Przeczytaj pierwszą część cyklu
Ból. Nie tamten, któremu towarzyszyła rozkosz. Zły ból. Jak każdego miesiąca wnętrzności zmutowały w zaciśnięty kłąb. Poczuła kolejną strużkę potu ściekającą między piersiami i wsiąkającą w miękki materiał, otaczający fiszbiny stanika. Na dokładkę panował wypalający siły, ponad trzydziestostopniowy upał, który zmienił miasto w piec hutniczy. Urzędniczka zwolniła, przygarbiła się, ulegając ciężarowi segregatora, wciśniętego pod pachę. Po blisko godzinie poszukiwań w archiwum znalazła wreszcie własne, mszczące się po latach niedopatrzenie. Rozchybotana zawartość kubka w drugiej dłoni prawie przelała się przez brzegi naczynia w słabnącej ręce. Fatalny nastrój kobiety zapikował do poziomu podziemi budynku, które dopiero co opuściła.
– … W wyniku wypadku ucierpiały trzy osoby, w tym czteroletnie dziecko. Rannych przewieziono do pobliskiego szpitala. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Zmiana tematu. Wiadomości z zagranicy.
Lenon wyraźnie tracił słuch. Jingle i głos spikerki dudniły naprzemiennie w korytarzu mimo zamkniętych drzwi do pokoju koleżanki. Jeszcze kilka metrów i Magda znajdzie się w swojej „celi” sam na sam z komputerem, wentylatorem mieszającym zgęstniałe powietrze i szczelnie zaciągniętymi żaluzjami. Anka otworzyłaby okno, aby przegnać zaduch, wpuszczając tym samym gorąc do pomieszczenia. Na szczęście od poniedziałku bawiła z rodziną na urlopie w Chorwacji.
Chorwacji… Dlaczego akurat w Chorwacji? Tyle jest miejsc na świecie, gdzie turyści spędzają wakacje, a ona wybrała właśnie Chorwację, przypominając współpracowniczce o utraconym mężczyźnie, jakby haker i tak nie stawał Magdzie każdego wieczora przed oczami w ramie otwartego balkonu. Bolało. Jeszcze inaczej. Głębiej. I może nigdy nie przestanie.
– Skandal pedofilski w Holandii. Dowódca specjalnej jednostki śledczej, odpowiedzialnej za walkę z pornografią dziecięcą w tym kraju, oskarżony…
Dotarła do obiecującej spokój klitki. Nacisnęła klamkę łokciem, jak zbawienia wyglądając podkreślonej furkotem wirnika ciszy, w której zwinie się na krześle i zacznie bezgłośnie wyć. Wkroczyła do pokoju i nogą zatrzasnęła czym prędzej drzwi. Dopiero wtedy zauważyła skrytego za nimi Farisa. Przysiadł na stojącej pod ścianą szafce z aktami i patrzył na przybyłą z lekkim uśmiechem. Ciało Magdy przebiegł chłodny dreszcz podenerwowania wymieszanego ze skrępowaniem, a także kiełkującym podnieceniem. Wszystkie prozaiczne problemy, zawodowe i kobiece, stały się naraz śmiesznie małe, odległe i nieważne.
Nie kontaktowali się od sobotniego spotkania, a teraz był tu, w błękitnej koszuli, błyskający w półmroku złotem na przegubie i białkami oczu w ogorzałym obliczu.
– Faris?
Arab wstał i ruszył w kierunku urzędniczki. Poczuła rumieniec wypełzający gorącem na twarz. Odwróciła się tyłem do mężczyzny, aby odłożyć dokumenty i odstawić na biurko herbatę.
– Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj – wybąkała, szukając powodu, dla którego mogłaby odwlec moment zmierzenia się ze wzrokiem gościa.
Obok klawiatury bezwstydnie prezentowała wnętrze rozbebeszona torba, w której Magda grzebała przed wyjściem w poszukiwaniu tamponów. Ogarniała teraz bałagan coraz bardziej speszona, choć w polu widzenia nie znajdowało się nic, co mogłoby przyprawić o jeszcze większe zażenowanie.
– Byłem w okolicy.
Oddech Araba owionął szyję dziewczyny. Musiał stać tuż za nią. Jak wtedy… Wspomnienie popołudnia w mieszkaniu ciotki wprawiło kobietę w drżenie.
– Twoje koleżanki były uprzejme mnie wpuścić. Chciałem zapytać, jak nasze sprawy.
Nie mówił tonem agenta nieruchomości ani rzeczowego szefa, lecz Farisa, którego poznała w weekend. Ręce poraził paraliż rozbujanych emocji.
– Wczoraj wieczorem rozmawiałam z tatą. Możesz zacząć działać – odparła półgłosem, z trudem zasuwając zdrewniałymi palcami zamek torby.
– Gdy tylko wrócę do biura, wyślę ci na maila umowę i kilka projektów z wyceną do wyboru. Liczę na szybką odpowiedź.
Straciła pretekst, by wciąż pokazywać Arabowi plecy. Odwróciła się z ociąganiem, nie unosząc głowy.
– Spójrz na mnie – nakazał cicho i spokojnie. Natychmiast posłusznie spełniła polecenie.
Ujął jej podbródek. W skupieniu studiował kobiece oblicze. Milczał. Usta zamrowiły, gdy przesunął na nie wzrok. Czego pragnął? Czy za chwilę zmusi ją, aby uklękła, i każe…? Niemal poczuła szorstkość wykładziny pod nagimi kolanami. Jak smakował? Bezwiednie rozchyliła wargi. A jeśli ktoś wejdzie? Magdzie nawet nie przemknęła myśl o możliwości odmowy.
Faris uśmiechnął się z satysfakcją, jakby usłyszał domysły kochanki. Cofnął rękę i odstąpił o krok. Natychmiast zatęskniła za jego dotykiem.
– Wieczorem wyjeżdżam – oświadczył tylko. – Zadzwonię w przyszłym tygodniu. Następny weekend spędzasz u mnie.
Skłonił głowę w tak dobrze jej znany sposób i wyszedł. Dwaj mężczyźni – tak różni, lecz czasem tak podobni.
Naraz uświadomiła sobie, jak mocno napięła mięśnie, niepewna oczekiwań i zamiarów niedawnego gościa. Gdy zniknął, ciało rozluźniło się wraz z uwolnionym oddechem. Opadła na fotel niby szmaciana lalka i wyczerpana ukryła twarz w dłoniach.
* * *
– Jutro z nim porozmawiam – Agnieszka zadeklarowała wojowniczo. – W ostatnią sobotę wyszło dziwnie, ale czuję, że jutro będzie dobrze.
– Jak to „dziwnie”?
Magda wodziła zroszonym kuflem po nagich ramionach, łagodząc lekkie pieczenie, wywołane poparzeniem słonecznym, którego nabawiła się wczorajszego popołudnia, kiedy uznała, że kilka ostatnich przystanków w drodze do domu pokona piechotą, żeby złapać choć trochę opalenizny. Delikatny wiaterek i cień rzucany przez rosnące w niewielkich odstępach przy chodniku drzewa nie zapowiadały, że skóra aż tak ucierpi.
– Mówiłam ci przecież. Wyznałam mu, że go kocham, a on na to, że nie wie, za co.
– Co w tym dziwnego?
– No powinien odpowiedzieć: „Ja ciebie też”.
– Ojej, jakby tak powiedział, stwierdziłabyś, że to takie mało oryginalne, ograne albo typowe.
– Może i tak. Ale wiesz, o co mi chodzi? – Agnieszka nie dawała za wygraną.
– Wieeem – westchnęła cierpiąca przyjaciółka, z trudem koncentrując się na rozmowie. W myślach wciąż rozgrywała scenę w biurze sprzed trzech dni; w uszach brzmiała zapowiedź najbardziej niezwykłego w jej życiu weekendu, kiedy podda się władzy Farisa – raptem jedno zdanie, które podpaliło wyobraźnię.. – Jak chcesz to jutro rozegrać?
