Iskierka (Boober)  3.68/5 (21)

9 min. czytania
Iskierka2

by Boober

Początek czerwca był ostatnim okresem, w którym ktokolwiek był w stanie skupić się na wykładach. Niemiłosierny upał, panujący na zewnątrz, szeroką falą wlewał się przez okna do sali wykładowej. Przeszklona, południowa fasada budynku Wydziału Elektroniki i Cybernetyki nie dawała żadnej osłony przed promieniami słońca. Wszyscy pocili się, starając się chronić notatki przed kroplami wody.

Panowie oprócz upałów mieli jeszcze jeden powód do spocenia. Doktor Biedrzyńską. Kobietę, która przyprawiała o szybsze bicie serca każdego, kto nie był kompletnym impotentem albo nie preferował mężczyzn. Sprężyste ciało, oliwkowa karnacja, kasztanowe włosy… Perfekcyjne połączenie subtelnej kokieterii Francuzki, rozbuchanego temperamentu Hiszpanki i chłodnego dystansu Szwedki… Jej zielone oczy miały w sobie coś kociego, jednocześnie drapieżnego i leniwie pieszczotliwego…
– …samokalibrację układów autotransformatorowych można realizować kilkoma metodami…

Ciepły, miękki alt doktor Biedrzyńskiej absolutnie nie pasował do problemów związanych z konstrukcją jakichś tam mikrokontrolerów. Słońce odbijało się w długopisach, zegarkach, kolczykach… Odbiło się też przez moment od zawieszonego na cienkim, złotym łańcuszku okrągłego przedmiotu spoczywającego na szyi doktor Biedrzyńskiej. Nikt w sali tego nie zauważył.

