Studium szaleństwa (Frodli)  4.22/5 (3)

14 min. czytania
Zanstar, Parker, "Anthem", CC BY-NC-ND 3.0

Zanstar, Parker, „Anthem”, CC BY-NC-ND 3.0

To jak, Heniek: dajemy dupy czy bijemy? – usłyszałem, czując równocześnie szarpnięcie za ramię. Józek, najwięcej znacząca persona w zakładzie, złożył mi właśnie propozycję nie do odrzucenia. Niechętnie zszedłem z górnej pryczy, spuściłem spodnie do kostek i przechyliłem się do przodu, opierając dłonie na kolanach. Kilka minut bólu i poniżenia jest lepsze niż całe dnie w szpitalu z bandażami na ciele.

Trzeba rzec, że nie trafiłem do pierdla przez przypadek. O, nie. Chłopcy z dobrych domów wpadający za narkotyki, drobne złodziejaszki odsiadujące kilka tygodni za włamanie do kiosku – to nie moja liga. Ja byłem tym najgorszym. Albo prawie najgorszym, bo pedofile mają jeszcze bardziej przejebane. No, ale że żaden u nas nie siedział, więc na mnie się skrupiało. Myślę, że już wiecie, z kim macie do czynienia. Tak, jestem gwałcicielem. Chociaż w sumie to sąd tak uważa. Zakochałem się nieszczęśliwie w kobiecie, która nie odwzajemniła moich uczuć. Zawładnęło mną pożądanie. Może zacznę od początku…

Powroty z pracy. Codziennie powtarzany algorytm. Biuro szefa, przystanek, tramwaj, przesiadka na autobus i dojazd pod blok. Kilkanaście lat to samo, bez urlopów i zwolnień. Monotonia kawalerskiego życia koło czterdziestki. Miasto nie kusiło mnie swymi atrakcjami; wolałem pasjonować się wyszukiwaniem stron z darmowym porno i robić sobie dobrze z piwem w drugiej dłoni.

Powiecie, że się zmarnowałem. W moim wieku mogłem sobie znaleźć młodą siksę, która poleci na kasę, albo seksowną wdówkę i jeszcze sobie poużywać. No cóż, carpe diem w moim wykonaniu nie wyglądało różowo. Mieszkałem sam w kawalerce w centrum, w szesnastopiętrowym wieżowcu. Pierwsze siwe włosy na skroniach i rosnący piwny brzuszek stanowiły znaczną część mego życiowego dorobku. Swego czasu kobiety mnie nawet lubiły, ale w chwili, gdy moi przyjaciele przygotowywali chrzciny swych pociech, ja rzuciłem się w wir pracy i zatraciłem się w niej. W ten sposób obudziłem się w trzydzieste piąte urodziny z ręką w nocniku. Skonstatowałem, że zakładanie rodziny nie jest już dla mnie. Przestałem nawiązywać nowe znajomości i stopniowo rozluźniałem stare więzi. Popadłem w marazm. Aż do pewnego październikowego popołudnia, gdy pierwszy raz zwolniłem się wcześniej z pracy w celu wymiany dowodu osobistego.

Spotkałem JĄ na tym samym przystanku, z którego odjeżdżał mój tramwaj. Studentka (poznałem po kajecie formatu A4) koło dwudziestki. Długie i wiśniowe, a od połowy swej długości czarne włosy przykuły moją uwagę. Spojrzałem na hardo patrzące zielone oczy podkreślone głęboką czernią. Usta pomalowane ciemnym karminem. Wolne od wszelkiej skazy, przypudrowane różem oblicze. Nie byłbym sobą, gdybym natychmiast nie zlustrował seksapilu młódki. Miała na sobie obcisły czarny t–shirt i rozpiętą, ciemnoczerwoną kamizelkę skrywające kusząco opadające, wydatne piersi nieskrępowane jakimkolwiek stanikiem. Wyraźnie widziałem wybrzuszające materiał sutki. Tak, zdecydowanie trafiłem na kobietę w swoim typie.

