Sierpień 2011
Schowana pod kocem Tilda przespała prawie cały lot. Jon obejrzał dwa filmy, przeczytał londyńskie gazety, bez przekonania przejrzał swoje notatki dotyczące morderstwa w tunelu. Poza tropem zagubionych eleganckich butów i podobną sprawą w Londynie nie natrafił do tej pory na żaden ślad. Co gorsza, nie miał pomysłu, żadnej koncepcji. Najwyraźniej jego partnerka dysponowała większą ilością informacji, którymi niestety dzieliła się jedynie wybiórczo.
– Wszystko w swoim czasie – ucięła krótko, gdy chciał dowiedzieć się więcej. Westchnął. Nie miał serca do tej sprawy. Postanowił więc po prostu podążać za nią, ciekawy, dokąd tym razem zaprowadzi go wspólna praca z Tildą. Spojrzał w bok. Spała, wtulona w małą poduszkę, oddychając miarowo – jakby niczym się nie martwiła i nie przejmowała.
On zaś – owszem, czuł lekki, nie do końca określony niepokój. Ukrył przed szefem wyjazd. Niby można było powiedzieć, że jechał do Londynu prywatnie, wiedział jednak, że nie do końca zachował się w porządku wobec przełożonego. Nawet, jeśli ten miałby się o tym nigdy nie dowiedzieć.
Komunikat o zbliżającym się lądowaniu na Heathrow wyrwał go z rozmyślań. Wyprostował się w fotelu i zapiął pasy bezpieczeństwa. Ciekawiło go, co przyniesie dzień.
***
Sean z lekkim niepokojem oczekiwał wizyty ponurego typa z przystani. Chciał mieć to za sobą i zapomnieć o całej sprawie. Chciałby… lecz z drugiej strony w głębi serca wiedział, że nie zapomni nigdy Yulong i obrazu jej cichej śmierci. Czasem wyobrażał sobie, że wizyta na statku była tylko snem i wiele dałby, by faktycznie okazała się jedynie nocnym koszmarem, by to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Czemu akurat tego dnia, gdy Mr. Barry zaczepił go na korytarzu, proponując atrakcyjny wieczór, nie znajdował się gdzie indziej? Chociażby udzielając wyjaśnień ponurym urzędnikom nadzoru finansowego. Czemu nie wyszedł wtedy na przerwę; czemu, na litość boską, ze wszystkich trzech tysięcy sześciuset dwudziestu ośmiu pracowników firmy taką propozycję złożono właśnie jemu? Czemu zawiodła go inteligencja; czemu nie zadał sobie pytania (sobie, a także panu Barry), dlaczego to właśnie jego spotyka takie wyróżnienie? Bo chciwość, jej siostra – próżność i żądza sukcesu pozbawiły go zdolności trzeźwego myślenia. Przyznawał to przed samym sobą, choć niechętnie. Bywały chwile, gdy nie wytrzymywał swojego odbicia w lustrze. Bał się o życie, ale również drżał przed własnymi myślami, zalegającymi ciężarem na sercu, gdy tylko powracały wspomnienia tamtej feralnej nocy. Ulgę przyniosłoby mu z pewnością podzielenie się tajemnicą z kimś, kto mógłby COŚ z tym zrobić… Ale kto mógłby to być? Przecież nie policja!
Pilnie studiował lokalne wiadomości kryminalne, ale nigdzie nie natknął się na wzmiankę o znalezieniu ciała młodej Chinki. Było wprawdzie mało prawdopodobne, by ocean oddał dziewczynę, niemniej nie takie przypadki zdarzały się w życiu, o tym dobrze wiedział. Nawet gdyby… do niego nie prowadził żaden ślad. Czuł się jednak wspólnikiem zbrodni.
Nadszedł kolejny piątek w rozpalonym sierpniowymi upałami mieście. Telefon nadal milczał. Wychodząc z biura, Sean zdjął marynarkę i przerzucił ją sobie przez ramię. Dzień był męczący, a mężczyzna uświadomił sobie, że od śniadania nie miał nic w ustach. Nie chciało mu się gotować, nie miał też jednak ochoty na samotną kolację na mieście. W pobliskim pret–à–manger kupił kanapkę z tuńczykiem, zestaw sałatek i kawę na wynos. Zajęty upychaniem zakupów do papierowej torby, wpadł na kogoś w drzwiach, przeprosił i stanął na chodniku, oślepiony blaskiem zachodzącego słońca, które dodatkowo odbijało się w lustrzanych szybach wieżowców Manhattanu.
– To ja, pamiętasz? – Drgnął zaskoczony, usłyszawszy kobiecy szept koło ucha. Serce podeszło mu do gardła, gdy pamięć zidentyfikowała właścicielkę głosu, ale ze wszystkich sił spróbował się opanować.
Odwrócił się i w pierwszej chwili jej nie poznał. Nosiła ogromne przeciwsłoneczne okulary. Jednak chuda postać i krótka ciemna fryzurka przypomniały mu najgorszą w życiu noc.
– Mara? – Z gardła zdołał wydobyć jedynie szept.
Dziewczyna szybkim ruchem położyła palec na ustach. Wyprostowała się i powiedziała głośno, nawet zbyt głośno i sztucznie, jak stwierdził.
– Don bardzo przeprasza, że zapomniał panu oddać telefon. Proszę! – Teatralnym gestem wyciągnęła rękę z iphonem. Machinalnie odebrał aparat i wsunął do kieszeni marynarki.
– Do widzenia, przepraszam raz jeszcze! – Nerwowym gestem poprawiła okulary, zrobiła półobrót i zachybotała na wysokich obcasach, wpadając w odruchowo wyciągnięte ramiona Seana. Przylgnęła na sekundę do mężczyzny, ale tak ściśle, że mimo warstw ubrań poczuł bicie trzepoczącego szybko serca dziewczyny.
– Idź dalej, a potem sprawdź kieszenie – szept był cichy, a słowa wypowiedziane z taką szybkością, że zastanawiał się, czy naprawdę je usłyszał.
Odsunęła się gwałtownie.
– Przepraszam! Bardzo przepraszam! – Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, już przebiegała na drugą stronę ulicy i wsiadała do samochodu o przyciemnionych szybach.
Posłusznie ruszył dalej chodnikiem, przekładając torbę do drugiej ręki. Nie oglądał się.
***
Kwiecień 2010
Anna nie mogła spać. Wyrzuty sumienia walczyły z przekonaniem, że postąpiła właściwie. Zrobiła coś dla siebie. Tylko dla siebie. Choć raz zrobiła coś przyjemnego, bez zastanowienia, bez analizy możliwych konsekwencji; jak szalona, poszła za impulsem, nie zważając na nic… Pomyślała z lekkim rozbawieniem, co powiedzieliby znajomi, którzy postrzegali ją zawsze jako rozważną i rozsądną osobę. Przekręciła się na drugi bok, przymknęła powieki. Obraz mężczyzny, który jej pragnął; który spojrzeniem, dotykiem i słowami wyrażał swoją namiętność, od razu pojawił się pod powiekami. Poczuła krew pulsującą w podbrzuszu i nagły przypływ pożądania. Rozbudził mnie, pomyślała. On mówił o obudzeniu śpiącej królewny z długiego snu, bredził coś, czego z nadmiaru wrażeń nawet nie słyszała. Sprawił, że czuła się piękna, nawet lepiej – czuła się wyjątkowo.
W sąsiednim pokoju pochrapywał Piotrek. Marię z trudem wyekspediowała do domu, ale Anna wiedziała, że dziewczyna wkrótce znowu wróci. Miewała okresy wyjątkowej namolności. Odwróciła się na plecy, jednocześnie rozchylając nogi. Źródełko biło coraz mocniej, poczuła wilgotne krople na kroczu. Wystarczyło przywołać pod powiekami jeden obraz z dzisiejszego popołudnia, tak nierzeczywistego, wręcz niewiarygodnego, by wywołać podniecenie i pożądanie, jakiego do tej pory nigdy nie doświadczyła. Nie dowierzając do końca swoim reakcjom, przesunęła palcami po śliskim wnętrzu i musiała stłumić okrzyk, przygryzając róg poduszki. Samo dotknięcie wprawiło ciało w drżenie, ale było za późno, by przestać. Dotykała się na zmianę delikatnie i mocniej, drażniła ścianki, muskała łechtaczkę, która napęczniała od krwi i wyraźnie wysunęła się spomiędzy okalających ją płatków. W końcu odważyła się wsunąć palce głębiej, wślizgnęły się bez trudu, głębiej nawet, niż zamierzała. Westchnęła głęboko, z przyjemnością. Poruszyła dłonią we wnętrzu, drugą rękę ułożyła tak, że łechtaczka znalazł się pomiędzy palcami. Ścisnęła ją delikatnie. Przyjemność ze szczyptą bólu, on tak to właśnie określił. Ale robił to lepiej, czulej, z ogromną wprawą. Ona jej nie miała. Było dobrze, przyjemnie dotykać śliskiej wilgoci, a jednocześnie wyobrażać sobie dotyk kochanka. On potrafił przedłużyć przyjemność, doprowadzić ją do granicy, za którą czekało już tylko szaleństwo spełnienia. A ono przyszło nagle, wcale nie tak stopniowo, jak to sobie wyobrażała; jak to było, gdy kochała się z nim. Kilka kulminacyjnych sekund, po których pożądanie opadło, pozostawiając niedosyt i tęsknotę za czułym dotykiem, długimi pocałunkami w szyję i mocnymi pchnięciami mężczyzny.
Rozczarowana Anna ścisnęła kolana i przekręciła się na bok. Nagle przyszło jej do głowy, by cicho wyjść z domu, złapać taksówkę i pojechać do niego, wbrew wszelkiemu rozsądkowi i logice, wedrzeć się do pokoju hotelowego, może nawet błagać, prosić i znaleźć zaspokojenie w ramionach Leonarda. Oczywiście, nie zrobiła tego. Wystarczająco już dziś nabroiłaś, podpowiedział dziewczynie wewnętrzny głos.
Sen nie nadchodził. W końcu poddała się, zapaliła lampkę przy łóżku i wzięła proszek. Zadziałał niemal natychmiast, a Anna osunęła się w przynoszące zapomnienie senne marzenia.
