o tym, co tutaj się stało?

– Tylko Ty, o Najwspanialsza, Irias i Twój niegodny sługa.

– A te przybory, woda i bandaże?

– Przyniosła je Irias, miała powiedzieć, że potrzebujesz ich, by opatrzyć mój grzbiet, o Wielka. Nikt niczego nie podejrzewa.

– Może tylko zamachowiec, ale on nie może mieć pewności. Niech tak zostanie, sama poinformuję o wszystkim tych, których uznam za stosowne. Ty też masz milczeć Irias, to poważna sprawa i bardzo mi na tym zależy. Rozumiesz?

– Tak Pani. Nic nie powiem, naprawdę.

– Ufam ci. Aha, nie mów też nikomu o poczynaniach naszego kapłana. Gdyby ktoś się o nich dowiedział, musiałabym go surowo ukarać. A tego chyba nie chcemy?

– Nie lubię go, ale uratował Cię, Pani. Nie wiem, co bym zrobiła gdybyś… gdybyś… – teraz dopiero dziewczynka zaniosła się długo powstrzymywanym szlochem.

– Nic mi nie jest. Także dzięki tobie. Byłaś bardzo dzielna, jak prawdziwy wojownik. I znakomicie nałożyłaś opatrunek – po chwili utulona przez Królową Irias uspokoiła się.

– Jeśli to naprawdę była trucizna, a wiele na to wskazuje – kontynuowała Królowa – to jej wysysanie mogło być niebezpieczne. Wiesz o tym?

– Ktoś powinien to zrobić, a byłem tu tylko ja – odpowiedział po prostu.

– W jaki jednak sposób podano truciznę? – Zastanawiała się.

– Pani, źródłem zatrucia była rana na stopie. Spowodowała ją drzazga oszczepu. Znalazłem nawet ułamek tkwiący nadal w ciele.

– To był mój własny oszczep, wiesz przecież o tym. Czy ktoś nasączył go trucizną?

– Może i tak – odpowiedział z powątpiewaniem, chociaż wydało mu się to mało prawdopodobne. – Ale dlaczego ktoś miałby przygotowywać zamach w tak skomplikowany sposób? Zamachowiec liczył, że sama zranisz się własną bronią, Pani? To, co zdarzyło się na placu, to był nieprawdopodobny przypadek. I czy zawsze ćwiczysz tym samym oszczepem?

– Mam kilka ulubionych, jak każdy wojownik. Są przechowywane w Mojej osobistej zbrojowni, nikt niepewny nie powinien mieć do nich dostępu.

– Trzeba je sprawdzić. Chociaż nadal nie rozumiem, w jaki sposób nasączono drzewce trucizną i właściwie po co? Bardziej prawdopodobne, że zraniłabyś, Pani, swego przeciwnika niż siebie. – Uświadomił sobie, że to on sam był ostatnim przeciwnikiem Władczyni i zaliczył kilka ciosów zatrutą, jak wiele na to wskazywało, bronią. Czuł się jednak dobrze, jeśli nie liczyć siniaków, obolałych mięśni oraz tych kilku świeżych śladów po smagnięciach biczem, otrzymanych z ręki Bogini.

– Mistrz Serpa zbada krew, którą wyssałeś. Oszczep także. Może wtedy czegoś się dowiemy, resztą zajmie się Mistrz Apres. Nie wiesz, jak podstępni potrafią być niektórzy z moich wrogów. Mogli zatruć oszczep licząc, że zaszkodzą mi nawet po wielu miesiącach. Jest jednak inne pytanie. Kim właściwie jesteś ty sam, niewolniku?

– Pani, tak jak powiedziałaś, jestem Twym sługą i niewolnikiem. – Obserwując zmarszczone brwi Władczyni wyczuł, że rozmowa wkracza na bardzo niebezpieczne obszary.
– Jesteś kapłanem, a wśród nich mam wielu wrogów. Obserwowano cię, oczywiście… ale wciąż mnie nieprzyjemnie zaskakujesz.