Dzwonek tramwaju popędzającego pieszych na przejściu wyrwał mnie z kontemplacji zjawiskowej dziewczyny stojącej zaledwie kilka metrów ode mnie, niemalże na wyciągnięcie mych rąk. Na przystanek dotoczył się wypchany po brzegi skład. Wsiadła. Chociaż nie pasowała mi linia, wpakowałem się za nią. Podążyłem za od dawna tłumionym pożądaniem rozładowywanym jedynie w domowych pieleszach przy biernej pomocy amerykańskich gwiazdek porno. Cudem wcisnąłem się na ostatni stopień. Tuż za nią, ale stanęła schodek wyżej. Obróciła się prawym profilem do mnie. Krew uderzyła mi do głowy, gdy ujrzałem młodą pierś na wysokości swoich oczu. Wznosiła się i opadała. Cała dziewczyna pachniała migdałami i cynamonem. Cóż za podniecająca mieszanka.

Sam nie wiem, dlaczego, ale odezwałem się do pięknej nieznajomej:

Nie ma to jak komunikacja miejska.

Spojrzała na mnie zdegustowana. Czym mógł jej zaimponować taki stary kawaler, jak ja? W dodatku widać, że nie śmierdzący groszem. Nie odezwała się. Stanęliśmy w korku, a przed nami ciągnął się sznur kilku tramwajów. Pięknie, pewnie znów coś się spieprzyło. Do tego wczesnojesienne słońce prażyło przez szybę, czego nie było czuć na zewnątrz, gdzie wiał chłodny wiatr. Na policzkach obiektu mych żądz wykwitły rumieńce.

W takim tłoku nie ma nawet jak odetchnąć. – zagaiłem znów. – Nie jest pani gorąco w tej kamizelce?

A co, striptizu się panu zachciało? – skomentowała, widząc jak łapczywie pożeram wzrokiem jej biust.

Zabiła mi ćwieka. Próbowałem znaleźć coś na swoją obronę, ale nie potrafiłem. Zamknąłem jadaczkę i gapiłem się dalej na jej piersi. Po trzech przystankach wysiadła. Nie muszę chyba nadmieniać, że również nie zagrzałem dłużej miejsca w tym wagonie. Zostałem na przystanku, ruszając za nią dopiero, gdy nieco się oddaliła. Podążała ku blokowisku zbudowanemu z popularnej swego czasu wielkiej płyty. Przeszliśmy przez park zarojony matkami z wózkami i panami siedzącymi na ławkach z butelkami wina w dłoniach. Mieszkała w pierwszym bloku z brzegu. Z oddali przyuważyłem, że wcisnęła numerek pięć na domofonie, po czym wprowadziła czterocyfrowy kod i znikła na klatce schodowej. Zapamiętałem hasło, od dziecka słynąłem z sokolego wzroku. Wróciłem do domu, olewając nowy dowód.

Tego dnia stałem się innym człowiekiem. Miałem na nią ogromną ochotę. Kolokwialnie mówiąc, zerżnąłbym ją jak ogier klacz w rui. Zawładnęła mym umysłem. Moja Wisienka, słodziutka i bordowowłosa. Do wieczora posiadłem ją kilka razy. W parku, przy drzwiach jej klatki, w tramwaju, na moim fotelu. Było nam ze sobą dobrze. Nasze ciała pokryły się zadrapaniami od paznokci orających drugą osobę w ekstatycznym szale. Moje przeczucia, że jest gorącą i ostrą suką, spełniły się w każdym calu. Wpijałem palce w pełne biodra i penetrowałem oba otworki naprzemiennie. Sperma i śluz kapały z niej niczym z nieszczelnego kranu. Jej krzyki podczas seksu analnego dopingowały mnie do większej aktywności. Spuszczałem się na jej włosy, oczy, do ust, na piersi i plecy, pośladki, w tyłek i cipkę. Tarmosiłem nienasyconą łechtaczkę, zanurzałem w ciepłej szparce kilka palców naraz, wkładałem całą dłoń. Bosko krzyczała, błagając o więcej. Podczas palcówki analnej wyrywała się niczym nieujeżdżony źrebak. Dochodząc, wylewała z siebie cudownie smakującą ciecz. Zawsze szczytowaliśmy razem. Zasnąłem w łóżku w pościeli umorusanej nasieniem, oczyma wyobraźni widząc jej nagie, zaspokojone ciało spoczywające obok.

