Tamara rozglądała się z ciekawością, trzymając brudny kawałek pergaminu w dłoni. Jako łowczyni nigdy nie miała problemu ze znalezieniem pracy, skóry zwierząt zawsze dobrze się sprzedawały, dzięki czemu miała dość pieniędzy na wszystkie swoje zachcianki. Ale tym razem chodziło o coś więcej – nagrodą były mapy ukazujące drogę do zaginionych artefaktów. Ogłoszenia porozwieszane w okolicznych karczmach nie zwróciłyby uwagi zwykłych poszukiwaczy przygód. Tym razem, na pierwszy rzut oka, ogłoszenie dotyczyło wyjątkowo nieatrakcyjnego zlecenia. Za marne pieniądze niebezpieczny połów szymolągwi, które uwielbiają bagna, odchody i wszelkie inne plugastwa? Aż zadrżała na myśl, że mogłaby być kiedykolwiek zmuszona polować na te obleśne stwory. Brrr…
Dlaczego więc zainteresował ją ten świstek? Magiczne runy ozdabiały tekst niemal w każdym miejscu. Widoczne były tylko dla adeptów Mglistego Uniwersytetu. Jednak najbardziej interesujący był jeden znak – nieduży, niepozorny, przyciągał jednak jak magnes. Tamara słyszała na jego temat wiele legend i jeszcze więcej kłamliwych historyjek, tak więc aura tajemnicy pobudzała jej ciekawość do granic możliwości.
Jedyna, oficjalna wzmianka nie wyjaśniała niczego:
Ja jestem tym, który należy tylko do ciebie
Ty spotkasz się w nim, gdy zażądam tego dla siebie
Ofiarą, krwią, bezlitosnym wysiłkiem
zbliżamy się wciąż i wciąż…
Odwagą, honorem, siłą i wytrwałością mnie odnajdziesz,
…by w końcu być więcej niż sobą
bym był twą największą ozdobą…
Legenda, która najbardziej ją przekonywała, traktowała o magicznych artefaktach, z których każdy przeznaczony jest dokładnie dla jednej osoby. Wybranej. Dostarczał nadnaturalnej mocy, niemożliwej do zdobycia w jakikolwiek inny sposób.
Nigdy nie przestała go pożądać. Często nawet o nim śniła. Tak więc licząc się z ewentualnością, że trzymany w dłoni świstek może przynieść nie tylko zwycięstwo, ale i rozczarowanie, pewnym krokiem weszła do gospody, gdzie miała do wykonania pierwsze zadanie.
„Znajdź wojownika” – brzmiała krótka, zaszyfrowana instrukcja.
Ba! To było proste. Nie zdarzyło jej się nie spotkać wojownika w karczmie. Pełno ich się tu pałętało szukając zajęcia, chlebodawcy, nierzadko też zwykłej rozróby. Niewiasty łatwych obyczajów także. Każdy z nich, widząc młodą elfkę z łukiem na plecach i odznaką łowcy, nie mógł się powstrzymać od żartów, kpin czy flirtu. Będąc sierotą i podróżując samotnie musiała uodpornić się na takie zaczepki. Nauczyła się więc pić na równi z mężczyznami, kląć jeszcze gorzej od nich i zawsze być tą, która wybiera, a nie ulega czyjemuś wyborowi. I przede wszystkim – była najlepsza w swoim fachu. Niezaprzeczalnie, co udowodniła już niejeden raz.
Intuicja mówiła jej, że wojownik, którego potrzebuje, będzie inny niż ci dotychczas poznani. Usiadła więc swoim zwyczajem przy szynkwasie i zamówiła róg piwa, swobodnie zakładając zgrabną nóżkę na drugą. Umizgi karczmarza zbyła machnięciem ręki z której nonszalancko wypadła srebrna moneta.
Była cierpliwa. I miała wiele srebrnych monet…
Gospoda nie była zbyt duża. Jedno okno dające stanowczo zbyt mało światła straszyło zmurszałymi firanami. Po prawej stronie od szynkwasu stało kilka drewnianych ławek z kulawymi krzesłami, po lewej zaś spiralne schody prowadzące do pokojów gościnnych. Oczywiście największym zainteresowaniem cieszył się sam szynkwas zwłaszcza teraz, gdy dodatkową atrakcję stanowiła samotna, popijająca piwo elfka.
Tamara czekała. Wiedziała, że wspólny cel przyciąga do siebie ludzi nawet wbrew ich woli. Powstrzymała zatem ciekawość i nie rozglądała się po oberży. Tymczasem jeden z ludzi, wyraźnie chwiejący się na nogach, uznał milczenie Tamary za obraźliwe i szarpnął ją gwałtownie za ramię, wylewając trunek na podłogę.
***
Siedzący w ciemnym kącie gospody Desmond spokojnie popijał piwo. Spod kaptura czujnie obserwował wszystko, co działo się w karczmie. Jego mottem było „nie rzucać się w oczy i o ile to możliwe, unikać wszelkich sporów i potyczek”.
