W żadnym szanującym się zbiorze przekładów klasycznych dzieł światowej erotyki nie może zabraknąć prac markiza de Sade. Dlatego też jeden z naszych Tłumaczy postanowił zmierzyć się z tematem. Z okazji premiery „Julietty” Czytelnikom Najlepszej Erotyki należy się uprzedzenie. Opowiadania i powieści de Sade’a były kontrowersyjne zarówno w XVIII wieku, gdy je wydawano, jak i obecnie. Wówczas raziła przede wszystkim pieczołowitość opisu erotycznych zbliżeń, a także jawna amoralność owych dzieł. W dzisiejszych czasach oburzać może natomiast bardzo młody wiek bohaterki w chwili, gdy rozpoczyna swe zmysłowe poszukiwania. Osoby religijne mogą też poczuć się dotknięte słowami ostrej krytyki pod adresem Boga i chrześcijaństwa, a także faktem, że miejscem zawiązania akcji jest żeński klasztor. Tak więc, drodzy Czytelnicy, zostaliście ostrzeżeni. W związku z tym reklamacji nie przyjmujemy!
Tytuł oryginału: Histoire de Juliette ou les Prospérités du vice
Autor: Donatien Alphonse François de Sade
Publikacja: anonimowo, w latach 1797-1801
Autor przekładu: Seelenverkoper
Julietta. Powodzenie występku. Inicjacje. Rozdział 1.
Razem z Justyną wychowywałyśmy się w klasztorze Pathemont. Musieliście słyszeć o tym najsłynniejszym z opactw i świadomi niewątpliwie jesteście, że od dawna ruszają stamtąd w świat najpiękniejsze i najbardziej wyuzdane kokoty Paryża.
Eufrozyna, dziewczę wychowane w moich stronach, której śladem pragnę podążać, gdyż uciekła z domu rodzinnego, by oddać się kurewstwu, w murach zakonnych była mi przyjaciółką. To od niej i od jej mistrzyni otrzymałam pierwsze nauki o moralności. Czuję się w obowiązku, by zdać wam sprawozdanie z tego wczesnego etapu mojego życia, kiedy to w duszy zepsutej i uwiedzionej przez owe dwie lamie zakiełkowały przyszłe występki. Z Eufrozyną związałam się, gdy miała piętnaście lat i już prawie od dwóch przebywała za murami. To ona i Madame Delbene, przeorysza dobiegająca trzydziestki, zaproponowały mi wstąpienie do ich grupy, gdy ukończyłam lat trzynaście. Wydaje mi się, że nie muszę objaśniać, iż seksualne pożądanie i pragnienie cielesnego zaspokojenia jest u kobiet żyjących w zamknięciu jedynym motorem ich związków. Tym, co łączy mniszki w Plathemont nie jest cnota, lecz soki cip. Podobamy się tym, które podniecamy, stajemy się powiernicami tych, które nasz pieszczą.
Mając ogromny temperament już jako dziewięciolatka, przyzwyczaiłam moje palce, by zaspokajały żądze rodzące się nieustannie w głowie i czekałam jedynie na chwilę, w której zostanę odpowiednio poinstruowana i przygotowana do poświęcenia się karierze kurwy, przewidzianej mi przez naturę. Wkrótce Eufrozyna w spółce z Delbene zaoferowały mi wszystko, czego pragnęłam i poszukiwałam. Pewnego razu przełożona zaprosiła mnie na obiad. Była już tam moja druga przyjaciółka. Dzień był strasznie upalny i właśnie gorąco posłużyło obu kobietom za pretekst do nagości, w jakiej je zastałam. Nie miały na sobie zupełnie nic, prócz przezroczystych bluzek i czerwonych wstążek, którymi przepasały się w taliach.
– Od momentu, w którym zawitałaś w nasze progi – zaczęła Madame Delbene całując mnie w czoło – pragnęłam poznać cię znacznie bliżej. Jesteś urocza, sprawiasz wrażenie inteligentnej, a takie młode dziewczątka mają u mnie zapewnione ogromne względy. Rumienisz się, aniołku, a ja powinnam ci tego surowo zabronić. Wstyd jest jedynie nawykiem, chorym objawem wychowania i obyczajów. Skoro natura stworzyła tak mężczyznę, jak i kobietę nagimi, niemożliwe jest, by wpoiła nam także wstyd, albo co gorsza odrazę, jako reakcję na brak odzienia! Gdyby człowiek był posłuszny swej naturze, w ogóle nie poznałby wstydu. Owa prawda, moje dziecko, dowodzi również, że niektóre cnoty istnieć mogą jedynie, gdy całkowicie zapominamy o prawach natury. Jak łatwo zostałyby podmyte fundamenty chrześcijańskiej moralności, gdyby analizować je z tego punktu widzenia! Dzisiaj jednak pomówimy o czymś innym. Ale najpierw rozdziej się, tak jak my to czynimy.
