Siedem pieczęci: Pieczęć druga – Guido (Smok Wawelski)  3.71/5 (7)

21 min. czytania

Zdawać by się mogło, że nie ma nic trudnego w tym, by znaleźć nowe sposoby dawania przyjemności. Szczególnie w związku, w którym nie można mówić o nudzie, ale też nie przekraczamy wielu granic. Żyjemy w dobie Internetu, milionów poradników w formie pisanej, mówionej, multimedialnej. Seks towarzyszy nam w filmach, gazetach, książkach, rozmowach ze znajomymi i zupełnie obcymi ludźmi. Jest wszędzie. Ale kiedy człowiek poszukuje czegoś ciekawego dla siebie, okazuje się, że temat jest bardziej złożony. Musimy w końcu – a przynajmniej powinniśmy – znaleźć takie zabawy, które będą odpowiadały dwójce różnych ludzi.

Pierwszy raz zasiadłem do pisania felietonu, zupełnie nie mając na niego pomysłu. Choć może źle się wyraziłem. Jest temat: seks. Tylko co dalej. Dyplom, oprawiony w drewnianą, wyblakłą już nieco ramkę, wisi na ścianie obok regału z masą książek. Wygodny, głęboki fotel na kółkach już dawno stracił lekko gryzący zapach skóry.

Papiery, których na biurku jest zawsze pełno, także nie potrafią przynieść choćby jednej myśli, jednego słowa, jednej sylaby – punktu wyjścia do całego tekstu. I jeszcze ta presja czasu. Wydawca z pewnością niedługo zacznie dzwonić, dopytując, kiedy zlecenie będzie gotowe. Wszak trzeba je jeszcze poddać korekcie, złożyć, wydrukować i sprzedać. Dziś rozumiem, co czuł Guido, główny bohater filmu jednego z moich ulubionych twórców – Felliniego. Nie żebym porównywał się do mistrza; po prostu uśmiecham się pod nosem, wyobrażając sobie, że nieco ekscentryczny włoski reżyser w okularach z grubymi oprawkami to ja. Tyle że z inną muzą mam do czynienia.

Kiedy brałem zlecenie na tę serię felietonów, zdawało mi się, że chwyciłem Pana Boga za nogi. Ot, siedem krótkich tekstów, każdy może być tak naprawdę o niczym, a gaża zachęcała na tyle, że nawet nie poruszyłem tematu negocjacji. A teraz leżę na kanapie, splecione na klatce piersiowej dłonie rytmicznie unoszą się i opadają w rytm miarowego oddechu. Wiem, że zaraz przyjdzie ona i będzie miała pretensje o to, że nic nie robię. A przecież ja nie napiszę tekstu o suficie, w który się teraz beznamiętnie gapię. Nie chcę, żeby miała pretensje. Nie dlatego, że będzie suszyć mi głowę. Po prostu lubię, kiedy jest szczęśliwa.

Od złamania pierwszej pieczęci minęło już nieco czasu, ale ja czuję się tak, jakby to było wczoraj. Każdy dzień od pamiętnej nocy jest taki sam. Nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko o kolejnym kroku. Stąd pewnie ta niemoc. A terminy gonią. Pierwsze, o czym myślę po otwarciu oczu rano, to wspomnienie niesamowitych dźwięków, gorącego ciała, prowokujących, pełnych piękna i pragnienia ruchów. Kiedy zasypiam, w mojej głowie kotłują się pytania, dlaczego ona nie woła o więcej, częściej, mocniej. Często, kiedy przychodzę w nocy do łóżka, moja miła już śpi. Miarowy oddech i pogodna twarz informują, że jest spokojna, regeneruje się, leczy nerwy i odzyskuje wewnętrzną stabilność przed kolejnym dniem pełnym wyzwań. Nim zasnę, wpatruję się przez chwilę w tę piękną istotę, nie mogąc do końca uwierzyć w szczęście, które mnie spotkało w dniu, w którym ją poznałem. Przytulając mocno do piersi poduszeczkę, czuje się najbezpieczniej. Chcę ją chronić, sprawiać, by była szczęśliwa. Zawsze przylegam do niej, otaczając jej ciało silną, umięśnioną opoką. Tak żeby wiedziała, że nic jej nie grozi, by czuła, że co by się nie działo, jest ktoś, kto ją chroni.

Jak to jest? Z jednej strony mówi, że było jej tak dobrze – widziałem to przecież na własne oczy. Z drugiej zaś nie sięga po więcej.

Tak bardzo chciałbym dać jej coś jeszcze. Gdybym tylko wiedział, czego pragnie. Gdybym tylko potrafił wznieść się na wyżyny swojej kreatywności; kreatywności, której brakuje mi dziś i w życiu, i w pracy.

W gabinecie panuje półmrok. Jest jeszcze co prawda dzień, ale opuszczone drewniane żaluzje nie wpuszczają do wnętrza zbyt wiele promieni słonecznych. Tych zresztą i tak nie ma zbyt dużo w niedzielne, senne popołudnie. Jeszcze dwie lub trzy godziny i za oknem także się ściemni. Wysłużona sofa, którą ustawiliśmy w pokoju, jest idealnym miejscem, by egzaltować swój brak weny. Wyciągnięty na całej długości leżę na niej, starając się jedynie stopy trzymać poza meblem. Głowa wsparta na zakończeniu sofy, dłonie splecione na klatce piersiowej. Ciężkie powieki powoli opadają, odrywając mnie od rzeczywistości. Czy leżę tak sekundę, minutę czy godzinę – nie wiem. Z letargu wyrywa mnie nagłe poruszenie w gabinecie. Czuję się jak Alicja, która dostrzegłszy spieszącego się królika, weszła za nim do nory. Wszak nie co dzień spotyka się królika, który sprawdza godzinę na kieszonkowym zegarku, przymocowanym do gustownej kamizelki.

