Przygody Roberta 2 cz. 4 (Coyotman)  4.39/5 (11)

34 min. czytania
David Ludugerio, bez tytułu, CC BY-NC 2.0

David Ludugerio, bez tytułu, CC BY-NC 2.0

Przeczytaj pierwszą część cyklu

Zawsze lubiłem góry. Nie byłem fanatykiem, który spędza w nich każdy wolny dzień, ale cieszyłem się na każdą rodzinną wyprawę w górskie okolice. Zapierające dech w piersiach widoki, rześkie, czyste powietrze i przyjaźni, otwarci ludzie – to właśnie najbardziej doceniałem w górach.

Najtrudniejszym elementem naszej wyprawy była sama podróż. Agnieszka nie chciała jechać tak daleko samochodem, więc padło na transport kolejowy. Wybraliśmy poranne połączenie do Nowego Targu, skąd odebrać nas mieli znajomi Agi. Kilkugodzinna jazda zatłoczonym pociągiem nie należała do przyjemnych, a poza tym przypominała mi dopiero co niedawno przebytą monotonną drogę na obóz i z powrotem. Pociąg był pełny, przez co nie mieliśmy okazji porozmawiać. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, przy oknie i podziwialiśmy widoki, od czasu do czasu tylko odzywając się do siebie. Chwilę pograliśmy w karty i było to chyba naszą największą interakcją podczas tej wycieczki.

Pocieszałem się, że ostatnio, kiedy przetrwałem kilka godzin w średnio wygodnym fotelu, przeżyłem potem całkiem ciekawy tydzień. Kiedy jednak myślałem sobie o interesujących możliwościach, natychmiast w głowie pojawiała mi się wizja pozostawionego rodzinnego miasta, gdzie czekała na mnie napalona mamuśka i zastęp młodych koleżanek, gotowych przespać się ze mną, aby wygrać idiotyczny zakład. Została tam także Zuza, która pozytywnie wypełniała mój czas, coraz bardziej działając na wyobraźnię. Wystarczyło przypomnieć sobie ostatnią noc na imprezie, kiedy siedziała na moich kolanach i, stwarzając pozory, ocierała się o mnie i całowała. Bardzo trudno było zachować zimną krew i po prostu nie chwycić jej na ręce i pobiec do którejś z wolnych sypialni. Do jednej nawet poszliśmy, ale znów – jedynie w ramach „teatrzyku”. Czterdzieści pięć minut spędzone na rozmowie, kiedy wszyscy inni na zewnątrz myślą, że właśnie zaliczasz najgorętszą laskę w okolicy. Tego uczucia nie da się z niczym porównać. Ledwo wytrzymałem. Wcześniejsza schadzka u pani Hani zrekompensowała mi nieco te trzy kwadranse wymuszonej wstrzemięźliwości.

Z Nowego Targu odebrał nas pan Jurek, sąsiad – jak mi wyjaśniła Agnieszka. Facet w ogóle nie wyglądał na górala. Ubrany był w zwykłe dżinsy i w spraną koszulkę Chicago Bulls. Nie mówił gwarą i ogólnie łamał wszelkie stereotypy. Od razu wpadł mi w ucho jego głos, niski, głęboki, basowy.

Okazało się, że pan Jurek oszczędził nam wielkiej niewygody, gdyż w Nowym Targu do pociągu wsiadało sporo nowych pasażerów i ostatnie minuty musielibyśmy jechać w strasznym ścisku.

Po pół godzinie spokojnej jazdy dotarliśmy do Bukowiny. Wąskie, kręte uliczki, na których nierzadko można spotkać konny zaprzęg, były dziś wyjątkowo puste. Tak wyglądają góry poza sezonem. Kręciło się co prawda trochę ludzi, ale to było nic w porównaniu z tym, co się tu dzieje zimą. Ulice tętnią wtedy życiem. Wszechobecne są stragany, gdzie w śnieżnej scenerii poczciwe staruszki sprzedają pamiątki, oscypki czy inne przysmaki.

Zazieleniona Bukowina wyglądała dla mnie dziwnie, miałem wrażenie, jakbym był w nieco innym miejscu niż ostatnio.

Jedynie Termy, które mijaliśmy po drodze, prezentowały się równie imponująco co zawsze. Na parkingu widać było kilkanaście aut. Coś się więc w tej Bukowinie działo.

Dom letniskowy rodziców Agi znajdował się w południowej części miasteczka. Musieliśmy dojechać tam polną, rzadko uczęszczaną drogą. Była to bardzo fajna, malownicza okolica okolona pagórkami, pastwiskami, polami i lasami.

Zatrzymaliśmy się przy domu pana Jurka, który zaprosił nas na obiad i od razu zaznaczył, że nieprzyjęcie owego zaproszenia nie wchodzi w grę. Wprost umierałem z głodu, nawet nie pomyślałem więc o odmowie. Poza tym perspektywa skosztowania jagnięciny po góralsku była niezwykle kusząca.

Kiedy wysiadłem z samochodu, w końcu mogłem rozprostować kości. Kilka godzin w pociągu, a potem jazda autem, dały mi się nieco we znaki.

Rozejrzałem się po okolicy. Można było powiedzieć, że to była taka wioska we wiosce. Kilkanaście sąsiadujących ze sobą budynków stało w pewnym oddaleniu od reszty miasteczka. Wszędzie panowała błoga cisza, a jedyne, co można było tu usłyszeć, to odgłosy przeróżnych zwierząt kręcących się po pastwiskach. Przyjemna odmiana od miejskiego szumu.

Weszliśmy na podwórze. Tam już powitała nas reszta rodziny. Żona pana Jurka, Maria, część ich rodzeństwa, a także dwie babcinki w fartuchach i z przewiązanymi chustami na głowie.

– Młodzi są za stajnią, siedzą w basenie – odezwała się pani Maria – a Pola jeszcze nie wróciła z przejażdżki, ale dzwoniła, że za chwilę będzie.

Wszyscy mnie serdecznie wyściskali na przywitanie, jakbym był dawno oczekiwanym krewnym. Nie lubiłem tego rodzaju poufałości, ale wiedziałem, że taki tu już zwyczaj. Trzeba było się podporządkować. To było i tak nic w porównaniu z tym, jak wytarmosili Agnieszkę.

Kiedy wszyscy byli zajęci przyglądaniem się i komplementowaniem mojej cioci, oddaliłem się nieco. Rzeczywiście zza wielkiej stajni było słychać odgłosy dziecięcej zabawy. Kilkoro szkrabów pluskało się w dużym dmuchanym basenie, dwoje skakało na trampolinie, a wszystko to odbywało się przy akompaniamencie końskiego rżenia.

Oprócz stajni zauważyłem też inne budynki gospodarcze. Jeden z nich był na tyle duży, że wyglądał na garaż dla maszyn rolniczych. Zgadywałem, że stojący obok niego mniejszy mógł być warsztatem.

Kiedy przyglądałem się pasącym się owcom i kozom, moim oczom ukazał się pędzący koń. Sunął przez pastwisko jak torpeda. Miałem wrażenie, że jeździec w słomianym kapeluszu za chwilę spadnie i roztrzaska się o ziemię.

Stopniowo zwalniając, koń galopował w moim kierunku. Gdy dzieciaki zauważyły wierzchowca, natychmiast zaczęły machać i głośniej krzyczeć.

Zgadywałem, że musi być to dziewczyna, o której wspominano, że lada moment ma wrócić.

Zbliżając się do dzieci wyraźnie zwolniła i powoli podjechała do mnie. Koń szedł stępa wolno, ale zdecydowanie. Jego domniemana właścicielka uroczo kołysała się w siodle.

– Widzę, że już mamy gości – powiedziała w moim kierunku.

– Tak, właśnie przyjechaliśmy – odpowiedziałem. – Jestem Robert.

– Wiem, wiem. Pamiętam cię. Byłeś tu kilka lat temu.

Miała rację. Niestety, niewiele pamiętałem z tamtego dnia. Byliśmy z rodzicami w Gołębiewskim i, kiedy Adam z Agą także przyjechali do Bukowiny, wpadliśmy ich tu odwiedzić. Wtedy jednak była zima i wszystko wyglądało całkiem inaczej.

– Tak, rzeczywiście. Byłem tu, ale niewiele pamiętam.

– Ja za to pamiętam cię doskonale. Dorwałeś się do gitary mojego taty i za nic w świecie nie szło się z tobą porozumieć.

– Rzeczywiście, pamiętam tę gitarę! Pamiętam, że kiedy wróciliśmy do domu od razu wyprosiłem na rodzicach, żeby mi taką kupili. A więc to był ważny dzień.

– Grasz do dziś?

– Trudno mi sobie wyobrazić dzień bez instrumentu.

– No, proszę. A jakbyś nie pamiętał, to jestem Pola…

– Tak, już słyszałem, jak mówiono o tobie, że wyjechałaś na przejażdżkę.

Podaliśmy sobie ręce. Pola miała bardzo przyjemny uśmiech. Trochę tajemniczy i jednocześnie zachęcający, aby ją lepiej poznać. Miała ciemne niebieskie oczy i ciemne blond włosy. Wyglądała bardzo naturalnie, dziewczęco. Była szczupła i bardzo zgrabna.

– Chodźmy na obiad. Mama nie cierpi, kiedy musi czekać na spóźnialskich. „Nie po to gotowałam, żebyście jedli teraz zimne”– sparodiowała rodzicielkę.

– Skądś to znam.

– Wystarczy, że jest już zła na Filipa, mojego wujka. Dzwonił rano, że nie zdąży na obiad. Dużo nie brakowało, a telefon rozbiłby się o podłogę.

– Aż tak?

– Niestety. A szczególnie, jak są goście.

Dziewczyna zeskoczyła z konia i poprowadziła go do jednego z boksów w stajni. Pogładziła zwierzaka po chrapach, nagrodziła przysmakiem i poszliśmy na wyżerkę.

Pani Maria zarządziła obiad na świeżym powietrzu, więc wszyscy zebrali się wokół stołu w ogrodzie, tuż przy domu. Było jeszcze trochę zamieszania z wynoszeniem wszystkiego na zewnątrz, ale koniec końców nikt nie miał prawa marudzić. Jedzenie było przepyszne.

Gospodyni wydawała się przeszczęśliwa, widząc pałaszujących z apetytem biesiadników. Nawet brak wujka Poli nie zaburzył sielanki, choć sporo o nim mówiono.

Filip był bliskim przyjacielem Agi w czasach szkolnych. Wysoki ale chudy, przez co niepozorny, zakochany w górach. Nie pamiętałem go, ale na zdjęciach wyglądał, jakby za chwilę miał go porwać wiatr. Teraz zaś wszyscy zgodnie twierdzili, że facet bardzo się zmienił i że Aga na pewno go nie pozna.

Ciocia Agnieszka ogólnie sprawiała wrażenie przeszczęśliwej. Zupełnie, jakby dopiero teraz ktoś wydał jej pozwolenie na okazywanie radości. Dawno nie widziałem jej takiej. Wciąż się uśmiechała, dyskutowała zacięcie ze wszystkimi, zebrało jej się też na wspominki. Trochę żałowałem, że nie ma z nami Adama. Myślę, że też przydałoby mu się trochę takiego odpoczynku.