Zbliżywszy się, obie rozbawione kokietki szybko rozebrały mnie do naga. Pocałunki Madaine Delbene nabrały już całkiem innego charakteru…
– Jaka śliczna jest moja Julietta! – krzyknęła zachwycona. – Jakich przyjemnych kształtów nabierają jej piersi! Są już większe niż twoje, Eufrozyno, a przecież ma dopiero trzynaście lat. Palce uroczej przełożonej łaskotały mój biust, a język buszował w moich ustach. Wkrótce dostrzegła, że jej zaloty podziałały na mnie tak, że o mały włos nie omdlałam.
– Do stu diabłów! – Zawołała, nie pesząc się dłużej i zaskakując mnie wymownością swoich działań. – Cóż za temperament! Przyjaciółki, przestańmy się mitygować! Niech bies porwie wszystko to, co przysłania jeszcze nasze powaby, którymi obdarzyła nas natura! Nie po to wszak, byśmy je zakrywały.
Zrzucając to, co miała na ramionach, ukazała się nam piękna niczym Wenus, której wdzięki zniewoliły wszystkie narody, wśród nich także i dumnych Greków. Jej skóra była bielsza od śniegu i gładka niczym aksamit, jej kształtów zaś nie udoskonaliłby żaden rzeźbiarz. Eufrozyna, która też pozbyła się reszty szat, nie była aż tak piękna. Ciemniejsze włosy otaczały jej twarz. Nie była również tak wspaniale ukształtowana. Nie mogła budzić tak nieodpartego zachwytu jak siostra przełożona. Jednak… jakież miała cudowne oczy! Jaka z nich wycierała inteligencja! Poruszona tyloma ich zaletami i nakłaniana usilnie przez niewiasty do wyzbycia się wszystkich oporów i wstydu, jak możecie się domyślić, szybko uległam.
W stanie uniesienia Delbene ciągnie mnie do łóżka i całuje całe ciało.
– Chwileczkę, najmilsze moje – prosi wkrótce, mimo obficie kapiących z niej soków – wprowadźmy jakiś ład, porządek do naszych przyjemności. Zabawmy się jak należy.
Nie mówiąc już ani słowa, rozsuwa mi nogi i kładzie się na łóżku, z głową między moimi dziewiczymi udami. Liże mój srom, eksponując jednocześnie najpiękniejsze w świecie pośladki przed Eufrozyną, która przy pomocy palców wyświadcza jej taką samą przyjemność, jaką mnie czyni język przeoryszy. Zaznajomiona z potrzebami mojej nauczycielki, Eufrozyna uzupełnia pieszczoty silnymi klapsami, składanymi na jej przeogromnych pośladkach, co, jak zauważyłam, jeszcze rozochoca moją kochankę. Rozpalona dziwka pochłaniała lubieżnie śluz, jaki wciąż wypływa z mojej cipki wskutek swych zabiegów. Niekiedy przerywa na parę chwil, by mi się przyglądać, pogrążonej w niemej rozkoszy.
– Jezusie, ale ona jest piękna – emocjonowała się przełożona – Śmielej Eufrozyno, rżnij mnie, mój aniele! Chcę skonać, udławiwszy się jej sokami!
– Zamieńmy się teraz miejscami – zakrzyknęła po chwili. – Miła Eufrozyno, zapewne będziesz na mnie zła, lecz wątpię, bym była zdolna odwzajemnić rozkosze, jakie mnie obdarzyłaś! A teraz pragnę masturbować was obie jednocześnie!