– Zaciągnę go do łóżka, a po wszystkim, jak już będzie odpowiednio rozmiękczony i zrelaksowany, zaproszę go do rodziców i zaproponuję, żeby się do mnie wprowadził. Nie będzie mógł odmówić. – Blondynka uśmiechnęła się chytrze.
– Zaraz, wcześniej mówiłaś tylko o wizycie u rodziców. Teraz chcesz już z nim zamieszkać?
– Tak. Wóz albo przewóz.
– To brzmi jak ultimatum. Nie przeginasz trochę?
– Magda, jak patrzysz na nas, co widzisz? Tylko szczerze. Czy on nie sprawia wrażenia, że mu zależy, tylko nie potrafi tego zwerbalizować?
– Szczerze… Pasujecie do siebie. Chyba nigdy nie widziałam pary, która tak dobrze by się zgrywała, ale to tempo, które chcesz narzucić… Może nie stosuj jednak terapii szokowej.
– Już postanowiłam. Nie chcę się dłużej męczyć i zastanawiać. Koniec tematu.
– OK. Jak uważasz. Będę ściskać kciuki. Koniecznie zadzwoń potem i pochwal się rezultatem.
– Jasne. Dowiesz się pierwsza – Agnieszka zapewniła bez wahania. – Jakie masz plany na weekend? Spotykacie się?
Nachyliła się nad stolikiem z natrętnym błyskiem ciekawości w oku.
– Nie. Wyjechał.
Przyjaciółka nie musiała nawet wymawiać imienia mężczyzny, aby wybić swoją towarzyszkę z chwiejnej równowagi.
– Był u mnie we wtorek w pracy – Magda kontynuowała powoli ze słyszalnym onieśmieleniem w głosie. – Popchnęliśmy do przodu sprawę mieszkania cioci. W poniedziałek ma tam wejść ekipa i zacząć remont, więc przez sobotę i niedzielę muszę uprzątnąć resztę rzeczy.
– Byliście sami? Jak się zachowywał? Wykorzystał trochę sytuację? – Blondynka wyrzucała z siebie pytania z niebywałą prędkością.
– Tak, byliśmy sami, ale… Trochę się go boję… Nie wiem, nie umiem tego wyjaśnić.
– To normalne – rozmówczyni oświadczyła tonem znawcy. – Zaskoczył cię, ale teraz będziecie się do siebie docierać. No, może bardziej ty do niego. Zawsze brakowało ci w Marku zdecydowania. Teraz trafiłaś na prawdziwego, silnego faceta. No i z tego, co opowiadałaś – Agnieszka wykrzywiła się znacząco – było wam całkiem dobrze.
– No tak, seks z nim był niesamowity. Sama jego obecność… Spojrzenie… Głos…
– Robisz się przy nim mokra – podpowiedziała przyjaciółka.
– Taaak… – Magda potwierdziła z westchnięciem i skierowała niewidzący wzrok na skryty w gęstych cieniach sufit. Szukała właściwych słów.
– No to o co chodzi?
– A o co tobie chodzi z Arturem?
– Mi? Chcę wiedzieć, na czym stoję. Jesteśmy razem pół roku i chcę mieć pewność, że nie zniknie sobie znowu na miesiąc, tylko będzie zawsze obok, kiedy będę go potrzebowała. To tak na ten przykład mianowicie.
W trakcie przemowy towarzyszki Magda kiwała na boki głową, słysząc spodziewaną odpowiedź.
– No właśnie. Chcesz mieć w nim oparcie i chcesz być z nim najbliżej, jak to możliwe. A ja czuję wobec Farisa straszny dystans, którego nie umiem przełamać, bo on ten dystans zachowuje. My nie jesteśmy i nie będziemy zwykłą parą jak wy z Arturem. To jest jakiś… nie wiem… wykalkulowany układ.
– I twierdzisz tak po jednej randce – Agnieszka ironicznie skwitowała zwierzenia przyjaciółki.
– Tak! Ja wiem, że on mi nie da czułości, której potrzebuję. Że to na zawsze pozostanie mechaniczne zaspokojenie. Że to nigdy nie będzie…
– …miłość – blondynka dokończyła poważnie. – Zawsze… Nigdy… Magda, a przyszło ci do głowy, że może on się boi zaangażować, bo zajmuje się tym, czym się zajmuje? Nie tak dawno przecież oboje straci… – urwała. Nie musiała kończyć. Obie wiedziały, że chciała wspomnieć Drażana, dlatego czym prędzej podjęła wątek, aby zagadać niezręczność. – Za wcześnie wygłaszasz tak kategoryczne sądy. A nawet gdyby to zawsze był tylko mechaniczny seks? Co z tego? Pospotykacie się, pospędzacie miło czas i kiedyś się rozstaniecie. Jeszcze nie jesteś taka przeterminowana. Znajdziesz kogoś lepszego.
– Nie przekonałaś mnie – mruknęła ciemnowłosa.
– Ale zasiałam ferment – Agnieszka uśmiechnęła się z miną „Wiem, że mam rację”.
– Masz rację – Magda jęknęła i zwilżyła gardło potężnym haustem piwa.
* * *
W prawym górnym rogu ekranu wyświetlił się komunikat o przychodzącym połączeniu. Chorwat przerwał czym prędzej lekturę wiadomości na temat aresztowania urzędnika holenderskiego MSW.
– Hunchback!
– No ja. Zamówiłeś już te czujniki ruchu? – Mimo dziesięcioleci za granicą, jego polszczyzna nie nabrała ani krzty obcego akcentu.
– Tak, za trzy dni będą u mnie. Czemu pytasz?
– Chyba znalazłem coś lepszego, ale widzę, że się spóźniłem.
– Nie kupiłem w końcu tych, o których rozmawialiśmy, tylko to…
Drażan wyszukał szybko na stronie producenta prezentację swojego nowego nabytku.
– Widzisz?
– No, chłopcze. Ciągle myślimy tak samo – starszy haker skomentował z uznaniem. – Jak poinstalujesz te zabawki, nikt cię nie podejdzie niezauważony.
– O to chodzi. Skończyłem też z drogą ewakuacyjną.
– Szybki jesteś. Ten pedzio cię nie podglądał?
– Odsypiał nocną imprezę.
– A co z twoją starą chatą? Nie namierzyli cię?
– Nic na to na razie nie wskazuje. Jeszcze obserwuję okolicę z kamer miejskich i policyjnych, sprawdzam telefony i tak dalej, wiesz, jak zwykle, ale nie zauważyłem nic podejrzanego. Zamówię niedługo kogoś, kto tam posprząta. Danych na moim sprzęcie nikt nie ruszał. Zresztą i tak wszystko już zniszczyłem.
– Faris wie, gdzie teraz mieszkasz?
– Nie. I tak zostanie – Drażan zaznaczył zdecydowanie.
– Będzie cię cisnął…
– Wiem.
Przez chwilę obaj mężczyźni milczeli.
– Chcę się wycofać, Hunchback – Chorwat powiedział wreszcie głośno to, co obiecał sobie w rezydencji Jana.
Z głośnika laptopa dobiegło długie westchnięcie:
– Nie dasz rady.
– Nie zostanę tu. Wyjadę daleko. Nie uprzedzę Farisa. Jak ty.
– Jak ja? – Polak prychnął ironicznie.
