Ciemna jest noc I (artimar)  4.39/5 (2,678)

20 min. czytania
Egon-Schiele-Red-Head-F1

Egon Schiele – Red Head

– A najbardziej to mnie denerwują te brudne kubki w zlewie.

– I tak masz szczęście. Ja zbieram po sześć sprzed komputera.

„Pasjonujące,” burknął złośliwy głosik w jej głowie, gdy wchodziła do służbowej kuchni. Blond tapir w przyciasnej jak zwykle bluzce i Lennon na chudych nogach, których krzywość starannie podkreślała spódniczka do połowy uda, wymieniały macierzyńskie doświadczenia. Krótki rzut oka na stół. Po lewej sałatka z pomidorów i ogórków z gotowanym bez soli kurczakiem, czyli nowa dieta tapira, płonna nadzieja dla walczącego o przetrwanie guzika na pokaźnym biuście. Po prawej nieśmiertelna kanapka z żółtym serem i dziesiąta już chyba dzisiaj kawa, której zapach walczył o lepsze ze smrodem tanich papierosów chudzielca.

– A ty co się Magda śmiejesz? – chichot blondynki przerwał kontemplację sceny rodzajowej. – Będziesz miała swoje dzieci, to zobaczysz.

– Najpierw trzeba mieć z kim – sparowała i odwróciła się, by nalać wody na herbatę. Jeszcze chwila i będzie mogła uciec.

– A o co właściwie poszło z tym twoim Markiem? – tapir popatrzył na nią z głodną ciekawością.

– Niezgodność charakterów – odpowiedziała ze znużeniem, po raz kolejny na to samo pytanie zadawane średnio raz na tydzień, opierając się pośladkami o blat szafek.

– Fajny chłopak był. Wszystkie dziewczyny w biurze go lubiły, jak nieraz wpadał – rozmarzyła się, kręcąc blond kosmyk na palcu.

„No właśnie. Wszyscy go lubili. Niektórzy – a szczególnie niektóre – aż za bardzo” – zatrzymała jednak cierpką uwagę dla siebie.

– Za wybredna jesteś. Trzydziestka na karku. Weź się do roboty, dziewczyno – zachrypiał Lennon.

– Właśnie! Widziałaś tego nowego kadrowca? – zapalił się tapir. Czajnik kliknął. Wrzątek wypełnił półlitrowy kubek. Jakby tu sprytnie zakończyć tę porywającą konwersację?

– Widziałam – trzymała już herbatę w garści, delikatnie dając do zrozumienia, że wychodzi.

– I co? – nie ustępował Tapir.

– Nie wiem. Nie rozmawiałam z nim – odrzekła spokojnie zgodnie z prawdą.

– Podobno ma dom w Radości – z palcem wskazującym w górze i mądrą miną rzucił Lennon.

– I nikogo, kto by się o niego troszczył – dodał rezolutnie Tapir.

– Widzę, że wywiad działa bez zarzutu – skwitowała i usłyszała śmiech. – Lecę!

Za jej plecami nastąpiła wymiana uwag na temat samochodu najnowszego kolegi w biurze, ale oddalając się szybkim krokiem zdołała tylko pochwycić, że jest srebrny i duży. Teraz mogła już zrzucić przyklejony do twarzy uśmiech. Schody, krótki korytarz, trzecie drzwi po prawej i utęskniony spokój. Przynajmniej póki Anka nie wróci w Nowym Roku z urlopu. Miała małe dzieci, o których mogła opowiadać godzinami, więc na Boże Narodzenie kierowniczka dała jej dwa tygodnie wolnego.

Magda zamknęła za sobą drzwi. Usiadła przed komputerem. 4 nowe maile, z czego jeden to reklama środka na powiększenie penisa. Obok zdjęcie chłopaka rozchylającego znoszone jeansy, z których dumnie sterczy monstrualna maczuga. Oczywiście photoshop czy inny corel. Informatyk ze swoim filtrem antyspamowym znowu się nie spisał. Mimowolnie zapatrzyła się w ekran. Coś drgnęło u zbiegu ud. Naparła łonem na szew dobrze dopasowanych, czarnych sztruksowych spodni, jeszcze raz. Poruszyła na przemian prawym i lewym biodrem w przód i tył. Przymknęła oczy… Niepokój w podbrzuszu narastał…

Głęboki oddech. „Starczy tego” – wyprostowała się na krześle i wykasowała wiadomość. Spojrzała na zegarek. Jeszcze trzy godziny. Potem podrepcze do pubu przy Teatrze Wielkim. Taki miały z jej najbliższą przyjaciółką pieczołowicie celebrowany pomysł na piątkowe wieczory.

Mroczne, ciepłe i pachnące dekadencją wnętrze pubu stanowiło miłą odmianę w zderzeniu z mroźnym grudniowym wiatrem na zewnątrz. Piąta. W środku nie było jeszcze zbyt wielu ludzi, więc miała swobodę w wyborze stolika. Znalazła coś miłego pod ścianą w głębi sali. Nim zdążyła się na dobre rozgościć, podeszła kelnerka. Zamówiła na rozgrzewkę gorącą herbatę i wyciągnęła „Sokoła maltańskiego”, którego zaczęła czytać dziś rano w autobusie. Już była zachwycona, choć książka sprawiała na niej wrażenie przeróbki sztuki teatralnej. Akcja toczyła się głównie w pomieszczeniach. Nie szkodzi. To nie Orzeszkowej szukała. Przyszła herbata. Wyciskając łyżeczką plasterek cytryny, Magda rozejrzała się odrobinę.

Zobaczyła go w przeciwległym kącie. Wpatrywał się w ekran laptopa. Szpakowate na skroniach włosy, ale bez śladu zakoli, pociągła szczupła twarz o wąskim nosie, zdecydowanie wycięte usta. Poczuła się gorzej niż dwunastolatka, gdy uwielbiany przez wszystkie koleżanki chłopak ze starszej klasy prosi ją do wolnego na szkolnej dyskotece. Miękkie kolana, drżące ręce, rumieniec zalewający bladą zazwyczaj twarz. Dobrze, że siedziała. Zmusiła się do przeniesienia wzroku na książkę.

„Uspokój się. Ile ty masz lat?” – skarciła się w myśli.

Gdy po raz czwarty przeczytała bez zrozumienia ten sam akapit, poddała się. To by było na tyle w temacie Hammetta. Obcy facet, wyraźnie od niej starszy, zero jakiegokolwiek kontaktu, a jej ciało wariowało. Może i przeżyła kiedyś coś podobnego, ale to było z 15 lat temu! Burzę hormonów miała już dawno za sobą.