Obudziłem się przed południem. Zaspałem do pracy. Po tysiąckroć rzucone „kurwa mać” nie rozładowało mego zdenerwowania. „A co mi tam, jebać robotę.” – przeleciało mi przez głowę. Racja. Chociaż znacznie chętniej wyjebałbym tę studentkę. Przypomniałem sobie jej głos. Metaliczny, wysoki, władczy. Idealny do świntuszenia podczas seksu. „Liż mą cipkę”, „Wsadź mi go w dupę”, „Ściskaj moje cycki”, „Spuść mi się na twarz”– jej życzenie byłoby dla mnie rozkazem. Znów się nakręciłem. Kolejna sesja. Na dywanie, w wannie, na umywalce, na balkonie, na stole i pod stołem. Miałem ją w każdym miejscu mego mieszkania. Telefon o osiemnastej przywrócił mi trzeźwość umysłu. Z podbrzuszem i kroczem lepiącym się od wielokrotnie tryskającej spermy, siedząc w fotelu chwyciłem leżącą na stole komórkę w dłoń. Szef.

Gdzieś ty był przez cały dzień? Dzisiejszy dzień odejmę ci od urlopu, ale jutro masz się zjawić! Zrozumiano?

Tak, jasne. Na razie.

Natychmiast wyłączyłem telefon i rzuciłem beztrosko w kąt. Koniec z robotą. Koniec z innymi ludźmi. Miałem tylko JĄ. I wiedziałem, że albo będzie moją, albo niczyją. Wierną suką, ognistą kochanką, dziwką na każde skinienie. Jakie to szczęście, że przedwczoraj miałem wypłatę. Starczy mi na kilka tygodni.

Wziąłem szybki prysznic, ogoliłem się, wyperfumowałem, założyłem najlepsze dżinsy i koszulę. Dwudziesta. Czas na łowy. Byłem u niej po dwóch kwadransach. Kupiłem kwiaty, złotą kolię próby 875 i dobrego szampana. Plan był prosty. Podam się za dostawcę kwiatów, wejdę na górę, wyznam, co trzeba i będzie moja. Która by na to nie poleciała. Wybrałem numerek pięć w domofonie i czekałem. Cisza. Po chwili usłyszałem kroki nieopodal. Jej głos. Roześmiany, wesoły. Odpowiedział mu twardy, męski baryton. Podszedłem pod kolejną klatkę schodową i zacząłem udawać, że rozmawiam z kimś z góry, chociaż w rzeczywistości zerkałem wciąż na szczęśliwą parę. Szła z niewiele wyższym od siebie facetem, zapewne rówieśnikiem. Pieprzony gówniarz. Co on sobie myśli. Nawet nie ma startu do takiej dziewczyny. Nie to, co ja. Rozmawiali chwilę, po czym oparła się o ścianę i przyjęła z jego ust czuły pocałunek na dobranoc. Widziałem dłoń wsuwającą się pod spódniczkę mini i gładzącą udo kobiety. Zabawiał się z jej cipką, byłem tego pewien. Jak on śmiał. Za tą zbrodnię nie dożyje jutra.

W końcu skończyli przedstawienie; weszła na górę, a on poszedł na tramwaj. Rzecz jasna przez park. Niczym cień podążyłem za nim. Kwiaty zostawiłem ukradkiem pod drzwiami. Wyjąłem kolię z szykownego futerału, który wyrzuciłem do kosza stojącego przy chodniku. Wrzuciłem ją do kieszeni. Otworzyłem szampana i wypiłem połowę duszkiem. Zacząłem się celowo zataczać, idąc szybciej od niego. Dogoniłem go w połowie parku i niby przypadkiem trąciłem barkiem.

O, przep–raszam pana – wymówiłem z wyraźnie „nietrzeźwym” akcentem. Chuchnąłem nań demonstracyjnie – Nie wie pan, która go–dzina?

Dziewiąta – rzucił szybko i ruszył dalej. Dogoniłem go w kilkanaście sekund.

A może ma pan drobne czter–dzieści groszy? Bo mi do biletu brak–uje – celowo wtrącałem pijackie czknięcia w dłuższe wyrazy, pociągając przy tym łyka z próżniejącej flaszki.

Spieprzaj, dziadu! – warknął i przyspieszył kroku.

Kolejnej konfrontacji słownej nie było. Dogoniłem go i rozbiłem mu pustą już butelkę ma głowie. Zatoczył się, co wykorzystałem bezzwłocznie. Wyjąłem kolię i zarzuciłem mu na głowę, spuszczając aż na szyję. Wykręciłem ją i pociągnąłem go w krzaki. Walczył o życie, ale duszące go, zdeterminowane dłonie były silniejsze. Chociaż kilka razy trafił mnie kułakiem w głowę, nie ustąpiłem.