– No nie do końca jak ty. Ale wiem już mniej więcej, co i jak. Faris mnie nie znajdzie. Poza tym…
– Nie chodzi o Farisa – rozmówca przerwał mu zmęczonym głosem. – Będzie ci tego brakowało. Cokolwiek będziesz robił, nic nie będzie lepsze od tego. Widziałem, co skręciłeś w Iraku. Ciągle jestem pod wrażeniem. Wiesz, że masz talent. Tego nie da się tak po prostu zapomnieć czy odłożyć na półkę. Opowiadałem ci przecież. Trzymałem się z daleka sześć lat. To było najdłuższych sześć lat mojego życia. Pod koniec zacząłem świrować. Jasne, na początku masz wrażenie, że z tą kupą kasy wreszcie jesteś wolny. Koniec z Farisem, koniec z nieprzeciętnie smutnymi panami, co cię zaczepiają na ulicy, każą wsiąść do smutnie przeciętnego auta, zasłaniają oczy i wywożą gdzieś, skąd może już nie wrócisz.
– Nie miałem kontraktów od CIA, więc…
– Tak uważasz? A sprawdzałeś zleceniodawców Farisa?
Drażan nie zdążył odpowiedzieć. Hunchback uczynił to za niego.
– Nie. Bo nie ryzykowałeś niepotrzebnie, że trafią do ciebie. Faris cię potrzebuje, ale ty potrzebujesz jego jeszcze bardziej. Jako pośrednika. Żeby nie było tak łatwo dobrać się do ciebie. Żeby cię chronił, odgrywał przyjaciela i czasem wyciągnął z gówna. Ale nie o tym chciałem. Wiesz, ja byłem szczerze wdzięczny tym dupkom ze Stratfora, jak mnie znaleźli i zmusili do ruszenia tyłka. Jednego dnia odwracasz losy świata, następnego jesteś nikim. Bogatym nikim, ale nikim. Do tego musisz się pilnować, żeby za bardzo tym bogactwem nie świecić. Nie przygarniesz na dłużej żadnej kobitki, bo się zaraz zorientuje, jaki masz stan konta. One zawsze to jakoś wyczuwają, jakby miały jakiś dodatkowy zmysł, cholery jedne. I z reguły mają jeszcze do tego za długie jęzory. W pewnych okolicznościach takie długie i sprytne jęzorki są oczywiście wskazane…
– Jak szukasz jak zwykle po knajpach, to się nie dziw, że znajdujesz takie. Poza tym odbiegasz od tematu – Drażan spróbował upomnieć przyjaciela, nim ten popadnie w niekończącą się dygresję o przeszłych podbojach.
– Tak, ale wiesz, co chcę powiedzieć. Siedzisz jak ten kołek. Ani się porządnie nie zabawisz, ani nie masz obok kogoś, co by do ciebie w domu gębę otworzył, wieczorem wymasował stopy, a nocą zagrzał łóżko i pamiętał rano, że w kawie mają być trzy łyżeczki cukru. Rozumiesz? Idzie o jakość życia. Poza tym naskładałeś tyle, żeby ci starczyło na wygodną wcześniejszą emeryturę?
– Nie wiem. Może…
– To co chcesz robić? Zmieniać baterie w myszkach w firmie jakiegoś nadętego ćwoka? Czy zostać gwiazdą u konkurencji Jana? Akurat warunki masz całkiem niezłe…
– Hunchback, teraz to już bredzisz – żachnął się Chorwat.
– Doprawdy?
Laptop poinformował o nadesłanym pliku video. Drażan włączył nagranie. Najpierw zobaczył ciemność. Z prawej strony urósł naraz romb światła, w którym ujrzał wkraczającą do pomieszczenia ciemnowłosą piękność o szerokich, krągłych biodrach. Hasmik. W jego pokoju. Zdążył już zapomnieć o dziewczynie.
Ormianka zamknęła drzwi i zaskakująco dobrej jakości obraz spowił mrok.
– Jak się trochę popracuje, można wyciągnąć tę czarnulkę do ostatniego szczegółu i zobaczyć, jak się rozbiera – mruknął starszy haker.
– Skąd to masz?
– Ten gówniarz z niebieskimi kudłami w kółko to oglądał. W domu też. Ale spokojnie. Teraz tylko my dwaj mamy dostęp do tego małego arcydzieła dziesiątej muzy.
Drażan prychnął zniesmaczony w odpowiedzi i przewinął nagranie do chwili, gdy sam zapalił lampkę. Obserwując zbliżającą się, a następnie kuszącą i rozpalającą go Hasmik, zastanawiał się, gdzie umieszczono kamerę. Sądząc po kącie, z jakiego sfilmowano scenę, musiała znajdować się na szafie. Ale przecież dwukrotnie szukał tam jakiejkolwiek elektroniki.
Dziewczyna rozpinała już spodnie, by po chwili odsłonić sterczące prącie. W miednicy zagościło znajome przyjemne ciepło na wspomnienie kolejnych pieszczot, jakimi obdarowała wówczas Drażana odaliska. Zamknął okno z nagraniem.
– Po co wyłączyłeś? Zaraz będzie najlepsze.
– Hunchback… – Chorwat jęknął błagalnie.
– Robiła to lepiej od wszystkich porno-kurwiszonów razem wziętych. Naprawdę. Znam się na tym.
– Ty? Od kiedy? A twój wykład o destruktywnych skutkach oglądania porno?
– To było piętnaście lat temu. Wiele się zmieniło. Mieszkam na zadupiu. Poza tym nie robię się młodszy, gładszy i piękniejszy.
– Przestań. Przecież ledwie przekroczyłeś sześćdziesiątkę. Poza tym piękny to ty nigdy nie byłeś i jakoś ci to nie przeszkadzało.
– Dożyjesz moich lat, kiedy powoli już nic na „p”.
– Hunchback, co ty chcesz mi powiedzieć?
– Nic. Dzielę się doświadczeniem życiowym.
Drażan nie drążył wątku. Znał starszego hakera na tyle dobrze, by wiedzieć, że więcej z niego nie wydusi.
– Te blizny… – Hunchback podjął tymczasem z wahaniem.
– Kolumbia.
– To przeze mnie – Polak zawyrokował z poczuciem winy.
– Przez ciebie, przeze mnie. Co za różnica? Też nie byłem kryształowy. Zresztą jak długo sądzili, że wiem, jak cię znaleźć, tak długo żyłem. Nie ma o czym mówić. – Drażan pozbawił słowa emocji. – To kolejny powód, żeby się wycofać. Im dalej będę się trzymał od naszej roboty, tym będę bezpieczniejszy. Zawsze szukali mnie według tego klucza. Przecież tak wpadłem w Limie. To też było zlecenie. Zgarnęli mnie w drodze do hotelu i wywieźli do Kolumbii. Poza tym jest kobieta. Taka, co będzie pamiętała o tych trzech łyżeczkach cukru…
– Niech zgadnę: doświadczona dziewica z klasztoru pod wezwaniem świętego Jebaki? – Hunchback ożywił się natychmiast.
– Nie, poznałem ją zimą w pubie w Polsce.
– A mi wypominasz wyrywanie dup po knajpach!
– To nie tak, Hunchback. Ona wie, kim jestem, a jednak przez miesiąc, który mieliśmy, nigdy nie dała mi cienia powodu do podejrzeń.
– Jasne. Jak zobaczyła ten twój szlaban, w mig poczuła, że jesteś mężczyzną jej życia – kpił dalej starszy haker.
– Nie wydurniaj się, Hunchback. Mówię poważnie.
– Wiem. – Po żartownisiu sprzed chwili nie pozostał ślad. Ton rozmówcy zmienił się nie do poznania.
– Chcę wiedzieć, czy w razie czego będę mógł liczyć…
– Tak – Polak przerwał Drażanowi z pewnością w głosie. – Wiesz, że tak. Ale wiesz też, co o tym sądzę.
* * *
Uchylił drzwi najciszej, jak potrafił. Dotąd tylko dwa razy udało mu się zaskoczyć dziewczynę w domu. Mimo, że regularnie oliwił zawiasy i zamek, ledwie słyszalny szczęk zapadek mechanizmu wystarczał, aby ostrzec właścicielkę. Poszerzył szparę i wsunął głowę w otwór. Pierwszy sukces – blondynka nie czekała na niego tuż za progiem z tym swoim uroczym, lisim uśmiechem, za to z wnętrza mieszkania uszu Artura dobiegło sapanie przerywane powarkiwaniem.
