Drodzy Czytelnicy!
Dziś rozpoczynamy nowy cykl Retrospektywy, w ramach którego będziemy prezentować wybrane opowiadania z archiwum Najlepszej Erotyki.
Jesteśmy świadomi tego, że grono naszych Czytelników powiększa się i zmienia. Chcielibyśmy szczególnie tym osobom, które z naszym serwisem flirtują od niedawna, wskazać, a wszystkim innym przypomnieć te opowiadania, które wywołały swego czasu największe emocje, spotkały się z najlepszym przyjęciem, były najlepiej oceniane.
Jest ich wiele, jednak w odmętach Archiwum często są zapominane, trudne do odnalezienia.
Stąd właśnie pomysł, aby przypomnieć je i pozwolić im żyć na nowo. Wierzymy, że znajdziecie w nich wiele przyjemności z czytania, że rozpalą Wasze zmysły, przyprawią o wymowne rumieńce lub choćby wywołają dwuznaczny uśmiech na twarzy.
Nowy cykl inauguruje opowiadanie „Barwy kampanii” autorstwa Mefista, które po raz pierwszy na Najlepszej Erotyce pojawiło się 14 lipca 2012 roku.
– (…) To ci siewcy zaprzaństwa, mentalni niewolnicy, ludzie bez idei, których jedynym celem jest władza, mienią się dzisiaj elitą naszego narodu. Złamali wszystkie obietnice, podeptali naszą godność i honor. Panie premierze Prus, czas zejść ze sceny. Czas na nowe otwarcie, w którym to wy, młodzi macie do odegrania historyczną rolę. Jak pisał wieszcz:
„Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy,
Młodości! dodaj mi skrzydła!”
– Brawooo!!!… – W całej hali rozległy się burzliwe owacje. Wszyscy wstali z miejsc, wystrzeliły w górę baloniki, posypało się morze kolorowego konfetti, a z potężnych głośników rozstawionych we wszystkich kątach sali rozległy się pierwsze takty, zagrzewającego do walki, znanego wszystkim przeboju „We are the champions”.
– Słowami poety, skierowanymi do młodzieży, prezes Zdobysław Miauczyński zakończył swoje przemówienie na Kongresie Młodych Chrześcijańskiej Unii Jedności*. Prezes pojawił się dzisiaj w otoczeniu działaczy młodzieżówki, chcąc pokazać nowe oblicze swojej partii. U boku prezesa wyróżniała się Andżelika Bukowska, przewodnicząca koła młodych w Rzeszowie, która w odważnym przemówieniu potępiła politykę społeczną rządu. Ale treść jej wystąpienia zeszła na plan dalszy.
Uwagę wszystkich śledzących kongres skupiła zniewalająca uroda Andżeliki.
Małgorzata Molenda-Zakrzewska, Tylko Prawda 24.
W kuluarach imprezy, Andżelika rozsyłała wszystkim promienne uśmiechy, ściskała dłonie, zbierała gratulacje. Czuła się jak gwiazda filmowa. Prezes Miauczyński opuścił już kongres, więc teraz to ona była tu najważniejsza. Opromieniona majestatem przywódcy partii, jak w transie, zręcznie lawirowała wśród błyskających fleszy i telewizyjnych kamer. To uczucie ekscytacji okazało się tak bliskie seksualnego podniecenia. Pod cienkim materiałem bluzki coraz wyraźniej rysowały się nabrzmiałe sutki, a koronkowe majtki, ukryte pod długą spódnicą, z pewnością zdradziłyby wyraźną plamkę wilgoci. Tak, to jednak prawda. Władza jest najlepszym afrodyzjakiem. Upajającym niczym puchar nektaru bogów. Jeżeli choć raz poczujesz go w ustach, na zawsze zapamiętasz ten smak.
Była inteligentną dziewczyną. Zdawała sobie sprawę, że czasem zwykły przypadek, korzystny splot okoliczności może odmienić nawet całe życie. To było jej pięć minut. Ściskała w dłoni eleganckie kartoniki wizytówek ludzi, którzy, choć formalnie byli kolegami z tej samej partii, tak naprawdę funkcjonowali w zupełnie innym świecie, o którym ona, dwudziestodwuletnia studentka nauk politycznych nie mogła dotąd nawet marzyć. Wiedziała, że musi wykorzystać swój czas najlepiej jak potrafi. Albo będzie on trampoliną do wielkiej polityki albo na zawsze pozostanie na peronie, w tym zapyziałym Rzeszowie, spoglądając tęsknie na pociągi odjeżdżające do lepszego świata.
***
– Kurwa mać! Jak ten pierdolony chuj mógł to zrobić! – Te niewyszukane frazy osobliwie kontrastowały z dystyngowanym wizerunkiem ładnej, młodej kobiety, która nie tłumiąc wściekłości nerwowo spacerowała tam i z powrotem w swoim biurze poselskim. Obcisła spódnica odsłaniała zgrabne nogi i kierowała uwagę w stronę niewielkiej, ale bardzo kształtnej pupy. Resztę garderoby stanowiły kremowa bluzka z eleganckim żabotem i ciemny żakiet. Klasyczne rysy twarzy podkreślone wyrazistym makijażem i krótkie czarne włosy, z grzywką opadającą nieco zawadiacko na czoło dopełniały wizerunku tej eleganckiej kobiety.
– Szóste miejsce na liście! To tak jakby napluł mi w twarz. Chuj złamany! Ja, najbardziej aktywna posłanka Demokratycznego Nurtu Odnowy w tej kadencji, rozpoznawalna, lubiana przez media mam robić ogony na liście za tym tercetem kwiaciarek? Niedoczekanie! – Aż kipiała ze złości – Niech no tylko Krzysztof się o tym dowie! Kurwa, przecież szóstka w Bydgoszczy nigdy jeszcze nie wzięła mandatu!
Nerwowo wystukała numer w komórce, ale abonent okazał się czasowo niedostępny. Po chwili wahania wybrała inny numer.
– Gabinet marszałka Krzysztofa Jarzyny – usłyszała uprzejmy głos w słuchawce.
– Mówi Anna Osa, chciałabym rozmawiać z Krzysztofem. – Starała się, by głos nie zdradzał napięcia, które zdominowało jej samopoczucie.
