Akcja ratunkowa II – Niespodzianka na Mazurach (Micra21)  3.73/5 (11)

36 min. czytania

przeczytaj poprzednią część – Akcja Ratunkowa

Beata poszła spakować swoje rzeczy. Kuba, przygotowując Maka do wypłynięcia, rozmyślał o tym, co zaszło między nim a dziewczyną. Nie chodziło mu tylko o seks, bo ten był wspaniały, ale o to, co poczuł spędzając z nią całe popołudnie i noc. I rano, kiedy zaproponował wspólny pobyt na Mazurach do końca lipca. To, że podobała mu się jako kobieta było oczywiste, ale również znakomicie się rozumieli, dobrze im było razem.

Po prostu zafascynowała go, mimo że praktycznie nic o niej nie wiedział, poza tym, co mu o sobie powiedziała. Takie nagłe zakochanie, które spadło jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Może to tylko zauroczenie, a może coś więcej, pomyślał…

Wcześniej z Marzeną nie doświadczał takich odczuć. Też im było dobrze, ale czegoś brakowało, teraz wiedział, że to raczej przyzwyczajenie do siebie po kilku latach bycia; ze sobą, ale bez tej właśnie „iskry”. Gdy zamieszkali razem po prawie trzech latach znajomości, początkowo wszystko zdawało się być w porządku. Kuba zaczął pierwszą pracę w banku, Marzena dwa lata młodsza, kończyła studia na anglistyce i dorabiała sobie, dając lekcje angielskiego. Za pierwsze zarobione pieniądze i trochę zgromadzonych oszczędności kupił jacht, o którym marzył od dawna. Kilkuletnie Tango 720, dobrze wyposażone w moduł sanitarny, oświetlenie i zamykaną kabinę dziobową. Jako swoje ukochane „dziecko” nazwał łódź „Osesek”. Już wcześniej żeglowali razem na wynajętych łodziach, ale zawsze chciał mieć własną. Dzięki dobrej pracy mógł sobie na to pozwolić.

Tuż przed obroną pracy magisterskiej Marzena napisała pracę konkursową w ambasadzie USA i wygrała półroczne stypendium na uniwersytecie nowojorskim. Miała doskonalić znajomość języka i poznać nowe metody nauczania. Termin wyjazdu zależał od daty otrzymania dyplomu uniwersyteckiego. Kuba martwił się na myśl o tak długim rozstaniu, ale też starał się zrozumieć dziewczynę. Dla niej pojawiła się szansa na poznanie nowej uczelni, odmiennego środowiska i innego kraju, a także rozwój zawodowy. Z końcem czerwca, po rozdaniu dyplomów, wyjechała.

Początkowo, prawie codziennie pisali e–maile, a nawet dzwonili do siebie kilka razy w miesiącu. Z czasem dziewczyna rzadziej się odzywała, tłumacząc to nawałem pracy. W październiku zawiadomiła go, że poznała fantastycznego chłopaka i nie zamierza wracać. Kuba prawie przez miesiąc wychodził z domu tylko do pracy. Zaszył się w czterech ścianach i nie chciał nikogo widzieć. Pomagała mu młodsza o cztery lata siostra, Iwona, studentka czwartego roku informatyki na Politechnice Warszawskiej. Co kilka dni wpadała do niego, czasem ugotowała jakiś lepszy obiad. W końcu otrząsnął się i doszedł do wniosku – Marzena nie jedyna na świecie. Jeszcze kogoś znajdzie. Ale musiało upłynąć sporo czasu, zanim powrócił do emocjonalnej równowagi. Właśnie samotny urlop na Mazurach miał doprowadzić do całkowitego uspokojenia.

Beata z Marcinem tworzyli parę od roku, te wakacje miały być ich pierwszymi wspólnymi. Tyle, że Marcin nie pływał, raczej wolał góry. Nie potrafił zrozumieć pasji dziewczyny, żeglowanie na desce zupełnie go nie pociągało. Nie rozumiał, dlaczego Beata koniecznie chce jechać na Mazury. W tym samym czasie zaplanował wędrówkę po Tatrach. Dziewczyna chciała jechać z nim w góry, bo też lubiła ciszę i majestat wysokich szczytów, ale dopiero po obozie. O to pokłócili się w końcu maja. On się uparł i nie chciał słyszeć o zmianie terminu, choć nic jeszcze nie było zaplanowane, oprócz obozu windsurfingowego, którego termin był już od dawna ustalony. Nie chciał przyjąć do wiadomości zainteresowań drugiej osoby, pokłócili się ostro i Beata powiedziała sobie: „jak nie chce ustąpić, to nie, widocznie za mało mu na mnie zależy.” Marcin próbował ją przekonywać, ale musiałaby całkowicie zrezygnować z obozu. Z kolei ona chciała jechać z nim w Tatry, bo też miała ochotę na wycieczki po górskich szlakach, ale trochę później, na co on się nie godził. Zabrakło tolerancji z jego strony.

Dwie zranione i samotne dusze trafiły na siebie pamiętnego dnia na jeziorze. Beacie na widok Kuby serce podskakiwało w piersi i czuła przy nim bardzo dobrze. Gdy zaproponował pozostanie na Mazurach na ostatnie dwanaście dni lipca, nie zawahała się ani na moment. Spontanicznie odpowiedziała twierdząco. Przecież zawsze może po drodze zejść z łódki i pojechać do domu.

– Już jestem! – Beata zrzuciła plecak z ramion na pomost przy Maku. – Co zrobimy z deską?

– Zabierzemy, oczywiście – odpowiedział.

– Zaraz chłopcy przyniosą.

– Zapraszam na pokład. – Kuba zabrał plecak dziewczyny pod pokład.

Beata lekko wskoczyła do kokpitu. Po kilku minutach koledzy przynieśli deskę wraz z osprzętem, a Kuba sprawnie i starannie umocował ją wraz z połamanymi drzewcami do pokładu na dziobie. Worek z resztą osprzętu schował do wolnej bakisty w kokpicie. Cicho mrucząc silnikiem, Mak opuścił Rydzewo i skierował się na jezioro Boczne w kierunku Jagodnego. Nowa załogantka od razu zgłosiła swoją gotowość do pomocy.

– Co mam robić? – zapytała.

– Zaraz przejmiesz ster – odrzekł chłopak – mamy pół godziny do Kuli. Trzeba położyć maszt.

Dziewczyna gładko weszła w rolę członka załogi jachtu. Przejęła rumpel, a Kuba sprawnie położył maszt, opierając go w specjalnym uchwycie na koszu rufowym. Ponownie siadł przy sterze, przytulając swoją nową przyjaciółkę. Wiatru nie było i postanowili płynąć dalej na silniku, aż do kanałów łączących Jagodne z jeziorem Tałty. Słońce przyjemnie grzało ciała żeglarzy. Bez przygód dopłynęli późnym popołudniem do przystani w Piaskach. Przenieśli swoje rzeczy na „Oseska” Kuby, a Maka przekazali bosmanowi portu. Beata telefonicznie zawiadomiła rodziców, że zostaje jeszcze na Mazurach do końca lipca.

Ze względu na późną porę postanowili pozostać w porcie na noc. Jeszcze zdążyli pojechać samochodem do Rucianego po zakupy. Planowali dziesięciodniowy rejs po jeziorach, więc trzeba było uzupełnić zapasy. Trochę świeżej żywności, kilka puszek i różne dania gotowe z przedłużonym terminem ważności znalazło miejsce w szafkach i małej lodówce, zasilanej z akumulatora. Także woda mineralna i półwytrawne białe wino, z Chile. Kilka puszek piwa wylądowało w specjalnym schowku po podłogą. Każda rzecz miała swoje miejsce.

Pod wieczór usiedli w kokpicie, delektując się świeżą, pachnącą herbatą. Panowała całkowita cisza, tylko z nielicznych, stojących w porcie jachtów dobiegały ich fragmenty prowadzonych półgłosem rozmów. Słońce powoli chowało się za horyzontem, pierwsze gwiazdy zamigotały na ciemniejącym niebie, a księżyc w pełni oświetlał port srebrnym światłem. Kuba patrzył na siedzącą naprzeciwko Beatę. Jeszcze wczoraj myślał, że te kilkanaście dni spędzi samotnie na jeziorach, a teraz siedzi na swojej łodzi z dziewczyną, którą wczoraj uratował od niechybnego utonięcia w czasie niespodziewanego, silnego szkwału na Niegocinie. Dziś opadło już całe napięcie związane z wypadkiem, a spokój wieczoru pozwalał na refleksję nad zdarzeniami ostatnich godzin i dni. Dziewczyna popijała aromatyczny, gorący płyn, aż w końcu spojrzała w oczy swojemu wybawcy.

– Kuba, słuchaj, to wszystko potoczyło się niewiarygodnie szybko, jeszcze do końca nie ochłonęłam – zaczęła mówić – nie mogę uwierzyć w to wszystko. O tej porze miałam już być w domu i pewnie siedziałabym samotnie w swoim pokoju, rozpamiętując rozstanie z chłopakiem i rycząc w poduszkę, a jestem tu z tobą, zadowolona, mając w perspektywie jeszcze kilkanaście dni żeglowania. Marcin i cała kłótnia z nim stanowią odległy i trochę zamazany obraz. Nie wiem, co będzie dalej. Poddałam się impulsowi, skoczyłam na głowę, nie bacząc na nic.

– Ja też nie wiem, co dalej. Wiem jedno, w tej chwili jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie – Kuba mówił patrząc na towarzyszkę swoimi piwnymi oczami – przez te kilka miesięcy przebolałem porzucenie przez Marzenę, widać nie było nam pisane wspólne życie. Niech jej losy biegną swoim torem, życzę jej powodzenia i wszystkiego najlepszego. Los splótł nasze ścieżki w idealnym momencie. Dwoje psychicznych rozbitków na pojezierzu życia. To chyba nie jest przypadek. Twoje pojawienie się wczoraj zadziałało na mnie jak impuls popychający mnie do nowego, lepszego życia.

– Rozbawiło mnie wczoraj pytanie, czy jestem sama, bo nie chcesz dostać od zazdrosnego chłopaka w zęby. To świadczy tylko dobrze o tobie, nie idziesz „po trupach” po swoje. Ja zapytałam cię o to samo, a wyraz twojej twarzy powiedział mi wszystko. Cień smutku zagościł ci w oczach, zauważyłam samotność. Natychmiast wiedziałam, że powinniśmy zostać razem.

