Telefon (Miniatury Autorów NE)  4.5/5 (2)

18 min. czytania
Stefangrosjean, "More", CC BY-NC-ND 3.0

Stefangrosjean, „More”, CC BY-NC-ND 3.0

Miniatura Kenaarf

– Dzień dobry. – Tuż obok rozbrzmiał melodyjny głos koleżanki.

Zawsze podziwiałam to, jak potrafi zmienić modulację, przełączając się na tryb pracy.

– Halo?! – Słowo pobrzmiewało zniecierpliwieniem. – No, słucham?! – Trzask rzucanej po chwili słuchawki rozniósł się echem po pokoju. – Jasna cholera mnie weźmie z tymi dziadkami. Przecież to nie pora respiratorów.

Lidka ewidentnie nie nadawała się do rozmów ze starszymi ludźmi, którzy często nie wiedzieli, gdzie są; musieli sobie przypominać nazwę ulicy, łapiąc przy tym łapczywie powietrze.

Rzeczywiście, jak słusznie zauważyła towarzyszka, pora nie była odpowiednia dla osób w podeszłym wieku. Weekend, środek nocy to domena młodych, żądnych wrażeń studentów.

Dźwięk dzwoniącego telefonu powstrzymał mnie przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek komentarza.

– Słucham?

Odpowiedziała mi cisza.

Spojrzałam pytająco na Lidkę, która zerknąwszy na wyświetlacz z identyfikacją numeru, kiwnęła tylko głową, rozpoznając cyfry, a tym samym potwierdzając moje przypuszczenie.

– Halo? – powiedziałam ciut głośniej niż zwykle; szczyciłam się największą dozą empatii i cierpliwości pośród pracowników dyspozytorni.

Nic. Żadnego szmeru.

– Może tlen mu się skończył? – Czarne poczucie humoru i odpowiednia perspektywa pozwalały nam przebrnąć najtrudniejsze momenty w pracy.

Z czarnulką, jak zwykli nazywać Lidkę koledzy po drugiej stronie radia, pracowało mi się najlepiej.

– Haaalooo? – przeciągałam samogłoski.

– Brzmisz jak call girl, brakuje jeszcze czegoś w stylu: null – null – sieben – acht, tralala. Ja, schnell machen. Ja! Ja! – Koleżanka żartobliwie skomentowała moje starania.

Nim odłożyłam słuchawkę, rozbawiona dowcipem, wybuchnęłam głośnym śmiechem.

– A może ty się przebranżowisz? – zapytałam. – Jęczenie całkiem dobrze ci wychodzi.

– Ale musiałabyś pracować ze mną, brałabyś tych starawych upierdliwców. A dla mnie – zawiesiła znacząco głos – zostaliby sami młodzi, jurni.

Chichotałyśmy jeszcze chwilę, dogryzając sobie nawzajem. O głuchym telefonie szybko zapomniałyśmy; tego typu sytuacje zdarzały się dość często, dlatego nie przywiązywałyśmy do nich szczególnej wagi.

Krótko przed poranną zmianą, kiedy natłok wezwań znacznie się zmniejszył, żartowniś od głuchego telefonu przypomniał sobie o nas. Jednak tym razem nie poprzestał na milczeniu.

Początkowo sapanie przypominało dźwięk, jaki wydaje się w momencie odczuwania bólu. Gestem dłoni uciszyłam trajkoczącą koleżankę. Pomyliłam się, na linii miałam żądnego wrażeń mężczyznę, szukającego podniety w słuchaniu kobiecego głosu. Przełączyłam na głośnik. Lidka, domyślna jak zawsze, szybko zrozumiała sugestię.

Wspólnie pojękiwałyśmy, coraz to głośniej, bardziej przeciągle, nakręcając naszego rozmówcę. Ostatnim wysiłkiem powstrzymywałyśmy wybuchy śmiechu.

– Lubisz to? – zapytałam.

– Tak. Mów tak do mnie. Masz taki piękny głos. Pała mi pęcznieje od samego słuchania. Nie przestawaj.

Nie wytrzymałyśmy. Ja, zanosząc się śmiechem, nie mogłam wydobyć z siebie słowa, natomiast czarnulka dobitnie skwitowała, tym razem surowym tonem:

– Chcesz robić sobie dobrze, zbokolu? To dzwoń na zero siedemset! – I zwracając się już do mnie, dodała: – Ale wariat, dawno takiego nie miałyśmy.

Gdy miałyśmy do czynienia ze zboczeńcami, którzy nękali nas dość często, oczywistym było, że rozmową tylko podnosimy stopień ich podniecenia. Nauczone doświadczeniem, nie wdawałyśmy się w dyskusje. Jednoznacznie i klarownie spławiałyśmy delikwenta; zazwyczaj wystarczało. Pewnie chodziło o podobny mechanizm, jak w przypadku panów rozchylająchych w parku poły płaszcza, aby się obnażyć, których wystarczyło obśmiać, aby schowali swoje genitalia.

Do rana miałyśmy spokój.