* * *

Kap…
– Hmppfffffszszszsz!
Kap…
– Hmppfffffszszszsz!
– Cicho!
Kap…
Kap…
Kap…
W panującej ciszy delikatne skwierczenie knota stawało się nagle niesamowicie wyraźne. Pacnięcia upadających na skórę, gorących kropli brzmiały niemal jak klapsy. Po każdym naga kobieta zaciskała zęby i ze świstem wciągała powietrze. Ciemnoczerwony wosk niemal całkowicie pokrywał jej wzgórek łonowy. Wyglądał jak zaprojektowany przez jakiegoś szalonego dyktatora mody plastikowy pas cnoty.
Opaska na oczach kobiety skutecznie odcinała ją od rzeczywistości. Pozostawało tylko gorąco wosku i ciche dźwięki, urastające w coraz szybciej pracującej głowie do huku burzy.
Kapanie ustało.
Usłyszała szelest.
A potem dłoń, przyciskającą się do pokrytego woskiem łona.
I twardość papieru czy sztywnej tkaniny.
– Cichutko… Cichutko moja Iskierko… – słowa ledwie głośniejsze od szeptu. – Pamiętaj… Cichutko…
Drszszszt!
– Hmppfffffszszszsz! hhhh…. hhhh… hhhh…
– Dzielna Iskierka…
Spod czarnej opaski na oczy spłynęły dwa lśniące strumyczki łez. Nie wolno było krzyczeć. On tego bardzo nie lubił i zawsze wtedy ją karał. Iskierce nie wolno było krzyczeć. „Grzeczne dziewczynki są zawsze ciche i spokojne” – On powtarzał to bardzo często.
* * *
– Na dzisiaj to wszystko. Na ćwiczeniach omówimy szczegółowo programowanie tego typu obwodów. I przypominam, że za dwa tygodnie odrabiamy wykład w poniedziałek. Dziękuję państwu, do widzenia.
Szuranie krzeseł, trzask składanych segregatorów i rozmowy wypełniły aulę. Studenci zbierali swoje rzeczy i kierowali się w stronę drzwi. Doktor Biedrzyńska odłączyła swojego laptopa od projektora i zaczęła pakować notatki.
Pii–pii–pii piiii–piiii pii–pii–pii.
„Lubię słuchać twoich wykładów, Iskierko. Do zobaczenia wieczorem”
Nawet nie musiała spoglądać na podpis czy numer. Doskonale wiedziała, od kogo był esemes. Od Niego. Mimowolnie dotknęła opuszkami palców triskela na szyi. Również dostała go od Niego. Swoją drogą, znów musiał wśliznąć się na salę niespostrzeżenie. Nie widziała go między studentami. A jednak tu był…
* * *
Jego palce były chłodne. Chłodne i precyzyjne. Tak samo chłodne, jak krokodylki. Boleśnie wżynały się w sterczące sutki. Sam je wcześniej do tego doprowadził. Jego usta były tak cudowne, tak wspaniale przylegające, tak doskonale pieszczące… Wodził językiem po jej malutkich aureolkach, co kilka chwil sprawdzając czubkiem języka, czy drobne guziczki są już odpowiednio twarde. A potem przypiął krokodylki.
Czuła teraz jego palce na nabrzmiałych podnieceniem, wilgotnych, różowych wargach sromu. Badał je, pieścił… Westchnęła.
– Cichutko, Iskierko, cichutko… – szeptał. – Wszystko musi był starannie podłączone… Przecież nawet w imię namiętności nie można łamać podstawowych zasad… Najpierw sprawdź, a dopiero potem podłączaj… I jeszcze trzeba przygotować styki…
Westchnęła cicho, kiedy nagle poczuła jego język, bezwzględnie atakujący jej guziczek. Rozkosz rosła w oszałamiającym tempie. Chłodny dotyk ostrych ząbków krokodylka był tym większym zaskoczeniem.
Pierwszy impuls był słaby. Poczuła mrowienie, delikatne igiełki pulsujące wokół jej sutków i łechtaczki. Ciepłe, mrowiące igiełki. Pozwolił im jeszcze na kilkanaście sekund drażnić jej wrażliwe miejsca.
Klik.
I zabrał.
Czekała.
Pstryk.
Więcej igiełek. Więcej ciepła i mrowienia. Wzięła głęboki oddech, by zamaskować westchnienie rozkoszy.
Klik.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo napięła mięśnie. A może same się napięły? Od prądu? Czuła, jak opada rozluźniona na ciężki, warsztatowy stół. Pętle grubego kabla przestały wrzynać się w nadgarstki i kostki.
Pstryk.
– Hmpffff…
Igiełki zaczęły boleć. Rozkosznie boleć. Czuła, jakby jej piersi i szparka płonęły. Kabel odgniótł kolejny, ciemnoczerwony ślad na jej kostkach i nadgarstkach.
– Cichutko, Iskierko… Nic nie mów… Nie wolno ci mówić… Przecież prąd nie mówi…
Zacisnęła zęby.
Klik.
Dotyk chłodnych palców.
– Mmmm… Lubisz to… A przynajmniej twoje ciało lubi…
Pieścił ją, zwiększając dodatkowo i tak już niemałe podniecenie. Pragnęła go coraz bardziej. Coraz mocniej.
Pstryk.
Ciało znów się sprężyło. Elektryczna wibracja paliła żywym ogniem. Ból pomieszany z wciąż rosnącą rozkoszą. I jego palce, badające coraz dokładniej wnętrze pełnej soków i podniecenia szparki.
