Kiedy na oczy srebrno-szafirowe
spuści powieki i na wznak upadnie,
i leży miękko, sennie i bezwładnie,
lekko schylając ku ramieniu głowę —
a płomień gazu, co nad nami płonie,
półnagą stroi ją w światła i cienie,
i ledwo znać jej białej piersi tchnienie,
widnej w przejrzystych koronek osłonie:
wówczas ma w sobie taki urok boski
i takie dziwne piękności i czary,
że, zda się, jakiś malował ją stary
anioły w duszy noszący mistrz włoski.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
(1865-1940)
Napisz komentarz