***

Gdy przyszłam na kolejną nocną zmianę, dostałam informację od koleżanek, że „zbokol” przypomina sobie o nas od czasu do czasu. Machnęłam ręką, zapewniając, iż to nie pierwszy i nie ostatni raz. Zostając już sama, wyciągnęłam książkę; poniedziałkowe „wachty” nie obfitowały w nadmiar obowiązków.

Oderwana od lektury, machinalnie odebrałam telefon, wciąż śledząc tekst.

Cisza. A po chwili sapanie.

– To znowu ty?

– Och! Cudowny głos.

Odłożyłam książkę. W końcu jakieś urozmaicenie – pomyślałam, zadowolona, że tym razem się odezwał. Dlaczego miałabym się nie zabawić kosztem mężczyzny?

– Co chciałbyś usłyszeć?

– Mów do mnie.

– Nie wiem co.

– Mów, że mam dużego kutasa i że lubisz, jak go dotykam.

Powtórzyłam.

– Głośniej. Masz taki głos… Musisz być piękną kobietą.

– To dla ciebie ważne?

– Słowa są ważne. Ich ton. – Ciężko dyszał i często głośno nabierał powietrze.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, co mówi, a nie w jaki sposób. Miał całkiem przyjemne brzmienie głosu; dość głębokie, gardłowe i… ciepłe. Tak, to idealne określenie. Oceniłam, że rozmawiam z facetem przed czterdziestką, chociaż w przypadku rozmów telefonicznych nigdy nie można być pewnym na sto procent.

– A co byś chciał, żebym dla ciebie zrobiła?

­– Nie ty dla mnie, ale ja dla ciebie. Zerżnąłbym cię.

Wstrzymałam oddech. Momentalnie impuls podniecenia przeszedł przez moje ciało. Poczułam głęboko w sobie pulsowanie. Z każdym jęknięciem rozmówcy wrażenie się nasilało.

Walka myśli. Przerabiałam podobne rozmowy niezliczoną ilość razy, zawsze podchodziłam do nich z humorem. Nigdy nie poczułam choćby iskierki ochoty na przedłużanie zabaw, nigdy nie widziałam w nich nic podniecającego.

W domu czekał wspaniały kochanek, zaspokajający wszystkie moje potrzeby.

Zerknęłam na narożnik. Ileż to już razy wypinałam na nim tyłek, gdy mnie odwiedzał w pracy? Ileż razy partner, siedząc na fotelu, przyciągał moje łono do swojego? Niejednokrotnie odbierałam telefon w trakcie pieprzenia. Silna ręka kochanka tłumiła moje okrzyki spełnienia. Posiadłam umiejętność powstrzymania emocji. Na siarczystego klapsa, szczypanie sutków czy podgryzanie nie mogłam zareagować głośnym jęknięciem, ni to przyjemności, ni to bólu. Klient po drugiej stronie łącza nie mógł się domyślić, że jestem właśnie sekundę przed orgazmem. Udawało się.

– Chciałabyś? – Pytanie sprowadziło mnie do tu i teraz.

– Tak.

– Wiesz, że cały czas trzymam go w ręku? Odciągam napletek, powoli, nie chcę dojść przed tobą.

– Co mam robić?

– Dotykaj się.

Nie zastanawiając się ani sekundy, ulegając instynktowi, rozsiadłam się wygodnie. Oparłam stopy o blat biurka i na tyle, na ile mogłam, rozszerzyłam uda. Odciągnęłam na bok skromny pasek bielizny, umiejscawiając go pod pośladkiem.

– Już?

Włożyłam palec do ust i sięgnęłam do odsłoniętego krocza. Wilgoć, którą poczułam, zaskoczyła mnie samą. Ślinienie okazało się zbędne.

Jęknęłam.

Memu rozmówcy nie trzeba było więcej.

– Pieprz się. Tak jak lubisz.

Kierowana impulsem i nagłą potrzebą spełnienia wsunęłam w siebie palec . Pod opuszką poczułam zgrubienie. Naparłam na nie.

– Jestem tuż obok ciebie – fantazjowałam. – Przyglądasz się. Pod bacznym spojrzeniem, pod wpływem własnego dotyku, drżę.

Jako odpowiedź musiały mi wystarczyć urywane oddechy i pojękiwania. Nieznajomy podniecał się dźwiękiem, wyobrażeniem rozmówczyni. Mój mózg funkcjonował inaczej; miałam świadomość, że wystarczą odpowiednie formułki, by dać spełnienie psychopacie. Facet był obcy, daleki. Na zawsze zostanie nieznajomym z łatką zboczeńca. A jednak… Potrafił, nie wiedzieć czemu, wzbudzić we mnie głód.

Opisywałam pikantną historyjkę, która musiała odgrywać się w umyśle mego fetyszysty.

 – Chcę słyszeć – wychrypiał, przerywając monolog.

Ręka ściskająca słuchawkę powędrowała do odsłoniętego krocza. Zintensyfikowałam ruchy nadgarstka. Dłoń z klaskającym dźwiękiem uderzała o wygolony wzgórek. Lepkość pochwy powodowała przyjemne dla ucha mlaskanie, przywodzące na myśl wspomnienia, kiedy to partner brał mnie od tyłu; zachłannie i władczo.

