Był na prochach. Doskonale to czuł. Czuł, jak prochy nakręcają jego organizm. Czuł każdy zmysł. Wyostrzony do granic możliwości. Odczuwał rytm. Odczuwał światło. Odczuwał wibracje podłogi. Odczuwał ruch powietrza, kiedy poruszyła się dziewczyna obok niego. Był we wspaniałym nastroju.
Lasery. Stroboskop. Światło luminescencyjnych lamp odkrywało na jego skórze finezyjny wzór. Zapłacił za niego fortunę. Połowę twarzy zdobiły mu misternie wytatuowane imitacje obwodów drukowanych. Zrobione przez starannie zaprogramowanego robota. Wiedział, że ludzi to kręci. Że jest kimś. Każdy, kto na niego spojrzał, wiedział, że jest podkręcany.
Był najlepszy. Najszybszy kowboj po tej stronie Atlantyku. Gwiazda sieci. Ale to wiedział już tylko on. Ci wszyscy, poruszający się wraz z nim w rytm elektronicznej muzyki, wiedzieli tylko, że jest sieciarzem. Poznawali to od razu. A on miał wszczepione w mózg najnowsze chipy Matsushity.
Ale teraz to było nieistotne. Teraz nie miał ochoty o tym myśleć. Chciał się bawić. I coraz bardziej chciał seksu. Prochy zawsze tak na niego działały. To znaczy tak działał na niego Błękitny Kryształ. Syntetyk. Jeden znajomy chemik robił go dla niego. Specjalny. Osobniczo modyfikowana struktura. Kombinacja kilkunastu różnych prochów. Miała go nie uzależniać. A na pewno nie pozostawiała kaca. Większość prochów niestety tak. Ale to teraz było nieważne. Coraz bardziej chciał seksu.
Rozejrzał się po parkiecie. Coraz bardziej chciał seksu. Tak. Prześliznął się wzrokiem po parkiecie. Przechodzącej obok kelnerce zabrał drinka. Wychylił go jednym haustem. Rzucił na tacę dwueurówkę. Dziewczyna prychnęła.
– Suczko… O której kończysz zmianę? – przejechał językiem po spieczonych wargach.
– Jeb się, wale! – burknęła kelnerka i poszła w swoją stronę.
Omiótł wzrokiem parkiet. Pora zacząć polowanie. Polowanie na seks.
Najpierw znaleźć cel. Rozejrzeć się.
Nie… Ta nie. Jest nieciekawa. Może te dwie? Te miękkie ruchy… No, odwróć się, maleńka…
Miękkim tanecznym ruchem obie dziewczyny odwróciły się w jego stronę. Gładko przyczesane włosy, nienaturalnie zadarte nosy… Zielone oczy z pionowymi źrenicami.
Kurwa, Kociary!
Kociary. Łowcze koty. Broń do wynajęcia. W ochronie, konwojach, nie całkiem legalnych operacjach. Doskonale wyszkolone, w większości nafaszerowane biocybernetyką. Bardziej niż on. Ale w końcu Koty to też ludzie. A raczej Kociary. Wyłącznie kobiety.
O nie… Bez przesady…
Odwrócił się. DJ zmienił beat. Ostrzej. Szybciej. Sprzęgnięty z audio stroboskop zaczął wybijać nowy, bardziej nerwowy rytm. Przed oczami mignęła mu blond kitka. Koński ogon. Po chwili z mroku wyłoniła się na moment blond grzywka. Kolejny błysk – niemal dziecinna twarz. Błysk – półprzezroczysty top. Błysk – rzemienne buty. Błysk – spódniczka z wtopionymi migającymi LED-ami. Bliżej! Błysk – półprzymknięte oczy. Błysk – niebieskie tęczówki. Błysk – niemal niewidoczne źrenice. Błysk – tatuaż na przedramieniu. Błysk. Błysk. Błysk. Zgrabna. Błysk. Błysk. Błysk. Sprężyste piersi. Błysk. Błysk. Błysk. Znów rozmarzone narkotykiem oczy.
