Dobre, wypróbowane przyjaciółki to najlepszy sposób na spędzanie kilku ponadplanowych wolnych dni nad jeziorem. Zwłaszcza, że to stare, imprezowe wygi, co z niejednej już flaszki piły. Czyli Mała i Anka.
Dlaczego Mała jest Małą to chyba nikt nie wie. Zwłaszcza, że wcale małą nie jest – metr siedemdziesiąt pięć, solidna „konstytucja”, obdarzona biustem w komplementarnym do reszty rozmiarze „C z hakiem” … Dodaj do tego jeszcze buzię nastolatki, piegi i zadarty nos – ciasteczko do schrupania na miejscu.
Anka to jej przeciwieństwo – do pewnego stopnia. Też spora, chociaż już nie tak mile pozaokrąglana. To znaczy też ma wszystko na swoim miejscu, ale takie, jakby to powiedzieć, bardziej ubite. Zdecydowanie nie typ słodziutkiej. Zmienia facetów jak rękawiczki.
Twierdzi, że wciąż szuka takiego, który będzie dla niej odpowiedni. Trudno wyczuć tylko, w jakim sensie. Osobiście twierdzę, że po prostu do tej pory żaden na dłuższą metę nie wytrzymał z nią kondycyjnie. Nic dziwnego. To taki typ, co piwo duszkiem wypije, butelkę zgniecie jak plastikowy kubeczek, a jak trzeba, to jeszcze w zęby potrafi przyłożyć. Najwidoczniej jednak samo poszukiwanie na razie Ance wystarcza.
A temperamencik ma. Podobnie jak Mała i ja.
Aha – zapomniałam dodać, Mała jest zdeklarowaną lesbijką. Odkąd pamiętam. Ja nie mam takich uprzedzeń. Jak powiedział kiedyś ktoś znany „Biseksualizm zwiększa o sto procent szanse na udany podryw”. Zresztą Ance też czasem zdarza się przespać z dziewczyną. To znaczy albo ze mną, albo z Małą, chyba że o czymś nie wiem. Bo zazwyczaj dość szybko i dokładnie relacjonuje nam swoje kolejne przygody. Bywało, że po kilku butelkach wina lądowałyśmy wszystkie trzy w jednym łóżku. Ale to inna historia.
Mała ma nad jeziorem domek wypoczynkowy. W sumie nic wielkiego, dwie małe sypialnie, pokój z kominkiem, kuchenka, łazienka… Ot, taka chatka za wsią. Ale z kawałkiem własnej plaży, w zatoczce, osłoniętej przed wzrokiem ciekawskich. Możemy tam spokojnie oddawać się opalaniu, leniuchowaniu, czasem i innym figlom.
Tym razem pogoda pierwszego dnia zrobiła na nas raczej kiepskie wrażenie. Chmurno, durno, nieupalnie… Opróżniwszy dla poprawy nastroju butelkę jakiegoś rieslinga postanowiłyśmy wybrać się do miejscowej dyskoteki. Oj, głupi to był pomysł, ale o tym dowiedziałyśmy się już po fakcie, przewędrowawszy piechotą te drobne trzy kilometry. Nie dość, że średnią wieku zawyżyłyśmy niemal dwukrotnie, to niemal natychmiast po wejściu owionął nas krzepki smród przepoconych skarpetek, przykryty tanimi perfumami, smrodem tanich papierosów i taniej wódy. No, ale cóż, uznałyśmy, że skoro już przyszłyśmy, to przynajmniej gardła przepłuczemy przed powrotem. Wypiłyśmy po drinku – jedyne, co mogli nam zaoferować, poza piwem i jakimś mamrotem z etykietką powielaną na kserokopiarce, okazało się ciepławym sokiem, obficie zaprawionym wódką. A raczej rozrabianym naprędce spirytusem z przemytu. Wzięłyśmy z Anką po jednym. Mała zdecydowała się na piwo. Też zresztą ciepławe. No i wtedy napatoczył się ten szczeniak.
Anka z Małą gdzieś się na moment zmyły, to ten wymyślił sobie, że jestem luzem. I wystartował jak czerwonoarmista pod Kurskiem.
– Prujesz się, czy trzeba z tobą chodzić? – wypalił, zionąc mi w twarz kilkoma piwami.
– Co? – tak mnie zaskoczył czystym i niczym nieskrępowanym chamstwem, że zabrakło mi języka w gębie. A to nie zdarza się często.
– Mała, chodź za mną za róg, to ci tak kabzę wytrzepię, że wszystkie drobniaki powypadają – następny tekst, zasłyszany chyba w kinie, okrasił czymś, co miało być w jego przekonaniu spojrzeniem z gatunku samiec-alfa-na-100%.
– Goń się… – burknęłam, wracając do drinka. No przecież nie będę się zniżać do poziomu pijanego gnojka. Teraz chyba zauważył, że nie jestem z jego przedziału wiekowego i na taki tekst mnie raczej nie weźmie.
– Mamuśko, a co ty tu robisz? – wypalił dzieciak. – To nie jest emeryten party…
Zagotowałam się.
– Spierdalaj, szczawiu… warknęłam.
– Wal się na pizdę, bazylu – roześmiał się szczeniak, odwracając się na pięcie i znikając między podrygującymi na „parkiecie” małolatami.
Tę ostatni tekst usłyszała też Anka, która jakoś nagle znalazła się z powrotem przy barze. Już prawie miała ochotę mu przylać. Mała powstrzymała ją w ostatniej chwili. I całe szczęście łebka.
Bo zapomniałam dodać, że Anka, zanim zaczęła pracować w zawodzie – czyli projektować ogrody – z bliżej nam nieznanych postanowiła pobawić się w chłopaka i pójść do wojska. W efekcie zaliczyła zmianę w Iraku i pół roku w Afganistanie. A potem – jak sama to określiła – zdała broń, sort i oporządzenie, po czym „poszła umyć duszę”. Piła u mnie w domu wódę przez równe dwanaście dni. Po czym, wyrzygawszy do kibla wszystko, co do wyrzygania miała, wzięła prysznic, poszła do fryzjera i dwa tygodnie później zaczynała pracę nad pierwszym zleceniem. Wracając do sytuacji przy barze – spotkanie z jej pięścią mogłoby okazać się dla łebka śmiertelne. Dosłownie.
Chudziutka, wielkooka tleniona blondyneczka siedząca kawałek dalej zachichotała i patrząc na naszą trójkę rzuciła do stojącej obok, niemal kwadratowej dziewuchy w dwa numery za małych leginsach:
– Pewnie już nawet zapomniała, do czego to służy…
– Kurwa, zaraz jej jebnę… – Anka podniosła z baru butelkę z piwem.
– Zostaw, spadamy… – burknęłam, chwytając Ankę za nadgarstek. Wszystkiego mi się odechciało. Nic mnie tak nie osłabia, jak chamstwo. Głównie dlatego, że nie ma na nie rady. Niestety, gówniara moje „spadamy” też usłyszała.
