Ostatni klaps (Seelenverkoper)  3.78/5 (9)

13 min. czytania
Lies Thru a Lens, "Mollie", CC BY 2.0

Lies Thru a Lens, „Mollie„, CC BY 2.0

Wielu kładąc się spać obawia się, że nie ujrzy następnego poranka. Ja bałem się tylko tego,

że znów o świcie otworzę oczy i zobaczę świat. Znów będę musiał zmuszać się do za krótkich, spazmatycznych zaczerpnięć powietrza. Bywa. Każdy ma własne demony. Czasem kobiety, ale w sumie czy to nie to samo? Nie bez kozery diabły i ich sabacze pokłosie miały wielkie cycki i ociekające sokami cipy. Ewentualnie niewinne oczy i zakolanówki gimnazjalistek. Ja miałem wódkę.

Przetarłem zaropiałe oczy i spojrzałem na fosforycznie świecący ekran telefonu. Ósma dwadzieścia.

– Co ja kurwa robię przytomny o tej pogańskiej godzinie? – spytałem sam siebie, zmuszając do kooperacji przeżarte rzygami i wódą gardło.

Ktoś ścianę w ścianę znów darł ryja. Kamienica z początku dwudziestego wieku, w której mimo woli mieszkaliśmy razem, miała grube ściany ale to nie stanowiło zbytniej przeszkody dla moich sąsiadów. Piłowali paszcze tak, że nie mógłbym marzyć o ponownym zamknięciu powiek, więc zły jak pies wciągnąłem na klatę koszulkę, która się nawinęła i płaszcz, ponoć z wielbłądziej wełny. Strasznie kłuł mnie po jajkach. Potem ruszyłem opierdolić sąsiadów.
Z buta leżącego pod drzwiami wyciągnąłem zagubioną półlitrówkę z resztką alkoholu na dnie i przełożyłem do kieszeni. Ponownie podjąłem swoją wyprawę. Zapukałem głową do sąsiadów. Głuche dudnienie rozległo się na klatce. Drzwi otworzył mi jakiś głupi frajerzyna w białej koszuli i skarpetkach do połowy łydki. Tylko. Mały chujek dyndał mu smętnie. Przepchnąłem się obok niego i podążyłem w kierunku awantury.

Palant w równie wyjściowym stroju co jego odźwierny darł ryja i pluł śliną na najpiękniejszą dziewczynę, jaką widziałem w życiu. Metr sześćdziesiąt wzrostu, blond włosy koloru miodu koniczynowego lub bławatkowego, długie, cienkie nogi o delikatnych kostkach i twarz aniołka. Ona, nie on.

Potrząsnąłem łbem. Nic się nie zmieniło. Ubrana była w kremowy, koronkowy sweter przez który widziałem zarys niewielkich, piersi bez stanika, białe rajstopki i różową wstążkę przywiązaną do prawej nóżki. Jak smycz.

– Kurwa, mojemu przyjacielowi loda nie zrobisz? – darł się na nią facet. Na oko studencik. Starszy od niej. Niewiele, ale starszy. – W jakiej sytuacji ty mnie stawiasz? – ryczał dalej.

Zapaliłem papierosa i skupiłem się na przedstawieniu. No co? Nie jestem rycerzem w lśniącej zbroi. Nie będę jej ratował. Wybrała sobie takiego kolesia, to takiego ma. Nic nowego pod słońcem.

– Psujesz mi opinię na wydziale, obiecałem Emilowi, że pokażesz mu cycki i obciągniesz, bo jest kurwa spięty przed egzaminem z prawa gospodarczego! – pociągnął ją za sweter, próbując go ściągnąć.

– Ale Damian – zaprotestowała dziewczyna – ja cię kocham. – W jej oczach stanęły łzy, policzki nabiegły czerwienią, usta wykrzywiły się w kowadełko. Spojrzała na mnie. Nie wiem, czy błagała o to, by jej pomóc czy aby zniknąć. Mam butelkę, ale dżinem nie jestem. Życzeń nie spełniam.

– Jeśli mogę się wtrącić… – zacząłem.

Damian obrócił się w moją stronę kompletnie zaskoczony.

– Nie możesz, a tak w ogóle, to kim ty kurwa jesteś? – spytał.