Mój króliczek okazał się bardziej ludzki. Metr sześćdziesiąt wzrostu, opadające zmysłowo na ramiona włosy we wszystkich odcieniach brązu, kobiece kształty w odpowiednich miejscach i ten zniewalający uśmiech.

– Wstawaj, leniu! – zawołała.

W tonie wyczułem wyraźnie żartobliwość wypowiedzianych słów.

– Jeszcze pięć minut – odpowiedziałem, przewracając się na bok i prezentując mniej chwalebną część siebie otoczeniu.

– Miśku, proszę cię, wstań już. Leżysz tu całe popołudnie – nalegała.

Wróciłem do pozycji, w której znajdowałem się początkowo. Przetarłem oczy i ziewnąłem przeciągle.

– Już dobrze. Dziś jest taki senny dzień. – Usiadłem na sofie.

– Wstawaj i przyjdź do salonu. Chcę z tobą porozmawiać. Idę zaparzyć herbatę – zakomunikowała, po czym opuściła gabinet.

Przez dłuższą chwilę starałem się wrócić do świata żywych. Drzemka, szczególnie taka, która się przeciąga, potrafi bardziej zmęczyć niż dodać sił. Ta, która chwilę wcześniej została brutalnie przerwana, z pewnością i tak już trwała zbyt długo. Nie to było jednak teraz najważniejsze. Kiedy kobieta – szczególnie taka, którą się kocha – mówi, że musimy porozmawiać, to jest dziewięćdziesiąt procent szans na to, że nie oznacza to niczego dobrego. Tylko co ona może mieć na myśli – zachodziłem w głowę. Wracając myślami do mojego Guido, przypomniałem sobie, że ani on, ani żaden inny bohater czy to literacki czy filmowy nigdy nie usłyszał od swojej muzy, że musi z nim porozmawiać. Tak jakby podświadomie reżyserzy i pisarze wiedzieli, że zadaniem muzy jest nic innego jak dawać natchnienie, a nie rozmawiać na trudne tematy.

Wstałem, mijając drzwi do gabinetu obróciłem się jeszcze przez ramię i z tęsknotą w oczach spojrzałem na wygodną sofę, po czym udałem się bezpośrednio do salonu. Pokój, zazwyczaj przytulny, sprawiał tym razem wrażenie nieco przygnębiającego. Stonowane kolory ścian i ciemne meble zamiast uspokajać, tym razem dziwnie mierziły. Ileż jest w stanie zmienić kobieta jednym krótkim, acz dosadnym „musimy porozmawiać” – pomyślałem. Obicie skórzanego narożnika zaskrzypiało lekko, gdy usiadłem na nim, oczekując na proces i wyrok. Nie musiałem długo czekać, gwizd czajnika oznajmił, że wysoki sąd za chwilę przybędzie do sali rozpraw. Myślałem już tylko o tym, by jak najszybciej usłyszeć wyrok.

Kiedy przyszła moja ukochana, niosąc dwa duże kubki gorącego napoju, miałem już przygotowane sto pięćdziesiąt wersji tego, co usłyszę i drugie tyle gotowych odpowiedzi do wyboru, w zależności od przebiegu rozmowy. Zadziwiające, jak sprawnie i szybko potrafi działać mózg człowieka, znajdującego się w takim zawieszeniu jak ja chwilę wcześniej.

– Dobrze, kochanie, mów, o co chodzi. Nie trzymaj mnie w niepewności – zacząłem, gdy tylko usiadła.

– Spokojnie. Nie denerwuj się, to nic o tobie.

Przyjęła moje słowa ze zrozumieniem. Z pewnością zauważyła moje napięcie i chciała mi dać do zrozumienia, żebym się tak nie przejmował. Albo może to była tylko taka gra, która miała mnie osłabić, kiedy przyjdzie główny atak. Na wszelki wypadek postanowiłem nie odsłaniać się całkowicie i trzymać gardę w pogotowiu.

– W takim razie o co chodzi? – zapytałem.

– Chciałam z tobą porozmawiać o tym, co robiliśmy jakiś czas temu…

Jasne – pomyślałem. Pierwsze wrażenie pozytywne, ale z czasem, po zastanowieniu, doszła do wniosku, że coś jej się nie podobało.

– Tak myślałem, że o to ci chodzi. Mówiłaś, że ci się podobało… – pociągnąłem temat, znając już jego zakończenie.

– No właśnie w tym rzecz. Tylko to takie krępujące, nie wiem, jak ci to powiedzieć.

Spuściła wzrok, a ja byłem już pewien, że wstydzi się wyznać prawdę. Zapewne nie chciała mnie zranić – wiedziała, jaki mam stosunek do tych spraw, widziała nie raz mój zachwyt i zaangażowanie we wprowadzaniu nowości w łóżku.

– Nooo… – powiedziałem przeciągle. Robiłem tak zawsze, kiedy wiedziałem, że rozmowa nie pójdzie dalej po mojej myśli.

– Chcę, żebyś najpierw zrozumiał, że bardzo ciężko mi o tym mówić, bo to nie jest dla mnie prosty temat. Ostatnio, kiedy bawiliśmy się moją pupą, było wspaniale, było mi niesamowicie przyjemnie. Tylko po wszystkim to jest takie krępujące, nie potrafię ci spojrzeć w oczy po czymś takim – mówiła powoli i cicho, głos modulując tak, jakby była małym dzieckiem i wlepiając wzrok w brązowe obicie kanapy. Powtarzała ten schemat zawsze wtedy, gdy trzeba było porozmawiać o czymś trudnym, o czymś, co ją krępowało.

– I rozumiem, że nie chcesz tego więcej robić – przerwałem, chcąc dobrnąć jak najszybciej do nieubłaganego.

– Nie, to nie tak. – Nie odrywała wzroku od brązu skóry. – Chciałam ci powiedzieć, że mi się bardzo podobało… – przerwała na chwilę – …i że miło by było spróbować różnych innych rzeczy.

