Prawie pasierbica – lifting version (Sinful Pen)  3.68/5 (72)

28 min. czytania
Fern Rodriguez(Rodfern2011),"Power Couple", CC BY-NC-ND 3.0

Fern Rodriguez(Rodfern2011), „Power Couple”, CC BY-NC-ND 3.0

Gem

Na początku był tenis.

W klubie tenisowym poznałem Martę – młodą, trzydziestosześcioletnią wdowę, której tragicznie zmarły mąż zostawił pokaźny majątek. Los się wyszczerzył do mnie, zostałem jej nauczycielem gry w tenisa. Była dla mnie szczęśliwym trafem, łakomym kąskiem. Po trzech latach opłakiwania męża, nadszedł w jej życiu moment, gdy zapragnęła zmiany. Ja – oprócz swoich zdolności w machaniu rakietą – zaoferowałem jej swoje ramię, dowcip i szeroko pojętą pomoc. Nie byłem dobrym samarytaninem – co to, to nie. Po prostu byłem spłukany.

Wpadłem w finansową zapaść.

Może niezbyt to romantyczne, ale przynajmniej zgodne z prawdą. Nigdy nie miałem zdolności do oszczędzania, inwestowania i mnożenia, za to doskonale wychodziło mi imprezowanie, czerpanie pełnymi garściami oraz dzielenie.

Najlepsza recepta na znalezienie się pod kreską. Szybko wymyśliłem sobie, że dzięki Marcie mogę znaleźć się w życiowej hossie. Fakt, że była niebywale atrakcyjna, dodawał całej sytuacji pikanterii; powodował, że nie musiałem robić niczego wbrew sobie.

Z każdym kolejnym dniem i tygodniem zbliżaliśmy się z Martą do siebie. Szło nam tak dobrze, że w pewnym momencie zorientowałem się, że moje początkowe wyrachowanie zaczyna być wypierane przez uczucia nieco głębsze i wznioślejsze. Niezbyt mocno, ale i tak byłem tym zaskoczony.

Pięć tygodni od dnia, w którym się poznaliśmy, nasze usta wreszcie się odnalazły. Po chwili poczułem, że drżące dłonie Marty mocują się z guzikami mojej koszuli. Na miękkich nogach doszliśmy do samochodu, by po chwili, łamiąc przepisy, gnać przez miasto do mojego mieszkania. To, co zaczęło się pocałunkiem w piątek, przerodziło się w maraton łóżkowy i skończyło w niedzielny wieczór. To wtedy dowiedziałem się, że Marta ma siedemnastoletnią córkę – owoc jej miłosnego zauroczenia przyszłym mężem. Dwa tygodnie później miałem okazję dziewczynę poznać.

Uprzedzony przez Martę, że panna jako jedynaczka i dziecko z bogatego domu jest nieco rozpieszczona, byłem przyjemnie zdziwiony, gdy wreszcie poznałem Patrycję.
„Bardzo ładna małolata! Dlaczego moje koleżanki z liceum nie wyglądały tak jak ona!?” To była moja pierwsza myśl na jej widok. Prawda, że głęboka i dojrzała? Godna odpowiedzialnego faceta, partnera jej matki. Cóż, nie jestem ideałem.
Myślę jednak, że jakimś usprawiedliwieniem dla mnie mógł być jej wygląd. Dziewczyna miała nieprzeciętną urodę i figurę. Była lepszą kopią swojej matki. Lepszą, bo dziewiętnaście lat młodszą.

Doszedłem do wniosku, że Marta o charakterze Patrycji wyrażała się chyba nieco przekornie, czekając, że po poznaniu jej córki będę ją chwalił za jej wychowanie. Dziewczyna sprawiała wrażenie bardzo miłej, spokojnej i rozsądnej. Wbrew obawom Marty, szybko znalazłem z nią wspólny język. Patrzyłem w szczęśliwe oczy Marty, która ściskając moje ramię, rozemocjonowana szeptała mi do ucha, że teraz już niczego się nie obawia, że wszystko będzie w porządku. Wróciliśmy do domu, dowcipkując i przekomarzając się jak trójka najlepszych kumpli. Wszystko wskazywało na to, że będzie nam razem dobrze, więc podjęliśmy z Martą decyzję o ślubie. Zdziwiłem się bardzo, jak łatwo na to przystałem, ale być może z wiekiem człowiek coraz bardziej pragnie stabilizacji. Dwa dni później kupiłem za pożyczone pieniądze obrączki i pierścionek, a tydzień później byliśmy narzeczeństwem. Ślub zaplanowaliśmy w sierpniu, za trzy miesiące. Coraz mniej myślałem o wyjściu „nad kreskę”, a coraz więcej o tym, że dzięki Marcie mam szansę na udane, dobre życie. Przez ten cały czas Patrycja kibicowała nam z całych sił. Po prostu rodzinna sielanka. Kilka dni po oświadczynach wprowadziłem się do domu Marty na stałe. To wtedy sytuacja nieco się zmieniła.

Zaobserwowałem wkrótce, że Patrycja zachowuje się względem mnie inaczej. Przyglądała mi się coraz baczniej. Coraz uważniej i natarczywiej. Przyłapywałem ją na tym co chwila. Z początku usprawiedliwiałem to ciekawością wobec mojej osoby, która bądź co bądź wkroczyła w jej życie trochę znienacka, ale ile może trwać zaciekawienie u nastolatki. Kilka dni? Dwa tygodnie? Więcej!?

Po miesiącu dostrzegłem, że to nie ciekawość. W jej oczach tliło się coś innego. Straciły swój miły, niewinny blask, a zaczęły płonąć tajemniczym, mrocznym płomieniem. Nie potrafiłem tego z początku nazwać. Możliwe też, że nie chciałem. Zbyt byłem zajęty Martą. Dniami budowaliśmy swoje szczęście, a nocami je konsumowaliśmy. Patrycja była prawie dorosła, więc zdarzało się, że o niej zapominaliśmy, wiedząc, że sobie poradzi.

Tymczasem ona przestała mnie tylko obserwować. Nagle okazało się, jak mały może być tak wielki dom. Wpadała na mnie coraz częściej. Jej dłonie przypadkowo ocierały się o moje ciało. Z początku były to delikatne muśnięcia palców, które z czasem przerodziły się w mocniejsze uściski. Jej palce drżały wtedy, a usta zaciskały się ze zdenerwowania. Zawsze robiła to tak, że Marta nie miała o tym pojęcia. W głowie rodziła mi się myśl, że coś tu jest nie w porządku. Przyznaję, zdarza mi się, że myślę nieco powoli.

Zdarzało się to coraz częściej. Postanowiłem wreszcie, że ją o to zapytam. Nie bardzo jednak mogłem się zebrać do tej rozmowy. Musiałem poczekać na krok Patrycji, który spowoduje, że będzie mi łatwiej. Wyzwoli we mnie złość i sprzeciw. Na coś bardziej spektakularnego niż dotknięcie dłoni. Nie musiałem zbyt długo czekać.

Był słoneczny poranek, a ja zajadałem kanapki, czekając aż Marta z Patrycją wyszykują się do wyjścia z domu. Właśnie zamieniły się miejscem w łazience. Patrycja ze świeżo wysuszonymi włosami, pachnąca i zadowolona, uśmiechnęła się do mnie.
– Jak samopoczucie? – spytała życzliwe.
– W porządku – odpowiedziałem. – A twoje?
– Trochę źle spałam, ale ogólnie… może być.
Miała na sobie długi, sięgający do połowy kolan podkoszulek. Biały i niemiłosiernie rozciągnięty ze srebrzącym się napisem Pretty Girl. Zacząłem się zastanawiać, czy pod nim ma bieliznę, czy może jest naga. Nie chciałem tego, ale ta myśl kołatała się w mojej głowie, nie chcąc mnie uwolnić od siebie.
– Ale pachnie ta twoja kawa. – Patrycja pociągnęła nosem, robiąc rozmarzoną minę. – Też chcę taką!
– Jest w ekspresie – machnąłem ręką, wskazując za siebie.