Jego kumpel pojawił się za mną. Oj niedobrze – pomyślałem. Dostanę wpierdol aż miło, choć nie chciałem się mieszać. Ścisnąłem szyjkę butelki. Doskonale pasowała mi do dłoni.

– Chodzi mi tylko o to – zacząłem ugodowym tonem –, że wasze krzyki przeszkadzają mi w spaniu. Rżnijcie ją jak chcecie. W jakich pozycjach macie ochotę. Tylko trochę ciszej, proszę.

– To ty kutasinko będziesz mi mó….– zaczął ten za moimi plecami. Zaczął, bo jego wywód przerwał cios butelką po łbie. Wywrócił się, zawijając nogami w skarpetkach. Szybko odwróciłem się w stronę drugiego z amantów, który ruszył na mnie z zaciśniętymi pięściami, ale zatrzymał się niepewnie w obliczu nowo powstałego tulipana. Spojrzał wkurwiony i krzyknął:

– Pozwę cię, niemyty szczurze.

Znakomicie, uznałem. Student prawa. Pewnie synuś jakiegoś radcy czy prokuratora. – Pozwij mnie  – zgodziłem się pokornie – tylko zamknijcie, kurwa ryje, albo wam je poszerzę. – Zamachałem wesoło resztkami butelki.

Dziewczyna patrzyła na mnie ze smutkiem i błaganiem w oczach. Zaciskała drobne dłonie na swoim swetrze, obciągając go w dół choć i tak sięgał jej do połowy ud. Liczyła na mnie. Wierzyła, że mogę jej pomóc.

Mogłem.

Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do swojego mieszkania. Usłyszałem jęk i szloch za plecami. Potem ciche uderzenie pięści i odgłos lekkiego ciała padającego na dywan. Wspominałem wam, że nie jestem rycerzem na białym koniu?

***

Koło trzynastej usłyszałem dzwonek. Pierwszy olałem. Po dziecięciu minutach podniosłem się wreszcie z łóżka i ruszyłem do drzwi. Przy nim też nie mogłem spać.

– Czego? – spytałem się kulturalnie, gdy otworzyłem drzwi.

Stała tam. Ciągle miała na sobie tylko ten koronkowy sweter i białe rajstopki z przyczepioną do nich wstążeczką. Jej twarz… twarz zalana krwią z rozbitej wargi i napuchnięte oczy. Przestępowała nerwowo z nogi na nogę i ciągle zakrywała  widoczny przez wełniane oczka piersi.

– Wpuścisz mnie na kawę? – mówiąc to prawie się rozpłakała. Odsunąłem się od drzwi. Nie wiem, czemu to zrobiłem. Może tylko dlatego, że gdybym tego nie zrobił, i tak weszłaby do środka. Nie wiem jak, ona też nie wiedziała, ale to właśnie by zrobiła. Podążyła za mną do kuchni. Przez chwilę resztki szarych komórek, które pozostały w mojej głowie prowadziły rozpaczliwą naradę wojenną. Po chwili zastanowienia zgarnąłem naczynia walające się po regale do zlewu i zacząłem myć parę kubków, które nie porosły jeszcze pleśnią.

– Usiądź, proszę – rzuciłem za swoje plecy. Nie usłyszałem żadnego ruchu, więc obróciłem się. Moje pierwsze wrażenie powtórzyło się – wyglądała jak anioł z jakiegoś szwedzkiego lub rosyjskiego pornosa. Piękne włosy okryły jej sponiewieraną twarz, a całe ciało wstrząsały spazmy szlochu.

– Usiądź, proszę. Przy stole– dodałem. Dłońmi trzymanymi w swetrze otarła oczy. Gdy szukałem puszki z kawą, usłyszałem szuranie stołka. Nasypałem parę łyżek etiopskiej arabiki do garnuszka, zalałem mineralną i po krótkim namyśle dorzuciłem odrobinę kandyzowanej skórki pomarańczowej i białego cukru.

– Wiesz – rzuciłem do niej – kawę powinno się gotować. Tak ze trzy razy, by nabrała pełnego, gorzko-owocowego smaku – dodałem i usiadłem na krześle naprzeciw dziewczyny.