Masz skurwysynu za moją Wisienkę – wycedziłem głosem zimnym i trzeźwym do bólu. – Nie dla psa kiełbasa, nie poruchasz sobie. Ani jej, ani żadnej innej.

Odpowiedziało mi rzężenie. Moje dłonie stały się mokre. Toczył pianę z ust, poza tym chyba rozciąłem mu tętnice. Zerwałem zeń kolię i uciekłem, zostawiając zwłoki w krzakach. Jakaś babka szła chodnikiem. Ostentacyjnie sięgnąłem rozporka i zatoczyłem się. Odwróciła wzrok z niesmakiem. Zbrodnia się udała. Wróciłem do siebie.

Tego wieczora ujeżdżała mnie ostro. Nabita na mnie cipką pędziła jak opętana. Dawała mi ściskać piersi, kazała zabawiać się palcami z ciasną dziurką między pośladkami. W momencie orgazmu z ust pociekła jej ślina, która zmoczyła mój tors. Chciała już zejść, ale nie było mi dość. Złapałem ją za biodra i nadałem tempo. Chciała więcej i ostrzej. Z trudem wsadziłem w nią palec. Dwa tkwiące w cipce organy satysfakcjonowały ją bardziej, niż cokolwiek innego. Znów doszła, tym razem zalewając moje podbrzusze miłosnym płynem. Uniosła dupcię i niemal natychmiast opadła, nadziewając odbyt na mojego wojownika. Wszedł cały, rozpychając ciasne wejście. Tym razem nie galopowała. Dziki cwał zawładnął jej ciałem i duszą. Włożyłem w jej szparkę całą dłoń. Weszła niczym nóż w masło, aż po nadgarstek. Ciasna cipeczka, tylko moja i niczyja inna. Zacząłem otwierać i zaciskać pięść. Kwiczała i wyła niczym rasowa suka. Taką ją chciałem mieć. Rozpustną, niemal konającą z ekstazy. Gdy doszła, skurcze jej zwieraczy niemal oderwały mi penisa. Lepka ciecz zalała jej wnętrze, zaś ze szparki wylała się kolejna porcja delicji świadczących, jak było jej dobrze. Fontanna spermy zalała mój tors. Orgazm wykończył mnie jak nigdy wcześniej. Zaspokojony i rozkochany do szaleństwa w usnąłem na fotelu.

Tym razem telefon zadzwonił już o dziesiątej, ale domowy. Komórka dogorywała na podłodze, zalegając pod kawałkami własnej, rozbitej obudowy.

Co ty sobie myślisz? W chuja ze mną pogrywał nie będziesz. Jutro nie masz już po co przychodzić! – wrzasnął na starcie dyrektor.

Pierdol się – odparłem i cisnąłem aparatem o podłogę. Kolejny symbol zerwania łączności ze światem.

Czekałem na nią na przystanku, na którym ujrzałem ją po raz pierwszy. Przyszła. Późno było, po dziewiętnastej. U schyłku października robiło się o tej porze ciemno, ale przystanek był dobrze oświetlony. Nastałem się na nią jak debil, ponad trzy godziny. Smutna, cała w brązie. Tym razem miała stanik. Makijaż brudnozielony. Schowałem się za grupką skinheadów i obserwowałem ją z ukrycia. Ku mojemu zdziwieniu, oni też.

Heh, dzisiaj Monia trzyma cycki na wodzy – zauważył najniższy z nich, po czym chrząknął głośno i splunął na tory tramwajowe.

Podobno Rafi ją olał, dzisiaj mieli się dymać u niego z rana i nie było go w pokoju.

Tym lepiej dla nas. Może w końcu jej i sobie dogodzimy.

Uśmiechnęli się do niej znacząco, ale pokazała im język i poparła gest wyprostowaniem środkowego palca. Dobrze im tak, szczeniakom. Nadjechał tramwaj. Wsiedliśmy, ale do różnych wagonów.

