Pragnienie (Ravenheart)  3.64/5 (15)

11 min. czytania

Leżała w chłodnej pościeli, rozkoszując się dotykiem aksamitnej delikatności, czule okrywającej jej młode ciało. Lekkie wieczorne podmuchy przynosiły z ogrodu słodkawy zapach kwiatów. Przeciągnęła się leniwie, czując przenikający jej ciało miły dreszcz, gdy zwiewna tkanina przesunęła się po niej subtelną pieszczotą. Westchnęła. Uwielbiała, gdy chłodny materiał prześlizgiwał się po jej nagiej skórze. Sen nie nadchodził – zresztą, nie chciało jej się spać. Orzeźwiająca wieczorna bryza odpędzała zmęczenie. Było ciepło, ale nie upalnie. Przeciągnęła się, mrucząc z zadowoleniem jak wygrzewająca się na słońcu kotka.

Wstała. Białe jedwabiste okrycie zsunęło się łagodnym ruchem z jej ciała. Materiał spłynął z cichym szelestem w dół, owijając się lubieżnie wokół smukłych nóg. Nie schyliła się. Nie było jej chłodno. Ciepło letniego wieczoru niosące ze sobą ledwo wyczuwalny słonawy zapach morza otuliło ją niby niewidzialny całun. Wyprostowała się i zupełnie nie przejmując się radosną bezwstydnością swojej nagości rozpostarła szeroko ręce, jakby chciała skąpać się we wpadającym przez okno srebrzystym świetle księżyca. Zerknęła ku wielkiemu zwierciadłu, zajmującemu większą część marmurowej ściany. Z uśmiechem poprawiła długie loki, połyskujące najgłębszym z odcieni czerni. Popatrzyła w głębokie jak studnie ciemne oczy swojego odbicia, a potem ogarnęła spojrzeniem smukłe, zgrabne ciało. Uśmiechnęła się zadowolona.

Była piękną dziewczyną. Wiedziała o tym. W tej myśli nie było nawet cienia pychy czy przesadnego, bezkrytycznego samouwielbienia. Po prostu stwierdzała fakt. Jej twarz była młoda, jeszcze delikatna pierwszymi latami świadomej kobiecości. Szyja łagodnie przeginała się w lubieżny łuk, gdy odwracając głowę, zapraszała, aby złożyć hołd zmysłowego pocałunku. Miała smukłe ramiona, dla których objęć niejeden mężczyzna oddałby pół swego życia. I dłonie… Zmysłowe, spragnione pieszczoty i gotowe odpłacić się wprawnemu kochankowi rozkosznym dotykiem. Uniosła ręce i przesunęła nimi po piersiach – ciężkich, jędrnych i kształtnych. Zadrżała pod własnym dotykiem, a z jej ust wydobył się ulotny jęk.

Przymknęła oczy i objęła kształtne półkule. Pomyślała przez chwilę, jak to będzie, gdy wypełnią się życiodajnym mlekiem. Jakie to uczucie, gdy jej dziecko – ciało z jej ciała – sięgnie drobnymi ustami po nabrzmiałe sutki. Czy będzie czuła ten sam dreszcz rozkoszy, który przenika ją zawsze, gdy wargi męża spijają z niej woń ich wspólnej namiętności? Czy będzie czuła tę słodką uległość, która ją ogarnia, gdy jego usta biorą w posiadanie koniuszki jej piersi, obdarzając pieszczotą odrobinę niezgrabną, lecz męską i mocarną – a przez to tak podniecającą?

Westchnęła. Chciała tego. Chciała, aby namiętność, którą dzielili, wydała już swój owoc. Czuła, że nadszedł jej czas. Sięgnęła dłonią w dół, kierując ją na płaski brzuch. Wciąż płaski. Oczywiście, jego zgrabny, dziewczęcy kształt przyciągał wiele męskich spojrzeń, ale z chęcią już powitałaby jego rozkoszne zaokrąglenie. Zainteresowanie mężczyzn było dla niej miłe, lecz odbierała je raczej jako należny hołd. Rzecz samą w sobie przyjemną, lecz tak oczywistą, że zauważyłaby jej istnienie dopiero wówczas, gdyby jej zabrakło.

