Drodzy Czytelnicy!
Nieraz udowadnialiśmy, że Autorzy Najlepszej Erotyki to szeroki wachlarz literackich zainteresowań, pasji, ale i tematów poruszanych w opowiadaniach. Warto wiedzieć, że zajmujemy się nie tylko romansowaniem i zbieraniem reprymend od Naczelnego, jak to byli łaskawi zaznaczyć Autorzy „Alei 69” 🙂 Czasami skupiamy się także na pisaniu i literackim eksperymentowaniu.
Wynikiem jednej z dyskusji prowadzonych non stop w naszym gronie był spontaniczny pomysł napisania krótkich tekstów, krążących wokół tego samego hasła przewodniego, przez kilku Autorów. Rękawicę natychmiast podjęli MRT_Greg, Smok Wawelski i Seelenverkoper. Efekt ich pracy oraz ciekawe ścieżki, którymi poszli, pisząc swoje opowiadania, przedstawiamy Wam poniżej. Zatem, nie przedłużając, zostawiamy Was z tekstami, które łączy tylko jedno – domek na wzgórzu.
Miniatura MRT_Grega
Już wcześniej, przyciągany jakimś zwierzęcym, zdawać by się mogło, magnetyzmem, ufając bardziej swym zmysłom niż zdrowemu rozsądkowi, postanowił spocząć właśnie w tej okolicy. Pofalowany, gładki teren był nadzwyczaj ciepły; porośnięty jasnymi pędami, zdawał się być idealną lokacją do osiedlenia. A na jego krańcu, tuż za niewielkim głazem… To było idealne miejsce. Choć początkowo wydało się zupełnie odmienne – wilgotne, z niestabilnym gruntem, tak zachwaszczone, że musiał sobie maczetą torować drogę. Ale gdy tylko znalazł się w pobliżu jaskini wiedział, że zostanie tu już na zawsze. Przytulony do gładkich ścian, zasłuchany w szmer okresowego strumyczka czuł, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Ciepło jaskini sprawiało, że nie zważając na kapiące gdzieniegdzie krople, spędzał tam wiele czasu. Rozmyślał. Planował. W końcu podjął decyzję.
Oczywiście należało wykonać kilka pomiarów, usunąć gęste zarośla i wyprofilować nieco spadki, jednak cała ta praca, choć początkowo ciężka i mozolna, wydała mu się odległym echem pewnego pięknego poranka, gdy usiadłszy na niedalekim wzniesieniu, oglądał swoją posiadłość. Admirał zatarł z zadowolenia ręce, po czym raźno zabrał się do dalszej pracy. Zeskładowane niedaleko wykarczowanego terenu drewno wystarczyło na wykonanie solidnej konstrukcji. Płachty materiału żaglowego zużył na lekkie ścianki, tak że z każdym powiewem morskiej bryzy czuł się z powrotem jak na okręcie. Nie mogło być lepiej. Do budowy dachu użył liści palm rosnących w pobliżu królestwa.
Zadowolony z wyników swojej pracy wyszedł przed dom i spojrzał na odległy horyzont. Zmarszczył brwi, a dolna szczęka mimowolnie zsunęła się w dół. Majacząca w oddali bryła z każdą chwilą rosła. Admirał zaczął trząść się z przerażenia. Dokładnie odróżniał poszczególne elementy istoty. Nie mógł jednak nadal uwierzyć w to, co widzi. Gdyby zdecydował się działać od razu, może zdążyłby zaalarmować króla. Jednak w panicznym lęku stał jak przymurowany, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek gestu. Gdy istota zbliżyła się, odetchnął z ulgą, jednak początkowy strach szybko zastąpił gniew.