– Pewnie, w tym wieku trzeba wcześnie chodzić spać! – i wraz z koleżanką zaniosły się kretyńskim chichotem. – Żeby mieć czas pomarzyć o dymanku!
– No jebnę jej! – butelka tym razem powędrowała groźnie w górę. Smarkula chyba pojęła, że może oberwać i zwiała, przeciskając się przez tańczących.
Nawet nie dopiłyśmy, tylko od razu ogłosiłyśmy odwrót. Na zabawę nie było już szans, a na mordobicie w wykonaniu Anki byłam zdecydowanie zbyt trzeźwa. Dopiero po kilku głębszych przestaję się przejmować jej wyczynami. A widziałam już, jak jednemu kolesiowi złamała kilka żeber. To był ochroniarz, który próbował w wejściu do klubu zrewidować jej plecak. Biedak będzie to pamiętał jako najczarniejszy dzień w swoim życiu. Anka powiedziała, że jak chce, to może próbować. Koleś wystartował do niej z łapami. A potem po prostu wyleciał przez okno. Na oczach całej dyskoteki.
Wróciłyśmy w piechotą do domku i oddałyśmy się radosnemu pijaństwu, ploteczkom, obrabianiu tyłków wszystkim wrogom… A potem, jak zawsze, skończyło się na tym, że Anka zdarła z siebie bluzkę, domagając się potwierdzenia, że ciągle jest w formie (trzeba było ją zapewnić, że nadal ma mięśnie ze stali), Mała stwierdziła, że jak zwykle przy nas wygląda grubo („No co ty, masz pełne kobiece kształty. Dałabym sobie rękę uciąć za takie cycki”), a ja doszłam do wniosku, że muszę skończyć z przypadkowymi gośćmi w łóżku („Daj spokój, w końcu nie mieszkamy w Watykanie”). Po czym, jak zawsze, zasnęłyśmy, wtulone jedna w drugą, przy okazji przytulając do siebie puste butelki po winie.
Jako, że na tej terapii zeszło nam długo w noc, ranek oznaczał w tym wypadku okolice jedenastej. Pierwsza jak zawsze poderwała się Anka. Kurde, ona chyba nie zna pojęcia „kac”. Stojąc na ganku, w samych majtkach, paliła spokojnie papierosa i z lornetką (kurwa, skąd ona wzięła lornetkę?) przy oczach lustrowała jezioro. W końcu coś ją bardzo zainteresowało. Uśmiechnęła się pod nosem, a potem odstawiła lornetkę na stolik.
– Dupeńki, mam dla was rewelacyjną rozrywkę. Idziemy popływać. Najlepsze na kaca.
– Chyba cię popieprzyło… – usłyszałam za plecami chrypienie Małej.
– Nie. Obiecuję, że będzie wesoło.
Wygramoliłyśmy się z Małą, zmięte, wyplątując się nawzajem ze swoich rąk i ze śpiwora. Nie powiem, żeby pomysł Anki został przyjęty z entuzjazmem. Chociaż, z drugiej strony, podobno wysiłek na kaca najlepszy. Oczyszcza organizm. Ostatecznie zgodziłyśmy się. A, oczywiście trzeba dodać, że pływać poszłyśmy nago. Żadnej nie chciało się jeszcze iść na górę i szukać kostiumu. Poza tym miałyśmy się tylko przepłynąć. Wchodząc do wody Anka uśmiechała się tajemniczo. Wskazała rękę na odległą o jakieś dwieście metrów wysepkę. Kręcąc z dezaprobatą głowami ruszyłyśmy za nią. Rzeczywiście, chłodna woda wyciągała wczorajsze pijaństwo nad wyraz skutecznie. Nagle, jakieś pięćdziesiąt metrów przed wyspą, Anka ni z tego, ni z owego przyłożyła palec do ust.
– Będzie niespodzianka… – szepnęła. – Płyniemy na plażę.
Starając się zachowywać jak najciszej, opłynęłyśmy wysepkę, żeby dotrzeć do małej plaży. Tuż przed nią naszą uwagę przykuły charakterystyczne odgłosy. Bez dwóch zdań – jakaś parka oddawała się niczym nie zakłóconemu bzykaniu. Czyli to była ta niespodzianka.
– Widziałam ich, jak płynęli kajakiem – szepnęła Anka.
– Przyjrzymy się? – spytałam szeptem.
– Pewnie… – odparła Mała.
– No to po cichutku… – szepnęła Anka.
Powoli podpłynęłyśmy do plaży i jak najciszej wystawiłyśmy głowy zza krzaków. O mało nie zaklaskałam z radości. To był ten sam gnojek, który wczoraj próbował poderwać mnie w dyskotece.
– Zemsta będzie słodka… – Anka i Mała wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Też go poznały.
– Tylko wpierdol, czy jeszcze się zabawimy? – tchnęła mi w ucho Anka.
– Zabawimy. – odszepnęłam. – I to ostro.
Wyszłyśmy na brzeg, obok wyciągniętego na brzeg kajaka. Przez chwilę patrzyłyśmy, jak koleś, na rozłożonym na trawie kocu, bierze od tyłu jakąś pannę. Dziewczę, ograniczyło się do wypięcia tyłka, on poruszał się niczym szybkobieżna maszyna do szycia. Dziewczyna milczała. On głośno sapał. Patrzenie znudziło mi się mniej więcej w tym samym momencie, w którym chłopak stęknął nieco głośniej, szarpnął biodrami i najwyraźniej ulżył narastającemu ciśnieniu. Klasnęłam kilka razy.
– Brawo, młody człowieku…
Koleś podskoczył, jak kopnięty prądem. Stał może z pięć metrów ode nas, ze sterczącym, lśniącym od niedawnego seksu interesem. Przyznam, był całkiem hojnie obdarzony. Minę miał kompletnie durną. No bo w końcu nie każdego dnia się zdarza, że zaraz po dupczeniu wpadają na ciebie trzy gołe laski. I to całkiem, nie chwaląc się, do rzeczy. Bo jego dziewczyna do rzeczy zdecydowanie nie była. Siedziała na kocu, usiłując przykryć się czymś, co wyglądało na górę od bikini. Chuda jak patyk, płaska jak stolik, z nieciekawą twarzą, której większość zajmowały wielkie, brązowe oczy, nadające jej wyjątkowo tępy wyraz. Chwilę zajęło mi skojarzenie, gdzie widziałam tę tępotę. To była ta sama chudzizna, która powątpiewała w moje umiejętności łóżkowe i której Anka groziła butelką. Ktoś tu zapłaci słono i boleśnie za wczorajsze wybryki. Właśnie zaczynałam obmyślać, jak się odpłacę, kiedy usłyszałam Ankę.
– Siniaków sobie nie ponabijałeś? Kurwa, chłopie, ale masz gust… Ona jest nawet ode mnie brzydsza, o Rudej nie mówiąc… A mamy w końcu dwa razy tyle lat, co ty.
Chłopak stał z rozdziawioną gębą. Dotarło. I chyba uświadomił sobie, że ma przewalone. Z jego ust wyrwało się tylko ciche przekleństwo.