Gdy brzmiała jeszcze ostatnia sylaba, wtuliła się we mnie najmocniej, jak tylko mogła. Wiedziałem, że chodzi o to, bym nie patrzył na nią w tej chwili, by miała pewność, że nasze spojrzenia się nie spotkają. Znałem ten jej chwyt bardzo dobrze. Zresztą doskonale go rozumiałem. Nikt nie chce przecież czuć na sobie spojrzeń, gdy czuje się skrępowany.

– Nie śmiej się ze mnie – dodała stłumionym głosem.

Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Zupełnie nie spodziewałem się takiej rozmowy, takiego wyznania. Moja mała, kochana dziewczynka zebrała się na odwagę i powiedziała mi coś, o usłyszeniu czego marzyłem, odkąd się poznaliśmy. A ja teraz, gdy to się stało, nie umiałem wydusić z siebie jednego sensownego słowa. Przytuliłem ją więc tylko mocno, rękę kładąc na misternie splecionym, dobieranym warkoczu i ucałowałem delikatnie jej czoło.

– Kocham cię – powiedziałem po dłuższej chwili milczenia.

– Śmiejesz się ze mnie – zawstydziła się jeszcze bardziej.

– Ależ skąd. Cieszę się bardzo, że mi to powiedziałaś i jestem z ciebie dumny, bo wiem, jaką musiało ci to sprawić trudność. – Odciągnąłem jej twarz od mojej piersi i pierwszy raz od początku rozmowy spojrzałem prosto w oczy. Były szkliste, ale wilgoć, która je wypełniała, była oznaką radości, która poprzez skrępowanie nie potrafiła jeszcze w pełni zaistnieć. – Kocham cię i dziękuję, że się przede mną otwierasz. Porozmawiajmy o tym, co możemy wspólnie zrobić, aby było ci równie przyjemnie jak ostatnio.

– Wymyśl coś. Zdam się na ciebie. Wiesz, że ja nie jestem tak kreatywna jak ty.

Rzeczywiście, miała rację. Propozycje związane z seksem to była moja specjalność. Tym razem było to jednak nie lada wyzwanie. Wiedziałem, że oczekuje ode mnie wspięcia się na wyżyny pomysłowości. Miałem świadomość, że to powinno być to coś, dzięki czemu otworzy się jeszcze bardziej. To była moja szansa.

***

Guido – mówię tak o sobie od momentu, w którym dostałem zadanie wyreżyserowania miłosnego spektaklu w naszej sypialni. Ona jest moją Claudią Cardinale, a ja podobnie jak bohater Felliniego, mimo że wszystko już jest zorganizowane, nie mogę sobie poradzić z twórczą niemocą. Brak weny towarzyszy mi już nie tylko w pracy, ale wypełnia także niezwykle ważną część mojego życia – intymność. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak to jest nie mieć pomysłu na nic ciekawego. Zawsze kotłowały się we mnie sprośne myśli, szukające za wszelką cenę ujścia. Może to dlatego, że tym razem czuję się bardziej zobowiązany? Wszak nie mogę zaproponować czegoś „standardowego”. Ona oczekuje ode mnie wzniesienia się na wyżyny, organizacji zadania, które zapewni nie tylko pełnię rozkoszy, ale przede wszystkim pozwoli na rozkwit. Jeden fałszywy ruch, jedna niewiadoma, jedno nieplanowane zdarzenie i może się okazać, że nie tylko wrócimy do punktu wyjścia, ale wręcz cofniemy się o kilka kroków.

Nagle mnie oświeciło. Podobnie jak przy pisaniu felietonów wystarczyła jedna, swobodna myśl, aby mieć w ciągu kilku sekund wszystko poukładane. Moja głowa wypełniona obrazami, marzeniami, które chciałem jak najszybciej zrealizować. Jałowość moich myśli nie mogła trwać w nieskończoność. Pewne było, że wcześniej czy później pragnienia i fantazje wezmą górę nad brakiem pomysłów. Zadziwiające, jak niewiele trzeba, aby człowiek ze snującego się z kąta w kąt wraku, stał się pełnym życia i tryskającym energią wulkanem kreatywności. Nie wiem, czy to wspomnienie, obraz, dźwięk czy zapach sprawiły, że w mojej głowie pojawiły się spójne kadry, tworzące ujęcia, które ułożyły się w dobrze wyreżyserowaną scenę. Już wiedziałem, jaki będzie nasz wieczór, jaka będzie nasza noc. Wiedziałem, że zbliżenie, które zaaranżuję, nie tylko sprawi nam obojgu mnóstwo przyjemności, ale też zbliży do siebie, pogłębi zaufanie i sprawi, że będziemy jednością. Nie wiedziałem tylko jednego – czy moja kochana pójdzie ścieżką, którą jej wyznaczę.

***

– Kochanie, marzę o tym, aby znaleźć się w tej chwili z tobą pod prysznicem. Zobaczyć, jak gorąca woda wymieszana z miękką pianą spływa powoli po twoim nagim ciele. Poczuć przyjemną delikatność wilgotnej skóry, a potem zrealizować fantazję, o której ostatnio rozmawialiśmy.

Nie trzeba było więcej mówić. Słowa, które wyszeptałem jej do ucha wystarczyły, aby na jej twarzy zawitał uśmiech i chęć realizacji mojego planu. Odłożyła książkę, którą czytała, wstała z kanapy, złapała mnie za rękę i poprowadziła w kierunku łazienki. Dziwne uczucie, kiedy to ty proponujesz, próbujesz inicjować, obmyślasz plan działania, a czujesz, że to druga osoba decyduje o wszystkim. Nie przepadam za tym. W tej chwili jednak najważniejsze było to, by sprawić jej jak najwięcej przyjemności.