W wieczornej ciszy usłyszeli odgłos kroków na pomoście i ciche pytanie:

– Kuba?

Chłopak odwrócił się w kierunku głosu i zamarł. W stronę „Oseska” szła Iwona, jego siostra ze swoim ukochanym, Maćkiem.

– Co tu robisz? – zapytał.

– Właśnie odebraliśmy Maka, na którym płyniemy na „Łabędzi szlak”, na Kisajno. Maciek zarezerwował go jeszcze w maju. Przecież mówiłam ci, braciszku, że będę na Mazurach w drugiej połowie lipca. Zauważyłam światło na Tangu, chciałam sprawdzić, kto jest na nim.

– Iwona?! – Beata zdumiona, patrzyła to na dziewczynę, to na Kubę.

– Beata?! – równie zaskoczona Iwona podniosła oczy na nową znajomą Kuby.

– Wy się znacie? – zapytał Kuba

– Czy się znamy? Też pytanie, od czterech lat. Jesteśmy w jednej grupie na uczelni. Razem studiujemy i mamy wspólnie pisać pracę magisterską. – Iwona zwróciła się do brata – A tak w ogóle, to jesteśmy przyjaciółkami od początku studiów. Kiedyś ci wspominałam, że mam dobrą koleżankę, która pływa na desce, ale byłeś tak zajęty Marzeną, że nie zwróciłeś uwagi.

– Masz super brata – Beata zaczęła mówić do Iwony – nawet nie masz pojęcia jakiego. Wczoraj uratował mnie na Niegocinie.

– Że Kuba jest super, to wiem, jestem w końcu jego siostrą, ale jakim cudem znaleźliście się razem na „Osesku”?

– Przecież powiedziałam ci, że uratował mi życie na Niegocinie po piekielnym szkwale, a dzisiaj rano zaproponował wspólny rejs do końca lipca. Później ci o tym opowiem.

– Wchodźcie, musimy uczcić to spotkanie – Kuba zaprosił nowoprzybyłych na pokład jachtu.

Para weszła na jacht, zajmując miejsca w kokpicie. Kuba wyciągnął butelkę wina z lodówki i nalał do małych szklaneczek. Wypili za niespodziewane spotkanie i szczęśliwe zakończenie przygody Beaty. Siedzieli tak, rozmawiając prawie do północy. Opowiadali o sobie, poznawali się lepiej. Iwona, jako jedyna znała każdego od dawna. Beata też już kiedyś poznała Maćka, bo razem z Iwoną i Marcinem czasem spotykali się na wspólnych imprezach.

W końcu Iwona z Maćkiem wstali i zaczęli się żegnać, wrócili na Maka. Na odchodnym zaproponowali wspólny rejs na Kisajno. Beata i Kuba zostali sami. Księżyc dalej rzucał srebrzystą poświatę na port. Zapanowała całkowita cisza, tylko gdzieś z oddali dochodziło szczekanie psów. Kuba przygotował w kabinie dziobowej pościel dla Beaty, sam zamierzając spać na koi przy kambuzie, bo to było jego ulubione miejsce. Widział z tej pozycji całe wnętrze jachtu a przez okienko zejściówki – również pomost przy rufie.

Dziewczyna usiadła na koi koło swojego nowego przyjaciela. Objęła ramieniem jego głowę i przytuliła policzek do lekko kłującej twarzy. W milczeniu chłonęli swoją bliskość.

– Kubusiu – miękkim głosem zaczęła – mogę tak mówić do ciebie?

– Jak tylko chcesz.

– Iwonka kiedyś opowiadała mi, że ma starszego brata, który żegluje i że zaraził ją pasją do pływania. Nawet wymieniła twoje imię. W natłoku zdarzeń zupełnie nie skojarzyłam tego z tobą, zresztą na pewno niejeden Kuba jest żeglarzem. Teraz wiem dobrze, kim jesteś. Twoja siostra jest świetną kumpelą. Moja intuicja tym razem mnie nie zawiodła, gdy podpowiadała, że jesteś dobrym facetem.

– Ja też coś słyszałem od Iwony o przyjaciółce żeglującej na desce, nawet kiedyś chyba widziałem cię u niej w domu, ale tylko przelotnie. Minęliśmy się w drzwiach, a ja nie zapamiętałem, przepraszam.

– Nie ma za co, przecież byłeś wtedy zajęty Marzeną, a widziałeś mnie ledwie przez parę sekund. Ale swoją drogą, popatrz, jaki świat mały. Uratował mnie brat mojej najlepszej przyjaciółki, który w dodatku jest chwilowym rozbitkiem życiowym, jak już dziś powiedzieliśmy, a ja też przechodzę ostry zakręt. Chyba udało ci się przeprowadzić mnie przez to zawirowanie i poczułam się bezpiecznie w twoich ramionach. Wiadomość, że jesteś bratem Iwony, tylko potwierdziła moje przekonanie co do ciebie.

Beata nachyliła twarz do chłopaka i mocno pocałowała go w usta. Kuba odwzajemnił pocałunek, przyciskając dziewczynę do siebie. Porwała ich namiętność, niecierpliwie zrzucali ubrania i już nago wylądowali na koi dziobowej. Tu mieli znacznie więcej miejsca, niż na Maku. Młoda kobieta błyskawicznie dosiadła kochanka i oddała się całkowicie seksualnemu pożądaniu. W amoku miłości dążyli do osiągnięcia szczytu spełnienia, tracąc kontrolę nad sobą. Członek Kuby dobijał do dna pochwy powodując rozkoszny, lekki ból. Chłopak pierwszy dotarł do końca. Skurcze jego penisa spowodowały wzlot Beaty na wyżyny przyjemności. Nabiła się mocno na twardą męskość Kuby i znieruchomiała w niesamowitym orgazmie, który wstrząsał całym jej ciałem przez kilkanaście sekund. Opadła bezwładnie na tors mężczyzny dysząc, jak po długim biegu. Powoli wracali do rzeczywistości z bardzo dalekiej podróży w krainę rozkoszy. Leżała na nim obcałowując twarz chłopaka i szepcząc do ucha:

– Nikt jeszcze nie wysłał mnie tak daleko.

– Może razem kiedyś polecimy w gwiazdy i nie wrócimy na ziemię – wyszeptał Kuba prosto do ucha Beaty.

– A chciałbyś?

– Z tobą, gdzie tylko zechcesz.

Okno we włazie wpuściło promienie księżyca, które rozjaśniły swym blaskiem rozanieloną twarz kobiety. Leżeli tak kilka minut w ciszy, tuląc się do siebie. Beata pierwsza przerwała milczenie:

– Od osiemnastego roku życia uwielbiam seks. Wtedy pierwszy raz kochałam się z chłopakiem. Jesteś trzecim mężczyzną w moim życiu, ale jedynym, który zaprowadził mnie tak daleko, na takie szczyty.

– Ja też miałem kilka kobiet, ale żadna nie dała mi tyle radości, takiego uczucia jedności z drugą osobą.

Dziewczyna podniosła głowę, schyliła się i zaczęła oblizywać członka z resztek spermy i swojej wilgoci. Kuba gładził delikatnie ręką włosy kochanki, drugą sięgając między jej uda. Masował gorące i śliskie krocze, szukając mokrym od śluzu palcem nabrzmiałej łechtaczki. Dotyk ten spowodował drgnięcie całego ciała Beaty a z jej ust wydobył się jęk przyjemności. Penis zaczynał odzyskiwać sprawność i zdecydowanie podnosił żołądź do góry. Dało to dziewczynie impuls do intensywniejszych pieszczot. Po chwili położyła się na plecach i rozchyliła uda zapraszając go do swego intensywnie różowego, rozpalonego wnętrza. Kuba jednym pchnięciem wszedł do środka. Pochwa kobiety otuliła członka gorącą miękkością. Kilka wolnych, długich posunięć wywołało głośną rozkosz dziewczyny. Zamarli na chwilę w bezruchu, napawając się pełnym zjednoczeniem dwóch ciał i całując zapamiętale. Po chwili zaczął wiercić miednicą wbijając członka najdalej, jak mógł, co doprowadziło Beatę do jęków zadowolenia. Przyspieszył ruchy i po kilku minutach znowu zatracili się w ekstazie. Kobieta rzucała głową po poduszce. Tym razem wspólnie dotarli na szczyty rozkoszy. Razem drżeli jak rażeni prądem, nieprzytomni z radości spełnienia. Spleceni miłosnym uściskiem opadli na koję i zasnęli.

Obudził ich chłód wdzierający się do kabiny przez uchylony właz w pokładzie. Kuba zamknął klapę i sięgnął po kołdrę. Ponownie zasnęli przytuleni do siebie, bezpieczni swoją miłością.

Wczesnym rankiem słońce radośnie sięgnęło złotymi promykami twarzy obojga, budząc ich światłem i ciepłem wstającego dnia. A oni, ciągle sobą nienasyceni, powitali go miłością na dobry początek wspólnej drogi. Przyjemnie zmęczeni leżeli, grzejąc swoje ciała w tej słonecznej kąpieli. Jeszcze godzinę spali, ale nagrzana już kabina wygoniła ich na zewnątrz. Port zaczynał budzić się do życia. Dzieci krzyczały, biegając po nabrzeżu, a rodzice nawoływali je na śniadanie. Pierwsze jachty, pyrkocząc silnikami, wychodziły przez krótki kanał na Bełdany. Kuba przygotowywał gorącą, pachnącą kawę, a Beata zajęła się robieniem smakowitych kanapek z wędliną, żółtym serem, szczypiorkiem i pomidorami. Posileni i wzmocnieni kawą rozpoczęli przygotowania do wypłynięcia. Nie spieszyło im się.

Kuba poszedł do bosmana zapłacić za cumowanie w porcie i uzgodnić postój samochodu na parkingu do końca lipca. Spotkał tam Maćka i razem wrócili na pomost. Mak wypożyczony przez niego okazał się być tym samym, na którym dwa dni temu chłopak wyłowił Beatę z jeziora Niegocin.

– To dobra łódka – zapewnił chłopaka Iwony – przeprowadzałem ją z Giżycka do tego portu. Świetnie żegluje na wiatr, jest szybka. Wszystko sprawne, przekonałem się osobiście, ratując przedwczoraj Beatę. Możecie spokojnie płynąć.

– To co? – zapytał Maciek – płyniemy razem na Kisajno?

– Jasne, będzie weselej w dwie załogi – odpowiedział Kuba – prawie rodzinny rejs.