***
Timothy Rough i Isabella Knight tworzyli dziwną parę. Wysoki, lekko pochylony szpakowaty mężczyzna o regularnych rysach twarzy stał obok korpulentnej pięćdziesięciolatki. Okrągła twarz kobiety i duże zielone oczy spoglądające z ciekawością, kontrastowały z jego lekko znudzoną miną i na wpół przymkniętymi powiekami. On stał spokojnie, w niedbałej pozie, opierając się o słupki tworzące przejście dla pasażerów. Ona wierciła się niecierpliwie jak mała dziewczynka, niemal podskakując w miejscu. Nie miała w sobie nic z angielskiej powściągliwości, zresztą rudawe włosy przetykane nitkami siwizny, spięte ekstrawagancką zieloną kokardą na czubku głowy i blada, usiana piegami cera wskazywały wyraźnie na jej irlandzkie pochodzenie. Jasnozielona bluzka z bufiastymi rękawami w stylu lat osiemdziesiątych i przynajmniej o numer za ciasna ołówkowa spódnica w kolorze rdzy tworzyły strój, którym zdecydowanie wyróżniała się w tłumie. Trawiaste pantofelki a la baby doll dopełniały stroju. Dzidzia piernik, myślał o niej gniewnie. Była niepoprawna. Gdy prosił, by ubrała się choć trochę bardziej stosownie do okoliczności, śmiała się tylko i robiła swoje. Czasem niepomiernie go irytowała, tak jak dzisiaj. On sam, w garniturze z Savile Row, mógł z powodzeniem uchodzić za przykład angielskiego dżentelmena. Istotnie, na ogół nim bywał, dlatego też najczęściej udawało mu się powstrzymać uczucie irytacji, ograniczyć się do ironicznych komentarzy, zaś tylko w ostateczności do wydawania poleceń Isabelli. Nikt z postronnych nie podejrzewałby raczej, że kobieta była od dwóch dekad profesorem na uniwersytecie w Newcastle, mężczyzna zaś kierował specjalną jednostką w Scotland Yardzie.
– Są – warknął ostrzegawczo. Czuł złość, że akurat dziś zwracała na siebie uwagę ekscentrycznym strojem.
– Gdzie? Gdzie? – Jej przenikliwy szept działał mu na nerwy. Chwycił kobietę za pulchną dłoń i usadził na miejscu jak niegrzeczną kilkulatkę, której temperament należy poskromić.
– Dyskretnie – syknął. – I żadnego omawiania spraw zawodowych tu, w hallu ani w samochodzie. – Dopiero w biurze numer trzy, jasne?
Tilda już z daleka dostrzegła Tima. Energicznie przecisnęła się przez tłum, torując drogę Jonowi, który podążał za nią, pchając wózek z walizkami.
– No, kochani, jak miło was widzieć! Poznajcie się! – Uściskała oboje, przyjmując z wdziękiem zachwyty nad swoją urodą i pozwalając przytrzymać się Timowi o kilka chwil dłużej, niż wypadało. Jego szeroka dłoń przesunęła się zmysłowo i powoli po plecach dziewczyny, zatrzymując dopiero na odsłoniętym karku. Pocałował ją w usta, uszczypnął w policzek.
Pieprzony, arogancki Angol, pomyślał Jon, który od pierwszego wejrzenia zapałał do Rougha gorącą antypatią. Ponieważ Timothy i Tilda intensywnie zajmowali się sobą, demonstracyjnie zwrócił się w stronę Isabelli.
– Jaki mamy plan?
– Cii, nic mi nie wolno mówić – odparła z głośnym śmiechem. – Ale nie liczcie na odpoczynek i zwiedzanie Londynu, Przynajmniej nie tego, który wszyscy zwie…
– Uspokoisz się wreszcie? – Skarcił ją natychmiast Timothy, który, choć zajęty czułym powitaniem z Tildą, najwyraźniej kontrolował sytuację.
Kobieta przycisnęła obie dłonie do ust.
– Oj, już dobrze, już ani słówka nie powiem! – Znów niecierpliwie zatańczyła w miejscu.
– Wytrzymaj chociaż do parkingu – mruknął ponuro mężczyzna.
***
Do domu dotarł spocony jak mysz, przez dłuższą chwilę trzęsącymi się dłońmi nie mógł trafić kluczem do zamka. Z ulgą odstawił zakupy na kuchenny stół, zrzucił z siebie przepoconą marynarkę i opadł na koślawe krzesło. Dotknął czoła. Było zroszone zimnym potem. Gdy uspokoił kołatanie serca, podszedł do lustra w przedpokoju. Wyglądał strasznie. Bladość twarzy podkreślały szerokie półksiężyce cieni pod oczami. Włosy wyglądały tak, jakby właśnie umył je w oleju. Lepiły się do skroni. Na koszuli zauważył mokre plamy. Rozpiął dwa górne guziki, kilkakrotnie odetchnął głęboko.
Wykończę się, pomyślał. Wrócił do kuchni i sięgnął do marynarki po telefon. Nie było go w ani jednej, ani w drugiej kieszeni. Ale przecież Mara go zwróciła! Zdenerwował się. Czyżby jakiś żul wyciągnął mu aparat z kieszeni w metrze albo na ulicy? Mimo zdenerwowania, prawdopodobnie by to jednak zauważył. Ponownie sięgnął głębiej do kieszeni. Moneta dolarowa, zmięty płatek gumy do żucia, jakieś okruchy. Palcami wymacał sztywny kartonik. Pewnie czyjaś wizytówka, pomyślał. Rozprostował kawałek kremowego, eleganckiego papieru. Po jednej stronie rozpoznał wydrukowane kaligraficzną czcionką menu przyjęcia, a właściwie jego fragment informujący, że w ofercie bufetu znajdują się krewetki po prowansalsku i irański kawior. Gdzieś już takie widział. Nim wrażenie wzrokowe dotarło do połączeń mózgowych, popędziło krętymi ścieżkami zwojów do odpowiednich zakamarków pamięci i wydobyło z nich właściwe skojarzenie, jego ciało zareagowało podświadomie. Oblała go kolejna fala zimnego potu, rzucił kartkę na stół, jakby go oparzyła. Menu dla gości t a m t e g o wieczoru! Sam trzymał takie w ręku, podano mu je po wejściu na pokład. Odetchnął głęboko, ostrożnie ujął kartonik w dwa palce i odwrócił. Na drugiej stronie ktoś nabazgrał w widocznym pośpiechu krótki tekst:
Zatrzymałam twój telefon. Zadzwonię. Potrzebuję pomocy. M.
Sean oparł się o ścianę, zakręciło mu się w głowie. Nigdy z tego nie wyjdę, przemknęło mu przez myśl. Wyobraźnia podsunęła mu obraz Dona, który jednym ruchem pięści strąca go z wąskiego nadbrzeża w zimną toń Atlantyku. Osunął się na podłogę. I, po raz pierwszy od bardzo dawna, zwyczajnie wybuchnął płaczem.
***
W samochodzie prowadzonym przez Timothy’ego panowała niezręczna cisza.
Tilda i Jon zgodnie potwierdzili, jak bardzo są zmęczeni po dwóch lotach i oczekiwaniu na opóźnione połączenie do Europy. Isabella usiłowała jeszcze kontynuować lekką konwersację, ale zgromiona spojrzeniem Rougha również zamilkła. On sam zdawał się być całkowicie pochłonięty prowadzeniem. Odezwał się dopiero po około dwudziestu minutach.
– Najpierw pojedziemy na krótko do biura, a potem odstawię was do apartamentów gościnnych.
Nikt nie skomentował tej wypowiedzi. Isabella otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak w ostatnim momencie rozmyśliła się, przykrywając je dłonią. Ciemny jaguar wjechał do podziemnego garażu, chwilę kluczył po prawie pustych podziemiach, by zatrzymać się niemal dokładnie naprzeciw wielkich, stalowych drzwi z szeroką framugą upstrzoną kilkoma klawiaturami i migoczącymi kolorowymi światełkami.
Timothy zgasił silnik i wysiadł z samochodu.
Poszli w ślad za nim.
– Walizki nie będą wam potrzebne – stwierdził Anglik, widząc ruch Jona w kierunku bagażnika. – Wszystko potrwa dziś bardzo krótko. Omówimy pewne aspekty przygotowywanej konferencji i macie wolne. Jutro bierzemy się do prawdziwej roboty.
Zarówno Jon jak i jego partnerka byli na tyle profesjonalistami, że w najmniejszym stopniu nie okazali zdziwienia. Cierpliwie poczekali również, aż Tim dokona wszelkich procesów identyfikacji, które pozwolą na otwarcie stalowych wrót i wejście do środka. Drzwi wpuściły ich do podświetlonego na zielono, wąskiego korytarza i zamknęły się za nimi bezszelestnie.
Bez słowa szli za Timothym. Korytarz skręcał lekko w prawo, dochodził do okrągłego niewielkiego holu, po czym, niczym na rondzie, rozgałęział się w czterech kierunkach. Tim bez wahania podążył najwęższą odnogą, lekko wznoszącą się w górę, czasem przecinaną kilkoma stopniami schodów. Poruszał się pewnie, prowadził bez wahania, jakby poruszał się doskonale znanym terenie. Jon oszacował, że cała droga zajęła około dwunastu minut. W końcu korytarz rozszerzył się w jasny hol, przypominający biurowe wnętrza o podwyższonym standardzie. Timothy wydobył z kieszeni okrągły czip, machnął nim przed ścianą, która odsunęła się, ukazując elegancki gabinet. Do złudzenia przypominał pokój, w którym rozmawiali kilka dni wcześniej z Theodorem, zauważył Jon, ale zachował to spostrzeżenie dla siebie. Gdyby zdecydował się na szczerość wobec siebie, musiałby przyznać, że nieco obawiał się werbalnego starcia z Timothym. Pieprzony Angol emanował pewnością siebie, w dodatku był na swoim terenie. Jon postanowił zabierać głos jedynie wtedy, gdy okaże się to konieczne.
Timothy zaprosił gości do dużego, masywnego stołu, nakrytego na cztery osoby. Odsunął krzesło dla Tildy, następnie dla Isabelli. Jonem nie zaprzątał sobie głowy. Stół nakryto do popołudniowego posiłku. Biały, nowoczesny serwis do herbaty Villeroy & Boch prezentował się elegancko na tle ciemnego drewna, w srebrnym czajniku przygotowano doskonałą herbatę, zaś na kwadratowych białych talerzach scones i ciasto cytrynowe.