Obserwowałem, jak wszyscy skupiają się na Adze i już wiedziałem, do czego to zmierza. Tylko kwestią czasu było, aż pan Jurek zaproponuje Agnieszce jakąś formę aktywnego spędzenia wieczoru. Okazało się, że sami dostali zaproszenie na dzisiejszy dzień od wspólnych znajomych i zaproponowali Adze, aby do nich dołączyła. Po krótkiej konsultacji ze mną zgodziła się z wielką radością. Mnie zaś przypadł zaszczyt bycia piątym kołem u wozu na imprezie, na którą wybierała się Pola. Nie, żebym narzekał, wolałem to, niż siedzenie przy stole z dorosłymi, ale wciskanie mnie na siłę gdzieś, gdzie niekoniecznie mnie chcą, było niefajne. Aga jednak była tak pozytywnie usposobiona, że nie miałem serca odmówić.

Zostałem więc pod skrzydłami góralskiej dziołchy. Pola nawet zaproponowała, że zorganizuje mi dzień tak, żebym się nie nudził, dzięki czemu Aga będzie miała więcej czasu dla starych znajomych.

Po obiedzie poszliśmy się rozpakować. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem pod stajnie, gdzie Pola szczotkowała jednego ze swoich koni.

– Umiesz jeździć? – zapytała.

– Byłem na kilku lekcjach dwa lata temu. Moja mama pakowała mnie w wiele różnych aktywności. Nie czułem się jednak zbyt komfortowo, to chyba jednak nie dla mnie.

– Czyli coś tam umiesz. Podejdź tylko. Nie bój się, Gonzo nie gryzie.

Koń prychnął.

– Widzisz? – powiedziała, jakbym miał zrozumieć, co właśnie powiedział do mnie zwierzak.

– Śmiało, możesz go pogłaskać. To bardzo spokojny koń.

Położyłem otwartą dłoń na sierści i pogładziłem go lekko. Gonzo obserwował mnie czujnie.

– Sięgnij do mojego plecaka. Mam tam kilka marchewek. Daj mu do pochrupania, a na pewno cię polubi.

Zrobiłem to, choć na początku bałem się, że stracę dłoń. Na szczęście jednak konie nie są mięsożerne.

– Konie to bardzo inteligentne zwierzęta – kontynuowała – Rozumieją wszystko, co się dzieje wokół. Czasem trzeba nawet uważać, co się mówi – zaśmiała się.

– Będę pamiętał, żeby go nie obrazić – starałem się nie zabrzmieć kpiąco.

Pola chyba jednak wyczuła mój sceptycyzm.

– Ja wiem, jak to brzmi. Mądry koń bla bla bla. Gdybyś jednak spędził z nimi tyle czasu co ja, też byś dostrzegł wiele fascynujących rzeczy. Na przykład to, jak konie reagują na zagrożenie, albo jak wyczuwają niemiłych, złych ludzi, nie pozwalając im na siebie wsiąść.

– A co sądzi o mnie?

– Dałeś mu marchewkę więc masz już jeden plus.

– A więc konie są przekupne.

Zwierzak prychnął jakby z niezadowoleniem.

Zaśmialiśmy się z Polą i podaliśmy mu jeszcze jeden przysmak.

Od samego początku, gdy tylko Pola zaproponowała, że zorganizuje mi dzień, czułem, że nie uniknę siedzenia na koniu. Gdy szczotkowanie dobiegło końca, dziewczyna zaczęła mnie namawiać, abym dosiadł Gonzo.

Znajdźcie mi faceta, który odmówi tak ładnej kobiecie, a okaże się na pewno gejem. Nie miałem wyjścia. Wystawiając anielską cierpliwość konia na próbę i prowokując tym samym Polę do salw śmiechu, w końcu wgramoliłem się na siodło. Od razu przypomniałem sobie lekcje sprzed dwóch lat, a szczególnie zakwasy na tyłku, jakie po nich miałem. Ból dupy, ale dosłownie. Był on zresztą bezpośrednią przyczyną mojej szybkiej rezygnacji z tej formy aktywności.

Trzymając konia za uprząż, dziewczyna poprowadziła mnie w spacerowym tempie po podwórzu.

– I jak? – spytała.

– W porządku – odpowiedziałem.

Choć szczerze mówiąc, nie było to dla mnie szczególnie nadzwyczajnym doświadczeniem. Nie widziałem w tym nic pociągającego.

– Poczułbyś to dopiero, jakbyś poleciał galopem – powiedziała, jakby czytając w moich myślach.

Poczułbym, ale chyba sraczkę ze strachu, pomyślałem.

W tym momencie, niemal jak z procy, ze stajni wyskoczyła Agnieszka. Pędziła na koniu szarej maści, z radosnym okrzykiem mijając pasące się owce.

– Widzisz? Właśnie o tym mówiłam.

Dziewczyna udzieliła mi szybkich instrukcji, a przede wszystkim przypomniała mi jak używać wodzy, czyli pasków służących do „sterowania” koniem i po chwili sama dosiadła drugiego wierzchowca. Przejechaliśmy się spacerowym tempem po okolicznym pastwisku i po jakiejś godzinie wróciliśmy pod stajnie.

Z Polą fajnie się rozmawiało. Prawdziwa dziarska góralka. Zdecydowana, pewna siebie, inteligentna. Zakochana w górach i koniach. Mogłaby mówić o tym bez przerwy. Rozumiałem to, bo sam długo mógłbym rozmawiać na przykład o muzyce. Każdy ma po prostu swoje pasje.

Kiedy odstawiliśmy konie do boksów w stajni, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Zakopanego. Pochodziliśmy po Krupówkach, zajrzeliśmy do jednego z lokali oferujących śmieciowe żarcie, zjedliśmy lody, czas mijał nam na przyjemnej rozmowie. Pola opowiadała o swoich ulubionych miejscach w mieście. Pokazała mi lokale, do jakich lubiła wpadać ze znajomymi. Jak wspomniała, niedawno zdała maturę, więc miała od rodziców nieco więcej luzu, a gdy chciała gdzieś poszaleć dłużej, dogadywała się z wujkiem Filipem, żeby ją krył.

Im dłużej z nią spacerowałem, tym bardziej mi się podobała i tym większą miałem na nią ochotę.

Nie byłem jednak dobry w podrywie. Gdy na szybko przypomniałem sobie, jakie były moje początki z innymi dziewczynami, zdałem sobie sprawę, że za każdym razem to one robiły ten pierwszy krok. Może jedynie pierwszy wieczór z Aśką w namiocie, podczas trwającej potańcówki, był pod tym względem neutralny.

Postanowiłem zdobyć się na romantyczny gest i kupiłem dziewczynie czerwoną różyczkę, jak to ująłem, w podziękowaniu za zorganizowanie mi czasu, a w domyśle – w nadziei na rozkoszne sam na sam.

Podziękowała mi całusem w policzek i szybko wróciła do tematu, który jej przerwałem, kupując kwiatka.

Cóż… trudno było oczekiwać, że rzuci się na mnie na środku ulicy.

Z Krupówek podjechaliśmy na peryferia miasta, zaparkowaliśmy na jednym z parkingów strzeżonych i poszliśmy pieszo w kierunku szlaku Doliny Strążyskiej. Naszym celem był wodospad Siklawica. Szliśmy kilkadziesiąt minut. Droga była kręta i wyboista. Apolonia zboczyła w pewnym momencie z głównego szlaku, aby pokazać mi swoje ulubione miejsce zwane kamlotami. Choć była to nazwa lokalna, używana przez tutejszą młodzież i, jak powiedziała dziewczyna nie jest ona żadną atrakcją turystyczną. Mało kto wiedział o tym miejscu, gdyż niełatwo było tu trafić. To po prostu fajne, ustronne miejsce, w które chodziła ze znajomymi ze szkoły, aby się ubzdryngolić. Kamloty to kilkanaście większych i mniejszych jasnoszarych głazów, porozrzucanych w wąwozie o dość łagodnym spadzie z jednej strony. Zejście do tego miejsca było na pierwszy rzut oka trudne. Pola jednak pokazała mi bezpieczną ścieżkę.

Usiedliśmy na dwóch mniejszych kamieniach, wypiliśmy piwo z małej puszki, bo jak stwierdziła dziewczyna, przyjść tu i się nie napić stanowiłoby zerwanie z ważną tradycją. Przy okazji mogliśmy nieco złapać oddech. Spacer po nierównym terenie wchodził w tyłek, choć po Poli nie było widać żadnego zmęczenia.

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy pod wodospad. Szum wody było słychać na długo przed tym, nim zobaczyliśmy ten imponujący słup spadającej wody. Czuć było moc tego żywiołu. Wkoło były porozrzucane kamienie o ostrych krawędziach, więc trzeba było uważać. W niektórych momentach musieliśmy się wzajemnie asekurować, żeby nie zaliczyć efektownej gleby.

Do samochodu wróciliśmy głównym szlakiem. Pola wciąż nie miała dość. Namówiła mnie jeszcze na spacer po Dolinie Kościeliskiej. Niestety, nie miałem najlepszych wspomnień związanych z tym miejscem. Gdy ostatni raz tu byłem, a była to zima, moi rodzice, Adam, Aga i kilkoro innych członków naszej rodziny postanowiło zamówićsobie konne zaprzęgi aby obejrzeć najciekawsze punkty Doliny w możliwie krótkim czasie. Ruszyliśmy jeden wóz za drugim i wtedy się zaczęło. Jechaliśmy pierwsi i nagle nasz koń dostał szału. Przyspieszył tak bardzo, jakby uciekał przed ogniem. Woźnica, który jak się później okazało, był po kilku głębszych, za nic w świecie nie mógł go uspokoić. Po kilkunastu sekundach dwa wozy za nami pozostały daleko w tyle. Jechaliśmy tak szybko, że od trzymania barierki ochronnej bolały mnie dłonie. Koń na szczęście opamiętał się tuż przed ostrym zakrętem, w który i tak weszliśmy lekkim ślizgiem. Koniec końców nie zobaczyłem wtedy nic, gdyż zwyczajnie obawiałem się o swoje życie i nie zwracałem uwagi na krajobrazy.

Aby przejechać się szlakiem Pola namówiła mnie na jazdę wypożyczonym koniem. Jednak z uwagi na mój brak doświadczenia i trudny teren dziewczyna zaproponowała, że skorzystamy z jednego wierzchowca.

Panowie, którzy użyczyli nam swojego zwierzaka, nie mieli niestety podwójnego siodła, co oznaczało, że podczas tej przejażdżki będziemy ekstremalnie blisko siebie i w dodatku Pola musi siedzieć z przodu. Z jednej strony fajnie jest siedzieć tak blisko pięknej dziewczyny, ale z drugiej może być to nieco krępujące.