– Jeszcze musimy wpaść do Mikołajek po zakupy.

– To się tam spotkamy i ustalimy dalszy plan. Wychodzimy z portu za mniej więcej godzinę.

– My zaraz, już jesteśmy gotowi.

– To do zobaczenia Mikołajkach!

Kuba wrócił na „Oseska”, gdzie zastał siostrę trajkoczącą z przyjaciółką. Obie roześmiane i zadowolone z niespodziewanej możliwości spędzenia razem kawałka wakacji.

– Beata opowiedziała mi wszystko, jestem dumna z ciebie, braciszku. – Iwona wspięła się na palce i pocałowała brata w policzek. – Dokąd płyniemy? Widziałam, jak rozmawiałeś z Maćkiem, pewnie coś już ustaliliście.

– Na razie do Mikołajek na zakupy, a potem pewnie do „Zimnego kąta”. Byłaś tam już?

– Nie.

– Piękne, ciche miejsce z dala od zatłoczonych szlaków – objaśnił siostrze – Maciek chyba zna tę zatokę.

– Coś mi mówił o spokojnej zatoce na północnych Mazurach. Tak przy okazji, nazwaliśmy Maka „Krezus” na czas naszego pływania. To na cześć bogactwa uczuć, które nas łączą. Idę do niego, bo trzeba ruszać.

– To do zobaczenia w Mikołajkach.

 – Cześć.

Beata czekała na Kubę z kubkiem świeżej, aromatycznej kawy. Na chwilę usiedli w kokpicie przyglądając się załogom przygotowującym swoje jednostki do wyjścia na wodę. W milczeniu cieszyli się perspektywą wspólnego spędzenia czasu. Słońce świeciło wysoko na niebie, gdy ruszali razem w pierwszy wspólny rejs na „Osesku”, który na prawie dwa tygodnie miał stać się ich domem. Wiał niezbyt silny, ale stabilny południowo–zachodni wiatr, więc po wypłynięciu z kanału portowego postawili żagle, kierując dziób Tanga na północ i baksztagiem – pełnym kursem prawie z wiatrem pomknęli w stronę Mikołajek, miejsca spotkania z Makiem.

Sternik nie miał zbyt dużo roboty z prowadzeniem „Oseska”, więc wystawił twarz do słońca i korzystał w pełni z ciepła jego promieni. Beata położyła się na dachu kabiny, a opalając plecy patrzyła na chłopaka za sterem, podziwiając spokój z jakim prowadził jacht. Kuba uważnie obserwował jezioro, aby nie doprowadzić do jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Od czasu do czasu uśmiechał się do leżącej przed nim dziewczyny, wywołując tym samym uśmiech na jej twarzy. W Mikołajkach spotkali Iwonę i Maćka, zrobili zakupy na cały tydzień, a w porcie nabrali wodę do zbiorników jachtów, opróżniając też kasetę sanitarną ze ścieków.

Po południu zdążyli dopłynąć do Jagodnego, gdzie zatrzymali się na noc przy piaszczystym brzegu. Korzystając z czystego zejścia do wody, cała czwórka postanowiła popływać. Przyjemnie chłodna woda, nagrzana całodniowym słońcem, studziła gorące ciała żeglarzy. Śmiechom i zabawom nie było końca. Odświeżeni, ale głodni, wspólnie przygotowali obiad. Dziewczyny nawet zrobiły deser ze świeżych malin, biszkoptów i bitej śmietany kupionych w Mikołajkach. Kuba do tego zaparzył w ekspresie znakomitą czarną kawę. Siedząc w kokpicie „Oseska” ustalali plany na najbliższy czas. Razem popłyną do „Zimnego Kąta” na kilka dni, a potem Kuba z Beatą chcieli zobaczyć rezerwat kormoranów na jeziorze Dobskim i wrócić na Niegocin, z którego mogli przepłynąć na Buwełno, piękne rynnowe jezioro we wschodniej części Mazur, rzadko odwiedzane ze względu na wąskie wejście i konieczność położenia masztu pod mostem. Mieli nadzieję na trochę samotności z dala od głównych szlaków. Potrzebowali tego, żeby spokojnie porozmawiać o przyszłości, która już zaczynała rysować się w ich głowach, nacieszyć sobą i lepiej poznać. Iwona z Maćkiem zamierzali wrócić na południe i zatrzymać na Ryńskim, a jeżeli pogoda (głównie wiatr) pozwoli, to jeszcze na Nidzkim odwiedzić rodzinę Maćka na polu namiotowym w Krzyżach, nad Zatoką Zamordeje.

Późnym wieczorem żeglarze z Tanga poszli na spacer wzdłuż brzegu . Para szła przytulona, nad nimi gwiaździste niebo odbijało się w spokojnej, gładkiej jak lustro, tafli jeziora a księżyc oświetlał wąską ścieżkę. Z okolicznych łąk dochodził zapach świeżo skoszonej trawy. Po powrocie zdecydowali się na wieczorną kąpiel. Pływanie przy świetle księżyca, w spokojnej wodzie, dało im przyjemne odprężenie po całym dniu na łodzi.

Jeszcze usiedli na chwilę w kokpicie i zawołali Iwonę z Maćkiem na wieczorną pogawędkę. Napili się razem chłodnego piwa, kontemplując nocną ciszę przerywaną co chwilę krótkim pluskiem wody. To szczupaki żerowały blisko brzegu, polując na mniejsze płotki. Około północy rozeszli się na swoje jachty.

– Musimy zachowywać się cicho – stwierdziła Beata.

– No tak, mamy sąsiadów. – Kuba pocałował dziewczynę.

– Chodź, przytul się do mnie – poprosiła.

W kabinie było dość ciepło, rok temu Kuba wyłożył burty „Oseska” piankową matą izolacyjną, żeby nie nagrzewały się od słońca, równocześnie chroniąc wnętrze przed utratą ciepła w nocy. Rozebrani do naga wsunęli się pod cienką kołdrę. Ledwo przyłożyli głowy do poduszki natychmiast zmorzył ich sen.

Rano obudziło ich słońce wesoło zaglądające przez okienko. Zaświeciło prosto na głowę Beaty, rozświetlając miedzianym odblaskiem jej włosy rozrzucone na pościeli. Leniwie przeciągnęła się i powitała uśmiechem Kubę, który powoli wyzwalał swoje ciało z sennej niemocy. Przygarnął kobietę i pocałował za uchem. Odwróciła głowę i złożyła czułego całusa na ustach towarzysza.

– Dzień dobry.

– Dzień dobry moja miła – Kuba odpowiedział szeptem.

– Mam nadzieję, że się wyspałeś – dodała.

– Ja tak, a ty? – odpowiedział pytaniem.

– Doskonale, zaraz się przekonasz.

Po tych słowach zanurkowała pod kołdrę i wzięła jego penisa do ust, równocześnie podsuwając mu swoje krocze do twarzy. Pieścili swoje ciała przez kilka minut, zachowując ciszę. Po chwili Kuba zalał usta kochanki gorącym nasieniem, a ciało Beaty przeszedł dreszcz orgazmu. Zadowolona usiadła i przyciągnęła chłopaka do siebie.

– Cudowny poranek, ja chcę tak codziennie – powiedziała, patrząc mu w oczy.

– Masz to jak w banku – odparł z radością.

– Idziemy do wody. – Wstając, pociągnęła Kubę za rękę.

Włożyła bikini, on granatowe kąpielówki i wyszli na słońce. Iwona z Maćkiem już się chlapali. Natychmiast dołączyli do nich, nurkując w orzeźwiającej wodzie. Po kąpieli, przebrani w suche rzeczy, zjedli śniadanie i przygotowali „Oseska” do rejsu. Z załogą „Krezusa” mieli spotkać się przy moście obrotowym na kanale w Giżycku, około południa. Wiatr, podobnie jak wczoraj, wiał z południowego zachodu. Kuba przekazał ster Beacie, sam oddając się błogiemu lenistwu w lipcowym słońcu. Dziewczyna znakomicie dawała sobie radę z Tangiem. W pół godziny dopłynęli do Kuli, gdzie pod mostem można przejść tylko z położonym masztem. Sprawnie wykonany manewr zajął im tylko kilkanaście minut i dalej pod pełnymi żaglami, z Beatą przy sterze, skierowali jacht w stronę Giżycka. Niegocin powitał ich drobną falą, łagodnie kołysząc „Oseskiem”. Dzisiaj bez przygód pokonali jezioro i w samo południe przycumowali do brzegu kanału Łuczańskiego, łączącego Niegocin z jeziorem Kisajno. Popijając gorącą kawę, czekali na Iwonę i Maćka. Po dwudziestu minutach „Krezus” przybił koło „Oseska”. Kuba z siostrą zostali na łodziach, a Beata z Maćkiem poszli do sklepu.

– Kuba – zaczęła Iwona – musisz mi opowiedzieć wszystko po kolei, jak to się stało, wtedy, z tym szkwałem. Beata krótko opisała mi tę sytuację, ale nie wszystko zrozumiałam.

– Zauważyłem ciemną chmurę i spodziewałem się uderzenia wiatru. Wszystkie jachty pouciekały do brzegu, a ja zobaczyłem ten mały żagiel. Popłynąłem w tamtą stronę, ale nie zdążyłem, bardzo silny szkwał wywrócił deskę i połamał jej maszt. Na szczęście po kilkunastu minutach znalazłem się przy niej i udało mi się wyłowić i ją, i sprzęt. Podrzuciłem Beatę do Rydzewa i zostałem tam na noc. Rano zaproponowałem wspólny rejs i tyle.

– Dość lakonicznie – stwierdziła – a wyglądacie na parę zakochanych.

–To już inna historia, wieczorem tego dnia odbyliśmy długą rozmowę. Zaiskrzyło między nami i została na noc u mnie.

– Oj, braciszku! Nieładnie. – Siostra udawała złą, ale jej wesołe oczy temu zaprzeczały. – Cieszę się, że już porzuciłeś smutki. Mam nadzieję, że Marzena wywietrzała ci z tej upartej głowy.

– Z tego już się otrząsnąłem, a spotkanie Beaty jeszcze bardziej poprawiło mi humor.

– Tylko uważaj na nią Kubusiu, to bardzo wrażliwa i delikatna dziewczyna.

– Tak jest, siostrzyczko! – zdecydowanie i z radością zapewnił Iwonę.