Pięć osób wylało się na jej przystanku z pojazdu. Ona, szukająca miłości młoda kobieta. Trzech ordynarnych skinów. Ja, pożądający, kochający i gotów dać ciepło. Szli kilkanaście metrów za nią, podśpiewując wesoło sprośne piosenki. Przyspieszyła kroku. Miało się na deszcz. Park był opustoszały. Ludzie pozamykali się w swych enklawach. Osiedla, na których sąsiad nie zna sąsiada. Żadnych relacji międzyludzkich poza „dzień dobry” powiedzianym w sklepie. Podbiegli do niej. Najodważniejszy objął ją w talii, gładząc biodro. Słyszałem pojedyncze słowa: „w domciu”, „bzykanko”, „ fajnie”. Mówili jej, że Rafał to frajer i pewnie znów ćpa w jakimś skłocie. Nie uległa. Doszliśmy pod jej drzwi. Chcieli wejść na jej klatkę, ale nie pozwalała. Szarpała się z jednym z nich, trzymającym klamkę i próbującym utorować sobie drogę do jej mieszkania i łóżka. Tego było dla mnie za wiele. Z rozpędu docisnąłem jednego z nich do ściany; padł na ziemię zamroczony. W tym czasie ruszył na mnie drugi, ale buzujące we mnie testosteron i adrenalina dodały mi animuszu. Lewym prostym powaliłem sukinsyna i dobrałem się do ostatniego, trzymającego drzwi. Chwyciłem gada za głowę i z całej siły trzasnąłem o kant wierzei. Zjechał do parteru.

Spojrzałem na nią. Wystraszona, nieomal ze łzami w oczach.

Nic ci nie jest? – spytałem troskliwie.

W tym momencie nadjechał radiowóz. Widocznie ktoś wyrwał się ze swego małego świata i zawiadomił niebieskich, słysząc ich rumor już w parku.. Zawinęli skinów, podziękowali za wzorową obywatelską postawę i pojechali. Rozpadał się deszcz.

Może wejdzie pan na herbatę? – zaproponowała.

Chętnie. Proszę mi mówić Henryk.

A mi Jagoda. Nie wiem, jak ci dziękować.

Nie ma sprawy. Akurat szedłem do matki w odwiedziny.

Ach, to dlatego widziałam też pana przedwczoraj… Ale mieszka tu chyba od niedawna?

W zeszłym tygodniu się sprowadziła. Nie wiedzieć czemu, nie chciała do mnie, chociaż mam przyjemne mieszkanko i jestem cały dzień w pracy. Miałaby swoje małe królestwo.

Weszliśmy do niej do domu. Zdjąłem buty i skorzystałem z toalety, podczas gdy ona udała się do pokoiku. Kawalerka kubek w kubek jak moja, tylko wystrój inny. Wyszedłem wprost na nią. Zmieniała brązowy sweterek na bluzkę z przedwczoraj. Była w staniku i spódniczce. Poczułem pulsowanie w skroniach, ale odebrała oznaki mego pożądania jako rumieńce zawstydzenia.

Och, przepraszam – rzuciła szybko – Myślałam, że zdążę…

Patrzyłem na nią jak urzeczony. Czerwony staniczek ledwie zakrywający sutki. Spore jak na jej filigranową budowę piersi rozpaliły we mnie żądze. Obudziły drzemiącego ogiera. Dopadłem do niej i wepchnąłem język w otwarte po zawieszeniu głosu usta, całując zachłannie. Odepchnęła mnie.

Co robisz?! Nie życzę sobie czegoś takiego. Zachowuj się, albo się pożegnamy. – zaoponowała.

Zdenerwowała mnie jej odmowa. Do czego to dochodzi, to ja ją ratuję przed skinami, a ona tak mnie olewa.

Nie wyjdę. Jesteś moja. Rozumiesz? Kocham cię. Bóg nas dla siebie stworzył. Ty i ja. Oddaj mi się, nie masz innego wyjścia.

Bezbrzeżne zdumienie w jej oczach i pierwsze łzy zaskoczyły mnie. Myślałem, że jestem dla niej kimś ważnym.

Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale nie kocham się z facetami poznanymi kilka minut wcześniej. Proszę, wyjdź.

Postąpiłem krok do przodu. Cofnęła się, ale napotkała plecami ścianę. Sięgnęła ręką ku leżącej na szafce na buty komórce. Byłem szybszy. Wykręciłem jej dłoń i naparłem na nią swym ciałem. Nasze usta znów się złączyły. Wolną dłonią zablokowałem drugą rękę Wisienki. Ugryzła mnie w wargę. Zirytowany oderwałem się od niej i wymierzyłem celny policzek zaróżowionej z wściekłości dziewczynie.