Postać wyciągnęła długie jak kilka złączonych razem statków ramię. Olbrzymia dłoń skierowana była niemalże w kierunku admirała. Poczuł, jak ziemia drży pod jego stopami. Misterna konstrukcja zsuwała się powoli w kierunku pobliskiego przyboju. Jego wspaniały dom składał się jak domek z kart. Teren wypiętrzył się raptownie, zbijając go z nóg. Potoczył się jak kula armatnia, by z hukiem spaść do płytkiej zatoczki. Spojrzał za siebie, a następnie w górę. Marne resztki jego domu unosiły się ku górze. Początkowo pagórkowaty teren przybrał znajomy mu kształt. Przekrzywił głowę, ujrzawszy potęgę tegoż i poczuł, jak w jego spodniach rośnie wielka maczuga. Pękły spodnie poniżej szerokiego, wysadzanego rubinami pasa. Wyswobodziwszy się z bielizny, chwycił twardo za przyrodzenie. Z lubością wpatrzony w cudny widok masturbował się, nie zwracając uwagi na pochylającą się w jego kierunku istotę. Admirał dawno nie miał kobiety. Lata abstynencji sprawiły, że nabuzowany nie był w stanie długo utrzymać rosnącego w jądrach ciśnienia. Gdy pierwsze krople spermy trysnęły na złoty piasek, usłyszał dobiegający z góry tubalny głos:
– Mogłem się wielu rzeczy po panu spodziewać, admirale, ale… No wstydziłby się pan! Jestem… Po prostu nie wiem, co mam powiedzieć… Jestem zniesmaczony pańskim zachowaniem.
Admirał, który jednak nie przywykł, by przybysz zwracał się do niego takim tonem, nie dawał po sobie poznać, jak bardzo jest wstrząśnięty. Wpatrzony w wielką, unoszącą się nad nim cipę, rzucił od niechcenia:
– Guliwerze! Następnym razem bądź łaskaw powiadomić swą kobietę, że jak już ma zamiar wypoczywać w naszym królestwie, to prosiłbym jednak w pewnym od niego oddaleniu. Co by to było, gdyby zobaczyły… to… dzieci…
– O ile dobrze pamiętam, to ich nie macie, admirale, a ponadto nie był pan specjalnie poruszony jej obecnością. No… może poruszony to nie najlepsze słowo – dodał na koniec, patrząc wymownie na niewielkiego ślimaczka, smętnie zwisającego u krocza admirała.
Przybysz zaśmiał się i chwyciwszy swą wybrankę za rękę, powędrował ku odległym morskim krainom. Admirał jakiś czas patrzył w ślad za nimi, po czym odwrócił się w kierunku urwiska. Z jednej ze skał zwisały resztki jego konstrukcji. Pierdolony dom na wzgórzu, mruknął do siebie, po czym rozpoczął mozolną wędrówkę w górę. Miał nadzieję, że następne miejsce będzie czyste, suche i nieruchome. Pogroził pięścią ku niebu.
– A cipa będzie miała naturalne wymiary! – krzyknął zapalczywie.
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Miniatura Smoka Wawelskiego
Deszcz. To pierwsze, co Sam poczuł, kiedy wysiadł z samochodu. Droga z Phoenix do motelu zajęła mu blisko dwie godziny. Jednak głos Lili, który wbił się w jego mózg jak nigdy dotąd, nie pozostawiał złudzeń. Kobieta potrzebowała pomocy. I to szybko. Zdążyła tylko łamiącym się głosem podać kilka wskazówek, jak dojechać w to miejsce, a ostatnie, co usłyszał przez telefon, to rzucenie słuchawki i przeraźliwy krzyk. Wiedział, jak powinien zachować się prawdziwy mężczyzna. Szybka decyzja – jedyne, co ze sobą zabrał to kluczyki do srebrnego chevroleta. Teraz, gdy wjechał na podjazd motelu, był pewien, że trafił we właściwe miejsce. Nieopodal recepcji, przy drzwiach do jednego z pokoi, stał samochód Lili. Nie zważając na ulewę, szybko wysiadł z pojazdu i skierował się w stronę drzwi, przed którymi zaparkowane było auto jego kochanki. Nie były zamknięte. Wpadł do pokoju, ale nie zastał w nim nic podejrzanego. Zajrzał do łazienki – wszystko było na swoim miejscu. Nie pozostało mu nic innego jak udać się do recepcji. Chodnik wzdłuż budynku osłaniał go od deszczu prowizorycznym daszkiem, przeciekającym w wielu miejscach. Sam był już i tak całkowicie przemoczony, zatem nie robiły mu różnicy strugi wody co chwilę lecące na jego głowę i ramiona.