– Pan marszałek jest w tej chwili zajęty, czy coś przekazać? – zabrzmiało śpiewnie w słuchawce.
– Mimo tego proszę mnie z nim połączyć. To bardzo pilne – dodała twardo, z największym trudem ukrywając irytację w głosie.
– Dobrze, sprawdzę, co da się zrobić, proszę chwilę zaczekać. – Pogodny głos sekretarki miał za zadanie rozbroić zawczasu wybuch złości, który czaił się po drugiej stronie telefonu.
Po krótkiej pauzie usłyszała w słuchawce głos marszałka.
– Halo, Ania? Co się dzieje? Mam minutę, zaraz lecę na konferencję z premierem.
– Krzysztof, widziałeś bydgoską listę do sejmu? – przeszła od razu do rzeczy.
– Nooo…. widziałem – padła ostrożna odpowiedź.
– I co? To jest jakiś skandal! – oczekiwała zdecydowanej reakcji rozmówcy.
– Aniu, przykro mi, wiesz jak jest. – Marszałek był wyraźnie zakłopotany.
– Kurwa, przykro ci? Wiesz przecież, że to ten pieprzony Popielarczyk wepchnął swoje tępe pindy moim kosztem. Takie zera! Co zamierzasz zrobić w tej sprawie? – Rozmowa przybierała coraz ostrzejszy ton.
– Aniu, nie denerwuj się, potem ci wytłumaczę, teraz nie mogę, już jestem spóźniony. – Wyraźnie defensywna postawa Krzysztofa zdetonowała wybuch złości.
– Krzysztof, nie wkurwiaj mnie! – krzyczała do słuchawki – Ja tego tak nie zostawię, zrobię taką rozpierduchę w mediach….
– Dobra, słuchaj – przerwał tę kipiącą wściekłość. – Przyślę do ciebie Zygmunta, on naświetli ci co i jak. Jest akurat w Toruniu, powiem mu, żeby do ciebie podskoczył. No, głowa do góry, cześć. – Słuchawka opadła na widełki.
***
– Parytety, parytety, parytety – przewodniczący Komitetu Wyborczego Aktywnych Socjalistów, Gerard Napierniczak, bębnił nerwowo palcami o blat biurka. – Skąd tu wziąć jakieś sensowne babki? Pchają się same feministki, lesbijki albo pasztety. No i cioty od Żabonia. Trzecia płeć ich mać. Swoją drogę powinni się liczyć do tych trzydziestu pięciu procent objętych tym pieprzonym parytetem – mruczał do siebie. – Nawet taki Miauczyński wykopał gdzieś tę laskę z Rzeszowa. A u nas co? Ech… szkoda gadać.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do gabinetu wkroczył asystent Napierniczaka.
– Panie przewodniczący, co robimy z tą finalistką czterdziestej siódmej edycji programu „Mam talent”? Ona ciągle czeka – spojrzał wymownie w stronę wejścia.
– Ty, a jaki ona ma talent? – zainteresował się Napierniczak.
– A bo ja wiem? – Asystent wzruszył ramionami i w charakterystyczny sposób ułożył usta, wykonując jednoznaczny ruch głową. – Chyba tylko taki – puścił oko do swojego szefa, a na jego twarzy zagościł obleśny uśmieszek.
– Dobra, dawaj ją – zadecydował przewodniczący.
***
Andżelika czuła, jak ruchliwy język sprawnie pieści jej nabrzmiałą łechtaczkę. Niecierpliwe dłonie chłopaka głaskały jej opalone uda, wsuwając się pod jędrne, twarde pośladki. Zanurzała dłonie w jego włosach, pod przymkniętymi powiekami kryjąc obrazy swojego niedawnego triumfu. Setki par oczu, światła i kamery skierowane na nią, kroczącą jak równy z równym u boku szefa największej partii opozycyjnej w parlamencie.
– Taak, nie przestawaj, jeszcze… – Ręka wpleciona we włosy kochanka sterowała ruchami jego głowy.
Podniecenie przyszło z zupełnie innej strony niż dotychczas. Nie myślała o żadnym konkretnym mężczyźnie, a już na pewno nie o Sebastianie, jej chłopaku, koledze z młodzieżówki partii, który właśnie starał się doprowadzić ją do granicy ekstazy. Widziała tylko siebie. Wyniesioną ponad wszystkich swoich kolegów i znajomych, podziwianą, ważną, niedostępną.
Wreszcie Sebastian przestał poddawać się ruchom jej dłoni. Wstał z kolan, dłonie trzymające pośladki podniosły w górę biodra i wszedł w nią, przyciągając ku sobie jej ciało. Poruszał się coraz szybciej, chciwie chłonąc obraz rozkołysanych piersi. To te dwie obfite półkule i pełne, zmysłowe usta burzyły krew w męskich żyłach, zamieszaniem w spodniach manifestując gotowość do natychmiastowego działania.
Było jej dobrze, ale coraz wyraźniej przebijała się jakaś niechęć do Sebastiana. Co z tego, że potrafił przywieść ją do ogrodu rozkoszy? Inni też by to potrafili. Jej atrakcyjność niezmiernie wzrosła w ciągu kilku ostatnich dni. Przykuwała uwagę mediów. A on? Był nikim. To niewiarygodne, że kiedyś wydawał się jej taki dojrzały politycznie. Czuła, że oferując mu siebie, czyni zbyt wielką łaskę. Czy przedtem go kochała? Nie potrafiła odpowiedzieć na to proste pytanie. Zresztą, to nieważne. Teraz powinna rozsądniej lokować swoje uczucia.
Sebastian oddychał coraz szybciej, strużki potu spływały po skroniach i policzkach. Pieszcząc dłońmi jej wspaniałe piersi, dał się wreszcie ponieść spiętrzonej fali orgazmu. Grymas ekstazy zastygł przez chwilę na jego twarzy, zamknął oczy, nie wiedząc jeszcze, że posiadł to ciało po raz ostatni.