Umieściła nas na łożu, jedną obok drugiej. Według jej rady krzyżujemy ręce, by palce mogły wzajem błądzić po łechtaczkach. Język przeoryszy zagłębia się najpierw w cipce Eufrozyny. Obiema dłońmi pieści nasze spragnione otwory. Co pewien czas porzuca tamtą cipkę, by pieścić moją. Jak łatwo możecie się domyślić, chłonąc tyle przyjemności naraz, szybko dochodzimy. Ledwo udaje nam się złapać oddech, każe nam się odwrócić i wypiąć tyłki. Masturbuje nas od tyłu i wylizuje odbyty. Wielbi nasze pośladki, daje w nie klapsy i sprawia, ze mdlejemy z rozkoszy. W końcu woła niczym bachantka:
– Zrewanżujcie mi się! Bierzcie mnie obie naraz. Wtulę głowę w twoje ramiona Julietto, chcę całować twoje wargi, nasze języki będą się szamotać, nacierać na siebie i ssać wzajemnie. Wsuniesz we mnie to dildo – rozkazała, podając mi sztucznego penisa. – Ty Eufrozyno, zajmij się porządnie moim tyłkiem, rżnąc mnie tym małym pokrowcem, który idealnie do niego pasuje.
– Ptaszyno – dodała, całują mnie namiętnie – zadbaj o mój srom, bo to jest prawdziwa krynica kobiecych rozkoszy, możesz go nawet pogryźć i podrapać, jestem wytrzymała. Przez tyle lat zużyłam się i potrzebuję intensywnych wrażeń. Chcę z waszą pomocą roztopić się w śluz, omdleć dwadzieścia razy, jeśli podołacie.
Bóg niech będzie nam świadkiem! Oddałyśmy jej z nawiązką to, co same wcześniej otrzymałyśmy. Niemożliwością było starać się mocniej o rozkosz kobiety. Nie znaleźlibyście także niewiasty, którą lepiej syciłaby się przyjemnością. Jednakże w końcu musiałyśmy odpocząć.
– Mój aniele – odezwała się owa magiczna istota. – Nie umiem wyrazić zachwytu, jakiego doznałam podczas naszego spotkania. Jesteś wyjątkową kokotką. Tak bardzo chciałabym, byś była jedną z moich codziennych rozkoszy. Przekonasz się, że można ich tu zażywać wyjątkowo intensywnie, choć pozbawiono nas męskiej asysty. Zresztą, zapytaj Eufrozynę, czy jest z nas zadowolona.
– Moja miłości! Niech świadectwem pozostaną moje pocałunki! – odpowiedziała przyjaciółka, przytulając się do piersi Delbene. – Dzięki tobie poznałam samą siebie, swoja duszę i ciało. Ukształtowałaś moją wolę, wyrwałaś ze zgubnych przesądów. Tylko dzięki tobie żyję. Szczęśliwą jest Julietta, że również jej chcesz poświęcić taką samą uwagę.
– W rzeczy samej – odparła Delbene. – Zamierzam zająć się jej edukacją. Pragnę wyrwać z niej, wytrzebić religijną ohydę, tak jak wyrwałam ją z ciebie, bo ona pozbawia nas radości czerpanej z życia. Pragnę wpoić jej zasady samej natury i przekonać o wzgardzie należnej wszystkim bajkom, jakie jej do tej pory opowiadano. Powinnyśmy jednak coś teraz zjeść, miłe moje ptaszynki, musimy bowiem jakoś dojść do siebie. Wysiłek, jaki uczyniłyśmy zasługuje na odpoczynek i regenerację.
Przepyszny posiłek, który spożyłyśmy nago, pozwolił nam odzyskać siły, by móc wznowić pieszczoty. Ponownie rozpoczęłyśmy masturbację. Wypróbowawszy tysiące nowych pozycji, pogrążyłyśmy się w wyuzdaniu. Ciągle i wciąż zmieniałyśmy role, stając się niewiastami dla tych, dla których przed chwila byłyśmy mężami. I oszukując tak naturę, zmuszałyśmy ja, by wieńczyła każdy nas eksces, który obrażał ją najsłodszymi rozkoszami.
W ten sposób upłynął nam calutki miesiąc. Wtedy to Eufrozyna, zatraciwszy się bez pamięci w rozpuście, porzuciła mury klasztoru i rodzinę, by uciec w ramiona zbereźnictwa i kurewstwa. Razu pewnego, złożywszy nam wizytę, przedstawiła swoją sytuację. Byłyśmy tak zepsute, że nie mogłyśmy ganić jej decyzji i utyskiwać, by sprowadzić ją na właściwą drogę.