– Nie, ona po prostu zapomniała cycków z domu zabrać na plażę… – Mała ostentacyjnym gestem zademonstrowała swoje walory. – Pewnie zgubiła wczoraj w dyskotece…
Dziewczyna zrobiła się czerwona. Odzyskała mowę i popatrzyła błagalnie na swojego faceta:
– Marek! Zrób coś! – zapiszczała.
– Co? – rzeczony Marek zdaje się sam nie bardzo wiedział, co ma począć. Drogę ucieczki miał odciętą. Anka stała dokładnie między nim a kajakiem, trzymając w dłoniach wiosło.
– Rusz się tylko, to ci tym przyjebię – warknęła.
Szczeniakowi mina zrzedła do reszty.
– No, co? Trzech babek się wystraszyłeś? – W śmiechu Anki rozbrzmiały bardzo niesympatyczne nuty. – I słusznie. Bo zabawimy się teraz z tobą. Po naszemu. Trzeba było wczoraj liczyć się ze słowami, suchoklatesie jeden. Zostaniesz ukarany za obrażanie mojej koleżanki – podeszła do chłopaka. Była od niego prawie o głowę wyższa. I od razu było widać, że znacznie silniejsza. – Wiesz, co to jest?
Obróciła się do niego bokiem i pokazała mu tatuaż na ramieniu. Orzeł, na tle spadochronu, trzymający w szponach czteroramienną gwiazdę z dwoma mieczami. I napis: Cedo nulli, wpisany w biegnącą poniżej wstęgę. Wróciła z nim z wojska.
– Ładna dziara? – chłopaczek chyba nie pojął aluzji.
– Tak? A wiesz, co to jest Afgan?
Chłopaczek zrobił się blady.
– No, więc zachowuj się grzecznie…
Nawet jeśli o czymś myślał – o co raczej go nie podejrzewałam – to był zbyt zszokowany, by podjąć jakiekolwiek działanie. W końcu dotarło do niego, że wpieprzył się po kokardy w gówno. Co było do przewidzenia, długo nie zdzierżył wymiany spojrzeń z Anką i speszony opuścił głowę. Tyle, że teraz wyglądało, jakby wgapiał się w jej piersi.
A ja miała już gotowy plan. W sumie do chłopaka nie miałam nawet jakichś szczególnych pretensji. Ciemno było, myślał sobie nie wiadomo co. Znacznie bardziej wkurzyła mnie dziewczyna, insynuując brak kompetencji w zakresie ars amandi. I to ona będzie tu pierwszą do karania. Podeszłam do nadal siedzącej na kocu dziewczyny, która próbowała osłonić się jakąś bluzką, czy czymś takim. Dwoma palcami chwyciłam ją za brodę i skierowałam przerażoną twarz w moją stronę. Patrzyła na mnie oczami zbitego cockerspaniela.
– Niunia… Powiedz, jak masz na imię? Twój ogier to Mareczek, a ty?
– Beata… – zapiszczała dziewczyna. Nadal trzymając rękę pod jej brodą wbiłam jej dwa palce w miękkie miejsce, zmuszając do wstania. Popatrzyłam głęboko w oczy. Spodziewałam się dostrzec tam… Sama nie wiem. Wstyd? Lęk? Zaskoczenie? Tymczasem jedyne, co widziałam, to bezdenną pustkę. Panna była najwyraźniej typem tępej, wioskowej obciągary, która jest za głupia, żeby wpaść na to, że może odmówić.
– Wiesz co, Becia? Mogę cię chyba nazywać Becią? Powiedz, ile ty masz lat?
– Siedemnaście… – wypiszczało dziewczę.
– I co? Nadstawiasz dupy deklowi, który podrywa tekstem „prujesz się czy trzeba z tobą chodzić”? Wiesz, jesteś obrazą kobiecości. I wyglądem, i zachowaniem. Wczoraj zachowałaś się nie dość, że niegrzecznie, to jeszcze głupio. A ja mam dzisiaj szczęście, że postanowiłam popływać. Ty za to masz pecha. Bo widzisz, obawiam się, że ja więcej zdążyłam o seksie zapomnieć, niż ty się w ogóle nauczyłaś. A zarzucanie mi braku kompetencji, trudne słowo, w dziedzinie uciech cielesnych było, delikatnie mówiąc, nie na miejscu.
Cofnęłam się o krok i obrzuciłam dziewczynę oceniającym spojrzeniem. Małe piersi, chude biodra, trzy kilo tapety na twarzy, strategiczne miejsca dopominające się od paru dni depilatora… Zgroza.
– Taka duża, a nie wie, że do bzykania trzeba się przygotować – od niechcenia uderzyłam ją grzbietem dłoni w pokryty krótkimi włoskami wzgórek. – W dodatku całkiem nie umiesz tego robić. Maleńka, seks nie polega na tym, że wypniesz dupę jak księżyc na sputnik i czekasz na cud. Trzeba trochę inwencji, zaangażowania, trzeba też samemu dupą pokiwać. Nawet jak dajesz się rżnąć od tyłu. Ale wiesz co? Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. W ramach Dnia Troski o Głupie Dupodajki, nauczymy cię, jak to się robi… Za parę godzin będziesz najlepiej wyszkolonym lachociągiem we wsi. Od amantów się nie opędzisz. Musisz nadrabiać umiętnościami, bo wygląd masz do bani. Mareczek przynajmniej nadrabia narządem, ale ty? Stanik kupujesz w dziale „moja pierwsza bielizna”, nie wiesz, że depilacja to codzienność, a nie okazjonalna ekstrawagancja… Trzeba nad tobą popracować. Powiedz, ciebie też ten pacan – machnęłam głową w stronę skonfundowanego Mareczka – rwał na tanie teksty w rodzaju „chodź blondyna, zrobię ci syna”?
– Tak – dziewczyna odpowiedziała niemal machinalnie. Dopiero kiedy dotarło do niej, że ponad wszelką wątpliwość potwierdziła, że jest kompletną idiotką, zrobiła się czerwona.
– Swoją drogą, ten twój Mareczek to może przystojny nie jest, ale osprzęt ma całkiem słusznego rozmiaru. Że też nie pękłaś mu w połowie drogi… Musiał być nieźle zdesperowany, że poleciał na takie biedactwo jak ty…
Mareczek stał nadal jak słup soli. I nie dziwota. Anka stała za nim, trzymając go za kark. Jeden głupi pomysł i całowałby trawę.
– No, prawda. Może zanim skręcę mu kark, to jeszcze wykorzystam jego wała… – rzuciła od niechcenia. – Co? Nie wierzysz? Skręcę ci kark, wsadzę do tego kajaczka razem z tą chudą idiotką, wyciągnę na środek jeziora, a potem kajaczek się przewróci. Znajdą was za tydzień, jak już skruszejecie nieco pod wodą… Ot, wypadek jakich wiele…
Dzieciaki pobladły. A ja z trudem tłumiłam śmiech. Dziewczyna była obrazem przerażenia, zaskoczenia i kompletnego ogłupienia. Nawet nie próbowała już ukrywać swojej nagości.