Leżeli wtuleni w siebie, ale myśli Andżeliki krążyły wciąż zupełnie gdzie indziej. Obracała w palcach prostokątną wizytówkę, zastanawiając się, czy powinna skorzystać z zaproszenia. Bogdan Umiński, szara eminencja partii, najbliższy współpracownik prezesa, jeszcze z czasów opozycji demokratycznej w latach 80-tych. Miły, ujmujący starszy pan po pięćdziesiątce, który z ojcowską czułością oferował pomoc, wręczając swoją wizytówkę. „Ale czy to wypada zawracać mu głowę swoją osobą? To przecież taki zapracowany człowiek. Nie, moja przyszłość rozgrywa się teraz, byłabym głupia, gdybym nie zadzwoniła” – Myślom, kłębiącym się w głowie dziewczyny, towarzyszył równy oddech śpiącego Sebastiana.
***
– No i jak, szefie? – Gęba asystenta, wetknięta w szparę uchylonych drzwi do gabinetu przewodniczącego, śmiała się od ucha do ucha.
Czerwony jak burak Napierniczak, w rozchełstanej koszuli, dopinał właśnie rozporek. Z obojętną miną macho przejrzał się w szybie biblioteczki z książkami i prawą dłonią wygładził nieco zmierzwione włosy.
– Doświadczenie ma, zaangażowania też nie można jej odmówić. Bierzemy. Daj ją na listę w Tarnowie albo nie… wpisz ją na trzecim miejscu w Bydgoszczy. Niech przegryzie gardło tej suce Osie z Demokratycznego Nurtu Odnowy. – Złośliwie wykrzywił usta, wyraźnie zadowolony ze swojego nowego pomysłu.
– He, he, he… zamiast debaty można byłoby zorganizować zapasy w błocie – zarechotał asystent. – Elektorat byłby zachwycony.
– My, to i tak jesteśmy leszcze – zauważył przewodniczący, mocując się z krawatem. – Patrz bracie, taki Jóźwiak, niby wygląda jak cyborg, a jak był premierem, to trzask bracie! Z grubej rury, wziął se na asystentkę Miss Polonię. Zobaczysz, jak ja zostanę szefem rządu, to też wymienię cię na jakąś grzechu wartą dupencję, na przykład Dodę. He, he, he – roześmiał się złowieszczo.
– To już nie taki cyborg, szefie – zauważył zupełnie niezbity z tropu asystent. – Od tamtej pory software mu się już kilka razy zupgradował, teraz to już całkiem przyzwoity humanoid. – Obaj ryknęli gromkim śmiechem.
– No, pośmialiśmy się, pożartowaliśmy, jak to mówią, a teraz do roboty!** – Zmienił ton Napierniczak. – Mamy tam jeszcze kogoś na tapecie? – rzucił mimochodem, zapinając spinki przy mankietach koszuli.
– Noo… są jeszcze te blond bliźniaczki, co to poprzednio nie weszły do sejmiku. Śpiewają, tańczą, stepują he, he, he… wyglądają nieźle, można chyba dać im jeszcze jedną szansę. – Z tajemniczym błyskiem w oku przekonywał asystent.
– O widzisz, umów mnie z nimi na spotkanie. – Zadowolony przewodniczący zacierał dłonie. – Byle na jutro! – podkreślił, unosząc w górę palec wskazujący gestem Nikodema Dyzmy. – No!
***
Andżelika nieśmiało przemierzała korytarze, które tyle razy widziała w telewizji. Kiedy przekroczyła próg gmachu sejmu, cała pewność siebie gdzieś się ulotniła. Jakże skromne, prowincjonalne było jej doświadczenie polityczne wobec spraw, które rozstrzygają się w tym miejscu. Wciąż mijała znane z mediów twarze polityków i dziennikarzy. Ona też przykuwała uwagę. Piękna młoda dziewczyna z ciemnymi, prostymi włosami opadającymi na ramiona, ubrana ze stonowaną elegancją. Skromna, biała bluzka uwydatniała obfity biust, a wąska czarna spódnica do kolan, z niewielkim rozcięciem z tyłu, zmysłowo opinała biodra. Smukłość nóg podkreślały gustowne pantofle na wysokim obcasie, które wystukiwały regularny rytm na błyszczących posadzkach sejmowych. To dziwne, ale nie czuła teraz tego przyjemnego dreszczyku emocji, którym upajała się wtedy na Kongresie Młodych. Tym razem górę wzięła trema.
Nagle ktoś chwycił ją za ramię. Kiedy odwróciła głowę zobaczyła uśmiechniętą twarz jednego z młodych posłów klubu Chrześcijańskiej Unii Jedności.
– Cześć, Andżelika, spodziewałem się ciebie tutaj dopiero w nowej kadencji – zażartował mężczyzna.
Andżelika zawahała się, nie była pewna, czy powinna zwrócić się do niego w równie bezpośredni sposób.
– No wiesz, mam kilka spraw do omówienia z panem Bogdanem Umińskim – zdecydowała się jednak na formę per „ty”.
– Z Bogdanem? – Otaksował ją szybko zachłannym spojrzeniem i jakiś dziwny figielek pojawił się w oczach posła. Serdeczny dotąd uśmiech przeszyła nuta ironii. – O tak, to na pewno bardzo ważne, Bogdan jest znanym przyjacielem młodzieży – zaśmiał się głośno, teraz już bez wątpienia szyderczo. – Muszę lecieć, mam posiedzenie komisji, na razie – rzucił na pożegnanie i zniknął w sąsiednim korytarzu.
„O co mu chodziło? Zresztą nieważne, jak dobrze pójdzie, za kilka miesięcy będziemy kolegami z tego samego klubu poselskiego” – myślała Andżelika, szukając gabinetu wskazanego przez funkcjonariusza straży marszałkowskiej.
Zapukała do drzwi i za chwilę pojawiła się w sekretariacie klubu. Po kilkunastu minutach oczekiwania znalazła się przed obliczem Umińskiego.
– A, to ty, dziecko. – Spojrzał na nią sponad oprawek okularów, ślęcząc nad stertą jakichś papierów. – Usiądź proszę.