Spojrzała w zimną toń zwierciadła. Oczami wyobraźni sięgnęła w przyszłość, gdy jej łono, wezbrawszy nektarem męskiego nasienia, rozkwitnie życiem. Widziała swoje ciało, rozdęte słodkim ciężarem pierworodnego syna, którego wyda na świat. Podziwiała swe wezbrane piersi, nabrzmiałe i powiększone.

Potem przed jej oczami przesunęła się inna scena. Oto są razem, na wielkim łożu, spleceni w miłosnych zapasach. Ich miłość jest teraz spokojniejsza, delikatniejsza, bo między nimi jest jej wielki, krągły brzuch. Jakże dumny jest mężczyzna, jej pan i władca, z tego brzucha. Pragnie jej tym bardziej, jakby chcąc podkreślić swoje prawa do mającego się narodzić dziedzica. Więc każdej nocy spływa na nienarodzone jeszcze dziecko nowy życiodajny strumień nasienia, jakby ojciec chciał wlać w potomka jeszcze większą męską moc.

Jej mężczyzna wie, że nowe życie jest jeszcze bezbronne i delikatne. Że twarda, brutalna rozkosz, która tak fascynowała ich oboje, musi na chwilę ustąpić pola spokojniejszym igraszkom. Teraz to on pozwala jej się dosiadać, z napięciem patrząc, jak powoli nabija się na jego wyprężoną pożądaniem męskość. A młoda brzemienna dziewczyna wciąga go łapczywie do swego wnętrza, pozwalając, aby wypełnił ją całą. A potem niespiesznie zaczyna ruszać biodrami, wpatrując się w swoje odbicie, w kiwające się piersi…

Drgnęła. Podeszła do gładkiej, wypolerowanej tafli. Jej serce biło szybko, rozgrzane podniecającą wizją. Przysunęła się bliżej, jakby chcąc wejść w tajemny świat swoich marzeń. Napięte, wezbrane piersi zetknęły się z zimną powierzchnią. Ostre doznanie, gdzieś na granicy bólu i przyjemności, przeszyło jej ciało. Przytuliła się mocniej do chłodnego zwierciadła. Przysunęła twarz do swego odbicia i pocałowała pełnymi, zmysłowymi ustami ich widmowe wyobrażenie. Westchnęła, opierając rozgrzane czoło o zimny metal.

Usta kobiety… Innej kobiety. Znała ich miękki, pulsujący kształt. Ich występny, lubieżny smak. W długie, nudne wieczory często zdarzało jej się gasić pożądanie w ramionach kochanki. Och tak, to było fascynujące – oddać się pieszczotom drugiej dziewczyny, jej zręcznym dłoniom i wargom. Tylko inna kobieta wie, jak wyzwolić najgłębszy orgazm, najpełniejsze przeżycie. Ale żadna z kochanek nie jest w stanie wniknąć w nią prawdziwym gorącym pchnięciem, nie jest zdolna wyrwać z jej ust przeciągłego jęku zdobywanej, zniewolonej rozkoszy. Żadna nie potrafi brutalnie rozepchnąć jej nóg i z męską siłą przygnieść do łoża. Żadna dziewczyna nie skrępuje jej rąk w mocarnym uścisku i nie wedrze się w głąb jej ciała. Znowu poczuła, jak krew w jej żyłach zaczyna szybciej krążyć, jak budzi się w jej środku milion unerwionych punktów, błagając o pieszczotę, o dotyk, o doznanie.

Zagryzła wargi. Mocno, do krwi. Znajome ukłucie bólu na chwilę ją otrzeźwiło, ale wiedziała, że to tylko chwilowa ulga. Stłumione emocje wyrywały się na wolność, poszukiwały ujścia jak spieniona górska rzeka. Ciało wołało o dotyk. O gwałtowne uniesienie. O żar, którego nie miała jak ugasić. I wtedy jak zwykle zaczął w niej rosnąć głuchy gniew, bezsilna wściekłość niespełnienia. Ze zdławionym okrzykiem uderzyła otwartą dłonią o ścianę.

Dlaczego kiedy osiąga się szczyt, najprostsze rzeczy stają się niedostępne?