Nie ominęła stołu, tylko zaczęła się przeciskać między blatem kuchennym a moim krzesłem. Poczułem dotyk jej chłodnej dłoni na swoim karku, a potem dotknięcie jej jędrnych piersi na swoich plecach. Kubek z kawą zawisł razem z dłonią w połowie drogi do moich ust. Poczułem delikatne ukłucie. Nie powinno mi się to spodobać, ale tak się stało. Tym bardziej, że napór piersi Patrycji rósł. Czułem ich kształt, krągłość, kuszącą elastyczność. Małe guziczki jej sutków wpijały się w moją koszulkę. Poruszyła się, pocierając nimi o nią. To nie mógł być przypadek. Za długo to trwało. W spodniach budził się z letargu mój członek. Z łazienki dobiegł mnie cichy głos Marty. Znów nuciła jakąś popularną melodię. To mnie ostudziło.

Przywróciło rozsądek.
– Patrycja, co ty wyprawiasz? – zapytałem cicho.
Spojrzała na mnie z niemym wyrzutem. Niewinna jak anioł.
– Sorry, ale strasznie tu ciasno! – usprawiedliwiła się.
Nie wierzyłem jej ani trochę, ale na razie postanowiłem nic z tym nie robić.
– W porządku, ale wróć dookoła – zaproponowałem stanowczo.
Pokiwała głową z politowaniem.
– Ale jesteś dziś marudny! – stwierdziła ze śmiechem. – Jeśli to jest dobre samopoczucie, to nie chcę wiedzieć, jak wygląda złe!

Śmiała się, ale to była gra. Głęboko w jej spojrzeniu, za zasłoną wesołości, skrywała się jakaś nienazwana tęsknota. Głęboko ukryte pragnienie. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że dotyczą mojej osoby.

Tego samego dnia wieczorem Patrycja wybierała się na osiemnastkę którejś ze swoich koleżanek. Znów wybrała doskonały moment, gdy Marta korzystała z uroków kąpieli. Szum wody dobiegający zza drzwi łazienki oraz zadowolone westchnięcia świadczyły o tym, że kąpiel przebiega doskonale. Z zadowoleniem myślałem o jej pachnącym ciele i wspólnych pieszczotach. Zamknąłem oczy i rozmarzyłem się.

– Artur! – usłyszałem głos Patrycji.
Gdy stanąłem w drzwiach jej pokoju, spytałem lekko poirytowany faktem, że przerwała mi moje błogie rozmyślania:
– Co się stało?
Siedziała przy toaletce, zawalonej tysiącem damskich szpargałów. Szminki, tusze, kredki, perfumy i tego typu sprawy. Istny salon piękności. Uniosła w górę dłoń, z której zwisał drobny, złoty łańcuszek.
– Pomóż mi, proszę! – Prośba była tak słodka jak zawartość słoika Nutelli. – Ten łańcuszek jest tak cienki, że nie mogę sobie z nim poradzić!

Wziąłem go od niej i spróbowałem go zapiąć na jej szyi. Nie było to łatwe zadanie. Mozolnie próbowałem zahaczyć maleńkie ogniwo na otwarte zapięcie, ale ono, jak na złość, odmawiało wszelkiej współpracy. Tymczasem moje palce mimowolnie gładziły odkryty kark i szyję Patrycji. Widziałem jak delikatnie, prawie niezauważalnie rusza głową, kontemplując mój dotyk. Zerkając przez ramię dziewczyny, patrzyłem, jak jej piersi unoszą się i opadają w rytm przyśpieszonego oddechu.

Mogłem po chwili zostawić ten łańcuszek i wrócić do salonu, ale jakaś siła kazała mi zostać. Zapewne była to siła młodości, urody i kuszącego wdzięku Patrycji. Oczywiście w połączeniu z siłą mojej żądzy. Nie powinienem jej ulegać, w końcu Marta zapewniała mi wszystko, czego mi było potrzeba, ale… Ta dziewczyna strasznie mnie pociągała. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej. Tak jak teraz.

Patrzyłem na jej łabędzią szyję, odkrytą przez zaczesane do góry włosy i miałem ochotę ją całować. Opleść dotykiem swoich palców. Wiedziałem jednak, że jeśli wywinę taki numer, to mogę się pożegnać z dostatnim i wygodnym życiem u boku Marty. Starszej od Patrycji, ale przecież równie atrakcyjnej. Dlatego moje dłonie pozostały na miejscu. Pohamowałem swoje pragnienia.
– Artur! Co z tobą! – usłyszałem w końcu natarczywy głos Patrycji. – Spróbujesz go jeszcze zapiąć czy będziesz tylko tak trzymał!?
Patrzyła na mnie swoimi wielkimi sarnimi oczami i chyba domyślała się, co się dzieje w mojej głowie. Kpiący uśmieszek błąkał się po jej ustach. Świetnie się bawiła moim kosztem. Walnięta małolata.
– Sorry, obmyślam strategię, jak to zrobić. – Spróbowałem wybrnąć z głupiej sytuacji żartem.
– Jasne – wciąż z jej ust nie schodził kpiący uśmieszek.

Miałem dość tej sytuacji. Nie lubię, gdy się mną manipuluję. Jeśli chodzi o kobiety, lubię klarowność. Tak albo nie. Wszystkie te podchody, dylematy i „być może” wyzwalają we mnie frustracje, toteż podszedłem do tematu ambicjonalnie i tym razem za pierwszym razem uporałem się z zapięciem łańcuszka. Dopiero teraz dostrzegłem zawieszony na nim medalion w kształcie łzy. Spodobał mi się.
– Ładna rzecz – powiedziałem.
Patrycja uśmiechnęła się promiennie.
– Podoba ci się? To fajnie! – Położyła go na dłoni. – Chcesz go obejrzeć?

Spytała i bezczelnie wsunęła go sobie w zagłębienie między piersiami. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem, czy podejmę wyzwanie.
„Walnięta smarkula!” – pomyślałem i postanowiłem sprawdzić, ile w jej zachowaniu jest udawania, a ile prawdy. Wyciągnąłem rękę w stronę jej dekoltu. Gdy moje palce były o milimetry od jej piersi, uchyliły się drzwi i pojawiła się w nich głowa Marty. Moja ręka zawisła w powietrzu.
– Co tu się dzieje? – padło pytanie.
Spojrzeliśmy z Patrycją na siebie. Emocje prysły, ale niezupełnie do końca. Gdzieś tliła się jeszcze mała iskra. Przeczuwałem, że nie zgaśnie, a z czasem znów przerodzi się w płomień.
– Artur, pomógł mi tylko założyć łańcuszek, mamo. – Wyjaśnienie Patrycji dobiegło mnie jakby z oddali.

Marta uśmiechnęła się do nas słodko.

– Kocham was.

Set

Trzy dni był spokój. Żadnych przypadkowych muśnięć, dotyków, ukrytych prowokacji. Może panna znudziła się i postanowiła zakończyć tę dziecinadę? Myślałem o tym parokrotnie i doszedłem do wniosku, że tak będzie lepiej. O tym również myślałem, jedząc wspólnie z Martą i Patrycją kolację, gdy…

Poczułem na swojej łydce dotyk stopy dziewczyny. Byłem pewny że to jej stopa, ponieważ Marta nie mogła tak wykręcić nogi, by to zrobić. Z początku nie zareagowałem, ale po chwili stopa zaczęła powoli wędrować w górę. Mimowolnie spojrzałem kątem oka na Martę. Niczego nieświadoma, spokojnie kończyła posiłek. Gdy stopa zaczęła sunąć po moim udzie w stronę krocza, ciepło rozlało się po moim ciele. W jednej chwili poczułem, że pocę się straszliwie pod koszulą.
„Co ta siksa wyprawia!? Po okiem matki! Zupełnie jej się popieprzyło!” – Emocje kipiały we mnie.
Zerknąłem dyskretnie w stronę Patrycji. Jak gdyby nigdy nic, zwrócona twarzą do matki, rozmawiała z nią w najlepsze o jakimś najnowszym trendzie w modzie, a tymczasem mój członek sztywniał i powiększał swoje gabaryty w dosyć szybkim tempie.
„Bosko! One ględzą o kieckach, a ja zaraz nie będę mógł wstać od stołu!” – pomyślałem.