Przyparłem ją do ściany przy drzwiach łazienki i energicznie zanurzyłem język w jej ustach. Chwila protestu odeszła szybko w niepamięć i nasze języki zatańczyły. Słodycz warg i śliny była niemal nie do opisania. To uczucie przywoływało na myśl najlepsze wspomnienia z dzieciństwa – łakocie, które dostawało się zawsze na święta w wielkim worku z wizerunkiem staruszka ubranego na czerwono, pałaszowane po kryjomu w wielkich ilościach, kiedy tylko dorośli zajmowali się sobą przy świątecznym stole; beztroską zabawę z przyjaciółmi, przeplataną co rusz najtańszą oranżadą z osiedlowego sklepu – tak chemiczną, że w dzisiejszych czasach pewnie by jej zakazali; wycieczki i obozy harcerskie, pierwsze zauroczenia, miłości, wspólne ogniska i nocne podchody. Tylko chwile dziecięcego szczęścia, zamknięte w szczelnej i mocno sterylnej kapsule zwanej wspomnieniami, były w stanie dorównać emocjom towarzyszącym mi w chwili namiętnego pocałunku z kobietą, którą kocham.

Oderwała się na chwilę od moich ust, chcąc złapać choć odrobinę powietrza. Wytarła dłonią usta – nigdy nie lubiła, gdy były zbytnio wilgotne, a namiętny pocałunek sprawił, że ociekały ciepłą śliną. Nie tylko zresztą jej usta. Cóż, taki efekt uboczny namiętności. Złapała kilka głębszych wdechów, wlepiła wzrok prosto w moje oczy i przygryzła znacząco dolną wargę. Wiedziałem, że chce powrotu do pieszczot, że to znak, który mówi tylko jedno – mam ochotę na więcej. Nasze usta ponownie się spotkały. Głowa przyciśnięta do ściany nie miała możliwości ucieczki przed moim naporem. Zresztą, gdyby nawet miała, to nic nie wskazywało na to, że byłaby tym zainteresowana. Objąłem ją w pasie. Przyciągnąłem mocno do siebie, nie odrywając się od pocałunku. Poleciała bezwiednie w moim kierunku, ufając, że utrzymam nas oboje i nie zaliczymy bolesnego upadku. Dało mi to zastrzyk dodatkowej energii; zawsze podniecały mnie sytuacje, w których pokazywała, że mi ufa. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy jak pewnego dnia, gdy po wielu namowach zgodziła się odchylić w tył – zbyt mocno, by utrzymać się na nogach – wierząc, że jestem za nią i złapię ją, nim uderzy o podłogę. Niby niewielki gest, ale pokazał, że ta kobieta ma do mnie naprawdę zaufanie. Widziałem drżenie ciała, kiedy się na to decydowała, słyszałem niepewny głos, pytający chaotycznie, czy na pewno ją złapię. I widziałem ten grymas szczęścia, kiedy bezpiecznie wylądowała w moich ramionach. To samo widziałem teraz, tyle że towarzyszyła temu duża dawka rosnącego podniecenia.

Pierwsze do akcji włączyły się dłonie. Obejmując ją wcześniej w pasie, teraz zaczęły szukać zakończenia czarnej bluzki, którą miała na sobie; bluzeczki, którą uwielbiałem przede wszystkim ze względu na szeroki dekolt, odsłaniający ramiona. Znalezienie końca materiału nie stanowiło większego problemu. Pociągnąłem go delikatnie w górę, tak by drażnił brzuch i plecy, przesuwając się po nich jak piórko po nagim ciele związanej seksualnej niewolnicy. Kiedy dotarłem w okolice piersi, moja ukochana uniosła ręce, pozwalając, aby cienki materiał powędrował wzdłuż nich przez głowę, znajdując swoje miejsce docelowe na podłodze.

– Weź mnie – wyszeptała.

– Przykro mi, ale dzisiaj mam inne plany. Uwierz mi, spodoba ci się – odpowiedziałem pewnie, starając się jednak we własnym wnętrzu stłumić zwierzęce pożądanie, które najpewniej sprawiłoby, że rzuciłbym się na nią i wieczór zakończylibyśmy, nim jeszcze na dobre się rozpoczął.

– Nie każ się prosić – nalegała.

Niewyobrażalne jest, jakie trzeba mieć wewnętrzne zacięcie, aby powstrzymać się i w takiej chwili nie pójść za prośbą napalonej ukochanej. Wiedziałem, że gdy tylko zapytam, czy nie chce kontynuować tego, co dla nas wymyśliłem, odpowiedź będzie twierdząca. Jej stan, przyspieszony oddech, szkliste oczy, giętkie ciało, łaszące się i szukające spełnienia jasno wskazywały na to, że jedyne, o czym teraz marzy, to jak najszybciej poczuć przyjemność pełnego obcowania z mężczyzną.

– Na to będziesz musiała poczekać, ale na pewno ci to wynagrodzę.

Do dziś, kiedy wspominam tamtą chwilę, nie mogę uwierzyć, że wydusiłem z siebie te słowa. Umysł zapanował nad ciałem, choć to całym sobą krzyczało, także domagając się spełnienia.

– Chodź – złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do łazienki, kończąc tym samym dyskusję.

Kątem oka dostrzegłem jeszcze na jej twarzy grymas niezadowolenia. Trudno się dziwić – pragnęła w tamtej chwili czegoś innego. Moim zadaniem było jednak sprawić, by odkryła nowe doznania, pokazać jej, że seks, który dotąd poznała, to tylko mały procent przyjemności, jaką może dostarczyć jej nasz związek.