– Dzień dobry, tak jak rozmawialiśmy przez telefon, przyjechałam porozmawiać o mojej przyszłości w partii i chciałam…
– A tak, tak – przerwał jej w pół zdania. – Tylko widzisz, istne wariactwo dzisiaj. Muszę jeszcze przeczytać te opinie prawne, a potem mamy posiedzenie klubu…. – zastanawiał się głośno. – Chyba najlepiej będzie jak wpadniesz wieczorem do mnie do domu. Wtedy nikt już nie będzie nam przeszkadzał – uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.
Andżelika poczuła badawczy wzrok prześlizgujący się po jej twarzy. Trochę krępowała ją ta sytuacja. Spotkanie w gabinecie sejmowym to jednak zupełnie co innego niż wizyta u obcego mężczyzny w domu, do tego wieczorem. No ale chyba nie ma wyjścia. Sama przecież widzi, że on teraz nie ma czasu. Co zyska dezerterując? Odjedzie z niczym i tylko pogorszy swoją sytuację, bo Umiński może się obrazić, że nie przyjęła jego zaproszenia, które jest przecież dowodem przyjaźni i troski. „To w końcu jeden z najbardziej prominentnych członków naszej partii, a nie jakiś zboczeniec” – Aż wzdrygnęła się na samą myśl, że on mógłby się zorientować, że podejrzewa go o takie rzeczy.
– Oczywiście, z przyjemnością – odpowiedziała, posyłając mu swój zniewalający uśmiech.
– To może o siódmej… albo nie, lepiej o ósmej, wtedy już na pewno będę wolny. Tu masz adres. – Naskrobał coś szybko na małej karteczce i wręczył dziewczynie.
– Zatem do zobaczenia. – Dygnęła jak pensjonarka.
Umiński wyszedł z zza biurka i z galanterią pocałował ją w rękę. „Jaki szarmancki” – pomyślała. – „A mi do głowy przychodzą jakieś wstrętne myśli”. Zupełnie już uspokojona opuściła pomieszczenia klubu.
***
– No cześć, piękna. – Zygmunt przywitał się, całując Annę w oba policzki i niby przypadkiem musnął dłonią jej pupę.
Nie znosiła tego śliskiego typa. Taki wiecznie spocony, łysiejący cwaniaczek, z łupieżem na ramionach marynarki, który zawsze klei się do każdej trochę ładniejszej kobiety. „Kim on właściwie jest? Nie pełni żadnej istotnej funkcji w partii, za to wszystkich zna i ciągle kręci z kimś jakieś lody.”
– Byłem w pobliżu, więc Krzysiek prosił żebym wpadł i nieco cię, że tak powiem, uświadomił w kilku tematach, he, he. – Bez najmniejszego skrępowania lustrował wzrokiem jej ponętną sylwetką.
– Dobra, dobra, ty mi tu nie pierdol, tylko gadaj, co się dzieje. – Posłanka Anna Osa przeszła elegancko do rzeczy, ignorując nachalne spojrzenia mężczyzny.
– Jak sobie życzysz skarbie, he, he, he. – Zamiast na twarz, gapił się w jej dekolt. – Ad rem, jak mawiali starożytni Grecy, a może Rzymianie? – zawahał się przez chwilę. – Wiesz chyba, że Krzysiek ostatnio nie ten teges z premierem, po tych chlapnięciach dziobem w programie u Popielnik? – Osa potakująco kiwnęła głową. – No, to teraz, bury chuj Popielarczyk jest na fali i pod siebie poustawiał wszystkie listy. – Rozłożył ręce w geście bezradności. – A w twoim okręgu to jest chujnia podwójna. – Cała mimika jego nalanej twarzy wspomagała wypowiadane rewelacje. – Po pierwsze primo, pewnie nie wiesz, ale ta głupia cipa… – przerwał, widząc pytanie odmalowane na twarzy posłanki. – … no ta twoja rywalka, bo niby kto inny, od dawna już daje dupy Popielarczykowi. – Konfidencjonalnie ściszył głos jakby ktokolwiek mógł ich tutaj usłyszeć.
– Chrzanisz! – Pomimo kiepskiego nastroju rozbawiła ją ta informacja.
– Wiem, co mówię. No, to ją wsadził na jedynkę, a z nią te jej pindy. – Klepnął się w udo, podkreślając dobitnie postawioną kropkę. – Po drugie primo, może by aż tak to nie poszło, ale Popielarczyk cięty na ciebie aż strach. – Kiwał głową w prawo i w lewo z miną, która mówiła: „masz przesrane”. – Myślisz, że nie wiem, he, he, he, że dałaś mu w ryj, jak próbował cię przelecieć na konwencji w Zakopanem?
– Ty, a skąd ty o tym wiesz? – Krótki przypływ wesołości zniknął jak ręką odjął.
– Tajemnica, tego no, jak mu tam… Poliszamela, he, he, he. No, to dopóki trwa ta szorstka „przyjaźń” z premierem, Krzychu nic ci nie załatwi. Listy zamykamy w przyszłym tygodniu, a do tego czasu nie liczyłbym na zmianę kierunku wiatru.
– Kurde, Zygmunt, to co ja mam robić? – Głos uwiązł jej w gardle. Choć była twardym, zaprawionym w bojach politykiem, w jednej chwili poczuła wszechogarniający, paraliżujący lęk.
– Zawsze możesz dać dupy Popielarczykowi, he, he – wybuchnął drwiącym śmiechem. – Jak przyjdziesz z rozwartymi udami, on powita cię z otwartymi ramionami he, he, he.
Z trudem przełknęła te obleśne, chamskie żarty.
– Pojebało cię, Zygmunt? To wcale nie jest zabawne – powiedziała ostrożnie, nie wiedząc co facet ma jeszcze w zanadrzu.
– To masz jeszcze drugie wyjście. – Zygmunt niespodziewanie zmienił ton. – Możesz dać dupy mnie. – Zabrzmiało to jakoś surowo na tle wesołkowatej konwencji rozmowy.
Przez twarz Anny przemknęła burza gradowa z piorunami, ale instynkt samozachowawczy pozwolił jej opanować wzburzenie.
– Zygmunt, o czym ty mówisz? – zapytała spokojnie, wbijając w niego badawcze spojrzenie.
– Nie no, jedynki ci nie załatwię, taki mocny to ja nie jestem. – Uniósł dłonie w obronnym geście. – Ale dwójkę? Chyba dałoby radę. Tylko wiesz, przysługa za przysługę. – Nachalnie rozbierał ją wzrokiem.