– Zrobimy tak. – powiedziałam. – Najpierw sobie tu posiedzimy i popatrzmy, jak się bzykacie. Oczywiście, będziemy udzielać wam wielu przydatnych i cennych rad, żeby było to dobre, przyjemne dla obu stron doświadczenie. Potem zobaczymy, co będzie dalej. Może nawet udzielimy wam praktycznych wskazówek? Ale przygotujcie się na długie przedpołudnie… Nieposłuszeństwo nie wchodzi w grę. Mamy na to sposoby.
– Wyrwę mu jaja na przykład… – Anka zacisnęła rękę na więdnącym nieco przyrodzeniu Mareczka.
– No, to jest dobry pomysł… My będziemy wam mówić, co macie zrobić, a wy tu zaczniecie się bzykać. – Mała podeszła dla odmiany do Beci i poklepała ją po tyłku. – Spraw się mała… Bo jak Anka weźmie twojego chłopaka w obroty, to przez miesiąc nie będzie miał siły na rżnięcie…
– Ale… – oczy chudzielca robiły się coraz większe.
– Żadne ale. Do roboty. – syknęłam, patrząc jej znów w oczy.
Miałyśmy przewagę. Byłyśmy we trzy. Anka, przechodząc obok koca, chwyciła za plecak któregoś z pechowych kochanków. Wysypała jego zawartość na ziemię tuż przed nami. Na samym wierzchu leżał cyfrowy aparat.
– O…. – ucieszyła się Mała. – I jeszcze zrobimy wam parę fotek… Na pamiątkę.
Chwyciłam leżącą na ziemi koszulkę Mareczka, podłożyłam sobie pod tyłek i usiadłam naprzeciwko nich. Anka stała obok mnie, opierając się o wiosło od kajaka. Mała kucnęła nieopodal, bawiąc się aparatem.
– Zaczniemy od małej gry wstępnej. – powiedziałam nauczycielskimi tonem. – To najlepszy sposób, żeby przygotować się do dalszych działań. No, niuinia, na kolanka i bierz się za robienie loda… Trzeba chłopaka przygotować do dzieła.
– Ale… – Beata znów miała jakieś obiekcje.
– Już! – Mała podniosła aparat do oka.
Myślałam, ze chudzielec zaraz zacznie beczeć. Ale w końcu podeszła do chłopaka, kucnęła przed nim i zaczęła coś majstrować ustami przy jego przyrodzeniu. Anka rzuciła mi znalezione w plecaku małolatów papierosy. Przypaliłam i zaciągnęłam się głęboko. Gdzieś po minucie czy dwóch Mała burnkęła:
– Ty, ona tego nie umie robić…
– No widzę – odparłam. A potem zawołałam do nieporadnie działającej dziewczyny – Ty, chudzielec, a ty w ogóle to widziałaś, jak się robi laskę?
Dziewczyna oderwała się od interesu swojego chłopaka i z miną skazanej na śmierć za niewinność popatrzyła w naszą stronę. Nawet nie musiałam pytać. To było wszystko, co wiedziała. Otworzyć usta i ruszać łepetyną w tył i w przód, po dwa centymetry. Mieściła w ustach ledwo samą główkę.
– Dziewczyny, która ma ochotę jej pokazać? Bo ja muszę najpierw spalić…
– To spal… Jesteś w tym zdecydowanie najlepsza. Popatrzymy sobie – odpowiedziała Anka, wypuszczając kłąb dymu.
Dopaliłam papierosa, podeszłam do parki.
– Posłuchaj, takie lizanie to wiesz, przy lodach waniliowych dobre… Tu trzeba nieco więcej, niż potrącić językiem i wsunąć sobie pół centymetra. No, to do roboty. Poprowadzę cię.
Wcześniejsze nieporadne działania chudzielca przyniosły wstępny efekt, to znaczy Mareczek odzyskał pełne rozmiary. Dziewczyna, nadal klęcząc przed nim, objęła dłonią męskość Mareczka, a potem przyłożyła usta to jego czubka.
– No, najpierw poliż…
Trąciła go językiem, jak pragnę czkawki, jak pies oblizujący miskę po kaszy.
– Źle. Z uczuciem. Od samej nasady, aż po czubek – dziewczyna wykonała polecenie. – Teraz lepiej. Jeszcze raz. No, lepiej. Teraz wsuń go sobie w usta. Powoli, delikatnie, nigdzie się nie spiesz… To jest, kurwa gra wstępna, a nie bawarskie porno. Teraz lepiej. Weź go teraz ręką po jajach popieść… No… A teraz głębiej… Jeszcze głębiej! – dziewczyna zaczęła się krztusić i z trudem łapiąc oddech odskoczyła.
– Patrz, tak to się robi! – burknęłam. A potem wsunęłam sobie w usta główkę mareczkowego interesu. Ostro zaczęłam pracować językiem. Koleś stęknął. A ja chwyciłam go za jaja, i wykonałam pełne „głębokie gardło”. Wiedziałam doskonale, jak to działa na facetów. Ciągle masując Mareczkowi jądra, zaczęłam wsuwać sobie jego przyrząd coraz głębiej. W końcu czując go głęboko w sobie, dotknęłam nosem blond włosów u nasady korzenia. Zatrzymałam się na chwilę, a potem równie powoli zaczęłam się wycofywać. Słyszałam za plecami pełne uznania pomruki Małej i Anki. Więc kiedy w ustach miałam już tylko główkę, zrobiłam to jeszcze raz, nieco szybciej. I jeszcze raz. Czułam, jak chłopak wchodzi mi głęboko w gardło. Interes miał pokaźny, więc musiałam się pilnować, żeby wszystko poszło jak należy. Po kilkunastu powtórzeniach wróciłam do obrabiania jego główki językiem, wodząc jednocześnie dłonią po tym, co wystawało mi z ust. Zupełnie niespodziewanie poczułam w ustach słonawo-mdły smak. Koleś się spuścił! Wypuściłam wciąż tryskający interes z ust, splunęłam spermą na trawę.
– Kondycji bracie to ty nie masz… – powiedziałam, wstając. Podeszłam do leżącego na trawie koca, sięgnęłam po leżąca tam koszulkę któregoś z kochanków i wytarłam w nią usta. Prawdę mówiąc, zaczęłam czuć przyjemne mrowienie, kiedy łepek skończył imprezę.
– No, laska, teraz musisz go doprowadzić do stanu używalności. Nie pójdziemy stąd, aż nie zobaczymy porządnego rżnięcia… Najważniejsze jest rozluźnienie…
Mareczek jednak stanął na wysokości zadania. Chudzielec, mimo nieporadności i przerażenia zdołał w ciągu kilku minut przywrócić jego przyrodzeniu sprawność. Anka strzeliła kilka fotek, jak panienka pracuje nad jego interesem. W końcu znudziło nam się oglądanie tych nieporadnych popisów.
– Dobra. Dość… – Mała przejęła inicjatywę. – Mareczek, teraz twoja kolej. Pokaż nam, jak się robi minetkę… Tylko żeby znowu Inka nie musiała cię uczyć… Laska, kładź się na kocyk i do roboty…
Dziewczyna ułożyła się na plecach z miną cierpiętnicy. Niechętnie rozchyliła kolana.