– Kocham Damiana – odparła. Lubię takie rozmowy. Rozpoczynają się chaotycznie, każda ze stron mówi to, co chce, nie zważając na rozmówcę. To oczyszcza jak kłótnia, tylko ciszej i bez pobitej zastawy na podłodze. – Kocham Damiana i on naprawdę nie jest taki, jak widziałeś. – Usprawiedliwia gościa. Nie moja brocha jak już wspominałem. Chce, by tłukł ją jak w worek, to jej sprawa. No może także mopsu, kuratora i policji, ale nie moja. Pokiwałem więc głową.

– Masz dziwny akcent. Białostocki jakby – dodałem, bo naprawdę nie chciałem słuchać, dlaczego kocha Damiana, samobójcę czy innego ciula.

– Właściwie to jestem z Ukrainy– zaczęła. Nie jest źle, uznałem, nie ma słowa o jej facecie. – Tam znalazł mnie Damian, jak pracowałem w małej restauracji w Odessie – Za szybko oceniłem, dodałem w myślach i skrzywiłem się. Musiała tego nie zauważyć bo kontynuowała.  – Wiesz, mam kartę Polaka i w przeciwieństwie do tych wszystkich faszystów, którzy tu przyjeżdżają studiować za wasze pieniądze naprawdę jestem Polką. Dziadkowie nie chcieli wyjeżdżać, bo babcia czekała aż mąż z  Armii Czerwonej z Berlina wróci. Potem było za późno. Ojca rodzina ma podobną historię. W domu mówiono po polsku. Zresztą w Odessie to zawsze było wiele narodów: Żydzi Ormianie, Rosjanie Ukraińcy, Mołdawianie i Kozacy. Tylko, że było ciężko. Czasem przez miesiąc chleb i margaryna. Dorabiałam w tej restauracji w wakacje, a Damian przyjechał odpocząć. Uśmiechnęła się. Kawa zagotowała się po raz trzeci, więc przelałem ja do dwóch kubków i podałem jeden dziewczynie, a z drugiego siorbnąłem sam.

Przez chwilę patrzyłem, jak grzeje dłonie o ceramiczne naczynie, zbliża drobne wargi do krawędzi, rozchyla je  i mówi:

– Zapłacił wtedy dużym nominałem za drinka. Mieliśmy problem z wydaniem reszty. Tak od słowa do słowa umówiliśmy się na wieczór. Trochę piliśmy, śmiał się. Był taki szczęśliwy. Rano, gdy wychodziłam z hotelu powiedział, że chce abym przyjechała z nim tu, do Polski. Że on i jego rodzicie mi pomogą, że stać ich na to, że wszystko będzie dobrze.

Zaczęła szlochać.

– Jest dobrze – zapewniła mnie. – Jestem na pierwszym roku medycyny i dobrze sobie radzę. W Odessie byłam prymuską, a na maturalnym świadectwie same piątki. Tu też wszystko zaliczam, a Damian mnie przecież kocha.

Upiłem łyk kawy. Smakowała pomarańczami, a odrobina cukru łagodziła jej naturalną kwaskowatość. Co miałem jej odpowiedzieć?

– Facet to musi być facet – tłumaczyła, nie patrząc mi w oczy. Musi wypić, kiełbasą zakąsić, na dom zarobić. Przywalić też czasem musi. – Patrzyłem na jej piersi. Nie nosiła stanika, a duże oczka kremowego swetra niewiele zasłaniały. Mlecznobiałe, ciężkie półkule lekko kołysały się nad brudnym blatem stołu. Różowe sutki stały na baczność. Było zimno. Zbliżały się święta bożego narodzenia, a w kamienicach kiepsko grzeją i wysokie sufity.

– Prawdziwy facet przyprowadza też kolegów – mruknąłem ochryple. Chciałem ją wkurzyć. Oczywiście, że właśnie tego pragnąłem. Tylko, ze ona chyba nie umiała się denerwować. Nie była zdolna do złości i agresji. Dobry Bóg nie dał jej w słowniku wyzwisk nawet na takiego alkoholika jak ja.

– Pan kim jest? – spytała, by przerwać milczenie i może też trochę po to, by strącić natarczywy męski wzrok z jej piersi.

– Jestem pijakiem – odparłem ochryple.

Przez chwilę mrugała oczkami jakby mnie nie zrozumiała. Zabawne, jedno miała zielone, a drugie szare z brązowymi plamkami. Kiedyś pamiętałem jak taka choroba się nazywa…

– To znaczy, czym się pan zajmuje – spróbowała doprecyzować.