Zacisnąłem zęby, na ile mogłem, aby nie zostało to dostrzeżone; postanowiłem nie poddawać się nadciągającemu podnieceniu. Przecież ta gówniara nie może ze mną wygrać! Niedoczekanie!

Łatwo powiedzieć, ale sytuacja mi nie sprzyjała. Stopa Patrycji skończyła swoją wędrówkę. Poczułem ją przez materiał spodni na swoim penisie. Jej dotyk sprawiał mi przyjemność. Gdyby to tylko była noga Marty, to wszystko byłoby w porządku, ale to córka, a nie matka zaczęła pieścić mojego członka powolnymi ruchami palców stopy. On tymczasem rósł, rósł i… rósł. Gdzieś w lędźwiach budziło się do życia moje podniecenie. Nacisk drobnych palców Patrycji podniecał mnie i rozpalał. Żadne moje opory nie pomagały. Jak to się zgrabnie mówi – były bezcelowe.

Nie wiedziałem, gdzie uciec oczami. Chciałem się gdzieś ukryć. Najlepiej sam na sam z Patrycją, żeby móc wyjaśnić, że facet matki to nie zabawka. Ani jeden z całego tłumu jej kolegów, którzy zapewne w sposób zupełnie przez nich niekontrolowany ślinią się na jej widok i onanizują pod kołdrą, marząc o niej. Mogłem jednak tylko pomarzyć o „sam na sam”. Było nas troje. O jedną osobę za dużo.

Bałem się, że jeszcze chwila i spuszczę się w spodnie, a było mi to cholernie nie na rękę. Duża plama w okolicy krocza, gdy będę się podnosił od stołu, nie była tym ,o czym marzyłem. Jedną z kilku rzeczy, których w życiu obawiam się najbardziej, jest ośmieszenie. Panicznie wręcz nie chcę wyjść na debila czy pierdołę. Reasumując, potrzebowałem wyjścia z tej sytuacji. Zaciągnąłem koszulkę najbardziej w dół jak mogłem i podniosłem się dosyć gwałtownie od stołu.
– Wybaczcie, ale muszę do toalety – mało twórczo usprawiedliwiłem się najczęściej używaną wymówką na świecie.
Sprawdzone metody są jednak najlepsze. Wybiegłem z jadalni i zamknąłem się w łazience, czekając, aż opadną ze mnie emocje.

To przestało być śmieszne! Sytuacja zabrnęła nieco za daleko! Cały wieczór szukałem okazji, żeby móc porozmawiać z Patrycją. W końcu natknąłem się na nią, siedzącą w rogu tarasu i popalającą w tajemnicy przed matką papierosa. Marta na szczęście leżała już w łóżku, czytając książkę i czekając na mnie. Jeszcze chwilę będzie musiała poczekać.
– Hej! – Patrycja pomachała do mnie ręką.
– Żadne, kurwa, „hej”! – zapomniałem o delikatności. – Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz!?

Położyła palec na ustach.

– Ciszej! Mama usłyszy.
Bezczelna gówniara! Cały gotowałem się w sobie.
– Nie uciszaj mnie, tylko mów, co to było! – wydyszałem ze złością, ale jednak ciszej.
Zaciągnęła się papierosem i przez chwilę nic nie odpowiadała.
– Sygnał – padło w końcu jej wyjaśnienie. – Bardziej czytelny. Mocniejszy.
Przez chwilę zatkało mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć, a gdy wreszcie się odblokowałem, to zdołałem tylko wysyczeć jej w twarz, przez zęby:
– Sygnał, mówisz!? Mocniejszy pierdolony… znak, o to chodzi!?
Spuściła niewinnie oczy, jakby moje słownictwo ją gorszyło.
– Przy mamie jesteś taki szarmancki, a przy córce… coś nie bardzo – stwierdziła kpiąco. – „Kurwa”, „pierdolony”… No, no, nie poznaję cię, Artur.

Rany, gdyby to była moja córka! Nie usiedziałaby na dupie przez następny tydzień!
– Sama jesteś sobie winna! – stwierdziłem ze złością. – Gdyby nie te twoje głupoty, miałabyś „savoir-vivre” zamiast rynsztoka.
– Ale mi się podobasz taki wściekły. – Zaśmiała się cicho. – Taki męski, silny…
– Przestań pieprzyć! – przerwałem jej ostro. – O co chodzi z tym sygnałem?
Jej twarz zrobiła się poważna. W ciemności ledwie zauważyłem, że oblała się rumieńcem. Najwyraźniej coś chciała powiedzieć, ale też się krepowała.
– Mów! Muszę wiedzieć! – zażądałem, ale łagodniej, widząc, że sama ze sobą walczy.
Westchnęła. Nabrała w usta powietrza i wyrzuciła to wreszcie z siebie:
– Zakochałam się w tobie.

„No pięknie, nie ma co! To może z tobą się ożenię, zamiast z mamusią!” – pomyślałem nerwowo.
Potem moje myśli skłębiły się tak, że sam nie mogłem dojść z nimi do ładu.
– Jak to… zakochałam? – spytałem na przeczekanie. Musiałem ochłonąć.
– Po prostu… i tyle. – zaczęła przypalać kolejnego papierosa.
Płomień zapalniczki drżał, zdradzając jej zdenerwowanie.
– Zostaw to! – zabrałem jej papierosa, prawie z ust. – Zanim się czegokolwiek dowiem, to walniesz mi na raka płuc!
– Umiesz być troskliwy! – stwierdziła zjadliwie.
Patrzyłem na jej piękną twarz i czekałem w napięciu na dalsze wyjaśnienia, ale ich nie było.
– No i…? – rzuciłem na zachętę.

Nie byłem do końca przekonany, czy w mroku dobrze widziałem, ale z jej oczu chyba ciekły łzy.
– Spodobałeś mi się już na pierwszym naszym spotkaniu – zaczęła nieśmiało. – Potem poszło gładko… każdego kolejnego dnia… zazdrościłam mamie… twojej obecności…
– Patrycja…
– Nie przerywaj, bo… nie powiem więcej! – Głos jej się łamał. – Widziałam jak na nią patrzysz… jak ją dotykasz… i zapragnęłam tego samego. To wszystko, po prostu… chcę ciebie.
Czekała z napięciem na moją reakcję, a ja milczałem.
– Powiedz coś… proszę! – poprosiła łamiącym głosem.
Chrząknąłem, żeby dać sobie jeszcze sekundę.
– Słuchaj, Patrycja, nie chcę cię zranić, ale… musisz przestać mnie pragnąć, bo…
– Przestać! To niemożliwe! – jęknęła z rozpaczy.

„Cholera, nieźle ją wzięło!” – pomyślałem. Zdałem sobie sprawę, że najchętniej to zdjąłbym z niej ciuchy teraz i przeleciał na tarasie.
„Cholera, dlaczego to ona nie chciała się uczyć grać w tenisa!” – miałem pretensje nie wiadomo do kogo.
– Musisz, bo tak nie można! – powiedziałem wbrew swoim myślom.
– Dlaczego?
– Zależy mi na twojej mamie… To chyba wystarczający powód.
– O niczym się nie dowie. – Patrycja nie chciała ustąpić.
– Przecież to twoja mama! – Mój głos znów przybierał ostre tony. – Przestań i…
Nie dokończyłem, bo jej usta przylgnęły do moich. Były miękkie i ciepłe. Zachłanne. Mimowolnie odpowiedziałem tym samym, ale zaraz potem oprzytomniałem. Odepchnąłem Patrycję od siebie i rzuciłem jej w twarz:
– Przestań! Nigdy więcej… rozumiesz!? Nigdy więcej!