Powoli i z namaszczeniem zdejmowałem z niej kolejne części garderoby. Lejąca się już z prysznica gorąca woda powoli wypełniała pomieszczenie ciepłem i parą. Szczególną uwagę przywiązywałem do ramion. Subtelnie zsuwając z nich ramiączka czarnego stanika, całowałem każdy centymetr ciała, który mijała wąska tasiemka. Ukochana odwzajemniła moje działania. W jej ruchach widać było brak cierpliwości, ściągała ze mnie koszulkę i spodnie energicznie, bylebym tylko jak najszybciej był nagi. Gdy oboje pozbyliśmy się już garderoby, stanąłem za nią i delikatnie pocałowałem w kark. Wiedziałem, że to uwielbia, a każda tego typu pieszczota powoduje u niej delikatny dreszcz. Tym razem jednak drżenie ciała było zdecydowanie silniejsze. Moja ukochana płonęła z pożądania i każdy dotyk, każdy pocałunek, każdy szept odbierała kilka razy intensywniej. Bałem się, że jeśli tak dalej pójdzie to spełnienie nadejdzie, nim jeszcze opuścimy łazienkę.

– Chodź ze mną. – Zdając sobie sprawę z jej stanu, nie przeciągałem dłużej akcji, złapałem ją za drobną rękę i poprowadziłem za sobą do dużej kabiny prysznicowej.

Gorąca woda szybko zaczerwieniła nasze i tak już rozgrzane ciała. Kąpiel nie była podobna do tych, które często braliśmy wspólnie. Ciepłe strumienie roztrzaskiwały się o coraz miększą skórę mojej kochanki, jak gdyby próbowały przedrzeć się do jej wnętrza, zalać cały środek i wytrysnąć na wszystkie strony, rozrywając ją od środka potężną eksplozją. Spływająca przez piersi i łopatki w dół woda mieszała się z wilgocią wnętrza ukochanej, dodatkowo łaskocząc i drażniąc nabrzmiałe nieco i wrażliwe od wcześniejszych pieszczot wargi. Stałem za nią, powoli i spokojnie myjąc jej plecy.

– Mam pomysł – szepnąłem, choć nie był to efekt chwili, a dobrze zaplanowany ciąg wydarzeń. Naniosłem sporą ilość płynu pod prysznic na delikatną gąbkę i ponownie szepnąłem: – Zabawa polega na tym, że ja namydlam, a twoim zadaniem jest dokładnie umyć każdy fragment ciała, na który spłynie piana z gąbki.

Nie odpowiedziała, jednak po jej zachowaniu czułem, że czeka na pierwszy kleks miękkich, białych bąbelków. Zacząłem od najbardziej zmysłowego dla mnie, choć mało angażującego jej podniecenie fragmentu ciała – ramion. Gdy gładziła dłonią wilgotną skórę, ja składałem pocałunki na jej szyi. Chciałem, by wiedziała, że wszystko, co będzie się dzisiaj działo, jest pomyślane dla jej przyjemności, i nawet jeśli ona dostrzega ją gdzie indziej, to będę chciał jej pokazać nieznane jeszcze rejony rozkoszy. Chwilę później dekolt pokrył się puszystą pianą. Rozsmarowała ją od szyi po górną część klatki piersiowej.

– Miało być umyte wszystko, gdzie zdąży dotrzeć piana – zaprotestowałem, widząc, że część mokrej kołderki spłynęła na sutek.

Umyła energicznie pierś.

– Nie tak – ciągnąłem temat. Zaliczymy to dopiero wtedy, gdy zrobisz to, jak należy.

Nałożyłem na brodawkę sporą ilość mydlin i szepnąłem do ucha:

– Spróbuj jeszcze raz.

Tym razem posłusznie, powolnymi ruchami masowała atrybut kobiecości. Śliska od mydlin i wody skóra mieniła się w świetle lampy sufitowej i dostarczała niezwykłych wrażeń wizualnych. Ruchy dłoni sprawiały, że unosiła się i opadała, łączyła się z drugą i odchylała od niej. Wszystko w rytm coraz szybszych bić serc. Moja ukochana doskonale zrozumiała intencję tej zabawy i zdaje się, że zaczynało jej się to podobać. Miałem przynajmniej nadzieję, że jej się to podoba, bo plan na wieczór był jeszcze bardziej intymny, a zabawa pod prysznicem była jedynie rozgrzewką. Tempa zabawie dodało podsunięcie mocno namydlonej gąbki pod strumień wody. Myjka wciągnęła ciecz i było pewne, że przy jej ściśnięciu duża ilość rzadkiej piany wyleje się na spragnione kobiece ciało. Odwróciłem jej uwagę namiętnym pocałunkiem. Odchyliła mocno głowę i wykręciła kark, aby sięgnąć do moich ust. W międzyczasie wylałem całą pianę z gąbki pomiędzy jej krągłe piersi. Biała maź spływała strumieniami po brzuchu i bokach, na udach znajdując drogę ujścia w stronę odpływu. Nie ominęła wzgórka łonowego, po którym dotarła do kobiecości.

– Tyran – szepnęła, gdy poczuła, że jej wargi robią się wilgotne. Wiedziała, co to oznacza w naszej zabawie, a ja wiedziałem, że zawsze ją to krępowało. Teraz, kiedy była podniecona, rozgrzana i sama mówiła o chęci otwarcia się, zdawało się, że był idealny moment, by przełamać barierę. – A może ty mi to zrobisz – próbowała się wymigać.

– Z pewnością ci to dzisiaj zrobię, ale w tej chwili zabawa trwa, a twoim zadaniem jest dokładnie umyć każde miejsce, na które trafi piana – uśmiechnąłem się szelmowsko i wróciłem do całowania.

Przymknąłem oczy i nie widziałem za bardzo, co się dzieje, ale stłumiony jęk, którego wibracje przeszły z jej gardła do moich ust jasno dały znać, że kontynuowała zabawę. Sam nie wiem, czy to bardziej atmosfera panująca pod prysznicem, czy deklarowana przez nią wcześniej gotowość na otwarcie się sprawiły, że pierwszy raz moja ukochana pieściła własne ciało w mojej obecności. Początkowa nieśmiałość z wolna przechodziła w świadomą rozkosz. Jej ruchy stały się bardziej zdecydowane, szybsze, a odgłosy, mimo że cały czas tłumione splecionymi językami, coraz donioślejsze.

