Na każdym rogu supermarket lub fastfood, a na każdy rozpoczęty tysiąc mieszkańców jedno centrum handlowe przypada. Świątynie bab, babsztyli, kobiet, piszczących gówniar z mysimi ogonkami i pedałów wżarły się w struktury miasta niezauważalnie przejmując nasze parkingi, puby i sklepy z narzędziami.
Te ich kościoły mają gaje oliwne, fontanny, tandetne fotografie dzieci z Rwandy na ścianach oraz modne kawiarenki i butiki. Nieskończone, odizolowane od podłego świata oazy kobiecej rozkoszy i relaksu.
Oczywiście zapraszają nas do nich. Oprowadzają, krocząc dumnie po szerokich przedsionkach. Po prawej biżuteria w kotki, po lewej suknie wieczorowe i sklep tej firmy, co jej metki znaleziono w ruinach szwalni. Dalej zgniło żółte logo o trzech powtarzających się literach oferujące kolejne pary badziewnych butów w dziesięcioprocentowej obniżce dla członkiń zakonów. Znaczy klubów klienta czy stałych klientek.
Mówią: nie musisz z nami chodzić. Gówno prawda! Chcą abyśmy łazili za nimi, stopa w stopę noga za nogą, jak wierny upodlony pies. Bo tak spędzają czas dorośli, wykształceni ludzie na poziomie. Tacy świadomie kreujący własną rzeczywistość. Stoją w sklepie z ciuchami wytwarzanymi przez Chinoli za dwa złote i zastanawiają się, czy lepiej im w łososiowym czy beżowym sweterku do brzuszka, bo nie chcą wyjść na niemodne lub puszczalskie. Kurwa mać. Musisz mieć też szacunek. Przebywasz w końcu w miejscu świętym z kapłanką. Dobrze zgadujecie – każda baba jest kapłanką. Twoja też.
Baba, babsztyl, babochłop, lapucera i śliczna nastolatka w mundurku tu stają się równe. Egalite! Każda sobiepanna i niemieszcząca się w rozmiarze.
Czasem w kącie stoi też ławeczka. Taka mała, pomijana, bo z daleka od cofiehellów czy moonbaksów i tłoczą się na niej faceci, którzy urwali się ze smyczy. Albo ich odkopnięto. Coś w rodzaju azylu dla mężczyzn. W średniowieczu był zwyczaj, że jak już się spieprzyło z szafotu, to mogłeś znaleźć ocalenie, nietykalność. Tu jest tak samo. Facet może wziąć oddech i znaleźć parę chwil z dala od raniącego uszy gęgania i jęków. Może usłyszeć także starożytne opowieści przekazywane jedynie z jednie przez męskie usta. Z ojca na syna. Pełne symboli i prawd zakrytych zazwyczaj dla oka śmiertelnika.
– Kobiety to jednak pizdy – burknął smutno morał swojej przyszłej opowieści Ksiądz. Wspólny zresztą dla tak wielu tych antycznych przekazów. Młody i Profesor pokiwali zgodnie głowami.
– Mówię wam,– kontynuował w zacietrzewieniu Ksiądz – to musi pierdolnąć z głośnym hukiem. Seksuolożka nagadała mojej, że w życiu erotycznym mogą pomóc nam stroje. Seksowne ciuszki, sami wiecie. Więc mówi, jak nadchodził weekend: Ksiądz wybierz kasę z konta, idziemy na zakupy. Wybrałem. Składałem na nowy komplet opon zimowych, szwedzkich, głęboko ciętych – zaczął tłumaczyć, ale szybko sobie odpuścił.
– I nie wyszło? – spytał cicho Profesor.
– Nie – Pokręcił głową.– Nie wyszło. Rozbiliśmy się o definicje seksownego stroju.
– Spory dotyczące nomenklatury zniszczyły już niejeden związek – dodał sentencjonalnie Profesor.
– O co konkretniej? – dopytał Młody lubiący pikantne szczegóły.
– O futro za jakieś trzynaście tysięcy złotych.
– Z czego to futro?