Powolutku wszedł do środka. Odstawił zdjęte na korytarzu buty i na palcach zakradł się do kuchni, gdzie spodziewał się odkryć źródło hałasu. Wychynął zza futryny. Jego oczom ukazał się jeden z najcudowniejszych obrazów świata: smakowicie wypięte krągłości kobiecego tyłka, należącego do nurkującej pod zlewem Agnieszki. Przez chwilę karmił wzrok nie tylko jędrnymi wypukłościami, lecz i dobrze rysującym się między nimi, pod materiałem legginsów, jeszcze bardziej interesującym kształtem.
Już w drodze do dziewczyny wiedział, że zaczną spotkanie od seksu. Zawsze tak się witali, wciąż bez śladu znudzenia czy rutyny. Od rana podniecenie przyjemnie buzowało w ciele, a im bliżej znajdował się mieszkania kochanki, tym natarczywiej rozpychał się w dżinsach coraz silniej pobudzony najlepszy przyjaciel, który teraz właśnie przestał tolerować bezproduktywne tłamszenie i przejął inicjatywę.
Artur w dwóch susach doskoczył do dziewczyny i wbił zęby w jeden z pośladków. Usłyszał pisk przechodzący w rozchichotany szept.
– Musi pan wiedzieć, że mój chłopak zaraz przyjdzie, więc… Rozumie pan…
Przyłożył klapsa na drugi pośladek dla równowagi. W uszach znowu zawibrowały srebrzyste tony. Za chwilę głos blondynki wzniósł się do scenicznego krzyku:
– Ratunku! Gwałcą!
– Ale zaraz gwałcą? – mruknął rozbawiony.
– Nie można pomarzyć? – odpowiedziała partnerka szeptem.
Uwielbiał, kiedy w takich momentach powtarzała stare dowcipy. Gdyby zrobił to ktokolwiek inny, chłopakowi ścierpłyby zęby, ale w ustach Agnieszki „suchary” nabierały na nowo świeżości.
Przeciągnął kciukiem między pośladkami przez miękkie fałdki sromu. Niebieska dzianina natychmiast nabrała w tym miejscu ciemniejszego odcienia.
– Aaach! – zabrzmiało pod zlewem. – A to z gwałtem to dla niepoznaki, bo wie pan…
– Niech zgadnę: chłopak zaraz przyjdzie?
– Dokładnie!
– Mam się pospieszyć?
– Będę bardzo wdzięczna…
Objął blondynkę w talii, wyciągnął z przepastnych czeluści szafki kuchennej i dźwignął bez wysiłku jak psiaka z podkurczonymi łapami. Popiskiwała radośnie, gdy obrócił się z nią i zaniósł na sofę w salonie, w drodze szarpiąc wolną ręką legginsy, aby obnażyć pupę. Agnieszka jak zwykle w domu nie nosiła bielizny. Tym sposobem znacznie upraszczała zadanie kochankowi.
– Strasznie mnie to kręci, że jesteś taka łatwo dostępna – wydyszał dziewczynie do ucha.
Niedbale związane włosy połaskotały go po twarzy, gdy przytulił mocniej partnerkę, aby pod pozorem poprawienia chwytu wsunąć rękę między uda. Dłoń pośliznęła się na nieprawdopodobnie wręcz wilgotnym kroczu.
– No wie pan?! Tak od razu na „ty”?! – obruszyła się.
Postawił dziewczynę wszystkimi czterema kończynami na błękitnym pluszu kanapy. Uwolniła nogi z rajtuzów i wypięła się znowu, prezentując nagie wdzięki. Z niecierpliwością pokręciła zadkiem. Wpatrywał się w różowe płatki sromu, gorączkowo rozpinając i ściągając spodnie wraz z bielizną. Członek stał na baczność, a nabiegła krwią żołądź połyskiwała dumną purpurą.
– Już? – jęknęła kochanka.
Przecież nie mógł pozwolić jej dłużej czekać. Mimo że dżinsy wciąż plątały się wokół kostek, unieruchomił biodra blondynki i zdecydowanym pchnięciem zagłębił prącie w kusząco rozwartym, mokrym wnętrzu.
– Aaach! Ależ pan ogromny! – stęknęła.
Artur przyklęknął między szeroko rozstawionymi nogami Agnieszki. Chwycił jedną ręką oparcie sofy, drugą zamknął na pełnej piersi, i począł rytmicznie wbijać się w kobiece łono.
– Ależ ty gościnna! – wysapał przy akompaniamencie soczystych mlasków.
Pod naporem dziarskich pchnięć korpus dziewczyny począł opadać coraz niżej. Mężczyzna podążał ochoczo za biodrami partnerki, nie tracąc energii uderzeń. Wkrótce zszedł tak nisko, że musiał podeprzeć się też dłonią, w której dotąd ściskał pierś.
Czuł, jak czub członka naciąga ścianki pochwy; jak ociera się za każdym razem pod innym kątem o gorącą śluzówkę. Mrowienie z krzyża spłynęło do podbrzusza. Artur spiął lędźwie do jeszcze szybszej pracy. Głowa Agnieszki zniknęła za podłokietnikiem sofy. Blondynka przylgnęła już całym ciałem do tapicerki mebla. Chrapliwym „Taaak!” obwieściła swój szczyt, choć chłopak w żaden sposób nie zarejestrował skurczów orgazmu na przyrodzeniu. Jak zwykle zresztą. W tej konkretnej chwili jednak mało go to obchodziło. Nieskończenie przyjemny dreszcz przemknął po kręgosłupie do podstawy czaszki. Artur zwarł szczęki, aby moment później zawyć z rozkoszy, gdy w kilku salwach zalał nasieniem głęboko penetrowane łono partnerki.
Padł całym ciężarem na kobietę. Z trudem oddychała, ale jeszcze się nie skarżyła, więc nie zmieniał pozycji, ciesząc się granitowym bezwładem spełnienia. Wiotczejący członek wysunął się z pochwy. Pewnie w ślad za nim na kanapę spłynie zaraz gęstą strużką sperma. Agnieszka znowu będzie się wściekać i zagoni chłopaka do sprzątania. Odsunął od siebie niemiłą myśl.
– Co robiłaś pod zlewem?
– Bawiłam się w hydraulika – odparła blondynka zduszonym głosem.
– Czy to nie zadanie dla prawdziwego mężczyzny? Rury, otwory, przepychanie i te sprawy…
– Nie mogłam się ciebie doczekać, kotku.
– Jak nie możesz się mnie doczekać w innej sytuacji, też próbujesz radzić sobie sama?
– Zejdź ze mnie, kotku – stęknęła dziewczyna.
– Oj, powiedz. Też próbujesz mnie wyręczyć? Nie, to złe słowo. Wyczłonczyć? Wykutasić? Wychujać?
– Zejdź ze mnie, mówię. Strasznie jesteś ciężki.
Agnieszka wierzgnęła w bardzo ograniczonym zakresie wobec masy spoczywającego na niej mężczyzny. To oznaczało koniec słodkiego lenistwa. Artur zgramolił się z kochanki i spróbował wstać. Zapomniał jednak o spodniach. Zachwiał się. Nie mogąc rozstawić szerzej stóp, dla złapania równowagi zakręcił rękoma rozpaczliwego wiatraka w powietrzu, poleciał jednak do tyłu i klapnął ciężko na siedzenie. Cudem uniknął spotkania ze stolikiem.
Kochanka zwinęła się na sofie ze śmiechu.
– Ty tam nie rechocz, tylko chodź tu i mi pomóż – skarcił ją, rozeźlony własną niezdarnością, ale i ulegając zaraźliwej wesołości.
– Nie mooogę! – zanosiła się chichotem dziewczyna.