Od chwili, gdy ta młoda elfka weszła do karczmy, wiedział, że nie wróży to nic dobrego. Za bardzo prowokowała swoim wyglądem, a poza tym była… zbyt cicha. Jedynym słowem, jakie powiedziała było: „piwa”, skierowane do oberżysty. Jednocześnie wyniosła i nonszalancka, niewinna i wulgarna. Delikatna i umięśniona – same sprzeczności. Ze swojego punktu obserwacyjnego widział tylko burzę złocistych loków, drobne plecy osłonięte białą, przewiewną tkaniną, spiętą na ramionach srebrnymi klamrami. Szata kończyła się nierówną linią w połowie zgrabnych ud. Desmond uparcie udawał przed samym sobą, że zainteresowały go tylko jej jeździeckie buty, sięgające aż za kolana, że tylko przypadkiem omiótł kawałek nagiego ciała nad ich zakończeniami. Dla niewprawnego oka obuwie wyglądało iście fantazyjnie, przyozdobione złotym haftem, jednak wojownik wiedział, że na srebrnym zamszu odbijają się złotem okucia sztyletów, gwiazdek i miniaturowych toporków. Przez chwilę zastanawiał się, czy pod materiałem tuniki też ma broń. Dziewczyna zaczynała go intrygować…
Nawet teraz, gdy ten pijak wytrącił jej napój z dłoni, nie powiedziała ani słowa. I może właśnie to jej milczenie sprowokowało tego ochlapusa jeszcze bardziej. Przyglądająca się zajściu pozostała trójka mężczyzn głośnym śmiechem i docinkami zachęcała chwiejnego kolegę do dalszych zaczepek.
– Bierz ją, pokaż, kto tu rządzi!
– Nie bądź ciotą, Gruby!
Dwaj krasnoludzi siedzący nieopodal przyglądali się temu przez moment z nieufnością w oczach, po czym wrócili do swej rozmowy, pochyleni nad rogami z piwem. Ta rasa była nieufna tak wobec ludzi jak i elfów, dlatego nigdy nie wtrącali się w cudze sprawy, chyba że te tyczyły się ich gatunku.
Desmond nader dobrze znał elfy i wiedział, że jeden pijany idiota, a nawet dwóch czy trzech, nie ma szans z tą dziewczyną, dlatego cierpliwie i spokojnie przyglądał się całemu zajściu.
***
Tamara spojrzała na pijaka z lekkim rozbawieniem. Nie poświęcając mu więcej uwagi, skinęła na oberżystę, rzucając następną monetę. Atmosfera w karczmie zgęstniała. Oto młoda elfka jawnie ignorowała dorosłego, muskularnego mężczyznę, mającego kilku innych do pomocy, wyraźnie dążących do jakiejś rozróby.
Długo uczyła się tej pewności siebie, swoją siłę czerpała z porażek. Po śmierci rodziców sama musiała o siebie zadbać. Naturalnie stała się dla siebie jednocześnie matką i przyjaciółką, srogim ojcem i denerwującym bratem. Kiedy było jej źle, rozpieszczała się błyskotkami; gdy wpadała w melancholię, zmuszała do wyczerpujących ćwiczeń. Po pierwszym gwałcie torturowała się wyczerpującymi treningami: biegi, szermierka, strzelanie z łuku. Miała wtedy tylko jeden cel w życiu: już nigdy nie dopuścić, by czyjeś brudne łapska zerwały z niej ubranie. Nigdy więcej nie być tak bezsilną, jak wtedy, gdy przyciśnięta do ziemi czuła, jak mężczyźni zaspokajali w niej swoją chuć. Nigdy więcej! Nie być tak głupią, by wpaść w zasadzkę.
Było ich sześciu. Wracała z miasta do Mglistego Uniwersytetu, po tym jak kolejny raz szukała wskazówek dotyczących tajemniczego artefaktu. Spieszyła się, zapadał już mrok. Gdyby zdarzyło się to teraz, usłyszałaby ich kroki, nie zlekceważyłaby spłoszonych ptaków, odwróciłaby się i stanęła do walki. Wtedy była młodsza, niedoświadczona, słaba…
Kiedy zdała sobie sprawę, że ktoś za nią idzie, było już za późno. Zerwała się do biegu, jednak oni byli szybsi. Mężczyzna, który dogonił ją pierwszy, podciął jej nogi i usiadł na plecach. Był tak ciężki, że tylko strach i furia zmuszały jej ciało do obrony. Wiła się jak węgorz, próbowała drapać, ale jej wysiłki nie dawały żadnego efektu. Usłyszała, jak wokół rechoczą towarzysze napastnika.
– Wygrałeś młodą dziewkę, pewnie ciasna jest, trzeba jej pokazać, co traci w tym klasztorze!
– Bierz się do dzieła, piszczy, jakby nie mogła się już doczekać! – krzyknął inny.