Roztrzęsiony opuściłem taras. Znów dochodziłem do siebie w łazience, a potem wskoczyłem do łóżka obok Marty. Miałem nadzieję, że może będzie już spała, a ja będę mógł spokojnie pomyśleć o tym, co usłyszałem od Patrycji, ale tak się nie stało. Obudziłem w Marcie uśpione namiętności, przez co rzadko która noc nie kończyła się seksem.

Tym razem też nie zanosiło się na nudę. Już po chwili poczułem jej nogę na swoim biodrze, a zaraz potem jej usta przylepiły się do moich. Równie miękkie i ciepłe jak Patrycji. W końcu po kimś musiała to mieć. Wsunąłem język pomiędzy wargi Marty i całując ją namiętnie, ściągnąłem z niej jedwabną koszulkę nocną. Za każdym razem, gdy to robiłem, zachwycałem się w duchu jej ciałem. Tym razem jednak pomyślałem, że młodsze ciało musi być jeszcze cudowniejsze. Z zapałem zabrałem się za pieszczoty, wyobrażając sobie, że robię to z córką, a nie z matką.
– Strasznie dziś jesteś napalony – szepnęła mi na ucho Marta, całując mnie przy tym w szyję.
– Żebyś wiedziała – wymruczałem, starając się ukryć swoje zażenowanie.
„Cholera, przecież ona na to nie zasługuje!” – pomyślałem o Marcie. Zamiast oddać się jej całkowicie, fantazjuję o jej córce. Jestem draniem! Sukinsynem, jakich mało!
Chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia, mocniej zabrałem się za pieszczenie Marty. W jej oczach zobaczyłem przyjemne zaskoczenie, a potem usłyszałem:
– Naprawdę coś w ciebie wstąpiło – przyznała. – Nie śpiesz się tak jednak, poczekaj… usiądź na brzegu łóżka!
Zrobiłem, o co prosiła. Ona tymczasem przeciągając się jak kotka, na czworakach zeszła z łóżka i kucnęła między moimi nogami. Zamknąłem oczy gotowy na jej pieszczotę.

Wzięła w dłoń członka. Pieszcząc go, sprawiła, że zesztywniał i nabrzmiał. Jego czubek lśnił sinawą czerwienią. Dotknęła go językiem, polizała delikatnie. Po plecach przebiegły mnie pierwsze dreszcze rozkoszy. Uwielbiałem oralne pieszczoty, a Marta przejawiała w tym duży talent. W ciepłych ustach poczułem dziwną suchość. Po chwili połowa mojego penisa zniknęła w jej ustach. Jęknąłem cicho, a potem zobaczyłem coś, co sprawiło, że ledwie powstrzymałem się od przerwania Marcie. Zdusiłem w sobie chęć do krzyku.

Przez lekko uchylone drzwi naszej sypialni zaglądała Patrycja, z zaciekawieniem obserwując jak się zabawiam z jej matką. Siedziałem przodem do drzwi, a Marta tyłem, więc przezornie docisnąłem jej głowę bardziej do swojego krocza i nie zamierzałem jej puścić. Głowa pulsowała mi z podniecenia, które teraz było jeszcze większe z powodu niespodziewanego pojawienia się Patrycji. Gdy dziewczyna spostrzegła wielkie zdziwienie w moich wybałuszonych oczach, przytknęła palec do ust, pokazując, żebym był cicho, a drugą ręką, żebym sobie nie przeszkadzał.

Wiem, nie powinienem posłuchać. Zakończyłbym w ten sposób moje problemy z Patrycją, którą Marta zapewne opieprzyłaby równo i miał oko na szalejącą pannicę. Powinienem tak zrobić, ale tak nie zrobiłem. Niecodzienna sytuacja pobudziła moje zmysły jeszcze bardziej. Potworny żar opanował moje ciało. Byłem podniecony i zdenerwowany. Adrenalina szalała we mnie bez ograniczeń. Bałem się, że Marta za chwilę dostrzeże, co się dzieje. Ona jednak, czując nacisk mojej dłoni na swojej głowie, zapamiętale obciągała mojego członka, wydając z siebie ciche pomruki. Miałem wrażenie, że chce wyssać z moich lędźwi pożądanie. Przygryzając górną wargę, dostrzegłem, że Patrycja wsuwa swoją dłoń pod koszulkę. Ruchy jej ręki nie pozostawiały wątpliwości, co z nią robi. Ta sytuacja wyzwoliła we mnie nowy rodzaj żądzy. Mocniejszy, bardziej dziki.

Czułem jak zalewa mnie fala potężnej rozkoszy, wywołana ustami matki i widokiem córki, która pieściła się podglądając, jak się zabawiamy. Wyparłem Martę ze swoich myśli. Myślałem tylko o Patrycji przytulonej do futryny, z zamglonym wzrokiem, pieszczącej swoją młodą szparkę. Wyobrażałem sobie, jak musi być wilgotna. Jak pachnie. Jak nabrzmiewa z rozkoszy. Miałem ochotę wstać, zostawić matkę i skierować całą swoją żądzę na córkę. Posiąść jej ciało, jej wnętrze. Czułem, że wielkie podniecenie znajdzie niedługo ujście. Nie chcąc, żeby obecność Patrycji się wydała, pomogłem Marcie wstać, pilnując, żeby się nie odwróciła. Ona również była podniecona. Jej oczy lśniły zadowoleniem i rozkoszą.
– Pieprz mnie! – wydyszała ciężko.

Pomyślałem, co musi czuć Patrycja, słysząc i widząc matkę w takiej sytuacji. W stanie totalnego podniecenia, bez żadnych zahamowań. Było mi to teraz obojętne, bo to ja miałem z tego największą przyjemność. Chwyciłem biodra Marty, nabiłem na swojego penisa, sadzając ją sobie na kolanach. Sam usiadłem tak, żeby móc zerkać na stojącą w drzwiach Patrycję.
– Zatańcz, kochanie! – szepnąłem do Marty.

Zatańczyła. Poczułem ruch jej bioder, jak unosi się lekko w górę, a potem opada. Złapała rytm. Pełne piersi zabujały się kusząco. Nabrzmiały sutek potarł mój nos. Spazm rozkoszy wykrzywił moją twarz. Chwilę potem kolejny, wywołany widokiem nagiego łona Patrycji, która uniosła wyżej koszulkę. Jej dłoń schowana pomiędzy zgrabnymi udami poruszała się szybko i równomiernie. Rozchylone usta zamarły w niemym jęku. Oczy patrzące z zaciekawieniem na mnie i na Martę świeciły dzikim blaskiem. Rozjątrzone. Gorejące.

To była zbyt duża dawka bodźców; nie mogłem pozostać na nie obojętny. Ścisnąłem biodra Marty mocniej, wpijając się palcami w jej pośladki i uwolniłem strumień nasienia. Biodra zadrgały jeszcze kilka razy, a potem opadła głową na moje ramię. Jak przez mgłę zauważyłem, że Patrycja również szczytuje, zaciskając mocno uda na dłoni pieszczącej szparkę. Na twarzy dziewczyny wyskoczyły rumieńce. To, że widziałem ją taką podnieconą, wyraźnie sprawiało jej zadowolenie. Ja również czułem się wspaniale. Po raz pierwszy znalazłem się w takiej sytuacji, wywołała ona u mnie potężną rozkosz.

Marta podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Musiała dostrzec w nich moje większe niż zawsze zadowolenie. Uśmiechnęła się czule, zapewne myśląc, że to wyłącznie dzięki niej. Kochana, cudowna Marta! Gdyby znała prawdę? Pocałowałem ją czule w usta.
– Kocham cię – wyszeptała do mnie.
– I ja ciebie – odpowiedziałem.
Za plecami Marty, Patrycja poruszyła ustami, mówiąc coś bezgłośnie. Dopiero za drugim razem dotarło do mnie o co jej chodzi.
– Kocham cię – powtórzyła wyznanie matki.
„Cudownie, cholera!” – zakląłem w duchu, spuszczając wzrok.
Gdy go znów podniosłem, Patrycji już w drzwiach nie było.