Artur podciągnął bokserki i spodnie. Położył się na podłodze i pozapinał guziki rozporka. Gdy na powrót usiadł, blondynka stała nad nim z wyciągniętą ręką. Oczy skrzyły jej się radością. Cała aż jaśniała. Zachwycił się oglądanym widokiem. Ależ miał szczęście – posiadł piękną, inteligentną kobietę, która oddawała mu się, kiedy i jak tylko chciał, do tego z ponadprzeciętną inwencją.
„Aga, błagam cię. Pozwól nam po prostu być razem. Nie niszcz tego. Nie zmieniaj układu, który tak świetnie działa,” zaklinał kochankę w myślach.
– Wstawaj, fajtłapo. Czekają cię dwa zadania, w tym czyszczenie sofy, bo znowu ją pobrudziłeś.
Chwycił podaną, drobniutką dłoń, ale zamiast się podnieść, szarpnął samarytankę w dół, aż upadła z piskiem na chłopaka. Przytulił ją mocno, przetoczył na bok i wpił w roześmiane usta. Przygryzała lekko jego język, na przemian pieszcząc własnym, przynoszącym smak poziomek. Rozpoznał nowe ulubione żelki partnerki.
Dziewczyna oderwała się wreszcie od męskich warg. Leżała, dysząc ciężko, z wciąż niegasnącym uśmiechem na ustach. Artur podparł głowę i przyglądał się w zachwycie falowaniu bujnego biustu, ukrytego pod białą koszulką.
– Nie poradziłam sobie ze zlewem, kotku. Będziesz musiał mi pomóc.
Zatrzepotała długimi rzęsami. Te oczy… Mógłby w nie patrzeć latami.
– Woda kiepsko spływa, więc pewnie coś się zapchało – ciągnęła blondynka z prośbą w głosie. – Zajrzałam pod zlew. Tam jest taka wielka nakrętka i z niej kapie, więc pewnie trzeba ją odkręcić i wyczyścić, co jest w środku. Mój tata tak ostatnio zrobił. Tylko, jak to mój tata, kawał chłopa, zakręcił tę zakrętkę tak mocno, że teraz nie mogę jej ruszyć.
Artur ujął delikatnie rękę kochanki i powędrował pocałunkami od koniuszków palców po ramię. Słowo „tata” bardzo mu się nie spodobało. Nigdy dotąd nie wspominała o rodzicach. Musiał koniecznie inaczej pokierować rozmowę.
– Masz takie małe dłonie. W sam raz, aby objąć mojego najlepszego przyjaciela. Ale tym, co mokre i okrągłe, zaopiekuję się ja.
Znowu pocałował dziewczynę. Lekko, niemal nieśmiało. Wolną ręką muskał piersi. Sutki natychmiast zarysowały się pod bawełną. Zstąpił ustami na szyję i niżej, aż dotarł do jednej z brodawek. Ścisnął ją wargami i drażnił językiem przez materiał koszulki. Poczuł dotyk Agnieszki na włosach i karku. Budzące się podniecenie z wolna ożywiło wyciszone orgazmem ciało.
– Wiesz, dłonie i wzrost odziedziczyłam po mamie, ale ogólnie jestem bardziej podobna do taty niż do mamy – zabrzmiało cicho powyżej.
Artur zesztywniał. „Nie, nie, nie! Przestań!” krzyczał w myślach, zaciskając zęby na twardym sutku. Przesunął rękę po kobiecym brzuchu, zapuszczając się pod gumkę legginsów na wzgórek łonowy. Wysklepił dłoń, aby oddalić dzianinę od łona. Uderzył palcem wskazującym łechtaczkę.
Blondynka złapała go za nadgarstek.
– Rozpraszasz mnie, a chcę ci coś ważnego zaproponować.
Zaprzestał pieszczot. Dziewczyna głaskała go po głowie, którą złożył między pagórkami piersi. Patrzył na swoją rękę, spoczywającą na odsłoniętym brzuchu kochanki; na jej łono, przysłonięte niebieską tkaniną; na zgrabne nogi. Starał się wyryć ten obraz w pamięci. Twarz mu tężała. Ciało stało się na powrót ciężkie, ale tym razem nie rozkoszą, lecz żalem. Nie chciał usłyszeć kolejnych słów, ale te popłynęły nad nim, wypowiadane tym tak drogim, teraz podekscytowanym, głosem.
– Spotykamy się ze sobą już pół roku. No dobra, z przerwą. Ale jest nam ze sobą bardzo, bardzo dobrze. Myślę, że czas już, żebyś się do mnie wprowadził i poznał wreszcie moich rodziców. Tata też pracuje w budowlance, też u dużego developera. Mielibyście na pewno sporo tematów do rozmowy. Mama cię na pewno polubi za twoje poczucie humoru. I ty ją też. Świetnie gotuje, wiesz? Nie jakieś tam schabowe z ziemniakami i surówką z kapusty. Ostatnio ma fazę na kuchnię chińską. Nieraz gębę wypala, a ty przecież lubisz pikantne jedzenie…
Mówiła dalej.
Przez chwilę rozważał jeszcze zgodę na wizytę u „teściów”. Wykręciłby się żartem od rozmów o pracy, skomplementowałby obiad. Oczarowałby staruszków. Wyłgałby się też jakoś od przeprowadzki, choć na pewien czas…
Myśli pobiegły utartym szlakiem. Jeśli ustąpi teraz, Agnieszka będzie wracać do tematu i naciskać na konkretne działania, a wspólne mieszkanie nie wchodziło w grę. Im krótszy dystans, tym łatwiej o wpadkę; o to, że kochanka złapie go na kłamstwie. Od początku twierdziła, że najważniejsza między nimi jest szczerość, a on od początku brnął w fałsz. Wystarczyłoby, że zostawiłby nieopatrznie włączonego laptopa… Zresztą sam fakt, że wyłączałby komputer w jej obecności, wzbudziłby podejrzenia, sprowokowałby pytania. Do tego telefony w nocy… Praca w dziwnych porach…
A teraz jeszcze Faris… Gdyby dowiedziała się, że chłopak pracuje dla Farisa; dla tego Farisa, który właśnie uwiódł jej najbliższą przyjaciółkę; który dziwnym trafem pojawił się jako agent nieruchomości w życiu Magdy akurat w tym samym czasie, kiedy Artur na drodze Agnieszki… „Kotku, co takiego robicie z Farisem, że musiałeś to ukryć przede mną i przed Magdą?” Zareagowałaby tak spokojnie? Nie! Na pewno nie. Wybuchłaby gniewem. Pobiegłaby natychmiast do przyjaciółki. I cóż by zrobiła Magda? Cicha, dyskretna Magda, która też potrafi dodać dwa do dwóch? Zorientowałaby się przecież szybko, że Artur poderwał Agnieszkę ze względu na jej związek z Drażanem. Wobec kogo okazałaby się lojalna? Wobec przyjaciółki, z którą znały się od najwcześniejszego dzieciństwa? Wobec nieżyjącego prawdopodobnie hakera? Czy wobec dwóch przestępców – wyrachowanego Araba i jego pomagiera? Nawet gdyby Magda wciąż sypiała z szefem, choć Artur nie wróżył im świetlanej przyszłości, odkryłaby wówczas przed przyjaciółką wszystkie karty. Chłopak nie miał najmniejszych złudzeń. Widział już oczyma wyobraźni Agnieszkę podwójnie oszukaną, wściekłą, pałającą żądzą zemsty, z jej gadatliwością i skłonnością do wypaplania każdej tajemnicy, składającą meldunek na policji. Jak kiedyś Doro…
A gdyby został; gdyby wyjawił kochance prawdę, licząc na zrozumienie dla wcześniejszych kłamstw; licząc na dochowanie tajemnicy; gdyby mu wybaczyła; gdyby pozwolił sobie…?