– Wystarczy – przerwałem pocałunek i złapałem ją mocno za rękę. – Nie możesz mi tu odlecieć. Nie taki jest plan.

– Zostawmy już ten plan. Marzę o spełnieniu – prosiła, wręcz błagała. – Robię wszystko, o co prosisz, teraz ty zrób to dla mnie.

– Zrobię dla ciebie wszystko, ale proszę cię, żebyś ty też dała się ponieść, poprowadzić. Dzisiejsza noc będzie dla nas niezapomnianym przeżyciem. Tylko zaufaj mi. Uwierz, nie będę cię torturował. Zaraz dostaniesz to, czego pragniesz. Wytrzymaj tylko jeszcze trochę. Chodź. Jesteśmy już wystarczająco czyści – zażartowałem i otworzyłem drzwi kabiny prysznicowej.

Droga do sypialni upłynęła szybko, choć pamiętam każdy krok, każdy oddech towarzyszący mi w tamtej chwili. Wiedziałem, że w porównaniu z pieszczotami pod prysznicem to, co czeka nas w alkowie, będzie dużo większym wyzwaniem. Rozumiałem jednak też, że moja ukochana jest już bardzo podniecona, oczekuje spełnienia i jeśli nie dostanie go ode mnie, to gotowa będzie zrobić wszystko, by poczuć rozkosz. Nim minęliśmy drzwi sypialni, zatrzymałem się, wziąłem przygotowaną wcześniej apaszkę i założyłem ją na jej oczy.

– Czy to konieczne? Wiesz, że za tym nie przepadam.

Kolejny raz dała wyraz swoim wątpliwościom. I kolejny raz mnie to zirytowało. Z jednej strony deklaruje, że jest gotowa na otwieranie się i sama proponuje, żebym się wszystkim zajął, z drugiej zaś wszystko neguje. Nie mogłem się jej jednak dziwić. Przecież wszystko, co robiliśmy, zmierzało do poszukiwania nowych doznań – nie wiedziała, czy jej się one spodobają, a ja nie pomagałem jej, stosując zabawy, co do których nie była przekonana.

– Nie opieraj się, a za chwilę sprawimy, że będziesz w raju.

Mówiąc to, zbliżyłem się do niej i musnąłem palcami po wilgotnych i rozsuniętych nieco wargach sromowych. Jęknęła. Nim wróciła jej pełnia zmysłów, zawiązałem jej chustkę na oczach. Nie odebrała jej całkowicie widzenia. Lekko prześwitujący szyfon sprawiał, że widziała zarysy mebli, nawet przy stłumionym świetle. Dla pewności jednak złapałem ją za rękę i poprowadziłem na centralne miejsce sypialni, w którym specjalnie na ten wieczór postawiłem duży, głęboki fotel. Usadziłem ją na nim, jej plecy przywarły do oparcia, a ja powiedziałem:

– Dziś to będzie nasze łóżko. A ty będziesz grała główną rolę.

Zrozumiała, jaki jest cel tego wszystkiego, jakie zadanie przed nią stawiam, jaką pieczęć będę chciał złamać.

– Kochanie… – Chciała coś powiedzieć, ale kolejny już ruch dłoni po jej łonie sprawił, że na nowo odezwało się w niej pożądanie.

– Spokojnie, to tylko ja. Kocham cię taką i marzę, by oglądać, jak czujesz rozkosz. Nikt nie da ci jej tyle, co ty sama. Proszę cię, zaufaj mi – wyszeptałem, pocałowałem ją czule w czoło i odszedłem, usadawiając się wygodnie na łóżku.

Jej serce szybko pompowało gorącą krew do nabrzmiałych, spragnionych dotyku warg. Pewnym było, że tego pragnie, a jedyne, co ją powstrzymuje, to wstyd. Stąd ta chustka na oczy, która sprawiła, że nie była w stanie dojrzeć ciekawskiego spojrzenia. Zaczęła powoli, niepewnie. Jedna noga znalazła się na bocznym oparciu. Dłoń powoli zsunęła się w okolice łona. Gdy do niego dotarła, wysunęła nieco jeden palec i dotknęła nim pulsującej niemal łechtaczki. Cichy jęk wypełnił ciszę, panującą w sypialni. Widać było, że niewiele jej trzeba, jednak sytuacja, w jakiej się znalazła, nie pozwalała jej się rozluźnić. Bardzo chciałem, by przezwyciężyła swój wstyd, by poczuła się pewniej, by nie skupiała się na tym, co cały świat sobie o niej pomyśli. Całym jej światem w tej chwili byłem ja, a moje myśli i uczucia znała doskonale.

– Kocham cię. Dziękuję ci. Jesteś wyjątkowa – powiedziałem, by dodać jej otuchy.

Uśmiechnęła się nieśmiało. Widziałem jednak, że jej to pomogło. Najwidoczniej poczuła, że nie mam złych zamiarów, że chcę ją wspierać, być z nią w momentach, w których przekracza własne ograniczenia. Po prostu tę granicę musiała pokonać sama. Wiedziała, że może na mnie liczyć, że na pewno jej nie zawiodę, że będę przy niej.

– Ja ciebie też kocham. Przygotuj się na niezapomniane wrażenia – powiedziała nieco odważniej i uśmiechnęła się.

Byłem już pewny, że przełamała barierę, która skryta gdzieś głęboko, nie pozwalała jej cieszyć się seksem całkowicie oderwanym od świata realnego, pozbawionym kontroli. Wiedziałem, że za chwilę czeka mnie niewyobrażalna uczta fizyczna, ale najpierw psychiczna i zmysłowa. Moja kobieta zostawiła gdzieś daleko za sobą kajdany ograniczeń.