Marta szybko usnęła z głową wtuloną w moje ramię, a ja biłem się z myślami. Czułem, że tracę kontrolę nad wydarzeniami. Sytuacja trochę mnie zaczęła przerastać. Zależało mi na Marcie – zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że ją pokochałem. Zależało mi wciąż na poprawie standardu życia, bo nie byłbym sobą, gdybym o tym zapomniał. Problem w tym, że zaczęło mi też zależeć na tej szalonej małolacie, która najwyraźniej nie zamierzała mi odpuścić. Jej młodość, niewinność połączona z wybuchającą czasami lubieżnością, działała na mnie coraz bardziej. Drażniła moją żądzę. Podsycała moje pożądanie. Szczerze musiałem przyznać się przed samym sobą, że teraz najbardziej pragnąłem posiąść córkę Marty, nie myśląc o konsekwencjach. Wciąż miałem przed oczami obraz uniesionej w górę koszulki, nagie uda i łono, dłoń pieszczącą wilgotną z podniecenia szparkę, twarz pełną uniesienia. Myśląc o tym, poczułem, że moja męskość znów się rozbudza.

Czyste szaleństwo! Nie wiedziałem, jak sobie z nim poradzę! Nie wiedziałem, czy chcę sobie z nim radzić!

Rozdarty przez kłębiące się we mnie uczucia, pytania i emocje, zasnąłem zmęczony, nie odnajdując dobrego wyjścia z tej sytuacji.

****

Rano odwoziłem Patrycję do szkoły sam, bo Marta musiała wcześniej jechać do firmy. Atmosfera w samochodzie była z początku drętwa. Krępująca cisza wypełniła auto. Włączyłem pierwszą lepszą stację radiową, aby ją zagłuszyć. Pierwsza odezwała się Patrycja, gdzieś w połowie trasy, którą mieliśmy do przebycia.
– To jak, Artur, będziemy milczeć i udawać, że nic się stało? – zapytała cicho, nieco skrępowana, ale odważnie patrząca w moją stronę.
– Patrycja, to co się stało… nie powinno się stać, to było… – zacząłem niepewnie.
– Wspaniałe? – przerwała mi głosem pełnym nadziei.
„Pewnie, że tak, ale ci tego nie powiem!” – pomyślałem.
– Nie, nie wspaniałe! – Starałem się nie denerwować. – To było złe i… chore! Wyrządzamy twojej mamie krzywdę, pomimo że ona o tym nie wie!

W jej oczach pojawił się smutek, rozczarowanie i chyba też złość.
– Dla mnie było cudowne! – stwierdziła stanowczo Patrycja.
– Przestań już!
– Jak o tym dobrze pomyśleć, to stworzyliśmy taki… rodzinny trójkąt – nie przestawała mówić.
– Patrycja!!!
– Czemu się denerwujesz!? – Zaśmiała się lekko. – Wszystko przecież zostaje w rodzinie!
„I to mnie właśnie martwi!” – podsumowałem jej wypowiedź w duchu.
– Musimy to skończyć! – stwierdziłem z wielkim przekonaniem.
W jej oczach pojawił się ten dziki ogień.
– Wyluzuj! Strasznie jesteś sztywny! – stwierdziła ze śmiechem i położyła mi rękę na kroczu.

Spróbowałem się uwolnić, ale jadąc samochodem, byłem bez szans. Poczułem, jak ściska przez spodnie mojego członka.
– Nie tak bardzo jednak. – Mrugnęła do mnie okiem.
– Uspokój się wariatko! – krzyknąłem. – Zjeżdżam na pobocze!
Skierowałem samochód w prawo, żeby zjechać z ulicy.
– A co… chcesz żebym ci obciągnęła? – spytała kusząco.
– Jesteś chora!
– Tak, jestem. Na ciebie! – przyznała. – Naprawdę, wystarczy że powiesz słowo, a… zrobię ci loda. Nie gorzej niż mama!
Przyznaję szczerze – dobiła mnie tym stwierdzeniem. Co miałem począć z tą małolatą?
– Nie dzisiaj, złotko! Teraz trzymaj swój tyłeczek grzecznie na siedzeniu, a rączki przy sobie! – zarządziłem. – Jedziemy, bo się spóźnimy!
O dziwo, podziałało! Może pomyślała, że wygrała, a nagrodę odbierze później.
– Spoko, Arti! – Przesłała mi całusa. – Wrócimy później do tego tematu.
„Uparta smarkula! Twoje niedoczekanie!” – cieszyłem się, że wybrnąłem z kłopotliwej sytuacji. Po kilku minutach byliśmy pod szkołą.

Zostawiłem Patrycję w szkole i pojechałem w miasto. Nie byłem w pracy, ale miałem ochotę spotkać się z dawno nie widzianymi kumplami. Do domu wróciłem wcześniej i usłyszałem dochodzące z niego podejrzane odgłosy. Gdy je zlokalizowałem i stanąłem w drzwiach pokoju Patrycji, nie mogłem uwierzyć w to, co widzę.

Dziewczyna szamotała się na podłodze, przyciśnięta do niej przez jakiegoś nieznanego mi chłopaka, próbując się od niego uwolnić. Jej koszulka była podciągnięta wysoko i rozdarta przy dekolcie. Jedna z piersi wyskoczyła ze skąpego biustonosza, a na niej trzymał jedną ze swoich dłoni chłopak. Właściwie nie trzymał, tylko ściskał ją niczym w imadle. Podciągnięta prawie do samej góry była też spódniczka Patrycji, a majtki zaplątały się wokół kostek stóp. Drugie łapsko chłopaka tkwiło miedzy zaciśniętymi udami dziewczyny. Na jej twarzy malował się paniczny strach. Nie wyglądało to dobrze.
– Co tu się dzieje?! – ryknąłem jak opętany i dopadłem do młodocianego gwałciciela.

Był szczupły i raczej słaby, bo gdy szarpnąłem go w górę, jego ciało poddało się bez żadnego oporu. Stanął niepewnie na nogach i zachwiał się, jakby miał się przewrócić. Zanim zdążył się pozbierać, uderzyłem go prosto w twarz. Trafiłem doskonale. Gdy podnosił się z podłogi, z nosa ciekła mu krew. Dobrze, bardzo dobrze! Próbował ją nieporadnie tamować rękami.
– Wypierdalaj, gnoju! – warknąłem przez zęby.
Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Zniknął, zanim zdążyłem krzyknąć na niego drugi raz.

Spojrzałem na Patrycję. Przedstawiała żałosny widok. Niczym sponiewierana stara lalka. Pomięta i wystraszona. Podniosłem ją i posadziłem na kanapie. Pozwoliłem wtulić się we mnie. Powoli gładziłem jej włosy.
– Już dobrze… już dobrze – szeptałem cicho, żeby ją uspokoić.
Emocje i nerwy opadły z niej po chwili. Łzy pociekły po policzkach. Szlochała. Pozwoliłem jej płakać, wciąż mocno ją tuląc do siebie. Czułem jej bijące jak oszalałe serce. Zdałem sobie sprawę, jaka jest delikatna i krucha. Jak porcelanowa figurka. Uspakajała się powoli. Szloch był coraz słabszy i cichszy.
– Co tu się stało? – spytałem delikatnie.