W ustach miała już pełno piachu, młóciła rękoma na oślep, starając się zepchnąć przeciwnika z siebie. Konar drzewa wpijał jej się boleśnie w brzuch, ale strach dodawał sił. Szlochała i błagała, by nie robili jej krzywdy. Na próżno. Poczuła obrzydliwe paluchy na swoich pośladkach. Zbir nagłym szarpnięciem odwrócił ją na plecy i rozerwał giezło. Pod spodem miała tylko tunikę. Usłyszała gwizdy i brawa. Nie poddawała się, wbiła paznokcie w rękę napastnika i z całych sił ugryzła jego przegub. Wrzasnął z bólu i uderzył ją pięścią w twarz. Poczuła smak krwi i jeszcze większy strach. Z całych sił zaciskała uda, gdy mężczyzna rozsuwał je swoimi nogami. Po chwili stracił cierpliwość. Uderzył jeszcze raz, a potem jedną ręką trzymając jej nadgarstki na głową, drugą zaczął zsuwać swoje portki. Był o wiele silniejszy, z łatwością rozwarł jej uda i wepchnął się między nie. Zerwał tunikę, jakby tkaninę zrobiono z pergaminu. Tamara krzyczała rozpaczliwie, gdy poczuła rwący ból między nogami. Zbir brał ją gwałtownie, nie zważając ani na jej męki, ani na krew, która z każdym ruchem coraz mocniej plamiła szatę pod nimi. Pewnie było mu to nawet na rękę, bo choć wyła jak zarzynane zwierzę, krew dawała dodatkowe zwilżenie, ułatwiające penetrację. Mężczyzna przygniótł ją całym ciałem, jedną ręką wciąż unieruchamiając nadgarstki, drugą tarmosząc drobne piersi. Ta tortura trwała ponad godzinę. Gdy jeden kończył, przytrzymywał ją, by kolejny mógł zaspokoić swoje żądze. Zniewolona w ten sposób, nie miała żadnej możliwości obrony…
Ale teraz jest już inną kobietą. Nie użalała się nad sobą. Gwałt okazał się doświadczeniem, które stało się bodźcem do zmian mających wielki wpływ na jej życie. Zmian, dzięki którym nie bała się nawet kilku mężczyzn, bo wiedziała, że bez trudu sobie z nimi poradzi…
Karczmarz z lekkim niedowierzaniem spojrzał na Tamarę, nie będąc pewnym, czy chce jej pomóc, uznać za szaloną, czy też nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Wybrał to ostatnie. Lekko drżącą dłonią napełnił jej róg.
Tamara nie spieszyła się. W dalszym ciągu czekała na wojownika. Wiedziała, że w końcu, chcąc nie chcąc, pojawi się gdzieś obok. Z lekką satysfakcją usłyszała zgrzytanie zębów upokorzonego mężczyzny.– Nie będzie mnie tu elfia ruchawica ignorować! Chodź tu, pokażę ci, co z takimi już nie raz robiłem!
Tamara odwróciła się bardzo powoli. Spod przymrużonych powiek analizowała sytuację. Czterech mężczyzn, do dyspozycji swój damski sztylet (a jakże, wysadzany delikatnymi perełkami, nie mogła się temu oprzeć), myśliwski nóż do patroszenia i raczej mało przydatny w tej chwili łuk z kołczanem pełnym strzał. Zabawki poukrywane w zakamarkach odzieży wolała zostawić na inne okazje. Krasnale nie stanowiły zbytniego zagrożenia, oberżysta tchórzliwie zniknął na zapleczu. Karczma wydawała się pusta, gdy wtem… Tamara zauważyła tajemniczą postać, w ciemnym kącie gospody. Kaptur osłaniał jego twarz, jednak dziewczyna była pewna, że analizuje sytuację tak samo czujnie jak ona. Wojownik. No nic – prychnęła w duchu – bardzo przydatny, nie ma co…
Spojrzała przeciwnikowi prosto w oczy. Złość, zniecierpliwienie i pewność, że wbrew pozorom jest na wygranej pozycji i to jej powinni się bać oszołomiła mężczyznę. Nie takiej reakcji się spodziewał. Raczej strachu, skruchy – a nie tak bezlitosnej wrogości.
– Siadaj, nauczę cię pić. Twoi towarzysze najwidoczniej nie potrafią, skoro tak się nudzisz, że musisz zaczepiać „elfie ruchawice”.
Mężczyzna zbaraniał. Tamara nie dała mu zbyt dużo czasu do namysłu, wyjęła następną monetę i skinęła znów na karczmarza, który ze swojego ukrycia nie przestawał obserwować sytuacji.
Tamara poczekała, aż oszołomiony mężczyzna weźmie róg do ręki i przysunęła się do niego bliżej. Z daleka musieli wyglądać jak flirtująca ze sobą para, tymczasem sycząc jadowitym szeptem, dziewczyna trzymała już w ręku sztylet, zdecydowanie przyciskając ostrze do jego szyi.
– Przychodzisz tutaj i marnujesz moje piwo, gruba świnio. Wiesz ile takich świń w swoim życiu już wypatroszyłam? Zaczynałam od mostka – zjechała nożem nieco niżej, wciąż patrząc mu w oczy – aż do gardła – nóż przesunął się na poprzednie miejsce – a potem odcinam krtań, tchawicę i przełyk. Zaraz potem usuwam jądra. Dopiero na końcu zajmuję się brzuchem i sercem. Masz ochotę się o tym przekonać?
Mężczyzna głośno przełknął ślinę i wyszeptał krótkie „nie”. „Tchórz” – pomyślała Tamara i gestem pokazała mu drzwi.
Wybiegł z karczmy, wprawiając tym w osłupienie swoich towarzyszy. Po chwili, zdezorientowani, poszli w jego ślady. Tamara spokojnie dopiła piwo, zastanawiając się, ile jeszcze wypije, zanim wojownik zdecyduje się na konfrontację.
***
Żaden z mężczyzn nie dostrzegł tego, co Desmond. Dziewczyna zanim zbliżyła się do pijaka, szybkim ruchem ręki wyjęła sztylet i przysunęła go po kryjomu do szyi tego nieszczęśnika.
– Elfy – pomyślał – Lepiej z nimi nie zadzierać – uśmiechnął się lekko, widząc jak pijaczyna wychodzi niemalże biegiem z gospody, a zaraz potem w jego ślady idzie pozostała trójka.
Uśmiech na jego twarzy znikł tak szybko jak się pojawił, a to za sprawą czegoś, co dojrzał u tej dziewczyny. Może i była to krótka chwila, kiedy elfka poprawiła sobie bransoletkę na ramieniu, ale ta chwila wystarczyła, aby dostrzec bliznę. Odkąd pamiętał Desmond miał tajemnicze sny, w których zawsze pojawiała się kobieta z blizną na ramieniu. Upił szybko ostatni łyk piwa, wstał i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Nękające go majaki powróciły na jawie.