Tak, jak pozwolił sobie Drażan i doświadczył gniewu szefa, który sugestywnie ostrzegł przecież ostatnio Młodego przed zbytnim zaangażowaniem. Kobiety zawsze wszystko komplikowały; zawsze były słabym ogniwem – faceci z jednej strony tracili przy nich zdolność racjonalnego myślenia, z drugiej – one same działały zbyt emocjonalnie.
Artur wspomniał po raz kolejny inne życie, w którym należał do tak dobrze zgranej ekipy. W robocie działali bezbłędnie. Chłopaki załatwiali broń, on sprzedawał towar, sprawdzał dostawców i klientów. Psy węszyły, jak to psy. Taka ich rola. Węszyć. Czasem za nimi jeździli, czasem zaczepiali w pubie. Jak zaczynali za bardzo przeszkadzać, wystarczał jeden telefon do kolesia, który ich chronił. Artur nie znał faceta. Podobno wywodził się ze starego układu i ciągle dysponował dużą władzą.
Psy łaziły też za ich dziewczynami. Artur był najmłodszy, ledwie przekroczył dwudziestkę. Nie chciał się trwale wiązać. Ale inni z paczki nawet się pożenili. Grizli wpadł wtedy przez Baśkę… Gdy się sypnęło i trzeba było wiać, wrócił, by zabrać ją ze sobą. Nie mógł żyć bez swojej Buni. Gdyby nie pomoc Farisa, który wydawał się wtedy zwykłym klientem, Młodego również czekałoby aresztowanie. Też nie poddałby się bez walki. Też by pewnie skończył podziurawiony przez antków jak sito. Artur zaciągnął u Araba dług nie do spłacenia.
A wszystko przez Cichego, myślącego za często fiutem zamiast głową. Doro tylko raz wyszła wcześniej z pracy. I ten raz wystarczył. Zobaczyła ukochanego w aucie z jakąś blacharą i nabrała podejrzeń. Szybko wyśledziła, że regularnie puszczał ją kantem. Poza główną zainteresowaną każdy o tym wiedział, ale nikt nie puścił pary z gęby. Zemściła się na całej ekipie, bo kryli jej złotko. Zagadała zwyczajnie z tajniakiem, który często przyłaził do knajpy, gdzie stała za barem. Zanim się zorientowali, ceboś miał wszystkich na widelcu. Ostatecznie zgarnęli czterech. Ich protektor nie zaryzykował i nawet nie próbował ratować chłopaków. Zadbał wręcz, żeby nikt nie powiązał go z akcją. Kubas, szef teamu, powiesił się w areszcie. Ten Kubas, który dwa razy garował i szedłby jak do domu…
Artur musiał zniknąć z życia Agnieszki. Uciąć to gładko i szybko. Zanim całkiem straci głowę. Zanim zdradzi zbyt wiele, ściągając potencjalne niebezpieczeństwo nie tylko na siebie, ale i szefa..
– Moglibyśmy się spotkać w następną sobotę. Co ty na to? – blondynka dokończyła swój długi wywód.
Milczał. Ostrzył słowa jak nóż.
– Co nic nie mówisz?
Potargała odrosłe kędziory. Chłopak westchnął i uniósł się na łokciu. Uśmiech w oczach i na ustach dziewczyny zgasł. Zastąpiła go niepewność. Znał przyczynę. Kochanka ujrzała na twarzy Artura maskę obojętności.
– Po co mi to proponujesz? – spytał chłodno.
– No jak to? Przecież jesteśmy parą. Przecież dobrze nam ze sobą i chcemy być razem…
– Wiesz, dlaczego było nam ze sobą tak dobrze? Bo dotąd pozwalałaś mi być takim, jakim jestem. Przychodziłem i odchodziłem, kiedy chciałem. Niczego od ciebie nie wymagałem i tego samego oczekiwałem w zamian. Tylko tego. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, żartowaliśmy i pieprzyliśmy się jak dwa króliki. To było świetne, bo oboje mieliśmy na siebie ochotę. Od początku. Pamiętasz? To ty mnie tak naprawdę zaciągnęłaś do łóżka.
Oczy Agnieszki, te piękne oczy w kolorze toskańskiego nieba, rozszerzały się coraz bardziej z każdym wypowiedzianym zdaniem. Ból, zadawany z rozmysłem przez kochanka, ściągnął wypielęgnowane brwi, brużdżąc czoło zmarszczkami. Zaciśnięte gniewnie w wąską kreskę usta – tak, te same, pełne usta, które pieściły go tyle razy – mogłyby teraz zapowiadać wybuch furii, gdyby nie drżący podbródek. Arturowi nie wolno było się już jednak cofnąć.
– Spieprzyłaś to, królewno. Rozmawialiśmy kiedyś o tym, że kobiety zawsze chcą zmieniać facetów na swoją modłę. Myślałem, że zrozumiałaś, a teraz próbujesz przyciąć mnie do szablonu. Widzisz tylko siebie i twoje wyobrażenie o związku. Przykro mi, ale ja do tej różowej bajki nie pasuję.
Urwał. Nie był w stanie dobyć głosu z zaciśniętego gardła. Miał nadzieję, że Agnieszka nie zacznie płakać. Nie zniósłby tego.
Dziewczyna zerwała się nagle. Wbiła płonący wzrok w kochanka. Zacisnęła pięści.
– Wyjdź! – krzyknęła z taką mocą, że aż się wzdrygnął.
Wstał szybko, aby nie dostrzegła zdenerwowania. Grał przecież zimnego skurwysyna.
– Wynoś się! – wrzasnęła jeszcze głośniej z nutą histerii. – Nigdy więcej nie chcę cię widzieć!
Odwrócił się i odszedł do przedpokoju. Nie ruszyła za nim. Podniósł buty. Nacisnął klamkę. Ustąpiła bezgłośnie. Choć raz. Przekroczył próg. Zamknął cicho za sobą drzwi.
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Przejdź do kolejnej części – Ciemna jest noc cz. XI
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Karel Godla
2015-11-07 at 13:12
Publikowanie długiego tekstu w odcinkach obarczone jest ryzykami. Nie wymienię wszystkich, ale jedno występuje dość często. Mianowicie inny jest odbiór „dzieła”, gdy czytamy fragmentami, a inaczej reagujemy na ciurkiem pochłanianą opowieść.
Jako czytelnik mam problem z tym odcinkiem. Jeśli czyta się go bez powrotu do wcześniejszych części, wydaje się przegadany. Jakie będą odczucia, gdy Autorka skończy dzieło i będę mógł po pewnym czasie łyknąć całą historię jednym ciągiem? Powtórzy się i tu, i tam wrażenie, że należałoby dokonać skrótów?
Niestety to jest właśnie ryzyko publikacji pisanego na bieżąco tekstu, odcinek po odcinku. Nawet gdy każdy fragment dopieszczony do granic możliwości, klocki mogą do siebie nie pasować, a cała konstrukcja wyjdzie finalnie wypaczona. Czasem, choć rzadziej, może się zdarzyć odwrotna sytuacja. Odcinki sprawią wrażenie gorsze niż całość. Z pozornie nieatrakcyjnych cegieł można stworzyć arcydzieło.
Wiem, że nie mamy tutaj komfortu publikacji długich, starannie zredagowanych dzieł, ale to ciekawa nauka dla każdego z nas. Spojrzeć krytycznie po zakończeniu całej pracy i dostrzec błędy konstrukcyjne całości, zebrać doświadczenie na przyszłość. Myślę, że z czasem można udoskonalić nawet takie odcinkowe, improwizowane pisanie.
artimar
2015-11-07 at 16:21
Pierwszy i Najwierniejszy Czytelniku,
Twoja praca i komentarze nie mają dla mnie ceny. Brak mi słów na wyrażenie wdzięczności. Tym bardziej, że tym razem dałeś się wciągnąć w bolesny proces twórczy i wzbogaciłeś tekst smakowitymi neologizmami. 🙂
A odnosząc się do meritum – stoisz na uprzywilejowanej pozycji względem innych Czytelników, kibicujących mojej bajce, ponieważ znasz ciąg dalszy, częściowo nie tylko nawet jako konspekt. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że jest to też być może Twoje małe przekleństwo, bo chciałbyś pójść dalej. Mi samej zdarza się czytać niecierpliwie, jeśli opowiedziana przez Autora historia wciąga. Przestaję wówczas zwracać uwagę na cyzelowane smaczki, aby tylko szybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. A już szczególnie bezwzględnie obchodzę się wówczas z opisami, zwłaszcza przyrody, czy filozoficznymi wywodami bohaterów, które po prostu „puszczam mimo oczu”. Potem wracam do tekstu spokojna znajomością rzeczy przyszłych i czytam ponownie, nie roniąc już ani słowa.