Po kilkunastu minutach Beata i Maciek wrócili obładowani zakupami. Załogi rozeszły się na swoje jednostki. Żeglarze położyli maszty na łódkach i czekali już tylko na otwarcie mostu. Ten most jest otwierany co pół godziny, żeby statki i łodzie mogły przepłynąć kanałem. Tylko kajaki i małe żaglówki bez kabin przechodziły pod zamkniętym przęsłem. W ciągu niecałej godziny znaleźli się u wrót Kisajna. Postawili maszty i wzięli kurs na zachodnią stronę jeziora. Pogoda dalej pozwalała na spokojną żeglugę. Wiatr zmienił nieco kierunek i wiał teraz ze wschodu, podnosząc fale, które kołysały jachtami. Większość żeglarzy płynęła na północny wschód, w stronę jeziora Dargin i dalej do Węgorzewa. Po prawie dwóch godzinach dotarli na północno–zachodni kraniec Kisajna, do zatoczki wcinającej się jak mały fiord na kilometr w głąb lądu, zwanej „Zimnym Kątem”. Tam zatrzymali się przy niedużej polanie. Miejsce przygotowane do biwakowania, na środku okopany, niewielki krąg na ognisko, wzmocniony kilkoma płaskimi kamieniami i kilka pni drzew ułożonych dookoła, przeznaczonych do siedzenia. Na brzegu ktoś zbudował pomost, z którego można było łowić ryby. Całości dopełniały dwa drewniane stoły i ławy po dachem, w pobliżu ogniska. Nawet dwa razy w tygodniu pojawiał się tam sklep objazdowy z pieczywem, napojami i innymi, potrzebnymi turystom, rzeczami.

Obok tego małego pomostu stały już dwa jachty, jednakowe Sasanki 620, więc przyjaciele przywitali się i zapytali, czy mogą dobić. To taki żeglarski obyczaj, poprosić o pozwolenie wcześniej przybyłe załogi. Przycumowali do brzegu trochę dalej, żeby nie przeszkadzać. W tym miejscu zamierzali pozostać najbliższe dwa, może trzy dni. Spokój, czysta woda i piękna przyroda dawały odpoczynek ludziom zmęczonym codzienną gonitwą w mieście. Po sklarowaniu osprzętu na postój Kuba rozpiął jasny, płócienny daszek nad kokpitem „Oseska”. To dawało wytchnienie od palącego, lipcowego słońca. Iwona zaprosiła załogę Tanga na obiad. Maciek przygotował wspaniałe kotlety z indyka z ryżem i sałatką z pomidorów, papryki i ogórków. Wszystkim bardzo smakowało, a na deser dostali dobrą kawę i ciasto drożdżowe upieczone przez Iwonę jeszcze w Warszawie.

Wieczorem spotkali się przy ognisku z przybyłymi wcześniej żeglarzami. Opowiadali oni o pamiętnym szkwale na Niegocinie sprzed czterech dni. Ledwo zdążyli uciec do brzegu. Ich znajomi stracili żagle i musieli zakończyć urlop wcześniej.

– Widzieliśmy jakąś akcję jednej żaglówki na środku jeziora, chyba jakiś surfer przewrócił się na tym wietrze – powiedziała młoda kobieta z Sasanki.

– Tak, to właśnie ja straciłam maszt – Beata poinformowała siedzących przy ogniu, a wskazując na Kubę – uratował mnie ten, który siedzi koło mnie.

– Już miałem popłynąć w twoją stronę, ale zobaczyłem, że Mak już skierował dziób w tamtym kierunku – powiedział starszy mężczyzna.

– Kuba – przedstawił się bohater opowieści i wskazał na uratowaną – a to jest Beata.

– Jerzy i moja córka, Karolina. Na pokładzie została jeszcze moja żona, Wanda. Za chwilę dołączy do nas.

Załogę drugiej łodzi stanowiło młode małżeństwo, Ewa i Bartek, przyjaciele Karoliny. Iwona z Maćkiem też się przedstawili, jako „prawie” małżeństwo, czym wywołali wybuch śmiechu u Beaty i Kuby.

– Z czego się tak śmiejecie? – zapytał Bartek.

– Bo Iwona to moja siostra, a ja nic nie wiem o jej tak poważnych planach – odpowiedział, nie mogąc powstrzymać wesołości Kuba – pierwszy raz to słyszę.

– Po wakacjach zamierzam poprosić Iwonę o rękę – z udawaną powagą powiedział Maciek.

– W takim razie muszę z tobą poważnie porozmawiać. – Kuba groźnie popatrzył na chłopaka Iwony.

Tymczasem pani Wanda usiadło obok męża i spytała, dlaczego im tak wesoło. Karolina opowiedziała matce o rozmowie przy ognisku. Wszyscy spędzili bardzo miły wieczór. Jerzy znał świetnie Mazury, podobnie jak Kuba, bo pływał już od wielu lat. Całe towarzystwo w ciągu dosłownie paru godzin zaprzyjaźniło się, różnica wieku pomiędzy rodzicami Karoliny a resztą młodych ludzi nie stanowiła żadnej przeszkody. Jerzy wypytywał Kubę o akcję na Niegocinie, którą obserwował przez lornetkę. Dobrze po północy rozeszli się na swoje jachty, zadowoleni z miłego wieczoru.

Na Maku Maciek z Iwoną rozmawiali jeszcze przez chwilę. Przygotowując się do snu, Maciek powiedział:

– Wiesz, ta Karolina wydaje mi się znajoma, już ją kiedyś spotkałem.

– Oj, uważaj, to ładna laska. – Dziewczyna pogroziła mu palcem.

– Możesz czuć się bezpieczna, jesteś dla mnie całym światem, nie chcę innej – zapewnił ją.

Pocałowali się namiętnie. Nagle Maciek powiedział:

– Już wiem, ona jest w drugiej grupie na uczelni. Nie mamy razem zajęć, ale czasem widujemy się na korytarzu.

– A wiesz, że ona przypatrywała się tobie przy ognisku?

– Tak? Nie zauważyłem. Kocham ciebie i tylko ciebie! Nie rozglądam się za innymi.

– Twoje szczęście – z naciskiem powiedziała Iwona.

Maciek przytulił Iwonę całując ją w szyję, a ona wsunęła rękę w jego bokserki. Zacisnęła lekko dłoń na stojącym członku. Chłopak sięgnął do piersi dziewczyny i ugniatał delikatnie sprężyste ciało ukochanej. Ich podniecenie rosło i dość szybko pozbyli się resztek odzieży. Początkowo spokojnie pieścili ciała, ale oboje uwielbiali wprost pozycję „69”, więc szybko położyli się na koi i poszły w ruch usta i języki. Tuż przed granicą orgazmu Maciek wszedł w rozgrzane i wilgotne ciało Iwony. Poddali się pożądaniu, a prawie niekontrolowane ruchy doprowadziły ich do rozkoszy w ciągu kilku minut. Oznajmili to stłumionymi jękami i silnymi skurczami ciał. Po kilku chwilach spokojny sen ogarnął kochanków.

Beata z Kubą postanowili jeszcze zażyć nocnej kąpieli w jeziorze. Tango stało za kępą krzewów, które oddzielały je od reszty łodzi, więc rozebrani do naga wskoczyli do chłodnej wody. Pływali cicho, zmywając z siebie trudy upalnego dnia. Po małej drabince wrócili do kokpitu. Zaczęli nawzajem wycierać mokre ciała. Zanim wylądowali w koi, już byli napaleni na siebie. W kabinie dziewczyna uklękła i wypięła pupę w kierunku Kuby. Ten wszedł zaraz w śliską już pochwę i, szybko poruszając biodrami, doprowadził swoją ukochaną do wspaniałego końca. Beata zagryzała róg poduszki, żeby głośno nie krzyczeć. Padli na prześcieradło dochodząc do równowagi. Leżąc i przytulając się, usłyszeli dziwne odgłosy z Sasanki stojącej za krzewami.

– To chyba Bartek z Ewą nie próżnują – Kuba szepnął towarzyszce do ucha.

– Pewnie tak – odparła.

Po chwili zmorzył ich sen. W środku nocy obudziło ich bębnienie kropel na pokładzie. To przechodził letni deszcz. Nagły błysk rozdarł ciemności i grzmot pioruna wstrząsnął Beatą.

– Boję się burzy, obejmij mnie – poprosiła, przysuwając się.

– Tu ci nic nie grozi, ta burza jest daleko – powiedział Kuba – jakieś dwa kilometry od nas.

– Ale i tak się boję.

– Ciiiii, maleńka – chłopak czule przemawiał do ucha, obejmując ramionami jej drobne ciało.

Dziewczyna mocno przywarła do mężczyzny, jakby chciała schować się przed piorunami, a nawet całym światem. Gorący dotyk kochanki spowodował nagły przypływ podniecenia u jej towarzysza. Jego ciało zareagowało natychmiast, penis podniósł się i zaczął napierać na podbrzusze Beaty. Ta wierciła biodrami potęgując erekcję. Kuba odwrócił ją plecami do siebie i wsunął dłoń między uda, nakrywając nią krocze i palcem drażnił łechtaczkę. Każdy grzmot wstrząsał ciałem kobiety. W końcu wszystko ucichło, tylko deszcz miarowo uderzał w pokład jachtu. Dziewczyna podkurczyła nogi, wystawiając śliskie wejście do pochwy w kierunku naprężonego członka. Ten wśliznął się do gorącego wnętrza. Powolne ruchy wyzwalały delikatne sapnięcia przyjemności. Kochali się wolno, chcąc przedłużyć przyjemność, chwilami pozostając w bezruchu. Po kilkunastu minutach oboje, w jednym momencie przeżyli głęboki, choć spokojny orgazm. Odprężeni i uspokojeni, zapadli w mocny sen.

Słoneczny poranek przywitał żeglarzy ciepłem i powiewem wiatru, szumiącym w liściach drzew rosnących wokół polany. Tylko mokre pokłady łodzi i kapiące z krzewów krople wody przypominały o nocnej ulewie. Zapowiadał się wspaniały, letni dzień. Wanda i Jerzy wcześnie poszli na spacer do pobliskiego lasu i przynieśli koszyk malin. Reszta towarzystwa spała prawie do dziesiątej. Po śniadaniu wszyscy zebrali się na kawę przy stole pod daszkiem, w jedynym suchym miejscu na lądzie. Każdy dostał miseczkę świeżutkich, pachnących lasem malin.