Dokładnie w chwili, gdy herbata została rozlana do wszystkich czterech filiżanek, a Jon odstawił maleńki dzbanuszek z mlekiem, Timothy zabrał głos:
– Jesteśmy w biurze numer trzy. Poprosiłem was tutaj, ponieważ jedynie tu mogę mieć pewność, że jesteśmy sami. Nie ma tu możliwości podsłuchu, ani wniesienia sprzętu służącego temu celowi. Przedstawię wam dziś najważniejsze hipotezy w interesującej was sprawie, której rozwiązanie, nie ukrywam, pomogłoby i nam w rozwikłaniu ciekawego przypadku. Oczywiście, w sprawę morderstwa w londyńskim metrze zaangażowanych jest wiele osób i kilka z nich na pewno poznacie, ale jedynie wąskie grono, do którego zaliczamy się ja i Isabella, podąża w tej sprawie dość nietypowym tropem. Dzieje się to niejako poza oficjalnym śledztwem, tak więc proszę was, by wszelkie pytania w tej kwestii zadawać bezpośrednio mnie i tylko wtedy, gdy powiem, że mamy na nie czas. Oficjalnie przyjechaliście, by zbadać, jakie kryminologiczne hipotezy stworzyliśmy w przypadku naszych tunelowych morderstw. Chcecie też zasięgnąć rady naszych profilerów oraz ewentualnie wziąć udział w przygotowywanej u nas międzynarodowej konferencji na temat najnowszych osiągnięć kryminalistyki. Nie zaszkodzi, gdy udacie mało zorientowanych. Jeszcze lepiej, gdy wyrazicie uznanie naszym specjalistom. Tilda to znakomita aktorka, nie wiem, jak z tobą, Jon, ale myślę, że nie przekroczy to twoich możliwości.
Jon zastanawiał się, czy został właśnie obrażony, ale wybrał pragmatyczne wyjście i jedynie skinął głową.
– Świetnie. To w takim razie możemy przejść do następnego punktu. – Timothy upił łyk herbaty i skrzywił się nieznacznie.
– Isabella i ja jesteśmy zgodni co do tego, że ciało znalezione w Holland Tunel w Nowym Jorku, buty, które odnaleźli pracownicy Theodora i nasza nierozwiązana sprawa, są ściśle ze sobą związane. – Uważamy, że nie jest to pojedynczy morderca. A ofiary to wcale nie przypadkowe kobiety, lecz dziewczyny starannie wybrane i… – Tu spojrzał nieco zakłopotany na Isabellę – jakby to powiedzieć, do pewnego stopnia uczestniczące w całym przedsięwzięciu.
– W grze – poprawiła Isabella, napotykając na sceptyczne spojrzenie Jona.
– Nie rozumiem. – Swift wykorzystał moment, by wreszcie coś powiedzieć.
Timothy westchnął. Sięgnął po leżącą na brzegu stołu cienką, szarą teczkę. Otworzył ją jednym ruchem, wysypał na stół zawartość.
– To nasza ofiara, Jenna Deventer, lat dwadzieścia siedem. – Przesunął kilka fotografii w stronę Jona. – Jak udało się ustalić, zginęła od zakrztuszenia. Jednocześnie w niedługim odstępie czasu odbyła stosunki seksualne z jeszcze przynajmniej trzema mężczyznami. Materiału genetycznego pobranego od ofiary nie ma w naszych kartotekach przestępców seksualnych. Być może był to po prostu wypadek.
– Wypadek?
– Nie bardzo możemy postrzegać jej śmierci w kategorii gwałtu. – Timothy odsunął się od stołu i w zamyśleniu złączył czubki palców. – Nawet gwałtu zbiorowego. Wydaje się, że dziewczyna odbyła te stosunki dobrowolnie, włącznie z tym, wskutek którego zmarła.
– Jak udało się ją zidentyfikować?
– Nie pojawiła się w pracy przez tydzień, nie dając znaku życia. To jej szefowa zgłosiła zaginięcie. – Tak, co ciekawe, była to szefowa, nie zaś współlokatorka ani nikt z rodziny. Deventer nie utrzymywała kontaktów z rodzicami, którzy są rozwiedzeni i mieszkają w Kanadzie, ani z bratem. Przez tydzień niczego nie zauważyli.
– A ta współlokatorka? Czy pociągnęliście ten trop?
Po raz pierwszy inspektor Rough wydawał się nieco zakłopotany.
– Cóż… tu muszę samokrytycznie przyznać, spieprzyliśmy sprawę dokumentnie. Nie wydawała nam się dość ważna. Oczywiście, została przesłuchana. Zeznała, że nie przyjaźniły się, Jenna często znikała na kilka dni, nie informując koleżanki o planowanej nieobecności. Argumentem za prawdziwością jej słów były godziny pracy. Christel Gudmundsdottir pracowała w nocnym klubie w Soho, Deventer w banku. Christel spała, gdy Jenna wychodziła do pracy. Mijały się, nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego, przynajmniej tak nam się wtedy wydawało. Jej zeznania trzymały się kupy. Wtedy…
– Wtedy? To znaczy, że teraz macie na ten temat inne zdanie?
– Owszem, przynajmniej my dwoje. – Ruchem głowy wskazał Isabellę, która przytaknęła. – Gudmundsdottir zniknęła. Nawet nie wypowiedziała umowy najmu. Zamknęła konto bankowe, spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się.
– I?
– I… Nasze poszukiwania nie przyniosły jak dotąd żadnego rezultatu. Po prostu zapadła się pod ziemię. Co więcej okazało się, że wśród stu trzech islandzkich obywatelek urodzonych w ubiegłym wieku na Islandii i pasujących mniej więcej wiekowo oraz noszących imię i nazwisko Christel Gudmundsdottir nie ma interesującej nas osoby. Co oznacza, że albo urodziła się poza Islandią, albo, co o wiele bardziej prawdopodobne, posługuje się fałszywym nazwiskiem.
– Sprawdziliście w takiej sprawie całą ludność Islandii? – ze zdziwieniem spytał Jon.
Timothy z lekceważeniem machnął ręką.
– A iluż ich tam jest? Trochę ponad trzysta tysięcy. To akurat nie było problemem, najgorsze, że jej tam po prostu nie znaleźliśmy. Może nie zwróciłaby naszej uwagi do tej pory, gdyby nie to tajemnicze zniknięcie, no i praca w lokalu o nienajlepszej reputacji.
– Nieźle – westchnęła Tilda. – Ja natomiast widzę jeszcze jedną możliwość…
– Jaką?
– Ona przecież wcale nie musi być Islandką.
– Nie musi… – zgodził się Timothy po kilku chwilach milczenia. – W tej sprawie w ogóle wiele rzeczy może się nie zgadzać.
– Pewnie wie coś i zwyczajnie puściły jej nerwy.
– To także możliwe, nawet bardzo – ponownie zgodził się Timothy.
– No dobrze, ale wracając do tej waszej teorii… Czy istnieją jeszcze jakieś przesłanki na to, że ofiary brały aktywny, czy też dobrowolny udział w tych orgiach?
– Zaintrygowało nas to. – Timothy przesunął w stronę Tildy niepozorną, złożoną na trzy części kartkę. – Znaleźliśmy to w rzeczach Jenny Deventer. Tilda rozwinęła papier i szybko przebiegła wzrokiem. Bez słowa podała arkusz Jonowi.
– Wygląda na… spis reguł? Może formułek… – stwierdził głośno Swift, zapoznawszy się z treścią kartki. – Nie rozumiem tych skrótów, B&B, to chyba nie Bed and Breakfast?
– Właśnie. Naszym zdaniem wygląda jak regulamin gry. Zabawy, gry, jakkolwiek by to nazwać. Reguły są dość złożone, nie odcyfrowaliśmy też wszystkich użytych skrótów. – Skinął głową w stronę Isabelli. – Profesor Knight przyglądała się temu bliżej. Powiedz im, co wymyśliłaś.
Isabella niemal podskoczyła na krześle. Wierciła się na nim niespokojnie od dłuższego czasu, jakby nie mogąc się doczekać, aż Timothy udzieli jej głosu.
– Otóż… zastanawiałam się nad tym naprawdę długo. Przyjęłam kilka założeń. Uważam zdecydowanie, że jest to gra. Przestrzenią, w której się toczy, jest w tym wypadku siatka metra, stacje, perony, przejścia między nimi, zaplecze. Szczególnie nieczynne stacje, zamknięte korytarze stwarzają niezwykłe możliwości kryjówek. W mojej hipotezie te kobiety to pionki, obiekty do złowienia. Łowcami są natomiast mężczyźni. W zależności od tego, gdzie i jak szybko łowca znajdzie swój… nazwijmy to, obiekt, takie trofeum może zabrać. W danej sesji gry zwycięzcą jest ten, kto zbierze jak najwięcej trofeów.
– To znaczy łowca może zabić obiekt? – wykrzyknął Jon – To jakieś chore, to…
– Nie, nie… to wcale nie musi aż tak dramatycznie wyglądać… To byłoby zbyt kłopotliwe dla graczy. Uważam raczej, że trofeum jest uległość kobiety. Jestem zdania, że przypadek kobiety w tunelu na Manhattanie potwierdza moją tezę. Ani dziewczyna z Nowego Jorku, ani Jenna Deventer nie broniły się.. Uważam, że dziewczyny dorabiały w ten sposób. Nie w burdelu albo przez anonse w gazetach, ale właśnie w tej grze.
– Śmiała teza – odezwała się po chwili milczenia Tilda. – Czyli wykluczasz psychopatę?
– No… psychopatę w klasycznym sensie tego pojęcia, tak… Wykluczam osobnika o psychopatycznej osobowości czającego się gdzieś w toalecie metra i polującego na młode dziewczęta w drogich butach. Jednak żeby wymyślić taką zabawę, zorganizować ją, znaleźć chętne dziewczyny i wciągnąć w to graczy, trzeba też mieć odpowiednie predyspozycje psychiczne…
– A martwe dziewczyny?
– Przyjęłam… a raczej przyjęliśmy, że to taki wypadek przy pracy. U Deventer zakrztuszenie, u waszej ofiary, o ile wiem, też podobnie, z tym, że w przełyku nie stwierdzono śladów spermy. Uczestnicy wpadli w panikę i porzucili ciało.
– Ten w Nowym Jorku nie porzucił ciała, a nawet urządził pochówek. Z dala od metra.
– No tak – zgodziła się Isabella. – Może miał akurat taką możliwość. Ale i tak mu się do końca nie udało.
– A porzucone buty?
Isabella wzruszyła ramionami.
– Uważam, że to też zgubione trofea. Oznaczenia tryumfów poszczególnych łowców.
Ale dlaczego Londyn i Nowy Jork?
Timothy wstał z krzesła i zaczął chodzić po gabinecie.
– Uważam, że pomysłodawca jest stąd. Może nie pomysłodawca, tylko wręcz pomysłodawcy. Nietrudno domyśleć się, że to ludzie dysponujący dużymi możliwościami. Finansowymi, organizacyjnymi. Oczywiście nieźle popieprzeni, szukający wciąż nowych bodźców. A tacy są po obu stronach oceanu, nieprawdaż? Czemu by nie wyeksportować tak wspaniałego pomysłu na inny kontynent, jeśli są chętni? Według mnie między łowcami istnieją powiązania. We Włoszech wpadła kilka lat temu grupa bogatych ludzi, na których zlecenie kręcono filmy pornograficzne. Kobiety były na nich brutalnie gwałcone i zabijane. To właśnie podniecało tych, którzy już wszystko mieli i zaczęli się nudzić. Ten ostateczny kop, wyzwanie, możliwość wpadki. Możliwość decydowania o czyimś życiu i śmierci.