Palec to tańczył w szaleńczym tempie po łechtaczce, to znów masował splot nerwów wewnątrz mego ciała.

Jeszcze tylko kilka ruchów. Pod wpływem orgazmu przykurczyłam palce stóp, wyprostowałam nogi. Coś spadło z biurka. Już po chwili podciągnęłam kolana do piersi, chcąc dać odpoczynek napiętym mięśniom. Przyspieszony oddech stanowił jedyne świadectwo przeżytej przyjemności.

Wypuszczona wcześniej słuchawka znów znalazła się w ręce oblepionej wydzielinami z pochwy.

Nie wiedziałam, co działo się wcześniej, ale mój rozmówca mruczał niezrozumiale, jakby do siebie. Oddychał wyłącznie przez usta.

– Szybciej! Teraz ty! Zwal sobie porządnie – wyrzucałam z siebie kolejne słowa, wiedząc, że podniecę tym mężczyznę.

Sapnięcie i głośny jęk dały do zrozumienia, że właśnie wytrysnął.

Nie dałam mu nawet chwili na dojście do siebie:

– Jesteśmy kwita. Dostałeś to, na czym ci zależało. Spierdalaj, zboczeńcu. Nie dzwoń tu więcej. Cały czas udawałam.

Rzuciłam telefon na widełki i już zupełnie spokojna poprawiłam bieliznę, chusteczką starłam z fotela resztę śladów podniecenia. Sięgnęłam po książkę.

.

Miniatura Smoka Wawelskiego

„You stole my story, Mr. Rainey!” Zdanie, które Shooter powtarzał do znudzenia ze swoim prowincjonalnym akcentem, wbiło się głęboko w umysł Morta i nie pozwalało już od kilku dni funkcjonować normalnie. Słyszał je zaraz po przebudzeniu, słyszał, gdy otwierał kolejną butelkę drogiej whisky. Wwiercało się w mózg wieczorem i w nocy, kiedy zasypiał, a potem budził się, czując jeszcze huczenie wywołane zbyt dużą ilością Jacka Danielsa. Najgorsze było jednak to, że ilekroć do Rainey’a docierał głos Shootera, przypominały mu się także straszne wydarzenia, których był świadkiem.

Ostatnie dni Mort spędził na próbie napisania choć jednej strony nowej powieści. Pewnie szłoby mu to lepiej, gdyby pieprzony wieśniak nie przeszkadzał co chwilę, zarzucając mu plagiat. Pisarz nie należał do ludzi, którzy zbytnio przejmują się sprawami doczesnymi. Podarty, pasiasty szlafrok – jego ulubiona garderoba w ostatnich dniach – oraz permanentny bałagan w drewnianym domku nad jeziorem, który miał być jego samotnią, były tego najlepszym przykładem. Jedynym elementem, łączącym go ze światem zewnętrznym, był stary telefon, który na długim kablu nie miał w domu nawet stałego miejsca. Pisarz zostawiał go tam, gdzie siedział, prowadząc ostatnią rozmowę. W tej chwili urządzenie leżało spokojnie w salonie, na stoliku, znajdującym się przed starą kanapą – prowizorycznym łóżku Morta. Mężczyzna wpatrywał się w niego tępo, licząc na to, że nie zadzwoni już nigdy. Pieprzony Shooter zamordował już Kena – wydawcę i prawnika oraz Toma, miejscowego farmera, de facto nie związanego z Rainey’em. Jedyny powód zabójstwa, jaki pisarz był w stanie wydedukować, to właśnie telefon, który rolnik wykonał do niego dwa dni wcześniej.

Mort siedział przerażony, starając się siłą wzroku zatrzymać dźwięk nadchodzącego połączenia. Wiedział, że takiej mocy nie posiada, wiedział też, że Shooter nie pozwoli mu odłączyć telefonu. Próbował już wyrywać kabel z gniazdka, ale pieprzony wieśniak z prowincjonalnym akcentem za każdym razem zmuszał go do ponownego podłączenia urządzenia do linii. Mort bał się przede wszystkim o Amy – piękną blondynkę, swoją byłą żonę. Ich stosunki nie były najlepsze, ale wiedział, że kobieta wcześniej czy później zadzwoni, ciekawa, co też dzieje się w domku, stanowiącym część jeszcze niepodzielonego wspólnego majątku. Rozumiał, że jeśli jego teoria była prawdziwa, to to połączenie sprawi, że Amy znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie.

Stało się. Dzwonek zaczął wydawać charakterystyczny dla starych aparatów odgłos. Ktoś dzwonił. Pisarz zawahał się. Wiedział jednak, że Shooter nie pozwoli mu nie odebrać. Czuł, że co by nie zrobił i tak ostatecznie facet, który posądzał go o plagiat, wygra. Wiele razy próbował mu się przeciwstawić, wiele razy próbował odciągnąć go od realizacji morderczych zamierzeń. W tej chwili był już w takim stanie, że zrezygnowany, postanowił nie stawiać oporu i pozwolić przeznaczeniu się wypełnić.