Cały dzień upłynął pod znakiem wakacyjnego lenistwa, kąpieli w jeziorze i rozmów. Karolina przez cały czas przyglądała się Maćkowi, usiłując przypomnieć sobie, skąd go zna. W końcu chłopak powiedział:

– Studiujemy na jednym wydziale i tym samym roku, ale w różnych grupach. Spotykałem cię na korytarzu i stąd się znamy, już wczoraj sobie przypomniałem.

– No jasne! Wczoraj wydawało mi się, że już się widzieliśmy, ale nie byłam pewna.

– Ale spotkania! Najpierw Iwona i Beata w porcie, a teraz my na tym odludziu – powiedział Maciek, dodając – świat jest jak jeden grajdołek.

Po obiedzie Ewa z Bartkiem zaprosili wszystkich na kawę i ciasto. Siedzieli przy stole, a pani Wanda wstała i powiedziała głośno:

– Przestańcie mówić do mnie i Jerzego per „pani” i „pan”, Wanda jestem i tyle!

– Jurek – dodał jej mąż.

Wstał i przyniósł ze swojego jachtu butelkę koniaku. Nalał do małych, pękatych kieliszków, po czym wypili zbiorowy „bruderszaft”. Wesołe rozmowy trwały do późnego wieczora. Beata z Kubą postanowili następnego dnia popłynąć na Buwełno i tam spędzić dwa albo trzy dni tylko we dwoje. Potrzebowali czasu tylko dla siebie, a do tego pragnęli spokoju.

Następnego ranka nadciągnęły chmury, ale chwilowo nie padało. Po wczesnym śniadaniu sklarowali „Oseska” do rejsu i pożegnali pozostających w zatoczce przyjaciół, którzy dopiero zaczynali dzień. Dość silny, zachodni wiatr wypełnił żagle Tanga, pozwalając na szybką żeglugę.

– Możemy zahaczyć o Sztynort? – zapytała Beata.

– Oczywiście, przecież nie mamy żadnych wiążących terminów – odpowiedział Kuba.

– Ciekawy port, ze starym budynkiem. Widziałam kiedyś zdjęcia. Jeszcze tam nie byłam, a chciałabym to zobaczyć.

– Zjemy tam obiad w starej baszcie.

– Zgoda. – Dziewczyna uśmiechnęła się do sternika.

Port w Sztynorcie stanowi małe, naturalne jeziorko połączone krótkim przejściem z jeziorem Dargin. Dobre schronienie dla jachtów w czasie burz. Podobnie jest w Piaskach, ale tam port jest sztucznie wykopany i połączony kanałem z jeziorem Bełdany. W gospodzie zjedli wspaniałe pierogi i popłynęli w kierunku Giżycka. Tym razem ominęli samo miasteczko pokonując Kanał Niegociński, stare połączenie Kisajna z jeziorem Niegocin, prowadzące przez niewielkie jezioro Tajty. Późnym popołudniem zakotwiczyli w pobliżu przesmyku z Niegocina na Buwełno. Gęste chmury nadal zakrywały niebo, ale wiatr osłabł i pododował tylko lekkie odgłosy fałów obijających się o maszt. Chłód wieczoru kazał im zamknąć się pod pokładem „Oseska”. Kuba uruchomił gazowy piecyk, podgrzewający wodę w kabinie sanitarnej. Po kolacji i ciepłym prysznicu usiedli przy stoliku w kabinie, napawając się wieczorną ciszą przerywaną rzadkim pluskiem małych fal o kadłub łódki. Beata pierwsza przerwała milczenie:

– Gdzie mieszkasz w Warszawie?

– Na Rakowcu, przy Sanockiej. Mam tam małe mieszkanie po babci, dwa pokoje z kuchnią, czterdzieści metrów.

– To daleko ode mnie, bo ja na Bielanach przy Cegłowskiej, niedaleko szpitala. Ciężko będzie się spotykać, a już wiem, że będzie mi brakowało ciebie na co dzień.

– To przeprowadź się do mnie, będziesz miała piętnaście minut na uczelnię autobusem.

– Moi rodzice chyba nie pozwolą, są dość tradycyjni w poglądach. A i ja sama też muszę to jeszcze przemyśleć, bo to wszystko potoczyło się za prędko. Dziś nie jestem w stanie ci nic obiecać, ale nie jest to takie całkiem niemożliwe. Kocham cię, Kubusiu. Jak już powiedziałam, wskoczyłam w związek z tobą bez zastanowienia, oddałam ci się pod opiekę jeszcze w Rydzewie.

– Nie będę naciskał. Mamy czas. Przynajmniej do końca września, jak masz wakacje. Później zobaczymy. W każdym razie, możesz liczyć na własny pokój i spokój do nauki u mnie. O kasę bądź spokojna, stać mnie na utrzymanie ciebie. Zarabiam wystarczająco dobrze, żeby nie wydawać całej pensji w ciągu miesiąca.

– Kusisz mnie. – Beata przytuliła twarz do policzka Kuby.

– Bo cię kocham! – chłopak wziął dziewczynę w ramiona i zaczął całować po całej twarzy.

Poddała się jego pieszczotom i sama odwdzięczyła głębokim pocałunkiem w usta. Języki walczyły w miłosnym splocie, a ręce szukały kontaktu z ciałami kochanków. Niecierpliwe dłonie mężczyzny mocno ugniatały kobiece piersi, szczypiąc stwardniałe brodawki. Krzyknęła z bólu pomieszanego z przyjemnością, a jej palce zacisnęły się na twardym członku. Opadli na materac, nie zaprzestając pieszczot, a po chwili ściągnęli ubrania i nagi Kuba przygniótł ją do koi. Poczuła strużkę śluzu spływającą między pośladki. Była gotowa na przyjęcie penisa. Wszedł między gorące i mokre płatki, bez oporu dobijając do sklepienia pochwy. Beata drgnęła i uniosła biodra na spotkanie, przyjmując męskość najgłębiej jak mogła. Zatracili się w miłosnych zapasach, głośno dając znać o rozkoszy, która zabrała ich w daleką podróż. Ekstaza spełnienia przyszła równocześnie, wyginając ciała w skurczu orgazmu. Znieruchomieli, leżąc nadal połączeni w uścisku żądzy, która nie zamierzała odejść. Dopiero po kilku minutach Kuba zsunął się z kobiety, powracając z dalekiej podróży. Westchnęła cicho, podniosła głowę i spojrzała błyszczącymi oczami na ukochanego.

– Który to już raz wysyłasz mnie tak daleko?

– A ty zabierasz mnie ze sobą – odparł szeptem.

Ale jeszcze nie mieli dosyć miłości tego wieczora. Leżąc w ciszy, zbierali siły na drugi etap. Jej głowa spoczywała na męskiej piersi, a on gładził posklejane potem, brązowo–miedziane włosy. Ta noc należała do nich. Wolnym ruchem Beata otoczyła palcami opadłą męskość wywołując ponowny napływ krwi do członka. Powoli rósł, wyprężając się po kilku minutach. Ręka mężczyzny nakryła napuchnięte od seksu krocze, mokre od spermy i śluzu. Palec dotknął wysuniętej spomiędzy małych warg łechtaczki. Kobieta drgnęła pod tym dotykiem, mocniej drażniąc penisa. Wolno przekręciła się na brzuch wypinając pupę.

– chodź od tyłu – zaprosiła kochanka – w tę drugą dziurkę. Chcę spróbować, jeszcze tego nie robiłam.

Przyłożył jeszcze mokrego penisa do brązowego, pokrytego śliską wilgocią otworu i naciskając, pokonywał opór zwieracza, zagłębiając się w ciasny tunel. Po kilkunastu ruchach ponad połowa jego długości znalazła miejsce w gorącym wnętrzu ukochanej. Poruszał biodrami wolno, żeby nie sprawiać bólu. Ciało dziewczyny ogarnęła trudna do opisania przyjemność, którą oznajmiała krótkimi okrzykami w rytm pchnięć. Kuba palcami pocierał małe wargi sromowe, co jakiś czas zahaczając o nabrzmiały, najczulszy punkt. Drugi wzlot na wyżyny przyjemności spadł nagle, Beata wygięła się w łuk unosząc głowę, kochanek jęknął i napełnił dziewczynę, pompując nasienie w jej wnętrze. Nie rozłączając ciał, położyli się na boku i sięgnęli po koc. Nakryci, już odprężeni, zasnęli twardym snem na wąskiej koi.

Nad ranem, kiedy cały świat jeszcze spowity był mrokiem nocy, przenieśli się do dziobowej koi, na wygodniejsze miejsce. Ciągle nie mieli dość seksu. Ich ciała w dalszym ciągu pragnęły pieszczot. Kochali się już trzeci raz tej nocy. Po raz kolejny Kuba wysłał Beatę na orbitę seksualnej rozkoszy.

Rankiem obudził ich szum deszczu. „Osesek” myszkował po wodzie na kotwicy. Nadzy żeglarze rozkoszowali się ciepłem wygrzanej koi. Nie mieli ochoty opuszczać przytulnej kabiny. Na szczęście „Osesek” wyposażony w toaletę i inne udogodnienia pozwalał cieszyć się możliwością życia wewnątrz bez konieczności wychodzenia na zewnątrz w taki paskudny dzień. Zaczął się szósty dzień wspólnej wyprawy po jeziorach, a oni nie mieli siebie dosyć. Beata, chcąc zrobić przyjemność ukochanemu, pieściła jego męskość uniesioną w porannym wzwodzie, po czym dosiadła go i ujeżdżała, nabijając się głęboko, aż do samego dna. Kuba, trzymając dłonie na piersiach kochanki, masował palcami powiększone z podniecania, twarde jak kamyki, brodawki. I znów nie musieli długo czekać na rozkosz. Ciała przywarły do siebie w orgazmie i opadli na posłanie zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. Zapadli w krótką drzemkę.

– Beatko – Kuba obudził się po kilku minutach. – Zrobię śniadanie.

– Dobry pomysł, jestem głodna – odpowiedziała.

– Na co masz ochotę? – zapytał.

– Kawę z mlekiem i kanapkę z pomidorem.

– Daj mi dziesięć minut.