Za każdym razem te same, niesamowite oczy wpatrywały się w niego tak uważnie, jakby chciały przewiercić go na wylot, poznać każdą myśl, każdy uczynek. Cała sylwetka była rozmazana, drgała niczym płomień, tylko te oczy… Czuł jak nogi zaczynały pod nim niebezpiecznie drżeć, że jeśli nie odwróci wzroku – zatraci się całkowicie. Gdy był już na granicy obłędu, zbliżała się do niego wraz z podmuchem gorącego powietrza. Jej usta parzyły mu skórę na szyi, gdy szeptała: „nie zawiedź mnie”. Głos dobywał się jakby zewsząd, gdy sparaliżowany czekał na wyjaśnienie. Znów czuł na sobie uważne i jakby smutne spojrzenie, jednak tym razem nie mógł oderwać wzroku od jej ust. Nie poruszała wargami, a jednak słyszał jej westchnienie. Czuł, że zaraz pełne wargi spoczną na jego własnych i z każdym kolejnym snem pragnął tego coraz mocniej. Jednak wszystko kończyło się nieubłagalnie: gdy już tylko mgnienie dzieliło ich od pocałunku, tajemnicza kobieta odsuwała się, by uciec. Desmond za każdym razem próbował ją zatrzymać, chwytając za ramię. Zawsze bezskutecznie, ponieważ palce tuż nad blizną zaczynały płonąć.
– To niemożliwe – myślał Desmond – przecież to tylko głupi sen…
Wojownik podróżował z miasta do miasta w poszukiwaniu dobrego zarobku. Był łowcą nagród. Do Zelho, miasta drwali i górników przybył dwa dni temu. Od razu znalazł zakwaterowanie w tej gospodzie. Przespał dwie noce i dziś po posiłku i mocnym trunku miał udać się w dalszą drogę, do oddalonego o dwa dni drogi Kelveren, gdzie miał nadzieje znaleźć porządne zajęcie na dłużej. Plany pokrzyżowała ta tajemnicza elfka. Postanowił mieć ją na oku, ale najpierw chciał załatwić parę spraw na mieście.
Uchylił drewniane drzwi, po czym szybko je zamknął. „Będzie ciekawie”, pomyślał. Zhańbiony przez kobietę pijak zbliżał się właśnie do gospody wraz z towarzyszami. Wszyscy byli uzbrojeni w siekiery. Drwale, cholerni drwale, z Zelho. Pewni siebie pijacy, bez szacunku dla przyrody. Ich sposób na życie to ciąć, rąbać – jak nie drzewa, to ludzi, którzy weszli im w drogę. Czterech na jedną kobietę, zapewne chcieli postraszyć ją bronią i zmusić do przeprosin. Wojownik nie miał wątpliwości, w jaki sposób miałaby je wyrazić…
Bez zastanowienia podszedł do elfki i nie patrząc na nią, spokojnym tonem rzekł:
– Za chwilę wejdzie tu banda wściekłych drwali gotowych cię zabić. Na twoim miejscu wyszedłbym przez zaplecze, chociaż mam przeczucie, że zrobisz zupełnie odwrotnie.
„Co za intrygujący głos” – pomyślała Tamara, zanim dotarł do niej sens słów mężczyzny. Uśmiechnęła się pod nosem i zdjęła z pleców łuk.
– Ile? – spytała krótkim, rzeczowym tonem.
–Czterech – odparł spokojnie.
– Broń? – wzięła do ręki cztery strzały, umieszczając jedną na cięciwie, pozostałe między palcami.
– Siekiery – rozbawiona Tamara prychnęła jak kotka i ustawiła się na przeciwko wejścia.
– Są bardzo blisko?
– Zaraz wejdą.
Tamara nie była tchórzem. Nawet przez myśl nie przeszła jej ucieczka. Ustawiła się w pozycji do strzału, czekając na otwarcie drzwi. Na raz mogło się tam zmieścić najwyżej dwóch, no, może trzech mężczyzn. A oni nie byli trzeźwi, w dodatku kipiał w nich gniew. No i chciała zobaczyć swojego wojownika w akcji.
Gdy usłyszała brawurowe okrzyki za drzwiami wypuściła pierwszą strzałę. Ostrzegawczą. Pęd powietrza zabrzmiał dla niej cudownym, wręcz pieszczotliwym tonem. Wyćwiczonym ruchem ustawiła kolejną strzałę na cięciwie.. Nadal uśmiechnięta spojrzała spod rzęs w stronę towarzysza.
– Bawisz się ze mną?
Nie czekała na odpowiedź, drzwi trzasnęły z hukiem i wkroczył pierwszy drwal. Tamara puściła cięciwę, błyskawicznym ruchem zakładając na nią kolejną strzałę. Pierwszy mężczyzna chwycił się za ramię, wybałuszył oczy i po chwili zwalił się na podłogę.
Wojownik nie zdążył zrobić żadnego ruchu, podniósł tylko jedną brew. Po chwili drugi mężczyzna leżał obok pierwszego, z strzałą wystającą z piersi. Dwóch następnych przewaliło się przez swoich towarzyszy i gdy niezdarnie gramolili się z podłogi, zostali postrzeleni w pośladki. To było dziecinnie proste. W międzyczasie zdążyła nawet zamówić kolejkę dla siebie i wojownika.