Pub wciąż świecił pustkami. Przyszła jakaś głośna, niedobrana już na pierwszy rzut oka para. Trzech łebków usiadło przy stoliku na środku sali. Kelnerka przyniosła piwo. Musieli zamówić już na wejściu przy barze. Zamożniejsi studenci rozpoczynający weekend, a może dłuższy ciąg. W końcu za dwa dni wigilia.

Wyciągnęła z czarnej płóciennej torby komórkę. Przyjaciółka spóźniała się 20 minut, ale to nic nowego. Zmieniła nieco pozycję strategiczną, rzut oka w strefę zainteresowania – wciąż tam był, wciąż zajęty, wciąż sam.

Dzwonek komórki wyrwał ją z transu. Agnieszka. Nareszcie.

– Hej, gdzie jesteś? Jak to nie możesz? Nie no, rozumiem. A jakie ja mogę mieć plany na sobotni wieczór? Może pranie? Wcale nie strugam żałobnicy. Tak, miałaś rację. Tak, zawsze masz rację. Nie, to nie jest plan na dzisiaj. Dobra. Ucałuj ode mnie bratanka i zdzwonimy się jutro. No, pa!

Poczuła się samotna. Trudno. Kupi jakieś ciężkie słodkie wino w drodze do domu i odpręży się w wannie. To też nie była taka zła perspektywa.

Herbata tymczasem wystygła. Zerknęła jeszcze raz na nieznajomego. Pochłaniał go telefon. Starała się zapamiętać każdy szczegół gładko ogolonej twarzy. Minuty mijały. To będzie motyw przewodni relaksu w gorącej kąpieli. Dopiła zimną zawartość filiżanki, co przygasiło tlące się zmysły. Spakowała swoje rzeczy, zgarnęła kurtkę i skierowała się do baru, by zapłacić rachunek. Przed wyjściem wstąpiła do pustej i czystej jeszcze łazienki. Wyszła do wciąż pustawego pubu. Może było po prostu za zimno na imprezowanie, a może to święta? Teraz pozostało założyć sweter i kurtkę przewieszone w tym momencie przez ramię i w drogę. Sięgnęła do torby po pomadkę ochronną. Dziarski krok, w lewo zwrot i… łup!

Wpadła na szklankę z colą. Chłód zalał jej piersi. Odskoczyła jednak jak oparzona.

– Shit! Przepraszam, moja wina – zaczęła się nerwowo tłumaczyć, odciągając materiał ciemnozielonej koszuli od ciała.

– To ja przepraszam. To zdarzyło się tak szybko – odparł głęboki męski głos. Podniosła głowę… i zamarła. „Jej” nieznajomy. Był od niej wyższy ze dwadzieścia centymetrów. Tyle zauważyła, bo nie mogła oderwać się od jego szaroniebieskich oczu.

– Zwrócę panu za tę colę – wybąkała. Złapała torbę. Na szczęście ta pozostała sucha. Szkoda by było książki.

– Nie trzeba – przykrył jej dłoń z portfelem ciepłą ręką. Uderzenie pioruna nie zrobiłoby na niej większego wrażenia. – To raczej ja powinienem postawić pani coś gorącego do picia. Siedzę tam – wskazał stolik pod ścianą. Jakby nie wiedziała… Uśmiechnął się. Uśmiechały się też jego oczy. – Zapraszam.

Mózg nie pracował. Jak to było z tą miłością od pierwszego wejrzenia, w którą nie wierzyła?

– Muszę najpierw zrobić coś z ubraniem – wymamrotała. Chciała kupić trochę czasu do namysłu. – Znajdę pana.

Kolejny uśmiech. Skłonił głowę, ale nic nie odpowiedział. Rozeszli się – on do baru, ona z powrotem do łazienki. Stanęła naprzeciw lustra. Przyglądała się sobie ściągając koszulę i biustonosz. Uwolnione półkule niewielkich piersi zakołysały się lekko. Młode jędrne ciało. Może nikt nie wejdzie i nie będzie jej podziwiał. Sięgnęła po papierowe ręczniki i zmyła wodą resztki coli. Założyła sweter na nagą skórę. Sutki stwardniały w zetknięciu z gryzącą wełną. Będzie to musiała jakoś przetrwać. Wcisnęła mokre rzeczy do reklamówki, z której zazwyczaj korzystała na zakupach, a wraz z nią do torby. Poprawiła włosy. Co dalej? Myśl! Pomadka ochronna. Pociągnęła sztyftem usta. Wyobraźnia podsunęła jego palec. Mrowienie w wargach. Przecież to wariactwo. Teraz? Pigułka. Półtorej godziny za wcześnie, ale potem może zapomnieć. Potem… No właśnie. Jakie będzie to potem… Obrazy w głowie mknęły jak szalone. Nigdy nie wyrywała faceta w barze. Nigdy nie skończyła w łóżku z człowiekiem, którego poznała kilka godzin wcześniej. Było więcej takich „nigdy”. Zaczerpnęła tchu. Skinęła głową do swego odbicia i wypuściła powietrze. Zda się na instynkt. Jakie to banalne.

Na drżących nogach dotarła do jego stolika. Czekał na nią wyraźnie, laptop zniknął, a on uśmiechał się zniewalająco.

– Bardzo się cieszę, że się pani namyśliła. Proszę usiąść – wstał, by odsunąć jej krzesło. – Czego się pani napije? Odebrał od niej kurtkę i powiesił na wieszaku na ścianie za sobą, tuż obok długiego czarnego płaszcza. Ciemny, świetnie dopasowany garnitur do białej koszuli, niebieski jedwabny krawat. Szczupłe ciało. Płaski brzuch. Ruchy pełne niewymuszonej elegancji. Jej serce zaczęło bić szybciej.

– Chętnie napiję się herbaty z rumem – prawie nie poznała swojego zdławionego głosu.

– Rzeczywiście coś rozgrzewającego. Właściwie ja też jestem już po pracy, więc czemu by nie kawa po irlandzku – Rozejrzał się za kelnerką.

– Czym się pan zajmuje? – zapytała przyjaźnie.

– Powiedzmy, że szeroko rozumianymi technologiami informatycznymi. Ale to mało wdzięczny temat na tak miły wieczór – spokojny uśmiech i głębokie spojrzenie w oczy. Iskry zbiegły jej gdzieś z tyłu głowy wzdłuż kręgosłupa do podbrzusza. Przybycie kelnerki wybawiło ją od odpowiedzi. Dziewczyna odebrała zamówienie i zapaliła świeczkę na stoliku. Ogień zatańczył na stali jego tęczówek.

– Przyjechałem dzisiaj do Warszawy i zostanę tu jakiś czas – rozparł się wygodnie na krześle z jednym przedramieniem na blacie. Bawił się podstawką pod piwo. Wyglądał na zrelaksowanego. – A pani? Mam nadzieję, że nie popsułem żadnych planów.