Jej piękne oczy zaczerwienione od łez, z rozmazanym wokół makijażem spojrzały na mnie z wdzięcznością.
– To był… Konrad… kolega z klasy… – zaczęła powoli wyjaśniać. – Pomyślałam, że… może masz rację… że nie powinnam stawać między tobą i mamą…
– Ale, co to ma… – próbowałem wtrącić.
– Ma… bo on mi się zawsze… strasznie podobał, więc… – ciągnęła wyjaśnienia. – … Pomyślałam, że będzie lekiem… na ciebie.
– Patrycja! – Czułem wyrzuty sumienia, że pośrednio przyczyniłem się do tego zdarzenia.
– Wiem. Głupia jestem – stwierdziła, spuszczając wzrok. – Gdy zaczął być zbyt nachalny, chciałam żeby przestał, ale…
Nie musiała kończyć. Część z tego widziałem, a resztę mogłem sobie wyobrazić. Biedna dziewczyna!
Pochyliłem się nad nią i zacząłem palcami wycierać łzy na jej policzkach. Uśmiechnęła się blado i oplotła rękami moją szyję, a potem mnie pocałowała. Drżące wargi zachłannie wpiły się w moje, szukając czułości i uczucia. Nie umiałem jej tego odmówić. Moje usta odpowiedziały równie mocno i czule. Pochłonęła nas magia pocałunku.

To musiało się stać – wcześniej czy później. Stało się teraz. Te wszystkie spojrzenia, dotyki i prowokacje znalazły ujście właśnie w tym momencie. Od ciepłej słodyczy ust Patrycji zaszumiało mi w głowie. Drżące dłonie dziewczyny oparły się na moim brzuchu, by po chwili zabrać się nieporadnie za małe guziki.
„To się dzieje naprawdę!” – przeleciało mi przez głowę błyskotliwe spostrzeżenie.

Pomogłem jej rozpiąć guziki. Dotyk jej ciepłych dłoni rozlał się po moim torsie. Potarła moje sutki, a ja zacząłem ściągać z niej sukienkę. Szybko, nieporadnie, jednocześnie obsypując pocałunkami jej odsłonięte ramiona. Oddawałem się we władanie szalonego pożądania.
W końcu miałem Patrycję przed sobą, ubraną jedynie w stringi. Oczy płonęły jej radosnym pożądaniem. Czytałem w nich niecierpliwość. Oczekiwanie na spełnienie – ale ja nie chciałem, by ta chwila była krótka. Chciałem ją przedłużyć, wycisnąć z niej tyle przyjemności, ile się tylko da.

W końcu i Patrycja uporała się z moim ubraniem. Zostałem w slipach. Patrzyliśmy przez moment na siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje, a potem nasze dłonie spotkały się w połowie, gdy równocześnie wyciągnęliśmy je ku sobie, by zacząć się pieścić. Badaliśmy z zachwytem każdy centymetr swoich ciał. Palcami, ustami i oczami. Nie mogłem nacieszyć się ciałem Patrycji. Jej skóra zdawała się parzyć koniuszki moich palców i spieczone usta. Ułożyłem dziewczynę na kanapie i patrząc jej głęboko w oczy, wymruczałem:
– No to się doczekałaś.
Cała jej twarz była radością. Uśmiechnęła się i powiedziała:
– Tak! Tylko się nie rozmyśl, proszę!

Nie miałem takiego zamiaru. Nie teraz, gdy posmakowałem jej cudownie kuszącego ciała. Wtuliłem twarz w jej piersi, sterczące wyzywająco w oczekiwaniu na pieszczoty. Zagarnąłem je, rozkoszując się ich ciężarem i jędrnością. Językiem zacząłem kreślić koła na ciemnych brodawkach. Coraz mniejsze, aż skupiłem się tylko na sutkach. Drażniłem je końcem języka, potem zacisnąłem na nich usta i zacząłem ssać. Patrycja jęknęła cicho i przymknęła oczy. Na jej ustach błąkał się uśmiech zadowolenia.

Zostawiłem jej piersi dłoniom, a wargami i językiem zacząłem pieścić płaski brzuch. W pępku świecił kolczyk w kształcie gwiazdy. Ściągając z Patrycji stringi, językiem błądziłem wokół niego. Znów z zachwytem patrzyłem na wygolone łono dziewczyny. Tym razem miałem je jednak na wyciągnięcie ręki. Wsunąłem palec między zaróżowione płatki i zacząłem je nim pocierać. Czułem wilgoć Patrycji. Była podniecona. Jęczała coraz głośniej, a ja pieściłem ją coraz intensywniej. Z półotwartymi ustami wypełnionymi jękiem wiła się na kanapie, prężąc młode i gibkie ciało. Ten widok działał pobudzająco na moje zmysły.

Rozsunąłem bardziej nogi dziewczyny i wsunąłem się między opalone uda. Zanurzyłem się w niej, pieszcząc jej szparkę językiem. Pachniała namiętnością, tęsknotą i seksem. Pachniała wspaniale. Przerwałem to na moment, policzkami przesunąłem kilka razy po wewnętrznej stronie ud Patrycji. Spodobała się jej ta nowa pieszczota, ale bardziej pragnęła moich warg zanurzonych w jej wnętrzu. Chwyciła moje włosy, docisnęła moją głowę do swojego krocza. Znów spijałem soki jej rozkoszy.

Trwało to dobrą chwilę, aż w końcu upomniałem się o swoje.
– Obiecałaś mi coś rano! – wydyszałem. – Pora spełnić obietnicę!
W zamglonych rozkoszą oczach Patrycji pojawił się dziki blask. Podniosła się zwinnie i popchnęła mnie na kanapę. Bez żadnych problemów ściągnęła ze mnie slipy. Z satysfakcją zauważyłem, jaką przyjemność sprawił jej widok mojego sterczącego członka.
– Cześć – wymruczała słodko w stronę nowego kumpla.
Po chwili pieściła go dłonią, nawet na chwilę nie spuszczając go z oka. Z zaciekawieniem, jakby robiła to po raz pierwszy. Pocałunkiem powitała wynurzającą się krwistą żołądź. Mrowienie na moim ciele przybierało na sile. Ten delikatny pocałunek złożony na moim penisie obdarzył mnie kolejną porcją rozkoszy. Nie mogłem oderwać oczu od widoku jej niewinnych, słodkich ust połykających kolejne centymetry nabrzmiałego członka. Aż do końca. Z zamkniętymi oczami kontemplowałem przyjemność z pieszczoty jej ust, jaką mi zaserwowała. Czułem napór rozkoszy. Rozsadzała mnie żądza.

Nie byłem w stanie dłużej czekać. Musiałem jej ostatecznie zakosztować. Położyłem dziewczynę na plecach i pochyliłem się nad nią. Żar mojego pożądania wypełniał całe pomieszczenie. Patrycja rozsunęła szerzej nogi. Mokra szparka kusząco i wyzywająco czerwieniła się nabrzmiałymi płatkami.
– Pieprz się ze mną! – powiedziała cicho Patrycja. – Teraz… już… mocno.
Tak bardzo pragnęła mnie przyjąć, tak bardzo była wilgotna, że wszedłem w nią bez żadnego oporu. W środku była taka gorąca. Poruszyłem się w niej, czując, jak zaciska się na moim penisie przy każdym ruchu. Straciła nad sobą kontrolę. Twarz wykrzywił jej grymas rozkoszy, oczy zaszły mgłą podniecenia. Dłonie ześlizgiwały się z moich spoconych pleców, próbując paznokciami wczepić się w skórę.

Zaparłem się rękami o kanapę. Silnymi pchnięciami bioder zacząłem pieprzyć Patrycję. Rozkosz, jaką przy tym odczuwałem, wypełniła mnie całego. Odbierałem ją każdym nerwem. Każdym milimetrem swojego ciała. Przestał liczyć się czas i miejsce. Zapomniałem o Marcie i wszystkich swoich wcześniejszych oporach. W tej chwili liczyło się tylko to, że Patrycja oddawała mi się całkowicie, bez żadnych zobowiązań. Jej ciało mówiło mi, że jest jej cudownie.

