Pojedynczy, wysoki krzyk rozbrzmiał w kaplicy i umilkł nagle. Niczym skowyt psa potrąconego przez ciężarówkę, wyraz bezgranicznego cierpienia, po którym następuje martwa cisza. Stęchłe powietrze z zawieszonymi drobinkami kurzu, niczym grobowy całun, otulało zdewastowane wnętrze. Promienie zachodzącego słońca, które jakimś cudem przeniknęły przez gęste korony pobliskich sosen, wpadały poprzez potłuczone witraże do wnętrza pomieszczenia. Feeria barw spoczęła na drobnej postaci opartej łokciami o kamienny ołtarz, przykryty brudnoszarym obrusem.
Szczupłe palce niczym szpony gargulca wpijały się w poprzedzierany materiał za każdym razem, gdy postać z tyłu przygniatała leżącą do ołtarza. Z początku powolne, jakby niedbałe ruchy młodego wikarego, z czasem nabrały wigoru. Rytmicznie poruszał biodrami, nie przejmując się wijącą pod nim dziewczyną. Jej mlecznobiała pupa przyciągała jego wzrok jak magnes. Skupiony tylko na jednym, zasłuchany w głuche uderzenia krwi w skroniach, nie zwracał uwagi na zmieniające się otoczenie. Czuł jak podniecenie wzbiera w nim głęboką falą, która już wkrótce miała się zmienić we wrzącą kipiel.
Rozgorączkowany nie zarejestrował wijącego się kształtu, który wniknął pod sutannę i zmierzał w kierunku jego podbrzusza. Nawet gdy śliska, zielona ręka na chwilę wynurzyła się spomiędzy czarnej sutanny, wciąż nie docierało do niego, co się wokół dzieje. Przypominająca korzeń pożyłkowana dłoń na chwilę spoczęła na odsłoniętym pośladku gwałconej nastolatki, przynosząc jej chwilowe ukojenie, po czym wróciła z powrotem pod ubranie księdza. Kilkanaście innych rękopodobnych pędów, niczym stado anakond, oplatało powoli ciało mężczyzny. Żylaste konary ciągnęły się od czarnej, kamiennej ściany skrytej w mroku. Naturalna formacja popękała tu i ówdzie, a drobnymi szczelinami sączyła się brązowo-zielona ciecz.
Gdyby obejrzał się w tym momencie za siebie, zapewne dojrzałby człekokształtną istotę powstałą z gałęzi, liści i mchu. Zaś na szczycie tej złowieszczej konstrukcji zobaczyłby małą, plastikową główkę, otoczoną blond loczkami. Przymknięte sztuczne powieki, narysowane ciemnym flamastrem brwi i niemożliwy do określenia grymas na plastikowej twarzy. Ni to uśmiech, ni smutek. Groteskowe połączenie dziecięcej zabawki i sił, których młody wikary, jak się wydawało, wolałby nigdy nie poznać. I w tym momencie, gdy właśnie miał wystrzelić w ciało dziewczyny, lalka otworzyła oczy.
* * *
– Nati! Naaati! – Głos matki dochodził gdzieś z daleka.
Dziewczynka przez chwilę przysłuchiwała się, po czym dojrzawszy sylwetkę matki schylonej pośród nadrzecznego listowia, pomachała ku niej rączką. Podniosła się, by pokazać rodzicielce, gdzie się znajduje, gdy niestabilny grunt zarwał się pod nią i spadła w dół. Wprost do bagnistej toni, którą od kilku chwil podziwiała. Krótki krzyk, a potem pojedynczy chlupot. Słowa uwięzły w gardle, wepchnięte tam z powrotem przez śmierdzącą wodę. Zachłysnęła się. Przez moment panicznie przebierała rękoma i nogami, gdy nagle dostrzegła w mule wyciągniętą w jej kierunku dłoń. Zapomniała, że za chwilę ciśnienie rozsadzi jej płuca i, niepomna niebezpieczeństwa, sięgnęła w kierunku znaleziska. Pociągnęła, lecz uzyskała skutek wręcz odwrotny do oczekiwań. Wciągana w bagno nie mogła zrozumieć, co się dzieje. W ostatnich chwilach świadomości dotarł do niej głośny dźwięk, dobiegający z góry. Zdążyła jeszcze poczuć oplatające ją silne dłonie, po czym straciła przytomność.
* * *
– Łał! Ale zajebista chata!
Koleżanki rozglądały się po domu, podziwiając nowoczesny wystrój pomieszczeń. Każda z nich oczywiście musiała dotknąć jedwabnej zasłony w pokoju dziennym oraz przejechać dłonią po gładkim jak szkło drewnianym blacie stołu jadalnianego. Krzesła z wysokimi oparciami stały w równym rządku wokół solidnego mebla świadcząc, że mieszkańcy domu cenią sobie luksus i korzystają z niego wspólnie i na równych prawach.
– Ej! No chodźcie już! – krzyknęła Natalia, będąc już w połowie schodów na kolejną kondygnację.
Rzuciły jeszcze ostatnie, zachłanne spojrzenia w kierunku kącika wypoczynkowego, otwierającego się ogromnym przeszkleniem na patio, z którego rozciągał się oszałamiający widok na zatokę, po czym ruszyły biegiem za koleżanką. Z głośnym tupotem wbiegły na poddasze. Widok otwartej przestrzeni sprawił, że niemal się zachłysnęły. Umiejętnie poustawiane meble pozwoliły stworzyć na ponad stu metrach kwadratowych przestrzeni użytkowej istny labirynt 3D, równocześnie pozostawiając go całkowicie otwartym. Umiejętność misternego podziału przestrzeni odziedziczyła po ojcu. Od matki przejęła miłość do sztuki. Każdy skrawek ściany zasłonięty został zdjęciami, szkicami i obrazami malowanymi na drewnie.
Dziewczyny z głębokim westchnieniem klapnęły na łóżko.
– Ale bosko!
Kaśka wyciągnęła się na pościeli, odsłaniając brzuch niemal aż po drobne piersi. Krótka spódniczka podwinęła się, również odsłaniając górę ud. Opalone ciało blondynki silnie kontrastowało z niebieskim, jeansowym materiałem. Zrzuciła pantofelki i przeciągnęła się jak kotka. Zamruczała przy tym, czując jak muślinowa pościel pieści jej gładką skórę.
– Ej! Barbie! Bądź łaskawa nie wtryniać mi się w ubraniu!
Natalia rzuciła w koleżankę szmacianą lalką.
– Jak chcesz.
Kaśka stanęła niepewnie na miękkim materacu, po czym w mgnieniu oka pozbyła się odzienia. Świadoma swego pięknego ciała prężyła się dumnie, nawet przed przyjaciółkami. Zerknęła po zdumionych twarzach.
– No, a wy na co czekacie?
Więcej zachęty nie potrzebowały. Już po chwili w powietrzu latały części garderoby. Podłoga zasłana dziewczęcą bielizną, zdobną w serduszka, różyczki i fantasmagoryczne kształty, wkrótce stała się plażą, na której spoczęły zmęczone bitwą na poduszki. Rozgorączkowane, spocone ciała z ulgą przyjęły chłód dywanu nieskąpanego w słońcu.
– Ale przyjemnie.
Agnieszka przeturlała się na bok, po czym przytuliła do Natalii. Jej ręka zupełnie bezwolnie opadła na piersi koleżanki. Spojrzały po sobie.
– Ej! Ja też chcę! – Kaśka rzuciła się w kierunku czule obejmujących się dziewcząt. – Ej no, baby! Nie bądźcie takie!
Mimo jej wysiłków Nati i Aga ani myślały przerywać wzajemnych pieszczot. Pocałunki, którymi wzajemnie się obsypywały, gorące i mokre, znaczyły czerwienią szminek nagie ciała. Wkrótce każda z nich pokryta była sugestywnymi śladami od pasa aż po szyję. W pewnym momencie Aga zsunęła się jeszcze niżej i zanurzyła głowę między udami koleżanki. Nati westchnęła głęboko, po czym głaszcząc przyjaciółkę po jej krótko ściętych włosach rozłożyła szerzej nogi.