Królowa. Tak. Była nią. Dysponowała potężną władzą, mogła pozwolić sobie na zaspokojenie każdej zachcianki. Zamorskie wina, owoce i kwiaty o tajemniczych kształtach. Wonne i rozpalające krew korzenie… Pieśni artystów, wiersze poetów, występy zapaśników. To wszystko należało do niej. To wszystko mogła mieć – nawet młode dziewczyny, aby rozgrzewały jej ciało, gdy przyszła jej na to ochota. Nie mogła mieć tylko jednego – męskiego kochanka.

To nie było tak, że czuła się zaniedbywana. Jej małżonek był wspaniałym mężczyzną. Szeroki w barach, mądry i potężny – gdyby tylko był dla niej częściej… nie potrzebowałaby nikogo innego. Starszy od niej, doświadczony tak w sztuce rządzenia państwem, jak i w sztuce miłości… Spełnienie marzeń każdej kobiety. Tęskniła do jego silnych ramion, do oszałamiającego zapachu jego ciała, do upojnych zbliżeń. Niestety, nie mógł bywać w jej łożu co noc.

Czasem, jeśli nawet przychodził, to zmęczony na tyle, że dawała mu spokój. Zasypiał od razu, rozwalony na wielkim łożu, śniąc o kolejnych podbojach. Niekiedy zatrzymywały go narady wodzów, uczty, pijatyki czy inne męskie rozrywki. Bywało, że zostawał u jednej ze swoich licznych nałożnic albo którejś z branek z odległych krain. Nie miała o to pretensji. To były proste, męskie przyjemności, rozładowanie stresu i odpoczynek. Głupotą byłoby być o to zazdrosną – tak samo jak on nie mógł mieć do niej żalu o liczne damy dworu i służące, które służyły jej do uzyskiwania zaspokojenia. Prawdę mówiąc, lubiła nawet, gdy przychodził, zaznawszy uprzednio rozkoszy z którąś z konkubin. Był wówczas dojrzalszy w sztuce miłości, niespieszny, skupiający się na jej doznaniach. Ale były też samotne, tęskne noce, kiedy rozpaczliwie potrzebowała męskich dłoni i mocarnego zdobywcy wdzierającego się przemocą w jej łono. Brakowało jej uczucia spełnienia, gdy wnętrze ciała pulsowało rozkoszą i gęstym nektarem miłości.

To była niesprawiedliwość – on mógł mieć kochanki, ona nie miała prawa do innego mężczyzny. A przecież tylu kręciło się ich po dworze. Licznych dorodnych samców. Jedni byli delikatni, subtelni, omalże kobiecy. Minstrelowie o dłoniach gładkich i zręcznych, którymi potrafili zdziałać cuda. Inni olśniewali inteligencją, subtelnością i mistrzostwem sztuki flirtu, dwuznacznych słów, zawoalowanych propozycji i perwersyjnych sugestii. Byli także twardzi, brutalni wojownicy o szerokich torsach i twardych pośladkach, opiętych obiecująco kusymi tunikami.

Przechadzała się między nimi, wyniośle taksując spojrzeniem, oceniając, prowokując. Zdarzało się, że pojawiała się na uczcie w prześwitującej, zwiewnej szacie, pod którą wyraźnie widać było jej młode, opalone ciało. Podchodziła do rozmawiających mężczyzn, uśmiechała się i powolnym ruchem wybierała ze srebrnej patery ten czy inny zamorski specjał. Obdarzała ich boleśnie krótkim, ognistym spojrzeniem posyłanym spod długich rzęs i przymykając oczy, wbijała zęby w soczysty miąższ owocu. Słodki sok ściekał z jej ust, spływał na palce, które wystudiowanym gestem oblizywała, patrząc w oczy swojemu wybrankowi. A potem odchodziła, uwodzicielsko kołysząc biodrami, bawiąc się ich zakłopotaniem, ich gorączkowymi próbami ukrycia nagłej fali pożądania. Nie było ważne, kim byli i jak się nazywali. Dla niej – dla królowej – pozostawali tylko fascynującymi marzeniami, prowokowanymi i kuszonymi, ale pozostającymi poza zasięgiem. Król miał prawo i obowiązek udowadniać ludowi swą męską moc, dzieląc łoże z wieloma kobietami. Królowa mogła być wcieleniem rozkoszy i zmysłowości, ale musiała czerpać nasienie jedynie z lędźwi swego władcy. Więc prowokując tych młodych samców, tylko się nimi bawiła, tak samo zresztą jak swoim własnym podnieceniem i tęsknotą, którą w niej wywoływali.