– Ahhhmmmm….
Klik.
Krople potu na skórze zaczęły łączyć się w małe strumyczki i skapywać na stół. Czuła, jak łaskoczą ją, spływając po bokach. Pętle kabla stały się śliskie, nie ocierały już tak rąk. Oddychała coraz szybciej, czekając na prąd, na gorąco, na ból, na rozkosz.
Pstryk.
Ból. Rozkosz i ból. Czuła, jak fala nie do opanowania zaczyna wzbierać w dole brzucha. Otworzyła szeroko usta, coraz łapczywiej wciągając do płuc powietrze. On to widział. Wysunął palce z jej wnętrza.
Klik.
Wtargnął w nią bez uprzedzenia. Wszedł do samego dna. Czekała na to cały długi wieczór. Resztkami świadomości czuła, jak porusza się w niej. Jak wypełnia ją swoją męskością.
Pstryk.
Wypełnienie, ból, prąd rozkosz. Już nie potrafiła być cicho. Ale On w tej jednej chwili wybaczał jej krzyk. Krzyczała. On pozwolił jej czerpać rozkosz.
Klik.
Krzyczała dalej. Czekała, aż On wypełni jej wnętrze swoją rozkoszą i swoim spełnieniem. Chciała go otulić, objąć, zamknąć w sobie. Gruby kabel nie pozwalał jej na to. Dodatkowa tortura, z jednej strony okrutna, odbierająca to, czego pragnęła, bliskość i czułość, z drugiej strony dająca tak podniecające uczucie pełnej zależności.
Pstryk.
Gorący potok nasienia uderzył w jej wnętrze, w tym samym momencie, kiedy kolejny impuls przebiegł od piersi do szparki. Całe ciało sprężyło się w eksplozji namiętności, pożądania i spełnienia.
Klik.
Wyłączyła się. Wraz z ostatnim miliamperem uciekła z niej świadomość.
* * *
Siedziała za kierownicą swojego Sparka. Sto metrów przed nią przewrócona w poprzek drogi ciężarówka grubą krechą popielatej plandeki przekreślała szanse na powrót do domu o jakiejś racjonalnej porze. Utknęła. Otwarte okna nie zmieniały ani o stopień temperatury wewnątrz auta. Czuła, jak bluzka klei się jej do skóry, a pot powoli przesiąka przez cienka tkaninę.
Telefon wygrywający „We Are The Robots” Kraftwerku oznaczał tylko jedno. Jego. Sięgnęła do zapiętego w uchwyt zestawu głośnomówiącego aparatu. To On go zainstalował, by mogła z nim rozmawiać, kiedy pokonywała niemal czterdziestokilometrową trasę uczelnia – dom.
– Tak… – rzuciła miękko w przestrzeń nad kierownicą.
– Hej, Iskierko… Co robisz?
– Prowadzę… A właściwie, stoję w korku na estakadzie.
– Tak… Kierowcę już zabrało pogotowie, będzie żył. Ale zanim sprzątną naczepę, trochę to potrwa…
Obserwował ją. Na pewno. Odruchowo rozejrzała się wokół. Nic znajomego. Ale wiedziała, że ją obserwuje. Uwielbiał tak ją zaskakiwać.
– Niestety…
– Nie szkodzi… Możemy poczekać… Jakie masz dzisiaj majteczki?
To w jego stylu. Nagle zmienia temat. Kończy rozmowę z nią, zaczyna wydawać polecenie. I nie znosi wahania. Odpowiedź ma być precyzyjna. U niego wszystko musi być precyzyjne. Jak dokumentacja. Jak mikrochip. Jak schemat.
– Glamour Curves, karmelowe.
– Pokaż – głos jest miękki. Ale nie pozostawia miejsca na dyskusje.
Zawahała się. Tutaj? Na środku drogi? Wokół pełno samochodów, ludzi… Jak ma to zrobić?
– Zdejmij je i pokaż przez przednią szybę – polecenie jest znów wydane miękko. Ale stanowczo.
Uniosła biodra, sięgając pod spódnicę. Dobrze, że to lato, nie musi kombinować, jakby tu dyskretnie zdjąć rajstopy. Śliska tkanina przesuwa się łatwo do udach. Chwyciła skąpy skrawek materiału i uniosła, powiewając nim poniżej lusterka.
– Staniczek?
– Do kompletu.
Lubił, kiedy nosiła dopasowaną do siebie bieliznę. Lubił, kiedy wszystko do siebie pasowało. Precyzyjnie. Był tak rozkosznie precyzyjny.
– Zdejmij.
Rozejrzała się wokół. Chyba nikt nie zauważył jej manewrów z majtkami. Sięgnęła za plecy, zwolniła zapięcie. Po chwili stanik ukazał się w przedniej szybie, poniżej lusterka.
– Jesteś grzeczna, Iskierko… A teraz wyjdź z samochodu i sięgnij pod prawe tylne koło…
Co on znowu wymyślił? Gdzieś z tyłu głowy zapaliło się ostrzegawcze światełko. Powoli pochyliła się i otworzyła schowek. Kiedy zdążył cokolwiek ukryć? Odblokowała drzwi i wyszła na jezdnię. Doskonale zdawała sobie sprawę, że przez cienki materiał bluzki, w pełnym słońcu, każdy będzie mógł dostrzec, ze nie ma stanika. Przeszła do tylnego koła. Kucnęła. Pod brzuchem wozu, w cieniu, leżał okrągły pakunek. Kawałek grubej pianki do izolacji rur, w której środek wciśnięto okrągły przedmiot. Kilka żyłek kolorowych przewodów było przewiązane pośrodku, niczym kokardka na prezencie.