– Jak chcecie!
Kaśka wstała obrażona i podeszła do kącika, w którym leżały stosy zabawek. Przez chwilę przebierała w nich dłonią, po czym wyciągnęła niewielkiego niedźwiadka. Drewniana zabawka miała nie więcej niż czterdzieści centymetrów wysokości i w zasadzie trudno było powiedzieć, jakie naprawdę przedstawia zwierzątko. To, co jednak było dla dziewczyny istotne, to gładki kształt, który prawdopodobnie miał być nogą zwierzątka. Zarumieniona usiadła na podłodze, po czym przyłożyła zabawkę do krocza.
– Ej! Ale numer! Patrzcie! – krzyknęła w stronę koleżanek.
Aga uniosła głowę i przez chwilę wpatrywała się w Kaśkę niewidzącym wzrokiem. Jej błyszczące usta pokrywała jej własna ślina zmieszana z sokami Nati. Ta zaś tylko otworzyła oczy. Obie parsknęły śmiechem.
Kaśka klęczała na podłodze, niewiele co poruszając pupą w górę i w dół. Drewniany niedźwiadek, którego kończyny mocowane były za pomocą drutów i sprężyn, odbijał się raz po raz od podłogi i niczym Sybian wbijał w jej cipkę. Zafascynowane widokiem dziewczyny na moment zapomniały o swoich potrzebach, jednak coraz głośniejsze jęki Kaśki sprawiły, że poczuły kolejną falę podniecenia. Wtulone w siebie, ocierając się udami doprowadzały się nawzajem do rozkoszy, której od dawna potrzebowały. Tymczasem samotna koleżanka była już na skraju orgazmu, gdy jej wzrok padł na leżącą pod łóżkiem lalkę. W jednym momencie w niewytłumaczalny sposób zrobiło się jej zimno, a podniecenie znikło jak ręką odjął. Wyciągnęła dłoń w kierunku znaleziska i wyciągnęła je spod łóżka. Skrzywiła się, po czym z obrzydzeniem rzuciła zabawkę na stół.
– Nati! Nati!
Natalia spojrzała na nią spod wpół przymkniętych powiek. Rozsunęła wargi pomiędzy którymi, niczym mały wąż, wił się na boki język. Zarumieniona twarz i łapczywie połykane powietrze świadczyły, że niewiele już brakuje jej do spełnienia. Powiodła wokół niewidzącym wzrokiem, po czym nagle głośno jęknęła i zacisnęła mocno uda. Aga szczytowała sekundę później. Zmarkotniała Kaśka wpatrywała się w lalkę, czując, jak wzbiera w niej gniew. Zabawka w jakiś dziwny sposób doprowadzała ją do furii. W końcu nie wytrzymała. Rzuciła się w jej kierunku, chwyciła za plastikową rączkę, po czym ruszyła prędko w stronę schodów. Głuchy odgłos rozbrzmiał kilka razy, nim umilkł, a zabawka spadła na miękki dywan w salonie.
– Poe… – Jęk dobiegł z ust Nati pomimo faktu, że dziewczyna chwilę wcześniej zapadła w krótka drzemkę.
* * *
– Nigdy więcej tego nie rób!
Wydawać by się mogło, że głuchy głos w ogóle nie należał do Natalii. Posadziła lalkę na komodzie, obok drewnianego niedźwiadka, który to z takim impetem wdzierał się kilka chwil wcześniej w ciało Kaśki. Z drugiej strony pluszowy Lucky Luck siedział ze zwisającymi w dół, szmacianymi nogami. Przechyloną głowę opierał o schodzącą w dół połać dachu.
– Jak ty w ogóle możesz ją tu trzymać? Przecież ona śmierdzi! – Kaśka nie dawała za wygraną, odsuwając się z odrazą od lalki.
– Eee no. Przesadzasz – Agnieszka zbliżyła się do zabawki. Powąchała ją. Ulotna woń zgnilizny na moment zawirowała jej w nosie, po czym znikła jak kamfora. Lalka pachniała plastikiem i starymi szmatkami. – Może warto by uprać jej sukienkę, ale ja nie czuję nic złego.
– A ja uważam, że powinnaś ją wyrzucić. Ona nie tylko śmierdzi na zewnątrz.
Spojrzały na koleżankę.
– Wąchałaś ją od środka? – Aga ledwo powstrzymywała śmiech – Kaśka! Ale ty to jest zboczona!
Natalia ryknęła śmiechem. Kaśka odwróciła głowę czując, jak do jej oczu napływają łzy. Niepotrzebnie się otworzyła. Niepotrzebnie…
– Róbcie co chcecie. Ja nie mam zamiary przebywać w tym samym domu co ta kukła!
– Kaśka, no przestań! Nati! Nati, powiedz coś. Albo schowaj tę lalkę. Nati?!
Aga pierwszy raz widziała koleżankę taką poważną. Natalia zupełnie się nie uśmiechała, co było wręcz nie do pomyślenia, biorąc pod uwagę jej rubaszny charakter. Stała pośrodku pokoju z dłońmi zaciśniętymi w piąstki i wzrokiem wbitym w ziemię. Gdyby Aga mogła spojrzeć na koleżankę od spodu, zobaczyłaby, jak tamta miota spojrzeniem po podłodze, jak gdyby goniła stado widmowych szczurów. Gdy podniosła wzrok i skierowała zimne oczy na koleżankę, Aga przyłożyła dłoń do ust. Takiej grozy jeszcze nigdy nie widziała. Nawet w horrorze, który oglądała razem z bratem rok wcześniej, gdy rodzice poszli na imieniny do ciotki Mai. Straszne postacie w filmie jawiły teraz niczym aniołki w porównaniu z groteskową maską, jaka pokryła twarz przyjaciółki. Przez moment przypominała ona bowiem oblicze plastikowej lalki, która tak wystraszyła Kaśkę. Trwało to ułamek sekundy i już po chwili z powrotem na policzkach koleżanki wykwitł czerwony rumieniec.
– Aga? Wszystko w porządku – chwyciła koleżankę za ramię.
– Okej – Aga potrząsnęła głową – tak… coś mi się przywidziało.
– Na pewno – Natalia była znów sobą. Rozpromieniona spojrzała w kierunku znikającej w dole schodów drugiej koleżanki. – Kaśka! Czekaj!
Wszystkie trzy wybiegły z domu. Objęły się rękoma i ruszyły w kierunku zaparkowanego nieopodal różowego Volkswagena Garbusa. Kaśka jeszcze jakiś czas boczyła się na koleżankę, jednak wiatr wpadający do wnętrza kabrioletu szybko przewiał ponure myśli. Znów były trójką przyjaciółek.
* * *
Światła przesuwały się nad nią. Długie, a potem krótkie. A potem znów dwa długie. Docierał do niej ulotny zapach środków dezynfekujących, pisk obuwia na posadzce i szelest szpitalnych fartuchów. I jednostajny zgrzyt kółek szpitalnego łóżka, na którym wieziona była do sali oddziału ratunkowego. Spojrzała wyraźniej. Dwóch sanitariuszy pośpiesznie wepchało wózek do windy. Wcisnęli guzik i czekając, aż zamkną się drzwi, zerknęli w kierunku leżącej na posłaniu.