Wpatrzyła się w płomień. Był bezpieczniejszy od jego oczu. Opierała się na łokciach leżących na stoliku. Sweter gryzł ją w plecy w jakiś niewytłumaczalny sposób karmiąc rosnące podniecenie.

– Szczerze mówiąc, moje plany same się popsuły. Drink po pracy. Nic wielkiego. Ale przyjaciółka musiała niespodziewanie zająć się bratankiem. Zbierałam się już właściwie do domu – uniosła rękę i zakręciła świeczką. – Jeśli więc pokrzyżował pan moje zamiary, to mogę być mu tylko wdzięczna – zdobyła się na lekki uśmiech i spojrzała na niego. Powolutku zaczynała się oswajać z sytuacją i rozluźniać.

Jego wzrok przesunął się z oczu na usta. Znowu poczuła w nich mrowienie. Kelnerka przyniosła dwie parujące filiżanki. Do nozdrzy dotarł zapach alkoholu. Zaciągnęła się nim, przymykając oczy. Wełna gryzła wściekle. Opadła plecami na oparcie i założyła nogę na nogę. Byli teraz bardziej oddaleni od siebie, ale wiedziała, że otworzyła mu lepszy widok na całą swoją sylwetkę. Ruch obudził milion pazurków ukrytych w swetrze. Gdy znowu otworzyła oczy, wspinał się właśnie spojrzeniem po zgrabnej nodze na jej biust po tym, jak poruszyła się, żeby ulżyć drażnionym piersiom. A co, gdyby to były jego zęby, nie czarna włóczka? Wyobraźnia pracowała. Niemal ból w sutkach. Znowu stały na baczność. Musiał to dostrzec nawet przez dość grubą wełnę. Krótki sygnał telefonu rozbił nastrój.

– Przepraszam – sięgnął po aparat. Zerknął na wyświetlacz. – To potrwa tylko chwilę.

Wstał jednym płynnym ruchem. Miał w sobie coś z kota. Zniknął jej z pola widzenia, usłyszała jednak „Nie teraz, później” i zgodę na najwyraźniej podany przez rozmówcę inny termin. Potem przestała rozróżniać słowa wśród gwaru sali.

Zaczęła za nim tęsknić po 20 sekundach. Działał na nią jak żaden mężczyzna dotąd. Gdyby tak teraz pochylił się nad nią i pocałował kark… Albo chociaż pogładził jej twarz tymi zadbanymi dłońmi… Krew krążyła coraz szybciej. Zmieniła nogę na nodze. Materiał spodni trącił łechtaczkę. Wzięła głębszy oddech i umościła się wygodniej. Wrócił. Są mężczyźni, dla których garnitur to jakby druga skóra – nie odbiera im swobody ruchów, podkreśla za to sylwetkę. Niby niechcący pchnął swoje krzesło, tak że znalazło się bliżej niej.

– Wszystko w porządku? – zapytała z nieskrywaną ciekawością.

– Teraz już tak. Przynajmniej na dziś – skupił się na niej ponownie. Jego wzrok uderzył w niej jakąś strunę poniżej pępka. Usiadła prosto i sięgnęła po filiżankę.

– Mam na imię Magda – uśmiechnęła się przez smużki pary, a naczynie dotknęło dolnej wargi. Studiował ten moment.

– Więc nie pozostaniemy dwójką nieznajomych dotrzymujących sobie towarzystwa w zimowy wieczór – rzekł jakby z rozczarowaniem. Wybiło ją to z rytmu. Myślała, że choć częściowo panuje nad sytuacją. Otworzyła już usta, żeby coś odpowiedzieć, ale uprzedził ją. – Drażan – znowu skłonił głowę w sposób, jaki już widziała po bliskim spotkaniu coli.

– To chorwackie imię, a nie słyszę akcentu – była zaskoczona.

– Spędziłem wiele czasu w Polsce – odparł wymijająco, koncentrując się na filiżance.

– Świetna kawa – pochwalił zmieniając temat.

– Powiedz coś więcej. Nie bądź taki tajemniczy – poprosiła. Zmarszczyła brwi.

Intrygował ją. A to podniecało. Rozsiadł się na krześle. Klapy marynarki rozsunęły się na boki, odsłaniając stalową, klasyczną sprzączkę paska. Twarz przybrała wyraz pewności siebie.

– Czy tak nie jest ciekawiej? – jego głos nabrał niższych tonów. Aż zadrżała. A od kiedy TO na nią działa?

– Więc zniszczyłam magię zagadki – zmartwiła się.

– Bynajmniej. Myślę, że wciąż pozostało mi wiele do odkrycia – zobaczyła ogień w jego oczach i nie miał on nic wspólnego ze świecą. Patrzył teraz na nią z nieskrywaną żądzą. Serce zabiło jej tak mocno, że musiał zauważyć unoszącą się i opadającą w jego rytmie warstwę materiału, który znowu zaczął drażnić jej skórę niemiłosiernie potęgując podniecenie. Wbiła wzrok w zawartość trzymanej w ręce filiżanki. – Musi być trudno znieść czystą wełnę na nagiej skórze – ciągnął nieznacznie pochylając twarz. Wypuściła gwałtownie powietrze. Przejął kontrolę, ale zamiast lęku poczuła narastający żar i pulsowanie między udami. Kolejny łyk herbaty. Alkohol zamącił jej lekko w głowie. Nic nie jadła od przerwy obiadowej w pracy. Nie pomyślała o tym przy zamówieniu.

– Jakoś nie słyszę współczucia w twoim głosie. Tym bardziej, że to ty jesteś sprawcą tego nieszczęścia – uśmiechnęła się zawadiacko, próbując nie myśleć o tym, co się w niej działo poniżej pasa.

– Wcale tego nie żałuję – odparł po prostu. – I sprawia mi dużą przyjemność oglądanie twojej męki. Choć odnoszę wrażenie, że to nie jest aż tak nieprzyjemne, jak sugerujesz – zjechał bezczelnie wzrokiem na sterczące dumnie sutki.

Skrzyżowała ręce na piersi, czując rozlewający się na twarzy rumieniec. Pożerał ją wzrokiem, a ona już wyobrażała sobie, jak zrywa z niego koszulę.

– Zwolnij trochę – powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Sięgnęła po filiżankę. Niewiele w niej zostało. Upiła połowę. Poprawiła się na krześle. Otoczone spoconymi, lecz chłodnymi dłońmi naczynie stanęło na podbrzuszu. On też pociągnął dłuższy łyk kawy, nie spuszczając z niej oka.