Nowy beat. Nowe światło. Nawiązać kontakt. Kryształ we krwi wypycha organizm na coraz wyższe obroty. Spojrzenie spod uniesionej brwi. Wszystko jak na zwolnionym filmie. Dla niego wszystko jak na zwolnionym filmie. Powolny obrót. Uniesienie powiek. Kontakt nawiązany. Uśmiech. Nie za szeroko. Kącikiem ust. Ręce uniesione w górze, taneczny obrót.
Chcesz tego samego? Niezłe ciało… Tak, nada się.
Ruch głowy. Niemal skinienie. Wskazujące miękkie kanapy w okolicach baru. Koński ogon kreśli w powietrzu krótką, pionową linię. Wąskie przejście. Szybki ruch ręki w okolicy spódniczki. Stanęła. Powoli odwróciła głowę. Przyspieszona do granic możliwości percepcja odbierała go niczym trwający wieki, powolny obrót. Spojrzenie. Czubek języka ślizgający się po szczytach idealnie równych, białych zębów.
O taaak… O to chodziło…
Chwycił ją za rękę. Klub ma wiele zakamarków. Wśliznęli się w jeden z nich. Poczuł jej język głęboko we własnych ustach. Pierś. Tak sprężysta, na jaką wyglądała. Miękka skóra. Niżej. Biodro. Śliska tkanina spódniczki. Przycisnął blond kitkę do ściany. Objęła go, owinęła nogę wokół jego bioder. Przytrzymał za udo. Wolną ręką sięgnął pod spódniczkę. Nakręcony organizm zaczął wymykać się spod kontroli. Szarpnął. Cienka tkanina pękła z trzaskiem. Odrzucił ją. Teraz nic już nie zamykało mu drogi. Jednym ruchem uwolnił swoją męskość. Erekcja wywołana narkotykami była ogromna. Aż bolesna. Blond grzywka zaczyna się opierać. Za ostre tempo. Nieważne. Krzyk i tak zagłuszyła wszechobecna muzyka.
Spoko, mała, przecież chcemy tego samego!
Tył – przód. Tył – przód. Tył – przód. Tył – przód. Tył – przód. Szybciej. Słabe dłonie próbują odepchnąć. Dociska mocniej do ściany. Czuje gładkość skóry ud. Czuje sterczące sutki. Czuje sprężyste piersi. Oddech. Bicie serca. Zmysły chłoną wszystko ze zdwojoną siłą. Czuje krople, ciepłe i śliskie. Czuje coraz bardziej śliską i bardziej rozluźnioną kobietę wokół siebie. Jeszcze szybciej. Jeszcze mocniej. Jeszcze więcej bodźców dla spragnionego pożywki, rozpędzonego umysłu. Tak!
Taaaaaaaaak! O taaaaak…
Ostatnie, najgłębsze pchniecie. Ulga. Rozładowane napięcie. Blond kitka nadal oparta o ścianę. Puścił jej udo. Wiotczejąca męskość wysunęła się ze śliskiego wnętrza jej ciała. Poprawił spodnie. Zapiął. Odwrócił się.
Niezła była. Ale mogła lepiej współpracować… Może jeszcze uda się upolować coś lepszego.
Znów parkiet. Kolejny drink. Kolejna moneta na tacy kelnerki. Czuł, że organizm zaczyna zwalniać. Narkotyk powoli przestawał działać. Sięgnął do kieszeni. Wymacał opakowanie z plastrem. Resztka zdrowego rozsądku kazała mu usunąć się w cień, gdzie nikt go nie widział. Wprawdzie bycie na prochach nie wzbudzało niczyjego zainteresowania, ale ostentacyjne naklejanie plastra nasączonego prochami mogłoby zirytować ochronę. A on nie chciał jeszcze kończyć imprezy.