W końcu nie dało się przejść przez pokonanych mężczyzn. Byłoby lepiej dla nich, gdyby już nigdy nie wstali – z taką hańbą nie da się żyć.
– Nie lubię napalonych hyrtonów – westchnęła i spojrzała na wojownika. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Zapewne codziennie spotykał młode dziewczyny powalające czterech rosłych drwali i pochłaniające piwo, jakby to była herbata. Uśmiechnęła się z kpiną i podała mu róg z piwem.
– Tamara – wyciągnęła dłoń.
– Desmond – uścisnął ją mocno.
Tamara przez chwilę wydawała się nieprzytomna, ale szybko doszła do siebie. Dopiła piwo. Na jej ustach znów pojawił się kpiący uśmieszek, gdy po krótkim milczeniu zadała krótkie, rzeczowe pytanie, na które – czy tego chciał, czy nie – w tych okolicznościach mogła być tylko jedna odpowiedź.
– Idziemy?
.
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Karel Godla
2015-01-06 at 08:27
Ależ Autorko zanęciłaś! Będę tu teraz zaglądał niczym ryba sprawdzająca, czy rybak znowu karmę rozrzucił. W sumie pełne zaskoczenie. Zajrzałem raniutko, wstyd powiedzieć jak bardzo, i chciałem tylko zerknąć – pierwsza część opowieści wyszarpnęła mnie ze snu jak hak rybę z wody.. Marne te metafory, wiem. Ale coś z mojego zaskoczenia i zaciekawienia oddają. Opowiadanie dla Dużych Dziewczynek i Dużych Chłopców w Nas. Więc i dla mnie w sam raz. Czekam na kontynuację.
Lubik dla Autorki na zachętę.
Areia Athene
2015-01-06 at 11:55
Coś mi mówi, że najbliższy rok na Najlepszej będzie należał do silnych i odważnych wojowniczek… i ich Twórczyń! 😀
Wiem skądinąd, droga Squzi, że miałaś pewne wątpliwości dotyczące tego tekstu. Zupełnie niepotrzebnie! To jest bardzo dobre opowiadanie. Doskonale odnajdujesz się w tematyce fantasy i świetnie wyczuwasz klimat świata spod znaku magii i miecza 🙂
Reasumując: ja chcę więcej! Duuużo więcej! 😀
Pozdrawiam – Areia Athene
Vincent Rapanui
2015-01-06 at 12:39
Dobry, ciekawy początek opowieści. Ładnie się czyta, płynna, wartka akcja. Dobrze wplecione fragmenty retrospekcji. Osobiście lubię bardziej drastyczne sceny przeplatane z seksem, ale to kwestia gustu. Pewnie znak czasów, gdzie typowy seks spowszedniał i stał się banalny. Scena gwałtu mogła zawierać bardziej szczegółowe opisy brutalnych czynności – opis gwałtu jak dla mnie powinien "wywracać bebechy" u czytelnika i budzić niezdrowe podniecenie zarazem. Taka mieszanka, po której czytający czuje się nieswojo. Groźby do pijaka w karczmie wygłoszone językiem salonowym, a wcześniej wiemy z narracji, że bohaterka nauczyła się kląć. Spodziewałem się jakiejś ciekawej wiązanki malowniczych przenośni i porównań budzących strach i pobudzających wyobraźnię, a tutaj słowa z podręcznika do biologii. Nie chodzi mi tu w ogóle o brak obleśnych przekleństw, ale o niewykorzystanie potencjału tej wypowiedzi, poprzez zastosowanie odpowiedniego języka. Scena rozprawy z pijakami raczej groteskowa niż brutalna, ale taki był chyba zamysł autorki. Trochę szkoda, bo nastrój narastającej grozy sytuacji rozsypał się w kilku zdaniach.
Bardzo dobre opowiadanie, choć jak wspomniałem momentami nieco "miękkie" i czuje się, że tego raczej nie pisał mężczyzna. Nie jest to absolutnie zarzut – są tacy co lubią bardzo mocno i szczegółowo, są tacy co mocno, ale z wyczuwalnym umiarem i łagodnością. Ja lubię to pierwsze.
Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością i serdecznie pozdrawiam 🙂
Squzi
2015-01-06 at 16:10
Karel Godla6
Bardzo Ci dziękuję za wyrazy uznania 🙂 Obudziłam się dziś o 9:06 i stwierdziłam, że to jednak dużo za wcześnie 🙂 Obiecuję, że kolejna część będzie jeszcze bardziej zaskakująca… i zachęcająca do jeszcze częstszych "połowów" 🙂
Areia Athene
Również bardzo dziękuję :* chociaż coś czuję, że ta zachęta nie jest tak do końca bezinteresowna, to wiesz, że z powodzeniem obudziłaś we mnie ducha walki 🙂 Co za pewne znajdzie odzwierciedlenie w kolejnej części 🙂 Dziękuję też za pomoc i dodanie odwagi, jak słusznie Vincent Rapanui zauważył, tak scena gwałtu, jak i awantura z pijakiem mogłyby być mocniejsze. Atheno, uważaj, bo wyścig może być ostry 😀
Vincent Rapanui
Dziękuję za długi, obszerny komentarz. Zgadzam się z Tobą całkowicie. Dodam jednak, że pierwsza część to głównie wprowadzenie dla czytelników: co, gdzie i przede wszystkim kto. Na potrzeby opowiadania przeglądnęłam forum średniowiecznych przekleństw i obiecuję – będzie ich dużo więcej 🙂 Przyznam też, że gdy zobaczyłam, że opowiadanie ma 2696 słów, to dla samej liczby nie dodałam już nic więcej.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Chciałabym też bardzo gorąco podziękować Megasowi Alexandrosowi 🙂 Za korektę, za pomoc i wiarę w początkującą autorkę :*
Vincent Rapanui
2015-01-06 at 17:52
Squzi Squisherd,
Jedynie co mogę zasugerować, to aby uważać z tymi przekleństwami, bo sytuacja zamiast dramatycznej może zamienić się w komiczną, karamba :-). Przekleństwa trzeba też dobrze "wrzucić" w wypowiedź, bo inaczej wyjdzie nienaturalnie. Z tą rozmową w karczmie bardziej chodziło mi nie o przekleństwa, ale o coś innego. Wyobraź sobie, że to Ciebie zaczepia pijak w knajpie i chcesz mu mocno i dobitnie dać mu do zrozumienia żeby sobie poszedł, odnosząc się przy tym do profesji jego matki :-). Ja nie mam tak ostrego i kwiecistego języka, ale tak na szybko przyszła mi do głowy np. taka przebudowa słów Tamary i to bez przeklinania : Jeżeli nie odwalisz się ode mnie, to wbiję nóż w twoje trzewia i pozwolę ci gnoju zdychać godzinami i patrzeć na własne patroszone cielsko. Zrobię to tak, że flaki wypłyną ci powoli na podłogę, a ty będziesz zbierał je z niej swoimi obleśnymi łapskami i próbował nadaremno wsadzić je z powrotem, wrzeszcząc śmiesznie cieniutkim glosikiem po tym, jak ci utnę jaja i położę na twym parszywym ryju dla dekoracji…
W knajpach już nie raz słyszałem, jak kobiety potrafiły się przepiękną i malowniczą wiązanką opędzić od niechcianych adoratorów i uszy więdły nie tylko tym "obdarowanym" takim odprawieniem, ale w całej knajpie robiło się cicho i panował moment zadumy nad usłyszanymi słowami 😀
To tak odnośnie możliwości zaaplikowania Tamarze ostrego i zdecydowanego języka bez używania słów na k i ch. Wiem, że kobiecie trudniej taki język przychodzi, ale ostre kobiety radzą sobie z kwiecistymi wypowiedziami lepiej niż mężczyźni, którzy często ograniczają się do prostych przekleństw. Opowiadanie jest Twoje i do niczego absolutnie nie namawiam. Ot, moje luźne uwagi na marginesie i pewnie każdy czytelnik widzi to inaczej. W każdym razie seria opowiadań o Tamarze zapowiada się bardzo interesująco !
Pozdrawiam,
VR
Squzi
2015-01-06 at 18:16
Jasne, Tamara nie da sobie w kaszę dmuchać i zupełnie inaczej zachowałaby się w analogicznej sytuacji, gdyby przyszła tylko w celu wypicia kilku kolejek. Tymczasem szukała wojownika. Chciała sprowokować sytuację, w której będzie mógł wykazać się swoimi umiejętnościami. Taką przynajmniej miała nadzieję 🙂 I tu wydawało mi się bardziej na miejscu wykazać znajomością patroszenia, niż wulgaryzmami.
Vincent Rapanui
2015-01-06 at 18:36
OK :-). Czekam na dalsze części z niecierpliwością i powodzenia !
VR
Anonimowy
2015-01-07 at 09:17
Dobrze, że AS (broń Boże nie mylić z Andrzejem Sapkowskim), autor wspaniałej sagi fantasy, wolnej od wszystkich wspomnianych wad, zstąpił do nas z pisarskiego Olimpu, gdzie zasiada po prawicy Kresa, by pouczyć nas, maluczkich, o tym co jest nie tak z powyższym opowiadaniem. Inaczej moglibyśmy pozostać w błogiej nieświadomości!
A poważnie: najlepszy dowód że recenzent jest jak eunuch – wie jak, a nie potrafi.
Lurker
Squzi
2015-01-08 at 16:37
Dziękuję za obronę 🙂 Desmond powinien wziąć z Ciebie przykład 😀
starski
2015-01-07 at 12:22
Fantasy coca cola, zjawisko częste w epoce ekranizacji WP i harypotera. Postacie, miejsca i akcja sztampowe i wręcz papierowe.
Intryga banalna, cel bohaterki bajkowy.
Mam wrażenie, że autorka, bo jestem na 99,9% pewien, że to niewiasta, zna klimaty jedynie z wyzej wymienionych filmow plus może kilku partyjek d&d z kiepskim game masterem 😉
Kilka blędow w zapisach dialogow i -z pamieci- pare powtorzen, ale wprawna korekta może takie rzeczy wyelimonowac.
Wszystko napisane dosyc czysto – ale!- aż za!
Opis czegos tak ohydnego jak gwalt w tak grzecznym i naiwnym wykonaniu to się po prostu nie godzi.
Scena z pijakiem, ktora zajęla chyba 90% calosci, rozlazła.
Na plus: Czystosc jezykowa zapewne. Kilka udanych zdan – to o srebrnych monetach na przyklad.
I to: "– Siadaj, nauczę cię pić." – tez dobre.
Reszta to świeża woda z bąbelkami, nie piwo 😉
Ale: Jest to opowiadanie i tak lepsze niz dziesiątki erotycznych bajek, ktore przyszlo mi czytac tam czy siam i z ciekawoscią przeczytam kolejne czesci, no przynjamniej jedną.