W recepcji paliło się światło. Mężczyzna wpadł do niej z impetem, podobnym do tego, który towarzyszył mu chwilę wcześniej przy przeszukiwaniu pokoju przyjaciółki. Pomieszczenie przywitało go dochodzącą gdzieś z kąta muzyką. Stare, wysłużone radio grało utwór, który lata świetności miał już za sobą. Idealnie pasował on do całego motelu. Strach było czegokolwiek dotknąć w obawie przed zepsuciem. Motel leżał na uboczu i odwiedzany był przez bardzo małą grupę ludzi. Kilka lat wcześniej wybudowano nieopodal autostradę i to ona przede wszystkim zabrała klientów właścicielom tego przybytku. Zajrzał na zaplecze, jednak efekt jego poszukiwań był identyczny jak wcześniej.
Jedynym miejscem, które pozostało do odwiedzenia, był stary drewniany dom, górujący nad motelem. Kiedyś z pewnością to było piękne miejsce. Kiedyś. Choć jeśli usunąć parking, motel, stertę gratów i złomu, leżących nieopodal posesji, naprawić drogę, wymienić okna, pomalować fasadę, zasadzić kwiaty i drzewa – słowem: wymienić niemal wszystko – to z pewnością nadal miejsce to mogłoby wprawiać w zachwyt. Dziś jednak wielki, piętrowy budynek, z dwoma dużymi oknami na piętrze budził raczej odrazę, jeśli nie lęk. Było w nim, szczególnie w taką deszczową noc jak dzisiejsza, coś niepokojącego, coś, co sprawiało, że człowiek powinien się dwa razy zastanowić, nim do niego podejdzie. Jasne światła, których poświata była dobrze widoczna z górnych okien oraz przez okrągłą szybę w drzwiach wejściowych, sprawiały wrażenie, jakby były żarzącymi się oczyma i płomieniem, który lada moment może wylecieć z paszczy potwora. Sam wchodził po schodkach prowadzących na wzgórze szybkim krokiem. Musiał uważać, by się nie poślizgnąć. Kamienie, z których ułożone były stopnie, były bardzo zdradliwe. Szczególnie w taką pogodę. Dopiero gdy był blisko budynku, zauważył okna parterowe, zasłonięte szczelnie okiennicami oraz piwniczne lufciki, mające zapewne wpuszczać odrobinę światła do pomieszczeń znajdujących się poniżej poziomu gruntu. Rozglądając się uważnie, wszedł na drewniany taras i podszedł do drzwi. Nim cokolwiek zrobił, niebo przeszyła błyskawica, a chwilę po niej do jego uszu dobiegł przeszywający trzask gromu. Zawahał się. W końcu nie miał pojęcia, co może czekać go wewnątrz. Postanowił wpierw obejść budynek dookoła, szukając jakiegoś punktu zaczepienia.
Gdy znalazł się za rogiem, dostrzegł stłumione światło, dochodzące z jednego z lufcików przy poziomie ziemi. Nim zdążył do niego podejść, usłyszał odgłosy, które nie pozostawiały złudzeń. Stłumione, płaczliwe, wzywające pomocy jęki, bez wątpienia pochodzące z ust kobiety, zlewały się z rytmicznym hałasem wydawanym przez wysłużone sprężyny i starą, pordzewiałą ramę metalowego łóżka. Zamarł. Niby wiedział, co zobaczy za chwilę, pochylając się przy oknie, jednak starał się odrzucać od siebie tę możliwość. Chęć pomocy kochance była jednak silniejsza. Musiał upewnić się, że to Lila jest w piwnicy. Uklęknął na jednym kolanie, całkowicie brudząc je w błocie, którego od padającego deszczu zrobiło się wszędzie pełno. Oparł się ręką o ścianę budynku i schylił do okienka. Widok przyprawił Sama o mdłości. Na środku pustego pomieszczenia, otoczonego czterema nieotynkowanymi nawet ścianami stała stara, pordzewiała rama łóżka, na której bez ładu został położony brudny, poplamiony materac. Wszystko to oświetlała bujająca się, zwisająca na czarnym kablu z sufitu żarówka. Nie otoczenie jednak przyprawiało o największe przerażenie. Scena, która rozgrywała się na łóżku, odebrała mężczyźnie oddech. Nie mógł złapać powietrza, nie mógł się ruszyć, poczuł tak silny ból w klatce piersiowej, jak gdyby jakieś wiertło starało się przebić ją od środka i znaleźć ujście na zewnątrz jego ciała.