Widzę, że kręci cię niegrzeczna miłość. Dobrze, nie będę gorszy od ciebie.

Objąłem jej uda i zaniosłem ją do pokoju. Uklęknąłem ciężko, rzucając ją na podłogę. Wpatrywałem się w leżącą, młodą i świeżą kobietę. Jagódka… prawie jak Wisienka. Poderwałem spódniczkę ukochanej. Ujrzałem brązowe pończochy przyczepione napiętymi tasiemkami do bawełnianego paska. Zmysłowa, erotyczna bielizna… Przypomniałem sobie, że tego dnia miała wstąpić do Rafała na małe co nieco. To tłumaczyło wszystko. Brązowe, koronkowe majteczki. Szparka od wzgórka do rowku między pośladkami. Idealne na szybki numerek. Wsunąłem trzy palce w otworek w figach. Dotknąłem delikatnie owłosionej muszelki. Jagodzia drgnęła. Wszedłem w nią. Świadcząca o dziewictwie błonka przepuściła tylko jeden palec. Reszta musiała obejść się smakiem.

Proszę, zostaw mnie! – krzyknęła i wybuchła niepohamowanym płaczem. Chciała mi się wyrwać, ale szybko przycisnąłem ją wolną ręką do szkarłatnego dywanu.

Nie chcesz mnie? Odrzucasz mężczyznę, który uratował cię od zgrai bandytów?

Doceniam to, ale nie chcę odpłacać się w ten sposób. Nie teraz. Nie wiesz, że na miłość trzeba zasłużyć?

Zatkałem jej usta. Zawrzała we mnie krew.

Jesteś niewdzięczną suką, wiesz? Niejedna obciągnęłaby mi już w progu za to, co dla ciebie zrobiłem. W takim razie potraktuję cię jak sukę.

Wyjąłem z niej dłoń i usiadłem na jej brzuchu niczym w siodle. Rozpiąłem i wyjąłem pasek ze szlufek, po czym zsunąłem spodnie i bokserki z bioder. Uwolniona męskość wystrzeliła pożądliwie w górę. Nim zdążyła zaprotestować, zarzuciłem sukienkę na jej brzuch, rozchyliłem nogi Jagódki i przytknąłem główkę do dziewiczej szparki. Położyłem dłonie na ramionach obiektu mych żądz. Schyliłem ku niej głowę.

Za chwilę staniesz się kobietą. Nie będziesz już suczką, a dorosłą suką. Moją suką.

Wszedłem w nią, łamiąc wszelki opór. Ciasna i sucha szparka broniła się, ale przegrała z samczym pożądaniem. Krzyk rozdziewiczonej studentki rozległ się w mieszkaniu. Po krótkiej rozgrzewce moje biodra zaczęły pracować w tempie nadawanym przez wieloletnią abstynencję.

Nie! Przestań! – powtarzała przy każdym pchnięciu. Łzy rozmazały makijaż. Wyglądała jeszcze piękniej. Zerwałem z niej stanik. Uwolnione, rozbujane półkule przykuły mój wzrok. Bordowe, małe i miękkie sutki otoczone były pomarszczonymi aureolkami. Biust falował przy każdym moim ruchu. Ugryzłem delikatną, jedwabiście gładką skórę. Wpiłem się zębami w miękkie jabłka miłości. Szczególną uwagę poświęciłem sutkom, które pomimo usilnych starań nie twardniały, nie pyszniły się swym pięknem, nie zdobiły najpiękniejszych piersi na Ziemi, nie zdradzały zwierzęcej żądzy, którą czuła do mnie, jak ja do niej. Jej suche wnętrze wciąż stawiało opór, ale i tak nie mogło wygrać z siłą mych lędźwi.