– Ej, ale odwróć się w naszą stronę – poprawiła ją Grażyna. – I szeroko nóżki… Do foto…
Beata wystawiła w naszą stronę swoją cipkę. Była chyba tak samo mała, jak cała dziewczyna. Przez moment przeleciało mi przez myśl pytanie, jak w taką ciasnotę zmieścił się interes jej faceta. A potem – że na pewno nie chciałabym być na jego miejscu. Paromilimetrowa szczecina była znacznie gorsza niż długie, ale przynajmniej miękkie włoski. W sumie to go rozumiałam. Dobra, niech się sama przygotuje do dalszego ciągu.
– Becia, pokaż nam ładnie, jak zabawiasz się, kiedy tego twojego Mareczka nie ma pod ręką…
– Co mam zrobić? – zapiszczało dziewczę.
– Popieścić się. Palcami… – podpowiedziałam. – Tylko nie mów mi, że nie wiesz, jak…
Chudy palec powoli zaczął wodzić pomiędzy nogami. Beata robiła to jednak bez przekonania. Powoli zaczynała wkurzać mnie jej bezradność. Ankę też. Podniosła aparat do oka i powiedziała:
– Laska, kurwa, albo zaraz zafundujesz nam pieprzony pokazowy orgazm, albo… – Anka odwróciła się i chwyciła leżący za nią solidny kij – wetknę ci to w dupę tak głęboko, że poczujesz koniec w gardle!
Podziałało. Do samotnego palca dołączył drugi. A potem oba znalazły się głęboko między jej nogami. Patrzyłam, jak coraz szybciej nimi porusza. Pracowała tak z dobre piętnaście minut, zanim skończyła. Kilkanaście razy szarpnęła biodrami, jęknęła cicho i opadła na koc, ciężko oddychając. Czułam, jak zaczyna mi się znów robić przyjemnie. Anka fotografowała.
– No, masz szczęście. A teraz, Marek, zrób jej w końcu tą minetkę… Tylko siniaków o kości sobie nie ponabijaj…
Koleś posłusznie ukląkł między jej nogami. Wstałam i podeszłam do nich, żeby lepiej widzieć. Poza tym wypięta w moją stronę dupa kolesia jakoś niespecjalnie mi się podoba. Beata jeszcze nie całkiem doszła do siebie. Przynajmniej miałam pewność, że orgazm nie był udawany. Marek rozchylił zewnętrzne wargi i zaczął wodzić językiem pomiędzy nimi. Beacie chyba było już wszystko jedno, bo pieszczota działała na nią. Leżała z przymkniętymi oczami i cicho posapywała. Chłopak zdecydowanie lepiej sprawdzał się po francusku niż ona. Pracował intensywnie językiem, drażniąc łechtaczkę, wpychając się do środka. Pomagał sobie palcami. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego dziewczynę to kręci, bo nagle odskoczył, kiedy Beata szarpiąc biodrami doszła po raz drugi. No proszę, niezła z niej suczka…
– Brawo… Mareczek widzę niezły jest po francusku… – usłyszałam pełne podziwu głosy dziewczyn.
– No… Jak skończycie, to chyba sama się do ciebie na minetkę zgłoszę… – dodałam. – To skoro grę wstępną mamy za sobą, pora na właściwą akcję… Na początek proponuję na jeźdźca, a potem zobaczymy…
Tym razem nie potrzebowali instruktażu. Marek ułożył się na kocu, dziewczyna powoli nabiła się na jego interes. Zapowiadało się, że potrwa to długo – koleś w końcu spuścił się nie tak dawno, więc przedwczesny finał nie powinien nam zepsuć zabawy. Beata cały czas miała minę skazańca, ale widziałam doskonale, że ciało przestaje jej słuchać. Znałam to uczucie doskonale. Mózg mówi, że nie, ale napięte z podniecenia ciało domaga się kolejnych pieszczot. Sterczące sutki, nabrzmiałe, aż wiśniowe wargi, szybkie ruchy… Nieistotne. Patrzyłam, jak podskakuje kompletnie bez sensu. Marek nawet wykazał nieco inicjatywy i złapał ją za te jej sugestie piersi, ale wiele tu było do poprawienia.. Anka zrobiła im kilka kolejnych zdjęć.
– Becia, kompletnie źle! – odłożyła aparat i stanęła tuż przed parką. – Po pierwsze, gdzie się tak spieszysz? Co skaczesz po nim, jak wesz na grzebieniu? Opadnij, niziutko, i zacznij zataczać biodrami kółka, powolutku…
Nie ogarnęła. Anka cisnęła niedopałek na trawę, podeszła do niej, chwyciła ją za biodra i ruchami rąk pokazała, o co jej chodzi. Spojrzałam na dziewczyny. Mała siedziała na trawie z szeroko rozłożonymi nogami i od niechcenia wodziła palcami po swojej cipce.
– Ty mała suczko… – rzuciłam do niej.
– A co… Nawet fajnie wyglądają… – odparła.
– No. Teraz lepiej. Daj mu to poczuć, a nie skaczesz góra dół. Zanim poczuje, że cię rżnie, to się spuści i po zabawie. A ty masz go tu przytrzymać dłużej. Dobra, dzieci, zmieniamy pozycję. Poprosimy teraz na pieska… Na jeźdźca już powiedzmy jakoś wam wychodzi…
Beata powoli zsunęła się z Marka. Klęknęła na kocu, wypinając w jego stronę chude pośladki. Marek wszedł w nią jednym szybkim ruchem i podjął przerwane dzieło. Beata dyszała coraz głośniej. Nagle Mała poderwała się z ziemi i usiadła przed bzykaną dziewczyną.
– Wyliż mi… – powiedziała, rozchylając nogi przed wielkooką chudzinką. – Tylko porządnie.
Oczy Beaty, o ile w ogóle było to możliwe, zrobiły się jeszcze większe. Gapiła się na starannie wydepilowaną, wilgotna już z podniecenia szparkę Małej, z dwoma srebrnymi kolczykami po obu stronach różowej perełki.
– Ale ja nigdy nie robiłam tego z dziewczyną…
– To będzie twój pierwszy raz… No, na co czekasz?
Anka odłożyła aparat. Obie patrzyłyśmy, co Beata zrobi. Marek przestał się w niej poruszać. W końcu dziewczyna pochyliła głowę i zanurzyła twarz między nogami Małej.
– Marek, nie przestawaj… – ponagliłam chłopaka, który jak zaczarowany patrzył na to, co robi jego dziewczyna.