Najpierw na konia wskoczyła Pola, a za nią wsiadłem ja, i tym razem poszło mi już znacznie sprawniej. Gdy jej pupa przylgnęła do mojego krocza, zrobiło mi się gorąco. Kompletnie nie wiedziałem, jak mam się zachować.

Pola jednak nic sobie z tego nie robiła i ruszyliśmy. Jechaliśmy w średnim tempie. Obejmowałem ją lekko w pasie, starając się nie przekroczyć granicy przyzwoitości. Starałem się odpędzać od siebie kosmate myśli. Jeszcze tylko brakowało, bym dostał wzwodu.

– Chwyć się mnie mocno – powiedziała – zaraz trochę przyśpieszymy. Musisz to poczuć.

Zwiększyłem nieco nacisk dłoni.

– No, przecież cię nie ugryzę! – odezwała się, wyczuwając moją opieszałość i niezdecydowanie – Obejmij mnie mocno i trzymaj nogi przy koniu, żebyś nie stracił równowagi.

Ruszyliśmy z kopyta. Nagle moje przemyślenia i obawy uleciały gdzieś w dal. Dostałem potężny zastrzyk adrenaliny. Koń pędził, a my rytmicznie podskakiwaliśmy na jego grzbiecie.

Pola od czasu do czasu skinieniem ręki pokazywała mi widoki, na których powinienem się skupić. Największe wrażenie robiły na mnie wysokie na kilkadziesiąt metrów ściany skalne. Górski krajobraz ogólnie jednak był bardzo imponujący.

Zatrzymaliśmy się na polanie. Dziewczyna dała odpocząć zwierzakowi i przywiązała go do jednego z pobliskich drzew. Rozłożyła też koc, wyjęła z plecaka kupiony wcześniej prowiant i usiedliśmy, aby nieco odsapnąć.

– I jak ci się podobała ostra jazda?

– Jak jazda na rollercosterze. Aż czasem trudno było złapać oddech.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

– Wiedziałam, że ci się spodoba. Jak widzisz, wcale nie trzeba skakać na bungee czy ze spadochronu aby poczuć trochę adrenaliny.

– No, to na pewno.

Posiedzieliśmy na kocyku przez jakiś czas. Zjedliśmy po rogaliku, napiliśmy się wody mineralnej i rozmawialiśmy, jak byśmy znali się od dziecka. Tym razem to ja opowiedziałem jej o muzyce i o tym, jaką rolę w moim życiu odgrywa. Sama była raczej bierną słuchaczką o nazwijmy to, radiowym guście. Czyli coś w stylu „słucham tego co akurat leci”.

Nie negowałem, ale zdecydowanie bardziej preferowałem świadome poruszanie się po tym obszarze. Tematy zmieniały się, czas leciał, a my nadal gadaliśmy.

Dopiero, gdy słońce bardzo zbliżyło się do horyzontu, zorientowaliśmy się, że jest już po dwudziestej pierwszej. Człowiek nie ma zasięgu w telefonie i już jest w stanie przez to zapomnieć o bożym świecie. Koledzy Poli z pewnością się do niej dobijali. Na imprezę byliśmy spóźnieni ponad dwie godziny. Niezła obsuwa.

Droga powrotna nie mogła być inna. Znów pędziliśmy galopem, a ja z wielką radością trzymałem się mojej uroczej dżokejki. Kurczowo objąłem ją pod piersiami przywarłem do niej znacznie odważniej i pędziliśmy na wariata.

Kolejne pół godziny straciliśmy na oddanie konia, dojście do samochodu i podjechanie pod właściwy adres. Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, było już ciemno. Wielkie ognisko płonęło na środku przestronnego podwórza, a wokół bawiło się całkiem spore towarzystwo.

Pola wyjaśniła mi, że większość z nich to tegoroczni maturzyści, którzy po raz kolejny świętują pozytywne zdanie tego egzaminu. Jak się okazało, ona także w tym roku go pisała, więc to była także jej impreza.

Od razu spodobał mi się klimat zabawy. Było tu kilku instrumentalistów – dwóch skrzypków, gitarzysta i akordeonista. Nie miałem im nic do zarzucenia, grali bardzo fajnie i wesoło. Wiele osób śpiewało jakieś góralskie teksty. Niektóre z nich nawet trudno było mi zrozumieć z uwagi na gwarę.

Pola przedstawiła mnie kilku swoim znajomym. Wszyscy wydawali się szalenie mili. Choć jeden z chłopaków wyraźnie patrzył na mnie spode łba. Pola wytłumaczyła mi, że to chłopak, który ślini się na nią od kilku lat, ale nigdy nie odezwał się do niej słowem. Kiedy zapytałem, czy mu jej go nie szkoda, odpowiedziała krótko.

– Dlaczego niby mam przejmować się facetem, który nawet nie potrafi się odezwać.

Miała rację.

Ponieważ instrumenty były ważną częścią tego wieczoru, Pola szybko zareklamowała mnie, że także jestem muzykiem. Do mych rąk szybko trafiła gitara. Granie z chłopakami było fajnym doświadczeniem. Skrzypki świetnie improwizowali, a akordeonista tworzył klimatyczne tło. Choć przyznam, że nigdy nie przepadałem za tym instrumentem. Prawda jednak jest taka, że każdy instrument w odpowiednich rękach zawsze zabrzmi świetnie. Tak było właśnie w tym przypadku.

Góralska muzyka to przede wszystkim wesołe skoczne tempo, przez co podczas jej grania zawsze jest wiele zabawy.

Kiedy grałem, Pola zajęła się rozmową ze swoim towarzystwem. Najpierw żywo dyskutowała z dwiema koleżankami, które co rusz spoglądały na mnie. Być może podobało im się jak gram, a być może dziewczyny właśnie mnie obsmarowywały.

Później zaś dołączył do nich jeden koleś, który zabrał dziewczynie większość uwagi. Z tego co zaobserwowałem, Pola ogólnie wzbudzała tu zainteresowanie płci męskiej. Nie jeden ukradkiem się na nią spoglądał, a zwłaszcza kiedy zdjęła koszulę i bawiła się przy ognisku w cienkim topie na wąskich ramiączkach.

Kiedy oddałem gitarę właścicielowi, także rzuciłem się w wir zabawy. Tańczyliśmy, a właściwie to bardziej wygłupialiśmy się wokół ogniska. Dziewczyny, którym wino coraz bardziej uderzało do głowy, stawały się coraz bardziej śmiałe. Odległość pomiędzy parami malała z minuty na minutę. Także do mnie zaczęła kleić jedna z dziewczyn.

Niektóre pary ukradkiem wymykały się gdzieś za budynek. Także i ja otrzymałem propozycję „pójścia za garaże”, ale na szczęście w tym momencie z odsieczą pojawiła się Pola.

Odciągnęła mnie na bok.

– Spadamy. Zaczyna się robić nieciekawie. Już dwóch kumpli proponowało mi „pójście na spacer”

– Ja otrzymałem propozycję „za garażem”

– I nie miałeś ochoty skorzystać?

Spojrzałem na nią. Uśmiechnąłem się.

– Nie jestem tym typem człowieka.

– Tak? A jakim jesteś? – zapytała nieco zalotnie.

– Na pewno nie takim, któremu pięć minut w krzakach, w pośpiechu i w dodatku z ubzdryngoloną dziewczyną sprawiło by frajdę. Ta dziewczyna niestety będzie musiała się beze mnie obejść.

– Nie martw się. Twoja dziewczyna na pewno znajdzie sobie jakiegoś chętnego.

– A ty? Nie lubisz spacerów?

– Bardzo lubię. Wole jednak dłużej pospacerować no i towarzystwo do spaceru też nie jest bez znaczenia.

Uśmiechnęła się.

Cała drogę do domu, czyli całe piętnaści minut samochodem, puszczaliśmy do siebie kolejne delikatne aluzje. W pewnym momencie nawet miałem wrażenie, że ciężko będzie wybrnąć z pułapki żarcików i przejść do rzeczy na poważnie. Pozostało mi czekać na rozwój wypadków

Wszystko jednak działo się bardzo szybko. Wysiedliśmy z samochodu i nagle teksty się skończyły. Odprowadzałem Polę do domu i nie potrafiłem wydusić z siebie czegoś konstruktywnego. Być może wystarczyło by coś w stylu „u ciebie czy u mnie?”, ale nie chciało mi to przejść przez gardło. Starałem się znaleźć coś bardziej wyszukanego.

Niestety. Stanęliśmy na podwórzu przy wejściu do domu Poli, spojrzeliśmy sobie w oczy.

– Mam nadzieję, że podobał ci się dzień i wieczór.

– Było świetnie. Bardzo ci dziękuje.

Wydawało mi się, że zrobiła ruch w moją stronę i przymknęła oczy, oczekując na pocałunek, ale byłem jak sparaliżowany. Prawdziwa ze mnie dupa wołowa…

– Noo… to cześć – powiedziała.

– Cześć – odpowiedziałem i miałem ochotę zapaść się pod ziemie.

Myślę, że rozmowa o tym, że nie lecimy na pierwsze lepsze okazje, nieco nas oboje przyhamowała. Już miałem zrobić krok w kierunku swojego domku i zaprzepaścić świetnie rozwijający się wieczór, gdy nagle Pola złapała mnie za ramię.

– Poczekaj.

– Co?

– Ciiiii – uciszyła mnie, kładąc palec wskazujący na ustach.

Nasłuchiwała.

– Ktoś jest w stajni. Słyszysz?

Rzeczywiście, konie trochę poprychiwały. Nie były jednak głośno. Gdyby nie Pola, pewnie nawet nie zwróciłbym na to uwagi.

– Nie brzmi złowieszczo – odpowiedziałem.

– Nie o to chodzi. Zazwyczaj nikt się nie kręci po stajni o tej porze. Muszę to sprawdzić. Chodź.

Chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła za sobą.

– Spójrz – mówiła szeptem, wskazując na szpary między deskami przy głównym wejściu – pali się lampka. Ktoś tam jest.

Miała rację. Światło było wyraźnie widoczne, choć słabe.

Pola najpierw próbowała dostrzec coś przez szparki, a potem przystawiła ucho do ściany. Uśmiechnęła się.

– Chodź. Wejdziemy górą i zobaczymy, co tam się dzieje.

Stajnia po północy, nikłe światło i lekko zbulwersowane konie. Naprawdę bym się zdziwił, gdyby ktoś wpadł je jedynie dokarmić. Zwłaszcza po reakcji dziewczyny.

Poddasze stajni służyło do przechowywania siana dla koni. Miało na szczęście osobne wejście, przez które łatwiej było załadować ten podstawowy koński przysmak.

– Przystaw drabinę.

Drabina była oparta o ścianę, ale kilka metrów od wejścia.

– Tylko cicho – dodała.

– Spokojnie – odpowiedziałem, dźwigając drabkę. – Czego właściwie się tam spodziewasz?

– Jakbyś się nie domyślał.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdyż Pola już wspinała się po kolejnych szczeblach. Jej apetyczna pupa widoczna w świetle księżyca sprawiła, że nieco przydługo zbierałem się do wejścia za nią.

– Na co czekasz? – syknęła, oglądając się na mnie.