Wiedziałem, że długo nie wytrzymam. Miałem ochotę pobawić się jeszcze ciałem mej nimfy, bogini seksu, rozdziewiczonej świątyni namiętności. Wyszedłem z niej i przewróciłem Jagódkę na brzuch. Chwyciłem pełne biodra, nasycając zmysły aksamitną skórą i ciepłem kobiecego ciała. Uniosłem w górę rozkoszny tyłeczek. Spomiędzy dwóch ściśniętych fałdek wystawały krawędzi różowych płatków. Znów naparłem na do niedawna niezdobytą redutę. Zakwiliła cicho. Moja kochana kobietka, już pożądała mej obecności w swym wnętrzu. Wszedłem cały. Moment zetknięcia się mojej moszny z jej łonem stał się symbolem jej całkowitego oddania naszej namiętności. Pochyliłem się do przodu, ujmując jej piersi w dłonie.

No, kochaniutka, stań ładnie na rączkach, zachowaj się jak dobra suczka i pozwól się przelecieć na pieska. – wyszeptałem wprost do schowanego w zwichrzonych włosach ucha. Pociągając nosem i pojękując wykonała polecenie. Przywarłem torsem do jej pleców i zacząłem posuwać moją samicę. Nieopisane przeżycie. Cofałem się tylko kilka centymetrów i z triumfem zwierałem znów swe biodra z pośladkami Jagody. Opuszkami kciuków i palców wskazujących ciskałem zimne sutki. Dyszałem wprost do jej ucha, opierając brodę na ramieniu mojej Wisienki. Taka czysta, taka dziewicza, niewinna, ciasna, zawstydzona… Zhańbiona? Zgwałcona? Nie! Kochana. Kochana w najpiękniejszy sposób. Swą bezbrzeżną miłość wlałem w najgłębsze zakamarki mego skarbu. Naparłem na nią z całych sił, aż poczułem wargi obejmujące nasadę mego członka i spocone, drgające pośladki na swym łonie. Przytłoczyłem ją swą miłością. Padła na twarz, zanosząc się płaczem. Opuściła biodra na dywan. Leżałem na niej z kurczącym się penisem w zalanej nasieniem szparce.

Płacz za straconym dziewictwem, skażoną niewinnością… Przerywane spazmami jęki. Tak bardzo żałowała straconej świeżości, a mimo to przyjęła mnie i mą ofiarę złożoną wprost w nowo odkrytych zakątkach jej ciała… Zasnąłem wtulony w mą Wisienkę, Jagódkę, sukę, czy po prostu kobietę.

Nie słyszałem dzwonka do drzwi. Ci sami funkcjonariusze, którzy odprowadzali skinów do radiowozu, tym razem skuli mnie nagiego i zawieźli na komisariat. Znęcali się nade mną. Skurwysyny. Tłumaczyłem im po stokroć, że ją kocham i należymy tylko do siebie, do nikogo innego. Nie słuchali, nie rozumieli. Sąd też nie rozumiał. Psycholodzy też nie zrozumieli. Nie nazwali mego uczucia miłością, lecz upośledzeniem emocjonalnym. Dziesięć lat… Pięćdziesiątka zastanie mnie w czasie odsiadki. Trudno.

Sapanie Józka i spazmy jego penisa odczuwane przez moje zwieracze informowały, że zbliża się koniec. Ciepły płyn zmieszał się z fekaliami w moim wnętrzu. Zadowolony facet poklepał mnie po plecach, klepnął w pośladek i pozwolił położyć się do łóżka.

Jeszcze tylko dwa miesiące… A potem znów się spotkamy i będzie nam lepiej, niż kiedykolwiek innym zakochanym.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Jest ostro, nawet bardzo ostro. Bohater mroczny i sugestywnie opisany. Wielu takich chodzi zapewne po ulicach naszych miast. Jest zbrodnia, jest i kara, która nic nie naprawia. Jeden z najlepszych tekstów Frodliego publikowanych na NE.

Absent absynt

Trzeba stanowczo powiedzieć: wyszło Frodliego owe studium.

Udał mu się narrator, który krok po kroku ewoluuje w stronę potwora, a przecież pozostaje psychopatycznie niewinny. Udał mu się opis "świata akcji" doskonale dopasowany do przedstawianych treści – miasto pełne ludzi bez twarzy i osobowości, właściwa scena na której – mimo pozornego tłoku – jest tylko On i Ona. Łowca i ofiara. Podmiot i przedmiot mrocznego pożądania. No i na dokładkę kilku skinów, w charakterze pomniejszych monstrów, które – podobnie jak hieny ustępujące przed lwem – muszą przegrać w konkurencji o to, kto pierwszy się pożywi.