Obie nogi znalazły wygodne miejsce na oparciach fotela. Szeroko rozwarta kobiecość, lśniąca od wilgoci zapraszała do wnętrza. Mięsiste wargi niemal pulsowały, gotowe na każdą pieszczotę. Położyła dłoń na wzgórku, palcami dosięgając do łechtaczki. Zaczęła ją powoli masować. Okrężne ruchy były z początku delikatne i powolne. Wydawane przez nią odgłosy rozkoszy zapowiadały jednak, że lada moment dłoń dopasuje się do wzrastającego tempa ciężkiego oddechu. Twarde, nabrzmiałe sutki – zwieńczenie pełnych piersi – prężyły się spragnione dotyku, dociskane do siebie przez ramiona, zajęte przyjemną pracą przy kobiecości. Orgazm przyszedł nagle, przynajmniej tak się zdawało. Ona musiała czuć go już dłuższą chwilę. Niemożliwym przecież było, by nie wiedziała, że jest jej coraz przyjemniej, że napięcie w niej coraz bardziej narasta, prowadząc do eksplozji. Skurcze pomiędzy rozwartymi wargami sromowymi były widoczne nawet z łóżka. Napięty każdy mięsień doskonale obrazował moc przyjemności, która wypełniała moją ukochaną. Ta nie przestawała nawet na chwilę drażnić łechtaczki, tak jakby chciała przedłużyć maksymalnie rozkosz. W końcu, po kilku mocnych szarpnięciach, mięśnie zaczęły się rozluźniać, a ciało opadać bezwładnie na fotelu.

– To było coś niesamowitego – wyjąkała, nie mogąc się jeszcze pozbierać po przeżytym orgazmie.

– Wiem, też to tak widzę. Ale to nie koniec – podszedłem do niej, delikatnie uniosłem i przeniosłem na łóżko.

– Co chcesz jeszcze ode mnie? – zapytała bez sił.

– Chcę ci pokazać, że można jeszcze mocniej – uśmiechnąłem się.

– Nie można – wydukała ze zrezygnowaniem

– Zobaczysz. Teraz ja się tobą zajmę, a jak tylko odzyskasz nieco sił, proszę cię, abyś przyłączyła się do zabawy.

Położyłem ją na brzuchu, uniosłem jej pośladki, eksponując wilgotną cały czas cipkę.

Wszedłem w nią od tyłu jednym pewnym pchnięciem. Zatracona jeszcze w przeżytej chwilę wcześniej przyjemności nawet nie jęknęła. Powolne ruchy nie sprawiały szalonej rozkoszy, ale systematycznie budowały nowe napięcie, które miało znaleźć już niedługo swoje kolejne ujście. Do pchnięć twardego penisa w pochwie dołączyłem nacisk kciuka na drugą dziurkę.

– Co robisz? – Starym, dobrze znanym tonem zaprotestowała, zapominając o przyzwoleniu, które dostałem, gdy ostatnio wspólnie odkrywaliśmy tę zabawę.

– Co robię? Przyjemność – zażartowałem. – Byłaby większa, gdybyś mnie wspomogła paluszkami. Widziałem, jak wiele potrafią.

– Chyba śnisz. Nie mam siły – odparła.

Nie poddawszy się, kontynuowałem spokojnie budowanie nowego podniecenia. Po chwili usłyszałem ciche, stłumione jęki. Nie wnikałem, czy to efekt działań penisa, czy kciuka, który coraz odważniej zanurzał się w ciaśniejszej dziurce. Zaśmiałem się, gdy zobaczyłem, że jej dłoń znalazła się pod ciałem i gdy przez przypadek poczułem ruch palca na swojej męskości.

– Nie śmiej się – zaprotestowała.

– Nie śmieję się, tylko uśmiecham. Kocham cię. Zróbmy wspólnie tak, by było jak najprzyjemniej.

Dalsza część zabawy to była istna jazda bez trzymanki. Pieszczona z trzech stron szybko zaczęła głośniej jęczeć i wić się, szukając najlepszego kąta do czerpania rozkoszy. Nabijała się na mnie sama, jak gdyby chciała poczuć przyjemność najgłębiej jak to możliwe. Wszak z zewnątrz sama potrafiła sobie dać radę.

Dłuższą już chwilę jej ruchy były bardzo szybkie, a oddech płytki, ciężki i jęczący. Orgazm jednak nie nadchodził. Zaryzykowałem. Złapałem obiema dłońmi mocno jej boki i zacząłem nabijać ją na siebie tak szybko i mocno, jak to tylko było możliwe. W pierwszej chwili pogubiła się z pieszczotami łechtaczki. Nie mogła odnaleźć odpowiedniego rytmu, który pasowałby do moich pchnięć. Jednak gdy tylko się zgraliśmy, jej jęki przerodziły się w ciężkie, gardłowe odgłosy. Czułem, że jest jej dobrze jak niemal nigdy dotąd. Liczyłem na to, że w końcu wystrzeli, niczym wulkan podczas erupcji. Miałem nadzieję, że nadejdzie to szybko, bo sam czułem zbliżający się koniec wyścigu. Na szczęście nie pomyliłem się. Chwilę później jej ciało wygięło się, a cały dom przeszedł przeciągły, gardłowy jęk. Modulujący jedynie od ostrych, szybkich pchnięć, które zadawałem od tyłu. Skurcze pochwy sprawiły, że również dotarłem na szczyt, zalewając całą jej kobiecość lepką spermą. Opadłem na nią, dociskając do łóżka i dopychając twardym jeszcze penisem, cały czas wytryskując kolejne porcje nasienia. Moje ruchy, pomimo że dużo wolniejsze, cały czas sprawiały, że wydawała z siebie nieludzkie odgłosy rozkoszy.

To był pierwszy raz, kiedy bezpośrednio po seksie oboje zasnęliśmy. Nie poszła zmyć z siebie nasienia. Nie miała siły. Pozostała niemal w takiej pozycji, w jakiej doszła po raz drugi. Przykryłem ją tylko ciepłą kołdrą i przytuliłem mocno do siebie. Spała tak spokojnie. Nie miałem sumienia budzić jej nawet na chwilę. Przytulony do ciepłego, pulsującego ciała przymknąłem oczy. Zapowiadało się, że następnego dnia będziemy mieli o czym rozmawiać.