– Z opon zimowych, głęboko ciętych – fuknął Ksiądz.– Białe szynszyle na muflonie czy inny badziew. Skąd mam wiedzieć? Nigdy nie byłem hodowcą zwierząt futerkowych. Jednak sądząc po cenie, musiano albo karmić je kawiorem, albo srały czymś naprawdę cennym. Więc wchodzimy do sklepu z futrami, wlokę się trochę za żoną, by dyskretnie zerkać na metki, a tu miedzy mną i połowicą wyrasta uśmiechnięta cytactka. Żonę dorwał jakiś nażelowany fagas. Oboje zachwalają, że oryginalne, z rosyjskich zwierzątek żyjących na swobodnym wybiegu, że przez chłodny klimat włosie jest gęste i miękkie.
Pomyślałem o futerku mojej ślubnej. Ani ono miękkie ani gęste, więc może klimat tropikalny mu szkodzi i powinna przestać nosić ciepłe gacie i zamienić je na model koronkowy czy podobny.
– Zobacz kochanie – z zamyślenia wyrwał mnie pisk żony. – To futerko kosztuje tylko trzynaście tysięcy – kontynuuje ubrana już w nie i przypominająca białego niedźwiedzia. Aż bałem się, że jakiś Angol czy Francuz będzie przechodził pod sklepem, bo po powrocie potwierdziłby tylko niezbyt pochlebne legendy o naszym kraju na zachodzie.
– Nie chciałbyś mnie – szeptała mi do ucha – przelecieć, gdy jestem naga, ubrana tylko w futro? Negocjacje panowie to grząski grunt, bo może skończyć się nie na ruchaniu, a na wyruchaniu. Nas. Zaczynam więc delikatnie:
– Wiesz, wolałbym gdybyś założyła koronkowe pończoszki i gorset. Pójdziemy po pończoszki i gorset? Odsunęła się i spojrzała mi w oczy i już to powinno mnie zaalarmować. Jednak rozmarzyłem się.
– Może jeszcze chcesz abym włożyła sobie w dupę ogonek analny, kitkę? – Pokiwałem ochoczo głową.
– Nie chcę wyglądać jak kurwa i nigdy nie podejrzewałam, że chciałbyś się kochać z prostytutką – syknęła mi w twarz.
– Zwykła kłótnia… – zaczął Profesor.
– To nie wszystko przerwał mu Ksiądz.– Przez zaciśnięte zęby wysyczałem z kolei ja: wolę rznąć kurwę niż podstarzała radziecka matronę.
Zapadła niezręczna cisza. Profesor sięgnął do marynarki, wyjął piersiówkę. Przez chwilę patrzył uważnie na jej srebrną powierzchnię, odkręcił i pociągnął łyk.
– Wiecie, panowie, do piersiówki lejemy zazwyczaj brandy lub rum. Oba napoje, podawane na ciepło wiele zyskują. – Puścił butelczynę w obieg. – W przeciwieństwie – dodał z lekkim niesmakiem – do wódki, którą wszyscy moi znajomi z uporem wartym czystej krwi debila do niej wlewają. Czystą na ciepło pije tylko angielska szlachta i polscy górale, a obie grupy robią to rozcieńczając ten napój w herbacie lub wrzątku.
Ostatnie krople wylał do swojego gardła Ksiądz. Oblizał chciwie gwint.
– Czy to nasza wina – mruknął, gdy oddał piersiówkę –, że jarają nas takie rzeczy? Że marzymy o koronkowych pończoszkach na nogach naszych pań? W towarzystwie wysokich, piętnastocentymetrowych szpil? To znacznie bardziej seksowne niż płaskie czeszki i wytarte dżinsy. Zazwyczaj – dodał, by uciszyć protesty Młodego. – Dziewczyny w twoim wieku rzeczywiście wyglądają zajebiście nawet w takim układzie, ale moja żona minęła już trzydziestkę więc proszę, morda w kubeł. Dodatkowo naprawdę nie staje mi kutas jak widzę Julię Tymoszenko w TV, więc wniosek, że polecę na futro za trzynaście tysięcy jest już u swych założeń błędny.
Młody rzeczywiście nic nie dodał w temacie. Zaczął jedynie swój.