– Przecież wcale tego nie chcesz. O czym myślałaś po rozmowie ze swoją przyjaciółką? – niskie tony zdawały się pieścić jej uszy. Znaczenie pytania dotarło do niej z pewnym opóźnieniem. Rum? Burza uczuć. Trochę lęku, bo on wie i widzi za dużo. Może to jakiś zbok? Ale zboki nie mówią głośno takich rzeczy. Irracjonalna radość, że zauważył ją wcześniej. A wydawało jej się, że jest taka dyskretna… Mata Hari od siedmiu boleści. Ale nade wszystko żądza niszcząca wszelkie hamulce.

– O wannie z gorącą wodą, kieliszku wina i tobie – teraz patrzyła mu wyzywająco w oczy.

– Byłoby nam ciasno – uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby usłyszał dokładnie to, czego się spodziewał.

– Dlaczego mam wrażenie, że cola nie była przypadkiem? – nagle wszystko zaczęło jej się układać.

– Przyznaję, to było szczeniackie zagranie – znowu skłon głowy, – ale improwizowałem.

Wpatrywała się w niego bez słowa. Odpowiadał jej tylko szelmowski uśmiech. Pozwalała podnieceniu rozlać się po całym ciele, przynosząc słodką słabość. Dopił kawę. Wezwał kelnerkę. A więc to już teraz…

– Nie wynająłem jeszcze hotelu… – zawiesił głos. Zdawało się, że całkowicie pochłania go sięganie po portfel. Milczała. Odstawiła pustą filiżankę. Kelnerka przyniosła rachunek. Wręczył jej 100 zł. Nie chciał reszty. Dziewczyna zaprosiła ich ponownie.

– Kto wie? – ale nie była to tylko odpowiedź na zawodową uprzejmość obsługi. Zostali sami.

Gładził palcem leżący na blacie portfel i uśmiechał się lekko. Wciąż nic nie mówiła. Właściwie podjęła już decyzję. Zdawał się to wiedzieć. Wyjdzie na łatwą. Ale to nie miało już znaczenia.

– Chodźmy – wstała. Bez słowa zdjął jej kurtkę z wieszaka. Poczekał, aż okręciła się szalikiem, i pomógł jej ją założyć. Nim zdążyła się zapiąć i przerzucić przez ramię torbę, miał już na sobie płaszcz i aktówkę z laptopem w ręku. Zaprosił gestem, aby prowadziła.

Na zewnątrz uderzył w nich lodowaty wiatr. Było dobrze poniżej zera. Rozpalona twarz witała zimno z wdzięcznością. Zaczynał prószyć drobny śnieg. Tańczył na chodniku jak piasek. Czując między nogami zimne palce kolejnego podmuchu, zorientowała się, jak bardzo jest wilgotna.

– Zaparkowałem niedaleko – powiedział stawiając kołnierz, choć płaszcza nie zapiął. Skinęła tylko głową. Tonęła w jego oczach. Przez chwilę stali bez ruchu. Chciała poczuć jego usta na swoich. Może czytał jej myśli, ale nawet jej nie dotknął. Uśmiechnął się i wskazał głową kierunek. Okrutnik. Rzeczywiście czarna limuzyna o rasowo wyciągniętej linii stała tuż za zakrętem najbliższej uliczki. Światła zamrugały, auto postawiło stulone lusterka jak wierzchowiec uszy w oczekiwaniu na komendę. Otworzył dla niej drzwi pasażera. Czuła, jak pieścił ją wzrokiem. Zagłębiła się w sportowym fotelu obciągniętym czarną skórą. Drzwi zamknęły się za nią cicho. Nie ma odwrotu.

Obszedł samochód. Zrzucił płaszcz, marynarkę i bagaż na tylne siedzenie i usiadł za kierownicą.

– Poprowadzę cię – głodny błysk oczu, gdy zerknął na nią zapinając pas. Silnik zamruczał z mocą. Wycieraczki zgarnęły świeży śnieg. Tylko ona odzywała się w drodze do północno-zachodniej granicy miasta, a i tego było niewiele. Prowadził pewnie i dynamicznie, z obiema rękami na kierownicy, często zmieniając biegi i pasy ruchu. Skupiony na jeździe i jej wskazówkach, wykorzystywał każdą lukę otwierającą się między innymi samochodami, aby szybciej dotrzeć do celu.

Na uliczkach osiedla nie było nikogo, choć dochodziła dopiero ósma. Zimno wygnało nawet podrostków. Zaparkowali niemal tuż pod jej blokiem, choć zazwyczaj nie sposób było znaleźć tam wolnego miejsca. Tak miało być? Wysiadła, nim zdążył się wypiąć z pasów. Poszła powoli do wejścia. Słyszała za sobą najpierw dwukrotny trzask drzwi, potem bagażnika, wreszcie szum składających się lusterek. Podążał za nią jedynie z marynarką zwieszającą się na plecach na haku palca. Zanurzyli się w ciemności klatki schodowej. W windzie stał naprzeciw niej, oparty jak ona o ścianę. Żar spojrzenia spalał ją na popiół. Ledwie otworzyła zamek drzwi do mieszkania drżącymi rękami.

W środku nie było całkiem ciemno. Biel śniegu z rozległej łąki za blokiem dostarczała przez duży balkon dość światła, aby można było dostrzec nieposłane łóżko na wprost od wejścia. Nie spodziewała się dzisiaj gości.

Zamknął cicho drzwi i odwiesił marynarkę na wieszak na ubrania. Nie odwracała się. Ściągnęła powoli kurtkę i szalik. On był już bez butów, podczas gdy ona dopiero zaczęła swoje rozsznurowywać. Szum. Luzował krawat? Podniosła się i zsunęła obuwie bez udziału rąk. W jednym momencie znalazł się tuż za nią. Jedna dłoń objęła szyję, druga spoczęła na jej brzuchu. Przycisnął ją do siebie. Gorący oddech muskał jej policzek. Pachniał piżmem, dymem i czymś dzikim. Nadmiar bodźców. Zamknęła oczy drżąc. Usłyszała szept:

– Nie planowałem tego i nie mam prezerwatyw – wciąż się kontrolował. Ona była już tylko rozedrganym nerwem.

– Biorę pigułki – zdołała tylko wyszeptać, niewiele głośniej niż brzmiał jej oddech. Ręka na brzuchu zagłębiła się pod sweter i sunęła w tę i z powrotem po nagiej skórze między piersiami a linią spodni. Wreszcie jeden palec przekroczył tę granicę. Chciała się odwrócić i wpić w niego ustami. Pragnęła poczuć go w sobie już, teraz, natychmiast! Nie pozwolił jej na żaden ruch. Od dłoni na brzuchu wzdłuż nerwów spływały potoki ognia, aby spotkać się u zbiegu jej ud. Czuła tam mocne pulsowanie. Przywarł do jej pośladków. Nabrzmiała męskość otarła się o nie, a ona poruszyła koliście ciałem.