– Zasadniczo to piję – sarknąłem, ale widząc jej zakłopotany wyraz twarzy dodałem – oprócz tego skończyłem łódzką filmówkę – bo zrobiło mi się jej żal.

– Jest pan reżyserem?

– Nie. – Pokręciłem głową. – Ja zajmuję się zdjęciami. Pracuję z kamerą. Znaczy, nie teraz. Od miesiąca żadnego planu. Właściwie po skończeniu studiów realizowałem film tylko raz. Z takim Francuzem, co kręcił o nowym centrum handlowym w starych budynkach fabrycznych i rodzinie, która liczyła na robotę tam. W ramach wolontariatu dla sztuki filmowej.

– Muszę już iść – powiedziała i wstała.

Nie jestem pierdolonym rycerzem na białym koniu, mówiłem już wam to?

– Nie musisz – powiedziałem, a może poprosiłem. – Wiesz jeśli chcesz tu zostać, to jest nieużywany pokój, albo się przedzieli i tapczan od znajomych jakiś wezmę, a jemu ryj obiję….

Usiadła na moich kolanach, a po chwili wahania oparła o tors. Delikatnie i ostrożnie, jakby gotowa na każdy mój ruch zareagować ucieczką. Położyłem dłoń na jej włosach i wplotłem palce w jasne pasma. Przypominały chłodny jedwab.

Zakwiliła i nieśmiało objęła usteczkami moją dolna wargę. Smakowała kawą ale i czymś metalicznym. Krew – zrozumiałem po chwili, gdy zatopiłem już w jej ustach język. Sam zamknąłem oczy, delektowałem się powoli tym prezentem, jaki mi ofiarowywała. Delikatnie odchyliłem jej niewielka główkę i obsypałem pocałunkami szyję. Bałem się, że przez nieuwagę mogę ją złamać, że jeśli przesadzę z zachłannością warg, to uszkodzą skórę. Wsunąłem dłonie pod sweterek. Dziewczyna nie protestowała, jedynie co pewien czas kwiliła jak głodne pisklę.

Miała pełne piersi, już, albo ciągle naprężone. Większe od moich dłoni. Ścisnąłem je, po czym zacząłem drażnić palcami, sutki. Momentalnie stwardniały. Nawet nie pamiętam, jak ściągnąłem ten sweter i odrzuciłem w kat. Momentalnie przerwała pocałunek i zakryła cycki skrzyżowanymi ramionami.

– Wstydzę się – szepnęła.

– Są śliczne… – zacząłem, ale mi przerwała.

– Nie ich. Wstydzę się, bo jesteś obcy i że Damian mnie tłucze. I że nie mogę się nawet zwierzyć rodzicom….

Przytuliłem ją mocno. Długo gładziłem jej plecy, ten rowek miedzy łopatkami i dalej wzdłuż kręgosłupa, pocierając każdy krąg. Na jednym z żeber w okolicy serca znalazłem duży, wypukły pieprzyk.

Oderwała się ode mnie i garbiąc się lekko, stanęła naprzeciw. Miała trochę krzywe, iksowate nogi. Dodatkowo stopy ustawiła tak, że tworzyły trójkąt z szeroko rozstawionymi na zewnątrz pietami. Wyglądała jak nastolatka rozbierająca się pierwszy raz dla swojego chłopaka z liceum.  Była chuda. Nie szczupła, ale po prostu chuda, nienaturalny prześwit między udami i groteskowo duże kolana. Taka piękna. Madonna ze szczygłem Rafaela to przy niej zaledwie szkic kobiecości. Rysunek nieudolnego ucznia. Odciągnęła gumę rajstop i powoli zsunęła je do kostek. Nie miała majtek. Stała przede mną naga. Miała wąskie biodra i ogoloną kobiecość wyglądającą jak doskonały trójkąt przecięty jedynie pośrodku. Szerokie, zewnętrzne wargi okrywały dokładnie wewnętrzne płatki.

Podszedłem do niej, zrzucając przy okazji płaszcz i znów pocałowałem. Długo. Zachłannie. Stawała na palcach, by łatwiej dosięgać moich ust.