– Mort? – Usłyszał, gdy przyłożył słuchawkę do ucha.

Kobiecy głos poznał od razu.

– Amy? – Udał zdziwienie, choć nie wyszło mu to nawet trochę naturalnie.

– Wszystko w porządku?

– Tak. To znaczy nie – poprawił się szybko. – Czy możesz tu do mnie przyjechać? Musimy to zakończyć. – Specjalnie użył takich właśnie słów, aby była żona myślała, że chodzi o podział majątku.

– Dobrze, Mort. Cieszę się, że rozstaniemy się jak cywilizowani ludzie. Będę za godzinę – odpowiedziała i szybko odłożyła słuchawkę.

Pisarz nawet gdyby chciał to nie zdążyłby przekazać Amy żadnej wskazówki, która mogłaby ostrzec ją przed czekającym na nią niebezpieczeństwem.

You stole my story, usłyszał po raz kolejny w głowie.

– Dobrze, panie Shooter. Masz, czego chciałeś. Czy teraz odpieprzysz się ode mnie? – krzyknął, choć głos Shootera dźwięczał jedynie w jego umyśle. Dawno już go nie widział. Jednak paskudnego akcentu nie sposób było zapomnieć i każde przypomnienie słów wieśniaka irytowało niemiłosiernie.

Amy będzie za godzinę. Już niedługo to się skończy. Już niedługo Shooter da mu spokój i będzie mógł wrócić do swojego pisania. Na drodze do uwolnienia się od tego faceta stała jedynie blondynka, której ślubował miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Wszystkiego dochował, w przeciwieństwie do niej. Ale to nieważne. Kobieta niedługo się zjawi, a zabójca będzie mógł dokończyć swoją krucjatę.

– Mort! Jesteś tu?! – krzyknęła, zaparkowawszy samochód na podjeździe przed domkiem. Mężczyzna siedzący na kanapie nie drgnął. Otworzył jedynie oczy i czekał, aż Amy podejdzie bliżej. Stary, podarty szlafrok i otwarta butelka whisky nie pozostawiały wątpliwości, kto siedzi na kanapie. Jedynie czarny kapelusz z dużym, płaskim rondem wyróżniał mężczyznę, którego Amy znała.

– Mort, czemu się nie odzywasz, wołałam cię – zapytała z wyrzutem, stając przed kanapą.

Mężczyzna uniósł nieobecny wzrok i spojrzał kobiecie prosto w oczy.

– Przykro mi, psze pani, ale Morta Rainey’a tutaj nie ma – uśmiechnął się.

– Mort, naprawdę nie mam czasu ani ochoty na głupie gierki. Jaką masz propozycję? – kontynuowała Amy, zniesmaczona zachowaniem współrozmówcy.

– Mort musiał wyjść. Ale ja chętnie pani pomogę. Nazywam się Shooter, John Shooter. Też jestem pisarzem. – Mówiąc to, uśmiechnął się złowrogo i złapał kobietę mocno za nadgarstek.

– Mort, nie wygłupiaj się. To boli! – Szarpiąc, próbowała się wyzwolić.

– Psze pani, nazywam się Shooter. Mort pozwolił mi się panią zaopiekować. Mówił też, że mogę sprawdzić, czy naprawdę jest pani tak dobra w łóżku, jak wszyscy mówią.

Kobieta przeraziła się. Widziała już, że mężczyzna, który z nią rozmawia, to zdecydowanie nie były mąż – pisarz Mort Rainey. Było to co prawda jego ciało, ale zachowywał się tak, jakby ktoś włożył w niego inną duszą, inną osobę. Ostatnie, co zapamiętała, to głuche uderzenie w głowę, które odebrało jej przytomność. Butelka Jacka Danielsa okazała się skutecznym narzędziem obezwładnienia. Potem jeszcze tylko przebłyski, wywołane nienaturalnym bólem, które na chwilę przywoływały jej świadomość. Pierwszy – kiedy zrywając z niej majtki, naciągnął je do granic możliwości, wżynając materiał i gumkę głęboko w jej ciało, kolejny raz – gdy wdarł się w nią bezceremonialnie. Reszty nawet nie chciała już pamiętać.

Amy ocknęła się leżąc na podłodze między kanapą a stolikiem. Ból czuła w każdej komórce swojego młodego jeszcze ciała. Coś jednak podpowiadało jej, że ma siłę, aby doczołgać się do telefonu i wezwać pomoc. Nie słyszała, aby jej oprawca był w pobliżu. Może to była jedyna szansa na ratunek. Chwila jego nieuwagi mogła zadecydować o jej życiu. Drapiąc niemal podłogę, starała się czołgać w kierunku szafki, na której Mort zostawił telefon. Nogi były zupełnie bezwładne. Jej ciało nie potrafiło pozbierać się po przeżytej gehennie, jednak wiedziała, że musi znaleźć jakąś wewnętrzną siłę i zbliżyć się do urządzenia. Zdawało się, że droga do szafki trwa wieki.