– Słyszałam o tej sprawie – potwierdziła cicho Tilda – używali dziewczyn z Europy Wschodniej, z Azji…
– Tak, właśnie – zgodził się Timothy – dla każdego coś miłego. Dlatego to tutaj… ta cała sprawa z Deventer i z waszą dziewczyną z Holland Tunnel wcale mnie nie dziwi.
***
Kwiecień 2010
Kwietniowy poranny chłód wkradał się przez nieszczelne okno jak podstępny złodziej. Skulona pod cienką kołdrą Anna poruszyła się niespokojnie. Noc była krótka, a ona źle spała. Po proszku bolała ją głowa. Podniosła głowę i stwierdziła, że dochodzi wpół do siódmej. Z ociąganiem podniosła się z łóżka. Lepiej wstać wcześniej i uniknąć spotkania z Piotrem, stwierdziła.
Jadąc do pracy, zastanawiała się, czy jeszcze spotka Leonarda. Loty do Europy nadal były zawieszone. Ale czy on wciąż się nią interesował? W mieście mógł znaleźć setki, jeśli nie tysiące fascynujących i pięknych dziewczyn. Usiłowała zdusić w sobie pragnienie, by do niego zadzwonić. Jest za wcześnie, pomyślała, zdecyduję o tym później. Dochodziła dziewiąta, gdy dotarła pod budynek biura.
I wtedy ją zobaczyła. Maria wysiadała właśnie z taksówki. Wyglądała promiennie, pomimo suto zakrapianej libacji poprzedniego dnia. Anna szybko otaksowała wygląd kuzynki. Ciemny kostium, biała, koszulowa bluzka, szykowna torebka i, z pewnością kosztowne, buty. Loubutin, stwierdziła ze zdumieniem, dostrzegłszy charakterystyczną, czerwoną podeszwę. Skąd Maria miała na to pieniądze? I na rozbijanie się taksówkami po mieście. Właśnie zmierzała prosto w kierunku Anny, uśmiechnięta i najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. Będą kłopoty, pomyślała Anna, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. To więcej niż pewne.
***
Mimo ciepłego swetra ze szkockiej wełny (nawet w nim wyglądała zniewalająco, pomyślał Jon) Tilda zadrżała z zimna, gdy przechodzili przez nieczynne szyby londyńskiej stacji metra. Isabella zamieniła delikatne pantofelki na solidne gumowe kalosze, podobnie jak i Timothy. Nieczynne stacje wyglądały niczym scenografia horroru. Ciemność i nagromadzony przez dziesięciolecia brud rozpraszał blask rzadko rozmieszczonych żarówek. Zardzewiałe tory i stare, poczerniałe drezyny, perony z pozostałościami reklam na ścianach i odpadającą glazurą dopełniały ponurego obrazu.
Timothy szedł za starszym, przygarbionym mężczyzną o ostrych rysach, który pewnie prowadził ich przez ruiny peronu.
– Pan MacCavoy zna każdy metr podziemi. – Przedstawił pracownika metra Timothy.
Trzydzieści lat w tym biznesie – uśmiechnął się półgębkiem MacCavoy. – Trochę się wie… ale nie wszystko. Są szyby dotąd nie otwarte, przejścia przykryte cienkim kartongipsem i wejścia do londyńskiej kanalizacji. Nikt nie wie wszystkiego…– dodał filozoficznie. Profesor Knight przytaknęła.
– Istnieją mapy stworzone jeszcze w zeszłym wieku, niestety, mnóstwo dokumentów zaginęło w czasie wojny, bombardowania Londynu. Od czasu do czasu podnoszono kwestię dokładnego udokumentowania całego planu metra i wszystkich dokonanych przeróbek, ale nigdy do tego nie doszło.
– Dlaczego? – zapytał Jon.
– Jak zwykle… brak funduszy, pilne remonty trakcji… Widzicie sami – Isabella zwróciła się do Jona i Tildy, gdy Timothy i towarzyszący im mężczyzna oddalili się nieco – że trudno byłoby komukolwiek porwać dziewczynę na peronie i przywlec ją w takie miejsce wbrew jej woli. Podziemia metra kryje mnóstwo tajemnic. Jak widzicie, można tu znaleźć ślady starych stacji, nieużywanych już torów, czy peronów. Na przykład tu, gdzie teraz jesteśmy, na stacji Holborn, oprócz istniejących dwóch peronów, południowego i północnego, są jeszcze dwa dodatkowe. Jeden był wykorzystywany bardzo krótko w początkach dwudziestego wieku. Drugi trochę dłużej, bo aż do 1994 roku. Tam znaleziono ciało. Zobaczycie zaraz, że jest w całkiem niezłym stanie. Peron, ma się rozumieć, nie ciało. Ono było… no, mniejsza o to. W każdym razie tory są w świetnym stanie. Wystarczyłoby sprzątnąć i umyć peron. – Isabella była w swoim żywiole, zarzucając słuchaczy lawiną informacji na temat metra.
– No dobrze, w takim razie według twojej teorii gra odbywa się głównie w tych nieużywanych częściach metra, na stacjach–widmach, czy tak? To właściwie dobrze, bo zawęża obszar naszych poszukiwań. Dużo tego w Londynie? – Tildzie udało się przerwać słowotok profesor Knight.
– T e g o, droga Tildo? Mówisz o obiektach historycznych, które odegrały nieraz istotną rolę w dziejach kraju – oznajmiła uroczyście Isabella. – Oczywiście, że Holborn to nie jedyna scena dla rozgrywek łowców i obiektów, trzymajmy się proszę, mojej terminologii. Innymi tajemnicami linii Piccadilly są nieistniejące już stacje pomiędzy South Kensington a Knightsbridge oraz pomiędzy Hyde Park Corner a Green Park. Pierwsza stacja to Brompton Road, druga to Down Street. Obie zamknięte z powodów ekonomicznych. Znajdowały się zbyt blisko innych, bardziej uczęszczanych stacji. A taka Down Street, zwana także The Burrow, jest stacją historyczną. Podczas II wojny światowej właśnie tam znajdował się Gabinet Wojenny premiera Winstona Churchilla. Wyobrażacie sobie? Churchilla!
– The Burrow? To przecież było na kartce w rzeczach tej waszej Jenny!
– Tak, moja droga, trafne spostrzeżenie! – stwierdziła tryumfalnie Isabella. – Nie tylko zresztą The Burrow, ale także B&B. Według mojej hipotezy ten skrót na kartce oznacza Bull&Bush, czyli pseudonim stacji North End, która, trzymajcie się mocno, moi drodzy, nigdy nie została oddana do użytku!
– Dlaczego nigdy jej nie otwarto? – zainteresował się Jon.
– Nie opłacało się. A gdyby stacja funkcjonowała, byłaby najgłębiej położoną w systemie londyńskiego metra. Nieistniejącą stacją na linii czerwonej jest na przykład British Museum, dawniej zlokalizowana pomiędzy Tottenham Court Road i Holborn.
– Bardzo ciekawe. – Tildę wyraźnie wciągnęła dyskusja o podziemnym królestwie pociągów. – Ale właściwie jak doszło do znalezienia ciała? Czy stacje są przez kogoś patrolowane?
– O, nie brakuje nam w Londynie pasjonatów metra, Tildo! – wykrzyknęła z emfazą Isabella, a Timothy przewrócił oczami. – To dzięki nim czasem stacje widma odżywają i tak na przykład stacja metra Ongar, leżąca na końcu czerwonej linii w kierunku Epping, została wysprzątana i przywrócona do użytku przez Epping Ongar Railway Volunter Society. Obecnie można od czasu do czasu przejechać się starymi wagonikami metra pomiędzy tymi dwiema stacjami. Do tego dochodzi rozmaite wykorzystanie miejsca w tunelach. Na stacji Belsize Park w tunelach przechowuje się stare dokumenty. – Isabella zatrzymała się na chwilę i teatralnym ruchem złożyła dłonie. – Musicie to zobaczyć! Panują tam ciemności, dużo głębsze niż tu, a rozjaśnia je jedynie światło starej lampy gazowej, wykorzystywanej jako prostownik w sieci elektrycznej. Wrażenie jest niesamowite, to znaczy, bardzo romantyczne! Jakbyśmy przenieśli się do przedwojennego Londynu, absolutnie!
– A jeśli chodzi o ciało Deventer – uzupełnił Rough, na którym entuzjazm Isabelli nie robił żadnego wrażenia – to znaleziono je w mało romantycznych okolicznościach. Miasto wydało zgodę ekipie serialu kryminalnego na nakręcenie dwóch scen w nieużywanym tunelu. Reżyser myślał na początku, że to ponury żart z tymi zwłokami.
– A główna aktorka wylądowała w klinice dla nerwowo chorych. Była przekonana, że to znienawidzona rywalka, która nie dostała roli, zainscenizowała tę makabrę – dodała Isabella.
Tilda rozejrzała się uważnie.
– Niesamowity labirynt. Ktoś musiał bardzo dobrze znać te miejsca. Wręcz jak własną kieszeń. Londyńską Tube, ale też i nowojorski układ stacji.
– To jeszcze raz dowodzi, że nie ma jednego sprawcy – powiedział z przekonaniem Timothy. – Wraz z Isabellą uważamy, że, brzydko mówiąc, wyeksportowano ten pomysł za ocean, gdzie znalazł swoich zwolenników.
– Intryguje mnie jeszcze jedno – zastanowiła się Tilda – czy oni to jeszcze robią, czy, przestraszeni wpadkami ze śmiercią dziewczyn, przenieśli się, na…
– Na inną planszę? – dopowiedziała Isabella. – Tego nie wiemy. Dobrze byłoby, żeby wrócili do swojej zabawy, kimkolwiek są. Tylko to daje nam szansę na rozwikłanie tej zagadki.
Tilda przytaknęła i po raz pierwszy tego dnia porozumiewawczo zerknęła na Jona. Odwzajemnił spojrzenie. Wolał nie wiedzieć, co jej chodziło po głowie.
***
Upał nie odpuszczał od tygodnia, dając się we znaki mieszkańcom Nowego Jorku. Jedni chronili się w klimatyzowanych pomieszczeniach, inni wyjeżdżali na weekend poza miasto, w którym wydawało się, że zabrakło powietrza.
Niektórzy zaś czuli się w swoim żywiole.