Co nie zmienia faktu, że jeśli Ty, z którego zdaniem liczę się jak z mało czyim, masz takie odczucie, coś musi być na rzeczy, zatem w przyszłości, pracując nad historią, spróbuję spojrzeć na tekst także pod tym względem.
Dziękuję.
Zuzka
2015-11-09 at 02:34
Czytając miałam chęć wrócić do poprzedniego odcinka, aby czuć bardziej całość. Ale czy to źle? Jak zwykle smakowite. Urzeka mnie rysunek postaci. Mężczyzn silnych, skrywających wrażliwość pod maską zimnych drani. Trzej bohaterowie, każdy inny, a jednak każdy fascynujący. Nie wiem jak to robisz, ale wynik bardzo mi się podoba 🙂 Głębokich analiz nie robię, przeczytałam i jednym tchem, i westchnęłam, chcę jeszcze:) Wierna fanka.
artimar
2015-11-10 at 18:18
Ciepłe słowo zawsze cieszy 🙂 Dziękuję.
I cieszę się, że lubisz moich bohaterów; że przemawiają do Ciebie.
Smerf
2015-11-09 at 12:54
Nie cierpię powieści w odcinkach.
artimar
2015-11-10 at 18:20
Witaj, Marudo!
Niniejszym NE zyskała status portalu międzywymiarowego, skoro czytają nas także przedstawiciele równoległych rzeczywistości. 😉
Megas Alexandros
2015-11-09 at 19:16
Dobry wieczór,
ten rozdział „Ciemna jest noc” jest nieco spokojniejszy od poprzednich i dlatego może sprawiać wrażenie przegadanego. Po efektownej akcji musisz poświęcić czas, by ustawić znowu figury, nim przeprowadzisz kolejną . Też tak niekiedy miałem przy Opowieści helleńskiej 🙂 Myślę, że ta część stanie się bardziej uzasadniona, gdy pojawi się następna.
„Ciemna jest noc” rozwinęła się w obszerną serię, co bardzo mnie cieszy (gdyby nie było to jeszcze jasne, bardzo lubię obszerne serie). Ale też ciekawi, jak szeroko zakrojona jest Twa fabularna wizja. Ile jeszcze odcinków planujesz? Jeśli nie chcesz tego czynić tutaj, możesz odpisać na priva 😉
A ja już czekam niecierpliwie na rozdział XI i weekend Magdy i Farisa!
Pozdrawiam serdecznie
M.A.
artimar
2015-11-10 at 18:31
Poprzednie części poświęciłam wątkowi głównego bohatera – męska rzecz działać. Teraz wracam do kobiet, więc uspokojenie akcji wydaje się (przynajmniej mi) naturalne; mniej kryminału, więcej obyczajowości. Ta część znajdzie swoje uzasadnienie nieco później niż w kolejnym odcinku, który Cię zaskoczy, sądząc po Twoich oczekiwaniach.
Już kilka razy przestrzeliłam liczbę odcinków, więc wstrzymam się od deklaracji. Poza tym tekst rozrasta mi się w retrospekcje – historię Jamili opisałam między innymi zainspirowana Twoimi komentarzami. Za jeszcze trochę, już w przyszłym roku, pojawi się kolejna wycieczka w przeszłość, którą pierwotnie planowałam jedynie streścić w dialogach, ale skrystalizowała mi się wyobraźni w pełnotłustą sekwencję obrazów, którą pozostało tylko opisać.
Więcej, aby nie strzelać sobie w stopę i nie psuć lektury Czytelnikom, wyjaśnię w prywatnej korespondencji. 🙂
Megas Alexandros
2015-11-12 at 22:27
Odważna z Ciebie kobieta, Artimar,
za zdanie o działających mężczyznach i spokojniejszych, bardziej pasywnych kobietach niejedna feministka urwałaby Ci głowę – to wszak utwierdzanie stereotypów płciowych 🙂 Cieszę się, że Twoja opowieść się rozrasta, bo jestem przekonany, że wyjdzie jej to na zdrowie – potraktowane nieco bardziej obszernie wątki pokażą cały rozmach i bogactwo Twojego zamysłu.
W takim razie będę cierpliwie czekał na dalszy ciąg przygód Twoich bohaterów. Bo w gruncie rzeczy, cóż innego pozostaje 🙂
Pozdrawiam
M.A.
artimar
2015-11-12 at 22:48
Widzisz, ja uważam, że współczesny feminizm jest antykobiecy.
Teraz to już naprawdę urwą mi głowę… I wrąbią parę pał przy ocenie opowiadania 😉
Megas Alexandros
2015-11-12 at 23:09
O ile odwiedzają takie strony, jak nasza 🙂
Seelenverkoper
2015-11-10 at 11:23
Na początku muszę zaznaczyć, że historię tych dwóch związków śledzę od ukazania sie pierwszej części;], więc osobiście wcale nie przeszkadza mi niewiele wnosząca. Kłóci się to odrobinę z zasadą decorum powieści szpiegowskiej, ale mniejsza.
Lubisz skupiać się na szczegółach, dokładnie oglądasz każdy element ze wszystkich dostępnych stron. Mam wrażenie, że mogłabyś napisać niezłe opowiadanie o samym zapachu chleba.
Wreszcie muszę powiedzieć, że rozumiem Artura. Znów powtarza sie stary morał z legend arturiańskich i opinia pani Ragnell, ze kobieta najbardziej na świecie chce rządzić mężczyzna. Agnieszka chce ułożyć sobie faceta pod wygodną jazdę wierzchem, a to wymaga zamiany go w wałacha. Taka prawda. Rozumiem Artura, że próbując ocalić jaja uciekł.
artimar
2015-11-10 at 18:43
Wierny fan – winnam głęboki pokłon. 🙂
Och, przeceniasz moje możliwości. Staram się sobie zawsze wyobrazić dobrze scenę – scenografię, rekwizyty, atmosferę, zjawiska, które naturalnie towarzyszą wymienionym; a potem zastanawiam się, w jakie interakcje z tym wykreowanym światem mogą prawdopodobnie wejść bohaterowie. Oczywiście, zdarza mi się też myśleć od końca; mam plan zajścia i traktuję rekwizyty instrumentalnie – pomagają mi uwiarygodnić/lepiej odegrać sytuację. Jak choćby kubek i segregator w scenie otwierającej odcinek.
Tak, sakramentalne zdanie: „Myślałam, że małżeństwo cię zmieni”, jak połowic stanie okoniem i nie podda obróbce ze skrawaniem. 😉
B.S.
2015-11-10 at 12:10
Ech, Artimar! Nie będę narzekać. A może jednak troszkę. 😀 Czekałam z niecierpliwością i trochę się zawiodłam. Głównie dlatego, że – dla mnie – cała fabuła stoi tu w miejscu. Właściwie nic się nie dzieje, poza rozstaniem drugoplanowej pary. I to chyba boli najbardziej, że akcja nie ruszyła do przodu. No i zgadzam się całkowicie z wcześniejszymi komentarzami. Mam nadzieję, że w kolejnym odcinku, który pewnie będzie po nowym roku (:D), coś ruszy i znowu wchłonę to jak gąbka.