Kiedy byliśmy już na górze, cichutko na kolanach skierowaliśmy się w głąb pomieszczenia.

– Zwróć uwagę, na jakich deskach się opieram i podążaj za mną. – powiedziała. – Jeśli za bardzo zboczysz, możesz trafić na luźne, skrzypiące miejsca.

Raczkowaliśmy w korytarzu ułożonego ze snopków. Z przyjemnością za nią podążałem. W świetle księżyca wyglądała jak skradająca się kocica. Kręciła przede mną pupą, powodując moje chwilowe ogłupienie.

Zadziałała jednak kobieca intuicja, gdyż dziewczyna po chwili odwróciła głowę w moją stronę i syknęła.

– I nie gap się na mój tyłek!

Nic nie odpowiedziałem.

Do moich uszu doszły tymczasem spodziewane dźwięki. Nie było już wątpliwości. Ktoś bez opamiętania oddawał się cielesnym uciechom. Konie raczej takich dźwięków nie wydają. Najgorsze było to, że kobiece pojękiwania wydały mi się niepokojąco znajome. W gardle stanęła mi klucha. Zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę chcę zobaczyć i utwierdzić się w przekonaniu, że moja ciotka zabawia się obcym mężczyzną? Adama raczej się tu nie spodziewałem.

Przeszliśmy na czworakach jeszcze kilka metrów, po czym Pola zatrzymała się i otwartą dłonią dała mi znak, abym zrobił to samo. Bylismy na srodku skrzyżowania dwóch snopkowych korytarzy. Wskazała palcem świecący na samym środku naszego wejścia księżyc, potem wskazała stronę, w którą szliśmy i pomachała dłonią w geście protestu. Zrozumiałem, że gdybyśmy szli dalej, moglibyśmy zdradzić swoją obecność. W tej stajni na pewno było widać każde załamanie światła. Skręciliśmy w bok i doszliśmy do ściany. Zaczęliśmy okrążać wnętrze poddasza i w końcu, po jeszcze jednym zakręcie, zbliżyliśmy się do kilku snopków siana mniej więcej ma środku pomieszczenia. Snopki były ustawione przy krawędzi otworu o powierzchni około metra kwadratowego, służącego do zrzucania siana na dół. Przez otwór widoczne było słabe światło z dołu.

Kiedy wychyliliśmy głowy ponad snopki, wszystko było widać jak na dłoni. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zmroziło mnie tak, że poczułem ukłucie w głowie. Tak jak podejrzewałem, to była Aga. Miała na sobie o kilka numerów za dużą koszulkę, bo w takich lubiła spać i na czworakach, z szeroko rozstawionymi udami, wypinając pupę, przyjmowała kolejne pchnięcia muskularnego brodacza. Facet trzymał ją w talii i pieprzył bez opamiętania. Miał zawzięty wyraz twarzy, zupełnie jakby walczył o przetrwanie rasy ludzkiej. Rżnął ją tak mocno, że Aga z trudem utrzymywała pozycję. Jej ręce przesuwały się po podłodze pokrytej słomą, jakby nie mogąc znaleźć odpowiedniego punktu podparcia. Aga była niczym pacynka w rękach jurnego górala. Wyglądała jednak na bardzo zadowoloną. Cicho postękiwała i radośnie przyjmowała kolejne pchnięcia. Lubowała się też w błądzących po jej ciele dłoniach. Góral bowiem podwinął jej koszulkę i dotykał ją z zadowoleniem, miętosił piersi, głaskał po plecach. Nagle mężczyzna obrócił Agę na plecy i przyłożył dłoń do jej krocza. Starałem się wytężyć wzrok najlepiej jak umiałem. Jego dwa palce, środkowy i serdeczny wślizgnęły się do dziurki, a kciuk pozostał przy łechtaczce. Zaczął dość intensywnie potrząsać dłonią, co momentalnie przełożyło się na reakcję Agi. Nadspodziewanie głośne jęki, nawet krzyki wypełniły stajnię, przez co konie znów stały się niespokojne. Przez chwilę nawet pomyślałem, że gość robi jej krzywdę, ale szybko zorientowałem się, że kobieta jest w niebywałej ekstazie. Wszechobecne stały się dźwięki chlupotania. Agnieszka była tak bardzo mokra, że zwyczajnie z niej ciekło. Nie był to może kobiecy wytrysk niczym fontanna, jak widzi się w niektórych pornosach, ale mimo to widok robił wrażenie. Agnieszka kompletnie nie panowała nad swoimi emocjami.

Spojrzałem na Polę. Ta oglądała całą akcję z wielkim zaciekawieniem, przygryzając wargę. Wyglądała na podnieconą. Reakcje Agi wywoływały uśmiech na jej twarzy. Byłem pewien, że dziewczyna marzyła o tym, aby w tej chwili być na miejscu mojej ciotki.

Kiedy Aga nieco ochłonęła, góral znów w nią wszedł. Nie czekał zbyt długo, nie pytał o pozwolenie, po prostu rozwarł jej nogi i wszedł nią ze zwierzęcym impetem, chcąc dokończyć dzieło. Kobieta była w takim stanie, jakby przedawkowała rozkosz. Przyjmowała kolejne pchnięcia z wymalowaną rozkoszą na twarzy. Miałem wrażenie, że z trudem utrzymywała nogi w górze.

Po chwili mężczyzna zaczął wydawać z siebie samcze, głośne dźwięki. Gdybym tego nie widział, pewnie bym pomyślał, że jakiś niedźwiedź wpadł do koni na pogawędkę.

W końcu, niczym król lew, zawył jeszcze głośniej, wyciągnął drąga z mojej ciotki i zaczął spuszczać się na jej brzuch i piersi. Gęsta, biała ciecz tryskała i tryskała. Wyglądało to jakby był podłączony do jakiegoś zewnętrznego zbiornika. Pocierał swojego członka z podobną zaciętością jak przy stosunku. Machał dłonią zażarcie, pozbywając się kolejnych kropli.

W końcu, kiedy sam miał już dość, zawył ostatni raz, potrząsnął penisem i położył się obok połyskującej spermą kochanki.

– Spadamy? – szepnąłem do Poli.

– Nie. Filip jest niewyżyty, na pewno zaraz zaczną na nowo.

A więc to był Filip. Nie mogłem w to uwierzyć. Ze zdjęć i opowieści wyglądał na wysoką chudzinkę, co boi się silniejszego podmuchu wiatru. Koleś ostatnie lata musiał dobrze przepracować. Był bardzo dobrze zbudowany, jego napięte podczas seksu mięśnie robiły duże wrażenie. Owłosiona klata i czarna, gęsta broda dodatkowo sprawiały, że wyglądał groźnie. Prawdziwy samiec alfa.

– Chcesz nadal na to patrzeć? – zapytałem.

– A co? Ty nie?

– To moja ciotka.

– Nie mów, że ci się nie podoba.

– Daj spokój – odpowiedziałem.

Jej triumfalne spojrzenie było dowodem na to, że przegrałem tę krótką, szeptaną polemikę.

W głowie mi się kotłowało. W myślach przewijał mi się Adam. Próbowałem to sobie na szybko poukładać, ale nic mi się nie kleiło. Przecież oni wyglądali na tak zgraną parę. Aż cisnęło mi się na myśl powiedzenie o pozorach. Oboje przecież mieli dobrą pracę, piękny dom z dużym podwórzem. Nawet tuż przed wyjazdem Adama nie umiałem przypomnieć sobie choćby najmniejszej rysy na ich związku. Być może zwracałem uwagę nie na to, co trzeba, a być może po prostu Aga dała się ponieść chwili. Nie byłem pewien, co było gorsze.

Pola wciąż przyglądała się parze kochanków. Pewnie nawet nie zauważyłaby, gdybym się stąd szybko wymknął.

– A nie mówiłam? Znów zaczynają.

Wychyliłem głowę i stwierdziłem, że rzeczywiście akcja znów się rozkręcała. Aga klęczała przy boku górala i starała się postawić jego ciupagę. Energicznie poruszała dłonią, patrząc mu prosto w oczy. On z zadowoleniem spoglądał to na jej twarz, to na jej rękę. Dotykał piersi, bawiąc się sutkami, jakby to były pokrętła od starego radioodbiornika. Drugą dłonią, gładził się po brodzie, jakby był w fazie poważnej kontemplacji.

Aga po chwili schyliła się i wzięła przedmiot swojej fascynacji do ust. Poruszała głową w górę i w dół, wciąż stymulując członka dłonią. Góral poprawił się i ułożył wygodniej. Wyprostował koc, który im się pozawijał podczas wcześniejszej kopulacji i podsunął sobie pod głowę poduchę, która wcześniej uciekła gdzieś w kąt. Kiedy stworzył sobie dogodne warunki, rozpoczął obserwowację poczynań mojej ciotki.

Polę wyraźnie to kręciło. Zaczęła niespokojnie oddychać, przez co miałem swego rodzaju dolby surround. Z jednej strony para niewyżytych kochanków, a tuż obok – napalona góralka.

Dopiero po chwili zauważyłem, że Pola opiera się o snopek tylko jedną ręką. Drugą miała znacznie niżej. Nie chciałem się ostentacyjnie gapić, ale wyobraźnia sama mi podpowiadała, co to za miejsce. Dziewczyna, tak czy siak, w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, oczy miała wlepione w Filipa i jego obrzyna. Cofnąłem się więc trochę, aby zobaczyć czy zareaguje. Ani drgnęła. Obróciłem głowę, aby spojrzeć, czy dziewczyna rzeczywiście miętosi sobie w majtkach i to, co zobaczyłem, nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Bingo!

Przesunąłem się szybko na swoje miejsce. Apolonia, nawet nie oglądając się, co robię, z zapartym tchem obserwowała, jak moja ciotka siada okrakiem na biodrach Filipa i, manipulując dłonią od strony pośladków, nakierowuje penisa w pożądane miejsce. Gdy ciotka po kilkudziesięciu sekundach dopasowywania się, zaczęła radośnie skakać na swoim kochanku, od razu przypomniało mi się, jak chwaliła się umiejętnościami jazdy konnej. Oparta dłońmi o jego gęsto zarośnięty tors, poruszała rytmicznie biodrami. Byliśmy tak ustawieni, że doskonale widziałem, jak jego członek zagłębia się w waginie. Widziałem jego zadowoloną minę, gdy gapił się na jej falujące piersi. Kiedy sam zaczął poruszać biodrami, nadając kopulacji większego tempa, odwróciłem się i usiadłem na podłodze. Oparłem się lekko o snopek i przyglądałem zarysom masturbującej się Poli. Ta w końcu przypomniała sobie, że jestem obok, ale o dziwo, nie zaprzestała swojej zabawy. Uśmiechnęła się tylko, wzruszyła ramionami i kręciła kółeczka dalej. Musiało być już jej całkiem dobrze. Mrużyła oczy, jej oddech przyśpieszył, co rusz oblizywała lekko rozchylone, spierzchnięte usta.