O czwartej po południu Tilda leżała w swoim ulubionym szezlongu, jak zwykle naga, rozgrzana krótkim seansem nasłonecznienia i umiejętnościami Galeha, z którym przez kilka namiętnych kwadransów kotłowała się w sypialni, aż zrobiło im się za gorąco. Poprzedniego dnia wróciła z Londynu i przyznała sobie jedno popołudnie na relaks. Wyciągnęła go na balkon. Klęczał teraz między jej nogami, wylizując dokładnie to, co pozostawił jego członek: mnóstwo gęstej, białej wydzieliny w ilościach, którą można by przypisać kilku sprawnym seksualnie mężczyznom. Leniwe pieszczoty dużego, lekko fioletowego języka były niemal tak samo przyjemne, jak mocne ruchy hebanowego penisa, który potrafił sprawnie wejść we wszystkie otwory jej ciała.
W jednej ręce trzymała cienką, lekko oszronioną szklankę z koktajlem, palcami drugiej gładziła krótkie włosy ciemnoskórego, od czasu do czasu zaciskając je, gdy pieszczota trafiła w jej czuły punkt lub gdy ruch kochanka pobudził nerwowe zakończenie. Tilda przymknęła powieki. Było jej dobrze i błogo. Tego uczucia już dawno nie doświadczyła.
Galeh świdrował teraz jej łechtaczkę samym koniuszkiem języka, tak jak lubiła.
– Liż ją całą, powoli – mruknęła, a on posłusznie zastosował się do życzenia.
– Mocniej, niewolniku! – To był żart, zrozumiały tylko dla nich dwojga. Ciemnoskóry wzmógł starania. Wsunął dłonie pod jej miękkie pośladki, ugniatając je coraz mocniej i tym samym wzmagając doznania dziewczyny. Odpowiedziała jeszcze mocniejszym zaciśnięciem palców na krótkich włosach mężczyzny, aprobującymi pomrukami i jeszcze szerszym rozchyleniem ud.
– Dobry jesteś – ledwo zdławiła okrzyk, chcąc przedłużyć chwilę rozkoszy. Otworzyła oczy, i w tej samej chwili niemal oślepił ją błysk odbitego światła słonecznego. Poczuła przypływ adrenaliny. Znów tam tkwił, na balkonie, podglądał ją. Jednym ruchem ręki przerwała pieszczoty Togijczyka.
– Weź mnie teraz – szepnęła – szybko!
Galehowi nie trzeba było dwa razy powtarzać takiej zachęty. Wydawało się, że siły seksualne mężczyzny są niewyczerpane. Wsparł się na ramionach, podciągnął do góry i jednym ruchem wsunął żołądź między nabrzmiałe i zaczerwienione od pieszczot wargi sromowe kobiety. Jego długi, twardy penis wślizgiwał się w nią niczym długi czarny wąż. Tak właśnie lubiła o tym myśleć. Rozpychał się w wąskim przedsionku, pełzł powoli wzdłuż śliskich ścianek, by dotknąć dna pochwy, wycofać się nieznacznie i znów, ocierając się całą powierzchnią o wilgotną, elastyczną tkankę, ponowić ruch. Usta czarnoskórego przylgnęły do lewej piersi. Wydatne usta objęły i zassały sutek. Sprawił jej tym lekki ból, ale wiedziała z doświadczenia, że to jedynie początkowe wrażenie. Poczuła, jak dłonie kochanka również przesuwają się w górę i w dół wzdłuż jej bioder, na talię i wracają pod pośladki, zgodnie z rytmem, który zaczynali właśnie wspólnie wypracowywać.
Wiedziała, że jest obserwowana, ponad ramieniem Galeha dostrzegała na balkonie nieruchomą postać. I domyślała się, co zaraz nastąpi.
***
Gemma znów się spieszyła. To się nigdy nie zmieni, pomyślał Theodor. Lubił, gdy się dla niego rozbierała. Wtedy była zmysłowa, bezwstydna i namiętna. Tą namiętnością i lekkim wyuzdaniem potwierdzała wszystkie stereotypy na temat latynoskiego temperamentu. Uwielbiał te nieliczne, kradzione chwile, które mogli spędzić razem. Na ogół w biurze, gdy upewnili się, że inni pracownicy poszli do domu. Wślizgiwała się często bocznym, tajnym przejściem ukrytym za jednym z masywnych regałów. Wiedzieli o nim jedynie nieliczni, nawet wśród sprawdzonego i zaufanego zespołu. Nigdy go nie używano. Specjalnym mechanizmem Theodor blokował zwykłe wejście. Z gabinetu można było wyjść, ale urządzenie broniło dostępu z zewnątrz. Tak zabezpieczeni zyskiwali godzinę, może dwie prawdziwej intymności.
Theodor rozważał nawet zaproszenie Gemmy do siebie, choć stanowiłoby to pogwałcenie wszelkich procedur bezpieczeństwa – jego adresu nie znał w firmie nikt, zaś poza nią – jedynie nieliczni. Nikt nie wiedział też, że do służbowego apartamentu zajmowanego przez Theodora kilka ulic dalej istniało dojście systemem podziemnych korytarzy i wind. Z tego rozwiązania śmieciowy minister rzadko jednak korzystał.
Tak, lubił, gdy powoli rozbierała się dla niego. Teraz jednak ubierała się i to w pośpiechu, myślami przebywając już w swoim małym domku w Queens. Pewnie podaje już Juanowi kolację, pomyślał drwiąco Theodor. Cierpiał. Nie znosił, gdy odchodziła od niego do swojego innego życia. Z bezsilnością obserwował, jak wciąga cieliste pończochy na zgrabne nogi, sprawnie układa obfite piersi w czarnym koronkowym staniku, zapina zieloną bluzkę. Jeszcze kilka minut wcześniej wtulał się w jej ciało, gładził czarne, gęste włosy, w które teraz pospiesznie wsuwała brązowe grzebienie. Ubranie odgradzało Gemmę od niego, zabierało dziewczynę w inny wymiar. Odwrócił wzrok. Wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić.
Kilka razy proponował jej wolne od trosk życie, gotów był prosić, nawet błagać. Gdyby fizycznie mógł, padłby na kolana. Uśmiechała się smutno, potrząsała burzą kruczych loków. Gładziła Theodora po głowie. Tylko raz, jeden, jedyny w ciągu kilku lat romansu udało im się wyjechać na trzy dni. Do dziś je wspominał.
– No, senor – mówiła wtedy – to niemożliwe. Wiedział o tym, bo odpowiedź niemal zawsze brzmiała tak samo. Jedynie wtedy, te trzy dni w Yorkshire…
Gdzieś w Queens czekał na Gemmę mąż, macho Juan, dwóch dorastających synów, rodzice, teściowie i inni krewni. Całe klany. Należała do nich. Za dużo do stracenia. Zjedliby ją.
Rozumiał. Rozumiał, ale nie akceptował.
Wygładziła wąską spódnicę, wzięła torebkę. Zbliżyła się do szefa i czule ucałowała w usta,
– Idę, muszę złapać ten pociąg o dziewiętnastej.
Słuchał stukotu cienkich obcasów, aż ucichły w głębi korytarza. Zgodnie z procedurami, powinien był teraz uruchomić system alarmowy w całym budynku, zablokować białe drzwi wychodzące na korytarz i, jeśli chciał czuć się bezpiecznie, włączyć monitoring we własnym gabinecie. Od dawna już tego nie robił. Nic nigdy się nie zdarzyło. Ataku przez okna nigdy się nie obawiał. Pancerne szyby chroniły gabinet od tej strony. Postanowił trochę popracować nad sprawą Tildy. Przysłała mu zaszyfrowaną wiadomość, która mocno go zaniepokoiła. Pomoc dla jasnowłosej piękności nie należała do jego obowiązków, ale lubił takie zagadki, szczególnie po godzinach.
Z uwagą pochylił się nad swoimi notatkami. Buty jako fetysz. Eleganckie, awangardowe, ekstrawaganckie buty… właściwie małe dzieła sztuki, za które kobiety gotowe były zapłacić ogromne sumy, niektóre nawet, jak słyszał, brały kredyty. Ozdoba kobiecej nogi, potrafiąca zmienić proporcje całej sylwetki, zwrócić uwagę wybranka na kobietę, zaintrygować. Sam nie przywiązywał do tego wielkiej wagi, a odkąd nie chodził tym bardziej obuwie przestało odgrywać dla niego jakąkolwiek rolę. Gemma chodziła na obcasach, ale wybierała buty praktyczne, na ogół czarne, takie, w których mogła pokonać spory odcinek na piechotę. Tilda była pod tym względem bardziej ekstrawagancka, pomyślał. Nawet on zachwycił się kiedyś czerwonymi szpilkami, czy sandałkami na słupku, jednocześnie zastanawiając się, jak „w czymś takim“ udaje się istotom płci żeńskiej utrzymać równowagę. Tilda potrafiła nawet biegać na obcasach. Ale ona w ogóle posiadła umiejętności obce niejednej ludzkiej istocie.
Theodor zamyślił się. Był pewien, że o damskim obuwiu rozmawiał kiedyś z mężczyzną, który okazał się ich wielkim fanem, ale nie umiał sobie przypomnieć, z kim. Codziennie odbywał tak wiele rozmów służbowych, znał tak wielu ludzi, że mimo doskonałej pamięci nie zawsze potrafił wydobyć z niej to, co akurat było mu potrzebne. Pozostawał jednak spokojny. Znał swoje możliwości. Wiedział doskonale, że powierzone podświadomości zadanie odnalezienia przydatnej informacji zostało przyjęte do realizacji. Jak to zdarzało się wiele razy wcześniej, któregoś dnia obudzi się w środku nocy, najczęściej o trzeciej nad ranem, a odpowiedź pojawi się sama. Należało tylko poczekać na realizację zamówienia.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Stanowczo za dużo czasu spędzał w pracy. Z westchnieniem zgasił komputery, zablokował telefony i odepchnął się od biurka. Podjechał w stronę szafy i uruchomił specjalny przycisk otwierający drzwi. Mechanizm zadziałał. Z szafy wysunął się drążek z wieszakiem, opuścił w dół, tak że Theodor mógł bez problemu sięgnąć po swój płaszcz. Sierpniowe wieczory były wprawdzie ciepłe, ale o szóstej rano, gdy wyruszał z domu do pracy panował na ogół ciągnący od Atlantyku nieprzyjemny chłód. Położył sobie płaszcz na kolanach i odwrócił fotel.
