Miniatury Ravenhearta  3/5 (12)

14 min. czytania
Mike DeBalfo(SquirrelShaver), "Dejah Thoris", CC BY-NC-ND 3.0

Mike DeBalfo (SquirrelShaver),
„Dejah Thoris”, CC BY-NC-ND 3.0

Pełnia miłości

Za oknem zapadał wieczór. Dalekie odgłosy miasta stopniowo cichły. Wiedziała, że zaraz do niej przyjdzie. Podeszła do lustra i sięgnęła po stojący na stole flakonik z orientalnym, kuszącym zapachem. Popatrzyła w swoje odbicie.

Była nadal ładna i atrakcyjna – choć lata młodości pozostały już za nią. Piersi, duże i zadbane, zaczynały już ciążyć ku dołowi, choć nadal mężczyźni często oglądali się za nią z – jakże miłym dla niej – błyskiem w oku. Westchnęła. Biodra jak zwykle wydały się zbyt szerokie, ale któż może o sobie powiedzieć, że jest doskonały? Na szczęście po ciąży udało się jej wrócić do dość zgrabnej figury – ale też ciężko na to pracowała. Inne kobiety w jej wieku miały zwykle większe problemy.

Uśmiechnęła się do siebie – widać miłość pomagała utrzymać formę. Niejedna jej przyjaciółka z zawiścią stwierdzała, że w od czasu, gdy poznała tego fascynującego mężczyznę, rozkwitła. Zazdrościły jej, wiedziała o tym – ale też było czego.

Chociaż dużo młodszy – prawie o ćwierć wieku – był dla niej wszystkim: partnerem, kochankiem, przyjacielem. Nigdy i z nikim nie czuła się tak blisko. No i uwielbiała wprowadzać go we wszystkie tajniki rozkoszy – sama myśl o tym, jak bardzo było to wyuzdane i perwersyjne wywoływała przyjemny dreszcz na jej plecach. Ale był jej – a ona jego – więc nie dbała o to, co mówią inni, niezależnie czy mówili to głośno, czy też plotkowali za jej plecami. Była szczęśliwa – i gotowa stoczyć o to szczęście bitwę z całym światem.

Skrzypnęły cicho drzwi. Usłyszała delikatne kroki. Podszedł do niej i objął ją od tyłu. Skuliła się w jego ramionach, zatopiła w opiekuńczej sile jego rąk. Poczuła na swoim karku oddech i pierwsze, delikatne uszczypnięcia jego ust. Przełknęła ślinę.

– Nie, zostaw. Nie powinniśmy… – poprosiła, choć fala ciepłej rozkoszy popłynęła w dół jej ciała. Zawsze tak reagowała na jego dotyk. Zawsze jednak próbowała choć przez chwilę oprzeć się pożądaniu. To była ich zwykła gra, ich wstęp do krainy rozkoszy.

Całował wytrwale jej kark, pieszcząc go ustami, głaszcząc oddechem. Delikatnie drażniąc jej skórę czubkiem języka, posuwał się w dół. Poczuła, jak jej piersi wzbierają oczekiwaniem, jak nogi drżą lekko w oczekiwaniu na nieuniknione. Tak chciałaby, żeby wziął ją teraz, tak chciała oddać mu się cała – ale pragnęła też przedłużenia tej chwili, tej namiętnej – a jednocześnie tak czułej pieszczoty. Skłoniła głowę, w niemym przyzwoleniu odsłaniając najbardziej wrażliwe miejsce, tam, gdzie jej szyja łagodnym łukiem przechodziła w krągłość ramienia. Gdy jego usta odnalazły ten punkt, poczuła, jak jej wnętrze wypełnia słodka fala wilgoci.

Jego ręce delikatnie wsunęły się pod jej piersi. Uwielbiała to uczucie, gdy jego mocne, pewne dłonie nieznacznie unoszą je ku górze, jakby badały ich wielkość, ciężar i kształt – choć przecież były im tak dobrze znane. Delikatne westchnienie wyrwało się jej z ust. Jego palce gładziły jej skórę, czuła ich palący dotyk mimo okrywającej ją tkaniny. Sutki były wręcz boleśnie sztywne, wyprężone, wrażliwe na najmniejsze poruszenie.