– Dziewczyna, którą pieprzę regularnie postanowiła zaprosić mnie na kolacyjkę u jej rodziców. Niby nic, ale zabawa w „poznaj moich starych” nie jest tym, co lubię najbardziej. Co innego jej zajebisty tyłeczek, a co innego dwie stare dupy, które wnosi w posagu. Więc wpadamy do jej wiejskiego domku, a tu tatuś dwa metry dziesięć centymetrów wychodzi z drewutni z siekierą. Zastanawiałem się, co mi uratuje życie, czy wyciagnięcie ręki, czy sprint w kierunku auta. Ostatecznie wylądowaliśmy przy zastawionym jak do uczty stole, dziewczyna moja siedzi naprzeciw mnie i chleje z tatusiem i mamusią coraz więcej. Ja, kierowca sami wiecie, wymówka najlepsza po antybiotyku, a że nie zaoferowali mi noclegu, to kieliszek postawiony przede mną wylądował na bezrobociu. Jak jednak wspominałem, dziewczyna, urocza, szczuplutka blondynka o nogach jak sarna, coraz bardziej przypominać zaczęła najebaną w trzy dupy kurewkę. Najpierw zabawiała się w erotyczne wcinanie sałatki owocowej. Wyjaśniając, banan był ale w plasterkach, co trochę psuło efekt. Osunęła się lekko na krześle, co początkowo przeoczyłem bo tatuś wykładał mi zawiłości polityki państwowej po roku osiemdziesiątym dziewiątym, a ja musiałem mieć skupiony wyraz mordy, choć Bóg mi świadkiem niewiele rozumiałem z tego bełkotu. W każdym razie blondyneczka dalej osuwała się w krześle i sięgnęła stopą w kierunku mojego krocza…
– O Jezu Nazareński, jak ja chciałbym, aby moja żona tak się w młodości zachowywała – zajęczał rozdzierająco Ksiądz. – Nawet jak jej rodzicie zgodzili się, bym przenocował, to wyciągała mi materac lub odpychała, gdy dobierałem się do majteczek. Sądzę, że teściowa i teść nie mieliby nic przeciw zerżnięciu ich córeczki…
Młody przerwał mu sygnalizując, że to nie było wszystko, co miał do powiedzenia.
–…sięgnęła stopą w kierunku mojego krocza – kontynuował Młody – jednak przypomnieć muszę o fakcie, ze była narąbana w sztok, więc zrobiła to zbyt… ekstatycznie. Jak mnie nie kopnęła podbiciem w jądra, to aż zgiąłem się w pół.
– Siedziałeś za stołem – przypomniał Ksiądz.
– Wiec moja twarz wylądowała w deserze lodowym. Na oczach teściów. Wyglądałem jakby mnie wyjęli z gagu stworzonego w epoce niemego kina.
Ksiądz i Profesor powstrzymali z trudem wybuchy śmiechu. Poklepali kumpla po plecach.
– Tobie zawsze coś się przytrafi- rzucił ten pierwszy – brakuje ci tylko udziału w seks taśmach Antoniego Macierewicza.
– A Ty Ksiądz zawsze narzekasz, jakbyś żonę na pielgrzymce poznał.
Odpowiedziało mu niezręczne milczenie.
– Naprawdę? – zakpił Młody. – Na pielgrzymce?
– Spierdalaj – obruszył się Ksiądz.
– Do Częstochowy pewnie. Pierwsze buzi przy „Alleluja idźmy drogą Chrystusa Pana”?
– Spierdalaj, powiedziałem. Chyba, że reflektujesz na cios w mordę.
Młody machnął jedynie ręką i wskazał im grupę chichoczących dziewczyn. W różnokolorowych sukienkach wyglądały jak barwy wyrwane z tęczy. Miały chyba po osiemnaście lub dziewiętnaście lat, bo krzyczały cały czas o kreacjach na studniówkę czy półmetek. Śmiały się, poszturchiwały i obściskiwały nawzajem cały czas.
– Spójrzcie na ich nogi – zdławionym głosem powiedział Profesor. – Spójrzcie na ich nogi – sapnął ponownie.
Drobne kostki w różnokolorowych nylonach migały przed trzema parami oczu jak w kalejdoskopie. Delikatne, szczupłe łydki, zgrabne kolana i każda, wierzcie lub nie, miała na stopach szpilki.
– Czasami sądzę, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest postępować tak, jak marzył o tym bohater Felliniego w „Osiem i pół”. Śnił właściwie.