Moje przerażenie widokiem zdradzającej ciotki mieszało się z podnieceniem na widok niczym nieskrępowanej towarzyszki. Poczułem, że zaczyna mi się robić ciasno w spodniach. Nawet, kiedy nie patrzyłem na Polę, słyszałem jej reakcje na pieszczoty. Wyobraźnia działała na wysokich obrotach i od pełnego wzwodu nie było już właściwie odwrotu.

Miałem dwa wyjścia. Pierwszy – to zignorować sytuację, przeczekać, aż to wszystko się skończy i potem pójść grzecznie spać, żałując, że nic nie zrobiłem. To było prostsze i bezpieczniejsze wyjście. W najgorszym razie pozostałby status quo.

Drugie wyjście było nieco odważniejsze i wiązało się z podjęciem ryzyka. Było nim bezceremonialne wyciągnięcie członka i nakierowanie na niego dłoni Poli i zobaczenie, co z tego będzie lub włączenie się aktywnie do jej zabawy i pomoc w pieszczotach.

Uznałem, że jeśli zacznę się do niej dobierać, może się to zakończyć niekontrolowanym wrzaskiem, a co za tym idzie, zdradzeniem naszej pozycji wścibskich podglądaczy.

Wyciągnąłem członka i poczułem ulgę. Chwyciłem go i zrobiłem kilka ruchów dłonią. Poczułem przyjemny dreszczyk i wielką chęć zagłębienia się w szparce mojej nowej koleżanki. Wciąż jednak biłem się z myślami. Jeszcze nie było za późno, aby schować fajfusa i zejść na ziemie. Moja wyobraźnia podpowiadała mi jednak całkiem inny scenariusz.

Raz kozie śmierć.

Chwyciłem dłoń dziewczyny i zacząłem przesuwać w swoją stronę. Pola nie stawiała oporu, może nawet to do niej nie docierało. Patrzyła na Filipa i Agę, która, sądząc po dźwiękach właśnie szczytowała, a drugą ręką wciąż sprawiała sobie przyjemność.

W końcu jej dłoń dotarła do członka. Przystawiłem ją blisko, po czym drugą dłonią ścisnąłem jej palce tak, aby uzyskać jej chwyt.

Dziewczyna natychmiast spojrzała w stronę dłoni. Poprawiła palce, lekko ścisnęła i spoglądając na mnie, uśmiechnęła się.

– Łał! – wyszeptała z podziwem.

Przejechała dłonią kilka razy od nasady aż po żołądź, próbując go dokładnie obejrzeć. Widziała tylko kontury, ale to wystarczyło, żeby zdobyć jej zainteresowanie.

– Myślę, że czas na nas – powiedziała.

Korzystając z głośnych wrzasków dochodzących kochanków i rżenia koni, wymknęliśmy się ze stodoły.

Schodzenie po drabinie ze sterczącym penisem nie było najlepszym pomysłem. W tym pośpiechu otarłem się o kilka szczebli, ale na szczęście obyło się bez bolesnej drzazgi.

Pola musiała być nieźle zniecierpliwiona, gdyż po zejściu z drabki chwyciła moją dłoń i niemal biegiem polecieliśmy w stronę domku rodziców Agi. Wyciągnięty z rozporka kutas sterczał dumnie, lekko kołysząc się podczas truchtu. Musiałem bardzo uważać, żeby się nie przewrócić – mogłoby zaboleć.

Już mieliśmy otwierać furtkę łączącą podwórka, kiedy doszedł nas głos taty Poli.

– O! Już wróciliście dzieciaki?

Stanęliśmy jak wryci i obróciliśmy się w stronę pana Jurka. Ja ustawiłem się za dziewczyną, aby zasłonić niefortunny wzwód.

– Cześć tato. Idę odprowadzić Roberta i zaraz przyjdę.

Tatuś, niestety, nie przestawał iść w naszą stronę. Próbowałem jakoś schować mój wystający problem, ale bez rozpięcia spodni i ich lekkiego obsunięcia, nie było to możliwe. Ostatni raz wyciągnąłem fujarę przez rozpięty rozporek i jednocześnie zapięty guzik. W dodatku wszystko ułożyło się tak, że ząbki rozporka wbijały mi się w skórę. Nie było jeszcze boleśnie, ale stawało się bardzo nieprzyjemnie.

– Co porabialiście, dzieci?

Im bliżej podchodził, tym ja coraz bardziej przybliżałem się do pupy Poli. Jeszcze chwila i dziewczyna z pewnością go poczuje.

Szepnąłem, żeby mnie zasłaniła, ale nawet ona nie mogła przewidzieć co zrobi jej wyraźnie podpity ojciec.

Pola zaczęła wymieniać najważniejsze punkty naszej wycieczki, pewne rzeczy pomijając, a pewne dodając. Starała się szybko zbyć ojca, ale ten najwyraźniej był w nastroju do pogawędki.

Kutas za nic w świecie nie chciał zwiotczeć. Naprężony jak struna, aż świecił się w świetle księżyca.

Światło księżyca! Dopiero wtedy to do mnie dotarło. Obejrzałem się powoli w bok na nasze długie cienie powstałe na trawniku. Pobladłem, mając nadzieję, że ojciec Poli tam nie spojrzy. Mój wzwód był świetnie widoczny. Wyraźna, gruba, czarna krecha łączyła mój cień z cieniem dziewczyny. Nie miałem wyjścia, musiałem podejść kroczek bliżej.

Przylgnąłem do niej ciałem, opierając członka na dolnej części jej pleców. Pola lekko się wzdrygnęła, po czym sama nieznacznie na mnie naparła.

Cień przestał być problemem. Stała się nim ręka dziewczyny. Zaciekawiona moim podejściem, wyjęła telefon i używając aplikacji latarki, zaczęła świecić w kierunku ojca. Było to dość sprytne posunięcie, gdyż dzięki temu nie widział praktycznie nic poza światłem. Dziewczyna postanowiła to wykorzystać i, podkręcając atmosferę, drugą ręką sięgnęła za plecy i bezceremonialnie chwyciła mnie za członka. Zaczęła się nim bezwstydnie bawić zupełnie, jakby kilka kroków od niej nie stał jej ojciec.

Odchrząknąłem nerwowo, ale tak jak mogłem się spodziewać, nie uratowałem tym sytuacji.

To było chyba najdziwniejsze doświadczenie w moim życiu. Panna robi mi ręką tuż przed swoim, niczego nieświadomym, ojcem. Co może się z tym równać?

Dziewczyna lekko poruszała dłonią. Palce na moim członku to zaciskały się, to popuszczały. Nie było to może jakoś szczególnie przyjemne, ale ze względu na zaistniałą sytuację – szalenie ekscytujące. Dreszczyk emocji!

Na szczęście po chwili mama dziewczyny wyszła szukać męża. Kiedy zawołała go, aby wracał do środka na początku coś bełkotał, że nie chce, ale w końcu dał się przekonać.

Kiedy wszedł do budynku, odetchnąłem. Pola odwróciła się w moją stronę i jeszcze raz mnie tam chwyciła.

– Teraz możesz go schować – zaśmiała się.

Nawet nie odpowiedziałem, tylko rozpiąłem spodnie i jakoś go wepchnąłem.

– Słuchaj – odezwała się znowu dziewczyna – pójdę teraz do domu i upewnię się, że starzy się położą spać. Zostaw światło i otwarte okno w swoim pokoju. Acha i podstaw jakąś drabinę. Powinna być oparta o ścianę. Korzystam czasem z tego domu, gdy potrzebuję nieco prywatności. Wślizgnę się, a potem dokończymy – uśmiechnęła się i pocałowała mnie zmysłowo w usta.

Popatrzyłem, jak jej sylwetka zanika w ciemnościach, a kiedy weszła do środka, odwróciłem się i poszedłem do domu rodziców Agi. Podstawiłem drabkę pod swój pokój i wszedłem normalnie drzwiami, jak człowiek.

Spodziewałem się, że Poli zajmie parę minut upewnianie się, że rodzice śpią, więc postanowiłem ten czas wykorzystać na prysznic. Dzień miałem dość aktywny, więc moje ciało aż prosiło się o ciepłą wodę i mydło. Inna sprawa, że skoro miał czekać mnie ognisty wieczór z dziewczyną, to wypadało się ogarnąć. Kto wie, czy upewnienie się Poli czy rodzice zasną nie były wymówką aby zrobić to samo.

Najpierw jednak wszedłem do swego pokoju i zostawiłem światło i okno tak, jak prosiła góralka. Zabrałem rzeczy na zmianę i popędziłem do kabiny.

Kiedy zmywałem z siebie resztki minionego dnia, wcale nie myślałem o Apolonii. W ogóle nie koncentrowałem się na tym, że za chwilę czekają mnie miłe chwile z piękną dziewczyną. Przed oczami wciąż miałem ciotkę rżniętą przez brodacza Filipa. Wciąż widziałem jego członka wślizgującego się do waginy Agnieszki. W myślach słyszałem jej okrzyki i westchnienia. Gdzieś obok tego wszystkiego był wujek Adam. Jak zły duch przewijał mi się przez zwoje mózgowe. Był jak natręt, co wydawało mi się tym bardziej dziwne, bo przecież to on był tu najbardziej poszkodowany, choć jeszcze o tym nie wiedział. Nie mogłem uwierzyć, że Aga mogła mu to zrobić.

Wyszedłem z łazienki, odświeżony i bardziej rześki, ale jednak nieco przybity. Dopiero, kiedy zobaczyłem zapalone światło w pokoju i lekko uchylone okno przypomniałem sobie, co mnie dziś jeszcze czeka. Położyłem się na łóżku i z założonymi dłońmi pod głową gapiłem się w sufit. Nasłuchiwałem jakiegoś dźwięku za oknem czy czegoś, co będzie zwiastowało przyjście dziewczyny. Sufit był nieznośnie biały, co ułatwiało kolejne projekcje z udziałem podglądniętych kochanków. Potrząsanie głową nie pomagało. Za nic nie mogłem wywalić tego z pamięci.

W końcu usłyszałem jakieś dźwięki z dworu. No, za chwilę będzie – pomyślałem.

Zacząłem nerwowo potrząsać stopą. Czekałem, czekałem, a tu nic.

Kiedy wstałem, aby wyjrzeć przez okno, moich uszu dobiegły hałasy z wnętrza domu. To nie mogła być Pola.

Wstałem, wyłączyłem światło i po cichu wyszedłem z pokoju. Kiedy doszedłem do barierki od schodów prowadzących na parter, usłyszałem głos Agi i jakiegoś mężczyzny, pewnie Filipa.

– Nie możesz zostać – mówiła radośnie Aga – Robert w każdej chwili może wrócić.

– Nie znasz Poli. To typ imprezowiczki, więc nie sądzę, żeby wrócili przed trzecią.

– Jest po pierwszej, czyli wystarczająco późno. Nie mam zamiaru kusić losu.

Miałem ochotę udusić ich za te chichoty.

– To o której jutro?

– Jutro? – zrobiła pauzę – Nie wiem. Było cudownie, ale nie jestem pewna czy w ogóle powinniśmy…

Radosny nastrój nagle siadł.

– Ale jak to?