Twarz dziewczynki przetarto już wilgotnym ręcznikiem, włosy nadal jednak pokrywał śmierdzący szlam. Zdjęto z niej przemoczone ubranie, skryta pod lekkim prześcieradłem wydawało się, że spokojnie śpi. Świadomi jednak niebezpieczeństwa, nie mogli się doczekać, aż dziewczynka znajdzie się na oiomie. Tylko szybka reakcja mężczyzny, który przechodząc w pobliżu wodnego zakątka, zobaczył znikającą w toni dziewczynkę, sprawiła, że mała miała spore szanse na przeżycie. Nim do miejsca zdarzenia dobiegła roztrzęsiona matka, mężczyzna wyciągnął już dziewczynkę z wody i rozpoczął masaż serca. Nie przestał aż do momentu, gdy nadjechała karetka, mimo iż musieli czekać na nią blisko kwadrans. Pielęgniarze przejęli nieprzytomną i czym prędzej podpięli do respiratora. W tym czasie jeden z nich przemył twarz dziewczynki wilgotnym ręcznikiem , drugi zaś usiłował wyrwać z zaciśniętej piąstki plastikową laleczkę, całą umazaną w szlamie. Zaskoczony niemożnością pozbawienia dziecka zabawki, odłożył to na później, uznając, że są ważniejsze rzeczy. Policja, która dotarła na miejsce niedługo po karetce, usiłowała przepytać mężczyznę, który skoczył na ratunek. Jednak roztrzęsiona matka nie potrafiła powiedzieć, gdzie podział się wybawca jej dziecka.
Wózek wtoczył się na oddział. Pielęgniarki przerzuciły wiotkie ciało na łóżko. Poddana zabiegom, podpięta do aparatury spokojnie oddychała, jednak nic nie zapowiadało, by miała się obudzić.
Natalia uniosła dłoń, którą wciąż zaciskała się na plastikowej ręce. Laleczka otworzyła oczy.
– Cześć. Mam na imię Poe – rzekła. – A ty jesteś Natalia, prawda?
Natalia uśmiechnęła się.
* * *
Wieczór minął niepostrzeżenie, przechodząc w noc. Przez te kilka godzin siedziały przy ognisku, rozmawiając o zbliżającym się końcu roku, chłopakach z ligi oraz nowym katechecie. W rzeczywistości miał mieć znacznie poważniejszą funkcję. Jako zmiennik starzejącego się proboszcza, mieszkał u niego na plebanii, poznając stadko, nad którym miał przejąć pieczę. A liczyło ono sobie blisko trzy tysiące mieszkańców trzech sąsiadujących ze sobą wsi i jednego leśnego przysiółka. Płomień, nie niepokojony jakimkolwiek podmuchem wiatru, piął się pionowo w górę, jego strzeliste płomienie sięgały pierwszych gałęzi rozłożystego buka. Podając sobie butelkę czerwonego wina, czuły, jak coraz bardziej kręci im się w głowach. Tuż przed dziewiątą zagasiły ognisko, zasypując je niedbale ziemią zmieszaną z liśćmi, po czym lekko się zataczając, ruszyły w kierunku parkingu na skraju lasu.
– To na razie! – Kaśka pożegnała się z koleżankami, wymieniając z nimi standardowe całusy w powietrzu. Mieszkała tuż za wzniesieniem, dokładnie w przeciwnym kierunku niż Aga i Nati. Pomachała przyjaciółkom i ruszyła w kierunku domu. Jeszcze przez moment słyszała trąbienie garbuska i pisk opon na suchym asfalcie, by po chwili zostać z ciszy. Nie trwała ona jednak długo. Odzyskawszy spokój, leśne zwierzęta powróciły do wieczornych wrzasków.
Zagłębiła się w las, idąc znaną sobie tylko ścieżką w kierunku wsi. Znała tu każdy kamień, każdy powalony pień pokryty mchem. Ze wzrokiem wbitym w niebo ponad koronami drzew bezbłędnie wiedziała, kiedy podnieść wyżej nogę, a kiedy ominąć sterczący załom. Czuła otaczającą ją naturę, bijący od niej wigor. Czerpała wszystkimi zmysłami jej ożywcze działanie. Jeszcze tylko jeden niewielki rów, wypełniony do połowy wodą – efekt sporych tej wiosny roztopów – i już znalazła się tuż przed szczytem. Zmarszczyła brwi, czując dziwny swąd, dobiegający nie wiadomo skąd. Otworzyła umysł, starając się poznać źródło. Przez moment otuliła ją ciemność, sprawiając, że aż się zatoczyła, po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Coś poruszyło się w krzakach nieopodal. Kaśka przełknęła głośno ślinę. Nie słyszała, by w tych lasach bywały dziki albo wilki, ale to nie znaczy, że nie mógł się jakiś przypałętać. Strach sprawił, że nie mogła ruszyć się z miejsca. Z bijącym sercem nasłuchiwała zbliżającego się hałasu i gdy sądziła, że ten minie ją niczym nierozważna ćma, zarośla rozchyliły się.
– Nati? – Kaśka zdębiała, widząc koleżankę, którą przecież ledwie przed kilkunastoma minutami pożegnała. – Co ty tu robisz?
– Cały dzień mi to nie dawało spokoju. – Koleżanka zbliżyła się do Kaśki. – Przepraszam. Powinnam cię posłuchać i wyrzucić tę lalkę. Powinnam też się tobą zająć, a nie zabawiać się tylko z Agą. Przepraszam.
– Nie no, spoko. – Kaśka była zaskoczona, ale równocześnie mile połechtana faktem, że jej bogata koleżanka tak się do niej łasi – Ale… przecież mogłyśmy… jutro…
– Nie! – Oczy Nati zapłonęły blaskiem. – To nie może czekać! Za bardzo cię pragnę!
Kaśka nawet nie zauważyła, kiedy koleżanka znalazła się tuż koło niej. Drobne dłonie wniknęły pod spódniczkę Kaśki i przez materiał majteczek dotknęły jej cipki. Westchnęła głęboko, oddając się nieświadomie we władanie koleżanki. Nati zachęcona uległością przyjaciółki pozwalała sobie na coraz więcej. Po chwili zdarła siłą ubranie Kaśki, rozrywając delikatny materiał koszulki i jedno ramiączko stanika. Była dużo niższa od koleżanki, wystarczyło więc, by pochyliła lekko głowę i przyssała się do sutków Kaśki. W tym czasie jej ręka błądziła już pod majtkami dziewczyny i rozchylając śliskie wargi, wnikała palcem do coraz gorętszego wnętrza. Kaśka ledwo stała na trzęsących się nogach. Nigdy nie spodziewałaby się po Nati takiej zachłanności. Nigdy też nie przypuszczała, że inna dziewczyna może dać jej tyle przyjemności. Jak dotąd sama zaspokajała swoje potrzeby, czasami posiłkując się znalezionymi w domu obłymi przedmiotami. Wibrator, który podwędziła matce, przez niemal miesiąc noc w noc doprowadzał ją do obłędnego orgazmu, który rzucał nią po całym łóżku. A teraz? Teraz Nati pokazywała jej, że jeszcze wiele musi się nauczyć o swoim ciele. Wijący się język Natalii doprowadzał ją na skraj spełnienia. Koleżanka jednak kontrolowała jej podniecenie, to zwalniając, to przyspieszając erotyczne zabiegi. Jej palce raz po raz wnikały w czeluście między udami Kaśki. Niekiedy tylko jeden delikatnie pieścił jej wnętrze, czasem jednak wdzierało się tam kilka.
Opadła na leśną ściółkę. Szczupłe ciało Natali przykryło ją, a dłoń koleżanki wniknęła między fałdki Kaśki aż po nasadę. Wbiła paznokcie w ściółkę, raniąc palce na okruchach skalnych. Rozłożyła szeroko nogi, czując jak milimetr po milimetrze Nati wpycha w nią całą rękę. Rozpierające się w jej wnętrzu przedramię sprawiło, że zgubiła wszystkie myśli. Kierując wszystkie zmysły ku niezwykłym doznaniom, straciła kontakt z rzeczywistością. Gdy sądziła już, że zaraz wybuchnie, poczuła jak coś drapie ją we wnętrzu. Uczucie początkowo mało przyjemne z czasem stało się bolesne. Jakby coś ją tam rozrywało, szarpiąc na lewo i prawo.