Z dźwięków wydobywających się z gardła niegrzecznej córki Marty wywnioskowałem, że jej spełnienie zbliża się w szybkim tempie. Coraz mniej panowała nad ruchami bioder. Przestały być rytmiczne i płynne, a zaczęły przypominać nerwowe szarpnięcia. Gdy zaczęła szczytować, jej ciało znieruchomiało. Słychać było tylko kakofonię jęków, wydobywającą się z szeroko otwartych ust. Na plecach poczułem piekący ból, gdy żłobiła paznokciami moje plecy. Po chwili, dysząc ciężko, próbowała niezdarnie opowiadać na moje pchnięcia, ale orgazm odebrał jej resztki sił.

Czułem, że ja również zaraz skończę. Moja głowa pulsowała, a ciało rozsadzała rozkosz. Nie ulotna, daleka, ale namacalna i gorąca. Zabierająca zmysły. Bezlitosna. Opętała mnie, a ja poddałem się jej bez żadnych zahamowań. Aż w końcu…

Ostatnie pchnięcie. Jęk. Ciepły strumień wylewa się ze mnie. Osiągam szczyt. Rozkosz wybucha. Radość. Moja i Patrycji. Wspólna.

Potem zostaje tylko cisza, wypełniona przyśpieszonymi oddechami. Zmęczeni wtulamy się w siebie, by wygasić emocje. Patrycja cała drży. Przytulam ją mocniej. Próbuję pozbierać myśli, ale plączą się bezładnie. Za wcześnie na to, więc leżę tylko i pławię się w zadowoleniu.
Jest mi cholernie dobrze!

Przez dwa tygodnie wszystko było wspaniale. Dzieliłem czas i miłosne uniesienia między Martę i Patrycję. W ogóle nie myślałem o tym, że matka może się dowiedzieć o moich zbyt bliskich stosunkach z córką. Wyrzuty sumienia, niczym dziewica cnotę, straciłem po „pierwszym razie” z Patrycją. Przyjemność, którą czerpałem z pieprzenia się z nimi, odebrała mi jasność myślenia. Jedyne, czego się obawiałem, to było to, że któregoś dnia fizycznie nie dam rady sprostać ich wymaganiom. Nie sposób było ich zaspokoić. Zwłaszcza Patrycji, która prześcigała się w wymyślaniu urozmaicenia naszych zbliżeń. Ostatnie skończyło się pozorowanym gwałtem, po którym długo nie mogłem ochłonąć. Miałem wrażenie, że stworzyłem potwora, który chyba nigdy się nie nasyci. Czas upływał szybko. Termin ślubu zbliżał się coraz bardziej, a ja miałem wrażenie, że żyję w erotycznym półśnie. Przebudzenie z niego było gwałtowne i bolesne.

Mecz

Był wieczór. Jeden z nielicznych, kiedy Marta nie miał ochoty na seks. Wolała zakupy ze swoimi dwiema szalonymi koleżankami. Patrycji też nie było. Była szansa, ze wróci późno lub wcale. Nie żałowałem tego. Ostatnio seksu miałem pod dostatkiem, a co za dużo, to niezdrowo. Odświeżony, zrelaksowany wlepiłem wzrok w telewizor i cieszyłem się podarowaną mi wolnością. Niedługo jednak.

Nie usłyszałem, kiedy Patrycja weszła do domu. Dopiero kiedy stanęła koło mnie, poderwałem się zaskoczony.
– Wystraszyłaś mnie! – powiedziałem lekko naburmuszony. Z wolności nici.
– Spoko! Wyluzuj! – uśmiechnęła się, ale w tym uśmiechu było coś jadowitego.
Zauważyłem, że trzyma coś za plecami.
– Co tam masz? – spytałem zaciekawiony.
– Prezent dla ciebie – odpowiedziała chłodno.
Wyciągnęła zza pleców niewielki pakunek, owinięty w kolorowy papier i związany kokardą. Podała mi go, patrząc wyzywająco w oczy. Nie rozumiałem, skąd u niej ta powaga. To chyba początek jakiejś gry?
– Rozpakuj i obejrzyj! – zaproponowała.
W środku była płyta CD. Zwykła, bez żadnych napisów, które mogłyby pomóc w odgadnięciu, co zawiera. Spojrzałem z ciekawością na Patrycję. Nie spodobał mi się wyraz jej twarzy.
– Włącz! – Wskazała na magnetowid.
Jakiś podskórny lęk przebudził się we mnie. To chyba instynkt, który ostrzegał mnie, że tym razem nie chodzi o nic przyjemnego. Jednak najprostszym sposobem, by się o tym przekonać, było włączenie kasety.

Przycisnąłem przycisk. Po chwili ekran pokrył się szarą kaszą, a zaraz potem pojawił się obraz. Zamarłem. Patrzyłem na siebie i Patrycję. Widziałem swój dziki wzrok, silne ręce oraz przestrach w oczach dziewczyny. Tak pięknie grała słabą i uległą, a ja bez żadnych oporów poddałem się tej grze. Jej słabość wobec mojej siły. Uległość i dominacja. Wszystko „cacy”, tylko że teraz, gdy oglądałem ten film, wyglądało to na gwałt. Wyglądało to źle. Paskudnie, kurewsko źle!

Olśniło mnie w jednej chwili. Zrozumiałem, że ta kaseta ma swoją cenę. Zrobiło mi się gorąco, ale postanowiłem nadrabiać miną.
– Wystrzałowy prezent! – stwierdziłem wbrew swoim myślom.
– Prawda!? – Zaśmiała się drwiąco. – Mam jeszcze dwie kopie.
– Ile będzie mnie to… kosztowało? – spytałem pewny, że odpowiedź mi się nie spodoba.
Patrycja zrobiła znaczącą minę, niby doceniając moją domyślność.
– Niewiele! Po prostu znikniesz z naszego życia! – syknęła ze złością.
– Ale…
– Żadnych „ale”! Spieprzaj z naszego życia, Federer! – Byłem zdziwiony, jak szybko wpadła w tak wielką złość. – Na zawsze!

Po jej minie wiedziałem, że to koniec. Nienawidziła mnie. Ta gówniara, która wydawała się tak zapatrzona we mnie, okręciła mnie wokół swojego palca i zrobiła ze mną, co chciała. Jaką doskonałą okazała się aktorką. Uwierzyłem we wszystko, co mi chciała wmówić. Uczucie, pożądanie i zaślepienie. Moje oczy oślepione jej urodą i kuszącym wdziękiem nie były w stanie dostrzec tej gry. Jeszcze raz przekonałem się, że jeśli penis próbuje przejmować funkcje mózgu, to nie może to skończyć się dobrze.
– Mogłaś to skończyć wcześniej… Dlaczego czekałaś? – Chciałem dostać odpowiedź na nurtującą mnie myśl.
– Po tym, jak mnie przeleciałeś pierwszy raz, przekonałam się jaki z ciebie ogier – Śmiała mi się w twarz. – Postanowiłam zaserwować sobie więcej przyjemności!

Od początku do końca kontrolowała całą sytuację z permanentną premedytacją. Mała zdzira!
– Wiesz o tym, że być może mama byłaby ze mną szczęśliwa? – spytałem Patrycję, choć nie wierzyłem, że to coś pomoże.
– Może – wzruszyła obojętnie ramionami.
– Słyszałaś może o czymś takim jak „egoizm”? – rzuciłem złośliwie, choć i obłudnie. Sam święty nie byłem.
Po jej minie poznałem, że ma dość tej dyskusji.
– Nie słyszałam! Jestem rozkapryszoną, bogatą nastolatką, która ma w dupie cały świat! – Była zła jak diabli. – Mówi ci to coś?
Nie miałem już ochoty z nią gadać. Przytaknąłem tylko jej głową, pewny, że już więcej nic nie wskóram.
– To fajnie! Teraz pakuj się i znikaj z naszego życia! – zarządziła. – Masz dwie godziny, zanim wróci mama!
Wyszła z pokoju, zabierając ze sobą kasetę. Dwie godziny! Z tym, co tu mam, spakowanie zajmie mi trzydzieści minut. Z wypiciem herbaty!