Nie wiedziała, że już wkrótce polegnie od własnej broni.

To było nagłe jak cios zabójcy, jak atak kobry, jak uderzenie pioruna. Był skwarny dzień – jeden z wielu, gdy przechadzała się po pałacowych tarasach, mniej lub bardziej obojętnie mijając napotykanych ludzi. Dostrzegła go nagle, skąpanego w blasku słońca, jakby był jednym z mitycznych herosów. Jego kark przeorany węzłami mięśni znamionował potężną siłę. Pierwotną, nieujarzmioną, dziką potęgę, przed którą musi ustąpić każda inna moc. Z każdego kroku, z każdego spokojnego ruchu emanowała dostojna pewność. Mimo upału na jego skórze nie było ani kropli potu. Jakby był marmurowym posągiem Doskonałości. Nierzeczywistym i boskim. Wiedziała jednak, że gdyby do niego podeszła, owionąłby ją oszałamiający, przyprawiający o zawrót głowy zapach męskości. Zdobywcy. Ach, zobaczyć go kiedyś schodzącego z placu boju po pokonaniu wszystkich przeciwników! Z trudem łapiącego oddech, toczącego po wiwatujących widzach dumnym spojrzeniem.

Była pewna, że z każdej walki wyszedłby zwycięsko. Och, gdyby tak walczył dla niej…. Nie! O nią! Przyszedłby do niej w chwale, podniecony, szalony, niepowstrzymany. I posiadł ją, nie bacząc na to, czy ona tego chce, czy nie. Ale pragnęłaby go całym ciałem, całą swoją kobiecością. Wciągnęłaby go na siebie w gorączkowym pożądaniu, w oczekiwaniu, ofiarowując mu słodką nagrodę. I wzięłaby jego białe, gęste nasienie jak wspaniały dar dla niewolnicy. Nagły przypływ bezrozumnego, szalonego podniecenia targnął jej ciałem. To było tak namacalne, tak silne, że aż musiała oprzeć się o marmurową balustradę. Wychyliła się, aby ją zobaczył. Gdyby tylko wówczas skierował na nią swój wzrok, gdyby tylko dał jej jednym ruchem znać, zbiegłaby na dół, na dziedziniec, zrywając z siebie delikatne szaty, byle tylko szybciej mu się oddać. Nawet tam, na dziedzińcu, pośród przyglądających się ludzi. Na szczęście dla niej – i dla siebie – patrzył akurat w inną stronę. Więc tylko wpiła palce w zimny kamień i zagryzła wargi, próbując odzyskać panowanie nad swoim ciałem.

Przez kilka następnych dni myślała tylko o nim. Próbowała go odnaleźć, mając nadzieję, że zauważy go między szarymi, beznadziejnie powszednimi dworzanami. Albo w tym samym miejscu, gdzie widziała go po raz pierwszy. Gdziekolwiek. Na próżno. Brak kontaktu z wyśnionym kochankiem tylko pogłębiał jej frustrację. Odprawiła damy dworu, przestała bawić się na ucztach. Pozostawała jej tylko noc. Niespokojny umysł sprawiał, że widziała go, gdy tylko zamknęła oczy. Mocne, sprężyste ciało przygniatające ją do łoża. Namiętne ruchy rozpychające jej spragnione uda. Potężny, gorący członek szukający jej bezwstydnie wypiętych pośladków. Wdzierający się w nabrzmiałą kobiecość, sycący się zapraszającym, stęsknionym wnętrzem. Próbowała zaspokoić bezrozumne pragnienie, które ją opanowało, ale nawet sprowadzana własną dłonią rozkosz nie była w stanie ugasić płonącego w niej żaru. Zasypiała niespokojnie, oczami pobudzonej wyobraźni widząc swoje ciało splecione w miłosnym uścisku z kochankiem. Budziła się z niechęcią, wiedząc, że pierwszą rzeczą, którą zrobi rano, nie będzie okrycie jego ciała pocałunkami. Że będzie leżała sama, zupełnie sama. Że jedyną pieszczotą, jaką zazna jej ciało, będzie ta zadana własną dłonią.