– Czujesz? – gorący szept. Czuła. Zdjęcie chłopca ze spamu w biurze nagle przestało się wydawać aż tak bardzo nieprawdopodobne.

Guzik spodni ustąpił. Przyjęła to z westchnieniem. Podążające w dół palce rozsunęły zamek błyskawiczny, ale nie dotarły tam, gdzie tak ich pragnęła. Dłoń na szyi powędrowała w górę, odchylając jej głowę. Stanął przed nią i musnął jej usta swoimi, a potem przywarł do nich z mocą. Na moment stracili kontakt. Kciuk dotknął jej wargi, zstąpił na podbródek i wtedy jego usta wróciły. Smakował kawą. Języki napierały na siebie bez pośpiechu. Straciła poczucie czasu i przestrzeni. Nie wiedziała, jak długo to trwało. Druga ręka uwolniła z koku kasztanowe włosy, które opadły kaskadą do połowy pleców. Odsunął się i przeczesał je palcami. Odkrywał dla niej nowe strefy erogenne gdzieś z tyłu głowy. Sięgnęła do guzików jego koszuli. Na tle jasnego zimową nocą balkonu był dla niej tylko mrokiem. Dotarła do sprzączki paska. Palce zdawały się być dziwnie niezgrabne, ale powoli uporała się i z nią. Guzik…

Błyskawiczny chwyt i pchnięcie. Nie dotykała niemal podłogi na tych trzech metrach, które przebyli. Nagle znalazła się na łóżku. Głowa przyciśnięta dłonią na czole. Agresywnie wpił się w jej usta. Zadarł sweter. Po chwili gryząca wełna odeszła w niepamięć. Otaczał lewą pierś dłonią, szczypał sutek między palcami. Przyciskał ją całym ciałem do łóżka. Rozchyliła uda, natychmiast zapadł między nie biodrami. Napierał na nią rytmicznie, całując dziko szyję. Wiła się pod nim. Wsunęła dłonie pod spodnie i poczuła kamienne mięśnie pośladków, w których zatopiła paznokcie. Poderwał się nagle i zerwał z siebie koszulę. Dwa ostatnie guziki, których nie zdążyła rozpiąć, zatańczyły gdzieś daleko na podłodze. Ściągnął podkoszulkę. Pierś pokrywały włosy rysujące też czarną linię na brzuchu. Uniosła się tymczasem i zsunęła mu spodnie do kolan. Dokończył sam, obnażając też stopy. W skąpym świetle wyprężona męskość pod elastycznymi bokserkami rzucała głęboki cień na lewe biodro. Zadrżała z podniecenia. Chwycił nogawki jej spodni wraz ze skarpetkami i pociągnął wprawnym ruchem. To tak można? Została dysząca w czarnych stringach.

Nim na powrót pochylił się nad nią, oparła stopę na jego klatce i błądziła nią przez moment pośród włosów, a potem zsunęła ją wzdłuż czarnego zarostu w dół. Najdelikatniej, jak potrafiła, musnęła dużym palcem główkę członka. Warto było ćwiczyć jogę. Jęknął cicho. Uniosła drugą nogę. Ścisnęła lekko członek między stopami i zaczęła przesuwać nimi w górę i dół. Czuła, jak drgał, twardy niczym drewno. Zamknęła oczy, gotowa kontynuować, ale jego dłonie powstrzymały niecierpliwie stopy. Chwycił brzegi bielizny. Ułatwiała mu jak mogła. Bardziej gotowa na niego już nie będzie. Nie zdążyła sięgnąć do bokserek. Znowu leżał na niej, w zapamiętaniu gniotąc jej piersi. Suwała łonem po jego męskości, mocząc oddzielającą go od niej tkaninę. Wreszcie zdecydował się jej pozbyć. Nim dotarły do połowy uda, pociągnęła je palcem stopy w dół. Delikatna skóra członka głaskała łechtaczkę. Świat zamknął się na tym doznaniu. Jeszcze chwila i eksploduje… Ale on zmienił ruch bioder. Zsunął się niżej. Poczuła go w samym przedsionku pochwy. Falowała, zachęcając go do zagłębienia się w niej. Uniósł się i spojrzał jej w oczy. To czekanie doprowadzało ją do szaleństwa. Błagała go wzrokiem, ciało płonęło. Chwycił ją za dół pleców. Była tak mokra, że wszedł w nią jednym pchnięciem niemal do końca. Uderzenie gdzieś w najczulszy punkt pochwy i dalej, ból… Wygięła się z jękiem w łuk. Pięści zacisnęły się konwulsyjnie na pościeli. Orgazm przeszył ją potężnym skurczem.

Poruszał się w niej jeszcze powoli, póki nie wróciła do niego z dalekiej podróży. Gdy zaczęła go na nowo dotykać, przyspieszył. Podążyła za nim. Wsparty na przedramieniu, przyciągał jej biodra drugą ręką. Zatraciła się w rytmie. Dyszał głośno. Nie zostawiała nic dla siebie, próbując stopić się z nim w jedno, choć wchodził zbyt głęboko. Ból mieszał się rozkoszą. Nie potrafiła już odróżnić ich od siebie. Pchnięcia stawały się szybsze i brutalniejsze, ale nie dbała o to. Być teraz dla niego. Wypchnięcie bioder na spotkanie ciosu, pchnięcie, pchnięcie, i kolejne. Mocniejsze. Ból. Następne. Znów. Znów. Zdawał się rosnąć. Ból też. Uderzenie. Kolejne. Cios, który niemal ją rozerwał. Plecy wyprężyły się pod jej dłońmi, z ust wyrwało się głośne „Aaaaachhhhhh!”. Zalewające ją wewnątrz ciepło…

Przez chwilę nic się nie działo, oddychał ciężko, a potem poruszył się w niej powoli. I jeszcze raz, nim opadł na nią. Czuła znowu jego ciężar. Oboje z trudem łapali oddech, a spocona skóra kleiła się, gdy się wysuwał i układał na boku, po jej lewej stronie, podparty na łokciu.

Wodził teraz palcami po jej twarzy jak ślepiec – brwi, oczy, nos, usta, wzdłuż linii szczęki, szyja, kręgi wokół piersi i sutków, brzuch ogrzał już całą powierzchnią dłoni.

– Jesteś taka delikatna – wyszeptał.

Pochylił się i pocałował ją lekko, a palce przeczesały sploty włosów na wzgórku. Goliła tylko pachwiny i wargi sromowe. Objęła go i zaczęła głaskać. Skóra ciasno opinała twarde mięśnie. Dopiero teraz odkryła jej nierówności i zgrubienia. Blizny? Zorientował się, co wzbudziło jej zainteresowanie. Odsunął się od jej ust.