Od razu zauważył, że lakierowane, białe drzwi były lekko uchylone. A przecież Gemma zamknęła je starannie, wychodząc z gabinetu. Znieruchomiał i wyostrzył zmysły. Nic się nie poruszyło, nie mógł wyczuć niczyjej obecności, a jednak serce przyspieszyło swój rytm, krew zaczęła krążyć szybciej w żyłach, a włoski na karku podniosły się nieznacznie. Theodor wciągnął głębiej powietrze. Instynkt ostrzegł go przed niebezpieczeństwem, ale jednocześnie ośrodek węchu zidentyfikował ledwie wyczuwalny zapach jako znajomy, raczej przyjazny. Pech chciał, że znajdował się akurat w kiepskim miejscu, przy szafie. Zza biurka mógłby automatycznie zablokować drzwi i wcisnąć alarm. Rzucił szybkie spojrzenie na lakierowaną powierzchnię mebla. Zegarek, przy którym umieszczony był czip wyposażony między innymi w funkcje blokujące wejście i włączenie alarmu, spoczywał na dokumentach ułożonych na blacie. Za późno, przemknęło mu przez myśl, gdy drzwi uchyliły się jeszcze na kilka centymetrów. Trzeba było zgodzić się, gdy specjaliści namawiali go na zainstalowanie wszystkich funkcji w wózku. Ofuknął ich wtedy tylko i stwierdził, że stuprocentowego zabezpieczenia nie da się nigdy uzyskać. Spiął mięśnie ramion, zacisnął dłonie na rączkach wózka, odepchnął się. Wózek potoczył się w stronę biurka.
– Zostań tam, gdzie jesteś. – W znajomym dobrze głosie zabrzmiała zimna nuta.
– Co tu robisz? – Udawanie, że nie przeczuwa nic złego, mogłoby pomóc w zyskaniu na czasie. Zauważył broń w ręku tamtego.
– Staram się naprawić szkody, jakich narobiłeś swoim gadulstwem. Albo – jakich ewentualnie mógłbyś narobić.
– No, naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. I nie musisz mnie straszyć, przychodząc o tej porze. Dobrze wiesz, że istnieją procedury dostępu, żeby nie spalić tego miejsca.
– Wiem. Tym bardziej dziwi mnie, że, kierując tą placówką, robisz od tychże wyjątki. A to przyjmowanie podejrzanych, bogatych biznesmenów z Europy, a to ta mała dziwka, wciskająca nos w nieswoje sprawy.
– Wszystkie wizyty są udokumentowane i uzasadnione.
– Być może. Ale chyba czas na zmianę na stanowisku Prezesa Towarzystwa Przyjaźni Amerykańsko–Luksemburskiej…
– Nie ty o tym decydujesz.
– W normalnym trybie nie. Ale przygotowałem dla ciebie tryb specjalny. Odsuń się bardziej od biurka.
– Nie – odparł Theodor. Był już spokojny. Przecież liczył się z niebezpieczeństwem. Może nie dziś, nie jutro… ale ryzyko było wkalkulowane w jego zawód. Raz uszedł z życiem z wypadku, płacąc jednak ogromną cenę. Tym razem mu się nie uda. Cóż z tego, że w ostatniej chwili poznał prawdę, jeśli nawet nie całą, to jej istotną część. Chciałby móc przekazać Tildzie jakiś trop, ale nie miał pojęcia, jak.
– Nie utrudniaj. To i tak niczego nie zmieni.
– Pozwól mi chociaż wybrać, jak…
– Gra na czas nic nie da. Lubię cię i obiecuję, że nie będziesz cierpiał. Strzał w tył głowy, czysta sprawa.
– Samobójstwo lepiej by wyglądało.
– Podziwiam, że w takiej chwili żarty się ciebie trzymają.
– Nie strzelaj. Ja sam… dawno zresztą mam to już obmyślone, na wypadek, gdybym sam zdecydował.
– Co masz obmyślone? Cyjanek?
– Nie. Wolałbym inaczej. Typowy męski sposób wybierany przez tych w depresji.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Co ma wisieć, nie utonie – uśmiechnął się Theodor. – To nie trudne. Krawat, szafa z ruchomym wieszakiem. Zrobię to sam, ale pod jednym warunkiem…
Przybysz poruszył się niecierpliwie.
– Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że nie ty jesteś tu od stawiania warunków…
– Kocham pewną kobietę. Chcę jej zostawić chociaż list. Odręczny, kilka linijek.
– Coś kombinujesz. Nie podoba mi się ten pomysł.
– Co mogę kombinować? Ona się będzie obwiniać. I tak jest jej ciężko. Napiszę, że jestem chory.
Wciąż trzymając Theodora na muszce, przybyły podszedł do regału, sięgnął za pierwszy tom ekskluzywnego tomu Encyclopedia Britannica i przekręcił wyłącznik.
– No dobra, teraz wszystkie systemy w twoim biurku oraz zegarku są wyłączone. Masz pięć minut na sklecenie miłosnego liściku.
Theodor skinął głową. Podjechał do biurka, z przegródki wyjął biały, elegancki papier i pióro. Przez dłuższą chwilę w pokoju rozlegał się jedynie cichy chrzęst stalówki kreślącej pewne słowa na wysokogatunkowym papierze.
– Gotowe. – Złożył zamaszysty podpis i położył list na klawiaturze. Patrząc mordercy w oczy, zdjął jedwabny, szary krawat.
***
– Zostań – poprosiła Tilda cicho. Otarła łzy. Galeh pogładził ją po ramieniu, delikatnie pocałował w usta. Wiedział, jak głęboko wstrząsnęła nią śmierć Theodora. To było doskonale widoczne. Światło upalnego dnia uwidaczniało jeszcze wyraźniej podkrążone oczy i niezwykłą u niej bladość cery. Nawet jasne włosy, zaplątane w niedbały węzeł, co zazwyczaj dodawało jej uroku, wyglądały na zszarzałe.
– Nie chcę być dzisiaj sama – rzuciła kapryśnie.
– A nasz przyjaciel? Nie odwiedzi cię dzisiaj? – spytał, starając się, by nie zabrzmiało to zbyt sarkastycznie. Odpowiedziała wzruszeniem ramion. Faktycznie, sąsiad nie pokazywał się już od dłuższego czasu na balkonie. Właściwie od tamtego piątkowego popołudnia, gdy dołączył do zabawy. Czasem obserwowała jego lokum przez lornetkę, ale w ostatnich tygodniach nie udało jej się zauważyć żadnych ruchów. Może wyjechał, może się wyprowadził. Nie zaprzątała sobie tym głowy.
– Zostaniesz ze mną? – Tilda rzadko o coś prosiła. Galeh zawahał się. Właściwie był już umówiony na weekend. Noelle, śliczna Mulatka, nowa tancerka w zespole dała się poderwać. Jeszcze z nią nie spał, ale obiecywał sobie dużo po pierwszej randce. Dziewczyna wyraźnie miała na niego ochotę, dawała mu to do zrozumienia na każdym kroku. Cieszył się już od tygodnia. Na nią, na jej apetyczne, jasnoczekoladowe ciało i duży wypięty tyłek, którym lubiła ocierać się o niego w wąskim przejściu garderoby. Chciało mu się już czegoś nowego. Nowego zapachu, nowego, pięknego ciała, nowej kobiety. Chciał zwykłego, zdrowego seksu, przelecenia normalnej dziewczyny, nie zaś bycia na zawołanie i pomysłów rodem z redtuba oraz stale rosnących wymagań Tildy. Chciał się położyć na pięknej ciemnoskórej kobiecie, wejść w nią, przelecieć, potem usiąść z nią na kanapie, przy piwie i chipsach obejrzeć mecz NBA. A jeszcze później kazać dziewczynie zsunąć się z tej kanapy, poczuć jej wydatne, grube wargi na członku. Miał pewność, że dobrze obciąga, wyglądała na taką, która to lubi. A jeśli nawet była jeszcze z techniką na bakier, nadrabiała z pewnością chęcią i gotowością do nauki. I ten tyłek. Śnił mu się po nocach.
Coraz bardziej perwersyjne pomysły Tildy nużyły go. Jak zresztą i ona sama. O dziwo, czuł przesyt. A zdał sobie sprawę z tego w zeszłym tygodniu.
Mimo, że nie zaprotestował, gdy kilka dni temu sąsiad włączył się do gry (wiedział zresztą, że jego sprzeciw raczej nic by nie dał), poczuł się mocno urażony. Nie spytała go o zgodę, zwyczajnie zaprosiła trzeciego do zabawy, jakby Galeh jej nie wystarczał. Nie umiałby tego ująć w słowa, lecz choć korzystał z jej rozwiązłości, poczuł się zażenowany, ba, nawet zgorszony, gdy patrzył na to, jak uprawiała seks z nieznajomym. Kazała mu na to patrzeć, zepchnęła na dalszy plan. Nadstawiała się jak ostatnia suka psu, jęczała jak najgorsza aktorka w tanim pornosie, gdy ten facet, który nie wiadomo skąd się wziął, pieprzył ją od tyłu. Nie okazał się zbyt wyrafinowanym kochankiem, jak wydawało się Galehowi. Po prostu rżnął ją, dociskał do podłogi, wykorzystywał. Galeh nie widział w tym żadnej czułości, żadnej finezji, tylko zaspokajanie zwierzęcych popędów. Nie podobało mu się to. Najbardziej chyba fakt, że po kilku godzinach seksu z nim, z Galehem, zachciało jej się jeszcze innego, który nawet nie postarał się o jakąkolwiek grę wstępną, kto tylko przyszedł, beznamiętnie przerżnął dziewczynę i wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami. A ona wydawała się zachwycona. Z błyszczącymi oczyma leżała na podłodze i dyszała, jak po ciężkim maratonie. Nawet nie zwróciła uwagi, że milczący kochanek wyszedł. Galeh tego nie rozumiał.
Wtedy też, wracając późnym wieczorem do domu, podjął decyzję, że już nie będzie z nią sypiał. Ale sytuacja uległa zmianie. Smierć Theodora i widoczny lęk Tildy, którego nawet nie starała się ukryć, pewnego rodzaju duma, że jednak zadzwoniła właśnie do niego, nieco zachwiały postanowieniem Togijczyka. Jeszcze ten jeden raz. Ostatni. Pocieszy przyjaciółkę, zaspokoi jej nigdy niesłabnący seksualny apetyt, obdarzy takimi pieszczotami, jakie najbardziej lubiła, a jutro zaprosi Noelle na kolację. Z Tildą pozostaną przyjaciółmi. Stłumił westchnienie. Noelle i jej genialny tyłek muszą jeszcze chwilkę poczekać. On też. Za to dziś, jeszcze raz… w sumie, nie było to takie złe – zdecydował. Mógł wybierać pomiędzy dwoma pięknymi kobietami, właściwie nawet nie musiał wybierać, bo miał je obie. W piątek piękna blondynka, w sobotę atrakcyjna, młodziutka brunetka.
– Muszę tylko przesunąć spotkanie – mruknął, wyjmując telefon.