W kącie, osłonięty przez jakiś element dekoracji, uniósł bluzę i oderwał umieszczony dokładnie na splocie słonecznym plaster. Na skórze pozostał błękitnawy ślad. Jednym ruchem rozerwał opakowanie i przykleił w miejsce oderwanego nowy błękitny plaster. Śmieci cisnął na podłogę. Za moment derm zacznie działać. Poczuł ciśnienie wypitych drinków.
Kibel. Zanim zleje się w gacie!
Toaleta była prawie pusta. Na szerokim, polimerowym blacie, w którym wytłoczono zagłębienia umywalek, siedziała jakaś dziewczyna. Chuda, z pozlepianymi potem kolorowymi włosami. Chłopak w wojskowych spodniach i czarnym podkoszulku miarowo poruszał się miedzy jej udami. Sikając, słyszał, jak para na umywalkach kończy się pieprzyć. Facet stęknął ciężko w tym samym momencie, kiedy on kończył sikać. Myśl o siedzącej na umywalkach kobiecie z rozłożonymi nogami ponownie obudziła w nim apetyt na seks. Kiedy się odwrócił, faceta nie było. Dziewczyna nadal siedziała na umywalkach. Z szeroko rozłożonymi nogami. Miał teraz doskonały widok na jej nabrzmiałe, ciemnoczerwone wargi, lśniące od niedawnego seksu.
– Dokończysz mnie?
Ej! To chyba mój dzień!
– A co?
– Tamten się nie spisał. Chce się pieprzyć…
Szybko rozpiął spodnie. Był gotów. Podszedł do blatu. Bez żadnego wstępu, po prostu wsadził swój interes miedzy rozchylone chude nogi. Chemia, rozchodząca się od dermu po całym ciele, dodawała energii. I podniecenia. Zaspokajał się w siedzącej na umywalkach kobiecie, tak jak gasi się pragnienie napojem z automatu, a głód – kanapką z maszyny. Przelotnie spojrzał w przymknięte oczy kobiety, z której korzystał. Puste. Nienaturalnie świecące.
Tania dziwka, tanie prochy. Pieprzyć to…
Poczuł, że spuszcza się w ciało kobiety przed nim. Właściwie dziewczyny. Nie mogła mieć więcej niż szesnaście, siedemnaście lat. Była doskonale nijaka – dziecko miasta. I pozbawiona wszelkiego kontaktu z rzeczywistością. Prochy, które wzięła, całkowicie przejęły nad nią kontrolę. Gdyby nie był na prochach, nawet by się nią nie zainteresował. Ale prochy działały. Wyjątkowo mocno. A może po prostu przesadził z ilością alkoholu. Nadal chciał seksu. Mimo że dopiero przed chwilą spuścił się w siedzącej na umywalkach naćpanej dziewczynie. Poprawił spodnie i ruszył w stronę drzwi. Ledwo się obrócił, zamarł.
Kurwa, a te dwie kurwy czego chcą w męskim kiblu…
– Wybierasz się gdzieś? – Wyższa Kociara położyła mu miękkim ruchem rękę na ramieniu.
– Dobrze ci było? – Niższa popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek.
– Czego chcecie? – burknął. Nie miał ochoty na bliższe spotkanie z Kociarami. Odstraszały go krążące o nich legendy. Podobno lipne, ale mimo wszystko. – Nie chce mi się z wami gadać…
– Poczekaj… – Głos wyższej. Aksamitnie miękki, wręcz uwodzicielski. I nie pozostawiający cienia miejsca na spory.
Niższa opadła na kolana. Uniosła górną wargę, pokazując równe, wąskie białe zęby, z nienaturalnie wydłużonymi kłami. Jak kot. Albo wampir. Chwilę później poczuł jej ciepłe wargi i sprężysty język wokół swojego wciąż wzwiedzionego członka. Najemniczka zlizywała z niego pozostałości niedawnego seksu. Drażniła i tak napięte nerwy. Pobudzała. W końcu jego podniecenie osiągnęło szczyt. Doszedł. Na czubku wiśniowego z przekrwienia członka pojawiła się kropla spermy. Na więcej nie było go stać.