****

Siedziałem w małej kafejce na rogu, obserwując dom Marty. Widziałem, jak podjeżdża pod niego i wysiada z samochodu. Radosna, uśmiechnięta i tak daleka, choć dzieliło mnie od niej jakieś pięćdziesiąt metrów. Ciekawe, jak zareaguje na moje zniknięcie? Co jej powie Patrycja? Zabroniła mi się kontaktować z matką i wyjaśniać cokolwiek. Zamierzałem jej posłuchać.

Między palcami obracałem obrączki.

Czy żałowałem czegokolwiek? Pewnie częściowo tak, ale też chyba nie za bardzo. Straciłem wprawdzie szansę na dostatnie życie u boku Marty, ale nie pierwszy raz życie daje mi kopa w dupę. Znów wracam pod kreskę. Myśląc w ten sposób, zdałem sobie sprawę, że sam wmówiłem sobie miłość do tej kobiety. Całkowicie zasłużyłem sobie na to, co mi zgotowała Patrycja. Dałem ciała. Nie zdałem egzaminu, ale doszedłem do wniosku, że spróbuję jeszcze raz, z inną kobietą. Poczekam na odpowiednio majętną, ale dobrze by było, aby urodą dorównywała Marcie.

Tym razem sprawdzę jednak najpierw, czy ma nastoletnią córkę.

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Czytelniku, chętnie zamieścimy dobre opowiadania erotyczne na Najlepszej Erotyce. Jeśli stworzyłeś dzieło, które ma nie mniej niż 2000 słów, zawiera ciekawą historię i napisane jest w dobrym stylu, wyślij je na nasz adres ne.redakcja@gmail.com. Każdy tekst, który przypadnie do gustu Redakcji Najlepszej Erotyki, zostanie opublikowany, a autor dostanie od nas propozycję współpracy.

 

Przeczytałeś? Oceń tekst!

Tagi:
Komentarze

Dobry wieczór,

opowiadania jeszcze nie czytałem (ani na Dobrej Erotyce, ani tutaj, w wersji po liftingu), nie omieszkam uzupełnić tego braku przy najbliższej okazji. Teraz chciałem tylko napisać, że bardzo się cieszę, że Sinful Pen wrócił do nas po przerwie i znowu bierze się za publikowanie i komentowanie. Tak trzymać, Panie Kolego!

Z serdecznymi pozdrowieniami
M.A.

Klasyczne,w stylu opowiadań Jeffreya Archera.Bardzo mi się podoba.

Pamiętam jak czytałem to opowiadanie pierwszy raz i moja szczęka znalazła się niebezpiecznie blisko podłogi gdy przeczytałem o wyrachowaniu małolaty. Opowiadanie bardzo przyjemne, lekko się czyta (no poza zakończeniem 😉

daeone

Ale właśnie gdyby nie to zakończenie, opowiadanie byłoby sztampowe, wyróżniające się jedynie solidnym wykonaniem.
A tak mamy nie tylko tekst dobrze napisany, ale także dobry na płaszczyźnie fabularnej.

Nie chodziło mi że zakończenie jest złe :). Po prostu odbiega od tego co wcześniej autor opisywał – przyjemne chwile z dwiema kobietami gdzie ciężko jest ustalić, która jest lepsza, zyć nie umierać a tu nagle uderzenie obuchem po głowie i koniec rajskiego życia. Ale w żadnym wypadku nie powiedziałbym że jest złe. Nie może być zbyt pięknie, życie to nie bajka ;).

Dobry wieczór,

opowiadanie bardzo sympatyczne. Rozpoczyna się trochę podobnie do filmu "Match point" Woody'ego Allena. Utalentowany tenisista uwodzi dziewczynę, którą naucza. Prędzej czy później pojawia się ta trzecia…

Do tego momentu sądziłem, że będzie to historia o egoistycznym i podstępnym uwodzicielu. Tymczasem nastąpił nagły zwrot akcji… i okazało się, że w tym wszystkim chodzi o kobiecą przewrotność 🙂

Choć opowiadanie ma już swoje lata (na DE pojawiło się bodajże w 2009 r.), ale zestarzało się korzystnie i z klasą. Warto je przeczytać!

Pozdrawiam
M.A.

Zgadza się, myślenie "inną częścią ciała" ma czasem fatalne konsekwencje…
Sinful Pen, świetne opowiadanie, kwintesencja Twojego stylu.
Czekam z niecierpliwością na publikację kolejnych dawnych tekstów – no i … oczywiście na nowe opowiadania!

Witam ciepło,
Megasie, dziękuję za oficjalne przywitanie na forum po mojej niezaplanowanej i mało przyjemnej przerwie. Od siebie mogę tylko dodać, że nadszedł taki moment, że mi się wreszcie chce, a pisanie jakoś/znów sprawia, że czuję ten przyjemny dreszcz tworzenia. Na razie to chaos, bo w głowie i w fazie początkowej mam kilka projektów i najchętniej brałbym się za wszystkie naraz, ale myślę, że dojdę z tym do ładu. Jedyny ból moi drodzy – koleżanki i koledzy – to ból sprostania poziomowi, ale może nie dam ciała (choć w sumie blog ma charakter erotyczny wpisany w nazwie ;-)).
Co do samego tekstu jak wspomniał Megas niemłodego już trochę. Fabularny zwrot akcji był potrzebny, by jak wspomniał Obieżyświat, opowiadanko nie było jedynie o mamie i córce oddającym się miłosnym igraszkom tenisowemu lowelasowi. Nie jest to może super zawiły i wyszukany suspens, ale co tam. Cieszę się z pozytywnego przyjęcia tego tekstu.
Karolu – mam nadzieję, że nie będziesz próbował uzyskać odszkodowania za opadniętą szczękę :-). Osobiście, choć obecne młode pokolenia zadziwia mnie w wielu aspektach, nie uważam, że łatwo by było spotkać tak wyrachowaną dziewoję. Niemniej jednak jak wspomniałem obecne pokolenie młodych ludzi zadziwia mnie, więc…
Miss – nie wiem czemu "kwintesencja" to jedno z moich ulubionych słów. Cieszę się, że też posiadam jakiś tam swój styl.
Dziękuję pięknie za pierwsze komentarze.

"To wtedy dowiedziałem się, że Marta ma siedemnastoletnią córkę – owoc jej miłosnego zauroczenia przyszłym mężem" – nie powinno być "zmarłym"?
thegrirlformPraga

To zależy od interpretacji. Jeżeli córka została spłodzona przed ślubem, to była jak najbardziej była owocem fascynacji przyszłym mężem. A to, że później on zmarł, nie zmieniło tego faktu 🙂

Pozdrawiam
M.A.

Wyborne. Bitwa honoru z pokusą łatwego skoku w bok przedstawiona na najwyższym poziomie, a do tego wszystko zostaje w rodzinie. Przez niektóre fragmenty nabierałem przekonania, że opisane wydarzenia są bez sensu, coś takiego nigdy nie mogłoby się zdarzyć (mam na myśli słodką i wyuzdaną zarazem małolatę). Końcówka rozwiała jednak wszelkie wątpliwości i sprawiła, że wszystkie trybiki w mojej głowie wskoczyły na swoje miejsce, przemieliły wrażenia i pozostawiły bardzo pozytywne odczucia.

Straszna bladz z tej Patrycji…

Bardzo dobre. Ironia to znakomita przyprawa. U Ciebie było jej wystarczająco dużo, by podkreślić smak, ale jednocześnie była dozowana dostatecznie skąpo, by nie zdominować smaku całej potrawy.
Emocje narastały stopniowo: scena pod stołem, podglądactwo i wspólna tajemnica, aż po wybuch przemocy zakończony dobrym 'consumate'. Niestety przewrotności młodej osóbki można się było spodziewać, ale ostatnie dwa akapity wynagrodziły "niedobory" w zaskoczeniu.
Brawa, oklaski, kurtyna. Świetna kreacja męska!

Napisz komentarz