Wróciła do wozu i zamknęła drzwi. Odwiązała przewody i z wnętrza piankowej rury wyciągnęła butelkę Ice Tea. Cudownie zimną butelkę Ice Tea. Jej ulubionej, zielonej.
– Dziękuję… – szepnęła w przestrzeń.
– Do zobaczenia wieczorem.
* * *
Tym razem pozwolił jej obserwować. Stała, pośrodku warsztatu. Skute kajdankami dłonie kawałkiem linki przywiązał jej nad głową, do poprzecznej belki. Były uniesione na tyle nisko, by nie zadawać bólu, i na tyle wysoko, by nie pozwolić na żaden szerszy ruch. Nogi miała wolne. Ale długość linki nie pozwalała jej na wyjście ze sporej kuwety. Dno kuwety pokrywał płat miękkiej pianki. Mokrej, miękkiej pianki.
Obserwowała go. Widziała, jak najpierw łączy przewody, potem podłącza zasilanie. Podszedł do niej. W ręku trzymał dwa przewody. Do jednego przymocowany był kawałek miedzianej blaszki. Drugi zakończony był cienką, błyszcząca igłą. Domyśliła się.
Kiedy miedziana blaszka znalazła się już pod wilgotną gąbką, On stanął przed nią. Jak zwykle. Chłodny, precyzyjny, doskonale wiedzący, co i jak chce zrobić.
– Dzisiaj poszukamy miejsc najlepszego przewodzenia – rzucił miękko. Nie wiedziała, bardziej do siebie, czy do niej.
Dotknął igłą wierzchu jej dłoni. Poczuła lekkie mrowienie. Potem przejechał ostrym końcem od nadgarstka aż do pachy. Wraz z ostrzem wędrowały też igiełki elektryczności.
Dotknął jej kobiecości bez uprzedzenia. Wsunął palec do środka i zaczął mocno pieścić. Od razu trafił we właściwe miejsce. Zmierzał najkrótszą drogą do jej orgazmu.
Jak on ją dobrze znał. Wiedział, że kiedy dojdzie, jej skóra stanie się mokra.
Jęknęła cicho, czując że nogi zaczynają jej drżeć. Fala podniecenia wzbierała już w dole brzucha.
– O taaaaak… – wyjęczała, opadając na tyle, na ile pozwalały jej skrępowane ręce.
Dotknął ją znowu. Mokra skóra znacznie lepiej przewodziła prąd. To już nie było lekkie mrowienie. Prąd był na granicy bólu. Chyba w międzyczasie zwiększył napięcie.
Wodził końcem elektrody po jej ciele. Wyrysowywał na skórze fantazyjne wzory, skomplikowane mozaiki drukowanych obwodów, tajemnicze ścieżki mikrochipowych połączeń. Błyszczące ostrze zostawiało coraz więcej cieniutkich, czerwonych śladów na skórze. Coraz częściej zbliżał się do piersi, rysował schemat jej namiętności i rozkoszy na udach, wytyczał drogi impulsów na brzuchu, trasował ścieżki spełnienia na pośladkach, złącza zatracenia na pełnej rozpalonej wilgoci szparce…
– Tak, Iskierko… Jesteś cudowną, elektryzująca kobietą… Cichutko, Iskierko, prąd jest bezszelestny…
Pragnęła coraz bardziej. Pragnęła jego, pragnęła coraz więcej mocy, coraz silniejszych doznań. Wiedział o tym. Znów zwiększył moc, zaczął wytyczać nowe ścieżki, nowe połączenia. Zatracała się. Zamknęła oczy. Była tylko elektryzująca igła, rysująca na jej ciele układ rozkoszy. Był głos tego najwspanialszego projektanta, inżyniera orgazmów, Jego…
Czuła, że znów zaczynają jej drżeć kolana. Nie wiedziała, ile czasu już tak się z nią bawi. Nie wiedziała, ile linii, ile impulsów znaczyło jej skórę. Traciła kontakt z rzeczywistością. Wtedy dotknął ją tam. Przytknął ostry szpic elektrody wprost do jej nabrzmiałej, różowej perełki. Mocno.
Na końcu igły pojawiła się malutka kropla krwi.
Jak czerwona kontrolka przeciążenia.
Świat zawirował jej w głowie, czaszka wypełniła się milionami iskier. Przed oczami zapaliła się biała jak łuk zwarcia łuna.
Zadziałały bezpieczniki.
Głowa opadła jej na piersi, kolana ugięły się. Wyprężona linka cicho skrzypnęła, kiedy przyjęła na siebie cały ciężar jej ciała. On odłożył igłę, wyłączył zasilanie. Bez trudu uniósł kobietę, zwolnił linkę, rozpiął kajdanki. Otulił grubym szlafrokiem. Niczym najcenniejszy skarb, epokowy wynalazek, dzieło swojego życia, wyniósł z warsztatu. Niczym troskliwy ojciec ułożył ja na łóżku i przykrył kocem.
Odbierze podziękowanie rano.
* * *
– Pa, Iskierko
– Do zobaczenia w poniedziałek.
– Do zobaczenia.
– A, i pamiętaj, że mimo wszystko, nadal masz do zaliczenia kolokwium z linii wysokiego napięcia…
– Tak, pani doktor. Zaliczę na poniedziałkowych konsultacjach…
.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Fajny kawałek na rozpoczęcie tygodnia. Pozwala łatwiej dotrwać do weekendu 🙂