– Stare rany – jego głos zabrzmiał pozornie niedbale. Nie doczekała się dalszych wyjaśnień.

– Żyłeś w ciekawszych czasach niż ja – chciała usłyszeć więcej.

– Źle wybrałem – sięgnęła do jego twarzy. Zarost zaczął już kiełkować pod skórą. Był sztywny, podobnie jak krótko przycięte gęste włosy. Tkliwość tej chwili nieprzyjemnie przerwał wypływający z niej efekt wspólnych zmagań.

– Zaraz wrócę – podniosła się ostrożnie i poszła do łazienki.

Po powrocie poczuła najpierw przejmujące zimno. Zastała go stojącego w otwartych obu częściach drzwi balkonowych. Ręce oparł na ramie nad głową. Był całkiem nagi. Wszystkie artystyczne akty świata nie mogły się równać z tym, co widziała. Smukły, ale o zwartych węzłach mięśni. Był godzien dłuta greckich rzeźbiarzy. Mróz nie dał jej podziwiać kochanka dłużej. Objęła go od tyłu szukając ciepła jego ciała. Teraz poczuła blizny także na piersiach i brzuchu. Ślady wojny na Bałkanach? Nie zapyta. Wyraźnie nie chciał o tym mówić.

– Piękny widok – mruknął.

– Tu kończy się miasto. Dalej ciągną się pola. Pracuję w centrum, ale to zawsze wynagradza mi długie podróże w korkach – słowa płynęły powoli, a jej dłonie zjeżdżały coraz niżej. Przez chwilę bawiła się włosami na jego podbrzuszu. Nie wiedziała, skąd bierze się jej pewność siebie. Może rozpalało ją zimno… Zeszła jeszcze niżej. Zaczynał na nowo twardnieć i rosnąć. Powiedzieć, że był duży, to nie powiedzieć nic.

Obrócił się wreszcie do niej. Wyprężony członek dotykał jej brzucha. Głaskali nawzajem swoje plecy. Bez ostrzeżenia złapał ją poniżej pośladków i podniósł bez wysiłku do góry. Zaplotła nogi na jego talii, obejmując go ciasno.

– Bolało? – szepnął, naprowadzając główkę członka na pochwę.

– Tak – jej ciałem szarpały dreszcze i zimna, i pewności tego, co miało się teraz wydarzyć.

– Teraz będzie gorzej – ugryzł ją w szyję i powoli opuścił. Powitała go zduszonym jękiem. Nie wszedł jednak do końca. Zakołysał nią kilka razy. Zwilgotniała momentalnie. Postąpił w stronę łóżka i usiadł. Uwolnił niewzruszony chwyt. Opierając się na kolanach, zdecydowanie przyjęła go całego. Świadomie zadała sobie ból, ale nie przestawała unosić się i opadać. Uczyła się i szukała swojej przyjemności. On podparł się lewą ręką za sobą. Wierzchem prawej dłoni smagał jej sutki, które zdawały się mieć bezpośrednie połączenie z podbrzuszem. Każdy raz odzywał się echem w łonie. Nie doświadczyła czegoś takiego nigdy wcześniej. Wkrótce pożądanie szumem w uszach zagłuszyło ból. Przyspieszyła. Czuła już tę słodką niemoc, zmieszaną z rosnącym napięciem, jeszcze kilka podźwignięć i orgazm niemal zgasił świadomość. Gdzieś jak przez mgłę zarejestrowała poruszenie jego bioder. Zaparł się stopami o brzeg łóżka i wsunął na nie głębiej. Leżał teraz na plecach. Nie dał jej jednak chwili wytchnienia. Chwycił za pośladki i wprawił je na nowo w ruch. Gdy zaczęła kontynuować samodzielnie, przeniósł jedną dłoń na pierś, palcami drugiej pieścił łechtaczkę. Wyzwolona na nowo żądza szarpała nerwy. On tymczasem jednym rzutem ciała objął jej ramiona i ściągnął ją na siebie. W ostatniej chwili zdołała powstrzymać upadek. Jego dłonie zjechały znowu na jej pośladki. Zaczął pracować biodrami, stojąc mocno stopami na łóżku. Początkowo nadążała za jego rytmem, ale wkrótce przestało to być możliwe. To był jego czas. Zmienił się w bezlitosnego samca. Dążył do własnego spełnienia, a to zbliżało się w niej rosnącym wraz z jego męskością bólem. Nie próbowała uciec. Wręcz przeciwnie. Ostatnie uderzenia wyprężyły jej plecy kolejnym orgazmem. Potem było już tylko ciepło jego nasienia i jęk. Znowu kilka wolnych posunięć, w których szukał resztek swojej przyjemności. Znieruchomiał. Mięśnie rozluźniły się. Wyprostował nogi. Położyła się na nim. Serce tłukło się szaleńczo w jego klatce piersiowej. Pot parował z nich szybko w mrozie nocy.

Trwali tak przez dłuższą chwilę, aż pokryła się gęsią skórką. Z niechęcią zsunęła się z niego i wstała z łóżka. Zamknęła otwarty balkon. Uniósł się na łokciu. Jego oczy zdawały się świecić w mroku. Wyciągnął do niej rękę. Przyjęła zaproszenie. Naciągnął na nich kołdrę. Spletli się w uścisku.

– To było… – wyszeptała, ale nie potrafiła znaleźć właściwego słowa.

– Ciesz się tą chwilą – słyszała uśmiech w jego głosie. Całował jej włosy, głaskał całe ciało. Gasły w niej wszystkie myśli. Powieki opadły. Oddech zwolnił. Przyszła noc.

Obudziło ją światło dnia. Poruszyła się. Ból między udami przypomniał wieczór. Obróciła się na plecy. Łóżko było puste. Zerwała się. Może w łazience? Ale tam też nikogo nie znalazła. Więcej możliwości nie było. Odszedł, zrozumiała z dławiącym żalem. Usiadła na łóżku i skierowała niewidzący wzrok na białe pola. Więc tak to jest – znaleźć raj i zostać strąconym do piekła. Nie ruszała się może kilka minut, a może godzinę. Zmusiła się w końcu do wstania. Zaczęła ogarniać pościel. Plamy na białym prześcieradle stanowiły kolejne potwierdzenie, że to nie sen. Kołdra też wciąż nim lekko pachniała. Sam zapach sprowadził ciepło do podbrzusza. Dotknęła się tam. Wszystko zdawało się spuchnięte i bolesne, ale też już wilgotne i czekające na więcej. Niewiarygodne. Westchnęła.