– Misiu… Ty i my myślimy o tym samym… – Głos wyższej zniżył się do niemal niesłyszalnego szeptu.
– Pojedziesz z nami? – Niższa podniosła się z kolan i otarła policzkiem o jego ramię. Pytanie było formalnością. Odmowa nie wchodziła w grę. Z łowcy zmienił się w zdobycz. Prawo miasta. Poczuł chłód plastra na szyi.
Szlag… Ale się wpieprzyłem… Teraz to mam już komple…………… tnie……………
Ocknął się.
Powoli otworzył oczy.
Co jest? Nie mogę się ruszyć! Czego, kurwa?
Tępy ból głowy. I chłód. Poczuł ciepłą dłoń twarzy. Miękką. Pieszczącą. Poczuł nagle ciężar na biodrach. Z trudem otworzył oczy. Kociara, niższa z dwóch z klubu, siedziała okrakiem na nim. Znów pokazała wąskie, kocie zęby. Tym razem w lubieżnym uśmiechu.
– Poczujesz się lepiej. – W jej dłoniach znalazł się kolejny plaster. Popielaty.
Kociara uniosła dłoń. Spod paznokci z cichym pstryknięciem wysunęły się kocie pazury. Lśniące tytanowe ostrza. Ujrzał uniesioną, uzbrojoną w mordercze ostrza dłoń. Trzask pękających włókien bluzy. Lekkie pieczenie podrapanej skóry. Chłód plastra przyklejonego na mostku. I ulga. Ból głowy ustępował. Ożywał.
– Widzisz…
Znów pstryknięcie pazurów. Ze spodni zostały strzępy. Leżał nagi. I nadal nie mógł się ruszyć. Powoli obracając głowę, zobaczył. Metalowe obręcze na nadgarstkach. Takie same na kostkach. Leżał na polikarbonowym stole. Przymocowany.
Znów poczuł ciepłe usta. Badały jego ciało. Język poznawał fakturę skóry. Nerwy, pozbawione wspomagania narkotyku, były przytłumione. Nie czuł już z taką wyrazistością jak wcześniej.
Taaak… Może to jakieś wariactwo, ale mała zna się na rzeczy…
Kroki drugiej usłyszał, kiedy niemal podeszła do niego. Dochodziły jak zza ściany, stłumione.
– I jak ci? Miękko?
Zdołał tylko coś wymamrotać. Wargi i język robiły się coraz bardziej suche i bezwładne.
– Dostałeś miły koktajl. Wzmocni twoje męskie siły. Niestety, przy okazji resztę funkcji motorycznych nieco przytępi. Efekt uboczny. Ale będziesz wszystko doskonale czuł…
Widział, jak języki obu kobiet splotły się w długim, wilgotnym pocałunku. Trzasnęły pazury. W kilka sekund obie były nagie. Z tej perspektywy nawet nieźle widział. W zwolnionym przez narkotyk tempie widział poruszające się ciała. Miękkie ruchy. Skórę wyższej, na której pracowicie naniesiono kocie pręgi. O ton ciemniejsze od reszty karnacji. Obserwował, jak kobiety pieszczą się wzajemnie. Jak drażnią swoje piersi, dotykają twarzy, włosów, uszu… Jak ocierają się o siebie. Ignorowały go doskonale.