– To wszystko stało się tak szybko. Nawet jeśli ma to do czegoś zmierzać, nie powinniśmy się z tym spieszyć. Muszę sobie wszystko poukładać, przemyśleć.

– Najpierw mówisz mi, że jesteś nieszczęśliwa w związku, że myślisz żeby to zostawić i wrócić tu na stałe, a teraz twierdzisz, że nie jesteś pewna?

– Mówiłam hipotetycznie. Nie wiem, co zrobię.

– Kochałaś podróże, góry, wolność. A teraz, co masz? Masz męża, który cię zaniedbuje, ignoruje twoje pasje, nie chce dzieci… Jak możesz w ogóle rozważać chcieć z nim być po tym, co mi naopowiadałaś. Mówiłaś, że cię zdradza! Na litość boską! Nad czym tu się zastanawiać?

Znieruchomiałem.

– Filip, proszę, nie zaczynajmy znowu.

Mężczyzna spojrzał na nią, przytrzymał ją za ramiona a po chwili przytulił.

– Przepraszam. Nie chciałem do tego wracać. Chciałbym po prostu, żebyś wróciła tutaj, w góry, do mnie…

– Wiem. Daj mi trochę czasu. Mogę cię o to prosić?

Zbliżył twarz do jej twarzy. Zetknęli się czołami.

– Pewnie – odpowiedział.

– Jutro chcę spędzić czas z Robertem. Jestem mu to winna, bo ostatnio nie dogadywaliśmy się najlepiej. Chyba z nim porozmawiam o Adamie. Z kimś z rodziny w końcu muszę.

– Z nim? Przecież to dzieciak.

– Uwierz mi, bardziej poukładanego dzieciaka byś nie poznał. Podejrzewam, że niewielu dorosłych znasz takich, jak on. Choć przyznam, że ostatnio trochę się rozbrykał. Ale w sumie to nawet dobrze.

Góral jedynie westchnął.

– Bądź cierpliwy – powiedziała mu i pocałowała go w policzek na dobranoc.

Wyszedł.

Cichutko wycofałem się do pokoju. Usiadłem na łóżku i starałem się ochłonąć. Serce waliło mi jak oszalałe. Miałem wrażenie, jakbym obudził się w zupełnie innej rzeczywistości.

Czy mogłem być aż tak ślepy, żeby nie widzieć, że między Agą i Adamem jest coraz gorzej? Owszem, widziałem, że ostatnio mniej podróżowali, nie byli nigdzie od kilku miesięcy, zauważyłem też, że Adam dłużej przesiaduje w pracy. Nigdy bym jednak nie przypuszczał, że to symptomy problemów w związku. Wydawało mi się to całkiem normalne. No i w dodatku Adam nie chce dzieci? Zdradza Agę? Tego wszystkiego było stanowczo zbyt wiele. Trudno mi było uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

Nie mogłem tu zostać. Napisałem Poli wiadomość, że Aga wróciła i krząta się po domu. Wymknąłem się przez okno, korzystając z wcześniej podstawionej drabiny.

Kiedy zszedłem, okazało się, że dziewczyna już na mnie czekała.

– Cześć – szepnęła.

– Hej – odpowiedziałem.

Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

– Gdzie idziemy

– Widziałam, że Filip odjeżdża do domu, więc domyśliłam się, że będziesz miał ciotkę na głowie. Wracamy więc do stajni.

– Chcesz robić to tam gdzie oni? Nie ma mowy!

Pola roześmiała się.

– Pójdziemy znów na górę. Byłam tam przed chwilą i przygotowałam miejsce, żeby było wygodnie.

Kiedy weszliśmy na górę, nic nie zwróciło mojej uwagi. Księżyc wciąż rzucał blade światło na część snopków, a reszta była całkowicie zaciemniona. Pola zamknęła górne wejście i po omacku poprowadziła mnie na druga stronę stajni. Gdy podeszliśmy do ściany, puściła dłoń, i zaczęła czegoś szukać.

– Gdzieś tu jest włącznik światła.

Ledwo co skończyła mówić, a słabe światło rozświetliło otoczenie. Na podłodze przygotowane były koce położone na grubej warstwie siana, a całość otoczono prowizoryczną ścianą zbudowaną ze snopków.

– To jedna z baz mojego rodzeństwa. Będzie w sam raz, nie sądzisz?

Mówiąc to zdjęła koszulkę, odsłaniając piersi. Obserwowała moją reakcję, pewnie myśląc, że mnie zaskoczy, a może zaszokuje swoją bezpośredniością. Nic z tych rzeczy. Dziś nic nie było w stanie bardziej mnie zaskoczyć. Poza tym bezpruderyjne dziewczyny to ostatnio dla mnie chleb powszedni. Również ściągnąłem koszulkę, a zaraz potem spodnie. Miałem też nadzieję, że upojne chwile pozwolą mi nie myśleć o Adze.

Pola nie czekała, pchnęła mnie tak, abym wszedł do tajnej bazy i usiadł na przygotowanym posłaniu. Słoma na szczęście była miękka i nie wbijała się tyłek. Znacznie gorzej by było, jakby trafiły się snopki ze zboża.

Dziewczyna łapczywie dorwała się do mego fallusa. Położyła się na brzuchu i zaczęła się nim bawić. Delikatnie go ssała i muskała językiem żołądź, przebierając przy tym nogami jak zniecierpliwiona dziewczynka.

Przyglądałem się jej z zaciekawieniem. Obserwowałem, jak z coraz większą pewnością siebie bierze go coraz głębiej, ssie coraz mocniej.

– Ja pierdzielę, ale on wielki – powiedziała.

Przez grzeczność nie zaprzeczyłem.

Położyłem się i przyjmowałem kolejne pieszczoty. Dziewczyna była z pewnością doświadczona. Lodzikowi nie mogłem niczego zarzucić. Wykonywała go z najwyższą starannością.

Dziewczyna po kilku chwilach sprawiła, że byłem w stuprocentowej gotowości. Kutas naprężył mi się jak cięciwa w łuku. Byłem twardy jak skała.

Uniosła się na rekach i, stojąc na kolanach, zsunęła z siebie krótkie spodenki i stringi. Moim oczom ukazał się wąski paseczek krótko przystrzyżonych włosków.

Kiedy w końcu uporała się z nadmiarem szmatek, przesunęła się wyżej, układając kolana przy moich biodrach.

Przejechałem otwartą dłonią po waginie. Zrobiłem kilka okrężnych ruchów, zagłębiłem jeden z palców. Dziewczyna była wyraźnie bardzo podniecona.

– Gotowy? – spytała.

Wyciągnąłem gumkę z leżących obok spodni.

– Zawsze.

– Nie musisz. Biorę tabletki

Powoli, niemal z zegarmistrzowska precyzją, dziewczyna opuściła biodra, nakierowując się na mojego sterczącego wojownika. Uniosła głowę ku górze i z lekkim grymasem niepewności zaczęła się na mnie nabijać. Rozwarła lekko usta, westchnęła lekko i uśmiechnęła się.

Milimetr po milimetrze zagłębiałem się w niej coraz bardziej. Na razie jednak to Pola dyktowała warunki, ona panowała nad sytuacją. Powoli siadała coraz niżej, a ja czułem coraz większy ścisk. Po minie dziewczyny widziałem, że odczuwa dyskomfort.

– Spokojnie – powiedziałem – rozluźnij się.

– Łatwo ci mówić.

– Jeszcze żadnej krzywdy nie zrobiłem.

Zacząłem masować jej łechtaczkę. Starając się, aby nie myślała o nieprzyjemnościach.

Powoli, z każdym moim ruchem miałem wrażenie, że jest lepiej. Dziewczyna zaczęła lekko się kołysać i w końcu poczułem jak coś w środku puszcza.

Zaczęliśmy się miarowo poruszać. Na początku spokojnie, ale z każdą chwilą coraz śmielej. Kiedy dziewczyna idealnie się już dopasowała, chwyciła mnie za barki i zaczęła bardzo energicznie poruszać pupą. Nie musiałem nic robić. Dziewczyna zrobiła sobie ze mnie konia i zwyczajnie zaczęła mnie ujeżdżać. Jej tłów i nogi były praktycznie nieruchome, ale za to biodrami wyczyniała prawdziwe cuda. W pierwszych chwilach trudno mi było złapać oddech. Byłem nieco zaskoczony intensywnością jej ruchów. Dużo nie brakowało, a doszedłbym w mniej niż pięć minut. Na szczęście opamiętałem się i zacząłem kontrolować sytuację.

Kondycja dziewczyny była zdumiewająca. Wszystkie, z którymi byłem, wytrzymałyby takie tempo może z minutę. Tutaj zaś to trwało i trwało. Dopiero teraz mogłem przyjrzeć się jej ciału. Była bardzo wysportowaną dziewczyną. Smukłe, choć mocno zbudowane uda, widoczne mięśnie brzucha, jędrne, sterczące piersi, choć niewielkie. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna lubi aktywnie spędzać czas. Już sama jazda konna jest świetnym i zdrowym wysiłkiem. Próbowałem sobie przypomnieć, czy znam albo chociaż czy widziałem jakiegoś grubasa regularnie jeżdżącego konno, ale nikt nie przychodził mi do głowy. Kowboje na filmach też zazwyczaj bywali szczupli. A może po prostu konie się buntują, gdy widzą zbyt wielki ciężar?

Takie właśnie myśli odciągały mnie od przedwczesnego wytrysku. Pola mnie po prostu rżnęła. Robiła to tak wspaniale, że bardzo trudno było mi zachować zimną krew. Nie byłem pewien, czy potrafiłbym się w takim tempie masturbować.

Moje myśli przerwały odgłosy, jakie wydawała z siebie moja śliczna góralka. Najpierw pojedyncze, krótkie, głośne westchnięcia, które z ruchu na ruch przeobrażały się w jęki, a nawet we wrzaski.

Przebywające pod nami konie zaczęły nerwowo prychać. Pomyślałem jednak, że biorąc pod uwagę to, co się tutaj wyrabia, powinny być przyzwyczajone. Być może wiedziały, że ich ulubiona pani, właśnie rozpoczyna szczytowanie i stąd te odgłosy. Może koniki komentowały między sobą tę sytuacje i dzieliły się wrażeniami. A może były po prostu wkurwione, że nie dajemy im spać…

Tak czy owak przy aplauzie końskich przyjaciół, Apolonia dojeżdżała właśnie do ostatniego przystanku z napisem orgazm. Jej próby tłumienia okrzyków zadowolenia, całkowicie przestały działać. Całe szczęście, że to pomieszczenie wygłuszone jest snopkami, dzięki temu dziewczyna mogła się drzeć bez opamiętania. Kiedy dopadły ją spazmy rozkoszy, wyprostowała nogi siedząc nadal na mnie i zaczęła drżeć. Nogi podrygiwały w takt kolejnych spazmów. Trzymałem ją w biodrach a ona dawała się ponieść fali zadowolenia. Kiedy odzyskała władze nad swoim ciałem, zaczęła kręcić lekko biodrami. Nie unosiła ich już, lecz siedząc wciąż na mnie delikatnie się wierciła.