Akcja znów ruszyła. Beata posuwana od tyłu przez swojego chłopaka i od przodu pracująca nad cipką Małej powoli traciła oddech. Mała zresztą musiała być bardziej napalona niż mi się wydawało, bo mimo nieporadności chudej dziewczyny, doszła niemal w tym samym momencie co ona. Obie, ciężko sapiąc, opadły na ziemię. A mnie zamarzyła się jeszcze jedna akcja. Zaczynałam być coraz bardziej zazdrosna o Mareczka. Sprawiał się całkiem nieźle, ale współpraca ze strony panienki była żadna. Zdecydowanie Becia nie była warta tego całkiem zacnego organu. A mnie zrobiła się mokro. Postanowiłam do reszty pognębić tę chudą nieszczęśnicę. W stosiku wysypanych z plecaka gratów znalazłam butelkę jakiegoś olejku do opalania, czy czegoś takiego. Do mojego planu nadawał się doskonale.
– No… To teraz będzie akcja na finał… Mareczek, odsuń się… Muszę ci przygotować kochankę… Laska, kładź się na brzuchu – solidnym klapsem w tyłek wskazałam dziewczynie właściwą pozycje.
– Ruda, co ty kombi… – zaczęła mówić Mała. Umilkła, kiedy dostrzegła w mojej ręce butelkę. Domyśliła się od razu. Beatka niestety nie widziała. Więc kiedy poczuła śliski płyn między swoimi pośladkami, nie bardzo wiedziała, czego się spodziewać.
Wylałam sporą porcję oliwki na tylny otworek dziewczyny. Kiedy dotknęłam go palcem, połapała się, co kombinuję.
– O nie… Ja jeszcze… Nie! Nie chcę! – zaczęła się bronić.
– Malutka, anal zapewni ci nienaruszalną pozycję we wsi. Założę się, że żadna inna tego nie będzie potrafiła. A jak Mareczek już rozprawiczy ci ostatnią dziurkę, będziesz mogła tam przyjąć każdego. To tylko kwestia odpowiedniego treningu.
– Ale to boli – jęknęła, kiedy bezceremonialnie wepchnęłam jej wysmarowany olejkiem kciuk w ciasną dziurkę.
– Tylko przez chwilę. Potem jest już przyjemnie.
Kiedy już wszedł do końca, wyjęłam go, naoliwiłam całą dłoń i napierając, na siłę, wcisnęłam w wąski, nieprzyzwyczajony otwór dwa palce. Dziewczyną głucho stęknęła, a z oczu pociekły jej łzy. Pracowałam palcami przez kilka chwil. W końcu podniosłam się i podeszłam do stojącego obok Mareczka.
– Przyznaj się, zawsze miałeś ochotę zapakować ją między te chude pośladki…
– Eeee… – Mareczek zgłupiał do reszty. – No nie wiem…
– Stary… Ja ci tu panienkę przyszykowałam, żebyś ją sobie przeleciał w zadek, a ty masz jakieś anse? Zbieraj się do dymania! – warknęłam.
Naoliwioną dłonią starannie natłuściłam jego sterczący interes. Chłopak stęknął, a na twarzy pojawił się wyraz zadowolenia. Masowałam go przez kilka chwil, a potem powiedziałam:
– No, to proszę. Do końca… Dziewczyny, ułóżcie naszą damę…
Anka wsadziła jej pod biodra poduszkę, zrobioną naprędce ze zwiniętych w rulon ciuchów należących do parki. Becia po chwili więc leżała z wypiętym w stronę Mareczka tyłkiem, lśniącym od oliwki. Podszedł do niej i uklęknął na kocu. Ostrożnie przyłożył czubek sterczącej męskości do wąskiego otworka. Swoją drogą, ma chłopak szybkość regeneracji.
– No, Mareczek, bierz się do roboty, bo zaraz to ja zapakuję ci coś w dupę – w głosie Anki słychać było realną groźbę.
Chłopak chwycił narząd, wycelował gdzie trzeba i zaczął napierać. W końcu szarpnął się mocniej i wbił gdzieś do połowy. Becia wrzasnęła, kiedy rozciągał nieprzyzwyczajone do takich wizyt mięśnie. Mała jednak była na posterunku i z jej ust wydobył się tylko niski jęk. A ja kopem docisnęłam kolesia do oporu.
– Dalej poradzisz sobie chyba sam? – spytałam.
Ostrożnie pracując biodrami, koleś zaczął robić swoje w ciasnym tyłku dziewczyny. Tak jak przewidywałam, szybko skończył. Spuszczając się po raz drugi, mimowolnie dopchnął ja aż do samego końca, z wilgotnym klaśnięciem uderzając biodrami o jej pośladki. Becia szarpnęła się z cichym jękiem. Skończyli. Mareczek wysunął się z niej. Miałam wobec niego pewne plany, więc spojrzałam na stan jego przyrodzenia. Tak jak myślałam – nie było za czyste.
– Idź się umyć. Jeszcze z tobą nie skończyłyśmy… Tylko nie próbuj uciekać. Nie dasz rady…
– Czekam na minetkę… Twoja panna była beznadziejna, ale ty powinieneś się nadawać… – Anka puściła w końcu usta upokorzonej i obolałej dziewczyny i zeszła z jej pleców. Becia zwinęła się w kłębek i cicho szlochała. Anka podeszła do niej od tylu. Leżąc na boku, z podwiniętymi pod brodę kolanami, Becia eksponowała niemal idealnie do zdjęcia rozszerzony po rżnięciu brązowy otworek. Trzasnęła migawka.
– Dobra, zostawcie ten szkielet… Z niej już pożytku nie będzie… – oznajmiła Mała.
– Faktycznie, nie będzie… – uznała Anka, odkładając aparat. – Dziewczyny, bierzemy się za Mareczka…
Na widok upokorzenia, jakie zafundowałyśmy Beci, Mareczek nagle poczuł się bardzo odważny. Postanowił strugać bohatera…
– Nie będę się z wami pieprzył…
– Będziesz… – w głosie Anki zabrzmiała nietajona groźba. Błyskawicznie znalazła się przy nim i jednym ruchem powaliła go na ziemię. A potem chwyciła za włosy, a drugą ręką sięgnęła po kij, którym jakiś czas temu już straszyła dziewczynę. Jednoznacznym ruchem przytknęła go do jego pośladków i warknęła:
– Bierz się do pracy, albo w cieniu twojej dupy będzie można czołg zaparkować…
– No! – ponagliłam go. Wskazałam mu koc. – Siadaj!
Przerażony bezwzględnością w głosie Anki, podniósł się z ziemi i usiadł na kocu. Anka stanęła obok niego, od niechcenia bawiąc się kijem. Zestresowanemu Markowi jednak zmęczone przyrodzenie odmówiło posłuszeństwa. Chwyciłam je w ręce. Spojrzałam na dziewczynę, która w tym samym momencie odwróciła głowę.
– Ania, zadbaj o to, żeby nasza gwiazda nie straciła przedstawienia…
Anka usiadła na ziemi za Becią i brutalnie chwytając ją za włosy odwróciła jej twarz w nasza stronę.