– Nati!! – wrzasnęła, czując jak dłoń w środku przenika dużo głębiej niż powinna. Otworzyła oczy i spojrzała w kierunku koleżanki. Strach całkiem ją sparaliżował.
– Chcesz być moją kukiełką? – Plastikowa lalka wielkości dorosłej kobiety wpatrywała się w nią sztucznymi oczami. Złośliwy grymas wykrzywiał jej usta. – Jak zrobię tak, to pomacham lewą ręką.
Rwanie w podbrzuszu stało się nie do zniesienia. Kaśka usiłowała sięgnąć dłonią w kierunku stwora.
– A jak tak, to poruszę nogą.
Kaśka wyprostowała kolano, usiłując dosięgnąć plastikowej twarzy.
– A teraz: nie, nie, nie, nie będę więcej dupczyć się!
Zmora zaśmiała się, ukazując puste wnętrze plastikowej głowy. Kaśka kręciła głową na boki, czując jak trzaskają jej ścięgna szyi.
– A teraz. Lecimyyyy…!
Poczuła, jak unosi się w powietrzu. Na chwilę ożywczy chłód wniknął między jej uda, gdy miejsce to opuściła plastikowa ręka lalki. Zaraz potem powrócił ból. Z jeszcze większą mocą. A sekundę później upadła na wystający głaz, jeden z kilku ciągnących się niczym gigantyczne schody w dół aż do podnóża wsi. Usłyszała chrupnięcie i zobaczyła, jak jej lewa stopa powiewa niczym przyszyta wątłą nicią. Odbiwszy się od stopnia, spadła na następny. Nim dotarła do dna, pogruchotała sobie wszystkie kości. Legła wśród listowia, z oczami zwróconymi w kierunku nieba. Coś zachrobotało w jej pobliżu. Zerknęła na bok i z trudem rozróżniła stworzenie. Przerażona chciała krzyknąć, lecz ze zmiażdżonej tchawicy dobyło się tylko nikłe rzężenie.
Małe, złowieszcze oczka przez chwilę przyglądały się konającej dziewczynie. Krótki pisk przywołał resztę stada. Po chwili rów zapełnił się ciemnoszarymi futrami, coraz grubszą płachtą zakrywającymi zmaltretowane ciało.
Niewielka strużka dymu uniosła się spomiędzy liści. Nikły płomień łapczywie rzucił się na suche igliwie w pobliżu. Już miał go dosięgnąć, gdy zielonobrunatny pęd spadł na niego, niszcząc jakiekolwiek szanse na ponowne zarzewie. Gruba witka przez chwilę leżała nieruchomo, po czym zwinęła się niczym sprężyna i oplotła pień starego buka. Delikatna kora w okolicach niewielkiej dziupli przez chwilę jeszcze układała się w kształt kobiecej twarzy, by znów przybrać właściwą sobie formę.
* * *
– Myślę, że powinniśmy o tym poważnie porozmawiać – Natalia przyjęła poważną minę, dokładnie taką, jaką widziała u mamy, gdy ta próbowała przekonać ojca do swojego pomysłu – ale najpierw napijmy się herbatki.
Schyliła się i podniosła niewielki dzbanuszek. Przechyliła go nad równie mikroskopijną filiżanką. Odstawiła zabawkę na miejsce i podsunęła naczynie lalce siedzącej naprzeciwko. Zdawało się, że uśmiechnięta zabawka w różowej sukience zamrugała powiekami.
– Nie chcesz? – Nati skrzywiła się. – Trudno. Sama wypiję. Przechyliła filiżankę nad ustami udając, że pije herbatę. Otarła dyskretnie usta i wstała od dziecinnego stolika. Chwyciła lalkę za rękę i położyła się na łóżku.
Przez chwilę wsłuchiwała się w zamierający na dole szmer. Po chwili drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł tatuś. Skrzypienie podłogi, a następnie jęk sprężyn, gdy położył się obok niej. Kochała go bardzo. Tatuś co noc tulił ją do snu, śpiewając kołysanki i głaszcząc po głowie. Zasypiała spokojna i szczęśliwa, nie czując, jak tatuś wstaje z łóżka, przykrywa ją kołdrą i po cichu wychodzi z pokoju, niedomykając drzwi. Tym razem nie mogła zasnąć. Choć tatuś opowiadał bajkę, którą uwielbiała i ZAWSZE przy niej zasypiała, tym razem jej się to nie udało. Głos tatusia stawał się coraz bardziej urywany, kontekst bajki dawno stracony nabierał coraz dziwniejszej formy. W końcu usłyszała ciche pochrapywanie. Zerknęła w bok. Tatuś spał smacznie, wtulony w jej poduszkę w motylki. Uśmiechnęła się. Uniosła zabawkę nad siebie.
– Pobaw się ze mną, Pinky Poe.
* * *
– Proszę nie dotykać eksponatów! – Przewodniczka skarciła głośno chłopaka, który usiłował dotknąć skórzanego siedzenia.
– Byłoby fajne na mój motocykl – mruknął, uśmiechając się. Koledzy ryknęli śmiechem.
– Proszę o ciszę! – przewodniczka nie dawała za wygraną – nie jesteście państwo na koncercie!
– Pewnie, że nie! Na koncercie to fajna dupa stoi na estradzie, a nie jakieś truchło! – Prowodyr ani myślał słuchać próśb kustoszki.
– Marcin! – Nauczycielka doskoczyła do chłopaka i odciągnęła go w bok. Przez chwilę coś mu tłumaczyła. Po chwili wrócił do grupy. Wyraźnie jednak zmieszany, przeprosił przewodniczkę i posłusznie poczłapał za resztą grupy.
Sala opustoszała. Została tylko Natalia, uważnie przyglądająca się obrazowi. To, że budził w wielu ludziach zachwyt, było zupełnie zrozumiałe. Obiekt pożądania tysięcy kolekcjonerów, gotowych wysadzić pół miasta dla tego jednego płótna, w rzeczywistości nie był specjalnie duży, nie przedstawiał też jakiegoś ważnego zdarzenia historycznego. Ponadto czuła, że jest w nim coś dziwnego. Jakby część malunku była dorysowana znacznie później, zasłaniając prawdziwy element. Pochłonięta rozmyślaniami, nie zauważyła, jak ktoś stanął za nią. Dopiero gdy do jej ucha dobiegł szept, obejrzała się. Młody mężczyzna uśmiechnął się.
– Piękny, prawda?
– Taak. Przepraszam. Już wracam do grupy.
– Ależ spokojnie – mężczyzna nie miał zamiaru jej skarcić. – Też jestem przeciwny zwiedzaniu muzeum z przewodnikiem. Tylko gonitwa do przodu i kolejne pomieszczenie, następny eksponat i znowu, i znowu, i szybciej, i już czas. Bez sensu. Sztuką trzeba się delektować. A taką sztuką w szczególności.
– Zna się pan na tym?
– Och, są mądrzejsi. Ja tylko studiuję. Darek jestem – wyciągnął szczupłą dłoń.
– Natalia – odwzajemniła lekki uścisk. Uśmiechnęła się.
– Zauważyłem, że coś cię niepokoi w obrazie, prawda?
– Tak! – żachnęła się zaskoczona. – Skąd wiesz?
– Miałaś zmarszczone brwi i wyraz twarzy, który wyraźnie mówił: „what the fuck”?
Roześmiał się cicho. Zawtórowała mu. Początkowo odebrała go jako jednego z tych jajogłowych, który przyszedł się mądrzyć. Tymczasem zastosowanie młodzieżowego slangu sprawiło, że rozluźniła się i otworzyła.
– To prawda. Coś mi w nim nie pasuje.