– Chcę to z tobą zrobić – szepnęła, łapiąc oddech i uśmiechając się – ale jestem strasznie obolała, sam wiesz gdzie. – Musiała zobaczyć moją minę, bo dodała szybko: – Ale żeby być usatysfakcjonowanymi, jest wiele metod. Podeszła do stołu i położyła na blacie wypinając ku mnie tyłek.

Seks analny na dzień dobry. Kurwa. Podszedłem do niej i walnąłem na kolana. Pocałowałem kolejno każdy z pośladków. Pachniały jakimś kremem, a może po prostu jej ciało zawsze wydzielało taką woń? Rozchyliłem je i liznąłem, zaczynając od zaczerwienionej cipy, a kończąc na drugim zaciśniętym wejściu. Wyjściu raczej. Nie miałem ochoty na zabawę w terminologiczne rozważania. Znów powtórzyłem zabieg. Smak zabawnie się zmieniał, od słodkiej śliwki aż po coś słonego, czego nie mogłem zidentyfikować. Po chwili włożyłem czubek języka w jej tyłek. Znów usłyszałem te krótkie, urywane jęki przypominające trochę miauczenie.

Odsunąłem się i delikatnie przyłożyłem kciuk. Wszedł do środka i nie poczułem nawet najlżejszego oporu. Wepchnąłem go głębiej i tym razem odpowiedział mi syk.

– Wiesz – wyjaśniła – twój penis nie ma paznokcia.

Nie dałem się dłużej prosić, bo moja męskość i tak znajdowała się w pełnym, bolesnym wzwodzie. Kurde, dawno nie widziałem go takiego dużego. Przyłożyłem główkę i powoli wepchnąłem się głębiej, tak do jednej trzeciej długości.

Z każdym kolejnym sztychem słyszałem, jak wciąga oddech. Jęczy. Byłem coraz głębiej, aż w końcu wszedłem cały. Nie sądziłem, że to nawet możliwe. Niespecjalnie pamiętam, co się działo potem. Wiem, że trwało to bardzo długo i było nam jak w raju. Gdy się ocknąłem, jej nogi ciągle drżały, a ja leżałem na niej całym ciałem. Zwlokłem się, opanowałem drżenie rąk i sięgnąłem po papierosa.

Nie jestem rycerzem na białym koniu.

– Czy reflektuje pani na męża alkoholika? – spytałem. Zrobiłem to całkowicie poważnie. Pragnąłem, aby tu została.

 Nic nie odpowiedziała. Ubrała się w swój sweter, białe rajstopki i przywiązała do kostki wstążeczkę. Spoglądałem uważnie, jak znika w tych ciuchach jedyny anioł jakiego w życiu spotkałem. Może także jedyna prawdziwa kobieta mojego życia?  Wyszła. Wróciła do niego. Nie po rzeczy czy zdjęcia. Potem widziałem ich przez judasza, jak wychodzą na miasto. Ściskał jej pośladek jak dumny właściciel. Jak władca świata.

Jest moim całym światem, uświadomiłem sobie.

***

Potem przychodziła do mnie wielokrotnie, kiedy Damian był na studiach, albo kiedy sama powinna siedzieć na sali wykładowej. Na początku sprzątnąłem mieszkanie. Następnie oddałem ciuchy do pralni lub utylizacji i zacząłem trzeźwieć. Pomagała mi w tym prymitywnym detoksie siedząc u mnie, na mnie lub mojej twarzy. Gdy tylko wychodziła, chwytałem za butelkę. Taki czas przejściowy. Nad ranem nie goniłem już do sklepu monopolowego tylko wyjmowałem telefon i patrzyłem długo w nagrania, na których się rozbiera albo śmieje. Albo mruży oczy i mówi, że większego durnia jeszcze nie widziała, po czym posyła buziaka. Potem zdjęcia: to na którym jest w nowej wieczorowej sukni na półmetek studiów, następnie z burzą skręconych włosów, bo skręcają się jej, gdy są mokre. Stos fotografii.

Wywołuję je w ciemni. Jestem old school. Lubię zapach odczynników, zabawę ziarnem kliszy i tą ogromną dozę uwagi jaką trzeba poświęcić każdemu ujęciu, skadrowaniu i promieniowi światła. Na cyfrowych kamerach nie umiem pracować. Nie mają duszy, tylko matrycę.