W końcu dowiedziała się, kim jest jej wybranek. I gdzie może go spotkać. Wtedy zrozumiała, jak trudno będzie jej spełnić swoje marzenie. Swoje pragnienie. Swój sen. A jednak nie ma takiej przeszkody, której czysta miłość – czy też czyste pożądanie – nie byłoby w stanie przezwyciężyć. Po wielu nieskończenie długich samotnych nocach i rozpaczliwych chwilach zwątpienia udało jej się w końcu znaleźć sposób na zaznanie rozkoszy.

I oto ona, królowa i jeszcze niedawno wierna żona, wymykała się teraz w środku nocy z własnych komnat, by zakosztować z dawna wymarzonego zakazanego owocu. Przemykała się ciemnymi korytarzami, mijając komnaty pełne pogrążonych w głębokim śnie dworzan. Stawiała kroki cicho, ostrożnie, jak polujący nocą drapieżnik. Szybko i pewnie, niczym pchana marcowym podnieceniem kotka prześlizgiwała się pomiędzy cieniami drzew. Czysta żądza krążyła w jej żyłach. Łono wzbierało wilgotną, ciemną falą podniecenia. W końcu dotarła na miejsce. Cichą, wyludnioną, dyskretną scenę spotkania kochanków.

Spał. Przez chwilę zadrżała gniewem, wściekła, że nie czekał na nią, jakby nieświadom niebezpieczeństw, na które się dla niego narażała. Lecz zaraz pomyślała, że tym piękniejsze będzie dla niego przebudzenie. Przypadła do niego, wodząc rękami po potężnym ciele. Poczuła, jak drżenie przebiega przez jego muskuły. Jej ręce natychmiast spoczęły na mocnych udach. Przesunęła dłońmi po ich szlachetnych łukach, sięgnęła głębiej. Gardłowy jęk wydarł się z jej ust, gdy wyczuła pod palcami pęczniejący kształt. Pracowała nad nim gorączkowo, namiętnie, chcąc jak najszybciej poczuć go w sobie. Czuła, jak napięte do granic możliwości sutki ocierają się o jego napięty brzuch. Sennie otworzył oczy. Ich spojrzenia się spotkały.

W jednej chwili poczuli ten sam impuls, tę samą żądzę. Opuściła głowę, szukając ustami rosnącego penisa. Otoczył ją intensywny, męski zapach. Przejechała po jego członku gorącymi ustami, prowokując i kusząc, obiecując najsłodsze zespolenie. Poczuła, jak przez jego ciało przeszedł dreszcz. Zaczął wstawać, w jego oczach błysnęło pożądanie, rosnące i nieubłagane jak wiosenna powódź. Skoczyła na równe nogi. Jednym ruchem zadarła skąpą tunikę, odsłaniając nagie, krągłe uda. Wiedziała, że jest tuż za nią, że czuje to samo co ona. Czym prędzej rzuciła się na przygotowaną zawczasu drewnianą pochylnię. Natychmiast poczuła, jak przyciska ją upragnionym ciężarem. Stęknęła, rozpaczliwie kręcąc tyłeczkiem, pokazując mu drogę, byle tylko szybciej znalazł się w jej rozpalonym wnętrzu. A potem były pchnięcia, cudowne pchnięcia, przenikające ją na wskroś. I uderzenia wielkich, ciężkich jąder na jej nogach. I słodkie uczucie wypełnienia, gdy wszystko dobiegło końca. Wysunął się z niej z bezwstydnym mlaśnięciem, pozostawiając gorący, przepełniający ją płyn. Ściekał po wewnętrznej stronie jej ud, po nogach, zostawiał dumne ślady męskiego zwycięstwa na pachnącej, zielonej trawie. Podniosła się i przeciągnęła, zaciskając uda, aby jak najwięcej cennego nasienia zachować w sobie. Spełniła swoje marzenie.