– Jesteś bardzo spostrzegawcza – znów się uśmiechnął, po czym podniósłszy linę, pomógł jej przejść pod nią. Chwilę zastanawiała się nad ruchem. Przewodniczka wspominała, że kto przejdzie za linę, może zostać ukarany wysoką grzywną. Lecz w towarzystwie chłopaka szybko zapomniała o przestrodze.
– Patrz – przesunął dłonią tuż nad obrazem – jak układają się dłonie. Ten twór jest sztuczny. Pozwól, że opowiem ci historię tego obrazu.
Widząc jej nieme przyzwolenie wpatrzył się w płótno i cicho kontynuował.
– Dama z gronostajem, obraz olejny Leonarda da Vinci, powstał około tysiąc czterysta dziewięćdziesiątego roku. Przedstawia Cecylię Gallerani, kochankę księcia Ludovico Sforzy. Symbolika zwierzęcia odnosi się zarówno do jej nazwiska, jak i godła księcia. Można się w nim doszukać różnych alegorii, w tym macierzyństwa, będącego skutkiem romansu z księciem. Już w trakcie malowania obrazu Cecylia była brzemienna, zaś stworzenie miało zakryć wyraźne tego oznaki. Jednak… pierwotnie na obrazie nie było zwierzęcia. Świadczą o tym specyficznie ułożone dłonie, zwłaszcza lewa, znikająca pod materiałem. Badania naukowców przyniosły niesamowite odkrycie, które jednak, ze względu na wielkość ostatecznego dzieła jest pomijane podczas opisów. Mianowicie, początkowo w dłoniach modelki spoczywała lalka. Wykonana również przez Leonardo, miała tak złożone mechanizmy, że dzisiejsze roboty mogłyby się od niej wiele nauczyć. Widzę twoje niedowierzanie, ale naprawdę tak było. Jak to się stało, że w końcu przy piersi modelki pojawiła się łasiczka? Zapewne konieczność symboliki, z fascynacji którą Ludwik był znany. Jednak istnieje grono osób, które uważa, że był zdecydowanie inny powód…
Natalia nadstawiła uszu. Dobiegający zza załomu korytarza dźwięk nie wróżył nic dobrego. Szarpnęła Darka za rękę i niemal przewracając mosiężne stojaki, wybiegli z sali. Gdy tylko ją opuścili, do środka weszła kolejna wycieczka. Przewodniczka zmarszczyła brwi, widząc huśtający się sznur. Jednak nie dostrzegłszy niczego podejrzanego, wróciła do oprowadzanej grupy. Tymczasem Natalia, trzymając Darka za rękę, wybiegła przed kamienicę, dosłownie wpadając na podenerwowaną nieobecnością nastolatki nauczycielkę.
– Natka! Gdzie byłaś? Wszyscy się denerwują.
– Przepraszam – spuściła głowę, jednak zaraz ja podniosła – ale zatrzymałem się przy obrazie Leonarda, a potem pojawił się Darek – to mówiąc, kiwnęła dłonią w kierunku chłopaka – i opowiedział mi historię obrazu.
– Opowiedział… – Marcin odzyskał rezon. – Tak to się teraz nazywa.
Nauczycielka w roztargnieniu rzuciła na niego szybkim spojrzeniem, po czym zagapiła się na zegar w pobliżu, co Marcin wykorzystał, by wykonać sugestywny ruch ręką w sąsiedztwie ust i wciskając kilka razy język w policzek. Klasa ryknęła śmiechem.
– Biedactwo – Natalia przybrała twarz niewiniątka. – Za to ty wciąż musisz…
Jej ręka wykonała podobny ruch, tym razem w pobliżu rozporka. Marcin zarumienił się ze wstydu i nie wiedząc co powiedzieć, odwrócił się w kierunku sprzedawcy skarpetek.
– Pogadamy o tym później – nauczycielka drgnęła, jakby wracając do rzeczywistości. – Tymczasem macie czterdzieści pięć minut – przerwała na chwilę, słysząc pomruk niezadowolenia. – Wiem. Miała być godzina, ale piętnaście minut czekaliśmy na Natkę. Jej podziękujcie. Spotykamy się tutaj!
Jej krzyk zniknął w tłumie. Większość uczniów popędziła do McDonalda, część dziewczyn ruszyła raźno w stronę sklepów z ciuchami. Chłopaki po przywództwem Marcina ruszyli w kierunku Plant. Nauczycielka popędziła za nimi, wiedząc, że gdy tylko znikną za zakrętem, wyciągną papierosy.
– Cóż – Natalia zerknęła w kierunku Darka, przeciągając się lekko – masz zatem czterdzieści pięć minut, żeby zaprosić mnie na piwo, opowiedzieć niestworzoną historię o Damie z laleczką, a potem… jak starczy czasu…
Nie pozwolił jej dokończyć. Zatopił się w jej ustach, spijając z nich słodką młodość. Czuła, jak uginają się pod nią nogi. Pocałunek trwał w nieskończoność, a gdy w końcu złapała oddech, nie mogła pozbierać myśli. Poczuła, jak chłopak ciągnie ją w kierunku pobliskiej bramy. Kolorowy neon przedstawiał drink z oliwką. Nieco wyżej, ale już poza zasięgiem jej wzroku, znajdował się inny symbol. Lecz tylko nieliczni potrafili wyłuskać go spośród innych, które go otaczały.
* * *
– Poe. Pobaw się ze mną…
* * *
– Hej!
Otworzyła oczy. Na wprost niej stała młoda kobieta z rozwianymi włosami. Blond loczki spadały szerokim wachlarzem na jej nagie ciało, podkreślając kobiece atrybuty. Piersi nieznajomej mimo swej wielkości sterczały do przodu, jakby igrały sobie z prawami natury. Gładki brzuch kończył się wąską szczeliną między zgrabnymi udami. Gdy wypychała do przodu biodra, szczelinka otwierała się i zamykała niczym rybie skrzela. Nati poczuła wilgoć wzbierającą między jej nogami. Spojrzała po sobie i z zaskoczeniem skonstatowała obecność dwóch sporych piersi tuż pod własną szyją. Dotknęła ich, chcąc się przekonać, czy faktycznie należą do niej. Pociągnęła za jeden z sutków i czując przyjemny dreszcz, przenikający od tamtego miejsca ku podbrzuszu, zrobiła zaraz to samo z drugim. To było niezwykle przyjemne.
– Nati…
Uniosła wzrok i rozejrzała się. Wokół nich falował szeroki aż po horyzont łan wysokiej trawy. W pewnej odległości dostrzegła rozłożyste drzewo.
Nagle tuż obok nich pojawiły się dwa konie. Poe wskoczyła na czarnego rumaka. Obejmując go ciasno udami, przesuwała biodrami po grzbiecie konia, zostawiając po sobie błyszczący ślad. Nati poczuła, jak coś ją trąca w ramię. Obejrzawszy się ujrzała białego ogiera. Schylał łeb, co chwila zarzucając nim w tył. Raźno poszła w ślady Poe. Ledwie znalazła się na grzbiecie zwierzęcia, poczuła jego szorstką szczecinę raniącą jej delikatne ciało. Lecz przesunąwszy kilka razy po nim, tak jak to podpatrzyła u przyjaciółki, poczuła cudowne mrowienie, przenikające ją aż po czubki palców.
– Dogoń mnie, Nati! – krzyknęła Poe. Spięła konia i pomknęła ku horyzontowi.
Natalia ruszyła w ślad za nią. Początkowo miała trudności z dostosowaniem się do rytmu konia. Bolesne uderzenia w pupę sprawiały, że co chwilę miała dość i chciała zsiąść. Jednak jakaś siła wciąż trzymała ją na zwierzęciu. Po jakimś czasie odkryła rytm i dostosowała się do niego. Od tej chwili płynęła z wiatrem, unosząc się i miękko opadając na grzbiet zwierzęcia. Czasem przyspieszała, wtedy przyjemne doznania w podbrzuszu wzmagały się, tak że gubiła myśli; czasem zwalniała, delektując przenikającym na wskroś dotykiem.