Ale laski… No, chodźcie… Dajcie tu swoje mokre cipy…
Podniecenie, wywołane oglądanymi obrazami, skutkowało potężną erekcją. Czuł, że jeszcze moment i jego męskość pęknie na kawałki. Niemal z ulgą przyjął moment, kiedy wyższa dosiadła jego sterczącego narządu. Objęła go, najpierw tylko o kilka milimetrów wsuwając w siebie. Nawilżała swoimi sokami. Potem opuściła biodra niżej. Poczuł, że wiśniowa żołądź zanurza się w cieple i wilgoci. W końcu opadła, dociskając się do jego podbrzusza. Mocno ścisnęła. Nabrzmiały członek pulsował.
Druga kobieta tymczasem założyła mu na głowę siatkę elektrod. Drugą podała siedzącej na nim Kociarze. Bezprzewodowy zestaw. Luksus. Spodziewał się, że zostanie sprzęgnięty z dosiadającą go kobietą. Nic się nie stało. Poczuł tylko, jak mięśnie wokół jego członka zaciskają się i rozluźniają, w coraz szybszym rytmie. Kobieta zaczęła unosić się i opadać, mocno pracując udami. Widział poruszające się pod pręgowaną skórą mięśnie.
Kurwa, kradnie moje odczucia… Zdzira… Żebym mógł się, kurwa, ruszyć…
Odczuwał coraz większe podniecenie. Objawiało się napięciem, dochodzącym do bólu. Bolał go już nie tylko obrzmiały członek, ale i całe podbrzusze. A kobieta na nim była coraz bliższa szczytu. W końcu opadła nad niego. Miał jej twarz przed oczami. Zadarty nos. Rozchylone usta. Wyeksponowane drobne zęby. Przymrużone oczy z pionowymi źrenicami. Dyszała mu w twarz. Usłyszał trzask ostrzy. A potem odgłos dartej pianki. Szczytująca Kociara straciła panowanie nad sobą. W spazmach rozkoszy darła pazurami pokrycie łóżka czy stołu, na którym leżeli. W końcu wyczerpana opadła na niego. Rozluźniona orgazmem pochwa uwolniła wyprężony członek. Nadal niezaspokojony.
Kurwa, co jest?
– Em, teraz moja kolej… – Głos drugiej Kociary zabrzmiał gdzieś zza głowy.
Ta nazwana Em powoli, ospale zsunęła się z niego. Mniejsza zdjęła jej z głowy trody. A potem stanęła w rozkroku nad ofiarą.
– Em lubi delikatnie. Ja nie. Em, włącz go!
Usłyszał stukanie obcasów po twardej podłodze. W tym samym momencie poczuł ciepłą strugę na brzuchu, klatce, udach. Uniósł wzrok w tym samym momencie, kiedy żółta struga trafiła go w twarz. Zachłysnął się moczem. Zaczął krztusić. Przez własny kaszel usłyszał śmiech.
– Lu, tylko nie pokanceruj go zbytnio… – Głos Em dochodził gdzieś zza jego głowy.
– Będzie żył… O ile się spisze… – Wyraźna złowieszcza nuta w głosie Lu. Bardzo wyraźna.
W tym samym momencie poczuł, że Lu opada na jego wzwiedzionego członka. Bez ostrzeżenia. Poczuł ból. Kociara ujeżdżała go, unosząc się i opadając. Bardziej wyczuł, niż usłyszał pstryknięcie pazurków. A potem poczuł pieczenie przecinanej skóry. W tym samym momencie Lu wydała z siebie jęk rozkoszy. Ledwo ochłonął, druga ręka przyprawiła go o następne cztery czerwone krechy na skórze. Krzyknął z bólu. Lu z rozkoszy. Jego ból, dzięki trodom, sprawiał jej seksualną przyjemność. Nie tylko go zadawała, ale i czuła.
Kurwa, czy ona ocipiała!?
Następny zamach ręki. Następne krechy. Płytkie nacięcia. Prawie niekrwawiące. Ale na jego skórze wciąż było pełno moczu. Piekł w kontakcie z ranami. A tych przybywało. Każda kończyła się duetem krzyków i stęknięć. On stękał z bólu, Lu jęczała z rozkoszy. Zapomniał nawet o tym, ze wzwiedziony członek boli, nie mogąc znaleźć ujścia nagromadzonego napięcia.