– Najdostojniejsza, jestem zwykłym młodszym kapłanem z prowincjonalnej świątyni.

– Na pewno nie takim znowu zwykłym. Przeciętny kapłan nie pokonałby wczoraj na placu Harfana w walce na oszczepy.

– On wygrał z wujkiem Harfanem? To niemożliwe – wtrąciła zdumiona Irias, wpatrując się w Nefera szeroko otwartymi oczyma.

– A jednak tak się stało, opowiem ci później. Nadal chcesz twierdzić, że twoje imię prostu przyniosło ci szczęście? I gdzie nauczyłeś się tak dobrze grać w tę indyjską grę, w której szkoli się oficerów?

– Boska Pani, uwierz mi, jestem tylko oddanym Ci sługą i niewolnikiem, niegdyś kapłanem. Wojownika pokonałem, bo był zbyt zadufany w sobie, a ja walczyłem niehonorowo. Ta gra… interesowała mnie od dawna.

– Mam ci wierzyć? Wiem, że potrafisz kłamać. Nie zatrzymam przy Mojej Osobie kogoś, komu nie mogę ufać. A ty powtarzasz, że to tylko szczęście i przypadek. Wczorajsza walka z Harfanem i partia gry, którą też byś zresztą wygrał – gdyby nie nieoceniona Irias. Jak jednak wytłumaczysz dzisiejsze zdarzenia? Niewolnik, który pokonał Królową… Staniesz się sławny.

– Nie pokonałem Cię, o Niezrównana. To naprawdę był przypadek, omal przecież nie przypłaciłem tej walki życiem. Wiesz o tym najlepiej.

– Może masz i rację… Nikt nie potrafiłby aż tak udawać, nie w takiej sytuacji. Wiesz, że mogłam cię zabić? – Dodała z nieoczekiwaną złością. – Byłam pewna, że się obronisz, że tylko udajesz niedołęgę. Gdyby nie ta obroża…

„Co mają oznaczać te słowa?” – zdumiał się w duchu.

– Dlaczego nie oddałeś ciosu? Gdybyś był zdrajcą, nie znalazłbyś lepszej okazji. Może obawiałeś się żołnierzy?

– Pani, nie jestem zdrajcą. Nie potrafiłbym godzić w Ciebie oszczepem. Przecież ja… – nie zdołał wykrztusić tego, co przyszło mu w tej chwili do głowy. Na szczęście Bogini nie zwróciła uwagi na jego zająkniecie.

– I jeszcze sprawa tego upadku. Mam tylko twoje słowa, że wszystko odbyło się tak, jak to przedstawiłeś. Mogłeś oszukać zarówno Mnie jak i Irias. Może to ty za tym stoisz? Może wszystko zaplanowałeś, począwszy od tych wierszy? Może powinnam natychmiast oddać cię w ręce Mistrza Apresa, by wydobył prawdę?

– To nieprawda, Świetlista Pani, nieprawda! Jak mogę Cię przekonać? Wielbię Cię i czczę, odkąd wstąpiłaś na tron. Gdybym był zdrajcą, to wystarczyłoby, abym nic nie zrobił, abym po prostu zostawił Cię w tym korytarzu. Ale nie mogłem tak postąpić, po prostu nie mogłem.

– I co mam z tobą począć, kapłanie. Zaufać ci? Czy wydać na tortury? Jak myślisz, Irias? Kocha nas ten niewolnik czy nienawidzi?

– Pani, nie kocha Cię tak jak ja. Ale potrafił Ci pomóc, gdy ja nie wiedziałam co robić.

– Skoro tak, to chyba będę musiała ci zaufać, kapłanie. Irias powiada, że uratowałeś Moje życie. I to jest pewnie prawdą… Zasłużyłeś na wdzięczność i nagrodę, a nie na gniewne słowa i oskarżenia. – Jej nastrój znowu uległ zmianie. – Możesz poprosić o co zechcesz, oczywiście w granicach rozsądku.