Pozdrawiam!
Megas Alexandros
2015-11-10 at 18:13
B.S.
Zgodnie z naszym planem publikacji, na kolejny tekst Artimar będziesz musiała czekać znacznie krócej niż myślisz!
Ale niech sama zdecyduje, czy ujawnić datę premiery, czy zachować odrobinę tajemnicy 🙂
Pozdrawiam
M.A.
artimar
2015-11-10 at 18:56
Droga B.S.,
poleję wodę na młyn Karela i, w ramach usprawiedliwienia, napiszę, iż wróciłam z fabułą do wątku Magdy, dlatego uważałam, że potrzebne jest niejakie odświeżenie w pamięci Czytelnika, na czym stanęła akcja. Z jednej strony. Z drugiej – Alexander też nie błądzi, domniemywając, że ustawiam figury przed poważniejszymi ruchami, co potrwa przez kilka najbliższych odcinków, spychając wątek kryminalny na dalszy plan.
W każdym razie mam już na scenie wszystkie postaci.
Alexander zdążył mnie uprzedzić – tak, kolejny odcinek na pewno jeszcze w tym roku.
Madź
2015-11-10 at 18:09
Mniam 🙂
Autorko – dużo jeszcze części przewidujesz? Bo czyta się je świetnie i mam ogromny głód następnych części. I wcale mi nie przeszkadza, że tutaj mało się dzieje. Na pewno ma to sens dla całości historii, choć nie ukrywam, że śpieszno mi do finiszu 🙂
artimar
2015-11-10 at 18:58
Do finiszu jeszcze daleko… Czy to dobrze, czy źle, ocenisz, droga Madziu, pod kolejnymi odcinkami. 🙂
Łączę pozdrowienia,
artimar
Madź
2015-11-11 at 07:44
To bardzo dobrze, bo jeszcze dużo dobrze napisanego tekstu przed nami. I to bardzo źle, bo z niecierpliwością wyglądam zakończenia 🙂
Z pozdrowieniami, Madź
Micra21
2015-11-12 at 10:13
Artimar!
Śledzę losy Magdy i Drażana od samego początku z wielkim zainteresowaniem. Pięknie napisane. Ten odcinek ma zapewne znaczenie w Twoich zamiarach pisania dalszych części. Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki. Będę jeszcze musiał wrócić do poprzednich, szczególnie początkowych, bo już trochę uciekło z główki. Ale cały cykl jest tak wciągający, że prawie wszystko zostaje w pamięci. Tak, jak czytałem Larssona. Jeden tom w dwa dni i wszystko, no prawie wszystko pamiętam do dziś. Mam całość na DVD – 6 płyt. Kiedy XI odcinek?
Pozdrawiam
Micra21
artimar
2015-11-12 at 21:00
Dzięki, Micro!
Zdaję sobie sprawę, iż przerwy między kolejnymi odcinkami mojego cyklu bywają bardzo długie. Niestety, doba ma tylko 24 godziny…
Muszę Ci się przyznać, że czasem sama zaglądam do początkowych części, żeby odświeżyć sobie niektóre szczegóły, zwłaszcza gdy akcja wraca do miejsc, które pojawiły się dość dawno w opowieści, lub odwołuję się do wcześniejszych wypowiedzi bohaterów.
Następny odcinek wkrótce – o czym wspomniałam powyżej.
Pozdrawiam serdecznie,
artimar
Dagam
2015-11-16 at 00:06
Zarwałam pół nocy przez to opowiadanie! Czytałam je po raz pierwszy od początku do samiutkiego końca i tylko 3 nad ranem spowodowała że padłam i nie napisałam mojego ubolewania nad tym, że nie ma dalszej części.
Napiszę tak: wciągnęło mnie do tego stopnia, że później przelatywałam wzrokiem „smaczki” skupiając się na uczuciach, myślach i marzeniach bohaterów zastanawiając się co im siedzi w głowie. Po prostu świetne.
Poproszę jeszcze ?
artimar
2015-11-16 at 22:22
Czytając takie komentarze, chce się wszystko rzucić, usiąść i pisać. Tylko pisać i pisać, bez względu na rzeczywistość.
A potem o poranku dzwoni budzik i pierwsza kawa przed wyjściem do pracy podcina skrzydła zapałowi twórczemu.
Dziękuję, Dagam
Dagam
2015-11-17 at 22:59
Skąd ja to znam ? chwała temu kto odkrył kawę ?
kenaarf
2015-11-16 at 02:42
Dobry wieczór, Artimar.
Każdą Twą publikację czytam z zaciekawieniem i zazdrością; pisałam już kiedyś o tym – podziwiam Cię za umiejętność władania językiem. I tym razem mnie nie zawiodłaś.
Owszem, ta część wydaje się być spokojniejsza, ale jak zauważyli moi poprzednicy, zapewne będzie miała wpływ na to, co będzie działo się dalej.
Rację mają ci, którzy utyskują trochę na wieloodcinkowość. Część z nich to pewnie wierni fani, którzy najzwyklej w świecie nie mogą doczekać się kolejnego odcinka, inni mogą po prostu zapomnieć fabułę poprzednich wątków, co w przypadku Twej opowieści może rzutować na odbiór. Poruszasz wiele kwestii, drobnostki mają znaczenie, przewijają się postaci z przeszłości. Ja narzekać nie będę. W kolejce po umiejętności stałam w ogonku „pamięci” 🙂
Ciekawi mnie, czy dojdzie do bliższych relacji między Magdą a Farisem,a jeżeli tak, jakie to będzie miało implikacje na dalsze losy bohaterów. Bo nie wątpię, że drogi Magdy i Drażana w końcu się skrzyżują.
Odnośnie końca, ja chyba inaczej postrzegam zachowanie Artura. Może i Koper ma rację pisząc, że Agnieszka próbuje przerobić mężczyznę pod swoje widzi mi się. Jednak odnoszę wrażenie, że bohater chciałby pójść krok do przodu, że zależy mu na partnerce, jednak boi się konsekwencji. W świecie, w którym żyje, miłość, rodzina to nadbagaż. Może on zostać wykorzystany przeciwko niemu samemu. Najłatwiej uderza się w słabe punkty.
Z pozdrowieniami,
kenaarf
artimar
2015-11-16 at 22:17
Dziękuję z głębokim pokłonem przed o tyleż bardziej doświadczoną literacko Koleżanką.
Komentarzem odnośnie motywów Artura bliższa byłaś mojego zamysłu niż Seelenverkoper, którego na domiar złego jeszcze wpuściłam głębiej w maliny swoją odpowiedzią. Ale cóż, tekst należy tylko do mnie i jest interpretowany tak, jak chcę dopóty, dopóki nie przeczyta go pierwszy Czytelnik. Od tej chwili zaczyna żyć własnym życiem i prawem Odbiorcy jest dopatrywać się w nim tego, czego wcale nie zamierzałam zawrzeć w opowieści.
Znam „ból” długiej pamięci, zwłaszcza jak sobie w rozmaity sposób nagrabię. Dlatego uczę się ją punktowo ignorować 😉
A Faris i Magda… Ci, którzy tu wchodzicie, nie traćcie nadziei.
Barman Raven
2015-11-21 at 10:36
Językowa uczta. Nie przeszkadza mi wolniejsze tempo. Zazroszczę umiejętności opisu i budowania postaci.
Brawo.
Nefer
2017-11-03 at 11:31
Może i nastapiło tu spowolnienie akcji, zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi odcinkami, ale nie umniejsza to zainteresowania lekturą. Daje sie wyczuć, że to cisza przed burzą. Oczekuję eleganckiego połączenia obydwu wspominanych w dyskusji nurtów: męskiej aktywności (wątek sensacyjny) i kobiecej refleksji (wątek obyczajowy). Tak czy inaczej, bohaterowie przed tą syntezą uciec nie zdołają. Gratuluję dopracowania języka.