Zrobiłem specjalną sesję. To był jej pomysł. Tłem jest czarno-biała przeróbka plakatu z filmu „Dobry zły i brzydki”. Wiecie, tego w którym trzech facetów pojedynkuje się na środku miasta. Miała na sobie szerokie poncho, dżinsy i kapelusz z tym, że ten ostatni rekwizyt aż do końca. Nie pamiętam, który z bohaterów westernu tak się ubierał, ale na pewno nie wyglądała na brzydkiego. Na pierwszych jedynie pokazuje wypiętą pupę opiętą cienkim materiałem dżinsów. Potem zsuwa je i aparat chwyta jej śliczne nogi. Delikatne i długie. Staje na palcach. Ma śliczne, długie stopy o idealnym podbiciu. Kocham je i chyba odkryłem u siebie nowy fetysz.

Na następnych zadziera do góry poncho, pokazując świetne piersi, płaski brzuszek, gładkie wargi sromowe, niewielką przerwę między udami i wystawia język. Zaczerwieniły się jej policzki, i nie wiem czy to ze wstydu czy z emocji. Potem zbliża się do mnie, przechylona lekko na jedną stronę, odsłaniając dużą część brzucha i jedno ramię. Pali cygaro, sięga po wyimaginowany rewolwer i śmieje się kącikami ust i różnokolorowymi oczami.

Ma na tych zdjęciach siniaki na twarzy. Świeże. Sukinsyn dalej ją pierze jak w worek. Chciałbym coś zrobić, ale mi nie pozwala. Mówi, że tak musi być, ze taka jest kolej rzeczy. Czasem płacze. Wtedy przytula się do mnie, gdy leżymy nago, ale nigdy nie usypia. Nie mamy na to czasu.

– Chciałabym, ale nie mogę. Muszę ugotować obiad – zawsze się usprawiedliwia i naciąga na nogi ciasne spodnie, rajstopy we wszystkich kolorach tęczy czy pończochy. Zawsze przywiązuje do kostki wstążeczkę. Lubię te chwile, kiedy siedzi na skraju łóżka, naciąga nylony – najpierw je roluje, potem naciąga na stopę, kostkę, łydkę aż wreszcie podskakuje, by je wygładzić.

– No na co się gapisz? – ofukuje mnie i okłada drobnymi piąstkami. Znów zdzieramy z siebie ciuchy, bo pożądanie to pożądanie. Wyrywamy rzeczywistości tyle chwil ile możemy, ale to dalej tak strasznie mało. Nie skarżę się. Rozumiem. Doceniam też zawsze jej nogę przerzuconą przez mojego biodra. Ciepło jej ciała i wilgoć kobiecości, gdy po chwili odpoczynku znów nabija się na penisa i rozpoczyna szaleńczą jazdę, zagryzając usta. Słyszę jej ciche jęki i uderzenia drobnego tyłka o moje biodra. Rytmiczne. Gdy nie ma już sił lub rozkosz odbiera jej możliwość ruchu, to delikatnie biorę ją w ramiona i kończę. Kilka gwałtownych ruchów. Wtedy krzyczy mi do ucha.

Pracowałem ostatnio przy filmie o zbrodni wołyńskiej. Jak zobaczycie scenę w której akowiec rozmawia z ruskim generałem, w takiej walącej się chałupinie, z dwoma rumianymi czerwonoarmijcami przy drzwiach to moja. Serio. Zapamiętajcie ją dobrze, bo film wychodzi dopiero za rok lub półtora.

Za miesiąc pierwszy klaps do nowego TVNowskiego serialu obyczajowego. Judyta chyba się nazywa i ta dziewczyna pracuje w schronisku chociaż jest supermodelką… nieważne. Stoję tam za kamerą. Trójką.

Teraz też stoję. Łażę właściwie po małej klatce jaką stanowi moje mieszkanie. Czekam na nią. W ręku trzymam bukiet zwykłych, polnych maków zerwanych na planie filmowym po ostatnim klapsie.

.

Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:

Zajrzyj http---chomikuj.pl-Najlepsza_Erotyka2 (2)

.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Za kilka pierwszych zdań daję piątala. Ot, impuls. Przeczytam później, Skrytykuję.