– Mianowicie? – zainteresował się Młody.
– Wszystkie kobiety, które traciły swoje walory estetyczne wysyłał na strych.
– To okrutne – oburzył się Młody.
–To wyobraź sobie, że codziennie musisz rżnąć czterdziestolatkę o wielkich i obwisłych cyckach, zwiotczałych biodrach i chcicy jak u królicy. Dwie godziny dziennie. Codziennie! – wzdrygnął się Profesor pod wpływem własnych, traumatycznych wspomnień.
– To okrutne – oburzył się ponownie Młody.
Zapadła chwila milczenia. Ksiądz międlił niezapalonego papierosa w dłoniach, Profesor tarł zapamiętale okulary, a Młody wyjął telefon i obracał go w palcach.
– Najzabawniejsze jest to, że każdy z nas, jak tu siedzimy – Profesor powiódł wzrokiem po zgrai facetów – gdyby podeszła do nas galerianka, to chciałby się z nią przespać, co wcale nie oznacza, że by to zrobił. Mielibyśmy różne opory, a to, że nie jesteśmy pedofilami, ewentualnie usprawiedliwialibyśmy się, że w inny sposób nie mieści się to w naszych kodeksach etycznych. Ostatecznie jednak zdecydowałby prosty fakt, że jednak kochamy swoje żony. Boimy się o nie, nie chcemy oglądać ich łez lub obawiamy się ich napadów szału. Wszystko to jednak zmieścić możemy w szeroko zdefiniowanych ciepłych uczuciach żywionych do połowicy.
– Lub partnerki – dodał Młody.
– Chodzi o to, ze jesteśmy wierni, choć w sposób, którego od nas nie oczekują – kontynuował Profesor belferskim tonem. – Bo w przypadku takiej galerianki, gimnazjalistki czy licealistki, która ocierając się o twoje krocze i pyta czy nie kupisz jej dżinsów, ta wierność jest niezależna od personaliów żony. Od jej zachowania, cipy, czy poglądów na ten temat. Wszystko spoczywa na naszych barkach lub w ramach ścisłości, na przyrodzeniu.
– Moralność chuja – skonkludował nieco wulgarnie Ksiądz.
– Dokładnie, oczywiście pomijam tutaj wpływ religii obowiązującej w naszych głowach czy uwarunkowań kulturowych. Czasem zastanawiam się, czy nie wracamy do wyznań i bogów opartych o rytualną prostytucję.
– To znaczy? – spytał powątpiewająco Ksiądz
– Weźcie to centrum handlowe za świątynię taką czy inną.
Wszyscy rozejrzeli się po wielkiej oszklonej hali z fontannami, skwerkiem i kolorowymi lampionami sklepów.
– Więc to centrum handlowe, ograniczona przestrzeń, uporządkowana i odrealniona, czasem przez Polaków nobilitująco nazywana także „galerią” to świątynia kapitalizmu i konsumpcjonizmu. Jednak czy także nie seksu i prostytucji? Zastanówmy się – Polecił Profesor, ale nie dał im nawet chwili na zebranie myśli. – Ile razy po zakupach, szczególnie tych, na których byliście grzeczni, nie zaglądaliście do przebieralni innych pań oraz wydaliście sporo gotówki w domu, dostajecie niezły seks. Ewentualnie, i tu wchodzimy na grunt kurestwa zinstytucjonalizowanego lub religijnego, na miejscu możemy przelecieć taką śliczna dziewczynkę za ofiarowanie jej tajemnego totemu w postaci nowego modelu produktu Apple’a lub w opcji tańszej stroju rytualnego, jak dżinsy czy bluzeczka croppa. Galerianki pełnią więc funkcję prostytutek – kapłanek. Serdecznych wobec wiernych niewiernych mężczyzn, ale wyznających jedyną wiarę w boginię Mamonę. Problemem pozostaje ustawienie w tej hierarchii sprzedawczyń. Możemy je wziąć albo za emanacje siły wyższej, swoiste awatary. Jednak do mnie przemawia interpretacja, że to takie same kurwy jak reszta. Świecą tymi cyckami w oczy facetów, odciągając ich uwagę od cyferek na metce. To ich zawód, są ruchomymi ekspozycjami i nie zmienią tego nawet feministyczne protesty, które w tej kwestii akurat popieram. Ekspedientki chcą się podobać, a przynajmniej ich przytłaczająca większość. Bowiem w tym chorym świecie sprzedadzą dzięki temu więcej towarów i podkurwią zdrowo inne przedstawicielki płci pięknej – kończył swój wywód zaciskając ze wściekłości pięści. Potem schylił głowę i wyszeptał:
– Poza tym, żona mnie zdradza. Puszcza w kant, doprawia rogi. Teraz jestem już tego pewien. Widziałem ją w tej modnej kawiarni, naprzeciw sklepu Vistzullli.