Po chwili i ja poczułem nadchodzącą rozkosz. Pola zauważając, że za chwilę nadejdzie czas zeszła ze mnie i znów zaczęła bawić się moim członkiem. Zaczęła go lizać od nasady aż po czubek, jakby w podzięce za ostrą jazdę. Był to nieco inny rodzaj zadowolenia, ale równie wspaniały. Fala przyjemności nadeszła szybko. Poczułem dreszcz przeszywający ciało, moje mięsnie napięły się. Po chwili, skierowanym na kocyk członkiem, wystrzeliłem.

Leżąc wygodnie na miękkim posłaniu, wyrzucałem z siebie kolejne krople nasienia. Pola, wciąż poruszając dłonią, obserwowała całą akcję z wielkim zadowoleniem.

Kiedy skończyłem, położyła się koło mnie, opierając głowę na moim ramieniu. Dziewczyna jeszcze chyba nie była świadoma, że ta noc dopiero się zaczęła.

Przeczytaj kolejną część cyklu – Przygody Roberta 2 cz. 5

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Świetne opowiadanie , nie mogę się doczekać kolejnej części.

Dzięki.
Kolejna część powinna pojawić za ok 3 tygodnie:)

Witam!
Tym razem nasz Robert przeniósł się w góralskie klimaty. Bardzo udany odcinek. Sprostałeś myślę niełatwemu zadaniu dokonania rzeczy oczywistych(wątek ciotki) i nie popadłeś w banał. Rozbawiła mnie sytuacja, w której Robert uświadamia sobie, że nie ma pojęcia o podrywaniu. Powiedział facet, który sypiał z połową obozu i swojego najbliższego sąsiedztwa.
Też chciałbym mieć takie braki w doświadczeniu. 🙂

Ciekaw jestem jak połączysz wszystkie pootwierane wątki, masz dużo nowych postaci, gdzieś w tle przewijają się jeszcze te znane z poprzedniego sezonu. Jak tak dalej pójdzie biedny Robert będzie potrzebował kolegów do pomocy, gdyż sam nie ogarnie tego całego towarzystwa o niebezpiecznie wysokim współczynniku seksowności.

Lubię Roberta, właśnie za to, że jest tak rozkosznie oderwany od rzeczywistości.
Pozdrawiam,
Foxm

Witaj Fox!

Dzięki za dobre słowo.
Tych pootwieranych wątków nie jest znowu tak dużo, a i tak ten najważniejszy dopiero przed nami.
Co do tej ilości kobiet Roberta to nie znowu tak dużo jak piszesz – 5 dziewczyn na obozie i na razie dwie nowe panny w drugiej serii – co daje nam siedem:)
Czy to aż tak wiele? Myślę, że jak na opowiadanie erotyczne to i tak jest to dość mała liczba.
A że nie umie podrywać… Jakbyś przeczytał jeszcze raz całość – to przypomniałbyś sobie, że to zwykle Robert był podrywany i niejako po prostu poddawał się temu co te napalone kobiety z nim robiły 😀 – mam na myśli oczywiście zaczątki z każdą.
Uspokoję cię chyba jednak, że nasz bohater będzie coraz śmielszy w tych sprawach:)

Możesz zamykać wątki ale pod warunkiem, że będziesz otwierał kolejne 😉 . Taka skomplikowana sytuacja jest wlaśnie ciekawsza. A niektóre przecież same wygasają: bo odległość, bo przyjacielski seks od przypadku do przypadku – już prawie same się zamknęły.

Ja zaś zastanawiam się co Panu wystawić bo tak:
– za przygotowanie merytoryczne pała z przytupem na szynach
– za to że olałeś przez to czytelnika 3
-za sam styl i opowiadanie jako takie 5.

Dlaczego? Primo konia karmi się z dłoni, ale nie tak jak zrobiłby to laik bo bydlątko rzeczywiście upierdoliłoby paluszki. Karmi się wyciągnięta wyprostowana dłonią z obciągniętymi w dół palcami. Secundo: jakbym zobaczył, że dziewczyna po jeździe nie wyczyściła kopyt to bym jako tatuś tyłek sprał na fioletowo- tylko, że to szczegóły, a teraz główne zarzuty:
– Nie wyobrażam sobie jazdy nawet dwójki nastolatków na jednm siodle- bo to niemożliwe. Fizycznie powierzchnia dupek za duża jest i nasz Robert obijałby sobie jajka i peniska o łęk tylni.
Po drugie nie utrzymałby się na grzbiecie konia tyle godzin, gdy P. anglezowała- on nie mógł. Nie miał drugiej pary strzemion, a podskakując co nieco by biednemu bydlęciu odbił. Nerki na ten przykład.
Jazda bez strzemion jego także nie wchodzi w grę- nie tak długa- tu MEGAS może potwierdzić, że bez tego wynalazku, pomimo specjalnego kroju siodeł u greków i rzymian to długa jazda nie była właściwie możliwa, szczególnie u osób nie potrafiących konno jeździć właściwie.( wyjątkiem były tu kawalerie pasterskie, które pomimo że jeździły na oklep to parę razy dupy starożytnym złoiły aż huczało.)
Wreszcie i co najważniejsze:osoba nie przyzwyczajona po tylu godzinach na grzbiecie chodziłaby jak cowboye na amerykańskich filmach- czyli okrakiem i ich jaja i penisy przypominałyby jajecznicę, a do wzwodu nie miałyby siły. To fizycznie niemożliwe. Ale jako fantasy opowiadanie nad wyraz przyjemne.

Witaj Koprze.

No złapałeś mnie. Wielkiego pojęcia o koniach nie mam. O szczegółach, jak czyszczenie kopyt nawet jakbym wiedział to nie wiem czy bym wspomniał bo to niuans i w domyśle można uznać, że dziewczyna zrobiła to sama po odprowadzeniu zwierzaka. Robert z nią nie szedł – więc nie widział co robi, a to przecież on jest komentatorem wydarzeń. Co do karmienia to rzeczywiście mogłem to lepiej opisać. Przyznam, że nigdy konia nie karmiłem, a do czynienia miałem z nimi bardzo mało:) Google wszystkiego też nie powie. Z drugiej strony nie opisałem w jaki sposób podoawana jest koniowi marchewka – można więc sądzić, że robili to poprawnie:)
Jeśli chodzi o jazdę we dwójkę to chyba widziałem takie coś filmach, choć tytułów nie przytoczę. Przejechali się kawałek po dolinie – czy to było długo?
Może rzeczywiście nieco przesadziłem 😛

Więcej koni nie planuję w kolejnych częściach więc obrońcy zwierząt mogą spać spokojnie

Zbyt dużo niepotrzebnych szczegółów, a przez co rozwleczone opisy, nie zawsze dobrze służą opowiadaniu – a zwłaszcza erotycznemu. Zresztą taki zarzut dostałem ostatnio 😀 Teraz zaś poszło w drugą stronę.

Szczerze mówiąc bardziej obawiałem się zarzutów o opis miejsc w których byli bohaterowie.
Nie byłem już ładnych pare lat w górach i nie jestem pewien czy w miarę dobrze to przedstawiłem.
Aha – w razie czego "Kamloty" to miejsce fikcyjne" tzn byłem w podobnym – ale nie było to w górach:)

Góry się zmieniają, miejscowości turystyczne też, akurat tu byłeś na takim stopniu ogólności, że każdy miał w głowie własne "góry". Nie wiem kto narzekał na twoje opisy, ale zawsze są dowcipne, barwne i świetnie dopasowane do opowiadania. Przynajmniej dla mnie.
p.s jak wpadł do tej góralskiej chaty to zastanawiałem kto pierwszy jest na jego liście i jakoś nie mogłem wyzbyć się zabawnej myśli o dwóch babiczkach;].

"Kamloty" – miejsce fikcyjne, którego nazwa oznacza po prostu "kamienie"… Tylko dlaczego w gwarze poznańskiej, a nie podhalańskiej?
Poza tym ta nieszczęsna przejażdżka – nie za bardzo znam się na jeździectwie, a i tak zastanawiałem się, jak oni się w tym siodle razem zmieścili. No chyba że górale mieli przygotowany jakiś specjalny model siodła pod jeźdźca w rozmiarze "amerykańskim" 😉 Choć z drugiej strony, ze względu na walory erotyczne, taka scena aż prosiła się o zamieszczenie w opowiadaniu (tyle, że nie wiem, czy bardziej realistyczna nie byłaby jazda na oklep).
Ale ogólnie, to opowiadanie całkiem niezłe. W sumie całkiem sporo się w nim dzieje. Nowa "koleżanka", wspólna przejażdżka na koniu, impreza, podglądanie cioci zdradzającej wujka z jakimś góralem, no i oczywiście na koniec kolejna "przejażdżka", tyle że bez konia… 😉 Chociaż oczywiście z punktu widzenia czytelnika (a przynajmniej mojego) to ciągle za mało – ale to dlatego, że opowiadania są tak wciągające, że czytelnik (znaczy ja 😉 ) nie może się już doczekać, co będzie dalej.
A tak przy okazji – czy w tej chwili wszystkie młodzieżowe imprezy kończą się tym, że imprezowicze łączą się w pary i rozchodzą w ustronne miejsca (w wiadomym celu)? Tak pytam, bo może jestem już trochę nie na czasie…

Nie znam gwary podhalańskiej, czy poznańskiej (choć mieszkałem 10 lat w Poznaniu) na tyle dobrze, żeby wiedzieć jakie zwroty, do której należą. Nazwa jak nazwa – taka wpadła mi po prostu do głowy.
Z tą przejażdżka, jak pisałem, dałem trochę ciała, zwłaszcza w oczach ludzi co znają się na temacie:) O jeździe na oklep myślałem, ale stwierdziłem, że to zbyt trudne dla początkującego jeźdźca. Tak jak zauważyłeś – Scena z dwoma osobami na jednym koniu wydała mi się po prostu świetna aby zbliżyć do siebie bohaterów.

CO do imprez młodzieżowych. Bywa gorzej niż opisałem. Wylądowałem jakiś czas temu na imprezie w akademiku gdzie byłem chyba najstarszym uczestnikiem. Bawiło się około 20 osób. Oprócz mnie było tam kilkunastu studentów/studentek i kilka dziewczyn 16-18 lat. Po trzech godzinach znieczulania się trunkami, dziewczyny nie miały żadnych zahamowań. Zaczęły się wycieczki do pustych pokoi, następowało zamknięcie drzwi od środka, a resztę dopowiedzcie już sobie sami.