Dotykał jej tak, jak lubiła – jakby śledził jej myśli. Jego dłonie ostrożnie ważyły jej piersi. Były takie, jakich pragnął. Duże, ciężkie, budzące uczucie bezpieczeństwa i dające poczucie posiadania. Nie były piersiami nastolatki, małymi i jędrnymi, nieśmiało zatrzymanymi w chwili, gdy dopiero budzą się do życia. Nie były też perfekcyjne zbudowanymi krągłościami modelki, ideałem krągłości prowokacyjnie opiętym prześwitującym materiałem. Należały do kobiety dojrzałej, lecz nadal pięknej i uwodzicielskiej. Kusiły obietnicą miłości doskonałej, pełnej doświadczenia, czułości i wspomnienia dzieciństwa. Tak, wiedział, że już kiedyś dziecko – jej dziecko – chciwie wpijało się w ich życiodajne sutki. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, powodowało jakiś dziwny, przyjemny dreszcz. Czuł pod palcami nabrzmiałość jej skóry, wspomnienie dawnej, ociężałej rozkoszy i spełnionej miłości. Uwielbiał tę pamięć macierzyństwa, która przepełniała jej piersi i sprawiała, że były gotowe do ponownego wypełnienia się. Zamruczała cicho, jakby potwierdzając jego marzenie.

Przez chwilę pomyślał, czy kiedyś jego – ich – dziecko znów sięgnie do jej piersi. Czy będzie musiał dzielić się tymi wspaniałymi, ciężkimi półkulami, które tak go podniecały, że w środku upalnego dnia, na samo przelotne wspomnienie ich zapachu, jego męskość prężyła się w oczekiwaniu na słodką obietnicę nocy? Uśmiechnął się do swoich myśli i przesunął dłonie wyżej, pozwalając, aby wnętrze jego dłoni otarło się o jej wyprężone sutki. Znowu jęknęła. Uwielbiała to – podobnie jak on.

– Lubisz tak? – spytał, choć przecież tyle razy słyszał już odpowiedź.

Zamruczała cicho. Jej dłonie zsunęły się w kierunku ud. Drżały niecierpliwie, zaciskając się na fałdach sukni.

– Powinieneś sobie znaleźć jakąś dziewczynę w swoim wieku – powiedziała cicho. To też należało do gry. Tej samej za każdym razem – choć zawsze innej.

– Jakąś głupią młódkę? – powiedział, nie przestając jej całować, pieszcząc jednocześnie wnętrzem dłoni wzwiedzione, nabrzmiałe pożądaniem końcówki jej piersi. – Żadna nie ma takiego ciała jak twoje. Żadna nie wie tyle o miłości. Żadnej tak nie kocham.

Jej palce podwinęły delikatny materiał okrywający jej ciało. Palcami sięgnęła ku swojej nabrzmiałej oczekiwaniem muszelce. Była cała mokra, gotowa. Przesunęła palcami po swojej wilgotnych płatkach, czując, jak przenika ją prąd.

– Jesteś taki młody… – powiedziała. – I taki męski. Mógłbyś mieć każdą, gdybyś tylko chciał. A ty jesteś ze mną…

Wysunęła się z jego objęć i obróciła się. Popatrzyła na niego; na piękne, wysportowane, młode ciało. Na jego rozjarzone pożądaniem oczy. Na znajome wybrzuszenie w okolicy jego ud. Jednym ruchem rozwiązała wstążkę przytrzymującą jej koszulę. Okrycie spłynęło z jej ciała, a jedwabny dotyk zsuwającego się materiały rozpalił zmysły do białości. Stała przed nim zupełnie naga, jej ciało błyszczało przed nim w mroku wczesnego wieczoru.

– Co ty we mnie widzisz, chłopcze – spytała prowokująco. Sięgnęła ku swoim piersiom. Uniosła je. Spojrzały na niego wzwiedzionymi, brązowymi, napiętymi stożkami.
– Popatrz – powiedziała. – Nie są już tak młode. Zaczynają już powoli ulegać ciężarowi lat. Czy one w ogóle mogą ci się podobać, młodziku?

Znowu się uśmiechnął – tym swoim przekornym, łobuzerskim uśmiechem, który tak zawrócił jej w głowie.