Wszyscy czekali z szacunkiem, aż zdecyduje się kontynuować historię lub rzuci deklarację programową planowanych reperkusji i represji. Wielu facetów jest zdradzanych przez żony i rogacze ci mają do wyboru szeroki wachlarz zachowań: od wyprowadzenia się do mamusi, przez głośne zachlewanie ryja, aż po zakup broni i strzelanie do siebie, niewiernej, kochanka i tłumu w kolejności losowej.
– Musimy pójść do Baru Schronisko kiedyś – dodał Profesor, a wszyscy odetchnęli z ulgą.
Opowiadanie dla mojego nie raz i nie dwa razy klnącego pod nosem na autora korektora – czyli Megasa. Oraz dla wszystkich sfrustrowanych facetów.
*
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
*
Aby pobrać ebooka z powyższym tekstem w formatach pdf, epub, mobi:
.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Miss.Swiss
2014-12-01 at 21:13
No fajne, tylko krótkie cosik… jakby ci się odechciało dalej pisać. Jestem za gorsetem i pończoszkami, futra są passé!
Seelenverkoper
2014-12-01 at 23:25
Króciutkie bo raz, ze humoreska.
Dwa, że osadzone w realiach centrum handlowego i historie chciałem właśnie z nim powiązać, a nie umiałem wymyślić lepszych.
Trzy, że piszę coś długiego
Cztery, że siedzę na bezrobociu i obecnie dużo czasu i energi spędzam na zdobyciu pracy(wymarzonej)
Pięć: i tu apel! Jeśli macie pomysły na takowe zabawne historyjki, znacie legendy miejskie o podobnej tematyce lub wreszcie przeżyliście coś takiego to proszę piszcie!
Anonimowy
2014-12-01 at 21:46
Boskie i cudne! I nie tylko dla sfrustrowanych facetów. Też nie cierpię tych nabzdyczonych galerii, a babą jestem. Liczę na sprawozdanie z sesji w barze Schronisko. Ta ławeczka troche mi przypomina inną ławkę z pewnego serialu. jotka
PS. U nas mówi się "lampucera''.
Seelenverkoper
2014-12-01 at 23:27
Błagam o używanie słowa centrum handlowe. Galeria to jest sztuki;] ewentualnie pałacowa:P
Trochę przypomina bo ten sam kod kulturowy. Cieszę się, że się podoba:D
p.s mam nadzieję, że trochę się pośmiałaś.
Anonimowy
2014-12-02 at 09:09
Pośmiałam się głośno, mimo nocnej pory.
Do tej pory odezwały się same kobiety.
Niewielu panów chyba stac na taki, jak twój dystans do rodzaju męskiego. Paniom też w tym opowiadaniu się oberwało, a jednak… no cudne to jest!
jotka.
Aleksandra
2014-12-01 at 23:14
Moralność chuja. Jeśli nawet życie wywróciłoby sie do góry nogami i to opowiadanie było tak złe jak jest dobre kupiłbyś mnie tym tekstem.
Gratuluje i ostrzę zęby na więcej 😉
Seelenverkoper
2014-12-01 at 23:30
Oryginalny autorski;] zobacz, a znajomi w barze nie rozumieją moich dowcipów i zawsze czuję się jak wioskowy głupek.
Dzięki Aleksandro za tą kreatywna pochwałę:D Kurczę na komplementa robię się łasy jak Megas:D
kenaarf
2014-12-01 at 23:46
Nie zaskoczyłeś mnie, Koprze. Dostałam powtórkę z Baru, tyle, że w scenerii galerii… tfu, centrum handlowego. Styl dalej dobry, prześmiewcze podejście do problemów panów dalej jest chwytliwe. Anegdoty ciekawe, tym bardziej, że, jak sądzę, są prawdziwe. Tylko what next? Dżentelmeni powrócą do baru i ponownie, zdawkowo nakreślą swe życiowe niepowodzenia? Zaskocz mnie!