Noelle wydawała się nieco rozczarowana, lecz udobruchał ją szybko żarliwą obietnicą “niespodzianki” (choć sam jeszcze nie wiedział, co to będzie). Odwrócił się. Obietnica seksu, a może po prostu bliskości podziałała na Tildę pozytywnie. Wzięła szybki prysznic i stała już przed nim, owinięta ręcznikiem, z wilgotnymi włosami.
– To samo, co ostatnio, proszę! – zakomenderowała kapryśnym tonem. – Chodź na taras!
– To samo, co przed nadejściem twojego sąsiada? – upewnił się Galeh, nie mogąc odmówić sobie drobnej złośliwości.
– Oj, przestań! Akurat się nawinął. Nie mów, że ci się nie podobało. Mogłeś sobie popatrzeć…
– Nie podobało mi się – odpowiedział spokojnym tonem, spoglądając jej prosto w oczy. – Bardzo mi się nie podobało.
– Ale… dlaczego? – Tilda wyglądała na zdziwioną. – Przecież miałeś mnie przedtem. I nic ci nie ubędzie, zapewniam. No już, rozchmurz się… wiesz, jaka jestem. Ale… – Wspięła się na palce i musnęła jego wargi ustami – uwielbiam twój język w mojej cipce, uwielbiam jak mnie…
– Przestań. – Galeh wyglądał na coraz bardziej zdegustowanego. – Nie lubię, kiedy kobieta jest wulgarna. – Tak, to był ten moment, kiedy mógł udać naprawdę obrażonego i wyjść. Zostawić ją. Tego chyba nikt do tej pory nie zrobił. Tilda cofnęła się o krok i powoli rozchyliła poły ręcznika.
Galeh przełknął ślinę. Znał doskonale perfekcyjne ciało kochanki, jej figurę w kształcie klepsydry, zapach podniecenia jasnowłosej rozpoznałby wśród innych, wiedział, jak miękkie, a zarazem sprężyste są w dotyku ramiona, uda, łydki Tildy. Lubił ocierać się policzkiem o wgłębienie pomiędzy idealnie okrągłymi piersiami, choć łajała go za to delikatnie – silny zarost pozostawiał różowe zadrapania na skórze. Widział to już, znał ją. Mimo to wiedział, że nie oprze się pożądaniu, jeśli dziewczyna stanie przed nim naga. A jak na złość, to właśnie zrobiła. Zauważył, że nie wytarła się dokładnie. We wgłębieniu obojczyka, na lewej piersi i tuż przy pępku pozostało kilka lśniących kropli wody. Mokry ręcznik opadł na podłogę, a Tilda uniosła ręce do góry, wplatając je we włosy. Wciąż patrzyła na niego prowokująco.
Poczuł ogromny przypływ pożądania. Złapał ją wpół i wyniósł na balkon. Rozbierał się w pośpiechu, podczas gdy blondynka przyglądała się temu z uśmiechem spod zmrużonych powiek. Znów wygrała i znów robił to, czego chciała. Wypełniał polecenia, realizował zatwierdzony przez nią scenariusz. Przykryła piersi dłońmi, od tego zawsze zaczynała. Aż jęknął, siłując się ze spodniami. Gdy tylko udało mu się je zsunąć, dopadł do niej i rozsunął kolana kochanki. Na to pozwoliła bez protestu. Chciał jak najszybciej zakończyć etap, którego zawsze od niego wymagała. Dokładnego wylizania. Nie dopuściłaby do penetracji, zanim nie wywiązałby się należycie ze swojego zadania – oralnego doprowadzenia dziewczyny do długiego orgazmu. Oczywiście był to jej wybór. Uznała, że on się do tego nadaje, że to umie. W nagrodę będzie mógł ją posiąść.
Objął uda i zanurzył twarz pomiędzy rozwarte, lekko nabrzmiałe już podnieceniem wargi. Wysunął czubek języka i musnął nim wpierw jedną, a następnie drugą stronę. Dotknął łechtaczki. Tilda syknęła i wyprężyła się. Pod dłońmi poczuł napinające się mięśnie ud. Wysunął cały język i mocno przejechał nim po kroczu dziewczyny. Znowu jęknęła i szarpnęła go za włosy. Na ustach poczuł coś mokrego, błyskawicznie zwilgotniała. Zaczął szybko lizać. Nabrzmiały członek uwierał go, wzbierające pożądanie domagało się ujścia. W tej pozycji była bezbronna, bez trudu mógłby ją wziąć, nawet tak brutalnie i mocno jak tamten nieznajomy gość. Może ten sposób spodobałoby się partnerce, może krzyczałaby z rozkoszy przygnieciona ciężarem muskularnego, ciemnego ciała.
– Nie spiesz się tak, jesteś dziś trochę rozkojarzony – mruknęła Tilda. Przeciągnęła się z rozkoszą. – Rób to dokładnie, słyszysz? Tak, jak poprzednio.
Posłusznie skupił się na małej, różowej wysepce, dotykając ją ostrożnie samym czubkiem języka. Pęczniała przyjemnie pod językiem, Tilda rozchyliła uda jeszcze szerzej. Galeh dotknął łechtaczki mięsistymi ustami. Zassał ją lekko, leciutko, wypuścił spomiędzy warg, by po chwili wznowić pieszczoty językiem. Dopiero wtedy dotarło do niego, że Tilda jęczy i sapie już od dłuższej chwili, a uda dziewczyny zaciskają się na jego uszach.
– Mogę już?
– O nie, jeszcze nie… liż mnie jeszcze.
Posłusznie schylił głowę i polizał raz, drugi. Zniecierpliwiony przedłużającym się oczekiwaniem zaczął intensywniej pracować językiem. Jednocześnie czuł, jak jego erekcja wzbiera. Złościł się w duchu na humory partnerki. Bawiła się nim, czuł się niemal wykorzystywany i lekceważony.
– Powiedziałam, żebyś się tak nie spieszył. – Szarpnięciem za krótkie włosy na chwilę zdyscyplinowała Togijczyka, ale nie trwało to długo. Galeh podniósł głowę.
– Dość tego – wysyczał przez zęby. – Jeśli jeszcze nie doszłaś, to ja już na to nic nie poradzę.
– Wracaj na swoje miejsce.
– Nie ma mowy. – Wsparł się obu rękach i wsunął biodra pomiędzy uda kochanki.
Tilda wydawała się zaskoczona: – Hej, nie pozwoliłam ci…
Nie masz nic do gadania. – Poczuła, jak potężna żołądź toruje sobie drogę przez fałdy ścianek pochwy, wyeksponowanej tak ochoczo na oralne pieszczoty, wprost do jej wnętrza.
– Nie, Galeh, nie… powiedziałam ci przecież. – Spojrzała z gniewem, usiłując odepchnąć napierający tors czarnoskórego – za chwilkę…
Galeh otworzył usta, spojrzał na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobył się nawet dźwięk. Jak rażony piorunem opadł na Tildę.
– Galeh, nie wygłupiaj się. Jesteś ciężki… No, już, wstań. – Mężczyzna nawet się nie poruszył. Tilda poczuła na udzie wilgoć. Odruchowo sięgnęła palcami w to miejsce i podniosła je do oczu. Krzyknęła z przerażeniem. Palce lepiły się od gęstej, ciemnoczerwonej krwi.
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.
Komentarze
Megas Alexandros
2014-03-07 at 16:47
Witam!
Patrzę trochę z niedowierzaniem – od premiery opowiadania minęło już siedemnaście godzin i nie ma jeszcze żadnego komentarza? Uważam to za absolutny skandal, ale z drugiej strony, cieszę się, że mogę skomentować pierwszy 😉
Opowiadania Miss zawsze były dla mnie czytelniczą ucztą, nad którą rozpływałem się w zachwytach – nikogo więc pewnie nie zdziwi, że i kolejny rozdział kryminału "Manhattan" bardzo przypadł mi do gustu. Wprawdzie wątki Seana i Anny ledwie ruszyły z akcją, by się zaraz urwać, ale za to u pozostałych bohaterów dzieje się dużo i ciekawie. Czasem też i ostatecznie. Fabuła przekroczyła już chyba swój półmetek, więc stawka w grze staje się coraz wyższa – i trup zaczyna słać się coraz gęściej.
Odwiedzamy zatem starych przyjaciół, zawieramy również nowe znajomości. Tajemnica morderstw w metrze zaczyna się powoli wyjaśniać – widzimy już przynajmniej zarys tego, z czym mierzyć się przyjdzie Tildzie i Jonowi. Ale nie należy się obawiać – wciąż jest dość suspensu, by utrzymać (a nawet wzmóc!) zainteresowanie Czytelnika. Niby wiemy więcej, niż poprzednio, ale to wciąż hipotezy. No i najważniejsze osoby dramatu wciąż pozostają skryte za kotarą.
Duże wrażenie zrobiło na mnie tło faktograficzne tego rozdziału. Szczególnie – liczne informacje dotyczące historii londyńskiego metra. To się nazywa porządny research! Dowiedziałem się podczas lektury wielu ciekawych faktów, a to zawsze cenne. W opowiadaniu erotycznym zaś stanowi bardzo mile widzianą niespodziankę 🙂
Co do erotycznej strony piątego "Manhattanu" – również trudno formułować jakieś zarzuty. Dzieje się, może bez nadmiernych fanaberii (to nie spoiler, wystarczy sprawdzić tagi 🙂 ale i tak bardzo smacznie i ciekawie. Zachęcam zatem gorąco do lektury – tej i poprzednich części. Z prozą Miss.Swiss nie sposób źle trafić!
Pozdrawiam serdecznie
M.A.
Karel Godla
2014-03-07 at 19:14
Beznadzieja. Piąty odcinek. Mnóstwo akcji. A ja nadal nie wiem, nawet w przybliżeniu, co się kryje za tragediami kobiet, które opisuje nasza pomysłowa autorka. O to w sumie chodzi w kryminałach. Trzymać napięcie do końca i nie dać przedwcześnie czytelnikowi szansy na odgadnięcie rozwiązania.
Chwalę płynną narrację, dobre dialogi, które posuwają akcję do przodu. Mnie też imponuje wiedza nt. londyńskiego metra. Bawi postać pani profesor.
Scena z Theodorem – nieco przeszarżowana, naśladując dramaturgią dawne klasyczne kryminały, co nieco odbiega od realizmu.
Podoba mi się konstrukcja – plecionka wątków i losów różnych bohaterów, aczkolwiek zgodzę się, że wątek Seana i Anny są mniej dynamiczne – przynajmniej w tej części.
W erotyce napisanej dobrym językiem zwróciłem uwagę na metaforę węża. Miss ma słabość do gadów, co można zauważyć również w cyklu Sekrety Syjamu, który polecam każdemu, kto jeszcze nie czytał.