Jesli chcesz aby Twoje fantasy mialo wartosc nie tylko dla niezorientowanych to polecam l e k t u r e tego gatunku w wykonaniu Feliksa Kresa, Gene Wolfea, Aldissa czy Zelaznego o Tolkienie juz nie wspominajac.
Pozdrawiam serdecznie
AS
Squzi
2015-01-07 at 18:50
Drogi AS
Czy pisząc o ekranizacji WP miałeś aby na myśli Władcę Pierścienia? Polecając mi na końcu lekturę Tolkiena? 🙂 Uważam, że ekranizacja była całkiem niezła, chociaż bardzo mi brakowało osoby Toma Bombadila 🙂 Byłam przygotowana na to, że miłośnikom fantasy to opowiadanie może się nie spodobać. Młoda elfka, która wchodzi do karczmy, w której siedzą krasnoludy i nic sobie z tego nie robi. Cóż, są gusta i guściki i o tym dyskutować nie będziemy. Zdaję sobie sprawę z wielu niedoskonałości i mam nadzieję, że mimo tego Czytelnicy chętnie wybiorą się w jakże sztampową wyprawę z Tamarą i Desmondem, odnajdując w niej sporo przyjemności, czego również Ci AS życzę 🙂
Pozdrawiam serdecznie
starski
2015-01-07 at 20:11
Dziękuję. Złażę znów z tego Olimpu, a to prawie trzy kilometry po wybojach, potem jeszcze błądzę na tym zadupiu, zawsze się kurna zgubię…
Tak. WP to Władca Pierścieni. Ja uważam, że ekranizacja jest pożalsieboże i nie zasługuje na obecność w niej postaci Toma Bombadila. Ale wróćmy do Twojego tekstu.
Byłaś przygotowana, że nie spodoba się fanom fantasy dlaczego? Z powodu elfio-krasnoludzkiej sprawy? To tylko stereotyp. Nie trzeba się nim ani sugerować, ani przejmować, wręcz przeciwnie.
Ja natomiast sądzę, że Twoje opowiadanie może się z powodzeniem fanom fantasy podobać.
Tak samo na przykład jak „Auta” Disneya może podobać się fanom formuły jeden. Nie widzę żadnego problemu.
Ja tylko pragnę- cytując innego r e c e n z e n t a „…Pouczyć maluczkich o tym co jest nie tak z powyższym opowiadaniem” -mierząc je w kategoriach do których aspiruje czy może, które mu przypięto.
No i przede wszystkim dać Ci sygnał, że to co piszemy, a potem publikujemy czytają nie tylko osoby, które wszystko okrzykują złotem, bez względu na rzeczywistość.
Bardzo szkodliwe jest według mnie dla aspiranta artysty takie wsadzanie na konia „Jedź, świetnie ci idzie!” bo łatwo uwierzyć w pochlebstwa, wegetować potem twórczo i wypiekać gniot za gniotem.
Mamy na to przykłady na licznych portalach, a nawet w druku niestety. Po to jest krytyka według mnie, zwłaszcza dla początkujących. Za ostra? Myślę, że wcale nie. Mniej nadęcia, mniej hipokryzji-celowej lub przypadkowej, więcej autoironii i wszyscy będziemy zdrowsi.
Zapomniałem wcześniej dodać, że cennym jest w Twoim pisaniu kobiecy/niewieści ogólnie, punkt widzenia, z którego bije – może nawet na przekór Twym zamiarom- pewna czysta niewinność, pasująca wg mnie do postaci elfki, ale nieco mniej zaprawionej niż ta, którą pragniesz nam przedstawić. Taka moja konstatacja.
Pozdrawiam bo już i tak przydługo i pa!
AS
ps
Ja lubię coca colę, ale biada nazywać ją piwem.
Na zdrowie!
Micra21
2015-01-11 at 22:43
Witaj Squzi,
Wspaniałe wprowadzenie do cyklu. Dwie główne postacie przedstawione wyraźnie. Charakter i umiejętności Tamary wynikają z jej wcześniejszych doświadczeń. Czyta się świetnie, za szybko nastąpił koniec, teraz z niecierpliwością czekam na dalsze przygody Tamary i Desmonda. Coś mi się wydaje, że będzie to chyba związek nie tylko w sprawie poszukiwań artefaktu, ale też osobisty. Lubię fantasy i magię, a z dodatkiem erotyki jeszcze bardziej.
Pozdrawiam serdecznie
Micra21
Squzi
2015-01-13 at 05:42
Witaj Micra21,
Jak dobrze zauważyłeś, jest to wprowadzenie do cyklu. Póki co, przedstawiłam Tamarę, na Desmonda jeszcze poczekamy 🙂 Cieszę się, że opowiadanie dostarczyło pozytywnych wrażeń.
Pozdrawiam gorąco,
Squzi
Barman Raven
2015-01-12 at 16:32
"Postacie, miejsca i akcja sztampowe i wręcz papierowe.
Intryga banalna, cel bohaterki bajkowy." słusznie rzecze starski.
Sztampą koleżanka pojechała, co gorsza, nie dając sobie najpewniej z tego sprawy.
Miałem ochotę na opowieść z krwi i kości a dostałem wygładzone bajki dla ośmiolatków.
Ćwieka "Chłopców" i Pratchetta "Panowie i damy" jeśli chodzi o nieszablonowe podejście do fantasy rekomenduję.