Co jeszcze? Wena jakoś tak w naturalny sposób wróciła…

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwory chronione prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione..

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Smoku!
Fantastyczne. Nic więcej nie napiszę.

Pozdrawiam
Micra21

Oj tam, oj tam 🙂
Dziękuję.

Pozdrawiam
Smok

Zabawa z pianą: muszę zapamiętać. Nie tworzę wprawdzie felietonów, ale wena zasze się przyda 🙂

Jarek

Też będę musiał spróbować zabawy z pianą. Brzmi zachęcająco 😀

Pozdrawiam i dzięki za komentarz
Smok

Po prostu majstersztyk 🙂

~Cam

Cieszę się, że mogłem dostarczyć przyjemności, wynikającej z czytania. Choć postawiłem sobie pewnie wysoko poprzeczkę dla następnych tekstów 😀

Pozdrawiam
Smok

Myśle, że dla Ciebie nie ma czegoś takiego jak postawiona wysoko poprzeczka 🙂 Jest wielu autorów tutaj na portalu jak i na innuch ale to Twoje opowiadanie śledzę systematycznie i zniecierpliwością wyczekuję kolejnych 🙂 Twoje opoowiadania mają co mnie ujmuje 🙂

Także życzę weny 🙂
~Cam

Mieć taką Czytelniczkę, to wyróżnienie dla każdego autora 🙂
.
Pozwolę sobie zatem zachęcić do odwiedzania założonego przeze mnie w ostatnich dniach bloga. To dopiero jego początki, ale już niedługo trafią tam inne moje opowiadania erotyczne. Umieszczać na nim będę także inne moje opowiadania, które ze względu na tematykę nie znajdą miejsca na NE. Można mnie znaleźć na smoczeopowiesci.wordpress.com.

Pozdrawiam
Smok

Oj Smoku, jakie wyróżnienie, ja taka zwykla czytelniczka jestem.. Czasem jak czytam komentarze pod twoimi tekstami to wstyd wrzucać kilka moich linijek do tych opinii 🙂 A co do bloga bardzo chętnie będę go śledzić 🙂

Powodzenia
~Cam

Nie będę maślił, bo mnie Smoczyca przechrzci 🙂
Niemniej jednak jeszcze raz dziękuję.

Pozdrawiam
Smok

Przyjemnie się czyta 🙂

Cieszę się 🙂

Pozdrawiam
Smok

Przeczytałem z zainteresowaniem. Chwilami oczarowany sprawnością Autora.
Końcówka nieco przydługa i jakby słabsza – to kompozycyjna niedoskonałość i przesterowanie zainteresowaniem odbiorcy albo brak przyzwyczajenia czytelnika do tak rozbudowanej akcji, drobiazgowo opisanej. Ale stylistycznie nie schodzi poniżej dobrego poziomu. Gdyby jeszcze więcej poszukiwań językowych i nowatorstwa na tej płaskiej i wyeksploatowanej niwie polskiej erotyki, byłoby idealnie.
Lubiki dla autora.

Karelu, uważaj, bo od poszukiwań językowych i nowatorstwa niedaleka droga do muszelek i brzoskwinek, a tych byś nie zniósł 😛

Dzięki za komentarz.
Rzeczywiście, wydaje mi się, że opowiadanie można podzielić na dwie części: pierwszą – nazwijmy ją roboczo przygotowania, i drugą – akcję prysznicowo-łóżkową. Twoje odczucie pewnie wynika z tego, że są one diametralnie różne. Pierwsza skupia się na psychice, dzieje się w sferze myśli (czy to erotycznych czy twórczych), druga to już konkretny opis zdarzeń, tego co następuje i krok po kroku prowadzi bohaterów od punktu A do B.

Zdaję sobie sprawę z tego, że przedstawianie myśli, opis świata, budowanie nastroju idzie mi lepiej, a właściwie można powiedzieć, że łatwiej niż opis zdarzeń, następujących bezpośrednio po sobie, tworzących (w tym wypadku) scenę łóżkową.

Stąd między innymi w opowiadaniach, które tworzę staram się nie skupiać na akcji, a na świecie przedstawionym, jego opisie, nastroju, myślach, a zdarzenia które się pojawiają są przygotowane w taki sposób, aby nie było ich za dużo, by były to tylko te najważniejsze.

Abstrahując już od moich niedoskonałości twórczych, dziękuję za ocenę opowiadania i polecam kolejne.

Pozdrawiam
Smok

Muszelki i brzoskwinki to nie jest nowatorstwo. To jest raczej przejaw ograniczenia i wstecznictwa, bo określenia pojawiły się w wiadomym znaczeniu co najmniej w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, jeśli nie wcześniej. Jedną "cipkę" przeżyłem, w powodzi innych lepszych smaków, ten lukrowany potworek dało się łyknąć bez mdłości.
Trudności, o których wspominasz ("opisy zdarzeń") ma każdy. Wynikają z ograniczeń kulturowych, językowych i braku dobrych wzorców, które łączą w dobrych proporcjach emocje, czyny, poezję, nowatorstwo, szał geniuszu i co tam jeszcze. Tak – wzorców nie ma w całym światowym dorobku, który znam. Choć, szczerze mówiąc, jako technokrata a nie humanista – nie znam nawet cząstki erotycznego urobku, więc mogę się mylić.

Smoku nie przestajesz zadziwiać!! Wspaniałe, kunsztowne, wywołujące drżenie serca. Czyta się to niemalże jak tekst poetycki (zwłaszcza pierwszą część). Taki pisarz jak Ty to skarb dla czytelników, a Twój bohater to marzenie pewnie niejednej kobiety. Dobrze, że marzenia się czasami spełniają….
N.

Napisz komentarz