– Dobrze zrobiła – podsumowała przeorysza Delbene. – Ileż razy miałam ochotę, by poświęcić się tej karierze i uczyniłabym to, gdyby pociąg do mężczyzn mógł zwyciężyć we mnie upodobanie do kobiet. Jednakże Niebiosa, przeznaczając mi w udziale wieczne zamknięcie, uczyniły mnie szczęśliwą. Nie pragnę zbytnio rozkoszy innych niż te, na które pozwalają mi te mury. Przyjemność, jaką mogą sobie wyświadczyć w swoim własnym gronie kobiety, jest tak ogromna, że prawie wcale nie kusi mnie odmiana. Rozumiem wszakże, że można pożądać mężczyzn. Wyobrażam sobie nawet, że można zrobić wiele, by się w końcu nimi uraczyć. O rozpuście wiem wszystko, kto wie, czy nie wniosłam się nawet ponad to, co dostępne wyobraźni większości?
– Główną zasadą mej filozofii – nauczała Delbene, która przywiązała się do mnie znacznie mocniej po odejściu Eufozyny – pozostaje pogarda dla opinii publicznej. Nie pojmujesz nawet, w jakim stopniu wyszydzam wszystko, co o mnie mówią lub powiedzieć mogą. Bowiem czy moje szczęście zależy od opinii jakiegoś prostaka? Reagujemy na to tylko przez naszą wrażliwość. Jeśli jednak mądrość i doświadczenie pozwolą nam stępić ją w takim stopniu, byśmy nie odczuwały skutków obcych sądów, szczególnie w sprawach, które najbardziej nas dotyczą, okaże się niepodobnym, by dobra czy zła sława wpłynęła na poziom naszej szczęśliwości. O szczęściu swoim same powinnyśmy decydować! Zależy ono tylko od naszego sumienia.
– Zważ, że sumienie ludzkie – ciągnęłą ta wyjątkowa kobieta – nie jest u wszystkich takie samo. Zawsze jest rezultatem obyczajów i klimatu, skoro na ten przykład Chińczycy nie stronią od zachowań przerażających Francuzów. Jeśli więc z pomocą tego plastycznego organu ducha udaje nam się usprawiedliwić czyny przeciwstawne, to prawdziwa mądrość polegałaby na dokonaniu wyboru pomiędzy skrajnymi przypadkami czy wynaturzeniami i na przyjmowaniu jedynie poglądów odpowiadających naszym naturalnym skłonnościom, ale też, co niezmiernie istotne – prawom stanowionym przez rząd, który sprawuje władzę nad naszymi głowami. Właśnie te poglądy kształtować powinny nasze sumienia. To właśnie pozostaje powodem, dla którego nigdy nie jest za wcześnie na naukę filozofii, za którą podążać pragniemy. Albowiem jedynie ona kształtować powinna naszą świadomość. A to przecież właśnie świadomość kieruje naszymi działaniami.
– Czyż dobrze słyszę? – zdumiałam się. – Jesteś więc abnegatką w takim stopniu, że kpisz sobie z osądów innych?
– Rzecz to oczywista, moja najmilsza! Mogę się nawet przyznać do tego, iż znacznie większą rozkosz sprawia mi świadomość, że moja reputacja jest zła, niż cieszyłabym się z dobrej. Julietto! Zapamiętać musisz, ze reputacja ani nie jest wartością, ani też jej nie posiada. Nie może więc zrekompensować ofiar i cierpień składanych na jej ołtarzu. Ten, co zabiega uparcie o swoją chwałę, męczy się równie mocno, jak ten co o nią nie dba. Pierwszy obawia się tłumu, drugi – swojej wolności. Rozumiesz zatem, że na drodze występku jest tyle samo cierni i kamieni co na drodze cnoty. Zadręczamy się jedynie wyborem! Czyż nie lepiej polegać po prostu na naturze i wskazówkach, które nam daje?
– Przyjmując te nauki – zaoponowałam – obawiałabym się pogwałcenia zbyt wielu zasad i praw.
– Doprawdy, kochanie! – uśmiechnęła się Delbene. – Równie dobrze mogłabyś rzec, że obawiasz się doświadczyć zbyt wielu przyjemności! Czymże są te prawa? Spróbujmy się nad tym zastanowić. Są to konwenanse, narzucane zawsze bez zgody wszystkich członków społeczeństwa i znienawidzone w głębiach ich serc. Ponadto są one sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem! To absurdalne konwencje, mające wartość tylko dla głupców pragnących się podporządkować. Dla ludzi rozsądnych mogą służyć jedynie za przedmiot wzgardy.