Kurwa, co to za chemia? Druga babka mnie rżnie, a ja nie mogę się spuścić!!
Lu zwinęła się nagle, szczytując. Chwyciła go mocno za ramiona. Wysunięte pazury wbiły się głęboko w skórę i mięśnie. Już nie krzyczał z bólu. Wył. Po zwierzęcemu. Na wpół przytomnie. Wył.
Kurwa, za co?
Lu otrząsnęła się z pierwszego oszołomienia, wywołanego orgazmem. Nie siląc się na delikatność, wyszarpnęła wbite w ciało pazury. Polała się krew. Lu oblizała swoje pazurki. A potem przejechała językiem po ranach.
– Szkoda, że tylko troszkę… Em, pomożesz?
Em podeszła do łóżka z opakowaniem sprayu w dłoni. Chłód. Pieczenie. Ulga.
– No, daj buzi… – Kobiety znów pocałowały się namiętnie.
– Masz jeszcze chęć?
– Ale na ciebie…
Lu zeszła ze stołu. Poczuł, że się obraca. Teraz wisiał pionowo, ze stopami pół metra nad podłogą. Kociary przeniosły się na szeroki płat pianki, przykryty syntetycznymi skórami. Doskonale widział, jak Lu ssie sterczące sutki Em. Widział wilgotne, lśniące od soków krocza. Widział palce, wwiercające się we wszystkie możliwe otwory. Jego niezaspokojone podniecenie zaczynało powoli przekraczać granice wytrzymałości. Szarpnął się, próbując uwolnić rękę. Żeby móc chociaż dotknąć nabrzmiałego członka…
Kurwa, zaraz mi go rozsadzi… Rozsadzi…
Nadal nie mógł mówić. Nadal nie mógł się ruszyć. Mógł tylko czuć wciąż rosnące podniecenie. Dawno przestało być przyjemnością, a stało się torturą. Podniecały go wijące się na piance ludzkie koty. Podniecał go widok. Podniecała nagość. Wszystko wzmagało podniecenie. Pewnie przez te prochy, które mu przykleiły. Wył.
– Chce jeszcze wtyczki! – Głos Lu.
Podeszła do niego. Przy pomocy Em szybko ustawiła stół na właściwej wysokości. Zmoczyła dłoń swoimi sokami. Wsmarowała je w naprężonego członka. Kolejne fale bólu. A potem odwróciła się i pochyliła. Dłońmi rozchyliła pośladki. Włożyła go sobie w brązowy otwór.
Wył. Ciasne ścianki, pozbawione naturalnego nawilżenia, ocierały wrażliwy narząd niczym papier ścierny. Lu przyspieszyła. Jęczała z rozkoszy. Darła pazurami szeroką poręcz, o którą się opierała. W końcu zacisnęła się na nim z taką siłą, że stracił przytomność. Ból zmęczonego narządu stał się nie do zniesienia.
Kurwa… Zimno…
Budził się po raz trzeci tej doby. Powoli odzyskiwał świadomość. Tym razem ból był już do zniesienia. Choć wielki. Bolało wszystko.
Oj, chyba przesadziłem z prochami i wódą…
W otumanionej pamięci pojawiały się obrazy. Jakieś oderwane. Błyski. Koński ogon. Chuda ćpunka w toalecie. Seks z dwiema babkami. Jakieś chore, narkotyczne, sadomasochistyczne wizje.
Do domu… Spać…
Z trudem podniósł się z papierów, na których leżał. Uderzył w coś głową. Zorientował się, że leży w kontenerze na odpadki. Na tyłach „Lockdown”. Wzdrygnął się na wspomnienie swojej nocnej podróży.