Kiedy telefon był już na wyciągnięcie ręki, usłyszała za sobą:

– Nieładnie, psze pani, uciekać. Proszę się nie martwić, przygotowałem dla pani idealne miejsce. Będzie pani mogła tam spokojnie odpocząć

Odwróciła się. Mężczyzna stał w drzwiach, w ręku trzymał łopatę, która podobnie jak jego buty ubrudzona była świeżą ziemią. Wiedziała, że to koniec. Ostatnie, co zobaczyła, to uniesione wysoko narzędzie. Zamknęła oczy, a dłońmi w rozpaczliwym geście starała się zasłonić głowę. Shooter zakończył jej życie jednym uderzeniem.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Miniatura Foxma

Telefon stojący na biurku milczał. Kursor ustawiony na początku pierwszego akapitu mrugał szyderczo. Kolejny łyk kawy nie był niczym więcej, jak wymówką dla bezproduktywności.

Byle drobiazg potrafił zaburzyć jego koncentrację. Myśli uporczywie gnały gdzieś daleko.

Póki pochłonięty był przygotowaniami, roznosiła go energia. Mieszkanie wysprzątał z najwyższą starannością, sprawdzając każdy kąt po dwa razy. Stolik nakryty, butelka białego wina i dwa wysokie kieliszki gotowe.

Na podłodze w gabinecie rozłożył miękką matę, kokosowy olejek do masażu również był w zasięgu ręki. Brakowało tylko jej.

Nie każdy ma szczęście spotkać na swojej drodze Niegrzeczną Dziewczynkę. Kobietę, która niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawia, że jedyną troską mężczyzny staje się rżnięcie. Dobre rżnięcie.

Pamiętał doskonale ten dzień, gdy spotkali się po raz pierwszy. Godzinę wcześniej usłyszał  nieśmiałe pytanie po drugiej stronie słuchawki. Głos był melodyjny i miękki.

Krótko i zwięźle potwierdził, że stanowisko asystentki wciąż jest wakujące. Umówili się na spotkanie.

Już wtedy złapał się na tym, że umyślnie nieco przeciągnął rozmowę; tembr kobiecego głosu wydał mu się dziwnie przyjemny

Utonął w tych zielonych oczach z szarymi plamkami w tym samym momencie, w którym stanęła na progu jego mieszkania. Blondynka z włosami sięgającymi ramion uśmiechała się delikatnie. Pełne usta, umalowane delikatną czerwienią szminki, pobudzały wyobraźnię.

Nie, w bzdety o miłości od pierwszego wejrzenia nie wierzył. Co innego w pożądanie wzbierające gwałtownie, na podobieństwo sztormowej fali.

Kiedy mijała go w drzwiach, świadomie czy też nie otarła się o niego. Dreszcz zmienił się w elektryczny impuls przeszywający ciało. Zapach perfum odurzył go z siłą narkotyku.

Ustawił poprzeczkę możliwie wysoko. Skoncentrował się na pracy, byle tylko nad sobą zapanować. Zaczął dyktować pierwsze zdania ledwie kilka sekund po tym, jak osobisty komputer z cichym mruczeniem obudził się do życia.

Wprawione palce zaczęły muskać odpowiednie klawisze. Pochłonięta zapisywaniem kolejnych zdań, kojarzyła mu się z pianistką, która w pełni angażuje się w grany koncert.

– Stop!

Usłyszał stanowczą nutę w jej głosie. Przerwał dyktowanie, unosząc brwi.

– Opowiedz mi coś sobie o sobie… Proszę.

– Swego czasu prasa rozpisywała się o mnie szeroko. Zaspokoisz ciekawość bez większego trudu.

Zawahała się krótko, zanim udzieliła odpowiedzi.

– Zaspokojenie zwykle następuje na moich warunkach.

– Ciekawe… – Obdarzył rozmówczynię sardonicznym uśmiechem.

Ku swojemu zdziwieniu zaczął mówić. Z początku z rezerwą, ważąc każde słowo. Ona miała jednak pewną umiejętność pozyskiwania zaufania rozmówcy. Czas płynął, a konwersacja swobodnie toczyła się dalej.

Kiedy skończył, to blondynka uśmiechnęła się tajemniczo.

– Masz tę posadę – stwierdził na pożegnanie, wyciągając rękę.

Współpraca znalazła swój łóżkowy finał po niespełna dwóch tygodniach. Zaczęli na biurku. Znużony bezustannym krążeniem po gabinecie zatrzymał się tuż przy niej. To był impuls, był tak blisko, że mógł wyczuć zapach jej cytrynowego szamponu do włosów. Usta musnęły delikatnie mlecznobiałą skórę karku.

Zamiast spodziewanego protestu usłyszał delikatny pomruk aprobaty. Dziewczyna odwróciła się. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy, by dalszy rozwój wypadków przestał być zagadką.

Wpiła w niego swoje czerwone usta. Języki zwarły się ze sobą w rozkosznym tańcu. Przyciągnął pełne biodra ku sobie. Erekcja była niemal natychmiastowa, bolesna.

Blondynka usiadła na blacie biurka, rozchylając szeroko nogi. Czarna, gustowna garsonka podwinięta została do maksimum. Przesunął wilgotny strzęp materiału bielizny o kilka centymetrów.