W tej opowieści nie ma prawdziwego katharsis – nawet kara, która spotyka bohatera okazuje się dla niego tylko irytującą przeszkodą, która w końcu zniknie. Jagoda pozostaje skrzywdzoną dziewczyną. Nic nie uleczy jej ran. Henryk wciąż opętany jest jej wizją. Nic go nie powstrzyma. Tragedia zostaje odłożona w czasie – ale wiemy, że w końcu nastąpi.

Przerażająca wizja z wnętrza mózgu psychopaty. Bez wątpienia warta poznania.

Pozdrawiam
M.A.

Bardzo ciężkie emocjonalnie opowiadanie, a jednocześnie świetnie napisane z psychologicznego punktu widzenia. Uważam, że metamorfoza bohatera mogłaby zostać opisana trochę dłużej, ale tak też jest dobrze. Polecam, ale radzę też podchodzić z ogromnym dystansem i nie traktować tego jako opowiadania erotycznego, a raczej jak opowiadania psychologiczne na tle seksualnym.

Pozdrawiam, WW.

Myślę, że to opowiadanie nie powinno być dłuższe. Suchy, rzeczowy styl doskonale potęguje wrażenie grozy.
Eileen

Brak tu etykiety "groza" a przecież to opowiadanie to najprawdziwszy dreszczowiec z szaleńcem w roli głównej. Czyta się to jak "Milczenie owiec".

Mustafa

Naprawdę dobre. Prawda, że trochę ciężkie, ale na pewno warte przeczytania – nie ze względu na samą erotykę, bo nie ona jest najmocniejszą stroną tego tekstu. Pozdrawiam.

Mogę tylko powtórzyć za przedmówcami. Mroczne i dobre opowiadanie, choć faktycznie mogłoby być trochę dłuższe. Trudno wprawdzie uwierzyć, że jedno spotkanie, obraz, wrażenie wyzwala w pozornie zwykłym człowieku od lat postępującym w określony sposób aż taką lawinę przemian – wszystko staje się nieważne, a cel uświęca środki. Niestety, podejrzewam, że wcale tak dalekie od prawdy nie jest i takich ludzi-bomb chodzi wcale niemało po tym świecie. Braki emocjonalne, nagłe pragnienie zrealizowania fantazji? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Bardzo dobry tekst Frodliego… Nie przestaje mnie zadziwiać dojrzałość tego bardzo młodego Autora. Pięć.

Parafrazując programy rozrywkowe: właśnie dla takich opowiadań ta strona istnieje. 😉

Chcesz powiedzieć, Siostro, że NE istnieje dla publikacji opowiadań o psychopatach gwałcących obiekty swoich chorych fascynacji? Tak daleko bym nie szedł 😀

Pozdrawiam
M.A.

Nie narzekałabym, gdyby takowe pojawiały się częściej, ale miałam jednak na myśli poziom tego opowiadania. Że wysoki. 😉

Za komplement odnośnie naszych tekstów – serdecznie dziękuję 🙂

Jeśli chcesz więcej podobnych opowiadań, mam dla Ciebie propozycję – spróbuj napisać swój własny tekst! Prześlij nam, a jeśli spodoba się Autorom, z radością zaprosimy Cię do naszego grona. Zawsze mamy miejsce dla świeżego talentu. Piszę jak najbardziej poważnie – czasem najlepszy sposób by zobaczyć fajne opowiadanie, to napisać je samemu 🙂

Pozdrawiam
M.A.

W końcu najlepsza, czyż nie? 😉
Może kiedyś spróbuję, bo myślałam nad tym. 😉

Siostra.

Zachęcam, zachęcam – od jakiegoś czasu nie mieliśmy już na naszej stronie debiutu 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Pozwolę sobie dołączyć do nalegań Megasa. Czynię tak dlatego, iż Twoje wahanie przypomniało mi moją własną historię. Jeszcze za czasów świetności Dobrej Erotyki przeczytałem tyle opowiadań, że w końcu ciekawość zwyciężyła i sam postanowiłem spróbować. Od próby jeszcze nikt nie umarł, a NE oszlifowała już kilkoro niezłych debiutantów. Nie daj się kusić Siostro. Do odważnych świat należy!
Kłaniam się,
Foxm

Dziękuję Foxmie za słowa zachęty. Tobie Megasie również. 🙂

Siostra.

Napisz komentarz