– No co ty… – Nie zdecydowała się jeszcze na żadną konkretną reakcję. – Zresztą, co ty możesz?
– A mogę, mogę… – Bezceremonialnie wpatrywał się w jej biust. – Mam pewien haczyk na Popielarczyka, na jedynkę za mały, ale na dwójkę… będzie w sam raz.
Anna Osa była wytrawnym politykiem. Umiała dokonywać błyskawicznej kalkulacji zagrożeń i korzyści. „Ten skurwysyn ma rację, jest już zbyt mało czasu, by próby zmiany jej sytuacji mogły się powieść. Dać mu się zerżnąć? Dżizaaas! Chociaż, jakby spojrzeć na to na zimno, bez fochów, to w końcu całkiem uczciwa propozycja. W każdym razie zawsze to lepsze niż awanse Popielarczyka. Jestem już dużą dziewczynką. Zamknę oczy, rach ciach i po krzyku. W końcu to nie mydło, więc się nie wymydli. Ten śmierdziel wygląda jakby i tak miał się za chwilę spuścić.” – Gorączkowo szukała rozwiązania.
Zanim zdążyła wysłowić swą decyzję, jej oczy powiedziały mu wszystko. Ze sprośną miną wsadził owłosioną łapę pod spódnicę posłanki. Kiedy próbował wsunąć ją pomiędzy zaciśnięte kolana, spojrzał na nią pytająco. Rozchyliła uda. Z triumfującym uśmieszkiem wepchnął koniuszki palców pod materiał jej majtek. Jednocześnie, z satysfakcją odnotował obecność pończoch zamiast krępujących swobodę działania rajstop. Z dziką rozkoszą posuwał palcami tę miss sejmu bieżącej kadencji, do której ślinili się posłowie z wszystkich klubów. Nie po raz pierwszy przekonał się, że każdy ma swoją cenę. Przyznawał w duchu, że ta wydaje się mu wyjątkowa niska, zwłaszcza że zamierzał zrealizować dziś wszystkie swoje lubieżne fantazje. Ta suka z pewnością nie spodziewa się po nim wielkiego wyrafinowania. Będzie miała niespodziankę. Z zamglonym wzrokiem przyciągnął jej głowę do swego krocza i mocnym pchnięciem wdarł się do jej ust.
***
Na Mokotów dotarła pół godziny przed czasem. Bez kłopotu odnalazła dość okazałą willę, ukrytą za gęstym, cisowym żywopłotem. Przespacerowała się po najbliższej okolicy, tak by znaleźć się przed furtką punktualnie o dwudziestej.
Nacisnęła dzwonek domofonu i wkrótce znalazła się w hallu willi Umińskiego. Gospodarz ubrany był z zaskakującą swobodą, w elegancką bonżurkę z miękkiej tkaniny i luźne spodnie. W dłoni trzymał fajkę. Jego emploi przypominało wizerunek angielskiego dżentelmena z początku ubiegłego wieku.
Zaprowadził ją do niewielkiego saloniku, gustownie umeblowanego antykami w stylu późnej secesji z rzucającą się w oczy dość bogatą roślinną ornamentyką. Wskazał jej miejsce na skórzanej sofie, samemu sadowiąc się w głębokim fotelu naprzeciwko. W pomieszczeniu roztaczał się dość przyjemny zapach starych mebli zmieszany z aromatem dobrego fajkowego tytoniu.
– Napijesz się czegoś? Ja pozwoliłem sobie na odrobinę whisky z wodą, może masz ochotę? – zapytał uprzejmie.
– Dziękuję, wystarczy woda mineralna. – Była zaskoczona swoim cichym, niepewnym głosem.
Andżelika czuła jeszcze większe skrępowanie niż podczas poprzedniej rozmowy. W dodatku wyczuwała zmianę w tym człowieku, której jeszcze nie potrafiła dokładnie zidentyfikować. O ile wcześniej jego serdeczność wydawała się ciepła, ojcowska, budząca zaufanie, teraz pojawił się w niej jakiś fałsz, który zasiał niepokój w jej duszy.
– Jak mogę ci pomóc, Andżeliko? – zapytał, zakładając nogę na nogę i na nowo podpalając zgasłą fajkę.
– Prezes obiecał, że będzie o mnie pamiętał przy układaniu list wyborczych do sejmu – zaczęła ostrożnie. – Chciałam upewnić się, czy rzeczywiście mogę liczyć na takie uznanie mojej osoby i dotychczasowej aktywności w młodzieżówce. – Bardzo się starała, żeby jej słowa zabrzmiały taktownie.
– Widzisz – polityk pyknął fajkę, wypuszczając chmurę dymu – nasz prezes ma gołębie serce i strasznie dużo na głowie. Mamy doskonałe kadry i dla wszystkich, mimo najszczerszych chęci prezesa, po prostu nie starczy miejsca. Listy wyborcze są już właściwie gotowe. Ty jesteś jeszcze bardzo młoda, masz czas… – Badawczym wzrokiem obserwował reakcję dziewczyny.
Siedziała jak sparaliżowana surowym spojrzeniem szarych oczu mężczyzny. Poczuła ściśnięte gardło, zimny pot spływał jej po plecach. To było właśnie to, czego najbardziej nie chciała usłyszeć. Wszystkie pragnienia, nadzieje, plany trafił szlag. Przez ten krótki czas, który upłynął od Kongresu Młodych zdążyła przekonać samą siebie, że to po prostu jej się należy. Prezes przecież obiecał! Teraz czuła się tak, jakby ktoś okradł ją z najcenniejszych marzeń.
– Ale…. przecież… ja…. – Nie mogła wydusić z siebie sensownego zdania.
Umiński z lekką drwiną przypatrywał się jej rozterkom. Serdeczność gdzieś się rozpłynęła. Teraz z jego spojrzenia emanował chłód.
– To ja zatwierdzam listy – odezwał się w końcu beznamiętnym głosem. – Inni mają lepsze kwalifikacje.
– Ja też mam swoje atuty. – Jeszcze próbowała walczyć. – Przecież od dwóch lat jestem….