Dość pochwał. Nadal przybija mnie beznadzieja. Miss pozbawiła mnie poczucia, że nie oprą mi się na długo żadne kryminalne zagadki. Podrażniła moją ambicję. Po prostu beznadzieja. Muszę wyglądać kolejnego odcinka, na który mam nadzieję nie czekać zbyt długo.
Miss.Swiss
2014-03-07 at 20:14
Karelu, Alexandrosie – przede wszystkim dziękuję Wam za korektę i uwagi, no i ogromną do mnie cierpliwość:-) Hmm, właściwie nie lubię węży… Jakoś tak wyszło.
Ale na razie nikt nie dopatrzył pewnego związku z… no, dobrze, skoro nikt się nie dopatrzył, to ja nie będę nic zdradzać. Może oprócz tego, że w kolejnym odcinku Anna i Sean dostaną więcej czasu antenowego.
Megas Alexandros
2014-03-08 at 13:24
Hmmm… "związku z…"? Jesteś jak zawsze tajemnicza, Miss 😀 Czy chodzi o wzajemne nawiązanie fabularne w Twoim "Manhattanie" i "Maxie Malyckim" Foxa? Czy może o związki wewnątrz Twej opowieści, między poszczególnymi bohaterami czy też wydarzeniami? No, chociaż mała podpowiedź, Miss!
Pozdrawiam
M.A.
Miss.Swiss
2014-03-08 at 13:41
Zimno, zimno:) no dobrze, nie będę taka… jenna, Islandka Christel, nazwa jachtu… Czy to Panu coś mówi?:)
Foxm
2014-03-08 at 13:43
Nie wydaje mi się, żeby mój tekst odegrał w tej historii jakąś rolę. Wygląda na to, że Miss ma to starannie zaplanowane:) Nie uchylaj, popsujesz rozkosz oczekiwania.:)
Pozdrawiam,
Foxm
Foxm
2014-03-08 at 13:46
Ehhh, za późno, autorka uchyliła rąbka tajemnicy 🙂
Foxm
2014-03-08 at 12:11
No i cóż ja mam teraz zrobić? Znowu czekać wiele długich miesięcy, by dowiedzieć się co będzie dalej? Fascynująca historia i dalej wiemy mniej więcej tyle, co na początku rozdziału. Czytanie tego tekstu to prawdziwa przyjemność. Naprawdę to jest najlepsza Twoja seria i mógłbym ją czytać i czytać.
Bardzo fajny motyw "gry", w trakcie lektury przyszło mi nawet do głowy kilka możliwych plansz. Podoba mi się pewna ewolucja Tildy okazało się, że jednak ma uczucia i można ją zranić. Ciekaw jestem czy Jon, który na razie jawi mi się jako dziecko we mgle doczeka się swej chwili prawdziwego szczęścia w jej ramionach?
Galeh, cóż jego zachowanie rozumiem do pewnego stopnia. Jak można chcieć rzucić taką kobietę jak Tilda? Ja stawiam na związek Anny z Tildą, choć nie wiem czy się słusznie dopatruje. Byłoby to karkołomne i zaskakujące, ale taka uroda kryminałów.
Szkoda, że tak się zamknął wątek TPAL, doceniam wzmiankę o biznesmenach z Europy. 🙂
Nagana bez wątpliwości należy się Czytelnikom NE, nowy odcinek jednej z najlepszych naszych serii ma premierę, a oni co? Trzy komentarze, to się nie godzi…
Nie każ mi czekać zbyt długo, znów się wkręciłem 🙂 Mam straszną ochotę na więcej.
Pozdrawiam,
Foxm
Megas Alexandros
2014-03-08 at 13:11
Foxie,
a nie masz czasem wrażenia, że Anna już nie żyje w planie chronologicznym, w którym rozgrywa się wątek Tildy? Bo przecież przypadki z życia Anny mają miejsce rok wcześniej – w 2010 r. A śledztwo toczy się w 2011 r. Mam w dodatku nieprzyjemne wrażenie, że jest to śledztwo w sprawie naszej drogiej Polki.
Pozdrawiam
M.A.
Foxm
2014-03-08 at 13:38
Możesz mieć rację, ale nie musisz. To wie tylko Autorka. Pewnie jeszcze zostaniemy zaskoczeni. Zresztą ewentualna śmierć Anny nie wyklucza tak naprawdę niczego. W którejś części było powiedziane, że Tilda ma zbiór opowiadań erotycznych pisanych po polsku. Poza tym swojsko brzmiące nazwisko bohaterki.
Hmm….
Fox
Rita
2014-03-08 at 14:20
Wyprzedziłeś mnie Foxie!! 🙂 A komentarzy przybyło dość szybko.
Dopisuję się do powyższych opinii całym sercem. Kapitalna seria! I też chce się zakrzyknąć wraz z Karelem – beznadzieja!!! Chciałabym już coś wiedzieć, mieć bardziej konkretne tropy, a tu pojawiają się kolejni bohaterowie, którzy zagęszczają scenę. I nie wiem czy Anna już nie żyje, czy to może Maria w bucikach od Louboutina, co z tajemniczą Islandką – nie Islandką, jaką rolę odegra jeszcze Mara?
No same zagadki 🙂 I o to chodzi. Tak trzymaj Miss, tylko proszę, nie każ nam czekać zbyt długo!
Miss.Swiss
2014-03-08 at 15:18
Ale tylko rąbeczka… I to i tak w niczym nikomu nie pomoże, tzn. Na pewno nie w rozwiązaniu tajemnicy tunelu:)
Karel Godla
2014-03-08 at 16:42
Ty, okrutna, ty 🙂
Sinful Pen
2014-03-08 at 21:42
Witam,
Chciałem rano dopisać na szybko komentarz, ale nie zdążyłem, a tu proszę ile przybyło komentarzy, zachwytów, lamentów czytelniczych, a najbardziej istotne pytanie to kiedy następna część. Cóż, nie będę oryginalny, też dołączam do przedmówców. Jako Czytelnik, u którego beletrystyka zajmuje przytłaczającą większość z czytanych książek od razy wpadłem jak śliwka w kompot, gdy przeczytałem pierwszą część "Manhattanu". Kolejne tylko ten stan pogłębiały, aż do pełnego zanurzenia. Rzeczywiście – choć wiemy nieco więcej – ro jednak nie tyle, aby nie przebierać z niecierpliwości nogami. Miss w świetny sposób dozuje przypływ informacji, a że – powtarzam to do znudzenia – ma wyśmienite pióro, kolejne akapity zostają pochłonięte w ekspresowym tempie. Niezwykły to dar droga Miss. Korzystaj z niego ku naszej uciesze i nie każ czekać na szósty odcinek zbyt długo. Ocena może być tylko jedna – chciałem kliknąć sześc gwiazdek, ale się nie dało ;).
Pozdrawiam.
SP
Miss.Swiss
2014-03-08 at 22:21
Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Dołożę starań, aby na następną część nie trzeba było czekać tak długo:-)
Anonimowy
2014-03-09 at 22:09
Dogonienie Autorki i przeczytanie wszystkich odcinkow Manhattanu troche trwalo, ale bylo warte wysilku:) Pisz koniecznie dalej Miss! Dobrze robisz (zwlaszcza czytelnikom!) Devon
Anonimowy
2014-03-10 at 19:08
Moim zdaniem – top of the top. Najlepsza seria na Najlepszej Erotyce, a sporo tutaj czytam.
Sliczna_Sami
2014-03-27 at 17:10
Moim zdaniem, Anna to Tilda. 🙂
Miałam też ochotę napisać, że znaleziona w tunelu ofiara to Maria, ale powstrzymał mnie fakt, iż ponoć Anna i Maria mimo iż kuzynki (a naprawdę siostry przyrodnie), były do siebie łudząco podobne, co nie uszłoby spostrzeżeniu naszego drogiego Jona, pomimo całej Jego gapowatości w obecności Tildy, a już na pewno uwadze innych policjantów. 😉
Uwielbiam takie do granic absurdu posunięte rozwiązania i będę rozczarowana, jeśli okaże się to nieprawdą. 😉
Miss Swiss, Twoja seria trzymała mnie murem przed komputerem, aż do bólu wszystkich mięśni, bólu oczu i bólu sumienia, domagającego się podjęcia pilnych zajęć.
Nie proszę jednak o odszkodowanie, zaczęłam ją czytać na własne ryzyko, doskonale wiedząc, z Autorką jakich lotów mam do czynienia.
Gratuluję pomysłu, świetnie prowadzonych wątków, wyrazistości postaci, subtelnej gry na uczuciach Czytelników, żywej scenografii i pięknego języka i za to wszystko serdecznie dziękuję.
Oczywiście, czekam – mam nadzieję na dwie, a nie jedną część rozwiązującą wszelkie tajemnice i wątki.
Megas Alexandros
2014-03-28 at 23:48
Anna to Tilda? Muszę przyznać, że to jedna z najbardziej szalonych teorii jakie czytałem, nie tylko w odniesieniu do cyklu "Manhattan" 🙂 Ale to właśnie jest fajne w rozbudowanych i złożonych, a nade wszystko pełnych tajemnic fabułach, że skłaniają do snucia takich właśnie "crazy theories"! Tak więc badajmy, analizujmy i wyciągajmy jak najdziwniejsze wnioski. Kto wie? Może jeden z nich będzie tożsamy z fabularnymi pomysłami Miss 🙂
Pozdrawiam
M.A.
Miss.Swiss
2014-03-30 at 19:08
Sami, dziękuję za miłe słowa. Nie, Anna to na pewno nie Tilda – wspomniane były w poprzednich częściach dorastanie jednej i drugiej bohaterki, choćby z tego powodu nie są to te same osoby. Ale cieszę się, że kombinujecie:-))
Foxm
2015-02-07 at 15:00
Ludzie domagają się na Najlepszej Erotyce kontynuacji przeróżnych serii, a to Roberta, Domu Rossów, Roberta, ale…
Dlaczego nikt nie pyta o "Manhattan" jest dla mnie niezrozumiałe.Tilda wciąż trzyma się mocno na pierwszym miejscu mojego prywatnego rankingu na najbardziej wyrazistą postać kobiecą na NE.
Z przyjemnością jednak przeczytałbym kolejne części tej historii. Mój komentarz ma charakter wyłącznie dopingujący.
Pozdrawiam,
Miss.Swiss
2015-02-09 at 21:22
Ooch, a ja bym tak chętnie skupiła się na pisaniu, Foxie:( Niestety, zmiany w moim życiu realnym, zwłaszcza zawodowym są tak duże, że muszę innym sprawom przyznać priorytet. Co i rusz dopisuję kilka wersów do kolejnej części, ale do końca daleko. Dziękuję jednakże za pamięć o bohaterach i o samej serii.