– Pani jeśli taka Twoja wola… osłoń Twą potęgą moją żonę i matkę.

– Miałeś prosić o coś dla siebie” – zauważyła z pewnym zniecierpliwieniem. – „Obiecałam już bezpieczeństwo twojej rodzinie, a Ja nie cofam danego słowa.

– Najjaśniejsza, jest jeszcze coś o co chciałbym Cię błagać, ale znowu dotyczy to kogoś innego – zaczął z pewnym wahaniem.

– Mów śmiało, kapłanie.

– Tam, na Placu Śmierci… jak wiesz, Najdoskonalsza, pomogłem dwóm więźniarkom.
– Omal nie przypłaciłeś tego dzisiaj życiem. Chcesz prosić o łaskę dla nich?

– Niezupełnie, o Boska Pani. Jest tam jeszcze ktoś, człowiek szlachetny, który zdobył się na czyn wielkiej odwagi i wielkiego poświęcenia. To o łaskę dla niego błagam.

– O kogo chodzi?

– Nie znam jego imienia, to niewolnik skazany razem z żoną kupca za współudział w otruciu jej męża.

– Wiesz, że nienawidzę trucicieli – przez twarz Władczyni przemknął grymas niezadowolenia. – Uważasz, że jest niewinny?

– Obawiam się, o Pani, że jednak winny, niestety. Ale jestem przekonany, że uczynił to pod wpływem tej Nerti. Kocha ją i poświęcił się dla niej… nawet tam, na Placu. Dlatego chcę mu pomóc.

– Dobrze, skoro o to prosisz – powiedziała po chwili. – Obiecałam i nie cofnę danego słowa, chociaż nie pochwalam twego wyboru.

– Jesteś wielką Władczynią i prawdziwą Boginią. – Nefer upadł na kolna i złożył przepisowy pokłon.

– Wstań. Skoro to tobie zawdzięcza życie, zapewne zechcesz uwolnić go osobiście. Idź do Mistrza Placu i przekaż mu, że dostałeś polecenie, by sprowadzić więźnia pod strażą. Sama ogłoszę jego ułaskawienie, tak więc nic nie mów. Mistrz także ma tutaj przybyć, jak najszybciej.

– Pani, Mistrz zapewne nie uwierzy mi na słowo.

– Jesteś osobistym niewolnikiem Bogini i możesz przekazywać Moje rozkazy. Gdybyś jednak kiedyś zawiódł zaufanie… kara będzie straszliwa. Wiedz o tym. Ponieważ dzisiaj czynisz to pierwszy raz, a sprawa jest poważna, dam ci znak, że mówisz w Moim imieniu. – Królowa ściągnęła skórzaną rękawicę chroniącą Jej lewą dłoń i zdjęła z palca pierścień. – Pokażesz ten pierścień Mistrzowi albo strażom na Placu, wtedy sprowadzą go, jeśli będzie nieobecny. – Na oprawionym w złoto czerwonym rubinie wyrzeźbiono wizerunek Oka Izydy, symbol Królowej i Bogini, Pani Górnego i Dolnego Kraju. – Ruszaj kapłanie i pospiesz się. A ty, Irias, pomóż mi uprzątnąć ten bałagan, skoro mamy zachować tajemnicę. Potem zaprowadzisz mnie do zbrojowni i łaźni, muszę się przebrać i umyć.

– Pani, czy powinnaś… jesteś zbyt słaba.

– Poradzę sobie. Czuję się już lepiej. W razie potrzeby pomoże mi Irias. Ruszaj niewolniku i nie martw się o mnie. – Widząc w zachowaniu Monarchini powracającą dumę i władczość, Nefer musiał uznać w duchu prawdziwość Jej słów.

[1] Gra w szachy powstała we wczesnym średniowieczu w Indiach i nie była znana w starożytności. Egipcjanie grywali jednak w gry oparte na podobnych założeniach, ponieważ ich dokładne zasady nie są znane, posłużyłem się szachami. Rydwan to nasza wieża, która zastąpiła pierwotny wóz skutkiem omyłki w tłumaczeniu.