– Stop – przerwał jej bezceremonialne. – Pokaż mi te swoje atuty. – Wyraźna kpina pojawiła się w jego głosie.
– Właśnie mówiłam, od dwóch lat….
Znowu jej przerwał.
– Nie rozumiemy się, twoje doświadczenie w młodzieżówce to ledwie przedszkole polityczne. To zdecydowanie za mało. – Jego zimny jak lód wzrok przewiercał ją na wylot.
Próbowała opanować drżenie warg, ale przez dłuższą chwilę nie mogła wydobyć słowa.
– Ale… przecież tak nie można…. prezes powiedział… – Znowu brakowało jej słów .
– Nie można? – roześmiał się złowieszczo. – A wpychać na listy do sejmu dwudziestoletnie panienki bez żadnego doświadczenia, wiedzy, umiejętności, to można? Co ty sobie właściwie myślisz? – Pognębiał ją coraz bardziej, a ona czuła ciarki przechodzące po plecach.
Andżelika nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. To jakiś sen, koszmar, jakaś okrutna lekcja od życia.
– Udowodnij mi, że masz jednak jakieś atuty, wtedy postaram się coś dla ciebie zrobić. Śmiało – dodał trochę łagodniej.
Wpadła w popłoch. Obezwładniała ją świadomość, że jeśli stąd wyjdzie, wszystko będzie stracone. Ale jeszcze tu jest, jeszcze może odwrócić tę kartę. Czuła się osaczona, stłamszona, upokorzona. Nic już nie pozostało z dumy, z którą przyjechała do stolicy, pełna wiary w siebie i w swą dobrą passę. Ze zdumieniem patrzyła na swoje palce, które niezgrabnie rozpinały bluzkę. Ale wiedziała przecież, że to są jej największe atuty.
– Dobrze, widzę, że dokonałaś właściwej samooceny. – Wyczuła pogardę w jego głosie, kiedy lubieżnie lustrował ją wzrokiem. – To znaczy, że jesteś inteligentna. A to już coś. – Musiała przełknąć tę gorzką ironię.
– Dalej! – Polecenie zabrzmiało jak smagnięcie batem.
Machinalnie, jak automat sięgnęła za plecy do zapięcia biustonosza. Po chwili Umiński mógł już podziwiać pełne, rozkołysane piersi, które swobodnie opadały pod swoim własnym ciężarem. „Wspaniałe” – pomyślał. Tak jak się spodziewał, od razu dostrzegł napiętą na nich skórę i twarde brodawki, świadczące o rosnącym podnieceniu dziewczyny.
– A więc słucham, opowiedz o swojej pracy w młodzieżówce. – Wypuścił kolejne kłęby dymu, obmacując ją wzrokiem.
Upokorzenie sięgnęło szczytu. Siedzi półnaga, z obnażonych biustem, w mieszkaniu obcego faceta i w tych okolicznościach ma dokonywać prezentacji swojej działalności politycznej? Ale najgorsze, że prężące się sutki zdradzają jej stan, a między nogami robi się coraz bardziej wilgotno. Zacisnęła drżące uda, rozpaczliwie próbując znaleźć godne wyjście z tej opresji.
– Jestem szefową młodzieżówki… w Rzeszowie, współtworzyłam… Obywatelski Komitet… organizowałam…. szereg…. – Słowa więzły jej w gardle. Kontrast między tym, co miała do powiedzenia na temat pracy dla dobra kraju, z czego dotychczas była tak dumna, a jej obecną sytuacją budził tak wielkie zażenowanie, że była gotowa zrezygnować ze wszystkich swoich aspiracji.
– Nie mogę tak, błagam, proszę… – Zaszkliły się jej oczy i kilka wielkich łez popłynęło po policzkach. Pociągając nosem, z rozmazanym makijażem wyglądała jak mała skrzywdzona dziewczynka.
– No dobrze, skoncentrujemy się na tym, co potrafisz najlepiej. Rozbierz się do naga. Buty zostają! – Padła nowa komenda.
To niewiarygodne, ale była prawie szczęśliwa, że nie musi już opowiadać o sobie. Rozebranie się do naga przed tym człowiekiem wydawało się niczym wobec tamtej psychicznej tortury. Rozpięła spódnicę, ściągnęła majtki i skuliła się na kanapie.
– Podejdź! – Strzelił kolejny rozkaz.
Stała naga przed kompletnie ubranym obcym mężczyzną, gotowa zrobić wszystko, czego od niej zażąda. To, co się stało, złamało jej dumę, podeptało godność, nic gorszego już nie mogło jej czekać. Bezradna, pozbawiona woli, pogodzona z sytuacją poddawała się biegowi wydarzeń.
Umiński, wciąż paląc fajkę, przed dłuższą chwilę oglądał ciało dziewczyny. Patrzył na nie tak, jak podziwia się rzeźby albo obrazy w galeriach sztuki. Piękna, smukła sylwetka, obfite piersi, płaski brzuch, wąska talia, pełne uda i kształtna, jędrna pupa. Wąski paseczek czarnych włosków kusił, by zanurzyć się w tej soczystej kobiecości. I boskie, wydatne usta, wydawałoby się stworzone do oralnych pieszczot. Doskonała, najlepsza ze wszystkich, które wprowadzał w świat polityki. Upajał się władzą, którą posiadł i zamierzał z niej korzystać. Potrafił zachować kamienną twarz, upozorować chłodny dystans, choć kolejne fale gorąca rozlewały się po jego ciele.
Położył dłonie na pośladkach dziewczyny i obmacywał je metodycznie, jak ślepiec. Tak jakby w swym dotyku zamierzał zakląć każdy zakamarek jej ciała. Miętosił, ugniatał je coraz bardziej zachłannie. Z zamkniętymi oczami poddawała się obezwładniającemu podnieceniu. Pochylił się w stronę krocza kochanki, wciągając w nozdrza słonawy zapach jej wilgotnej szparki. Wodził nosem po podbrzuszu, muskając wargami okolice pępka. Trzask! – jeden, raz, drugi i trzeci otwartą dłonią uderzał jej pupę. Zawsze podniecały go te miękkie klaśnięcia. W odpowiedzi usłyszał tylko syk bólu, a może już …. ekstazy?