Wstał, nie ubierając się, nastawił ekspres na kuchence i przygotował kilka kanapek. Po kilku minutach we wnętrzu jachtu rozszedł się aromat świeżej kawy. Beata zniknęła na chwilę w łazieneczce i usiadła przy stoliku pod masztem. Posiłek po takiej nocy smakował wybornie, w kilka chwil opróżnili talerze. Deszcz przestał bębnić o dach kabiny i Kuba wyjrzał przez zejściówkę na ponure, zachmurzone niebo, odbijające się w gładkim jak lustro jeziorze. Na zachodzie widoczny był czysty błękit nad horyzontem. To mogło zwiastować poprawę pogody. Rzeczywiście, po godzinie rozjaśniło się, a słońce nieśmiało wyjrzało zza porozrywanych chmur. Postanowili ruszyć na Buwełno. Z położonym masztem, na silniku, przepłynęli przesmyk pomiędzy jeziorami. Zobaczyli długie, wąskie jezioro o brzegach porośniętych lasem. W oddali, przy zachodnim brzegu stał jakiś jacht. Na wodzie nie było żadnego żagla. Sternik postawił maszt. Powiew ledwo wypełniał płótna, a łódka leniwie posuwała się do przodu. Po dwóch godzinach osiągnęli dopiero połowę długości tego niezbyt dużego jeziora. Słońce co chwilę znikało za pojedynczymi chmurkami. Na wschodnim brzegu znaleźli przerwę w trzcinach z maleńką polanką. Tam przycumowali. Z tego miejsca mogli widzieć całe jezioro. Las podchodził do samego brzegu, tylko w tym miejscu tworzył jakby zatoczkę w drzewach porośniętą trawą.

Po obiedzie spacerkiem zwiedzili okolicę, nawet znaleźli parę krzaków malin z dojrzałymi owocami. Wspaniały, pachnący deser. W promieniu kilkuset metrów żadna, nawet najmniejsza ścieżynka nie prowadziła w głąb lasu. Poczuli się swobodnie w tym uroczym zakątku i zamierzali spędzić tu co najmniej dwa dni z sześciu, które pozostały do końca lipca. Na powrót do Piasek wystarczały dwa dni. Pod wieczór niebo oczyściło się zupełnie z chmur i mogli bez przeszkód obserwować słońce, które znikało za horyzontem. Beata, oparta o ramię partnera, zakomunikowała cichym głosem:

– Mam okres, nici z kochania dzisiaj i jutro.

 – Przecież to normalne, raz na miesiąc zdarza się każdej kobiecie. – Kuba przyciągnął ją do siebie i pocałował.

– Boli mnie wszystko w środku, mogę być nieznośna.

– Jakoś przeżyję, nie martw się. Zaraz włączę podgrzewanie wody w łazience, będziesz miała ciepłą do mycia. – Chłopak wstał i zszedł pod pokład uruchomić piecyk.

– Dziękuję ci – powiedziała spokojnie.

Siedzieli w ciszy wieczoru przerywanej jeszcze zamierającymi odgłosami dziennego życia lasu. Gwiazdy zaczynały migotać na granatowym niebie odbijając się w lustrzanej tafli jeziora. Zapadające ciemności wygoniły ich z kokpitu do kabiny oświetlonej ciepłym blaskiem małej lampki na grodzi. Spokój wieczoru i zmęczenie ostatnią nocą sprowadziły na kochanków mocny, odświeżający sen.

Obudzili się dopiero koło dziesiątej, wypoczęci i głodni. Po śniadaniu Beata została w łóżku zwinięta w kłębek. Dół brzucha bardzo ją bolał. Źle znosiła miesiączki, jedynym pocieszeniem było, że to minie za kilka godzin. Kuba zajął się przeglądem łodzi, porządkami i myciem pokładu. Obiad podał dziewczynie do łóżka. Na szczęście upał nie przeszkadzał, bo jeszcze rześkie po wczorajszym deszczu powietrze wpadało do kabiny, a cień lasu nie pozwalał na zbytnie nagrzanie jachtu. Późnym popołudniem ból ustąpił. Wyszła do kokpitu, gdzie ukochany czytał książkę.

– Co czytasz?

– Stiega Larssona „Dziewczyna, która igrała z ogniem”. Można zapomnieć o całym świecie, takie ciekawe.

– Wiem, już przeczytałam, w trzy dni prawie osiemset stron.

– Lepiej się czujesz? – zapytał z troską.

– Tak, najgorsze minęło. Dzisiaj jeszcze jestem nie do życia, ale jutro powinno być dobrze.

– Zaraz będzie kolacja, na co masz ochotę?

– Masz twarożek?

– Znajdzie się, zaraz zrobię herbatę i ci podam.

– Kochany jesteś.

Poszedł przygotować posiłek dla swojej najmilszej, jak w duchu nazywał Beatę. Po kolacji czytali dalej, każde swoją książkę, ale już na koi przy lampkach, bo dzień już się kończył. Wkrótce zmorzył ich sen.

Rano, nie budząc dziewczyny, Kuba przygotował na śniadanie chleb z twarożkiem i dżemem, dwa pomidory i aromatyczną kawę z ekspresu. Usłyszał ruch w koi, zaglądnął do kabiny, gdzie Beata szukała go wzrokiem. Niezauważony wziął tacę i podstawił zaspanej kobiecie pod nos parujący kubek mówiąc:

– Dzień dobry, najmilsza.

– Witaj, kochanie – odpowiedziała.

– Jak tam samopoczucie dziś?

– Dobrze, spałam jak niemowlę. Nawet nie wiem, kiedy wstałeś.

– Przed godziną, zdążyłem popływać w jeziorze i zrobić ci śniadanko.

– Ja jeszcze dzisiaj nie mogę się kąpać, ale jutro to już chyba tak.

– Pójdziemy do lasu nazbierać malin na deser do obiadu?

– Jasne, chętnie ruszę swój leniwy tyłek – odpowiedziała.

W dwie godziny uzbierali spory koszyk owoców. Najlepszy deser do kawy, z bitą śmietaną. Po obiedzie Kuba zajął się myciem burt „Oseska”, a Beata czytała, leżąc na pokładzie. Popołudniowe, lipcowe słońce świeciło mocno. Woda w jeziorze nagrzała się, więc Kuba postanowił popływać. Wziął ze sobą aparat fotograficzny w specjalnej osłonie do zdjęć pod wodą. Marzył o zdjęciu jachtu z poziomu wody. Od zachodu słońce oświetlało brzeg jeziora, a białe Tango z niebieskim pasem dookoła burt malowniczo wyglądało na tle zieleni lasu. Zrobił kilka fotografii z wody, po czym wrócił i zdjął z pokładu deskę, żeby wykonać jeszcze zdjęcia swojej lubej od strony jeziora. Opalona kobieta w bardzo skąpym, błękitnym bikini i czerwonej czapeczce pięknie kontrastowała z białym pokładem łodzi. Pływał jeszcze kilka minut i wrócił na jacht. Po kolacji pokazał zdjęcia Beacie.

– Śliczne – zachwycała się.

– A ty jeszcze śliczniejsza – wesoło odpowiedział – na białym tle dachu kabiny. Wyglądasz smakowicie jak czekoladka, można cię zjeść.

– A spróbuj! – odcięła się.

– Pewnie, że spróbuję.

– Dobrze, ale dzisiaj masz jeszcze szlaban.

– Już mam apetyt na ciebie, chyba nie przeżyję. – Z udawanym smutkiem spojrzał jej w oczy.

– Dasz radę – powiedziała.

Siedzieli na pokładzie aż do całkowitego zachodu słońca. Gdy już nastał mrok, schowali się do kabiny. Leżąc pod kołdrą, Beata zaczęła mówić:

– Jeszcze żaden chłopak nie zwracał takiej uwagi na mnie, jak miałam okres. Albo się nie domyślali (nie chwaliłam się tym), albo uważali, że to nic takiego.

– To zasługa Iwony. Ona też źle to znosi i sama mnie nauczyła, jak się zachować. Jesteśmy bardzo blisko, nie mamy przed sobą tajemnic.

– Dobra siostrzyczka. Wiesz, co mnie najbardziej ujęło? Propozycja ciepłej wody do mycia. To pokazało, jaki jesteś naprawdę.

– Wiadomo, że higiena w tym czasie jest bardzo ważna. Dla mnie to normalne.

– Nie każdy facet tak myśli.

Leżąc obok mężczyzny, rozmyślała o zmiennych kolejach losu. Jak to przypadki rządzą nami. „Kilka dni temu nieznany chłopak uratował mnie od utonięcia, odstawił do przystani razem z uszkodzonym sprzętem, nie pytając o nic, a dziś jestem z nim już tydzień i mam wrażenie, że znamy się od zawsze. I jeszcze jego uwaga skierowana na mnie, nie tylko jako chęć zdobycia ładnej laski, czy popisywania się, ale spontaniczne dobro, za każdym razem, jak czegoś potrzebuję, czy zrozumienie. A jeszcze okazał się być bratem mojej najlepszej przyjaciółki. To się nazywa mieć szczęście.” Ufnie przytuliła się do Kuby i zasnęła. On też, zmęczony całym dniem zajęć, podążył jej śladem.

Słoneczny poranek przywitał ich śpiewem ptaków. Kuba wstał pierwszy i przygotowywał posiłek, a Beata skorzystała z ciepłej wody w łazience. Razem usiedli pod daszkiem w kokpicie delektując się mocną kawą i słodkimi kanapkami. Dziś postanowili jeszcze zostać w tym uroczym i spokojnym miejscu. Dzień minął im na spacerze po lesie i klarowaniu wnętrza Tanga. Późnym popołudniem dziewczyna pozwoliła sobie na krótką kąpiel w jeziorze. Chłopak pływał razem z nią, asekurując. Chłód wieczoru nie pozwolił im na długie siedzenie pod rozgwieżdżonym niebem. W ciepłej koi przywarła do męskiego ciała w poczuciu bezpieczeństwa. Całowali się namiętnie, stęsknieni za intymnymi pieszczotami. Sięgnęła do lekko powiększonego członka i poruszając ręką doprowadziła do jego szybkiego powstania. Schyliła głowę biorąc do ust sztywną męskość. Wpuszczała go głęboko, aż po nasadę języka, prawie do gardła. Kuba nie mógł powstrzymać jęków przyjemności.

– Masz ochotę do drugiej dziurki? – spytała – dziś możesz tylko tam, a spodobało mi się ostatnim razem.

– Też pytanie! Oczywiście.

– To połóż się na plecy.

Powoli opuściła biodra na stojący pal. Poruszała powoli miednicą, pozwalając na coraz głębszą penetrację ciasnego otworka. W końcu zmieścił się cały. Przyspieszyła, równocześnie naprowadzając rękę mężczyzny na powiększoną już, i częściowo wysuniętą spomiędzy małych warg łechtaczkę. Ruchy ręki i bodźce od penisa w odbycie doprowadziły Beatę na szczyty rozkoszy. Odleciała w chwili wytrysku kochanka, a on napełnił gorącą spermą jej wnętrze. Zasnęli przytuleni, spełnieni i szczęśliwi.