Mówiła dalej:
– Wystrzegaj się zawsze religii! Jej zwodnicze wpływy mogłyby zwieść cię na manowce. Podobna jest hydrze lernejskiej, której głowy po dwakroć odrastają, gdy się je obcina, nękać cię będzie nieustannie, jeśli nie włożysz stałego wysiłku w niszczenie jej zasad. Obawiam się, by wyśnione idee o wyimaginowanym Bogu, jakimi zatruwano cię w dzieciństwie nie posiadły twej wyobraźni. Kochanie! Wołam, byś usunęła z pamięci niepotrzebnego i wartego wykpienia Boga! Okaż mu wzgardę! Jego istnienie jest jedynie cieniem rozpraszanym przez najmniejszy chociaż wysiłek umysłu. Uspokoisz się wtedy dopiero, gdy cała ta ułuda straci jakąkolwiek władzę nad twoją duszą, w jaką została wyposażona za sprawą błędów i kłamstw!
Zakończyła zaś:
– Jeśli wciąż żywisz wątpliwości, opowiedz mi o nich, a z chęcią je rozwieję. Uodporniona zaczniesz mnie naśladować i podobnie jak ja, wypowiadać będziesz imię tego Boga nikczemnego, by go opluwać i przeklinać. Wyznaję otwarcie, że idea tej bestii jest jedyną rzeczą, jakiej nie mogę wybaczyć człowiekowi. Uwolnić go mogę od błędów, ubolewać nad jego słabościami, ale nie potrafię zapomnieć mu wykreowania owego monstrum! Nie wybaczam mu, że sam ukuł dla siebie kajdany religii, które skrępowały go tak dotkliwie i że głupotą powodowany, sam sobie jarzmo założył. Nigdy do końca nie umiem wysłowić grozy, jaka dotyka mnie przez potworny system, głoszący istnienie Boga… Krew w żyłach wrze mi na sam dźwięk boskiego imienia!
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Anonimowy
2015-01-23 at 21:19
…niech będzie nam światkiem!
że co proszę?
Anonimowy
2015-01-23 at 22:02
"Bóg niech będzie nam światkiem!" Mam nadzieję, że to tylko iście freudowska pomyłka. 😉 Ponadto brakowało kilka 'ogonków'.
Cieszę się bardzo, że dzisiaj pojawił się Markiz de Sade. Lubię tego gościa i przykro się mi robi na myśl, że najbardziej kontrowersyjna część "120 dni Sodomy czyli szkoły libertynizmu" bezpowrotnie zniknęła.
Tłumaczenie na takim samym poziomie, jak pierwsze (brawo dla Megasa i Seelenverkopera). I co tu dużo mówić – czekam na więcej. 😉
Siostra.
Anonimowy
2015-01-24 at 18:44
Krótkie takie. Tylko się zaczyna i już koniec. zdaje się że de Sade więcej napisał.
Seelenverkoper
2015-01-24 at 22:49
Tak, ale objętość tego opowiadania wywołana została pewnymi powodami:
Po pierwsze: nie wiedzieliśmy czy Markiz przypadnie czytelnikom do smaku.
Po drugie: Tekst Julietty jest bardzo chaotyczny i tłumacz (ja) zmuszony jest dzielić książkę na pewne w miarę jednolite kawałki.
Po trzecie: Markiz został dość niespodziewanie wywołany by zabrać głos;] stąd szybkie tępo pracy tłumacza i korektora.
Megas Alexandros
2015-01-25 at 23:49
Dobry wieczór!
Całkiem udany przekład arcyciekawej książki. Nie tylko za sprawą erotycznych scen – dość odważnych, ale raczej jak na XVIII, a nie XXI wiek – ale również z uwagi na przedstawioną filozofię. Mam nadzieję, że naszemu Tłumaczowi starczy wytrwałości i zapału, by przełożyć jak najwięcej fragmentów "Julietty". A jeśli przetłumaczy nam całość – to już w ogóle będzie niebo. Tudzież piekło.
Pozdrawiam
M.A.
Anonimowy
2015-01-27 at 11:02
Więcej! Chcemy więcej 🙂 Lysistrata