Naga, pobita Lila leżała przywiązana sznurem do łóżka. Pod brzuch miała niechlujnie podłożoną brudną, z pewnością śmierdzącą kołdrę. Z jej oczu, na które zaczęły nachodzić pierwsze ślady pobicia, leciały łzy. Wyła w rozpaczy, nie mogąc nawet wysłowić swojej złości, bólu i upokorzenia. Knebel zrobiony ze starej szmaty, wrzynający się w usta i raniący ich kąciki, znacznie utrudniał nie tylko wydawanie jakichkolwiek odgłosów, ale także łapanie powietrza. Na jej zazwyczaj śnieżnobiałych pośladkach, teraz czerwonych od uderzeń, spoczywały dłonie oprawcy, co i rusz karząc ją za brak wystarczającej współpracy. Młody, wysoki mężczyzna gwałcił ją energicznie. Scena jak z najgorszego koszmaru – widać było, że rozgrywała się już dłuższą chwilę. Lila nie miała siły krzyczeć. Znosiła jedynie brutalne pchnięcia, jęcząc w rozpaczy. W pewnym momencie kobieta spojrzała w stronę okienka, jak gdyby chciała przez znajdujące się w nim kraty dojrzeć choć odrobinę nieba, wolności, która w okropny sposób została jej odebrana. Dostrzegła w nim znajomą twarz. Otworzyła szeroko oczy i zawyła przeciągle, jak gdyby błagając o ratunek. Otrzeźwiło to Sama. Odzyskawszy władzę nad swoim ciałem, postanowił działać. Na swoje nieszczęście, gdy odchodził od okienka, nie dostrzegł, że oprawca również spojrzał w jego kierunku.
Chwilę później mężczyzna stąpał już ostrożnie w przedpokoju domu, starając się nie powodować zbyt głośnego skrzypienia wysłużonych desek. Swoje kroki kierował w stronę zejścia do piwnicy. Otworzył drzwi do niej i zobaczył strome schody, prowadzące na niższą kondygnację. Z dołu dochodziły jęki i wycie Lili. Jeszcze bardziej paniczne niż przedtem. Coś jeszcze bardziej potwornego musiało się dziać na dole. Nie zważając na niebezpieczeństwo, szybkim krokiem zaczął zbiegać ze schodów. Nie mógł dostrzec nagiego, wysokiego bruneta, kryjącego się pod schodami. Ten tylko czekał, aż Sam postawi nogę na stopniu, pod którym czatował. Na tak stromych schodach nie trzeba było wiele siły, aby sprawić, by ktoś z nich zleciał. Mężczyzna poturlał się po stopniach i chwilę później wylądował na posadzce piwnicy. Po uderzeniu w jeden ze schodków z jego skroni spływała strużka krwi. Czuł, że nie może się podnieść. Najprawdopodobniej podczas upadku złamał lub skręcił jedną z nóg. Uniósł jedynie głowę, dostrzegając twarz kobiety z rozmazanym od łez makijażem i naciągniętym do granic możliwości kneblem. Wpatrywała się w niego z przerażeniem. Teraz rozumiał, że jej odgłosy były rozpaczliwą próbą zwrócenia uwagi, że coś jest nie w porządku.
Ostatnim, co poczuł, był przeszywający ból z tyłu głowy. Spory młotek, roztrzaskując czaszkę, zakończył żywot Sama. Wszystko odbywało się przy akompaniamencie wrzasków jego kochanki.
– Bardzo dobrze, Normanie. Jestem z ciebie dumna – powiedział oprawca sam do siebie.
– Czy teraz mogę wrócić do zabawy, mamo? – zapytał sam siebie.
– Tak, Normanie. Baw się dobrze.