– Nie wiem, ale żadna inna dziewczyna nie ma tak słodkich, jak ty. Żadnej nie pragnę tak, jak ciebie. Żadnej nie chcę zrobić tak dobrze, jak tobie.

– A będziesz potrafił? – teraz ona uśmiechnęła się do niego. – Wiesz, czego chce dojrzała kobieta? Taka, która niejedno już widziała? Wiesz, co zrobić, żeby krzyczała z rozkoszy?

Prowokującym, powolnym ruchem, zaczęła pieścić swoje piersi. Jej dłonie zataczały małe kręgi, lubieżnie otaczając ich kształt. Patrzyła mu prosto w oczy, a jej biodra rozsunęły się w bezwstydnej obietnicy. Odpowiedział jej spojrzeniem.

– Nie wiem – szepnął cicho – Pokaż mi.

Jęknęła gardłowo, nie mogąc już przedłużać tej gry. Zrobiła krok w jego stronę i pchnęła go mocno na łóżko. Padł na wznak, szeroko rozrzucając nogi. Błyskawicznym, kocim ruchem wskoczyła na niego i obnażyła jego ciało. Widział jej wielkie piersi, ciężko zwisające nad nim i płonące oczy.

– Mój młody mężczyzno – wyszeptała namiętnie – teraz JA ci pokażę, jak kobieta potrafi zapanować nad takim chłopcem, jak ty.

Znalazła jego wyprężoną męskość, chwyciła ją w usta. Łapczywie, zachłannie. Pełne usta, gorące i zmysłowe, objęły go w posiadanie i pochłonęły. Pracowała wytrwale, w górę, w dół, w górę, w dół – niezmiennym, pewnym rytmem. Dłonie znalazły jego jądra, umiejętnie wciągnęły go w taniec dotyku, dokładnie tak, jak pragnął.

Poddał się w jej władanie, ale szybko pokazała mu, że to za mało. Że ona pragnie – żąda – wzajemności. Zgrabnym ruchem, nie przerywając pieszczoty, przełożyła biodra nad jego ciałem, tak, że jej ociekająca oczekiwaniem kobiecość znalazła się tuż na jego ustami.

Owionął go zniewalający, fascynujący zapach kobiety. Podnieconej kobiety. Jego kobiety. Przyciągnął jej uda do siebie, wpił się w jej wargi, rozwarł je językiem. Poczuł jej smak. Wyprężyła się z rozkoszy, wcisnęła się w niego. Chciał jej pokazać, jak wiele już się nauczył – ale i tym razem to ona przejęła kontrolę. Pewnymi, silnymi ruchami bioder pokazała mu, co ma robić. Jak wytrawna nauczycielka, prowadziła go, pokazywała mu każdą tajemnicę kobiecego ciała, nagradzając każdy dobry ruch kolejną pieszczotą składaną na jego członku. Dostosował się do niej pokornie, ucząc się wyczuwać jej potrzeby.

Zatrzymała go tuż przed końcem – pozwoliła, aby zawisł na skraju przepaści, balansując na krawędzi wybuchu. Dyszał ciężko, a ona w dłoni czuła pulsowanie krwi w jego wyprężonej męskości. Roześmiała się cicho i obróciła się.

– O nie, kochany – jeszcze nie. Nie wolno ci zmarnować ani kropelki.

Zmieniła pozycję. Dosiadła go, kierując sztywny pal prosto do swojego ciepłego wnętrza i nabijając się powoli na niego. Pozwoliła, aby wsuwał się w nią leniwie, rozpychając ją, smakując każdy centymetr jej ciała. W końcu otoczyła go całego mokrym, gościnnym ciepłem. Uśmiechnął się do niej. Dwie wielkie, ciężkie piersi oparła o jego tors. Uwielbiał to. Czuł jej sutki, sztywne, nabrzmiałe wbijające się w niego.

– A teraz, mój mały – zamruczała mu wprost do ucha – pokażę ci, o czym marzysz.

Rozpoczęła powolne ruchy biodrami. Jego członek zaczął wysuwać się z niej, ale nie pozwoliła mu uciec. Gdy tylko jej płatki zaczęły się zamykać na zwieńczeniu jego maczugi – pchnęła z powrotem. I jeszcze raz. I znowu.