Cunilingus wyniósł ją na szczyty cielesnej przyjemności.

Końcówka języka delikatnie stymulowała kapturek łechtaczki. Wyczuł, jak napina się instynktownie, tuż przed osiągnięciem punktu, z którego nie było już odwrotu. Obwieszczając światu własny orgazm, pisnęła przeciągle, zaciskając uda.

Dał jej chwilę niezbędnego odpoczynku. Żądza jednak szybko wzięła górę nad rozsądkiem. Wziął kochankę na ręce i zaniósł do sypialni. Rzucił na łóżko, w pośpiechu zrywając z niej ubrania.

Nie pozostała dłużna. Brała dla siebie to, na co tylko miała ochotę. Bezwstydnie, szybko i zachłannie.

Liczyło się tylko tu i teraz. Konsekwencje były gdzieś daleko. Seks, wzajemna ciekawość wymieszana z potrzebą fizycznego zaspokojenia.

Przyśpieszony oddech, mokre pocałunki i odgłos ciał klaszczących o siebie wypełniały ciszę. Jutro nie istniało.

Ostatni sztych wyrwał z jego piersi ochrypły krzyk. Świat zawirował. Gdy już się ocknął, długo nie otwierał oczu. Chciał zatrzymać pod powiekami obraz blondynki z twarzą wykrzywioną grymasem rozkoszy.

– Niegrzeczna dziewczynka – wychrypiał, z trudem rozpoznając brzmienie własnego głosu.

– Czasem warto zaryzykować – uśmiechnęła się szeroko i wtuliła w niego.

***

Minął prawie rok. Pojawiała się w jego życiu nieregularnie i niezapowiedziane, by równie niespodziewanie zniknąć. Chadzała sobie tylko znanymi ścieżkami. Femme fatale. Miraż. Zagadka.

Jej powrót zawsze zwiastował pojawienie się adrenaliny i emocji towarzyszących seksualnemu rozpasaniu.

Razem smakowali cielesność we wszystkich możliwych wariantach. Żałował tylko jednego – ich współpraca na polu zawodowym trwała dość krótko. Stanowisko asystentki znów było nieobsadzone.

W końcu zadzwonił telefon. Odebrał natychmiast, wstrzymując oddech.

– Tęskniłeś?

Wypuścił powietrze. Bez wątpliwości, Niegrzeczna Dziewczynka znów pojawiła się na horyzoncie.

– Ani trochę – odpowiedział, ale zdradziło go drżenie głosu.

Zaśmiała się perliście.

– Ja wręcz przeciwnie… Tęskniłam tak bardzo, że nie mogłam się opanować. Musiałam sobie pomóc… Nie było innego sposobu.

Każde słowo wypowiadała z coraz większym trudem. Oddech miała ciężki i urywany.

Plastik zatrzeszczał złowieszczo, gdy zacisnął palce na słuchawce.

– Dwa są w środku – potwierdziła jego przypuszczenia. – Wyjmuję je z siebie tylko po to, by zaraz włożyć ponownie. Jeszcze głębiej… Jeszcze szybciej.

Jęknęła przeciągle do słuchawki. Nastąpiła seria trzasków i szmerów.

Usłyszał ten charakterystyczny dźwięk, którego nie można pomylić z niczym innym. Musiała robić to naprawdę szybko. Doskonale wiedziała, jak go podejść. Sztywność w okolicy krocza rosła błyskawicznie.

Wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach.

Imaginował sobie błyszczącą od soków kobiecość. Różową, o małych nabiegłych krwią wargach. Rozwartą zapraszająco tylko dla niego. W końcu odważył się zadać pytanie:

– Kiedy znów się zobaczymy?

Odpowiedział mu przeciągły jęk.

Już? Koniec? Cisza.

Połączenie zostało przerwane.

Wypuścił głośno powietrze, krew zawrzała w żyłach.

Szumiało mu w głowie, zupełnie jakby był na lekkim rauszu. Dźwięk dzwonka przebił się do świadomości gdzieś z bardzo daleka. Niechętnie podniósł się z krzesła i powlókł do drzwi.

Stała tam. Z tym swoim zagadkowym uśmiechem, którego znaczenia za cholerę nie potrafił odczytać. Blond włosy miała równie jasne jak zawsze, choć jakby nieco dłuższe. Założyła jednoczęściową czerwoną sukienkę kończącą się tuż przed kolanem.

W prawej ręce trzymała komórkę. W lewej zawiniątko, w którym rozpoznał majtki dobrane pod kolor sukienki.

Posłał jej pytające spojrzenie.

– Twoja wścibska sąsiadka z naprzeciwka musiała mieć niezłe kino.

Z pewnością. Sam dałby sporo, by podziwiać tę ulotną chwilę. Krwistoczerwone majtki zsuwające się z gładkich ud przez sprężystość łydki, by w końcu wylądować tuż przy kostkach.

– Wpuścisz mnie? – Kolejny szelmowski uśmiech Niegrzecznej Dziewczynki.

Jak mogła w ogóle pytać?