Mężczyzna spojrzał w stronę przywiązanej Lili i uśmiechnął się złowrogo. Upuścił zakrwawiony młotek i z wolna podszedł do łóżka.
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Miniatura Seelenverkopera
Światło, które uderzyło go po oczach, przypominało mu elektroniczny blask bijący z ekranu laptopa w środku nocy. Zamrugał parokrotnie i rozejrzał po pomieszczeniu nowoczesnego ośrodka, wybudowanego gdzieś na przedmieściach stolicy przy pomocy środków uzyskanych od Aniołów biznesu. Do niewielkich aparatów, wyglądających trochę jak encefalografy, leżało podłączonych dziesięć dziewczyn. Nie, nie można tak nawet myśleć. To nie były ludzkie kobiety, tylko klony. Owoce genotechnologii. Nawet ich kod DNA nie pochodził od realnie istniejących jednostek. Został wygenerowany przez specjalistów ze Szwajcarii. Dokładnych i idealnych jak dwudziestowieczni zegarmistrzowie.
Były nagie. Miały idealne proporcje. Długie, kształtne nogi, pomniejszoną miednicę, okrągłe cycki zwieńczone stojącymi z podniecenia na baczność brodawkami i cipy we wszystkich wzorach występujących w naturze, spływające nieustannie sokami. Podszedł do swojej ulubienicy, Emilly – jak nazywał w myślach tę blondynkę – i uważniej przyjrzał się jej kroczu. Pogładził delikatnie jej ogromne, nabrzmiałe wewnętrzne wargi sromowe. Wystawały znacząco przed te zewnętrzne. Miały też niespotykany purpurowy kolor. Zanurzył między nie palec, a gdy go wyjął, delektował się przez chwilę idealną lepkością i konsystencją wydzieliny. Gdy ją powąchał, poczuł aromat piżma wymieszanego z ulotną nutką owoców cytrusowych i cynamonu. Jego własny pomysł. Zobaczył, że ciałem blondynki znów wstrząsnął dreszcz orgazmu. Była idealna. Łatwa do zaspokojenia, nieustannie napalona nimfomanka bez oporów. Wykasował je.
Pamiętał, że na początku swoich badań nieźle się zdziwił, że niektóre kulturowe uwarunkowania są zakorzenione aż w genach. Co prawda część naukowców nieśmiało przebąkiwała o tym, że sukces ewolucyjny mocno powiązany jest z naszym genotypem i zachowaniami stadnymi, takimi jak wzajemna pomoc czy skłonność do odrzucania monogamii, ale nigdy w to nie wierzył. Teraz miał dowód na potwierdzenie takich hipotez, jednakże nie mógł tego zrobić. Ograniczały go wytyczne oraz olbrzymia pensja od Aniołów. Liczyli na zyski i nie był im po drodze potrzebny żaden naukowy bełkot czy Nagroda Nobla w dziedzinie biologii.
Chcieli, aby wyhodował idealne kurwy. Dziewczynki do zabawy dla możnych tego świata. Do tego całkowicie legalne i bez ludzkich praw. Pierwsza partia, którą zaprezentowali na targach w Dubaju, rozeszła się jak ciepłe bułeczki i przyniosła milionowe zyski. Oni liczyli na miliardowe. Co najmniej. Sześć z dziesięciu klonów tam zaprezentowanych już nie żyło. Czymże jest bowiem władza totalna bez prawa do odbierania życia? Nie było mu ich szkoda. Nie tak jak powinno. Po prostu czuł żal, że zniszczono jego dzieło. To gorycz znana twórcom. Artystom. Może też Bogu. Te dziewczyny były jak Rolls-Royce, złoty zegarek wysadzany diamentami lub jacht. Stanowiły towar luksusowy. Drogi. Niewyobrażalnie drogi. Musiałeś zarabiać kilka milionów rocznie, aby sobie na jedną z nich pozwolić. Sam nigdy nie mógłby sobie takiej kupić. Oszwabili go i nie dali nawet dziesięciu promili z zysków, na które początkowo liczył.