Kołysała się na nim, panując nad nim całkowicie. Oddawała mu całą swoją wiedzę o sekretach miłości, o zespoleniu kobiety i mężczyzny. O uczuciach, o tkliwości, o namiętności. Zanurzył się w tym cały, pozwalając, by odkryła przed nim jego własne emocje i doznania; pragnienia których istnienia nawet nie podejrzewał. Zniżyła usta i pocałowała go, zlizując z niego pozostałości swoich własnych soków. Pieściła go językiem, pozwalając, aby i on poczuł swój własny smak.

W końcu, czując, że oboje pragną spełnienia, przyspieszyła ruchy. Nachyliła się nad nim i przeniosła jego dłonie na swoje pośladki. Jej dzikie, płonące spojrzenie powiedziało mu, czego chce. Chwycił ją mocno, aż do granicy bólu. Zespolili się w dzikim tańcu, w szalonym, upajającym biegu po ciasnej spirali, w górę, w górę – aż do szczytu rozkoszy. Nadeszła nagle, obezwładniającym wybuchem.

Ostatni ruch i z głośnym krzykiem wypełnił ją gorącym strumieniem. Jęknęła gardłowo i pozwoliła, aby fala spełnienia zalała i ją. Ścisnęła jego drgający członek, jakby chcąc zatrzymać go w sobie na wieczność. Opadła na niego, przytulając się do szerokiej piersi, pokrywając twarz pocałunkami.

Leżeli kilka chwil, pijani ledwo co skończonym aktem. Oddychali jeszcze nierówno, wsłuchując się w swoje ciała; czekając, aż niespokojne bicie serc odzyska normalny rytm. W końcu ona uniosła się na zgiętym łokciu i nachyliła nad nim. Jej cień padł na jego szeroką, falującą pierś.

– Mój młody, niewyżyty źrebaku – wyszeptała – Co w tobie takiego siedzi, że nie potrafię ci się oprzeć.

Wyciągnął rękę ku jej twarzy.

– Miłość, kochana.

– Mhm – mruknęła i sięgnęła zaborczym ruchem dłoni ku jego męskości – No to zobaczymy, czy dasz mi jeszcze jeden dowód tego uczucia.

Ujęła jego maczugę w swoją delikatną dłoń, schowała ją w opiekuńczym schronieniu pieszczoty. Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła, jak pod jej palcami krew wypełnia tego wspaniałego członka, który chwilę temu wyniósł ją na szczyty szczęścia i rozkoszy.

Jej twarz znów znalazła się nad jego twarzą. Poczuł jej oddech, kilka niesfornych włosów opadających z jej grzywki połaskotało go po czole. Namiętność znów wezbrała w nim falą pożądania, a jego męskość uniosła się, jak budzący się do życia wąż. Wyciągnął dłoń i chwycił ją za kark mocnym uchwytem. Jej oczy rozbłysły w ciemnościach.

– Jesteś taka piękna… – powiedział – Chciałbym zabrać ze sobą pamięć tej chwili w zimną wieczność Hadesu, gdy nadejdzie mój czas.

– Ja także, moja miłości – powiedziała – Chcę, żebyś był wtedy ze mną.

– Kocham cię – szepnął i przyciągnął ją do siebie – Kocham cię, Jokasto.

Przed nimi była jeszcze cała noc.

Pierre Auguste Renoir, " Portret Aleksandra Thurneyssena jako pasterza"

Pierre Auguste Renoir, ” Portret Aleksandra Thurneyssena jako pasterza”

Bieszczadzki poranek

Zabłąkany promień słońca buszował po twarzy chłopca, odpędzając resztki snu. Potrząsnął głową, ale oczywiście nic to nie pomogło. Słońce już było dość wysoko, rozpoczynał się kolejny dzień tego gorącego, dusznego lata. Poczuł, jak przebudzenie leniwie – ale nieustępliwie – ogarnia całe jego ciało. Przeciągnął się, aż zatrzeszczało mu w stawach i obrócił na bok. Nie otworzył jeszcze oczu, ale wyczuł, że jest sam. Musiała wyjść wcześniej – w przeciwieństwie do niego, lubiła chodzić po porannej trawie, chłodnej od rosy. On wolałby raczej przytulić się go jej ciepłego ciała, przeciągnąć ręką po jej miękkich włosach, wyszeptać do ucha czułe słowa – i oczywiście wykorzystać kończące się chwile tego letniego poranka do miłosnych igraszek.