Następny dzień był już przedostatnim wspólnego rejsu. Rano po śniadaniu poskładali wszystko i ruszyli w stronę przesmyku na Niegocin. Na te ostanie dwa dni pogoda wydawała się dopieszczać żeglarzy. Czysty błękit nieba i stały wiatr o sile trzech stopni pozwalał na spokojną i szybką żeglugę. Bez przeszkód dopłynęli na Bełdan i na ostatnią noc przycumowali niedaleko Kamienia, w zatoce, na której kończy się szlak kajakowego spływu Krutynią z Sorkwit. Na szczęście w pobliżu nie było żadnego innego jachtu, więc mogli cieszyć się pewną swobodą. Po późnym posiłku, już prawie o dziewiątej wieczorem usiedli pod daszkiem, słuchając wieczornego koncertu świerszczy. Wiatr zamarł i w gładkiej powierzchni wody odbijały się gwiazdy i światełka przystani. W tej wieczornej ciszy Beata, oparta o Kubę znów rozmyślała o wspólnej z nim przyszłości i próbowała uporządkować argumenty dla rodziców, żeby ich przekonać do przeprowadzki. Bardzo tego chciała. Z każdym dniem wspólnego przebywania przekonywała się do niego. W końcu postanowiła, że nie będzie dyskutować z rodzicami, tylko po prostu powie im, co planuje.

– Nad czym tak się zastanawiasz? – zapytał – słyszę, jak szumią trybiki w twojej głowie.

– Nad twoją propozycją wspólnego mieszkania. Skłaniam się do tego coraz bardziej.

– Moje zaproszenie jest ciągle aktualne. Bardzo tego pragnę.

– Ja też i chyba nie będę pytać rodziców o zdanie, tylko im powiem, po prostu. Nie jestem małą dziewczynką i mogę mieć swoje zdanie. Mam tylko nadzieję, że zrozumieją. Marcina niezbyt lubili, więc nawet ich ucieszyła wiadomość o naszym rozstaniu. Iwonę bardzo lubią, jest częstym gościem u nas w domu. Mam nadzieję, że ciebie też zaakceptują.

– Ja też. A jak już ci mówiłem, stać mnie na utrzymanie ciebie, więc nie muszą się martwić, za co będziemy żyć. Do końca studiów masz zagwarantowany spokój i możliwość nauki. Potem znajdziemy dla ciebie dobrą pracę.

– Kocham cię i dziękuję.

– A za co mi dziękujesz? – zapytał zdziwiony.

– Za twoje dobre serce, za to, że mnie kochasz i za to, że nie stawiasz żadnych warunków.

– Jest jeden.

– Jaki?

– Że nie będziesz czuła się źle z powodu bycia na moim utrzymaniu. Masz skończyć studia w spokoju, potraktuj to jako moją inwestycję w twoją przyszłość. Bez długów wdzięczności.

– Na to się zgadzam.

Usiadła mu na kolana i przywarła ustami do jego warg. Chłopak oddał pocałunek i objął dziewczynę ramionami, przyciskając do siebie drobne ciało. Delikatnie wysunęła się z jego objęć i zaproponowała wspólną kąpiel w jeziorze. Ciepły lipcowy wieczór pozwalał na to. Zrzucili z siebie ubrania, nago wskoczyli do wody i w świetle księżyca baraszkowali w granatowej toni jeziora. Po kilku minutach weszli po drabince do kokpitu. Nawzajem wycierali swoje ciała i nago zniknęli w kabinie „Oseska”. Tam oddali się we władanie trawiącej ich namiętności. Beata popchnęła Kubę na koję i jednym ruchem nadziała na penisa, do samego dna. Ujeżdżała go w dzikim galopie, spragniona seksu po paru dniach przymusowej abstynencji, a on mocno masował jej piersi i przygryzał brodawki. Głośne jęki rozkoszy obydwojga wypełniły kabinę. Razem wspinali się na wyżyny przyjemności. Chcąc przedłużyć rozkosz, kochanek wstrzymał ruchy i tylko całował partnerkę. Czuł na swoim członku pulsujące gorąco jej wnętrza. Przewrócił kobietę na plecy i założył jej nogi na swoje ramiona. Dało to możliwość głębokiego wejścia w ciasną i śliską pochwę. Nie mógł opanować żądzy, ruchy stały się szybkie i mocne. Biodra kobiety wychodziły naprzeciw pchnięciom. Równocześnie dotarli na szczyt, oznajmiając to głośnym okrzykiem. Spocone ciała kochanków spoczęły na koi. Leżeli w milczeniu, oddychając ciężko, jak po długim biegu.

Dopiero po kilku minutach byli w stanie się ruszyć. Beata schyliła głowę nad podbrzuszem ukochanego i wzięła miękką już męskość do ust. Zlizywała spermę i resztki swojej wilgoci, co spowodowało powrót członka do pełnej gotowości. Nienasyceni sobą, powtórnie połączyli się w jedność. Tym razem podniecenie rosło wolniej, pozwalając na długie cieszenie się bliskością. Objęła nogami męskie biodra i dociskała je do swojego łona nadając własny rytm i głębokość ruchom mężczyzny w sobie. W kilkanaście minut osiągnęli rozkosz. Kuba poczuł na sobie skurcze pochwy, co spowodowało orgazm również u niego. Tym razem jego nasienie obficie wypełniło kobietę. Zasnęli w objęciach. O świcie się obudziła, szarzało już i pierwsze okruchy dziennego światła rozproszyły nocną ciemność w kabinie Tanga. Kochanek spał głęboko, cicho pochrapując. Jego penis stał na baczność. Wzięła go do ust, układając się w 69. Musiał coś poczuć, bo jęknął cicho i poruszył ciałem. Członek wyprężył się mocniej pod wpływem pieszczot warg i języka. Odwrócił głowę w stronę kobiety i otworzył oczy. Przed sobą zobaczył porośnięty krótkimi włoskami trójkąt, a nozdrza wyczuły zapach podnieconej kobiety. Przysunął usta i wsunął swój język między ciepłe i wilgotne wargi sromu. Czubkiem drażnił łechtaczkę, co spowodowało dość głośny jęk kochanki. Beata intensywnie pieściła żołądź i wędzidełko. Napięcie rosło z każdą sekundą. Żadne z nich nie wypowiedziało słowa. Gwałtowne skurcze wstrząsnęły ciałem chłopaka i zalał usta dziewczyny gorącym płynem. Na swoim języku czuł smak śluzu i spermy po wieczornym kochaniu, Beata po krótkiej chwili wygięła plecy i uniosła biodra osiągając swoją porcję rozkoszy. Nie ruszając się, zasnęli w tej pozycji – ona z członkiem w ustach, a on z twarzą przytuloną do łona ukochanej.

Słoneczny poranek kazał żeglarzom wcześnie otworzyć oczy, mimo nocnych harców i krótkiego snu. Ciepłe promienie wpadały przez szybę we włazie pokładowym nagrzewając wnętrze. Kuba wstał i uchylił luk w suficie kabiny. Jeszcze nie mieli ochoty na wyjście z przytulnej pościeli. Wrócił do Beaty, drzemiącej jeszcze i gładził miękką skórę jej piersi. Brodawki zareagowały momentalnie, stając do góry. Witali ostatni dzień na Mazurach. Dziś musieli rozstać się z jeziorami, jachtem i beztroską włóczęgą. Trzeba wracać do szarej monotonii życia w mieście. Ale to dopiero po południu. Jeszcze kilka godzin mogli spędzić razem na pokładzie „Oseska”.

– Cieszę się, że mogłam zostać z tobą na te kilka dni – powiedziała do leżącego obok Kuby.

– Ja tak samo – odpowiedział.

– Musisz już dziś wracać?

– Niestety, jutro rano mam ważne spotkanie w pracy. Nie mogę go odwołać ani przełożyć. To bardzo ważny projekt, od niego wiele zależy. Może w sierpniu jeszcze będę mógł urwać się na kilka dni.

– Czwartego sierpnia wyjeżdżam na tydzień z mamą do Tunezji. Tata zafundował nam wycieczkę. Wracamy jedenastego rano. Potem już nie mam żadnych planów. Wszystkie egzaminy zdałam w czerwcu, więc „kampanii wrześniowej” nie będzie. Dopiero w październiku zaczynam ostatni rok na uczelni.

– To po piętnastym postaram się o kilka dni wolnego i przyjedziemy tu pożeglować jeszcze trochę. Pokażę ci jezioro Nidzkie, a potem zabierzemy „Oseska” na Zegrze, gdzie mam miejsce w marinie „Diana”. Można pływać w weekendy.

– Myślę, że możemy to zrealizować. A teraz kochaj się ze mną, jeszcze nie mam dość seksu z tobą. – To mówiąc sięgnęła do krocza Kuby.

Jeszcze raz przeżyli radość miłosnego zespolenia. Gwałtowną, głośną klaskaniem ciał o siebie i krzykami rozkoszy. Na kilkanaście minut zapadli w drzemkę.

Po śniadaniu odpłynęli do Piasek.

Przejdź do kolejnej części – Nowy kurs miłości

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Witam Drogich Czytelników,
Przedstawiam następną część przygód Beaty i Kuby z opowiadania "Akcja Ratunkowa". Jeżeli chcecie zrozumieć ten tekst, to należy najpierw przeczytać pierwszą, czyli "Akcję Ratunkową". Tu jest kontynuacja losów bohaterów tamtej opowieści.
Życzę miłej lektury i pozdrawiam
Micra21

Dodałem linki, by ułatwić nawigację między obydwoma częściami "Akcji ratunkowej".

Pozdrawiam
M.A.

Dziękuję
Micra21

Infantylna historia.

MA dzięki za linka, to ułatwia ocenę.
Cóż ja pod pierwszą częścią napisałem?
"to opowiadanie jest banalne proste w sferze fabularnej jak gwóźdź, akcja jest szybką drogą od pkt."A" do pkt. "Z" z pominięciem niemalże wszystkich pozostałych liter alfabetu, językowo jest na bardzo średnim poziomie [..] – typowe błędy nowicjuszy; nadużywanie imion, niezgrabności językowe w stylu "ciuchów", drewniany styl i toporne dialogi"
Cóż… Wcale nie jest lepiej.
Tamta część była jakąś historią – ta jest o niczym. Żadnego od A do Z. Akcja stoi w miejscu – flauta totalna. Nuuuuuuda.
Językowo jest poprawa. Z poziomu "dno" do "da się czytać". 100% lepsze.
Pozostałe błędy… jak były tak są. Kuba to, Beata tamto… litości Micra! Ucz się na błędach raz wytkniętych!!
Drewno w dialogach tak długo moczyło się w wodzie, że stało się plastikiem.