Chuja… Ale faza… Dawno nie miałem tak złego tripa… Trzeba złapać chemika, niech poprawi te prochy. Nie po to płacę mu fortunę, żeby mieć takie przykrości…
Poczuł swędzenie w miejscu, gdzie zawsze przyklejał plastry. Odruchowo się podrapał. Ból natychmiast zatrzymał rękę. Spojrzał na siebie. Podarta bluza, poszarpane spodnie. I siatka czerwonych krech na klatce…
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Flame
2015-04-29 at 03:22
Na początku trudno było mi "wkręcić się" w to opowiadanie. Przeszkadzała mi w tym nie tyle treść, co nagromadzenie krótkich, urywanych zdań, pomiędzy które nie zostało wplecione nawet jedno zdanie współrzędnie złożone.
Mówię zwłaszcza o fragmencie:
"Ale teraz to było nieistotne. Teraz nie miał ochoty o tym myśleć. Chciał się bawić. I coraz bardziej chciał seksu. Prochy zawsze tak na niego działały. To znaczy tak działał na niego Błękitny Kryształ. Syntetyk. Jeden znajomy chemik robił go dla niego. Specjalny. Osobniczo modyfikowana struktura. Kombinacja kilkunastu różnych prochów. Miała go nie uzależniać. A na pewno nie pozostawiała kaca. Większość prochów niestety tak. Ale to teraz było nieważne. Coraz bardziej chciał seksu."
Generalnie rzecz biorąc ja bardzo lubię czytać teksty napisane w taki sposób i sam lubię w ten sposób pisać, jednak to było już jak dla mnie odrobinę przesadzone.
Później było już tylko lepiej. Wciąż widziałem tam trochę za dużo tych krótkich zdań, ale nie przeszkadzały mi one już w takim stopniu jak wcześniej, a w opisach scen erotycznych stawały się nawet atutem.
Najbardziej podobają mi się myśli bohatera (napisane kursywą), na przykład:
* "Niezła była. Ale mogła lepiej współpracować… Może jeszcze uda się upolować coś lepszego.",
* "Poczuł ciśnienie wypitych drinków.
Kibel. Zanim zleje się w gacie!"
*– Dokończysz mnie?
Ej! To chyba mój dzień!"
Jak dla mnie te myśli są najlepszą częścią tego opowiadania. Są naprawdę świetnie wplecione w tekst! Bardzo kojarzą mi się z "Trainspotting" Irvine Welsha, tam dialogi bohaterów wyglądają właśnie w taki sposób.
I jeszcze na koniec taka drobna uwaga:
"Ale na jego skórze wciąż było pełno moczu. Piekł w kontakcie z ranami."
To chyba nie "mocz piekł w kontakcie z ranami", tylko rany piekły w kontakcie z moczem? 😉
Pozdrawiam,
Flame
Seelenverkoper
2015-04-30 at 18:39
“The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.” Kocham cyberpunk. Fajnie podrabiasz wielkich tego nurtu właśnie swoistym chaosem i urywaną narracją. Chociaż na twoim miejscu bym odstąpił czasem od tej maniery, ale to już ja;]
Troszkę nie rozumiem tego niepełnego zapętlenia na początku. Fajnie, że użyłeś powtórzeń, ale szkoda, że nie wykorzystałeś całkowicie ich potencjału.
To jednak kosmetyka 5/5
Karel Godla
2015-05-01 at 19:22
Opowiadanie spoko. Ale słownictwo nieadekwatne. Jakby pisał jakiś prawiczek nieśmiały. Np. "wyższa dosiadła jego sterczącego narządu" Rany gorzkie!!! Co za skucha!! To już lepiej "wyższa dosiadła jego sterczącego chuja" albo chociaż :"kutasa".