Na samą myśl o jej uległym, chętnym ciele przeszedł go dreszcz, a członek natychmiast drgnął i zaczął się unosić. Czuł jego przyjemną ociężałość; nabrzmiałą oczekiwaniem niecierpliwość. Sięgnął ku niemu ręką, aby kilkoma ruchami prostej, młodzieńczej i niewinnej nieskromności pobudzić go do pełniejszego ożywienia. Rozkoszne mrowienie przeszyło jego ciało, ale opanował się. Poranne robienie sobie dobrze jest przyjemne – ale daje tylko połowę zadowolenia. Są przecież lepsze sposoby – nawet jeśli wymagają przejścia gołymi stopami po mokrej trawie.

Szybko wysunął głowę z szałasu – i mrużąc oczy przed słońcem, rozejrzał się wkoło rozamorowanym spojrzeniem podnieconego nastolatka. Stała o kilka metrów od brzegu jeziora, ciesząc się słonecznym ciepłem. Spojrzał na nią, skąpaną w łagodnym blasku i poczuł, że przepełnia go dziwne, tkliwe uczucie. To było ich pierwsze wspólne lato. Rozmarzył się przez chwilę, ale sztywny członek przypomniał o swoich potrzebach. Poranny, letni seks na zielonej trawie – to jest to! Na romantyczne westchnienia czas przyjdzie potem.

Popatrzył na nią raz jeszcze, sycąc zmysły jej kształtami. Przez chwilę zmarszczył czoło, niezadowolony, że jakiś zabłąkany turysta – albo mieszkający w nieodległej wiosce tubylec – mógłby podejrzeć tę intymną chwilę; stać się jakimś obcym, nieprzyjaznym świadkiem ich miłości. Po chwili jednak uśmiechnął się do siebie. Wokoło nie było żywego ducha. Chłopi zwykle pracowali od świtu na polu, a na przyjezdnych było jeszcze zbyt wcześnie. Poza tym, pomyślał przelotnie, dlaczego ktoś miałby tu przyjść, w ten położony na końcu świata zakątek?

Ich zakątek. Byli tu tylko dla siebie, cały zewnętrzny świat nic ich nie obchodził – mógłby nawet nie istnieć. Chłopiec niezgrabnie wygramolił się z namiotu i podszedł do niej cichym krokiem – usłyszała go jednak. Obróciła głowę i spojrzała w jego stronę. Uśmiechnął się łobuzersko i wyprężył dumnie swe młodzieńcze skarby. Wniesiony członek zakołysał się lubieżnie.

– Obudziłem się i od razu pomyślałem o tobie – powiedział z błyskiem w oku.
Spojrzał jej w oczy i zobaczył, jak tańczą w nich wesołe iskierki, które tak lubił. Fala pożądania zalała jego ciało.

Zbliżył się do niej, objął i przytulił. Czuł jak jego wzwiedziony członek ociera się o jej ciało, sprawiając, że przeszywa go gorący dreszcz. Wiedział, że ona pragnie go tak samo mocno. To był zwyczaj, rytuał, od którego zaczynały się ich zabawy. Jego palce zanurzyły się w jej gęstych, mocnych włosach. Przysunął do nich twarz i głęboko wciągnął jej zapach. Upajający, podniecający. Czuł, jak jego męskość jest już boleśnie naprężona. Wiedział jednak, że ona potrzebuje jeszcze jego pieszczot. Jego ręce gładziły jej ciało, usta szeptały miłosne zaklęcia przesuwając się w kierunku nagiej, delikatnej dziureczki. Dotknął jej najpierw palcem, jakby w subtelnym, nieśmiałym przywitaniu. Rozchylił jej brzegi, odsłaniając wrażliwe, różowe wnętrze. Położył ręce na jej udach i przejechał językiem po cudownej szpareczce. Pod palcami czuł drżenie jej ciała. Zawsze tak samo niewinne, nieśmiałe i kuszące – jakby swoją tajemnicę poznawali po raz pierwszy.