– Zamknij oczy, a wsadzę to w ciebie… O rodzeniu dzieci będziesz mogła zapomnieć…
Stanęłam nad Mareczkim i przytknęłam jego twarz do swojego krocza. Pojął od razu. Poczułam ciepły język na swojej kobiecości. Trzeba mu przyznać, że faktycznie po francusku radził sobie nienajgorzej. Podniecona już wcześniej tym, co widziałam, dość szybko zaczęłam reagować na jego pieszczoty. I nie miałam ochoty przerywać. Czekałam na moment, gdy będę gotowa, by poczuć go w sobie. A do tego było jeszcze sporo czasu. Ugięłam kolana i powoli opadłam na koc. Nie pozwalając mu wyjąć głowy z pomiędzy ud, ułożyłam się na kocu. A potem podniosłam nogi i położyłam mu na ramionach. Ruchami rąk naprowadziłam język na mój drugi otworek. Język Mareczka zwolnił, jakby wahając się, czy ma mnie tam tez wylizać.
– Nie przestawaj, liż… – poleciłam mu, nieco już urywanym głosem.
Po tym, jak zerżnął swoja panienkę w tyłek, nie miałam ochoty wpuszczać go w siebie bez zabezpieczenia.
– Mała, sprawdź czy nie ma gumek – stęknęłam.
Mała zaczęła przeszukiwać porozrzucane wokół rzeczy. W końcu z triumfalnym uśmiechem wydobyła z kieszonki plecaka chłopaka paczkę durexów. Podała mi wyjęte z pudełka srebrne zawiniątko. Język Mareczka sprawiał się dobrze. Czułam coraz przyjemniejsze mrowienie między udami, sutki podniosły mi się do swojej normalnej, erotycznej gotowości. Mała usiadła za mną i objęła je dłońmi. A ja postanowiłam dodatkowo pognębić Becię. Nie podobał mi się jej wygląd anorektyczki, jej głupota, a przede wszystkim – to, co powiedziała wczoraj w dyskotece. Nienawidzę, kiedy ktoś wypomina mi wiek. Wyjęłam gumkę z opakowania i powiedziałam:
– Patrz, pokrako…
Jednym pchnięciem w czoło przewróciłam Marka na plecy. Widok wilgotnej cipki na młodego ogiera podziałał tak, jak należało się tego spodziewać. Jego interes stał już w gotowości. Swoja drogą, naprawdę ma szczeniak kondycję. Wsunęłam sobie prezerwatywę w usta, umieściłam między wargami a zębami. A potem pochyliłam nad sterczącym orężem. Zawsze lubiłam nakładać prezerwatywę ustami. Kilku moich byłych facetów nie lubiło, kiedy nakazywałam ich ubranie się w „kostium nurka”, jak jeden poetycko określił swoje doznania z seksu w gumie. Więc nauczyłam się tej sztuczki. Czasem nawet nie wiedzieli, że im wkładam gumę. Docierało do nich dopiero po wszystkim. A mnie ubieranie ich sprawia frajdę.
Kiedy więc podniosłam z powrotem głowę i wysunęłam sobie sterczący interes z ust, Mareczek był już ubrany. Dosiadłam go, nasuwając się powoli. Mała puściła moje piersi, podniosła się i usiadła chłopakowi na twarzy.
– Liż… – powiedziała.
Mareczek nie miał wyboru. Mała wyciągnęła dłonie w moją stronę i znów dotknęła piersi. Wiedziała skubana, jak mnie to kręci, kiedy jej wypielęgnowanie dłonie bawią się moimi sutkami. Miała cudowne palce. Anglezowałam miarowo na Mareczku, Mała ujeżdżała jego twarz. Pochyliłam się, szukając jej ust. Pocałowałyśmy się namiętnie. Kątem oka spojrzałam na Ankę. Chwilowo przestała zajmować się Becia i powoli masowała się między nogami.
– Anka, może poużywasz sobie tej chudziny? – zaproponowałam, kiedy na moment przestałam się całować z Małą.
Anka popatrzyła na leżącą przed nią, zapłakana dziewczynę.
– Daj spokój, to paskudztwo nie nadaje się już do niczego… Chlipie tylko…
Ale teraz mnie to nie obchodziło. Sporych rozmiarów członek Marka dawał mi sporo przyjemności. A pieszczoty Małej tylko wzmagały doznania. Skoncentrowałam się na sobie. Uniosłam się nieco wyżej, pozwalając, by interes chłopaka wysunął się ze mnie. A potem nakierowałam go na swój drugi otworek. Był dość śliski, by wszedł we mnie bez dodatkowego wspomagania. Zresztą miałam znacznie większa wprawę w przyjmowaniu gości w tylnym wejściu niż Becia. Bez większych kłopotów przyjęłam go tam, pomału opuszczając biodra. Mała palcami natychmiast odnalazła wejście do rozgrzanej niedawną penetracją pochwy. A potem jeszcze szybciej znalazła w jej wnętrzu to szczególnie wrażliwe na pieszczotę miejsce. Teraz nie potrzebowałam już zbyt wiele czasu. Orgazm może nie był z gatunku tych przestawiających góry, ale i tak było całkiem przyjemnie…
Delektowanie się błogim odprężeniem „tuż po” nie było mi jednak dane. Przerwał je wrzask bólu Beci. Spojrzałam w tamtą stronę. Anka postanowiła się jednak zabawić. Becia leżała na boku, Anka przytrzymywała jedną jej nogę kolanem, drugą uniosła do góry, otwierając sobie drogę do jej dolnych warg. W momencie, gdy na nią spojrzałam, próbowała wepchnąć w dziewczynę cztery palce. Miała naoliwioną rękę, lecz jej ofiara nie była do tego przygotowana. Takim drobiazgiem Anka się jednak nie przejmowała. Wylała na skórę jeszcze więcej oliwki. Mocniej uniosła nogę dziewczyny, do czterech już tkwiących czubkami w dziewczynie palców dołączyła kciuk i z całej siły naparła na jej cipkę. Becia wrzasnęła rozdzierająco, kiedy najszersza cześć dłoni Anki, dodajmy całkiem sporej jak na kobietę, w końcu się przedarła. Dłoń naszej przyjaciółki zniknęła w całości w pochwie smarkuli. Anka zaczęła nią kręcić na boki, z lubością wsłuchując się w przerywany coraz słabszymi wrzaskami szloch. W końcu puściła jej nogę i uwolnioną ręką z całej siły ścisnęła jej sutek. Becia znów wrzasnęła.
– Dobra, starczy jej tego dobrego…– Nie siląc się nawet na delikatność wyjęła z niej rękę. – Teraz będziesz w stanie zmieścić w sobie każdego. Zresztą nie martw się, za parę godzin brocha wróci do normy…
Zdążyłam zejść z Marka. Jego interes cały czas stał w pełnej erekcji, a Mała wciąż siedziała mu na twarzy. Pewnie nawet nie zauważył, że Anka mnie zmieniła. Naciągnęła mu świeżą prezerwatywę. Po wizycie w moim tyłku tamta też była raczej umiarkowanie czysta. Zazwyczaj dbam o staranne przygotowanie do seksu, ale w tych okolicznościach raczej nie bardzo miałam warunki do zaprowadzenia czystości i świeżości wszędzie, gdzie należało.