Brak krytycyzmu, brak dystansu, brak wprawy, infantylizm, naiwniactwo, niedojrzałość literacka, niedoświadczenie i w końcu przemożna nuda oraz trzepanie gruchy w rytmie kołyszących łajbą fal.

Czy warto było publikować ten tekst, tu na NE?
To ja już wolę teksty w stylu "Amen" – są złe, ale chociaż o czymś.
Podsumowując mam jedno pytanie: jak ta grafomania przeszła korektę nie wywołując mdłości??

"Cień smutku zagościł ci w oczach" mówi Beata do Kuby. I to właśnie mój pierwszy zarzut do tego opowiadania – kompletnie niewiarygodne wypowiedzi bohaterów. Oni nie rozmawiają, tylko recytują kwestie które mieli w scenariuszu, zupełnie jak słabi aktorzy. Bez refleksji nad tym, czy normalni ludzie naprawdę tak mówią. w następnych opowiadaniach dialogi trzeba koniecznie poprawić poprzez zbliżenie ich do realizmu.

No a poza tym – to drugi zarzut – wbrew pozorom w dlugaśnym opowiadaniu kompletnie nic się nie dzieje. Płyną, płyną, seks. Płyną, znowu seks. Spotykają znajomych, seks, seks. Płyną, płyną, kładą maszt, zawijają do zatoczki, seks. Spotykają kompletnie obcych ludzi, jakieś rozmowy, seks. Żegnają ich, płyną dalej, seks. W tym natłoku kompletnie niepotrzebnych relacji ginie jakakolwiek fabuła. Niby Kuba i Beata zbliżają się do siebie, co stanowi jakąś oś, ale poza tym nie ma tu żadnych istotnych wydarzeń. Chyba że to opowiadanie to jakaś absurdalnie długa ekspozycja przed dalszymi częściami i zaraz okaże się że wszystkie nieprawdopodobne spotkania na Mazurach zaczną być brzmienne w konsekwencje.

Styl pisania zadowalający ale niektóre fragmenty trzeba poprawić. No i dialogi, dialogi!

Na koniec witam wszystkich autorów. Strona wydaje się ciekawa. Obiecuję, że będę tu często zaglądał!

Krytykancki_raptor

Witam,
dzięki za ocenę. A czytałeś pierwszą część pt. "Akcja Ratunkowa"? Tam znajdziesz początek tej historii. Czy będzie ciąg dalszy? Jeszcze nie wiem. Spotykają właśnie nie całkiem obcych, widać przeoczyłeś coś – Karolina i Maciek.
Pozdrawiam
Micra21

Ale było tam też sporo obcych – Jerzy i Wanda. Problem w tym że z tego spotkania nic nie wynika. Właściwie mogłoby się nie odbyć bez straty dla fabuły. To wygląda jak wierna relacja z prawdziwej podróży po Mazurach, ale opowiadanie rządzi się innymi prawami – opowiada się to, co istotne i ciekawe, a nie zasypuje czytelnika tysiącem zbędnych detali.

Czytałem pierwszą część, ale równie dobrze mogłem tego nie robić – w tej części dwa razy opowiedziałeś wydarzenia z poprzedniej. Jakbyś nie wierzył w to, że czytelnicy mają niezłą pamięć.

W następnych tekstach proponuję być bardziej konkretnym i zwięzłym. Bo to opowiadanie może streścić tak: przez kilkanaście dni pływalni po Mazurach i uprawiali seks, a Beata postanowiła po powrocie do Warszawy wprowadzić się do Kuby. Zamiast paru tysięcy słów dwadzieścia.

Krytykancki_raptor

Dzień dobry.
Wygląda to trochę, jak "Pamiętnik z wakacji". 😉
Lubię czytać takie wspomnienia, wyobrażać sobie nieznane zakątki Mazur, przypominać te znane, wzdychać do zapamiętanych z własnego życia wrażeń, odczuć współistnienia z przyrodą.
To oraz opis odnoszenia się wzajemnego Kuby i Beaty jest dla mnie wartością opowiadania.
Negatywnie oceniam sceny erotyczne (dość pobieżne, monotonne i naiwne w opisie jednoczesnych orgazmów) oraz brak przykuwających uwagę wydarzeń.

Dziękuję za komentarz. Dokładnie zrozumiałaś to, o co mi chodziło. Klimat jezior, wakacji i wzajemne stosunki bohaterów były zamysłem tego swoistego "pamiętnika". Wydarzenie było w pierwszej części, to stanowiło początek znajomości.
Pozdrawiam, Micra21

Dobry wieczór,

przyznam, że czekałem z pewnym niepokojem na kontynuację "Akcji ratunkowej" bo nie byłem pewien, czy ta prosta, życiowa historia powinna być ciągnięta. Ot, przypadkowe spotkanie, przyjście na ratunek i wynikający z tego romans. A na końcu – miłe wspomnienia z wakacji na jeziorach. I na tym chyba można było skończyć.

Kiedy jednak na NE pojawiła się "Niespodzianka na Mazurach" zasiadłem do lektury. Opowiadanie jest prawie trzy razy dłuższe od pierwszej części i w mojej ocenie nie wyszło mu to na dobre. Tytułowa niespodzianka, sprowadza się do serii mało prawdopodobnych spotkań z bliższymi i dalszymi znajomymi (wszyscy na te Mazury jeżdżą? W to samo miejsce?? W tym samym czasie???). Poza tym jest raczej przewidywalnie. W przeciwieństwie do poprzedniego odcinka nie ma tu dynamicznych scen akcji. Narracja prowadzona jest niespiesznie, kolejne dni mijają powoli. Rytm nadaje im kładzenie i stawianie masztu (ach, te freudowskie skojarzenia) i kolejne, bardzo krótkie i pobieżne sceny seksu. Nowi bohaterowie pojawiają się i znikają, nim zdążymy ich lepiej poznać, niby przypadkowe spotkania nie owocują żadnymi znaczącymi konsekwencjami (a przecież można było z tego zrobić choćby scenę orgietki na którymś z jachtów 🙂 Jest tylko żeglowanie po kolejnych jeziorach, relacja z postojów w kolejnych portach, seks tu, seks tam.

Bardziej niż opowiadaniem wydaje się to relacją z prawdziwego rejsu po Mazurach, ewentualnie fragmentem z przewodnika po pojezierzu (łącznie ze wskazaniem, gdzie znajdują się kanały, a gdzie nisko zawieszone mosty, przed którymi trzeba opuszczać maszt). To zajmuje większość miejsca w tym tekście. Sceny zbliżeń między Kubą (a nawet jedna między Maćkiem i Iwoną, doprawdy nie wiem, po co wrzucona) są bardzo skrótowe – zwykle mieszczą się w jednym akapicie. Wolałbym, by zamiast tych bardzo licznych momentów w opowiadaniu znalazły się dwa, trzy opisy seksu, ale za to by były one bardziej rozbudowane i różnorodne. To taki mój postulat odnośnie przyszłych tekstów Micry.

W rozmowach bohaterów pada mnóstwo informacji, których przydatność z punktu widzenia Czytelnika może być wątpliwa. Po pierwsze, otrzymujemy dwukrotnie relację z akcji ratunkowej, o której przeczytaliśmy w poprzednim odcinku (po co?). Po drugie, dowiadujemy się o sieci powiązań między Beatą i Iwoną, Maćkiem i Karoliną. Zastanawia mnie, jaka jest tego fabularna wartość. Ani Iwona nie była poważnie zazdrosna o Karolinę (to byłaby jakaś droga) ani nie skończyło się to ognistym trójkątem (a szkoda). Czy będzie rozwinięte w następnych częściach? Mam nadzieję, bo póki co niewiele z tego wynika.

Podobnie jak w opowiadaniu "Amen" autorstwa Qmana zastanawia mnie tempo zacieśniania relacji między głównymi bohaterami. Beata i Kuba wprawdzie nieco dłużej są ze sobą, nim pada propozycja wspólnego zamieszkania, ale i tak wszystko dzieje się bardzo szybko. Tym bardziej zaskakuje pospiesznie wyrażona zgoda dziewczyny. Wszystko to wydaje mi się zbyt idealistyczne. Przydałoby się parę komplikacji nim kochankowie będą mogli "żyć długo i szczęśliwie". Mam nadzieję, że po powrocie do stolicy czeka ich twarde spotkanie z rzeczywistością i okaże się, że życie to nie film, a na szczęście trzeba mocno i wytrwale zapracować. Wszak to trudności, błędy, niepowodzenia czynią opowieści ciekawymi. Tutaj tego mi trochę zabrakło. Mam nadzieję, że pojawi się w następnej części (o ile skończenie na pierwszej "Akcji ratunkowej" miało jak najbardziej sens, o tyle urwanie tej historii po drugiej części byłoby nieuzasadnione; nie byłoby bowiem dobrej puenty). Mam więc nadzieję na ciąg dalszy który rozwinie poruszone wątki i udowodni mi, że wszystko miało tu swój cel i uzasadnienie.

Atutem tekstu jest barwny i plastyczny opis podróży po Mazurach. Wadą – niemal kompletny brak fabuły (relacja z kolejnych dni żeglowania to jednak nie to). No i sceny seksu wymagające zdecydowanie rozbudowy kosztem zmniejszenia częstotliwości. Mam nadzieję, że w następnym podejściu Autor skorzysta z powyższych uwag 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Witaj Megasie,
dziękuję za komentarz i cenne uwagi. Przyznaję, że to opowiadanie jest za długie. Doszedłem do tego wniosku po przeczytaniu go już po publikacji. W założeniu miała to być opowieść o wspólnym rejsie bohaterów i o powstaniu planów na bycie razem w przyszłości. Propozycja wspólnego zamieszkania wyszła od Kuby w określonej sytuacji – dalekiego mieszkania od niego i od uczelni. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Jeszcze są plany na kilka dni sierpnia. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. Poddałeś mi pewien pomysł na komplikacje, to może być ciekawe…

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
Micra21

Megas jak zwykle szarmancki. Nie dałem rady doczytać do końca.

wes

Napisz komentarz