Wpił się w jej wnętrze, buszując po nim wszędobylskim, pewnym językiem. Czuł, że pod tym dotykiem ciepła, rozkoszna ciemność błyskawicznie wypełnia się zapraszającą wilgocią. Jego członek był już tak naprężony, że czuł, jakby między nogami zwisał mu kawałek sztywnego, ciężkiego kija. Nie miał siły na dłuższe wstępy – ona zresztą też już nie chciała przedłużać tej gry. Potrzebowali tego oboje. Wspiął się na nią od tyłu, na pieska. Rozchylił jej błyszczącą od soków szparkę i wślizgnął w tę gorącą, tak dobrze mu znaną norkę. Pchnął szybko, mocno, z dziwnie podniecającą mieszaniną namiętności i niezręczności – jak każdy młody chłopak. Czuł, jak jego jądra przyciskają się do jej gorącego ciała. Uwielbiał ten dotyk, fascynujący, erotyczny, obiecujący zbliżające się spełnienie. Sięgnął ręką i sztywne, duże sutki, które zawsze tak go podniecały, same wskoczyły mu w dłoń. Jęknął przeciągle i ścisnął je delikatnie, tak, jak lubiła, a potem zatopili się oboje w odwiecznym rytmie, w tajemnym tańcu rozkoszy. Mimo tak młodego wieku, nie zadowolili się krótkim, drapieżnym aktem przynoszącym proste rozładowanie. Kochali się w dojrzały, namiętny sposób, smakując każdy ruch swoich ciał, ciesząc się każdą chwilą uprawianej miłości. Chłopak prowadził ją pewnie, ale powoli, ku tej magicznej chwili. Wspólnie szli tą drogą, w której ważny jest nie tylko cel, ale też każdy krok, który ku niemu wiedzie.

I nagle, w najcudowniejszej chwili, tuż przed szczytem rozkoszy, coś wytrąciło go z miłosnego zapomnienia. Gdzieś z góry, z drugiej strony łagodnego stoku dochodzącego aż do jeziora dobiegły go jakieś głosy. Chciał przestać i wysunąć się z rozgrzanego miłością ciepłego wnętrza, ale w tym samym momencie poczuł, jak ona dochodzi. W cudownej eksplozji orgazmu, jej mokra od soków szparka zacisnęła się na naprężonym do granic możliwości członku chłopca, wysyłając spazm rozkoszy wzdłuż jego kręgosłupa. Wówczas na niego także spłynęło tak długo przedłużane spełnienie. Krzyknął głośno, zaciskając palce na jej ciele i mocno pchnął. Gdzieś w jej wnętrzu, w samym epicentrum jej pulsującego orgazmu wpłynęła gorąca struga jego nasienia. Jedna za drugą, fale wdzierały się w jej oczekujące wnętrze. Zacisnął zęby, żeby nie krzyczeć z rozkoszy. Gdzieś, spoza granic jego świadomości, jak zza kurtyny mgły, usłyszał także jej głos – zduszone i odległe, przeciągnięte stęknięcie. A potem spłynął na nich śmiech. Zły śmiech. Szyderczy. Zaraz za nim pojawiły się okrzyki.
– Patrzcie, tam na dole głupi Jasiek znowu owieczkę dyma!

– Te, pastuch, jak ci z nią jest?

– Zobaczcie, tam pod lasem pasą się następne dziewczyny tego głupka!

Jasiek wysunął się z Białej z cichym mlaśnięciem. Kilka kropel białej, gęstej spermy wyciekło z jej nabrzmiałego sromu. Obejrzała się na niego pełnymi, smutnym oczami i zabeczała cichutko.

– Cichaj, Bialutka, cichaj. Dobrze będzie – powiedział uspokajająco. – Oni se zaraz pójdą.

Grupka wyrostków stanęła na wierzchołku pagórka. Wiejskie dzieciaki – małe, złośliwe, paskudne. Nienawidziły do i wyśmiewały się z niego, odkąd pamiętał. Spojrzał na nich wrogo. Zacisnął pięści, nie bacząc na to, że stojąc zupełnie nago, z ociekającym i więdnącym narządem wyglądał raczej żałośnie niż groźnie.