Odsunął się z uśmiechem. Gdy przechodziła obok, światło z korytarza na moment padło na małą bliznę na serdecznym palcu.

Był pewien, że w ciągu kwadransa wylądują w sypialni. Nadzy, racząc się wspólnotą, bliskością. Obojętni na wszystko inne poza sobą.

Znów klęknie przed nim lubieżnie wypięta. Znów chwyci piękne jasne włosy i wejdzie pomiędzy jej nogi jednym zdecydowanym pchnięciem.

Pokój wypełnią odgłosy cielesnego szczęścia. Będą korzystać z tego tak długo, tak intensywnie, jak tylko to możliwe. A później? Ona zniknie. Jemu zaś pozostanie czekać na kolejny telefon.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Miniatura Seelenverkopera

Spoglądam na wygaszone, puste miasto, przypominające mi spalony i martwy procesor. Jestem ostatnim stróżem nocnym. Last Man standing – jak pisał Kurosawa. Ono umarło. Wiedziałem to. Kiedy byłem jeszcze mały, oczami dziecka obserwowałem kolorowy tłum barwnych jak egzotyczne aplikacje punków, białych ludzi Boga ze wspólnot neokatechumenalnych, czarnych, przypominających puste części sieci narodowców i pastelowo-jaskrawych, lśniących jak światłowody geeków. Tylko, że odeszli. Ci, którzy przeżyli i byli w stanie się ewakuować. Wyrzuciłem żarzący się niedopałek i wychyliłem się przez barierkę, by obserwować jak znika w smolistym obłoku na wysokości trzeciego pietra.

Odwróciłem się i wypuszczając ostatni kłąb dymu, spojrzałem na dziewczynę. Leżała naga na stercie poszarzałych materacy. Była niska, szczuplutka i ogólnie niewielka. Widziałem linię żeber i kości bioder opinanych przez bladą i niezdrową skórę. W kącie leżał jej gruby kombinezon antyskażeniowy. Ja takiego nie miałem. Nie to, że nie chciałem. Nikt nigdy nie oferował. Siadam tuż obok niej. Wysłużone sprężyny skrzypią donośnie. Wyciągam dłoń i masuję lewą pierś dziewczyny. Nie mogę jej nawet ścisnąć, więc ujmuję w palce nabrzmiały jak nabój z kałasznikowa sutek. Westchnęła. Przyjrzałem się jej wąskim, chłopięcym ustom, krzywym zębom, śladom po trądziku i płowej czuprynie. Palcami drugiej dłoni przejechałem po jej cienkiej szyi. Zdławienie oddechu i zdruzgotanie krtani zajęłoby mi tylko parę sekund. Nawet nie zdążyłaby otworzyć oczu. Spojrzeć oskarżycielsko. Zjeżdżam niżej, miedzy piersi, przez porośnięty delikatnym meszkiem brzuch aż do kompletnie wydepilowanej cipy.

Rezygnuję na chwilę, odchylam się i waham. Potem wkładam obie dłonie pod tyłek dziewczyny. Czuję, jakby przejechano mi po nich papierem ściernym. Nagłym ruchem przekręcam ją na brzuch. Siadam na jej łydkach, gdy ta zaskoczona budzi się i próbuje wstać, opierając na kolanach i łokciach. Przyciskam dłonią jej kruchy kark do poduszki. Delikatnie. Daję możliwość odwrócenia głowy, tak by miała szansę na łapanie oddechu. Drugą dłonią podnoszę ją za krocze do góry. Tak, by wypięła tyłek. Czuję wilgoć na palcach. Są śliskie, a ona gotowa. Wchodzę w nią. Nie mam prezerwatywy, zresztą dzieci nie rodzą się od lat. Nigdzie. Jest płytka. Czuję, że odbijam się od końca pochwy. Raz za razem. Może to wina pozycji, wystawionej dupy albo kciuka w odbycie. Słyszę jęki i nie jestem pewien, do kogo należą. Wypycham biodra jeszcze parę razy. Zaburzam rytm. Jest taka gorąca. Taka wilgotna. Inna niż ten cały szorstki świat. Zaciska dłonie na materacu, bo kolejne pchnięcia nieomal podrywają ją z klęczek. Piszczy pode mną. Opadam na nią i chwytam zębami jej kark. Jeszcze chwilę. Wreszcie kończę i walę bezwładnie na materac. Czuję jej ciało. Płuca łapiące oddech, szybkie uderzenia serca. Wysuwające się w stronę wiotczejącego członka niewielkie biodra. Coraz szybciej, natarczywiej, bardziej desperacko.

Kiedy z niej wreszcie schodzę, uświadamiam sobie, że znów skończyłem, zanim doszła. Od tak dawna nie miałem kobiety, że przypominam raczej napalonego nastolatka niż mężczyznę. Wkładam do jej wnętrza dwa palce i przez chwilę próbuję kontynuować zabawę, ale tym razem rezygnuje ona. Ześlizguje się z nich i zwija w kłębek, nogi podciągając pod samą szyję. Na mojego kutasa nie ma co liczyć. Widzę, że jej oczy lśnią w mroku mojej sypialni jak małe atomowe stosy. Wygląda trochę jak elektryczny kot czający się, by przegryźć tętnicę nieświadomego gryzonia. Nie chciała moich palców, choć sama delikatnie wciąż pieściła łechtaczkę. Nie mam żadnych zabawek erotycznych ani dildo, ani wibratorów…

Wpadam na pewien pomysł. Widziałem to na starym filmie pornograficznym z przełomu wieków, oglądanym z marnej jakości płyty dvd na antycznym odtwarzaczu.