Pocieszne opowiadanko, oparte na dowcipnym koncepcie, którego nie zdradzę, by nie psuć innym zabawy. Przeczytawszy, uśmiechałem się jak Kot z Cheshire.

Absent absynt

Niezłe, niezłe. Fajny patent "na doktora", poza tym zawsze miałem słabość do "nauczycielskich" opowieści (sam powinienem częściej takie pisać). No i zaiste "elektryczny" finał.

Zgrabnie napisane, stylistycznie bez zarzutu, dobrze się to czyta. "Zazgrzytała" mi jedynie zbitka słowna, wynikająca z braku interpunkcji: "Przed oczami zapaliła się biała jak łuk zwarcia łuna." Przez moment zastanawiałam się co to jest zwarcia łuna :))) Jako miłośniczka tematyki BDSM muszę jednak stwierdzić, że opisana sytuacja jest trochę mało realna. Student dominuje swoją nauczycielkę, u której później musi zdać kolokwium? Z jednej strony przełamuje to schematyczne myślenie na temat relacji Dominujący/uległa, z drugiej jednak – jako dojrzałej kobiecie jest mi po prostu trudno wyobrazić sobie uleganie studenciakowi, któremu mogę…. ekhem, postawić pałę z linii wysokiego napięcia. Serio jest taki przedmiot? Można zdawać eksternistycznie? :-p
No i trochę rozczarowało mnie znalezisko w piance do izolacji rur. Ice Tea? No masz….Spodziewałam się kompletu bielizny od Beate Uhse 😉
"Wraz z ostatnim miliamperem uciekła z niej świadomość" – śliczne to….
Chętnie przeczytam następne opowiadanie.
U_W

Elektryzujące, nomen omen 🙂

Jarek

Mnie ta tematyka jakoś razi. Lubię BDSM, ale tu doszło do przekroczenia zasad. Elektroliza białka w organizmie nie jest przedmiotem zabaw dla dyletantów. Cieszę się tylko, że autor nie opisał studiów budowlanych i obróbki ściany młotkiem. Pani profesor wyszła by z tego kompletnie rozbita.

Ten komentarz wygrał internet!

Dobry wieczór,

tym razem Boober obdarzył nas krótkim opowiadaniem, nieledwie miniaturą. Ale choć jest do danie nieduże, to jednak sycące, a to dzięki właściwej kompozycji przypraw. Oryginalny pomysł i gra z motywem klasycznej fantazji o nauczycielce tworzą razem bardzo fajną mieszankę. Polecam.

Pozdrawiam
M.A.

Napisz komentarz