Jak ktoś się wstydzi pisać explicite o seksie, używając wszystkiego, co daje słownik, to niech się nie męczy 🙂
Uwaga Flame nt. kursywą pisanych myśli bohatera celna.
kenaarf
2015-05-02 at 02:03
Pierwsza część tekstu przywołała masę wspomnień jeszcze z czasów, kiedy byłam nastolatką i nie mogłam doczekać się weekendów. Najlepsza mordownia w mieście. Najlepsza, największa, najbardziej odjechana, dragi sprzedawał co drugi chłoptaś a brali wszyscy, bez krępacji, bez ukrywania. Seks tu, seks tam. Dzięki Booberze za przywołanie tych wspomnień; mają swój urok i smak szaleństwa przemieszanego z głupotą.
Czytając pierwszą wzmiankę o Kociarach czułam, że jednak odegrają swoją rolę w opowiadaniu. Podobuje mi się, kiedy z łowcy robi się ofiarę.
W zasadzie nie przepadam za cyperpunkiem, ale akurat tutaj nie było go za dużo.
Całkiem zgrabnie, Panie Bobrze.
kenaarf
Boober
2015-05-04 at 21:29
@Seelenverkoper: "To był żart z Ciągu. I głos z Ciągu".
@ Karel: Unikam używania wulgaryzmów, jeśli nie są uzasadnione fabułą. Tu w zasadzie nie są, więc koszarowego słownictwa też nie będzie.
@ keenarf: Lubię ten motyw "zmiany ról". I nie powiedziałem w tej kwestii jeszcze ostatniego słowa.
Megas Alexandros
2015-05-04 at 21:50
Odnośnie wulgaryzmów, pełna zgoda, Booberze. Dobre są wtedy, gdy są uzasadnione (np. w dialogu lub w narracji pierwszosobowej). I tylko wtedy. Przyznam, że nie rozumiem fascynacji Karela nieparlamentarnymi słowami. Nie dostrzegam też ich zalet, poza tanim szokowaniem pensjonarek.
Pozdrawiam
M.A.
Barman Raven
2015-05-05 at 10:24
Lubię Booberowe pisanie.
Ten tekst to mieszanka dwóch stylizacji – cyberpunkowej i bdsm. Jakżeby nie miało mi się podobać.
Wszystko jest na właściwym miejscu, ale…
Scena ze stroboskopami świetna, choć zwolnienie tempa powinno powodować, że efekt mignięć światła i klatkowego postrzegania zostałyby zniwelowane do widzenia płynnego. Czyż nie?
Pomysł na współodczuwanie przy pomocy hełmu – perełka. Ale tak jak przy sadystycznej Em robiło to wrażenie, tak wcześniejsze jego wykorzystanie rozmyło efekt "kradzieży emocji".
No i zarzut najpoważniejszy – czy dziewczyny muszą przesuwać gł bohatera tak, żeby widział co się wyczynia na na piance? Sądząc z ich wcześniejszej charakterystyki miały w głębokim poważaniu jego potrzeby. Czy koniecznie muszą realizować fetysze męskiej części czytelniczej? Seks analny jako wisienka na torcie będący finałem, kumulacją.
Wygląda to trochę jako upychanie w jednym opowiadaniu trochę na siłę wszystkiego, co można jeśli chodzi o fantazje męskie.
Początek jest czysty fabularnie. Wszystko ma sens. Środek jest naturalną konsekwencją "strzelby wiszącej na scenie" ale w finale moim zdaniem popłynąłeś.
Co nie zmienia faktu, że na tle innych autorów NE Twoje pisanie jest jednym z tych, które konsumuję z czystą przyjemnością.
Boober
2015-05-05 at 18:04
@Barman-Raven: Smacznego. A tak na marginesie – podejrzewam, że gdybym pisał ten tekst dzisiaj, a nie osiem czy dziewięć lat temu (bo tyle ma, o ile dobrze pamiętam), pewnie w ogóle napisałbym go inaczej. Z wiekiem zmienia się optyka.
Barman Raven
2015-05-05 at 19:30
Napiszesz coś świeżego?
Wystarczy już tych odgrzewanych (choć wciąż smakowitych) potraw.