 – Może ci się to spodoba – mruknąłem i przygryzłem płatek dziewczęcego ucha. Znów pisnęła. Sięgnąłem do spodni. Wyjąłem telefon i rozchyliłem jej nogi. Widziałem, jak taki facet wpychał komórkę do cipy kochanki, potem wybierał numer z drugiego aparatu i… No kurwa mać. Naprawdę nie wiem, jak wcisnął tam smartfona.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwory chronione prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autorów zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Nieźle napisane, pomysłowo i z nerwem literackim. Fajny patent z tym telefonem, muszę go zapamiętać i kiedyś samemu wykorzystać w którymś z moich opowiadań.

AF,
o którym patencie piszesz? Każde opowiadanie jest inne. A już z mojego opowiadania to proszę ja Ciebie, nie korzystaj, bo tam czyny karalne są opisane. 😛

Pozdrawiam
Smok

Na pewno o moim Smoku;] nie masz się co łudzić:P A w twoim nie tylko czyny karalne ale także archetypy pisarza-mordercy skądś znane;]

Nawet tak nie pomyślałem :-).

A co do mojego? Znane, znane :-). Rzeczywiście i fabuła i bohaterowie nieprzypadkowi :-). Ale nie będę mówił na razie głośno. Niech to zostanie na razie Sekretem, komu ukradłem tę historię ;]

Smartfon to pikuś, ja miałem kiedyś Motorolę chyba w początkach ery telefonów komórkowych, to dopiero była cegła 🙂
A im coś bardziej karalne tym lepsze 🙂

Koprze. Uśmiech. Najbardziej.
Fox – Ty szelmo! Niezłe nawiązanie.
Smoku – cóż za dwoistość ;] Uśmiałem się.
Kenaarf – z życia? Ty zboczuchu…

Bystrzacha!

Dzięki Barmanie i muszę zauważyć, że wybitnie zazdroszczę partycypacji w życiu Kenaarf

Całkiem udana składanka, biorąc pod uwagę krótkie mgnienie między narodzinami pomysłu na motyw wiodący dla erotycznych miniatur i ich realizacją przez naszą ochotniczą czwórkę. Od czasu do czasu można przeczytać coś lżejszego. Powiedzmy, raz na miesiąc.

Lubik dla Autorów, uśmiechy dla Czytelników

O, to to to… Smakowitość, niczym dobrze przyrządzone tapas. Kilka do wyboru, jedne mniej ostre, inne bardziej, w dowolnie wybranym sosie. Na szybki chapsik.

To lubię, rzekłem, to lubię…

Super pomysł, każde opowiadanie inne, każde na swój sposób "idealne". Spodobał mi się pomysł miniatur kilku autorów, a motyw telefonu całkiem dobry. Mam nadzieję, że napiszecie więcej miniatur tak dobrych jak te 😉
Powodzenia 🙂
~Cam

Ps. Ostatnie zdanie rozwaliło mnie totalnie 😉

Cóż, bardzo mnie to cieszy. Zresztą sam łaziłem chichocząc cały dzień =] znaczy jak wpadłem na ten pomysł. Jak mawia Kenaarf – śmiałem sie jak norka.

Jak norka.. Hmmm.. Nie wiem jak sie śmieje norka ale się uśmiałam nieźle 🙂 Poprostu to było idealne zwieńczenie twoj części miniatur, jak i całości 😉

~Cam

@Cam, nie słuchaj Szanownego Kolegi Kopra, ostatnio zdarza mu się pitolić głupoty 😉

I tak cię kocham Kenaarf – twój szalenie oddany kapelan armii Stanów Zjednoczonych Tappman;]

Uważaj, bo Cię Paragrafem potraktuję… 🙂

Dlaczego ze strony zniknęły wszystkie opowiadania kenaarf?

Witaj Patrycjo.

Stało się tak na życzenie Autorki.

Pozdrawiam
M.A.

Coś niepokojącego zaczyna się dziać na NE. Co zajrzę na portal, to jest o jednego Autora mniej. Oby ta tendencja się nie utrzymała, bo w tym tempie do jesieni znikniecie.
Pozdrawiam

Witaj, Patrycjo!

Mam nadzieję, że kilka dni bez kolejnych zniknięć nieco uspokoiło sytuację 🙂

Autorzy przychodzą, Autorzy odchodzą. Najlepsza trwa!

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo Was proszę, ostrzegajcie chociaż dzień wcześniej, że ze strony znikną opowiadania jakiegoś autora.
Co sobie jakieś upatrzę, to za kilka dni już nie ma!
Uh, lubicie drażnić czytelników : -)

Napisz komentarz