– Natii… Szybciej!
– Szybciej! – odkrzyknęła i przyspieszyła. Szalony galop doprowadził ją na krawędź szaleństwa. Doznania dochodzące spomiędzy ud pogłębiły się, splątały, rozedrgane emocje niczym mikroskopijne igiełki uderzały w całe jej ciało, tak że straciła nad sobą kontrolę. Gdy poczuła, jak wzbierające podniecenie zaczyna się kumulować w jednym miejscu, zagryzła mocno zęby, zacisnęła dłonie na grzywie i dosiadła wierzchowca brutalnie, z całą siłą. Bicie krwi w skroniach zmieniło się w jednostajny łomot, a pojawiający się pojedynczy huk zupełnie nie zmącił jej wyśnionego jestestwa.
– Nati!
– Tak! Szybciej! – zgubiła myśli. Przemknęły gdzieś obok niej.
– Nati! Natalia!
– Mocniej! Uch! Już! Tak blisko…
Wulkan wezbrał z całą mocą. Uderzenie było tak silne, że spadła z konia. Między jej nogami rozgorzało piekło, paląc żarem podniecenia fantasmagoryczny obraz.
– O mój boże! Natalia…!
Otworzyła oczy. Jeszcze jakiś czas w powietrzu unosiła się roześmiana Poe. Nawoływała ją, dosiadając czarnego rumaka . Zaraz potem znikła, zaś jej miejsce zajęła przerażona twarz matki. Spojrzała przytomniej. Leżała na boku, a spomiędzy jej ud wylewały się szerokim strumieniem gorące soki, wsiąkając w muślinową pościel. Ojciec spoczywał tuż obok. Jego podrapana twarz wyrażała niemniejsze przerażenie, niż to, które widziała u matki. Jednak grymas, jaki przewijał się niekontrolowanie pomiędzy jego ustami a oczami świadczyć mógł o ogromnym podnieceniu, jakiego mężczyzna właśnie doświadczył. Nati spojrzała w dół. Członek jej ojca powoli kurczył się, pompując wciąż spermę na włochate podbrzusze.
* * *
– W kręgach naukowych istnieje grupa ludzi nazywających się Aktywistami Umysłu. – Głos Darka rozbrzmiewał w uszach Natalii niczym chór aniołów. Wpatrując się w młodego mężczyznę, nie wsłuchiwała się zbytnio w jego opowieść, podziwiała bardziej jego krępą sylwetkę. – Ponieważ jednak zarówno ich założenia, jak i dywagacje wychodzą daleko poza obszar, nazwijmy to, dopuszczalnych rozważań, nie są mile widziani w środowisku kościelnym, sprawującym pieczę nad niektórymi tajemnicami świata. Również towarzystwo naukowe traktuje ich działania z niejakim przymrużeniem oka, uznając ich za dziwaków i ekscentryków. W skład tej grupy wchodzą zarówno niezrzeszeni nigdzie naukowcy, jak i przedstawiciele wolnomularstwa. Są wśród nich zarówno katolicy, jak i muzułmanie oraz przedstawiciele religii, których wyznawców można zliczyć na palcach rąk. Niemniej wszyscy zgadzają się z jednym: świat ludzi złożony jest nie tylko z otaczającej nas natury i bezcielesnych bóstw. Naszą rzeczywistość odwiedzają też wszelakiej maści duchy, niezwiązane w żaden sposób z ludzkimi wyznaniami. Nati, widzę sceptycyzm w twoich oczach, ale pozwól mi dokończyć, a przekonasz się, że nawet jeśli mi nie uwierzysz, to dostrzeżesz choć ziarnko prawdy.
Zatem… duchy, które pojawiają się w naszej rzeczywistości przybierają przeróżne formy. Może być to całkowicie bezosobowy twór, który jednak swoim istnieniem sprawia, że dzieją się rzeczy na pozór niewytłumaczalne. Skrzypienie drewnianej podłogi, pisk dochodzący zza lodówki, szmer w koszu z praniem. Ale to właśnie obecność tych nieszkodliwych duszków sprawia, że czasem nawet szklankę, którą wieczorem postawimy na środku stołu, rano znajdziemy na jego krawędzi. Są też inne duchy: takie, które przybierają formę wiatru, pojedynczych błysków, cichych szeptów.
Ale wśród mnogości form, w większości nieszkodliwych, po prostu istniejących równolegle z nami są też takie, które potrafią przeniknąć do świata rzeczywistego. Potrafią przekształcić się, przybierając materialną formę. Przestraszyłaś się kiedyś wiszącego na haczyku drzwi płaszcza kąpielowego. Na pewno nie raz. Ja również. A przecież to tylko zwykły płaszcz. Czy aby jednak na pewno? Otóż mogło się zdarzyć, że rzucając spojrzeniem we właściwym czasie we właściwym miejscu mogłaś dostrzec aktywność ducha, który właśnie materializował swoją obecność. Spłoszony jednak twoją uwagą zamarł i być może nigdy więcej nie udało mu się powtórzyć manewru.
Czasem jednak, raz na jakiś czas pojawia się duch, który w nosie ma wszelkie zasady. Może w dowolnej chwili przybrać formę, jaka mu się podoba, niezależnie czy ktoś na niego patrzy, czy nie. Taki duch, świadomy swojej potęgi, jest jak zwykły człowiek. Iskierka dobra walczy w nim z iskierką zła. Gdy wygrywa ta pierwsza, mówimy o objawieniu. Uznajemy to za cud i wznosimy modły do boga, udowadniając tym samym jego istnienie.
Gorzej jednak, a zdarza się to równie często, gdy wygrywa zło. Taki duch bowiem może wiele namącić w ludzkim społeczeństwie. Ma on nawet swoją specjalną nazwę i nie powinno się jej wymieniać w ciemną, bezksiężycową noc. Nazywa się Poltergeist. Wiąże się to z jego poliformiczną strukturą pozwalającą dostosować się do rzeczywistości i przyjmować dowolny kształt. Najczęściej taki, jaki najbardziej nas przeraża. Czasem stoi z boku i mąci w umyśle człowieka, czasem objawia się z całą swoją demonicznością, doprowadzając ludzi do obłędu. Podobno Hitler w trakcie swoich pierwszych odwiedzin w Berghof spotkał takiego poltergeista. Duch sprawił, że przywódca Trzeciej Rzeszy oszalał i za namową tamtego pogrążył Europę w największym kataklizmie ludzkości. Richard Trenton Chase, Anatolij Onoprijenko, Ted Bundy, Javed Iqbal – to tylko niektórzy współcześni spośród setek opętanych przez poltergeista. Część z nich przyznała się do popełnienia morderstw, jednak za każdym razem przypisując swój czyn konkretnemu stanowi ducha. To właśnie niewytłumaczalne działanie zmory sprawia, że człowiek zaczyna zachowywać się irracjonalnie.
Pewnie zapytasz, co wspólnego z poltergeistem ma Leonardo da Vinci. Otóż Aktywiści Umysłu podejrzewają, że spotkał on takiego na swej drodze, jednak najwyraźniej udało mu się nawiązać z nim coś w rodzaju paktu, który ze zwyczajnego myśliciela i konstruktora zrobił geniusza. Wyniesiony ponad tłum artysta ukazał światu liczne dzieła zupełnie nieadekwatne do ówczesnych możliwości. Przedstawiciele kościoła, ci którzy dostrzegali w geniuszu artysty coś więcej niż naturalną mądrość, starali się nie wchodzić mu w drogę. Ich poglądy zgodne są z definicją Giorgio Vasariego, autora „Żywota najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów”, który pisał: Leonardo miał umysł o nastawieniu tak heretyckim, że nie zgadzał się z żadną religią, będąc znacznie bardziej filozofem niż chrześcijaninem.