.

Przejdź do kolejnej części – Pani Dwóch Krajów XVI-XX

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Bardzo przyjemna lektura!

Mówię sobie: „to tylko naiwna bajeczka, zamknij oczy na brak realizmu, i wchodź bez pukania.”
Z tym wewnętrznym przekonaniem przeczytałem i ten odcinek bez bólu, nawet z ciekawością, powoli akceptując surrealia, w które konsekwentnie wciąga nas autor.
Jedno mu się na pewno udało. Zbudował w czytelniku przekonanie, że coś się stanie. Tedy wiemy, że coś ma się stać (wiadomo co) i czytamy, aby poznać kiedy i jak to się stanie. Dlatego idziemy do przodu cierpliwie z nastawienie, że nie stanie się to tak prędko, jakbyśmy chcieli. Tanie sztuczki, skuteczne sztuczki 🙂

Mi się nawet podobało. Wprawdzie nadal trzeba czekać na jakiś soczysty opis, ale poza tym historia rozwija się interesująco.

Jedyna wątpliwość odnosi się do obrazu. Skoro starożytni nie znali szachów, to w co grają na płótnie Alma-Tademy?

Pada deszcz , a w Egipcie jest gorąco 🙂
Widać, że akcja się rozkręca. Apeluję o wpisanie powyższego opowiadania do programu nauczania.

Dzięki za komentarze. Temerio, jak dodałem w wyjaśnieniu, szachów w starożytności nie znano. Egipcjanie grywali jednak w planszowe gry strategiczne. Jedną z nich była gra nazywana senet. Jej zasady nie są obecnie znane (spróbowano je zrekonstruować w oparciu o ogólne opisy oraz malowidła z epoki – ale to tylko przypuszczenia). Zachowały się natomiast staroegipskie wizerunki bardzo przypominające szachistów pogrążonych w rozgrywce. Stąd powstało niegdyś błędne przekonanie o znajomości szachów przez Egipcjan. Wspomniany przez Ciebie artysta wykorzystał to jako motyw swojego obrazu, użytego jako ilustracja tej części opowiadania. Podaję poniżej przykład takiego staroegipskiego malowidła, przedstawiającego królową Nefertari (żonę Ramzesa II). Wizerunek ten umieszczono na ścianie jej grobowca. Sama się przekonaj, że można to uznać za szachy. Pozdrawiam.

http://i2.fmix.pl/fmi902/a9b4604f00100ead505752fd

Akcja opowieści z pewnością się rozkręca, a bohater otarł się (i przy okazji zażegnał) prawdziwy państwowy kryzys – próbę otrucia królowej. Jeśli w tą właśnie stronę pójdzie fabuła, to czeka nas być może dreszczowiec polityczny. Tak czy owak, będę z zapartym tchem czekać na kolejne rozdziały.

Julio, zawirowania polityczne pojawią sie obok osobistych.

Jak zwykle czytało się miło i przyjemnie 🙂

Zaniedbałam lekturę cyklu Nefera. Jeden czteroczęściowy odcinek, drugi, kolejne i oto mam poważne zaległości.
Nefer zaczął wzbogacać wszechświat swojej opowieści o detale. To duży plus w moich oczach.
Inne szczegóły przeciwnie, rażą mnie, jak choćby pusty pałac, w którym upadek Boskiej Królowej może pozostać niezauważony. Bo brak wyściółki pod pancerzem (zbroja z metalu i utwardzanej skóry na nagim ciele?) to drobiazg.
Ale cieszę, że na następny odcinek nie muszę czekać, bo lektura wciąga, a to lubię słyszeć jako Autorka 🙂