Minęło kilka tygodni. Namiętność, która była między nimi, nie wygasała. Gdy tylko miała możliwość, odwiedzała swego kochanka, mimo niebotycznych trudów i ryzyka. Na szczęście nigdy nie zostali odkryci, jakby ich miłość chronili potężni bogowie. Jakby dyskretna zasłona odgrodziła ich namiętność od zawsze ciekawych ludzkich spojrzeń. Od zawiści. Od niezrozumienia. Od nienawiści. Wreszcie stało się to, co stać się musiało. Łono królowej wypełniło się życiem. Wypełniła swoje powołanie. Była tak szczęśliwa, tak przejęta. Ziściło się jej pragnienie.

W ciemnym pokoju brzemienna królowa stanęła przed lustrem. Położyła rękę na delikatnie zaokrąglonym brzuchu. Uśmiechnęła się do swego odbicia.

– Mój królu, będziesz miał swego następcę. Twoja królowa, Pazyfae, urodzi wielkiego, potężnego władcę. Da królestwu niezwyciężonego Wojownika. Silnego jak byk.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Jak zwykle, Ravenheart uraczył nas interesującym tekstem. Miniaturą, w której puszcza do nas oko, uchylając drzwi od sypialni antycznych, mitycznych królowych i ich wybranków.
Bardzo sprawnie napisane, gdyby nie jeden "tyłeczek", byłoby niemal idealnie.

Pozdrawiam, seaman.

Poetyckie i liryczne strasznie:) ale na szczescie da sie czytac i to calkiem przyjemnie! Devon

Tak chyba miało być – zwłaszcza że chodziło o spółkującą z bykiem Pazyfae!

Kontrasty, Devon, kontrasty 😉

No rozumiem, rozumiem:) ale i tak stylistyka tego opowiadania czasemnie powala:))) Devon

Dobry wieczór,

niniejszym opublikowaliśmy ostatnie opowiadanie Ravenhearta w naszej kolekcji. Mamy nadzieję, że Ravenheart powróci do pisania i uroczy nas kolejnymi, niezapomnianymi tekstami. Na razie kończymy publikację jego prac "Pragnieniem" – opowieścią o królowej, która poczuła grzeszne przyciąganie do bardzo nietypowego kochanka. Co stało się później – można przeczytać u Wandy Markowskiej i Roberta Gravesa 🙂

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Przymiotniki, przymiotniki, przymiotniki i jeszcze przymiotniki. A poza tym – nawet przyjemna lektura:)

Jaskier

Bardzo ciekawe opowiadanie. Początkowo historia wydaje się banalna opowieścią o zmysłowym pożądaniu i zdradzie, rozgrywająca się na bliżej nieokreślonym, anonimowym dworze królewskim, by w ostatnich zdaniach zaskoczyć czytelnika puenta, osadzajaca całą historię w konkretnym kontekście mityczno-historycznym. Dobrze pomyślane. Można by, co prawda, wprowadzić oparte na mitologicznych przekazach wariacje, uwzględniające rolę Dedala i skonstruowanej przezeń, pustej w środku atrapy jalowki, którą Pazyfae wykorzystała jakoby w celu spolkowania z bykiem, ale pominięcie tego elementu to już wola Autora. Trochę tylko żal, bo ciekaw jestem, w jaki sposób by ten wątek przepracował (vide powieść M. Renauld – „Król musi umrzeć”). Fabuła wciąga, chociaż opowieść obywa się bez dialogów, które zwykle ożywiają akcję. Tym większe brawa dla Autora. W tej beczce miodu wskaże też i dwie łyżeczki dziegciu. Pierwsza to słowo „tyleczek”, wytkniete już przez jednego z komentatorów. To jak gdyby inna bajka próbowała wtrącić swoje trzy grosze. Druga to pewne fragmenty, w których zbyt obficie występuje czasownik „być”, np. opisy najpierw samej królowej, a w innym miejscu jej anonimowego kochanka. Ogólnie jestem jednak pod wrażeniem, o czym niech świadczy fakt, że piszę ten komentarz w wolnej chwili na drugim końcu swiata. Pozdrawiam.

Jak dla mnie zbyt poetycko ubarwione. Ale mimo to, tylko że historia znana z mitologii to jednak sposób jej pokazania jest ciekawy. Przeczytałem z przyjemnością.

Napisz komentarz