Prysznic, kawa, drink. Czas wrócić do rzeczywistości.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

.
Przejdź do kolejnej części – Ciemna jest noc cz. II

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

o prosze, tutaj tez:) Przyjemne opowiadanie i czekam na kontynuacje na bordowych stronach:) pzdr. Magda

Witamy nową Autorkę na naszych stronach! (haha, robię to pierwszy, tym razem Megas zaspał)
Nie ukrywam, cieszę się bardzo z faktu, że Artimar trafiła do naszego grona. Choć to dopiero pierwszy tekst, uważam go za bardzo udany debiut. Czuć dużą moc twórczą. Potencjał jest. Umiejętności – moim skromnym zdaniem – również. Dlatego – zapraszając wszystkich do lektury – ostrzegam Autorkę: wysoko postawiłaś poprzeczkę 😉
Teraz chcemy tylko lepiej!

Ppzdrawiam, seaman.

Seamanie, nie przespałem, tylko uznałem, że w tym wypadku to Ty powinieneś pełnić honory 🙂

Dziś witamy dwudziestą dziewiątą Autorkę Najlepszej Erotyki. Po raz kolejny poprawia nam się zatem relacja genderowa 🙂 Co oczywiście bardzo mnie cieszy. Jeszcze bardziej jednak cieszy mnie, że Artimar zaczyna swą przygodę z literaturą erotyczną na tak wysokim poziomie – jej debiut czyta się jak tekst, który wyszedł spod ręki doświadczonego twórcy. Z tego miejsca może być już tylko lepiej!

"Ciemna jest noc" to bardzo ciekawa historia, którą polecam wszystkim naszym Czytelnikom. W pierwszym rozdziale jest jeszcze dość spokojnie i obyczajowo, ale potem fabuła skręca w zaskakującą stronę. W jaką? Oczywiście, nie będę spoilował! Ale radzę się mieć na baczności – to nie jest pierwszy lepszy romans!

Pozdrawiam serdecznie
M.A.

Sympatycznie sie zaczyna. Ciekawa jestem jak sie rozwinie. Tajemniczy nieznajomy to fajny watek. Bede czekala na kolejne rozdzialy! Devon

Kunsztownie napisany tekst. Idealnie balansujesz partie erotyczne i obyczajowe. I co niezwykle cenne- nie nudzisz odbiorcy ani nie traktujesz go jak idioty. Efektem jest bardzo udane opowiadanie. Gratulacje!

Lurker

Dziękuję za ciepłe przyjęcie i rozpieszczające komentarze tym bardziej, że trudno ocenia się własne teksty.
Historia Magdy i Drażana mnie uwiodła. Mam nadzieję, że spodoba się także Wam w jej kolejnych odsłonach 🙂 Seamanie, postaram się nie sprawić zawodu.
Szanownej Redakcji dziękuję gorąco za ogromną pomoc i wyrozumiałość. Cieszę się, że trafiłam pod Wasze mroczne skrzydła.

Artimar

Trudno zeby komentarze nie rozpieszczaly jak jest taki material. Tylko prosze, nie koncz tej historii przedwczesnie, jak zdarza sie niektorym tworcom, tutaj i nie tylko. Mamy nadzieje na co najmniej kilka odcinkow!

Juka

"Mroczne skrzydła" – brzmi nieźle. Prawie jak u George'a R.R. Martina: "Mroczne skrzydła, mroczne słowa".

Mam nadzieję, droga Artimar, że historia Magdy i Drażana nie będzie jedyną, która Cię uwiedzie i skłoni do napisania jeszcze wielu, wielu, niekoniecznie mrocznych słów, które z przyjemnością tu opublikujemy 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Nie, o G.R.R. Martinie nie myślałam. Zresztą wolę od niego Stevena Eriksona, który – ku mojej rozpaczy – pod koniec "Malazańskiej Księgi Poległych" pogubił się w wątkach.
Pozdrawiam,
Artimar

Widzisz, ja zupełnie odwrotnie – przedkładam Martina nad Eriksona, a do końca "Malazańskiej" nawet nie dotarłem…

Czy z Twojego zainteresowania literaturą fantasy można wnioskować na temat Twoich przyszłych pomysłów na opowiadania? Jak już skończysz "Ciemna jest noc", oczywiście 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Zwolnij trochę 😉 To dopiero pierwsza część cyklu. Ale przyznam, że fantastyka mnie kusi…

Ja po prostu myślę perspektywicznie. Kuję żelazo, póki gorące. Dzielę skórę na niedźwiedziu, który jeszcze nie został upolowany. Zaraz, chwilka, to chyba inaczej szło…

M.A.

dobrze się czyta. znakomicie. jeśli tak wyglądają debiuty – to ja pragnę być debiutantką. rozpieszczać też lubię. szczególnie dobrych autorów/autorki.

Fantastyczne opowiadanienie! Kiedy opiszesz, co dalej?

Widzę, że wszyscy chwalą debiut jednym głosem. Cóż, świat jest pełen pochlebców, a uczciwie oceniających i mówiący prawdę w oczy na lekarstwo. Nie wiem, czym się zachwycacie! Pierwsza część jest banalna, niewiarygodna psychologicznie, zawiera dłużyzny, że aż chciałem skończyć czytanie i nie zawracać sobie więcej głowy tym tekstem. Jest trochę błędów stylistycznych, ale przyznam, że od strony urody tekstu jest nieźle. Widać, że Autorka parała się słowem i nie jest nowicjuszką. Dobrze jest opisana gorąca scena erotyczna (niezwykła rzadkość w polskim internecie), ale razi mnie „główka”. Już kiedyś mówiłem, że za infantylizmy zawarte w narracji będę strzelał do pianisty. Tedy trzeba strzelić. Np. z beretty. I zrobić jedną gwiazdkę w tarczy. Ale strzelaninę urządzę dopiero pod koniec cyklu, więc ma Autorka szansę na poprawę.

A tak naprawdę to powyższe fatalne, debiutanckie opowiadanie czyta się z przyjemnością, mimo wad. I czekam niecierpliwie na więcej okazji, żeby sobie ponarzekać. Będę coraz bardziej surowy, ostrzegam.

Pozdrowienia dla Autorki i Czytelników z okazji weekendu i bez okazji także

Karel Godla

Dobre! W końcu jeden szczery!
Miłego weekendu i Tobie, KG.

seaman.

Dobrze mi tak! Następnym razem proszę mocniej i ostrzej…

KG włączył tryb "Grumpy Old Man",mam nadzieję,że to chwilowe.Niewiarygodne psychologiczne?Kilkadziesiąt procent tekstów tak ma 😉
Dziwne,ze nie wyżywasz się tak na przykład na Wiki,ale to tak pewnie z sentymentu…
Czekam na Twoje opowiadania z niecierpliwością.