Taka konfrontacja kościoła z artystami pogłębiła tylko rozdźwięk między świecką częścią społeczeństwa a duchowieństwem. Jednak Leonardo, mając poparcie księcia niewiele sobie z tego robił, bez żadnych przeszkód mógł tworzyć swoje dzieła. Czym Leonardo zapłacił za ten dar? Można tylko zgadywać. Niektórzy uważają, że obecność ducha sprawiła, że żadna kobieta nie była bliżej zainteresowana znajomością z artystą. Część uważa wręcz, że poltergeist zmaterializowany w dziecięcej zabawce, jaką da Vinci nosił wszędzie ze sobą, doprowadzała osoby wokół niego do szaleństwa. Tak czy siak, zabrał swą tajemnicę do grobu, gdyż w żadnym z jego dzieł nie ma jakiejkolwiek, choćby najmniejszej wskazówki co do istnienia złego ducha w jego otoczeniu. Niemniej istnieje dowód, że taki duch istniał. Objawiał się bowiem w swojej stałej postaci. Znanej na długo przed narodzinami Leonarda, Czingis-Hana czy Jezusa. Jego/jej wyobrażenie można znaleźć na skałach w Tanum oraz wśród ruin azteckich grobowców. Myśliciele AU uważają, że postać wokół której klęczą inne, mniejsze nie jest boskim wyobrażeniem, lecz właśnie owym poltergeistem, który niegdyś władał ludzkimi umysłami, doprowadzając je z jednej strony do szaleństwa, z drugiej wpływając na postęp cywilizacyjny oraz filozofię społeczną.
– O! A tak wyglądała prawdopodobnie pierwotna wersja Damy z łasiczką.
Nati już od pewnego czasu siedziała znudzona, obserwując pojawiające się wewnątrz lokalu pary. Już po pierwszych słowach uznała Darka za wariata i tylko fakt, że miała z kim spędzić nieco wolnego czasu i na dodatek mogła napić się piwa, sprawiał, że nie wybiegła z lokalu szybciej niż tsunami uderzające w filipiński brzeg. Dlatego zupełnie od niechcenia rzuciła okiem w kierunku podsuniętego jej obrazka.
W jednym momencie zabrakło jej tchu. Wpatrzona w szkic nie mogła oderwać od niego wzroku. Modelka została ledwie naszkicowana, podczas gdy element znajdujący się pośrodku obrazu był namalowany ze wszelkimi detalami. Choć różnił się znacznie od obrazu, który znała dostrzegała wyraźne podobieństwa. Zaraz potem potrząsnęła głową.
– Dobra. Fajny kawał. Kto ci o niej powiedział? Aga? Czy może Sławek?
Darek spojrzał na nią zaskoczony.
– O czym ty mówisz?
– No jak to o czym? Jaja sobie robisz? Przecież to moja lalka. Pinky Poe. Dobra, nieco inna, ale każdy może to po swojemu uznać… Czekaj!
Spoglądała, jak mężczyzna w przerażeniu zbiera swoje rzeczy i wybiega z lokalu. Nie zwracając uwagi na nawoływania kelnera ruszyła za nim.
– Darek! – zawołała, ale tamten już był przy bramie.
– Zostaw mnie! – usłyszała cichnące w oddali słowa.
Ani myślała. Przyspieszyła kroku i na chwilę przed tym, jak wbiegła w strumień światła, usłyszała zgrzyt hamulców, głośny huk, a potem na chwilę wszystko zamarło. Niczym w bajkowej scenerii, opromieniona padającym nie wiadomo skąd światłem, wyszła na chodnik i ujrzała ciało młodego mężczyzny, rozczłonkowane pod tramwajem. Głowa turlała się jeszcze w kierunku rynsztoka. Zatrzymała się tuż przy kratce. Nati przełknęła zbierającą się w gardle ohydną grudę. Mogłaby przysiąc, że martwe oko Darka mrugnęło do niej.
* * *
Szybki proces, mimo medialnej nagonki, niemal zniknął w odmętach jej pamięci. Oskarżony o współżycie z nieletnią oraz kazirodztwo znany polityk niższego szczebla szybko zniknął z jakichkolwiek dokumentów. Politycy równie sprawnie zajęli się rodziną. Pani psycholog pojawiła się tylko raz. Odręcznie spisany protokół wykazał, że zarówno córka, jak i żona nie odniosły szczególnego uszczerbku na zdrowiu psychicznym i jakakolwiek terapia jest zbędna. Fundusz wyparł się ofiar. Społeczność stała się nieufna, mimo iż to one były pokrzywdzonymi. Matka Natalii pogrążona w depresji szybko znalazła ukojenie w ramionach biznesmena, podejrzewanego o szemrane interesy paliwowe. Wbrew jednak obiegowej opinii o jego brutalnym charakterze obie znalazły w jego domu ciepły kąt. Z udostępnionego Natalii poddasza dziewczyna zrobiła początkowo bunkier, do którego nie wpuszczała nikogo. Z czasem, otwierając się na otoczenie, w końcu pozwoliła, by w jej pobliżu pojawili się inni. Roman, choć nie będący jej biologicznym ojcem, okazał się doskonałym rodzicem. Wkrótce nie wyobrażała sobie, by mogło być inaczej. Jej matka podniosła się w końcu po traumie, jaką przeżyła, jednak koszmarne obrazy wciąż prześladowały ją w snach.
Gdy w Stanisławowie zaczęli ginąć ludzie, mówiono, że gangi prowadzą wojny między sobą. Tylko niewielu dostrzegało brak powiązania zaginionych ze światkiem przestępczym. Blady strach padł na gminę, gdy znaleziono zmasakrowane ciało komendanta miejscowej komendy policji. Ciało nabite było na pęknięty pień sosny. Wydawało się, że śmierć dopadła go w momencie gdy przeżywał niewyobrażalną rozkosz. Prącie mężczyzny z odsłoniętym szarym napletkiem mimo zgonu sterczało wciąż hardo w górę. Rozłożone na boki ręce z dłońmi zaciśniętymi na niewidocznym materiale oraz szeroko rozwarte nogi sugerowały, że najwyraźniej zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co się z nim dzieje. Tylko w oczach biegły patolog dostrzegł strach, który na ułamek sekundy przed śmiercią przeszył umysł tego człowieka.
Wieść o ofiarach dotarła w końcu do właściwych ludzi. Uśpieni strażnicy przeniknęli do społeczności i wkrótce odkryli źródło histerii.
* * *
Lalka otworzyła oczy. Grymas wykrzywił jej plastikową twarz, gdy poczuła, jak żrący płyn trawi jej śmiercionośne pędy. W tym momencie ksiądz, jak gdyby był co najwyżej zabawką, a nie człowiekiem z wszelkimi ludzkimi ograniczeniami, wciąż obłapiając nastolatkę, obrócił tułów o sto osiemdziesiąt stopni i wbił spojrzenie w laleczkę. Poe zasyczała z wściekłością. Mężczyzna pchnął ponownie dziewczynę na ołtarzu i w tym momencie z jego członka wytrysnęła perłowa struga świętego nasienia. Wpatrzony w wijącego się stwora, wyciągnął spośród poł materiału krucyfiks i buteleczkę z wodą święconą. Odkorkował naczynie, poczym rzucił nim w kierunku ducha.
– Odejdź stąd, demonie! – Mimo iż szeptał, jego basowy pomruk rozszedł się po kaplicy. – Opuść umysł tej dziewczyny, zniknij i nigdy więcej nie wracaj! W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego!
Ksiądz wzniósł krucyfiks nad głowę. Demon zawył wysokim głosem. Usiłował jeszcze wystrzelić w kierunku boskiego posłańca jeden ze śmiercionośnych pędów, lecz ten nie pokonał nawet połowy drogi, gdy porażony świętością istoty nie do końca ludzkiej, opadł na kamienną posadzkę, a po chwili zmienił się w proch.
– Amen!