– Uklęknij! – Andżelika posłusznie wykonywała komendy.
Dotknął jej falujących piersi, ważył je w dłoniach, pieścił brodawki, głaskał ich cudowną, aksamitną miękkość. Druga dłoń błądziła między nogami, zwiedzając najbardziej intymne zakamarki jej ciała. Była tam już całkowicie mokra. Palec, który w nią wsunął, ślizgał się w środku przy wtórze posapywań i jęków dziewczyny. Grymasy twarzy odmalowywały stan najwyższego podekscytowania. Patrząc w oczy kochanki, rozchylił jej wargi tak, jakby wzorem nabywcy niewolników chciał ocenić stan uzębienia. Po kolei zanurzył w ustach, zwilżone jej własnym śluzem palce. Kiedy skończyła ssać, otwartą dłonią obmacywał tę piękną twarz. Wysunęła język i jak wierna suka zaczęła lizać jego rękę.
– Ustaliliśmy już, że jesteś inteligentna. Zrób więc to, na co mam teraz ochotę. – Władczy głos mężczyzny rozbił krepującą ciszę.
Położyła dłoń na jego kroczu, zamierzając rozpiąć rozporek. Natychmiast odepchnął drżącą rękę i chwycił dziewczynę za kark.
– Co ty sobie myślisz? Najpierw masz poprosić o zgodę – wycedził przez zęby.
Jej serce waliło jak oszalałe. Przecież tak sumiennie starała się wykonywać polecenia.
– Czy… czy mogę zrobić panu dobrze ustami? Bardzo proszę… – Nie miała odwagi ani nie chciała się buntować.
– Co chcesz zrobić, mała dziwko? – Po raz pierwszy użył wobec niej słowa nie pasującego do wizerunku dżentelmena.
– Proszę pozwolić mi obciągnąć. Bardzo pana proszę – powtórzyła uległym głosem. Szybko pojęła reguły tej gry, w której wulgarne słowa mają być kolejnym stadium jej upokorzenia.
– Postaraj się, ty głupia suko! – Umiński wyraźnie się rozkręcał.
Sprawnie poradziła sobie z rozporkiem i po chwili wydobyła ze spodni średniej wielkości członka w stanie pełnej erekcji. Fellatio było jej specjalnością. Każdy facet, z którym dotąd była, jej duże ponętne usta traktował jak fetysz, spuszczając się w nich przy każdej nadarzającej się okazji. Objęła ustami główkę penisa, chwytając go u nasady. Poczuła, jak Umiński brutalnie ścisnął w dłoni garść jej włosów i przyciągnął jej głowę do siebie. Koniuszkiem języka kreśliła wymyślne figury na obnażonej żołędzi. Ssała w nieregularnym rytmie, wciągając penisa głęboko, aż do samego gardła i wyrzucając na zewnątrz. Obślinionym członkiem dotykała swoich policzków, nosa, włosów, z zaangażowaniem pieściła nabrzmiałe jądra mężczyzny.
– Dość! – Usłyszała, kiedy facet wydawał się już bliski finału. – Oprzyj się o stół, tyłek ma być wypięty, nogi w lekkim rozkroku! – Padła seria poleceń.
Natychmiast wypięła się w jego stronę. Czuła się tak, jakby grała rolę w jakimś wyuzdanym filmie dla dorosłych. Wszystko działo się gdzieś poza jej własną wolą. Było takie inne, narzucone, wyreżyserowane. Emocje odpłynęły. Ten mężczyzna sprowadził ją do roli obiektu swych lubieżnych perwersji, używał jak swojej własności, jak przedmiotu, jak gumowej lalki z seks shopu. Dmuchana lala – tak właśnie się czuła. Tylko dlaczego było to takie podniecające?
Wciąż stała wypięta, ale on nie spieszył się, by z niej skorzystać. Nie padła nowa komenda, więc bała się odwrócić w jego stronę. Czuła dłoń Umińskiego błądzącą po pośladkach, palce zagłębiające się w czeluściach kobiecości albo tarmoszące łechtaczkę. Wydawało się jej, że jednocześnie, przez cały ten czas się onanizował. Wreszcie kilka razy przesunął członkiem w rowku między pośladkami i wszedł mocnym pchnięciem w jej soczystą szparkę bez żadnych wstępnych czułości. Z lubością patrzył na swojego penisa wdzierającego się coraz głębiej. Miarowo i płynnie wbijał się w nią, czując pulsowanie mięśni obejmujących poruszającego się członka. Nienasycony miętosił wyeksponowane pośladki, z całej siły uderzając je otwartą dłonią. Nie zamierzał przedłużać aktu kopulacji. W pewnym sensie brzydził się nim. Właściwy akt spełnienia już się przecież dokonał. Złamał, podporządkował i upokorzył tę piękną, ambitną dziewczyną, czerpiąc z tego satysfakcję równą dziesiątkom orgazmów. Sama ta groteskowa gimnastyka, od dawna już coraz mniej go pociągała. Chwilę przed finałem wycofał biodra i strumień nasienia wytrysnął na pupę dziewczyny.
– Ubierz się – zakomenderował suchym, służbowym tonem.
Wybiegła do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Kiedy ujrzała w lustrze swoje nagie ciało, pozlepiane strąki włosów, rozmazany makijaż na twarzy, powoli zaczęła powracać świadomość, a wraz z nią zażenowanie i wstyd. „Wyglądam jak zużyta prezerwatywa. Jak mogłam na to pozwolić? Jak spojrzę w oczy temu człowiekowi, który tak bezwzględnie obnażył i wykorzystał moją słabość? Wyjść stąd jak najprędzej i nigdy już tutaj nie wrócić. Zmyć z siebie całe to upodlenie i zapomnieć”.
Kiedy wróciła do pokoju, Umiński siedział w swoim fotelu i oglądał coś na monitorze laptopa.
– Podejdź tu, dziecko. – Skinął ręką w jej stronę.