Przez chwile bawił się niewielką, nakrapianą piegami piersią rudej Melyonen. Fiołka. Projekt stylizowany na Celtkę. Brodawka była tak naprężona, że miał wrażenie, że pęknie. Poczuł mrowienie w palcach. Wiązał z nią nadzieję produkcji seryjnej. Wyobrażał sobie każdy burdel w EU i Stanach z rozciągniętą na łóżku Melyonen i sapiącym nad nią facetem. Cały pokój przesiąknięty wiśniowym zapachem jej soków. Każdy facet w swoim życiu chciał zerznąć takiego rudzielca. Albo murzynkę, ale czarnoskóre same pchały się na kutasy białych, więc rynek był pełen. Za to takie jak ona stanowiły może jeden, może dwa procent społeczeństwa i raczej nie planowały kariery kurew.
Zapatrzył się w wielki ekran programatora, zajmującego centralne miejsce w laboratorium. To zabawne, że idealne ciało nie wystarczało. A także trochę frustrujące. Po to, by stworzyć kurwę na miarę snów multimiliarderów, potrzeba było czegoś więcej. Odkrył to na podstawie raportów płynących od właścicieli pierwszej partii. Spędzał długie noce przy kawie i cipie Emilly, aż w końcu go olśniło. Musiały mieć tę charakterystyczną nutkę niewinności i infantylizmu skomponowanej z naturą nimfomanki z filmów Larsa von Triera. Potrzebował marzeń i snów godnych Hollywood z lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych.
Przyglądał się ze spokojem wielkiemu ekranowi programatora, na którym leciał krótki film o szczęśliwej nastolatce mieszkającej w wymarzonym domku na wzgórzu.
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwory chronione prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autorów zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Anonimowy
2015-02-26 at 14:25
Wszystkie pomysły, może z wyjątkiem pierwszego, nadają się do rozwinięcia w pełnoprawne opowiadanie. Zwłaszcza ostatnie jest pod tym względem obiecujące. Możemy liczyć?
Lurker
Smok Wawelski
2015-02-26 at 19:31
Z moją miniaturą Lurkerze będzie raczej ciężko. Czas by się znalazł, pomysł pewnie też na rozwinięcie fabuły. Tylko, że Panowie Robert B. a za nim Alfred H. już to zrobili. Co prawda może i bez jakiegoś spektakularnego seksu, ale za to zdecydowanie lepiej ode mnie. Nie będę poprawiał profesjonalistów 🙂
Pozdrawiam
Smok
Megas Alexandros
2015-02-26 at 20:48
Skoro Smok odmawia współpracy, może Koper się skusi? tworzenie seks-klonów dla bogaczy to temat zbyt smakowity, by opisać go w jednej tylko miniaturce 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Anonimowy
2015-02-27 at 08:44
Mocne! Krótkie ale treściwe perełki.
Anonimowy
2015-02-27 at 13:03
Fajne to wszystko i szybko się czyta, ale chciałem spytać kiedy możemy się spodziewać powrotu do klasycznych opowiadań – bo ostatnio same miniaturki 🙂 Jarek
Smok Wawelski
2015-02-27 at 13:10
Witaj Jarku,
cieszę się, że się podobają (nie wiem czy moja miniaturka, ale co tam, podziękuję za wszystkich :P). Jako autor opowiadania na dzisiaj nie mam dla Ciebie dobrej wiadomości, ale też już za mną chodzi coś dłuższego, więc pewnie się niedługo doczekasz 🙂
Pozdrawiam
Smok
MRT_Greg
2015-02-27 at 18:04
Cóż – podobnie jak przedmówca, na dzień dzisiejszy jestem w trakcie pisania. Nie mam pojęcia kiedy skończę ale zdecydowanie nie będzie to miniatura. Niestety w związku z tym nie jestem w stanie napisać tego w pół dnia (jak miniaturę).
Cieszę się, że mogłem wystąpić z innymi autorami NE w jednym miejscu. Miniaturka nie jest moją mocną stroną. Wolę fraszkę 😉 Niemniej bawiłem się … setnie… albo dwie…
Wiktor
2015-03-01 at 17:23
Coś tam pisze, ale dużo gorzej od Ciebie 🙂
Smok Wawelski
2015-03-01 at 18:46
Ale o co chodzi? 😀