Wybacz, że odpisuję dopiero teraz, ale wróciłem z urlopu i stopniowo ogarniam całość spraw związanych z NE. Ja też cieszę się, gdy lektura wciąga, to satysfakcja dla każdego zajmującego się składaniem słów.
Odnośnie owych wspomnianych przez Ciebie detali… Któryś z uznanych autorów SF (bodajże duet braci Strugackich ale głowy nie dam) napisał kiedyś przewrotne opowiadanie, którego bohater zostaje przeniesiony do świata swojej ulubionej powieści. I oto odkrywa ze zdumnieniem, że np. wszyscy chodzą tam prawie nadzy, odziani w takie czy inne elementy garderoby, wielu nie ma twarzy, domy to same frontowe fasady, samochody nie posiadają jakiegoś zdecydowanego koloru itp., itd. Po prostu autor tego opowiadania potraktował dosłownie wszechświat wzrocowej powieści – pojawia się tylko to, co zostało wprost opisane czy choćby wspomniane w pierwowzorze. W tym drugim wypadku jest to niewyraźne i nijakie. To, oczywiście, autoironia. Nigdy nie jesteśmy w stanie opisać wszystkiego, w przeciwnym razie nie wyszlibyśmy poza pierwsze sceny. Pewne sprawy (bardzo wiele spraw) przyjmujemy jako oczywiste i nie tracimy na nie czasu, wierszówki oraz cierpliwości czytelnika. Przykładowo, zazwyczaj nie informujemy o każdym przypadku zaspokojenia przez bohatera potrzeby fizjologicznej (i nie mam tu na myśli potrzeb seksualnych (-: ), po prostu wszycy i tak zakładają, że uczynił to „przy okazji”. W sumie to opisujemy zwykle to, co przyda się w przebiegu fabuły, ewentualnie to, co buduje klimat. I tu opisów będzie więcej, co w którejś z kolejnych części doprowadzi do zarzutu jednej z Czytelniczek dotyczącego ich nadmiaru… I jak tu wszystkich zadowolić? (-: dziękuję za uwagę i pozdrawiam.

Trafna uwaga, choć można by z nią polemizować. Są detale istotne dla rozwoju wypadków, są i te co najmniej zbędne. Opustoszały pałac był Ci potrzebny, aby zbudować scenę, w której kapłan samotnie ratuje królową, zaświadczając o swojej wierności i oddaniu.
Lubię dzielić przestrzeń z Twoimi postaciami. Prowadzisz narrację bez pośpiechu, więc bohaterowie mają czas, aby dokonać różnych spostrzeżeń. W sytuacjach dynamicznych (walka, pościg etc.) rzeczywiście szczegółowa charakterystyka każdego elementu scenografii zabija nastrój i tempo przebiegu wypadków. Ale wiem już z dalszej lektury, że dozujesz opisy rozsądnie, jak choćby w przypadku rydwanu – opisałeś pojazd wtedy, kiedy Nefer miał okazję go sobie dokładnie obejrzeć. Coś czuję, że gdy wykorzystasz rydwan po raz kolejny w swojej historii, czasu na studiowanie zawiłości konstrukcyjnych bohaterowie mieć nie będą. 😉
Przestaję się więc czepiać.

Co racja to racja, rydwany pojawią się jeszcze niejeden raz i to w bardziej dynamicznych scenach. Wydarzenia też z czasem zagęszczą się, ale na to przyjdzie pora. W tej chwili bohater niejako poznaje otoczenie, a ponieważ narracja prowadzona jest z jego punktu widzenia, czyni to także czytelnik. Przy okazji staram się w nie męczący sposób przemycić trochę konkretnych realiów.

Drogi Autorze, kupiłeś mnie swoją opowieścią.
Nefer ma niesamowitą zdolność do pakowania się w kłopoty. Oby jak najdłużej udawało mu się wychodzić z nich obronną ręką.
Z ciekawością sięgam po kolejną część.

Szczęście go nie opuści, chociaż on sam może sądzić inaczej. Znajdzie też przyjaciół – co prawda wrogów także, jawnych i ukrytych. Z czasem to on przysporzy im kłopotów. Zapraszam do dalszej lektury.

Napisz komentarz