Kiedy bez zwłoki wykonała polecenie, jakiś podświadomy niepokój i wcześniejsze niejasne wrażenia zmaterializowały się z całą bezwzględnością. A jednak film, w którym ona zagrała główną rolę. Z zupełnie innej perspektywy niż wcześniej patrzyła, jak robi loda Umińskiemu. Jak dzierżąc w garści zmierzwione włosy, nadziewa jej usta na swojego penisa. Ten obrzydliwie perwersyjny widok nie wywołał już podniecenia. Pozostało tylko upokorzenie.
– Jesteś bardzo fotogeniczna. – Głos polityka znowu brzmiał ciepło i łagodnie. – To taka miła pamiątka… i moja gwarancja na wypadek, gdybyś potem zapomniała o wdzięczności – wyjaśnił bez ogródek. – Zamówiłem ci taksówkę. Czeka pod domem. Do widzenia.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, uderzyła ją fala orzeźwiającego, wieczornego powietrza, przywracając jasność myślenia. Z tego wszystkiego nie wie nawet, czy dostanie się na tę cholerną listę? „Nie, za żadne skarby świata nie wrócę już tam z tym pytaniem”.
Andżelika nie miała pojęcia, że rzeszowska lista do sejmu została zatwierdzona przez prezesa już dwa dni temu. Jej nazwisko widniało tam na trzecim miejscu. Prezes Miauczyński zawsze przecież dotrzymuje słowa.
***
– Rodacy! Rozpoczęła się cisza wyborcza. Jutro wybierzemy nowych posłów i senatorów. Najlepszych z nas, elitę, która przez najbliższe cztery lata będzie decydowała o losie nas wszystkich i losie naszej ojczyzny. Nie pozwólmy, by ktoś inny zadecydował za nas. Uszanujmy reguły demokracji, wrzucając swój głos do urny wyborczej. To obywatelski obowiązek każdego Polaka.
– Apelem o udział w wyborach, premier Manfred Prus podsumował zakończoną właśnie kampanię wyborczą w wygłoszonym dziś orędziu do narodu.
Małgorzata Molenda-Zakrzewska, Tylko Prawda 24.
Wszystkie informacje zawarte w tekście są fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe.
* Nazwę partii ukradłem Władysławowi Pasikowskiemu, choć podobno copyright należy do Stefana Kisielewskiego i pochodzi z lat 50-tych XX wieku.
** Zdanko pożyczone od dyrektora Wardowskiego z „Czterdziestolatka”.
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Anonimowy
2012-08-14 at 11:25
Prawie wszystkie postacie zdołałam rozszyfrować, łącznie z Andżeliką (chyba):-)
Marta
Mefisto
2012-08-14 at 12:14
No cóż, miejsce na liście wyborczej, które prezes Miauczyński przeznaczył dla Andżeliki nie dało jej mandatu do Sejmu. Pozostała więc w lokalnych strukturach partii i słuch o niej zaginął (przynajmniej póki co). Ku wielkiemu ubolewaniu Mefista, na którego nasza bohaterka działa niezwykle erotycznie;)
Barman Raven
2013-08-20 at 16:07
Najlepsze, zapadające w pamięć, genialne (no.. bliskie genialności)
Mefisto
2013-08-26 at 21:58
Dziękuję. Pamiętam Twój równie miły komentarz z DE.
Jak ten czas leci. Jeszcze chwila i czeka nas nowa kampania, tym razem do PE. To dopiero są konfitury:)
Anonimowy
2013-10-04 at 09:36
Świat polityki dostarcza niezliczonych inspiracji do opowiadań erotycznych, których inni autorzy nie próbują wykorzystać. Mefisto do pióra! Masz talent i rozeznanie w temacie skoro piszesz felietony polityczne.
Anonimowy
2015-04-09 at 16:04
Dobry pomysł z tymi powtórkami. W dużej liczbie tekstów które znajdują się na Najlepszej Erptyce łatwo przegapić autentyczne perły. Cieszę się że zwróciliście mi uwagę na tą – zwłaszcza w przededniu kampanii wyborczej… niektóre żarty trochę się już zestarzały ale ogólne mechanizmy tego jak robi się u nas politykę pozostają bez zmian:-)
Absent absynt
Mefisto
2015-04-09 at 21:29
Rzeczywiście, opowiadanie ma walor nieco dokumentalny, jest w nim sporo smaczków nawiązujących do faktów z poprzedniej kampanii parlamentarnej. Przez cztery lata, główni aktorzy sceny politycznej też się trochę zmienili. Za to sama erotyczna intryga się nie zestarzała. Lubię ten tekst za właściwą, moim zdaniem, proporcję między fabułą a consumatum.
Anonimowy
2015-04-16 at 20:37
NIe pamiętam tytułu opowiadani ani autora ale ogólny opis jest następujący główny bohater po wyjeżdzie narzeczonej czuje się samotny decyduje się nawiązać romans z kwiaciarką o pseudonimie Orchidea, która wtajemnicza go w sztukę miłości. Bohater próbuje wykorzystać to na koleżance z pracy która okazuje się być oporna ale sposoby orchidey okazują się być skuteczne wobec narzeczonej bohatera
Anonimowy
2015-05-11 at 08:26
Chyba pora napisać kolejną część opowiadania – tym razem z akcją rozgrywającą się podczas wyborów prezydenckich 🙂
Absent absynt
Mefisto
2015-05-11 at 13:43
Planowałem swego czasu nawet coś większego, takie polskie „House of Cards”, ale za żadne skarby nie mogę się do tego zabrać.
Barman Raven
2015-05-11 at 15:40
Potrzebujesz dodatkowej zachęty?
Rusz dupsko i pisz… my tu czekamy! ;]
Historyczka
2018-10-03 at 13:57
Mefisto, rzeczywistość polityczna wzywa. Za rok wybory parlamentarne, a scena polityczna jakby przekształcona. Pojawiła się Nowoczesna, z Maderą i innymi pikantnymi wątkami, jest artysta Kukiz. Lider Razem, mimo, że nie w Sejmie, to zaistniał, a wszak ma piękną kartę na lewicy ze swymi miłostkami z innymi liderkami…
Czekamy na kolejne odsłony kampanii…
AnonimS
2018-10-03 at 17:37
Bardzo dobrze napisane. Mimo uplywu lat przeczytałem.z przyjemnością. Pozdrawiam Autora i jestem ciekaw czy bywa naaaaa NE.