Squzi
2015-01-13 at 05:32
Ależ Barmanie, zdaję sobie z tego sprawę i to zapewne jest jeszcze gorsze. Spytaj Megasa, ile przed publikacją było moich: "czy aby na pewno", "czy to się nadaje do publikacji?" Jeśli będziesz miał ochotę pozgrzytać zębami, to zapraszam do lektury następnej części 🙂
Pozdrawiam 🙂
PS: jestem pewna, że potrafisz być niemiły, do tego stopnia, że jednak chętnie się o tym nie przekonam 🙂
Anonimowy
2015-01-13 at 08:16
Barmanie-Ravenie, krwi i kości szukaj w Profilerze. Kości znajdziesz więcej niż krwi. Warto poświęcić czas. A tutaj chyba lekko trąci bajką na dobranoc.
Barman Raven
2015-01-13 at 15:35
Squzi Squisherd… To Twój nick widnieje pod opowiadaniem, nie Antenki i nie Megasa. Bierz na klatę zarówno pochwały jak i nagany i nie rozczulaj się nad sobą, "bo oni mówili"…
Barman Raven
2015-01-12 at 16:37
Ludzie mili mają niewytłumaczalny lęk przed mówieniem szczerze prawdy. Na całe szczęście nie wszyscy chcą być "mili".
Squzi
2015-01-13 at 16:50
Barmanie-Ravenie, nie rozczulam się nad sobą i nie chowam za Megasem i Ateną, ustosunkowałam się tylko do Twoich słów: "nie dając sobie najpewniej z tego sprawy". I nie oni mówili, tylko ja się obawiałam. Publikując opowiadanie nie miałam zamiaru mierzyć się z tak ochoczo przywoływanymi tu autorami, powielać, brać z nich przykładu także. Tekst jest lekki, prosty i jak to zauważył Micra21, miał zaznajomić czytelników z bohaterami. Także biorę to na klatę, Barmanie-Ravenie wciąż odrobinę się ciesząc, że te nagany takie delikatne.
Barman Raven
2015-01-13 at 19:37
"Postacie, miejsca i akcja sztampowe i wręcz papierowe. Intryga banalna, cel bohaterki bajkowy." Delikatne??
Umiesz pisać, więc zarzutu grafomani nie postawię, ale… posługiwanie się kalkami tak wytartymi że wyglądają na zupełnie zużyte zostało już postawione. Nie wiem jak wybrniesz z tego, ale jeśli elfka będzie się bzykać z wojownikiem i zwyciężać wroga za wrogiem to umrę z nudów.
Squzi
2015-01-13 at 21:34
Bardzo delikatne. Tym bardziej, że nie Twoje, tylko Starskiego… Obiecałam sobie, że swoich bohaterów nie zmienię, bez względu na komentarze. Nie chcę Twojej śmierci. Drugi człon Twojego pseudonimu, Barman-Ravenie, to anagram mojej ulubionej postaci z Kotora, jakżebym śmiała Cię zanudzić? Zobaczymy przy następnej części, na wszelki wypadek ubiorę odpowiedni pancerz 🙂
Megas Alexandros
2015-01-14 at 18:54
Mam wrażenie, że ktoś wczoraj komuś nasikał do porannej kawy…
Odnośnie opowiadania Squzi – zwracam uwagę, że to jest ledwie wprowadzenie do dłuższego cyklu. Więc na razie wstrzymałbym się z oceną bohaterów jako sztampowych. Może faktycznie się nimi okażą, ale dajmy im – i Autorce – szansę, by pokazała ich od interesującej strony. Na razie dowiedzieliśmy się co nieco o Tamarze, która nawiasem mówiąc ociera się nieco o wzorzec Mary Sue (inteligentna, ale za to waleczna, a mimo to odważna, lecz przy tym przenikliwa). Czekam, aż na tym widealizowanym wizerunku pojawią się pierwsze rysy. O Desmondzie nie wiemy praktycznie nic.
Robiąc opowiadaniu korektę i redakcję przed publikacją wskazałem Squzi na kilka rzeczy, które moim zdaniem można poprawić. Ja w każdym razie z zaciekawieniem i pewnym optymizmem czekam na część drugą. I mam nadzieję, że Autorka zechce trochę pobawić się z konwencją, co sprawi, że fabuła przestanie przypominać początek sesji RPG 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Falanga JONS
2015-01-16 at 22:31
Cyt:"Areia Athene6 stycznia 2015 12:55
Coś mi mówi, że najbliższy rok na Najlepszej będzie należał do silnych i odważnych wojowniczek… i ich Twórczyń! :D"
Nie tylko twórczynie chcą zmierzyć się z tym tematem:). Ale to tak mimochodem.
Fajny, przyjemny tekst, w dobrym klimacie. Klimacie zachęcającym do jak najszybszego sprawdzenia kolejnych części, które, mam nadzieję będą jednak nieco dłuższe, bo w inauguracyjnej tylko liznęliśmy nieco bohaterów. Chyba, że autorka zmierza do szybkiego rozwinięcia i jeszcze szybszego finału.
Nefer
2018-04-20 at 23:58
Niechętnie, bo niechętnie (lubię fantasy), muszę jednak przyznać rację przynajmniej niektórym uwagom krytyków. Sceneria opowiadania sztampowa, postacie papierowe, szczątkowa fabuła niczym nie zaskakuje i niespecjalnie przykuwa uwagę. O wiele lepiej niż pomysł przedstawia się natomiast warsztat (raz czy drugi zgrzytnęły jakieś powtórzenia), język poprawny, czyta się gładko. Otrzymujemy więc dzieło rzemieślnika, któremu tymczasem zabrakło wizji i odrobiny szaleństwa. Ale to początek, nie tracę nadziei.