Wrzask demona przeszedł w głośny skowyt. Pędy spowijające dotąd zmorę odpadły, wypuszczając ze swych objęć niepozorną dziecinną lalkę. Ta zaś upadła na posadzkę z odgłosem, jaki wydaje aluminiowa puszka zgniatana przez bezdomnego zbieracza złomu. Skurczyła się i zapadła w sobie. Po chwili na podłodze został tylko różowy materiał. Wkrótce i on zniknął.
Natalia podniosła się znad ołtarza. Czuła przenikające jej ciało ciepło. Dochodziło z okolic podbrzusza i promieniowało w górę, aż do serca. Zamknęła oczy i ujrzała światło. Zachwyciła się nim. Wyciągnąwszy ku górze dłonie, pochwycona przez smugę uniosła się ku górze. Przeniknęła przez dziurawy dach kaplicy, korony rozłożystych sosen, warstwę białych chmur wiszących wielkimi kłębami nad ziemią. I znikła.
* * *
– Brawo! – zakrzyknął klaun. Jego szerokie usta rozszerzyły się jeszcze bardziej. Uśmiech wykwitł na jego twarzy sprawiając, że na buzi małej dziewczynki trzymającej za rękę mamę również pojawiła się oznaka radości. – Trafiony, zatopiony! A oto nagroda.
– Co się mówi, Amelio? – Rozglądająca się do tej pory po przyjezdnym lunaparku matka popatrzyła surowo na dziecko.
– Dziękuję – odpowiedziała mała, tuląc do siebie laleczkę w różowej sukience.
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Megas Alexandros
2015-07-05 at 19:00
Widzę, że komentarze działają 🙂
No to do meritum:
Greg znów dał nam się poznać jako twórca horrorów. Z elementami erotycznymi wprawdzie (nazwa strony zobowiązuje), lecz przede wszystkim horrorów. Laleczka Pinky Poe nie jest może aż tak mordercza jak jej daleki kuzyn, Chucky, ale potrafi przerazić równie mocno. A zabijać też potrafi.
Nie do końca przekonuje mnie motyw z muzeum i tajemniczym Darkiem, ale wątek Natalii i jej demona-stróża z nawiązką to wynagradza. Aż dziwne, że ta opowieść tak szybko się skończyła. Ale rozumiem, że Greg wolał zamknąć pomysł w pojedynczym tekście, zamiast w serii. Pinky Poe to byłby straszny bohater dłuższego cyklu.
Polecam tekst wszystkim miłośnikom Grozy przez duże G.
Pozdrawiam
M.A.
MRT_Greg
2015-07-06 at 20:35
Muzeum i Darek są jak najbardziej potrzebni – ten element pokazuje, że poltergeist nie jest wymysłem ostatnich czasów ale istniał już w przeszłości. Poza tym lubię kojarzyć realne, kiedyś istniejące postacie z fantazją. Dodam, że jako dizajner podziwiam Leonardo i wiem, że nigdy nie osiągnę jego geniuszu, nie sądzę jednak bym chciał nawiązać znajomość z jakimś „pomocnym duchem”, by stać się lepszym. Już wystarczą mi te wszystkie nocne trzaski wypełniające dom i otoczenie wokół… ?
Nie jestem w stanie określić na ile Laleczka faktycznie straszy. Wychowany na Manitou Mastertona, którego oczywiście musiałem czytać w nocy i potem przez blisko 48 godzin nie mogłem zasnąć i przerażał mnie każdy szmer oraz pozostałych horrorach mistrza, najwyraźniej tak się zżyłem z gatunkiem, że teraz jedyne co mnie przeraża, to… a może lepiej nie będę wywoływać… z lasu…
Tam też straszy…
Serii już mam tyle, że wystarczyłoby dla kilku autorów. Dobrze by było je skończyć, udostępnić i mieć spokój :-p
Pozdrówko
MRT
artimar
2015-07-11 at 20:51
Ubawisz się, bo czytając opowiadanie, właśnie „Manitou” przyszedł mi do głowy, a właściwie „Zemsta Manitou”. Czytałam do poduszki, a w pokoju, który zamieszkiwałam, stała ciężka, gdańska szafa. O spaniu potem nie było mowy oczywiście.
Na szczęście u mnie w domu lalek nie uświadczysz poza drewnianym pajacykiem, który stety-niestety nie ma obłych kształtów 😉 Niemniej czytania Twojego opowiadania przed snem nie polecam, bo to porządna dawka horroru w starym, dobrym stylu. A erotyki tyle, co i u mistrza Mastertona – dość, aby rozbudzić wyobraźnię i apetyt na więcej, a jednocześnie tyle, że nie obciąża tekstu i nie odwraca uwagi od opowieści.
A teraz minus – gdybym mogła oceniać w skali od jednego do dziesięciu, wstawiłabym dziewięć za drobne a nieliczne usterki stylistyczne i interpunkcyjne. Że wybór mam tylko w połowie skali, i tak z czystym sumieniem klikam pięć. Nawet mimo „cipki” 😉
artimar
Jarek
2015-07-06 at 09:11
Pierwszy komentarz na nowej stronie.
Graficznie nie jest źle, choć widzę, że jeszcze sporo do poprawy. Jasnoszare napisy na białym tle zupełnie nieczytelne. Przydałyby się jasne, klarowne ikony pozwalające poruszać się po portalu. No ale widzę że to początek, a te zawsze są trudne.
Co do opowiadania: czysty, wydestylowany horror. Erotyki niewiele, raczej z poczucia obowiązku. Zabawy trzech koleżanek fajne, szkoda że nie pociągnięte dlużej – przecież to horrorowa klasyka. No i święta zsada z filmu „Krzyk” – jeśli uprawiasz seks to zginiesz – została tu utrzymana, co świadczy o szacunku dla kanonu.
Tekst warty zarekomendowania ale raczej nie ludziom którzy mają kłopoty z zasypianiem…
MRT_Greg
2015-07-06 at 10:43
Erotyka też nie jest skierowana dla śpiochów :p więc miłośnicy obu gatunków nie powinni się nudzić. Przyznaję – erotyka zeszła tutaj na dalszy plan. Zresztą opowiadanie miało być kolejną e-fraszką, inspirowaną starą dziecięca maskotką, która stoi u mnie w bawialni i obawiam się, że śledzi mnie wzrokiem, ilekolwiek obok niej przechodzę. Nigdy jej na tym nie przyłapałem ale jeśli czegoś nie widać nie znaczy, że nie istnieje, nie? 😉 Ponadto ostatnimi czasy ilekolwiek przymierzam się do miniaturki wychodzi coś dłuższego. Nie mam pojęcia czemu. Nie wiem też zupełnie o co chodzi z tym szacunkiem – sądzę że jako artysta (za jakiego się uważam), powinienem wręcz zrywać z kanonami – jeśli tutaj takowy istnieje, to zupełnie przypadkiem.
Co do kwestii technicznych – zapewne zostaną uwzględnione, gdyż prace m.in. nad przejrzystością i czytelnością strony nadal trwają. Zapewne tak to musi być, że pewne rzeczy „się dogrywa” na bieżąco. Ale… jak mawia mój ojciec – z tego się nie strzela – więc krzywda nikomu stać się nie powinna 🙂 Ja wolałbym tylko większe literki podczas pisania komentarza bo… wzrok już nie ten… starość nie radość… :p
Aaa… i dziękuję bardzo za komentarz – bałem się, że koledzy i koleżanki, w ramach zazdrości o tekst otwierający, zablokowali możliwość komentowania :p
Pozdrówko
MRT
Boober
2015-07-06 at 23:37
No bardzo się to zacnie czytało. Kawał dobrej, trzymającej w napięciu grozy. Zwłaszcza, że początkowo zapowiada się całkiem klasycznie, rodem z japońskiego porno z mackami, a potem rozkręca w całkiem innym kierunku. PO czym wywija salto z przerzutką i kończy w jeszcze inny sposób. To właśnie bardzo lubię.