– Won – powiedział krótko.

Odpowiedział mu śmiech. Okrutny.

– Te, owcojebca – usłyszał – Zajmij się lepiej narzeczoną, bo ci ją tryk odbije.

Zabolało. Postąpił krok w kierunku grupki.

Wtedy nadleciał kamień. Przeszył powietrze z cichym, złośliwym świstem i uderzył go w ramię. Mimowolnie syknął z bólu. Biała spojrzała na niego ze strachem. Przed drugim zdążył się uchylić.

– Zostawcie nas – krzyknął w bezsilnej wściekłości. – Idźcie stąd!

Znowu ten śmiech. I obce, nienawistne spojrzenia.

– Bo co, pastuchu, baranem nas poszczujesz?

– E, nie – przeca baranowi on dziewuchy kradnie…

– No to może, jak mu tyłek nadstawi, to go baran będzie bronił?

– Owcojebca, nadstawisz się trykowi?

– Głupek!

– Niedorozwój!

Świsnął kolejny kamień. Poleciał długim łukiem, minął Jaśka i z nieprzyjemnym stuknięciem uderzył w Białą tuż na okiem. Ostra krawędź przecięła skórę; pojawiła się wąska strużka krwi. Owca beknęła przeraźliwie i pobiegła w stronę reszty stada. Przerażone zwierzęta zbiły się momentalnie w niewielką grupkę. Jasiek krzyknął głośno i ruszył pędem w stronę wyrostków. Nie dobiegł. Kolejny kamień trafił w czoło. Świat zawirował. Chłopak zwolnił i osunął się na kolana. Był od nich starszy, ale było ich zbyt dużo. A potem było jak zawsze. Były pięści i kopniaki. I wyzwiska.

Kiedy się ocknął, minęło już południe. Był cały posiniaczony. Wstał ciężko i powlókł się w stronę spokojnego znowu stada. Siadł koło Białej i obejrzał jej ranę. Na szczęście nie była groźna, więc pogładził ją tylko po głowie. Spojrzała na niego pytająco. Jasiek westchnął i przytulił się do niej. Zapłakał cicho. Słone łzy biednego, wiejskiego pastucha szybko wsiąkały w runo owcy, jego ukochanej.

.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

wraz z najnowszym zbiorem Ravenhearta kontynuujemy nasz cykl miniatur – tekstów zbyt krótkich, by mogły być samodzielnymi opowiadaniami, a jednak na tyle wartościowych, że zbieramy je w pakiety i publikujemy, by nie zaginęły w czeluściach internetu.

Dziś proponujemy naszym Czytelnikom dwie perełki jednego z najbardziej znanych Autorów NE. Jedna podniecająca, druga zabawna. Obydwie łączy jedno – zaskakująca puenta. Życzę miłej lektury!

Pozdrawiam
M.A.

Zabawne opowiadanka:) Devon

Jestem wielką fanką twórczości Ravenhearta (jeszcze od czasów Dobrej Erotyki), ale opowiadanie "Pełnia miłości" to musi być jakiś straszny staroć 😉
Tekst jest tak najeżony tymi wszystkimi "jej" i "jego", że aż ciężko się czyta, aczkolwiek zakończenie wynagradza cierpienia 😉

Stare, ale jare!

Zaiste, Aniu, miniatury tu zebrane są dość wiekowe 🙂

"Pełnia miłości" pochodzi z 2007, "Bieszczadzki poranek" z 2008 r. Postanowiliśmy jednak odkurzyć i udostępnić naszym Czytelnikom cały dorobek Ravenhearta i to właśnie czynimy – w lutym były aż 3 publikacje tego Autora. Ta – w ramach naszej serii "Miniatur", którą też prowadzimy od zeszłego roku. Nie tracę też nadziei, że uda nam się namówić Ravena, by wrócił do pisania!

Pozdrawiam
M.A.

Czekam na nowe teksty Ravenhearta. Starocie znam 🙂 kiedy wreszcie przyjdzie nowe?

Jaskier

Podpisuję się pod tym. Chętnie przeczytałabym coś nowego od Ravenhearta 🙂
Eileen

Napisz komentarz