Proponuję literackie i erotyczne podejście do tematu siodeł dwuosobowych: Adam Mickiewicz "Trzech budrysów" i jest wszystko: cztery razy (bo i ojciec tez!) na długiej trasie, w celu amorycznym, dwie osoby na koniku…
Taki autorytet winien w pełni wesprzeć Coyotmana!
Wspaniały odcinek – ale to u Ciebie standard!
Pozdrawiam
babjag

No i jeszcze pomieszało Ci się siano ze słomą miejscami. A co do karmienia, to każdy koniarz laika poinstruuje na starcie, bo inaczej naprawdę paluszków nie będzie…

Faktycznie! Pisząc nie myślałem o tym. W stajni było oczywiście siano i z niego były wiązane snopki.
Muszę przyznać, że jesteście bardzo czujni:)

Jak znajdę chwilę to przeczytam całość jeszcze raz i zobaczę w których miejscach były te pomyłki. U mojej babci były zawsze snopki zarówno z siana i jak i ze słomy – stąd mi się to pomieszało…

brawa dla autora, nie wiem czy to nie jest błąd "Najpierw żywo dyskutowała z dwoma koleżankami"

Masz rację – jest to błąd. Dzięki za zwrócenie uwagi:)

świetne opowiadanie, cieszę się niezmiernie że kolejna część będzie za 3 tygodnie a nie za miesiąc

Wszystkie twoje opowiadania są naprawdę świetne czyta się je z przyjemnością i z wielkim zainteresowaniem.
Nie mogę się już doczekać kolejnej części
Przyznam szczerze zaskoczyła mnie akcja ciotki . . .
Zapowiada się kolejna niesamowita część
Pozdrawiam serdecznie 😉

Przyznam szczerze, że postać Roberta zaczęła mnie irytować. Niby jest idealny, ale jednak… Brakuje mu wyrazistości. Opis miłosnych uniesień Agi i Brodacza świetny 🙂
Eileen

Wychodzę z założenia, że nikt nie przechodzi metamorfozy z dnia na dzień:) daj Robertowi trochę czasu – wkrótce przybędzie mu zdecydowania i odwagi:)
Z drugiej strony też nie chcę z niego zrobić macho, podrywającego dziewczyny z licznikiem w kieszeni a'la Borys Szyc w jakiejś idiotycznej reklamie.

Poza tym, Robert w pewnym sensie jest ucieleśnieniem męskich fantazji. My lubimy jak od czasu do czasu kobieta przejmie inicjatywę:)

On zalicza wiecej niż Szyc zz licznikiem, a sierota….

Mam takiego znajomego bardzo podobnego do Roberta, tylko, że jego życie erotyczne pozostawia wiele do życzenia.

Jedna uwaga: częściej 😛 .

Opowiadania o Przygodach Roberta – petarda. Zarówno części obozowe jak i te drugie, obecne. Czekam z niecierpliwością na kolejne.
A teraz krytyka, mam nadzieję że konstruktywna 🙂
Używasz słowa "dziewczyna" (we wszystkich odmianach) w prawie każdym zdaniu podczas opisu akcji Roberta i Poli. Tak jakoś kłuje to w oczy…
No i małe przeliterowanie "drabkę" – winno być "drabinkę"

Kiedy następna część? 😀

Którego można się spodziewać rozdziału?

On to robi specjalnie trzyma nas skubany w niepewności 🙂

W pierwszym komentarzu napisałem przybliżony czas oczekiwania 😛
W tym tygodniu będę pracował nad kontynuacją i po weekendzie powinna być publikacja.
Dziś zamierzam zacząć pisać – a jak pójdzie to się okaże. Wciąż mam pewne wątpliwości dotyczące jednego z elementów fabuły 😀

Chłopie pisz książkę, będzie bestseller'em

Witajcie.
Z przykrością muszę was powiadomić, że na kolejną część będziecie musieli trochę poczekać. Na razie nie chcę rzucać terminami, ale postaram się jak najwcześniej.
Zajęty ostatnio bywam i za bardzo nie mam czasu na przesiadywanie nad opowiadaniami.

Pozdrawiam

szkoda..

🙁 🙁 🙁 🙁

Smutna wiadomość. Jeśli będziesz znał przybliżony termin publikacji to daj nam znać. Fani chcą mieć pewność, że Robert żyje

Troche już czekamy. Jak idą prace? Pozdrawiam.

Codziennie sprawdzam po kilka razy czy już ukazała się nowa część przygód Roberta a tu nadal nic.
Czekamy z niecierpliwością

Co tam u Roberta? 😉

no nie chyba kolejny dom rossów będzie, autora ni widu ni słychu, żeby tylko dał znać chociaż że będzie ciąg dalszy

Na 100 % będzie ciąg dalszy po prostu pewnie nie ma czasu na pisanie i zaglądanie tu ale co fakt to fakt wszystkich już korci żeby poznać nowy rozdział z życia Roberta 🙂

"Kojocie" daj znak, że Robert żyje 😉

Czekamy 🙁

My też! Niecierpliwie. Jak tylko Autor da znać, że szykuje kolejną część, uroczyście to tutaj obwieścimy!

Pozdrawiam
M.A.

Zastanawiam sie czy bedzie ciag dalszy bo widze poczatek tego opowiadania na innych portalach. Moze autor przeniosl sie gdzie indziej.

A jakie to portale? Chętnie rzucimy okiem, czy to na pewno Coyotman wrzucał, czy może ktoś "przywłaszczył" sobie jego pracę.

Pozdrawiam
M.A.

Dobry pomysł żeby sprawdzić oj dobry

Na jakim dokładnie portalu i czy to na 100 % wydanie TEGO Coyotman'a ?

Czy Coyotman umarł ?

Coyotmania ŻYJ!!!! I oddaj nam Roberta. Chcemy Roberta!
Na jakim innym portalu pojawiło się opowiadanie o Robercie?

Ja proponuje odwiedzić naszego kochanego pisarza i go kurcze zmusić do napisanie kolejnego opowiadania ! 🙂

Napisałem do Coyotmana i czekam póki co na odpowiedź. Mam również nadzieję, że wróci do nas i wznowi pisanie!

Pozdrawiam
M.A.

I co, i co? Dostałeś odpowiedź? 🙁

Ale jak to nie ma…?

Cześć:)
Wybaczcie posuchę. Coś już tam powoli skrobię, ale na razie trudno mi określić datę publikacji.
Kolejne części na pewno jednak powstaną:)

Drodzy Czytelnicy,

Wasz ulubiony Kojot powrócił na łamy NE 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Kojot żyje! Kojot skrobie! Hurra! 😀

Nareszcie 🙂 Martwiliśmy się 😀

Tak, obiecać kolejną część na wrzesień, w grudniu napisać że coś ruszyło… dobrze że nie starasz się z tego utrzymać 🙂

Dobra wiadomość! Owocnego ''skrobania'', czekamy 🙂

Nie sraj żarem, to jest jego dobra wola, a nie obowiązek. Widocznie miał powody, że nie było tyle czasu na pisanie…
Kojot – mam nadzieję, że w okresie świateczno-noworocznym tego czasu będziesz miał multum i akcja z fake-związkiem nabierze bardziej realnego charakteru – Robert pewnie też na to liczy xD

Świetna wiadomość. Nie mogę się doczekać na akcję Robert- Jego Ciotka;)

Myślę, że najpierw będzie Zuza – w końcu dopiero co miał matkę kumpla, więc Kojot będzie chciał poczekać z następną starszą od bohatera partnerką 😉

Mistrzu dzięki za powrót 🙂

Mistrzu jak idą prace? Możesz nam zdradzić jakieś terminy, kiedy pojawią się następne opowiadania z Robertem w roli głównej?

czekamy , czekamy …….

Czekamy …..

Eh szkoda ze to tak długo trwa 😉
Mam nadzieje ze juz nie długo ujawnisz nową część 🙂

I Czekamy…

Dwóch rzeczy nie da się odmówić fanom Coyotmana – cierpliwości by wciąż czekać na jego dzieło i uporu, by o tym przypominać;-) no to i ja się nieśmiało przyłączam.

Absent absynt

Wierni fani czekają 🙂

Owszem czekamy czekam 🙂

Czekamy 🙂

Czekamy, padre erotiko.

Kiedy ukaże się następna część?

chyba już nie bedzie 😉

oj poczekamy jeszcze. chyba przeczytam sobie całą serie od nowa.

Czekamy 🙂

Przez chwilę miałem nadzieję, na kolejną część…A tu tylko zmiana obrazków…Cóż, dalej czekamy^^

Eh to juz tak długoo trwa ,
On nas torturuje 😀

Cześć:) Wybaczcie, że tak milczę. Ale czasem po prostu nie da się pisać. Zwyczajnie się nie chce, są ważniejsze sprawy, lub o ironio, bardziej trywialne.
Niedługo daję kolejną część do korekty, a więc w najbliższej przyszłości opowiadanie powinno się ukazać.

Pozdrawiam:)

Wspaniała wiadomość, która na pewno ucieszy nie tylko mnie:)

Super, podziękowania 🙂

Dziękujemy i dalej czekamy 🙂

Czy najbliższy termin to szybciej niż za pół roku ? 🙂

Pozdrawiam serdecznie

No mistrzu to może w ramach prezentu wielkanocnego zajączek da jedno opowiadanie w marcu , a drugie podrzuci w kwietniu? 🙂
Dawaj częstsze znaki życia chociażby w komentarzach, żebyśmy wiedzieli, że jesteś cały i tworzysz. Wiernym fanom tyle się należy 🙂
Pozdrawiam

"Kiedy skończyłem, położyła się koło mnie, opierając głowę na moim ramieniu. Dziewczyna jeszcze chyba nie była świadoma, że ta noc dopiero się zaczęła."
A czytelnicy wtedy nie byli świadomi, że noc ta potrwa pół roku – oj zabawił się Robert, zabawił:)

Ps. Niniejszy wpis należy traktować tylko jako żart. Nie jest on uszczypliwością w stosunku co do autora, któremu w tym miejscu chciałbym podziękować za poświęcony tym opowiadaniom czas i za to, że opowiadania te stoją na tak wysokim poziomie.

LuckyLuc

''W najbliższej przyszłości opowiadanie powinno się ukazać'' Po tej informacji czekam jeszcze bardziej niecierpliwie 🙂
Pozdrawiam

Matrixie, o najbliższej przyszłości słyszymy już od pół roku więc raczej zaopatrz się w cierpliwość 😛

Część! Dziś kończę pisać następną część. Niedługo wysyłam tekst do korekty i po poprawkach w końcu dojdzie do publikacji. Jak tylko poznam datę, to dam wam znać.
Wiem, że długo czekacie, ale uwierzcie, że to nie jest takie łatwe:D Nie robię wam też tego na złość. Tez chciałbym tak samo jak wy żeby to szło sprawnie, żeby chęci zawsze były – no ale co tu dużo mówić – tak po prostu nie jest 😀
Nie jestem niestety Megasem Alexandrosem, który najprawdopodobniej posiada zdolność pisania przez sen 😀 lub maszynę zamieniającą myśli w tekst.

Pozdrawiam wszystkich!

Pozdrawiam

Odezwał sie 😀 Jak piszesz to przypominaj się raz w tyg że nie zapomniałeś o ludziach 😀 ja tylko wchodzę zerknąć czy Twój tekst wyszedł 🙂

Kolejna cześć będzie w najbliższy piątek:) Własnie trwa korekta.

Pozdrawiam

Wspaniała wiadomość 😉 Dziękujemy 😉

Napisz komentarz