Że jak? Gruby Stary Człowiek? Kurczę, Zu. Tak mnie jeszcze nikt nie nazwał. Zapamiętam sobie. Na Wiki się wyżyję z przyjemnością. Niech mi tylko da okazję.
A poza tym nie czytam wszystkiego. Staram się czytać opowiadania z ambicyją autora powiewającą na sztandarze. No, chyba, że nudne. Wtedy odpuszczam.
Sama byś coś napisała. A wtedy nasza Redakcja podejmie decyzję, czy tekst się nadaje. Oni są strasznie surowi dla Nowych. Starym autorom pobłażają 😉

Pozdrawiam Cię Zu oraz wszystkich Czytelników,
Karel
P.S. Oczywiście wiem co znaczy ten G… coś tam. Nie daruję 🙂

Kochany,gdybym umiała pisać ,to wszyscy czekaliby na moje komentarze,jak na Twoje opowiadania.
P.S.Nigdy nie wątpiłam,że wiesz.

Bez dwóch zdań. Najlepszy debiut, jaki czytałem w 2013 roku. Słusznie Cię rozpieszczają moi przedmówcy. Czyta się płynnie, umiesz sprawnie poruszać się w świecie słowa. Prawdziwa przyjemność czytelnicza. Jestem ciekaw, w którą stronę pójdziesz z tym tekstem. Mam pewne podejrzenia, zobaczymy czy prawdziwe 🙂

Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę miał okazję przeczytać opowiadania podpisane Twoim nickiem.
Pozdrawiam,
Foxm

Ja powiem więcej: najlepszy debiut 2013 roku, który pojawił się w 2014 roku 😀

Pozdrawiam
M.A.

Ehhh, umiejętność odnajdywania się w czasie i przestrzeni nigdy nie należała do moich mocnych stron 🙂 W każdym razie czy na końcu jest 13 czy 14 wymowa komentarza jest taka sama 🙂
Pozdrawiam,
Foxm

A mnie ta historia nie uwiodła czy też, jak mawia redaktor pewnej prywatnej stacji nie urzekła… dodam asekuracyjnie – jak na razie.
Gdyby to było jedno zamknięte opowiadanie, uznałabym warstwę fabularną za banał – baba wyrwała nieznajomego gościa z baru (albo facet ją).
Nie wiem, jak rozwinie się ta opowieść, więc na razie nie oceniam, mając nadzieję na niespodzianki w dalszych częściach.
W tekście są zdania, które mnie absolutnie zachwyciły i które świadczą o tym, że Autorka w sposób uważny patrzy na świat i umie to oddać słowem. Są też kawałki, jak na mój gust niepotrzebne i przegadane – ale to akurat jest również moim grzechem, tępionym przez wprawnych korektorów, wspominam więc jedynie na marginesie.
Czekam zatem na więcej…

Przeczytałam dwie części jednym tchem 🙂 Opowiadania, które piszesz zaliczają się do tych, o których myśli się w nocy: kiedy, no kiedy będzie następna część, już nie mogę się doczekać 🙂 Jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Sylwetki, które nakreśliłaś wzbudzają nie tylko sympatię, ale ogromna ciekawość. Jeszcze nie wiadomo, co w nich siedzi, a więc nie można przewidzieć co się może dalej potoczyć. Jestem pełna uznania i bardzo niecierpliwie czekam na część trzecią 😀

A ja już to gdzieś czytałam i nawet obrazek był taki sam.

Jeśli z tym samym obrazkiem, musiał to być nasz blog. W przeciwnym razie będę wdzięczna, gdybyś sobie przypomniała, gdzie trafiłaś na mój tekst, a rozprawię się z nieautoryzowanym wykorzystaniem treści, ponieważ w tej chwili publikuje mnie tylko Najlepsza.

Z dobrych wieści – już w piątek ciąg dalszy opowieści. Zapraszam!

artimar

A moglabys powiedziec jaki masz blog? Jak nie skojarze nazwy to znajde gdzie czytalam.

Znalazłam, ale zostało usunięte. tylko link jest i kawałek tekstu z Ciemna jest noc 2. Na Pokatne.pl nie publikowałaś ?

Nasz blog oznaczał poprzednie wcielenie Najlepszej. 🙂
Cóż, drogi Pokątnych i moje się rozeszły.
Cieszę się, że do nas trafiłaś, Milo.
Pozdrawiam czym serdeczniej,
artimar

Z pewnym opóźnieniem zabrałem się za lekturę jednej ze sztandarowych powieści publikowanych na NE. Za mną dopiero pierwszy oidcinek, ale z pewnością sięgnę po kolejne. Dlaczego? Fabuła tymczasem stonowana, w sumie nie wydarzyło się nic szczególnie zaskakującego. Pojawiły się tylko znaki/zapowiedzi tajemniczej przeszłości bohatera (blizny, bałkańskie pochodzenie, niechęć do mówienia o sobie) – coś musi się za tym kryć. W jak interesujący sposób to „nic szczególnego” zostało jednak opisane! Przeczytałem tekst „jednym ciągiem”, nie opuszczając żadnych fragmentów. Zdarza mi się to nieczęsto, trafiając na dłużyzny zazwyczaj przemykam bowiem tylko wzrokiem po kolejnych zdaniach czy akapitach. Tutaj mnie wciągnęło, pomimo braku istotnych postępów akcji. Myślę, że zadecydowało odmalowanie uczuć, elementy humorystyczne, obserwacje obyczajowe. Aby nie wyjść na pochlebcę: język należy podziwiać, ale tu i tam można poprawić interpunkcję oraz didaskalia. Sam popełniałem podobne błędy, nie mnie więc wytaczć działa w tej sprawie, tylko sygnalizuję. W żadnym wypadku powieść nie sprawia wrażenia debiutu. Widać wyrobienie w pracy ze słowem. Ach, jeszcze uwaga w sprawie dokonań autorów fantasy, wspominanych w komantarzach. „Malazjańska Księga Poległych” Eriksona nie dorasta „Pieśni Ognia i Lodu” G.R.R. Martnia do pięt! Główny zarzut wobec Eriksona? Mnoży byty bez potrzeby, zapełniając kolejne stronice oraz tomy tłumem wszelakiego rodzaju postaci, demonów, bogów, zaginionych przed tysiacami lat ras, upadłych imperiów itp., itd. Nie zastąpi to jednak braku pomysłu na fabułę (oryginalnych czy zaskakujących motywów albo zwrotów akcji tyle tam, co na lekarstwo), a i poszczególne sceny rzadko kiedy pobudzają uczucia oraz rozgrzewają krew. To, oczywiście, moje zdanie. Odezwę się po przeczytaniu kolejne części „Nocy”.

Napisz komentarz