Nie oparłem się i przeczytałem. Jakoś nie przychodzą mi do głowy krytyczne słowa. Może później. Dobry tekst.

W sumie to nie wiem co o tym opowiadaniu sądzić. Podoba się mi wygląd dziewczyny. No i oczywiście to, że pierwszy raz widzę swoje imię w opowiadaniu erotycznym. 😉 Język też przyjemnie inny. Jednak coś mi nie pasuje, chociaż nie wiem co.

Siostra.

To zaszczyt poznać imie Pani Judyto- ale~! Twoje imię w starym testamencie też ma niezła historię;] erotyczną właśnie;']

Przyznaję, że nie najgorszą. 😀

Siostra.

Coś ścisnęło mnie za serce i trzyma. Aż się wyruszyłam. Niesamowicie to wszystko smutne.

Miało być szczęśliwe zakończenie. Tylko widać nie umiem pisać opowiadań pozytywnych….

Mnie tam bardziej smuci jednak figiel mojego słownika T9. Miałam na myśli słowo "wzruszyć". Pisanie przed trzecią w nocy, to jednak nie taki wyśmienity pomysł. 😀
Ps. Nie martw się – nieszczęśliwe zakończenie jest dobrą odskocznią.

Pozdrawiam,
B.

Dobry tekst. Przesycony smutkiem ale i pewną humanistyczną wiarą jeśli nie w szczęście, to choć w możliwość szczęścia. Gdzieś, tam, kiedyś. Zapada w pamięć. A przy tym narracja jednak dość gorzką. Niezła odtrutka na świąteczne zasłodzenie.

Absent absynt

Kurczę- serio cały czas myślałem że wpasowywuję się w atmosferę;] dzięki Absynt

Bardzo dobre opowiadanie. Smutne to fakt, ale wciągające. Motyw dziewczyny pogodzonej ze swym losem robi wrażenie i budzi emocje. Poruszyło mnie i przez dłuższą chwilę przy czytaniu byłem całkowicie pochłonięty akcją i problemami bohaterów. Nieczęsto się to u mnie zdarza. Pozdrawiam i życzę następnych, równie ciekawych opowiadań 🙂

Zapraszam częściej pod swoje opowiadania. Dzięki Vincent. Szczególnie, ze po nicku sądząc jesteś facetem, a facetów ciężko poruszyć historią dwójki ludzi;]

Ładnie wyważyłeś smutek i nadzieję. Trochę kojarzy mi się z opowiadaniami Hłaski, niby brudno i brutalnie, ale mimo wszystko romantycznie.

opowiadanie o mnie i o mojej miłości. Fakt, trochę faktów pozmienianych…..
Ona właśnie taka jest..uległa i nie potrafi odejść od niego (tyle, że on jej nie bije, więc tym trudniej).

To rzeczywiście smutne. Jeśli masz ochotę na kielicha to zapraszam.

Ja stawiam i polewam. Za taki tekst się napiję.
Barman Raven

Jeśli Barman stawia, to ja też chętnie się napiję. Na krzywy ryj. Bo opowiadanie faktycznie świetne.

Pozdrawiam
M.A.

Jak ja stawiałem to nikt nie pił;] ładnie szefie, ładnie;]

w sumie świeże i ciekawe. bez okrucieństwa i z erotyką a nie z seksem/porno. tyle że ta sama dziewczyna raz ma "cycki" małe a raz duże, większe od dłoni. raz ma nogi fantastyczne a potem iksowate. trochę konsekwencji. poza tym dlaczego nie spotkałem na swej drodze takiej …

Odnosząc się do słów przedmówców (przedkomentatorów?), to wcale nie jest smutne zakończenie. Jest wyważone, ani to happy end, ani dramat.
Brak konsekwencji też mi się rzucił w oczy, ale sam język jest dość zgrabny. Podobają mi się kontrasty pomocnego zachowania i stwierdzenia braku wszelkiej rycerskości. Jednak to historia jest najważniejszym atutem tego tekstu.
Dlatego zapamiętałam go i dziś czytałam ponownie. Także dziękuje, za ten ostatni klaps.

Fajnie, że nie tylko ja nie umiem pisać radosnych zakończeń. Co za klimat. Zachłystuję się, zachwycam i możesz mnie dopisać do listy fanek Twojego pisania. Ach, ach.

Napisz komentarz