Pozdrawiam,
kenaarf
P.S. U mnie, podobnie jak u Jotki, mówi się "lampucera" 🙂
Seelenverkoper
2014-12-01 at 23:58
Kochana Kenaarf z paru powodów ciebie ciężko zaskoczyć;] poza tym nie zawsze jestem zdolny do tworzenia czegoś odkrywczego i nowego- ot piszę po to by się dobrze bawić, a to samo robi publika;] nie zawsze muszę mierzyć się z legendą Facaulta, filipa Dicka czy kogokolwiek innego;] Nawet twoją;]
kenaarf
2014-12-02 at 00:11
Chciałabym poznać te powody, bo nic mi o nich nie wiadomo 🙂
Nie mówię o tworzeniu czegoś odkrywczego i nowego, ale świeżego. Bo właśnie tej świeżości mi zabrakło.
Moja legenda? Chyba ciut Cię poniosło, Koperku! 🙂
seaman
2014-12-02 at 12:05
Ech… z jednej strony Kenaarf narzeka, że to już było. Ale jakie smaczne! Podobało mi się, bez dwóch zdań. Choć i Autorowi, i Korektorowi (och, dostani mi się, że hej!) pstryczek w nos za kilka zupełnie dziwacznych błędów – brak spacji, duża litera bez kropki i tego typu głupoty.
Pozdrawiam Cię Koprze serdecznie, bo dzięki Tobie uśmiałem się przednio.
seaman.
ps. Wciąż żyję nadzieją, że jednak potrafię odnaleźć dla siebie jakąś inną, szlachetniejszą rolę w tym centrumowo-handlowym kościele. Ani mąż-pudelek, co to cały czas pół meta za żoną, ani sfochowany samiec, któremu przecież nie przystoi z żoną po sklepach łazić…
Seelenverkoper
2014-12-05 at 16:39
Ideałem jest zona wpuszczająca cię do przymierzalni podczas kupowania gorsetu. Ewentualnie kupująca go razem z przyjaciółką na twoje urodziny.
Jednak jeśli odejdziemy od fantastyki nienaukowej to muszę przyznać, że zagubienie, strach i brak przynależności jest cechą człowieka ponowoczesnego. Tego chyba tak prosto nie zmienisz marynarzu.
Anonimowy
2014-12-03 at 08:14
Kolejny fajny odcinek sagi o męskich cierpieniach w prędko zmieniającym się, niekoniecznie na lepsze świecie, gdzie męskość traci znaczenie, a kobiecość staje się swoim zaprzeczeniem. Raz jeszcze gratulacje dla Autora. Czy będzie zwieńczenie trylogii?
Absent absynt
Seelenverkoper
2014-12-05 at 16:33
Czy ja wiem czy trylogii;] może pięcioksiąg?;]
Anonimowy
2014-12-03 at 17:47
Ciekawe, zabawne… Kurcze chyba aż nadmiar prawdziwe… Daje do myślenia, a przynajmniej mi.. Że też faceci tak nas postrzegają.. Cholera by wzieła bo jest to prawdziwe.. Muszę zmienić nastawienie i przyzwyczajenia 🙂
~Cam
Seelenverkoper
2014-12-05 at 16:35
Czasem tak;] ale dolicz też przerysowanie i odrobinę niecodziennej frustracji bohaterów.
Znasz ten cytat? " czy na swiecie naprawdę tyle sie zmieni gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy wk*rwieni";]
thegirlfromPraga
2014-12-07 at 13:46
Świetne.
Anonimowy
2014-12-08 at 13:45
Świetna fotka, panowie na luzie, w plenerze, no i to auto jak marzenie!
To nie jest ławeczka w kącie centrum handlowego, o nie!
Karel Godla
2014-12-10 at 18:58
Uroczy tekst. Lubik dla Autora.
Barman Raven
2015-01-13 at 20:27
Bardzo mi się spodobało. Doskonała satyra na samczy ród.