Anka dosiadła go i tak samo jak ja, zaczęła ujeżdżać. Mała przyssała się do jej ust. Obserwowałam je, jak zaspokajały się na sprowadzonym do roli żywego wibratora Mareczku. Doszły prawie jednocześnie.
Kilka chwil później odpoczywałyśmy wszystkie trzy, paląc ostanie papierosy małolatów. Dzieciaki leżały, ona zapłakana na trawie, on kompletnie wypompowany na pomiętym kocu. W końcu postanowiłyśmy się zbierać.
– Ruda, a co robimy z tą laską? – zapytała Mała, podnosząc się z ziemi.
– Olej ją… – rzuciłam odruchowo, niespecjalnie zastanawiając się, co mówię. Zanim dotarło do mnie, co powiedziałam, i że Mała czasem lubi sporty wodne, było za późno. Dziewczyna stała nad sponiewieranym, pochlipującym chudzielcem. W następnej chwili strużka gorącego moczu polała się na jej zapłakaną twarz. Reakcja była łatwa do przewidzenia. Becia zwymiotowała.
Nie wiem, co mnie tknęło. Podeszłam do Mareczka., wyłamując po drodze jakąś witkę z krzaka.
– Anka, pomożesz?
– Pewnie…
– A to na pamiątkę, żebyś następnym razem nie obrażał kobiet. Niniejszym wymierzam ci karę.
Anka wykręciła łebkowi ręce, tak że stał teraz tyłem do mnie, z wypiętą dupą. Zważyłam w dłoni gałązkę. Nieco bardziej miękka niż szpicruta, ale dostatecznie sprężysta. Świst przecinanego powietrza zmienił się w plaśnięcie łodygi o gołą skórę. Pracowałam metodycznie, praktycznie samym nadgarstkiem. Momentalnie tyłek Mareczka poznaczyły czerwone pręgi. Odliczałam dokładnie uderzenia. Po dziesiątym Anka poderwała chłopaka do pionu, popatrzyła mu głęboko w oczy, a potem be uprzedzenia przywarła do jego ust. Kiedy zdyszany w końcu od niej się oderwał, rzuciła mu miękko:
– Dobranoc.
Zaciśnięta pieść wylądowała na twarzy chłopaka z głuchym plaśnięciem. Cios był na tyle silny, że dzieciak osunął się na ziemię. Anka podeszła do Beci. Przerażona dziewczyna odruchowo osłoniła głowę rękami. Anka poderwała ją z ziemi bez trudu. Drugie głuche uderzenie pozbawiło i ją świadomości.
Mała wyjęła z aparatu kartę pamięci, owinęła kawałkiem papierowej chusteczki i zapakowała w ostatnią prezerwatywę. A potem zawinęła gumkę na szczelny węzeł.
– Przyda się kiedyś… – powiedziała, wsuwając sobie pakunek między nogi. – No, to spływamy…
Pól godziny później leżałyśmy z powrotem na naszych leżakach przed domkiem Małej. Anka przyniosła z lodówki wino, kieliszki i butelkę piwa dla siebie.
– No, to mają dzieciaki nauczkę na czas jakiś…
– Mają… – odpowiedziałam leniwie. – Swoją drogą, nie chciałabym być na miejscu tej chudziny, kiedy wzięłaś ją w obroty… Lubię fisting, ale twoja ręką chyba i we mnie by nie weszła…
– Jak się popieści, to się wszystko zmieści… – w głosie Anki pojawiły się lubieżne nuty.
Ale to już osobna historia…
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Megas Alexandros
2015-04-01 at 21:50
Dobry wieczór,
nie jest to klasyczne opowiadanie primaaprilisowe (te nadejdzie z lekkim poślizgiem) ale i tak czytając "Plażę" parę razy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem. Z gruntu koszarowy humor wyjątkowo mi podpasował, a to dzięki przyjętej, mocno specyficznej konwencji. Trzy hardkorowe bohaterki o wybitnie sadystycznych skłonnościach nawet wzbudziły moją sympatię, która osłabła dopiero pod sam koniec (trochę dziewczyny jednak przesadziły).
Z pewnością nie jest to tekst dla każdego. Narracja pierwszoosobowa nie stroni od wulgaryzmów, a osią fabuły jest dość okrutna kara za wcale nie tak wielką przewinę. Jednak dzięki poczuciu humoru fabuła, która tak naprawdętraktuje przecież o gwałcie i seksualnym wykorzystaniu "wchodzi" łatwo i budzi wręcz wesołość. Polecam odważnym i niestroniącym od kontrowersyjnych tematów Czytelnikom. Amatorzy motylków w brzuchu i subtelnego flirtu powinni sięgnąć po inne opowiadania z naszego dorobku.
Pozdrawiam
M.A.
Anonimowy
2015-04-01 at 22:06
Przy pierwszej połowie się ubawiłam. I to przednio. Wiele ciekawych wyrażeń, ciekawa jestem skąd je znasz, Booberze. Mam nadzieję, że nie z autopsji? 😉 Trzy dość ciekawe osobowości, w dwóch słowach – konkretne dziewczyny.
Druga część opowiadania się mi nie spodobała. Brzmi jak masturbacyjna fantazja gimnazjalisty (lub gimnazjalistki). Za dużo tego wszystkiego: i mineta, i oralny, analny, fisting, pissing nawet. No nie. Być może taka gruba przesadza jest specjalnym zabiegiem autora, jednak nie przekonuje mnie to.
Siostra
Anonimowy
2015-04-02 at 07:09
Po obrazku spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Trzeba było rzucić okiem na etykiety – co uczyniłem dopiero w połowie lektury 🙂 w każdym razie, mocne uderzenie, jakby sama Anka między oczy fintę dała 🙂 wciąż się zbieram z podłogi. Ale mimo to chętnie poproszę o więcej przygód tego nieświętego trio!
Absent absynt
Micra21
2015-04-02 at 07:59
Witaj!
Świetne trio dziewczyn. Napisane z humorem, ale druga część chyba trochę przesadzona. Drobne błędy literowe "Tę ostatni tekst usłyszała…" Chyba Ten. "Z bliżej nam nieznanych … postanowiła" czegoś tu brakuje – pewnie "przyczyn".
Ale całość dobra, Podobało mi się. Może jeszcze będą dalsze nieszablonowe działania tego "nieświętego", jak napisał Absent, trio.
Pozdrawiam Autora
Micra21
Anonimowy
2015-04-02 at 09:15
Świetne, byle tak dalej! Czekam na kolejne opowiadania utrzymane w tym stylu, tematyce a najlepiej… na kontynuację przygód tej trójki.
Karel Godla
2015-04-04 at 05:09
Nad fabułą – niewymyślną – nie ma się co rozwodzić, ale wykonanie jest przednie. Widzę, że nie jestem jedynym, któremu uśmiech pojawił się na twarzy w trakcie czytania. Lubiki dla Autora. I dołączam do grona tych, którzy chętnie za jakiś czas poznają kolejną historię trzech sympatycznych diabliczek
Anonimowy
2015-04-04 at 10:37
Przywodzi na myśl "Cwaniary" Sylwii Chutnik.
Eileen